Wydarzenia


Ekipa forum
Balkon
AutorWiadomość
Balkon [odnośnik]30.08.17 12:13
First topic message reminder :

Balkon

Opis będzie później

[bylobrzydkobedzieladnie]
Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390

Re: Balkon [odnośnik]16.01.19 11:58
Wierzyłem, że nikt nigdy nie był gotowy na małżeństwo. Oczywiście dotyczyło to ludzi myślących, którzy byli w stanie zebrać się czasem na refleksje będące czymś więcej niż sprawy powierzchowne i błahe. Każdy z nas miał jakieś plany, marzenia i wyobrażenie, które chciał zrealizować. Ślub kojarzył się z końcem swobody, a swoboda była w naszych kręgach towarem deficytowym. I mocno wybrakowanym. Tak naprawdę żadne z nas nie pojęło znaczenia tego słowa w pełni. Od zawsze pilnowani, obserwowani, wymagano od nas coraz to innych rzeczy, aż w końcu przychodził czas na zawarcie związku małżeńskiego. Nie wtedy, kiedy my byliśmy na to przygotowani, nie wtedy, kiedy my tego chcieliśmy, tylko w momencie pasującym obu rodzinom. Ich głowom. Bez szans na sprzeciw oraz odroczenie wyroku skazującego na ograniczenie wolności, choć tak naprawdę poprzednie życie było jedynie jej nikłą namiastką, zwykłą atrapą, w którą dla własnego dobra uwierzyliśmy. Ci, którzy mieli ambicje wierzyli, że wraz z zamknięciem się jednego etapu wcale nie otwiera się drugi. Drzwi pozostają zamknięte, a oni osiadali w głębokiej próżni wypełnionej jedynie pustką. Ale im dłużej nad tym myślałem, tym bardziej chciałem wierzyć, że przy dobrej synchronizacji obojga partnerów mogliśmy wypracować sobie wsparcie i nawet pomoc w realizacji zamierzeń. Kobiety miały pod tym kątem dużo trudniej, wypadało im robić o wiele mniej, ale jeśli trzymały się standardów wytyczonych przez konserwatywne poglądy, także były w stanie zawalczyć o swoje. Na przykład dokształcanie się w różnych umiejętnościach oraz dziedzinach wiedzy. Nie chciałbym mieć żony głupiej i nieoczytanej nawet jeśli byłaby najpiękniejszą kobietą na ziemi i równie co piękną posłuszną. Pod tym kątem różniłem się od standardowego szlachcica, choć miałem wrażenie, że coraz więcej z nich pragnęło mieć o czym rozmawiać z partnerką. Kiedyś to było nie do pomyślenia. Czyżbyśmy nawet my, zwolennicy tradycji wyłamywali się nieco z konwenansów? Trochę się tego wystraszyłem. Zupełnie, jakbyśmy za chwilę mieli sympatyzować ze szlamami. To byłoby najgorsze, co mogłoby spotkać magiczny świat. Choć to już się działo, w niższych warstwach społecznych, ale nie tylko. Arystokracja dzieliła się, i to z tak beznadziejnego powodu! Ich przodkowie pewnie przewracali się teraz w grobie; no, może poza Weasleyami i prawdopodobnie Prewettami, od zawsze będącymi bardziej liberalnymi niż cała reszta klasy wyższej. Choroba widocznie postępowała na mniej silne rody, ale na szczęście nam to nie groziło.
Zresztą, polityczne problemy w tym jednym konkretnym momencie zdawały się być niczym w obliczu momentu, który prowadził do nieodwracalnych zmian. Choć to ledwie przedsionek do wejścia głębiej, z narzeczeństwa można było jeszcze uciec. Z godnością lub bez, ale istniała taka możliwość. Małżeństwo… wydawało się już być bardziej ostateczne.
Przyszedłem tutaj zdusić w sobie nieszczęśliwe wspomnienia oraz uczucia związane z deja vu i podejść do wyzwania jak najspokojniej. I najłagodniej. Wiedziałem, że Leia żyła przez ten miesiąc w całkowitej nieświadomości co do wybranego jej kawalera, dlatego musiała być tym wszystkim poruszona. Nie chciałem robić niczego wbrew jej woli ani naciskać, ale delikatnie musiałem to zrobić. Przez wzgląd na czekające na nas rodziny. Nierozumiejące uczuć targającymi młodymi ludźmi, oni mieli to już dawno za sobą, a ckliwość nie była tym, co charakteryzowało szlachciców. Czekałem jednak cierpliwie aż lady Yaxley wyjdzie z pierwszego doznanego szoku. Nie przestawałem się uśmiechać, ledwie widocznie, ale ona znała mnie na tyle, by widzieć ten gest. – Domyślam się. Ja trochę też, ale wierzę, że razem podołamy temu wyzwaniu – odpowiedziałem możliwie spokojnie. Delikatnie zacisnąłem palce na dłoni Lei, chcąc poniekąd przekazać jej w ten sposób otuchę i siłę do działania, choć tej kobieta miała w sobie wyjątkowo dużo. – Nie popędzałbym cię gdybym nie wiedział, że wszyscy w napięciu czekają na dole – dodałem nieznacznie poszerzając uśmiech. – Ale nie martw się, patrz na mnie i oddychaj głęboko. Wszystko będzie dobrze – zapewniłem i choć brakowało mi tych samych słów otuchy względem siebie, to teraz ja miałem być głową rodziny i wsparciem dla przyszłej żony, dlatego sięgnąłem w głąb własnej duszy, by wykrzesać ostatnie pokłady pozornego spokoju oraz niewzruszenia.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Balkon [odnośnik]22.02.19 19:02
Dziś żałowała, że nie nosi skóry innej osoby. Gdyby miała się z kimś zamienić, kto by to był? Jakiś urzędnik w Ministerstwie Magii? Sprzedawca w Esach i Floresach? A może ktoś, kto w pełni swojej krasy stał po przeciwnej stronie barykady, walcząc o coś zupełnie innego, o co walczyła ona? Na ten temat mogła jedynie spekulować, ale pozwoliła sobie na to, ponieważ te myśli sprawiały, iż nie czuła się tak przytłoczona tym, co miało się dzisiaj wydarzyć. Na chwilę odpływała do innych krain, gdzie nie miała obowiązków wobec swej rodziny i gdzie swobodnie mogła realizować się w tym, w czym chciała. W tych światach była panią swego losu. Nie górowała nad innymi, ponieważ nie o to jej chodziło. Nie chciała tego, nie szukała scenariusza, w którym mogłaby się nijako odpłacić innym za to, co obecnie przeżywała. Jedyne, czego pragnęła, to wolność, ale zdawała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nigdy nie będzie wolna. Niezależnie od tego, na ile jej narzeczony miał być spolegliwy wobec jej decyzji, wciąż nie można byłoby powiedzieć, że miała swobodę w ich podejmowaniu. Wcześniej miała nad sobą rodziców, ale im ufała. Wiedziała, że darzą ją oni bezgraniczną miłością. Jednakże bez względu na to, jaki charakter miał jej przyszły mąż, nie mogła o nim powiedzieć tego samego. Nie wątpiła w dobroć Lupusa, wręcz przeciwnie. Nie znała go przecież od wczoraj i pomimo opinii, jaką ten mógł wyrobić sobie na jej temat, uważała go za kogoś godnego zaufania. Nigdy nie dał jej powodów do tego, aby miała sądzić, iż jego przyszła żona nie będzie odpowiednio traktowana. Nie sądziła jednak nigdy, że myśląc o tym, miała tak naprawdę na myśli siebie. Z jednej strony niczego to nie zmieniało, ale z drugiej Leia nie mogła nie patrzeć na sytuację w trochę innym świetle. W końcu na przestrzeni ostatnich dni wielokrotnie wyobrażała sobie, kim będzie jej narzeczony. W jej sercu pojawiło się w związku z tym wiele obaw, a teraz, kiedy były one rozwiane, nie za bardzo wiedziała, co o tym sądzić. W jej głowie było obecnie tyle myśli naraz, że nie byłaby w stanie stwierdzić, która z nich oddaje jej prawdziwe uczucia w tej chwili. Wiedziała jedynie, że się boi. I że jest niepewna. Na szczęście słowa Lupusa sprawiały, że czuła się trochę lepiej, ponieważ wiedziała, że przynajmniej nie jest w tym sama. Tylko czy zawsze będzie mogła liczyć na jego wsparcie, tak jak mogła teraz?
Wiem, że czekają — odparła, przy czym bez wątpienia można było w jej głosie usłyszeć swego rodzaju wstyd, który wiązał się z tą świadomością. Odczuwała wstyd na myśl o tym, że tyle czasu spędziła na chowaniu się, zamiast zejść do zebranych dziś w Yaxley’s Hall gości. Powinna mieć w sobie więcej siły, a nie ukrywać się po kątach, jakby to miało sprawić, że wszystkie jej problemy znikną. — W porządku, postaram się. — I jakby na potwierdzenie swoich słów, wzięła głęboki wdech, nie odrywając jednocześnie spojrzenia od Lupusa. Rzeczywiście to pomogło, przynajmniej na chwilę. Wystarczająco jednak na to, aby była w stanie wraz ze swoim przyszłym mężem zejść do reszty gości. Tak, teraz mogła to zrobić. Teraz albo nigdy. — Ufam ci — dodała jeszcze, zaskakując przy tym siebie samą. Nie planowała wypowiedzenia tych słów, ale były przecież prawdziwe, w związku z czym nie żałowała tego, iż je powiedziała. Musiała pamiętać o tym, że nie była w tym pomieszczeniu jedyną osobą, która się czegoś obawiała. Czuła, że również Lupus potrzebuje swego rodzaju potwierdzenia z jej strony, iż byli w tym razem, a nie osobno, że ona również podzielała jego odczucia odnośnie tego, co niebawem miało się wydarzyć. Leia naprawdę nie chciała mu tego wszystkiego utrudniać, ale niełatwo było jej pokonać własne słabości. Obecnie jednak czuła, że będzie w stanie podjąć się tego zadania, dlatego pozwoliła Lupusowi poprowadzić się na dół. Tym razem jej niepokój nieco się zmniejszył, ponieważ miała świadomość, że z nim jest bezpieczna.


her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong

Leia Yaxley
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Balkon - Page 3 35465d97796c66437944bbd58443a238
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3572-leia-yaxley https://www.morsmordre.net/t3638-ren https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t6144-skrytka-bankowa-nr-907 https://www.morsmordre.net/t3639-leia-yaxley
Re: Balkon [odnośnik]29.04.19 9:40

Who knows what true happiness is? Not the conventional word but the naked terror. To the lonely themselves, it wears a mask. The most miserable outcast hugs some memory or some illusion .


Echo słów pradawnej pieśni wciąż rozbrzmiewało w uszach Młodego Wilka, nie pozwalając na to, by zagłuszyły go dalsze uroczystości weselne i chociaż starał się, nie mógł nie pozostawać w duchu samhainowej tradycji. Ślub, który odbywał się w największe z celtyckich świąt, stał się tak naprawdę kolebką dla czegoś potężniejszego, dla czegoś, co wychodziło poza granice pojmowania przez niezaznajomionego z kultem przeszłości czarodzieja. To niezwykle intymne wydarzenie po raz pierwszy ujrzało zgromadzenie arystokratów wykraczające poza wąski krąg panów hrabstwa, na którego terenie się znajdowali. Bardzo łatwo było zrozumieć to znaczenie Samhainu i przywiązanie do niego przez Yaxleyów, jeśli tylko znało się ich historię, która sięgała o wiele dalej niż innych rodów. Okrutni, milczący i niepowstrzymani idealiści walczący za swoje dziedzictwo nie bali się sięgać po to, czego pragnęli, a kunszt nie tylko magiczny, lecz również i we władaniu bronią białą sprawił, że pięli się w górę, osiągając czystość utrzymywaną przez długie wieki. Przelewali krew za te ziemie, a ich związek, niemal nabożny związek z przodkami w żadnej rodzinie nie był tak silny. Uczeni od maleńkości czci do dokonań pokoleń, które były przed nimi, ucierali sobie ścieżki, mając gotowe wzorce, do których pragnęli dążyć. Ich imiona również nie były bez znaczenia — przywiązane do rodziny od czasów jej powstania. Twarde, staroangielskie brzmienie tyczyło się w większości mężczyzn, pozwalając kobietom na delikatność i należytą miękkość. To one przynosiły z innych rodów powiew świeżości, chociaż posępne torfowiska wraz z otaczającymi Cambridgeshire bagnami odbijały usposobienie ich panów. Nie byli tak poetyccy jak Rosierowie. Nie byli zapatrzeni w sztukę jak Fawleyowie. Nie znajdowali się w mieście jak Blackowie. Toporni i ponurzy. Skryci i niedostępni trzymali w sobie wiele niewyjawionych nigdy myśli oraz odczuć. Jedno można było jednak o nich bezapelacyjnie powiedzieć, a ich oddanie często wzbudzało zaskoczenie wśród innych szlacheckich dynastów — lojalność wobec rodziny wykraczała poza mocne nawet związanie. Wszak vertetur in sanguinem.
Nie trzeba było być specjalnie spostrzegawczym, by dostrzec, że nie tylko pan młody czuł wyjątkowość tego, co wydarzyło się w pałacowym mauzoleum. Odbywające się wśród grobów wielkie święto ku czci zmarłych przodków pozostawiło Morgotha roztrzęsionego i będącego pod wrażeniem antycznego rytuału, któremu po raz pierwszy przewodził. Obserwowanie, jak robili to inni, było niczym w porównaniu ze złapaniem w dłoń drwa i rzucenia świętego ognia w stos samemu. Własną krwią przywołał duchy tych, którzy nosili jego nazwisko przed nim, a ofiara z jego własnego ciała miała być próbą. Przeszedł ją, nie mając pewności czy przodkowie zamierzali go zaakceptować jako głowę rodziny. Wciąż czuł to podniecenie, ból płonącego ciała, aż wreszcie nieporównywalną do niczego euforię, widząc pojawiających się coraz gromadniej przodków. Przywołanych jego mocą. Pochód, który stworzyli żywi i umarli nigdy nie był tak liczny, tak poruszający. Tak wymowny. Ich obecność wpłynęła na wszystkich zgromadzonych, a Morgoth mógł porozmawiać ze wcześniejszymi nestorami rodu, spijając z ich niematerialnych słów każde słowo dobrej rady czy wskazówki. Większość z nich mówiła językiem anglosaskim, dlatego swoboda, którą odczuwali wszyscy zgromadzeni tam potomkowie Yaxleatha Srogiego była niewysłowiona. Wciąż rzucali posępne spojrzenia przedstawicielom innych rodzin, nie ufając ich obecności, lecz nikt nie znał słów wymienianych między nimi. A Morgoth słuchał. Był młody. Nikt wcześniej w historii nie piastował tak znaczącego stanowiska w wieku zaledwie dwudziestu dwóch lat; nikomu również nie przeszło przez myśl, by poświecić los w tak niedoświadczone ręce. Sygnet seniorski zawsze trafiał na palec tego, który górował nad wszystkimi przedstawicielami rodu rozsądkiem, mądrością i charyzmą — posiadał go więc ktoś, kto był gotów poprowadzić bliskich na gruncie politycznym oraz batalistycznym. W porównaniu z przodkami Młody Wilk czuł się szczenięciem. Stał przed progiem kolejnego roku, wiedząc, że pierwszy raz od długiego już czasu miało dojść do wojny. Wielka Wojna Czarodziejów nie była echem tego, co dopiero nadchodziło. Targany przez swych rozmówców o plany oraz słuchając dobrych rad z ust ludzi z innych rodów, zdał sobie sprawę, że potrzebował ucieczki. Z dala od wrzawy, z dala od tych wszystkich twarzy i ich głosów. Mogli obejść się przez jakiś czas bez niego i to zamierzał wykorzystać. Pozostawił więc wszystkich zgromadzonych na sali balowej, przechodząc między gośćmi i kierując swe kroki ku wyższym piętrom posiadłości. Jego siedziby. To wciąż brzmiało irracjonalnie, zważywszy na to, że jego ojciec, poprzedni nestor wciąż żył. Czy wciąż miało go to za każdym zadziwiać? Widział jak Edgar i Tristan z łatwością przywykli do swoich sygnetów, odnajdując się świetnie w nałożonych na nich rolach. Byli od niego starsi, ich nazwiska zdołały rozbrzmieć wśród znaczących. On dopiero swoje dziedzictwo budował, wkraczał w świat, wychodząc z cienia, na którego granicy czuł się najswobodniej. Cichy doradca miał stać między królami jako równy. Nawet na własnym ślubie nie mógł uciekać myślami od odpowiedzialności, która równała się z zaszczytem przejęcia nestorskiego tytułu. Zajęty ich nagromadzeniem wkroczył na balkon, nie zauważając czyjejś już tam obecności. Jego wyczulone zmysły od razu zostały porażone cudownością wilgotności i świeżości nocnego powietrza sprowadzonych nagłą, lecz nie pozbawioną symboliki burzą. Otulony papierosowym dymem wpatrywał się w skryty w ciemności horyzont rozświetlany raz po raz przez błyskawice. Oto westchnienie nocy zimowej, jakaż gwałtowna burza.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Balkon [odnośnik]22.07.19 16:56
Nie żałowałem, że nie byłem kimś innym. I choć nie chodziło o ten konkretny moment, to nie zamieniłbym się w nikogo, nigdy, nawet teraz. Nawet jeśli nie oświadczałem się nigdy wcześniej i nie byłem przygotowany do tej roli, bo to nie tak, że arystokracja prowadziła szkołę dla przyszłych narzeczonych. Nie uczyliśmy się tam żadnych formułek ani zachowania podczas tak jakże ważnego momentu w każdym szlacheckim życiu. Musieliśmy sami rozpracować system od środka, przetestować jak działa, choć nigdy nie dostaniemy szansy na powtórkę. Niwelację błędów, wypuszczenie gotowego, idealnego produktu. Tak nie działała nasza rzeczywistość i coraz mocniej się tym denerwowałem. Nie lubiłem nie mieć kontroli nad wydarzeniami, innymi ludźmi i ich reakcjami. Chciałem wiedzieć co konkretnie tkwiło w głowie Lei, poznać każdą jej myśl, wybadać czego potrzebowała. Co mogłem zrobić, by ulżyć jej cierpieniom? Widziałem, że nie była zadowolona, że trzymała w sobie wiele obaw, które zamierzała zatuszować wymownym milczeniem. Znałem ją zbyt długo, by móc się na to nabrać. Postanowiłem nie drążyć tematu, nie dopytywać dlaczego tak długo ukrywała się przed nami. Domyślałem się, że to nie mogło być dla niej łatwe, ale dla mnie też nie było. Może gdyby była dla mnie całkowicie obcą kobietą, prościej byłoby rzucać wymaganiami, nie oddając przy tym niczego w zamian. Niczego oprócz złości i zniecierpliwienia, bo przecież miałem wiele rzeczy na głowie, wiele rzeczy do roboty. Ale to była Leia, na której dobru mi zależało; nie tylko ze względu na jej brata. Stresowałem się więc podwójnie, że zawiodę nie tylko rodzinę, ale też ją i siebie samego. Łatwiej było nie być zaangażowanym emocjonalnie, to na pewno. Teraz było na to już za późno. Musiałem powstrzymać szarpiące ciałem uczucia, zapomnieć o obawach pulsujących pod skroniami. Byłem mężczyzną, bycie podporą to moje zadanie. Dlatego zebrałem w sobie resztki odwagi, skupiając ją całkowicie na zapewnieniu komfortu lady Yaxley. Potrzebowała go w tamtej chwili bardziej niż ja sam. To sobie wmawiałem, gdy wyrzucałem z siebie kolejne łagodne słowa. Miałem być opoką i wsparciem, z czego zamierzałem się wywiązać; prawdopodobnie opadając z sił i emocji jak już wrócę do domu i zakopię się w pościeli chłodnego łóżka.
- Żałuję, że nie są cierpliwsi – odpowiedziałem jakoś tak machinalnie, z westchnieniem na końcu. Nie powinienem, to zdanie na pewno nie pomogło arystokratce zebrać myśli ani odwagi. Przełknąłem ślinę, wymuszając na sobie uśmiech mający zasłonić tamto faux pas. – Jeśli źle się czujesz, możemy jeszcze zaczekać, zrozumieją – dodałem więc ugodowym tonem, dbając o to, by już nie popełnić podobnej gafy. Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Na pewno. – W takim razie jestem spokojny. Twoje starania zawsze spotykały się z fenomenalnymi rezultatami – pochwaliłem ją, mając w pamięci głównie dokonania uzdrowicielskie. Na początku miałem problem z akceptacją pasji Lei, ale teraz wiele rzeczy uległo zmianie. A jeszcze więcej zmian czekało przed nami w kolejce. Jednak jak wiele niedogodności miałem przełknąć? Nie wiedziałem. – Nie zawiodę cię – odparłem, możliwe, że wciągnięty przez chwilę, magię momentu, bo to była dość trudna i ważna obietnica. Nie powinienem rzucać słów na wiatr. Nie chciałem nawet. Zabezpieczyłem kobiecą dłoń spoczywającą na ramieniu i ruszyliśmy razem w dół; ja z wciąż piekącym przyrzeczeniem, które będzie trudno spełnić. Niezwykle. Teraz jednak musiałem się postarać.
- Wybaczcie nam zwłokę, potrzebowałem chwili oddechu – powiedziałem do zebranych w jadalni osób, sztuk aż cztery. Oczywiście, że przyjąłem winę na siebie, to nie podlegało dyskusjom. Odsunąłem Lei krzesło, nim usiadła na swoim miejscu, po czym zasiadłem w wyznaczonym dla mnie miejscu. Oczywiście, że najpierw musiało stać się zadość wszelkim konwenansom jak posiłek oraz grzecznościowa rozmowa, starałem się zerkać na lady Yaxley i posyłać jej pocieszające spojrzenia. Jeszcze chwila i będzie po wszystkim.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Balkon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach