Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]13.01.18 18:24

Kuchnia

Dość ciasna i w ciągu dnia raczej nie za bardzo oblegana, za to wieczorami stająca się centrum niewielkiego wszechświata Rineheartów. Gdy nadchodzi wieczór i zapalane są lampy, nagle staje się bardzo przytulnie i swojsko, a wylewające się z garnków i półmisków zapachy przyciągną do siebie nawet najbardziej zagorzałego wielbiciela salonu.
Centralnie ustawiony stół zawsze nakryty jest czystym, czerwonym obrusem, a towarzyszące mu krzesła mimo upływu lat wciąż są wygodne i miękkie. Szafki już dawno miały mieć naprawione drzwiczki, ale nikt się za to nie zabrał, więc wciąż skrzypią; powsadzane na najwyższe półki miski obrosły już kurzem. Na ścianach porozwieszane są niewielkie, ale ruchome obrazy, które stanowią pamiątkę po irlandzkich korzeniach pana Rinehearta.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]03.03.18 20:31
|7 czerwca

Wczorajsze spotkanie ze Skamanderem dalej ją oburzało, a im bardziej próbowała szukać w nim minusów, tym - niestety - coraz więcej dostrzegała pozytywów zaciągnięcia jej przymusowo na Brick Lane. Poprzez złamanie komfortu, jakże brutalne, poznała nową kulturę i okolicę, a co ważniejsze, zainspirowała się do stworzenia nowego orientalnego, projektu dla ślicznej lady Shafiq. Zauważyła również, że jej niechęć względem Anthony'ego miała tendencję spadkową, co z kolei ją frustrowało, bo była prawie pewna, że go nie cierpi.
Bardzo wczesnym rankiem, kiedy ledwo co świtało, doprowadziła się do porządku i wyruszyła do domu swojej dziwnej przyjaciółki. Nie przejmowała się tym, że być może Jackie, jak każdy normalny człowiek, będzie o tej porze spać, wszak już dawno odrzuciła myślenie o niej w tych kategoriach. A jeśli jednak spała - miała ze sobą kartę przetargową, w postaci słodkich, śniadaniowych bułeczek i owocowego, domowego dżemu, całość prowiantu dopełniając owocami, zakupionymi przez ciotkę poprzedniego dnia na pobliskim Lavender Hill targu. Wiedziała, że w ten sposób załagodzi złość aurorki, przynajmniej na chwilę, którą zamierzała wykorzystać na zaparzenie aromatycznej kawy - chociaż nie potrafiła gotować, nauka parzenia napoju życia, który mogłaby pić litrami, wychodziła jej całkiem dobrze.
Kiedy znalazła się przed drzwiami domostwa na Hartlake Road, bez namysłu zapukała trzykrotnie a potem poczekała chwilę i powtórzyła zabieg. Opłacało się; widok zaspanej kobiety, potarganej i ubranej w szlafrok był dość zabawny, jeśli przypominała sobie jak buńczuczny na co dzień miała charakter. Nieporadna i całkiem niegroźna, a w dodatku odsłaniająca łydki. Zgrabne łydki, które przyciągnęły spojrzenie jasnowłosej na dłuższy moment; nie podejrzewała jej przecież o posiadanie kobiecych kształtów, zawsze skrywanych pod luźnymi szatami oraz niedopasowanymi sukienkami, których nie pozwoliła sobie przerobić.
- Dobrze, że już nie śpisz. - Przywitała się, wymijając ją w wejściu, a kiedy zrzuciła ze stóp buty, pomaszerowała do kuchni. Najpierw położyła wiklinowy kosz na ladzie, uchylając rąbek kolorowej ściereczki, w razie gdyby w jej stronę wycelowana była różdżka z inkantacją na końcu języka.
- Głodna? - Aromatyczny zapach pieczywa rozniósł się po pomieszczeniu, z pewnością docierając do nozdrzy kobiety. Nie czekając na reakcję, pozbyła się płaszcza i szybko wyruszyła na poszukiwania talerzyków. Musiała przyznać, że mała i ciasna kuchnia w porównaniu z jej przestronną była trochę problematyczna, dlatego długą chwilę zajęło jej przeglądanie szafek i próba nie uderzenia się w głowę, czy kolano. - Powiedz mi, moja droga, jak to się stało, że nie jesteś najbardziej męczącym aurorem w jednostce? - Przełożywszy bułeczki na talerz, przesunęła je zachęcająco po blacie w stronę Jackie.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kuchnia Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kuchnia [odnośnik]17.03.18 19:50
Dni stawały się coraz dłuższe, a noce nieporównywalnie krótsze. Były zaledwie skrawkiem chwili, jej dziesiątą częścią, jakby stanowiącą tylko i wyłącznie krótki przerywnik między kolejnym zachodem słońca a jego wschodem. Wracała coraz później, jej ciałem pociągały sznurki obowiązku, ambicji, która próbowała jak lew rozerwać jej klatkę piersiową za każdym razem, gdy okazywało się, że odnaleziono kolejne trupy, na ciałach których odnaleziono ślady użycia czarnej magii. Wydawało jej się, że potrafiła już rozpoznać, kto zginął od anomalii, a kto nie, ale wciąż popełniała błędy i niewłaściwie oceniała. To doprowadzało ją do istnego szału – do tego stopnia, że zdarzało jej się śnić o tym, co jeszcze kilka godzin temu przeżywała. Śniły jej się rozwiązania, poprawnie wysnute wnioski, a kiedy się budziła, niemal natychmiast ulatywały. Jak para znad filiżanki, jak pędzący polem wiatr. Wystarczyło jedno pstryknięcie.
Usłyszała pukanie. Jej twarz była tak zniekształcona na materacu łóżka, że udało jej się otworzyć tylko jedno oko i utkwić wzrok w kawałku ściany naprzeciwko. Tym razem nie śniło jej się nic. Wzrok szybko przeskoczył na zegarek. Spała dwie godziny. Pukanie się powtórzyło.
Skręcę kark Billy’emu, a potem rozwieszę jego wnętrzności nad drzwiami – wyburczała, ześlizgując się ze swojego legowiska i wędrując do drzwi, powłócząc przy tym nogami.
Sięgnęła po klamkę i pociągnęła za nią mocno.
CZYŚ TY ZWAR… Solene? CZYŚ TY ZWARIOWAŁA?! – wrzasnęła, zupełnie nie patrząc na to, że za chwilę sama kogoś obudzi. – Co ci do łba strzeliło, żeby odwiedzać ludzi o tej porze?!
Zamknęła za nią drzwi, kręcąc głową. Nie miała na sobie szlafroku i piżamy, ani tym bardziej nie miała odsłoniętych łydek, więc półwila musiała obejść się smakiem. Jak wróciła z pracy, w szacie aurorskiej, tak padła na łóżko i po prostu zasnęła. Zdążyła tylko zdjąć buty, więc jedyne, co mogło być powiązane z łydkami i odkryte, było w rzeczywistości zakryte skarpetkami.
Nie umknął jej jednak aromatyczna woń słodkości, które najpewniej posłusznie leżały w koszu, który wniosła. Nozdrza rozszerzyły się mimowolnie, w Jackie rozbudziła się wola zjedzenia czegoś sycącego, bo ostatni posiłek jadła najprawdopodobniej wczoraj koło godzin wieczornych i nie był szczególnie dobry. Ktoś nie podsmażył dobrze kurczęcych udek i uciekły, zanim zdążyła wziąć kawałek któregoś z nich do ust. Parszywa, majowa magia. Psuła nawet obiady.
Poszła za Solene do kuchni, gdzie ta zdążyła się już rozgościć. Obserwowała jej ruchy ze zdenerwowaniem wciąż skaczącym po ciemnych tęczówkach, jakby za chwilę miała rzucić jej się z kłami do gardła. W swojej głowie już rozrywała ją na strzępy.
Wpadasz tutaj przed wschodem słońca i pytasz mnie, czy jestem głodna? Do reszty ci odbiło, Godryku… – zapach świeżego chleba aż wiercił w nosie, ale nie miała zamiaru przyznać się, że jest głodna. Choćby kosztowało ją to przegryzienie w pół własnego języka. Oparła się tyłem o blat kuchenny, przyglądając się jej z uporem, kiedy krzątała się i kręciła po kuchni Rineheartów. – Mówisz to tak, jakbyś poznała ich wszystkich. Ale może najpierw dokończ myśl, bo widzę, że masz coś jeszcze do powiedzenia. I mów wiele, bo długo nie wybaczę ci takiego wpadania przed świtem do mojego domu.
Usiadła przy stole. Zerknęła na bułeczki, poczuła skręt kiszek. Wzięła jedną do ręki i ugryzła.
Nie pokazała po sobie, jak bardzo jej smakowało. Ale w środku rozpływała się jak lody w samo południe.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]31.03.18 23:52
Nie przejmowała się wczesną godziną, w gruncie rzeczy nie wiedząc nawet, która dokładnie teraz jest. Sama mało sypiała w nocy, prawie wcale, swój dzień zaczynając bardzo wcześnie i równie późno go kończąc, a myśl, że Jackie pochłonięta pracą robi tak samo wzięła górę. Nie sądziła, że tym razem się pomyli, przerywając kobiecie chwilę odpoczynku po kolejnym dyżurze i przed kolejnym dniem łapania złoczyńców. Czasami jednak myślała później, niż działała, i dzisiejszy poranek zdecydowanie zaliczał się do takich sytuacji.
Gdy ugościła się sama, odnajdując co ważniejsze naczynia w szafkach, postanowiła przyrządzić aurorce kawę, skoro jeszcze tu stała i nie wyglądała na taką, która zamierza ją wyrzuć. Oczywiście czuła na sobie jej wzrok, chociaż niespecjalnie przejmowała się złością dobitnie wyczuwalną w jej głosie. Pochłonięte swoimi obowiązkami nie miały czasu nawet na krótkie spotkanie, a sympatia, którą darzyła Jackie nie pozwalała jej na obojętne przejście koło tej sytuacji. Czasami dziwiła się, że w gronie swoich znajomych posiada kobietę - w cudzysłowu - noszącą spodnie, co imponowało potomkini - o tym jednak nie zamierzała nikomu mówić, a tym bardziej samej aurorce. Poza tym, kto jak nie ona, był w stanie potwierdzić jej przeczucia co do Skamandera?
- Usiądź sobie, zrobię ci kawę. - Powiedziała, podsuwając aurorce pod nos słoiczek z dżemem i łyżeczkę, bo nóż w jej rękach był jeszcze niebezpieczny. Widziała, że Rineheartówna była głodna, ale wiedziała też, że cechował ją ośli upór, którym teraz starała się zamaskować głód. Odszukując w szafce puszkę z kawą i dwa kubki, nastawiła wodę, by się zagrzała. - Z mlekiem, czy bez? Z fusami, czy nie? - Kawa była jedną z niewielu rzeczy, które potrafiła przyrządzić bez pomocy ciotki, więc nie martwiła się, że zepsuje coś tak prostego. Sama na wczesne poranki i późne wieczory spędzane nad projektami preferowała mocną, czarną, pobudzającą, w wolniejsze dni i popołudnia przerzucając się na delikatną i aromatyczną, którą była w stanie faktycznie się rozkoszować.
Opierając się biodrami o blat, skrzyżowała ręce pod biustem i rozejrzała się dookoła.
- Jackie, nic do was nie mam, ale działania niektórych aurorów są absurdalne. Wyobraź sobie, że ostatnio znowu próbowano mnie porwać - jakiś czas po twoim liście z ostrzeżeniem - a ten auror tak się uparł, że w końcu na siłę zaciągnął mnie na złożenie zeznań. To jednak nic, wczoraj okazało się, że złapano jednego z porywaczy, a twój uroczy kolega po tym wszystkim zaciągnął mnie na Brick Lane. - Westchnęła cierpiętniczo dla podkreślenia efektu swoich gorzkich żali. - Nie, żeby coś, ale zabieranie mnie w takie miejsca to skrajna nieodpowiedzialność. - W końcu nie była przyzwyczajona do dzikusów i szlam, pamiętając, by omijać ich szerokim łukiem i tak też robiła przez wiele lat. Sama wreszcie pokusiła się o zjedzenie jednej z bułeczek.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kuchnia Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kuchnia [odnośnik]15.04.18 15:39
Poczuła się trochę zdradzona – nie pamiętała, żeby kiedykolwiek przyprowadzała tutaj Solene. To prawda, wiązała je pewna znajomość, może stopień pierwszy do przyjaźni, ale Jackie nie miała w zwyczaju tutaj kogokolwiek zapraszać. Mieszkanie Rineheartów było ich zabarykadowanym pałacem, azylem, niemożliwym do przedostania się zamkiem otoczonym fosą z silnych zaklęć ochronnych. Od momentu, gdy stopy Solene stanęły w korytarzu, Jackie dziwiła się, że żadne z nich nie zareagowało. Podświadomie się jej spodziewała? Niemożliwe.
A mimo to, mimo złości z powodu wtargnięcia do jamy lwicy, nie wygoniła jej, chociaż miała ku temu świetne powody. Może na koniec rzuci na nią Obliviate, chociaż spróbuje, żeby na drugi raz nie wparadowała tak tutaj bez ostrzeżenia. Wodziła za nią wzrokiem, kiedy się tak krzątała, za kolejną fazę szaleństwa obierając czajnik i kubek z kawą.
Zostaw, sama ją zrobię – odpowiedziała, wstając i zbierając z górnej szafki puszkę, w której kryła się czarna sadza. Gdy ją otworzyła, kuchnię opłynął delikatny aromat wanilii. Mimo pochłoniętej słodkiej bułki wciąż nie była w nastroju na przejmowanie pałeczki w tak ważnym dla niej aspekcie. Skinęła jej głową na stół, żeby usiadła i kontynuowała swoją opowieść. Nalała do czajniczka wody i postawiła go na piecyku. Ogień natychmiast pod nim zapłonął.
Stanęła przy blacie po drugiej stronie kuchni. Do dłoni chwyciła jabłko z koszyka i wytarła je o szatę. Przyglądała jej się z uwagą, chociaż z każdym słowem irytacja rosła coraz bardziej. I to nie na aurorów, tylko na Solene. Zamknęła oczy, marszcząc brwi.
Tylko. Nie wybuchnij. Złością.
Próbowano cię porwać – powtórzyła mimowolnie. – W jakich okolicznościach? I nie mów mi, że zapuściłaś się w doki, Solene, mówiłam ci, że to bardzo zły pomysł – jej głos, chociaż bardzo się starała, zaczynał wchodzić na wyższe tony. – Jakikolwiek auror to zrobił, wykazał się dobrą wolą, chroniąc cię w Biurze. Powinnaś to docenić. – wgryzła się w jabłko, na krótką chwilę dając ujście złości. Mielące owocowy cukier zęby pozwoliły, żeby uleciała z Jackie kumulująca się w niej energia. – Na Brick Lane? Co ty nie powiesz. Chyba nie w celach służbowych? W to nie uwierzę. I co ci tam próbował pokazać? Magiczne lampy? Czy może hordy turystów z Bangladeszu.
Powinna jak najszybciej dojść do czarodzieja, który odpowiadał za sprawę Solene. I przepytać go, co on u licha planował.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]20.04.18 23:54
Niechętnie przekazała Jackie pałeczkę w robieniu napoju, gdy chciała udowodnić jej - albo sobie samej? - że nie była taka beznadziejna i chociaż umiała parzyć dobrą kawę. Jednak daleka była od dyktowania aurorce warunków, kiedy wiedziała, że nie dość, że ją obudziła o tak absurdalnej porze, to dodatkowo nie posłuchała dobrej rady, której jej udzieliła listownie. Usiadła grzecznie na krześle, rozglądając się po kuchni. Pomimo ciasnoty, pomieszczenie prezentowało się całkiem gustownie, swojsko i rodzinnie, czego brakowało Francuzce od dziecka w domu pełnym zbędnego przepychu; pozazdrościła nawet ciemnowłosej tego maleńkiego domku rodzinnego, ale tylko w myślach. Nie miała zamiaru przyznać tego na głos.
Nastawiła się na reprymendę, a raczej srogie zwrócenie uwagi, kiedy tylko poruszyła temat porwania. Wprawdzie skończyła opowiadać swoją historię, ale od dłuższego momentu wbijała łagodne spojrzenie niebieskich oczu w swoją dziwną koleżankę. Nie podobał jej się ten spokój. Dziwny, bardzo wymuszony spokój i oszczędność słów.
- No dalej Jackie, powiedz to. - Westchnęła. Nie rozumiała czemu oczekiwała i była gotowa znieść złość aurorki, gdy nigdy nikomu nie pozwalała zwracać sobie uwagi. - Nie byłam w dokach. Tylko w parku. Chyba mogę chodzić po parkach? - Dodała na swoje usprawiedliwienie. A raczej skłamała. Lub powiedziała coś z pogranicza prawdy i kłamstwa, bo teraz nie była pewna, gdzie się wtedy znajdowała. Wszystko działo się na tyle szybko, że jeszcze szybciej próbowała wyprzeć z myśli tamten wieczór, gdy w jej głowie pojawił się niebezpieczny smutek, żal i chęć wpadnięcia w kłopoty, podjudzane wypitym wcześniej winem. O tym jednak nikt nie musiał wiedzieć.
- Chciał mi pokazać, dlaczego jestem zgorzkniała - zmarszczyła brwi; dalej nie poznała powodu ani odpowiedzi na postawione wtedy przez Skamandera pytanie - pokazać, jak smakuje curry, sprawdzić najwidoczniej jak zachowam się wśród dzikusów - niestety, wciąż uważała tamtych ludzi za dzikusów, dla których była żywą atrakcją. Nikt temu nie mógł zaprzeczyć - a przy okazji miał pewien problem ze zrozumieniem, że zostałam wychowana w inny sposób, w innym miejscu. Jako atrakcja dla męża arystokraty i pierwszorzędna uzdrowicielka - kontynuowała z względnym spokojem, biorąc głębszy haust powietrza - a to, że coś poszło nie tak w planie moich rodziców nie jest tematem do rozmów. - Czarna owca, skaza na dobrym nazwisku - cała ona. Uniosła wzrok znad swoich spiłowanych paznokci na Jackie, nieco spuszczając z podekscytowanego i zirytowanego zarazem tonu. - Byłam zdana na jego łaskę i niełaskę, bo wiedział, że sama stamtąd nie wyjdę. - Pamiętała tamten irytujący uśmieszek, którym ją obdarzył, gdy uświadomiła sobie, że jest skazana na jego osobę tak długo, jak sam będzie chciał. - Koniec końców był... znośny. - Bo przecież nie miły ani przyjacielski, o nie. Daleka była od określenia Anthony'ego tymi słowami.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kuchnia Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kuchnia [odnośnik]23.05.18 21:09
Dziwny to był dom – pozbawiony domowej atmosfery, ale nazywamy nim, bo mieszkają tu ludzie, którzy połączeni są więzami krwi i czasami rozmawiają o sprawach przyziemnych przy wspólnym śniadaniu czy obiedzie. Dziwny to był dom, pozbawiony matki, która wprowadziłaby do niego brakujący element – jakiś zapach kojarzący się z gościnnością i opieką, babilot, który kupiła dziesięć lat temu na pchlim targu, jedyny w swoim rodzaju kubek czy inny drobiazg. Tutaj nikt nie był w stanie tego odnaleźć. To był dom aurorów, na przymus stworzony pod modę rodzinności, ale tak naprawdę tak samo surowy i niecodzienny jak inne domy służbistów. A jednak Jackie czuła się w nim zaskakująco dobrze.
Póki nie przychodzili ludzie i nie budzili jej z upragnionego snu.
Spojrzała na nią niby obojętnie, ale z widoczną złością, przemykającą gdzieś pod sinymi łukami pod oczami, bladą skórą i zmarszczonymi brwiami.
Możesz, chyba że te parki są poza miastem i bardziej przypominają las, gdzie aż roi się od niebezpieczeństw – jej ton kluczył między wyraźnym warknięciem a karceniem. Nie odpowiadała za to, jakimi drogami kroczyła ta kocica, równie niepokorna, co wszystkie inne, ale zawsze miała do niej pretensje o to, że jej nie słuchała. Bo niektóre drogi znała lepiej niż Solene i mogła odradzić ich uczęszczania.
Ugryzła jeszcze raz jabłko i odłożyła je na blat, zajmując się nasypaniem kawy do kubków. Przygotowała mleko w niewielkim, prostym dzbanuszku, po czym postawiła go na stole, tuż obok cukierniczki. Jej różdżka tym razem spoczywała na stole, nie miała zamiaru używać magii w czasie AK trywialnych czynności. Usiadła z powrotem przy stole, chwytając za jabłko, żeby gryzieniem odepchnąć od siebie skumulowaną złość. Ta zaczynała powoli odpuszczać.
To znaczy, że dostałaś za darmo lekcję moralności. Gratulacje, wygrałaś na loterii, Solene – odpowiedziała dość kpiarsko, bo w gruncie rzeczy teraz ta cała sytuacja wydawała jej się po prostu śmieszna. Jedynym faktem, jaki powinien ją zmartwić było to, że owy auror zabrał ją na swojej służbie, a to znaczy, że opuścił posterunek. – Może w ten wysublimowany sposób cię podrywał – wzruszyła ramionami. Co prawda była ostatnią osobą, która mogłaby wspominać o tej możliwości, ale w końcu siedziała przy półwili, dla której była ona całkiem naturalną pozycją. – Ty złapałaś jednego z porywaczy? Opowiesz mi coś o tym? Zdaje się, że to lepsza historia.
Wydawało jej się, że nawet się przy tym lekko uśmiechnęła. Wyglądała to dość pogardliwie, ale nie oszukujmy się – taka już była Jackie.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]01.06.18 1:18
Francuzka nie sądziła, że Rineheart weźmie sobie do serca jej rzucone pół żartem pół serio słowa o wspólnej przyjaźni i protekcji w zamian za cerowanie dziur w płaszczu. Nie sądziła, bo w swoim życiu miała może zaledwie jedną przyjaciółkę, a reszty kobiet prawie wcale nie tolerowała – z wzajemnością – i nie rozumiała dlaczego zapałała do Jackie czymś na kształt sympatii albo chociaż niechęci do wydrapania oczu przy pierwszej okazji skrytej za mdłym uśmiechem i wymienianiem uprzejmości. Po pewnym czasie jednak przestała się nad tym zastanawiać, uznając, że najwidoczniej tak miało być a zesłanie aurorki na jej drogę miało swój cel, którego jeszcze nie odkryła. Westchnęła cicho, nieadekwatnie do sytuacji uśmiechając się pod nosem; zainteresowanie Jackie ścieżkami, którymi chadzała, bardzo jej schlebiało, lecz nie podejrzewała, że mogło wynikać z szeptanych na korytarzu jednostki plotek, w której pojawiła się zaledwie raz, wczoraj, w dodatku wbrew swojej woli.
Niespecjalnie przejęta wykonywanymi przez kobietę czynnościami, siedziała na swoim miejscu. Nie zamierzała wchodzić z buciorami na jej podwórko – przynajmniej bardziej niż dotychczas – ani tym bardziej używać różdżki, do TAK trywialnych czynności, jak zaparzenie kawy czy herbaty, które wykonywała kilka razy w ciągu dnia, ani razu nie doprowadzając do wybuchu czajnika czy całkowitego wyparowania wody. Nie była jednak jasnowidzem, by wiedzieć, w której szafce znajdowały się kubki, puszka z kawą i łyżeczki.
Oczywiście, wszyscy mężczyźni myślą o podrywaniu mojej osoby – odparła równie kpiąco, bo chociaż tak w zasadzie powinno być, zauważyła w ostatnim czasie zaskakujący spadek zainteresowania półwilimi potomkiniami – szczególnie po liście, który miał trafić w twoje dłonie a trafił do niego, gdzie podważyłam jego umiejętności. Dziwię się, że w ogóle jeszcze ze mną normalnie rozmawiał. – Kiedy tylko przypominała sobie treść tamtego listu, jej skórę ozdabiała gęsia skórka a wargi grymas pełen zażenowania, który pogłębiał się, gdy dodatkowo w myślach pobrzmiewały słowa Skamandera zaledwie sprzed paru godzin. Rozmowa z nim była jak wylanie kubła zimnej wody na głowę, lecz pomimo to, dalej zastanawiała się dlaczego był całkowicie odporny na roztaczaną wokół aurę, co wydawało się jej wprost niemożliwe.
Wykorzystałam to, czego chcieli przeciwko nim – wzruszyła ramionami – magia zawiodła na całej linii, musiałam więc pomóc i sobie, i temu aurorowi. Jeden z porywaczy był bez doświadczenia, więc wystarczył uśmiech, czuły gest i kilka słów, żeby zrobić z niego żywą tarczę, która atakuje swojego partnera. – Nie miała wyrzutów sumienia, że tak potraktowała tamtego mężczyznę, mając świadomość co zamierzali z nią zrobić. Walczyła o przetrwanie, po prostu, a przy okazji przełamała się, zostając i walcząc, niż uciekając z miejsca zdarzenia tak jak kilka lat temu. Każdy jednak miał swoje granice, a chociaż ona nie dawała tego po sobie poznać – przez kolejne kilka dni chodziła niezwykle niespokojna, rozglądając się co chwilę za siebie. – Bałam się, że postanowią się zemścić, ale jak na razie jest w porządku. To jednak nie zmienia faktu, że podobna sytuacja może mnie spotkać nawet na Pokątnej. W dzisiejszych czasach ludzie nie mają skrupułów a najciemniej jest zawsze pod latarnią. – Dodała na koniec, zdecydowanie poważniej, przejmując filiżankę z kawą w swoje dłonie.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kuchnia Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kuchnia [odnośnik]24.06.18 23:22
Zbyt wiele słów brała przeważnie na serio. Żarty wychodziły jej pokracznie, przekonała się już o tym w Hogwarcie, gdzie chcąc popisać się poczuciem humoru odziedziczonym po ojcu i w dodatku przez niego utrwalonym, wywołała u dziewcząt z dormitorium grymasy obrzydzenia, zamiast salwy śmiechu. Dowcipy w kręgu aurorskim, bo były to jedyne, jakie znała, raczej nie przechodziły dopuszczalnej granicy śmieszności. Więc przestała je opowiadać, całkiem rezygnując z bycia tą uśmiechniętą, pogodną koleżanką z Biura – ta rola akurat nigdy do niej nie pasowała.
I pasować nie będzie.
Kiedy czajnik zagwizdał donośnie, Jackie zdjęła go z ognia i zgasiła pomarańczowe języki dmuchnięciem. Szary, gryzący dym podniósł się z znak piecyka, kondensując się pod sufitem. Przyzwyczaiła się na tyle, że przestała zwracać na to uwagę. Zalała kubki z kawą i postawiła je na stole – jeden przy sobie, drugi przy Solene. Oba były ręcznie zdobione granatowymi esami i floresami. Stare, ale wciąż pełniące swoją funkcję. Ugryzła kolejny kęs jabłka. Lekko uniosła kącik ust, słysząc jej przesiąknięty ironią ton głosu. W takich sytuacjach zastanawiała się, czy na świat mogłaby przyjść nieśmiała, skryta półwila – ot, taka anomalia w tych czasach. One wszystkie z tytułu posiadanych więzów krwi były takie pewne siebie? Tylko dlatego, bo były ładne?
Na wieść o liście, uniosła brwi.
To co ty mu tam nawymyślałaś? A raczej mi – te same brwi za chwilę już były zmarszczone w geście niezrozumienia. – Smutna sprawa, ostatnio sporo osób podważa nasze umiejętności.
Westchnęła tylko. Anomalie nie były winą aurorów, a wszyscy czaodzieje zachowywali się tak, jakby sądzili, że Biuro one akurat ominęły. Jak szpital św. Munga. No, prawie jak szpital św. Munga. Niech ich gęś kopnie.
Na dalszą część historii jej brwi znów się uniosły. Już dawno nie pozwoliła sobie na taką emocjonalność. To pewnie wina braku snu. Odłożyła ogryzka na bok i wzięła się za kawę. Łyżeczka zastukała kilka razy łagodnie o kubek.
Ty walczyłaś? – parsknęła krótko w niekontrolowanym odruchu. – Niesamowite. Już żałuję, że byłam na ciebie taka zła za to przyjście. Zaczyna się robić ciekawie – upiła łyk kawy i chwyciła za kolejną słodką bułeczkę. Może to jednak nie było takie złe. Naje się, posłucha całkiem zabawnej historii o jakimś nieporozumieniu i walczącej z porywaczami półwisi, napije się kawy, odpocznie od natrętnych myśli. No proszę, znalazło się i kilka plusów. – Może. Ale robi się coraz goręcej, nie mogę chodzić za tobą w każdy kąt. Musisz się uzbroić w jakieś eliksiry, które cię obronią. Chociaż… po co ci obrona, skoro spacyfikowałaś dwóch bandziorów, pozostawiając biednego aurora na pastwę losu? – zaśmiała się pod nosem, drętwo i sucho, ale inaczej nie potrafiła. Ugryzła bułkę, przememłała ją nieco w ustach i zapytała, z niemal pełnymi ustami. – Wylegitymował się chociaż? Nazwisko podał?
Oczywiście chodziło jej o nieporadnego Jasia. Ten to nawet okruszków po sobie nie zostawił. Pewnie jakiś świeżak.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Kuchnia 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Kuchnia [odnośnik]29.06.18 12:42
Zmarszczyła czoło w geście konsternacji i zamilkła na dłuższy moment, odwracając wzrok z twarzy Jackie i przenosząc go na wzory na kubku. Oczywiście chciała zdradzić swojej dziwacznej przyjaciółce treść listu, który spisała w nerwach tamtego dnia, kiedy jednak Skamander uświadomił jej, że ów wiadomość nie powinna była w ogóle zostać spisana, śmiało dopisała to na listę rzeczy wstydliwych, żałosnych i takich, które przypominają się po kilku latach w najmniej odpowiednim momencie życia. Westchnęła więc i machnęła ręką.
Nic szczególnego nie napisałam – odparła krótko, w myślach uznając, że jednak wspomnienie o przekazaniu genów dla jej przyszłych dzieci nie było wcale niczym, podobnie jak jawna chęć mordu i porównanie jego kompetencji z umiejętnościami dziecka.
Podobnie jak aurorka, uniosła brwi i pozwoliła jej przetrawić wszystkie wypowiedziane informacje.
Widzisz, Jackie, jednak sobie jakoś radzę w życiu. – Nie rozumiała skąd ta dziwna reakcja, powątpiewanie i niedowierzanie, chociaż mogła się domyślać, że – niestety – aurorka była kolejną osobą, która oceniła ją przez wygląd, niemalże bezstresową pracę, wychowanie, pochodzenie, czy wiele innych rzeczy, które w pewien sposób mogły wpływać na opinię o jej samodzielności i zaradności. Tymczasem radziła sobie całkiem nieźle, dwukrotnie uciekając porywaczom i miała wrażenie, że to jedynie dzięki niej nic im się ostatnio nie stało. Nie powiedziała tego jednak na głos, jak i nie zamierzała wcale przed nikim przyznać, że miała z tego powodu ogromną satysfakcję. Bo czyż Skamander również nie ocenił jej na samym początku jako osoby, której trzeba pomóc, gdy naraża się na niebezpieczeństwo?
Gdyby nie on, to od razu dostałabym zaklęciem w plecy. A jednak ich zauważył przede mną, więc to też nie jest tak, że nie zrobił nic i stał tam jak sierotka. – Sprostowała szybko, wypijając swoją kawę i racząc się bułeczką, którą posmarowała domowym dżemem. Słoiczek podsunęła po stole w kierunku Jackie; nie wiedziała, czy aurorka lubiła słodkie konfitury, chociaż miała nadzieję, że te w cudowny sposób osłodzą jej zepsuty, nie do wytrzymania przed pierwszą kawą, charakter. – Oczywiście, że tak. To nazwisko będzie mnie prześladować – jego osoba również – Wysoki blondyn, Skamander, straszny wrzód. – Podejrzewała, że w jednostce znajdowała się tylko jedna osoba o takim nazwisku albo nazwisku i wyglądzie, lecz patrząc na ilość pracowników w ogóle, nie martwiła się, że Jackie będzie wiedziała o kogo chodzi.
Dochodząc do wniosku, że jej wizyta powinna powoli dobiegać końca, grzecznie posprzątała po sobie kubeczek i okruszki po maślanej bułeczce. W końcu pożegnała się, żeby wreszcie wrócić do swojego domu bez żadnego uszczerbku na zdrowiu.

zt


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Kuchnia Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Kuchnia [odnośnik]03.08.18 13:56
[koniec lipca?]

Joey po rozmowie ze starszym bratem przemyślał sprawę. Faktycznie ostatnio nie miał czasu na żadne porywy serc, a to w sumie trochę smutne... tym bardziej, że zbliżał się Festiwal Lata, którego kto jak kto, ale Joe nie zamierzał przegapić. Zaraz potem jednak uznał, że miłostki miłostkami... ale on przecież nie miał ostatnio czasu nawet dla przyjaciół! To znaczy miał dla nich czas (on? zawsze!)... a z pewnością by sobie takowy zorganizował, ale najwyraźniej ci byli tak pochłonięci anomaliami (bo przecież niemożliwe, że własnym życiem), że jakoś niespecjalnie się do niego odzywali... Cóż, w takim razie nie pozostało mu nic innego, tylko samemu o sobie przypomnieć, a że i tak był w Londynie, to postanowił wybrać się także na obrzeża miasta i odwiedzić Billa.
Było późne popołudnie, kiedy ubrany jak zwykle po mugolsku i z flaszką porządnej (bo) szkockiej whiskey zapukał do drzwi przyjaciela. Raz. Nie usłyszał? Drugi. A może jednak trzeba było wcześniej wysłać sowę? Trzeci... To człowiek tu przychodzi... fatyguje się z własnego domu do przyjaciela, a ten co? Czwarty - tak dla pewności - ale i tak odpowiedziała mu głucha cisza po drugiej stronie.
No, nie było drania! Choćby Joe bardzo chciał i pukał, stukał i dzwonił, to go po prostu nie było w mieszkaniu. Westchnął ciężko na myśl, że przebył taki kawał drogi na marne, po czym odwrócił się i... Zaaaaraz, a czy Billy nie mówił kiedyś, że obok mieszka Jackie?
Joe uważnie przyjrzał się sąsiednim drzwiom, jak gdyby te miały mu same z siebie odpowiedzieć kto mieszka pod numerem 1. W zasadzie nigdy u Jackie nie był, teraz dopiero sobie to uświadomił. Nie był też wprawdzie pewny kiedy mu przyjaciel od miotły sprzedał tą informację i czy jest wciąż aktualna... ale w sumie co szkodziło sprawdzić? A nuż zastanie Jackie w mieszkaniu (w przeciwieństwie do Billa - czego nie omieszka mu wytknąć w najbliższym liście) i jego długa i wyczerpująca podróż tutaj nie będzie bezsensowna...? No i może przy okazji whiskey się nie zmarnuje...? Wprawdzie chyba nie wypadało przychodzić do kobiety z takim trunkiem... ale Jackie to Jackie. To zupełnie inna kategoria... hm, kobiet. Bardziej ją w sumie traktował jak przyjaciela i tak też postrzegał niż jako przedstawicielkę płci przeciwnej. Panna Brewka.
Uśmiechnął się półgębkiem i nie zastanawiając już ani chwili zapukał tym razem do drzwi z numerem 1.
- Hej, Jacqueline! Jesteś tam?! - ryknął wesoło. Był święcie przekonany, że jeśli panna Rineheart jest w mieszkaniu, to zjawi się przed nim w mgnieniu oka po takim bezczelnym zawołaniu - oczywiście tylko po to, by go opierniczyć. A jeśli już tu nie mieszkała? Oj, kto by się tym przejmował w tej chwili...?


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]04.08.18 0:51
Stał pośrodku kuchni i przyglądał się z pewnym powątpiewaniem ingrediencjom spoczywającym na kuchennym stole, jakby nie do końca wierzył w ich przydatność. Najbardziej podejrzliwy był wobec niewielkiego słoiczka ze śluzem gumochłona. Jakim sposobem sprawdzić, czy ten wciąż jest zdatny do użycia, przecież go nie spróbuje! I czy fakt, że pazur kuguchara został przycięty krzywo, będzie miał znaczenie w procesie uwarzenia eliksiru? Doprawdy, że też zachciało mu się samemu brać za tworzenie eliksiru niezłomności. Zawsze wydawał mu się całkiem prosty i w przeszłości udało mu się przygotować dla siebie kilka porcji. Jednak dawno nie zaglądał do kociołka. Posłał jego dnu jeszcze bardziej sceptyczne spojrzenie. Cóż, przynajmniej nie był dziurawy.
Tak naprawdę to nie z ingrediencjami miał problem, tylko z własnymi umiejętnościami z zakresu eliksirowarstwa. Zgodnie z instrukcją wlał odrobinę wody do kociołka i rozpalił pod nim płomień. Miał czekać aż woda się zagotuje, ale dobrze słyszalne pukanie oderwało jego uwagę od czynienia uważny obserwacji. Ktoś zapukał raz. Po niecałej minucie zapukał drugi. Jeszcze trzeci raz. Czwarty. Cóż za natręt, jakby nie wyczuwał, że nikogo nie ma w domu. Będzie musiał wspomnieć Moore’owi o poprawnym zachowaniu ludzi przychodzący w gości. Ale seria walenia w drzwi sąsiada wreszcie się skończyła i nadszedł upragniony spokój. Cisza go zwiodła, bo zaraz pod drzwiami swojego mieszkania usłyszał wrzask. Ze złością ruszył do nich i otworzył je szeroko bez mrugnięcia okiem, czyniąc to nad wyraz energicznie.
Czego? – spytał z wyraźnie słyszalną w głosie irytacją, marszcząc przy tym złowrogo brwi, gdy lustrował ciężkim spojrzeniem niespodziewanego gościa. Niebieskie tęczówki wręcz pociemniały od nadmiaru podejrzliwości i niechęci. Wielce nieżyczliwa postawa miała utrzymywać się jeszcze przez chwilę, kiedy to Kieran zapoznawał się z sylwetką nieznanego sobie jegomościa. Twarz młodego mężczyzny wydała mu się w jakiś sposób znajoma, lecz nie potrafił przypisać jej konkretnego imienia. Być może widział go kiedyś w towarzystwie swojej córki, ale wówczas z pewnością wypytałby o jego personalia, a potem zapamiętał je poprzez powtórzenie ich wielokrotnie w myślach. Inaczej nie potrafił, wręcz alergicznie reagował na typów kręcących się wokół Jackie. Aurorów jeszcze tolerował, tak jak i niektórych znajomych, na przykład taki mieszkający po sąsiedzku Billy wcale mu w niczym nie przeszkadzał. Tylko ten stojący przed nim osobnik… Nie, w żaden sposób nie robił dobrego wrażenia. Z drugiej strony trzymał butelkę whisky w dłoni, co dobrze o nim świadczyło, bo przynajmniej pamiętał, aby nie wpraszać się nigdzie z pustymi rękoma.
Gdy tylko usłyszał, że woda już bulgocze, zerknął w stronę kociołka, zaraz jednak powrócił nieufnym spojrzeniem do mężczyzny, chcąc go nieco ponaglić. Ale miał przy sobie dobrą whisky. I przecież nie może puścić go bez wcześniejszego wypytania o zamiary wobec Jackie.
Znasz się na eliksirach? – spytał rzeczowo, jednak zabrakło mu cierpliwości do wyczekania odpowiedzi. – Nieważne, właź.
Śmiało chwycił go za ramię i wciągnął do mieszkania, po czym zamknął za nim drzwi. Bez słowa poleciał do kuchni, gdzie stanął nad kociołkiem.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Kuchnia [odnośnik]04.08.18 9:25
Coś usłyszał po drugiej stronie drzwi i już był pewny, że dopiął swego, kiedy te otworzyły się na oścież z impetem i...
Uśmiech zamarł na ustach Josepha, po czym sukcesywnie zaczął spełzać mu z twarzy. Nie, to z pewnością nie była Jackie.
- Em... ja... - jakoś zupełnie stracił rezon w konfrontacji z obcym, który dosłownie przewiercał go wzrokiem od stóp po czubek głowy. Aż Wrighta przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Z każdą kolejną chwilą czuł, że pukanie do tych drzwi, to był bardzo, bardzo zły pomysł, na domiar złego od kiedy tylko ujrzał mężczyznę na progu miał silne przeczucie - przeczucie, że zapomniał o czymś istotnym.
Otrząsnął się jednak w miarę szybko, bo przecież mężczyzna zadał pytanie, prawda? I chyba od dłuższej chwili czekał na odpowiedź. Joe odchrząknął.
- Mieszka tu może Jackie? Jackie Rineheart? - zapytał w końcu i nawet na powrót przywołał na twarz uśmiech, choć ten był lekki i dość... niepewny. Zupełnie jak nie uśmiech Josepha Wrighta. Ale co mógł na to poradzić? Ten mężczyzna naprawdę był... dość złowrogi, a patrzył na niego tak, jakby chciał ocenić przydatność Joe na pieczeń na dzisiejszy obiad.
I wtedy sobie przypomniał te wszystkie wyjce, które Jackie dostawała w szkole od swojego świrniętego ojczulka. Joe miał z nich wtedy taki ubaw...!
Na wszystkie witki w Dębowym Gromie 79. Jocundy Sykes! A JEŚLI JACKIE WCIĄŻ MIESZKA ZE SWOIM OJCEM?! - ta myśl była jak grom z jasnego nieba i Joe mimowolnie cofnął się pół kroku od drzwi.
- Pewnie pomyliłem adres, bardzo... - dorzucił czym prędzej, ale nie skończył, bo typ mu przerwał. I w dodatku dziwacznym pytaniem. Wright? I eliksiry?
- Ja... nie... - zaczął bełkotliwie, ale wtedy mężczyzna chwycił go żelaznym uściskiem i wciągnął do swojego mieszkania niczym jakaś morska bestia chwytająca swą ofiarę. Tak się jakoś Joeyowi skojarzyło. Ciekawe czemu?
Na szczęście jegomość szybko go puścił i popędził - jak się Joseph przekonał wychylając zza ściany - do kuchni. Po nóż? Zamierza mnie odfiletować czy co? I że już nawet gar nastawił? Te myśli byłyby naprawdę zabawne... gdyby nie to, że Joe wcale nie był pewny czy były tylko... fikcyjne.
Nie wiedział czy to ten przesławny ojciec Panny Brewki, ale szczerze mówiąc wolał się o tym nie przekonywać na własnej skórze. Wszyscy wiedzieli, że ten gość jest niezrównoważony psychicznie! W szkole nawet się mówiło, że mordował skazanych zanim trafili do Azkabanu, ale nikt mu tego nigdy nie udowodnił. I że zna czarną magię lepiej niż czarnoksiężnicy, których łapie. I że potrafi wywęszyć kłamstwo. Tak, własnym nosem. A jeśli te wszystkie szkolne plotki wcale nie były plotkami?
- Skoro Jackie nie ma, to nie będę przeszkadzał... sir - powiedział głośniej, bo wciąż nie ruszył się z przedpokoju. Nawet dodał to "sir" chyba pierwszy raz w życiu tego użył, ale miał wrażenie, że trzeba. Może to mężczyznę udobrucha i ten puści go bez większych protestów?
W każdym razie Joe już wycofywał się rakiem z powrotem do drzwi, cicho, cichutko nacisnął na klamkę... jeszcze tylko równie bezszelestnie wymknąć się na zewnątrz, a potem spierniczać stąd jak najdalej!


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright
Re: Kuchnia [odnośnik]04.08.18 14:18
Zabawne było to, jak w jednej chwili cała pewność siebie uleciała z głośnego jegomościa. Ucichł, ledwo wydukał z siebie pytanie, wyglądając na mocno zbitego z tropu. Nawet nie był pewien, kto mieszka w domu, do którego się dobijał? Albo zwyczajnie chciał się wykręcić na widok innej twarzy niż ta, której oczekiwał. Mógł jednak zauważyć pewne podobieństwo do Jackie, równie mocno i nieprzyjemnie zmarszczone brwi. Zatem stary Rineheart nie widział sensu, aby udzielić odpowiedzi, wszak łatwo było wysnuć prawidłowe wnioski w takiej sytuacji. Śmiało wziął obcego na spytki, mało elegancko zapraszając go do środka. Chyba tylko z powodu oszołomienia tak postawny mężczyzna nie stawiał żadnego oporu.
Gdzieś się spieszysz? – spytał nad wyraz surowo, posyłając niedoszłemu uciekinierowi miażdżące spojrzenie. Doskonale widział jak ten ostrożnie, w odruchu desperacji, przesuwał się coraz bardziej do drzwi. Cóż za tchórzostwo! Jeszcze chwilę temu wydzierał się przed wejściem do mieszkania, a teraz nie miał odwagi stawić czoła gospodarzowi. – Nie poczekasz nawet chwili na moją córkę? – zamierzał dobić go kolejnym pytaniem i z premedytacją podkreślił dwa ostatnie słowa, aby pokazać swoją wyższość nad obcym mężczyzną. Nie miał żadnej pewności, czy aby Jackie wróci do domu w najbliższym czasie. Straci tylko całkiem niezłe widowisko, choć pewnie miałaby inne zdanie na ten temat, wyczuwając wiszącą w powietrzu niezręczność.
Pochylił się nad stołem i sięgnął po mały nożyk, lecz jego rozmiar nie miał znaczenia, ostrze nadal czyniło go śmiercionośną bronią. Ale jego zamiarem nie było wystraszenie gościa. Tak naprawdę to był jeden z powodów, dla których chwycił za narzędzie, przede wszystkim zależało mu na posiekaniu aloesu, bo o tym wspominała receptura eliksiru niezłomności. Rzecz jasna nigdy by nie przyznał, że świadomie próbował wystraszyć znajomego Jackie. – Zostań – nakazał mu władczo, nawet nie starając się specjalnie o to, aby jego głos zabrzmiał bezwzględnie. Uparcie trzymając nożyk w ręku zbliżył się do jednego z kuchennych krzeseł, które odsunął od stołu. – Usiądź – polecił mu już odrobinę mniej stanowczo, nawet unosząc kąciki ust w krzywym uśmieszku. Zapewne wyglądał bardziej przerażająco niż życzliwie. – Napijesz się czegoś?
Powinności gospodarza nakazywały zaproponować napitek, lecz niebieskie oczy zaraz spoczęły dość sugestywnie na butelce whisky. Nieznajomy sam przytargał trunek, więc równie dobrze może się częstować własnym zaopatrzeniem. Ale uprzejmości stało się zadość, dlatego Kieran z czystym sumieniem powrócił do swojego stanowiska pracy i wreszcie zaczął siekać aloes. Zrobiłby to wcześniej, ale ktoś ośmielił się mu przerwać.
To jak się nazywasz? – spytał bez ogródek, nawet nie próbując udawać, że go kojarzy, nawet jeśli ta przyjemna nawet dla oka buźka wciąż wydawała mu się znajoma. O tak, taki dryblas z pewnością łamał niewieście serca. Tym bardziej nie był zadowolony z tego, że ktoś taki kręci się w pobliżu jego córki.



There’s a storm inside of us. A burning. A river. A drive. An unrelenting desire to push yourself harder and further than anyone could think possible. Pushing ourselves into those cold, dark corners where the bad things live, where the bad things fight. We wanted that fight at the highest volume. A loud fight. The loudest, coldest, hottest, most unpleasant of the unpleasant fights.
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40+5
UROKI : 25+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AiMLPb8
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Kuchnia [odnośnik]06.08.18 19:43
Galopujące myśli Joeya przeskakiwały od jednego do drugiego wspomnienia plotek na temat ojca Jackie do tego stopnia, że dorosły mężczyzna jakim (mimo wszelkich pozorów) był, światowej klasy sportowiec, ścigający Zjednoczonych z Puddlemere... poczuł się, jakby na powrót był tylko nastolatkiem. I to nastolatkiem, który stanął  oko w oko z tym owianym złą sławą aurorem... i z którego się naśmiewał prawie przez całą szkołę. Teraz wcale mu do śmiechu nie było.
Z pozoru niewinne pytanie: "gdzieś się spieszysz?" w głowie Joe przybrało formę złowieszczego: "dokądś się wybierasz?" tym bardziej, że zadane było dokładnie takim samym tonem.
- No, właściwie... - wymamrotał szukając dobrej wymówki, ale pod naporem spojrzenia nieznajomego, kłamstwo utknęło mu gdzieś w gardle w postaci sporej guli. Przełknął ślinę, ale nie bardzo to pomogło.
Kolejne słowa wypowiedziane przez jegomościa z jednej strony sprawiły, że Joe poczuł ulgę (taką małą, bo przynajmniej wiedział, że trafił pod dobry adres), ale z drugiej tylko dodatkowo go przybiły, jak gdyby mężczyzna położył mu ręce na ramionach i z całej siły docisnął do ziemi. Zaskakujące, że udała mu się ta sztuka - przecież znajdował się w sąsiednim pomieszczeniu.
Na litość Godryka, weź się w garść, chłopie - syknął mu w głowie ostry głosik i Wright zatrzymał się w połowie otwierania drzwi i najżałośniejszej w świecie ucieczki przed ojcem przyjaciółki.
- A wróci niedługo...? Nie chciałbym przeszkadzać... - odpowiedział w końcu zbierając się w sobie. Nie, wcale nie było to łatwe, ale czas najwyższy, prawda? I tak jeszcze przez moment liczył na to, że jednak uda mu się wykręcić od przebywania z nim w jednym pomieszczeniu... ale wtedy z ust tamtego padły krótkie, acz treściwe rozkazy, które Joe wykonał jak rasowy żołnierz. Nawet sam nie wiedział kiedy! Po prostu nagle się zorientował, że siedzi przy stole w kuchni. Może Rineheart rzucił na niego jakieś zaklęcie, czy co?
- M-może wod... - zaczął odpowiadać na pytanie co do napitku (trochę zaschło mu w gardle z tego wszystkiego), ale wymowne spojrzenie mężczyzny odczytał w lot i urwał w połowie. - W zasadzie to szedłem do Moore'a... ale skoro go nie ma w mieszkaniu... - nawet nie wiedział czemu się tłumaczy. Bo trochę się przed Rineheartem tłumaczył. Tak czy siak dość zdecydowanym ruchem postawił przyniesioną przez siebie flaszkę whiskey bliżej gospodarza niż swej własnej osoby. Ten zabrał się za krojenie jakiegoś mięsistego liścia... aloesu? I Joe na chwilę odetchnął z ulgą, ale zaraz padło kolejne pytanie, które sprawiło, że poderwał się do pionu niemal na baczność. Pięknie! Z tego wszystkiego zapomniał się przedstawić!
- Proszę wybaczyć, Joseph Wright - odpowiedział czym prędzej i nawet wyciągnął rękę w jego stronę... choć nie był pewny czy ojciec Jackie ją uściśnie. Ech, więcej charyzmy i pewności siebie miał, kiedy prosił o rękę szlachcianki niż teraz...
- Z Jackie znamy się z Hogwartu. Byłem w Gryffindorze dwa roczniki wyżej - dodał czym prędzej, coby wyjaśnić i tą kwestię nim mężczyzna o to zapyta. Bo z pewnością by zapytał, co do tego Joe nie miał najmniejszych wątpliwości.


Beat back those Bludgers, boys,
and chuck that Quaffle here
No team can ever best the best of Puddlemere!


Joseph Wright
Joseph Wright
Zawód : Bezrobotny
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
What if I'm far from home?
Oh, brother I will hear you call.
What if I lose it all?
Oh, sister I will help you out!
Oh, if the sky comes falling down, for you, there’s nothing in this world I wouldn’t do.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zjednoczeni z Puddlemere
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5364-joseph-e-wright https://www.morsmordre.net/t5428-do-joe#123175 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f108-piddletrenthide-79-kamienny-domek https://www.morsmordre.net/t5462-skrytka-bankowa-nr-1335#124469 https://www.morsmordre.net/t5441-joe-wright

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach