Wydarzenia


Ekipa forum
Jadalnia
AutorWiadomość
Jadalnia [odnośnik]02.03.18 22:38
First topic message reminder :

Jadalnia

Na co dzień stanowi puste pomieszczenie, które przygotowywane jest tylko na specjalne okazje: spotkania rodzinne, wspólne posiłki w świąteczne dni czy inne, ważne wydarzenia. Mahoniowy stół jest długi (wydłużany magicznie, jeśli gości jest więcej), przykryty specjalnie przechowywaną na czas takich spotkań porcelaną, oświetlony długimi świecami oraz kryształowym żyrandolem wiszącym nad głowami zgromadzonych. Całe pomieszczenie okrywają zdobione, kremowo brązowe tapety, a na niektórych powierzchniach stoją wazony ze świeżymi kwiatami.


Jadalnia - Page 2 P0fFTxx


Powiedz ty mi, kości biała,
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,


Kiedy żył i jak umierał?

Eir Goyle
Eir Goyle
Zawód : trucicielka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
nierozumni
niestali
bez serca
bez litości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Jadalnia - Page 2 N9cjEVZ
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4853-eir-goyle https://www.morsmordre.net/t5088-do-eir https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f329-grimmauld-place-4-2 https://www.morsmordre.net/t4874-skrytka-bankowa-nr-1246#105646 https://www.morsmordre.net/t5386-eir-goyle

Re: Jadalnia [odnośnik]19.07.18 11:25
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Jadalnia - Page 2 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jadalnia [odnośnik]05.08.18 12:38
Z mieszanymi uczuciami obserwował, jak skrzat powoli napełnia szkła alkoholem. Doskonale wiedział, że bez picia się nie obejdzie; nikt nie potrafiłby znieść tego spotkania na trzeźwo. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z faktu, że było to proszenie się o katastrofę, która prędzej czy później musiała nadejść. Jak zniosą to Cadmon i Barbara? Czy żadne z nich nie dostanie tego wieczoru wylewu? Może to nie byłoby takie złe; szybsze zakończenie uczty z uwagi na konieczność udania się do Munga.
Z opanowaniem obserwował rozwój sytuacji, powoli racząc się otrzymanym trunkiem. Ani pierwszy łyk, ani kilka kolejnych nie zrobiły na nim większego wrażenia; był przyzwyczajony do częstego spożywania dużych ilości alkoholu, przywykł więc do tego smaku, nie reagował już wykrzywianiem ust w grymasach. Najpierw spojrzał na najmłodszego z Goyle'ów, który zapytał o to, czy zjedzą kota Calhouna. Cóż, może byłby to jakiś sposób na sprawienie mu bólu? Prawdę mówiąc nie sądził, by cokolwiek innego byłoby w stanie dotknąć go do żywego. Hjallowi odpowiedziała Caley (była na łajbie Calhouna? Przy odrobinie szczęścia sprawdzi się żeglarski zabobon, że kobieta na pokładzie przynosi pecha i przy najbliższej okazji zakała rodu zatonie na środku morza), po niej zaś odezwał się jej małżonek.
Caelan miał ochotę westchnąć. Cedric nie był z nią związany od wczoraj, jednak zachowywał się tak, jakby nie miał pojęcia, z kim miał do czynienia. Co więcej, podejrzewał, że nawet Cadmonowi nie w smak były aż tak nachalne próby przypodobania mu się, wkupienia w jego łaski. To sprawiło, że musiał wziąć kolejny łyk alkoholu, tym razem większy. Kiedy na stole pojawi się zwierzyna, o której opowiadała mu Caley? Zrobiłoby się lepiej, gdyby wszyscy zajęli swoje jadaczki spożywaniem dań przygotowanych specjalnie na tę okazję.
Do tego jednak ktoś musiał podpalić ten stos, Cadan lub Eir, jemu nie robiło to żadnej różnicy.
Miał ochotę westchnąć, kiedy młodszy z braci postanowił poruszyć temat sypiania z Egipcjankami. Nie zrobił tego jednak. Naprawdę, tak szybko schodził do tak niskiego poziomu? To przynajmniej dawało nadzieję na prędkie zakończenie tej całej farsy. Z tyłu głowy pojawiła mu się przelotna myśl o tym, że z całej tej gromady żal było mu tylko żony Cadana - z pewnością napracowała się nad tą ucztą, z pewnością liczyła na to, że zastawa stołowa nie zacznie latać po całej jadalni przed północą, ani że Hjalmar nie usłyszy czegoś, czego usłyszeć nie powinien. Cała reszta wychowywała się w tych warunkach, była przyzwyczajona do awantur i niespodziewanych obrotów sytuacji. No, za wyjątkiem Cedrica - on jednak obchodził go tyle, co zeszłoroczny śnieg.
Przeniósł wzrok na ojca, kiedy ten dał się sprowokować; szkoda, że nastąpiło to tak szybko. Choć zgadzał się z tym, co mówił - Cadan nie mógł pogrążać się w rozpaczy, musiał iść dalej i jak najszybciej wrócić do żeglugi - to nie do końca podobał mu się ton, w jakim zostało to powiedziane. Nie tak powinni o tym rozmawiać, nie przy wszystkich, nie przy obcych.
Calhoun również zaliczał się w poczet obcych.
Kiedy Hjall uraczył go swym niejednoznacznym komentarzem, Caelan uniósł do góry brwi, zastanawiając się, czy zdawał on sobie sprawę z tego, co mówił. Co sugerował. Jeśli tak - cóż, pozostawało pogratulować Cadanowi, że również jego potomek potrafił odbić piłeczkę.
- Napijmy się za to spotkanie - zaproponował w końcu na tyle spokojnie, na ile był w stanie. Liczył na to, że zmienią temat, że przejdą do rzeczy, że ktoś zapali ten stos, że jedzenie pojawi się na stole. Chciał w ten sposób dać Cadanowi więcej czasu na ochłonięcie po komentarzu Cadmona. Nie był jednak naiwny i wiedział, że nie ma najmniejszych szans na szczęśliwe zakończenie; jeśli choć jedna z jego nadziei się spełni, będzie zdziwiony.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Jadalnia [odnośnik]15.09.18 23:26
Przy stole działo się wiele i niewiele - Cadan wciąż większością umysłu szybował w całkowicie odmiennej orbicie niż na tej, na której przyszło mu żyć. Nie podobała mu się poufałość Calhouna względem Eir, lecz nie powiedział już nic więcej ponad ostrzegawczym spojrzeniem. Wiele przytyków mógł wytrzymać o ile te wyrzucone zostały w jego stronę. Niestety w sprawie żony Goyle pozostawał zaborczy - nie życzył sobie sprawiania dyskomfortu ciężarnej małżonce, tak samo jak uporczywe narzucanie się kobiecie swą irytującą osobą. Nikt nie nosił w tym domu miana bardziej wkurzającego czarodzieja niż właśnie Cal. Kraken pożerający wszystko wokół, siejący zamęt oraz zniszczenie. Blondyn z trudem powstrzymywał się przed rzucaniem Caley sugestywnych spojrzeń - to ona przyprowadziła najmłodszego z braci na angielski ląd, to z jej winy kolejny sankthans miał zakończyć się awanturą oraz fiaskiem.
Tak myślał siedząc wreszcie przy stole oraz lustrując czujnym wzrokiem wszystkich zebranych wokół jadalnianego blatu. Jakże wygodnie ciężar odpowiedzialności zrzucało się na siostrę kiedy sam Cadan prowokował niezgorszymi docinkami. Wyrzucając z siebie zdenerwowanie nie myślał o jutrzejszej podróży do Azkabanu, tak jak nie myślał o tym, że prawdopodobnie widział te wszystkie mordy po raz ostatni. Żal mu było Eir oraz Hjala, Caley i matki, lecz cała reszta nie miała już większego znaczenia w tej okrutnej grze. Zaciskał pięści uwięzione chwilowo pod stołem nie chcąc tym samym dać nikomu satysfakcji. Porośnięta zarostem twarz środkowego z braci przypominała raczej o znudzeniu spowodowanym brakiem postępów podczas rodzinnej uroczystości niźli rozczarowanie lub ból. Słowa Calhouna do bratanka nie zrobiły na nim wrażenia; przyzwyczajony do parszywego poczucia humoru oraz rynsztokowego języka żeglarzy puścił tę uwagę mimo uszu - zadowolony jedynie z zasłyszanej odpowiedzi najmłodszego uczestnika jakże wytrawnej kolacji. Wciąż nieznajdującej się na talerzach gości. Z prostej przyczyny - stos nie zdążył zapłonąć, natomiast gospodarz nie kwapił się do przejęcia sterów. Ba, oddał je w ręce swej małżonki uznając, że to wyśmienity dowcip na początek emocjonalnego spotkania. Niestety Cadmon miał na ten temat inne zdanie. Jego syn, adresat wytoczonej z ust złości uniósł nań wzrok uważnie lustrując wyciosaną przez słony wiatr twarz rodziciela. Powiedział o te kilka słów za dużo odbijając niewidzialną piłeczkę, próbując podjudzić Cadana do… właściwie czego? Czyżby zwyczajnie zamierzał zmieszać go z błotem, ugodzić w najczulszy punkt? Środkowy Goyle był tykającą bombą zegarową, a to wszystko przez napiętą atmosferę spowodowaną jutrzejszą wyprawą. Na śmierć i życie. Ojciec tego nie rozumiał, nie wiedział nic o Rycerzach Walpurgii i chociaż pewne informacje o Czarnym Panie docierały do niego jako do bywalca Śmiertelnego Nokturnu, to nie był zaangażowany w tę sprawę. Dlatego właśnie nie pojmował istoty dzisiejszego wieczora. Oraz tego, że nie powinien go drażnić - nie dzisiaj. Jednakże wytoczona artyleria miała być próbą siły, upomnieniem przez samca alfa jakim był Cadmon. Tego jednego razu blondyn nie umiał zdławić w sobie poczucia goryczy i rozczarowania. Zamiast więc przełknąć ślinę uśmiechnął się bezczelnie - bez wesołości, za to z groźbą iskrzącą w niebieskich tęczówkach.
- To ja jestem głową tej rodziny, u której posadziłeś swój tyłek, ty zaś gościem w moim domu. Nikim więcej. Zważ więc swe słowa i nie dyktuj warunków na nieswoim terenie - powiedział szybciej niż pomyślał. Wręcz wysyczał, gniewnie, butnie, arogancko. Wściekle. Krew gotowała się w żyłach Cadana - wszystko przez wspomnienie sprawy, o której najstarszy z Goyle'ów nie miał w ogóle pojęcia, zaś wypowiadał się jakby pozjadał wszystkie rozumy, obrażając go w jego własnym domu. - Nie wyrzucę cię tylko ze względu na szacunek do Eir, lecz jeśli sam postanowisz wyjść wiesz, gdzie są drzwi - dorzucił w podobnym tonie, brnąc w tę dziecinadę. Zerkając na żonę, ponaglając ją, jakby faktycznie miała zapalić ten cholerny stos. Wbrew tradycji, wbrew Cadmonowi. Jakby to właśnie tego oczekiwał jej mąż - destrukcji, wojny oraz ostateczności. Podjudzony wszystkim, czym tylko można, nieskończenie lekkomyślny. Był jak sztorm, który trudno powstrzymać. Granice zostały przekroczone wraz z jednym, jedynym zdaniem.


make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die

larynx depopulo
and I know you're not my friend




Cadan Goyle
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5368-cadan-goyle#121340 https://www.morsmordre.net/t5383-poczta-cadana#121562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f219-dzielnica-portowa-orchard-place-4 https://www.morsmordre.net/t5384-skrytka-nr-1336#121565 https://www.morsmordre.net/t5385-cadan-goyle#121566
Re: Jadalnia [odnośnik]28.09.18 13:55
Tak było zawsze i chyba żadna tradycja, najbardziej najmocniej zakorzeniona w ich rodzinie, nie mogła zniszczyć tego wrażenia. Zawsze przy stole rzucali w siebie niewidzialnymi sztyletami, nieprzychylne spojrzenia i brody wysunięte do przodu były najmniej szkodliwymi gestami wiszącymi nad stołem na Grimmauld Place 4. Była zła, że obrywała rykoszetem, że wystawiali ją na pożarcie jak zatrutą owcę – to ona była przedmiotem żartów o owłosieniu, żartów znajdujących się daleko ponad normatywną granicą krytyki; to ona stała się przedmiotem niechybnego nagięcia starych tradycji prostego i schematycznego rozpoczęcia uczty. Najbardziej jednak bolał ją fakt, że Hjall łykał te zachowania jak spragnione szczenię – nie rozumiał, co to dla niego mogło znaczyć, nie rozumiał, że nie powinien znajdować się w otoczeniu takich barbarzyńców. Wychowywała go tyle czasu, tak dbała, żeby nasiąknięta za młodu skorupka nie trąciła w dorosłości – wszystko na nic.
Spojrzała karcąco na Cadana, obdarzając go chłodem kwitnącego rozczarowania. Nie mogła nic powiedzieć, bo tego ją nauczono, tak ją wychowano, ale mimiką twarzy mogła mu zaserwować garść niewerbalnych wskazówek, do których powinien się dostosować. To była kolacja rodzinna, a oni byli gospodarzami. Gdyby wstał, gdyby podniósł kielich za to, że się tu spotkali, wilk byłby syty, a owca cała.
W tej chwili owcy upływała już krew z przegryzionej szyi.
Oddychała głębiej, powietrze na dłużej zatrzymując gdzieś pomiędzy gardłem a nosem, żeby napawać się zastygniętą w czasie rzeczywistością i w ten sposób nie utracić z nią kontaktu. Musiała się uspokoić, żeby nie opaść zupełnie na krześle. Podniesiony głos teścia sprawiał, że czuła na karku gęsią skórkę – ona, nie Cadan, nie jego syn, który najwyraźniej świetnie bawił się, rwąc w swoich dłoniach wszystko, co do tej pory udało im się zbudować. Kazał jej stać się pośmiewiskiem przy swojej rodzinie, pchał ją patykiem w stronę lwów, wygłodniałych i spragnionych krwi.
Była kobietą – zajęła się przygotowaniem kolacji, przyjęciem gości z uśmiechem na ustach i szacunkiem w spojrzeniu. A on kazał jej stać się mężczyzną.
Spojrzała tęsknie w stronę Caley, jakby błagając ją, żeby zatrzymała tę karuzelę, bo ona z niej wysiada. Zrobiło jej się duszno, poczuła, jak w okolicach żeber coś zaczyna ją kłuć. Czuła na sobie wzrok męża, niemal oskarżycielski, odzierający ją z reszty rozsądku, który miała.
Wybaczcie mi – wstała ostrożnie, jedną dłonią podtrzymując brzuch, a drugą zapierając się o krzesło. – Muszę odetchnąć świeżym powietrzem – kiedy podejmowała pierwsze kroki do wyjścia z jadalni, zalała ją fala gorąca, która z łatwością wypełzła na jej policzki w postaci czerwonych plam.
Zamknęła za sobą drzwi, ubrała swój płaszcz i po prostu wyszła z domu. Uciekła jak tchórz.
Ale wolała uciec niż dłużej przyjmować na siebie kolejne ciosy.


Powiedz ty mi, kości biała,
Kto cię więził w mrokach ciała,
Kto swój los na tobie wspierał,


Kiedy żył i jak umierał?

Eir Goyle
Eir Goyle
Zawód : trucicielka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
nierozumni
niestali
bez serca
bez litości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Jadalnia - Page 2 N9cjEVZ
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4853-eir-goyle https://www.morsmordre.net/t5088-do-eir https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f329-grimmauld-place-4-2 https://www.morsmordre.net/t4874-skrytka-bankowa-nr-1246#105646 https://www.morsmordre.net/t5386-eir-goyle
Re: Jadalnia [odnośnik]12.10.18 18:58
Delikatnie zakołysała kieliszkiem i wpatrzona w wirujący, karmazynowy trunek wysłuchiwała, jak członkowie jej rodziny rzucają się sobie do gardeł. Pomówienia, dwuznaczności, obelgi, fałszywe komplementy, pełne soczystej pogardy słowa i gesty wskazujące na to, jak bardzo dysfunkcyjną byli grupą… Nie wtrącała się do głównego nurtu rozmowy, pozostając w jej cieniu; jako obserwatorka mogła wyciągnąć wiele wniosków i wiedziała już, że przynajmniej dwie znajdujące się przy stole osoby obwiniają ją za to, jaka wytworzyła się przy nim atmosfera. Gdyby pozwoliła sobie na najmniejszy nawet wyrzut sumienia, od razu uwidoczniłby się on w jej zachowaniu lub słowach i tym samym oddałaby samą siebie na pożarcie krakenom siedzącym w jadalni. Czterem, bowiem Cedrik nie zasługiwał na to miano, będą jedynie małą, nic nieznaczącą małżą.
Żart Hjalla rozbawił ją, czemu dała wyraz krótkim chichotem, a sugestia najstarszego brata nie musiała być brana pod większą rozwagę – niemal natychmiast wypiła całą zawartość swojego kieliszka, nie zważając na natarczywe spojrzenie, które posłała jej matka. Musiała jakoś przeżyć ten wieczór, a alkohol sporo w tej kwestii miał ułatwić.
Słowa ojca nie zrobiły na niej większego wrażenia, podobnie jak dumna mina Cedrika, który odczytał je jako przychylność wobec swojej osoby. Dopiero jednak stanowczość Cadana kazała jej z zainteresowaniem spojrzeć na to, co działo się przy stole. Nie pamiętała kiedy ostatnio ktoś poza Calohounem tak ostro sprzeciwił się seniorowi Goyle; wypełniła ją nagła duma ze starszego brata, która niestety została szybko wymazana przez decyzję jego żony. Biedna Eir posłała jej błagalne spojrzenie i wzięła los w swoje ręce, podnosząc się z krzesła i wychodząc. Caley miała ochotę wstać i ruszyć za nią, lecz w pierwszej kolejności gest ten należał do jej małżonka i to właśnie Cadan jako pan domu powinien zadecydować, jak powinna dalej potoczyć się ta kolacja. Nie zamierzała wchodzić mu w kompetencje, ani dawać kolejny powód do tego, by mógł spoglądać na nią krytycznym okiem. Pod nieobecność pani domu postanowiła zadbać o to, by jej synowi nie spadł włos z głowy, a gdyby Calhoun odpowiedział na zaczepkę Hjalla w jakiś niecny sposób, ruszyłaby na ratunek chłopcu, stawiając na szali choćby swoją godność.
- Najpierw zjedzmy, a później zajmiemy się stosem – zasugerowała, pragnąc jednocześnie udobruchać prawie wszystkich zebranych, a przynajmniej opóźnić nieco wybuch większej awantury. Byli głodni, to nie ulegało wątpliwości, może więc skosztowanie dziczyzny miało im wyjść na dobre, zanim zdecydują się wzajemnie pozabijać?
Grała na czas, licząc na to, że albo Cadan ruszy za małżonką, albo Eir ochłonie i wróci wreszcie do stołu, przy którym niestety nie czekałaby na nią wcale odmieniona rodzina.




Drag me down to the water and
hold me down until I'm full.
Until I struggle no longer,
until I've drowned in my

sinful will

Caley Goyle
Caley Goyle
Zawód : tłumaczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
but it's in my roots, it's in my veins, it's in my blood and I stain every heart that I use to heal
the pain
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
our dead drink the sea
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5536-caley-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t5568-idun https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-dzielnica-portowa-orchard-place-9 https://www.morsmordre.net/t5567-skrytka-bankowa-nr-1368 https://www.morsmordre.net/t5566-caley-spencer-moon
Re: Jadalnia [odnośnik]26.10.18 18:51
Spotkanie zaczynało się perfidnie rozkręcać, ale kto byłby na tyle naiwny, by iść na nie i odmówić sobie grama albo trzech rodzinnych dramek? Mogli nie uznawać go za jednego ze swoich, ale czy mógł im odmówić swojego towarzystwa tego pięknego dnia? Otóż nie. Jeśli sądzili, że odpuściłby im tego przedstawienia, byli jeszcze większymi kretynami niż sądził. Podejrzewał jednak, że kochany Caelan na to właśnie liczył. Parsknął krótko na tę myśl, ale nie odezwał się. Może kiedyś starszy Goyle miałby nad nim jakąś przewagę, chociażby siłową, ale teraz nie posiadał niczego, czym mógłby zagrozić najmłodszemu z ich trójki. Najchętniej wyrzuciłby Cala w otwarte morze, a ten wróciłby prosto pod drzwi pierworodnego pod postacią jebanego jeżowca, byle tylko zezłościć i zirytować go kolejny raz. Wita państwa serdecznie jeżowiec Stefan. Zaśmiał się głośno, słysząc odpowiedź z ust dzieciaka, która nie miała w sobie aż tyle kłamstwa. Wszyscy wiedzieli, że cokolwiek byłoby powiedziane o Calhounie, najprawdopodobniej byłoby prawdą. Najbardziej jednak rozbawiło go to, że cokolwiek o nim mówiono, chociaż jego egzystencja przez wiele lat była usilnie ignorowana. - Du er seks år gammel og allerede ond som faen - mruknął, po czym sięgnął do kieszeni płaszcza po papierosy. Nie obchodziło go, że mógł komuś przeszkadzać, a inni może widzieli w tym szansę, żeby zamknął ryj. Cóż. Czcze błaganie, ale zawsze. Zaciekawiły go słowa mężulka Caley, który bardziej podetrzeć tyłka głowie rodziny nie mógł. Raczej wszyscy mieli dokładnie to samo w głowie, patrząc na Cedrica i przez ten jeden moment na twarzach całego rodzeństwa Goyle pojawiła się ta sama mina szczerego pożałowania. Cal odsunął jedną rękę za oparcie krzesła i przypatrywał się tej pięknej scence. - Zabawne, że mówimy o tradycji. A co jest specyfiką Spencer-Moonów? Gwałcenie swoich żon? - rzucił lekko, chociaż jego wzrok wbity był w brata dawnego Ministra Magii, który w obecności Cadmona tracił tę zapalczywość, z którą najmłodszy żeglarz spotkał się, będąc pod jego dachem. Nie rozumiał, czego mógł chcieć ten wieprz od starego. Przecież to ojciec chciał jak najwięcej zyskać na małżeństwach swoich dzieci. Popierdolone to wszystko... Słowa Cadmona nie zrobiły na nim wrażenia i raczej na nikim tego nie zrobiły, chociaż zapewne skutek miał być odmienny od zamierzonego. Ciekawym zabiegiem było jednak warknięcie Cadana, którego się nie spodziewał. Obserwował spokojnie bitwę na penisy do chwili, aż pani domu zdecydowała się wycofać i taktycznie opuścić pomieszczenie. - Ty to umiesz ojciec w kobiety - skomentował warkot Cadmona, odprowadzając ją spojrzeniem. Odchylił się na krześle, by nie stracić ostatniej szansy obserwowania jej zgrabnego, typowego dla ciężarnych chodu. - Wróć szybko! - rzucił za nią, zanim opadł ciężko nogami krzesła i westchnął. Przez dłuższy moment wszyscy trwali w milczeniu, najwyraźniej zbierając siły na następne pierdolnięcie. Tymczasem Cal zapalał już kolejnego papierosa i patrzył zza przymrużonych oczu na Caley, pozwalając, by dym papierosowy unosił się wolno aż po sufit jadalni. Przesiedział tak zaledwie parę chwil, gdy ruszył śladem żony brata i wstał wyraźnie znudzony. W pewnym momencie jednak jakby się zawahał i obrócił do publiki. - Idziesz czy zostajesz z tymi kutasiarzami? - rzucił, stojąc w drzwiach do jadalni i patrząc wymownie na Cadana.



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257
Re: Jadalnia [odnośnik]02.11.18 18:43
Reakcja Calhouna na jego docinek trochę go zdziwiła, a może i nieco zawiodła? Widział jak wszyscy odnoszą się z niechęcią do wuja, no może oprócz samej Caley. Nic dziwnego, że Hjall zastanawiał się co by się stało, gdyby Calhoun się na poważnie wkurzył. Sam nie byl pewien czy chce próbować i czy w ogóle warto tak robić. Poza tym po jego reakcji domyślił się jednak, że na to nie ma zbyt wielkich szans, bowiem najmłodszy z trójki braci całkiem nieźle się bawił. Przynajmniej w opinii Hjalmara.
Sam chłopiec uważnie obserwował i słuchał co się działo dookoła. A że rodzinka była mocno pokręcona, to w pewnym momencie zwyczajnie się pogubił. Już zupełnie nie kumał o co komu chodziło i kto do kogo miał pretensje. Chociaż to ostatnie było proste, bo wychodziło, że każdy do każdego. No ale, w końcu miał tylko sześć lat, nie łapał wszystkich aluzji i podtekstów, a że dyskusja sama z siebie była dość burzliwa… Cóż starał się zapamiętać jak najwięcej i potem przepytać Caley z tego co się tutaj wydarzyło.
No a potem jego ojciec ściął się z dziadkiem, a rykoszetem dostała Eir. Gdy zdecydowała się wyjść Hjalmar w pierwszym odruchu chciał pobiec za nią, ale mimo to nie ruszył się ze swojego miejsca. Pewnie jeszcze parę miesięcy wcześniej zerwałby się od razu ze swojego miejsca i pójść w ślad za matką. Ale po pierwsze był trochę starszy, a do tego wiedział, że wokół niego magia szaleje i zdawał sobie sprawę z tego, że niechcąco mógłby zaszkodzić swojej mamie, a tego by nie chciał. Popatrzył tylko pytająco na swoją ciotką, nie wiedząc za bardzo co ze sobą zrobić. Zostać? W końcu jego tata dalej siedział przy stole, więc raczej tak. Nie minęło zbyt dużo czasu jak Calhoun również ruszył w stronę wyjścia przy okazji namawiając w niewybredny sposób do towarzystwa Caley. Mały Goyle miał nadzieję, że jego ciotka nie skorzysta z propozycji. Jakby nie było czuł się przy niej trochę pewniej.
Hjalmar Goyle
Hjalmar Goyle
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t6246-hjalmar-goyle#155131 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Jadalnia [odnośnik]02.11.18 18:43
The member 'Hjalmar Goyle' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Jadalnia - Page 2 4PitkLp
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Jadalnia [odnośnik]25.11.18 17:46
Obserwował tę scenę ze spokojem, choć był zdegustowany i nie podobało mu się to, w jakim kierunku zmierzała ich dyskusja. Nie podobało mu się również, jak wcześnie zaczęli skakać sobie do gardeł i do jakiego stanu został doprowadzony Cadan. Nie spodziewał się, że tak stanowczo sprzeciwi się ojcu, że uraczy go takimi słowami, najwidoczniej jednak miarka się przebrała, a wytrzymałość młodszego brata szlag jasny trafił. Spoglądał to na niego, to na Cadmona, by w końcu przenieść wzrok na wstającą od stołu Eir. Na swój sposób współczuj jej, że została wplątana w tę wymianę zdań, że na siłę wciągali ją w swe brutalne gierki. Nie dziwił się więc, że kobieta uciekała, byle dalej od skaczących sobie do oczu samców.
Odprowadził ją wzrokiem, by w końcu spojrzeć na swą siostrę; jak ona dawała sobie radę?
Przelotnie zamarł w bezruchu, gdy Calhoun dalej prowokował, wypowiadając te niepokojące słowa pod adresem męża Caley. Caelan nie dbał o jego samopoczucie, nie dbał o to, czy gość będzie oburzony, zażąda satysfakcji, czy raczej pokryje się rumieńcem i zamilknie na wieki. Chciał jednak wiedzieć, czy było to jedynie czcze gadanie, czy może kryło się w tym ziarnko prawdy. Ponownie spojrzał na siostrę, z uwagą obserwując jej lico, szukając na nim czegoś, co mogłoby pomóc mu wyrobić sobie zdanie na ten temat, wtedy jednak poczuł to drżenie.
Drżało jego ciało, drżało powietrze i wyglądało na to, że nie był jedynym, który to odczuwał. Mruknął coś cicho, ze złością i przyłożył dłoń do nosa, by - bez większego zaskoczenia - zauważyć, że jego palce zdobi krew. Niewiele później poczuł jej metaliczny posmak na języku.
Cóż, chyba wykrakał, chyba faktycznie będą musieli przedwcześnie zakończyć tę wspaniałą ucztę, by grupowo udać się do Munga. Dobrze, że Eir opuściła pomieszczenie, nim doszło do tego zaburzenia magii. Bo tym na pewno było to przeklęte drżenie, zaburzeniem, anomalią wywołaną przez Hjalla. Nie czas było jednak obwiniać o to młodego; musieli raczej wymyślić, co z tym zrobić. Może pani domu, alchemiczka z zamiłowania, miałaby coś, co pomogłoby im opanować ten atak? A może powinni już wzywać magiczne pogotowie? Gdyby chodziło tylko o niego, nie byłby tym szczególnie przejęty - była tu jednak Caley, była ich matka, które z pewnością znosiły to gorzej niż przyzwyczajeni do bólu żeglarze.
Niedbale otarł nos serwetką i spojrzał na Cadana, wciąż czując ten paskudny posmak krwi.
- Czy macie tu coś, co mogłoby na to pomóc? - zapytał cicho, przełykając przy tym zbierającą się w ustach czerwień. Nie musiał raczej doprecyzowywać, o czym mówi.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Jadalnia [odnośnik]24.01.19 22:05
Atmosfera nie zmieniła się ani przez chwilę, wciąż pozostając w formie spięcia i niedopowiedzeń, chociaż Calowi wcale to nie przeszkadzało. Jego własny ojciec próbował rządzić rodziną, nad którą zdecydowanie nie panował, a otwarty sprzeciw ze strony średniego z synów był chyba najciekawszym wyczynem tego wieczora. Być może Goyle nie miał być tak bardzo zawiedziony i znudzony zachowaniem braci, chociaż Caelan wcale nie wykazywał oznak rozrywkowości. Wciąż zarośnięty ponurak prezentował się nad wyraz żałośnie, chociaż jego ogorzała twarz nie mówiła wcale o tym, że pozostawał na lądzie przez dłuższą część ostatniego czasu. Czyżby jednak umiał jeszcze rozporządzać statkiem czy to wszystko było jedynie na pokaz? Kiedyś być może najstarszy z nich potrafiłby zapanować nad czarną owcą, którą był Calhoun, jednak ten autorytet wcale się nie pojawił. Być może mały Cal wypatrywał niegdyś jakiegoś wsparcia z jego strony, lecz szybko się nauczył, że jeśli sam czegoś nie zdobędzie, nikt mu w tym nie pomoże. A przemoc, którą tak ochoczo praktykował? Była nie tylko wyrachowanym środkiem do celu, ale również i przyjemnością - tę lekcję przyswoił prędzej niż cokolwiek innego. Wpierw to słowne potyczki przynosiły sporą dawkę satysfakcji, ale gdy i to nie wystarczyło, powrócił do tego, co umiał robić najlepiej. I nikt nie był w stanie go zatrzymać, zastraszyć czy odeprzeć. Cadmon wiedział o tym lepiej niż ktokolwiek. Gdy tylko ich spojrzenia się spotykały, Calhoun mógł przysiąc, że w oczach ojca wciąż dostrzegał to przerażenie, które widział tamtego dnia na statku. Gdy w końcu objawił czarodziejską moc tak skrzętnie wcześniej ukrywaną. Gdy wrzask jednego z marynarzy obudził całą żeglarską brać i wywabiła ich na pokład. Żeglarz mógł z łatwością przywołać wizję nocy i obwijających ciało mężczyzny lin. Zacieśniały się na nim niczym macki, chcąc zmiażdżyć nie tylko kości, lecz również i wnętrzności - chciał wygnieść z niego życie, a krew wymieszana z żółtawym mózgiem miała zalać deski pod jego stopami. Uczucie pragnienia było nienasycone, a czterolatek zdał sobie sprawę, że nigdy nie uzyska pełni. Wraz z tym momentem przebudzenia siły rozpoczęła się droga, która trwała do teraz. Kiedy miała się zakończyć? Liczył na to, że nigdy i zdechnie, starając się osiągnąć kolejne poziomy samozadowolenia. Czy Cadmon mógł przewidzieć to wszystko już w tamtym momencie sprzed lat? Czy był aż tak ograniczony jak podejrzewał Cal? Czy stary skurwiel widział w nim swojego syna, czy demona? Goyle chciał, żeby widział w nim obie te role, bo czy postrzeganie go jako człowieka nie czyniło faktu jego egzystencji jeszcze bardziej niepokojącej? Wylazł na brzeg Anglii wszak z celem, którego wciąż nie spełnił, ale głowa rodziny musiała wyczuwać na karku ten obrzydliwy powiew gorącego powietrza. Przypominający o tym, że jedna z latorośli nie zapomniała i miała się cholernie dobrze. Latorośli czy może oślizgłych macek krakena?
Nie doczekał się odpowiedzi ze strony Cadana, gdy coś zadrgało jego ciałem i zdecydowanie nie był to wzwód. Najwidoczniej wszyscy dostali jakiegoś dziwnego ataku, bo wpierw z nosa Barbary, a później Caelana zaczęły lecieć ciemne stróżki. - Ja pierdolę... - mruknął, wycierając dłonią zakrwawione wargi i patrząc na posokę spływającą po jego palcach. Karmazyn lśnił w blasku świec, pyszniąc się swoją obecnością i mając za nic odczucia tych, z których ciał wypływał. Wręcz przeciwnie. Chciał zadać im cierpienie i przypomnieć, że nieważne za kogo się mieli, wciąż dało się ich zranić. I zabić. Na samą myśl o tym usta Calhouna wygięły się w paskudnym uśmiechu naznaczonym charakterystycznym dla niego wyrazem szaleństwa. Zabarwione zęby wcale nie sprawiały, że wyglądał normalniej. - Nie pierwsza i nie ostatnia - zaśmiał się i zlizując z ust krew, rozsmakował się w jej detalach. Jego spojrzenie utkwione było jednak w Caley, omijając wyraźnie rozeźlonego małżonka siostry. Powoli przesunął uwagą po wszystkich, skupiając się na miejscu koło rodzicielki. Podszedł, by stanąć u jej boku i jak gdyby nigdy nic, sięgnąć do jej napoju. Upił łyk alkoholu z kieliszka matki, w którym natychmiast zatańczyła smuga gęstej czerwieni, mieszającej się z płynem. Również i na brzegach szkła pozostał krwawy ślad. Gdy marynarz odstawił naczynie, przez moment jeszcze wpatrywał się w jakiś punkt na stole, aż wreszcie odsunął się o krok, by nawet nie zaszczycić gości jednym spojrzeniem. - Dobrego kurwa wieczoru wszystkim - odparł spokojnie, po czym wycofał się do holu wciąż nie podnosząc wzroku i opuścił Grimmauld Place. Noc wciąż była młoda, Sankthans wołał o swąd palonego mięsa.

|zt dla Cala



frankly, my dear — I don't give a damn
Calhoun Goyle
Calhoun Goyle
Zawód : kapitan, żeglarz, przemytnik
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I don’t believe in no
devil
Cuz I done raised this
hell
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 6244aee69e3dfd86938b7580da2b8e661a76ee0f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5475-cal-pracujemy#124811 https://www.morsmordre.net/t5485-okno-parszywego-pasazera#125261 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f109-doki-parszywy-pasazer-pokoj-7 https://www.morsmordre.net/t5488-skrytka-bankowa-nr-1356#125299 https://www.morsmordre.net/t5484-calhoun-goyle#125257

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Jadalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach