Wydarzenia


Ekipa forum
let's get this party started, 1947 r.
AutorWiadomość
let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]03.01.19 17:43
First topic message reminder :

Bardzo nie lubiła tej piosenki.
Podobno niezwykle popularnej, wygrywanej przez przeróżne orkiestry na urodzinach zamożniejszych uczniów; nie do końca zapamiętała, kto był jej autorem, ale zapewne jakaś francuska gwiazdeczka, na której recitale nie sposób było zdobyć bilety, jeśli nie miało się odpowiednich, najlepiej szlacheckich, koneksji. Utwór dość współczesny, szybszy od klasyków, sprzyjający intensywniejszym tanecznym ruchom oraz bardziej nieskrępowanej bliskości, ciągle mieszczącej się jednakże w granicach moralnych norm. Deirdre z coraz większym dyskomfortem wsłuchiwała się w dźwięki wygrywane przez Hogwarcki Zespól Muzyczny, równie nerwowo przyglądając się wirującym na parkiecie Wielkiej Sali parom. Eleganckie, czarodziejskie szaty lśniły setką barw; zniknęły cztery stoły oraz typowe elementy wnętrza - nic nie było takie, jak zawsze, co wpędzało młodziutką Tsagairt w panikę. Nieprzewidywalność, nowość i chaos wywoływały w niej zdecydowany sprzeciw; tragicznie odnajdywała się w podobnych okolicznościach, zwłaszcza podczas bankietów oraz bali. Ten, bożonarodzeniowy, szkolny, był pierwszą tego typu zabawą w jej życiu. Starała się przygotować do niego jak najlepiej, choć niechętnie; nie uczestniczyła w pełnych euforii poszukiwaniu odpowiedniej sukni, nie próbowała na siłę znaleźć partnera, lecz - jak na perfekcjonistkę przystało - poczytała nieco o tańcu, zachowaniu w czasie podobnych imprez oraz wybrała odpowiedni ubiór. Szmaragdowa suknia była, w porównaniu z lśniącymi od cekinów i magicznych zaklęć szat rówieśniczek, niezwykle prosta, wręcz zgrzebna; z minimalnym dekoltem, odsłaniająca jedynie blade przedramiona i smukłe dłonie oraz szyję, ozdobioną matczynym medalionem. Włosy pozostawały rozpuszczone, równa grzywka prawie przysłaniała brwi i czujne, bystre oczy, śledzące każdy ruch dookoła niej. Deirdre siedziała sztywno przy jednym z bocznych stoliczków Ślizgonów, zaciskając ręce na kolanach - robiło się jej duszno, muzyka grała zbyt głośno; nie mogła znieść tego ani chwili dłużej, potrzebowała oddechu. Na drżących nogach wstała i skierowała się, dyskretnie, w stronę bocznego wyjścia, prowadzącego na niewielką klatkę schodową i taras na tyłach Wielkiej Sali. Pchnęła ciężkie, drewniane drzwi i wyszła na zewnątrz, na mróz, nie kłopocząc się zabraniem obszytego futerkiem płaszczyka. W większych skupiskach ludzi, gdzie profesorowie nie posiadali całkowitej władzy, czuła się niespokojnie, niewygodnie, źle - dlatego z ulgą zaczerpnęła zimowego powietrza, przymykając na moment oczy. Niepotrzebnie w ogóle pojawiła się na tym balu: nie pasowała tutaj. Żałowała, że nie została w dormitorium z podręcznikiem do historii magii; że dała się namówić przyjaciołom, czującym się w podobnych okolicznościach jak plumpki w wodzie.
Wsparła się dłońmi o szeroką, kamienną balustradę tarasu, wypuszczając powoli powietrze, a biała mgiełka oddechu uniosla się tuż przed jej ustami, szybko rozmywając się w wieczornym półmroku. W ogrodzie na dziedzińcu zamku unosiły się zapalone świece, nieopodal spacerowały chichoczące pary, przesłonięte jednak wysokim, kamiennym murkiem oraz kolumnadą. Deirdre mocniej zacsnęła palce na chłodnym kamieniu, pochylając głowę, a czarne, proste włosy załaskotały ją w odsłonięty kark. Musiała przestać reagować tak na tłum i chaos, zasymilować się, zacząć lubić podobne towarzyskie spędy - chciała przecież stać się kimś ważnym, nieśmiało wiązała swą przyszłość z polityką. Jakże chciała osiągnąć sukces, jeśli głupi szkolny bal przyprawiał ją o ból głowy?


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt

Re: let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]24.01.19 15:52
Tracił trochę poczucia czasu, już trudno było mu określić jak długo tak stoją na zewnątrz. Istniała nawet możliwość, że właśnie udało im się pobić jakiś rekord jednoczesnego uśmiechania. Była to zasługa samej rozmowy oraz półmroku, który częściowo ukrywał ich twarze, dając poczucie intymności.
- Tak sądzisz? Będę musiał o tym pomyśleć - stwierdził pogodnie, taki pomysł wart był rozważenia, w końcu jej się chyba podobał. - Trafne spostrzeżenia - przyznał z powagą, choć uwaga na temat płodności nieco go zmieszała, ale starał się tego nie okazywać. - W naszym kręgu kulturowym można zauważyć taką korelację, choć z czasem zjawisko to ulega osłabieniu, możliwe że na skutek postępującej wielokulturowości i zmian w postrzeganiu męskości - stwierdził rzeczowo, chcąc też przejść na komfortowy grunt naukowy. Takie podejście zmniejszało zakłopotanie tą całą płodnością. Uznał, iż może w ten sposób zgrabnie zakończą temat lub uczynią go bardziej neutralnym.
Przez myśl mu przeszły zdradliwe rozważania, jaka panuje opinia o Longbottomach wśród Tsagairtów? W końcu należeli do konserwatywnych rodzin, mocno związani z Malfoyami. Byłby mile widzianym gościem u rodziny Deirdre czy wręcz przeciwnie, mimo błękitnej krwi?
Nie wyglądał na przekonanego jej słowami, jednak zmarszczyła ten swój uroczy nosek, co jak zwykle wprawiało go w nieco bardziej pogodny nastrój.
- Tak, Longbottomowie wiele dokonali, ale ja jeszcze nie - wyznał szczerze. - Szanuję swój ród, nie mam zamiaru się go wyrzec, lecz sukces chciałbym osiągnąć o własnych siłach. Stać mnie na to - odpowiedział pewnie, może trochę zbyt pysznie. Nie było to najbardziej rozsądne podejście, powinien bezlitośnie korzystać ze wszystkich szans, nawet w jego opinii nie do końca uczciwych. Uważnie przyjrzał się Dei, podejrzewając, że na jego miejscu mogłaby nie mieć aż takich wątpliwości.
Jego deklaracja odnośnie przeciwstawienia się zaręczynom nie przekonały Deirdre, a Artur poczuł się trochę jak dzieciak, który przechwala się jaki to on jest niezależny.
- Możesz mieć rację, ale to nie powód, żeby od razu tracić nadzieję - wyznał poważnie, nie potrafiąc jednak zamaskować smutku w głosie. Właściwie czy taka opcja byłaby zła? Żona, którą lubił, ale nie pałał do niej ogłupiającym uczuciem, dzięki czemu zawsze mógłby trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość. - Avery i Abbot to zacne rody, takie sojusze mogą okazać się korzystne - stwierdził rzeczowo, zupełnie jakby rozmawiali o transakcjach handlowych, czym właściwie po części były aranżowane małżeństwa. - Nic nie może zagwarantować bezpieczeństwa. Świat się zmienia, niczego nie można być pewnym. Wielu wierzyło w zwycięstwo profesora Dumbledore'a, ale i tak zginął w pojedynku z Grindelwaldem. - Artur nie spodziewał się, że poruszy tego wieczoru ten temat, nadal dla niego bolesny. Wyciągnął z niego jednak prostą, ale jednocześnie bardzo potrzebną wiedzę - życie potrafi być bezlitośnie okrutne.
Jego wzrok podążył za jej spojrzenie, napotykając ich złączone dłonie. Palce Deirdre wydawały się takie kruche, jakby w chwili nieuwagi mógł je po prostu połamać. Jego chwyt był delikatny, ale nadal pewny, działo się między nimi coś dziwnego, co ona też dostrzegała.
- Sądzisz, że możliwy jest jakiś kompromis między tymi dwoma siłami - uczuciami i rozumem? - spytał nieśmiało. - Czy uczucia mogą dać siłę, aby po wielkość sięgnąć?
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
let's get this party started, 1947 r.  - Page 2 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]25.01.19 17:20
Rozchyliła nieco usta, słysząc niezwykle oficjalny wywód Artura: jeszcze nigdy nie słyszała, by używał tylu skomplikowanych słów na raz, wypowiadając się tak, jak powinien to robić na jakimś oficjalnym zjeździe badaczy czarodziejskiej antropologii a nie chłopak za kilka miesięcy kończący szkołę. Podobało się jej to - oczywiście, że tak, ceniła bystrych rozmówców, uwielbiała poznawać nowe definicje i obracać się w świecie dyskutowanej szeroko teorii. Zachichotała cicho, wzruszył ją to wypowiedzią, właściwie nie niosącą ze sobą żadnej treści; to nic, wystarczyło, by poczuła się swobodniej, lżej, bardziej komfortowo. - A jak ty postrzegasz męskość, Longbottom? - zagadnęła, unosząc nieco brwi, prowokująco, kpiąco, lecz bez złośliwości; dziwiła się własnej odwadze, ale w tym wyjątkowym półmroku, z odległymi odgłosami muzyki i w aurze ostatniego wspólnego balu, odkrywała w sobie coś nowego, innego, nieznanego; niepokojącego i wprowadzającego w doskonały nastrój jednocześnie. Czy tak czuły się jej koleżanki, gdy z wypiekami na policzkach opowiadały o swych sympatiach? Nie, Deirdre, przestań; odkaszlnęła, nieco zakłopotana. - Zasłużysz na nazwisko, nie mam co do tego wątpliwości. Staniesz się chlubą swego rodu - odparła od razu, bez przesadnych, słodkich komplementów, po prostu to wiedziała: Artur stanie się sprawdzonym aurorem, silnym czarodziejem, wypełniającym rozkazy swych przodków. Także te związane z narzeczeństwem - jej uwadze nie umknęło delikatne porzucenie tematu Mare; rozumiała to, lecz w pewien sposób dalej czuła się niespokojnie, jakby w jej eleganckim trzewiku znalazł się powodujący dyskomfort kamyczek, niby niewielki, lecz poważnie utrudniający poruszanie się. - Grindelwald to potężny czarnoksiężnik - wyszeptała tylko cicho, nie do końća rozumiejąc swoje podejście do tej historycznej walki; do walki dobra ze złem: ale czy można było tak łatwo rozdzielić te dwa pojęcia? Postawić między nimi głęboką wyrwę, uznać, że są ze sobą sprzeczne, ba, wrogie? Coś w jej sercu drżało, gdy wspominała o czarnej magii; coś szeptało, by włamała się do Działu Ksiąg Zakazanych; coś w niej pragnęło więcej, ciągle, nienasycenie. Bała się tego, ten głód ją przerażał, głównie dlatego, że go nie rozumiała skąd się brał i dokąd miał ją doprowadzić.
Tak samo jak to frustrujące drżenie, w które wprowadzała ją bliskość Artura. Destrukcyjna, psująca opanowanie, czyniąca ją albo zbyt odważną albo zbyt zachowawczą, struchlałą, nie należącą do tego miejsca i podobnej więzi. Delikatnie przesunęła opuszką palca po wierzchu jego dłoni. - Taki kompromis nie istnieje, Arturze - odpowiedziała cicho, praktycznie po raz pierwszy zwracając się do niego bezpośrednio po imieniu. Zachwiała się na czubkach palców u stóp, umykając wzrokiem w bok. Im dłużej trzymali się za ręce, tym dziwniej się czuła; tak, jakby coś powinno się zadziać; coś, czego chciała i coś, czego się bała. Uśmiechnęła się ponownie, trochę nerwowo. - Chyba powinnam już wracać do środka - powiedziała z nagłą przytomnością, próbując wyswobodzić dłoń z uścisku; speszona i zażenowana, drżąca, lecz już nie z powodu chłodu - ciepła szata Longbottoma ochłaniała ją od grudniowego wiatru.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]31.01.19 0:11
Spodobała mu się mina Deidre, widocznie nie spodziewała się po nim takiej wypowiedzi. Powinna pamiętać, że Artur ma też drugie, bardziej logiczne i analityczne oblicze, właściwie jej dość bliskie. Nie chodził też regularnie do biblioteki tylko dla spacerowania po zamku, ale też te wszystkie książki czytał. Najważniejsze jednak, że temat stał się bardziej bezpieczny.
- Jak postrzegam? - powtórzył nieco zdziwiony bezpośredniością pytania. - Właściwie nigdy się nad tym nie zastanawiałem... - zaczął, ale po chwili postanowił podjąć temat. - Męskość, przynajmniej taka pozytywna, nie ma nic wspólnego z wyglądem. Tak szczerze, mało mnie kwestia wyglądu innych mężczyzn interesuje, jestem zainteresowany wyglądem płci przeciwnej - stwierdził z żartobliwą nutką, przyprawioną odrobinką prowokacji. - Męskość to dla mnie zachowania, które właściwie mogą kojarzyć się z rycerzami. Wiem, wychodzi ze mnie teraz Longbottom. To odwaga, walka w obronie słabszych, używanie siły w razie konieczności, ale też bez uciekania od odpowiedzialności - odpowiedział szczerze, porzucając wcześniejszy ton na rzecz trochę poważniejszego. - Choć nie, wygląd ma znaczenie. Zawsze jest się bardziej męskim w zbroi i z mieczem u boku - niespodziewanie wrócił do żartów. - Co sama sądzisz o męskości?
Dziwnie było tak rozmawiać o męskości, nie mógł przy tym pozbyć się wrażenia, że Deirdre prowadziła jakąś grę, coś w nim sprawdzała. Czy później rozmowa przejdzie na kobiecość?
Nie odpowiedział na jej zapewnienia, zamiast tego uśmiechnął się ciepło. Te proste słowa dużo dla niego znaczyły, ponieważ wiedział, że mówiła szczerze i z przekonaniem, prosto z serca. Niezbyt pożądana cecha u polityka, za to bardzo potrzebna u przyjaciółki.
- Odnośnie rodziny, mówiłaś już rodzicom o swoich planach?
Zostawili temat Mare w spokoju, właściwie dobrze, było w nim coś irytującego. Aranżowane małżeństwo godziło w pragnienie wolności Artura, mimo plusów, które udało się dostrzec. Nie wiedział co sama Mare sądziłaby o takim pomyśle, w końcu też mogła się domyślać intencji ich rodziców. Chyba powinien z nią o tym porozmawiać, choć coś takiego zapowiadałoby duże ilości zmieszania i niezręczności.
- Bardzo potężny - przyznał chłodno, ale w jego głosie można było usłyszeć jakąś formę zainteresowania. Grindelwald, przez wielu uważany za najpotężniejszego czarodziej w dziejach, był niezwykłą postacią, władał tajemniczymi mocami... a takie z założenia intrygowały Artura. - Profesor też był potężny, ale to nie wystarczyło, może miał pecha, może ograniczała go dobroć i skrupuły... nie wiem - wyrzucił z siebie słowa nasączone smutkiem i złością. Albus Dumbledore długo wstrzymywał się przed walką z czarnoksiężnikiem, mimo błagań czarodziejskiego społeczeństwa. Za tym musiało się coś kryć, może w tym tkwił powód porażki. Artur czuł się przy tym wszystkim strasznie bezsilny. - Jak sądzisz, czy gdyby profesor też był czarnoksiężnikiem, to ta walka potoczyłaby się inaczej? - Zadawał sobie często pytanie, jak potoczyłaby się historia, gdyby profesor nie wahał się sięgnąć po najmroczniejszą czarną magię. Zbrukał się ciemnością, aby zaprowadzić światło. Życie potężnego czarodzieja to nieustanne balansowanie na granicy mroku. Czy właściwie można wprowadzić tak jasny podziać, przecież świat nie jest czarno-biały. To wielka skala szarości.
Poczuł chłód, nie tylko spowodowany wcześniejszymi rozważaniami. Opuszek jej palca delikatnie wędrował po jego dłoni, a towarzyszyła temu prawda i jego imię.
Smutkowi oraz zrozumienie. Było coś bolesnego w świadomości, że w tej najważniejszej kwestii była jak chłodny ideał, do którego Artur starał się dążyć. Takie uczucia niszczyły, razem byliby słabsi, bardziej podatni na zranienia i nierozważni. Ta słabość kusiła jego godne pożałowania serce, zdradliwą część, która tylko ograniczała. Jak właściwie wyobrażał ich sobie razem, przecież to byłoby nielogiczne... jednak nadal tego chciał. Chciał ją pocałować, powiedzieć, że się myli, cokolwiek. Wiedział jednak, że takie myśli pochodziły od złego doradcy.
- Masz rację, Deirdre - odpowiedział drżącym głosem. Odetchnął, powoli tętno zwalniało. Nadal spoglądał na nią, płynnie wypuszczając jej dłoń.
- Ja tu jeszcze chwilę zostanę, chciałbym popatrzeć na gwiazdy - oznajmił ze spokojem, próbując ukryć się za tym tonem.
Jego wzrok powędrował ku niebu, tak chłodnemu i odległemu. Miał nadzieję, że nie widzi teraz jego twarzy, ponieważ nie potrafił ukryć czającego się w duszy bólu.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
let's get this party started, 1947 r.  - Page 2 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]31.01.19 18:44
Spodziewała się, że Longbottom ją wyśmieje - tak reagowała większość chłopców, słysząc o męskości, robiąc sobie z tego tematu głupie żarty - ale odpowiedział jej równie rzeczowo, choć żartobliwie. Z klasą, ale bez zbytniej sztywności. Rozchyliła na sekundę wargi w zdziwieniu, ba, w zazdrości: jak on to robił? Ona nie potrafiła jeszcze poruszać się tak płynnie pomiędzy nonszalancką wesołością a konkretami, była dość stetryczała, dlatego obserwowała swobodnego Artura uważnie, mimowolnie znów przywołując na ciągle zarumienionej twarzy lekki uśmiech. - To bardzo dorosła odpowiedź - skomentowała z uznaniem; nie powinno jej to dziwić, blondyn miał niedługo skończyć szkołę i stać się aurorem: stał zdecydowanie wyżej od chichoczących chłoptasiów z piątej klasy. - Podoba mi się ta definicja - wyznała śmiało, przekrzywiając głowę nieco w bok; kosmyk czarnych włosów opadł na czoło, ale nie odgarniała go: nie chciała przerywać uścisku dłoni. - Chyba nic nie sądzę. Jestem za młoda i...raczej nie interesuję się chłopcami - zarumieniła się jeszcze mocniej i odkaszlnęła lekko; przyznawanie się do niewiedzy zawsze przychodziło jej z wyraźnym trudem. Bardziej niż odrobinę flirciarska wymiana zdań na temat postrzegania męskości. - Ale podoba mi się wizja ciebie w stroju rycerza - dodała zupełnie poważnie, znów zawstydzona; nie miala jednak nic do stracenia a ciepła dłoń Artura, obejmująca delikatnie jej palce, napełniała ją dziwną pewnością siebie.
Niemożliwą do zachwiania nawet pytaniem o rodziców. Westchnęła cicho. - Nie, nie rozmawiamy zbyt wiele. Zresztą, pochodzę z rodziny, która pragnie służyć a nie władać - odparła powoli; kto jak kto, ale szlachcic powienien wiedzieć, jak wielki wpływ na podejmowane decyzje mają krewni i tradycja, według której należy postępować.
Także w ocenie ważnych historycznie wydarzeń. Uwadze Deirdre nie umknęła powaga, z jaką Artur wypowiadał się o Dumbledorze i Grindelwaldzie, a także chłód obecny w głosie blondyna, kiedy poruszał kwestię czarnej magii. Przerażającej, obrzydliwej, lecz dającej niewątpliwą przewagę. Znów jej zaimponował, nie ferował wyroków, nie powtarzał gdzieś zasłyszanych frazesów: zastanawiał się, oceniał, ostrożnie analizował świat po swojemu, nie dając społeczeństwu narzucić swojego zdania. - Czasem, żeby dokonać rzeczy dobrych, trzeba sięgnąć po niejednoznaczną moc - odparła cicho, rumieńce odpłynęły z twarzy, czuła się pewniej, rozumiana i wysłuchiwana. - Być może zdołałby pokonać Grindelwalda jego własną bronią - i szybciej zapanowałby pokój - dodała w zastanowieniu; nie lubiła gdybania, wolała konkrety, ale Artur prowokował ją do wysuwania się poza bezpieczną strefę komfortu, co wzbudzało w niej zarazem niepokój, jak i satysfakcję. Jeszcze z nikim nie czuła się tak blisko, lecz głośno bijące serce nakłaniało ją do ucieczki, schowania miękkiego podbrzusza zanim jej odsłonięcie zostanie wykorzystane, by zadać ból. Nie obawiała się, że to Longbottom może uczynić coś podobnego: bała się samej siebie, zależności, naiwnej nadziei na to, że blondyn nie da jej odejść, że mocniej obejmie palcami jej nadgarstek. Nic takiego się nie stało, rozluźnił uścisk i uśmiechnął się smutno, coś dziwnego błysnęło w jego jasnych oczach. Zawód? Żal? Czy może projektowała na niego własną gorycz; chciała, by ją zatrzymał, by uspokoił i jednocześnie była wdzięczna za to, że jednak nie musi zmierzyć się z nowymi wyzwaniami, które mógłby przynieść ten wyjątkowy wieczór. Skinęła głową, nieco zagubiona, wiedząc, że każda sekunda stania tuż obok niego, nie mogąc ponownie pochwycić dłoni Artura, staje się nie do zniesienia. - A więc udanej obserwacji, Arturze - powiedziała cicho, spuszczając wzrok na swą dziwnie chłodną - bez jego dotyku - dłoń, po czym odwróciła się i ruszyła w kierunku drzwi, czując w sercu dziwny ciężar. Zupełnie zapomniała, że ciągle otula ją ciepła szata wierzchnia chłopaka, kojąca nie tylko chłód, ale i inny rodzaj przenikającego ją dyskomfortu i zażenowania.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]03.02.19 15:03
Życie nie było proste, nawet gdy z pozoru nie miało się większych trosk. Artur co raz lepiej to rozumiał, poznał znaczenie dialogu. Obserwował, uczył się, od Klubu Ślimaka po szlacheckie uroczystości. Czasem mógł być zbyt zmienny, ton jego wypowiedzi zbyt nieprzewidywalny, ale stanowiło to czasem pewną zaletę.
- Pewnie dlatego, że jestem bardzo dorosły - odpowiedział ze śmiechem. - Dzięki, chętnie ją udostępnię - stwierdził, zerkając na kosmyk włosów, który opadł jej na czoło. Odruchowo poprawił go, delikatnie dotykając przy tym jej twarzy. Zmieszało go trochę wyznanie o braku zainteresowania chłopcami. Czyżby coś sugerowała, chciała rozwiać jego niepewne nadzieje? Zaraz jednak wspomniała o nim w stroju rycerza, ponownie zakłopotana. - Jeśli miałbym strój rycerza, to chciałabyś ubrać się jak średniowieczna dama? Pasowalibyśmy do siebie... - zasugerował zawstydzony głupotami, które właśnie wygadywał.
Pokiwał ze zrozumieniem głową, dobrze rozumiejąc wpływ rodzin na życie ich dzieci.
- Masz godny pochwały i ambitny cel, na pewno w końcu by go zaakceptowali, może nie od razu, ale po pewnym czasie... - delikatnie zasugerował, chcąc okazać jej wsparcie.
Czarna magia miała w sobie coś okropnego, często przedstawiana jako najpodlejsza część magicznej sztuki, która skupiała się tylko na krzywdzeniu innych. Coś tak strasznego i obrzydliwego, ale może mogłaby być użyta w imię dobra?
- Dobrze, że nauczyciel Obrony nas nie słyszy - wyznał. - Możesz mieć rację, świat nie jest tak czarno-biały, jak lubią nam przedstawiać w szkole - przyznał, ciesząc się, że może z Deirdre o tym porozmawiać. Chyba z nikim innym nie odważyłby się na takie rozważania. Imponowała mu rozwagą, własnymi przemyśleniami. Inni od razu potępiliby takie pomysły lub wręcz przeciwnie, jak fanatycy je poparli. Ona zaś trzeźwo pomyślała, ona była... wyjątkowa. Byli od siebie różni, ale jednocześnie podobni, chyba wiedział o tym od pierwszego spotkania.
Nie zwrócił uwagi na swoją wierzchnią szatę, ponieważ gdzieś głęboko czuł, że Deirdre mogła skraść mu coś ważniejszego...
- Dei, zaczekaj - rzucił za nią. Serce biło mu jak szalone, boleśnie przypominając o swoim istnieniu. - To nie jest ani trochę rozsądne, ale zastanawiałbym się zawsze "co jeśli". - Chyba jeszcze nigdy w życiu się tak nie bał, a przecież zdarzało mu się już ryzykować podczas przygód. Teraz jednak ryzyko było nowego rodzaju, bo wymagało czegoś dla niego nowego - odsłonięcia i zaakceptowania gorzkie prawdy. - Ja... ja ciebie... - Artur nie był w stanie wyrazić tego co skrywa w sercu, złośliwy język plątał się, utrudniając komunikację. Czuł się jak dziecko, kompletnie nie wiedząc co robić. - Chcę tylko powiedzieć... czy chciałabyś... ze mną... - kontynuował swój popis retoryki. - Bardzo cię lubię, wiesz? Tak BARDZO - wyznał, akcentując wyraźnie ostatnie słowo. Zaczerpnął głęboko powietrza. - Czy chciałabyś się ze mną umówić? - spytał szybko na jednym wydechu, od razu czując rozlewając się na policzkach gorąco. Czy dla wszystkich takie wyznania były równie straszne?
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
let's get this party started, 1947 r.  - Page 2 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]04.02.19 20:17
Poprawienie kosmyka włosów nie zostało odczytane przez Deirdre jako próba flirtu lub oznaka zainteresowania - speszyła się, od razu aktywizując w tyle głowy głos ciągle czujnego krytyka. Ma cię za flejtucha, za rozczochraną i nieporządną, nawet włosów nie potrafisz ułożyć, Deirdre. Odruchowo spięła łopatki, od dziecka starała się być najlepszą, wyprostowaną i schludną, lecz wiek nastoletni budził w niej dziwny chaos, utrudniając odmierzanie kolejnych dni, zachowań i zadań od linijki. Zarumieniła się raz jeszcze, zdziwiona, że w ogóle jest to możliwe, chociaż pąs wyglądał całkiem przyjemnie na jej zazwyczaj bladej twarzy o egzotycznym odcieniu. - Nie jestem damą. Moja krew nie jest szlachetnie czysta - odpowiedziała znów konkretnie, znów z szacunkiem do arystokracji: Artur należał do zupełnie innego świata i nawet jeśli teraz zachowywał się jak chłopiec, przyjacielski wobec każdego, kto okazał mu sympatię i czymś zainteresował, to w mgnieniu oka stanie się mężczyzną. Z obowiązkami wobec rodu. Dei nie przeszło przez myśl, że ta propozycja przebieranek to tylko żart, na poważnie wzięła odegranie roli damy - nie małżonki, a damy na dworze Longbottomów.
Zupełnie odmiennym od domu Tsagairtów w Wiltshire. Uśmiechnęła się niepewnie, nie przywykła do pocieszenia i wsparcia; nieco nerwowo przestąpiła z nogi na nogę a obcasy butów zastukały o posadzkę. Wolała temat szkoły i magii, znów się ożywiła. - Właściwie dlaczego? - zmarszczyła nieco brwi, słysząc o nauczycielu Obrony. - Gdyby nie istniała czarna magia, nie istniałaby ta dobra, biała. Świat musi być w równowadze, tak samo czary i uroki. Nie, żebym chciała zgłębiać akurat tą część tej trudnej sztuki, oczywiście, że nie - zaprzeczyła od razu, nie chcąc przyznać się, że ta myśl rodziła się powoli gdzieś w jej sercu, w jej trzewiach, zaszczepiając ziarno niezdrowego pragnienia potęgi. - Po prostu to wszystko jest bardziej skomplikowane, niż to się większości wydaje. Dobro i zło. Czarna i biała magia. Liczy się moc, która może pomóc czarodziejom, uczynić ten świat lepszym i bezpieczniejszym miejscem. Stabilniejszym - Bo tego naprawdę chciała, stabilizacji, pokoju, równowagi i dobrobytu dla każdego magicznego domostwa. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że przedstawia swe poglądy nieco filozoficznie, robiąc pierwsze kroki w politycznych przemowach: czuła się przy Arturze po prostu swobodnie, mogąc porozmawiać o wszystkim.
Prawie wszystkim. Czar prysł, dłonie się rozplotły, owiał ją chłód i przytomność. Co ona sobie wyobrażała, stojąc tu sam na sam z starszym chłopcem? W ciemności? Do tego z szlachcicem? Zrobiło się jej zimno, ale zachowała wszelkie pozory i uprzejmości, lecz nie zdążyła odejść nawet kilku kroków dalej. Zatrzymał ją nieco drżący głos Longbottoma; obejrzała się na niego przez ramię, a czarne włosy otuliły jej twarz roziskrzoną płatkami śniegu aureolą. To wcale nie było tak, jak lubiły opowiadać podekscytowanie ślicznotki w Pokoju Wspólnym: czas się nie zatrzymała a Dei nie sądziła, że się przesłyszała. Zmrużyła jedynie oczy, co nadało jej rysom jeszcze bardziej kociego wyrazu, po czym, po zapewne makabrycznie długiej dla Artura chwili, uniosła delikatnie lewy kącik ust. - Za dwa tygodnie, w weekend, możemy wybrać się razem do Hogsmeade. W ten muszę napisać dwa eseje, a ty powinieneś przygotować się do kolokwium we wtorek - odpowiedziała łagodnie, mimowolnie przyznając się do śledzenia rozkładu zajęć Gryfona. Właściwie nie pytała, a decydowała, jak zwykle próbując poukładać niepoukładane i oswoić zupełnie nową sytuację. - Ale nie możemy wrócić późno. I żadnych niebezpiecznych przygód - dodała a w jej oczach mimowolnie zalśniły ciepłe iskierki wspomnień. Przez moment wyglądała tak, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale później jedynie uśmiechnęła się do niego głębiej, aż na jej policzkach pojawiły się dołeczki, po czym natychmiast odwróciła się i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do Wielkiej Sali. Pewna, że jej twarz bucha gorącem jak potraktowana jakimś zaklęciem rozgrzewającym.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: let's get this party started, 1947 r. [odnośnik]04.02.19 21:44
Artur odczytał spięcie Deirdre jako niezadowolenie jego śmiałością, więc pospiesznie cofnął dłoń od jej włosów. Powinien być bardziej powściągliwy, z większą ostrożnością traktować dziewczynę, inaczej mógł ją łatwo przepłoszyć. Nie mógł powstrzymać skojarzenia z płochliwą sarenką.
- Jednak możesz pochwalić się długą tradycją czystej krwi w rodzinie - zauważył, dziwiąc się jakie rzeczy wygaduje tylko dlatego, że w jego opinii ona potrzebowała takich zapewnień. Stwierdzał neutralnie fakt, nie uciekając się do kłamstwa, ale w głębi serca czuł, iż robił coś niezgodnego z samym sobą. - Do tego łączysz w sobie krew czarodziejów ze Wschodu i Zachodu, co dodaje wyjątkowości twojemu pochodzeniu - stwierdził już trochę bardziej zgodnie ze swoim światopoglądem.
Dla Artura status jej krwi był bez znaczenia, równie dobrze mogła mieć niemagicznych rodziców, w jego oczach byłaby tak samo wartościowa. Była dla niego ważna jako Deirdre, nie jako Tsagairt. Jednym z istotniejszych celów, które postawił sobie przy przeszukiwaniu bibliotecznych zbiorów, było znalezienie rzetelnych informacji o wyższości czystej krwi, musiał poznać prawdę. Nie natrafił na żadne źródło, które w profesjonalny sposób, pozbawiony uprzedzeń, udowadniałoby większą moc magiczną u czystokrwistych. Przyjął wiadomość z wielką ulgą, ciesząc się ze zgodności serca i rozumu w tej sprawie.
Spojrzał na nią z szacunkiem oraz podziwem, słuchając mądrych słów o czarnej magii. Rozumiała to, była ponad światłem i mrokiem, jakże cudowne było to odkrycie. Balansowała niebezpiecznie na granicy, ale taka musiała być droga czarodziejów, którzy mogliby zmienić ten świat na lepsze.
- Lepiej bym tego nie ujął - przyznał zupełnie poważnie, czując się jednocześnie lekkim, mógł z nią wymienić się przemyśleniami. - Może powinniśmy w tym aspekcie traktować magię bardziej jak narzędzie, które ze swojej definicji nie może być dobre lub złe. To my, ludzie, możemy używać narzędzi w imię dobra lub zła - wyznał ostrożnie, samemu poddając się teraz niepozornej fascynacji zakazanej części magii.
Chwile między wypuszczeniem dłoni a odpowiedzią wydawały się strasznie zimne i długie. Jakby coś pochłonęło całe ciepło, pozbawiając wszechświat energii do ruchu. Powoli obejrzała się, jej twarz przesłaniała czerń włosów, ozdobiona płatkami śniegu, skrzącymi się w nikłym świetle jak maleńkie gwiazdy. Nie odezwała się, milczenie nieznośnie długo zawisło w powietrzu. Potem jednak czas przyspieszył, żadna siła nie mogła go już zatrzymać.
- Za dwa tygodnie. Hogsmead. Razem - zdołał zarejestrować w oszołomieniu. Łagodnym tonem wszystko ustaliła, nie miał powodu nic dodawać, nawet gdyby był w stanie. - Rozsądnie - przyznał krótko, osiągając tym samym swój limit słów na ten moment. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale taki wyczyn przekraczał jego możliwości.
Deirdre na pożegnanie uśmiechnęła się uroczo, na co Artur odpowiedział nieobecnym uśmiechem jak po zażyciu amortencji. Teraz, stojąc nieruchomo po jej zniknięciu w Wielkiej Sali, chyba wiedział jak czują się ofiary tego niebezpiecznego eliksiru.

| ztx2
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
let's get this party started, 1947 r.  - Page 2 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

let's get this party started, 1947 r.
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach