Wydarzenia


Ekipa forum
Przybrzeżna grota
AutorWiadomość
Przybrzeżna grota [odnośnik]13.02.20 19:00
First topic message reminder :

Przybrzeżna grota

W jednym z bardziej stromych brzegów wyspy zieje paszcza groty, z której sączy się delikatny niebieskawy blask. Dzieje się tak za sprawą morskiej roślinności, która przyjęła pewną dawkę energii wyzwolonej z pokonania anomalii i zaczęła świecić na błękitno. Dzięki temu można dostrzec dziwne, tajemnicze symbole, którymi pokryte są również znajdujące się w głębi Oazy ruiny. Z każdym krokiem wgłąb groty powietrze staje się coraz cieplejsze i coraz gęstsze, tak samo jak wchodzący ma wrażenie, że waży coraz mniej. W tym miejscu przestają bowiem obowiązywać prawa fizyki, z grawitacją na czele. Ludzie zaczynają bezwiednie unosić się w powietrzu, upuszczane przedmioty lecą pod sufit, a dźwięki zdają się gubić w próżni, cichnąć bez echa. Jest to idealne miejsce, aby odprężyć się i w spokoju oraz bezwładności zebrać myśli.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przybrzeżna grota - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]14.04.20 3:54
Wywróciła lekko oczami w żartobliwym geście na słowa wypowiedziane przez Hannah, dopiero po chwili przechodząc do słów cięższych. To był jej punkt widzenia, każde jedno słowo i każdy miał wolną wolę i mógł mieć inne zdanie. Ale jeśli kiedyś mieli zacząć funkcjonować dobrze, musieli nauczyć się, kiedy był czas na dyskusje, a kiedy zwyczajnie go nie było. Zdawała sobie też sprawę z tego, że stanowisko przedstawione przez Hannah, jest podobne do tego, które ma wielu innych. I to był problem. Jako Gwardziści posiadali nie tylko wiedzę, ale i umiejętności, których nie mieli wszyscy. Byli w stanie kupić trochę czasu i uciec, dając tym samym czas na ucieczkę innym i pewność, że ci nie będą ścigani. Dlatego postanowiła wytłumaczyć w jakiś sposób ten punkt Wright. Dlatego, próbowali zrobić to też na spotkaniu. Może nieodpowiednio, może nie tak, ale przynajmniej podejmowali próby. Chociaż każda kolejna sprawiała, że coraz trudniej było jej mieć nadzieję, na zmiany. Ruch głowy Hannah był czymś w rodzaju obietnicy. Wiedziała, że to o co proszą - czego wymagają - może nie jest proste. Ale potrzebowała świadomości i chociaż próby. Zacisnęła rękę na tej jej, kiedy poczuła uścisk i uniosła z trudem wargę ku górze.
Kiedy Hannah odezwała się ponownie, wywróciła oczami sięgając po jednego z rogalików w którego wgryzła się, marszcząc brwi.
- Czy nie możemy się zgodzić, że każda z nas jest mądrzejsza, tylko w inny sposób? - zapytała pojednawczo, znów wgryzając się w rogalik. - Zapomniałam, że one są takie dobre. - wymamrotała z pełnymi ustami, zaraz jednak marszcząc brwi na powrót. Pokręciła głową.
- Ja mam kiepskie poczucie humoru. - sprostowała ją, zaraz jednak wskazała na nią rogalikiem. - Ty ostatnio po prostu opowiadasz żarty, które mnie nie bawią. - zawyrokowała po raz kolejny wgryzając się w wypie. Unosząc brew słuchała kolejnych słów padających z ust Wright, a kiedy ta przeszła do dbania o mała, kochaną, siostrzyczkę zakrztusiła się jedzeniem i przez kilka chwil kaszlała próbując nie umrzeć przez jeden zły gry. Oczy zaszły jej łzami, a gdy się w końcu uspokoiła podniosła wzrok na Wright. Kaszlnęła raz jeszcze i złapała za wino, żeby przepłukać gardło.
- Coś ostatnio twój kontakt z Michaelem jakiś lepszy zdaje. - zauważyła usłużnie, unosząc kącik ust w sugerującym uśmiechu. Zaraz jednak wrzuciła do ust resztkę rogalika i odchyliła się na rękach. Milczała chwilę spoglądając w jej kierunku z uniesioną brwią, przeżuwając jedzenie. - Wiadomość z ostatniej chwili, Wright. Vincent przyjaźni się z Gabrielem od kiedy pamiętam. A Michał go zna, bo trochę jakby… mieszkamy wszyscy pod jednym dachem? Ah, do tego. - przerwała na chwilę. - Kerstin wczoraj zjawiła się znikąd. - powiedziała, słowa okraszając ciężkim westchnieniem. Może nie zjawiła się znikąd, tylko z Kornwalii, ale dla niej to było to samo. Zaraz jednak wywróciła oczami. - Nie skończę jako samotna gwardzistka z dzieckiem. - zapewniła ją. Miała przeszkolenie medyczne i wiedziała, jak nie zajść w ciążę. Temat zmienił się, a łzy pociekły po jej twarzy. Potrzebowała chyba tego w jakiś sposób oczyszczenia, zrzucenia z siebie tego, co była w stanie.
- Mówiłaś. - przyznała przez łzy przyjaciółce. Ale to nie było takie proste. Nie dało się tego zrobić na pstryknięcie palcami. Przynajmniej ona nie wiedziała jak. Kolejne słowa sprawiły, że uniosła zdziwione spojrzenie na Hankę, a jej oczy najpierw rozszerzyły się, a później odrzuciła głowę, żeby zaśmiać się krótko. Chociaż wiedziała, że Hannah mówiła całkowicie poważnie, jej wyobraźnia podrzucała irracjonalny wynik. - Dziękuję. - szepnęła po chwili spoglądając na nią z wdzięcznością i miłością.
- To właściwie nie jest taki głupi pomysł. - mruknęła wskazując na nią palcem, kiedy temat przeniósł się w okolice Keatona. - Ale myślałam o tym bardziej w odniesieniu do budowy. - sprostowała, nie mając niczego innego na myśli. Jej brew drgnęła ku górze na stwierdzenie. Wpatrywała się w nią w milczeniu przez chwilę przesuwając spojrzeniem po twarzy. Alkohol trochę zaczynał szumieć już w jej głowie. - Po prostu pytasz? To ty, czy nie ty już o to pytałaś? - zapytała unosząc rękę, żeby założyć włosy za uszy. - Nie, to był Blake. - opuściła dłoń, odpowiadając sama sobie. - Więc. - zdecydowała się na odpowiedź. Przekładając nogi, by znów usiąść po turecku. Spojrzała na przyjaciółkę. - Zdecydowanie jest za tobą. Ale to dobry facet i serce ma po właściwej stronie. Więc tak, ufam mu. Nie powiedziałabym mu o Zakonie, gdyby było inaczej. - błękit lustrował twarz przyjaciółki. - Uważasz, że nie powinnam? - zapytała po chwili, zanim zamilkła sprostowała jeszcze. - Mu ufać? - dodała, nie będąc do końca pewną o co chodziło w tej części ich rozmowy. Nie bardzo rozumiała jak i kiedy z rozmowy o Vincencie, skręciły na rozmowę o Keatonie.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Przybrzeżna grota - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]14.04.20 11:21
Tonks proponowała jakieś ugodowe rozwiązanie i było to co najmniej dziwne, ale chyba mogla przystać na podobny kompromis. Zmrużyła oczy, przyglądając się podejrzliwie przyjaciółce, jakby doszukiwała się w tym wszystkim drugiego dna. Brzmiało to mądrze, więc mądra była też Tonks. Odrzucenie mądrej propozycji było więc jej przeciwieństwem, a właśnie miały zgodzić się, co do tego, że mądre są obie. Nie miała więc wyjścia, musiała przytaknąć, by postąpić równie mądrze.
— To ma sens — przyznała w końcu, po dłuższym, nieco zalkoholizowanym przemyśleniu sytuacji, decydując się na rozejm —  n i e na kapitulację. Zerknęła na rogaliki z najprostszego przepisu świata i westchnęła, zrzucając okruszki zebrane na spódnicy. — Powinnaś się wybrać ze mną do mamy. W ostatnim liście chwaliła się, że odkopała jakiś babciny przepis na dundee z whisky. Ponoć o niebo lepsze niż z brandy.— A mama potrafiła gotować tak, jak mało kto i to wszystko bez użycia magii. Jej gulasz znany był wszystkim z okolicy i potrafił nasycić i rozgrzać w najzimniejsze i najdłuższe noce. Wspomnienie rodzinnego domu przywołało na jej usta uśmiech, na tą jedną chwilę, zaraz bowiem pomyślała o pani Tonks, która zawsze była jak druga mama.
Kiedy przyznała, że ma kiepskie poczucie humoru zamierzała jej przytaknąć, ale zaraz po tym uśmiechnęła się szeroko, niedotknięta kąśliwą uwagą.
— Nie tłumacz swojego kiepskiego poczucia humoru słabymi żartami. Po prostu wyciągnij ten kij od miotły.— Uśmiechnęła się cwano, unosząc brwi wysoko, bardziej niż pewna swojej porady. — Hej, hej!— Poderwała się do prostego siadu, wyciągając ręce do Tonks, kiedy zaczęła się krztusić. Szybko zbliżyła do niej i zaczęła oklepywać ją po plecach, na tyle, na ile była w stanie wyciągnąć rękę. — Powoli, nie braknie. Weźmiesz sobie do domu, nie pakuj w usta na zapas, bo nie znam się na pierwszej pomocy — przypomniała jej, spoglądając na nią ze zmartwieniem. Po alkoholu miała odwagę próbować, ale nie mogła zagwarantować, że zamiast wyciągnąć kawałka rogala nie wepchnie jej go głębiej. Już wolała, by Tonks zwymiotowała wszystko na nią niż żeby miała się udusić. — Zaskakujące przemyślenia, jak na możliwie ostatnie chwile swojego życia — mruknęła z przekąsem, marszcząc brwi. Mówiło się, że tuż przed śmiercią całe życie stawało przed oczami, a jej właśnie to przyszło do głowy?
— No i co?— Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc tego sugerującego spojrzenia i dziwnego uśmiechu. — Nie powiedział ci? — spytała, mrużąc oczy, a po chwili na jej twarzy wymalował się złośliwy uśmiech. — Mike, od jakiegoś czasu zagląda do sklepu. Kiedy anomalie rozszalały się na dobre unikałam magii tam, gdzie mogłam, by nie narobić szkód. Twój brat trochę mi pomógł — wyjaśniła w końcu, poważniejąc. Nie było to żadną tajemnicą, nie musiała tego przed nią ukrywać. Fakt, że Michael ukrywał to przed nią był nawet uroczy. Niedopowiedzeniem była kwestia tamtego pocałunku, ale postanowiła to, również dla samej siebie, zostawić jeszcze w próżni.
Przechyliła się na bok, podpierając dłonią na ziemi, mierząc Tonks wzrokiem. Kiedy skończyła, uśmiechnęła się szeroko.
— Miałam na myśli przedstawienie Vincenta jako swojego faceta — sprecyzowała, nieprzerwanie na nią patrząc. — Ale szybko poszło, skoro już razem mieszkacie to chyba ten etap faktycznie można pominąć— dodała ciszej, próbując przestać się uśmiechać, ale jej myśli, szczególnie podsycone alkoholem same brnęły w stronę wyobrażenia sobie jak to wszystko mogło u nich wyglądać. Czterech Tonksów i Vincent pod jednym dachem. Biedaczek. — Wiesz, że jeśli między wami coś będzie to będziesz musiała wprowadzić w domu żelazną dyscyplinę, inaczej Rineheart będzie musiał sobie przygotować świstoklik do twojego pokoju. — Bo kochani bracia urządzą pod jej drzwiami istne obozowisko. Zachichotała cicho, z łatwością wyobrażając sobie taką scenę. Po chwili jednak nieco spoważniała. — Co u niej? Musi być jej teraz ciężko.— Londyn odwrócił się od mugoli, mugolaków i charłaków. A mogło być jeszcze gorzej, jeśli Rycerze postanowią urządzać sobie jakieś krwawe polowania. Musiała na siebie uważać, ale przecież w domu pełnym aurorów była bezpieczna.
Kwestie budowy oazy przemilczała, kwitując ją tylko krótkim "hm".
— Dlaczego Blake o to pytał? Pracuje z nim, ma jakieś wątpliwości?— Skrzywiła się na samą myśl. Kto jak kto, ale Percival nie powinien zadawać takich pytań. Zirytowała się na samą myśl. Wsadziła sobie większy kawałek rogalika w usta, by nie palnąć czegoś przypadkiem i skupiła się, a raczej próbowała się skupić na jedzeniu. Picia już było za dużo. Gdyby wypiła jeszcze trochę mogłoby mieć to nieprzewidziany finał. Wysłuchała jej w milczeniu, z każdym kolejnym słowem, coraz bardziej marszcząc brwi. W końcu zerknęła na nią z dołu, nagle orientując się, że doszło do nieporozumienia. — Pytałam o Vincenta — mruknęła jeszcze z pełnymi ustami. Nie widziała żadnych powodów, by nie ufać Keatonowi, ten drugi pozostawiał jednak wiele do życzenia. — Powiedziałaś Keatowi o Zakonie, a nie powiedziałaś Vincentowi o tym, że walczysz każdego dnia... Próbuję zrozumieć twoją logikę i te wszystkie dziwaczne powiązania.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Przybrzeżna grota - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]14.04.20 16:42
Jej usta rozciągnęły się w zadowolonym uśmiechu, kiedy Hanka przyznała jej rację. Cóż, kłócenie się z tym stwierdzeniem, z pewnością nie było mądre. Wtedy więc zaprzeczyłaby jej stwierdzeniu. A każda z nich przecież w jakiś sposób była mądra. Tonks dla przykładu, potrafiła wskazać i nazwać wszystkie kości w ludzkim ciele, Hanka zdawała się mądrzejsza, jeśli szło o życie samo w sobie, czy wszystkie te niuanse dotyczące drewna czy mioteł.
- Wszystko u niej w porządku? - zapytała zerkając w kierunku przyjaciółki. Odetchnęła trochę ciężko, wiedząc, że za chwilę minie rok, odkąd głupie, irracjonalne przekonania, które wyrżnęły pół Londynu, zabiły też jej matkę. Westchnęła jeszcze raz, na chwilę się zamyślając. Tęskniła za matką, za całą jej osobą i szarlotką, której zapach rozchodził się po rodzinnym domu każdej niedzieli. Nie dziwiła się, że zapach jabłek zawsze kojarzył jej się z miłością.
Kolejne słowa sprawiły, że wywróciła oczami, wydymając w niezadowoleniu usta. Prychnęła pod nosem, kręcąc lekko głową.
- Terefere. - odbąknęła tylko, nie mając na ten temat nic więcej do powiedzenia. Jej żarty raczej od zawsze miały dziwną przypadłość która sprawiała, że w większości bawiły jedynie ją. Czasem powiedziała coś, co wydawało jej się zabawne, ale gdy tylko słowa wydobywały się z jej ust, odkrywała, że wcale to zabawne nie jest.
Zaraz jednak wypowiadane przez Wright słowa sprawiły, że się zakrztusiła. Kaszlała, czując jak Hannah oklepuje jej plecy, próbując pomóc na nowo odzyskać oddech.
- Cała ja. - rzuciła, przepłukując gardło winem. Łapała oddech po prawie śmierci od rogalika, kiedy Hannah wyjaśniała relacje swoje z jej bratem. Brwi uniosły się ku górze.
- Ktoś jeszcze od jakiegoś czasu zagląda do sklepu, żeby ci w nim pomóc? - zapytała poruszając brwiami. Była zadowolona, że sytuacja trochę się odwróciła, a wylane łzy, rzeczywiście ściągnęły z jej brak ciężar, który gniótł ją nieprzyjemnie. - Czemu nie napisałaś, że przydałaby ci się para rąk, żeby zrobić to czy tamto? - zapytała ją, trochę urażona, że nie pozwoliła sobie pomóc, kiedy ta pomóc była potrzebna. Założyła dłonie na piersi. Ale kiedy Hannah powróciła do Vincenta rozplotła dłonie, a jej twarz przybrała zdradzieckich kolorów. Brwi zmarszczyły się, a usta wydęły.
- Najpierw musiałbym z nim być, żeby go tak przedstawiać. - zauważyła w końcu, wywróciła oczami na kolejne słowa. - Tak wyszło. Zaproponowałam mu, żeby porozmawiał z Gabrielem, bo ten mieszkał sam w domu. - wyjaśniła Hance ze spokojem, wzruszając lekko ramionami. Znała też swojego brata i mocno wątpiła w to, żeby pozwolił szwendać się po hotelowych pokojach przyjacielowi. - A kiedy Londyn upadł wszyscy przenieśliśmy się do Michaela. Ja i tak za długo nadwyrężałam już dobroć Rineheartów. - podsumowała, opierając się znów dłońmi o ziemię. - Co? - mruknęła zaraz marszcząc brwi. - Jaką dyscyplinę? - kompletnie nie rozumiała co niby miałaby w tym domu wprowadzić. - Na kiego mu świstoklik do pokoju? Coś bredzisz. - mruknęła niezadowolona z tego w jakim kierunku mogły powędrować myśli przyjaciółki. Patrzyła na nią podejrzliwie czekając na wyjaśnienia. Kiedy temat przesunął się na najmłodszą z Tonksów westchnęła cicho.
- Przekonała tatę, że jest nam tutaj niezbędna. - mruknęła, wzdychając jeszcze raz. - Nie winię jej, że chce być z nami. Ale martwię się, Hann. Martwię się, że może zostać celem, kartą przetargową, ofiarą. - odchyliła się mocniej, przybierając bardziej leżącą pozycję, ciężar ciała układając na ramionach które ułożyła na ziemi. - Ale skubana ma gadane. I zdaje się, że podjęła już swoją decyzję. Mike myśli nad kupnem nowego domu, a Alex otwiera lecznicę dla wszystkich. Kerstin jest pielęgniarką. - wzruszyła lekko ramionami. - Moglibyśmy ją zmusić, żeby wróciła do Kornwalii, ale nie wiem czy to byłby dobry wybór. - przyznała cicho. Unosząc jedną z dłoni by podrapać się po nosie, spojrzenie zawisło na gwiazdach.
- Keat powiedział mi, że dostał zlecenie mające sprawdzić jego powiązania z Rezerwatem. A ja dałam o tym znać Blake'owi. - uniosła dłoń, która w trakcie mówienia przesunęła się z prawej strony na lewą. - Okazało się, że kilka dni wcześniej znalazł anonimowe ostrzeżenie w kieszeni i to jego o nie podejrzewał. - zreferowała pokrótce całą sytuację. - Ale czy on ma wątpliwości? - wzruszyła ramionami lekko. - Nie wiem, mam nadzieję, że rozwiałam je, jeśli takie posiadał. - przyznała zgodnie z prawdą. Jej brwi ponownie się zmarszczyły, kiedy temat zawinął na nowo w okolice Vincenta. Uniosła dłoń, żeby założyć włosy za ucho.
- To skomplikowane i złożone z wielu rzeczy.  Burroughs angażował się już, chociaż ich działania nie miały kierunku. Poza tym, dokładnie go przeorałem i nie byłam przyjemna. - powiedziała marszcząc lekko brwi. Pamiętała styczniowe spotkanie w jej domu, pełne gorzkich słów i ostrych zaklęć. - Vincent, kiedy spotkałam go po raz pierwszy dopiero wrócił. Dopiero próbował odnaleźć się w tym, co zastał. Do tego nie byłam pewna, czy powinien dowiedzieć się ode mnie - czy to nie pogłębi zadry w jego relacjach z rodziną. Plus, sama nie wiem, powiedziałam ci to. Za drugim razem chciałam na chwilę zapomnieć o wszystkim. Mówienie wtedy o Zakonie było tego przeciwieństwem. A na koniec marca… - urwała na chwilę zaciskając usta. - Byłam roztrzęsiona, ledwo skończyłam misje - dwie, Gabriel był ranny, ja sama rozbita… - pokręciła lekko głową, wzruszyła ramionami i wypuściła powietrze. - Nie widzisz, że zaczynam uciekać, kiedy coś może stać się zbyt poważne, żeby nie nadziać raz jeszcze? Czy chcesz żebym przyznała to na głos? - zapytała unosząc spojrzenie na nią. Powiedzenie Vincentowi o Zakonie, byłoby tylko dopuszczeniem go jeszcze bliżej, kiedy wszystko co robiła to próbowała się obronić. Jednocześnie ledwie panując nad sobą, kiedy był obok udając, że nic się nie stało i niezmiennie mogą pozostawać przyjaciółmi. - Keat i Vincent są całkiem różni. - dodała jeszcze czując potrzebę zaznaczenia tego faktu.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Przybrzeżna grota - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]16.04.20 19:45
Zawahała się, nim jej odpowiedziała. Nie widziała się z nią od świąt. Może to był błąd. Może powinna zjawić się w rodzinnej Szkocji wcześniej, kiedy jeszcze wszystko było w porządku. Choć ataki Ministerstwa ograniczały się do Londynu, kto mógł przewidzieć, do czego doprowadzą, w jakim kierunku to wszystko pójdzie, jeśli w porę nie uda im się tej śmiertelnej spirali zatrzymać.
— Tak twierdzi — przyznała, bo nie mogła zweryfikować prawdziwości otrzymywanych listów, nawet jeśli było ich wiele. Zwykle jednak pełne były nadopiekuńczych pytań, na które nie zawsze potrafiła odpowiedzieć. — Ty też terefere — mruknęła w podobnym tonie, nie odpuszczając — musząc przy tym  mieć ostatnie słowo. I to była kwestia kobiecego honoru.
Tonks przeżyła kolejny zamach na swoje życie, w końcu łapiąc oddech i ratunek z pewnością zawdzięczając kończącemu się winu. Mimo przykrej wizji śmierci, nie odpuszczała.
— Co tak śmiesznie poruszasz brwiami, mam coś na czole?— spytała, mrużąc oczy i udając, że wcale nie wie, do czego przyjaciółka zmierza. Odchyliła się do tyłu, szukając podparcia, ale kamień za nią okazał się zbyt niski, by wygodnie mogła usadowić się w pozycji siedzącej, więc położyła się na ziemi, korzystając z niego jak z wyjątkowo twardej poduszki. — Zawsze ktoś zagląda do sklepu, żeby mi pomóc — mruknęła smętnie, wypuszczając ze świstem powietrze z płuc. To wszystko było jakąś niepoprawną ironią losu, albo wyjątkowo beznadziejnym żartem. Najpierw Keaton, później Billy, a teraz Michael. Wszyscy trzej okazali się dla niej ważni i cała czwórka skazana była na niekończące się pasmo rozczarowań. Pech chciał, że to ona była w samym środku oka cyklonu i nie miała pojęcia co zrobić, by ten wir zatrzymać.— Myślisz, że to może być jakaś klątwa ciążąca na tym miejscu?— spytała, powoli unosząc wzrok ku rozgwieżdżonemu niebu. — Nie — odpowiedziała jednak sama sobie po chwili, nie czekając na opinię Just. — To nie klątwa, tylko ja.— Zwalanie tych wszystkich złudnych chwili szczęścia i nieustannych niepowodzeń na czarnomagiczny urok było tchórzostwem. A ona nie była tchórzem. Nie potrzebowała takiej wymówki, by spojrzeć prawdzie w oczy. Na jej kolejne pytanie nie odpowiedziała. Wzruszyła jedynie lekko ramionami, leżąc na zimnej ziemi. Jej chłód przenikał przez cienki sweter i spódnicę, ale wino rozgrzewało ją od środka na tyle, by nie drżała. Nie lubiła prosić o pomoc. Nikogo i w żadnej sytuacji. Przywykła do tego, że to ona była potrzebna komuś, ona niosła pomoc, oparcie, pocieszenie. Pewne słowa nie mogły przejść przez gardło. Może dlatego tak beznadziejnie wszyscy utknęli. Gdzieś tkwił jakiś głaz blokujący otwarcie drzwi, a szczelina była zbyt wąska, by się przez nią prześlizgnąć.
— To dobry pomysł, że jesteście wszyscy razem. Tak chyba raźniej, co?— Uśmiechnęła się, przechylając nieco głowę, aby na nią spojrzeć. — Nie mogę przestać myśleć o Jackie... — mruknęła, kiedy Tonks wspomniała o Rineheartach. Wciąż nie miała od niej żadnej wieści. Cokolwiek się wydarzyło, czarne scenariusze coraz częściej ją nawiedzały po nocach. — Vincent nic nie wie?— Marna nadzieja, a jednak może mógł wiedzieć o niej coś, co im nie przychodziło do głowy.
— Nie bredzę. Próbuję iść twoim tokiem myślenia — burknęła, podkładając pod głowę jedną rękę i posyłając jej porozumiewawcze spojrzenie. Może nie było to takie oczywiste, ale taki motyw pasował do Tonks znacznie bardziej niż sądziła, po tym wszystkim, co już usłyszała. — Z wami jest bezpieczna, nic nie powinno się stać. Ale z pewnością musi unikać Londynu i jego okolic, dla niej to szczególnie duże zagrożenie.— Nie miała szans się nawet bronić, gdyby ktoś postanowił ją zaatakować. — Musisz ją chronić. Jeśli się ktoś dowie z pewnością wykorzystają to przeciwko tobie. Przeciwko wam wszystkim. — Nie raz Rycerze pokazali, że lubią uderzać w czułe punkty, a bliscy wydawali się jednym z najwrażliwszych elementów w każdym, kto miał serce po właściwej stronie.
— Od kogo to zlecenie? W co on się wpakował?— Zmarszczyła brwi, dźwigając się na łokciach, by móc spojrzeć na przyjaciółkę. Nie brzmiało to jak standardowe zlecenie. Nott był zdrajcą Rycerzy, z pewnością szukali go albo oni, albo jego stuknięta rodzina.A to mogło znaczyć tylko tyle, że wszyscy w jego otoczeniu byli w znacznie większym niebezpieczeństwie niż przypuszczali. — To chyba nie jest takie skomplikowane jak sądzisz. To brzmi, jakby potrzebował czasu od posiadania czasu, by wdrożyć się w dramat, który rozgrywa się na naszych oczach każdego dnia. Czas tu chyba nic nie da. Im szybciej go uświadomisz tym łatwiej będzie mu przyjąć nową rzeczywistość. Sam będzie domyślał się tygodniami — a na to nikt nie miał czasu. Wojna pochłaniała coraz więcej ofiar. Im szybciej wszyscy zyskają świadomość co się dzieje i jak można z tym walczyć, tym wszyscy będą bezpieczniejsi. — I myślisz, że jak będzie oglądał cię po misji i Gabriela i Michaela, lub po jakichkolwiek innych działaniach zakonu w Londynie, tym bardziej, że wszyscy razem mieszkacie, nie będzie bardziej zagubiony? — wymieniała, patrząc w niebo i doszukując się w tym wszystkim sensu. Za cholerę go nie widziała. — Trudno nie zauważyć — zwróciła jej uwagę, posyłając przelotny uśmiech. — Wałkujemy to odkąd tu siedzimy.— Uniosła jeszcze brwi, po czym znów położyła się na ziemi, próbując wyczytać najważniejsze odpowiedzi z gwiazd. Nie znała się na nich. Nie mówiły jej też nic. Podziwiała jednak ich piękno, gdy iskrzyły się na ciemnogranatowym niebie. — Owszem, są. Vincent zachowywał się jak palant — kiedy porzucał bez słowa własną siostrę. — Ale też zasługuje na drugą szansę — dodała już bardziej do siebie, niż do niej, przymykając oczy na chwilę.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Przybrzeżna grota - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]22.04.20 19:21
Zrobiło jej się trochę lepiej - lżej. I właściwie odpowiadało jej to, że tematy zaczęły przechodzić w trochę inne, niż tylko te skoncentrowane na niej. Spoglądała na przyjaciółkę przekrzywiając głowę w bok.
- Mogłybyśmy się do niej wybrać. Jeśli chcesz. - zaproponowała unosząc łagodnie kącik ust ku górze. - Jak powie, że jestem sama skóra i kości to usłużnie na jej oczach dodam sobie kilka kilo. - zażartowała lekko przymykając powieki i odchylając się na rękach. Wspomnienie matki przesunęło się przed jej oczami przynosząc wspomnienia niedzielnych, wspólnych obiadów i zapach szarlotki. Na kolejne słowa wywróciła oczami pozwalając zachować Hannah ostatnie słowo.
Czego jak czego, ale zakrztuszenia się rogalikiem się nie spodziewała i raczej nie umieściła jej na liście rzeczy do zrobienia. Przełyk nadal lekko palił. Uniosła wzrok na Wright krzywiąc lekko usta.
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi. - mruknęła wskazując na nią palcem mimo że ta, udawała iż kompletnie zielonego pojęcia nie ma. Obserwowała jak szuka dla siebie wygodnego miejsca a później słuchała kolejnych słów. - Co ty za farmazony gadasz. Jaka klątwa? I co ty? Przecież super jesteś. - zmarszczyła brwi obserwując sylwetkę przyjaciółki marszcząc przy tym brwi. Milczenie i wzruszenie ramion sprawiło, że westchnęła. A potem westchnęła jeszcze raz mocniej. - Wiesz, Hann, że możesz mi wszystko powiedzieć i zawsze ci pomogę? - zapytała unosząc jedną z nóg by na niej ułożyć brodę. - Bo czasem mam wrażenie, że to tylko ty mnie pomagasz i nigdy nie pozwalasz by pomóc tobie. - poskarżyła się marudnym głosem wzdychając raz jeszcze. Kochała Hankę, ale jak sięgała pamięcią, to zawsze ona naprawiała i pomagała. A przecież i ona mogła to robić. Nie mogła przecież tylko od niej brać.
- Chyba. - przyznała jej rację wzruszając ramionami. - Wszystko w sumie dopiero się okaże. - stwierdziła unosząc rękę żeby założyć za ucho jasne włosy. Powrót Kerstin, był problematyczny. Ale nie mogła jej winić, za to, że nie chciała być sama. Kolejne słowa Wright zasępiły jej twarz jeszcze bardziej. - Ja też. - przyznała cicho, opuszczając rękę i spoglądając na nią z winą rysującą się na twarzy. - Nasze ostatnie listy były kłótnią. - przyznała czując ciężką gulę w gardle. Zastanawiając się, czy będzie w stanie jeszcze kiedykolwiek ją przeprosić. Na kolejne słowo pokręciła przecząco głową. Nie wiedział.
Westchnęła wywracając po raz kolejny raz oczami. Jej zdaniem trochę bredziła,o jakiś wartach i świstoklikach. I nie bardzo rozumiała jak to mogłoby w ogóle działać.
- Michael zamierza kupić nowy dom. Kawałek od Doliny Godryka chyba. - przyznała po chwili. - Ten w Mickleham podał przy rejestracji. - dodała unosząc rękę żeby podrapać się po głowie. Westchnęła cicho. - Tego się najbardziej boję. Ale Kerstin chce zostać mimo to. - wyjaśniła bo pamiętała roziskrzone spojrzenie i pewność która z niego była. Ich siostra wcale nie była tak różna od nich.
Kolejne słowa sprawił że rozłożyła dłonie w geście znaczącym o tym, że nie wie. Pokręciła przecząco głową na kolejne pytanie.
- Sądzę, że w nic. To raczej nie pierwszy raz, kiedy ktoś chce mu zapłacić za zdobycie informacji. - przyznała ze spokojem. A jeśli to robili, to mu ufali, nadal więc byli w stanie wykorzystać to na swoją korzyść. Zaraz sama jednak opadła na trawę układając ręcę pod głową.
- Już nic nie wiem. - przyznała po wysłuchaniu słów Wright. W których było dużo… cóż sensu. Czemu sama tego nie dostrzegła? Racji, która w tym wszystkim była. -  Może sama to niepotrzebnie komplikuje. - dodała jeszcze marszcząc nos i wzdychając nad sobą ciężko. Zamilkła na chwilę a później odwróciła głowę żeby zerknąć na Hannah.
- Keat też potrafi zachowywać się jak palant. - przyznała po chwili marszcząc nos, żeby się nad tym mocniej zastanowić. Odpuściła po chwili biorąc wdech w płuca i wypuszczając powoli powietrze. Ostatnich słów nie skomentowała, odwracając głowę i spoglądając znów w niebo nad nimi. Do tego akurat, nie musiała jej przekonywać.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Przybrzeżna grota - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]01.05.20 23:26
Uniosła brew, zerkając na Just kątem oka, oceniając krótko jej sylwetkę, lecz z tej pozycji wydawało jej się to niemożliwe.
— To nic nie da. Nawet gdybyś miała nadwagę to nie pozwoliłaby ci odejść od stołu, póki nie wyczyścisz talerza. Uwierz mi, wiem, co mówię — zaśmiała się, podkładając pod głowę jedną rękę, teraz z rozbawieniem wracając do wspomnień z dzieciństwa, w których bliżej było jej do turlania się niż chodzenia. Chciała za to winić matkę, której jedzeniowy rygor doprowadził ją do nadmiaru kilogramów, które koniec końców zrzuciła, by dostać się do szkolnej drużyny, lecz było to nic innego jak jej dziecięce obżarstwo. Z wiekiem minęło, choć do dziś zajadała stres. — Powinnyśmy ją odwiedzić.— Może w maju, przed jej urodzinami jeszcze lub po, gdy będzie spokojniej. O ile będzie. O ile sytuacja w kraju się nie zaostrzy, nie rozleje na inne miasta. Wierzyła, że jej rodzice są bezpieczni w Szkocji.
Westchnęła w końcu, nie zamierzając się z nią kłócić.
— Nie, już nie. — Z tym sklepem wiązało się tak wiele wspomnień, a mimo to, potrafiła odtworzyć każde z nich ze szczegółami, przypomnieć sobie każdy uśmiech, każdy gest, każdego klienta. Była zbyt sentymentalna. Wracanie myślami do przeszłości nie raz przyzywało na usta uśmiech, ale łatwo było utknąć przez to w miejscu. Pewne rzeczy nie miały już chyba większego znaczenia. Przyszłość czekała tuż za rogiem. — Najpierw przychodził Keat. Po nim Billy — mruknęła cicho, przymykając oczy na moment, odpowiadając jednocześnie na jej pytanie sprzed chwili. Przychodzili, odchodzili. A ona była tam, gdzie zawsze. W tym samym miejscu. Nie poruszywszy się nawet o krok. — On wrócił— poinformowała ją, choć właściwie nie wiedziała, dlaczego. I tak się dowie, prędzej czy później się spotkają. Nie dodała jednak więcej, drugą rękę zarzucając na twarz. — Wiem, Just. Radzę sobie — tak przynajmniej jej się wydawało. Mogła wiele znieść, przetrwać, a wszystkie porażki i niepowodzenia przekuje we własną siłę kiedyś. Żal, rozpacz i bezradność jej nie złamią. Prędzej czy później podniesie się z każdego upadku, nawet jeśli każdy kolejny będzie coraz bardziej dotkliwszy, nawet jeśli uczucie wstydu z tych wszystkich potknięć będzie nieustannie rosło. Wiedziała, że jej obowiązkiem wobec wszystkich jest robić to, co należy. To, co uważa, że zrobić trzeba. — Lubię ci pomagać. — nie prosić o pomoc. Nie umiała, choć jak każdy czasem jej potrzebowała. Uśmiechnęła się, przechylając głowę, by złapać jej spojrzenie. — Wtedy wiem, że jestem potrzebna.
Myśli o Jackie jej nie opuszczały. Nie było dnia odkąd zdała sobie sprawę, że zniknęła, by o niej nie myślała, by nie wyglądała przez okno, na dach, z nadzieją, że trafiła tam jakimś cudem szukając przyjaciela, bezpiecznej przystani.
— Dolina Godryka jest malownicza — zastanowiła się, przypominając sobie okryte bielą miasteczko podczas sylwestrowej nocy. — Kerstin nic nie będzie. Nie sądzę, by ktokolwiek wpadł na pomysł, by zjawić się w domu pełnym aurorów, by dorwać charłaczkę. Jest przy was bezpieczniejsza niż myślisz.— Była tak samo uparta, jak każdy z Tonksów, więc wcale nie dziwiło ją, że Justine nie udało jej się przekonać, że to nienajlepszy pomysł. Ale może nie był taki zły. W kupie zawsze byli silniejsi, razem byli mocniejsi. Lata izolacji od własnych braci uznawała za najtrudniejsze w swoim życiu, a kiedy dziadek wyjechał z Londynu została sama. Prawie sama.
Przez chwilę spoglądała na Tonks, próbując wyobrazić sobie w głowie sytuacje, które mogłyby pasować do uplasowania mężczyzny w roli palanta. Alkohol był jednak złym przyjacielem w takich chwilach. Przymknęła oczy, oddychając powoli, czując lekki powiew bryzy z wybrzeża.
— Skoro tak twierdzisz— odpowiedziała jej po chwili nie chcąc ciągnąć tego tematu, a może obawiając się tego, co mogłaby usłyszeć.

 zt :pwease:


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Przybrzeżna grota - Page 2 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]20.12.20 16:50
Patrzyła za Alexandrem zdecydowanie zbyt długo i to w jakiś sposób oderwało ja od dziejącej się tuż obok niej rzeczywistości. Kawalkada myśli przewalała się pod jej głowie jak stado uciekających z pożaru zwierząt, każda mniej lub bardziej muśnięta strachem, obawami i niepewnością następnych chwil. Martwiła się o tych, którzy wyruszyli na ratunek znanej jej również gwardzistce, ale przede wszystkim – martwiła się o Alexa. Wiedziała, że sobie poradzi, była tego pewna tak samo, jak tego, że słońce wychyli się za kilka chwil zza horyzontu i rozgoni otaczającą ich ciemność, ale to nie do końca miało wiele wspólnego z tym, co tak naprawdę było poza ich możliwościami wróżbiarstwa – los bywał mściwy, bywał zły, a jego ręki, która zrzucała na jej bliskich ciężary, których unieść nie byli w stanie, nikt nie był zdolny powstrzymać. W jakim stanie do nich wróci? Czy wróci w jednym kawałku?
Czy w ogóle wróci?
Szła za zakonnikami jako ostatnia, nie miała ochoty na dłuższe rozmowy, bo głowę miała pełna zmartwień. Gdy szli, obracała się jeszcze na krótką chwilę w stronę pomniku pamięci, oglądała się na pusty plac, na którym jeszcze przecież jedno mrugnięcie temu zostawiała na wargach narzeczonego tęskny pocałunek. Wróć.
Zatrzymała się, kiedy i oni się zatrzymali, i słuchała, gdy do jej uszu dotarł tembr głosu Gwen – była jej wdzięczna za organizację tego wszystkiego, nie każdy z nich mógł się tego podjąć. Na pewno nie Ida, nie dzisiaj. Mogła jednak wykonać zadanie, które jej powierzono, dokładnie znając wytyczne i kierunek, w którym miała się udać. Skinęła więc głową na prośbę dziewczyny i spróbowała wyłapać spojrzeniem to, co wskazywała. Rzeczywiście, kobiety gromadziły się z boku tworząc coś na kształt polowej kuchni. Z koszy spozierały na nich rzadkie warzywa, zobaczyła kilka kolb kukurydzy, kapustę, kilka pomidorów. To niewiele, w Oazie zapasy kończyły się bardzo szybko, a jednak wciąż przyprowadzano tu kolejnych, którzy potrzebowali pomocy. Błędne koło. Zlokalizowała dziewczynę, której miała pomóc. Faktycznie, kulała i to dość mocno, na tyle, że ledwo dotykała palcami ziemi przy każdym kolejnym kroku. Podwijała lekko spódnicę, żeby przypadkiem nie nastąpić na nią chorą stopą.
Pomogę jej – odparła od razu podejmując kroki w stronę kobiety. Nie chciała tego nikomu pokazać, więc musiała znaleźć odpowiedni sposób na to, żeby jakoś ją do tego zachęcić. – Witaj – uśmiech, choć nieco nerwowy, ale ciepły, miał być pierwszym krokiem do zdobycia jej zaufania. Ludzie byli zaspani, poranek dawał o sobie znać, ale niektórzy już wybywali do pracy. Dziewczyna obróciła się w jej stronę jak spłoszona sarna, jej wielkie oczy błyszczały, a policzki były zaróżowione, jednak nie tak, jak na młode dziewczęta przystało – odcień był niezdrowy, plamisty, gdzieniegdzie wyzierały spod czerwieni białe plamki. Wargi spierzchły od ciągłych oddechów branych przez rozchylone usta. – Męczysz się bardzo. – powiedziała w naturalnym odruchu, zbliżając się nieco. Kiedy jednak zobaczyła, że szatynka robi krok w tył, zaprzestała prób. – Mogę ci pomóc, jeśli tylko mi pozwolisz. Gorączkujesz, a to bardzo zły znak. Rana musi być zakażona. Nie chcę zrobić ci nic złego. Jestem medykiem.
Nie potrzebuję waszej magii – jej był zdeterminowany, ale drżał, był słaby.
Kaya – syknęła starsza kobieta, którą rozmowa dwóch dziewczyn oderwała od obierania ziemniaków. – Nikomu nie pozwalasz się dotknąć, a rana ropieje, sama rano widziałam.
Jest już lepiej – odpowiedziała jej zgryźliwie. – Poradzę sobie sama.
Kobieta, może jej babka, ciotka, najprawdopodobniej ktoś blisko, odłożyła z łoskotem nóż na stół i wyprostowała się, twardo patrząc na młodsze od siebie dziecko.
Kaya – burknęła ostrzegawczo. – W końcu ją stracisz i tyle będzie z twojego upartego ducha.
Być może to postawa kobiety przekonała dziewczynę do współpracy – w końcu podeszła bliżej Idy, a panna Lupin wskazała jej ławkę, przy której mogły usiąść. Nie sądziła, że przedstawienie sytuacji dziewczęcia w tak bezpośredni sposób mogło dać pozytywny rezultat, na pewno nie w wykonaniu Idy – sama unikała grożenia najgorszymi konsekwencjami wynikającymi z obecnego stanu pacjenta. Stracisz ucho, jeśli nie będziesz spokojnie siedział, stracisz oko, stracisz nogę, rękę, palec – to wszystko mogło tylko zniechęcić do współpracy, a bardziej upartych wręcz zachęcić do ataku. Tym razem jednak w jakiś sposób te słowa zdały egzamin.
Przysiadła obok niej tak, by lekko ułożyć sobie piętę dziewczyny na swoim kolanie. Rana znajdowała się blisko kości piszczelowej, skrupulatnie owinięta bandażem, przez który jednak przebijała się posoka razem z nieciekawie wyglądającym, jasnym płynem wysiękowym – stan zapalny. Niedobrze.
Może zaboleć, ale będę delikatna – uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, sięgając już dłonią za kraniec bandaża, wielokrotnie pranego, jak można było zauważyć. Po odsłonięciu zobaczyła pęcherze wypełnione niespecjalnie mile widzianym płynem, skórę w różnych odcieniach fioletu, zieleni i żółci i na środku, głównego bohatera tego przedstawienia, brzydko gojącą się ranę przypominającą tę powstałą po ingerencji ostrza o nierównych, ząbkowanych krawędziach. Przerwane tkanki odmawiały współpracy, stan zapalny sięgał już prawie kolana. Musiała działać delikatnie. Uniosła różdżkę nieco wyżej, kierując ją na ranę.
Purus – chciała ja najpierw oczyścić, strumień magii prowadząc przy tym ostrożnie, wyciągając w ten sposób wszystko, co mogło tę ranę zanieczyścić. Coś jednak szło nie tak, jak trzeba. Może to stres, może strach o Alexandra. Zacisnęła na sekundę usta, by wypowiedzieć zaraz kolejną inkantację. – Curatio Vulnera Maxima – rana na pewno nie należała do drobnych, potrzebowała tutaj czegoś silniejszego, znacznie silniejszego. Tym razem magia ukierunkowała się prawidłowo, tkanki zaczęły sklejać się ze sobą powoli, tak, jak prowadziła za różdżka magię. Uważała, żeby nie poprzebijać przy tym pęcherzy. – Ferula – czarobandaże znacznie lepiej radziły sobie z gojeniem ran, a tego właśnie potrzebowała dziewczyna.

| tutaj "świetnie" mi poszło z leczeniem


breathe

then begin again

Ida N. Lupin
Ida N. Lupin
Zawód : magomedyk z Doliny Godryka
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
it's always darkest
before

the d a w n

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6989-ida-lupin#183439 https://www.morsmordre.net/t7864-swistka#221262 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t8043-skrytka-bankowa-nr-1619#229623 https://www.morsmordre.net/t8106-i-lupin#231775
Re: Przybrzeżna grota [odnośnik]04.01.21 13:53
Nietrudno było zgadnąć, co dokładnie rozproszyło Idę - widok znikającego w drodze do portalu Alexandra, odtwarzany w pamięci raz po raz, skutecznie odciągał jej myśli od istotniejszego tu i teraz, sprawiając, że niezwykle trudno było jej się skupić na otrzymanym zadaniu. Przyglądając się ranie wyżłobionej w nodze dziewczyny, mimowolnie zastanawiała się nad tym, w jakim stanie mógł być teraz jej ukochany - czy żył jeszcze, czy dogorywał gdzieś w ciemnych korytarzach więzienia, wydając z siebie ostatnie tchnienie? - i to roztargnienie nie pozwoliło jej na poprawne rzucenie oczyszczającego zaklęcia. Choć początkowo wydawało się, że wszystko szło po jej myśli, bo kolejne zaklęcie zasklepiło rozerwaną skórę, a ostatnie owinęło ją magicznymi bandażami, to złudzenie trwało zaledwie sekundę; w następnej Ida zauważyła, że na jasnej tkaninie pojawiają się czerwonawe plamy, gdy przemieszana z ropą posoka zaczęła szybko przez nią przesiąkać. Odwinięcie bandaża pokazało, że brzegi rany rozeszły się na nowo, a stan zapalny wyraźnie i nienaturalnie szybko się zaostrzył; pokrywające skórę pęcherze zaczęły pękać, bezbarwny płyn opryskał Idę, a skóra zrobiła się niepokojąco gorąca. Gorące zrobiły się też policzki dziewczyny, nabierając koloru intensywnej, niezdrowej czerwieni; wysoką temperaturę należało zbić jak najszybciej, poprawnie oczyszczając również ranę - w innym wypadku dziewczyna straci przytomność, a zakażenie posunie się tak daleko, że trudno będzie je cofnąć.

Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przybrzeżna grota - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Przybrzeżna grota
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach