Wydarzenia


Ekipa forum
Salon II
AutorWiadomość
Salon II [odnośnik]03.04.20 17:48

Salon

Serce niewielkiej kawalerki, wynajmowanej przez Frances. Pomieszczenie jest pełne doniczek z roślinami - od tych, używanych do eliksirów przez zioła aż po najróżniejsze kwiaty we wszystkich odcieniach niebieskiego. Pomarańczowa kanapa jest rozkładana i służy właścicielce za łóżko. Obok niej stoi stary fotel w renesansowym stylu w kolorze zgniłej zieleni. Naprzeciwko kanapy znajduje się stary, wielki regał, pełen najróżniejszego rodzaju ksiąg... Które można znaleźć też w innych miejscach kawalerki. Stoi tu również całkiem spora szafa, mieszcząca stroje panienki Burroughs. W całym mieszkaniu unosi się zapach ziół i kwiatów.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]04.04.20 20:16
29 Kwietnia 1957 roku

Ponoć odpowiedni ubiór potrafił wpłynąć na nasze zachowanie. Pomagał wtopić się w otoczenie i upodobnić do niego niczym łuski najznamienitszego z kameleonów bądź dodawał pewności siebie w dniach, gdy najbardziej tego potrzebowaliśmy. Frances od wielu lat traktowała ubiór, jako część swojej maski oraz specyficzną część siebie. Idealny dobór stroju do okazji miał mówić wiele, o dziewczynie która go nosiła - zdradzał jej elegancję, zamiłowanie do perfekcji oraz to, jak wiele wagi przywiązywała do szczegółów. Dzisiejszego dnia, miał również dodać jej pewności siebie.
Ostrożnie więc naciągnęła cienką pończoszkę na bladą nogę, palcami wygładzając koronkę obejmującą jej udo, nim ostrożnie przypięła ich materiał do podtrzymujących pasków. Nie był to pierwszy raz, kiedy miała to zrobić, teraz jednak wyjątkowo stres zakradał się do jej niewinnego serca. Z cichym westchnieniem, jakie wyrwało się z jej ust założyła białą, niemal równie nie winną co ona bluzkę, zwięczoną płytkim dekoltem, odkrywającym blade ramiona. Czy w ogóle powinna się denerwować? Naginanie prawdy było dla niej chlebem powszednim. Od wielu długich lat codziennie udawała, że wszystko jest w porządku; że nie nienawidzi tego miejsca, w którym przyszło jej żyć; że nie ma rodzinie za złe zrzucania obowiązków na jej ramiona ani rzucania kłód pod jej nogi... Udawania, że świat jest miejscem przyjemniejszym niż w rzeczywistości. Przez te wszystkie lata nabrała wprawy w oszukiwaniu otoczenia.
Nie, nie powinna więc się denerwować.
Dziewczyna zapięła cienki, skórzany pasek wokół talii, mający na celu utrzymanie na jej biodrach zwiewnej spódnicy w kolorze morskich fal, sięgającej gdzieś, do połowy smukłej łydki. Kontrolne zerknięcie w lustro upewniło ją w przekonaniu, że prezentuje się odpowiednio do okazji. Wszak miało to być jedynie zwykłe spotkanie, na którym miała poprosić swojego gościa o wyciągnięcie pomocnej dłoni, czyż nie? Przy okazji sprawdzając działanie swojego eliksiru, zwyczajnie próbując upiec dwie pieczenie, na jednym ogniu. Dziewczyna wykończyła swoją prezencję kilkoma, makijażowymi sztuczkami mającymi na celu ukryć zmęczenie, wypisane na jej twarzy oraz podkreślić delikatną urodę. Liczyła, że odpowiednia prezencja ułatwi jej całe zadanie. Pozostało jej mieć nadzieję, że mężczyzna nie domyśli się bądź nie będzie miał jej za złe niewielkiego eksperymentu.
A gdy ona była gotowa, pozostało jej przygotować resztę otoczenia. Jej mieszkanie zawsze było czyste, gdyż Frances nigdy nie lubiła przebywać w brudnym otoczeniu. Poprawiła więc jedynie niewielką, haftowaną serwetę na stoliku kawowym, oraz przeniosła znajdującą się na nim doniczkę na jedną z półek, aby nie przeszkadzała.
Następnie dziewczyna udała się do kuchni. Przez chwilę zastanawiała się, co też będzie lepszym napojem, na dzisiejszy wieczór. Herbata była napojem zwyczajnym, bardziej pasującym do zwykłego, niepozornego spotkania. Z drugiej jednak strony słodkie, lekkie wino lepiej pasowało do rozmowy, jaka mogła się wywiązać. Innych możliwości raczej nie brała pod uwagę, nie pijała mocnych alkoholi gdyż miały nieprzyjemną właściwość ścinania jej z nóg w tempie niemal natychmiastowym, a kremowe piwo w swojej naturze zupełnie nie pasowało jej do spotkania. Finalnie wybór padł na wino, zdające się jej trunkiem uniwersalnym, ale i nie zaburzającym percepcji na tyle, aby utrudniło to tę, dodatkową atrakcję spotkania. Panna Burroughs wyjęła dwa zgrabne kieliszki, do jednego od razu nalewając wina, tym samym zaznaczając, który będzie należał do niej... I upijając dwa, niewielkie łyki dla kurażu. W kolejnej chwili, Frances udała się do swojej niewielkiej pracowni, by przynieść z niej szklaną fiolkę zawierającą wcześniej przygotowany eliksir. Ostrożnie wlała go do jednego z kieliszków, fiolkę odkładając z jednej szafek. Wszystko ustawiła tak, by z salonu nic nie powodowało, żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości.
Teraz była gotowa na spotkanie.
A gdy tylko rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, panna Burrughs wsunęła na stopy pantofelki, by móc powitać gościa. Mimo iż nie znali się długo, a właściwie mieli okazję spotkać się ledwie raz, w dość nieprzyjemnych okolicznościach, dziewczyna w przeciwieństwie do jej starszego brata, miała dobre zdanie o mężczyźnie. Inaczej,  pewnością by go nie wybrała.
Ciepły uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy tylko ujrzała mężczyznę w swoich drzwiach. Nieśmiało ułożyła dłonie na jego ramionach, by wspiąć się na palce i musnąć ustami jego zarośnięty policzek w geście powitania.
- Cieszę się, że przyszedłeś. - Rzuciła, uśmiech jednak szybko zniknął z twarzy dziewczyny, gdyż już po chwili niemal wciągnęła Daniela do mieszkania. Frances wychyliła się na chwilę przez próg by upewnić się, że o odwiedzinach nie będzie wiedział nikt, kto nie powinien. Następnie zamknęła drzwi, przekręcając wszystkie, znajdujące się w nich zamki, jednocześnie posyłając mężczyźnie podszyte strachem spojrzenie. -Tak bezpieczniej. - Rzuciła, nie chcąc, aby mężczyzna poczuł się zagrożony. W końcu, w jej towarzystwie z pewnością nic mu nie groziło. Kolejne dłuższe spojrzenie szaroniebieskich oczu powędrowało w kierunku mężczyzny, okraszone trochę nieśmiałym, delikatnym uśmiechem.
- Wchodź, proszę. - W niepewnych ruchach przeprowadziła mężczyznę z niewielkiego korytarzyka wprost do salonowej części jej kawalerki przepełnionej doniczkami z najróżniejszymi roślinami oraz książkami. Dziewczyna wskazała gościowi kanapę, samej przechodząc do kuchni, by dolać wino do swojego kieliszka i nalać je do kieliszka, przeznaczonego dla Daniela. Eliksir pięknie zmieszał się z alkoholem, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Gdy wróciła do salonu, Frances usiadła na kanapie koło Wrońskiego, wręczając mu odpowiedni kieliszek. O pomyłce nie było mowy, gdyż w dolewaniu specyfików do napojów posiadała wielką wprawę.
Spojrzenie dziewczęcia prześlizgnęło się po twarzy mężczyzny, by finalnie uktwić na jej dłoniach, trzymających kieliszek. -Dziękuję, że przyszedłeś. Gdybym nie stała pod murem nawet nie myślałabym, żeby prosić Cię o jakąkolwiek pomoc, ale naprawdę nie mam nikogo... - Zaczęła, a jej policzki pokryły się rumieńcami zawstydzenia. Och, jakże to była niezręczna dla niej chwila! Frances starała się radzić sobie samej, czasem jednak nawet ona nie dawała rady. Kieliszek z winem powędrował do jej ust. - Nawet nie wiem, od czego powinnam zacząć. To wszystko jest takie... abstrakcyjne. - Ponownie, tym razem dla kurażu dziewczyna upiła łyk trunku, wolną dłonią prostując materiał spódnicy na jej udzie.
Z obserwacjami musiała poczekać na moment, gdy mężczyzna również zdecyduje się napić.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]09.04.20 5:54
Przeczytał list od Frances kilka razy, ze zmarszczonymi brwiami, nie mając pojęcia, co z nim począć. Owszem, wykonał ostatnio parę dobrych uczynków, ale nie był żadną instytucją charytatywną. Zwłaszcza, że tylko bronienie rudej szlamy w kanałach było zupełnie bezinteresowne, czyli - o zgrozo! - spontaniczne.
Hm, szmuglowanie Clearwater z miasta też było w sumie bezinteresowne, ale przynajmniej zaplanowane, no i sama Maeve to zupełnie inna historia.
A Frances... Frances nie wyglądała na kogoś, kto chciałby płacić zbiro-ochroniarzowi za wykonywane usługi, a i on sam nie był pewien, czy i jak przedstawić jej swój cennik. Miał do blondynki sentyment, niecodziennie ratował kogoś z rąk niedoszłego gwałciciela, dorabiając się łatki bohaterskiego rycerza! Podziw panny Burroughs był całkiem miły, nawet jeśli brała go za kogoś, kim nie był. A sam ratunek też był pewnie dobrym uczynkiem, ale kontrolowanym, Wroński rzucił się w końcu z pięściami na jakiegoś cieniasa. Nic w tym bohaterskiego. Obecna prośba dziewczyny brzmiała zaś na tyle enigmatycznie, że poczuł, że może żałować wplątywania się w jej sprawę, jakakolwiek by nie była. Przeczucie mówiło mu jednak, że może kolejna zbłąkana dusza pragnie się wydostać z niebezpiecznego Londynu, a on... cóż, udało się raz, więc Frances też przeprowadziłby za miasto bezpiecznie. Miał ją ignorować tylko dlatego, że miała pecha nie mieć w mieście żadnego byłego/obecnego adoratora?
Zresztą, może chodzi o coś prostszego. Może naprzykrza się jej jakiś chojrak który akurat nie jest w ministerialnej policji i wystarczy po prostu przypomnieć mu, gdzie jego miejsce. Rozdarty, skreślił w końcu kilka słów odpowiedzi, łudząc się, że wcale nie staje się mięczakiem.
Pojawił się w mieszkaniu punktualnie, przezornie biorąc ze sobą płaszcz z kapturem i zestaw fałszywych dokumentów. Zapukał, drzwi się rozchyliły, a on uniósł wysoko brwi.
Spodziewał się zapłakanej damy w opałach i obrabowanego mieszkania, a...
-Umm... - wymamrotał, zaskoczony nieco tak ciepłym powitaniem. Prawdę mówiąc, pod koniec marca liczył po cichu na jakiś liścik z dyskretnym zaproszeniem do domu albo chociaż do Parszywego, pamiętał również, że sam zaoferował się zaprosić pannę Burroughs na kawę. Potem nadeszła jednak pamiętna kwietniowa noc, a urocze wspomnienie bohaterskiej interwencji i niewinnych oczu w kolorze burzowych chmur zostało zastąpione wszechobecnym chaosem i zmartwieniem o kogoś innego.
-Wszystko w porządku, jesteś bezpieczna? - upewnił się, przestępując próg. Z uznaniem zauważył, że starannie zamknęła za nim drzwi - mądra dziewczyna. Może jego cenne pouczenia zostały jej w głowie i nie chodziła już nocą po porcie?
Rozejrzał się po (zaskakująco pedantycznym) mieszkaniu, a potem napotkał jej przestraszone spojrzenie i z nagłą irytacją uświadomił sobie, jak wielkim gnojem był jej brat. Wroński-Uliczny-Bohater-Sprzątający-Po-Nieodpowiedzialnych-Krewnych, czy to jego nowy tytuł zawodowy?
-Spokojnie. Opowiedz, w czym problem, po kolei. - poprosił konkretnie, łagodnie, a ona już wciskała mu wino do ręki i zalewała się rumieńcem. Wino, w takim momencie?
Eeee...
Frances, Frances, dlaczego nie napisałaś do mnie w marcu? - pomyślał, mając nadzieję, że dziewczyna nie myśli o tym, z czym jemu kojarzyły się zarumienione kobiety częstujące gości winem. Niegrzecznie byłoby tak od razu odmówić, więc upił łyk (spory, był w końcu mężczyzną przywykłym do opróżnienia kieliszków wódeczki, a nie do sączenia francuskich trunków małymi łyczkami), zastanawiając się gorączkowo jak wybrnąć z tego... nieporozumienia.
Oby ta zagadkowa blondyneczka faktycznie była niewinna jak lilija i prosiła go tylko o jakąś przysługę w sprawach bezpieczeństwa, tak będzie bezpieczniej.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Salon II [odnośnik]09.04.20 13:06
Gra pozorów była dla panny Burroughs chlebem powszednim.
Dziewczyna od lat udawała, że rzeczywistość jest inna, nawet jeśli wszystko dookoła płonęło. Roztaczała iluzję normalności, pozwalającą jej odnaleźć się w tej, jakże abstrakcyjnej codzienności. Udawała również, że doskonale sobie radzi, nawet w momentach gdy obowiązki brutalnie przyszpilały ją do ziemi, utrudniając oddychanie.
Ciepłe powitanie, po za powitaniem samym w sobie było również środkiem ostrożności. Nawet w rodzinnej kamienicy nie miała pewności, czy ktoś przypadkiem nie monitoruje klatki schodowej, bądź czy wuj nie siedzi gdzieś, u szczytu schodów z tlącym się papierosem. Przezorność powoli, coraz mocniej wchodziła dziewczynie w krew. A może powoli zaczynała się w tym wszystkich gubić? Chyba nie byłaby w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
I ona po cichu liczyła na obiecaną kawę, brak jakiegokolwiek listu nie był dla niej zaskoczeniem. Nie był to pierwszy raz gdy ktoś rzucał słowa na wiatr. Wszak nie była nikim fascynującym, jedynie ambitną acz nieśmiałą alchemiczką udziekającą w iluzję, gdy nie radziła sobie z rzeczywistością. Nie sądziła, aby ktokolwiek uznał ją w jakikolwiek sposób za interesującą.
Jej spojrzenie uciekło na chwilę gdzieś, na jasne pantofelki, gdy pytanie padło z jego ust.
- Chciałabym to wiedzieć. - Wyznała, przechodząc dalej w głąb mieszkania. W zasadzie chyba nigdy nie czuła się bezpiecznie między portowymi ulicami, tak jak nigdy do nich nie pasowała. W przeciwieństwie do starszego brata nie potrafiła się tu odnaleźć, zawsze odstawając na tle portowej społeczności. A ostatnie wydarzenia i napaść od której uchronił ją Wroński, wcale nie poprawiały jej poczucia bezpieczeństwa.
Dziewczę kiwnęło głową, nim jednak zaczęła mówić upiła kolejny łyk wina. Upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu okazywało się ciężkie, nawet dla panienki Burroughs, wprawionej w dziwnych grach.
- Muszę wynieść się z portu, w jakąś bezpieczniejszą część miasta. - Zaczęła, nadal unikając spojrzenia mężczyzny, gdyż w ten sposób było jej łatwiej. - Myślałam o wyjechaniu z Londynu, nie mogę jednak stracić pracy. W dodatku moja mama jest bardzo chorowita, a mam jeszcze młodsze rodzeństwo… - Nie sądziła, aby musiała mówić więcej, by uświadomić mężczyźnie w jak patowej sytuacji się znalazła. Z jednej strony na szali stało jej bezpieczeństwo, z drugiej możliwość pomocy tym, którzy na niej polegali.
- Problem w tym, że mnie na to nie stać. Mam trochę oszczędności, ale ciągle to za mało... Do tej pory dodatkowe zlecenia załatwiał mi wuj, teraz jednak więcej czasu spędza pijany w swoim biurze… Potrzebuję pomocy w zorganizowaniu tego wszystkiego. Nowych zleceń i nowego mieszkania. - Szaroniebieskie spojrzenie w końcu uniosło się na twarz mężczyzny, dokładnie w momencie gdy ten upijał łyk wina, zmieszanego z eliksirem. Może nie powinna testować go akurat na nim? W końcu był skory jej pomóc… Z drugiej jednak strony, przetestowanie eliksiru który mógł pomóc im obu było również rodzajem pomocy, nawet jeśli ta pomoc pozostawała nieświadoma.
Swój eliksir przygotowała tak, aby nie dało się go wykryć po dolaniu do drinka. Ze swojej praktyki z Parszywego doskonale wiedziała, jak łatwo bywa takie specyfiki wyczuć. Jej eliksir był więc bezbarwny, dzięki czemu idealnie mieszał się z napojami. Nie posiadał również smaku ani zapachu, dzięki czemu ludzkie zmysły nie były w stanie go wyczuć. Gdyby był trucizną, z pewnością pod względem podawania byłby idealny. Pozostała jej jedynie krótka chwila, nim eliksir zacznie działać.
Raz.
- Oczywiście, jeśli zechcesz mi pomóc z pewnością się odwdzięczę... Jak nikt inny odwdzięczyć się nie potrafi. - Zapewniła pewnym siebie głosem, na jedną, krótką chwilę układając dłoń na jego przedramieniu, w geście wzmocnienia swoich słów. Wiedziała, że nic nie przychodzi ot tak.
Dwa.
Miała również świadomość, że może mu zaoferować coś wyjątkowego; coś czego nikt inny z pewnością by mu nie zaoferował, nie tylko z racji na profesję. Nie była jednak pewna, czy Wroński zdawał sobie z tego sprawę.
Trzy.
Szaroniebieskie spojrzenie miękko spoczęło na męskiej twarzy. Eliksir powinien zacząć działać właśnie w tym momencie. To właśnie teraz powinna stać się bliska jego sercu na tyle, aby Daniel obdarzył ją zaufaniem. Ciekawiło ją, jak eliksir zadziała na tego, konkretnego mężczyznę. Popchnie go do zwierzeń? Sprawi, że jej nie odmówi? A może wydarzy się coś innego? Czy w ogóle wszystko pójdzie tak, jak powinno?


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]19.05.20 8:04
O nie, nie rzucał słów na wiatr. Jeśli zapraszał dziewczynę na kawę i mu się podobała, to zwykle podążał za ciosem. Dziewczęcy łaskawy nastrój trzeba było podtrzymywać, póki trwał. Kobietom zdecydowanie zbyt często zmieniały się te nastroje, on zaś był stale gotów do zabawy, jeżeli tylko one zdradzały na to chęć.
Tyle, że ostatnio coś się zmieniło - a może od dawna się psuło, tylko sam Daniel nie miał ochoty tego roztrząsać. Najpierw zachował się wobec Frances niczym rycerz z dworskiego romansu, a w tych romansach (już dawno nie miał klasycznej średniowiecznej literatury w rękach, ale pochodził z inteligenckiego domu, na Merlina!) związki pozostawały żenująco platoniczne. Potem przeżył prawdziwy kryzys tożsamości, spędzając noc przełomu marca i kwietnia (Prima Aprilis się znalazło!) z rudą szlamą, w śmierdzących tunelach.
A potem zaczął się martwić o pewną brunetkę, a nie blondynkę. Prawdę mówiąc, aż poczuł lekkie ukłucie winy, przypominając sobie, że nawet nie wpadło mu do głowy odezwać się do Frances wcześniej, od razu. Przecież Maeve nie była jedyną, porzuconą przez własnego brata, damą w opałach. Z drugiej strony - jego pracą było świadczenie przysług dla wpływowych arystokratów lub przemytników, a nie szmuglowanie z miasta bezbronnych panienek. A po pierwszych słowach, już widział, gdzie to zmierzało.
Pośpiesznie upił jeszcze jeden łyk wina, przyda mu się.
-Mogę cię stąd wyprowadzić. - westchnął, zanim zdążył pomyśleć, że niedługo rozejdzie się o tym wieść i czeka go równia pochyła do bankructwa. -Tylko nikomu o tym nie mów, nie świadczę normalnie takich przysług. - zastrzegł, a ona już nawijała dalej o swoich problemach rodzinnych. Zdążył wszak zadeklarować pomoc jeszcze zanim jasnowłosa rozgadała się o pracy, mamie, wuju...
(Czyżby eliksir zaczął działać jeszcze wcześniej niż Frances zakładała, czy to Daniel miał zbyt miękkie serce?)
Wysłuchał jej w spokoju, powstrzymując się od komentarza - tylko jego brwi zmarszczyły się w odruchowym gniewie na godne pożałowania głowy tej rodziny. Burroughs, ten jej wuj... czy oni byli ślepi? Dlaczego jeszcze się stąd nie wynieśli?
-Oszczędności zawsze jest za mało. - uspokoił dziewczynę. Jemu od dekady było za mało. -Da się z tym przeżyć. Tylko otrząśnij się i nie spodziewaj się pomocy od wuja, mój ojciec też pił i z tego nigdy nie wynika nic dobrego. - parsknął, udzielając jej szczerej i potrzebnej rady. Nawet nie zorientował się kiedy i dlaczego wplótł w ogóle w zdanie swojego ojca, przecież (prawie) nigdy nie myślał o tym padalcu, przecież nigdy o nim nie mówił. Zamrugał, spoglądając na Frances i napotykając głębokie spojrzenie jej błękitnych oczu, wcześniej nie zauważył nawet jak bardzo są błękitne, jak niezapominajki...
...no tak, to logiczne, czemu akurat jej mógł o nim wspomnieć. Przecież to jasne! Była jego bratnią duszą, również uwięzioną w toksycznej rodzinnej sytuacji, również pragnącą uciec z domu, łaknącą innego, lepszego życia... Potrzebowała tylko drobnego pchnięcia, zachęty, pomocy. Oczywiście, że bezinteresownej.
-Dobrze, że do mnie napisałaś. - zadecydował, a posępna powaga odpłynęła z jego twarzy. Spojrzał na Frances łagodniej, wydawała się taka silna i delikatna zarazem, taka...
-Jesteś piękna. - wyjąkał nagle. -Jak moja matka. - dodał na jednym wydechu. W jego mglistym wzroku pojawiła się zacięta determinacja.
-A ją zabiło siedzenie zbyt długo w patologicznym domu, więc pakuj się, spływamy stąd dzisiaj. - zadecydował, tonem nieznoszącym sprzeciwu. Panna Burroughs nie zostanie w dokach ani sekundy dłużej!


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Salon II [odnośnik]20.05.20 15:42
Panna Burroughs uniosła z zaciekawieniem brew, gdy ten napomniał ją o dyskrecji. Jasnym wydawał jej się fakt, że nie będzie rozpowiadać o jego pomocy na prawo i lewo. Nie wiedziała, czym dokładnie mężczyzna się zajmuje, podejrzewała jednak, że Ci, którzy nie boją się kroczyć samotnie portowymi ulicami podczas nocy nie słynęli z dobrych czynów. W tym wszystkim jednak miała wrażenie, że mężczyzna nie należy do tych złych od których stroniła.
- Możesz mi zaufać, nikt o niczym się nie dowie. - Zapewniła go pewna, że za niedługą chwilę mężczyzna faktycznie jej zaufa. Ciekawa była, czy w czasie gdy mężczyzna będzie pod wpływem eliksiru, padną podobne pytania. Gdzieś w środku poczuła ukłucie żalu, które chwilę później zagłuszył jej rozsądek - wszak nie znali się na tyle, by mógł mieć pewność, że jest kobieta godną chociaż odrobiny zaufania.
Kolejne słowa opuszczały jej usta, gdy dziewczyna chciała chociaż odrobinę nakreślić sytuację w jakiej się znajduje. Tak, jakby chciała zapewnić Daniela, że nie posiada żadnego, innego wyjścia z tej sytuacji, po za prośbą o jego pomoc… I faktycznie tak było, gdyż nie była w stanie pomyśleć o nikim, kogo mogłaby poprosić o podobne przysługi oraz - co ważniejsze - kto zrozumiałby jej położenie chociaż w niewielkim stopniu.
Ciężkie westchnienie opuściło pierś panny Burroughs, gdy w końcu oddała głos swojemu towarzyszowi. Miał rację i posiadała pełną tego świadomość, jednak powinności wobec matki oraz młodszego rodzeństwa nadal nieprzyjemnie ciążyły na jej barkach. I już miała odpowiedzieć, zapewnić o swoich chęciach i wyrazić obawy wobec swoich umiejętności, gdy pewne słowa przykuły jej uwagę bardziej niż inne. Szaroniebieskie spojrzenie miękko spoczęło na jego twarzy szukając czegoś w zieleni męskich oczu.
- Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, wtedy w porcie… - Zaczęła trochę nieśmiało, jeszcze nie pewna czy eliksir aby na pewno rozpoczął swoje działanie. I mimo, iż Wroński nieświadomie stał się pomocnikiem w jej naukowej karierze, nie chciała go przecież urazić swymi słowami. - Wspominałeś, że przechodziłeś przez wyrywanie się z nory… To o to Ci chodziło, prawda? - Ostrożnie zadała pytanie, nie odrywając od niego spojrzenia szaroniebieskich tęczówek. Gdzieś w środku miała nadzieję, że choć odrobinę podobne historie sprawią, że mężczyzna będzie w stanie zrozumieć to, co siedziało jej w głowie, jednocześnie będąc w stanie faktycznie jej pomóc.
Kąciki jej ust uniosły się lekko w delikatnym uśmiechu będącym odpowiedzią na jego słowa jednocześnie czując, jak część nieprzyjemnego ciężaru spada z jej barków.
- Och… - Wyrwało się z jej ust, gdy usłyszała osobliwy komplement. Szaroniebieskie spojrzenie z delikatnym zakłopotaniem przeniosło się gdzieś, na jej ręce a na dziewczęcej twarzy zapłonął delikatny rumieniec. - Dziękuję. - Nie przywykła do komplementów, miała jednak świadomość, iż należy za nie podziękować. Niezręczności stało się jednak za dość, gdy Daniel ledwie zarysował los, jaki mógł spotkać jego matkę. Możliwości było wiele, każda jednak wydawała jej się okrutna, ponura i z pewnością ciężka dla jej towarzysza...
Zapewne dlatego szaroniebieskie spojrzenie ponownie wróciło do jego twarzy gdy smukłe palce ostrożnie, obawiając się spłoszenia mężczyzny, zacisnęły się na męskiej dłoni w geście zrozumienia. Kto wie, może nawet chcąc dodać mu otuchy?
- Przykro mi, że taki los spotkał Twoją mamę. To okropne, gdy traci się rodzica... - Wypowiedziała te słowa szczerze, miękkim głosem, przejeżdżając kciukiem po wierzchu szorstkiej dłoni. Sama doskonale wiedziała, jak to jest stracić rodzica. Śmierć ojca (będąca początkiem wszystkich nieszczęść) bolała nawet po piętnastu latach... Nawet jeśli rysy jego twarzy rozmywały się w pamięci panny Burroughs. - Nie chciałabym podzielić tego losu, dlatego odważyłam się do Ciebie napisać. - Frances była w pełni świadoma zagrożeń, jakie czyhały na nią w portowych ulicach... Mimo to, niepokój pojawił się w jej sercu. Nie przywykła do spontanicznych, niezaplanowanych działań gdyż zwyczajnie brakowało jej do nich odwagi. Po za tym, działanie według odpowiedniego planu wydawało jej się rozsądniejsze, nawet jeśli mogło zająć trochę więcej czasu.
- Dokąd pójdziemy? Gdzie się zatrzymamy? I co z moją pracą? - Wyrzuciła z siebie pytania, jakie nasunęły się jej na myśl. Nadal nie zabrała swej dłoni, gdyż tym razem to ona potrzebowała dotyku, mającego być subtelną formą wsparcia. - Od dawna marzę, żeby uciec jak najdalej od tego portu... Niepokoją mnie jednak niezaplanowane działania. Nie mogę stracić pracy bo bez niej będę jedynie ciężarem, a nie o to w tym wszystkim chodzi. - Nie chciała ciążyć na barkach Wrońskiego, mając wrażenie, że ten po udzielonej pomocy raczej nie pozostawiłby jej samej sobie. Chciała być niezależna od przysług, aby to jednak osiągnąć potrzebowała pomocy - a on zdawał się być odpowiednią osobą. Sam przechodził przez uniezależnianie się od rodziny, Frances była więc pewna, że jej towarzysz doskonale wie, co powinna umieć bądź jaką wiedzę posiąść.
Smukłe palce dziewczęcia przejechały po zarośniętym policzku mężczyzny. Nieśmiało i delikatnie upewniając się, że zielone spojrzenie zatrzyma się na jej twarzy, a ona będzie posiadać pełną uwagę Wrońskiego. - Nie działajmy pochopnie, dobrze? - Poprosiła, serwując mężczyźnie szczenięce spojrzenie swoich szaroniebieskich tęczówek. W oczach dziewczyny widać było zarówno strach, jak i determinację, by nie zawrócić z drogi, na którą wkraczała. - Ja... Mam pewien plan. Może go wysłuchasz, a jeśli uznasz, że jest zły zrobimy po Twojemu? - Zaproponowała, unosząc z zaciekawieniem brew. W końcu, póki byli tutaj, w jej kawalerce, nic im nie groziło, a plan działania wydawał się jej niesamowicie istotny.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]26.05.20 5:26
Uspokojony, skinął porozumiewawczo głową na jej zapewnienie. W końcu poprosił o dyskrecję sekundy przed tym, zanim eliksir zaczął działać i mając na myśli inny rodzaj zaufania niż ten, który wywołało wino panny Burroughs. W jego fachu liczyły się w końcu dyskrecja, rozwaga i umiejętność trzymania buzi na kłódkę. Nie chciał zostać zdradziecko wydany służbom, niepotrzebnie wplątany w konflikty z londyńskimi grupami przestępczymi, ani zyskać reputacji frajera. "Zaufanie" to pewność, że żaden z jego klientów nie wmanewruje go w nic takiego.
Ten profesjonalny rodzaj zaufania niewiele miał wspólnego z ciepłymi uczuciami, jakie wzbudziła w nim nagle Frances - z nieskalaną niczym pewnością, że powinien ją chronić i że ona sama zrozumie wszelkie jego sekrety i emocje. Znienacka zacieśniona relacja miała też uboczny skutek, nieprzewidziany może przez samą alchemiczkę. Uczucie zaufania było tak miłe i intensywne, że Daniel poczuł się zobligowany do równie gwałtownego działania i wyjaśnień - zupełnie jak po przekroczeniu magicznej granicy nadmiernej ilości wódki. Tyle, że nauczył się jej nie przekraczać i teraz mówił bardziej składnie niż po przesadzeniu z alkoholem.
Uśmiechnął się blado i zatonął w szaroniebieskich oczach Frances, tak spokojnych i kojących.
-Tak... chodziło mi o wyrwanie się z domu. - potwierdził, czując, że dziewczyna zrozumie, że przechodzi to samo. Nagle coś, co było starannie skrywanym powodem do wstydu, przestało być upokarzające. Jej mógł zaufać.
-Wiesz, wmawiałem sobie i innym, że chodzi o pragnienie niezależności, chęć wykazania się, zmianę ścieżki kariery... - wziął głębszy, urywany wdech, bo przez moment korciło go aby urwać zdanie i umknąć wzrokiem. Działanie eliksiru Zaufanie okazało się jednak silniejsze. -...ale chodziło o wolność, wolność od strachu. - dokończył ledwo słyszalnie. Nie przyznawał się do tego przecież nawet przed samym sobą. -To wszystko, co nieznane, okazało się jednak mniej przerażające. Nawet upajająco. - uśmiechnął się jakoś gorzko, wspominając jak nawet na samym początku chaos na Nokturnie wydawał się cieplejszy i bardziej przewidywalny od zimnych ścian własnego domu.
-Wiem, że teraz się boisz. Ale zobaczysz, wszystko się układa. - zapewnił, chcąc chwycić Frances za dłonie. Ich ręce splotły się w tym samym momencie, jakby oboje chcieli sobie dodać otuchy. Daniel w końcu otworzył się tylko dlatego, aby jej doradzić, ją ośmielić - widział w niej swoje lustrzane odbicie, nieświadom, że dziewczyna wcale nie zaprosiła go tutaj tylko w celu ratunku. I że wcale nie trzeba jej ratować od przemocy domowej.
Przygryzł wąsa na wspomnienie mamy, nie będzie się tutaj przecież rozklejał. Słowa panny Burroughs podziałały za to na niego jak płachta na byka - to logiczne, że nie mogła podzielić losu Matyldy! Wyobraził sobie, jak Frances więdnie tutaj jak zasuszony kwiat, albo jak spadają na nią gruzy budynku, albo godzi w nią czarnomagiczna klątwa, albo dementor wysysa jej duszę... Gwałtownie puścił jej dłonie, a potem rozejrzał się po salonie, szacując, ile zdołaliby ze sobą zabrać. Wydawał się poruszony i przestraszony, tak jakby tamten strach sprzed dziesięciu lat - o którym właśnie jej opowiedział - znowu zagościł w jego życiu.
-Zmniejszymy magicznie cały twój dobytek, potem wyprowadzę cię z miasta do bezpiecznego schronienia, wyprowadzałem stąd już jedną dziewczynę... - zarządził, przeczesując włosy palcami i nieświadom, że bardziej powtarza plany Maeve niż snuje nowe. -A pracę znajdziesz bez problemu, jesteś zdolna! - dodał po chwili wahania, a jego oczy lśniły gorączkowo - może miał temperaturę? Podczas pierwszego spotkania w porcie wydawał się myśleć bardziej logicznie, czyżby eliksir podwyższał wrażliwość emocjonalną kosztem zdolności do kalkulacji?
-Teraz albo nigdy! - zarządził, nadal miotając wzrokiem po pokoju, aż chłodna dłoń Frances przywróciła go do porządku. Och, całkiem to... miłe. Wrócił do dziewczyny spojrzeniem i zmarszczył lekko brwi, wyraźnie miotając się między wyimaginowaną koniecznością działania i jej słowami.
-Jaki plan? Po co nam plan? Damy radę! - westchnął, ale w końcu umilkł, dając jej się wypowiedzieć. Był w końcu dobrze wychowany, a któż nie słuchałby swojej bratniej duszy?


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Salon II [odnośnik]27.05.20 1:23
Szaroniebieskie spojrzenie nie odrywało się od twarzy mężczyzny, zupełnie tak, jakby na czas wypowiadania swoich słów nakładał na nią jakiś czar. Obserwowała w poszukiwaniu tego, co mogło być ukryte - emocji, niewielkich ruchów mięśni czy spięcia ramion charakterystycznego dla odczucia dyskomfortu. Wszystkiego, co mogło powiedzieć jej trochę więcej niż słowa, padające ze skrytych pod wąsem ust. Wskazać kierunek, w który winna popchnąć konwersację. Wszak nie chciała urazić Wrońskiego bądź sprawić, aby ten myślał o niej w sposób negatywny. Nie, to z pewnością nie było jej zamiarem, nawet jeśli doprowadziła do sytuacji, gdy ten nieświadomie spożył przyrządzany przez nią specyfik. W końcu… przyjaźń czasem wymaga poświęceń, czyż nie? A panna Burroughs była niemal pewna, że dzisiejsze spotkanie może stać się początkiem pięknej, ekscytującej przyjaźni która mogła zaprowadzić ich w wiele, bardzo różnych miejsc.  
- Zmianę ścieżki kariery? Czy miałeś się zajmować? - Szaroniebieskie spojrzenie błysnęło zaciekawieniem. W zasadzie… Nie była pewna, czym teraz dokładnie zajmuje się jej towarzysz. Słyszała wiele słów oraz opinii na jego temat, sama chyba jednak nie miała okazji, aby go o to spytać, z resztą… Nie uważała tej informacji za istotną w tym momencie. Bądź w jakimkolwiek innym, doskonale wiedząc, że czasem ścieżki wybiera się pod presją.
Rozumiała. Może i sama nie doświadczyła dokładnie tego, przez co musiał przejść Daniel, doskonale wiedziała jednak, jak ciężko bywa wyrwać się z otoczenia, które nie było odpowiednie. - Podziwiam Cię za odwagę, wiesz? - Zaczęła, wracając spojrzeniem do zielonych oczu. - Może nie znamy się bardzo dobrze, jednak wydaje mi się to abstrakcyjne, że też się bałeś. - Delikatny uśmiech zagościł na ustach panny Burroughs. Był ostatnim, którego posądziłaby o strach bądź przechodzenie przez rozterki, jakie towarzyszyły jej w tym momencie.
Eteryczna blondynka zamrugała, gdy ten puścił jej dłonie, jak gdyby gwałtowny gest był dla niej zaskoczeniem. I rzeczywiście tak było, przez chwilę nawet przemknęło jej, że zrobiła coś nie tak; że gest którym go uraczyła wykraczał po za jakąś granicę, z której dziewczę nie zdawało sobie sprawy. Uważnie zerknęła na jego twarz, gdy ten wodził wzrokiem po niewielkiej kawalerce, w której przyszło jej mieszkać.
Brew Frances powędrowała ku górze gdy wspomniał, że już kogoś wyprowadzał z miasta. Czy to w ogóle było legalne? Blondynka nie do końca rozumiała to, co wokół niej się działo, zwłaszcza jeśli było powiązane z sytuacją polityczną, której zwyczajnie nie rozumiała.
- I co? Pójdziemy w to samo miejsce? Nie uważasz, że to trochę… nierozważne oraz  niebezpiecznie? -  Szaroniebieskie tęczówki uważnie obserwowały twarz mężczyzny. To, że raz udało mu się przemknąć jedną drogą nie oznaczało, że uda się to i po raz drugi po za tym… Frances nie zrobiła nic złego. Pracowała, płaciła podatki, próbowała zmienić swoje życie jednak trzymając się z daleka od wszelkich kłopotów, rebelii czy co tam jeszcze działało. Nie musiała uciekać, nie mając żadnej, nawet najmniejszej winy na swoim sumieniu.
- Dziękuję, nie mamy jednak pewności kiedy to nastąpi a nie pozwolę, byś dokładał do mojego utrzymania. - Nie śmiałaby go o coś takiego prosić wiedząc, że musi sobie radzić. Póki miała pracę w Mungu oraz kilka prywatnych zleceń, była w stanie na siebie łożyć… A między pomocą a wyzyskiwaniem była gruba granica, której nie miała zamiaru przekraczać.
- Jesteś szalony. - Mruknęła, z rozbawieniem kręcąc głową gdyż jego słowa dla przyzwyczajonej do dokładnych planów oraz analiz dziewczyny zdawały się być właśnie szalone. I abstrakcyjne jednocześnie. Smukłe palce ponownie przejechały po policzku mężczyzny gdy zauważyła, że ten gest zdaje się go uspokajać.
- Nie wątpię, że damy radę. - Zaczęła, ostrożnie zabierając dłoń. Szaroniebieskie spojrzenie nadal nie odrywało się od zielonych tęczówek a sama dziewczyna przysunęła się trochę, opierając swoje ramię o jego ramię, jakby obawiała się, że jej słowa mogą trafić do innych uszu niż te danielowe. - Mam zarejestrowaną różdżkę, patrole są mi więc niestraszne. Pracując w Mungu jestem w stanie dostać niewielką pożyczkę… Potrzebuję jednak pomocy inteligentnego mężczyzny, takiego jak Ty, mój drogi. - Słodki uśmiech zagościł na jasnej buzi panny Burroughs, która w inteligencję swojego towarzysza nie wątpiła. - Jeśli chciałbyś mi pomóc, moglibyśmy rozejrzeć się za odpowiednim domem bądź mieszkaniem gdzieś, gdzie jest bezpiecznie. Z pożyczką mogłabym je kupić. Nie znam się jednak na nieruchomościach i obawiam się, że gdybym sama rozpoczęła poszukiwania nie jeden chciałby skorzystać na mojej niewiedzy. W ten sposób wszystko przebiegnie w sposób nie wzbudzający najmniejszych podejrzeń. - Słowa wypowiadała przyciszonym głosem, by pod ich koniec wzruszyć ramionami, nie uważając swojego pomysłu za taki głupi. W końcu zwykła zmiana miejsca zamieszkania, zwłaszcza gdy Londyn i jego okolice się wyludniały, zdawała się mieć sens. - Dodatkowo, jeśli potrzebowałbyś adresu zameldowania, który nie wzbudzałby podejrzeń, mogłabym Ci wtedy pomóc. A w między czasie mógłbyś mnie nauczyć tego, czego potrzebuję, żeby dać sobie radę. Obiecuję, że jestem uczennicą bardzo pojętną... I że się odwdzięczę, jak nikt inny. - Ostatnie słowa padły z jej ust w towarzystwie tajemniczego uśmiechu, jaki zagościł na twarzy Frances, która miała swój honor. I za udzieloną pomoc była w stanie odpowiednio podziękować. Szaroniebieskie spojrzenie nie odrywało się od jego twarzy, ponownie próbując wyczytać z niej coś więcej, coś co naprowadziłoby ją na odpowiedź, jaką mógłby jej udzielić.
- Co sądzisz? - Niepewne pytanie opuściło dziewczęce usta w czasie gdy jej palce ponownie zacisnęły się na jego dłoni, w napięciu oczekując na werdykt. Tej pomocy z pewnością potrzebowała, nie znając nikogo innego, kto mógłby jej w tej kwestii pomóc.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]31.05.20 0:57
Frances niespodziewanie przypomniała mu o dawnej ścieżce kariery (choć sam zaczął temat, pozwalając słowom płynąć bez zwyczajowego skrępowania), co skwitował krótkim śmiechem. Pozbawionym wesołości, a raczej pełnym ironii.
-Dostałem się na kurs dla aurorów. - przyznał, kręcąc lekko głową. -Zanim dowiedziałem się, jakie mają wypłaty, wydawało mi się to ambitne, stabilne... no i wzbudzało odpowiednie niedowierzanie członków rodziny, takie bez wzbudzania piekła w domu, wiesz. - objaśnił, święcie wierząc, że Frances całkowicie go rozumie i że sama przeżywa coś podobnego. Ojciec, zajmujący się nielegalnymi interesami pod przykrywką legalnej działalności, nie był zachwycony decyzją syna, ale nie mógł się jej otwarcie sprzeciwić. Auror to w końcu taki prestiżowy zawód, a interes i tak miał odziedziczyć brat Daniela.
Tym boleśniejsze były drwiny starego Wrońskiego, po tym jak Dana wyrzucono z kursu. Ale tego nie chciał wspominać. Frances sama mogła wyczuć, że nie mówił jej o wszystkim, ale że eliksir rozluźnił go najwyraźniej na tyle, że mówił jej sporo i trudno byłoby go teraz urazić. W porcie, choć serdeczny, wydawał się bardziej opanowany, tak jakby grał w teatrze własnego życia. Teraz, nagle, stał się sobą - choć gdy tylko działanie alchemii minie, chętnie wróci do bezpiecznego kokonu pozorów.
Nie lubił zbytnio siebie.
-Byłem młody i naiwny, dobrze, że się opamiętałem. Sama patrz, jak teraz skończyli aurorzy. - prychnął z pewnym rozbawieniem, bo to pewna ironia losu, że byli bardziej ścigani od Nokturnowych zbirów. -Zresztą, nienawidzę podporządkowywania się - strukturom, organizacjom, komukolwiek. Wolność i niezależność smakują zbyt słodko. A Ty, nie dusisz się, tam w Mungu? - zagaił, niewiele wiedząc o strukturach szpitala, ale mając świadomość, że Frances ma nad sobą całą siatkę przełożonych. -Nie korci cię założenie własnego interesu? Przecież jesteś zdolna, nic cię tam nie trzyma! Mogę być... mogę być twoim pierwszym klientem, co ty na to? - pomysły i myśli gnały teraz w jego głowie jak oszalałe. Często bywał spontaniczny, ale eliksir zdawał się to spotęgować. Wroński sięgnął nerwowo do kieszeni, powinien tam mieć...
-O, wczoraj dostałem w... interesach coś takiego. - wygrzebał sakiewkę z jakimiś dziwnymi jajeczkami, których nie umiał nawet zidentyfikować. Okradł jakiegoś łowcę ingrediencji, którego miał tylko zastraszyć a łupy zachować jako zapłatę, więc to chyba coś związanego z alchemią?
-I... proszę, to na dobry start biznesu! Możesz mi za to uwarzyć kilka eliksirów! - zaproponował, wygrzebując również drobne, wydobyte od tego samego człowieka. Nagle poczuł lekkie ukłucie winy z powodu tamtego zleconego rozboju i uznał, że Frances lepiej to się przyda. Oby tylko dziewczyna nie uznała, że pojenie ludzi tajemniczymi eliksirami działa dla biznesu lepiej niż normalna klientela. -Jakiś... wiesz, żeby rany się na mnie szybciej goiły czy coś! - zaproponował wesoło, z podejrzliwą beztroską, która mogła zdradzić pannie Burroughs, że jej rozmówca nie wie prawie nic o eliksirach leczniczych - a co dopiero o ich dawkowaniu.
-Nic się nie martw, wszystko będzie bezpieczne! Zresztą, mogę ci pomóc uciec dokąd chcesz - z portu, z Londynu, do Paryża! - zapalił się, nie widząc żadnego problemu w pochopnym planie. Nie miał żadnych politycznych podejrzeń ani motywacji - był święcie przekonany, że Frances musiała natychmiast uciec od patologicznego ojca/wuja/kuzyna/brata/sąsiada. Dziś widział w niej w końcu swoje lustrzane odbicie.
Cała przemowa pod kątem mieszkania nieco zachwiała jego logiką (już i tak zachwianą przez pamiętne wino). W normalnej sytuacji albo zastanowiłby się, czy dziewczyna proponuje mu wspólne zamieszkanie po dwóch nie-randkach; albo zaczął kalkulować czy jemu opłaci się mieć jakieś miejsce do składowania korespondencji; albo pomyślałby o tym, że przydałoby się mieć awaryjną dłużniczkę w bezpiecznym miejscu i nie włamywać się już nigdy do letniskowego domku swoich rodziców.
Dzisiaj Frances nie była jednak jego potencjalną dłużniczką, nie była atrakcyjną kobietą, nie była dziewczyną o nieco podejrzanych pomysłach - była jego bratnią duszą!
-W sensie... pomóc ci znaleźć mieszkanie, postraszyć kogo trzeba i nauczyć cię negocjować ze zbójami? - upewnił się powoli, usiłując wyłapać klarowne instrukcje w tym monologu. Rozpromienił się - taki interes mieścił się całkowicie w zakresie jego normalnych zajęć zawodowych.
-Jasne, że pomogę! - obiecał, zapominając zupełnie, że przed chwilą to on wcisnął Frances w dłoń pieniądze, a nie ona jemu.


przekazuję Frances jaja widłowęża i 75 PM


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Salon II [odnośnik]31.05.20 23:52
Panna Burroughs uważnie słuchała słów, jakie padały  ust jej towarzysza. Brwi na jasnej buzi powędrowały ku górze, gdy ten zdradził jej zawód, jakim miał się zajmować. Nie znali się dobrze, w zasadzie, nie znając się prawie w ogóle, w tym wszystkim jednak mając wrażenie, że aurorskie ścieżki nie pasowały jej do postaci Wrońskiego. Przedstawiciele tego zawodu jawili jej się jako dość… nudni, trochę zafiksowani na swoim zajęciu, a to z pewnością nie pasowało do fascynującej osoby Daniela. A ten fascynujący zdawał się jej coraz bardziej.
Szaroniebieskie spojrzenie zmrużyło się, przez chwilę uważnie przyglądając się jego twarzy.
- Nie umiem wyobrazić sobie Ciebie, jako aurora. - Zawyrokowała w końcu, posyłając mężczyźnie delikatny uśmiech. - Teraz… Jesteś bardziej zadowolony z życia? - Spytała z wyraźną ciekawością. Nie mówił jej wszystkiego, to było pewne - wszak jej eliksir to nie było veritaserum. Czuła jednak, że nie potrzebuje wszystkich szczegółów, by wyciągnąć z jego słów, to czego była ciekawa.
Spojrzenie dziewczęcia przeniosło na chwilę na jej dłonie, gdy i on zaczął zadawać pytania.
- Duszę. Przyrządzanie w kółko tego samego mnie nudzi, a mój przełożony to szowinista… Nie wiem jednak, czy poradziłabym sobie sama, a mam pewne zobowiązania, które zmuszają mnie do posiadania stałego dochodu. - Panna Burroughs wzruszyła ramionami. Samo podjęcie decyzji dotyczącej przeprowadzki było dla niej ciężkie oraz sporo wykrawające po za jej strefę komfortu. Na kolejne kroki było jeszcze za wcześnie, przynajmniej w jej pojęciu. Potrzebowała porządnej dawki odwagi, by podjąć kolejne kroki na ścieżce samodzielności.
Spojrzenie panny Burroughs błysnęło ekscytacją, gdy jej oczy powróciły na twarz Daniela.
- Jeśli dasz mi trochę swojej krwi... Przyrządzę dla Ciebie coś wyjątkowego. - Zaproponowała z ciepłym uśmiechem na malinowych ustach. Jeśli kiedyś mocno by oberwał, jej mikstura mogłaby uratować mu życie... A Frances miała całkiem spory dług wdzięczności wobec swojego gościa, zawdzięczając mu prawdopodobnie życie.
I już otworzyła usta, aby zaprotestować, wyjaśnić, że nie może przyjąć od niego pieniędzy gdy dotarło to niej, że jej zapasy się kurczyły. I musiała mieć czym zapłacić za ingrediencje, które zużyje przy tworzeniu eliksirów dla Daniela.
- Chciałabym kiedyś pojechać do Paryża… - Wtrąciła rozmarzonym tonem. Ach, o takiej wycieczce marzyła od dawna! Przez jedną, krótką chwilę chciała się zgodzić. Spakować najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyć do pięknego Paryża... Analityczna część jej mózgu oraz strach, szybko sprowadziły ją na ziemię.  
- No tak, dokładnie tak. - Przytaknęła, uważnie przyglądając się twarzy swojego towarzysza. Oczekiwanie na odpowiedź objawiło się nieprzyjemnym napięciem dziewczęcych mięśni oraz nerwowej zabawy własnymi placami. Wśród wszystkich czarodziejów jakich znała, żaden nie jawił się jako ktoś, kogo mogłaby poprosić o podobną przysługę. A to oznaczało, że jeśli on odmówi, będzie musiała improwizować, czego szczerze nie znosiła.
A gdy tylko słowa opuściły jego usta, panna Burroughs rozpromieniała, w spontanicznym dla niej geście przesuwając się do mężczyzny, by mocno owinąć wątłe ramiona wokół jego szyi. Po drodze delikatnie muskając jego policzek swoimi ustami.
- Och, dziękuję! Jesteś cudowny! - Ze szczerą wdzięcznością w głosie, wyszeptała tuż koło męskiego ucha, owiewając jego skórę ciepłym oddechem. Nie wiedziała, jak mogłaby się mu odwdzięczyć, cieszyła się jednak, że nie będzie musiała mierzyć się z tym sama.
Eteryczna blondynka odsunęła się dopiero po dłuższej chwili, od razu splatając razem ich dłonie. Ciężar spadł z jej ramion, co było widoczne na rozpromienionej twarzy młodej alchemiczki.
- Możesz być pewien, że nie pożałujesz, ale teraz... - Szaroniebieskie tęczówki uważnie powiodły po twarzy pana Wrońskiego, gdy ostrożnie wstała z kanapy, ciągnąc go za sobą. - Muszę wyjaśnić Ci podstawy pierwszej pomocy oraz dawkowania eliksirów. - Nieśmiało przesunęła swoją dłoń tak,by ta była pod dłonią Daniela, zaplatając swoje palce na jego palcach. Stanęła trochę z tyłu, opierając buzię o jego ramię, by widzieć, gdzie prowadzi ich dłonie. - Musisz... Musisz wiedzieć, gdzie co się znajduje... - Rumieńce pojawiły się na buzi Frances, nie przyzwyczajonej do tak bliskiego kontaktu. Dłoń alchemiczki trzęsła się delikatnie,gdy ta ułożyła ich ręce na jego piersi.
- Tu masz serce, jest jednym z najważniejszych narządów gdyż pompuje krew po całym ciele. Po jego bokach… - Ich splecione dłonie przejechały przez szerokość jego klatki piersiowej. -Znajdują się płuca, to takie… sakiewki, do których dociera powietrze, umożliwiające oddychanie. Mogą zostać przebite przy złamaniu żeber. Jeśli kiedykolwiek je złamiesz, musisz być ostrożny. - Frances wzięła głębszy oddech. - Wątroba, żołądek, trzustka, śledziona, jelita... - Ich dłonie powoli, delikatnym zygzakiem sunęły wzdłuż jego ciała wskazując położenie odpowiednich narządów od obojczyków aż po linię jego paska od spodni. - Nerki są tutaj. - Subtelnie musnęła palcami odpowiednie miejsce na jego plecach, mając nadzieję, że męskie ramię ukryje jej rumieńce przed wzrokiem pana Wrońskiego gdyż policzki dziewczęcia przybrały buraczkowy kolor oraz piekąc zawstydzeniem. Szybciutko cofnęła ich dłonie, nie chcąc być posądzoną o coś nieprzyzwoitego, nadal jednak pozostając w swoim miejscu, uznając jego ramię za dobrą kryjówkę, przynajmniej do czasu, czy rumieńce znikną z jej jasnej skóry.
- Jeśli będziesz czuł silny ból w tych miejscach nie obędzie się bez uzdrowiciela... - Uważnie wypowiadała każde słowo, nieśmiało odsuwając się od mężczyzny, jeszcze mocniej się rumieniąc. Szaroniebieskie spojrzenie przeniosło się na stary dywan, czując zawstydzenie reakcjami nie przyzwyczajonego ciała alchemiczki. - Złamania kości są zwykle dwa: otwarte oraz zamknięte. Przy otwartych kość przebija się przez skórę, trzeba ją wtedy odpowiednio zabezpieczyć, co później Ci pokarzę. Złamania zamknięte są w środku, unieruchomienie jest proste, czasem jednak trzeba nastawiać kości. - Spokojnym, mentorskim tonem tłumaczyła to, co uznawała za istotne.- W ludzkim ciele mamy żyły, tętnice i cieniutkie naczynka włosowe, z których ukazują się jedynie pojedyncze kropelki krwi. Krew żylna wypływa spokojnie i jest ciemniejsza, krew tętnicza jest jasna i wypływa silnym strumieniem. Oba przypadki trzeba zatamować, przy żyłach zwykle wystarczy opatrunek, przy tętnicach bardzo ważny jest ucisk. - Dopiero teraz puściła jego dłoń. Co jakiś czas Frances pozwalała sobie na gestykulację, podkreślając ruchem dłoni ważniejsze element, dopiero teraz przenosząc spojrzenie na buzię Daniela, szukając w niej zrozumienia.  - Same rany można podzielić na więcej kategorii, wspomnę jednak o tych, najczęstszych. Zwykłe otarcia pewnie znasz, uszkadzają jedynie naskórek bądź wierzchnią warstwę pierwszej skóry. Rany powierzchowne nie przekraczają wielu warstw, to na przykład skaleczenia, czy niewielkie rozcięcia. Rany głębokie jak nazwa mówi, są głębokie widać w nich kilka warstw skóry i zwykle jest przy nich sporo krwi. Rany drążące są najniebezpieczniejsze, są wtedy, gdy na przykład ktoś przebije Ci brzuch nożem, mogą uszkodzić narządy wewnętrzne. - Zrobiła krótką przerwę w wypowiedzi, pozwalając mężczyźnie usystematyzować wszystkie, zdobyte do tej pory wiadomości.- Rany cięte powstają w skutek cięcia, zwykle obficie krwawią ale ładnie się goją. Rany kłute są wtedy gdy na przykład na coś się nadziejesz, przy nich zawsze musisz udać się później do uzdrowiciela, aby sprawdzić, czy wszystkie narządy są całe. Rany tłuczone powstają gdy ktoś uderzy Cię czymś, albo o coś uderzysz. Nie krwawią mocno, ale często towarzyszą im złamania, obrzęk oraz siniaki. Rany miażdżone to poważniejsze rany tłuczone, zwykle nie krwawią, ale uszkodzenie tkanek jest spore. Rany szarpane powstają na przykład, gdy zahaczysz ciałem o drut są nierówne oraz poszarpane, czasem przy nich odrywa się część skóry... Jeśli odpowiednio określisz, z czym masz do czynienia, łatwiej będzie dobrać Ci eliksir. - Rumieńce powoli opuszczały buźkę panny Burroughs, teraz nie odrywającej spojrzenia od twarzy pana Wrońskiego, szukając w niej zrozumienia bądź zagubienia, skłonna powtórzyć ważniejsze elementy.
- Czy do tej pory wszystko jest jasne? Czy masz jakieś pytania? Jeśli nie, przejdziemy do eliksirów. - Nieśmiały, lecz ciepły uśmiech pojawił się na buzi Frances. Eliksiry były częścią, która była najistotniejsza, nie mogli jednak przejść do niej, bez odpowiednich podstaw.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]01.06.20 21:40
Roześmiał się z pewną ulgą, gdy skwitowała jego nietrafiony pomysł na karierę pełnym zrozumienia uśmiechem. Teraz, rzecz jasna, wydawało mu się, że Frances rozumie i akceptuje go w pełni i że może jej bezwarunkowo zaufać, jak najlepszej przyjaciółce. Gdy działanie eliksiru wywietrzeje, Wroński stanie się nieco mniej wylewny, ale przecież panna Burroughs nie dała mu nic, wpływającego na pamięć. Zapewne pozostanie w nim zdziwienie, że z niezrozumiałych względów podchmielił się winem i tak... rozgadał, oraz wdzięczność, że blondynka przyjęła jego nieskładne wywody z uprzejmą delikatnością.
-Jestem, dużo bardziej niż wcześniej. - przyznał z krzywym uśmiechem. Bardziej niż wcześniej - to było prawdą. Kwietniowe wydarzenia nieco zachwiały jego ogólnym zadowoleniem z życia, ale nie miał teraz czasu tego roztrząsać. Nawet eliksir nie był go w stanie zmusić do skonfrontowania się z pustką, którą zaczął dostrzegać w swojej Nokturnowej egzystencji, a której wolał na razie nie zauważać. Na co dzień nie był za to na tyle naiwny, by wierzyć, że bezinteresowna pomoc potrzebującej alchemiczce może zagłuszyć ową pustkę - ale teraz układanie planu samozatrudnienia dla Frances brzmiało szalenie ekscytująco.
-Mam zatem nadzieję, że jak najszybciej odetchniesz pełną piersią. Najlepiej znaleźć stałą klientelę o przeciętnym dochodzie, a na dłuższą metę próbować zaczepić się u jakiegoś lorda, albo kogoś zamożnego. - ochoczo podzielił się swoim własnym doświadczeniem. Chociaż lady Avery i lord Black nie dawali mu regularnych zleceń - te przyjmował głównie od lokalnych lichwiarzy - to starannie kultywował profesjonalną znajomość z arystokratami, wiedząc, że ma dzięki temu szanse na okazjonalny zastrzyk sporej gotówki.
-Jasne! - odrzekł bez wahania na propozycję Frances i od razu wyjął z kieszeni scyzoryk. -Masz jakąś ampułkę? - upewnił się i przystąpił do pracy, rozcinając dopiero co zabliźnione nacięcie na prawej dłoni. Już drugi raz w ciągu miesiąca okaleczał się dla kobiety i pierwszy raz w życiu oddawał komuś krew dobrowolnie. Wychował się pod okiem runisty i doskonale wiedział, jak niebezpieczna może być czyjaś krew w nieodpowiednich rękach, a także jak potężne mogą być czarnomagiczne zaklęcia oparte na ludzkiej krwi. Na początku kwietnia zdjął zabezpiecznia antywłamaniowe z już-nie-rodzinnego domu dzięki krwi Wrońskich, ale nigdy nie nacinałby się bez wahania dla tajemniczego eliksiru...
...tyle, że inny tajemniczy eliksir podpowiadał mu, że to doskonały pomysł! Frances mógł przecież ufać i chętnie dostanie coś wyjątkowego, czymkolwiek by nie było!
-A jaki eliksir? - upewnił się, ale bez cienia podejrzliwości. W obecnym stanie przyjąłby nawet opartego na krwi Auxlika.
-Ja też... - uświadomił sobie w odpowiedzi na paryskie marzenia Frances. Chociaż sam je jej podszepnął, to nie był nigdy we Francji. I chociaż w normalnej sytuacji wywracał oczyma na wszelkie romantyczne francuskie pocztówki, idiotyczne romanse, oraz ckliwe pomysły na randki, to nagle perspektywa zaręczyn na wieży Eiffla wydała mu się szalenie pociągająca. Najwyraźniej skutek uboczny eliksiru wpłynął nie tylko na jego stosunek do Frances, a także na stosunek do kiczu, bądź autocenzurę własnych pragnień. Teraz te pragnienia były zresztą zupełnie rozchwiane, bo na raz chciał pić z Frances wino nad Sekwaną, ale postać, którą wyobraził sobie na wieży Eiffla, miała ciemne włosy.
Hm, bardzo  zawiłe i tajemnicze te paryskie marzenia, ale bliskość ciepłego kobiecego ciała wyrwała go ze świata fantazji.
-Nie ma za co! - odparł Frances wesoło. Rzadko ktoś mu mówił (poza sypialnią), że jest cudowny, więc zrobiłoby mu się miło nawet bez eliksiru.
Usiłował skupić się na jej późniejszych wyjaśnieniach anatomicznych, ale oczy zalśniły mu rozbawieniem, gdy zobaczył głęboki rumieniec panny Burroughs. Przy... takiej demonstracji zyskałaby zainteresowanie każdego mężczyzny, ale zarazem skutecznie utrudniała skupienie się każdemu mężczyźnie.
Skoro ona tak serdecznie go czegoś uczyła, to też postanowił ją czegoś nauczyć.
-Uważaj z takimi lekcjami anatomii przy innych mężczyznach, podziałają jak zaproszenie do sypialni. Ale jeśli mają na kogoś tak podziałać, to świetnie ci idzie! - pouczył łagodnie, a Frances będzie mogła dopisać do skutków eliksiru "utrudnioną możliwość ubrania własnych myśli w dyplomatyczne słowa."
Na szczęście, patrzył przy tym na pannę Burroughs na tyle serdecznie i ciepło, że może dziewczyna się nie przestraszy.
-Ale mi możesz ufać! - zapewnił w przebłysku przytomności. Byli w końcu bratnimi duszami.
Na szczęście, w trakcie dalszej części lekcji na jego twarzy pojawiło się zrozumienie.
-Przeżyłem trochę każdego rodzaju ran. Wszystko jasne. - przytaknął, słuchając opisu Frances. W domu, w pracy, podczas barowych bójek... Dzięki swojemu doświadczeniu, rozumiał już intuicyjnie, co wymagało natychmiastowej pomocy, a co nie, ale lekcja Frances i tak była szalenie pouczająca. Wcześniej skupiał się na bólu i powierzchownych objawach, a Frances pomagała mu zwrócić uwagę na narządy wewnętrzne, bardziej skomplikowane urazy i te... jak im tam... tętnice!
-Naprawdę sporo o tym wiesz. Na magii leczniczej też się znasz? - zagaił, uświadamiając sobie, że opatrywanie prostych zadrapań byłoby w istocie proste dzięki kombinacji eliksirów i podstawowych zaklęć.
-Chętnie kupię eliksiry, pomagające przy bójkach, prostych zaklęciach... hm, tych groźniejszych zaklęciach w sumie też. - do tej pory wiedział, jak trzymać się z daleka od poważnych tarapatów, ale nagle przypomniał sobie policjantów używających czarnej magii pierwszego kwietnia. Wiedział, jak nie wdawać się w konflikty z prawdziwymi typami spod ciemnej gwiazdy (technicznie rzecz biorąc sam był jednym z nich), znał się na obronie przed czarną magią i podstawach samej czarnej magii, myślał że jest niepokonany, ale... zupełnie sam, w obliczu całego patrolu glin, czułby się nieco bezsilny. Dobrze będzie zaopatrzyć się w coś na czarną godzinę.

przekazuję Frances ampułkę swojej krwi


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Salon II [odnośnik]02.06.20 2:30
Odpowiedź na jej pytanie skwitowała jedynie ciepłym uśmiechem, uznając Wrońskiego za swego rodzaju wzór. Chciałaby posiadać tyle odwagi co on. Nie bać się wychodzić wieczorami z domu i co ważniejsze, zmienić swoje życie, przesunąć je na taki tor, żeby i ona mogła śmiało powiedzieć, że jest zadowolona ze swojego życia… Cały czas jednak, gdzieś z tyłu głowy słyszała podły głosik, że jest niewystarczająco… Odważna, pewna siebie, dobra… Kto wie, może pewnego dnia panna Burroughs nabierze odpowiedniej pewności siebie.
- Też mam taką nadzieję… Prawdę mówiąc, przełożonego mam już tak dość, że zastanawiałam się, jak powinnam go otruć. - Wyznała, wzruszając ramionami. Wieczne zbereźne sugestie bądź stwierdzanie, że nie posiada odpowiedniej wiedzy, aby pracować w szpitalu doprowadzały ją na skraj cierpliwości.
-Tak. - Odpowiedziała na słowa, dotyczące ampułki, sięgając na jedną z niewielkich półeczek, na której znajdowały się czyste fiolki. Tych w domu młodej alchemiczki zawsze było pod dostatkiem, zapewne nawet więcej niż wybrakowanej, stołowej zastawy. Odwróciła szaroniebieskie spojrzenie gdy mężczyzna nacinał swoją dłoń. Nigdy nie lubiła widoku tnących ostrzy, zwłaszcza gdy te wywoływały czerwone kropelki życiodajnych płynów. Co zabawne, sama krew nie wywoływała u niej takich odruchów. Ostrożnie przystawiła fiolkę do dłoni mężczyzny, zbierając do niej spływającą krew tak, by nie uronić ani jednej kropli. A gdy ampułka się wypełniła, Frances szczelnie ją zamknęła by odłożyć ją na stoliczek. Zabezpieczy ją później doskonale znając wartość krwi - Drew potrafił wyczyniać z nią rzeczy równie straszne, co niesamowite. - Och, to mikstura, którą zawsze warto mieć przy sobie. Rozlana na ziemię powoduje spory pożar, ogień jednak nie trawi przedmiotów… Powoduje ból psychiczny równy temu, gdy płonie się żywcem. Jeśli dodam trochę Twojej krwi, będziesz odporny na jego efekt. - Szaroniebieskie tęczówki błysnęły ekscytacją. - Od naszego pierwszego spotkania zawsze noszę przy sobie fiolkę. Wiesz, na wszelki wypadek. - Wzruszyła ramionami, na chwilę uciekając spojrzeniem. Na wspomnienie tamtego bandziora włos nadal jeżył się jej na karku i dziewczę miało świadomość, że nie zawsze trafi na przechadzającego się po porcie pana Wrońskiego. Szklana fiolka na której mogła zacisnąć smukłe palce, oraz która potrafiła dać jej czas na ucieczkę dodawała otuchy.
- W takim razie, musimy kiedyś się tam wybrać. - Stwierdziła z ciepłym uśmiechem na ustach, uznając wizję takiej wycieczki za przyjemną, w ten niewinny sposób, jak niewinne były myśli panny Burroughs.
Gdyby wiedziała, że te proste słowa aż tak go rozweselą, zapewne wypowiedziałaby je jeszcze wcześniej, korzystając z jakiejś okazji, która na pewno by się znalazła. Dzisiejszego dnia Daniel stał się dla niej kimś,na kształt wzoru do naśladowania - przynajmniej w kwestii wyrwania się z toksycznego otoczenia.
Przeciągłe: - Oochh… - Wyrwało się z ust dziewczęcia które poczuło, jak jej policzki ponownie zaczynają nieprzyjemnie piec. Frances należała do panien niedoświadczonych, nie zdających sobie sprawy ze swojej urody bądź tego, w jaki sposób pewne gesty potrafiły działać na przedstawicieli płci męskiej. - Nie udzielam lekcji anatomii, jesteś wyjątkiem… - Nieśmiało uniosła szaroniebieskie spojrzenie na buzię Daniela, by upewnić się, że nie jest na nią zły. W końcu, nie miała nic złego na myśli! - Ja… Nie mam żadnego doświadczenia, w tych relacjach i… - Niezręczność pojawiła się na jasnej twarzy panny Burroughs, która przez chwilę miała ochotę zapaść się pod ziemię. Nigdy nie należała do śmiałych osób, dopiero od niedawna stawiając pierwsze, niewielkie kroczki w świecie relacji damsko - męskich, nadal będąc przekonaną, że nie idzie jej to najlepiej. Jasnowłose dziewczę na chwilę, oparło czoło o ramię mężczyzny, chowając twarz przed jego wzrokiem na jedną, długą chwilę by wrócić do równowagi. - To pewnie nierozważne, ale ufam. - Mruknęła nieco ciszej, w materiał jego koszuli by zaraz się odsunąć i kontynuować swój niewielki wykład, uciekając od niezręcznych tematów związków, sypialni oraz zaufania. Ponownie odczuła na swojej skórze, że zaufanie bywa obustronne, samej czując, że dzisiejszego dnia powiedziała więcej, niż normalnie.
Nie wątpiła, że ciało Wrońskiego zapewne zdobiły najróżniejsze blizny, chciała mieć jednak pewność, że w razie jakiegoś wypadku będzie umiał zidentyfikować rodzaj rany oraz wybrać odpowiedni eliksir z tych, które dla niego przygotuje. - To nic takiego, taki zawód. Magię leczniczą znam jedynie odrobinę, podstawowe zaklęcia które wyłapałam w szpitalu… Tego też chciałbyś się nauczyć? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Nie wiedziała wiele, jeśli chodzi o magię leczniczą, mogła jednak podzielić się swoją wiedzą z Danielem, jeśli ten ładnie by ją poprosił.
W oczach panny Burroughs błysnęło zaciekawienie. Nie często przychodziło jej przyrządzać eliksiry bojowe. - Jasne, znam trochę przepisów i chętnie je przyrządzę. Poczekaj chwilkę… - Kiwnęła głową w potwierdzeniu swoich słów, jednocześnie prosząc o chwilę, by mogła przynieść odpowiednie fiolki w niewielkim, drewnianym pudełeczku. - Dobrze, eliksiry lecznicze. Pozwolę sobie skupić się na tych, które przydadzą Ci się w razie nagłego wypadku. Ten eliksir… - Tu wyciągnęła fiolkę bezbarwnego eliksiru, pachnącego cytrusami. - Ma cytrusowy zapach jako jedyny, to prosta mikstura przeciwbólowa przydatna, gdyby coś Cię bolało. Ten… - Frances wyjęła fiolkę szmaragdowej mikstury.- To eliksir znieczulający, jest silniejszy od przeciwbólowego, może przydać się gdy zaznasz poważniejszych obrażeń i nie będziesz miał niczego innego pod ręką. Ta niebieska pasta działa cuda, jeśli chodzi odmrożenia. Zapobiega powstawaniu blizn. Nakładasz ją na odmrożone miejsce co kilka godzin. - Frances odkręciła niewielki słoiczek z błękitną pastą, a gdy ten zaznajomił się z jej wyglądem, wręczyła mu kolejny, tym razem z zawartością o barwie pomarańczu. - Ta pasta działa na poparzenia i również działa cuda, po obu pastach nie pozostaną blizny. Stosuje się ją tak samo, jak pastę na odmrożenia. Ja zapamiętuję która jest na co analogią kolorystyczną - lód jest niebieski, płomienie pomarańczowe. - Delikatny uśmiech pojawił się na ustach dziewczęcia, które wyjęło kolejny pojemniczek, tym razem z zieloną maścią. - To maść z wodnej gwiazdy, koi zranienia. Po nałożeniu potrzebuje chwili, aby wsiąknąć w skórę, świetnie radzi sobie z rozcięciami. - Ostrożnie dziewczę ujęło dłoń Daniela, tą którą naciął scyzorykiem, by delikatnie nałożyć na nią odrobinę maści, prezentując mu jej działanie. Kolejne pudełeczko pozbyło się pokrywki. - Maść żywokostowa leczy siniaki oraz stłuczenia, przydaje się, aby bardziej się nie rozlały. A ten eliksir… - Frances wyciągnęła kolejną fiolkę, pozwalając Danielowi zapoznać się ze słomkową miksturą. - Nie pachnie najlepiej, ale gwarantuje sterylność rany, a co za tym idzie, niweluje ryzyko zakażenia. Wylewasz go na ranę, pieni się oraz mocno szczypie. Podobnie podaje się wywywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu. - Jasnowłose dziewczę wyciągnęło kolejną fiolkę. - Ten eliksir jest w stanie wyleczyć rany po ugryzieniu wilkołaka czy rozszczepieniu. Nalewam go do fiolek z niewielką pipetką, musi być podany bezpośrednio na ranę, tak łatwiej go dawkować. Na dwa centymetry rany używa się około jedną kroplę mikstury, przy pogryzieniu potrzebne są dwie krople. - Dziewczę uśmiechnęło się przeciągając się delikatnie niczym mała kotka. - Te eliksiry przydadzą Ci się w podczas działania, są jeszcze eliksiry które mają na celu poprawić ogólną jakość organizmu. Ten - Czyścioszek- oczyszcza organizm ze szkodliwych substancji. Wywar wzmacniający… - Tu wskazała kolejną fiolkę. - wzmacnia organizm, jest szczególnie przydatny po chorobie, a eliksir wzmacniający krew, działa tak, jak nazwa wskazuje. Jest jeszcze eliksir ożywiający, który cuci osobę, która utraciła przytomność. Są jeszcze eliksiry, pomagające odzyskać zdrowie psychiczne. Ten różowy to eliksir słodkiego snu, po jego wypiciu zapada się w pozbawiony snów sen, przydatny po ciężkich przeżyciach, osoba spożywająca sama się z niego budzi gdy się wyśpi bądź obudzą ją bodźce zewnętrzne. Ten bladozielony eliksir paruje na srebrno, nazywa się eliksir uspokajający. Pomaga poradzić sobie z urazami psychicznymi, traumami oraz napadami paniki, po jego spożyciu jednak, osoba jest trochę otępiona. A te zioła to mieszanka antydepresyjna na bazie gryfonii, wprawia w dobry nastrój oraz dodaje energii. - Dziewczę przesunęło spojrzeniem po wszystkich fiolkach. - Są jeszcze antidota na trucizny, te jednak trzeba umieć rozpoznać aby dobrać odpowiedni specyfik, jeśli będziesz chciał, kiedyś Ci to wytłumaczę. - Mimo niepozornego wyglądu, jasnowłose dziewczę posiadało całkiem sporą wiedzę zarówno teoretyczną, jak i praktyczną z zakresu trucizn. Frances poświęciła również chwilę, aby dokładnie wytłumaczyć Danielowi ile jakiego specyfiku powinien przyjąć podczas nagłego wypadku pokazując mu również jakie obliczenie należy wykonać, aby odkryć odpowiednią dla siebie dawkę podchodząc do tematu trochę naukowo. - Wszystkie zamawiane u mnie eliksiry dokładnie opisuję, ważne więc, byś zapamiętał która nazwa na co działa, mogę Ci to wszystko spisać. Ach! Jeśli kiedykolwiek ktoś by Ci coś odciął, jak najszybciej zgłoś się do mnie, potrafię stworzyć eliksir, który wytwarza części ciała na podstawie kodu genetycznego osoby dla której ma być, przez co zawsze się przyjmuje... Masz jakieś pytania? - Szaroniebieskie spojrzenie miękko spoczęło na twarzy Wrońskiego, szukając w niej odpowiedzi na swoje pytanie. Mimo iż nie znali się najlepiej, panna Burroughs chciała, aby Daniel był bezpieczny, nie tylko przez zaciągnięty dług życia ale i fakt, że stał się jej nadzieją na lepsze jutro.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]02.06.20 22:20
Frances nieco zanadto idealizowała swobodę Wrońskiego - mógł bezpiecznie chodzić po ulicach, bo był postawnym mężczyzną, miał groźnego wąsa i umiał się bić. Nawet gdyby nauczył pannę Burroughs podstaw walki na pięści, przyciągałaby zgoła innego rodzaju spojrzenia niż on. Była w końcu młodą i powabną kobietą, a pewnych rzeczy nie dało się przeskoczyć - nie w Londynie.
-Jak to jak? Dyskretnie! - zaoferował serdecznie i naiwnie. Może powinny zaniepokoić go takie deklaracje, ale na pewno nie po eliksirze. Choć chyba nawet bez niego, był łatwowierny wobec pięknych kobiet. Już podczas pierwszego spotkania, Frances przyznała mu, że podtruwała klientów Parszywego, ale przecież własne wino wypił bez wahania.
-No proszę, jak pięknie umiesz o siebie zadbać! To genialne! - słysząc o działaniu eliksiru, odwzajemnił ekscytację panny Burroughs. Uśmiechnął się pod nosem, a jego racjonalne "ja" natychmiast zaczęło kalkulować, jak użyteczny byłby eliksir w codziennej pracy.
-Czyli... eliksir pozwala poparzyć sporą grupę osób? - na przykład patrol policji? -Istnieje dla niego jakiś tańszy odpowiednik, powiedzmy wystarczający dla jednej osoby? - od razu wyobraził sobie, jak skutecznie mógłby wtedy inwigilować niektóre osoby. Parzyć tak, by nie zostawiać śladów (Merlinie, jego ojciec byłby zachwycony takim pomysłem, ale Dan wcale nie był do niego podobny... prawda?). Choć w jego profesji i środowisku, zazwyczaj nikt nie przejmował się zostawianiem blizn na cudzym ciele.
Potem zostawili na chwilę swe praktyczne plany, aby zanurzyć się w paryskich marzeniach i lekcji anatomii... oraz lekcji obchodzenia się z mężczyznami. Daniel, którego nieco speszyło flirciarskie powitanie przez pannę Burroughs (tak odebrał je na początku swojej wizyty) zrozumiał nagle, że dziewczyna jest chyba jednak równie niewinna, na jaką wygląda. Nie był zły, ani trochę - bardziej rozczulony i zadowolony, że w porcie zareagował w odpowiedniej chwili. Nikt, a szczególnie jaki podchmielony burak, nie powinien deptać takich cennych kwiatów.
-Spokojnie, Frances. - mruknął, spoglądając na nią ciepło. Co prawda, szybko uciekła wzrokiem, ale i tak zrobiło mu się miło, gdy wtuliła się w jego ramię. Zaufanie było o wiele milsze od znoszenia nieuzasadnionych podejrzeń od hipotetycznych innych kobiet - pomyślał z nagłą goryczą, zupełnie nie mając nikogo konkretnego na myśli. Potem szybko skupił się na blondynce, nie chcąc aby czuła się zawstydzona.
-Każdy zaczyna bez doświadczenia. - wyjaśnił łagodnie, hamując pewne rozbawienie na myśl o tym, że na świecie istniały zarówno wstydliwe Frances oraz nastolatki pokroju Pancy, od których szesnastoletni Daniel uczył się zgoła innego rodzaju anatomii między półkami szkolnej biblioteki. -Ale lepiej wiedzieć, jak działasz na mężczyzn, szczególnie, że nie każdy będzie miał czyste intencje. - dodał, mając nadzieję, że Frances nie gniewa się za tą dygresję. Nie musiał chyba dodawać, że blondynka może wykorzystać ten urok do swoich celów - wierzył w jej inteligencję.
-Tym bardziej, że przy niektórych kobietach nie da się ufać nawet samemu sobie. - westchnął gorzko, bardziej do siebie. Dzisiaj panna Burroughs nie była jedną z nich, dzisiaj ufał jej (i sobie) bezwarunkowo, bo była jego bratnią duszą. Objął wtuloną w niego Frances, ciesząc się, że - w przeciwieństwie do niektórych - nie mąci mu w głowie, że może być przy niej sobą. A przynajmniej dzisiaj czuł się sobą, bo tylko przyszłość pokaże, jak będzie zachowywał się przy Frances bez alchemicznego wsparcia uczciwości. Przynajmniej, sądząc po otwartości samej panny Burroughs, spotkanie zdawało się być... niezwykłe dla ich obojga, nawet bez eliksiru.
Po chwili rozluźnił ramiona, pozwalając jej mówić dalej. Aż pożałował, że w Hogwarcie mało interesowały go lekcje eliksirów, ale może po prostu Frances była interesującą nauczycielką.
-Dziękuję, że jestem... wyjątkiem. - naprawdę było mu miło, w jakiś nowy, dziwny i niezwiązany z podrywaniem ślicznotek sposób. -Przy kolejnej okazji chętnie nauczę się magii leczniczej, jeśli tylko będziesz gotowa zrobić dla mnie kolejny wyjątek. Dobra z ciebie nauczycielka. - zapewnił. Jeszcze kilka lat temu nie podejrzewałby, że lecznicze zaklęcia zaintrygują go bardziej od tych czarnomagicznych, ale czasy się zmieniły i nic w Londynie nie było już pewnikiem. Musiał się liczyć z tym, że coraz częściej będzie zdany na siebie, a nie na lecznicę na Nokturnie.
Słuchał uważnie opisu każdego z eliksirów, notując w pamięci, które mogą przydać mu się do konkretnych sytuacji. Otworzył lekko oczy, gdy maść z wodnej gwiazdy od razu uleczyła jego skaleczenie. Podejrzewał, że aplikowano mu ją już kiedyś na poważniejsze zranienia, ale był wtedy zbyt ogłupiały, by przyglądać się uważnie - a faktycznie działała cuda.
Zrozumiał działanie wszystkich praktycznych eliksirów, zdekoncentrował się nieco przy tych leczących z ataków paniki i chorób psychicznych (jak każdy pozujący na bohatera mężczyzna, miał się w końcu za wzór stabilności emocjonalnej!) i skupił na powrót na antidotach. Przydałoby mu się jedno konkretne, ale podczas wykładu działanie eliksiru zaufania zaczęło nieco słabnąć i odruchowo powstrzymał się przed rozwodzeniem się przy Frances o czarnej magii.
-Które antidotum potrafi zahamować rozprzestrzenianie się trucizny? - dobrał słowa nieco ostrożniej, myśląc o Elbulbio. Czarnomagiczny czar zatruwał organizm przeciwników, nieustannie zadając obrażenia. Pomimo prostej inkantancji, bywał upierdliwy, bo Finite Incantatem nie potrafiło ich powstrzymać - może samoobrona leżała więc w alchemii?
-Chętnie kupiłbym takie antidotum, coś wzmacniającego, na przykład tego Czyścioszka i... cokolwiek uznasz za odpowiednie na nagłe wypadki, przed dotarciem do uzdrowiciela. Nie planuję poparzeń ani odmrożeń, ale kto wie. - zażartował, powoli wracając do swojej zwyczajowej ironii. Nadal zachowywał się wobec Frances serdecznie, więc trudno powiedzieć, czy mogła się zorientować, że eliksir przestaje działać. Wdzięczny Daniel nie do końca rozumiał, czemu impulsywnie zdecydował się kupić tyle eliksirów, ale był szczerze wdzięczny za lekcję alchemii. Poczekał na odpowiedzi na swoje pytania, a potem upewnił się, że Frances jest bezpieczna (wraz z wygaśnięciem działania eliksirów, minęła impulsywna potrzeba natychmiastowego wyprowadzenia jej z portu) i pożegnał się serdecznie, nie potrafiąc zdecydować, czy spotkanie było sympatyczne, nietypowe, czy po prostu dziwne. W domu zrozumie, że nie zachowywał się do końca tak, jak zwykle, ale... nawet lubił tego nowego siebie. Nawet, jeśli już nigdy nie zdobędzie się na taką nieskrępowaną szczerość.

/zt :pwease: :pwease: :pwease:




Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Salon II [odnośnik]05.06.20 4:05
Nauka panny Burroughs walki na pięści zakończyłaby się… Zapewne jej płaczem oraz przerażeniem wymalowanym na jasnej twarzyczce. Samo oglądanie podobnych… Aktywności zapewne zakończyłoby się podobnie. Nigdy nie należała do osób odważnych bądź w jakikolwiek sposób śmiałych.
Ciepły uśmiech pojawił się na buzi dziewczęcia, gdy słowa Wrońskiego dotarły do jej uszu. Ach, takie odpowiedzi niezmiernie się jej podobały! Nie, żeby posiadała jakieś mordercze zapędy… Uważała jednak, że osoby pokroju jej przełożonego należały na odpowiednią karę. Kąciki ust Frances powędrowały jeszcze wyżej, gdy kolejne słowa opuściły usta jej towarzysza. Rzadko miała okazję wykazać się alchemiczną wiedzą, która dla większości zapewne była co najmniej nudna i bezużyteczna. - Jeśli osoba dostatecznie długo pozostanie w płomieniach, byłby w stanie nawet zabić. Nie ma żadnego zamiennika, każdego czarodzieja który znajdzie się w płomieniach parzy tak samo. - Nie miała pojęcia, czym zawodowo zajmuje się Wroński… I zapewne wolała się nie dowiedzieć, z pewnością nie na własnej skórze. Ekscytacja, jaka pojawiła się w jego głosie oraz spojrzeniu zdawała się jej jednak schlebiać. Kto wie, może kiedyś powinna zastanowić się nad stworzeniem podobnego specyfiku? To z pewnością będzie łatwiejsze, niż tworzenie mikstury od podstaw.
Zapewne nie powinna była tego mówić, nie chciała jednak, aby mężczyzna poczuł się w jakikolwiek sposób źle potraktowany. (Prawie)Niewinna niczym łza panna Burroughs czuła się zawstydzona sugestiami, jakie padły z jego ust. - Dziękuję, taka wiedza nigdy nie zaszkodzi. - A jedynie mogłaby jej pomóc. Domyślała się, że w ten sposób dałoby się wiele osiągnąć, Frances miała jednak wrażenie, że takie zagrania nie godzą kobiecie nauki jaką była. Nie sądziła również, aby na kogokolwiek działała jej nieśmiałość bądź zmieszanie, jakie czasem pojawiało się w jej oczach. Delikatny uśmiech zagościł na jej ustach, gdy poczuła wokół siebie męskie ramiona, samej na chwilę delikatnie owijając wątłe ramiona wokół jego ciała. To było… Przyjemnym gestem. Ciepłym. Takim, jakich rzadko doświadczała. Ciekawiło ją, znaczenie niektórych z jego słów, pozwoliła sobie jednak nie  pytać, nie chcąc psuć tej chwili porozumienia. Zapyta przy innej, odpowiedniej ku temu okazji.
Uwolniona z jego objęć kontynuowała lekcję, wyjaśniając mu wszelkie kwestie oraz zawiłości, mając nadzieję, że tłumaczy na tyle prosto, by ktoś nie mający sporego doświadczenia w tej dziedzinie był w stanie zrozumieć wszystko, co mówiła.
Po raz kolejny kąciki jej ust uniosły się w ciepłym uśmiechu, a dłoń dziewczęcia sięgnęła ku dłoni Daniela, by na chwilę zacisnąć na niej smukłe palce. - Nie ma a co, mój drogi. - Słowa nie były jedynie pustym konwenansem, a czystą prawdą. Mała lekcja była niczym, w porównaniu do tego, co do tej pory mu zawdzięczała. - Jeśli mnie ładnie poprosisz, wytłumaczę Ci wszystko, co tylko będziesz chciał. - Głos dziewczęcia brzmiał odrobiną rozbawienia. Panna Burroughs należała do osób, które chętnie dzieliły się wiedzą, jaką posiadała, zwłaszcza gdy ktoś był chętny, aby tę wiedzę pojąć. W tych niespokojnych czasach nie raz okazywało się, że dziedziny,  o których wcześniej się nie pomyślało mogły okazać się potrzebne. Liczyła, że w zamian Wroński faktycznie pomoże jej odpowiednio wejść w samodzielne życie, łączyły ich podobne przeżycia i Frances bardzo liczyła na jego doświadczenie wiedząc, że nie ma kogo innego poprosić o pomoc. Bądź co bądź, oboje mogli na tym skorzystać, a panna Burroughs zdążyła polubić swojego gościa.
Starała się odpowiadać na wszystkie niejasności, jakie mogły się pojawić, nie na wszystkie jednak odpowiedź była prosta. Pytanie dotyczące antidot nie należało do łatwych. Wiele kwestii było powiązanych z dobraniem odpowiedniej odtrutki. Od trucizny jaką się przyjęło, przez jej skład oraz sposób, w jaki była wzmocniona magicznie. - Wszystko zależy od tego, jaka to trucizna. Przy Agonii na przykład, antidotum działa jedynie do pierwszej pełni, później trzeba mieszać ją z krwią poszkodowanego. Co innego podaje się przy silnych, złożonych truciznach, a co innego przy prostych, amatorskich trutkach… Inne będzie też antidotum na Wywar Żywej Śmierci, co innego również poda się na jad jadowitej tentakuli… To bardzo… Złożone. Na dłuższe rozważania. - Sama ostatnio wyjawiała coraz większe zaciekawienie szkodliwymi substancjami, wykorzystując je do tworzenia nowych eliksirów. Chociażby przy tym, powodującym niezapisywanie się wspomnień - aby uzyskać odpowiednie działanie, panna Burroughs modyfikowała działanie jadu czarnej wdowy, który miał uplastycznić umysł. Tych kwestii oraz tego, jak im zapobiegać, nie była w stanie wytłumaczyć w kilka minut, bez dokładnych obliczeń…. Oraz większej wiedzy o tym, co najbardziej go interesowało. Była jednak w stanie przygotować coś, co mogłoby mu pomóc, gdyby ktoś, coś dolał do jego kieliszka, kto wie, zapewne te wszystkie uwagi opisze mu w obszernym liście, aby mógł później do wszystkiego wrócić. Wszak wiedzę trzeba odpowiednio utrwalać, aby nie odpłynęła gdzieś, w nieznane rejony.
- Oczywiście, za kilka dni wyślę Ci wszystko pocztą. Jakbyś potrzebował czegoś jeszcze, wyślij mi sowę… Albo wpadnij na herbatę. Moje drzwi są zawsze dla Ciebie otwarte. - Ciepły uśmiech ponownie pojawił się na delikatnej buzi dziewczęcia. Już dawno zapomniała o ostrzeżeniach brata będąc pewną, że Wroński jest nie tylko fascynującą, ale i w pewien sposób szlachetną osobą. Taką, która nie stwarzała dla niej zagrożenia. Uprzedzenia brata już w portowej ulicy odeszły gdzieś, gdy miała okazję lepiej poznać mężczyznę.
Niechętnie odprowadziła Daniela do drzwi, by po serdecznym pożegnaniu wypuścić mężczyznę z niewielkiej kawalerki, za jego plecami zamykając drzwi na zamki, stanowiące iluzję bezpieczeństwa. To spotkanie jeszcze przez kilka dni będzie jawiło się w jej głowie jako… wyjątkowe. Inne słowa nie pasowały jej do opisania tych kilkudziesięciu minut, jakie spędziła w towarzystwie pozornie nieznajomego mężczyzny. W zamyśleniu udała się do niewielkiej pracowni alchemicznej, by uważnie przejrzeć swoje zasoby w poszukiwaniu mikstur, które mogły pomóc Wrońskiemu.



/zt. :pwease: :pwease: :pwease:


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Salon II [odnośnik]23.06.20 0:17
27 maja

Obiecała swojej przyjaciółce, że nie będzie zapuszczała się do Londynu, a jednak dziś z drgającą pod skórą niepewnością miała to uczynić. Plaga bahanek, która siała spustoszenie w Anglii nie oszczędziła i jej domu. Wszystkie podjęte przez nią zabiegi mające opanować rozszalałe owady spełzły na niczym czego konsekwencją stało się uszczuplenie umeblowania domostwa o wszystko na czym można było jakkolwiek spocząć - kanapy, bujany fotel, kuchenne taborety, kozetka przy toaletce, kanapa w salonie... starała sobie radzić transmutując kziążki, powiększając je tak, że przypominały taborety, lecz to było rozwiązanie tymczasowe - nie mogła tak funkcjonować. Przecież zapraszała do siebie klientów, organizowała spotkania naukowe, a poza tym takie prowizoryczne krzesła były niewygodne - nie wspominając już nawet o wycierających się okładkach.
Najwięcej ogłoszeń dotyczących sprzedaży mebli pochodziło właśnie ze zmąconej zamieszkami stolicy co wcale nie powinno zaskakiwać. Niemalże co druga oferta wydawała się być okazją godną uwagi - całe komplety mebli z porządnego drewna o połowę tańsze niżby to miało miejsce w zwyczajnych okolicznościach. Vane nie mogła przejść obojętnie obok czegoś takiego. Tym bardziej kiedy ceny podstawowych dóbr rosły w przeciwieństwie do zarobków. Zaciskając usta w wąską kreskę kobieta ruszyła kolejną uliczką. Poprawiła nerwowo obszerny kaptur wiosennej peleryny w kolorze brudnej zieleni zupełnie jakby dzięki temu miała być bezpieczniejsza. To nie mogło się udać. Nie kiedy kierowała swe kroki z ponurych obrzeży w stronę portowej dzielnicy zakrawającą jeszcze przed całą rebelią o miano tej niepewnej. Westchnęła z ulgą w chwili w której znalazła się pod zaniedbaną kamienicą. Stojąc u drzwi wychyliła się jeszcze tak by upewnić się co do adresu, który porównała z tym zapisanym na pergaminie listu. Miała nadzieję, że panna Burroughs z którą miała dobić interesu nie będzie próbowała ją oszukać. Z przezorności Vane miała przy sobie odliczoną kwotę monet tak by nie dać sobie namącić w głowie portowymi okazjami. Zapukała w drzwi. Wilgotne drewno zahukało w typowy dla siebie sposób.
- Shelta Vane, wymieniałyśmy się listami - przychodzę w sprawie ogłoszenia - zaczęła gdy tylko drzwi się uchyliły czekając kulturalnie z wejściem na zaproszenie.



angel heart | devil mind
Shelta Vane
Shelta Vane
Zawód : Naukowiec
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 https://i.pinimg.com/originals/a8/4a/37/a84a37cf278a89bc1624516ff1f8d801.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6786-nathalie-dluga-budowa#177379 https://www.morsmordre.net/t7019-fiu#184686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-lancashire-stara-latarnia-morska-w-fleetwood https://www.morsmordre.net/t7030-skrytka-bankowa-1707#184954 https://www.morsmordre.net/t7029-shelta-vane

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Salon II
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach