Wydarzenia


Ekipa forum
Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże
AutorWiadomość
Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże [odnośnik]20.04.20 23:50
First topic message reminder :

Przed domem


Do domu dochodzi się dróżką biegnącą wzdłuż wybrzeża. Latem kwitną tutaj wrzosy i polne kwiaty, a o każdej porze roku czuć morską bryzą.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże - Page 6 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Re: Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże [odnośnik]18.07.22 11:27
| 6 kwietnia?

Nadmorski wiatr targał połami długiej spódnicy i lekkiego, wiosennego płaszczyka, kiedy – zaciskając w dłoniach wyrywający się materiał – wspinała się w górę biegnącej wzdłuż wybrzeża dróżki, na końcu której znajdował się dom Tonksów. Serce biło jej mocno w klatce piersiowej, czy to ze względu na targające nią emocje – czy z wysiłku, odbijającego się na policzkach i szyi w postaci ciemnoczerwonych rumieńców; wędrówka nie należała do najprzyjemniejszych, powinna była ubrać się cieplej, nie pomyślała jednak, że tuż nad morzem pogoda bywała bardziej kapryśna niż w mieście. Gdy kolejny podmuch wiatru szarpnął jasnym warkoczem, ściągając z niego błękitną wstążkę, zatrzymała się nagle, wyciągając po nią ręce – ale nie była wystarczająco szybka; skrawek gładkiej tkaniny poszybował w górę, tańcząc na tle szarego, zasnutego chmurami nieba. Westchnęła z rezygnacją, znów podciągając wyżej spódnicę, żeby nie ubrudziła się od piaskowego pyłu, i ruszyła w stronę ostatniego z zakrętów – dalej dróżka biegła już prosto, do prowadzącej do ogrodu furtki.
Pochylającą się nad roślinami postać Kerstin zauważyła już z daleka, przyspieszyła więc kroku, wypuszczając spódnicę spomiędzy palców i podnosząc rękę, żeby do niej zamachać. – Kerrie! – zawołała, świadoma, że musiała już znaleźć się za niewidzialną barierą utkaną z ochronnych zaklęć. Uśmiechnęła się, nie będąc w stanie ukryć jednak odbijającej się na twarzy troski; najnowszy numer Walczącego Maga nie trafił w jej ręce od razu, nie miała w zwyczaju do niego zaglądać, ale nie mogła nie usłyszeć krążących po Londynie wieści o oficjalnej uroczystości, podczas której sam minister magii uhonorował wojennych bohaterów – ani nie zauważyć czerwonych napisów na ruchomych plakatach, które stopniowo zaczęły znikać ze ścian kamienic. Wreszcie: nie ominęły jej plotki przekazywane pomiędzy innymi kursantkami, podekscytowane głosy niosące się na korytarzach; dopiero wtedy wygrzebała spod sterty gazet przeklęty numer propagandowego pisma, wśród nazwisk poległych członków Zakonu Feniksa odnajdując to należące do Michaela.
Kerrie, cześć – odezwała się ciszej, popychając furtkę i przechodząc do ogrodu, pokonując parę ostatnich metrów oddzielających ją od kuzynki, a później jak gdyby nigdy nic zarzucając jej ramiona na szyję. Nie wyobrażała sobie nawet, jak musiała się czuć; utrata brata dla niej samej stanowiła osobisty koszmar, przedłużający się brak wieści wystarczał, żeby spędzać jej sen z powiek i wprawiać w drżenie dłonie przeglądające długie listy poległych w boju drukowane w Proroku Codziennym. Nie chciała myśleć o tym, jakim ciosem byłoby odnalezienie go tam – znajomego imienia i nazwiska, całego jego istnienia sprowadzonego do dwóch prostych wyrazów; paru czarnych znaków na pergaminie. – Tak strasznie mi przykro, dopiero co się dowiedziałam. To znaczy – wczoraj, ale było już za późno na wizytę, miałam napisać list, ale to teraz chyba niebezpieczne, tata mówi, że ciągle giną mu jakieś przesyłki – paplała bez sensu, odsuwając się o krok. Właściwie, to gdy wieści do niej dotarły, było późne popołudnie, ale od czasu niespodziewanej wizyty ludzi, którym ojciec był winny pieniądze, nie lubiła oddalać się od miasta, jeśli nie była pewna, czy zdąży wrócić do niego przed zmrokiem. – Potrzebujecie jakiejś pomocy? Z… – zawahała się – pogrzebem, albo czymkolwiek? Tata kazał przekazać, że w razie czego też ze wszystkim pomoże – mówiła dalej, dopiero teraz poświęcając sekundę na rozejrzenie się dookoła. Podniosła dłoń do twarzy, odgarniając z niej kilka potarganych kosmyków, które uciekły z warkocza. – Nie przeszkadzam ci? Co robisz? – zapytała, orientując się, że prawdopodobnie od tego powinna była zacząć.





i nie wiem o czym myśleć mam
żeby mi się przyśnił taki świat
w którym się nie boję spać
Leonie Wilde
Leonie Wilde
Zawód : kursantka uzdrowicielstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
tańcz ze mną
sekundy pędzą
no tańcz
potem powróci mój
szary świat
OPCM : 2 +1
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 3
UZDRAWIANIE : 11
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11260-leonie-wilde https://www.morsmordre.net/t11278-bard#346707 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f427-pokatna-12-mieszkanie-nad-esami-i-floresami https://www.morsmordre.net/t11270-skrytka-bankowa-nr-2462 https://www.morsmordre.net/t11269-leonie-wilde
Re: Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże [odnośnik]31.07.22 15:25
6 kwietnia!

I wanna sing a song, that'd be just ours
But I sang 'em all to another heart


Praca była największym wrogiem żalu - tylko pracą dało się go jakoś przytłumić. Kiedy więc tylko mogła - i dopóty starczało jej sił, ostatnio coraz wątlejszych - znajdowała sobie rzeczy do roboty, czy to w samej Dolinie, w lecznicy, w której ciągle czegoś brakowało, czy koło domu, w ogródku i kurniku. Dodatkowym plusem takiego trybu dnia był fakt, że dzięki temu unikała rozmów z rodzeństwem. Justine się w ostatnim czasie w ogóle do żadnej rozmowy nie nadawała, a jedynym zadaniem Kerstin było pilnowanie, by siostra regularnie jadała, pielęgnowanie jej do snu i okazjonalne czytanie na głos; nic bowiem nie zdołałoby zasklepić tej rany w sercu i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nawet jeśli siostra dziecka nie chciała, przeżyła traumę. Chciałaby jej lepiej pomóc, ale nie miała takiej mocy.
Gabriel odszedł, a Michael był bardziej nieobecny niż zwykle, a Kerstin też jakoś wstydziła się przed nim swojego smutku, tęsknoty do chłopca, którego znała tak krótko. Chyba tylko z Castorem i Vincentem rozmawiała jeszcze w miarę pogodnie - ironicznie, ale z nimi łączyło Kerry najmniej, toteż najłatwiej było jej przed nimi udawać.
Akurat klęczała w ziemi, wciąż twardej i nieprzyjaznej po surowej zimie, w grubych rękawicach walcząc z korzeniami chwastów. Rok temu udało jej się co nieco wyhodować na tym skrawku ogrodu, liczyła, że i w tym roku się uda, choć na razie się na to nie zapowiadało - wszystko poumierało przez mrozy, ostało się tylko to, co niepotrzebne. Naprawdę ciężko było o warzywny ogródek na wybrzeżu. Ze smętnym westchnieniem otarła czoło, zostawiając na nim smugę ziemi. No cóż, może chociaż da radę z jakimiś ziarnami dla kurek.
Krzyk niosący się przez wzgórze był niespodziewany, toteż Kerstin momentalnie zerwała się i złapała za grabki, bo taki teraz już miała instynkt, nawet jeśli wiedziała, że w domu jest bezpieczna.
Gdy jednak zobaczyła, kto tak odważnie wspina się do nich, z rozwianym włosem i zarumienioną buzią, momentalnie wypuściła grabki i wyszarpnęła rękawice na ziemię, żeby podbiec tę parę metrów, które jeszcze je dzieliło.
- Leonie! Och, Leosiu, tak dawno cię nie widziałam! Chodź tu do mnie! - Kuzynka weszła do ogrodu i od razu zarzuciła Kerstin ramiona na szyję, a Kerry, rzecz oczywista, odpowiedziała równie ciepłym uściskiem. Wtuliła twarz w rozwichrzone włosy Leonie, wdychając je znajomy zapach i dłońmi dyskretnie sprawdzając łopatki. Czy jak się ostatnio spotkały to też była z niej taka chudzina? Czy jadła do syta i zdrowo? Trzeba się będzie przekonać. - Co u... - ciebie, chciała spytać, ale dziewczyna już mówiła, trochę roztrzęsiona, a na pewno smutna.
Kerstin słuchała w milczeniu, nie puszczając jej ciepłej ręki, zupełnie niezażenowana swoją umorusaną buzią i przekrzywioną chustą w kratę, która chroniła uszy przed wiatrem.
- Przykro ci? Och nie, co się stało? - spytała, bo zmęczone, niezaleczone serce już podeszło jej do gardła na samą myśl o kolejnej tragedii. Czy chodziło o kuzyna? O wujostwo? Leonie się odsuwała, ale Kerstin nie pozwalała jej uciec za daleko, splatając razem ich palce tak jak to robiła, kiedy obie były znacznie młodsze i pogodne. - Pogrzebem? Ale nikt przecież nie umarł, prawda? - Zmarszczyła brwi, próbując nadgonić tor myślenia Leonie. Zajęło to długą, zbyt długą chwilę, zanim z parsknięciem uderzyła się drugą dłonią w czoło. Chyba wiedziała o co chodzi i od razu poczuła ten sam przypływ gniewu co za pierwszym razem, gdy Michael wrócił do domu cały i zdrowy po tym jak zdążyła spędzić kilka dobrych godzin rycząc w poduszkę. - Chodzi ci o gazetę? To stek bzdur, Leonie, nie czytaj tego! Michaelowi nic się nie stało. - Podsunęła kuzynce obrócone do góry dnem wiadro, które używała jako taboretu podczas prac ogrodowych i wreszcie sięgnęła po płócienną chustkę do nosa, żeby przetrzeć spoconą twarz. - Strasznie mi przykro, że musieliście się tak martwić. Ale może to i lepiej, że mało kto wie... chociaż wy oczywiście powinniście. Cieszę się, że przyszłaś, naprawdę. - Schyliła się po grabki. - Ja dzisiaj mam wolne w lecznicy i robię w ogrodzie; możesz mi pomóc albo możesz najpierw wejść się ogrzać i zjeść kanapki. Jesteś chuda jak szkapa, wiesz?
[bylobrzydkobedzieladnie]


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
wake up
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks
Re: Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże [odnośnik]17.08.22 18:27
Kerstin pachniała domem; nie mieszkaniem na Pokątnej, w którym mieszkała z rodzicami – tam na ogół unosił się ciężki zapach książek, starego pergaminu i rozgrzanego kleju, którym ojciec naprawiał rozwarstwione okładki, przemieszany ze świeżą wonią leczniczych mikstur – ale tym należącym do dziadków, w Dolinie Godryka. Wilgotną ziemią, suszonymi ziołami, wiatrem; latem spędzanym na wsi, jeszcze wtedy, kiedy wszystko było jak dawniej. Odetchnęła lekko, bliskość kuzynki rozproszyła część zdenerwowania – choć kiedy się odezwała, słowa i tak popłynęły zbyt szybko, wpadając na siebie w chaotycznym biegu. Nie zwróciła kompletnie uwagi na ciemną smugę znaczącą jasny policzek ani jasne kosmyki wymykające się spod przekrzywionej chustki; chcąc dodać Kerstin otuchy, zacisnęła mocniej palce na jej dłoniach, ale kolejne zdania pocieszenia zamarły jej na ustach. Znieruchomiała na sekundę, z wargami rozchylonymi w zaskoczeniu, zupełnie zbita z tropu zawieszonymi w przestrzeni pytaniami. Nikt nie umarł? Zamrugała szybko, czy to było możliwe, by tragiczne wieści nie dotarły do najbliższej rodziny Michaela? Rozejrzała się, jakby spodziewała się znaleźć odpowiedź w przydomowym ogródku. – Nie rozumiem – przyznała szczerze, zupełnie już skonfundowana, czując się co najmniej głupio – zwłaszcza, gdy Kerstin się zaśmiała.
Wyjaśnienie dotarło do niej z chwilowym opóźnieniem. – Och – mruknęła mało elokwentnie, starając się poukładać elementy układanki w jakąś logiczną całość, dopiero po pełnej minucie orientując się, że chyba nie tak powinna zareagować na wieść o tym, że jej najstarszy kuzyn jednak żył. – To – to wspaniale – wyrzuciła z siebie, wreszcie pozwalając sobie na uśmiech. Właściwie – może to wcale nie było takie nieprawdopodobne; w wojennym chaosie łatwo było o pomyłkę, Cardana też wszyscy przecież uznali za martwego – co pozwoliło mu na ucieczkę i ukrycie się przed okrutnym wymiarem (nie)sprawiedliwości. – A jak on się ma? Jak udało mu się uciec? Stamtąd? – zapytała, nadal święcie przekonana, że do walki na śmierć i życie istotnie doszło, ale szczęśliwym zrządzeniem losu Michael wyszedł z niej cało. – Myślałam… Może nie powinnam była, ale inni stażyści w Mungu mówili, że to wszystko prawda. No i – ściągnęli te zdjęcia z murów. – Widziała ich już coraz mniej; niektóre zalepiono powielonymi magicznie listami gończymi posłanymi za Haroldem Longbottomem, przywódcą magicznej rebelii, inne – propagandowymi plakatami zachęcającymi do czarodziejskiej służby wojskowej. – Mama się ucieszy, umierała ze zmartwienia. – O Michaela – i o Cardana; chociaż jego nazwisko nie pojawiło się w prasie, to każda większa walka pociągała za sobą przecież również anonimowe ofiary – a szumne wieści o rychłym upadku magicznego podziemia nie pomagały.
Dziękuję – powiedziała z uśmiechem, podciągając spódnicę, żeby usiąść na prowizorycznym krzesełku, ale kolejne słowa Kerstin ją powstrzymały. – Chętnie ci pomogę! Kanapki jadłam przed wyjściem – zadeklarowała z entuzjazmem, rozglądając się po ogródku. Nie wiedziała wiele na temat prac ogrodowych, w mieszkaniu mieli zaledwie parę roślin doniczkowych, którymi głównie zajmowała się mama – ale zawsze podziwiała kwiaty rosnące w londyńskich ogrodach i marzyła o tym, żeby nauczyć się je hodować. Pociągnęła rękawy ciepłego swetra, chcąc zapytać, co powinna robić – jednak pytanie uleciało jej z głowy. – Naprawdę jestem? – wyrwało jej się; oderwała spojrzenie od grządek, zamiast tego przyglądając się sama sobie. Czy rzeczywiście tak źle wyglądała? W ciągu ostatniego roku urosła kilka centymetrów, przez co większość jej sukienek stała się odrobinę za krótka i wymagała krawieckich poprawek, ale żadnej nie musiała zwężać w talii. Jadła co prawda mniej niż wcześniej, ale to mogli powiedzieć niemal wszyscy; odkąd Ministerstwo Magii wprowadziło dodatkowe podatki dla czarodziejów półkrwi, mało kto mógł pozwolić sobie na większe zakupy. – Może to przez tę sukienkę? – zasugerowała z nadzieją, w szarościach nigdy nie było jej przecież do twarzy; mama twierdziła, że w ciemnych kolorach wyglądała niezdrowo.





i nie wiem o czym myśleć mam
żeby mi się przyśnił taki świat
w którym się nie boję spać
Leonie Wilde
Leonie Wilde
Zawód : kursantka uzdrowicielstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
tańcz ze mną
sekundy pędzą
no tańcz
potem powróci mój
szary świat
OPCM : 2 +1
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 3
UZDRAWIANIE : 11
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11260-leonie-wilde https://www.morsmordre.net/t11278-bard#346707 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f427-pokatna-12-mieszkanie-nad-esami-i-floresami https://www.morsmordre.net/t11270-skrytka-bankowa-nr-2462 https://www.morsmordre.net/t11269-leonie-wilde
Re: Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże [odnośnik]04.09.22 18:22
Kerstin nie czuła się już wcale jak porządna gospodyni. Ani z niej była dobra gospodyni ani dobra siostra, ani dobra narzeczona, najwyraźniej, skoro nawet Tomek ją zostawił. Robiła swoje, pracowała ciężko, bo w ten sposób najłatwiej zapominało się o tym co najbardziej boli. Im więcej kładła sobie na ramiona, tym mniej miała czasu się zamartwiać. A ciągle było przecież coś co czekało na uwagę - siostra w swoich wymemłanych kocach, spocona i pomalutku wracająca do rzeczywistości; brat, który po pełni jadł więcej niż Kerstin przez kilka dni z rzędu; pacjenci, na których nie starczało ani leków ani jedzenia. No i kury, ogród, kot, znowu kury, znowu ogród, blaty do wyszorowania, firanki do wyprania, prześcieradła brudne od krwi, które sama moczyła w zimnej wodzie i szorowała, bo tak trudno było je doprać - nie wspomagała się magią, Justine była zbyt słaba, by ją chociaż prosić, a przed Michaelem i Castorem chowała prześcieradła. Taka krew nie była czymś co powinni oglądać mężczyźni a co dopiero dotykać. Tak nie przystało, a zresztą zlękliby się; Kerstin pracowała kiedyś w szpitalu i wiedziała, że mężczyźni tak naprawdę wcale nie wiedzą jak bardzo może krwawić kobieta podczas swojego comiesięcznego krwawienia - a co dopiero przy poronieniu!
Mało Kerstin miała już powodów do uśmiechania się, dlatego tak niespodziewanym i wielkim szczęściem była dla niej wizyta kuzynki. Nie widziała jej od tak dawna, że zaczynała pomału zapominać jak wygląda. A może to było jedynie parę tygodni? Och, ale tyle się działo w międzyczasie!
Przytulając do siebie dziewczynę - niewiele tak naprawdę młodszą, ale i tak jakby dziecko, bo przecież bujała ją na huśtawce, gdy sama miała dwanaście lat, a ona była zaledwie sześcioletnim brzdącem! - cieszyła się jej ciepłem, jej znajomym zapachem książek i herbaty i jeszcze czegoś co kojarzyło się z lecznicą. Potem zsunęła rękawiczki i łagodnie złapała dziewczynę obiema dłońmi za policzki. Jak to dobrze było rozwiać choć część czyichś lęków. Nie miała do tego ostatnio wielu okazji.
- To wszystko propaganda. Ale dobrze, że w Londynie tak mówią - powiedziała Kerstin twardym głosem, choć warga jej zadrżała. Leonie ciągle mieszkała w Londynie, mieście, który pozbył się Kerstin i wszystkich jej przyjaciółek pielęgniarek, wszystkich poczciwych, starych lekarzy, wszystkich wojennych weteranów, którymi się opiekowała i wszystkich matek z dziećmi chorymi na koklusz. Nic nie zostało w stolicy z tego co Kerstin pamiętała, poza Leonie. Ale czy Leonie była tam bezpieczna? - Mam nadzieję, że długo ludzie będą tak myśleć, chociaż prędzej czy później pewnie się wyda, pojawią się nowe plotki... tak naprawdę mało kto z tej gazety umarł. Udają w ten sposób, że wygrywają albo coś takiego. - Powtarzała to co usłyszała w lecznicy w Doliny, ale co mogła dodać od siebie? Justine i Michael nie raz mówili, że wojny nie zrozumie i w tym akurat aspekcie pewnie mieli rację. - Na razie jesteśmy bezpieczni, możesz powiedzieć cioci... - Chociaż Kerstin już czuła pot spływający spod chusty na głowie, gdy pomyślała o tym, że Leonie wejdzie przecież na herbatę i poczuje ciężką atmosferę, która panowała w korytarzach nawet wtedy, kiedy nikt się nie odzywał i dopiero co wietrzyła pokoje. Justine do niej na pewno nie zejdzie chociaż może Leonie chciałaby ją zobaczyć. Ale Kerstin czuła, że to nie w porządku byłoby ją tam teraz prowadzić, a kuzynka na pewno zrozumie. Z czasem.
Uśmiechnęła się trochę trudniej, gdy już wypuściła małą kuzynkę z ramion i zrobiła jej miejsce na stołeczku.
- No to możemy skończyć wyrywać chwasty, a potem pójść na gorącą herbatę. Po zimie zostały mi już chyba tylko chwasty, staram się nie wyrywać tego co przeżyło z moich roślinek, ale to pewnie i tak bez znaczenia. Warzywa trzeba będzie sadzić od nowa... i modlić się o spokojniejsze lato. Najlepiej takie i bez upałów i bez ulew. Co myślisz? - Już zajęta podkopywaniem twardej ziemi małą motyczką, nie zwróciła uwagi na to, że jej słowa naprawdę dotknęły Leonie. Ostatni rok spędzony w roli gospodyni, bez mamy, która zmarła i bez obecności żadnej z ciotek, chyba już zupełnie wypędził Kerstin z głowy jakie to się wydaje ważne i ostateczne co ci mówi starsza rodzina. I jak młodziutkim dziewczętom zależy na tym, żeby wyglądać jak najładniej. Kerstin też zależało, zwłaszcza w lutym, gdy spędzała z Tomkiem piękne, wyjątkowe chwile. Naprawdę się wtedy stroiła, doszywała drobiazgi do sukienek, upinała włosy, kręciła papiloty. A teraz... teraz wszystko wydawało się jakieś takie nijakie. - A może być, że sukienka. Tobie zawsze pasowały żółte i pomarańczowe, wiesz? I różowe. - Obrzuciła kuzynkę krótkim, ale uważnym spojrzeniem. - Albo mi się tak zdaje, dawno cię nie widziałam. Piękna z ciebie dziewczyna, ale bym cię chciała widzieć pełniejszą. Wysypiasz się w pracy? Wiem jak to jest w szpitalu na początku, ale musisz pamiętać o swoim zdrowiu też... jak nie będziesz jadła i dbała o pełne biodra, to ci będzie ciężko dziecko urodzić... - Nie była w stanie zarzucić matczynego tonu, mimo świadomości, że Leonie może nie to chce usłyszeć. Pod koniec jednak głos jej ścichł i zrobił się chrapliwy, więc zmieniła temat: - Zobacz tutaj, te takie duże liście, to jest mlecz, trzeba to wyrwać wszystko. Weź łopatkę, bo ziemia jest dalej twarda. - Tak, na tym mogła się skupić i może mogła też skłonić Leonie do skupienia. Może nie będzie wtedy pytać o Justine.


So for a while things were cold, they were scared down in their holes
Kerstin Tonks
Kerstin Tonks
Zawód : Pielęgniarka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
wszystko wali się
a ja nie mogę biec
może ten deszcz udaje łzę
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak
wake up
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t8101-kerstin-tonks https://www.morsmordre.net/t8192-parapetowa-skrzynka-pocztowa#235933 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t8799-skrytka-bankowa-nr-1965#261717 https://www.morsmordre.net/t8213-kerstin-tonks

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Dróżka przed domem - Wrzosy i Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach