Wydarzenia


Ekipa forum
Poddasze
AutorWiadomość
Poddasze [odnośnik]23.08.20 16:51

Poddasze

Wspólne na całą kamienicę, z wydzielonymi pokoikami przeznaczonymi na użytek każdego z właściciela tutejszych mieszka, przypominającymi oddzielone ściankami boksy z osobnymi drzwiami, do których można dostać się wąskim korytarzem. Pomieszczenie należące do Wren jest stare i zakurzone, zapomniane, gromadzi przedmioty, których czarownica nie potrzebuje w swoim mieszkaniu - jak rodzinne pamiątki, przestarzałe, niemal rozpadające się meble, książki czy ubrania, których szkoda wyrzucić, bo może jeszcze kiedyś do czegoś się przydadzą.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Poddasze [odnośnik]28.09.20 23:16
13 sierpnia, środek nocy

Trzynaście razy próbowała podejść to wstrętne stworzenie. Oferowała smakołyki niewyszukanej klasy, oferowała upolowane przez kuguchara sąsiada szczury, zachęcała wszelkimi sposobami, by niechciany lokator opuścił swoje nowe gniazdko i w kalejdoskopie ciasnych uliczek odnalazł kolejne, mniej jej własne... Ten jednak nalegał uparcie, to poddasze należało do ulubionych. Do odpowiednio specyficznych, gościnnych i ciepłych; najwyraźniej odnajdywał się pośród fałd niesprzątanego kurzu i starych, rodzinnych pamiątek, których nie sposób było nawet przelewitować z pomieszczenia do względnego bezpieczeństwa znajdującego się na piętrze poniżej mieszkania. Gdy tylko różdżka szła w ruch, ghul rzucał się na unoszone niewidzialną siłą skrzynie i wył żałośnie, jakoby Wren próbowała odebrać mu jedyne dobro tego świata. Finalnie poddawała się po krótkiej acz intensywnej walce. Pudła powracały na swoje miejsca, wzniecony w powietrze pył powodował, że ze stromych schodów schodziła już kichając - podobnie było zeszłej nocy i prawdopodobnie podobnie miałoby być dzisiaj. Przez dość cienkie ściany słyszała dochodzące z poddasza zawodzenie. Ponure, wręcz katastroficzne, jakby na pół łamano mu serce - ale czarownica odmawiała ponownej wizyty w okupowanym przez bestię królestwie, rozważając, czy nie rzucić na siebie muffliato. Ostatnio noc w noc otaczała głowę poduszką, przyciskała ją szczelnie do uszu i próbowała zaznać choćby kilku godzin niezmąconego snu, lecz o to było ciężko. Odpoczynek stał się luksusem. Przeszedł w niepamięć dzięki staraniom ghula urzędującego akurat w jej komórce - jakby nie mógł przemieścić się do składziku sąsiada i tam siać zamętu. Zapewne słyszałaby go równie donośnie, ale przynajmniej wówczas stworzenie nie byłoby jej problemem.
Wierciła się w łóżku. Długo, aż z przewracania z boku na bok zapiekły mięśnie; kołdra nie przynosiła tej nocy ukojenia, zawodziła też stara metoda z poduszką, ale jedynie dzięki ich złośliwości do jej uszu doleciał dźwięk zgoła innego kalibru. Cichy a jednocześnie przeszywający dziwnym dreszczem szmer, jakby ktoś paznokciami drapał we frontowe drzwi mieszkania, w ten absurdalny sposób - w środku nocy - obwieszczając swoją obecność. Yuan nie zareagował: w porównaniu do niej pierzyna zrodzona z gwiazd i księżyca zapewniała mu kamienny sen, nieważne, czy na piętrze zawodził ghul, czy pod prysznicem w mieszkaniu obok podśpiewywał emerytowany zielarz, właściciel sklepu na parterze kamienicy. Niepewna, czy melodia nie była jedynie jej zmęczoną fatamorganą, Wren zmarszczyła brwi i przysłuchała się uważnie - ale szmer nie ucichł, zdawał się jedynie przybrać na sile, wygnał ją w końcu z łóżka i nakazał sięgnąć po ułożoną na stole różdżkę. Nie mogła mieć pewności. Pokątna nie była Nokturnem, i tutaj jednak można było uświadczyć mrożących krew w żyłach sytuacji, zagubionych oprychów - jak choćby włamanie do jej mieszkania, jakie kilka miesięcy wcześniej zorganizował niejaki Vernon Ravens. Przypłacił to życiem, ale widmo niepewności pozostało. Zimnej przezorności. Ciągnęło się za nią niczym czarny tren nasączony trucizną.
Ostrożnym krokiem czarownica ruszyła do drzwi, wyjrzała przez wizjer umieszczony w ciemnym drewnie i zmarszczka zdumienia pogłębiła się jeszcze bardziej - bez słowa opuściła jednak kasztanowy oręż i uchyliła wrota przed znaną jej enigmą. Ulubioną. Specyficzną, tak specyficzną, jak mogła być jedynie słodka tajemnica. Skośne oczy podkrążone purpurą błysnęły ciepłem; bez słowa zaoferowała jej dłoń do pochwycenia, gestem tym zaprosiła do środka, póki co do salonu. Jeśli się zjawiła, mogła mieć powód. A mogła też go nie mieć - Wren nie oceniała, nie robiła tego nigdy, po prostu w ciszy zapraszając Borgin do swojej prywatności.

zt, wątek porzucony



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.


Ostatnio zmieniony przez Wren Chang dnia 10.11.20 0:04, w całości zmieniany 1 raz
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Poddasze [odnośnik]10.11.20 0:04
13 września 1957

Trzynaście zamówień przed południem opuściło jej parapet. Każda z sów dzielnie uporała się z uniesieniem przygotowanego pudełeczka owiniętego w czarny papier, puszczona w świat, z dodatkowym listem przytwierdzonym do nóżki, zapewniającym o świeżej dostawie i skomplementowaniu krwi z wybranej na specjalne zamówienie młódki, jeśli klient wyraził tego typu życzenie. Szlachcianki bywały specyficzne, mocno selektywne, często odnajdując idealny typ w pokrewnej im urodzie czy coraz to młodszych okazach splugawionych niemagiczną posoką wypełniającą pojemne żyły, nieważne, że nie miało to realnego wpływu na efektywność pielęgnacji; a kim była Wren Chang, by odmawiać im tego prawa wyboru? Wraz z rozkwitającą potrzebą rosła także świadomość, iluminacja posiadanego wpływu na cały proceder: nie były już bowiem tylko petentkami znajdującymi się po drugiej stronie finansowej barykady, a mogły same przyłożyć rękę do linii dzielącej narodziny od śmierci. Na pewno wielu z kobiet korzystających z jej usług ta myśl była na rękę. Była słodka. Prowokowała ciepło w podbrzuszu, polerowała ich samoocenę, ich dumę, bo o ile obcowały wyłącznie z podłym, mugolskim ścierwem, o tyle władały tym, czym na co dzień władać nie mogły - życiem, jeśli nie swoim, to chociaż czyimś. Czarownica lubiła obserwować w nich ten wskrzeszony głód. Pomysł, niby ich własny, choć najpierw zręcznie zasiany jej słowami, prowokujący do kiełkowania dalszego, szerszego spojrzenia. Arystokratki bywały wtedy iście urzekające, piękne - nie tylko delikatne i kruche, ale w końcu błyszczały premedytacją. Brakiem litości.
Tak czy inaczej - z pracą uwinęła się zręcznie, przed trzynastą oczekując pojawienia się Forsythii. W liście zawarła adres, którego odnaleźć nie powinna mieć żadnego problemu; uliczki Pokątnej może bywały kręte i ciasne, ale umiejscowione nad zielarskim sklepem mieszkanie znajdowało się w dość korzystnej lokalizacji. Oddalonej od głównego centrum tętniącego życiem o niemal każdej godzinie dnia i nocy, a jednocześnie oscylującej tak blisko jego granicy, by wartość kamienicy wciąż plasowała się na rynku wysoko.
Obiecała wino, wino stało też na stole w salonie, w zakorkowanej wciąż butelce stojącej przy dwóch kieliszkach, których pilnował pogrążony w popołudniowym śnie Yuan. Pies całymi nocami czuwał, wsłuchując się w żałosne wycie ghula plądrującego użytkową część strychu, obnażając zęby - jednak wypuszczenie go na magiczne stworzenie było w jej głowie absolutną ostatecznością. Nikt i nic nie przeżywało spotkania z jej dobermanem, psem wyszkolonym do obrony, do brutalności, jeśli zaszłaby na nią potrzeba. Ghul otrzymał więc ostatnią szansę od losu. Panna Crabbe zapowiedziała, że zajmie się niechcianym lokatorem, że poradzi sobie - a Chang wierzyła jej na tyle, by odroczyć egzekucję przynajmniej na czas podjęcia przez nią tej próby.
- Dobrze widzieć cię bez korony na głowie. Chodź, Forsythio, nie traćmy czasu - Azjatka powitała swego gościa z przekąsem, zamiast zaprosić kobietę do środka - od razu kierując ją na poddasze. Musiały wspiąć się po dość stromych, zakurzonych schodach, zanim znalazły się w obitym drewnem korytarzyku oddzielającym jeden boks od drugiego. - Nie wiem kiedy dokładnie to diabelstwo osiedliło się wśród moich rzeczy, ale każdej nocy wyje do księżyca jak wilkołak. Próbowałam wykurzyć go sama - opowiadała po drodze i dobyła z kieszeni purpurowej podomki różdżkę, by następnie otworzyć nią kłódkę strzegącą drzwi prowadzących do czegoś, co obecnie stało się imperium jej natchnionego śpiewaka, - ale raczej za mną nie przepada. Rzuca wszystkim i psuje, gdy tylko pojawiam się na horyzoncie - skwitowała. Wiedzione jej dłonią drzwi otworzyły się przed nimi z cichym skrzypnięciem, lecz Wren schowała się za nimi prędko, pozwalając zajrzeć do środka samej Forsythii. Po co dodatkowo agitować to podirytowane stworzenie? Czasem miała wrażenie, że rozsierdzał go sam ton jej głosu; oby zatem na Crabbe zareagował pokorniej. Spokojniej. I mniej destrukcyjnie, przede wszystkim.

W jakiej sytuacji zastaniemy naszego nowego kolegę?
k1 - ghul śpi z wystającym spomiędzy ust szczurzym ogonem, wyleguje się na dnie otwartej szafy, gdzie utkał sobie gniazdko ze starych ubrań;
k2 - ghul usłyszał, że się zbliżamy, był na to przygotowany - czeka za framugą drzwi, dzierżąc w brzydkich dłoniach kawałek drewnianej deski, by zdzielić nią każdego, kto wejdzie do środka. niestety - przestępuje przy tym z nogi na nogę i dość donośnie to słychać;
k3 - ghul zajęty jest plądrowaniem skrzyni z rodzinnymi pamiątkami wren, przebiera się w szaty i stroi replikami azjatyckich biżuterii



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Poddasze [odnośnik]10.11.20 0:04
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Poddasze Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poddasze [odnośnik]12.11.20 0:53
W głowie panny Crabbe wciąż rozchodziły się myśli względem listów, jakie wymieniła z kuzynką dzień wcześniej. Wciąż jednak powstrzymywała się od odpisania na ostatni… Nie mogła uwierzyć w jego treść, nie pojmowała jakim cudem słowa lady Black nie były żartem, a najwyraźniej poważną propozycją. Krew mugolskich dziewic? Wzdrygnęła się na tę myśl, rzucając papier na biurko, gdy wychodziła z pokoju. Starała się nie dopuszczać do siebie koncepcji odebrania tejże substancji bez zgody właścicielki. Śmierć w imię urody, zadrwiła w myślach i znów poczuła niesmak. Jeśli ktoś rościł sobie prawa do odbierania życia, często niewinnego, to musiał nie mieć sumienia. W duchu więc liczyła, że krew była odbierana, chociaż w odpowiednich warunkach, bez pozbawiania kobiety życia, bo podejrzewała, że o zgodę ktoś taki nie prosił. Już nie chciała nawet myśleć o tym, co w takiej krwi można było znaleźć i czym można było się zarazić.
Choć usilnie starała się zastąpić swe myśli naglącym problemem jej wybawicielki, tak obrazy kąpiącej się kuzynki w karmazynowej posoce, zdawały się przytłaczać ją z każdym krokiem kierowanym do domu panny Chang. Może gdyby nie błądziła tak mocno myślami w innej gęstości rzeczywistości, to wtedy nie zaliczyłaby zderzenia z wychodzącym ze sklepu mężczyzną. Natychmiast przeprosiła, a dźwięk odbijających się butelek w pakunkach, jakie miał ze sobą nieznajomy, przypomniał Forsythii o propozycji jaka padła podczas ustalania spotkania. Ignorując psioczenie czarodzieja, wyminęła go i postanowiła zaopatrzyć się w jeden z bardziej wyrafinowanych alkoholi; zdecydowała się na dziesięcioletnie porto ze słonecznych winnic Douro Valley. Słodki smak niczym miód, o aromacie owoców i minerałów, delikatnie muśnięty orzechowymi tonami. I choć bursztynowo-mahoniowy kolor, mógł ponownie przywoływać ku pannie Crabbe listowne wspomnienia, tak zdecydowanie raźniej wyszła ze sklepu, pewniej stawiając kroki w pełni, wierząc, że dzisiejszy wieczór spędzi przyjemnie, sącząc wspaniały trunek. A ghul? One były drobnostką, proste szkodniki, do których potrzebowano odpowiedniego podejścia – jej przełożony zaledwie machnął ręką, gdy zaoferowała się, że sprowadzi ghula do odpowiedniego biura, jak tylko go złapie. Co prawda nie należało to do jej codziennych obowiązków, ale uznano, że skoro kobieta była skora do zajęcia się ghulem swej znajomej, to mogła tego dnia nie pojawiać się w Ministerstwie, a przyjąć ten dzień jako dzień pracy w terenie. I tylko dlatego miała ze sobą skórzaną aktówkę, gotową do spisania raportu na miejscu. Toteż wyglądała z lekka komicznie, gdy stanęła przed drzwiami wraz z butelką i „pracą” w rękach.
Gdy padło pierwsze, powitalne zdanie, Forsythia mimowolnie przewróciła oczami. Czyż naprawdę będzie jej ta noc wypominana po wszystkie czasy? – Zaiste, panno Chang. Szalenie miło panią widzieć – stwierdziła oficjalnie, z lekkim przekąsem, lecz na jej ustach widniał uśmiech świadczący, że za krzty powagi nie było w tym zdaniu. Butelkę porto i aktówkę zostawiła przy schodach, wspinając się po nich zwinnie, jak gdyby każdy stopień oddalał troski dnia doczesnego, pozwalając skupić się jej na wyznaczonym zadaniu. – Tak, to typowe zachowanie dla ghuli. Mógł dostać się do ciebie z czyjegoś komina i znaleźć dogodną dziurę w dachu lub przecisnąć się przez niedomknięte okno – tłumaczyła, starając się jak najbardziej rzeczowo przedstawić znaną jej wiedzę. – Ghule potrzebują odrobiny zrozumienia, ewentualnie zaklęcia. Zależnie od sytuacji. Być może ten twój gagtek zostanie moim nowym przyjacielem – stwierdziła frywolnie, a potem wyminęła Wren, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie musiała jednak nazbyt wybitnie szukać powodu swojego przybycia, bo ghul wesoło rozrzucał przeróżne rzeczy z jakiejś skrzyni. Swoją drogą, rzeczy wydawały się dosyć ekscentryczne, jakby wyjęte z innej kultury. Błyszczące kolczyki zwisały z uszu stworzenia, a ciężki naszyjnik spoczywał na głowie, niby gustowna korona. Czyżby panna Chang naprawdę miała pecha do Księżniczek? Drogi, szmaragdowy materiał oblekał ciało ghula, ciągając się po ziemi, gdy stwór co rusz wyciągał kolejne szaty. – A to ci heca… - mruknęła cicho pod nosem i musnęła kieszeń spódnicy, aby wyczuć w niej spoczywającą różdżkę. Korciło ją, aby to zrobić… a przecież, skoro ghul lubił błyskotki to i na błyszczącą Księżniczkę również powinien dobrze zareagować. Cofnęła się za drzwi i w jednej chwili jej usta miękko złożyły się w zaklęcie, prześladujące ją od pamiętnej nocy. - Fae Feli – wyszeptała, a błyszczący pył okrył jej sylwetkę. Niewiele wyjaśniając pannie Chang, gestem dłoni zaznaczyła, aby pozostała na miejscu. Tymczasem Forsythia, zapukała do drzwi, zupełnie jakby właśnie udawała się na herbatę do cesarzowej Chin. Ściągając na siebie uwagę ghula, dygnęła z pełną gracją, wystosowując wszelkie zasady dobrego wychowania. – Dzień dobry – głos melodyjnie rozszedł się po poddaszu, a magiczne stworzenie znieruchomiało na widok nowej postaci, niewpisującej się w kanony dotychczasowej rzeczywistości.

| Jak zareaguje ghul?
2 - 10 – zaczyna warczeć i rzucać agresywnie przeróżnymi rzeczami w kierunku czarownicy
11 - 30 – zaczyna wyć i zawodzić, jednocześnie rozrzucając rzeczy wokół siebie
31 - 40 – cofa się i ucieka, aby skryć się pod jakąś szafką, pojękując żałośnie
41 - 50  – stoi dalej nieruchomo, jakby zgłupiał, a z gęby wycieka mu ślina
51 – 60 – kiwnie głową, tępo wpatrując się w błyszczącą czarownicę
61 – 80 – ukłoni się i wróci do dalszego grzebania w skrzyni
81 – 99 – kłania się nisko i niepewnie podchodzi do czarownicy


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Poddasze [odnośnik]12.11.20 0:53
The member 'Forsythia Crabbe' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 20
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Poddasze Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poddasze [odnośnik]14.11.20 0:08
Wren profilaktycznie nie poruszyła tematu aktówki. W ogniu chwili wydawał się zbyt abstrakcyjny, zbyt nieważny, by poświęcić mu choćby krótką myśl; przewodziło nią teraz pragnienie jak najszybszego pozbycia się tego okropnego zwierzęcia. Skoro w progu swych drzwi miała już Forsythię, musiała wykorzystać ją prędko i sprawnie. Na dźwięk złośliwego powitania odparła jej jedynie sugestywnym spojrzeniem, zanim obie pokryły się fałdem wielotygodniowego kurzu. W uszach dźwięczało im skrzypienie starych desek, suchych, ciemnych, gdzieniegdzie popękanych, ale nie na tyle, by uwięzić ich stopy w nieeleganckim wypadku. I o ile z nieporządkiem można by bardzo łatwo się uporać, Azjatka nie ryzykowała ostatnio żadnym zaklęciem; poprzednia tego typu próba spełzła na niczym, gdy postanowiła ogarnąć otoczenie zwykłym chłoszczyściem. Ghul zaniósł się wówczas okrutnym wyciem. Płakał, drapał, wierzgał i niszczył na swojej drodze wszystko, co tylko mógł znaleźć - dlatego część cenniejszych skrzyń już wcześniej opuściła poddasze wiązkami zaklęć, które jeszcze bardziej rozjuszyły szkodnika. Ale musiała je stamtąd wydostać, choćby tylko dlatego, by chronić przed jego łapskami rodzinne tajemnice i skarby. Oby tym razem, na metody specjalistki w swej dziedzinie, ghul zareagował rozsądniej. W innym wypadku - cóż, trudno, skończy w misce jej dobermana. Zdarza się.
- Ciężko zaoferować zrozumienie czemuś, co demoluje twoje własności. I cuchnie - skwitowała twardo, przekonana, że żaden szanujący się, logicznie myślący czarodziej nie próbowałby pozbyć się darmozjada za pomocą siły miłości czy empatii. Winna była zadziałać tu siła, lodowata kategoryczność, lecz ten gagatek wygrywał każdą z pomniejszych bitew - a teraz niebezpiecznie zbliżał się do wygrania wojny. Nie mogły mu na to pozwolić. - Weź go sobie, proszę bardzo. Nic nie ucieszy mnie tak bardzo jak jego widok u boku nowej przyjaciółki - oparła, uśmiechnąwszy się kwaśno. Crabbe nie miała pojęcia na co się pisała. Niezliczone nieprzespane noce piętrzyły się efektem w jej ciele niczym stos pergaminów prac domowych w czasach Hogwartu, nieodrobionych jeszcze papierzysk zalegających na sobie z ciężarem odpowiedzialności, której wcale nie chciała ponosić. Nie inaczej było z tym parszywym wytworem magicznej ironii.
Teatralnym gestem wskazała Forsythii wnękę prowadzącą do środka pomieszczenia - było teraz jej sceną. Deską jej własnego teatru, każdy gest odsłaniał natomiast kurtynę przedstawienia, tego przedziwnego, fantazyjnego spektaklu roztoczonego przed oczyma uhonorowanej na widowni Azjatki. Usłyszawszy słowa kobiety, Wren zmrużyła oczy i zerknęła przez szparę pomiędzy drzwiami a framugą, dostrzegając jedynie urywek tragikomedii niezapowiedzianej przez żaden chór.
- Na Salazara, znowu to robi - jęknęła żałośnie. Ghul bawił się w ten sposób już wcześniej, wywracał skrzynie, wysypywał z nich zawartość i przebierał wśród delikatnych materiałów, drogich naszyjników i spinek, próbował nawet dostać się do zabezpieczonego zaklęciem sztyletu jej dziadka, choć na tym zadaniu poległ doszczętnie. Nie mógł mierzyć się z magią obronną - ku absolutnej uldze nowej właścicielki rodzinnych, historycznych pozostałości. Nie zmieniało to jednak faktu, że widok kolejnej frywolnej igraszki szkodnika sprawiał, że ze złości czerwieniały jej policzki, a dłoń instynktownie zaciskała się na różdżce umieszczonej w kieszeni purpurowej podomki. Przepełnione urazą oczy zwróciły się w kierunku Forsythii, gdy ta na moment opuściła boks poddasza, przywołując nad swoją głową znaną im obu inkantację. Była wspomnieniem. Dowodem spotkania po latach, zaczątkiem wątłej wciąż więzi, znajomości, która być może znów nie przetrwa próby czasu. - Tobie też odebrało zmysły? - zapytała karcąco, nieświadoma planu panny Crabbe. Skąd mogła wiedzieć, że samozwańczemu cesarzowi należy przedstawić księżniczkę? - Co ty wyprawiasz? - widząc uniesioną ku górze dłoń ściszyła głos, choć ten wciąż brzmiał ostro, wymagająco. Chciała wiedzieć. Na Merlina, przecież chodziło tu o spokój jej przyszłych nocy! Towarzyszka nie zaoferowała jej jednak odpowiedzi, więc jedynym, czym Wren mogła się zająć, było przypatrywanie się tej osobliwej rozgrywce poprzez wcześniej odnalezioną szparę w drzwiach.
Dzień dobry, a potem tylko ryk. Donośne, przeraźliwe wycie i ogromne łzy spływające po pomarszczonych, szarych polikach. Zwierzę załkało posępnie i rzuciło się dokufra, wyrzucając z niego wszystko, co tylko pochwycić mogły brudne łapska; tworzył karuzelę materiałów i tkanin, szastał nimi bez opamiętania, próbując zakopać się w twardym dnie kołyski. Uchwycił też spinkę zwieńczoną głową feniksa i próbował cisnąć nią w Forsythię, końcem ostrym, niebezpiecznym - celował jednak na ślepo, istniała więc szansa, że jej nie trafi. Oczy Wren rozwarły się szeroko w wyrazie rozpaczy; bardziej niż cokolwiek innego interesowały ją losy zbezczeszczonych przez niechcianego lokatora przedmiotów.
- Forsythio, zróbże coś, uspokój go - syknęła głosem wciąż cichszym niż normalnie, choć wyczuć w nim można było wątłą, niemal niedosłyszalną melodię paniki. Nie było powodu do jej ukrycia. - Nie macie na to jakichś procedur, protokołów, metod? Złap go jakoś, obezwładnij, bo inaczej nie będę miała czego zbierać - prosiła - kazała? - i przesunęła się w drzwiach, niemal wcisnąwszy się w framugę, by spojrzeć na plecy znajdującej się już w boksie kobiety.

Czy ghul trafił w Forsythię?
k1 - tak
k2 - nie
k3 - spinka wysunęła mu się z dłoni i uderzyła go w głowę



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Poddasze [odnośnik]14.11.20 0:08
The member 'Wren Chang' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Poddasze Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poddasze [odnośnik]17.11.20 14:52
- Wierzę, że ciężko… Ale czasem warto próbować – stwierdziła lekko, choć po tych słowach wywiązało się w jej głowie nazbyt wiele nawiązań. Nie każdy potrafił wybaczać, a jeszcze mniej było ludzi potrafiących zaakceptować czyjeś wady. Wiele osób szukało w innych doskonałości, a raczej odbicia wyobrażenia tego jak postrzega się kogoś oraz siebie, tego idealnego odbicia. Ideału zgodnego z tym, co mieli w głowie i wbrew pozorom nie tyczyło się to zaledwie związku – partnera, miłości. Chodziło też o prozaiczne znajomości, niekiedy chwilowe. Jednak w tej chwili w głowie Forsythii utkwił obraz jej ojca, który nie potrafił jej w pełni zaakceptować. Czy była dla niego przez te wszystkie lata upokorzeń takim ghulem? Grzebiącym w rodowej skrzyni, rozrzucającym każdą cenną tradycję. Czy również cuchnęła w ten sposób? Smród zniewagi, wielu uczuć tak mieszających się w szale i jeszcze ten brak koncentracji na wykorzystywaniu logiki. Tak ją postrzegał ojciec? Potrząsnęła głową z westchnieniem. Przecież sama była taką hipokrytką, spoglądała na starego Crabbe’a w ten sposób i nie potrafiła mu wybaczyć tego, na co pełnych dowodów wciąż nie miała. – Smród można zmyć – mruknęła pod nosem, ledwo słyszalnie. Zabrzmiało to, prawie jakby wierzyła w drugie szanse i nadstawianie kolejnego policzka… ale czy wierzyła? Chciałaby na pewno zarzekać się, że nie, jednak gdy brała pod uwagę swoje życiowe wybory, to niestety wszystko mówiło samo przez siebie.
Uśmiechnęła się pod nosem, na myśl zaadoptowania ghula, ale pozwolić sobie na to nie mogła. Istniały specjalne miejsca dla tych stworzeń, gdzie nikomu nie naprzykrzałyby się, tam też było ich miejsce i tam dostarczyć go miała panna Crabbe, aby dostać swoją wypłatę od Ministerstwa. Nie widziała sensu w brutalnym powstrzymaniu stworzenia, nie chciała dodawać mu kolejnej traumy i tak było wystarczająco poturbowane przez życie. Chciała podejść do tego w sposób pokojowy, a gdy byłaby dostatecznie blisko, miała w zanadrzu kilka zaklęć, które uśpiłyby stworzenie i je spętały, do czasu transportu w odpowiednie miejsce.
Widząc reakcję stwora, Forsythia zmarszczyła lekko brwi, a gdy tylko spinka przemknęła tuż obok niej, ze spokojem prześledziła wzrokiem tor jej lotu, zatrzymując się w miejscu, w którym opadła tuż przy drzwiach. Zbywając komentarze panny Chang, zaczęła kierować powoli swe kroki do ghula, który w rozpaczy naciągnął na psyk jakąś kolejną, cenną szmatę. Podchodząc jak do dziecka, próbowała uciszyć potwora, starając się jednocześnie stanowić dla niego jak najmniejsze zagrożenie. Emanując spokojem i niestrudzenie brnąć do przodu. Kroczyła, uchylając się przed kolejnymi, lecącymi przedmiotami. W końcu, gdy znalazła się dostatecznie blisko, ghul był już zaplątany w materiały na tyle, by krępowały jego ruchy. Stoicko i bez pośpiechu przesunęła dłońmi po okrytej szmaragdem głowie, a stworzenie zamilkło – czy to z niepokoju, czy zdziwienia. – Nic ci nie grozi, spokojnie – jej głos był miękki, zupełnie jakby słowa były kierowane do kogoś znacznie milszemu jej sercu. Czy na tym polegało oswajanie? Być może. Ghul wpatrywał się tępo wielkimi oczętami w twarz czarownicy. Po jego pysku ściekała ślina, brudząc materiały. Przestał wyć, a jedynie wsłuchiwał się w dźwięk jej głosu, aż w końcu wydobywając łapę spomiędzy fałd ubrań, zaczął macać niebieski rękaw sukni panny Crabbe. Najwyraźniej ghul był chyba amatorem mody…
Gdy stworzenie było skupione na jej lewym rękawie, prawą ręką wyjęła bardzo powoli różdżkę i nie czekała na dalsze afekty od stwora. - Animal Somni – pochyliła się w kierunku ghula, szepcząc inkantację, a ten odpłynął do krainy Morfeusza, zabrany w ten rejs zaklęciem. Westchnęła ciężko, przyglądając się drzemiącemu ghulowi, który opadł na jej ramiona. Dźwignęła go, kładąc na podłodze, tak aby nie zbudzić go ze snu. Wydał jej się straszliwie smutny, tak usilnie próbował być piękny. Co przemawiało za jego zachowaniem? To ludzkie spojrzenie, choć może z lekka upośledzone, wniosło w jej myśli nietypowe wnioski, których raczej wolała nie uzewnętrzniać. Rozejrzała się po przestrzeni wokół w poszukiwaniu czegoś, w czym mogła zamknąć stwora na czas transportu do odpowiedniego biura. Może ta skrzynia, w której grzebał? Zerknęła w kierunku drzwi pytająco doszukując się tam panny Chang.

| Tu rzuciłam na oswajanie, żeby podejść.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Poddasze [odnośnik]18.11.20 22:12
Myśli Forsythii spłynęły na obcy Wren tor. Niezrozumiały, zbyt odległy, abstrakcyjny - o którym mogłaby porozmawiać, zagłębić się w niego, jeśli towarzyszka ubrałaby swe dywagacje w werbalną melodię. Ghul nie wzbudzał w niej bowiem żadnych wspomnień. Nie prowokował do rozmyślań, do skojarzeń, do melancholii; ot, widziała w nim jedynie przyziemnego szkodnika, którego z mieszkania należało pozbyć się jak najszybciej - po prostu. Być może wynikało to ze zmęczenia jego obecnością: stworzenie wyło nocami, zanosiło się płaczem, tęsknotą do czegoś niewypowiedzianego, niestworzonego, jednocześnie pozbawiając lokatorkę godzin zasłużonego ciężką pracą snu. Przeklinała go w myślach, przeklinała go na głos, tępo wpatrując się w sufit i marząc o tym, by na ziemię spadł meteor, przygniótł swym ciężarem całą kamienicę, jednocześnie obracając w proch to chore jestestwo. Razem z nią, z całą Pokątną - nieważne, potwór zmęczył ją na tyle, by wszystko wokół siebie mogła poświęcić, obrócić w nicość.
- Mówiłaś coś? - spytała cicho, na tyle cicho, by nie zaalarmować ghula o swej obecności, gdy zbliżały się do drewnianego boksu służącego za jego małe imperium. Nie dosłyszała komentarza Crabbe, zbyt zaaferowana perspektywą pozbycia się szkodnika ze swego testamentu, z naręcza przedmiotów, które stanowiły solidną część spadku po chińskiej części najbliższej rodziny.
Później przyglądała się tylko zabiegom kobiety. Temu, jak w niezrozumiałym dla niej schemacie gestów i dźwięków zmusiła stworzenie do zniwelowania amoku, do uspokojenia się, niemal zaprzyjaźnienia. Zamiast szarpać orientalne materiały, skupił swą uwagę na rękawie Forsythii, oglądał z uwagą wieńczący go mankiet, obracał w brzydkich, pomarszczonych dłoniach, oczy świeciły mu natomiast podekscytowaniem. Zupełnie inaczej zareagowałby na Wren; sam widok jej osoby sprawiał, że zwierzę wpadało w niepoprawną furię - zapewne dlatego, że kilkakrotnie spróbowała wykurzyć go ze strychu siłą. Fizyczną, magiczną, jakąkolwiek, byle tylko wylądował daleko od jej lokum.
- Jak to zrobiłaś? Nagle po prostu przestał wydziwiać - rzekła zdumiona, dopiero wtedy pojawiając się w drzwiach. Starała się nie patrzeć przy tym na bałagan, który pożerał znaczną część składziku; ghul urządzał sobie tutaj wszelkiego rodzaju zabawy, z jej własności tworzył królestwo na miarę swych marzeń, spełniał je, kolorował tym, co odnalazł w szafach i skrzyniach pod stertą kurzu zapomnienia - które zapomnieniem przestało być w momencie, w którym ktoś odmówił jej dostępu do tychże zabytków. - Możemy zamknąć go w skrzyni, zabezpieczymy ją magicznie. Nawet jak się obudzi, nie będzie w stanie zwiać do innego ducha Merlina winnego mieszkania - zaproponowała, dłonią wskazując na opustoszały kufer, którego wieko pozostawało otwarte. Jego zawartością usłana była podłoga. Dopiero wtedy z jej piersi mógłby ulecieć oddech ulgi - wiedziałaby, że stworzenie pozostawało pod kluczem, z którym własnymi siłami nie byłoby zdolne sobie poradzić; teraz wciąż istniało ryzyko, że coś rozbudzi tę paskudę, zmusi do następnego napadu agresji, strachu. - Co zamierzasz z nim zrobić? Potem? - zapytała pro forma, wcale nieciekawa dalszego losu pasażera na gapę w jej przybytku; Forsythia równie dobrze mogłaby dokonać na nim natychmiastowej kremacji, spalić go tu i teraz, a potem zapomnieć o zniszczonym istnieniu w aromacie czekającego na nie wina.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Poddasze [odnośnik]20.11.20 13:23
Zignorowała pytanie panny Chang, właściwie ciesząc się, że nie została pociągnięta za język względem swojego stwierdzenia. Musiałaby wówczas krążyć dookoła idei zaprzątających jej umysł, a tego robić nie chciała. Westchnęła więc, oddając się ważniejszej powinności pacyfikowania magicznego stworzenia.
- Urok osobisty – mówiąc to, uśmiechnęła się z lekka perfidnie. Jednak już nie wspominała o zaklęciu srebrnego pyłku, do którego chciała wcześniej nawiązać. – A tak na poważnie, ghule są troszeczkę jak dzieci lub… małe małpki, bardzo ociężałe małpki. Wystarczy spokój i cierpliwość – stwierdziła, wracając spojrzeniem do stwora. Oceniała jego budowę, stan, w jakim się znalazł, próbowała wymyśleć, dlaczego i co go skłoniło do takiego zachowania. Ile było w nim ludzkiego pierwiastka? – Zwykle nie są w stanie skrzywdzić czarodzieja – dodała, choć zakładając po bałaganie wokół i fakcie, że panna Chang napisała do niej, to podejrzewała, iż takie wyjaśnienie nie zadowoli Wren, a może nawet ją lekko zirytuje. Ostatecznie nie przyszło jej nic więcej do głowy, więc już nie kontynuowała tej kwestii. Oceniła skrzynię, a potem kiwnęła głową, ujmując delikatnie potwora w ramiona i niczym małego bobasa ułożyła go obleczonego w materiały, do jego prywatnego łóżka. Potem zamknęła skrzynię, wypowiadając stosowne zaklęcie zabezpieczające zamek i upewniła się, że wieko nie ruszy pod naporem jakiejś siły. – Nie wiem na ile wystarczy mu powietrza w tej skrzyni ani ile będzie spał... – zamyśliła się na głos, a zaraz potem spieszyła z odpowiedzią na pytanie Wren. – Zaniosę do Ministerstwa, gdzie przeniosą stworzenie do odpowiedniej placówki. Chociaż… chciałabym wierzyć, że tak się stanie, to przy obecnym bałaganie mogą wypuścić go do jakiegoś lasu w pobliżu Londynu. Niemniej jednak pieniędzy nie dostanę, jeśli nie przedstawię go przełożonemu – ostatnie zdanie dodała z rozbawieniem, ale również jakimś rodzajem bólu. – Nie pracuję na co dzień w biurze do relokowania ghuli, więc jest to swoista… hm… niespotykana niespodzianka, toteż muszę mieć dowody na wykonaną pracę – stwierdziła bardziej chłodno. – Może gdybym lepiej kłamała, to nie musiałabym się tak im spowiadać – przewróciła oczami, w końcu wstając z kucek. Machnęła różdżką, wypowiadając stosowną inkantację, a skrzynia z ghulem zaczęła lewitować i kierować się do drzwi prowadzących z poddasza. Obrzuciła pomieszczenie wzrokiem, a potem zerknęła na Wren, jednak nie skomentowała bałaganu, jakie poczyniło magiczne stworzenie. – Mogę ci pomóc posprzątać, jeśli chcesz – zaoferowała się, ale nie poczekała na odpowiedź. Zamiast tego skierowała się w dół i miękko postawiła skrzynię przy schodach, stawiając na pierwszym miejscu swoje pracownicze obowiązki. Sięgnęła po teczkę z papierami i zaczęła wypełniać stosowne formularze, opisując, co się wydarzyło, jak doszło do ujęcia magicznego stworzenia oraz jakich dokonało zniszczeń. Dodała także krótki opis zachowania stwora, o których wcześniej wspominała panna Chang. Gdy skończyła, podsunęła papiery ku właścicielce domu. – Poproszę o dwa podpisy, jeden w prawym dolnym rogu, zaś kolejny trzy strony dalej w połowie dokumentu. Możesz również przeczytać, co napisałam o zniszczeniach, jeśli chcesz coś jeszcze dodać, mogę dopisać. Ministerstwo czasem zwraca pieniądze za uszkodzony dobytek – była w tym wszystkim straszliwie urzędnicza, niemal jakby próbowała stać się tym lodowatym trybikiem biurokracji, pomimo przyjemnej atmosfery zacisza panny Chang. Zmarszczyła brwi nieznacznie, przyglądając się przestrzeni i mogłaby przysiąc, że na odzieniu Wren dostrzegła jaką szczecinę, bynajmniej ghula. – Masz psa? – wyrwało się z jej ust, nim zdążyła przemyśleć pytanie.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Poddasze [odnośnik]20.11.20 21:40
Spokój i cierpliwość - czyli przepis na wszystko, co w sobie zatracała, gdy na horyzoncie pojawiało się to pokraczne, wynaturzone stworzenie. Poddawał ją próbie większej i poważniejszej niż większość ludzkiego elementu o niepowalającym ilorazie inteligencji, wywoływał w niej na wokandę najgorsze z cech; podnosiła przy nim głos, groziła, choć stwór niewiele robił sobie z jej słów, jedynie obrzucając ją kaskadą ostrych przedmiotów, które na wypadek jej objawienia gromadził w ulubionym kąciku. Azjatka westchnęła zatem ciężko, nieco zrezygnowana.
- Nie lubię dzieci i nie lubię małp - skwitowała twardo, w głębi duszy absolutnie wdzięczna Forsythii za jej sprawną interwencję. Poszło bowiem szybko, ghul drzemał już na podłodze, obtoczony drogą szatą, obśliniony, lecz przynajmniej cichy; z dwojga złego wolałaby nawet, by chrapał, niż tak donośnie zawodził całymi nocami. Wtedy jednak, gdy ona kładła się spać, stworzenie budziło się do życia, wygrywało koncerty, wyśpiewywało serenady wszelkiej maści, a to znaczyło, że współegzystować po prostu nie mogli. Wren powiodła krytycznym spojrzeniem dokoła, oceniając szkody; narobił ich sporo, ale większość mogła naprawić działaniem zaklęć czyszczących. Gorzej będzie z usunięciem ghulego odoru. - Zwykle. Cóż, nie widziałaś go w akcji, to, co zaoferował tobie, to nawet nie namiastka jego zwyczajnego zachowania - mruknęła bez entuzjazmu, niechętnie wspominając każde starcie z lokatorem na gapę. Z ulgą obserwowała przynajmniej jego dryf w ramionach Forsythii w kierunku wnętrza skrzyni; Crabbe ułożyła go na dnie i inkantacją zabezpieczyła wieko, tym samym na dobre niwelując problem, który spędzał jej sen z powiek przez tak długi czas. Czarownica nie kryła zadowolonego uśmiechu wpływającego na usta; obdarzyła nim towarzyszkę i odetchnęła z wyraźnym wytchnieniem, podekscytowana myślą, że tym razem uda jej się przespać całą noc. A jeśli zwierzęciu w kufrze przyjdzie się udusić, trudno.
- Gdybyś umiała lepiej kłamać, wcale nie musiałabyś tam pracować, ani tym bardziej ganiać za bezpańskimi ghulami - odparła już swobodniej i wzruszyła ramionami; dla uważnego odbiorcy niejako uchyliła rąbka tajemnicy, że o kłamstwie wiedzieć - wiedziała, całkiem nawet sporo, lecz dyplomatycznie nie rozwinęła tematu. Nie było to w jej interesie. - Zanieś go gdzie chcesz, tylko wróć. Obiecałam ci wino - przypomniała. Ta okazja rzeczywiście wymagała toastu - jednego, dwóch bądź siedmiu, na poczet spokojnego odpoczynku w świetle księżyca, w towarzystwie cichego pochrapywania Yuana, który w końcu przestanie warczeć na szkodnika panoszącego się na piętrze wyżej.
- Nie trzeba. Uwinę się z tym magią, zanim zdążysz wrócić - wspólne sprzątanie miałoby sens gdyby zamierzały się na nie ze ścierką i miotłą, tak jednak różdżka była w stanie problem zniwelować znacznie szybciej, sprawniej i z pewnością dokładniej. Wren skrzywiła się lekko, spoglądając przez ramię na bałagan pozostawiony na strychu. - Ale bez prania się nie obejdzie. Nosił się w pamiątkach po moich dziadkach, niektóre z nich są starsze niż oni sami - westchnęła niby to obojętnie, choć oczy zaskrzyły się zadrą. Miała nadzieję, że uda jej się odratować te materiały. Stare suknie, tradycyjne, chińskie kreacje, męskie i żeńskie; ich strata, w jej mniemaniu, byłaby równa utraceniu kawałka historii, którą dopiero w sobie odkrywała.
Zeszły na dół wraz z lewitującą w powietrzu skrzynią, na którą Azjatka nie miała ochoty zerkać. Jej wzrok utkwiony był teraz w plecach Forsythii, nim ta odwróciła się i sięgnęła po pozostawioną wcześniej aktówkę wypełnioną niezbędnymi dokumentami.
- Na pewno napisałaś dobrze - stwierdziła poważnie, podpisy stawiając w miejscach wyznaczonych przez kobietę - ale mimo wszystko przeczytała wszystko, co panna Crabbe podsunęła jej do weryfikacji. Nie ufała papierom urzędniczym. Nie ufała też ludziom, zawsze podwójnie sprawdzając to, pod czym przyszło jej kreślić litery swojej tożsamości; nawyk być może niekulturalny, ale niechybnie przydatny. - Dobermana. Będzie w innym pokoju, jeśli nie przepadasz za psami - wyjaśniła, pewna, że Yuan nie zrobiłby krzywdy jej gościowi bez wyraźnego polecenia; gusta były jednak różne i niektórzy po prostu czuli się swobodniej, gdy w pobliżu nie kręcił się wychowany w krwiożerczości czworonóg. - Mam też niuchacza, znalazłam ostatnio na ulicy - stworzonko wciąż było malutkie, ledwo ruchliwe, ale na mleku poleconym przez Philippę powoli nabierało sił. - Pokażę ci go, jeśli będziesz chciała.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Poddasze [odnośnik]22.11.20 15:43
Uśmiechnęła się półgębkiem, ciesząc się, że ominęły ją ekscesy, jakie ghul zaprezentował pannie Chang. Chociaż z drugiej strony może nabrałaby dzięki temu jeszcze większej wiedzy względem tych przedziwnych stworzeń. Przypadek stwora, odziewającego się w piękne ozdoby i materiały był sam w sobie fascynujący. Oczywiście, mogło się to wiązać z instynktem podobnym do sroki, ale co jeśli w tym małym móżdżku tliły się myśli pochodzenia czegoś znacznie bardziej eterycznego? Często stawiano pytanie, czy zwierzęta mają duszę, ale właściwie gdzie zaczynał się podział na stwora i czarodzieja. Jak to się miało w kwestii olbrzymów, centaurów, skrzatów domowych czy feniksów? Takie pytania, Forsythia winna zostawić dawno za sobą, szczególnie jako magizoolog pracujący na zlecenie Ministerstwa, lecz… nie mogła, coś wewnątrz niej kazało poddawać takie zagwozdki pod rozważania.
- Słucham? – skrzywiła się, marszcząc brwi i przyglądając się dosyć oceniająco pannie Chang. – A uważasz, że co mogłabym wtedy robić? – dodała, rozluźniając mięśnie twarzy, lecz wciąż wpatrywała się ciemnymi oczami w Azjatkę, zastanawiając się, co też ją naszło na takie stwierdzenia. Oczywiście, praca dla Ministerstwa nie była łatwa, zresztą Forsythia zawsze pragnęła czegoś więcej, mogłaby błądzić po świecie w poszukiwaniu nowych magicznych stworzeń, poznawać kultury i badać to, co nie zostało jeszcze tknięte niczyją różdżką. Życie jednak lubiło pleść własne scenariusze, niezależne od marzeń i pragnień, a Sythii pozostawało jedynie dopasowywać się do nich, próbując ugrać jak najwięcej względem własnego szczęścia. Praca - jakakolwiek - była dla niej satysfakcją, pewnym rodzajem niezależności. Choć na początku stażu spierała się wraz z ojcem, komu winny tak naprawdę przypaść pieniądze z jej zarobku. Musiała wielokrotnie tłumaczyć mu, często krzykiem, że były to jej pieniądze, miała do nich prawo. Chciał jej uzależnienia i braku samodzielności z jednoznacznym rozwojem odpowiedzialności, za to nienawidziła go chyba najbardziej, ale miała w sobie na tyle siły, by walczyć o swoje, więc tak naprawdę była niesamowicie dumna ze swego miejsca pracy i tylko dlatego lekkie zdenerwowanie wdarło się w jej spojrzenie na słowa Wren.
- Wrócę, ja zawsze wracam – stwierdziła pewnie, bo właściwie nie było w tym przekłamania. Wracała nie tylko z obowiązku, ale też do brzydkich i złych nawyków czy złudnych idei. Lubiła zataczać koła, poszerzając orbitę, po której kroczyła. Ułudę wolnych wyborów w swoim życiu.
- Moja kuzynka wyręcza się w takich przypadkach skrzatem domowym. Co prawda mam pewne obiekcje względem ich wykorzystywania, ale potrafią zdziałać cuda, może powinnaś sobie takiego sprawić? – napomknęła względem prania. Prawda była taka, że skrzaty domowe były niesamowicie produktywnym stworzeniami, zdolnymi do niesamowitych czarów. Porządkowały domostwo szybciej i wydajniej niżeli jakakolwiek zatrudniona sprzątaczka, a także – nie wiedzieć skąd – miały własne sposoby na takie sytuacje jak, chociażby prześmierdnięte, stare i cenne szaty.
Westchnęła lekko przyglądając się jak Wren stawia podpisy, uprzednio analizując treść papierów. Ceniła właściwie osoby, które faktycznie czytały, co było nań zapisane – większość przelatywała przez nie wzrokiem bez zainteresowania, aby tylko załatwić sprawę jak najprędzej i oddalić się od urzędu. Zwykle starała się być uczciwa i dopominać petentów o doczytanie wszelkich aneksów, ale zdarzały się też sytuacje, że z czystej złośliwości i przez zszargane nerwy, już nie przypominała o ponownym sprawdzeniu dokumentacji. – Naprawdę panno Chang? – zapytała z lekkim rozbawieniem. – Uważasz, że ja mogłabym nie przepadać za psami? – parsknęła, kręcąc głową z niedowierzaniem. Rzadko ktokolwiek stawiał przed nią tak śmiałe tezy, szczególnie że kochała zwierzęta wszelkiej maści i choć starała się zachować profesjonalne podejście w pracy, tak prywatnie rozpływała się nad urokiem każdej takiej istoty, często kończąc np. z czyimiś kugucharami w ramionach, spędzając z nimi więcej czasu niżeli z właścicielem. – Niuchacza, powiadasz… - odruchowo sprawdziła, czy biżuteria na jej dłoniach wciąż się tam znajdowała, a zaraz potem mimowolnie sięgnęła do ucha przesuwając, palcem po srebrnym kolczyku. – Chętnie – stwierdziła lekko i odebrała od panny Chang papiery. Przekartkowała je jeszcze raz dla upewnienia się, że wszystko było w porządku, a potem spojrzała znów na skrzynię, wzdychając ciężko.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Poddasze [odnośnik]22.11.20 18:07
Co mogłabym wtedy robić? Słodkie, niewinne pytanie wygięło jej wargi w ledwo dostrzegalnym uśmiechu. Wznieciło spod warstwy kurzu wspomnienie łzawej historii i starego uczonego. Uczonego, który zawierzył, zapłakał, w jej dłonie wciskając szklaną fiolkę wypełnioną proszkiem - pyłem meteorytu, najczystszego, jak się później okazało, okazu tak rzadkiego, że zainteresowało się nim stowarzyszenie brytyjskich astrologów, chętne odkupić potężny okaz za niemałą, wielu przyprawiającą o zawroty głowy kwotę. Ufał, że zapewniał jej nowe życie. Start po paśmie tragedii, niepowodzeń, kataklizmów i cierpienia; poświęcił najistotniejsze okrycie swej naukowej kariery, by młodą dziewczynę pchnąć w objęcia przyjaznego przeznaczenia. Okłamała go. Każde ze słów opuszczających jej usta było fałszem, utkaną z nicości historyjką pozbawionego znaczenia istnienia, tylko po to, by wyłudzić od niego to cenne znalezisko. Sprzedać temu, kto kupiłby je najdrożej. To właśnie oferowało kłamstwo - jednak nie zamierzała opowiadać tej historii Forsythii, jeszcze nie dziś. Nie wykazywała potencjału. Ograniczała się ramami nudnego, ministerialnego żywota, postępując wedle ustalonych przezeń reguł, tańcząc tak, jak jej zagrano. Może pewnego dnia. Pewnego urokliwego, upojnego dnia otworzy przed nią tę bramę; jeśli zasłuży.
- Co tylko sobie wymarzysz - wyznała więc cicho, enigmatycznie, na moment wodząc palcem po plecach kobiety - lecz jej dotyk odszedł prędko, pozostawił po sobie jedynie widmo ciepła i niespełnionej obietnicy. Mogła rozbudzić w Crabbe ciekawość, głód, podobnie jak te same uczucia rozbudzała w niej Deirdre - równie dobrze jednak mogła rozbudzić nic. Nie wykluczała myśli, że Forsythia była zbyt związana żelaznym łańcuchem z przyziemnością, pozbawiona kreatywności, instynktownego działania na zmianę kierunku porywistego wiatru; patrzyła na nią przez pryzmat otumanionej księżniczki i pełnej opowieści urzędniczki. Przynajmniej teraz.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak drogie są skrzaty? - spojrzała na nią w niezrozumieniu, w zdumieniu; na podobne przyjemności mogli pozwalać sobie arystokraci z każdej strony otoczeni złotem i brylantem - nie ona. Zbyt nęcił ją, zresztą, widok pełnej skrytki, by zechciała wykorzystać znaczną jej część na zakup stworzenia, które czyniłoby tyle, ile czynić mogła różdżka w sprawnych dłoniach. - Musiałabym pracować na niego chyba do samej emerytury. Na starość, cóż, mógłby mi się przydać, ale sprzątania potrzebuję teraz - westchnęła, machnęła na to jednak ręką, pozostawiając kwestię porządków na później. Forsythii na pewno chwilę zajmie transport kufra z ghulem do Ministerstwa, ten czas z kolei Wren planowała wykorzystać na rzeczywiste ocenienie strat i wyłuskanie wszystkiego, co byłaby zdolna odratować. Dziury w materiałach mogła zacerować, choć jej krawiectwo odbiegało znacznie od profesjonalnych usług; starczyłoby jedynie na mniej skomplikowane naprawy.
Naniosła czytelne podpisy do rubryk wskazanych przez Forsythię i z pomrukiem zadowolenia oddała jej pióro, odsuwając się od dokumentacji - i, co najważniejsze, od skrzyni, w której rozkosznie drzemał niweczący jej senne podróże potwór. Na dźwięk pytania kobiety przechyliła głowę do boku, lekko, gołębio, kącik ust unosząc w kolejnym uśmiechu. Trochę już kwaśnym, nieco złośliwym, ale i takim, do którego panna Crabbe winna być już przyzwyczajona.
- Za psami, które są w stanie cię zabić, też przepadasz? - podjęła z ochotą, ciekawa reakcji Forsythii. Kochała faunę, dbała o nią, to jasne, jednak w mieszkaniu Wren znajdował się wyuczony w swym zadaniu morderca. Nie kanapowiec, którego należało głaskać, gdy tylko sapnął w niezadowoleniu, w braku atencji. - Rozszarpać gardło, przedrzeć się przez skórę kłami, aż do samego mięsa? Yuan jest moim obrońcą. Dodatkowym, bo bronić umiem się sama, ale czasem miło popatrzeć, jak ora komuś łydkę - przyznała znów teatralnie, niby to beztrosko, wzruszywszy ramionami. Prowokowała, tylko dlatego, by lepiej poznać swoją towarzyszkę: pragnęła nauczyć się jej reakcji, przedrzeć przez kurtuazję i dotrzeć do prawdziwej twarzy skrywanej za profesjonalizmem, za cieniem ich pierwszego spotkania. - W takim razie pokażę ci go jak wrócisz. Leć już. Zanim ten gagatek się obudzi - ze wstrętem wskazała na kufer, odwróciła się też na pięcie, bez kolejnego słowa wspinając z powrotem po schodach na strych. Jak zapowiadała, musiała zająć się pozostawionym na pamiątkę rozgardiaszem.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Poddasze [odnośnik]22.11.20 23:43
Przekrzywiła lekko głowę, a potem zerknęła na chwilę przez ramię, właściwie nie wiedząc do końca co myśleć o zagadkowym geście czarownicy. - Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny, panno Chang – stwierdziła równie tajemniczo, mając wrażenie, że w tej chwili rozchodziło się o coś więcej niż kłamstwa. Przejechała się dostatecznie na kłamstwach własnego ojca, które motały ją w kłębku pajęczyny, jaką uplótł w jej życiu. Czy kiedykolwiek poddawała wątpliwości swoją rzeczywistość, w jakiej żyła? Jeszcze pół roku temu odpowiedziałaby „nie”, ale teraz… Westchnęła przeciągle, wwiercając obcas w podłogę w swoim charakterystycznym odruchu. Może niezbyt eleganckim, niestety nie potrafiła nad tym nigdy zapanować.
- Nie są, aż tak drogie – wzruszyła ramionami. Jej rodzina wielokrotnie rozważała zakup skrzatów domowych, jednak do realizacji pomysłu, póki co nie doszło. Choć jeszcze w dzieciństwie mama Sythii dopominała się o skrzata, uznając pokojówki za mało wydajne w porównanie do jej służących z rodowej siedziby Blacków. – Poza tym mogłabym załatwić ci zniżkę – dodała mimochodem, mimowolnie naśladując ton Wren. Kolejny brzydki nawyk. – Przesadzasz, właściwie od kwietnia… - zawahała się na chwilę, wspominając wydarzenia rozgrywające się w tamtym okresie. – Od kwietnia wpłynęło wiele papierów odnoszących się do rejestracji skrzatów. Cóż wielu pracowników zniknęło i nie ma rąk do pracy, więc czarodzieje nabywają skrzaty – westchnęła przeciągle, zastanawiając się, czy przypadkiem takich informacji jednak nie powinna zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Z drugiej strony nie były to tajne informacje, a raczej powszechne, być może mogłyby stanowić pomoc dla panny Chang w podjęciu decyzji.
Forsythia uniosła ponownie brew do góry, z lekka mierząc Wren spojrzeniem, mniej przychylnym niż wcześniej, jednak nie z powodu zagrożenia, jakie mógł stanowić dla niej pies. Bardziej zmartwiła ją wizja tego, co czarownica mogła zrobić z psem, aby go wytresować. Zwykle, gdy spotykała takie osoby, ich podopieczni byli musztrowani drastycznymi metodami, jakich nie popierała w żadnym stopniu. Z każdym kolejnym słowem panny Chang, wzrok Sythii zapełniał się znudzeniem. Nigdy nie rozumiała strachu przed stworzeniami, nawet postawiona przed nudnu czuła ekscytację, ale to wiązać się mogło z brakiem pewnych instynktów samozachowawczych. O wiele gorsi byli ludzie. – Strasz swoim psem osoby, które nie były przeżute przez mantykorę – przewróciła teatralnie oczami i machnęła różdżką, aby kufer z ghulem uniósł się w powietrze. Stwierdziła, że osąd względem opieki nad psem wyda, gdy zobaczy Yuana. Może nie był bity? Być może Wren miała inne sposoby na trenowanie psa obronnego i wcale panna Crabbe nie musiała bać się o stan zwierzęcia. – Mhm, postaram się załatwić to jak najprędzej. Kupię coś jeszcze po drodze – rzuciła, kierując się w stronę drzwi. Co miała na myśli? Kolejny alkohol? A może jakieś przekąski? Sama dokładnie jeszcze nie wiedziała, jednak liczyła, że coś na sklepowych witrynach przyciągnie jej uwagę. – Do zobaczenia, Chang – zerknęła na kobietę po raz ostatni i uśmiechnęła się dziwnie, jakby zwracanie się do Wren po nazwisku dawało jej dziwny rodzaj satysfakcji. Przestąpiwszy próg, udała się do budynku Ministerstwa i tylko w duchu dziękowała Azjatce, że wybrała taką lokalizację zamieszkania, tym samym oszczędziła pannie Crabbe dłuższej wycieczki z lewitującą sypialnią ghula.

| ztx2 :pwease:


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Poddasze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach