Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]13.09.20 18:27

Kuchnia

Oddzielona od salonu szerokim łukiem kuchnia jest pomieszczeniem równie rzadko odwiedzanym przez Friedricha. Meble są proste, zastawa również pozostawia wiele do życzenia, gdyż Schmidt rzadko z niej korzysta. Szafki zajmuje w większości alkohol oraz jedzenie, nad którym nie trzeba spędzać dużo czasu. I jedynie psie miski stojące niedaleko wejścia są cały czas pełne. Kiedyś, Friedrich miał ambicje aby nauczyć się samodzielnie gotować, szybko jednak obróciły się w pył.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Kuchnia [odnośnik]16.09.20 13:57
| przychodzimy stąd

Droga przez Nokturn przebiegła sprawnie. Nic z resztą dziwnego. Dwóch, rosłych mężczyzn. Obaj niebezpieczni w swej prezencji, z dziwnym napięciem między nimi... Nie, nikt nie śmiałby ich zaczepić. Ze ślepego zaułka ruszyli w kierunku domu Wrońskiego. A przynajmniej tak mogło się wydawać do momentu, gdy minęli drzwi do jego kamienicy, kierując się budynku odrobinę po skosie. Jeśli Daniel nie wiedział, gdzie przyszło zamieszkać Schmidtowi, z pewnością nie był tak obeznany, jak Friedrich zakładał. Austriak bez słowa otworzył drzwi prowadzące na klatkę schodową. Dzięki znajomością, był właścicielem całej, niewielkiej kamienicy mieszczącej jedynie jedno mieszkanie, rozbite między dwoma piętrami. Lecz to inna historia.
Do mieszkania wszedł pierwszy. Zapalił światło i przesunął się wgłąb, pozwalając Wrońskiemu wejść do środka. Drapanie pazurów po drewnianej posadzce dobiegło do ich uszu, gdy Otto zechciał z zaciekawieniem się im przyjrzeć. Friedrich podrapał psa za uchem, ten nie podszedł jednak do gościa, darząc go nieufnością. Czarne ślepia przyglądały się każdemu, nawet najmniejszemu ruchowi, jaki przyszło mu wykonać. Nigdy nie był dobrym gospodarzem, dbającym o komfort gości. Prowadzenie konwersacji nie przychodziło mu tak miękko jak ojcu. Był obserwatorem. Podsłuchiwaczem zbierającym odpowiednie informacje.
-Zajmij miejsce przy stole. - Polecił, dłonią wskazując widniejący przez łuk, drewniany stół znajdujący się w kuchni. Miękkie kanapy nie pasowały do sytuacji, przynajmniej na razie. Sam przeszedł przez inne drzwi. Zgarnął kilka papierów, pióro, kałamarz oraz stary dziennik ojca. Ot tak, na wszelki wypadek.
Wrócił do Wrońskiego, stale obserwowanego przez Otto. Odłożył dokumenty na stół, po czym wyjął z szafki dwie szklanki i butelkę popularnego w jego stronach, morelowego sznapsa. One również znalazły się na blacie stołu. Friedrich usiadł naprzeciwko Wrońskiego. Odkręcił butelczynę i rozlał ją po szklankach. Wiedział, że nie obrazi się za brak kieliszków. Upił łyk, po czym ujął jeden z pergaminów. Umoczył pióro w kałamarzu, a zielone spojrzenie skierowało się na twarz towarzysza, prost w identyczną zieleń jego spojrzenia.
- Daniel Wroński, urodzony dwudziestego marca tysiąc dziewięćset dwudziestego dziewiątego. Krwi czystej ze skazą, różdżka dwunastocalowa, drewno cisowe oraz krew reema jako rdzeń. Zgadza się? -Spytał tonem chłodnym, niemal automatycznym. Sprawdzał. Czy zdobyte informacje są prawdziwe. Czy rozmawia z odpowiednią osobą przykrywając sprawę swoimi zawodowymi obowiązkami. - Oficjalnie bezrobotny, nieoficjalnie człowiek do wynajęcia. Zamieszkały na Nokturnie od lat dziesięciu... - Mruczał pod nosem, oczekując potwierdzenia. Szklanka ponownie uniosła się do jego ust. - Co robiłeś osiemnastego maja i dwudziestego siódmego czerwca? - Spytał, zakotwiczając spojrzenie w jego oczach. Daty były przypadkowe. Zapamiętane z opowieści większych akcji, mające nadać rozmowie odpowiedniej iluzji. Sprawdzić informacje. I, jeśli uzna to za stosowne, nakierować rozmowę na odpowiedni tor. Ten, z którego powodu śledził Wrońskiego w ostatnich tygodniach.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Kuchnia [odnośnik]16.09.20 22:36
Szmalcownik w służbie Czarnego Pana.
Co, do cholery?
Niegdyś Wroński łudził się, że zawsze będzie w stanie być wolnym strzelcem. Wyrwał się z domu, nie chcąc już nigdy polegać na nikim, poza sobą. Zdeterminowany i ambitny, postanowił wyrobić sobie pozycję, prowadzić swoje interesy (które były co prawda związane z dyskretnymi przysługami dla bogatszych mieszkańców Londynu, ale świadczone na jego warunkach), wytyczyć własny los w pełni samodzielnie i bez oglądania się przez ramię. Zdarzały mu się wzloty i upadki, pierwsze lata na Nokturnie były szczególnie trudne, ale przyzwyczaił się wtedy do myśli, że musi i może polegać na sobie. Z każdej sytuacji dało się wybrnąć za pomocą sprytu, różdżki, lub pięści. Żył w naiwnym przekonaniu, że jego egocentryczna bańka nigdy nie pęknie, że tak wygodnie będzie już zawsze.
Nie mógłby nawet wskazać momentu, w którym to przekonanie zaczęło słabnąć, gdy wszystko zaczęło się walić. Czy to anomalie po raz pierwszy wytrąciły go z równowagi? Blizna po rozszczepieniu do dziś przypominała mu o tym, jak kruche okazało się jego własne życie, jak bezsilny był w obliczu wybuchu magii - zdany na łaskę przypadku, na łaskę innych. Po tamtym wstrząsie starał się jednak żyć, tak jak zawsze. Dopiero rok 1957 przyniósł niepokojące zmiany. Powtórne spotkanie z Maeve Clearwater, która poruszyła w nim emocje, o które chciał pogrzebać dekadę temu. O której bez przerwy myślał w pierwszych dniach kwietnia, gdy okazała się buntowniczką, dla której był gotów zaryzykować własną skórę, dla której wrócił nawet do znienawidzonego letniskowego domu starego Wrońskiego, dla której był nawet gotów zajmować się przemytem obcych dziećmi i współpracować z (sic!) Kaiem. Znajomość z Frances, kolejną z niewielu bezinteresownych relacji w jego życiu. A także dwie spontaniczne, szalone i zupełnie niepodobne do niego sytuacje, gdy stanął po stronie ściganych szlam zamiast bezpiecznie się ulotnić - albo przeliczyć korzyści, jakie miałby ze zwrócenia się przeciw mugolakom. Dwie znajomości, dwa incydenty - które bez przerwy grały mu w głowie, gdy szedł za aroganckim szmalcownikiem w kierunku swojej kamienicy.
Już pierwszego kwietnia powinien był zdać sobie sprawę, że obecna wojna i wpływy Czarnego Pana są potężniejsze i bardziej wszechobecne niż chciał przyznać. Że pilnowanie własnego nosa może się okazać trudniejsze, niż się spodziewał. Tym bardziej, że - o ironio! - nie pilnował przecież tylko własnego nosa. Wtedy szedłby za Friedrichem bez ukłucia niepokoju w sercu, wtedy prawdopodobnie przywaliłby mu w nos.
Szedł za nim, bo czuł się odpowiedzialny za innych. Co gorsza, nie wiedział właściwie jak to się stało. Przecież obiecał sobie, że nigdy nie znajdzie się w takiej sytuacji. Wymądrzał się nawet przed Frances, że nie chce zakładać z nikim spółki i że woli pracować solo, że nie chce nikomu ufać. Inni zawsze prowadzili do komplikacji.
Na przykład do tego, że jakiś przemądrzały dupek śledził go pod jego własnym domem, że ktoś powoływał się na imię Czarnego Pana, spoglądając mu prosto w oczy. Chciał się trzymać z dala od Czarnego Pana (chyba) i  (chyba) liczył na to, że i on i wojna będą się trzymać z dala od Nokturnu. Od domu.
Nie uśmiechało mu się podążanie za Schmidtem (teraz już zapamiętał to nazwisko) na jego terytorium, ale postanowił kooperować. Przynajmniej na razie. Jeszcze bardziej nie uśmiechało mu się to, że Szwab mieszkał dosłownie naprzeciwko niego. Okrutny przypadek, czy kolejna prowokacja? O jak wiele musiał być podejrzany, że ten typ najwyraźniej wynajął mieszkanie specjalnie po to, by go obserwować?
Wyraźnie nadąsany, usiadł za stołem i nawet nie zerknął na dziwnie wyglądający alkohol. Zamierzał pozostać trzeźwy i nie dawać Fredo...Friedrichowi kolejnych powodów do zaczepek. Poza tym, gra toczyła się o zbyt wysoką stawkę.
Skrzyżował ręce na torsie i osunął się lekko na krześle, w pozornie nonszalanckiej pozie. Może i już tu przyszedł, tak jak Szwab sobie życzył, ale nie zamierzał dawać mu powodów do satysfakcji. Ani zdradzać podenerwowania.
Obrzucił szybkim spojrzeniem plik dokumentów, w tym jakąś książeczkę, która wyglądała na o wiele starszą od reszty. Nie miał jednak możliwości się im przyjrzeć - podchwycił wzrok Schmidta i pozostało mu już tylko patrzeć prosto w jego zielone oczy. Musiał w końcu okazać, że nie ma nic do ukrycia.
Psa zignorował, nie miał ręki do zwierząt. Zanotował jednak w pamięci, gdzie siedzi bydlę i jak jest duże. Jeśli dojdzie do walki, musiał się orientować w terenie.
Liczył jednak, że ze wszystkiego się wyłga.
Uniósł jedną brew, gdy szmalcownik zaczął recytować fakty z jego życia. Miał dostęp do ministerialnych dokumentów rejestracji różdżki?
-Nie bezrobotny, samozatrudniony. - poprawił automatycznie, z lekkim zniecierpliwieniem. Może i musiał tutaj współpracować, ale miał swoją godność i nie był żadnym bezrobotnym! Cholerni biurokraci.
-Mhm. - słysząc pauzę, potwierdził wszystko jedynie chrząknięciem, nie zamierzając Schmidtowi niczego ułatwiać. Zbytnia kooperacja byłaby podejrzana.
Wyprostował się lekko dopiero na wspomnienie pierwszej z dat. Doskonale pamiętał , co wtedy robił, ale... co Frances miała do tego wszystkiego? Drugi z podanych dni wydawał się bardziej losowy, ale przypadał niedługo po całym zamieszaniu w porcie. Przynajmniej Szwab nie wspomniał o nocy dwudziestym piątego ani spędzonym w Dziurawym Kotle poranku kolejnego dnia.
-To przesłuchanie? - burknął ironicznie, wcale nie czując się winnym. -Osiemnastego... wykonywałem zlecenie w porcie - wyjaśnił jak najbardziej ogólnikowo. Port był duży, kręcił się tam również po spotkaniu z Frances, może nikt jej nie widział. W maju jeszcze nie miał ogona, zauważyłby to albo już od dawna siedział w Tower. Nie miał zamiaru zdradzać niczego więcej, w razie czego zasłoni się chronieniem interesów swoich klientów.
-A dwudziestego siódmego siedziałem w domu. - odparł zgodnie z prawdą. Był tak zestresowany, że dzień wcześniej pocieszał się wódką - zaś dwudziestego siódmego leczył kaca jeszcze większą ilością alkoholu i próbował nie myśleć o tym, co robią Kaiowi w Tower.
-Przejdźmy lepiej do rzeczy i powiedz mi, kto rzuca te idiotyczne oskarżenia. - warknął, udając znudzonego i zniecierpliwionego tą grą w kotka i myszkę.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Kuchnia [odnośnik]17.09.20 18:17
Obserwował.
Uważnie każdy, nawet najmniejszy ruch, jaki przyszło wykonać Wrońskiemu. Podejrzenia z zaułku, te o skrywanym przez mężczyznę sekrecie, zdawały się ciągle przebijać do jego umysłu. A może to zwykłe, zawodowe przewrażliwienie? Od lat utrzymywał się z wydobywania informacji oraz sekretów. Zbierał informacje. Sprawdzał. Obserwował. Od niedawna do jego obowiązków doszło tropienie. Wymierzanie śmiertelnych ciosów, by zebrać trupy wymienianie na ciężkie sakiewki złota.
Tym razem szczególnie nie chciał niczego przeoczyć. Chciał go poznać, nim wyciągnie kartę na stół. Nim wyjawi prawdę o wspólnej krwi płynącej w żyłach, opowie historię poznania prawy oraz jego narodzin. Chciał wiedzieć, że będzie tego godzien. Jego uwagi, prawdy oraz czasu i cierpliwości, których dzisiejszego dnia poświęcił mu nad wyraz wiele. Nie zwykł tracić czasu na osoby niepotrzebne, nawet jeśli byli powiązani wspólnym ojcem. Przywykł do życia w samotności, w pewnej izolacji od otoczenia.
Byłby w stanie go zamordować, tego był pewien. Mimo tej samej krwi płynącej w żyłach, mimo dziwnej chęci poznania tych, o których nic nie wiedział… Nie miał na tym świecie nikogo. Pozostał sam, z mglistymi poszlakami dotyczącymi rodziny matki oraz przyrodnich braci. Chciał wiedzieć. Nawet jeśli nie był pewien, do czego ta wiedza doprowadzić. Nie miał innej rodziny, mimo to był gotów zamordować, jeśli będzie do tego zmuszony. Dziwna oschłość od dawna wypełniała jego serce. Zabrała współczucie. Zabrała zainteresowanie. Wojna była jego naturalnym środowiskiem, zwłaszcza jeśli mógł na tym zarobić. Odcinał głowy mężczyzn kobiet i dzieci, widząc w nich jedynie mieszki ze złotem, powoli zapełniającym bankową skrytkę. Pozostawało mu mieć nadzieję, że wysnuta bajka o podejrzeniach nie okaże się prawdą. Los miałby dziwne poczucie humoru, gdyby przyszło mu przelać krew, nim wyjawi prawdę. Nie byłby to jednak pierwszy raz.
Zanotował to, co wyjaśnił Wroński.
Wpierw sprostowanie, dotyczące miejsca pracy, nawet jeśli w jego oczach jawiło się jako zbędne. Ich zawody nie należały do powszechnie akceptowanych. Nie było w nich związków zawodowych, a zwykle przyznanie się podobnej pracy jawiło się z krytką… Bądź dumą w przypadku Friedricha, czynnie oczyszczającego Londyn z podłego szlamu. Postawił plusy przy odpowiednich informacjach, ważąc je w głowie. Był tym, kogo szukał. W dodatku udało mu się zainteresować go na tyle, by był skłonny zdradzić tajemnice. Wpierw jednak obowiązki. Odegranie teatrzyku, by formalnościom stało się za dość.
- Ja, natürlich. - Odpowiedział w ojczystym języku, zmęczony posługiwaniem się prostackim językiem anglików. Brakowało mu w nim dźwięków oraz mocnych głosek. Kolejne słowa skreślił na pergaminie. Następnie uraczył Wrońskiego dłuższym spojrzeniem.
- Ktoś jest w stanie to potwierdzić? Wystarczą imiona i nazwiska. - Nie wierzył na zwykłe, proste słowo. Sam potrafił łgać jak z nut, bez chociażby odrobiny zawahania. Potrzebował świadków, postronnych… Kogoś, kto mógł potwierdzić jego słowa, jeśli miał być wspaniałomyślnie oczyszczony z zarzutów… Bądź znajdzie ich sam, jeśli będzie trzeba. Zacięcie na jego twarzy wskazywało, że nie odpuści, póki nie sprawdzi jego słów.
Szklanka powędrowała do ust Austriaka, który upił z niej niewielki łyk.
- Oskarżenie było anonimowe. A każde oskarżenie względem czystokrwistych mam w zwyczaju sprawdzać. Dogłębnie. - Odpowiedział krótko, lakonicznie. Jedynie tyle, ile Wroński powinien wiedzieć. To, że cała sytuacja była blefem, mającym doprowadzić ich do tego momentu winna pozostać tajemnicą. Chociaż… Kto wie, może sprawdzi go dokładniej, dla własnej satysfakcji? Nie podjął jeszcze decyzji.
Zielone spojrzenie wróciło do pergaminu, jakby wyszukiwał w nim tego, co mogło mu umknąć.
- Pozostaje jeszcze jedna kwestia… - Zaczął, nie odrywając od niego spojrzenia. - Wiem, że Wroński nie jest Twoim prawdziwym ojcem. Twoja matka… Matylda, zgadza się? Miała romans, który przywołał Cię na świat… - Tęczówki mężczyzny błysnęły dziwnie, a mięśnie napięły się, gdyby Daniel podjął decyzję o niespodziewanym ataku. Otto zdawał się zgrywać z właścicielem. Wstał. I również nie odrywał spojrzenia od Wrońskiego. - Wiesz coś o biologicznym ojcu? - Czy chcesz się o nim dowiedzieć? Zdawało się mówić jego spojrzenie. Zielone oczy były nad wyraz spokojne, opanowane. Wiedział więcej, niż Daniel zakładał. I czuł się cholernie dobrze na tym miejscu.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Kuchnia [odnośnik]17.09.20 19:48
Zdawał sobie sprawę, że jest obserwowany. Bywał beztroski i nadmiernie arogancki, ale nie przy konfrontacji z kimś, kto najwyraźniej śledził go dość długo. Nie w sytuacji, w której faktycznie był winny. Niepokój jedynie wzmógł jego czujność.  A dzisiejszym zadaniem było w końcu uśpienie czujności szmalcownika. Każdy nieostrożny gest i pochopne słowo mogły go zdradzić i wszystko pogrzebać.
Nigdy nikogo nie zamordował, choć podjęcie podobnej decyzji w samoobronie nie byłoby pewnie trudne. Wmawiał sobie, że obchodził go już los małej rudej szlamy lub wywiezionych z Londynu dzieci. Był jednak posępnie pewien, że nie zawahałby się sięgnąć po najgorsze ze znanych mu czarnomagicznych inkantancji, gdyby szmalcownik wpadł na nieodpowiedni trop i zagroził Maeve, Frances, może nawet Kaiowi. Był też na tyle rozsądny by wiedzieć, że wyłganie się z tego wszystkiego będzie o wiele bezpieczniejsze niż przemoc. Miał czystokrwisty rodowód, odpowiednie znajomości, doświadczenie w mydleniu oczu funkcjonariuszom prawa. Musiał na razie kooperować, musiał nawet zaakceptować chłodną arogancję tego Szwaba.
Da radę!
-Nigdy nie zdradzam nazwisk swoich klientów. - poinformował pewnie i chłodno, w odpowiedzi na żądanie Friedricha. Jeden biznesmen powinien zrozumieć drugiego, o ile Schmidt traktował to wszystko jak interesy. Wroński miał taką szczerą nadzieję. Bezpieczniej czułby się z podobnym do siebie oportunistą niż z jakimś politycznym fanatykiem.
-Osiemnastego wieczorem wpadłem do Parszywego na drinka, może ktoś stamtąd mnie pamięta. - wzruszył lekceważąco ramionami, sugerując, że nie jest człowiekiem, który spoufala się z barmankami. Szczególnie nie teraz - kilka miesięcy temu pokłócił się w końcu z Philippą. O to, że chciała pomóc zabłąkanej szlamie. - przypomniał sobie. Już całkowicie zapomniał o tej sytuacji, ale można ją wpisać na listę jego przewin. Świetnie, cholera jasna.
-A o czerwiec możesz spytać sąsiadkę, skoro już i tak ją poznałeś. - burknął. Jakich miał mieć świadków na picie do lustra w swoim mieszkaniu? Na szczęście, wścibska pani Crabbe zapamiętywała właściwie... wszystko. Zresztą wyglądało na to, że nawet przeklęty Szwab miał stąd widok na wejście do jego kamienicy. Pewnie już wszystko wiedział i pytał tylko po to, żeby go sprowokować.
Nie zamierzał dać się sprowokować, nawet jeśli słowa o anonimowym oskarżeniu nieprzyjemnie ukłuły.
-Nie macie nic lepszego do roboty, tylko sprawdzanie anonimowych oskarżeń na porządnych obywateli? - zadrwił nonszalancko, nie wychodząc z narzuconej sobie roli. -Od dekady prowadzę tu interesy, mam wielu przyjaciół... i wielu wrogów. - przewrócił oczami. -Sam mogę ci podrzucić nazwiska mojej konkurencji, jeśli to sposób na wykluczenie ich z interesu na jedno popołudnie. - zażartował, nawiązując do tego, że ich spotkanie przeciąga się i nie prowadzi do niczego konkretnego. Schmidt albo doskonale blefował, albo faktycznie nie miał jeszcze żadnych dowodów, a Wroński nie zamierzał dostarczać mu żadnych tropów. Z każdą chwilą czuł się coraz pewniej, utwierdzając się w przekonaniu, że to jakieś nudne przesłuchanie, ironiczna pomyłka, gonienie przez austriackiego psa zbyt ulotnego tropu. Nic na niego nie miał. Niczym go nie zaskoczy. Niczym go nie sprowokuje.
Mylił się.
Zaprzątnięty swoimi teraźniejszymi przewinami, w życiu nie spodziewał się, że ktoś zechce prać brudy jego rodziców. Mroczne tajemnice, o których do dzisiaj nie miał pojęcia, które matka zabrała ze sobą do grobu. Sekrety, które pogrzebał bardzo głęboko, by przestały boleć.
Ponurej prawdy o swoim prawdziwym ojcu zaczął się domyślać jeszcze zanim stary Wroński nazwał go w gniewie bękartem, zanim matka wzięła go na stronę i spróbowała mu to wyjaśnić - nieudolnie, niedostatecznie. Był jeszcze dzieckiem, ale nie był głupi. Widział, jak "ojciec" traktuje jego, a jak odnosi się do brata. Słyszał, jak w nocy nazywa Matyldę ladacznicą.
Gdy był młodszy, czasami, a raczej cały czas, fantazjował o swoim prawdziwym tacie. Miał rozpaczliwą nadzieję, że był kimś lepszym niż ten, który rządził w domu obelgami i pasem. Chciał wiedzieć więcej, wiedzieć cokolwiek.
Matka jednak milczała, milczała zacięcie i uparcie. Nawet wtedy, gdy ostatni raz chciał wymusić od niej prawdę, gdy odchodził na zawsze z domu i próbował ignorować jej łzy. Otrzymał wtedy jedynie potwierdzenie, że jest czarodziejem czystej krwi - potwierdzenie (jak się okazało) na wagę złota, w tych czasach niebezpiecznie było nie móc udowodnić swojego pochodzenia. Nie wiedział wtedy, że widzi mamę po raz ostatni, że już nigdy nie dowie się niczego więcej.
Snucie teorii o prawdziwej rodzinie prowadziło donikąd. Tamten mężczyzna najwyraźniej nie żył albo zapomniał o nim i jego mamie, Daniel też postanowił zapomnieć. Pamięć za bardzo bolała.
Krew momentalnie odpłynęła z jego twarzy, gdy Friedrich Schmidt zaczął rozdrapywać stare rany, gdy drążył nieustannie, coraz bezczelniej i coraz okrutniej. Skąd...? - otworzył usta, by zadać mu to bezradne pytanie, ale szybko je zamknął. Nikt nie miał prawa wiedzieć. Nawet stary Wroński nigdy nikomu o tym nie mówił, uważając Daniela i Matyldę za swoją prywatną hańbę. Czyżby zmienił zdanie, puścił parę z ust? Może zirytowało go włamanie do domku letniskowego, kradzież (wiszącej teraz przy boku Daniela) szabli?
W dokumentach rejestracji różdżki wpisał nazwisko Wrońskiego w miejsce personaliów ojca - czy to oszustwo? Dlatego z nim rozmawiali? Czy podejrzewali go...
-Mam czystą krew, jeśli o to pytasz. - przerwał Friedrichowi mechanicznie, jakoś martwo, po raz pierwszy w ciągu tego spotkania wyraźnie wybity z równowagi. Z wrażenia zapomniał nawet zaprzeczyć tym okrutnym oskarżeniom.
Ale Szwab kontynuował, śmiąc wymówić imię jego matki i słowo "romans" w jednym zdaniu. Przerażenie obecną, tajemniczą sytuacją, ból i wyrzuty sumienia po śmierci matki, oraz gorycz spowodowana własną niewiedzą zlały się w jakiś głuchy szum w uszach Daniela. Jak ten Niemiec śmiał mieszać w to wszystko! Krew zawrzała w żyłach szybciej, gorąco uderzyło mu do głowy, palce zaświerzbiły.
-Jak śmiesz mieszać w to moją rodzinę! - warknął, odruchowo sięgając po różdżkę. Zupełnie zapomniał o tym, że miał być opanowany i nie dać się sprowokować. Szwab przekroczył świętą granicę i nawet przywalenie mu w nos nie ulżyłoby gniewowi Daniela.
Czarna magia, której uczył się odkąd trafił na Nokturn, była jak narkotyk. Nawet gdy nie chciał jej używać, nie dawała o sobie zapomnieć - zdążył jej zakosztować, płynęła w jego krwi, budziła się wraz z jego najmroczniejszymi demonami. Tylko ona była odpowiednią odpowiedzią na tą obelgę.
-Bucco! Ferveret sagnuis! - warknął bez udziału rozsądku, pod wpływem emocji. Pierwsze zaklęcie było instynktownym odruchem uderzenia Friedricha w twarz, drugie wynikało z jeszcze głębszej urazy. Niech ten Szwab cierpi, tak jak samo jak kiedyś cierpiał mały Daniel.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Kuchnia [odnośnik]17.09.20 19:48
The member 'Daniel Wroński' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 64

--------------------------------

#2 'k100' : 13

--------------------------------

#3 'k10' : 9, 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnia [odnośnik]17.09.20 21:58
Podły, wilczy uśmiech zamajaczył na ustach Schmidta. Nie mógł odmówić sobie kilu uszczypliwości w kierunku Daniela, przywołanych jego postawą obrażonej księżniczki.
- Sam ich znajdę. - Odparł jedynie, wzruszając ramieniem. Nie było to dla niego problemem. Wiedział gdzie szukać. Wiedział, jak pozyskiwać informacje oraz jak obserwować, by nie zostać zauważonym. Och, doskonale to wiedział. Odnalezienie potencjalnych klientów bądź znajomych z pewnością nie byłoby dla niego większym problemem. Czy to zrobi? Wszystko zależy od tego, jak dalej potoczy się ta, jakże specyficzna rozmowa. Kiwnął głową, na wspomnienie o sąsiadce. Faktycznie zdążył ją poznać, co nie było niczym trudnym.
Ponure westchnienie wyrwało się z jego ust, a czarodziej pozwolił sobie przetrzeć oczy palcami, jakoby pytanie Wrońskiego było czymś, do bólu oczywistym. Musieli mieć pewność, przynajmniej w wypadku czystokrwistych czarodziejów. Szlamy i mugole szły pod młotek jak leciało.
- Mamy. Również wolałbym w tym momencie mordować szlamy, zamiast prowadzić tę rozmowę. - Mruknął, jakby również był niepocieszony wykonywanymi obowiązkami. W ostatnim czasie to praca w terenie przynosiła mu więcej satysfakcji. Tropienie, odbieranie życia, inkasowanie zapłat… To była praca, którą wykonywało mu się najlepiej. Dochodzenia lubił, lecz te tyczące się czystokrwistych bardzo rzadko przynosiły pożądane przez niego skutki.  - Nie jesteś porządny, lepiej to zaakceptuj. Nasze zawody nigdy nie będą za takie odbierane. - Mruknął, jakby wyznawał najoczywistszą z oczywistych prawd. Człowiek na zlecenie, zabójca na wynajem… Nigdy nie będą uznani za porządnych. Nikt nie spojrzy na nich z szancunkiem. I Schmidtowi to nie przeszkadzało. Liczyło się złoto. Pozbywanie się szlamu oraz metaliczny zapach krwi, jaki unosił się w powietrzu. Odpowiedni człowiek, na odpowiednim miejscu. - Jeśli chcesz. - Nie miałby z tym problemu, zwłaszcza gdy wielu w przemycaniu szlamu widziało zarobek.
Ponownie obserwował.
Przyglądał się jak krew odpływa z jego twarzy, jak emocje zaczynają nabierać na sile. Nie wiedział, jak wyglądało jego dzieciństwo, jednocześnie nie będąc w stanie określić, czy jego własny okres dorastania można było zaliczyć jako dobry bądź zły. Dwa różne kraje, dwa różne światy i zapewne dwa różne podejścia. W tym wszystkim jednak, nie rozumiał jego oburzenia na użyte określenie. Takie sprawy, zwłaszcza po tylu talach, należało nazywać po imieniu. Romans, zdrada… Wszystko jedno. Było minęło.
Ostrożnie wyjął z kieszeni jasne drewno różdżki. Był przygotowany na najróżniejsze reakcje, w tym te, zakładające bójki oraz pojedynki. Ciężkie westchnienie uciekło z jego piersi, za chwilę ustępując cwanemu uśmieszkowi. I już miał odpowiedzieć. Wyjaśnić skąd u niego zainteresowanie prywatnymi sprawami Wrońskich, gdy ten dał porwać się emocjom.
- Protego! - Wyczarował tarczę, nim zaklęcia zdążyły ugodzić jego pierś. Nie był zadowolony. Atakowanie go w jego własnym domu jawiło mu się jako wyjątkowo niestosowne… I nierozsądne. - Otto, beiß ihn! - Wysyczał chłodno. Ostre dźwięki niemieckich słów zadziałały na psa. Zjeżył się, by bez chwili wahania skoczyć na Wrońskiego, wgryzając się w przedramię dzierżącej różdżkę ręki. Zielone spojrzenie zionęło chłodem, a w mięśniach pojawiło się coś złowrogiego, nieprzyjemnego.
- Jeszcze raz zaatakujesz mnie w moim domu, a nie wyjdziesz z niego żywy. - Ostrzegł, widząc jak pies coraz mocniej zaciska swoje szczęki na jego dłoni. Potrzebował nauczki. Bolesnego przypomnienia, kto w tym momencie rozdaje karty. Schmidt posiadał więcej informacji. Był na swoim terenie. I Wroński powinien zacząć to respektować.
- zum bein, Otto. - Kolejne polecenie w kierunku psa. Zwierzę szarpnęło ostatni raz, zamieniając rękaw jego koszuli w strzęp, by przysiąść przy nodze właściciela. Silna dłoń znalazła się na jego łbie, by nagrodzić go za posłuszeństwo. Lata szkolenia robiły swoje. - Widzisz, mam swoje powody, aby wciągać w to twoją rodzinę… - Zaczął wstając od stołu, by wyjąć z szafki czystą szmatę i podać ją Wrońskiemu. Powoli obszedł stolik wracając na miejsce. Spokojnie. Przeciągając ostateczny moment. - Tak się składa, że doskonale znam twojego biologicznego ojca. - Zielone spojrzenie nie odrywało się od twarzy Daniela nawet gdy uniósł szklankę, by upić z niej austriackiego, morelowego sznapsa. Smak domu, zapewne nieznany przyrodniemu bratu. - Można by rzec, że w pewien sposób Twoja rodzina jest i moją rodziną. - Dodał. Nie zdradził od razu stopnia pokrewieństwa, jaki ich łączył. Był ciekawy jego reakcji. Chciał widzieć wszystkie emocje jakie pojawią się na jego twarzy oraz to, jak zapewne będą zmieniać się w przeciągu kilku kolejnych minut. Oferował mu informacje. Wyjaśnienie dręczącej kwestii… Nie miał jednak zamiaru robić tego na siłę.
To nie on nie znał prawdy.

udane Protego


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Kuchnia [odnośnik]17.09.20 23:01
Nie znajdziesz - obiecał sobie Daniel, zastanawiając się dlaczego Schmidt w ogóle pofatygował się do niego z tym ostrzeżeniem. Dlaczego, pomimo irytujących niedopowiedzeń i bezczelnej wyższości, z taką beztroską porównał ich ścieżkę kariery. Nasze zawody? Dlaczego ten zadufany szmalcownik miałby ich do siebie porównywać?
(Nie dziw się temu zanadto, Maeve też chyba wyobraża sobie, że na Nokturnie mieszkają sami pogromcy szlam i do nich należysz - podszepnął mu głos rozsądku, ale na tyle smutny, że Daniel prędko i chętnie go zignorował).
Na samym poziomie intuicji, coś mu tutaj mocno nie pasowało. Gdyby ktoś naprawdę chciał go skrzywdzić, nie zaprzątałby sobie głowy spotkaniami i ostrzeżeniami. Gdyby chciał wydusić z niego informacje o jego znajomych, mógłby to zrobić skuteczniej. O co więc tutaj chodziło? Zaobserwowane (lub podrzucone przez samego Friedricha) tropy splatały się w dziwną zagadkę, której nie mógł rozwikłać.
Duma mieszała się z ciekawością i ostrożnością - zwłaszcza, gdy łapali wspólny język, jak na wspomnienie o konkurencji. Rozmawiali już na tyle długo, by Daniel zauważył, że Niemie..Austriak myśli czasem podobnie jak on. Może i spodobałby mu się taki kompan do picia w barze, ale teraz stawka była za wysoka i Daniel z każdą chwilą czuł się coraz bardziej niezręcznie.
Na nieszczęście minął czas na przemyślenia, nastał czas na gniew i działanie. Celne Bucco pomknęło w stronę Friedricha, ale przy inkantacji zaklęcia torturującego, Daniel poczuł jak zakręciło mu się w głowie. Różdżka go nie usłuchała, a on zmarszczył z gniewem brwi i szybko pociągnął nosem. Znał cenę za korzystanie z czarnej magii i nie chciał, żeby strużka krwi z nozdrzy zupełnie zepsuła cały efekt.
Chwilowe oszołomienie zadziałało na jego niekorzyść. Skupiony na własnym oburzeniu i otrząsaniu się po konsekwencjach nieudanego zaklęcia, nie zdążył w porę cofnąć ręki, gdy Schmidt przyzwał swojego okropnego psa. Dan syknął z bólu, instynktownie usiłując strząsnąć z siebie bydlaka, ale kły jedynie zacisnęły się mocniej na przedramieniu. Zwierzę odpuściło dopiero na komendę Austriaka, co tylko posypało solą rany na dumie Daniela. Upokorzenie zabolało jeszcze mocniej od ugryzienia.
Opuścił rękę, nie przejmując się krwią, która powoli skapywała na podłogę. Wbił w Friedricha wściekłe spojrzenie zielonych oczu, nie krzywiąc się nawet na jego groźbę - choć ją zrozumiał, choć dotarła. Nie podniesie już różdżki, nie w tym stanie. Jeśli niebezpieczeństwo nie minie, zaczeka na lepszą okazję.
-Trzeba było o tym pomyśleć, zanim zacząłeś za mną łazić w mojej dzielnicy i obrażać moją matkę. - warknął, aż drżąc z tłumionej wściekłości. Gorący gniew nadal wrzał w jego żyłach, choć Friedrich właśnie dał mu do rozwiązania kolejny element tej zagadki. Przywołał do siebie psa dość szybko, zaskakująco podał mu nawet materiał na opatrunek, tak jakby przez ten cały czas chciał tylko zakomunikować coś Wrońskiemu, zamiast go krzywdzić.
Ale go krzywdził - podsycaniem paranoi po udzieleniu pomocy szlamom, wskrzeszaniem płonnych nadziei i poważnych lęków z dzieciństwa, wtargnięciem z butami w jego życie.
Daniel był tym zmęczony. Adrenalina powoli opadała, ustępując miejsca niemej rezygnacji.
Nieobecnie i dość automatycznie przytknął materiał do rany, uciskając mięsień i tamując trochę krwotok. Przynajmniej tego Frances go nauczyła.
-Przejdź do rzeczy. - ponaglił niecierpliwie, gdy Schmidt znów wspomniał o jego rodzinie i irytująco powoli siadł za stołem. Słowiańska dusza Daniela była emocjonalna i narwana, brakowało mu austriackiego opanowania.
W przeciwieństwie do Friedricha, nie lubił nawet droczyć się ze zwierzyną łowną. Czy tym była ta cała rozmowa? Okrutnym żartem? Przeciąganiem nieuchronnego - czymkolwiek by ono nie było?
Nie znosił nie wiedzieć.
Dopiero na wspomnienie biologicznego ojca nie zdołał już utrzymywać emocji w ryzach. Przybieranie dumnej, pokerowej miny wymagało w końcu wysiłku.
Zdumiony, rozszerzył lekko zielone oczy, nieopatrznie zdradzając autentyczną ciekawość. I coś jeszcze. Nadzieję, którą spróbował zdusić w sobie tak szybko, że być może Friedrich w ogóle nie zauważył łagodniejszego wyrazu jego twarzy.
Twoja rodzina jest i moją rodziną?
Zmarszczył lekko brwi.
-Nie rozumiem... - przyznał niechętnie i jakoś bezsilnie, chociaż - spoglądając w znajome tęczówki Friedricha - powoli zaczynał rozumieć. Wziął urywany, szybki wdech i odruchowo cofnął się o krok, z wrażenia wpadając na kuchenną szafkę.
-Opowiedz. - wyrwało mu się bez udziału rozumu i honoru, tak jakby na jakimś atawistycznym poziomie zawsze chciał wiedzieć. Musiał wiedzieć.



obrażenia: 15 (czarna magia) & 30 (pies)


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Kuchnia [odnośnik]18.09.20 21:37
Nie ostrzegał - jedynie informował o krokach, jakie miał zamiar podjąć. Tropienie było czymś, co wyjątkowo przypadło mu do gustu. Czuł gdzieś pod skórą, że Wroński coś ukrywa. I był cholernie ciekawy, o co dokładnie chodzi, chociażby przez fakt informacji, jakie miał mu zdradzić. Postać przyrodniego brata, o którym do tej pory nie miał najmniejszego pojęcia niezdrowo interesowała, ciężko jednak stwierdzić ile było w tym wszystkim było zainteresowania jego, a ile nawyków wyniesionych ze specyficznej pracy jaką wykonywał.
Obserwował, jak zaklęcie odbija się od jego tarczy oraz magia zdaje się nie słuchać Wrońskiego, zbyt przesiąkniętego emocjami, by być w stanie logicznie myśleć. Ach, emocje. Największy wróg sukcesu oraz władzy, niezależnie od jej wielkości. Opanowanie zdawało się być mocniejszą ze stron Schmidta, jednocześnie tą, niezdrowo spaczoną. Nauczył się odsuwać od siebie wszelkie emocje. Zapominać o nich, odpychać, byleby tylko było mu wygodnie. Sumienie nie przypominało o swoim istnieniu gdy wbijał nóż w kolejne gardło, by oddzielić głowę od tułowia. Niewiele było rzeczy, które były w stanie go ruszyć, a jeśli już istniały, uparcie starał się je ignorować. Odsuwać. Wypierać ze świadomości.
Ani jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy, gdy zęby Otto wbiły się w przedramię Wrońskiego. Metaliczny zapach posoki dotarł do jego nozdrzy, unosząc delikatnie kąciki jego ust ku górze. Lubił zapach świeżej krwi. I doskonale wiedział, że pies nie puści zdobyczy bez odpowiedniego rodzaju. Długie lata myśliwskiego szkolenia robiły swoje, a nikt nie układał myśliwskich psów jak jego ojciec, niech Merlin ma go w opiece. Podły uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny gdy zauważył zmiany, jakie przewijały się przez twarz Wrońskiego. Czyżby zrozumiał?
Parsknięcie zduszonego śmiechu wyrwało się z jego ust.
- Z tego co pamiętam, Nokturn nigdy nie miał właściciela. - Mruknął z przekąsem, ignorując słowa dotyczące jego matki. Nie obraził jej, zwyczajnie nazywając rzeczy po imieniu. Znał prawdę. Wiedział wszystko z tego cholernego dziennika ojca, jaki odnalazł skryty w jego biurze.
Nie przeszedł do rzeczy od razu, obserwując jego reakcje. Czy był w stanie wziąć prawdę na klatę? Nie wiedział. Rozmowa nie zapowiadała się przyjemnie dla żadnej ze stron.
- Usiądź. - Polecił, widząc jak ten wpada na kuchenną szafkę. Nie miał najmniejszej ochoty zbierać go dziś z podłogi własnego mieszkania. Butelczyna powędrowała do jego rąk, by mógł napełnić swoją szklankę. Dolał również morelowych procentów do szklanki Daniela, mimo iż ten nie tknął wcześniejszej opcji.
- Twój biologiczny ojciec nazywał się Hugo Schmidt. Był austriackim dyplomatą, przez pewien czas mieszkał jednak w Anglii ze swoją żoną. Mieli dziecko, lecz nie układało się im najlepiej. Często się kłócili. Żona zostawała z dzieckiem, gdy obowiązki wołały Hugo w świat. - Cień dziwnej emocji przemknął przez Twarz Friedricha, szybko zmyty wymuszoną obojętnością. Ukryte fakty dotyczące matki oraz jej rodziny nadal nieprzyjemnie koiły w bok. - Matyldę oraz jej męża poznał podczas jednego z bankietów. Nie polubili się z Wrońskim, z Matyldą znaleźli jednak wspólny język. Ponoć mówiła po niemiecku, co zachęciło go do rozmowy. Spotkali się później przypadkiem. Raz, drugi, trzeci… To nie była wielka miłość, chociaż ona mogła tak sądzić. Po jednej z kłótni z żoną, Hugo zaprosił Twoją matkę na kolację gdzieś po za miasto… Szczegółów nie powtórzę. Żona Hugo zachorowała, zmarła niedługo później. Wraz z synem wrócił do Austrii. Romans zamieciono pod dywan, nie chcąc wywołać skandalu. Wiedział jak się nazywasz. Nie szukał ciebie ani jakiegokolwiek kontaktu wiedząc, że jeśli wszystko wyjdzie na jaw może stracić posadę. Ponoć obawiał się również gniewu rodziny jego żony. - Wzruszył ramionami robiąc krótką pauzę, aby zwilżyć gardło mocnym alkoholem o morelowym posmaku. Nie przywykł do snucia długich opowieści, nawet jeśli zawierał w niej jedynie istotne informacje. Przez chwilę gniew pojawił się na jego twarzy, ponownie zastąpiony obojętnością. Zielone spojrzenie nie odrywało się od Wrońskiego.
- Wiem, bo Hugo Schmidt jest również moim ojcem. Całe życie opowiadał mi, że rodzina mojej matki zginęła, a on wrócił do Austrii i nie jest w stanie spojrzeć na inne kobiety z rozpaczy po jej śmierci… Staruszek zmarł w maju tego roku. Sprzątając jego rzeczy trafiłem na to… - Ujął w dłonie stary, podniszczony dziennik, by niedbale rzucić go na blat przed Wrońskim. - Jego dziennik. To z niego dowiedziałem się prawdy o matce i łączących nas więzach krwi. - Dodał, by oprzeć się wygodniej o oparcie krzesła. Niewidzialny ciężar spadł z jego barków, pozostawiając je nader lekkimi.
Opowieść dobiegła końca, czekał więc na reakcję towarzyszącego mu mężczyzny. Nieświadomie spiął mięśnie, szykując się do kolejnego, możliwego ataku.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Kuchnia [odnośnik]19.09.20 6:18
Słysząc ripostę o Nokturnie, tylko ze złością zacisnął usta. Chętnie odpłaciłby się jakąś zaczepką, ale zaślepiająca zmysły gniew ulatywał z niego wraz z każdą kroplą krwi. Ta ciekła z rany po ugryzieniu, choć w końcu Wroński zdołał zatamować nieco krwotok .
Nie było sensu dłużej manifestować swojego oburzenia, do Szwaba niewiele zdawało się zresztą docierać. Do Dana docierało zaś, że nie ma sensu dłużej się spierać, przeciągać nieodwołalnego. Schmidt rozpalił jego gniew, ale i ciekawość - ta zaś dopominała się o swoje.
Nie chciał słuchać tego, co Austriak miał do powiedzenia o jego matce, ale nie mógł stąd wyjść bez poznania prawdy. Nie wybaczyłby tego sobie - był to winien dawnemu Danielowi. Nawet jeśli zdusił już w sobie tęsknotę, to pamiętał jak desperacko chciał poznać odpowiedź na pytanie o tożsamość prawdziwego ojca.
Gdy zaczął rozumieć coraz więcej, spoglądał już tylko na Friedricha z niemym osłupieniem. Nieobecnie pokiwał głową i usiadł za stołem, po raz pierwszy tego dnia spełniając życzenie Schmidta bez marudzenia. Nawet nie zauważył, że gospodarz dolał mu alkoholu - piorunował go tylko ponaglającym spojrzeniem.
Hugo Schmidt. Odruchowo wstrzymał oddech, podświadomie lękając się słuchać dalej. Gdy był młodszy, to po cichu marzył o tym, że jego prawdziwy tata był kimś zupełnie innym od ojca, z którym się wychował. Kimś lepszym. Kimś, do kogo mógłby nawet być podobnym. Może i wiedział, że ze starym Wrońskim nie łączą go więzy krwi, ale to wcale nie łagodziło pewnych obaw. Pamiętał, jak krew uderzyła mu do głowy w Trzech Miotach w Hogsmeade. Maeve zaczęła mówić o czymś, co nie podobało się osiemnastoletniemu Danielowi, a jego dłonie same zacisnęły się w pięści. Ojciec zaczynał się złościć tak samo - z tą myślą pośpiesznie wyszedł z pubu, obiecując sobie, że lepiej zawczasu zerwie znajomość z Clearwater, że nie zostanie klonem tamtego człowieka. Udało się - na kilka miesięcy. Później pozwolił się nieść instynktom, bijąc do nieprzytomności jakiegoś rabusia na Nokturnie. Technikę podpatrzył w domu.
A jak złościł się Hugo Schmidt?
Drgnął lekko, gdy Friedrich wspomniał o kłótniach starego Schmidta z żoną. Uważniej przesunął wzrokiem po twarzy Austriaka. Przez mgnienie sekundy zauważył jakąś emocję na jego twarzy - nie umiał jej jednoznacznie zinterpretować, ale w jego wzroku odbiło się dziwne zrozumienie. Potem opanowali się obaj - jeden mówił, a drugi słuchał, przygryzając lekko wąsa. Gdy usłyszał imię Matyldy, nie oderwał co prawda wzroku od twarzy Friedricha, ale jego spojrzenie stało się jakieś dalekie, nieobecne.
-Mhm, jej rodzina mieszkała na ziemiach dawnych Austro-Węgier. - szepnął cicho w odpowiedzi na ponoć mówiła po niemiecku, potwierdzając, że to prawda. Nie miała okazji rozmawiać z nikim w domu, właściwie nigdy nie słyszał, aby mówiła w tym języku. Zmarszczył lekko brwi, przypominając sobie jak nuciła do wiedeńskiej operowej i operetkowej muzyki w czarodziejskim radio. Jak nigdy nie słuchała europejskiej muzyki klasycznej przy ojcu, ale szukała konkretnej stacji, gdy nie było go w domu. Czy to możliwe, że przeoczył pewne poszlaki? Czy też sentyment Matyldy do... dawnego domu? Dawnego kochanka?... był zbyt subtelny, by wysnuć z niego jakiekolwiek wnioski?
Nie szukał jakiegokolwiek kontaktu. Musiałby być głupcem, by żywić nadzieję na jakąkolwiek inną prawdę, ale potwierdzenie podejrzeń i tak zabolało. Kiedyś, naiwnie, łudził się, że jakiś porządny czarodziej kochał jego matkę. Że na pewno zabrałby z ponurego domu i ją i dziecko, ale po drodze potrącił go mugolski autobus, albo spadł z latającego dywanu.
Szybko wbił wzrok w stół, odruchowo pilnując, by Friedrich nie dostrzegł na jego twarzy rozczarowania. Odruchowo - zawodowy nawyk. Nie panował już nad mimiką świadomie, bo zachowanie pozorów nagle przestało go obchodzić. Czuł się pusty.
Nie tylko z powodu ojca. Na barkach czuł też ciężar upartego milczenia matki. Czym było spowodowane? Strachem? Złamanym sercem? Wstydem?
-Wiedziała, że był żonaty...? - szepnął ochrypłym głosem, bardziej stwierdzając fakt, niż pytając. Friedrich przerwał na chwilę, a Daniel zgarbił się nad blatem (w trakcie opowieści garbił się coraz bardziej), opierając czoło na dłoniach. Coś ściskało go w trzewiach, źle się czuł.
Gdy Friedrich doszedł wreszcie do puenty swej opowieści i przyznał, kto był jego ojcem, Wroński drgnął lekko i wypuścił długo wstrzymywane powietrze z płuc, ale poza tym nie wydawał się szczególnie zaszokowany.
Podejrzewał przecież, odkąd wpadł na kuchenną szafkę.
Bardzo powoli podniósł głowę, podchwytując spojrzenie zielonych oczu - takich samych, jak jego.
Czyli miał oczy po ojcu.
Zerknął na dziennik, a potem na Friedricha, pytająco. Chciał się upewnić, zanim sięgnie po zapiski. Nie kierowała nim już gorąca niecierpliwość, wręcz przeciwnie. Wydawał się po prostu zrezygnowany. Mięśnie miał rozluźnione, nie umiałby się nawet zdobyć na gniew - a atak ze strony Schmidta przyjąłby raczej z dobijającą obojętnością.
-Dlatego... - odchrząknął, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że i gardło miał ściśnięte. -...dlatego mnie śledziłeś? - odgadł, spoglądając na Friedricha z niemym rozczarowaniem. Ponad tydzień oglądania się przez ramię, zasianie niepokoju podejrzeniami o współpracę ze szlamami, ten przeklęty pies - po co to wszystko? W ten sposób chciał zwrócić na siebie uwagę? Czy zemścić się na bękarcie swojego ojca, owocu zdrady?
Całe życie był bękartem dla starego Wrońskiego, widać był nim także dla Schmidtów. Wiedział jak to jest, powinien się przyzwyczaić.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Kuchnia [odnośnik]19.09.20 15:06
Hugo Schmidt było postacią nie do końca rozumianą nawet przez własnego syna. Nie widywali się często z powodu obowiązków zawodowych dyplomaty. Nie rozumiał pewnych prawd, które ojciec usilnie próbował mu przekazać.
Czy był dobrym ojcem? Friedrich Schmidt nie był w stanie odpowiedzieć. Czaiła się w nim złość. Wielkie pokłady złości spowodowane zatajeniem prawdy, zasnuwające woalem wszystkie wspomnienia, jakie posiadał. Gubił się. Nie wiedział które słowa ojca były prawdą, a które okropnym kłamstwem. Wypychał z głowy wszelkie myśli prowadzącego do tego tematu. Odsuwał je od siebie, nie chcąc zatracić się w gniewie, którego nie byłby w stanie wyładować. Ojciec nie żył. I nie dało się go zamordować po raz drugi.
Kłótnie rodziców, jeśli rzeczywiście istniały, nie zapisały się w jego pamięci. Matka zmarła nim skończył trzy lata. Nie pamiętał jej. Nie pamiętał tego, co działo się za drzwiami ich mieszkania w Anglii. Był za mały, aby jego pamięć zapisała wspomnienia zamierzchłych czasów. Zrozumienie w oczach Wrońskiego wzbudziło jednak kolejne podejrzenia. Nie wiedział, jak wyglądało dzieciństwo przyrodniego brata. Poznał jego imię, nazwisko oraz prawdopodobne miejsce zamieszkania z informacji, jakie odnalazł w dzienniku pozostawionym przez ojca. I nie wnikał podczas swojego śledztwa, uważając inne sprawy za ważniejsze. Bardziej istotne w podjęciu decyzji dotyczącej wyjawienia prawdy.
Kiwnął jedynie głową na wiadomość o pochodzeniu matki Daniela. Nie był zaskoczony. Wiedział, jak wielka była miłość ojca do rodzinnych stron; do ostrego brzmienia ojczystego języka. W całej postaci Hugo Schmidta znajdującego się gdzieś, w innym kraju to właśnie kobieta znająca odrobinę ich kultury oraz język była w stanie odpowiednio zauroczyć austriackiego dyplomatę.
Zielone tęczówki obserwowały uważnie siedzącego naprzeciw mężczyznę. Szukał oznak złamania, poddania się bądź, co gorsza, reakcji podsycanej emocjami. Nigdy nie był rozmowny. Nigdy nie odznaczał się empatią. I  z pewnością nie wiedziałby, co powinien powiedzieć ani jak zareagować.
- Wiedziała. Prawdopodobnie nawet znała moją matkę. - Ramiona mężczyzny uniosły się ku górze, ron głosu pozostał obojętny. Nie znał swojej matki, rysy twarzy zapamiętując jedynie z kilku, niewielkich fotografii jakie łaskawie pokazał mu ojciec. W tym wszystkim zauważał coraz więcej podobieństw, między nim a przybranym bratem. Zielonoocy, z matkami sześć stóp pod ziemią, wsiąkający w paskudne dzielnice, po których przyzwoici czarodzieje bali się chodzić… Przynajmniej w ten sposób zemścili się na nieboszczyku. Dwóch synów. I każdy uwikłany w interesy wątpliwej moralności, posługując się pięściami oraz magią wprawniej niż słowami.
Obserwował, a gdy nachylił się nad blatem stołu, Schmidt uniósł brew ku górze.
- W porządku? - Pytanie było oschłe, pozbawione zwykłej empatii nie należącej do wachlarza jego uczuć. Nie wyglądał dobrze. I gdzieś w Schmidtcie pojawiło się przeczucie, iż nie powinien wyjawiać mu prawdy.
Silne dłonie powędrowały do dziennika, by otworzyć go na odpowiedniej stronie. Czytał go. Niezliczoną ilość razy, próbując pojąć co kierowało jego ojcem. Czemu zataił te wszystkie informacje. Czemu nie powiedział mu o rodzinie matki oraz przyrodnich braciach… I czemu nie spalił tego cholernego dziennika wiedząc, że jego dni dobiegają końca. Wręczył Wrońskiemu dziennik zapisany elekagnckim, męskim pismem. Większość spisana była po angielsku, zdarzały się jednak strony pokryte niemieckimi znakami, zwykle kryjące najciekawsze informacje; największe tajemnice.
Mógł czytać.
Ile tylko potrzebował aby oswoić się z dziwną sytuacją, bądź odnaleźć potwierdzenie jego słów. Mięśnie mężczyzny rozluźniły się widząc, że Wroński nie szykuje żadnego ataku. Mimo to jakaś cząstka jego umysłu pozostawała w gotowości. Ot tak, na wszelki wypadek.
- Częściowo. - Zaczął, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. - Miałem niewiele informacji. Nie było łatwo. Musiałem mieć pewność, że nie pomyliłem osób. A gdy podłapałem trop… Byłem ciekawy, kim jesteś. I czy powinienem wyjawić prawdę. Widzisz, nie jestem osobą, którą przyjmuje się z otwartymi ramionami, po słowach jestem twoim przyrodnim bratem. Finalnie uznałem, że zasługujesz na prawdę. Nie powinno się snuć kłamstw o więzach krwi. - Pod koniec swych słów skrzywił się nieznacznie. I jemu kłamstwa odebrały zapewne sporą część rodziny. Gdyby nie one, zapewne nie pozostałby na tym świecie sam, jedynie z garstką poszlak i zanikających tropów. Nie był sentymentalny. Zdobyte informacje wyprały go z emocji sprawiając, że obojętność była odpowiedzią na wszystko.
- Jeśli chcesz wiedzieć więcej… Pytaj. Postaram się odpowiedzieć. - Dodał jeszcze, ponownie unosząc szklankę do ust. Nie sądził, by Wroński chciał nawiązać z nim braterską wieź. Wiedział kim jest. I wiedział, że niewielu chce przebywać w jego towarzystwie.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Kuchnia [odnośnik]20.09.20 0:10
Wiedziała. Choć Daniel wychował się pod komendą tyrana o upodobaniu do czarnej magii i ciężkiej pięści i choć w dorosłym życiu sam kierował się własnym kompasem moralnym (w myśl którego podduszanie i bicie w zarobkowych celach nie były niczym nagannym), to zaskakująco nie zatracił jeszcze umiejętności rozróżniania dobra od zła.
Romansowanie z żonatym mężczyzną było złe.
Za nic nie pasowało do obrazu matki, jaki zapamiętał - wyidealizowanego, kontrastującego z surowym ojcem. Była czuła, była delikatna i łagodna, starała się być silna dla dzieci, ale przez ostatnie lata życia była już tylko ofiarą. A zarazem była na tyle uparta, by zawzięcie milczeć na temat Hugo Schmidta. I świadomie kontynuować znajomość z mężem kobiety, którą znała.
Ideał sięgnął bruku - a nawet jeśli się przy tym nie roztrzaskał, to pojawiła się na nim poważna rysa. Kolejne kłamstwo. Kolejna skaza we krwi Daniela.
Na potwierdzenie tego, że Matylda była w pełni świadoma konsekwencji swojego romansu, wyraźnie posmutniał, oklapł. Kiwnął lekko głową, na znak, że przyjmuje ten fakt do wiadomości - nie mając nawet energii na to, by go kwestionować. Znał Matyldę, a choć jej przeszłość właśnie głęboko go zraniła, to nie miał powodu w nią wątpić. Intuicyjnie przeczuwał, że matka nie zawsze była bierna i nudna, że ukrywała własne tajemnice.
Przelotnie zerknął na Friedricha, na syna tej zdradzanej, z czymś na kształt współczucia. Potem z pewnym wstydem wbił wzrok w stół. Prawdziwi mężczyźni nie pragną litości, a przynajmniej nie od bękartów, których istnienie komplikowało ich ułożoną przeszłość.
-W porządku. - zapewnił szybko, choć nie nic nie było w porządku. Ostatni rok był co prawda pełen niebezpieczeństw, lekkomyślnych decyzji i emocjonalnych komplikacji, ale od dawna nie czuł się tak przybity. Nie codziennie rozpadają się czyjeś marzenia z dzieciństwa, choćby nie wiadomo jak naiwne. Nie codziennie trzeba przyjąć do wiadomości, że czas przestać karmić się naiwnymi złudzeniami. Siódmy dzień siódmego miesiąca pięćdziesiątego siódmego roku... pieprzyć numerologiczne przesądy, nie stało się dzisiaj nic szczęśliwego.
Wiedział (a przynajmniej myślał, że wie) jednak, że Schmidt nie pyta o jego nastrój i odczuwaną obecnie pustkę. Poza nimi, wszystko było w porządku. W porządku, bo nie zamierzał reagować gwałtownie, znów grozić Friedrichowi różdżką, robić nic głupiego.
Nie było powodu. A nawet gdyby się znalazł, to chyba nie miał już siły.
-Co to właściwie jest? - wbijając wzrok w stół, zwrócił wreszcie uwagę na dziwny, pachnący morelami alkohol. Rozkojarzenie, jakiego potrzebował - nawet jeśli idea mieszania procentów z owocami wydawała mu się ohydna i nieporównywalna do wódki. To nie miejsce na wybrzydzanie, urżnie się do nieprzytomności w domu - tymczasem, zdany na łaskę gustu Austriaka, wziął do ręki szklaneczkę i wychylił ją od razu. Pomogło, napitek zdołał rozluźnić mięśnie ściśniętego gardła. Musiał trzymać fason, przynajmniej tutaj. Przynajmniej dopóki nie przeczyta tego cholernego dziennika.
Wziął głębszy wdech i sięgnął po pamiętnik Hugo Schmidta, swojego ojca. Szybko, zachłannie, przebiegał wzrokiem po kolejnych słowach. Niektóre fragmenty były po niemiecku - na razie je omijał, zbyt dumny, by prosić Friedricha o pomoc przy każdym tłumaczeniu. Jeden przykuł jednak jego uwagę. Nie trzeba było być geniuszem, by skojarzyć Sohn z angielskim słowem "syn." Czy to o mnie, czy o nim? - zastanowił się, zapamiętując stronę i zerkając odruchowo na Friedricha.
Ten zaś zaczął się wreszcie tłumaczyć z tej całej gry w kotka i myszkę. Wroński przygryzł lekko dolną wargę, spodziewając się własnej złości i zawczasu próbując powstrzymać napad agresji. Droczenie się z nim jak ze zwierzyną łowną, chwianie jego poczuciem bezpieczeństwa, przydługi wstęp do tego wyznania... to wszystko jeszcze przed chwilą wywoływało w nim narastający gniew, a jego zwyczajowa duma nie pozwoliłaby komuś na osądzanie, czy na coś zasługiwał.
Ku własnemu zdziwieniu, nie poczuł jednak... nic. Krew w żyłach pozostała chłodna, ogółem było mu zaskakująco zimno, pomimo poczucia niesprawiedliwości nie potrafiłby chyba nawet wzbudzić w sobie irytacji. Może dlatego, że... rozumiał. Najwyraźniej był synem swojego ojca, bo niewykluczone, że na miejscu Friedricha postąpiłby może nieco mniej widowiskowo, ale bardzo podobnie.
Nie powinno się snuć kłamstw o więzach krwi. - te słowa zjednały Schmidtowi trochę szacunku w oczach Daniela, który - po długim milczeniu - kiwnął wreszcie głową.
-Rozumiem. - przyznał cicho, niespodziewanie nawet dla samego siebie. Dopiero wtedy w jego oczach pojawił się ostrzegawczy błysk niemej pretensji. -Ale uniknąłbyś paru komplikacji - choćby ataku we własnym domu gdybyś mnie przy okazji nie przeraził perspektywą wykrycia portowego zamieszania zirytował. Co to było, test na opanowanie? - przewrócił lekko oczyma. Ktoś, kto znałby go lepiej, byłby nawet w stanie wyczuć żart w pytaniu retorycznym. Tyle, że przecież się nie znali.
Mile zaskoczony perspektywą odpowiedzi na pytania, zawahał się na moment. Jedno - być może żałosne, sentymentalne - cisnęło mu się na usta i nie chciało odpuścić.
-Jakim był ojcem? - wypalił cicho, a po sekundzie zdał sobie sprawę, jak trudno odpowiadać na tak ogólne pytania. Jego samego irytowały. -Jak się... złościł? - sprecyzował po krótkim namyśle, nie przejmując się zupełnie tym, że normalna osoba nie interesowałaby się akurat tym. W normalnych domach liczyło się pewnie coś innego niż umiejętność rozpoznawania, kiedy zejść ojcu z drogi - ale o tym Daniel nigdy nie miał okazji się przekonać.
-I... o czym jest ten fragment? - dodał, z powrotem podsuwając Friedrichowi dziennik. Znalazł już chyba wszystkie angielskie fragmenty dotyczące siebie - zresztą boleśnie skąpe. Czego dotyczył ten?


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Kuchnia [odnośnik]20.09.20 14:58
Kąciki ust Friedricha uniosły się ku górze w delikatnym uśmiechu.
- Smak domu. Austiracki Schnapps, ma czterdzieści procent, produkuje się go w wielu smakach. Morelowy jest najpopularniejszy. Mój… Nasz ojciec, zawsze miał kilka butelek w barku. - Mruknął odrobinę pogodniejszym głosem. Tęsknił za Austrią. Dusznymi, zadymionymi pubami; znajomymi, przytulnymi uliczkami oraz krajobrazami, których nie dało porównać się do tych, angielskich. Brakowało mu smaków oraz ostrego I był pewien, że powróci w tamte strony - jak każdy mieszkaniec Wiednia, chciał umrzeć właśnie w rodzinnym mieście. I był pewien, że nikt kto tam nie dorastał nie zrozumie tego pragnienia. Gdzieś z tyłu głowy sytuacja wydawała mu się dziwna. Po śmierci jego matki, Hugo dbał, aby młody Friedrich poznał również jej kulturę oraz język, nawet jeśli młody chłopiec nie był do tego skory. Dziwiny wydawało mu się więc, że Matylda nie wspominała Danielowi o kulturze jego ojca. Nawet jeśli sama zdawała się ją odrobinę znać.
Prychnięcie podszyte rozbawieniem uleciało z męskich ust. Słowa przyrodniego brata wydawały mu się abstrakcyjne. Ich zawody w pewnym stopniu zdawały się być podobne. Oboje zbierali informacje. Z tą różnicą, iż Friedrich mordował tych, których przyszło mu odnaleźć.
- A jak Ty byś zachował się na moim miejscu? - Pytanie za pytanie. Był niemal pewien, że Wroński zachowałby się podobnie. Jednocześnie chyba pamiętał go ze szkolnych lat. Schmidt nigdy nie był typem rozmówcy. Wolał siedzieć gdzieś w kącie oraz obserwować otoczenie, niż wdawać się w długie dyskusje. I nawet gdy rozpoczął przyjaźń z Tomem oraz jego paczką, pozostawał tym, który odzywał się niezwykle mało.
Zamyślenie pojawiło się na męskiej twarzy gdy opróżniał szklaneczkę. Butelczyna ponownie poszła w ruch, napełniając ponownie szklanki.
- Był…nieobecny. - Zaczął, po czym z kieszeni portek wyciągnął paczkę Stibbonsów. Wyjął jedną fajkę, a paczkę rzucił gdzieś na blat, gdyby Wroński chciał się poczęstować. Alkohol i męskie rozmowy lubiły dym. Potarł końcówkę fajki po czym wsadził ją między wargi, zaciągając się dymem. - Po śmierci matki, miałem wtedy jakieś trzy lata, wróciliśmy do Austrii. Wychowywałem się głównie z opiekunkami. Często wyjeżdżał i dużo pracował. Przywiązywał dużą wagę do sprawności fizycznej. Gdy akurat był w domu wyjeżdżaliśmy za miasto. Uczył mnie szermierki, wspinaczki, latania na miotle… Był fanem qudditcha. Jak byłem starszy jeździliśmy na polowania. Pomagał mi wyszkolić Otto. - Kłąb dymu opuścił usta Austriaka, a ten wskazał głową na psa, posłusznie siedzącego gdzieś koło jego nogi. Wspomnienia dzieciństwa były słodko-gorzkie. Jego serce pozostało w Austrii, lecz ujawnienie ojcowskich kłamstw przykryły piękne wspomnienia woalem złości. - Lubił operetki, mocny alkohol, a wieczorami czytywał powieści przygodowe. Czarował słowem. Umiał mówić pięknie, kwieciście, tak aby ludzie chcieli go słuchać. - A Friedrich z pewnością tego po nim nie odziedziczył. - Był patriotą. Kochał Austrię bardziej, niż cokolwiek innego. Mugolska wojna podsyciła jego nienawiść do niemagicznych. Pewnego dnia zrzucono bomby na Wiedeń. To takie… pudełka wypełnione miksturą buchorożca. Nie mógł pogodzić się z tym, że mugole zniszczyli nasze piękne miasto. Był też wymagający. Do końca życia suszył mi głowę, że powinienem zająć się czymś porządnym. Nie doszliśmy w tej kwestii do porozumienia. - Friedrich wypuścił z ust kłąb dymu. Z jego gardła wymknęło się przeciągłe hmmm… gdy zastanawiał się nad odpowiedzią, dotyczącą kolejnego pytania. Szklanka ponownie powędrowała do jego ust, by zwilżyć zaschnięte, nieprzyzwyczajone do długich przemów gardło. Zielone spojrzenie na chwilę spoczęło na Danielu. - Rzadko się złościł. Zwykle był w stanie pokierować rozmowę tak, aby wszystko wyszło na jego. Było jednak kilka spraw, które gotowały w nim krew, a wtedy… Posługiwał się słowami lepiej, niż nożem. Był dobrym obserwatorem. Wyłapywał słabości, a gdy przekroczyło się granicę używał ich, by krzywdzić. Czasem po kłótniach tłukł wazony i wywracał stoły. - Dziwna hardość pojawiła się w zielonym spojrzeniu Austriaka. Pamiętał tamten jeden raz, gdy ojciec postanowił użyć na nim swoich sztuczek. Pamiętał słowa, wbijające się w niego niczym noże. Pamiętał krew ojca rozmazaną na jego pięści… Lecz w tej kwestii nie powiedział już nic więcej. Łączyły ich więzy krwi, Schmidt był jednak pewien, że nie będą braćmi; że Wroński wyjdzie z jego mieszkania i może zobaczą się kiedyś, gdzieś przypadkiem na nokturnowych zaułkach. Przywykł do samotności. Pracy w pojedynkę oraz świadomości, że nikt mu na tym świecie nie pozostał.
Przejął od Wrońskiego dziennik, by wczytać się w słowa zapisane znajomym pismem.
- Mamy jeszcze jednego brata. Wspomniane jest tylko imię matki, miejsce w którym się spotkali oraz list, wszystko jest pobieżne. Kto wie, może przegapiłem jakieś dokumenty. W tym momencie, więcej nie jestem w stanie powiedzieć. - Dziennik powędrował na blat stołu, kłąb dymu uleciał z ust Austriaka. Sprawa zagadkowa oraz odrobinę niewygodna. Miał dwóch przyrodnich braci o których nie miał najmniejszego pojęcia. Rodzinę, która była mu obca oraz nie znana, jedynie z powodu kłamstw ojca.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Kuchnia [odnośnik]21.09.20 17:39
Nasz ojciec. Wciąż brzmiało to irracjonalnie i zdumiewająco, ale ból bardzo powoli ustępował. Może złagodził go alkohol, a może nieco zaskakujący uśmiech Friedricha. Owocowa nuta schnappsa nie współgrał do końca z gustem Wrońskiego, ale po słowach Schmidta procenty zaczęły smakować nieco mniej dziwacznie, a wyraz twarzy samego Daniela jakoś złagodniał.
-U mnie piło się wódkę. - przyznał z delikatnym rozbawieniem.
Zanim odpowiedział na pytanie o to, jak sam by się zachował, milczał przez chwilę, ważąc słowa. Może to alkohol, a może rodzinne rewelacje stępiły skutecznie jego butę i początkową złość - teraz spoglądał na Friedricha z powagą i uwagą, tak jakby starał się odpowiedzieć mu szczerze. Słowa, które zaraz potem wyszły z jego ust w istocie były prawdziwe i niemal spontaniczne. Niemal, bo ostatnie pytanie wplótł niby to od niechcenia, choć w istocie (zanim spije się schnappsem) odpowiedź była dla niego bardzo istotna.
-Też bym cię śledził i byłbym... ciekawy. - przyznał zatem bez wahania. -Rozumiem, dlaczego to zrobiłeś i, że chciałeś przykuć moją uwagę - dodał jakby pojednawczo, ale potem wyraz jego twarzy stężał. -ale widać nie poznałeś mnie jeszcze na tyle, by wiedzieć, że prościej mnie zaciekawić niż grozić? Na twoim miejscu pewnie zacząłbym rozmowę o interesach, a nie szlamach. - wyćwiczony wyraz pogardy przychodził mu naturalnie przy wypowiadaniu tego słowa, tak rozmawiało się w końcu w jego rodzinnym domu. I tylko gdzieś w głębi świadomości nieśmiało przypomniała się rozżalona prośba Maeve o to, by nazywał ich mugolakami, nie szlamami. Natychmiast zdusił irytujący głosik sumienia, nie wychodząc z roli. -No ale, z tego co rozumiem, moje interesy są zarazem podobne i różne od twoich. Czym konkretnie zajmują się szmalcownicy, dotychczas tylko o was słyszałem? - rzucił lekko, nonszalancko, autentyczną ciekawość maskując tą z pozoru beztroską. Jak na niewinnego człowieka przystało, założył w końcu, że Friedrich posłużył się fałszywymi  oskarżeniami tylko po to, by zwabić go do mieszkania.
Chętnie sięgnął po kolejną szklaneczkę Schnappsa, za wzorem Friedricha poczęstował się nawet papierosem. Z uwagą i napięciem (którego był trochę nieświadomy) zaczął słuchać historii, a rysy jego twarzy (poważne i twarde przez większą część wieczoru, w końcu do niedawna musiał radzić sobie musiał radzić sobie z obcym intruzem, a nie przyrodnim bratem) stopniowo i nieświadomie łagodniały. Wyobraził sobie las i wspinaczki i polowania, nie wiedząc nawet, że w jego spojrzeniu pojawiła się jakaś tęsknota. Na wspomnienie szermierki ożywił się zaś wyraźnie - na tyle, że ośmielił się nawet przerwać Friedrichowi i uśmiechnął się blado, acz - po raz pierwszy tego wieczoru - zupełnie szczerze.
-U mnie też ćwiczyło się szermierkę. - wtrącił cicho, omiatając Schmidta ciekawskim spojrzeniem. Widział u jego boku szablę, czy nadal ćwiczył i miał gdzieś swoją? Danielowi momentalnie przypomniało się, jak trenował z młodszym bratem - to było jedno z jego najszczęśliwszych wspomnień z dzieciństwa...
...nieco zepsute tym, że nie miał już kontaktu z Wrońskim Juniorem. Z własnej winy. Zostawił go. Chcąc odegnać przykre wspomnienie, szybko skupił się na drugim przyrodnim bracie - nowym, siedzącym naprzeciw niego i mogącym mieć pretensje co najwyżej o romans jego matki, a nie o przewiny z młodości samego Daniela.
Może i Schmidt był milczkiem w Hogwarcie, ale w tej konkretnej chwili zdawał się odziedziczyć dar słowa po ojcu, skutecznie przykuwając uwagę Daniela, roztaczając sielankowe wizje austriackich operetek (przed oczyma stanęła mu rozmarzona mama, słuchająca zagranicznego radia) i męskich wspinaczek. Nawet nieobecność nie wydawała się przy tym straszna, mały Dan uwielbiał, gdy starego Wrońskiego nie było w domu - nieobecność kojarzyła się z bezpieczeństwem.
Nostalgiczny nastrój ustał z momentem wspomnienia bomb.
-Angielscy mugole też mogą mieć te... buchorożco-pudełka? - zmarszczył lekko brwi, tym razem czując praktyczne i chłodne ukłucie niepokoju. Nie znał się na historii magii i niemagii i nie wiedział o tym, że byli w stanie zniszczyć całe miasto. Co zrobią z tym miastem, wydartym sobie w krwi i zielonych błyskach?
Uśmiechnął się wilczo na wzmiankę o porządnym zajęciu. Wzniósł szklaneczkę schnappsa.
-Wypijmy za nasze porządne zajęcia. - zaproponował z rozbawionym zrozumieniem. On co prawda nie odczuwał w kwestii zajęcia tyle presji, co jego młodszy brat, prawowity syn, ale i tak od zawsze miał chęć zagrania rodzicom na nosie. Pseudo-szlachetny i przewroty plan zapisania się na kurs aurorski nie zrobił na rozmiłowanych w czarnej magii Wrońskich takiego wrażenia, jakie zakładał Daniel - pozostał mu więc Nokturn. Czyste cięcie.
Przywykł do samotności i świadomości, że nie ma już na tym świecie rodziny - nie takiej, która chciałaby utrzymać z nim kontakt.
Wyglądało jednak na to, że Friedrich wcale nie zerwał z ojcem kontaktu i nie ukrywał przed nim swojego zawodu...? Ciekawe...
Rzadko się złościł na moment uśpiło czujność Daniela - przez sekundę dając mu złudną nadzieję, że jest synem charyzmatycznego i (nie licząc romansów) dość porządnego mężczyzny. Uśmiechnął się blado i...
słabości, krzywdzić, tłukł wazony, wywracał stoły...
...uśmiech spełzł z jego twarzy, a procenty szumiały w głowie, obnażając grozę i uniemożliwiając zachowanie pokerowej twarzy. Zacisnął mocno szczękę, wzdrygnął się lekko i zapatrzył gdzieś za plecy Friedricha, jakby gdzieś w duszy Daniela w dali rozgrywała się jakaś niewidzialna scena. Twarz mu stężała, z dziwną hardością. Blizny na plecach zapiekły fantomowo, wspomnieniem dawnego bólu. A więc obaj byli tacy sami?
-Rozumiem. - mruknął cicho i nie drążył już tematu. Otrzymał swoją odpowiedź. Wiedział już, czemu sam też tłukł czasem wazony. Chyba nie miał więcej pytań.
Dziennik wydawał się dobrym rozkojarzeniem od smętnego tematu, przynajmniej dopóki na Daniela nie spadła kolejna informacyjna bomba.
-Drugiego brata? - powtórzył, rozszerzając lekko oczy. Dla niego to już będzie trzeci brat. -No proszę, jeden ojciec i trzy matki...? - mruknął bardziej do siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Przeniósł spojrzenie na Friedricha, zastanawiając się jak on to wszystko przyjął i czy dowiedział się o tym w całkowitej samotności. Jeszcze przed chwilą Daniel chciał zostać sam i po męsku wyć ze złości, ale w głębi duszy był wdzięczny Schmidtowi za wyjaśnienia, schnapsa i towarzystwo.
-Jeśli potrzebujesz pomocy ze znajdowaniem informacji... - zaoferował, nie będąc pewnym, czy przemawiają przez niego sentyment, przyzwoitość czy alkohol -...odnośnie tego brata, lub ogółem w Londynie... przyjechałeś tu niedawno, dobrze rozumiem?... to daj znać. Jeśli masz jakieś pytania do mnie, to też odpowiem. - wątpił, by jego osoba interesowała Schmidta, który obserwował go już od dłuższego czasu. Może chciał się jednak dowiedzieć czegoś o Matyldzie albo starym Wrońskim, kto to wiedział. Nie były to przyjemne wspomnienia, ale Friedrich podzielił się z nim swoimi, a Daniel rozumiał naturę uczciwych transakcji.
Odchrząknął, maskując lekkie zakłopotanie:
-Jak właściwie się to wymawia? Nazwisko i... twoje imię? - upewnił się. W szkole należał do bezczelnych smarkaczy, którzy podchwycili nazywanie Austriaka Fredem, uwielbiał w końcu złośliwe ksywki. A Friedrich wymawiało się tak jakoś... no, trzeba było się postarać, żeby się tego nauczyć. Tak samo jak z Wrońskim.


Self-made man


Daniel Wroński
Daniel Wroński
Zawód : nikt
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7861-daniel-wronski#222853 https://www.morsmordre.net/t7892-listy-wronskiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f239-smiertelny-nokturn-7-13 https://www.morsmordre.net/t7887-skrytka-bankowa-nr-1886 https://www.morsmordre.net/t7889-daniel-wronski#223176
Re: Kuchnia [odnośnik]22.09.20 19:31
Kiwnął głową na informację, jaką podał mu Wroński. Sam Schmidt nie miał nic przeciwko czystej, chętniej jednak sięgając po trunki pochodzące z jego stron. Dziwny patriotyzm zapisany w wychowaniu, ufundowanym przez ojca. Zapewne gdyby Hugo miał wpływ na wychowanie Daniela, ten doceniłby piękno austriackich alkoholi, sprowadzonych przed Friericha.
Schmidt wydał z siebie dziwny pomruk, będący połączeniem zrozumienia oraz pewnego rodzaju zamyślenia. Nie zdziwiła go odpowiedź. Dokładnie tego się spodziewał.
- Nie zwykłem prosić. - Odpowiedział jedynie wzruszając ramieniem. I nic w jego prezencji nie wskazywało na to, aby kłamał. - I masz rację, nie nam cię. Obserwacje nie zdradzają wszystkiego. - Dodał, by zaciągnąć się dymem. Byli przyrodnimi braćmi. Powiązanymi wiązami krwi, lecz zupełnie sobie obcymi. Nie znali się. I tylko od Wrońskiego zależało, czy kiedykolwiek to nadrobią.
Wilczy uśmiech pojawił się na ustach Schmidta.
- Skoro o nas słyszałeś, powinieneś wiedzieć. - Mruknął, uważnie go obserwując. Działań szmalcowników nie dało się przegapić. Pozostawiały po sobie ślad w kolorze krwistej czerwieni oraz metaliczny zapach krwi gdzieś w powietrzu. - Moim zadaniem jest wyplenienie szlamu. Tropię szlamy, zdrajców krwi, czasem buntowników. Niektórych odstawiam do służb, większość morduję. Płacą od głowy. - Ton jego głosu jak i wyraz twarzy pozostawał obojętny. Zupełnie niewzruszony. Przywykł do śmierci, do błagań o życie oraz rozpaczy w oczach ofiar. Przywykł do rzucania śmiercionośnych zaklęć. Do przyjemnego zapachu kwi, jej lepkości na dłoniach oraz dźwięku łamanych karków. Wychowany w wojnie odnajdywał się w jej brutalnych zasadach, ciągnąc z niej tyle, ile się dało. Zielone tęczówki błysnęły niebezpiecznym blaskiem. Był aniołem mugolskiej śmierci, z którego łap nic nie uciekało.
I kolejny temat rozbudził dzikie ogniki w jego oczach.
- Mogą. Zamierzam wyrżnąć ich w pień, nim będą mogli ich użyć. - Złowieszcze słowa opuściły jego usta. Chciał. Doskonale wiedział, że posiadał ku temu odpowiednie umiejętności. Był sprytny. Przebiegły. Umiał skręcać karki i oddzielać głowy od tułowia. A mugole byli prości. Delikatni. Spaczeni brakiem magii płynącej w ich żyłach. Nie odrywał zielonych tęczówek od postaci Wrońskiego. Chciał wiedzieć, jak zareaguje. Czy był szlamolubem? Wychowany przez Hugo Schmidta z pewnością nie miałby na to najmniejszych szans. Poglądy dzieliły mocniej, niż krew mogłaby wiązać. Zwłaszcza teraz, w zamieszaniu jakie wybuchło w świecie. Jeśli przyjdzie im stanąć po przeciwnych stronach, zabije bez mrugnięcia okiem. W tym wszystkim wolałby jednak tego nie robić. Kto wie, może jednak nie skończy się na tym jednym spotkaniu? Los bywał przewrotny oraz z pewnością ciężki do przewidzenia. Zwłaszcza dla Friedricha.
- Prost! - Odpowiedział, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Nigdy nie urwał kontaktu z ojcem. Niezależnie od ich kłótni dotyczących zawodu pozostawał nieznośnym wrzodem na jego tyłku. Był jednak pewien, że staruszek przewróciłby się w grobie wiedząc, że i drugi jego syn obrał podobną karierę.
Nie wiedział, co przyszło przejść w życiu Wrońskiego. Nie rozumiał zaniku uśmiechu na jego twarzy, nie potrafił również przewidzieć panujących nad nim emocji. On sam przypominał ojca. Był opanowany do momentu, gdy ktoś nie przekroczył cienkiej linii. Po tym wzrok zachodził czerwienią, złość szumiała w uszach… A krew plamiła dłonie. Piękny życia krąg oraz geny będące w Schmidtach.
I mimo naturalnej ciekawości nie wnikał. Świeżo rozdrapane rany zwykły boleć. Mógłby wsadzić w nie kij i je rozdrażnić, nie sądził jednak aby było to dobrym posunięciem. Obserwowanie oraz oczekiwanie wydawały się rozsądniejsze.
Kiwnął głową w potwierdzeniu.
- No. Nie wiedziałem o ani jednej matce. O braciach nie wspominając. - Mruknął lakonicznie, nie wdrążając się w szczegóły. To była jego złość. Jego ciernie owijające się wokół ciała by przysporzyć mu bólu za każdym razem, gdy myśli zawędrowały w tamte rejony. Wywlekanie tego na wierzch mogło skończyć się w sposób, w jaki żaden z nich nie chciał.
Poczuł się niezręcznie. Nie przywykł do oferowania mu pomocy, zwłaszcza takiej, która zdawała się być bezinteresowna.
- Dzięki. - Głos Austriaka zdawał się być dziwnie oschły, nieprzywykły do podobnych gestów. - Przyjechałem w połowie czerwca. Próbuję odnaleźć rodzinę matki, Ciebie już znalazłem. Z drugim może być problem. Nie wiem w jakim kraju przebywa. - Dziwne zamyślenie pojawiło się na buzi Friedricha. Wahał się. Przez jedną, długą chwilę rozważał, czy powinien wypowiedzieć kolejne słowa. - Chcesz… Chcesz mi pomóc go znaleźć? I utrzymać kontakt? - Spytał, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Nie musiał proponować, nigdy jednak nie przyszło mu mieć brata. I chyba chciał sprawdzić, jak to jest.- Nie musisz odpowiadać teraz. Wiesz, gdzie mnie znaleźć. - Dodał szybko, przytykając szklankę do ust.
- Friedrich Schmidt. - Wypowiedział swoje imię wolno oraz wyraźnie, aby Daniel mógł wsłuchać się w jego melodię. Niemiecki akcent w jego głosie był silny, zapewne trudny do powtórzenia dla anglika.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach