Wydarzenia


Ekipa forum
to zrobi doskonale morskim opowieściom
AutorWiadomość
to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]11.10.20 12:27

* * *
31.03/1.04.1956

To był ciężki rejs. Głównie z dwóch powodów; po pierwsze ze słonecznych wybrzeży egzotycznej Afryki wracaliśmy do smutnej, szarej Anglii, w której zresztą nie działo się za dobrze. Z ojczyzny dochodziły do nas niepokojące sygnały - ledwie kilka dni temu mrożący krew w żyłach nagłówek Proroka Codziennego głosił Fala morderstw w Wielkiej Brytanii, Ministerstwo podejmowało coraz gorsze decyzje i miałem wrażenie, że wzrastają nastroje antymugolskie. Na szczęście do ojczystego portu dobijaliśmy tylko na chwilę, szybki wyładunek, szybki załadunek i znowu w morze. Drugi powód mojego podłego nastroju nosił imię Forsythia Crabbe (po raz kolejny przewoziliśmy na pokładzie grupę badaczy magicznej fauny i flory z MM) i o ile na początku wydawało mi się, że nie będzie problemem unikanie jej uroczej persony, o tyle rzeczywistość bardzo szybko zweryfikowała moje plany; to było po prostu nierealne, statek był za mały żebyśmy się nie spotykali. Irytowało mnie więc dosłownie wszystko - to, że mijaliśmy się między kajutami, że musieliśmy spożywać posiłki przy jednym stole, że włóczy się po pokładzie akurat wtedy, kiedy kazano mi go czyścić (dam se rękę odciąć, że robiła to z czystej złośliwości), że muszę być uprzejmy i się uśmiechać (nie byłem i nie uśmiechałem się), bo inaczej dostaję opieprz od Traversa (dostałem z tysiąc razy), że podróż była odległa i trwała wiele długich dni w towarzystwie tamtej poczwary. NA SZCZĘŚCIE jeszcze tylko jedna noc, więc tradycyjnie organizowaliśmy wielki pochlej dla każdego obecnego na statku. Nikt nie może zepsuć ci tego wieczora, zalejesz pałę i będzie git, jesteś, do chuja Merlina, jebanym kwiatem lotosu na niczym niezmąconej tafli wody - to powtarzam sobie w myślach od samego rana i powiedzmy, że działa. Powoli dopalam własnoręcznie skręconego papierosa, obserwuję czerwoną kulę słońca niespiesznie chowającą się za horyzont, barwi niebo ciepłymi pomarańczami oraz soczystymi różami i jest to widok, który wzrusza mnie każdego wieczora. Byłem estetą, artystą wrażliwym na piękno natury, a to z pewnością był jeden z najpiękniejszych, stałych spektakli. Opieram się o burtę, zaciągając słonym, morskim powietrzem i wtem słyszę za sobą znajomy głos kapitana - zejdź po naszych gości, już pora. Mhm, kiwam łbem, po czym wypstrykuję peta gdzieś daleko i zmierzam pod pokład, coby zwołać całą wesołą ferajnę - świętowanie czas zacząć! Pukam w każde drzwi, głosząc radosną nowinę - proszę stawić się na biesiadę! Niektórzy pytają co będziemy dzisiaj jeść, a ja odpowiadam, że to niespodzianka, albo, że jak zwykle same pyszności. Na chwilę robi się gwarno, ale kiedy podchodzę pod ostatnie drzwi, wokół znowu panuje cisza - rozmowy przenoszą się wyżej, tutaj dociera tylko szuranie przesuwanych po deskach mebli. Walę w drewno z całej siły dłonią zwiniętą w pięść - Pospiesz się, nie będziemy czekać aż się wystroisz! - krzyczę, po czym nie czekając na odpowiedź naciskam na klamkę i zaglądam do środka. W sumie mógłbym mieć wyjebane i iść się bawić, ale wiedziałem przecież, że nie zaczniemy dopóki wszyscy nie zbiorą się przy stole. Takie zasady.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]11.10.20 15:54
Nigdy nie przeszkadzało jej bujanie statku, zdaje się, że miała we krwi trzymanie się morskiego rytmu, uderzania o fale, toteż poczuła się jak w domu, gdy postawiła swe stopy na drewnianych deskach okrętu. Morska bryza dodawała jej animuszu i smakowała przedziwnym poczuciem wolności, jakby mogła dosłownie wszystko, a londyńskie życie, konwenanse i ojcowskie czujne oko nie mogło jej dosięgnąć. I tak jak w pierwszą stronę mogła rozkoszować się błogą ciszą oceanu, przerywaną mewim śpiewem, tak w drodze powrotnej była zmuszona do znoszenia obecności kogoś, kogo szczerze nie chciała widzieć. Na szczęście nikt nie nakazywał jej uprzejmości względem dawnego obiektu pożądania, więc mogła z wyższością, spoglądać jak raz za razem przyszło mu wykonywanie podlejszych obowiązków, a ona w tym czasie mogła leniwie oddawać się lekturze. Nie było uprzejmości. Za to były kłótnie i sprzeczki. Nie hamowała też względem niego swojego języka, nie siliła się na dobre wychowanie, szczególnie gdy byli sami.
Przełożony nie wnikał nad to, co robiła w swoim wolnym czasie, zaś inni uczestnicy podróży zajmowali się swoimi własnymi sprawami. Pośród badaczy zwierząt i fascynatów magicznej fauny, ze świecą należało szukać nieopanowanych i ekstrawertycznych jegomości, wtrącających nos w nie swoje sprawy, więc miała względny spokój.
Wsunęła na siebie spodnie brata, które podkradła mu podczas pakowania się – już od jakiegoś czasu rozważała pokazanie się publicznie w takiej kreacji na londyńskiej ulicy, choć wiedziała, że najpewniej spotkałaby się z linczem ze strony czystokrwistych kobiet, tak usilnie próbujących naśladować szlachcianki – nie tylko w obyciu, ale i w modzie. Na szczęście na statku, niekoniecznie kogokolwiek interesowało, co kobieta miała na sobie, przynajmniej nie w tym towarzystwie, a raczej w to próbowała wierzyć. Parokrotnie podczas wypraw, dla wygody, wciskała się w te spodnie, a przełożony jedynie spoglądał na nią wtedy z rozbawieniem, sugerując, aby nie pokazywała się tak w Ministerstwie, gdy wrócą. Był to człowiek starszy, z zasadami, lecz czasem przyzwalał na takie ekscesy, rozumiejąc młodość. Zresztą widział, jak uciążliwa mogła być suknia w terenie, a szczególnie gdy trzeba było ostrożnie stąpać po dżungli. Przez to wszystko pomyślała, że może to być jedna z jej nielicznych okazji, aby poparadować w spodniach, nim zostanie skazana na piekło sukienek, do których przymuszała ją etykieta.
Wzdrygnęła się, słysząc agresywne walenie do drzwi, a potem skrzywiła, przewracając oczami na dźwięk głosu, jaki dobiegł ją zza drzwi. Czasem miała wrażenie, że nachodził ją specjalnie, na złość, tylko po to, żeby ją denerwować. Niespiesznie narzuciła na ramiona koszulę i już chciała iść do drzwi, aby wychylić się przez nie, odprawiając jej chodzący na jawie koszmar, lecz ten najwyraźniej nie miał żadnych oporów i postanowił przekroczyć kolejną granicę. Nie była zdziwiona jego nietaktem, właściwie zdążyła się do niego przyzwyczaić, choć wciąż wzbudzał ten sam rodzaj irytacji. Uniosła wzrok ku górze, wzdychając nazbyt doniośle, a może wręcz teatralnie.
- Czy ja ci tu pozwoliłam wejść? – zapytała chłodnym tonem, zapinając guziki koszuli i podchodząc do progu. – Musieli wysłać akurat ciebie… Nie masz jakichś innych zajęć? Nie trzeba zetrzeć czyichś rzygowin? – złapała drzwi, tak aby młody artysta nie mógł rozchylić ich bardziej i wlepiła w niego spojrzenie czarnych ślepi. Już nawet nie zwracała, przy nim uwagi jak wygląda, może za czasów szkolnych uciekałaby z rumieńcem, że przecież jak mógł ją zastać z niedbale rozczochranym kokiem, brakiem makijażu i o zgrozo! Bałaganem w pokoju spowodowanym przemierzaniem co rusz innego stroju. Nie, te czasy skończyły się już dawno temu.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]11.10.20 22:03
Najpierw wbijam spojrzenie w niedopiętą koszulę i kiedy mam okazję podziwiać nie do końca zasłonięty kawałek damskiej skóry, to słowa jakby dochodzą do mnie z opóźnieniem. No co? Jesteśmy w drodze już tyle czasu, na pokładzie praktycznie sami faceci (w końcu baba na statku przynosi pecha!!), więc to chyba nic dziwnego? Przynajmniej tak mi się wydaje. Później przenoszę spojrzenie na dziewczęcą twarz i się krzywię podobnie jak i ona; jak matkę kocham mi także nie jest w smak nasza wspólna podróż - Co? - pytam durnie i jeszcze bardziej ściągam brwi. Sens dociera do mnie dopiero po kolejnych kilku sekundach - A czy ja się pytałem o pozwolenie? - rzucam złośliwie, ale nie przekraczam progu; zresztą byłoby to niemożliwe, bo stoi w samym wejściu i opiera dłoń o drewniane skrzydło drzwi. Przekrzywiam łeb na jedną stronę - Ha-ha, bardzo kurwa śmieszne - wywracam oczami - Daruj sobie, nic mi dzisiaj nie zepsuje humoru, nawet twoje durne pyskówki, bo jutro już was tu nie będzie. Dobijemy do brzegu i NARA, do niezobaczenia - starałem się tym pocieszać, chociaż krew w żyłach buzowała mi jakoś mocniej. Kwiatem lotosu na tafli jeziora, kwiatem lotosu na tafli jeziora... - powtarzam w myślach jak mantrę. Kątem oka zerkam na pomieszczenie gdzieś ponad jej ramieniem i parskam - Ale pierdolnik, nawet w mojej kajucie jest czyściej - rzucam; oczywiście, że bujam - po pierwsze nie miałem prywatnej kajuty, może żeglarze o wyższej randze mieli swoje własne, ale my? My zwykli marynarze spaliśmy wszyscy na kupie, metaforycznej takiej, żeby nie było. Potem powracam spojrzeniem do jej czarnych ocząt. Do jej pięknych, czarnych oczu, których nie sposób przeoczyć... Nie, wróć, wcale nie były piękne, były zimne dokładnie tak samo jak jej serce - No idziesz czy nie? Ludzie zaczynają robić się głodni, a głodni żeglarze to źli żeglarze; uwierz, że nie chcesz się przekonać co to znaczy - kiwam głową, chociaż i to drobne kłamstwo, bo z naszej ręki nie doświadczyłaby żadnej krzywdy, ostatecznie była tutaj gościem, a Ministerstwo słono opłacało załogę, która pomoże ich ekipie wrócić do ojczyzny. No chyba, że mnie za bardzo zdenerwuje to wtedy nie ręczę za siebie; czasem naprawdę miałem ochotę wypchnąć ją za burtę i udawać, że to przypadek, ale powstrzymywałem się w ostatniej chwili. Czasem też miałem ochotę udusić ją własnymi rękami, albo zadźgać łyżeczką przy kolacji, taka sytuacja. Odsuwam się od drzwi i wciskam dłonie w kieszenie spodni, z wolna ruszając wzdłuż korytarza. Przecież nie będę tu wieki stał, szczególnie, że sam wrzuciłbym już coś na ząb, to raz, a dwa (i może przede wszystkim) nie mogłem się doczekać aż wleję w gardziel zdrową porcję bursztynowego rumu.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]12.10.20 1:17
Jajco. Cisnęło jej się na język, ale ze wszystkich sił powstrzymywała się od takich odpowiedzi, uważając, że nie miały sensu. Zniżałaby się do poziomu gbura, z którym przyszło jej obcować. Chociaż właściwie… już dawno była na tym poziomie, po prostu wciąż, usilnie próbowała nie dopuszczać do siebie tego faktu. Może ewentualnie była kilka centymetrów wyżej, powstrzymując się od miotania słownictwem wyjętym z rynsztoka na prawo i lewo.
Uniosła brew do góry, jak gdyby nie wierząc, że był zdolny odpowiedzieć tak denną zaczepką. Chciała zapytać go, ile ma lat, że zachowuje się jak dzieciak, ale to też sobie darowała i pozwoliła mu ciągnąć dalej słowa, które były niczym smoła rozlewająca się po jej duchowej przestrzeni.
- Oh, jak dobrze, że mnie oświeciłeś, bo przecież WCALE nie odliczam z utęsknieniem dni, aż stąd zniknę i już nie będę musiała na ciebie patrzeć. Jak cudownie. I nareszcie nie będę czuła też tego twojego paskudnego smrodu – wzdrygnęła aktorsko ciałem i skrzywiła się jeszcze bardziej. – Swoją drogą mógłbyś się czasem umyć, zaręczam, że portowe panny docenią higienę w kroku – westchnęła, lustrując spojrzeniem całą posturę Bojczuka. Natomiast po kolejnych jego słowach, najzwyczajniej w świecie puściła drzwi. Cofnęła się do wnętrza, łapiąc swój soczyście kobaltowy płaszcz, który swą długością sięgał niemal do ziemi, zarzuciła go na ramiona, co jakiś czas łapiąc spojrzenie młodego artysty. Potem wsunęła na nogi trzewiki na lekkim obcasie i zawiesiła się nad własną myślą. – Nie masz kajuty. Nie uwierzę w to – zauważyła, unosząc spojrzenie, lecz było to stwierdzenie rzucone raczej w eter niżeli stricte do bałwana w drzwiach. Wyprostowała się w końcu, gdy skończyła wiązać buty, a potem poprawiła płaszcz, zapinając go. – Czy ja wiem… wszyscy traktują mnie milej niż ty, a skoro ciebie już dziś spotkałam, to gorzej być nie może i o resztę mogę być spokojna – mruknęła pod nosem, znowu w przestrzeń. Tymczasem zdawała sobie sprawę, że niejeden marynarz mógł mieć gorsze myśli względem niej, ale to wolała przemilczeć.
Rozejrzała się po kajucie po raz ostatni i sięgnęła po mieszankę perfum w olejku, rozsmarowała je na nadgarstkach i karku, po czym zwróciła swe kroki za znikającym już Bojczukiem. Drzewna woń rozlała się za nią, pachnąc żywicą i aldehydami cytrynowymi. Zaraz potem zdało się czuć woń jałowca, szałwii, lawendy i geranium – słowem, był to raczej męski zapach. Mocny i zdecydowany, wszak nie dla niej były duszące kwiaty jaśminu czy delikatne róże.
Nie była fanką tutejszej kuchni, zwykle mało jadła – za mięsami nie przepadała, ryby też dla niej cuchnęły, a warzywa i owoce na morzu były raczej rarytasem, toteż liczyła, że może dzisiaj się w końcu naje. Poprawiła prędko fryzurę, zaczesując ponownie koka i spinając go srebrną szpilą z wizerunkiem lecącego kruka, gdy próbowała dogonić – Merlin jeden wie po co – artystę.
- Widzę, że nadal nie urosłeś – rzuciła zgryźliwie, gdy w końcu zrównała się z nim, a potem obróciła się, idąc kawałek tyłem. – Biedny, a myślałam, że jednak tak ci nie zostanie – pokręciła głową z niewinnym wyrazem twarzy. Czy chciała być aż tak złośliwa? Możliwe, że nie, ale krasnal-marynarz-artysta był jedyną osobą, przy której nie szczędziła sobie okropności. Jedyny, przy którym traciła swoje łagodne i dobrotliwe podejście. Zresztą, on też był w jej kierunku paskudny, więc nie czuła żalu. Choć najpewniej, gdyby zacząć cofać się wstecz, słowo po słowie, to prowodyrem całej tej sytuacji była ona i jej ugięcie się pod ojcowskim rozkazem zerwania kontaktu. Jednak nie myślała przepraszać, z resztą uważała, że w przypadku kogoś takiego jak Johnatan to niewiele by takie przeprosiny wniosły, a wyśmiania wolała sobie oszczędzić.
Uśmiechnęła się zgryźliwie i obróciła w momencie, gdy byli przy stole. – Dobry wieczór – przywitała się ze wszystkimi, kiwając głową parokrotnie do kilku bardziej znajomych twarzy, jednak już z charakterystycznym dla siebie stonowaniem emocji. Usadowiła się na wolnym miejscu i kiwnęła głową do przełożonego, który zawzięcie dyskutował o czymś z pozostałymi członkami załogi. Nawet nie zwracała uwagi, czy jakieś inne spojrzenia pozostały na niej dłużej czy nie – bardziej zaczęły ją interesować potrawy znajdujące się na stole.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]12.10.20 18:36
Bla, bla, bla; znowu wywracam oczami i zaciskam zęby, żeby jej nie odpysknąć, chociaż muszę przyznać, że w tym wszystkim miała trochę racji - no ale co ja zrobię? Na statku nie było czasu, żeby się codziennie myć, nie było warunków i nie chciało mi się... Jutro zejdę na ląd to pójdę zażyć wspólnej kąpieli z jakąś portową panną, poproszę żeby mi plecki wyszorowała i... no i inne części ciała - Odezwała się, pachnąca fiołkami - rzucam ciszej, bardziej nawet do siebie niż do niej, a jak tylko odwraca się do mnie plecami, to sprawdzam czy koszula faktycznie aż tak mi jebie. No, trochę, ale serio - bywało gorzej. Przytrzymuję drzwi stopą, żeby mi się nie zatrzasnęły centralnie przed twarzą i patrzę jak krząta się po pokoju. Ręce krzyżuję na piersi. Milczę, a potem idę korytarzem. Przez chwilę mam względny spokój, tylko, że Forsythia w końcu mnie dogania, a ja czuję mocny zapach jej perfum; jest całkiem ładny, co postanawiam zachować dla siebie. Chyba do samego końca mam nadzieję, że podróż do stołu minie nam w ciszy, ale niestety - w końcu zaczyna kłapać i wbija mi szpilki tam, gdzie najbardziej boli. To nie moja wina, że byłem raczej... drobnej budowy, takie geny - Kiedyś ci się to podobało - mrużę lekko ślepia, w kieszeniach zaciskając dłonie w pięści; nierówne paznokcie wbijają mi się w skórę i przypominam sobie, że przecież jestem kwiatem lotosu, dzisiaj się nie denerwuję - Ty za to musisz mieć w sobie sporo krwi olbrzymów, albo trolli, skoro tak wystrzeliłaś, wielkie babsko - mruczę pod nosem, po czym dodaję głośniej, mierząc spojrzeniem całą jej sylwetkę - Co ty na siebie założyłaś? Jakieś gacie... po bracie, nie mogłaś się ubrać jak człowiek? - kręcę głową, zaś spomiędzy moich warg wydobywa się ciche westchnięcie. W końcu jednak docieramy do stołu i moje ślepia biegną wzdłuż długich ław w poszukiwaniu kawałka wolnej przestrzeni; byle dalej od panny Crabbe. Niestety - jeden z naszych chłopców uśmiecha się do mnie złośliwie i przesuwa się nieznacznie robiąc mi miejsce tuż obok dziewczyny. No dalej, Bojczuk, siadaj, zająłem ci - rzuca, na co wznoszę wzrok ku górze; za jakie grzechy? - Dzięki - no bardzo dziękuję, po stokroć, kurwa. Wspieram dłoń o stół i przekładam nogi ponad ławą, w końcu usadzając na niej także dupsko; jest trochę ciasno, więc odwracam twarz w kierunku dziewczyny - Możesz się trochę przesunąć? - proszę, chociaż nie przyjmuję odmowy, jeśli będzie miała jakieś ale, to sam ją przesunę. Później wodzę spojrzeniem po zastawionym stole - ryby, ostatnie kawałki mięsa, jakieś warzywa i owoce, założę się, że kucharz wyciągnął dosłownie wszystko co zostało w ładowni. Jutro i tak dobijaliśmy do portu, a rano, po całonocnym, srogim chlaniu i tak nikt nie będzie miał ochoty na śniadanie, więc dzisiaj mogliśmy posmakować rarytasów, których skąpił nam od początku podróży. Wpierw polewam sobie rumu, bo na trzeźwo to tu chyba nie wytrzymam. Nakładam trochę ryb, trochę batatów i w końcu mój wzrok zatrzymuje się na ostatniej sztuce pitaji, która kusi soczystym, różowym kolorem. Jest trochę za daleko, więc wyciągam się ponad talerzem Forsythii żeby dosięgnąć smoczego owocu.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]12.10.20 21:05
- Nie mówię, że mi się to nie podoba – stwierdziła ciszej, sama nie wiedząc po co. Właściwie pożałowała tych słów, natychmiast, gdy usłyszała je na wietrze. Owszem, lubiła to, że byli równi. Nie przepadała za wysokimi chłopami, którzy obnosili się ze swoją siłą, demonstrując wyższość nad kobietami. Jednym, za co mogła dziękować ojcu, to był właśnie ten wzrost, który dał jej możliwość wyrośnięcia i zrównania się z pomniejszymi przedstawicielami samczego gatunku przybyłego z obcej mentalnie planety. Dlatego na przytyk do jej własnego wzrostu, poczuła raczej dumę, niż zażenowanie. – Oh błagam, chciałbyś, żeby twoje modelki miały moje trollińskie proporcje – stwierdziła z wyższością, wciąż uśmiechając się półgębkiem. Spodni z początku nie chciała komentować, wiedziała, że wypluł to z siebie tylko po to, żeby ją denerwować, bo i tak spod płaszcza niewiele było widać, a już w ogóle nic pod stołem nie można było dostrzec, gdy usiedli. Wstać chciała jedynie, aby udać się znów do swojej kajuty, więc nie miała co przejmować się durnymi komentarzami. Ostatecznie jednak zbyt długo myślała nad ripostą i nie wystarczyło jej czasu, aby wtrącić skrzętnie przygotowaną obelgę.
Przesunęła się na dźwięk jego słów, nawet nie poświęcając mu większej uwagi. Bo i po co? Też nie rozumiała zachowania tego drugiego nieszczęśnika, który najwyraźniej specjalnie wepchnął artystę tuż obok niej. Przez chwilę chciała nawet wziąć talerz i przenieść się bliżej swojego przełożonego, jednak ostatecznie wymagałoby to zbyt wiele zachodu, toteż pozostała na miejscu. Na szczęście miała okazję, żeby się najeść, więc to na tym się skupiła. Zaczęła nakładać warzywa, lecz zdecydowanie chętniej sięgała po słodkie owoce. Potrzebowała słodyczy – najpierw pomarańcze, potem arbuz, kilka kawałków ananasa i… kopnęła Bojczuka pod stołem, tym samym zdobywając chwilę przewagi w wyścigu po smoczy owoc. Położyła go zwycięsko na swoim talerzu, nim on zdążył go dosięgnąć i w tej samej chwili przybrała sztucznie zaniepokojony wyraz twarzy. – Ojej! Nic ci nie jest? Przepraszam, to niechcący – powiedziała pełna fałszywej niewinności.
Kilka minut później przełożony dziewczęcia wstał i postukał łyżeczką w kielich. Nie był to najprzyjemniejszy dźwięk, ale przynajmniej skupił na sobie uwagę względnie każdej persony.
- Chciałbym coś powiedzieć – zaczął mężczyzna, czekając, aż ucichną ostatnie głosy. Forsythia była w trakcie konsumowania pomarańczy, której sok ściekał delikatnymi kroplami po ustach i podbródku, aż w końcu skapując na długą szyję. Cierpko-słodki smak podrażniał jej kubki smakowe, rozbudzając doznania smakowe, o których zdążyła zapomnieć w trakcie podróży. Prędko chwyciła haftowaną chusteczkę, którą miała w kieszeni i otarła zbłądzone krople, przyglądając się szefowi. – Bardzo chciałbym wam wszystkim podziękować za tę podróż oraz poświęcony czas. I wam marynarzom, i wam badaczom, a także tobie Forsythio. Jesteś iście kwitnącym kwiatem – uniósł kielich, gdy dziewczyna zastygła w bezruchu i modliła się o to, aby przełożony nie wspomniał o… - A z okazji zbliżających się twych jutrzejszych urodzin, chciałbym życzyć ci wszystkiego, co najlepsze! Zdrowie! – i przyłożył kielich do ust, wypijając alkohol jednym haustem. Pannie Crabbe, ewidentnie drgała powieka w zażenowaniu całą tą sytuacją, lecz odpowiedziała szefowi uśmiechem. Czuła na sobie wzrok marynarzy, badaczy i przeklętych mew, które najwyraźniej postanowiły wyśmiać jej sytuację. A może to była karma za ten nieszczęsny owoc? Wierzyła, że to był koniec upokorzeń i jej przełożony nie wyskoczy zaraz z tortem i prezentami, tego by nie zdzierżyła. Nie wnikając w to, co zostało jej nalane, pociągnęła łyk i srogo się zdziwiła, bo zamiast wody – o którą zwykle się bardzo dosadnie ubiegała – tak po jej buzi rozlał się smak nazbyt mocnego alkoholu. Skrzywiła się, cudem nie wypluwając paskudztwa, a po kilku chwilach w końcu przełknęła palący trunek. Znów rozległy się śmiechy, a ona próbowała jedynie złapać oddech. Alkohole, które dane było jej próbować na wystawnych bankietach, z pewnością były dziesiątki procentów niżej od tego, czym zwykli raczyć się żeglarze. Odkaszlnęła parokrotnie, żałując, że wcześnie rozdrażniła swój język słodyczą pomarańczy.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]13.10.20 21:36
Unoszę obie brwi w wyrazie szczerego i przede wszystkim OGROMNEGO zdziwienia, bo to akurat było całkiem miłe; gdzieś na wargach pojawia się cień uśmiechu, którego jednak czym prędzej się pozbywam, na nowo przywołując raczej zniesmaczone skrzywienie - Jaaasne - wywracam oczami. Może trochę bym chciał, a może wystarczyłoby mi malowanie jednej trollicy, ale zaciskam usta zachowując to dla siebie, bo przecież nie mogłem sobie pozwolić na bycie miłym, nie? - Ała!... - okrzyk wypada spomiędzy moich warg, kiedy czuję kopnięcie i krzywię się jeszcze po stokroć bardziej, rozmasowując jedną ręką obolałe miejsce - Jędza - mruczę pod nosem w odpowiedzi na jej kompletnie nieszczere przeprosiny, po czym unoszę do ust szklankę z rumem, żeby mocnym alkoholem zalać smak goryczy. Podążam wzrokiem za owocem; no cóż, tym razem to se mogę co najwyżej popatrzeć, ale i to nie trwa zbyt długo, bo wtem do uszu wszystkich zebranych dociera dźwięk wznoszonych toastów, więc i ja wlepiam ślepia w mężczyznę, słuchając co ma nam do powiedzenia. Parskam cichym śmiechem, jak zaczyna o tym kwiecie i rzucam dziewczynie krótkie spojrzenie - Aye! - okrzyk wydobywa się z każdego gardła, tuzin kielichów wznosi się w geście toastu, by już za moment zetknąć się z tuzinem rozchylonych warg. I tylko pannie Crabbe jest nie w smak to całe zamieszanie wokół jej osoby... więc postanawiam pociągnąć je dalej. Tym razem to ja zrywam się ze swojego miejsca i unoszę wysoko naczynie - Również chciałbym złożyć NAJSERDECZNIEJSZE oraz NAJSZCZERSZE życzenia naszej dzisiejszej solenizantce, Forsythio - pierdol się - wszystkiego najlepszego - wspieram wolną dłoń na jej ramieniu - A skoro świętujemy dziś u nas, to pokażmy naszym gościom jak powinno się to robić - kiwam głową; mieliśmy swoje tradycje związane z celebracją urodzin i czy jej się to podobało czy nie, musiała wziąć w nich udział, przecież chyba nie chciała obrazić załogi, a przede wszystkim kapitana, który zajmował miejsce na górze stołu i przyglądał się wszystkiemu z szerokim uśmiechem. Zasiadam na ławie, po czym chwytam w dłoń jedną z butelek i napełniam jej kielich - Z okazji urodzin pijesz podwójnie - rzucam, pochylając się nieznacznie w jej stronę - Wstań - dodaję, kiwając łbem. Pierwsze pięści obijają się o blat, a podeszwy o podłogi, wystukując nierówny rytm. Ja również zaczynam bić dłońmi o stół, tupać i śpiewać wraz z resztą równie rozdartych marynarzy - niech nam żyje trzysta lat!!! Ktoś gwiżdże, zaś ktoś inny macha przelotem na kucharza, który znika na moment pod pokładem, by wrócić ze sfatygowaną, sporą świeczką, którą wbija w leżącą na jednej z posrebrzanych tac ośmiornicę; w całości. Taki oto prowizoryczny tort podsuwa dziewczynie, a ja już chyba dłużej nie wytrzymam - gdzieś między kolejnymi uderzeniami o roztrzęsiony blat (zresztą trzęsie się dosłownie wszystko, zaś słowa piosenki giną gdzieś w kakofonii innych dźwięków), zaczynam się głośno śmiać. Świeca świszczy i wypluwa z siebie kolejne zimne ogniki, które wirują w dzikim tańcu między rozłożonymi naczyniami. Istne szaleństwo, byle nie zapomniała o życzeniu przed zdmuchnięciem swojej świeczki.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]14.10.20 18:44
Patrzyła na Johnatana chłodno, właśnie przekroczył pewną granicę, której ewidentnie przekraczać nie powinien. Resztkami sił, powstrzymywała się, aby nie rzucić w niego talerzem, sztućcami, butelką, przeklętym smoczym owocem, a jakby było trzeba to Wingardium Leviosa rzucone na okoliczną beczkę też by się nadało. Wykrzesała z siebie cień uśmiechu, okrutnie zmieszana tą sytuacją, a rękę złożoną na jej ramieniu miała ochotę, po prostu odgryź. Nie odciąć. Nie złamać. Odgryźć. Brutalnie i bestialsko, jak zwierzę. Lecz przegoniła te myśli i zbierając się w całej sobie zaczęła grać w przedstawieniu Bojczuka. Wstając, tym razem ona wsparła się o jego ramię, wbijając swoje długie paznokcie tuż przy jego obojczyku tam, gdzie powinno boleć najbardziej – a przynajmniej tak jak pamiętała, że robiła dłoń ojca, która zatrzymywała ją przed odbieganiem podczas kłótni. Potem pochwyciła kielich i uniosła do góry.
- Szalenie dziękuję! – wyśpiewała, starając się zrobić wszystko, aby jej głos się nie załamał. Wypić kielich, zdmuchnąć świeczkę i szybko uciec. Taki był plan, bezbłędny wręcz. Mogła jeszcze wymienić uprzejmości, a potem skryć się w kajucie, zapominając o tym wszystkim. Jednak coś ją tknęło, jakiś dziwny powiew wspomnień. Zamieszała trunek w kielichu, przez chwilę obserwując, jak płyn obija się o ścianki naczynia. Ten cały chaos wywołany na jej cześć miał być aktem pogwałcającym jej swobodę, wżynającym się dyskomfortem, a mimo to… zrobiło jej się dziwnie wesoło. Urywki pamięci z pierwszych chwil, gdy została przydzielona do Ravenclawu, miały ten sam wydźwięk. Najpierw wstyd i niezręczność, ustąpiły uczuciu pewnego rodzaju swobody, jaką zyskała. Czy na jakimkolwiek bankiecie tak hucznie chciano wznieść za nią toast? Czy kiedykolwiek pośród tych spotkań udało jej się uświadczyć tak niezmąconą radość na twarzach inny osób? Jasne, Johnatan zrobił to po złości, ale efektem tego stało się coś zupełnie innego. Nie była córką starego Crabbe’a, ot, po prostu była Forsythią, a wielka zgraja, choć wiedziona pomysłem przygłupa, skandowała dla niej życzenia. Z tego wszystkiego roześmiała się, wręcz zarechotała i pokręciła głową, spoglądając po twarzach załogi. - WASZE ZDROWIE! – zakrzyknęła w końcu i przechyliła kielich, pozwalając, aby alkohol przemknął przez jej gardło jak najprędzej, pomijając zbyt czuły język. Ciepło przeciskające się w jej wnętrznościach sprawiło, że niemal natychmiast na jej dotychczas bladych policzkach, niezdrowo jasnych, wylał się burgundowy pąs. Zakaszlała znów, a z jej ust poraz kolejny wydobyła się salwa perlistego śmiechu. Nawet nie spostrzegła, gdy kielich znów się napełnił, a kierowana dalszym rozbawieniem, ponownie się napiła, lecz teraz najwyraźniej alkohol przeszedł jej dużo gładziej, na tyle prędko, że towarzystwo zaczęło skandować. WIĘCEJ. Choć broniła się przed kolejną dolewką, tak w chaosie przystała na propozycję, widząc jednocześnie, jak szaleńczo z tego faktu cieszyło się tak wiele osób, a w tym nawet jej przełożony. Klaskali i gwizdali, zupełnie jakby stała się najjaśniejszą gwiazdą. Odstawiła kielich na bok i pochyliła się nad blatem, ku niesmacznie wyglądającej ośmiornicy. Żeby tak Bojczuk zdechł. Pomyślała, składając usta do zdmuchnięcia świeczki i delikatnym podmuchem pozbawiła knot ciepła i blasku. Ktoś pytał o życzenie, ktoś inny mówił, aby nie odpowiadała, a jeszcze kolejni znów wznosili toast. Machnęła ręką z rozbawieniem, a kilka komplementów posypało się w jej kierunku – a to, że odważna, a że piękna, a że zabawna. Wciąż odrobinę była zażenowana tym wszystkim, a jej introwertyzm błagał o zejście z piedestału, lecz naprawdę widziała w oczach tych ludzi szczerość. Nie była to fałszywa uprzejmość czy słowa cedzone przez zęby dla utrzymania reputacji. Westchnęła, klapnąwszy znów na miejsce, patrząc na kawałki owoców. Leniwie wbiła widelec w pociętego ananasa i zaczęła go obgryzać, w końcu skupiając się na prowodyrze tego zamieszania, którego pomijała spojrzeniem gdy jeszcze stała.
- Kto by pomyślał, że tyle dla mnie zrobisz – stwierdziła z westchnieniem, jednocześnie zastanawiając się, jak wyglądał rozrachunek punktów przewagi w ich konflikcie i kto w nim wygrywał. Ułożenie plusów i minusów tej sytuacji było dla niej w tej chwili niemal niemożliwe, szczególnie że pierwszy łyk alkoholu sprzed kilkunastu minut dawał już się jej we znaki.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]20.10.20 14:20
Czuję długie paznokcie wbijające się w moją skórę i wiem już, że było warto. Krzywię się, jednak ten grymas szybko przechodzi w nieco zbolały, aczkolwiek szeroki uśmiech. Trochę triumfalny? Chyba tak. Przenoszę spojrzenie na twarz Forsythii obserwując cały wachlarz emocji, który maluje się na niej w przeciągu ledwie chwili - od zażenowania, poprzez zawstydzenie, aż do czegoś jakby... szczerej radości? Nie wiem co mam myśleć - wydawało mi się, że panna Crabbe pęknie ze złości, może nawet trochę liczyłem na to, że się popłacze i ucieknie do swojej kajuty, a tymczasem ewidentnie zaczynała się przednio bawić i wybornie czuć w świetle reflektorów, rzucanym na nią przez całą zgraję zapijaczonych marynarzy. No kurde, powinno wyjść inaczej!... Wlewa w siebie coraz więcej alkoholu (proszę, niech się chociaż od tego porzyga!), zaś ja czuję, że i moje usta w końcu wyciągają się w szerokim uśmiechu, a z gardła wydobywa się coraz głośniejszy krzyk, przerywany jedynie równie hucznymi salwami śmiechu. W tym momencie Sysia (jak nazywałem ją pieszczotliwie całe lata wstecz) jest naprawdę pełna uroku i chyba wszyscy co do jednego daliśmy się oczarować. Wsuwam dwa palce w usta, gwiżdżąc przeciągle, kiedy zdmuchuje świeczki, po czym wraz z resztą długo biję brawo. Gwar nie ustaje nawet gdy dziewczyna wreszcie zasiada na swoim miejscu - wzniesione toasty uderzają do głów i zaczynają się dyskusje - te mniej i bardziej poważne, te mądre i całkiem niemądre, słowa rzucane do sąsiada i do osoby po drugiej stronie stołu, znowu słychać strzęk sztućców, huk obijanych o blat talerzy oraz głośne śmiechy w reakcji na sprośne dowcipy, których dochodziły do nas tylko szczątki. Spijam alkohol ze swojego szkła, po czym opieram łokcie na blacie, głowę miękko układając na splecionych dłoniach ale twarz zwracam w kierunku dziewczyny, wreszcie krzyżując nasze spojrzenia. Przez chwilę milczę, jakby trawiąc sens rzuconych do mnie słów, a potem... potem uśmiecham się naprawdę ciepło, bo teraz kiedy mam już trochę w czubie (i widać to gdzieś na dnie moich błyszczących ślepi), powody dla których ośmieliłem się wplątać ją w tak huczną celebrację własnego święta, nie mają znaczenia; liczy się tylko to, że wyszło... dobrze - W końcu to twój dzień - wzruszam ramionami, opuszczając jedną dłoń na butelkę rumu. Słyszę, że na górze stołu śpiewy nie ustają, w eter lecą pierwsze, improwizowane zwrotki Morskich Opowieści, przeplatane znanym każdemu refrenem - hej ha kolejkę nalej, hej ha kielichy wznieśmy, to zrobi doskonale morskim opowieściom! - i dalej na fristajlu kto następny w kolejce; ta fala zbliża się do nas nieubłaganie - Napijemy się? - pytam, polewając sobie i jej, bo chyba mi nie odmówi? - Po szklanie na pojednanie? Wyjątkowo na ten jeden wieczór - wywracam oczami, bo to, że dzisiaj z powodu specjalnych okazji mogliśmy przestać skakać sobie do gardeł i tak w perspektywie czasu nic nie zmieni. Jedna szalona noc nie sprawi, że wybaczę jej to jak mnie wtedy potraktowała, byłem jednak skory obiecać, że więcej przykrości nie uświadczy ode mnie aż do zakończenia rejsu. Tymczasem z drugiej strony słyszę jak mój sąsiad się produkuje ze swoją zwrotką, więc, oho, zaraz moja kolej. Co by tutaj? Nigdy nie byłem dobry w słowach, ale wyrzucam z siebie pierwsze co przyjdzie mi na myśl, wznosząc wysoko swój pełny kielich - Była sobie raz dziewucha,
co przybyła na nasz statek,
jak wypiła cztery szklanki,
wyskoczyła z gatek!...
- śpiewam, na koniec parskając śmiechem i puszczam oczko do dziewczyny. Może było to trochę sprośne i wulgarne, ale taki mieliśmy tutaj klimat. Refren kaleczy uszy (nie oszukujmy się, większość z nas wyła jak wilkołak do księżyca) więc wysuwam w kierunku Forsythii naczynie, byśmy mogli zawiązać niespisaną umowę, zanim to ona będzie musiała zaimprowizować następną zwrotkę.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]21.10.20 3:07
Chwila milczenia wprawiła ją w dziwną niepewność, którą można było wyraźnie dostrzec, gdy zatrzymała się w połowie wgryzania w kawałek owocu. Jednak jeszcze większe zaskoczenie zjawiło się wraz z uśmiechem artysty, który zbił ją tym absolutnie z tropu. Nie tylko przez wzgląd na całkiem przyjazne zachowanie, ale był to ten szczery uśmiech, do którego żywiła niegdyś tak wiele uczuć. Teraz już jednak nie, a może na razie nie? Najpewniej, gdyby pozostałą z tą myślą sama, na dłużej, to mogłaby wywlec się z tego strasznie długa i nieporadna idea, której wymyślenia żałowałaby w każdym jej kawałku – nawet tym najmniejszym.
Zmrużyła podejrzliwie oczy, słysząc odpowiedź i zaraz potem ściągnęła ananasa zębami z widelca, wgryzając się w słodki sok. Próbowała rozszyfrować dziwne zachowanie biesiadnika, lecz najwyraźniej na próżno, a już na pewno nie była w stanie, aby zrobić to poprawnie. – Ty coś jeszcze knujesz – stwierdziła, jednocześnie odkładając widelec i spoglądając na talerz z owocami. Biedny smoczy owoc, o którego tak walczyła nadal, pozostawał nietknięty na jej talerzu. Może mogła go mu wtedy po prostu oddać? A może czekał na lepszy moment – być może przyjdzie jej jeszcze zgłodnieć? Chociaż owoce nie były najlepszym rozwiązaniem do picia… Ale o tym miała się chyba przekonać dużo później.
Po szklanie na pojednanie? Wyjątkowo na ten jeden wieczór – odbijało się w jej głowie jak echo po pustej świątyni. Tak bardzo pragnęłaby, aby wszystkie konflikty w jej życiu mogły zostać w ten sposób zażegnane. Zresztą, to on wystawiał do niej pojednawczą rękę, więc jak miała odmówić? Nie musiała przepraszać ani płaszczyć się o zażegnanie konfliktu, aby raz na zawsze mieć święty spokój i odpocząć. Chciała zgodzić się natychmiast, lecz nim zdążyła zareagować rozbrzmiała już autorska zwrotka Morskich Opowieści. Pokręciła ze śmiechem głową, słysząc radosną twórczość Bojczuka, w klimacie żartów, jakimi niegdyś raczyli się w szkole. Może nie wypadało, może było to zbyt obcesowe? A mimo to bawiło ją, choć z gaci nie zmierzała wyskakiwać. Czy ją to oburzało? Być może gdyby była bardziej trzeźwa, lecz teraz po prostu się śmiała, szczerze i bez tej całej swojej otoczki panny z porządnego domu. Natomiast gdy tylko nadszedł refren, wspięła się na wyżyny szybkości swego działania i przysunęła bliżej artysty, bezpardonowo pociągając jego rękę, w której trzymał naczynie, tak aby mogli napić się na krzyż. – Tylko na dzisiaj – kiwnęła głową, podpisując piekielny cyrograf. Wychyliła zgrabnie kielich i gdy tylko odstawiła go od ust przyszła pora na jej śpiew. Odchrząknęła, odstawiając kielich na bok i spojrzała z lekką zadumą na twarze marynarzy, aż wpadła na bardzo nierozsądny pomysł.
- Popłynęła kiedyś z wami
Ta dziewucha dla ochoty,
Powróciła cała, zdrowa,
Ale już bez cnoty
- zakryła usta dłonią, udając, że wcale nie wyśpiewała tego wszystkiego, co miało nawiązać do wcześniejszej zwrotki. Rzecz jasna było to teatralne zdziwienie, które zaraz zniszczyła falą śmiechu. Takie żarty nie przystoją damie. Ale czy ona była teraz damą? – To zrobi doskonale morskim opowieściooom! – wyśpiewała klaszcząc wesoło, gdy wokół wznosiły się donośne głosy. Już nie wiedziała, czy było jej naprawdę tak wesoło czy za wszystko ponosił winę alkohol. Zerknęła na marynarza, któremu przyszło kontynuować opowieść o tajemniczej dziewuszce, ale najwyraźniej ten o to się nie pokwapił. I dobrze, pomyślała Sythia, woląc zachować tę opowieść na kolejną falę, która niechybnie miała zrobić okrążenie wokół stołu. Rumiane policzki unosiły się co rusz do góry, aż mogłaby przysiąc, że jutro rano oprócz kaca pozostaną jej zakwasy na twarzy. W końcu panna Crabbe sama nalała sobie trunku do kielicha, właściwie nie zastanawiając nad tym wiele. – Mam pomysł na grę! – stwierdziła, kierując się oczywiście do artysty. - Znaczy, to nie jest mój pomysł, bo poznałam to już jakiś czas temu, jak byliśmy w Burkina Faso. Wiesz, że tam podobno średnio na osobę przypada prawie siedem litrów alkoholu na łebka? Oni tam się świetnie bawią, cały kraj jest jak ich widłowęże. Jedna głowa planuje, druga marzy, a trzecia… A TRZECIA tylko syczy i ocenia. Jeden cham mi powiedział, że jestem jak trzecia głowa widłowęża. Czy ja wyglądam na trzecią głowę?! – zapytała, odrobinę tracąc wątek, co było jej typową fazą przy takiej ilości procentów. Zawsze stawała się nadzwyczajnie gadatliwa, rzucała ciekawostkami na prawo i lewo, które często nie miały żadnego kontekstu. – O czym ja mówiłam… - zawiesiła się, całkowicie zapominając o swoim pomyśle na grę. – Ech, nieważne, zapomnij – machnęła ręką i postanowiła znów umoczyć usta w alkoholu.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]26.10.20 18:12
Wzruszam ramionami - nawet gdybym rzeczywiście coś knuł, to oczywiste, że nie sprzedałbym się ze swoimi planami, więc, powiedzmy, pozostawię ją w słodkiej niepewności tego co jeszcze może się dzisiaj wydarzyć. Krzyżujemy ręce i walimy pojednawczą kolejkę; kolejna porcja rozgrzewa przełyk, zaraz uderzy także do głowy, ale przecież o to chodziło, prawda? Po prostu chcieliśmy się urżnąć i byliśmy na dobrej drodze, prowadzącej wprost w upojne ramiona Dionizosa. Odstawiam szkło na blat i przecieram usta nadgarstkiem, po czym wbijam spojrzenie w pannę Crabbe, ciekaw co też jej przyjdzie do głowy, zaś kiedy z kształtnych ust wypada tak obcesowa zwrotka w pierwszej chwili w wyrazie zdziwienia unoszę wysoko obie brwi, a potem parskam równie głośnym śmiechem co i reszta towarzystwa. Dołączam do śpiewania refrenu, gdzieś w międzyczasie szturchając Forsythię łokciem - Nieźle - kiwam z uznaniem łbem, no bo spisała się, o czym zresztą świadczyły rechoty siedzących wokół marynarzy. Podsuwam jej naczynie, żeby przy okazji polała także mi, po czym wbijam w nią spojrzenie, czekając aż podzieli się swoim pomysłem - W Burkina Faso? - wcinam jej się w pół słowa; chyba całkiem sporo podróżowała i naszła mnie taka myśl, że właściwie gdyby nie postanowiła tak brutalnie zakończyć naszej znajomości to mogliśmy mieć naprawdę klawe życie. Ciągle w drodze, ona w poszukiwaniu nieodkrytych gatunków magicznych stworzeń, ja z pędzlem w dłoni, przelewając na płótna egzotyczne krajobrazy bądź kreśląc mapy odległych krain. Uśmiecham się sam do siebie - Serio? - o, to coś dla mnie, chociaż i tutaj utrzymywałem względny poziom ciągłego najebania - No cóż... - czy wyglądała na trzecią głowę? Może trochę, w końcu doświadczyłem od niej wiele przykrości. ALE obiecałem, że nie będę niemiły i tego chciałem się trzymać - Nie jesteś jak trzecia głowa, oprócz syczenia i oceniania robisz też... inne rzeczy - stwierdzam w końcu, chociaż pewnie nie to chciała usłyszeć - Jesteś jak... półtora głowy, trochę od planowania a trochę od marzeń no i może troszkę od syczenia, może być? - śmieję się. Do rozśpiewanych głosów dołączają pierwsze instrumenty, wszak mieliśmy tu prawdziwą zbieraninę talentów, często zaskakującą, ale jak płyniesz kolejny dzień, a wokół tylko otwarte wody, to chwytasz się każdego kreatywnego zajęcia i tak niektórzy łapali się za muzykę, inni za rysunek, a jeszcze inni za... właściwie wszystko co przychodziło na myśl - Sam już nie wiem - znowu parskam śmiechem, bo to do czego dążyła zdążyło już utonąć gdzieś w chaosie innych dźwięków oraz myśli uporczywie zalewanych procentami. Dalej piję, chociaż pod kopułą mam już nieźle nasrane, a to oznacza jedno - pora przeorać płuca podłym tytoniem - To gdzie jeszcze byłaś oprócz w Burkina Faso? - pytam, sięgając do kieszeni po papierośnicę z własnoręcznie skręconymi papierosami - jednego umieszczam między wargami, a resztę wyciągam w kierunku dziewczyny w pytającym geście. Czuję łokieć wbijający mi się pod żebro z drugiej strony i odwracam się na moment coby wysłuchać prośby mojego sąsiada, która brzmi mniej więcej - no chyba jesteś pojebany, że mi tu będziesz kopcić. Wywracam oczami - Muszę się na chwilę oddalić, chcesz mi potowarzyszyć? - rzucam do panny Crabbe, wracając do niej spojrzeniem.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]27.10.20 2:01
- Półtora? – uniosła brew, próbując przeanalizować dogłębnie przesłankę idącą za tamtym stwierdzeniem. – Powiedzmy, że może być – zmrużyła oczy z lekkim grymasem na twarzy, niekoniecznie spodziewając się takiej reakcji. A może też go podpuszczała? Ciekawiło ją, tak mimowolnie, czy będzie w stanie dotrzymać umowy, czy nie. Niemniej jednak grymas jeszcze przez chwilę pozostał, póki nie odstawiła kielicha.
Zlustrowała spojrzeniem papierosy i kiwnęła głową. Dlaczego nie? Co prawda rzadko paliła, ale nie będzie to jej pierwszy raz z tytoniem. Pytająco zerknęła na sąsiadującego marynarza z ewidentnym problemem. Właściwie była gotowa w tamtej chwili się uruchomić i zaprotestować, że nikt im nie będzie mówił, gdzie mają palić, a gdzie nie, jednak Johny zdążył zaoferować małą wycieczkę.
- Z przyjemnością, lordzie Bojczuk – zadrwiła nieświadomie i przeszła przez ławę, omal nie wpadając na zbłąkanego majtka, który stroił gitarę. Pokręciła głową z rozbawieniem i ruszyła przodem, gdzieś po drodze zapalając papierosa. Po chwili opierała się już łokciami o sterburtę. – Gdzie byłam… - mruknęła pod nosem, odnosząc się do wcześniejszego pytania. – Sahara, Wybrzeże Kości Słoniowej, Tanzania, Zanzibar, Kongo, Mada… Madakgs… Madagaskar – zaśmiała się pod nosem z własnego poplątanego języka. – Żałuję, że nie mogłam zostać w którymkolwiek z tych miejsc na dłużej, wiesz? Było tam tak… inaczej. Bez tych głupich zasad, ot czyste zespolenie z naturą – westchnęła ciężko, a potem zaciągnęła się papierosem. Nie był to tytoń najlepszej klasy, ale nie narzekała. Przechyliła się przez burtę, spoglądając w spienioną morską toń, tak bezdenną i nieposkromioną. – Chciałabym być wodą – wypaliła bez sensu, wkładając papierosa do ust i przytrzymując się mocniej dłońmi, tak aby wychylić się jeszcze dalej. Najgorsze w alkoholu było to, że mówiła, co jej ślina na język przyniosła, dzieliła się większością bezsensownych przemyśleń. Czemu woda? Czemu nie ogień albo powietrze? Coś zawsze pociągało ją w pieniących się falach, nieposkromionych w swoim żywiole. Woda dawała życie, ale mogła też je odbierać. Ogień mógł zaledwie podtrzymać ciepło. Ziemia była zbyt stała, a powietrze zbyt transparentne. Gdy poczuła, że zakręciło jej się w głowie, wyprostowała się i chwiejnie wróciła do opierania się łokciami o burtę. Wyjęła papierosa z ust i zwiesiła dłonie, po czym zaczęła wsłuchiwać się w śpiewy i śmiechy rozchodzące się pod sam księżyc, oświetlający tę noc. Lekko wystukiwała rytm stopą, kiwając delikatnie głową i przymykając oczy. Było jej dziwnie błogo, nawet zdążyła zapomnieć o fakcie powrotu do smutnego Londynu. – Zazdroszczę ci – stwierdziła nagle, unosząc powieki i wpatrując się w ciemny horyzont migający gwiazdami, a popiół z papierosa zalśnił czerwonością, opadając na fale, by zniknąć w nich całkowicie. Zazdrościła mu już wielokrotnie tego życia, zupełnie jak zazdrościła bratu, że mógł pozwolić sobie na więcej, bo nie był kobietą. Jednak przy Johnatanie chodziło o znacznie więcej, wiódł życie, takie jak chciał, nieprzymuszony do niczego, zdolny do poniesienia kroków tam, gdzie mu się widziało i na tyle odważny, aby bez krępacji protestować, gdy coś mu faktycznie nie odpowiadało. W młodości uosabiał tę wolność, jakiej chciała, o jakiej marzyła i może dlatego tak bardzo ją do niego ciągnęło? Uśmiechnęła się z lekka zwodniczo, gdy zakołysało mocniej statkiem. – Nauczyłeś się w końcu tańczyć? Czy nadal depczesz partnerki? - zapytała, gasząc papierosa i wyszczerzyła się złośliwie, oferując swoją dłoń, tym samym zapraszając do tańca, zupełnie jakby to ona w tej chwili była gentlemanem. Morscy grajkowie może i nie grali najznamienitszych pieśni, ale muzyka była na tyle skoczna, że i najgorsza fajtłapa odnalazłaby w niej rytm do kroków.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]28.10.20 21:53
łap muzyczkę bo mi jutub podrzucił i jakoś tak przypasowała

Lordzie Bojczuk, no tego to jeszcze nie grali, a do lorda było mi daleko jak długi był ten stół, bo serio, akurat przy jednym z końców siedział nasz kapitan, szanowny lord Travers. Parskam więc śmiechem i z rozbawieniem kręcę głową. Zgarniam na wpół opróżnioną butelkę z rumem, od razu przystawiając ją do ust, coby ściągnąć jeszcze jednego łyka zanim na nowo wcisnę w mordę fajeczkę - tę odpalam już po chwili, zaciągając się gęstą, drapiącą chmurą dymu - co za podły tytoń, ale jak się ma co się lubi, to się pali co się ma. Wyciągam w jej kierunku flaszkę, tym samym dając nieme zapytanie o to czy też chce się poczęstować - Wiem - kiwam łbem, również opierając się o burtę. Gdzieś na horyzoncie majaczy już świetlista smuga angielskiego wybrzeża, do którego dobijemy ledwie za kilka godzin - Wodą? - spoglądam na Forsythię z ukosa, chociaż chyba wiem o co jej chodzi, więc przenoszę spojrzenie na spienione fale, na głębię, którą przecina drewniany dziób ukochanego statku. Ponownie zaciągam się papierosem, a zbliżający się do ustnika żar zaczyna parzyć w palce pożółkłe od ilości wyjaranych szlug, ale niekoniecznie mi to przeszkadza; niespiesznie wypuszczam spomiędzy warg języki szarego dymu, które szybko giną gdzieś w chłodnym, morskim powietrzu - Zazdrościsz? Czego? - pytam, chociaż chyba i tutaj nie potrzebuję żadnych tłumaczeń; niemniej chcę to usłyszeć z jej ust; nam, mężczyznom, w dodatku tym urodzonym w podłych, nieszlacheckich rodzinach paradoksalnie było łatwiej, mogliśmy sobie pozwolić na więcej, nikt nie patrzył nam na dłonie, a ja miałem dodatkowo to szczęście, że matka, choć przybrana, zawsze była dla mnie wsparciem. Owszem, płakała gdy opuszczałem rodzinne gniazdko nie zamierzając wracać tam nigdy na stałe, ale rozumiała moją potrzebę poznawania świata, chęć odkrywania oraz doświadczania wszystkiego, niezależnie od skutków. Dlatego kochałem ją najmocniej i miałem naprawdę dużo szczęścia, że zechciała otoczyć mnie swoimi opiekuńczymi skrzydłami. Ciągnę ostatniego bucha, po czym wyrzucam peta w przestrzeń, gdzieś w przód, gdzie ginie w spienionym żywiole nie zostawiając po sobie żadnych widocznych śladów. Odwracam się, opierając plecami o burtę i wbijam spojrzenie w dziewczynę, a gdy z jej ust padają kolejne pytania, uśmiecham się tajemniczo - Nie wiem, chyba musimy to sprawdzić - wzruszam ramionami, ujmując wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Unoszę nasze splecione ręce, dając jej okręcić się wokół własnej osi, po czym przyciągam do siebie dziewczęcą sylwetkę, zamykając ją w mocniejszym uścisku, wręcz nieprzyzwoicie blisko, wolną dłoń wspierając w okolicach talii. Choć dochodząca do nas muzyka jest wesoła i skoczna, bujamy się powoli, leniwie, zaś przed oczami przelatują mi te wszystkie wspólne noce spędzone na najwyższych wieżach Hogwartu, kiedy wymykaliśmy się z dormitoriów, żeby wspólnie podziwiać gwiazdy, albo pląsać w rytm dźwięków natury. Teraz też prowadzi nas miarowy szum wody, ciepłe oddechy łączą się w jeden, bo i nasze twarze znajdują się bardzo blisko siebie, mam wrażenie, że czuję bicie jej serca tuż przy swoim - I co?... - rzucam szeptem, ale ciężko jednoznacznie stwierdzić o co mi chodzi - o to jak ocenia moje taneczne umiejętności?... Spojrzenie, do tej pory wbite w dziewczęce ślepia, opada na jej kształtne usta, te słodkie, miękkie usta, do których niespiesznie szukam drogi, nie będąc do końca pewnym czy aby na pewno wypada; wróć, nie wypada na pewno, ale czy w tej chwili było to aż takie ważne?




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]30.10.20 11:34
Idealnie dopasowana muzyczka.

Pokręciła głową w kierunku oferty rumu, kolejny łyk mógłby okazać się tym, który wywołałby protest żołądka. Zresztą nie chciała odbierać jego cennej ambrozji, bez której najwyraźniej nie potrafił funkcjonować, ale artyści już chyba tak po prostu mieli.
Kiwnęła na potwierdzenie wyboru swego żywiołu, ale nie czuła przymusu do kontynuowania tej wypowiedzi. Gdzieś w głębi siebie czuła, że Johny wiedział, o czym mówiła, znali się zbyt dobrze, żeby tego nie zrozumiał. Potem przewróciła oczami w wymownym geście, jakby podirytowana, że musiała mu to tłumaczyć. - Wolności, swobody... Możliwości wyboru tego czego pragniesz – westchnęła, zerkając na niego z ukosa. – I tych włosów – dodała w żarcie, ale faktycznie do tej czupryny miała słabość. Wolność zmieniłaby jej życie całkowicie, toczyłoby się wówczas zupełnie innymi torami, ale ilekroć o tym myślała, tak to, co zyskiwała, wiązałoby się z utratą innych dobrodziejstw. Tylko co ceniła bardziej? Już raz pokazała, co wybrała, przez co mógł ją uważać za materialistkę, za złą osobę, która go zostawiła, bo nie pasował do jej czystokrwistego towarzystwa i wedle jej rodziny był szlamą; tatuś dogrzebał się do stosownych dokumentów, których podważyć słowami i zapewnieniami nie mogła. I właściwie nigdy Johnatanowi tego nie powiedziała, jak bardzo o nich walczyła, ile musiała znieść nienawiści od własnego ojca i co wycierpiała, nim została całkowicie złamana. Wolała, żeby nie wiedział i jej nie współczuł, było w ten sposób łatwiej oddzielać go od siebie, gdy jej nienawidził, ale ilekroć wracała do ich rozstania, to żałowała. Poddała się ojcu, poddała się presji społeczeństwa, a mogliby wieść teraz już piękne życie w jakichś odległych krajach, upajając się wolnością. Choć najpewniej i tak by się kłócili, leżało to przecież w ich nieprzyzwoitej naturze, gdzie każde było temu drugiemu wrzodem.
Sprawdzanie umiejętności tanecznych nie miało znaczenia już od piruetu i postanowiła chłonąć przyjemność, jaka płynęła z ciepła jego ciała, bliskości, której jej brakowało. Nie potrafiła utrzymać powagi, jej policzki unosiły się w uśmiechu, ani trochę nie bladnącym, wesoło współgrającym z iskrą tańczącą w melancholijnych oczach.
Ile to razy wpadali oboje w to błędne koło, w którym tracili dla siebie głowę? Ilekroć się spotykali, to w którymś momencie łamali mimo toczącej ich nienawiści, która wyrosła na zgliszczach przyjaźni. Ale czy naprawdę była to, aż tak zniszczona budowla? A może po prostu przystrojona inaczej, przykryta iluzją, którą miała powstrzymywać przed szczerymi pragnieniami?
Nie protestowała, a jej dłoń przemknęła po jego ramieniu, znając tę drogę, aż za dobrze, by spocząć na karku. Druga niespiesznie postąpiła podobnie, lecz musnęła policzek i usta, delikatnie gładząc, jakby sprawdzając, czy jego twarz jest realna czy już nie? Czy to może kolejny sen?
Musnęła wargami jego usta i powróciły tony wspomnień, tych świeższych, jak i tych dalszych, które miały barwę tego samego obrazu. Rozpalonego ciepła i wilgotnej, letniej łąki, pachnącej burzowym powietrzem. Smak zaś kadził znajomym oddechem, który nie odbiegał tak dalece od czarownych chwil upojnie rozlanych po wspólnych eskapadach uniesień. Ten zakaz narzucony od zawsze, najwyraźniej wzniecał w kobiecie to, czego czuć nie powinna i dodawał temu jednak sensu. Dlatego tak ciężko jej było przestać płynąć pod prąd wyznaczonym zasadom. I póki on nie przerywał, ona także nie przerywała, chcąc przeniknąć się z nim, jak dwa pigmenty rozpuszczone w wodzie, inwazyjnie mącone dla stworzenia nowej barwy.
Rozerwała ich dopiero fala, przez którą przeciął się statek, szarpiąc dwojgiem kochanków, aby rozdzielić ich zbyt raptownie. Lecz przerwanie tej zatrzymanej w czasie chwili, nie zmusiło najwyraźniej panny Crabbe do refleksji nad swoimi poczynaniami. Poza tym niewinny pocałunek zdawał się niewielkim wykroczeniem, w porównaniu do tego, co zrobili, gdy ona była w narzeczeństwie. Czasem sądziła, że ich więź mimo wszystko była nierozerwalna i choć mogli się obrażać, ile wlezie, to zwykle kończyło się to właśnie w taki sposób.
Przycisnęła policzek do jego policzka, wtulając się czym prędzej, aby zniwelować dystans powstały przez nieszczęsne szarpnięcie. Mieli tak mało czasu, przez co zaczęła zastanawiać się, ile go zdążyli stracić w tym długim rejsie. - Jesteśmy tragiczni - roześmiała się cicho do jego ucha i chyba oboje wiedzieli, że już o taniec się nie rozchodziło. Przymknęła powieki, składając głowę na jego ramieniu, rozważając wszelkie za i przeciw swoich wyborów. – Uciekamy? – zaczęła figlarnie, może nawet z lekka bełkotliwie od alkoholu. - Hawaje czy Malediwy? – zapytała, wciąż kołysząc się w poprzednim, tanecznym rytmie. Oczywiście, że był to żart, lecz podszyty dziwnym tonem, jakby naprawdę tego chciała. Bardziej niż czegokolwiek innego, a przecież… wystarczyło nie schodzić z pokładu, stracić pracę, stracić rodzinę i stracić reputację. Okrutnie słona zapłata. – Tylko błagam, nie Karaiby – dodała z teatralnym westchnieniem.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: to zrobi doskonale morskim opowieściom [odnośnik]04.11.20 19:22
Nie powinienem był tego robić i dociera to do mnie w momencie, w którym wreszcie się od siebie odklejamy; przez chwilę patrzę w milczeniu na pijany uśmiech rozświetlający jej twarz, później w te smutne oczy, które swoje odbicie znajdują także w moich, ale pozbawionych choćby najmniejszej iskry radości. Dlaczego to było takie trudne? Czemu po prostu nie mogliśmy się wtedy rozejść, zapomnieć o wszystkich dobrych chwilach, a pamiętać tylko te złe? Setki bezsensownych kłótni, krzywe spojrzenia rzucane przez innych, godnych uczniów, piekące policzki, gdy oglądałem się za kolejną dziewczyną, w końcu gorycz rozstania i złamane serce; czemu, pomimo tych wszystkich uszczypliwości i ostrych słów rzucanych do siebie nawzajem, nie potrafiłem jej po prostu nienawidzić? Mocniej zaciskam palce na materiale ubrania Forsythii, kiedy znowu się do mnie przytula i parskam cichym śmiechem na jej słowa - Zawsze Hawaje - o tak, tam moglibyśmy uciec, zamieszkać na plaży i spać w hamakach zawieszonych wysoko nad ziemią, w wolnych chwilach uczyć się tańca hula, albo surfowania; chciałbym żeby ten moment oraz pozorna beztroska nie minęły nigdy, ale niestety - atakują mnie demony rzeczywistości, przedzierają się nawet przez przyjemnie upojony alkoholem umysł, a może przez to wydają się tym bardziej straszne. Odsuwam się nieznacznie, ledwie odrobinę, tyle tylko bym mógł na nowo wbić spojrzenie w jej twarz. Układam dłonie na dziewczęcych policzkach, przesuwając kciukami po gładkiej skórze, zaś moje wargi wyginają się w bladym uśmiechu, pozbawionym radości - zbyt ponurym jak tę wspólną chwilę, nie zwiastującym niczego dobrego - Ale to niemożliwe - mówię powoli, wspinając się na palce by musnąć ustami jej czoło, zaciągam się znajomym zapachem panny Crabbe, kiedyś tak bliskim mojemu sercu i chyba wciąż nie do końca obojętnym; przymykam na moment ślepia, czując pod powiekami wyjątkowo nieprzyjemne pieczenie, och Godryku, byle bym się teraz nie rozkleił, bo jednak trochę lipa - To niemożliwe - powtarzam, odsuwając się od Forsythii jeszcze kawałek; nie dlatego, że nie byłym na to gotów, przecież mnie znała i wiedziała, że nic mnie nigdzie nie trzymało, a jeśli czegoś chciałem po prostu to robiłem i nie żałowałem, tylko dlatego, że - Bo te kilka lat temu podjęłaś decyzję - rzucam, może nazbyt chłodno, ale chociaż minęło już tyle czasu, to nie umiałem po prostu zapomnieć, szczególnie, że podzieliły nas tak miałkie (w moim mniemaniu) sprawy jak czystość krwi. Wybrała to co było dla niej ważniejsze i ponad uczucie, które nas wówczas łączyło, ponad wieloletnią przyjaźń i młodzieńcze zauroczenie, które być może z czasem rozwinęłoby się w coś jeszcze piękniejszego, stawiała nazwisko, pieniądz oraz wolę ojca. A ja naprawdę tego nie rozumiałem. Schylam się po butelkę i ciągnę z niej ostatniego łyka, a strużki bursztynowego trunku spływają mi z kącików ust. Przecieram brodę nadgarstkiem, po czym zamachuję się, coby cisnąć szkło daleko za burtę. Rzucam dziewczynie ostatnie, krótkie spojrzenie, zanim ruszę z powrotem w kierunku wesołej kompanii celebrującej ostatni dzień rejsu, chociaż sam chyba już nie mam ochoty na żadne świętowanie.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 1 z 2 1, 2  Next

to zrobi doskonale morskim opowieściom
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach