Wydarzenia


Ekipa forum
Sypialnia Forsythii
AutorWiadomość
Sypialnia Forsythii [odnośnik]04.11.20 0:12
First topic message reminder :

Sypialnia Forsythii

Pokój Forsythii znajduje się na najwyższym piętrze kamienicy, przez co to w jej okna dobija się pierwsze światło każdego ranka, a widok zachodzącego słońca opatulającego miasto swym ciepłym blaskiem jest stąd nad wyraz malowniczy. Sufit zdobi ciemny granat, obleczony złotymi gwiazdami i wizerunkami konstelacji. Kojąco chłodne odcienie spowijają pomieszczenie, nie tylko na ścianach, ale również w dodatkach, pościeli, wazonikach i innych bibelotach, które panna Crabbe trzyma z sentymentu. Przy biurku znajduje się kilka niewielkich gablot ze szkieletami drobnych stworzeń, zaś na ścianach widnieją podobizny magicznej fauny, która ochoczo demonstruje swe walory. W centralnym punkcie nad biurkiem wisi spory obraz z wizerunkiem ukochanego zwierzęcia Forsythii – żmijoptakiem, który raz po raz zmniejsza się lub zwiększa, wydając z siebie przyjemne ptasie odgłosy. Garderoba została skryta za ciemną kotarą, zaś drzwi tuż obok niej prowadzą do schludnej, aczkolwiek niewielkiej łazienki ozdobionej mozaiką w odcieniach ciemnego błękitu.

Zaklęcia ochronne: Muffliato


[bylobrzydkobedzieladnie]


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak



Ostatnio zmieniony przez Forsythia Crabbe dnia 16.05.21 2:22, w całości zmieniany 3 razy
Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969

Re: Sypialnia Forsythii [odnośnik]29.08.21 21:06
– No, Tower. Ja też – wyjawiła gorzko, a potem zaśmiała się. Przez łzy, które nigdy nie spłynęły, przez kraty, których chłód zdawała się pamiętać każdym skrawkiem skóry, przez zapajęczone wspomnienia, które nijak nie pasowały do tego, co obecnie obserwowało się w dokach, porcie, Londynie. Nic nie było jak kiedyś. Sypał się świat, sypała się zbudowana na sierocych krzykach dorosłość. Opadały te kolana, które do tej pory za każdym razem podnosiły się – w złości, ale i mocy, która pozwalała odsunąć, odeprzeć wstrętne przeszkody losu. Teraz już niczego nie wiedziała. Bojczuk był jak kawałek niej. Jak część duszy, jak pierwsze ciepłe spojrzenie, jakie jej podarowano. Pierwszy uśmiech, który zobaczyła Annie Scott. Szczerbaty, wesoły i przede wszystkim dla niej. Mało mieli wtedy. Właściwie nic prócz małych dłoni. Pamiętała, jak jego brudne palce rysowały obrazy na chłodnych, zaparowanych szybach. Jak kawałkiem kredy malował jej świat zza murów przytułku. Wtedy żadne z nich nie wiedziało, jak to jest być tam, ale on sprawiał wrażenie takiego, który wszędzie już był, który liznął tego szerokiego świata i zamierzał robić to dalej – choćby mieli mu za to pociąć język. – Celina. Celina Lovegood. Dziewczynka z portu, młoda baletnica. Nasza, portowa. Kręciła się po dokach. Chociaż ostatnio pracowała u jakiejś wielkiej damulki, w szlacheckim domu. – Philippa mówiła to z odrazą i aż się wzdrygnęła. Bo to była zguba, to był błąd. Jasnowłosa tancerka nigdy nie powinna była trafić pod te skrzydła. A może to one zapoczątkowały lawinę krzywd i nieszczęść? – A Rubeus to taki dobry chłop, nasz pracownik z Parszywego. Przyzwoity, choć nie miał chłopak lekko w życiu. Kurwa mać, Forsycjo. Oni na to nie zasługują. Nie mogą tam zginąć, nie mogą tkwić tam w nieskończoność. Ja nie mogę siedzieć tak po prostu tutaj, kiedy wiem, że oni tam… wiesz, co się robi więźniom? – zwolniła nieco, by na koniec spojrzeć pannie Crabbe głębiej w oczy. Jej własne tęczówki błysnęły wysuszoną wilgocią. Pod nimi złowrogie cienie, pod nimi matowe policzki, a na ustach tylko gniew. – Już nie wypuszczą, Forsycjo. Johnatan mógł popyskować policji jeszcze te pół roku temu i liczyć, że go puszczą. Ale nie teraz. Nie, kiedy, kurwa, zamykają cię w celi za jedno mdłe spojrzenie. Za to, że nie jesteś taki jak oni. Za to, że po prostu istniejesz. Jeśli się im nie podobasz, to koniec. Koniec! - zawyła ciężko i aż zacisnęła obydwie dłonie w pięści. Aż do bólu. Nie mogła tego znieść. Co teraz? Będzie żyła z myślą, że przyjaciele umierają gdzieś w torturach? Samotni, pozbawieni obrony.
Opuszczona głowa. Zniechęcenie. Poruszająca się nerwowo dolna warga i drżąca w końcu broda. Teraz przypominała Celinę, którą zostawiła tam parę dni temu. Trzęsącą się, ogołoconą z resztek godności. Jej lament budził ją w środku nocy aż do teraz. Nauczona jednak, by nie płakać, Philippa zdusiła smutek, pogryzła go, nim zdołał wyrządzić w niej szkodę. Nim cała się rozlała w tym dramatycznym momencie. Ponad jej postacią grzmiało echo szanowanego pracownika ministerstwa. Przedstawiciela zatrutych elit, który przyczynił się do tego, że Parszywy tamtego dnia poddał się, a wszyscy jego ludzie poznali szorstkość więziennego kaftanu. Nie wiedziała, co takiego rozpaliło się w myślach Forsycji, kiedy pociągała lekko nosem, próbując jakoś zaakceptować tamte słowa. Nie pomożesz. Nie pomożesz. Więc co?!
Dopiero po chwili uniosła głowę i spróbowała połapać się w tym, co do niej mówiła. Odnaleźć jakiś ład. Pojąć, że przecież rozmawia z kimś, kto mieszka w świetnej angielskiej dzielnicy, kto sam jest… no właśnie kim? Jednym z nich? Z tych bogaczy, który mają takie piękne sypialnie jak ta, a kiedy tylko kiwną palcem, świat kłania się im do stóp? Nawet nie zwróciła uwagi na stworzenie. Pokręciła tylko głową, nie dowierzając w to, co właśnie słyszy. – Rodzina? – wydusiła zszokowana i aż podniosła się nerwowo i przeszłą przez kawałek pokoju, by prędko powrócić i pochylić się w jej stronę. – No to coś zrób! Wykorzystaj to. Wykorzystaj to, kim jesteś! Ratuj go! Nie pozwól im go zniszczyć. Ten Sallow to kawał skurwiela, ale nie może nam go odebrać. Ich wszystkich wyraziła podburzona. A potem wypuściła ze świstem powietrze z ust i wzniosła oczy na ten sufit. Pieprzony zdobiony sufit. – To obrzydliwe – mruknęła po chwili ciszy. Trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy mówi o podglądanym sklepieniu, czy może jednak o tym całym dupku Sallowie, o którym Forsycja posiadała tyle wstrętnych informacji. – Po cholerę z nimi tutaj siedzisz? Nie pasujesz do nich – wypaliła bez zawahania. – Słucham cię, Forsycjo Crabbe. Wyżerają z ciebie to, co jest w tobie dobre. No nie? Marniejesz. Nie znam się na podniosłej gadaninie, ale swoje wiem, Fors. Wiem, że możesz być w lepszym miejscu i z lepszymi ludźmi. Albo skończyć tak jak oni. Ten cały gnojek, Cornelius, przemawiał jak wielkie panisko. Jak jakieś bóstwo. A my byliśmy tam tylko po to, by mógł nas ustawiać, jak chce. Więc to z takimi smrodami mieszkasz, Crabbe. Świetnie. Mam nadzieję, że nie myślisz o nas jak oni. Skoro jest tak kiepsko, to powinnaś być już daleko stąd. Albo chociaż spakowana – stwierdziła ponuro i oparła się o kawałek jakiegoś mebla. Wewnątrz niej gotowała się krew na samą myśl o tym, że mogła brać w tym wszystkim udział. Że to jej rodzina, że to jej świta. Pieprzone elity. Jak bardzo musiała być w to wszystko uwikłana, by wciąż uznawać to miejsce za swój dom. I mówiła o tym… świadoma. Potrafiła to zauważyć: spaczenie krewnych, wrogość, ostateczność. – Powinnaś coś zrobić, by teraz ochronić siebie. Nie masz być kolejną, która podzieli ten los, rozumiesz? – wyraziła ostro i nie zamierzała zdjąć spojrzenia, dopóki ta nie potwierdzi. A jeśli chciała uczynić coś innego, ta rozmowa nie miała żadnego sensu. Ta relacja też. Kurwa mać, jakie to wszystko było popierdolone. W głowie miała… totalne bagno. Myśli topiły się, klatka piersiowa dusiła. Wyrzucane w emocjach słowa wydawały się nie mieć początku ani końca, splątane dziwnie, nagłe. Nie spodziewała się, że to wszystko wybrzmi właśnie tak. A jednak.
– Nie wiem, czy cokolwiek przełknę – odpowiedziała, wzdychając na koniec. Ostatecznie sięgnęła do tacy, podkradła kilka kęsów, czując w ustach smaki, o których zdążyła już zapomnieć. Jadła, bo tak trzeba. Rozgoryczenie nie pomagało jednak w tym procesie. Każdy łyk był trudny, prawie bolesny. Nijak nie potrafiła się skupić na tym procesie. Obawiała się nawet, że skończy się to bólem brzucha i zwróconym pokarmem. A przecież nie o to chodziło. – Dokąd chcesz pójść? – zapytała cicho i wyciągnęła dłoń po podrzuconą tkaninę. Pachniała sto razy lepiej niż każdy jej ciuch. – Jestem z portu. Tam zawsze wieje – spróbowała powiedzieć coś nieco cieplej, ale… ale w tym pomieszczeniu gęstniało od chłodu i niewylanych smutków. Może miała racje. Może lepiej będzie stąd wyjść. Wcisnęła na siebie ciepłe odzienie bez sprzeciwu. Nie miała na to sił.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Sypialnia Forsythii
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach