Wydarzenia


Ekipa forum
Chcemy tylko do domu
AutorWiadomość
Chcemy tylko do domu [odnośnik]18.12.20 21:57

Wyspa Wight, sierpień 1946

Przez te dwa lata niczego nie zmienili w mojej komnacie. Sam nie wiem, czego dokładnie się spodziewam. Że moje rzeczy znajdę popakowane w kartonach i że zamiast do własnej sypialni wkroczę do pokoju, który służy matce za kolejną garderobę? A może zwierzyńca? Tak, to pasowało mi do wizji wyklętego, krnąbrnego dziedzica: jak syn marnotrawny czołga się do domu, w tej wersji zmuszany całować ojcowską dłoń, a później, a jakże (odwrotnie), spać ze zwierzętami. Wśród puchowych legowisk naszych milusińskich, brytyjskich kotów krótkowłosych, obok ich zabawek, srebrnych miseczek i kuwet. To byłaby całkiem niezła kara za mój wybryk i pewnie zadziałałaby zgodnie z ich wizją, znaczy, wywołałaby skruchę. Poczułbym wstyd za siebie i swoje uczynki, a zarazem ich pustkę, którą musieli zapełnić. Tymczasem... nawet książka Chesertona leży na biurku grzbietem do góry, założona na tej stronie, na jakiej skończyłem czytać. Cóż, widać nie zależało im tak bardzo. Gdzie chaos, jasna pościel wywleczona na drugą stronę, dzienniki z powyrywanymi kartkami na podłodze, świadczące o tym, że mnie szukali i czepiali się każdego skrawka informacji? Ależ jestem obrzydliwym skurwysynem, a mam tylko dwadzieścia jeden lat. I wbrew pozorom, pojmuję, że myślę obrzydliwie, absolutnie egoistycznie i że jacy moi rodzice by nie byli, to to, co właśnie im teraz robię, to gwałt na słowie szacunek. Normalnie mógłbym stanąć naprzeciw nich i plunąć im w twarz. Ojcu w oko, matce na policzek. I jeszcze zakazać im tego ścierać. Rozciągam się na wyrze i pocieram twarz, życząc sobie, bym przestał być takim palantem. Mieszkamy na pieprzonej wyspie, a jak Boga kocham, jedyna złota rybka, jaką kiedykolwiek na oczy widziałem to eliksir niepodlegający akcyzie. Też spełnia życzenia, ale w inny sposób, a ja tu potrzebuję faktycznych czarodziejskich mocy. Wzdycham ciężko, bo wiecie, rodzice nie są tu problemem największym. Bezrozumnie wgapiam się w lustro, sunąc placami po miejscach, gdzie niegdyś rosły mi brwi. Obecnie: trzy zwęglone włoski na krzyż. Gęba przez to jakaś niepodobna do człowieczej się wydaje, no straszę. Jak wychodzę z domu, stary każe mi nakładać kapelusz, naciągać go głęboko na czoło i za żadne skarby nie zdejmować. Słucham, żeby nie podpaść i nie spaść o oczko niżej w hierarchii zaufania. Dopiero zaczynam odrabiać swoje minusowe punkty, a z tym nastawieniem... Czeka mnie ciężka orka.
Ale przecież ja nie o tym. Nie chcę ani o ojcu, ani o matce, ani nawet o sobie. Chcę o Evandrze. O mojej siostrze, która nie ma brata, tak mi krzyknęła parę dni temu, gdy zobaczyła mnie na progu, boso i z połatanym plecakiem w garści. Dostałem za swoje, lekkie poparzenia i ta rysa na estetyce to coś, jak marchewka z groszkiem podana obok frytek i nuggetsów w kształcie dinozaurów. Ostatecznie mogę tego nie zjeść, odsunąć na brzeg talerza - a gdybym na to, dostał kawał tłustej karkówki i ziemniaki polane tłuszczem, nic by już nie uratowało posiłku. Znaczy to mniej więcej tyle, za zasłoną mego pokrętnego tłumaczenia, że jeżeli zacisnę zęby i prędko przełknę to, co niedobre, a później zapiję przestudzonym kompocikiem - zostanie przede mną to, co najlepsze. Szybko przetrawić złość, pozwolić, by wypłynęła, wycisnąć ją, jak nabrzmiałego syfa, a potem zebrać satysfakcję. Z pojednania?
Na nie liczę, bo do komnaty Evandry idę poniekąd na żebry. Takie najpodlejszego, emocjonalnego sortu. Pukam trzy razy, po czym wślizguję się do środka, starannie zamykając za sobą drzwi. Tworzę sobie milion scenariuszy, ale jak przychodzi co do czego, wypadam z rytmu i najlepsze, co mogę zrobić, to milczeć. Albo po prostu przeprosić i każdego dnia pokazywać jej, że więcej nie zawiodę. To surowa pokuta - surowa lub - żadna? Zadanie rodzeństwa, starsze dba o młodsze, do tej pory wywiązywałem się z tego bez zarzutu. Mogłem pisać do niej. Słać jej listy-zagadki, by domyślała się, jakie kraje odwiedziłem. Przysyłać różnobarwne ptaki, by pokazać, że mam się dobrze. Dopytywać, jak radzi sobie w Hogwarcie, czy ma przyjaciółki, czy rodzice są dla niej uprzejmi i czy naprawdę lubi grać na harfie. Braknie mi jaj, żeby powiedzieć to na głos. Mam dwadzieścia jeden lat - wiem, gówniane usprawiedliwienie.
-Mogę z tobą zostać? - pytam drobniutkiej dziewczynki, siedzącej na skraju łoża. Ma tak krótkie nóżki, że dyndają jej nad podłogą. Tymczasem, ja - chudy, wysoki, dziwnie żylasty: mało mam ciała, ale sporo mięśni, które zawiązały węzły podczas tej tyrki. Wciąż ze zdrową, morską opalenizną i zapachem alg w dłoniach, naprzeciw porcelanowej księżniczki - chciałem cię przeprosić, Evandro - mówię i zastanawiam się, czy to pierwszy raz, kiedy ktoś ją przeprasza tak naprawdę. Za coś złego. Jej nie dzieją się złe rzeczy, jest kochana i słodka - wszyscy na dworze, włącznie ze służbą, pragną ją uszczęśliwiać - postąpiłem jak egoista, ale od dzisiaj nigdy przenigdy nie złamię żadnej obietnicy, jaką ci złożę - mówię cicho, wpatrując się w naburmuszoną dziewczynkę - ta jest pierwsza - najważniejsza, której nie złamię - wybaczysz mi, że cię tak zostawiłem? - mimo, ze zapewniałem, że tego właśnie nie zrobię? Przysiadam na piętach, co wygląda, jakbym składał przed nią ślubowanie. Jeśli tylko zechce, tak się zabawimy, a ja powtórzę co trzeba przed orszakiem złożonym z lalek i pluszowych jednorożców.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Chcemy tylko do domu 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]26.12.20 2:57
Niemal rok temu dostałam list z Hogwartu, papa dał mi swój srebrny nożyk do papieru, bym mogła odprawić całą ceremonię jego uroczystego przeczytania. Radość opadła szybko nie tylko z powodu długiego oczekiwania na moment przekroczenia progu szkoły, ale też dlatego, że nie mogłam się nim w pełni cieszyć. Takie wydarzenie należało celebrować piknikiem na plaży z ciastkiem bezowym w jednej ręce i porzeczkowym sokiem w drugiej, mocząc stopy w spienionych falach! Nowe książki były ciekawe, sowa urocza, różdżka przepiękna, ale nie mogły zastąpić obecności Francisa.
Słyszę pukanie do drzwi i zerkam ukradkiem któż to zechciał mnie zaszczycić swoją obecnością, ale obecność brata nie dziwi. Spodziewałam się, że będzie chciał ze mną rozmawiać, w myślach już układałam słowa, które miałam mu powiedzieć z dumnie uniesioną brodą. Zamiast tego tkwię w bezruchu i czekam, aż podejdzie bliżej, powie coś, co wywoła gniew, coś, co da pretekst do dalszej złości.
Wstydzę się i przygryzam wargę, choć panna Rogers bardzo starała się, by wyplenić ze mnie ten haniebny nawyk. Nie chcę na niego patrzeć, bo wiem, że nie przestanie przychodzić i prosić, i uśmiechać się, i proponować deser albo wspólny spacer, a ja zgodzę się, bo jak bardzo bym chciała, to moje serce nie chce nigdy więcej czuć bólu, który ogarnął mnie w dniu zniknięcia Francisa. A co, jeśli zamierza znowu zniknąć, odejść bez słowa, nie pisząc listów, nie odwiedzając w święta? Co, jeśli to nasze ostatnie spotkanie i zamiast zapamiętać je pięknym, w naszych duszach zakorzeni się smutek, a żałość, w jakiej zaczniemy się pogrążać, sprawi że nasze twarze będą szpecić zmarszczki, włosy wypadną, a serce wyschnie, rozsypie się w pył i zostanie poniesione wiatrem otchłani w wieczną nicość?! Martwią mnie te wszystkie tragiczne konsekwencje, więc zaraz staram się wymazać nieszczęścia i powód mej rozpaczy, muszę z nim porozmawiać.
Zsuwam się z miękkiego łóżka i staję przed bratem, zadzierając wysoko brodę, bo mimo iż padł na klęczki, to chyba wciąż jest ode mnie wyższy. Mierzę go wzrokiem, nie wstydząc się czerwonych oczu i spuchniętych policzków - niech wie, jaką przykrość mi sprawił! Nie robię tego złośliwie, wielu jest świadków składanych przeze mnie deklaracji, że w życiu złego słowa na niego powiedziałam, pomijając oczywiście ostatnie miesiące, kiedy smutek zastąpiłam złością, a Francis jakimś dziwnym trafem został ofiarą moich licznych wybuchów.
Przyglądam się uważnie zmartwionej twarzy, poszukując na niej śladów mojego Francisa, którego znam i kocham. Pomijam przypalone brwi, pamiątkę po moim nagłym wybuchu, jakiego żałowałam sekundę później - nie chciałam go skrzywdzić! Widzę że się przejmuje i prawdziwie żałuje swojej ucieczki, ale ja nadal nie rozumiem dlaczego zniknął. Myślałam, że się przyjaźnimy, że na dobre i złe, bo złożone obietnice, kwieciste słowa, uroczyste gesty - nie są bez znaczenia, prawda? Dlaczego ta przysięga ma być silniejsza od poprzednich?
- Zamartwiałam się - mówię łamiącym się głosem, czując jak drży mój podbródek. Sama stałam pod drzwiami sypialni brata, zabraniając komukolwiek ruszać jego rzeczy, cały czas wierzyłam, że on zaraz wróci i będzie bardzo zły, kiedy dowie się, że ktoś krzątał się po jego pokoju. Panna Rogers mówi, że należy dbać o porządek, ale mnie nie podoba się jak każe przekładać moje ulubione zabawki z dala od łóżka. Kto mnie obroni przed złymi charłakami, którzy tylko czekają na okazję, by zamienić mnie w strasznego goblina?! Pod nieobecność Francisa musiałam znaleźć sobie nową straż. ”Lady nie powinna wierzyć w takie niedorzeczności!”, moja guwernantka nie chciała mnie słuchać, a przecież szybko pojęłaby, że nie chodzi o strach przed potworem, tylko o próbę zapełnienia pustki.
Wciąż podtrzymuję spojrzenie, jeszcze przez moment zachować silną, wojowniczą postawę, chcę się dalej złościć, bo łzy palą w policzki i zbyt długo się już smuciłam. Zbieram się w sobie, by powiedzieć mu bolesną prawdę, bo musi wiedzieć, musi zrozumieć. - Bałam się, że już się nie kochamy. - Usta same wykrzywiają mi się w podkówkę, a oczy szklą ponownie, zwiastując nadchodzącą powódź słonych łez. Przykro mi, że mimo iż wrócił, to wciąż jest między nami przepaść; rzucam się więc ponad nią i z całych sił zaciskam ramiona wokół szyi brata. Towarzyszy mu nowy zapach, którego jeszcze nie znam, ale już zazdrosna rysa piętnuje moje serce krzywą linią, o której nie wiem jeszcze, że będzie towarzyszyć mi do końca życia. - Nie możesz mnie tak zostawiać! już.. nigdy… więcej! - łkam mu do ucha, kiedy fala sprzecznych uczuć zalewa mnie nagle, wywołując atak histerii. Niektórzy mówią, że mam skłonności do gwałtownych zmian emocjonalnych, inni twierdzą, że ta przypadłość może wiązać się serpentyną, bądź inną genetyczną dysfunkcję. Cokolwiek by to nie było, czasem doprowadzało mnie do szaleństwa, łzy z pewnością wycieńczały najmocniej.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]27.12.20 12:27
Chłopców nawet tu, na wyspie odciętej od Wielkiej Brytanii pasmem morza: czyli nieprzebytym błękitem i zwyczajami rdzennych mieszkańców lub przybyszy z drugiej strony Europy, wychowują, jak innych Anglików. Flegmatyczni dżentelmeni łamani na surowych panów. Ojciec chce, żebym był z kamienia, ale to się nie uda, bo zdążyłem rozsmakować się w giętkości własnego ciała, w tym, że kiedy tknę palcem swój brzuch, on wniknie w tą skórę, która powoli będzie się odkształcać. Mówimy o hartowaniu, lecz rozmijamy się semantycznie: on to z rozkoszą wrzuciłby mnie do ognia, a potem zanurzył w wodzie, bym stwardniał, a ja chętnie taszczyłbym ciężkie, impregnowane płótna, zwijał twarde liny i dawał się chłostać  złej pogodzie. Ja chcę być po prostu mężczyzną, on marzy o tyranie, więc w efekcie zatrzymujemy się na kompromisie tak chujowym, że nie zadowala żadnego z nas. Dorosły leń-egoista, gdyby robili mnie w fabryce, poszedłbym jako odrzut z wyjątkowo nieudanej partii prościutko do spalarni. Eksterminacji dziedziców już się nie praktykuje, przynajmniej nie u nas, szczerze nie wiem, jak wygląda to w rodach wywodzących się od Rzymian, reasumując, mam po prostu szczęście.
Po którym kurwa depczę i skaczę, w ogóle go nie szanuję. Trzymanie nóg na stole, strącanie białego chleba z talerza to jeszcze nic. Co wy w ogóle wiecie o życiu, jeśli to są dla was najgorszego rodzaju przewiny, co? Niby tacy czyści, ale i u nas rosną sobie w najlepsze zwyczaje wyniesione z mugolskich domów, katolickich czy anglikańskich, żadna różnica, bicie czołem przed starymi, dlaczego? Z jakiej racji? Ktoś ściga to z urzędu, bo nie rozumiem?
Rośnie ze mnie czarna owca, pasożyt, nie wiem, czy ktoś tu jeszcze się łudzi, że coś ze mnie będzie. Teraz obiecuję poprawę, bo powrót na łono rodziny tak musi wyglądać, mimo, że zostaję zawleczony siłą i groźbą. Pozory, pozory, jak tylko brwi mi odrosną, papa przewiduje powitalne przyjęcie, na którym przypadnie mi rola honorowego gościa i pierwsze miejsce za stołem. Farsa, no farsa, ale spada mi chyba ciśnienie na posiadanie własnego zdania, ponownie daję się zamknąć w sztywnej koafiurze szlacheckiego syna i za ojcem, jak papuga powtarzam wersję historii, którą wymyślił na użytek publiczny.
Bo, mimo tego, że tak się psioczę i rzucam, to nie życzę im źle i wiem, że oni mi też nie. Mam ambicję, żeby być mądrzejszy. Wyrozumiały.
Jak na razie, jest dokładnie odwrotnie i sam tego wymagam. I to żadna zbrodnia, ale na litość, nie od dwunastoletniej dziewczynki, nie od dziecka, nie od osóbki, za którą czuję się odpowiedzialny. Porażka na całej linii, zaraz się rozbeczę i tyle, jej jasne, zaszklone oczy już dają mi do wiwatu. Nie pękaj, Fran, nie możesz - zagrzewam się do boju, konfrontacji win przed młodszą siostrzyczką, która zniosła przeze mnie już zbyt dużo.
-Przepraszam, rybko - mówię to głośni i wyraźnie, dobitnie, jakbym czytał swój własny akt oskarżenia przed sądem najwyższym. Złożonym z oskarżyciela, małej, roztrzęsionej dziewczynki i ławy przysięgłych, nastawionych do mnie tak wrogo, jak to możliwe. Krzywdziłem ją kurwa każdego dnia mojej nieobecności - dwa lata, podczas których odezwałem się ledwie raz - czy wtedy stary jej o tym powiedział? Lepiej, gdyby milczał, a biedną kartkę z nakreślonym pozdrowieniem i podpisem przedarł i wrzucił do ognia. Nie myślałem wtedy w ogóle, a dziś, cóż, konsekwencje bolą, jak nadepnięcie gołą stopą na szyszkę. Otwieram ramiona i przyjmuję tą drobną, drżącą istotkę w ciepły uścisk, czując, jak jej łzy moczą mi szyję i kołnierz koszuli - myślałem o tobie codziennie, wiesz? Zanim zasnąłem, zastanawiałem się, kto dziś mówił ci dobranoc - tylko noce miałem dla siebie, tylko wtedy był czas na powroty do domu. Początkowo to ona pozwalała mi nie zwariować i osładzała wyczekiwany powrót, potem, kiedy już marynarze wzięli mnie za swojego, błądziłem ku niej rzadziej. Wciąż jednak z tkliwością i tęsknotą.
-Najbardziej na świecie. Zawsze, nieważne, co się stanie - zapewniam ją, przyciskając do siebie mocniej i głośno całując ją w odkryte ucho - zrobię wszystko, wszystko żebym mógł znowu być twoim bratem - takim prawdziwym, którego budzisz klejącą od dżemu rączką dotykającą policzka i ciągniesz za rękę, by jak najszybciej pokazać wyhaftowaną na chusteczce rodzinkę motyli. Sam też mam już mokre oczy, ocieram je pośpiesznie wierzchem dłoni - obiecuję, Wandziu - szepczę, głaszcząc ją po plecach, gdy dziewczynka trzęsie się w moim objęciu - pójdziemy na spacer na wybrzeże? Chciałbym ci coś pokazać - proponuję, chwytając siostrę za białą dłoń i całując po kolei każdy z jej paluszków. Nie zamierzam ruszać się już z domu do końca wakacji, odtąd każdy dzień będzie wyłącznie dla niej. Wstanę, kiedy ona się obudzi, będę obecny przy jej lekcjach kaligrafii oraz tańca, posiłki zamierzam spożywać z nią, a wieczorami przejąć na siebie czytanie jej na dobranoc, gaszenie światła i całowanie w czoło.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Chcemy tylko do domu 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]04.01.21 0:40
Dla mnie rodzice są bardzo mili, czasem tylko ktoś uniesie głos, kiedy ponoć coś źle zrobię, ale to tylko dlatego, że daję się złapać… Wiem, że mnie kochają i chcą dla mnie jak najlepiej, lecz nie zawsze rozumieją. Tak jak z tym Hogwartem, do którego wcale nie chcieli mnie puścić, naciskając na naukę w domu. To prawda, że zdarzają mi się trudniejsze ataki, ale wiem już jak radzić sobie, gdy zasłabnę i pamiętam o regularnym przyjmowaniu eliksiru wzmacniającego. To był też jeden z powodów, przez które złościłam się na zniknięcie brata. Wierzyłam, że przemówi do rodziców, zapewni, że dam sobie radę, a tak musiałam stoczyć ten nierówny bój sama.
Widzę, słyszę i czuję jego smutek, jak mu przykro i jak bardzo zależy mu na odbudowaniu tego, co mieliśmy. Papa ani razu nie wspomniał o liście od Francisa, może bał się, że znów obudzi we mnie przygaszony żal, że zatęsknię i będę znów zamęczać rodziców pytaniami i prośbami, by posłali za nim sowę, a ja sama napiszę list, już tak pięknie kaligrafuję, żadnych kleksów nie robię! Raz gdy panna Rogers przyłapała mnie na wymykaniu się na wybrzeże kazała mi przepisywać drugi rozdział Kompendium Dobrych Manier, a że zrobiła to złośliwie (zawsze wiem, kiedy ktoś jest dla mnie niemiły), to karę wykonałam z należytą dokładnością. Ależ miała minę, gdy zobaczyła jak się przyłożyłam, nie mogła powiedzieć ani słowa! Niestety Francis nie mógł docenić moich starań, bo nikt nie chciał posłać żadnego z moich listów.
Od zawsze drobna i szczupła, pan Vane mówi, że powinnam trochę przybrać na wadze, ale mama powtarza, że dzięki temu jestem giętka i tak pięknie wyglądam w tańcu. Znikam więc w objęciach starszego brata i wiem, że nie ma już sensu bronić się przed łzami, słucham jego słów, których potrzebowałam i tak bardzo pragnęłam, by padły z jego ust. Tęsknił za mną! Nie chciałam uwierzyć, że mogłoby być inaczej, obietnice zmian przyjmuję i zamykam głęboko, byleby żadna nieopatrznie nie zwiała na wietrze, narażając całą naszą miłość na szwank.
Łaskocze mnie tymi całusami, próbuje mnie rozchmurzyć, a ja nie chcę się już dłużej boczyć. Zaczerwienione oczy oraz policzki są obrazem nędzy i rozpaczy, ale wcale mnie to nie obchodzi, bo tak bardzo chcę iść na ten spacer; poszłabym z nim na koniec świata, gdyby tylko poprosił! Niechętnie zwalniam uścisk i prostuję się z bladym uśmiechem. ”Najbardziej na świecie, nieważne co się stanie.”
Francis nie wie jednak, że jestem już dużą panną, nie brudzę się dżemem, a za miesiąc kończę przecież dwanaście lat. Nie wie, że już nikt nie czyta mi na dobranoc, bo bajki zamieniłam na podręcznik do obrony przed czarną magią, ale mimo iż teraz bardziej interesują mnie skomplikowane formuły, to chętnie posłucham jego opowieści.
- Czy to niespodzianka? - Słyszę jak z piersi wyrywa mi się cienki głos, zdradzający całą plejadę uczuć. Już sam ton mówi mu, jak bardzo za nim tęskniłam, ale także to, że ściskam mocno jego dłoń i nie odstępuję na krok, kiedy wychodzimy z pokoju i prowadzi mnie na wybrzeże. Słońce siedzi już nisko nad horyzontem, ciepłe popołudnie przeganiał wiatr, przygotowując na nadchodzący deszcz. Najpiękniejsze sierpniowe burze jeszcze przed nami i na samą myśl o obserwowaniu piorunów w towarzystwie Francisa wycieram oczy wierzchem wolnej dłoni, bo drugiej przecież za nic w świecie nie puszczę. Chcę się odezwać, opowiedzieć o czymś innym, zagrzebać już wreszcie te nieszczęsne smutki, ale głos więźnie mi w gardle i tylko idę w milczeniu, znów męcząc wargę. Wcale nie jest chłodno, to mnie łapie dreszcz ekscytacji, kiedy wyobrażam sobie, że tak, jak za dawnych lat pójdziemy puszczać kaczki albo zatańczymy na piasku. Zresztą nieistotne co będziemy robić, bo najważniejsze jest to, że wrócił.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]06.01.21 17:43
Mieć dupę na boku jest łatwiejsze, niż posiadanie młodszej siostry. I to jeszcze takiej, którą się kocha: daleko mi do ideału, czasami podczas kolacji (obiadów nie, znam granice) obrzucałem ją groszkiem i marchewką albo w średnio miłych słowach prosiłem, żeby jednak wyszła z mojego pokoju. Poza tymi drobnymi grzeszkami, brat ze mnie do rany przyłóż. No, nie licząc jeszcze tej dwuletniej maniany i braku kontaktu, ale skupiajmy się na tym, co dobre, bo staram się - samego siebie  - przekonać tutaj, że przywary nie zasłaniają moich zalet.
Tego, że zawsze wstawałem z łóżka, kiedy bose stópki Wandzi zaszurały po mojej podłodze, a ona prosiła, by odgonić jej koszmarki. Okłamywania rodziców nie liczę. Ile razy biorę na siebie jej winę? Naturalnie są to drobiazgi, bo co złego może uczynić mała dziewczynka i to w dodatku tak... tak mało zepsuta, jak na to, w jakim domu dorasta? Mówię więc, że to ja wyjadłem każdą figę i morelę z mieszanki suszonych owoców, pozostałym domownikom zostawiając tylko rodzynki (fuuuj) i śliwki, zarzekam, że mała wcale nie biega po ogrodzie, a jej rozdarte rajstopki i zbite kolano to moja sprawka, bo głupi jestem i zachciało mi się jej dla śmiechu nogę podłożyć. Gdzież, to nie Wandzia w kajecie od etykiety narysowała stado małpek kłócących się o banany - to ja nie mogłem znaleźć papieru i postanowiłem ozdobić jej szkolne elementarze. W zamian nie chcę nic.
Nawet teraz, kiedy sporządzam ten rachunek, to wyłącznie na użytek własny, by dojść do ładu, czy w ogóle mogę prosić ją o cokolwiek.
Nie powinienem.
To prawo nie przysługuje mi ze względu na to, że kiedyś, w przeszłości, okazałem jej dobroć. Mam je, ponieważ za błąd płaci się również gryzącym sumieniem. To uczucie przypominające noszenie od rana do wieczora swetra o drapiących splotach, po którym na dodatek dostaje się wysypki, zmagam się z nim od powrotu i kurwa, jedynym lekarstwem jest chyba pojednanie. Nawet nie z Wandzią, a ze sobą. Sobie też w końcu kiedyś muszę wybaczyć i przestać wypominać, ale wpierw, to ona... Ona musi dać mi znak, że mogę to zrobić.
-Przyjdę jutro na twoją lekcję tańca. I pojutrze też. I po pojutrze - deklaruję, tuląc dziewczynkę tak mocno, jakbyśmy przykleili się do siebie klejem Magic. Dalszych terminów na wszelki wypadek nie klepię, ale jak mnie poprosi, to przez całe lato będę chodzić z nią do tego atelier i oglądać, jak ćwiczy się w sztuce wodzenia na pokuszenie. Temu służy nam taniec, a mógłby - zabawie. Tą uwagę chowam pod językiem, opuszkiem palca ocierając zaróżowiony policzek Wandzi - wierzysz w to, jak mama mówi, że płacz piękności szkodzi? - pytam się i tą słoną łezkę zasysam delikatnie z dziecięcej buzi. Przy otwartych drzwiach te czułości by nie przeszły, ale na szczęście nikt nie patrzy, choć, choć ojciec straszył mnie opiekunką podczas naszych widzeń.
Masz na nią zły wpływ tak grzmiał, podczas gdy ja wówczas akurat pokorniałem i cykałem się choć wejść mu w słowo. Może to symptom tyranii, że boję się własnego ojca, lecz ostatecznie, nie jest on wcale taki zły. Tej groźby nie spełnił, pod drzwiami Evandry nie stoi gwardia i nikt też nie stoi nam na przeszkodzie, byśmy razem wybrali się na przechadzkę. Jedynie panna Rogers nas zawraca, ale to chyba tylko z troski i radzi, by panienka ubrała coś cieplejszego, bo od morza przecież ciągnie.
-W pewnym sensie - kiwam głową, kciukiem swojej dłoni kreśląc chyżego zająca na jej małej rączce. Wyrosła, jest wyższa, smuklejsza, nawet jej głos dojrzał i brzmi prawie, jak nasza matka. A czy przez te kilkadziesiąt miesięcy stało się przy niej coś jeszcze, czego nie zobaczę? Może odwrotnie, może wkrótce za czymś zatęsknię? Prowadzę ją wzdłuż wybrzeża, a potem przez pół godziny wspinamy się na klif, z którego wybornie widać całą zatokę. Ona nie ma dobrych bucików na tą wędrówkę, więc proponuję, żebyśmy oboje zdjęli buty.
-Umyjemy się później w morzu, chodź - poniosę za ciebie twoje pantofelki, chcę, żeby było ci wygodnie. Zdejmuję z ramion szatę i rozkładam ją na wygniecionej trawie - przed nami ktoś już urządził tu sobie piknik - wiedziałaś, że na północy - mówię do Wandzi, nakrywając jej rączkę swoją - wierzą, że przypływ i odpływ jest powodowany przez wielkiego wieloryba? To ich bóg, który raz dziennie połyka wodę z oceanu, żeby ją przefiltrować i zwrócić, czystą - wyjaśniam jej, wskazując na spory połać ziemi usłany glonami, pewnie mający swe miejsce pod wodą - mam dla ciebie prezent. Z każdego miejsca, w którym byłem - mówię cicho, gapiąc się w niebo, które właśnie staje w ogniu. To nie my płoniemy, ale gdybyśmy rzucili się wprost do wody, gdzie odbija się pomarańczowe Słońce, byłoby po nas.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Chcemy tylko do domu 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]11.03.21 23:24
Wierzchem dłoni wycieram policzek do suchości, bo błyszczące smugi na pewno nie ujdą żadnemu z czujnych spojrzeń zawieszonych w korytarzu obrazów. Przyjmuję wszystkie deklaracje, godzę się na każdą z obietnic, ostatnim pociągnięciem nosa obwieszczam, że się poddaję. - Wierzę… - przytakuję podczas nawiązania do matki, bo nie mam powodu, by jej nie wierzyć. Ciotka Clovis jest cała pomarszczona, liczne bruzdy na twarzy tworzą potężną kaskadę, od jakiej podczas rozmowy nie sposób zabrać oczu. Może powodem jest to, że ma ze sto pięćdziesiąt lat, a może to dlatego, że straciła w młodości syna i do dziś za nim tęskni? Nie mam już żadnych innych argumentów, nie chcę się sprzeczać czy uparcie trwać przy swoim. Prowadź mnie, Francis, nie oglądając się na podejrzliwe łypanie ojca. Wyjaśnię mu później, że moje serce nie jest już więcej złamane, nikt nie musi się więcej martwić.
Nie dyskutuję z guwernantką, łaskawie biorę sweterek i wsuwam weń ręce; nie dałaby mi spokoju przez następny tydzień, sprawdzając co trzy kwadranse czy nie pociągam nosem. Na decyzję o zdjęciu butów cieszę się bardziej, niż powinnam. Zsuwam ze stóp pantofle o miękkiej podeszwie, pod którą każdy najdrobniejszy kamyk jest wyraźnie wyczuwalny. i dotykam przyjemnego chłodu wilgotnej trawy. To delikatne mrowienie w opuszkach palców, ta ekscytująca niepewność, przez którą w oczekiwaniu mogłabym zjeść własne skarpetki, bo cierpliwość nigdy nie była moją mocną stroną. Nie skaczę i nie biegam, idę grzecznie, wspinam się w milczeniu, wyciągając twarz ku morzu. Chciałabym przychodzić tu z tobą codziennie, Francis.
- Wielkiego wieloryba? To przecież głupota! - Chcę mówić zdecydowanym tonem, ale czuję jak między nogami niczym beztroski szczeniak plącze się zwątpienie. Nie mam pewności, bo czasem tak jest, że książki mówią jedno, a on drugie. Komu wtedy wierzyć, która prawda jest większa i ważniejsza? Dlaczego litery na starych stronach miałyby być bardziej słuszne od słów Francisa? Poza tym lubię, jak opowiada, wyciągając zawsze najciekawsze wieści. - Ale jeśli mają rację… - łamię się po chwili analizy, marszcząc czoło i mrużąc powieki, bo od patrzenia w prosto w słońce łzawią mi oczy - ... to czy i my możemy odczuć siłę tego boga? Czy nie powinniśmy sławić jego imienia? - Czy szczerze wierzę w istnienie Wielkiego Wieloryba, Boga Oceanu? Nieistotne, bo jeśli naprawdę tu i jest i słucha, jak mogę dłużej zwlekać z pokłonem? - O, największy i najmokrzejszy! - Nie podnoszę się z miejsca, a unoszę dłonie ku morzu. - Pokornie oddajemy ci cześć i prosimy o pomyślność! - Poruszam ręką, chcę by niosła się, płynęła wraz z falami. Ułożona na drżącej tafli kołyszę się do rytmu wiatru -  tańczę dla niego. By ciężkie fale nigdy nie sięgnęły naszych murów i aby w królestwe syren panował wieczny dostatek. Czy Bóg Oceanu jest władcą litościwym? Spoglądam ukradkiem na Francisa - czy zatańczyłby wraz ze mną? Zupełnie zapominam już o przelanych łzach, nie chcę myśleć o smutku i strachu, ale nie odpycham go daleko, w kąt. Zamykam go w pudełku, przewiązuję wstążką, ustawiam na półce. Długie rzędy regału zastawione są na najniższej wysokości. Sięgałabym wyżej, przysięgam, że wespnę się na palce i odsunę dalej, ale boję się potknięcia i zachwiania, że pudełko spadnie, a obrażony na mnie żal wyleje się przez uchyloną pokrywę. Wolę ograniczać smutki, nie przejmować się, bo nie można inaczej. Nie mogę jednocześnie żyć  widmem pętli zaciskającej się na mojej szyi, jak i korzystać z uroków czarodziejskiego świata. Szeroko uśmiecham się do brata, chcę by wiedział, że naprawdę cieszę się z jego powrotu. By wiedział, że nie pozwalam się zaślepić, nie rzucam się dramatycznie w toń głębokiej rozpaczy  - choć kusi! - zamiast tego pozwalam zakryć swoją dłoń, obserwuję jak niknie pod długimi palcami i w jednej chwili chcę ją obejrzeć, kiedy budzi zainteresowanie. Nie wygląda na delikatną i gładką, a naznaczoną wysiłkiem i pracą. Ile tajemnic jeszcze przede mną kryje? Które z nich będzie mi dane poznać?
- Wobec tego mam nadzieję, że zwiedziłeś wiele miejsc - uśmiecham się przymilnie, bo niespodzianki są tym, co lubię najbardziej. Uwielbiam muszle i kwiaty, oraz kolorowe kamyki. Czasem podczas podwieczorku pokazuję moim lalkom zgromadzone drobiazgi, zaglądamy do pudełka i opowiadam za każdym razem inną, uświetnioną historię. Wśród pamiątek mam kilka kopert, wiadomości także czytam im na głos. Nie dostaję wielu listów, ale marzę o tym, by w przyszłości kłaść ozdobne, atramentowe litery na bielonym pergaminie o zapachu róż. Do Francisa, mamy i papy oraz wszystkich przyjaciół, do panny Rogers też napiszę z pozdrowieniami, może też kiedyś przeproszę ją za przemalowanie sukni na buraczkowy, bo choć naprawdę nie chciałam, a to samo się tak… to śmiechu było co nie miara i teraz nie żałuję, o! Chcę parsknąć pod nosem na wspomnienie jej wrzasków, odruchowo spuszczam wzrok, bo nie wypada, i uśmiecham się tylko jak chochlik, dumna z własnych występków. Gdyby mnie Francis wtedy zobaczył, toby śmiał się wraz ze mną! Gdyby tylko tam był…



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]21.08.22 12:38
Ten krzyk w głowie panny Rogers brzmiał od jakiegoś czasu. Dziewczęcy głos wyklinający brata, którego nie miała. Ogień, który sprawił, że z brwi zostały pojedyncze włoski. Wcale go nie żałowała, wręcz w głębi swej duszy uważała, że dobrze się stało. Na Merlina nigdy tego na głos nie powie!
Zamiast tego upomniała pannę Lestrange, że emocje należy trzymać na wodzy, a dobrze urodzona panna nigdy ich nie zdradza. Na brodę Merlina mogła spalić pół domu, cóż za temperament w tym małym i drobnym ciele! Potem przyniosła jej ciasteczka i herbatkę, tak na osłodę i pogładziła jasne, jedwabne włosy.
Panicz zasłużył sobie na to. Wiele przysporzył smutku podopiecznej panny Rogers. To ona wycierała miękką chusteczką perłowe łzy toczące się po porcelanowym policzku.
Ze zmarszczonymi brwiami obserwowała jak panicz idzie do pokoju małej lady. Ciężkie westchnienie opuszcza pierś panny Rogers jakby gniótł ją wielki kamień, wręcz głaz, ale nie rusza się ze swojego miejsca pozwalając aby wszedł do środka i rozmówił się z siostrą. Tak czasami trzeba choć lord Lestrange nie podziela jej opinii. To panna Rogers jest guwernantką i kobietą, wie kiedy należy do czegoś dopuścić aby podopieczna otrzymała odpowiednią lekcję.
Teraz należy tylko czekać i liczyć, że ogień znów nie zacznie trawić ciała małej dziewczynki. Musieli wyjść. Zawsze wychodzą nad nabrzeże, ale jak to tak bez sweterka kiedy tak wieje. Zatrzymała ich gwałtownie każąc zawrócić by mała lady ubrała coś cieplejszego, bo przecież nie zabroni jej wyjść. Widząc roziskrzone spojrzenie i znikającą zmarszczkę na twarzy paniczka wie, że nie można im teraz przeszkodzić.
Stojąc w odpowiedniej odległości obserwuje jak wdrapują się na klify, jak idą boso, a potem panienka będzie kichać i smarkać przez tydzień. Panna Rogers wywraca oczami wiedząc, że będzie się srogo tłumaczyć z tego dlaczego Mała Lady znów jest chora. Przecież nie zdradzi Francisa, bo choć młody i głupi to nigdy specjalnie nie zrobiłby jej krzywdy. Zawsze jej przewiny brał na siebie, choć doskonale wiedziała kto zbił kryształową wazę w salonie.
I nagle zaczęła się kłaniać.
-Dość tego. - Mruknęła pod nosem panna Rogers, która miała wiele cierpliwości dla wszelkich wymysłów i fanaberii, ale tego było już za wiele. Cóż ten panicz jej do głowy znów nakładł. Jeszcze tego brakowało aby takie wyczyny czyniła podczas obiadu z państwem.
Pewnym krokiem przemierza nadbrzeże i wspina się na klify no drogę tą pokonuje codziennie w czasie swoich spacerów i wolnych chwil kiedy nikt nie patrzy na spokojne oblicze panny Rogers.
-Lady Evandro, lordzie Francisie. - Woła już wcześniej aby ją usłyszeli. -Zbliża się pora obiadowa. Zaraz będą bić w gong. - A to znaczy, że czas wracać.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Chcemy tylko do domu 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]22.11.22 15:22
Opowieści Francisa są prawdziwie fascynujące! Nie mam pewności jak wiele z nich zmyślił, a jak wiele pokrywa się z prawdą, lecz nie jest to wcale istotne. Prędko zapominam o tym, że zostawił mnie na długie miesiące, w trakcie których płakałam za nim i tęskniłam, każdego dnia wierząc, że to właśnie teraz wróci i poprzysięgnie, że już nigdy więcej mnie opuści. Chcę słuchać jego głosu, opowieści o wielorybach i zapomnianych bogach. Chcę usłyszeć o statkach-widmo sterowanych przez duchy, chcę poznać historie zagubionych skarbów i tych, którzy zakopywali je z nadzieją, że wkrótce je odnajdą. Jak wiele takich skarbów czeka wciąż odkrycia, czeka na odważnych żeglarzy i poszukiwaczy, którzy przepełnieni nadzieją oraz hartem ducha porzucają dorobek swego całego życia i ryzykują, by znaleźć coś więcej?
Nie zauważyłam, że minęło już tyle czasu, że słońce zawędrowało już daleko na zachód, z wolna chyląc się ku horyzontowi. Dochodzący nas na klifie głos rozpoznam wszędzie. Od lat jest już moją zmorą i wywołuje skojarzenie skrajnej niechęci. Nie dlatego, że nie pałam do panny Rogers sympatią, a dlatego, że pełni ona swoje obowiązki nad wyraz sprawnie. Nie mam pojęcia jaką magię stosuje, by znaleźć mnie zawsze i wszędzie, często tylko pozornie pozwalając mi się zgubić. Wiem to, bo widzę w jej oczach powątpiewanie, kiedy częstuję ją kłamstwem, albo tą pobłażliwość, gdy wreszcie “odnajduję się” po kilku godzinach zabaw na plaży, wobec których panna Rogers była sceptyczna. Zastanawiam się czasem czy rzeczywiście tak dobrze pełni swoje obowiązki, czy może jednak nie radzi sobie z panowaniem nad sytuacją? Może tylko udaje, robiąc dobrą minę do złej gry? A może rzeczywiście jest tak sprytna, że wszystko potrafi? Mam jeszcze kilka tygodni przed wyjazdem do Hogwartu, by ją przejrzeć.
Zwracam swoją jasną, nieco już zaróżowioną od nadmiernego chłodu twarz. Wiatr smaga wciąż policzki i cieszę się bardzo, że Francis jednak uległ guwernantce i wziął dla mnie ten sweterek. Miękki materiał spoczywa już teraz na moich ramionach, którymi obejmuję podwinięte kolana. Zwinę się choćby w kłębek, by mi było cieplej, ale z miejsca się nie ruszę! Nie dlatego, że jestem tak uparta i niechętna zmianom, a dlatego, że boję się, że kiedy tylko wrócimy do zamku, Francis rozwieje się w pył, odejdzie znów w kolejną podróż i po kolejną przygodę, a wtedy nie spotkają się już nigdy.
- Ale naprawdę, już teraz? - Z moich ust wydobywa się przeciągły jęk niezadowolenia, którym obdarowuję guwernantkę z miną zbitego psidwaka. - Czy moglibyśmy zostać jeszcze chwilkę? Tylko odrobinę, prosimy! - zwracam się do panny Rogers, której nieubłagane spojrzenie staram się przekonać.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]27.11.22 0:46
Cierpliwości miała co niemiara. Całe wiadra, niczym nie zmąconej cierpliwości. Jednak nawet one miały swoje dna, których nie chciała wiercić i pogłębiać. Musiała stawiać pewne granice i dbać o Małą Lady. Od początku musiała mieć oczy wokół głowy, czujna i bardzo szybka doskonale wiedziała gdzie znajduje się jej podopieczna. Pozwalała jej znikać wiedząc, że każda, nawet mała kobieta, potrzebuje swojej przestrzeni. Od czasu do czasu, niby przypadkiem, zachodziła do kryjówki udając, że nie miała pojęcia o jej istnieniu.
Powinnam zostać aktorką - myślała czasami, ale zaraz przypomniała sobie, że to przecież taki hańbiący zawód. Żadna, absolutnie, żadna porządna kobieta nie zajmowała się taką profesją. Musiała więc swoje zdolności aktorskie zostawić do pracy z małą lady Lestrange.
Widzą zarumienioną buzię, rozwiane włosy i roziskrzone spojrzenie nie mogła pozostać wiecznie niewzruszona. Po dłuższej chwili milczenia, złowieszczego, które Panna Rogers potrafi zbudować ciszą, wzdycha cicho.
-Tylko pięć minut. - Mruknęła pod nosem z wyraźnym niezadowoleniem. Za pomocą różdżki, wypowiadając krótkie zaklęcie, wyczarowała kraciasty koc, którym okryła dziewczynkę. Jeszcze tego jej brakowało aby tą eskapadę panienka okupiła przeziębieniem. Posłała lordowi Francisowi ostrzegawcze spojrzenie i oddaliła się, aby dać im jeszcze chwilę swobody. Jednak nie oddaliła się zbytnio, aby czuli jej obecność i byli świadomi, że czas płynie nieubłaganie. Stanęła na klifie obejmując się ramionami, wpatrywała się w dal, a wtedy rysy jej twarzy złagodniały, spojrzenie stało się mniej chmurne, a na ustach zawitał delikatny uśmiech. Ten jednak szybko zniknął gdy rzeczone pięć minut, bezpowrotnie minęło.
-Czas wracać do domu. - Ton głosu świadczył o tym, że nie miała zamiaru znosić sprzeciwu. Nie tym razem. Wyciągnęła dłoń w stronę Evandry, aby zabrać od niej koc i skierować swoje kroki w stronę posiadłości. -Komu panienka biła pokłony? - Zapytała kobieta ciekawa, co takiego znów panicz naopowiadał dziewczynce, że tak odstawiała dzikie pląsy i machała dłońmi jak paralityk. Coś czego nikt z dorosłych rodu Lestrange nie powinien widzieć.




I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Chcemy tylko do domu 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]04.12.22 8:07
Te pięć minut cieszy mnie przeogromnie! Panna Rogers to jednak jest najlepszą guwernantką na świecie, o czym kiedyś jej opowiem, ale nie dziś, bo urośnie w piórka i z przerwy na świeżym powietrzu będą już nici. Naciągam na siebie szczelnie kraciasty koc, którego miękkość materiału prędko przynosi ciepło - nawet się nie zorientowałam, że rzeczywiście było mi tak zimno!
Podnoszę się z miejsca, gdy nastał odpowiedni czas, bo choć bardzo chcę zostać na brzegu, to umowa była jasna, a ja nie jestem grymaszącym dziewczątkiem, które kręci nosem na każdą decyzję. Oddaję pannie Rogers koc i podążam za nią, upewniwszy się, że brat idzie wraz z nami. Zerkam na nią zaskoczona na zadane pytanie, bo skąd niby wie o biciu pokłonów? Czyżby nas obserwowała? A może wychwyciła drżącą w powietrzu (i wodzie!) magię wieloryba?
- Wielorybowi, bogu morza! - odpowiadam od razu. - Czy wiesz, że są na północy ludzie, którzy wierzą w jego wielką siłę? - Zerkam z ukosa na Francisa, który podąża gdzieś za nami wolno, żeby upewnić się czy nie kręci przecząco głową, próbując mnie powstrzymać przed zdradzaniem tak głęboko skrywanych tajemnic pannie Rogers. Opalona, porośnięta kilkudniowym zarostem twarz nie wtrąca się jednak, a jego spojrzenie jest na tyle nieobecne, by nie wzbudzać podejrzeń, a bynajmniej tych związanych z sekretami ludzi północy. - Bóg ten, wielki wieloryb - tu kłaniam znów nisko głowę, by bóg miał pewność, że wypowiadam się o nim z najwyższym szacunkiem - połyka całą wodę z morza i oddaje ją czystą. Zastanawia mnie tylko co się dzieje ze statkami, które tam pływają. - Marszczę uporczywie brwi, przez co na czole kreślą mi się zmarszczki. Maman zawsze powtarza, że nie mogę się tak krzywić, bo zostaną mi na zawsze i będę wyglądać brzydko, za to papa mówi, że w tak istotnych kwestiach, jak omawianie spraw kultury i nauki, krzywić się powinno, bo inaczej wszyscy będą wiedzieć, że przeszło się przez życie bez żadnego zastanowienia ani żadnych wzruszeń.
- Czy podczas jutrzejszej lekcji możemy się o nich pouczyć? - Wpadam nagle na świetny pomysł i ekscytuję się już z wypiekami na twarzy, jednocześnie próbując powstrzymać taneczny chód. - Chcę wiedzieć o nich wszystko! Sądzisz, że mamy o nich książki w bibliotece? - dopytuję, bo nawet jeśli nie ma na bibliotecznych półkach interesujących mnie woluminów, to koniecznie muszę wiedzieć dlaczego ich tam nie ma! Czyżby to był czyjś zmyślny plan, tych dumnych ludzi północy, którzy niechętni są pokazywaniu i zdradzaniu swoich sekretów, o pisaniu o nich ksiąg nawet nie wspominając.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Chcemy tylko do domu [odnośnik]05.12.22 19:28
Masz ci los - panna Rogers zemści w myślach na wymysły panicza, ale z drugiej strony jest mu wdzięczna, że pobudza wyobraźnię dziecka. Tylko dlaczego w taki sposób! Co za człowiek! Guwernantka jednak nie może mu zwrócić uwagi, ponieważ to nie wypada. Odbierając kraciasty koc od panienki z uwagą słucha jej paplaniny wyczuwając fascynację tematem. Kojarzy i pamięta nawet, na której półce w bibliotece leżą stare baśni. Okrutne, pełne sprzeczności i przedziwnych zwrotów w fabule, ale jednocześnie niezwykle wciągające i opatrzone pięknymi grafikami, które oczywiście się poruszają przedstawiając jedną z wybranych scen. I choć powinna skarcić panienkę, zwrócić jej uwagę, aby nie interesowała się takimi bzdurami i skupiła się na nauce języka, to nie potrafi jej odmówić. Sama bowiem jest ciekawa czy coś znajdą w bibliotece. Mało kto wiedział, że panna Rogers głęboko w sercu skrywała swoją buntowniczą naturę, swoje pragnienie szaleństwa bardzo dawno temu zduszone w zarodku. Jedynie kucharka wiedziała co w duszy gra surowej pannie Rogers. -Być może wielki wieloryb pochłania jedynie statki, na których pływają niegodziwcy? Jeżeli oczyszcza wodę to, możliwe, że nie tylko z zanieczyszczeń, ale również złych ludzi? - I podsyca guwernantka wyobraźnie dziewczynki, czujnie zerka na panicza, który zapewne słyszy każde jej słowo, a gdy będzie mijać ją w korytarzu uśmiechnie się bezczelnie pewny siebie. Będzie wiedział, że ma po swojej stronie pannę Rogers. -Sądzę panienko, że biblioteka jest pełna książek, które posiadają odpowiedzi na wszelkie pytania. Pójdziemy ich poszukać jak skończy panienka czytankę. - Nie mogła ot tak się zgodzić! Należało dziecku wyznaczać granice, stawiać ramy, w których może się poruszać. To znacznie jej ułatwi w dalszym życiu. Poruszanie się wśród zasad nigdy nie było łatwe nawet dla tych, którzy się wśród nich urodzili. Odwodzenie zaś Evandry od tego pomysłu nie było zbyt mądre, ponieważ uparta i ciekawska dziewczynka sama uda się do biblioteki i spędzi w niej pół nocy przez co za dnia będzie niewyspana. Panna Rogers miała już plan.

|zt x2


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Chcemy tylko do domu 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Chcemy tylko do domu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach