Wydarzenia


Ekipa forum
Mam Tor
AutorWiadomość
Mam Tor [odnośnik]06.04.21 23:26

Mam Tor

Nazwa wzgórza oznacza "matczyne" i doskonale tłumaczy jego rolę na terenie hrabstwa. Wielokrotne obsunięcia materiału skalnego doprowadziły do utworzenia kaskad mniejszych pagórków u jego stóp. Z tego właśnie powodu miejscowi określają je również jako "Drżące Wzgórze". W dzisiejszych czasach, ubytki są niezwykle rzadkie i zwykle nie pozostawiają po sobie widocznych śladów. Nie zmienia to jednak faktu, iż podczas wędrówki powinno się uważać na bardziej strome fragmenty, a także mieć na uwadze wilgotność terenu.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mam Tor Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Mam Tor [odnośnik]07.07.21 18:54
grudzień (data?)

Kolejne mroźne popołudnie, kolejny patrol. Szata od panny Beckett dobrze chroniła przed zimnem, podobnie jak ciepły szalik, ale policzki i tak zaróżowiły mu się od mrozu. Leciał nad hrabstwem na miotle, rozglądając się uważnie po okolicy. Biuro Aurorów starało się tropić miejsca, którymi do Derbyshire przedostawali się ludzie Malfoya, szmalcownicy i inni agenci. Walka o hrabstwo trwała, a choć Greengrassowie popierali sojusz lorda Prewetta, to akty antymugolskiej agresji w tym hrabstwie zdawały się częstsze i bardziej zażarte niż na ziemiach Longbottoma czy choćby w Lancashire. Szef właśnie tutaj przerzucił główne siły, a Mike udał się na samotny zwiad, mający na celu trafienie na jakieś ślady wrogiej aktywności. Ludzie Malfoya byli zorganizowani, nie pojawiali się tu znikąd, a spostrzegawczy auror chciał znaleźć jakieś ślady ich kryjówek lub punktów organizacyjnych. Ostatnio podjął podobny trop w listopadzie i wpadł na grupkę szmalcowników - ucieczka jednego z nich nie dawała mu spokoju, więc tym bardziej przykładał się do zwiadów w Derbyshire. Sprawa stała się trochę osobista.
Zdawał sobie sprawę, że samotnie ryzykował bardziej niż w grupie aurorów, ale w ten sposób zwracał na siebie mniej uwagi. Jako auror, do niedawna nawet starszy auror, potrafił się obronić - a nie zamierzał się dziś angażować w niebezpieczne sytuacje.
O ile niebezpieczna sytuacja sama go nie zastanie. Plany planami, ale jego misją było przecież walczyć i chronić o tych, którzy sami ochronić się nie mogą.
Zniżył lot miotły, szukając śladów w śniegu, a później poderwał ją wyżej, aby wlecieć na wzgórze. Zwolnił, widząc postać na szczycie - wiatr wymiótł stąd śnieg, więc kobieta stała wśród zeschłych liści i co jakiś czas brała niektóre w dłonie.
Michaelowi takie zachowanie wydałoby się osobliwe, gdyby nie to, że jego młody przyjaciel Castor Sprout miewał dziwniejsze nawyki.
I wtedy - na wspomnienie Castora - spojrzał na plecy kobiety uważniej, przesunął wzrokiem po jasnych włosach i go olśniło.
Nie zapomniałby jej, szczególnie, że stała pod wiatr - a ten niósł zapach suszonych wrzosów ku nadwrażliwym nozdrzom.
Krótka chwila ulgi na widok znajomej osoby rozwiała się w ukłuciu niepokoju.
Auroro Sprout, co robisz w Derbyshire? - pomyślał, zniżając miotłę, a myśl splotła się z niemiłym przeczuciem, że Castor nie byłby zadowolony. Wylądował miękko obok kobiety, starając się nie robić tego zbyt gwałtownie, by jej nie przestraszyć.
-Auroro. - to ja, chciał powiedzieć, ale tylko uśmiechnął się blado, wręcz nieśmiało, usiłując nie okazywać pewnego napięcia. Odkąd poznali się w Kumbrii i wymienili uprzejme listy, Michael był u Sproutów na szarlotce i paru obiadach, ale zawsze wydawał się odrobinę bardziej zdystansowany i bardziej uprzejmy niż Aurora mogła pamiętać. Przynajmniej względem niej, bo na Castora zawsze spoglądał z mieszaniną sympatii i troski.
Sekret młodego przyjaciela oraz świadomość, że w Kumbrii mógł narazić jego siostrę na niebezpieczeństwo, ciążyły mu bardziej, niż się spodziewasz.
-Co tu robisz, zupełnie sama? Wszystko w porządku? - zapytał, a w jego głosie pobrzmiała ta sama troska jak wtedy, gdy rozmawiał przy niej z niej z jej bratem. Był tak pochłonięty snuciem wojennych planów, że nawet nie zauważył, jak piękny widok rozpościera się ze wzgórza w dzisiejszą bezchmurną pogodę. Ani nie pomyślał, że przecież mogła przybyć tutaj aby ten widok podziwiać albo po prostu pobyć chwilę sama.
Samotność była w tych czasach niebezpieczna.
No, chyba, że było się wyszkolonym aurorem.




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Mam Tor 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Mam Tor [odnośnik]12.07.21 2:02
Zapach zawodu niósł się szeroko po bezkresnych polach pustki, jaką nosiła w sobie. Była przerażona ostatnimi tygodniami. Wszystkimi ludźmi, których spotkała na drodze, ale też niestety tymi, którzy zostawali nie tylko wspomnieniem jej głowy.
Dłoń odziana w nieco znoszoną już rękawiczkę powędrowała w okolice brzucha. O ile minione tygodnie ją przerażały, tak zbliżające miesiące paraliżowały ją z siłą równą tysiącom zaklęć. Co miała teraz zrobić?
Każda decyzja wydawała się złą, każdy oddech niewłaściwe, każde słowo ściągało kłopoty. Aurora przynajmniej dziesięć już razy chwytała w dłoń to pióro, by napisać do Marcela, to znów chwytała za torbę, by spakować swoje rzeczy i uciec z dala od wszystkich i wszystkiego.
W jakimś stopniu swoimi przemyśleniami doprowadziła się do stanu, że nigdzie nie czuła się dobrze. Spotkanie z Perseusem, spotkanie z Aresem… To ją przytłoczyło. Była na powierzchni, a czuła, jakby ktoś wcisnął jej głowę pod powierzchnię wody i mocno tam trzymał, dusząc ją i topiąc.
Chciała krzyczeć i prosić o pomoc, ale wiedziała, że nikt by nie usłyszał. Nikt by nie zrozumiał. Sama sprowadziła na siebie biedę. Wiedziała, że każdemu, komu by się zwierzyła, to właśnie by powiedział.
Samaś sobie winna Auroro…
Małe ucieczki bez słów, czy to pisanych, czy mówionych, to było jednak jedyne, na co się zdecydowała. Tak, jak dziś, tak jak teraz, gdy stojąc na szczęście wzgórza, dała się porwać chwilowemu upojeniu przez wiatr.
Pszeniczne włosy miotały się, jak zaplątane promienie słońca, które zapomniały, że ciemność zimą zapada szybciej.
Ale nie tylko obecność kobiety była tak zaskakująca — niespodziewany towarzysz, który w zdumieniu wylądował tuż obok niej.
Podniosła na niego spojrzenie, gdy wyrzekł jej imię, lekko marszcząc przy tym brwi.
- Michael? - Był prawdziwy, czy może jej zmęczony umysł uciekał podświadomie do osoby, która mogłaby zapewnić bezpieczeństwo jej, ale przede wszystkim jej bratu. Castorowi nie mógł spaść włos z głowy.
Drewniany płot za ich plecami zaskrzypiał złowrogo, gdy ona zastanawiała się, co takiego powinna odpowiedzieć.
Michael boje się tak strasznie… Boje się o Castora. Boje się o Marcela, że zrujnuje mu życie. Boje się o wszystkich, ale nie o siebie. A to też męczy. Czemu szukam kogoś, kto zatroszczy się o mnie, gdy ja sama chcę jedynie oparcia w kimś?
Ale nie powiedziała nic z tego. Zamiast tego, pokręciła nieznacznie głową, próbując się uśmiechnąć.
- Wszystko w porządku… ja… ja chciałam ułożyć liście kolorami. - Powiedziała, chociaż liście wokół jej stóp były w nieporządku, jak to bywają liście. - Ale co ty tu robisz? - Co go sprowadziło aż tutaj?


Suddenly,
I'm not half the man I used to be.There's a shadow hangin' over me — Oh, yesterday came suddenly
Aurora Sprout
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Mam Tor D836eb438dea1946dc5bb9dd21fef622
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9381-aurora-sprout?nid=102#284845 https://www.morsmordre.net/t9435-duke-owlington#286919 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f347-dolina-godryka-wrzosowisko https://www.morsmordre.net/t10010-skrytka-bankowa-2171#302538 https://www.morsmordre.net/t9438-a-sprout#328488
Re: Mam Tor [odnośnik]12.07.21 2:02
The member 'Aurora Sprout' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Mam Tor TDvoXmr
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mam Tor Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Mam Tor [odnośnik]10.01.22 13:51
5 lutego, późny wieczór

Wieści o tym, co wydarzyło się w Bakewell, szybko dotarły do Kurnika. Miałem na głowie wiele spraw - ale w tej wojnie zdążyłem już przywyknąć do tego, że nie było dnia, kiedy nie byłbym potrzebny. Poczta spływająca do Doliny Godryka za każdym razem opisywała wołanie o pomoc, gdzieś w innej części kraju. Czasami zjawiali się też kurierzy - wszyscy, którzy wiedzieli, pukali pod ten adres. Bywało to męczące - zwłaszcza, kiedy nie byliśmy w stanie wesprzeć każdej sprawy. Ale tym razem gotów byłem porzucić każdą sprawę, nadając wydarzeniom z Derbyshire misji priorytetowej. Kiedy dwójka aurorów w krytycznym stanie zjawiła się na werandzie, natychmiast wezwałem Idę i posłałem Louisa po wsparcie z lecznicy. Isabellę, Roselyn - kogokolwiek, kto był wolny. Zanim jeszcze zdołano ich do końca poskładać, Diggory i Jones opowiedzieli mi wszystko, co się wydarzyło. Napaść szmalcowników. Ich natychmiastowa reakcja. Miażdżąca przewaga wroga. Aż w końcu zaklęcie Jonesa, które - jak miał nadzieję - uratowało Farleya od niechybnej śmierci.
- Poradzi sobie. Wykręcał się już z gorszych sytuacji. - Uspokoiłem współpracownika, widząc z jakim trudem przyszło mu wyjawienie prawdy. Wierzyłem w swoje słowa - albo zwyczajnie nie byłem gotów na to, by zaakceptować, że mogliśmy stracić kolejnego, świetnego żołnierza. - Expecto patronum. - Wyszeptałem wydając lisowi rozkaz, by odnalazł Alexandra. Utkany z białej magiii patronus niejednokrotnie wspierał mnie w podobnych chwilach - a i być może sam Farley potrzebował wsparcia. - Jeśli nie odezwie się w ciągu dwóch dni, zaczniemy go szukać. Teraz mamy pilniejsze sprawy na głowie. Szmalcownicy. Ilu ich było, udało się wam coś ustalić? Możemy ich namierzyć? - Zanim ta dwójka miała być gotowa do dalszych działań, przy odrobinie szczęścia byłem w stanie wytropić skurwysynów, którzy napadli na miasteczko. Rozrywki, które poplecznicy Voldemorta organizowali sobie w czasie wojny napełniały mnie obrzydzeniem - i choć pracując jako auror zdążyłem już przywyknąć do tego, że ludzie potrafili być przepełnieni najgorszymi cechami i dokonywać najokrutniejszych czynów, odkąd wróciłem do Anglii, nad którą pieczę piastował mój ojciec, trudno było nie odczuć zmiany skali, z jaką to wszystko teraz się działo. Złote czasy? Nowy, wspaniały świat? Nie, ciągle ten sam - za to jeszcze bardziej skrajny, z odgórnym przyzwoleniem na przemoc i sprawiedliwość mierzoną w niewinnej krwi.
Niewinnej, ale zbrukanej. Niebłękitnej.
A pamiętam przecież z dzieciństwa, kiedy chodziłem z wiecznie porozbijanymi kolanami - jej kolor wcale nie był błękitny.
- Pobiłem się z jednym. Na rękach mam jego krew. - Diggory wyciągnął przed siebie drżącą dłoń, a ja wiedziałem, co należało zrobić. Wyglądał jak gówno, ale w porównaniu do Jonesa przynajmniej przypominał człowieka. - Jones sztyletował innego, plamy na jego szacie pewnie należą do jednego z tych sukinkotów. - Dokończył słabym głosem, zanim odpłynął na dobre.

Myśli o Alexandrze zawzięcie próbowały przejąć nade mną kontrolę, wiedziałem jednak, że jeśli im się poddam, nie będę w stanie działać - a musiałem działać. Korzystając z zapasów eliksirów bojówek Longbottoma wziąłem dwie fiolki eliksiru tropiciela i pod zmienioną postacią udałem się na miejsce zbrodni. Walki już się skończyły, ale odrażający zapach siarki, krwi i popiołu w swojej świeżości drażnił moje nozdrza, przypominając raz jeszcze, że ciągle jedynie mogliśmy naprawiać to, co zostało zniszczone. Ulice były puste, wszyscy musieli nadal ukrywać się w domach - ci, którym życie było jeszcze miłe nie wychylali się, wiedząc, że szmalcownicy przyszli tutaj po kogoś szczególnego, a przy odrobinie szczęścia nie będzie to ich rodzina. W oddali słychać było przejmujący do szpiku kości szloch, którym nie przejąłem się zbytnio, skupiając na tym, po co przybyłem. Grupa lub jej część nadal musiała być miasteczku, załatwiając swoje sprawy. Wiele ryzykowałem, ale tylko w ten sposób mogłem uzyskać jakiekolwiek informacje. Tak jak wtedy, w Taunton - gdybyśmy nie podjęli natychmiastowych kroków, poplecznicy rycerzy, którzy zaatakowali wioskę, być może do dziś wymierzali by sprawiedliwość po swojemu. Mikstura szybko wykryła obecność dwójki szmalcowników - wszystko wskazywało na to, że obaj mogli znajdować się w tym samym miejscu. Podążyłem za tropem, czujny, jak zwykle przybierając twarz swojego brata. Wielu z tych, którzy dopuszczali się ataków, wiedziało, kim jest. Nie obawiałem się więc zaskoczenia, choć zachowywałem ostrożność - byłem pewien swoich umiejętności, jednak magia tak samo mi sprzyjała, jak i mogła posłużyć do mojego zdemaskowania. Ślad doprowadził do posiadłości na obrzeżach miasteczka - nie wiedziałem, do kogo należy, ale wewnątrz znajdowało się około dwudziestu osób. Carpiene pozwoliło mi na bezpieczną przeprawę w pobliżu budynku, Clario i Veritas claro na upewnienie się, że nic w otoczeniu mnie nie zwodzi, Venerifer Captiona miała wesprzeć w razie niespodziewanego ataku, a gdy znalazłem się wystarczająco blisko, Salvio Hexa całkowicie ukryło moją obecność, wsparte przez Vestitio, usuwające pozostawione przeze mnie ślady na zalegającym śniegu. Podszedłem do okna pomieszczenia, w której zgromadzeni byli wszyscy; mimo działającego zaklęcia przywarłem do muru, wychylając się tylko tyle, by móc obserwować, co działo się w środku. Zgodnie z moimi przypuszczeniami szmalcownicy zebrali w pomieszczeniu całą rodzinę wraz z służbą. Oprawców było siedmiu, do tego dwóch na zewnątrz, którzy spoczywali w pobliżu wejścia. Z inscenizacji, której byłem świadkiem, dało się wywnioskować, że próbowali wyciągnąć od rodziny informacje lub pieniądze. Klęczący na środku pokoju gościnnego pan domu, bezradna, zapłakana żona i dzieci - obok każdego z nich stał szmalcownik, mierząc różdżką w skroń. Im nie mogłem pomóc - nie teraz, nie w pojedynkę. Moją jedyną szansą na wydobycie informacji była dwójka postawiona w roli strażników - nie mogli być zbyt bystrzy, powinni byli przynajmniej zabezpieczyć teren Cave Inimicum, choć dla doświadczonego aurora była to bariera porównywalna do zamkniętej furtki dla złodzieja. Kiedy znalazłem się wystarczająco blisko, niewerbalne Silencio ugodziło w plecy jednego z nich, a zanim drugi zdołał zorientować się, co się dzieje, lodowe sople Lamino Glacio przebiły go na wskroś. Wydał z siebie zduszony jęk i upadł na śnieg, który szybko zabarwił się szkarłatem, pod osłoną nocy przypominając bardziej czerń. Wiedziałem, że jeśli szybko nie otrzyma pomocy, wykrwawi się lub zamarznie na śmierć - jego los był mi jednak obojętny, bowiem wyrok podpisał na siebie w chwili, gdy postanowił poprzeć zbrodnicze działania Lorda Voldemorta. Ale poza obojętnością pojawiło się coś jeszcze - coś, co towarzyszyło mi za każdym razem, kiedy wiedziałem, że skazuję człowieka na pewną śmierć. Satysfakcja. Satysfakcja, która wywoływała we mnie mieszaninę poczucia wstydu i dumy. Lisi patronus nie wracał, na horyzoncie nie materializował się również kruk należący do Alexa, i choć minęło jeszcze niewiele czasu, miałem ochotę wydrzeć życie z każdego skurwysyna, który przyczynił się do zniknięcia mojego przyjaciela. Pozbawiony głosu szmalcownik poderwał się do walki, ale osłabiony po wcześniejszych starciach i zmuszony do sięgania po inkantacje niewerbalne, po krótkim pojedynku stracił różdżkę i znalazł się w magicznych kajdanach. Znokautowany Petryfikusem stał się łatwiejszym celem do zaciągnięcia w ustronne miejsce - miałem zamiar go przesłuchać, a szybkie działanie i brak świstoklika uniemożliwiały mi łatwy transport w bezpieczne miejsce. Mężczyzna nie był najlżejszy, siłą własnych mięśni zaciągnąłem go może kilometr od domu, w którym przesłuchiwano rodzinę. Zaklęciem zacierałem ślady, zbaczając w stronę niewielkiego zagajnika, który znajdował się w odpowiedniej odległości od drogi, by nikt zbyt łatwo nas nie wyśledził. Dopiero, gdy kopuła stworzona przez Salvio hexa ukryła nas na dobre, wyswobodziłem leżącego w śniegu mężczyznę spod działania petryfikusa i silencio.
- Powiesz mi gdzie jest wasza kryjówka albo podzielisz los kolegi. - Zacząłem stanowczo, stając nad nim i dając do zrozumienia, by nie próbował się podnosić. Zasługiwał na to. Na traktowanie w sposób najgorszy, na brak współczucia i łaski, na leżenie w przenikającym do kości, głębokim śniegu. - Za każdym razem, kiedy mi nie odpowiesz, pozbawię cię jednej warstwy odzieży. Z pewnością zdążyłeś nasłuchać się o mugolach i czarodziejach, którzy zmuszeni do ucieczki, zamarzali, chowając się po lasach. - Mój głos był pozbawiony emocji, chłodny jak panująca zima i stanowczy. Szmalcownik nie opierał się długo - wystarczyło pozbawić go płaszcza, butów i rękawiczek, by zaczął współpracować. Wyjawił wszystko, czego potrzebowałem. Kryjówkę, nazwiska współpracowników, powód, dla którego złożyli dziś wizytę w Bakewell, oraz co planowali zrobić z rodziną Rogersów. Przy odrobinie szczęścia i chęci zapłacenia szmalcownikom, mieli szansę na przeżycie - podobnie do przesłuchiwanego mężczyzny, o czym jednak ten wiedzieć nie mógł.
- Musisz mi pomóc. Pomóc się ukryć. Nie mogę już do nich wrócić. - Jego głos, początkowo przepełniony pychą, zmienił się nie do poznania, przypominając raczej skowyt konającego zwierzęcia.
- Niczego nie muszę. Silencio - ponownie wycelowałem w niego różdżkę, pozbawiając głosu. Nie był mi już do niczego potrzebny. Zebrałem rozrzucone w śniegu ubrania, upewniłem się, że mam w szacie jego różdżkę, po czym bez słowa zniknąłem w mroku nocy, po chwili teleportując się do Doliny Godryka i pozostawiając spętanego mężczyznę w śniegu.
Tak, przy odrobinie szczęścia miał szansę przeżyć - oby tylko po to, by został osądzony przez własnych ludzi.  

W Kurniku zastałem śpiących aurorów i czuwających przy nich Idę. Oczy miała zapłakane, jednak na mój widok uniosła się z fotela, całą sobą próbując pokazać, że jest silna. Nie musiała.
- Ich stan jest stabilny. Za kilka dni będą już mogli wrócić do pracy. - Zrelacjonowała prędko. - Wiadomo coś? - Dodała słabym głosem.
- Jeszcze nie. Na razie musimy czekać. - Odparłem, nie pokazując jej, że zniknięcie uzdrowiciela martwiło mnie równie mocno jak ją. Ale było jeszcze za wcześnie, by wyrokować. Kruk i lis nie pojawili się przez najbliższe dwie doby.
       
zt


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Mam Tor Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Mam Tor
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach