Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]25.04.23 22:59

Ogród

W centrum ogrodu, rozciąga się duża polana otoczona wysokimi drzewami, co zapewnia prywatność i ustronne miejsce na odpoczynek. Wokół polany rosną wysokie drzewa, tworząc naturalną zaporę, która zabezpiecza ogród przed wzrokiem obserwatorów. Ich korony tworzą gęsty dach, chroniący przed nadmiernym nasłonecznieniem i nadając lasowi magicznego wyglądu. Drzewa są pokryte mchem, a ich pień jest pokryty liśćmi i drobnymi gałązkami. Miejsce to jest pełen dzikiego życia - ptaki śpiewają w koronach drzew, a wiewiórki skaczą z gałęzi na gałąź. W ogrodzie znajdują się ścieżki pokryte drobnymi kamyczkami, które prowadzą w różne kierunki i zapraszają do odkrywania tego miejsca. Z ogrodu prowadzi zejście na dziką plażę.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród [odnośnik]13.01.24 23:18
30.08

Choć ostatnimi dniami zdarzało mi się to rzadko, postanowiłem, że dzisiaj nie będę pracował. Zmęczenie powoli dawało mi się we znaki, a zarwane noce, spędzone na wiecznym szukaniu kolejnych rozwiązań na zaradzenie tym wszystkim kłopotom, sprawiały, że zauważyłem cienie pod oczami. Z doświadczenia wiedziałem doskonale, że im bardziej zmęczony będę tym mniej produktywny będę się stawał. Nie było nic bardziej frustrującego dla mnie jak brak produktywności. Byłem uparty i zawsze dążyłem do wyznaczonego celu, ale kiedy przychodziła nagle blokada wiedziałem, że czas na odpoczynek. Hopp zawsze powtarzał, że aby pomysły były dobre i przydatne, umysł i ciało musiały być wypoczęte. Wtedy tylko machnąłem na to ręką zbyt podekscytowany perspektywą zdobywania nowych umiejętności. Teraz jednak doskonale wiedziałem co miał wtedy na myśli i zacząłem się stosować do wcześniej zignorowanej rady.
Kiedy obudziłem się tego dnia, zegar na ścianie wskazywał grubo po dziesiątej, ale nie powstrzymało mnie to przed wylegiwaniem się w łóżku jeszcze do jedenastej. Dopiero potem podniosłem się i ziewając ubrałem w pierwsze co mi wpadło w ręce, po tym jak otworzyłem szafę. Wyglądając przez okno pokiwałem głową z zadowoloną miną widząc, że pogoda postanowiła dzisiaj dopisać. Był to dobry znak, mimo tego całego nieszczęścia, które działo się na około. Jednocześnie zrodził się w mojej głowie pomysł, więc zanim wyszedłem z sypialni chwyciłem szkicownik pod pachę. Najpierw nogi pokierowały mnie do kuchni, gdzie znalazłem jakieś resztki ze śniadania i coś z nich złożyłem. Nie jadłem jakoś specjalnie dużo, ale jak to mówią, śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, więc zjadłem co się działo zanim ruszyłem dalej. Z pełnym brzuchem i z zdecydowanie dopisującym humorem wyszedłem z domu. Od razu skierowałem się do ogrodu. Od dawna chciałem uwiecznić ten obraz. Ogród aż promieniował tajemniczością, która przyciągała. Wcześniej nie miałem okazji spędzić tu za dużo czasu, zajęty obowiązkami, dzisiaj postanowiłem naprawić ten błąd. Roślinność tutaj rosnąca była niesamowita, a gałęzie drzew układały się w tak fascynujące kształty, że grzechem było tego nie uwiecznić. Uzbrojony w szkicownik i zestaw ołówków miałem zamiar to właśnie zrobić...musiałem tylko znaleźć odpowiednie miejsce.
I to właśnie spacerując alejkami natknąłem się na ciotkę. Była chyba ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałem. Ciotka Irina zawsze wydawała mi się być najbardziej tajemniczą postacią w naszym domu, otaczała ją taka charakterystyczna aura. Nie zmieniało to jednak faktu, że szanowałem ją tak jak każdego członka rodziny. No może pomijając ojca, bo do niego nie miałem ni krzty szacunku. Czasami żałowałem, że zostawiłem babcie z tym draniem na Nokturnie, ale ta powiedziała, że zapuściła już tam korzenie i nie ma specjalnie ochoty opuszczać domu, z którym ma tak wiele wspomnień. Ja za to ze względu na ojca z przyjemnością opuściłem tamto domostwo, a babcie odwiedzałem przy nadarzającej się okazji, których notabene ostatnio wcale nie było za dużo.
- A to niecodzienny widok. - odezwałem się zbliżając się powoli do kobiety siedzącej na murku nieopodal wielkiego dębu.
Spojrzałem w górę, o tak, gałęzie tego drzewa ułożyły się świetnie. Idealne miejsce na rozpoczęcie rysowania.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - dodałem szybko, bo jeśli ciotka stwierdzi, że nie życzy sobie towarzystwa byłem gotów przenieść się w inne miejsce.
Takich drzew jak to, w ogrodzie było pełno.
Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Ogród [odnośnik]26.01.24 23:17
- Czasami trzeba wyjść z gabinetu, Mitchellu. Czasami trzeba się do tego zmusić – odpowiedziałam krótko po tym, gdy głos młodego Macnaira przerwał moje zamyślenie, skutecznie też odciągając oczy od widoku zapisanych pergaminów. Być może powinnam okazać mu wdzięczność, albowiem od co najmniej kwadransa walczyłam z rozproszeniem i liczbami nieznośnie przesuwającymi się po tabelach. Wolałam, gdy dwoił się majątek, a nie rachunki. Wygodne miejsce w zacisznym ogrodzie ukoić miało umysł zmącony przez ciągłą pracę i pęd ostatnich tygodni. Od pierwszego dnia po katastrofie żadne z nas nie mogło pozwolić sobie na dłuższy odpoczynek i zupełnie lekkie myśli. Niesienie pociechy i ratunku mieszkańcom ziem, nad którymi dane nam było sprawować pieczę stanowiło najwyższy priorytet, lecz nie pozostawało przecież jedynym zajęciem. Część obowiązków zeszła na dalszy plan, lecz świat musiał dalej funkcjonować Wiele dni grzebaliśmy ludzi, a smród trupa i zgnilizny towarzyszył mi tak często, że nawet teraz, gdy ofiarowałam policzek morskiej bryzie, obrzydliwy swąd wręcz zaduszał konsekwentnie pielęgnowane przeze mnie skupienie. Ratowałam się zmianą otoczenia, założyłam, że w cieniu drzew zdołam nadgonić dokumentację, a przynajmniej przebić się przez zawiłe zestawienia. Należało bowiem pamiętać, że świat nie kończył się na Suffolk i akcji pomocowej. Poza granicami hrabstwa prowadziłam dom pogrzebowy, lecz przede wszystkim służyłam naszym sojusznikom. Dniami i nocami przez rozmaite zakątki Brytanii przechodziły żałobne kondukty, drastycznie wzrosło zapotrzebowanie na świadczone przez nas usługi, a ja zaczynałam rozważać zatrudnienie dodatkowej pomocy. Kolejny raz, bo dwa tygodnie temu już podwoiłam wakaty. Gdy więc Mitchell spojrzał na mnie, ujrzał ślad zmęczenia, ale oprócz niego również dozę dopuszczonego wreszcie między myśli spokoju. Wygasał bowiem najgorętszy chaos. Mimo tego daleka byłam od rozluźnienia i wczesnego wznoszenia toastów. Sierpień przyniósł nam wszystkim ogrom zmian – nie tylko za sprawą śmiertelnych pieśni i widoku pokruszonych domostw. Dla rodziny nastał czas próby, z której wyjść mogliśmy wyłącznie mocniejsi. Nie wyobrażałam sobie innego scenariusza.
– Ależ skąd, zostań. I tak zamierzałam zrobić sobie przerwę – podkreśliłam, delikatnym skinieniem głowy zachęcając go, by podszedł bliżej i podzielił ze mną urok tego zazielenionego zakamarka. Widok na wciąż niespokojnie przesuwające się fale dostarczyć mógł ukojenia nam wszystkim. Zaś to ewidentnie stanowiło cenny towar w tak podłych czasach. – Muszę odłożyć te papiery,  bo jeszcze chwila i pofruną z kolejnym podrygiem wiatru – przyznałam z goryczą. W duchu prędko też pożałowałam, że nie zabrałam ze sobą zbawiennego trunku. Nie uczyniłam tego jednak świadomie. Rachunki rzadko łączyłam z alkoholem, to nigdy nie przynosiło zadowalających rezultatów. – Musiałam zmienić otoczenie. Widzę, że ty również – zauważyłam, lokując spojrzenie na przyniesionych przez niego przyborach rysowniczych. Wkrótce później obróciłam głowę w stronę wybrzeża, a otaczający moje ramiona ciemny, półprzezroczysty materiał wdał się w taniec z wiatrem, lekko łaskocząc skórę. – Jeszcze przed zmrokiem zamierzam wybrać się do Eastbridge – przemówiłam po krótkiej pauzie. – Dwa dni temu powódź zniszczyła całe zapasy żywności w wiosce, zabezpieczenia okazały się wadliwe. Chciałabym, byś mi towarzyszył – uzupełniłam, na powrót przenosząc ku niemu spojrzenie. Wiadomość nadeszła kilka godzin temu, nie można było jej zignorować.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Ogród [odnośnik]15.02.24 18:41
Jakoś mimowolnie skrzywiłem się na dźwięk swojego pełnego imienia. Rzadko kiedy ktoś się nim do mnie zwracał, zawsze wolałem kiedy ludzie używali skrótu. Pełne imię kojarzyło mi się z czasami dzieciństwa, kiedy ojciec używał go w momentach, w których jak uważał podpadłem i zaraz podnosił rękę. Wydawałoby się, że przez te wszystkie lata powinienem się do tego przyzwyczaić, zwłaszcza, że przecież Francuzi uwielbiali używać pełnych imion i tylko tak się do mnie zwracali, gdy mieszkałem w Paryżu. Ich akcent jednak sprawiał, że brzmiało to jak totalnie inne imię, pewnie dlatego wtedy było mi z tym trochę łatwiej.
Przeniosłem znów wzrok na ciotkę, a raczej na dokumenty, które leżały obok niej i na te, które trzymała w dłoniach. Jakoś od razu zrobiło mi się głupio, że ja postanowiłem sobie zrobić wolne. Ludzie cierpieli i umierali, nie mieli dachu nad głową, a ja miałem wolne? W tym momencie wydało mi się to totalnie nie na miejscu, a szkicownik zaczął mi dziwnie ciążyć w dłoniach. Gdzieś przez głowę przebiegła myśl, że przecież od katastrofy pracowałem dniami i nocami by znaleźć nowe rozwiązania na zburzone budynki, zniszczone mosty i inne takie, łapałem raptem kilka godzin snu, co nawet dzisiaj, mimo wyspania, było widać po worach pod oczami i bladej cerze. Ta myśl jednak szybko zniknęła, ludzie potrzebowali pomocy, jakim cudem w ogóle mogłem pomyśleć o wolnym? Na Merlina, co ze mnie za dureń!
Przysiadłem się do niej, po czym w trawie odnalazłem kilka większych kamieni. Oczyściłem je z piachu i innego brudu, po czym ułożyłem na dokumentach ciotki by nie odleciały z wiatrem.
- Tak, pomyślałem, że wyjście z domu dobrze mi zrobi. - odparł spokojnie na moment przenosząc spojrzenie w stronę morza.
Tam życie toczyło się swoim rytmem, nie wzruszone cierpieniem i katastrofą, która miała miejsce na lądzie. Zacząłem się powoli zastanawiać czy my kiedykolwiek będziemy w stanie się podnieść po tym wszystkim. Od lat nie towarzyszyło nam nic tylko jakieś anomalie, katastrofy i inne cienie. Ciekawe czy kiedy nastanie w końcu spokój będziemy potrafili wrócić do naszych żyć, które powoli zaczynaliśmy zapominać jakie było przed tym wszystkim. Na pewno będziemy się starać, a ile nam to zajmie, to już czas pokaże.
Odłożyłem szkicownik na bok, już wiedziałem, że nawet go nie otworze. Teraz znowu moją głowę zaprzątały sprawy hrabstwa, a nie jakieś mrzonki o relaksie.
- Oczywiście, jak najbardziej się z tobą wybiorę. Wszystko dokładnie obejrzę i przygotuje odpowiedni raport, może któryś z moich dotychczasowych pomysłów będzie tam przydatny. - pokiwałem lekko głową.
Miło było być przydatnym i móc zrobić użytek ze swoich umiejętności. W końcu przede wszystkim po to się te wszystkie lata uczyłem tego fachu, by móc go wykorzystywać w praktyce, nie tylko w teorii.
- Byłem na moście w Moulton… - przypomniało mi się po chwili i sięgnąłem do szkicownika by znaleźć odpowiednie rysunki – Nie wygląda on najlepiej niestety. Nie sądzę abyśmy byli w stanie znaleźć taki sam budulec do jego odbudowy, ale przy odrobinie pracy można posiadany odpowiednio spreparować aby wyglądał podobnie...jeśli oczywiście zależy nam na walorach estetycznych. - podałem ciotce odpowiednie szkice.
Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Ogród [odnośnik]25.02.24 20:09
- Dziękuję – odparłam wdzięczna za jego pomysłowość względem wiatru hulającego wokół moich dokumentów. Doceniałam gest kuzyna, sama niespecjalnie zawracałam sobie głowę wyszukiwaniem praktycznego rozwiązania. Zbyt zajęte kalkulacjami myśli nie dawały sobie przestrzeni dla błahostek – nawet jeżeli te mogły w tak łatwy sposób wyratować mnie z tej rosnącej przez nasilające się wiatry frustracji.  – W istocie. Każde z nas w tym szaleństwie powinno zadbać o chwilę wytchnienia – przyznałam, również na moment kierując oko na rozciągający się ponad morzem horyzont. Pracowaliśmy wszyscy ciężko od wielu dni, brakowało czasu na porządny odpoczynek czy rozrywki, lecz nikt z nas nie posiadał mocy nieskończonej. Przerwa należała się każdemu. Ja miałam w głowie wizje obowiązków zaplanowanych na późne popołudnie. Po nadrobieniu tej dokumentacji również zasądzić miałam sobie dłuższą pauzę. Bardzo pożądaną przy jakże napiętym grafiku. Konieczną. Szkoda tylko, że pierwsza byłam do wygłaszania podobnych mądrości, lecz wciąż ostatnia do realizowania ich względem samej siebie. Udawało się, ale wciąż tylko czasami.
– Wiem, że nie zawiedziesz. Dlatego zabieram właśnie ciebie. Twoje pomysły i rady sprawią, że poczują się zaopiekowani… przez eksperta, który wie, o czym mówi. To cenne. Ważne, by słowa nie pozostały wyłącznie słowami – przyznałam z powagą, ale przede wszystkim wdzięcznością, że i on mimo wielu męczących dni nie zszedł z posterunku. Drew otrzymał ważną misję, a my wspieraliśmy go wszelkimi talentami. Hrabstwo potrzebowało poczuć, że namiestnik czuwa nad nimi i nie pozostawi ich w osamotnieniu z górą piętrzących się trosk.
Gdy wspomniał o sytuacji w Moulton, ponownie objęłam go uważnym spojrzeniem. Słyszałam o problemach w tym miasteczku. – Nigdy nie widziałam tego mostu. Jest zabytkiem? Jego walory wizualne zasługują na pełne otworzenie? Jeżeli nie, to myślę, że mógłbyś z powodzeniem zastosować inne materiały. Przede wszystkim trzeba odblokować drogę. To ważny szlak, leki i żywność trzeba regularnie dostarczać potrzebującym. Słyszałam, że wykorzystywanie latających stworzeń jest teraz ryzykowne, od czasu gniezdnej nocy wiele z nich nie zachowuje się normalnie. Zostaje ziemia – stwierdziłam, przyjmując od Mitchella szkice. Namyśliłam się ponad pergaminami. Mogłam bez trudu ocenić projekt, lecz coś jeszcze przyszło mi do głowy. Może należało skonsultować się z przedstawicielami tamtejszego regionu? Szybko jednak porzuciłam podobny pomysł, w duchu wręcz karcąc samą siebie. Świat walił nam się na głowy, ludzie umierali i chorowali. Najważniejszym zadaniem była naprawa i odblokowanie trasy. Do kwestii estetycznych będzie można chyba wrócić potem. – Wygląda nieźle – skomentowałam, kiwając lekko głową. Wiedziałam, że jego projekty były wartościowe. Dziś, gdy w całym kraju domy sypały się jak konstrukcje karciane, jeszcze cenniejsze. Ilość zleceń  i zapytań kierowanych do inżynierów dostarczała wyraźnego komunikatu. Byli niemal tak samo upragnieni jak uzdrowiciele. Dobrze było mieć go pod swoim dachem. – Naprawmy ten most, czym prędzej. Informuj, gdybyś potrzebował dodatkowych środków – dodałam jeszcze, oddając mu szkice. – Chciałabym wierzyć, że za kilka tygodni zdołamy, choćby częściowo, stanąć na nogi – rzuciłam z ponurą nutą, raz jeszcze kierując spojrzenie ku falom. - Jak ty się trzymasz? - zapytałam kontrolnie, wiedząc, że każdy z nas odczuwał skutki wzmożonej pracy i rozciągającej się sieci dramatów.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Ogród [odnośnik]19.03.24 21:54
- Nie ma sprawy. Byłoby nie przyjemnie gdyby dokumenty odfrunęły albo się pomieszały. - odparłem spokojnie pozwalając sobie jednocześnie na lekki uśmiech.
Osobiście nie cierpiałem kiedy nagły podmuch wiatru, który wpadał przez otwarte okno mojej sypialni, rozwalał wszystkie notatki. Zawsze układałem je w odpowiednie stosiki, podzielone na kategorię i tematy, których dotyczyły. Chociaż posortowanie ich na nowo nie było jakimś specjalnym wyzwaniem to jednak zabierało czas. Czas, który nie był ostatnimi czasy naszym sojusznikiem. Coraz częściej odnosiłem powoli wrażenie, że czas przelewa nam się przez palce. Chociaż mieliśmy ponoć tyle czasu ile tylko potrzebowaliśmy, to wydawało się, że nadal jest go za mało. A ja jak ten dureń chciałem zrobić sobie wolne.
- Niby prawda, ale wydaje mi się, że oboje doskonale wiemy, że to wcale tak nie działa. - pokręciłem głową z cichym westchnieniem – Z jednej strony zdajemy sobie sprawę, że zmęczony umysł nie jest w stanie dobrze funkcjonować, ale z drugiej chęć niesienia pomocy i ulżenie tym, którzy najbardziej ucierpieli zmusza nas do przekraczania pewnych granic. - powiedziałem zerkając na ciotkę.
Podejrzewałem, że ma podobne podejście do sprawy co ja. Coby nie patrzeć, wszyscy byliśmy dorosłymi ludźmi, znaliśmy swoje limity, ale jednocześnie byliśmy gotowi je przekraczać w imię większego dobra. Nie miałem tutaj na myśli jedynie zapracowywania się na śmierć, chociaż to by nikomu nie pomogło. Chociaż nie byłem wtajemniczony, chcąc nie chcąc zasłyszałem to i owo o działaniach Rycerzy. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że niektóre z ich praktyk, gdyby wyszły na jaw (chociaż nie byłem pewny, czy już nie wyszły), nie spotkałyby się z przychylną opinią wszystkich obywateli. Mimo wszystko podziwiałem ich za to co byli w stanie poświęcić w celu osiągnięcia zamierzonego celu. Jeśli przy tym miało zginąć kilku mugoli czy też zdrajców, osobiście nie widziałem w tym nic złego.
- Postaram się zrobić co w mojej mocy. - pokiwałem głową lekko się przy tym uśmiechając – Zabezpieczenie żywności dla okolicznej ludności powinno być priorytetem. Nie rozumiem dlaczego ludzie wcześniej o tym nie pomyśleli. Przecież wojna trwa nie od dzisiaj, nie uwierzę, że mieszkańcy myśleli, że ominie ich i da im żyć w spokoju. Za kilka dni wybieram się również do Worcester w celu sprawdzenia spichlerza, który mocno ucierpiał podczas deszczu. Całkiem możliwe, że z tej wizyty również coś wyniosę. - przyjąłem na powrót swoje szkice i schowałem je w szkicowniku by się nie zgubiły, a sam zeszyt odłożyłem na bok – No cóż, myślę, że w pewnym sensie można nazwać go zabytkiem. Ogólnie jednak wydaje mi się, że dla okolicznych mieszkańców ma bardziej wartość sentymentalną. Z tego co zasłyszałem, co weekend odbywały się na nim targi. Gdyby udało nam się go przywrócić do stanu użytkowania, ludzie mogliby poczuć namiastkę stabilizacji i chociaż trochę poczuć się normalnie. - odparłem zastanawiając się nad słowami ciotki – Nie sądzę aby walory estetyczne były tutaj wymogiem, ważne aby most był przejezdny i zaopatrzenie było przez niego dostarczane do potrzebujących. - dodałem.
Szczerze mówiąc w tym momencie byłem przekonany, że nikomu nie zależało na tym by coś wyglądało, a bardziej na tym by było funkcjonalne. Zdolni magowie, przy pomocy podstawowych zaklęć byli w stanie z czasem dostosować wszystko do swoich potrzeb wizualnych. W tym momencie najważniejsze było by leki i żywność mogły być bez przeszkód dostarczane, a ludność miała dach nad głowami.
- W zasadzie to spotkałem tam jedną z Blythe’ów, Yanę. Zaoferowała swoją pomoc, jednak to młoda dziewczyna, znaczy młodsza ode mnie i z tego co wiem zajmuje się tworzeniem biżuterii, więc nie wiedziałem za bardzo jak mogłaby pomóc. Mimo wszystko poprosiłem ją o tworzenie raportów ze zniszczeń w jej okolicy kiedy będzie miała czas. Nie jesteśmy w stanie być we wszystkich miejscach naraz i pomyślałem, że pomoc miejscowych, zaufanych osób może być przydatna. Yana wydała mi się być bardzo przejęta stanem hrabstwa i była bardzo chętna do pomocy. - przekazałem ciotce, w ten sposób również składając niejako mały raport ze swoich działań. - Pomyślałem sobie również, że chciałbym poruszyć z Drew temat wykorzystania domów pozostawionych przez mugoli na rzecz czarodziei. Można je bez większego wysiłku dostosować do potrzeb czarodziei, a będą mieli chociaż chwilowy dach nad głową.
Jako, że Drew był zajęty swoimi sprawami, chciałem aby chociaż Irina zdawała sobie sprawę, że nie osiadłem w żadnym wypadku na lurach tylko staram się robić co w mojej mocy aby prace szły do przodu. Nie zmieniało to jednak faktu, że musiałem skonsultować się z kuzynem w kilku sprawach, bo nie mogłem podejmować niektórych decyzji sam.
- Nie chcę wyjść na jakiegoś pesymistę jednak wydaje mi się, że do stanięcia na nogi to jeszcze daleka droga przed nami. - pokręciłem głową, po czym spojrzałem na Irinę i posłałem jej delikatny uśmiech – Ale damy radę. Wspólnym wysiłkiem doprowadzimy Suffolk do porządku, a mieszkańcy będą nam za to wdzięczni. - puściłem jej oczko, po czym oparłem rękę za plecami na murku i lekko odchyliłem głowę do tyłu patrząc w niebo między gałęziami drzewa – Jakoś. - wzruszyłem lekko ramionami – Jestem zmęczony, nie powiem, że nie. Jednak w żadnym wypadku nie pozwolę by to sprawiło, że zwolnię.
Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Re: Ogród [odnośnik]20.04.24 21:41
- Nie działa, jak widać – wyraziłam krótko po wywodzie młodego Macnaira, niejako gestem odnosząc się do siebie samej – niby osadzonej w relaksującym otoczeniu, niby w chwili wytchnienia, a jednak wciąż pogrążonej w pracy. Bez ustanku. Bo nawet jeżeli nie ślęczałam nad papierzyskami i nie zajmowałam się załatwianiem spraw w terenie, to myślami wciąż pozostawałam przy zadaniach, które jeszcze powinniśmy wykonać, przy ludziach, którzy jeszcze potrzebowali opieki i wsparcia namiestnika. Z tej odpowiedzialności musieliśmy się bowiem bardzo dobrze wywiązać. Jeżeli się powiedzie, Drew otrzyma społeczne zaufanie, o które w innym wypadku byłoby trudno w tak szybkim czasie. Okoliczności, choć bez wątpienia bardzo tragiczne, przynosiły dla nas szansę, której nie warto było marnować. Wierzyłam, że każdy członek rodziny rozumiał powagę sytuacji.
Nieznacznie skinęłam głową, zasłyszawszy jego wyraźne potwierdzenie. – Ludzie przez cały czas uczą się sytuacji różnej od tego, co mieli przez ostatnie lata. Zdołali niejako pogodzić swoją codzienność z wojną, ale nikt nie przewidział fali tak okrutnych katastrof. Zresztą problem z zaopatrzeniem od wielu miesięcy spędza mieszkańcom sen z powiek, Mitchellu. Wielu z nich nie miało szansy na zgromadzenie zapasów. Uczyńmy to, co uczynić możemy w tych okolicznościach – skomentowałam, mocniej pięścią przyszpilając do muru plik pergaminów, gdy tylko wiatr ośmielił się bardziej zaszarżować. – Dziś zabezpieczamy najbliższe dni, kolejne miesiące być może pozwolą na pogłębioną analizę i lepsze zorganizowanie zapasów – podkreśliłam, niejako przypominając mu, że głodni ludzie potrzebowali wypełnić żołądki jak najprędzej. Teraz istotne było zapewnienie pożywienia na najbliższy tydzień czy dwa.
- Zatem skupmy się na praktycznym rozwiązaniu, przede wszystkim zapewnijmy przejazd. Szkoda, byś tracił cenną energię na detale, o które można będzie zadbać, gdy minie najgorsza burza. Wiele dachów mamy do załatania. W Suffolk są domy, po których pozostała ledwie ruina. Jest ich wciąż wiele – podkreśliłam, wiedząc, że nieobcy był mu wspomniany krajobraz. Pośród zniszczonych w czasie gwiezdnego pogromu chat mieszkali przecież ludzie. Dziś nie mieli się gdzie podziać, bezwzględnie powinniśmy się temu przyjrzeć.
Lekko zmrużyłam oczy, słysząc jak wychwalał tamtą dziewczynę. Nie słyszałam o żadnej Yanie Blythe, ale nie dziwiło mnie to, ze słów Mitcha wynikało, że jest ledwie podlotkiem, młodą rzemieślniczką. Zastukałam lekko, w zamyśleniu, końcówką pióra w ułożone na kamieniach pergaminy. Wciąż go słuchałam, wyłapując ze zdań cenniejsze dla nas kwestie. – Skieruj ją do miejscowego centrum kryzysowego, niech tam dadzą jej zajęcie. Jeżeli jest chętna, coś się znajdzie, dopasują zadanie do jej możliwości. Każda zaangażowana czarownica, każdy skłonny nieść wsparcie czarodziej to dla nas nabytek na wagę złota. Cieszy mnie wieść, że młodym ludziom nie jest obojętny los regionu i nie zamierzają kryć się po kątach, kiedy potrzebne są do pracy każde ręce – wyjawiłam z nutą skąpego uznania. – Powinniśmy ich inspirować do działania, dziś patrzą na nas z nadzieją. Przykuła twą uwagę? Panienka Blythe? – podpytałam wreszcie, nie pamiętając, by kiedykolwiek wcześniej tak wiele opowiadał mi o innej kobiecie. Czyżby wpadła mu w oko? Byłam ciekawa, jak się sprawy miały. Wszak… tragiczne okoliczności potrafiły łączyć ludzi. – Myślę, że to już się dzieje, że działo się, zanim gwiazdy spadły z nieba, ale warto sprawdzić, czy mamy jeszcze jakieś możliwości w tym zakresie – odrzekłam, komentując propozycję młodszego kuzyna w zakresie zaadoptowania domów mugolskich. – Cieszy mnie twoja postawa, to nie będą łatwe miesiące, ale możemy dowieść, że jako Macnairowie nie pozostajemy obojętni na los tych ziem i właściwie potrafimy o nie zadbać – wyjawiłam, również odpowiadając uśmiechem. O to tu chodziło, o wsparcie Drew, nie mógł pozostać z tym sam, byliśmy rodziną, nieśliśmy na ramionach również jego obowiązki. Gdy trwaliśmy razem, nasza moc rosła. Dlatego nie mogliśmy pozwolić, by tragiczne dni rozerwały rodzinne więzy. Świat miał ujrzeć w nas jedność i odpowiedzialność.
- Jak się wykończysz, to też nic z ciebie nie będzie – stwierdziłam przytomnie, bacznie mu się przyglądając. Nie mógł pozwolić sobie na swobodę podobną do tej należnej nam w czasie zawieszenia broni, lecz wciąż musiał się wysypiać i porządnie jeść. Niańczyć go nie miałam zamiaru, ale mogłam od czasu do czasu skierować ku niemu kontrolne oko. – Nie wahaj się prosić, jeżeli będziesz czegoś potrzebował – podkreśliłam, pojmując te słowa bardzo szeroko. Od kwestii rodzinnych, po organizacyjne czy zupełnie trywialne drobnostki codzienności. Musieliśmy być dla siebie oparciem.
Irina Macnair
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8709-irina-macnair-dluga-budowa https://www.morsmordre.net/t8832-pani-macnair#263265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t9237-skrytka-nr-2063#281040 https://www.morsmordre.net/t9127-irina-macnair#275271
Re: Ogród [odnośnik]27.04.24 21:36
Niesienie pomocy było czymś oczywistym w tym momencie. Nawet jeśli nie wszyscy nieśli ją z dobroci serca tylko z chęci zysków lub wyrobienia sobie imienia, pozyskania posłuchu, to jednak zawsze była to pomoc. Czasami się nad tym zastanawiałem, z jednej strony jakby niosłem pomoc, bo wiedziałem, że tak trzeba, bo wiedziałem, że ludzi potracili domu, życia...ale z drugiej strony nie mogłem sobie odmówić egoizmu. Nie mogłem ukrywać, że jednocześnie, tą całą pomocą, buduje sobie markę, a więc zyskuje na tym. Nie tylko ja oczywiście, ale cała rodzina Macnair’ów. Lubiłem myśleć, że to między innymi moja zasługa, może nie w stu procentach, ale jednak się do tego przyłożyłem.
Pokiwałem lekko głową. Musiałem przyznać jej rację. Nie każdego było stać by zaopatrzyć się w zapasy jedzeniowe, niektórzy po prostu żyli z dnia na dzień zdobywając pożywienie i starając się po prostu przetrwać. Woja była ciężka dla wszystkich. Jedni mieli łatwiej inni ciężej, ale w końcu taka była kolej rzeczy.
- Większa wiedzę na temat stanu faktycznego pozwoli nam na lepszy wgląd w sytuacje i zaproponowanie odpowiedniego rozwiązania problemu. - odparłem spokojnie obracając ołówek między palcami w zamyśleniu.
- Tak, przejazd jej najważniejszy. Transport leków i zaopatrzenia wszelkiej maści będzie zdecydowanie łatwiejszy kiedy most odzyska swoją pełną sprawność. - pokiwałem głową wiedząc już na czym skupie się po powrocie do domu – To co zostało z tych domów też można wykorzystać. To nie tak, że wszystko to co zostało zniszczone jest totalnie bezużyteczne. - dodałem po chwili.
Chciałem wykorzystać wszystko co się tylko dało. Marnotrawstwo było niewskazane, więc jeśli jakikolwiek budulec można było pozyskać ze zniszczonych budynków, należało to zrobić. Zerknąłem w kierunku ciotki słysząc o centrum kryzysowym.
- Nie pomyślałem o tym wtedy… - mruknąłem samemu nie widząc czy bardziej do siebie czy do Iriny – Tak, tak, każdy chętny, każdy komu leży na sercu dobro hrabstwa jest bezcennym nabytkiem, że się tak wyrażę. Mam nadzieję, że jest ich dość sporo, bo samodzielnie, nie ważne jak bardzo byśmy chcieli nie będziemy w stanie naprawić Suffolk. - wzruszyłem lekko ramionami, a na kolejne pytanie padające z ust kobiety uniosłem brew ku górze – Że Yana? Co? Na Merlina, nie! Kompletnie nie jest w moim typie. - pokręciłem głową.
Raz, że taka była prawda, a dwa...chcąc nie chcąc interesowała mnie tylko jedna. Chociaż nie raz nie dwa próbowałem ją wyrzucić z głowy, ona zapewne mnie również, to nie koniecznie nam to wyszło. Jakby coś nas złączyło, jakąś magiczną więzią i nie byliśmy w stanie się siebie pozbyć. Wychodziło na to, że Irina nie miała o niej pojęcia, co dobrze wróżyło. Znając ją, z całą pewnością szybko doczekałbym się pytań odnośnie ślubu i tak dalej. Z tym mi się akurat nie śpieszyło. Dotyczyło to jak widać każdego męskiego członka naszej rodziny, do ożenku było nam wszystkim daleko.
- Tak, to prawda, ale warto pamiętać, że nie każdy czarodziej wejdzie chętnie do domu pozostawionego przez mugola. Jednak w momencie kiedy takowy zostałoby odpowiednio przystosowany, z całą pewnością ludność chętniej korzystałaby z takich lokum. Zwłaszcza, że przystosowanie nie jest jakieś specjalnie czasochłonne, nie wymaga skomplikowanej magii. Moglibyśmy zebrać kilku zdolnych czarodziei i zrobić to bez większego wysiłku. - odparłem na jej stwierdzenie.
Sporo o tym myślałem odkąd przyszedł mi ten pomysł do głowy, miałem więc już sporządzoną listę za i przeciw. Chciałem stanąć przygotowany przed Drew, żeby nie mógł mnie zaskoczyć jakimkolwiek pytaniem.
- Brzmisz jak mój nauczyciel. - mimowolnie zaśmiałem się cicho pod nosem – On też zawsze powtarzał, że sprawny umysł to wypoczęty umysł i ganiał mnie na przerwy. - pokiwałem głową z lekkim rozbawieniem – Ale trzymam się tego, możesz być pewna. - dodałem zerkając na nią.
Proszenie o pomoc nie było moją dobrą stroną. Zawsze robiłem to już w ostateczności, kiedy nie miałem już innego wyjścia. Nie lubiłem na kimś polegać, wolałem wszystko robić sam. Brało się to już z czasów dzieciństwa kiedy to nie było opcji bym polegał na ojcu więc wszystkie rzeczy typowo „męskie” musiałem robić sam.


Mitch Macnair
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t12141-mitchell-macnair#dogory https://www.morsmordre.net/t12216-listy-do-mitch-a#376210 https://www.morsmordre.net/t12217-mitch-macnair#376211 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t12219-skrytka-bankowa-2608#376217 https://www.morsmordre.net/t12218-mitch-macnair#376212
Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach