Wydarzenia


Ekipa forum
Świetlica
AutorWiadomość
Świetlica [odnośnik]14.05.23 22:42

Świetlica

Świetlica, tuż obok głównej izby, jest drugim największym pomieszczeniem wspólnym Menażerii. Latem 1958 r. to miejsce odwiedził anonimowy artysta, który złotą farbą na jednej ze ścian namalował dwa feniksy w charakterystycznym godowym tańcu, symbol zwycięstwa, symbol nowego, symbol nadziei, wreszcie symbol życia i odrodzenia. Wieczorami pomieszczenie rozświetlają lewitujące pod sufitem jasne lampiony.
Nie bez powodu akurat tutaj, na świetlicy można odpocząć na miękkiej choć wysłużonej kanapie, a starą drewnianą posadzkę przysłania obszerny dywan tkany w roślinne ornamenty. Solidny kufer pod ścianą zawiera zabawki, Woolmanowie niekiedy sprawują tu czasową opieką nad dziećmi, które straciły rodziców, jeszcze zanim te trafią w nowe miejsca. Przeważnie nie przebywają tu dłużej, niż kilka godzin, z rzadka parę dni.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Świetlica [odnośnik]12.12.23 0:05
14 sierpnia nad ranem

Noc była ciężka dla wszystkich, deszcz meteorytów zdawał się nie kończyć. Jeden z meteorytów uderzył w dach, czyniąc wiele szkód. Dachówki posypały się po ulicy, wpadły do środka, posypały się też mury. Krzyk poniósł się po kamienicy, sprowadzając wszystkich na dół, do kuchni, gdzie znaleźli wiarę i otuchę u boku pani Woolman, która przy dzwoniących szybach, kołyszącym się żyrandolu i przesuwających krzesłach jak gdyby nigdy nic, kończyła grochową na kaflowym piecu. Garnek dzwonił na płycie, trzęsąc się i drżąc, ale kobieta, ze spokojem odmalowanym na twarzy mieszała chochlą, nie bacząc na kurz sypiący się z sufitu, krzyki domowników i piski wnucząt, które kuliły się tuż przy niej. Nawet gdy zgasły świece, cierpliwie, nie tracąc pełnego otuchy uśmiechu na twarzy nalewała do misek zupę, którą wszyscy zjedli na podłodze, w kupie w trzęsących się dłoniach. Nic nie mówiła, patrzyła tylko na każdego podając mu miskę z ciepłą grochówką, na kilka chwil zamykając dłoń każdego w swojej, pomarszczonej, spracowanej.

Pojawienie się dodatkowej osoby w trakcie końca świata nie wyprowadziło jej z równowagi. Ze smutkiem przyjęła dziewczynę, prosząc, by wprowadzono ją do kuchni i posadzono na ziemi. Nie obdarzyła jej większym zainteresowaniem i większą opieką niż pozostałych, ale kiedy wszyscy zostali zaopiekowani, stanęła przy niej i podała jej mokrą, zimną ścierkę, ruchem dłoni zachęcając by położyła ją sobie na karku. Skurcze Eve pojawiały się co kilka minut, trwały krótko. Wpierw były dokuczliwe, w końcu stały się bolesne, a nad ranem wykańczające.

Kiedy deszcz spadających gwiazd w końcu ustał, a na miejscu zjawili się czarodzieje gotowi nieść pomoc i interweniować, poprosiła ich, by przenieśli rodzącą kobietę do świetlicy, gdzie rozłożyła ręczniki, przygotowała wiadro z wodą, a także pustą miskę i kilka czystych ścierek. Eve ułożono w kącie, samą, na czystym posłaniu, na ziemi i zostawioną samą, a potem straciła przytomność. Kiedy się ocknęła, był już ranek — nie była pewna, czy skurcze ustały na jakiś czas, czy nie była ich świadoma. Obok siebie ujrzała panią Woolman, w rękach trzymała zakrwawione ręczniki.
— Odpocznij, kochanie — powiedziała cicho i wytarłszy rękę w spódnicę, sięgnęła do wilgotnego czoła Eve. Miała na nim mokrą ścierkę, było jej gorąco, pociła się. Nie do końca wiedziała, co się działo. — Gorączkujesz — wyjaśniła cicho stara kobieta, gładząc ją po policzku. — Dziecko nie chce się urodzić. Musisz się postarać. Musisz z nim porozmawiać. Źle się dzieje, musisz wytrzymać — powiedziała z troską, patrząc na nią przez chwilę. Miała smutne oczy. — Nikogo tu nie ma. Wszyscy pomagają rannym. Napewno ktoś w końcu przyjdzie do nas... Napewno ktoś przyjdzie, kochanie...— dodała z żalem, gładząc mokre włosy Eve, po czym podniosła się z ziemi i powoli ruszyła w stronę wyjścia.

Eve czuła, że krwawi. Była słaba, obolała, wycieńczona. Kiedy była przytomna, ból w podbrzuszu wrócił. Z większym natężeniem niż w nocy.

Mistrz Gry będzie kontynuował rozgrywkę.
Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Świetlica [odnośnik]14.12.23 1:39
Wiatr szumiał w uszach, szarpał potarganymi włosami i burzył i tak wzburzoną emocjami krew. Bolało zmęczone od wysiłku ciało, piekła skóra, a posmak odległej spalenizny, zdawał się osiadać na przygryzanych wargach jak niechciany pocałunek. Łzy zdążyły wyschnąć kilka razy, rozmazywane wierzchem spierzchniętej od uporczywego zaciskania palców na wodzach. Dopiero wysoko w górze, gdy hałas dudniącego szumu przestał, rozluźniła ręce, pochylając się bardziej nad szyją aetonana, by wtulić twarz w osmoloną sierść. Nie była w stanie powstrzymać przerażonego łkania, wciąż pamiętając sylwetkę przyjaciół jeszcze za sobą, ale... przecież mieli uciekać. Gotowi byli. Eve z Freddy,m Liddy z Nealą...A serce kołatało nieznośnie dudniącą melodię winy. Bolało.
Rozmazujący się widok przed nią i zniżony lot równie drżącego wierzchowca, kazał jej unieść się w siodle, wciąż obejmując łydkami ciało wierzchowca, jakby - i tak było - od tego zależało jej życie. I chociaż w piersi dusiło niemiłosiernie, a dławiony kaszel wyrywał skupienie, z góry miała przerażający widok na skalę katastrofy, jaką zgotowało czarodziejskiemu światu niebo i gwiazdy?
- Musisz mi jeszcze pomóc - szeptała pochylając się nad grzbietem rumaka. Dygotała na myśl, jakie spustoszenie wciąż rozciągało się przed nią, ale lot obniżyła w tumanie umykających ludzi. Tych na ziemi, i tych gnających przez przestworza, na miotłach i...innych stworzeniach. Czy miała szczęście? Nie miała pojęcia, nie kiedy była sama, a serce waliło za każdym razem, gdy opadała w dół, wołając Eve, pytając ludzi, rozglądając się, czy wśród ocalałych, gdzieś znajdzie bratową. Dopiero pokierowana głosami pytanych, dotarła do Plymouth i Menażerii Woolmanów, gdzie zbierało się coraz więcej poszkodowanych. W głowie szalał chaos scenariuszy, które zalewały umysł, gdy zostawiła bezpiecznie aetonana pod zadaszeniem i przepytywała kolejnych ludzi o tych najbliższych. W gardle stawał szloch, gdy ktoś zatrzymał jej sylwetkę, w końcu, już spokojniej, tłumacząc, gdzie znajdują się teraz ranni. Kuchnia. Świetlica.
Serce jej niemal stanęło, gdy w końcu znalazła Eve. Nieprzytomna, z gorączką. I krwią, która szkarłatem kleiła się do spódnicy. Klęczała długo, gładząc rozpalone czoło bratowej, próbując załzawionym szeptem, ukołysać swój strach. Na ustach pojawiła się krótka, przerwana melodia, kołysanka, którą pamiętała wciąż. Szept, który - jeśli tylko mogła, słyszała Eve. I to nienarodzone maleństwo, wciąż chroniące się matczynym łonie. Wciąż siedząc na kolanach, dorwała zmięty kawałek pergaminu i pióro. Krótki, mocno nieskładny list do brata, wysłała kręcącym się niespokojnie, niedaleko Eve krukiem. Panika szarpała się z nadzieją, że znajdzie ich bezpiecznych. Żywych. I jeszcze bardziej szarpała się ze strachem, że jest zdana na siebie. I to na nią ktoś tak ważny - liczy.  Nie miała prawa się poddać. Nie miała i tego w naturze.
- Pomogę. Z-znajdę uzdrowiciela - mówiła już do starszej kobiety, nim jeszcze w nocy, odsunęła się od nieprzytomnej, odnajdując gospodyni - Znam kogoś, pomoże, na pewno. Przyprowadzę ją, nie odmówi. Znajdę. tylko... proszę. Nie pozwól jej, nie pozwól im... odejść - głos zawiesiła, zagryzając spierzchnięte i krwawiące wargi. Pokręciła głową, w pośpiechu jeszcze splatając potarganą burzę czerniących nie tylko kolorem, ale i wszechogarniającym pyłem - włosów - wrócę tak szybko, jak to możliwe - zakończyła, zbierając siły i wolę w całość. Właśnie po to, by spróbować dostać się do Merji tak szybko jak to możliwe. Uzdrowicielka, której nieoczekiwaną znajomość zdążyła już docenić. Niekoniecznie w szpitalu. I niekoniecznie w samym Londynie, gdzie pełniła oficjalną "służbę". I wiedziała, że w taką noc, Merja Zabini nie mogła być u siebie. Nie uzdrowicielka z takimi zdolnościami. I nie mogła odmówić jej pomocy. Nie dziś. Nie teraz. Aetonan i teleportacja jej świadkami. Wszystko, co spotykała.

- Odwdzięczę się, wiesz o tym, tylko... pomóż im, proszę - powtarzała znowu, szeptając głosem zduszonym, wciąż przejęta, wymęczona tak dotychczasowymi przejściami, jak i samą podróżą, mimowolnie zaciskając palce na przedramieniu czarownicy, gdy w końcu postawiły nogi w Plymouth, a potem w samej Menażerii, wcześniej wyjaśniając w jak paskudnej pozycji znajdowała się rodząca Eve - są w świetlicy - zakończyła milknąc, gdy przekraczały próg pomieszczenia, już wczesnym rankiem, kiedy dzień odsłaniał kolejne pasmo nieszczęśników, zajmujących dom pani Woolman, która właśnie zajmowała się niewiele przytomną cyganką - Jeśli powiesz co mam robić... - ciemność dziewczęcych ślepi opadło na jasne oblicze uzdrowicielki. To tam szukała dziś odpowiedzi. I ratunku.

| Pojawiam się w wątku za zgodą MG


A drop of blood
and now you’re taken for all time

Aisha Doe
Aisha Doe
Zawód : tancerka, przyszły alchemik, siostra
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Prick your finger on a spinning wheel
But don’t make a sound
OPCM : 4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 10 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 22
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11832-aisha-doe#365247 https://www.morsmordre.net/t12177-poczta-aishy#375018 https://www.morsmordre.net/t12269-aisha-doe https://www.morsmordre.net/f386-dom-bathildy-bagshot https://www.morsmordre.net/t12176-szuflada-skrytka-aishy#375010 https://www.morsmordre.net/t11838-aisha-doe#365410
Re: Świetlica [odnośnik]14.12.23 12:20
Nie liczyła na nic, znajdując się znów w położeniu w którym nigdy już nie chciała. Znów sama, znów z towarzyszącym bólem, chociaż tym razem o innym podłożu. Czy lepszym, czy gorszym, jeszcze nie wiedziała. Spojrzenie ciemnych oczu z obawą i smutkiem sięgnęło ku starszej kobiecie, która przyjęła ją pod dach. Wskazane miejsce miało być schronieniem na najbliższe godziny i było tym, czego potrzebowała ponad wszystko, by walczyć już tylko o przetrwanie. Pozostawiona sama sobie, wciśnięta w kąt, gdy stare nawyki odezwały się niespodziewanie. Policzek wtuliła w zimną ścianę, przymykając oczy, by odciąć się od otoczenia i skupić na koszmarze, który dopiero miał się dla niej zacząć. Bała się, ale to również nie było niczym nowym, a czymś z czym rozstawała się na krótko w ciągu ostatnich lat. Palce mimowolnie zaciskały się na brudnym materiale sukienki, szukając ulgi, gdy ciało napinało się pod wpływem skurczów. Nie wiedziała, jak szybko lub wolno biegnie czas, tracąc rachubę, zamknięta we własnych odczuciach. Zerknęła ku górze, gdy poruszenie w pobliżu, przywołało ze sobą poczucie, że ktoś nad nią stoi. Sięgnęła po wilgotny materiał, by objąć jego chłodem własny kark. Potulnie robiła to, co wskazywała jej kobieta, desperacko ufając starszej. Nie wiedziała, co ją czeka, więc mogła już tylko zdać się na panią Woolman z nadzieją, że pomoże jej przez to przejść. Nic jednak nie przygotowywało ją na to, co nadeszło, na cierpienie, którego dotąd nie poznała. Ból się wzmagał, wycieńczał ciało, które nie nawykło do radzenia sobie z czymś podobnym. Miesiące powinny dać jej na to szansę, lecz nie wszystko poszło tak, jak powinno. Głupią decyzją i brawurą przyspieszyła to, czego nie powinna.
Świadomość uciekła nagle, bez ostrzeżenia otulając ją ciszą i spokojem, odciętą od własnego ciała, które nadal walczyło. Nie chciała się z tego wybudzać, wracać do rzeczywistości w której czekał ją ból. Obojętność i zawieszenie były przyjemniejsze, nie wymagając niczego ponad bycie. Nie dano jej jednak szansy, być w tym dalej. Rozchyliła powieki, a nad sobą zobaczyła znów nowo poznany sufit z siatką pięknieć i zacieków, fakturę, którą prześledziła wzrokiem, nim utraciła przytomność. Słysząc kobiecy głos, zerknęła ku pani Woolman, próbując zrozumieć w jakiej nadal była sytuacji. Przysłoniła dłonią usta, gdy w gardle wezbrał szloch, który wyrwał się prawie, by towarzyszyć łzą, które popłynęły po policzkach zaróżowionych od wysokiej temperatury. Kolejny skurcz, silniejszy niż ostatni, który pamiętała. Czuła się słaba, zbyt mocno by sobie z tym poradzić i wykończona tak, jak nigdy wcześniej. Słowa starszej kobiety i ich sens docierały do niej z opóźnieniem.
Dziecko nie chce się urodzić. Musisz z nim porozmawiać. Źle się dzieje.
Łapała skrawki tego, co rozbrzmiewało w powietrzu, coraz mocniej świadoma własnego stanu i położenia. W uporze złapała się myśli, że rozmowa była bezsensowna, że nic przecież nie zmieni. Umrą oboje, dziecko się nie urodzi, a ona wykrwawi. Koniec tej smutnej i brzydkiej bajki, która nie miała mieć już innego zakończenia. Nie da się tyle razy oszukiwać losu, kolejny raz wyjść cało z kłopotów. Zacisnęła powieki, słysząc echo własnego krzyku, gdy kolejny skurcz przełamał jej ciszę. Miała wrażenie, że słucha tego z boku, że to nie jej głos i ból rozdarły powietrze. Dłoń znów wróciła do ust, by przytłumić i krzyk i płacz. Musisz z nim porozmawiać. Powróciło do niej raz jeszcze, gdy upór znikł, a desperacja otuliła ją mocniej. Musiała coś zrobić, bo długo nie wytrzymają, ani ona, ani dziecko. Czas im uciekał, ulatywał pewnie szybciej, niż miała faktycznie świadomość. Powoli przekręciła się na bok, szukając pozycji w której może być lepiej.
- Musimy dać radę, maleństwo.- romskie słowa, zabrzmiały cicho. Jej głos drżał, łamał się słyszalnie i nieprzyjemnie.- Masz tyle osób, które będą cię kochać i które czekają na ciebie. Daj im się poznać, kochanie. Pokaż im jak waleczne jesteś i jak silne.- zamilkła na moment, kiedy nadszedł kolejny skurcz. Zacisnęła dłoń w pięść i przycisnęła ją do ust, dusząc w sobie krzyk.- Bądź moim szczęściem i szczęściem swojego taty, potrzebujemy cię oboje, skarbie.- zamknęła powieki, czując zmęczenie. Z jednej strony chciała znów stracić przytomność, odciąć się od tego, a z drugiej bała się, że nie ocknie się ponownie. Ta myśl zmusiła ją do otwarcia oczu, by wbić puste spojrzenie w przestrzeń. Ile to jeszcze mogło trwać, ile jeszcze dadzą radę.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Świetlica F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Świetlica [odnośnik]14.12.23 12:28
Sytuacji krytycznych i chaotycznych było dotąd w życiu Zabini wiele. Niemal każdy dzień w pracy wiąże się z podwójnym zmęczeniem, zarówno przeciążonych mięśni, co nadszarpniętego potencjału magicznego. Utrzymywanie się w stanie najwyższych obrotów nie jest łatwe, ale stanowi część pracy Merji i jest doń przyzwyczajona. Przez całą noc kursuje między londyńskim lasem a szpitalem św. Munga, transportując kolejnych poszkodowanych w ręce profesjonalistów. Sama ma tylko sprawić, że pacjenci przetrwają, we względnie jednym kawałku lądując na szpitalnej pryczy. Później stara się o nich zapomnieć, nie zaprzątać sobie myśli konającymi, wszak poznaje ich na pęczki.
Po ciężkiej, chaotycznej nocy chce wrócić już do domu, oddać się w ramiona Morfeusza i choć na moment zmrużyć oczy, lecz coś nie daje jej spokoju. Jakaś zawieszona z tyłu głowy myśl, uporczywie powracająca z nieodgadnionym przypomnieniem — czego? Nim teleportuje się do kamienicy przy Pokątnej, dostrzega kątem oka żeńską sylwetkę. Obecność Doe przyjmuje z mieszaniną spokoju i zdziwienia, zupełnie, jakby była postacią mistyczną, nierealną, jakże daleką od rzeczywistości.
- Co ty tu robisz?! - pyta nagle, kiedy orientuje się, że ta wcale nie jest marą wysnutą przez zmęczony umysł. - Powinnaś być w domu, widzisz, co się dzieje?! - Nieco za bardzo unosi głos, dając upust swojemu zdenerwowaniu i przemęczeniu. Rzuconym pod nosem nieocenzurowanym przekleństwem komentuje słowa młodej czarownicy i rezygnuje z upragnionej filiżanki kawy; no bo jak oddawać się przyjemności parującego napoju, kiedy reszta świata zdaje się płonąć żywym ogniem?

Poły lekko przybrudzonego płaszcza załopotały jeszcze przy świście pędu, kiedy wraz z cyganką zjawiły się w Plymouth i kazała wskazać sobie miejsce położenia pacjentki.
- Tak, tak, o tym później - zbywa jej zapewnienia, mało zainteresowana teraz kwestią potencjalnego wynagrodzenia. Jej misją jest ratować ludzi, bez względu na zarobki, ale gdyby miała zupełnie bezinteresownie podchodzić do wszystkich zleceń, już dawno eksmitowano by ją z kamienicy przy Pokątnej i straciłaby ostatni z argumentów pozwalających czarownicy oddawać się swojej pasji. Żaden ze Scorsone czy Baudelaire nie działa pod wpływem czystej dobroci serca.
Kiedy tylko wkraczają do Świetlicy, od razu rozpoznaje kilka przypadków, jakimi mogłaby się prędko i od ręki zająć. Zadrapania, otwarte złamania, wszechobecnie sącząca się z ran krew przywodzi na myśl pole bitwy, z którego wszystkim udało się jakimś cudem zbiec. Czy sytuacja naprawdę wygląda podobnie w całym kraju? Jeszcze kilka godzin temu sądziła, że ma to związek głównie z Londynem, że to tam osadziły się nieszczęsne kamienie, tworząc swoiste załamanie pogody. Prawda okazała się być zgoła inna.
Spomiędzy warg ratowniczki wydostaje się kolejne przekleństwo, kiedy jej wzrok pada wreszcie na pacjentkę — ciężarną. Kurwa twoja mać. W swojej wieloletniej karierze w czarodziejskim pogotowiu ma doświadczenie z wieloma pacjentami w niezliczonych przypadkach. Żrące eliksiry, plujące jadem stworzenia, wybuchające zaklęcia, nieszczęśliwe wypadki, ale ciężarne kobiety mogłaby policzyć na palcach jednej ręki. Nie wie, skąd wywodzi się ten stres, wszak człowiek, jak każdy inny, wymaga pomocy, a jednak Merja nie potrafi wyzbyć się dziwnej myśli, jakoby odpowiedzialna była za dwie istoty, nie zaś jedną, jakby to było trudniejsze, od otrzymywanych zwykle zleceń, bo co, jeśli tej kruchej i delikatnej osobie wyrządzi jeszcze większą krzywdę? Podchodzi bliżej posłania, na którym ułożono ciężarną i przykuca tuż obok z wyciągniętą różdżką.
- Na początek, jaka jest sytuacja i jakie poczyniono kroki? - rzuca bezpośrednio do Aishy, kiedy ta oferuje się ze swoją pomocą. Czerwona skóra, palące policzki, wierzch chłodnej dłoni kładzie się na wilgotnym od potu czole. - Jest rozpalona, daj jej trochę przestrzeni. Pugno febris - wymierza różdżką w wątłe ciało Eve.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Świetlica [odnośnik]14.12.23 12:28
The member 'Merja Zabini' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 34
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Świetlica [odnośnik]14.12.23 20:16
Podróż z Plymouth do Londynu i z powrotem na grzbiecie aetonana zajęła Aishy kilka godzin, a wierzchowiec, który tego dokonał był wyczerpany, podobnie jak dziewczyna, która siedząc w siodle, przemierzyła tyle mil, unikając powoli wyhamowującego kataklizmu. Młodą cygankę na nogach trzymała adrenalina, ale była zziębnięta i umęczona, a do tego głodna i spragniona. Podróż była daleka i wymagająca, ale Doe była dobrym jeźdźcem. Zgodnie z tym, co powiedziała nocą pani Woolman, rzeczywiście sprowadziła do menażerii pomoc. Merja miała w Londynie wiele pracy. W stolicy potrzeba ratunku nie cichła wraz z nadejściem poranka. Budynki były zniszczone a czarodzieje gromadzili się w miejscach, gdzie sądzili — było najbezpieczniej. Głównie pod ziemią. Skala dramatu, jak się okazywało, była znacznie większa niż przypuszczała; czekało ją mnóstwo pracy.

Na miejscu, w menażerii w plymouth zastała ciężarną dziewczynę. Młodą — a teraz, po przejściach wyglądającą na znacznie młodszą niż była w rzeczywistości, kiedy ciemne włosy lepiły się do skóry, a tę, ciemniejsza od typowej dla mieszkańców Anglii rosił pot. Eve miała gorączkę, na tyle wysoką, że traciła przytomność. Nieświadoma tego, co się działo, wyłączona, nie mogła czynnie brać udziału w akcji, która trwała już od wielu godzin. Mimo upływu czasu, poród nie wydawał się w zaawansowanym stadium, ale krew, w której była cała spódnica czarownicy, mogła mieć różne podłoża - mniej lub bardziej niebezpieczne dla zdrowia i życia obojga. Z pewnością była jednak złym omenem, szczególnie dla przedwczesnego porodu. Zabini skierowała różdżkę do dziewczyny i rzuciła zaklęcie.

Skurcze Eve nasilały się, były nieregularne, co kilka minut, trwały ledwie kilkanaście sekund. Ona sama była słaba, miała mroczki przed oczami, była zdezorientowana, ale stosunkowo świadoma tego, że u jej boku pojawiła się Aisha. Cyganka zaczynała mieć problemy z oddechem, a kiedy przybyła czarownica przystawiła do niej różdżkę, poczuła nieprzyjemne dreszcze, nagłe zimno. Serce biło w jej piersi szybko, była słaba, wycieńczona, a na jej policzkach powoli kwitły rumieńce. Zabini po chwili mogła sprawdzić, że temperatura kobiety spadała powoli, ale nie ustawały pozostałe objawy.

Pani Woolman zabrawszy ze sobą zakrwawione ręczniki i szmaty po kilku minutach wróciła z miską gorącej wody i kilkoma czystymi szmatami, które bez słowa ułożyła na stole. Za nią w świetlicy pojawiła się wnuczka, niosąc czyste ręczniki i dziurawy koc w kratę. Wszystko ułożyła na jednym ze stołów, starając się nie spoglądać w stronę cyganki, ale kiedy została z pustymi rękami ciekawość zwyciężyła i spojrzała na nią, po chwili przykładając dłoń do ust.
— Do kuchni — ponagliła ją pani Woolman, powoli kierując się też w stronę drzwi. — Śniadanie czeka — dodała, mając na myśli śniadanie dla ludzi, którzy po całej nocy właśnie tu, w menażerii szukali schronienia i pomocy.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Świetlica [odnośnik]17.12.23 11:18
- Dziękuję - rzuca z pospiesznym, bladym uśmiechem do starszej kobiety. Wcale nie musi tu z nimi być, a jednak zdecydowała się pomóc. - Zajmiesz się tym? - przenosi wzrok na Aishę, brodą wskazując nowe ręczniki. Nie zwraca uwagi na najmłodszą, mało jej zresztą przeszkadza widownia, bo jest silnie utwierdzona w przekonaniu, że robi dobrą robotę. Nie boi się oceny czy drżącej dłoni, w stresie skupia się na konkretnym celu i nie pozwala na rozproszenie. Podobnego zaangażowania potrzebuje teraz od pani Doe.
- Potrzebuję odrobiny twojego skupienia, Eve - zwraca się do niej po imieniu, jako że Aisha wspomniała o nim wcześniej pobieżnie. Bezosobowe zwracanie się do pacjentów wprowadza dyskomfort oraz dystans, a to ostatnie, czego im potrzeba w sytuacji ratowania czyjegoś życia. - Który to miesiąc? Czy dziecko powinno już pojawić się na świecie? - No bo skąd ma to wiedzieć, skoro odmówiony im został wszelki wywiad rozpoznawczy?
Obserwując młodą czarownicę, zauważa, że jej temperatura spada, a gorączka odpuszcza, jednak inne objawy zdają się wyłącznie przybywać na sile. W każdym innym przypadku zasklepiłaby rany, doprowadziła pacjentkę do względnego stanu używalności i przeniosła do szpitala, jednak typ tego zlecenia uniemożliwia zwrócenie się do dalszej instancji. Nie dość, że dziewczyna jest biedna, to pewnie i związana z rebeliantami. Na samą myśl żołądek Merji wykręca się na drugą stronę i przyprawia o mdłości. Jeszcze tego brakowało, by pomagała wrogowi, ale w kwestii rannych zwykle nie patrzy na przypiętą do piersi etykietę. Zresztą jeśli dziewczyna wraz z dzieckiem przeżyją, nie ma pewności, że dadzą sobie radę w dalszym konflikcie.
Musi podjąć kolejne kroki, stanie w miejscu wyłącznie zabiera im cenny czas, kiedy młoda kobieta może stracić przytomność.
- Curatio vulnera maxima - pada inkantacja, która zasklepić ma rany i powstrzymać wewnętrzne krwawienie. Im prędzej się z nim upora, tym szybciej stan pacjentki stanie się stabilny. Z końca różdżki nie rozbłyska żaden świetlisty promień, strumień magii nie formuje się w ciele i efekt pozostaje żaden. Weź się w garść, powtarza do siebie w myślach, kiedy zaciska mocniej szczęki i wciąga powietrze ze świstem. Przybywające wciąż tłumnie fale krwi nie świadczą o niczym dobrym. Dziewczyna wkrótce straci przytomność, a zaraz później i oddech, a do tego nie może dopuścić. - Curatio vulnera maxima - pada i po raz drugi zdecydowanym tonem. Merja ma w sobie pokaźne pokłady cierpliwości, ale kiedy w grę wchodzi życie drugiej osoby, trzeba sięgnąć do wszelkich możliwych sposobów.
- Czy ma ktoś pod ręką alkohol? Coś na uspokojenie? - zwraca się ni to do Aishy, ni znikającej w przejściu pani Woolman. Nawet jeśli dwa łyki podłej whisky nie wystarczają do tego, aby osiągnąć stan upojenia, tak nie ma nic silniej działającego na umysł, jak moc sugestii. Są przypadki, w których wystarczy pacjentowi podać wodę z cukrem i ten zaraz przestaje się skarżyć na ból kończyn.
- Diagno haemo - mierzy znów różdżką w dziewczynę. Musi wiedzieć, który jeszcze z jej organów wymaga dalszego leczenia, aby postawić ją na nogi — bądź względnie przetrwać nalot sypiących się z nieba gwiazd.

| drugi Curatio vulnera maxima udany
EDIT za pozwoleniem MG:
leczone obrażenia: 5+L = 31


Ostatnio zmieniony przez Merja Zabini dnia 17.12.23 14:03, w całości zmieniany 1 raz
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Świetlica [odnośnik]17.12.23 11:18
The member 'Merja Zabini' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 50
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Świetlica [odnośnik]17.12.23 22:30
Chociaż bała się utraty przytomności, ciało było zbyt słabe, a świadomość zbyt wątła, aby ją utrzymać. Odpłynęła znów, tonąć w obojętnym poczuciu niczego, pustki w której nie było bólu ani gorąca trawiących ciało. Był za to spokój, nęcący brakiem świadomości, co działo się wokół niej i z nią samą. Ten przyjemny stan nie trwał jednak długo, nie dość, aby cokolwiek zdążyło się polepszyć. Ból wyrywał ją z nieprzytomności, a gorączka pchała tam znów. Nie potrafiła określić upływającego czasu, sekundy czy minuty? Może godziny? Z cichym sykiem, rozchyliła kolejny raz powieki, czując znów pod plecami podłogę na której została ułożona wcześniej. Poczucie, że nie była tu sama, przyszło z opóźnieniem, sięgnęło jej w chwili, gdy po ciele rozlało się nieprzyjemne zimno. Umarła? Ten chłód był ostatnią chwilą? Ciemne tęczówki spoczęły jednak na nieznajomej jej kobiecie, która znalazła się przy niej. Mimo że wzrok tracił na ostrości, a mroczki przyciemniały szczegóły, zauważyła różdżkę w jej dłoni. Nie usłyszała jedynie inkantacji, nawet jeżeli ta miałaby brzmieć obco, czy po prostu nie zarejestrowała wydźwięku słów, których nie znała? Wzięła głębszy oddech, czując, jakby coś dusiło ją w klatce piersiowej, nie dając oddychać tak swobodnie, jakby chciała. Grymas wykrzywił pełne usta, kiedy kolejny skurcz, objął zmęczone już ciało. Nie trwał długo, jak każdy poprzedni, który pamiętała.
Prośba o skupienie dociera po czasie, po dłuższej chwili. Skinęła głową na znak, że słucha, chociaż nie miała pewności czy naprawdę to zrobiła, czy kolejny raz uciekająca świadomość wprowadza ją w błąd, którego nie dostrzega.
- Nie.- wydusiła, czując, jakby nawet proste słowo nie chciało już przejść przez gardło. Dziecko nie powinno jeszcze być na świecie, za wcześnie, za szybko. Tyle chciałaby powiedzieć, ale głos łamie się i grzęźnie mocniej niż wcześniej.- Ósmy... po-połowa.- dodała zaraz, kolejny raz krzywiąc się zauważalnie. Słyszy obco brzmiące zaklęcia, ale zastanawia się nad nimi, nie wie, co mają zrobić i czy zrobią cokolwiek. Powieki opadają znów, chociaż teraz czuje już, że ze zmęczenia.
Proszę, maleństwo, nie zabijaj siebie i mnie. Miej w sobie dość ducha, by przyjść na świat. Pokocham cię bezwarunkowo, pokażę świat piękniejszy, niż jest w rzeczywistości. Zrobię dla ciebie wszystko, tylko się urodź.
Odwróciła powoli głowę, by spojrzeć w bok na Aishę przepraszająco. Nie powinno jej tu być, nie powinna na to patrzeć i tego przeżywać. To wszystko miało wyglądać inaczej.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Świetlica F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Świetlica [odnośnik]18.12.23 7:36
Zmęczenie wciskało się pod powieki, szczypało gardło i zaciskało żołądek. Proporcjonalnie do tego - adrenalina i nieustający lęk, gnała krew, nie dając zmrużyć na dłużej powiek. Nie, kiedy na grzbiecie aetonana pokonywała odległości aż do Londynu i z powrotem, by zabrać ze sobą jeszcze towarzyszkę. Uzdrowicielkę, w którą wpatrywała się, jak zyskany magiczny artefakt. I w zasadzie, tak właśnie było. Dziękowała bóstwom, magii i losowi, że jakiś czas temu, próby samodzielnych działań w alchemii, kończyły się wybuchem. Spotkała wtedy Merję.
Stan Eve nie zmienił się wiele od momentu, w którym zostawiła ją pod opieką pani Woolman. Nieprzytomność i gorączka targały drobne, wyczerpane ciało, wywołując widokiem w Aishy niemal panikę. Tę, trzymała wciąż na wodzy. Wiedziała, że gdy tylko pozwoli jej wyrwać się z woli, jak narwany koń - pogalopuje zbyt daleko, by zatrzymać w miejscu. I opanować. Łapała się wiec działania, wszystkiego, co mogło przegnać niepokój, przegnać i winę, co wierciła się pod sercem. Rozglądała się za widokiem kruka, który poniósł wiadomość do brata. Jej brak, kład na barkach kolejny ciężar, którego los - być może w karze - nie dawał jej jeszcze ściągnąć.
Klęknęła przy bratowej miękko, znowu chwytając rozpalone bladością dłonie. W normalnych warunkach, naprawdę nie powinno jej tutaj być. A mimo to, nie myślała nawet, by opuścić jej bok. Podniosła się z miejsca dopiero, gdy Merja pochyliła się z różdżką nad dziewczyną, a do pomieszczenia weszła starsza kobieta. Kiwnęła głową na prośbę uzdrowicielki, potwierdzając gotowość i przejmując ręczniki, które zaczęła rozkładać. Mimowolnie tylko spoglądając na dziewczynkę, która pojawiła się pod czujnym okiem... babci? Matki? Widok krwi mógł przerazić. Powinien. Nie zastanawiając się nawet, jak ona sama musiała teraz wyglądać dla dziecka. Nie liczyło się. Nie teraz.
- G-gdyby była potrzebna jakaś pomoc - spojrzała na starszą kobietę, nieco nieprzytomnie, być może będąc w dziwnym amoku - proszę mnie zawołać. P-potrafię też gotować eliksiry. Te podstawowe jeszcze, ale... - umilkła z jakimś zawstydzeniem, by przenieść wzrok na uzdrowicielkę i Eve. Czy gdyby spięła się wystarczająco, byłaby w stanie zdążyć uwarzyć cokolwiek, co mogłoby jej pomóc? Czy gdyby została na plaży dłużej, zabrała ze sobą dziewczynę, udałoby się zmienić los? Robiło jej się chwilami słabo. Dreszcze gnały jedne za drugim, znowu sięgając dłoni cyganki. Ledwie muśnięciem, w końcu chwytając we własne spojrzenie, to drugie, równie ciemne - Wszystko będzie dobrze - szeptała w romskim, odwracając rękę przyjaciółki tak, by odsłonić jej wnętrze w drżącym skupieniu, kreśląc na wilgotnej skórze znajome tylko im znaki - Troszkę mu pomóż, wypchnij je, jak ptaszynę z gniazda do lotu, a ono pomoże Tobie - odsunęła się nieco dopiero, gdy kolejne zaklęcia podążyły za gestem uzdrowicielki.


A drop of blood
and now you’re taken for all time

Aisha Doe
Aisha Doe
Zawód : tancerka, przyszły alchemik, siostra
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Prick your finger on a spinning wheel
But don’t make a sound
OPCM : 4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 10 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 22
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11832-aisha-doe#365247 https://www.morsmordre.net/t12177-poczta-aishy#375018 https://www.morsmordre.net/t12269-aisha-doe https://www.morsmordre.net/f386-dom-bathildy-bagshot https://www.morsmordre.net/t12176-szuflada-skrytka-aishy#375010 https://www.morsmordre.net/t11838-aisha-doe#365410
Re: Świetlica [odnośnik]28.12.23 13:07
Zaklęcie rzucone przez Merję zadziałało — czarownica wiedziała, że przytknięta do ciała różdżka przeniosła magię na rodzącą kobietę, ale efekty nie były ani wyraźne, ani widoczne. Sukienka dziewczyny była we krwi, wokół już względnie czysto, gdy pani Woolman zadbała o to, by oczyścić podłogę i przynieść świeże koce i ręczniki. Temperatura w świetlicy była nieco wyższa niż na dworze, wiatr przemykał przez szczeliny w oknach i otwarte drzwi w przeciągu. Temperatura ciała brzemiennej kobiety zmalała, a jej czoła nie rosiły już tak obficie krople potu, choć ciemne włosy pozostawały wciąż wilgotne.

Wychodząca ze świetlicy pani Woolman przystanęła nim opuściła pomieszczenie.
— Spirytus, tak. Tak, przyniosę — powiedziała, spoglądając z troską na rodzącą dziewczynę i kiwnęła głową do Merji, po czym wyszła, zabierając ze sobą małą wnuczkę. W tym czasie uzdrowicielka przyłożyła różdżkę raz jeszcze i spróbowała poszukać przyczyn — magia z różdżki Zabini płynęła w stronę brzucha, ale czarownica wiedziała, że jeśli rozpoczęła się akcja porodowa, zaklęcie prawdopodobnie nie wykazałoby tego jako nieprawidłowości, ale w połączeniu z bardzo silnym krwotokiem, większym niż możnaby uznać za normalny i nieszkodliwy, mogło oznaczać przedwczesne odklejenie się łożyska, w efekcie czego mogło dojść do śmierci zarówno dziecka jak i brzemiennej kobiety. Trudna sytuacja wymagała natychmiastowej pomocy i reakcji, inaczej mogło dojść do niedotlenienia a nawet uduszenia dziecka jeszcze w łonie matki. Uzdrowicielka wiedziała też, że nawet jeśli uda jej się uratować i dziecko i matkę, najprawdopodobniej noworodek urodzi się z powikłaniami tego stanu. Poród w ósmym miesiącu ciąży był obarczony dużym ryzykiem, a dziecko miało małe szanse na przeżycie przedwczesnych rodzin - szanse byłyby większe, gdyby poród odbywał się w szpitalu. W warunkach polowych przed Merją czekało niesłychanie trudne i odpowiedzialne zadanie.

Pani Woolman wróciła po chwili z dwoma nieoznakowanymi butelkami. Jedną z nich postawiła obok uzdrowicielki — płyn był przezroczysty i oczywiste było, że musiał to być spirytus. W drugiej butelce płyn był nieco gęściejszy i miał barwę czerwonego wina.
— Przyniosłam zeszłoroczną nalewkę wiśniową, nie mamy niestety żadnych eliksirów — zwróciła się do uzdrowicielki, a potem spojrzała na Aishę, która zaoferowała się chwilę wcześniej z ich uwarzeniem.— Wnuczka szykuje napar z liści melisy i szyszek chmielu — dodała po chwili kucając przy młodej cygance.— Zaraz będzie. Napewno przyda się jeszcze gorąca woda, ta jest już letnia — podjęła w zadumie, zerkając na uzdrowicielkę, a później na młodszą dziewczynę i podniosła się, by znaleźć przy stole i wziąć do ręki czyste ręczniki i szmaty. Jedną z nich zanurzyła w wiadrze z czystą wodą, a potem wykręciła i wilgotną przetarła czoło Eve.




Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Świetlica Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Świetlica [odnośnik]05.01.24 11:50
Skupiająca się wokół podbrzusza Eve magia nie napawa Merji optymizmem. Wszystko wskazuje na to, że doszło do powikłań, a z tymi Zabini niezbyt wiedziała, jak sobie poradzić. To pierwszy poród w życiu, z jakim ma styczność. Zaczerpnięte na zajęciach w Mungu informacje dotyczące leczenia i ratowania życia w ogóle raczej nie skupiały się na podobnych przypadkach.  Niskie jest prawdopodobieństwo natrafienia na taką sytuację w życiu codziennym, ale czy nie na tym polega ta praca? Boryka się z wiecznym zaskoczeniem, z niewiadomą, która może doprowadzić do tragedii.
Przesuwa dłonią ponad ciałem ciężarnej, kierując ją od czoła do centralnej części brzucha. Klnie pod nosem, że nie ma przy sobie odpowiedniego medium, aby otworzyć intenstinum. Biegnący po tej linii meridian odpowiada za magiczną odporność. Nie byłoby to rozwiązanie problemu, ale z pewnością pomogłoby dziewczynie na kilka najbliższych chwil.
- Subsisto dolorem horribilis - pada inkantacja, której celem jest uspokojenie dziewczyny. Odczuwany przez nią ból musi być wręcz niewyobrażalny, wobec czego proste zaklęcie może być niczym, lecz odciążenie Eve na tym etapie może sprzyjać jej skupieniu nad ciągiem dalszym pracy nad wprowadzeniem dziecka na świat. Po co się tu pchasz, przemyka jeszcze Zabini przez myśl, gorzko komentując otaczającą ją rzeczywistość. Nie dość, że wokół toczy się wojna, a niemowlę rodzi się właśnie po niewłaściwej stronie barykady, tak jeszcze z nieba sypie się księżycowy deszcz.
- Zaczęło się, potrzebuję twojego pełnego skupienia - zwraca się do Eve, odgarniając włosy z jej twarzy. Osadza spojrzenie w ciemnych tęczówkach, jakby upewniając się, że ta ją słyszy i rozumie, co się do niej mówi. Ratowniczka podwija spódnicę ciężarnej, by pozbawić ją zbędnych warstw, przesłaniających drogi rodne. - Dziecko musi wydostać się na świat. Będziesz przeć. - Proste komunikaty, klarowność działań. Tylko czy to wystarczy, aby doprowadzić je wszystkie do bezpiecznego końca?
Prostuje się i chwyta Aishę za ramię, ciągnąc ją do siebie bez zbędnej delikatności.
- Dziewczyna wymaga hospitalizacji, nie doraźnego ratunku - ścisza głos, by słowa nie dotarły do ciężarnej. - Stracisz najpewniej obie, w optymistycznym scenariuszu tylko jedną. Podaj krzesło - płynnie lawiruje między kolejnymi tematami, nieco z boku zachowując wrażliwość. Wskazuje poplamioną krwią ręką jedno z najbliższych siedzisk, by Doe przysunęła je bliżej. - Podnieś jej nogi, poprawimy ukrwienie. - Sposób ten był jednym z najłatwiejszych, jakie można zastosować w podobnej, nieokreślonej stricte sytuacji. Uniesione kończyny pozwalają także na odciążenie części miednicy, co powinno w tym przypadku choć nieznacznie pomóc.
Kiwa tylko głową do starszej kobiety, która jako jedyna w tym towarzystwie, zachowuje względny spokój, nie zdradzając swojego zdenerwowania. Czy aż tyle w swoim życiu widziała, by zwyczajnie donosić ciepłą wodę i czyste ręczniki? Merja nie ma czasu, aby się nad tym zastanawiać i jest wdzięczna, że reszta współpracuje na tyle, na ile może. Zamiast naparu z melisy i chmielu przydałaby się mikstura z malwy i pokrzywy, które pomagają w wywoływaniu skurczów. Przekopuje naprędce zaklęcia, które mają podobne działanie, jednak nie znalazłszy nic satysfakcjonującego (nie, Rictusempra nie jest odpowiednim czarem), decyduje się na działanie niemagiczne. Usadawia się obok Eve i układa ręce na jej podbrzuszu w miejscu, gdzie wyczuwa płód, by najpierw delikatnie, a zaraz nieco mocniej zacząć uciskać, by przyspieszyć poród. Jeśli to nie pomoże, trzeba będzie przejść do bardziej zdecydowanych kroków. Już teraz unosi głowę, aby pobieżnie rozejrzeć się po świetlicy w poszukiwaniu ostrego narzędzia.

| Subsisto dolorem horribilis udane, leczy 15+Lx2 = 60
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Świetlica [odnośnik]06.01.24 22:17
Czuje drobne dłonie zamykające się na jej własnej, czuje przez chwilę zauważalną różnicę temperatur między dwoma ciałami, ale stopniowo ta zaciera się, kiedy gorączka zdaje się odpuścić całkiem. Nie łudzi się jednak, że najgorsze minęło, bo najbliższe minuty i godziny najpewniej sprezentują jej o wiele gorsze cierpienie. Ciemne tęczówki krzyżują się w końcu, gdy nieco trzeźwiej i świadomiej odnajdują się spojrzenia jej oraz Aishy. Słowa dotarły do niej, ale poczucie, że wcale nie będzie dobrze, zderzało się z uporem, że musiała z tego wyjść cało, ona i dziecko. Zamknęła na moment oczy, próbując uczepić się tej zaciętości, mimo bólu i słabości własnego ciała. Troszkę mu pomóż. Chciała, naprawdę chciała, lecz nie wiedziała jak. Nikt jej na to nie przygotował, brakowało jej kobiet starszych i mądrzejszych, które chociaż na początku powiedziałyby jej co robić i jak sobie poradzić w tej sytuacji. Byłyby wsparciem.
- Wszystko będzie dobrze, musi.- wychrypiała po romsku, zaraz zaciskając zęby, aż ból w szczęce zdawał na moment przyćmić, ten płynący z podbrzusza. Uniosła powieki, kiedy poczuła, jak Aisha obraca jej dłoń i na jej wnętrzu kreśli sobie znane symbole. Jej wydawały się obce przez dłuższą chwilę, nim ponad otępienie przedarły się, znajome pociągnięcia opuszków. Spojrzała w dół, dusząc się prawie oddechem, gdy symbole kreślone były na skórze przeciętej blizną. Przysięgą, złożoną przed trzema laty. Z otępienia wyrwał ją kolejny skurcz, krótki, ale niemniej bolesny. Wyrwał z ust jęk bólu, który spinał całe ciało, aż do chwili, kiedy przechodził. Nie zwracała uwagi na panią Woolman, zapominając o kobiecie, która przez ostatnie godziny robiła, co mogła. Uspokajała i zajmowała się nią, chociaż była tylko przybłędą szukającą jakiegoś kąta i sprawiającą więcej problemów niż najpewniej wszyscy inni, którzy znaleźli się w budynku. Spojrzała na nią, dopiero kiedy poczuła wilgotny materiał przesuwający się po czole. Cień wdzięczności przemknął przez ciemne oczy i twarz, niewypowiedziany, bo słowa zamierały w gardle.
Kolejna obco brzmiąca inkantacja przyciąga uwagę, bo ponownie nie wie czego się spodziewać, ale szybciej niż kiedykolwiek nabiera zaufania do obcej kobiety. Opanowana dotąd gorączka musi być jej sprawką, dlatego nie czuje obaw wobec tego, co robi Zabini. Wierzy coraz mocniej, że ta jej pomoże, że zrobi wszystko, by uratować dwa życia i nie pozwoli, by los ukarał głupią cygankę za błąd i brawurę na które nie powinna się zdobyć nigdy. Żądanie pełnego skupienia brzmi teraz abstrakcyjnie, jakby oczekiwała zbyt wiele. Jaki ma jednak wybór? Nikt jej nie pomoże, jeżeli nie znajdzie w sobie siły, by spełnić żądanie. Lekkie skinięcie jest jedynym zapewnieniem, że słucha słów Merjy. Drżącą dłoń unosi do twarzy, by zetrzeć ślady łez, które zdążyły już polać się po policzkach. Nieświadomie zostawia na skórze krwawą smugę, gdy dłoń jeszcze wcześniej styka się gdzieś z przesiąkniętym posoką materiałem. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, chociaż podkreśla tylko brzydki i dramatyczny obrazek.
Będziesz przeć, brzmi wystarczająco klarownie, jasno i zamierza zrobić to, czego oczekuje od niej uzdrowicielka. W tej chwili zrobi wszystko, byle było już po wszystkim i by mogła usłyszeć płacz noworodka, bo niczego nie pragnie już bardziej niż tego, by urodzić i móc przytulić do piersi swe dziecko. Czując dłonie uzdrowicielki na podbrzuszu, stara się skupić całkowicie na tym, co robi. Ucisk wywołuje niepokój, ale również z pewnym opóźnieniem, świadomość, że to moment w którym powinna również pomóc małemu pojawić się na świecie. Tego oczekiwała od niej Zabini, dlatego zaczęła przeć, gdy nacisk dłoni Merjy stał się wyraźniejszy. Znów zacisnęła mocniej szczęki, opuszczając również powieki, by skupić się na wysiłku, którego od niej oczekiwano. Była gotowa zrobić wszystko, co tylko mogło pomóc jej samej i maluchowi.



bałam się pogryzienia przez chorą na wściekliznę rzeczywistość, strzaskania iluzji, romantyzmu utopionego w ostatnich knutach
Eve Doe
Eve Doe
Zawód : Tancerka, młoda mama
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Learn your place in someone's life, so you don't overplay your part
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Świetlica F961fe915f4f4f2fdd9729c6daeb5ae421cc53d9
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9651-eve-doe https://www.morsmordre.net/t9728-raven https://www.morsmordre.net/t12284-eve-doe#377725 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t10225-skrytka-bankowa-nr-2211#311456 https://www.morsmordre.net/t9729-e-doe
Re: Świetlica [odnośnik]09.01.24 17:18
Ból ściskał gardło. Pętlił się w żołądku. Osiadał na barkach i gniótł. A ona sama czułą się paskudnie głupia. Dzielność, która trzymała ją jeszcze w siodle, gdy gnała na grzbiecie aetonana po pomoc, teraz zdawała się rozsypywać zmęczeniem. Pomysły, które gdzieś tliły się w głowie, wiedza, którą chłonęła pod okiem opiekunki, tutaj osiadała pustką wypłukanego umysłu. Bała się, tak bardzo się bała. A najważniejszym było - że nie o siebie. Poczucie winy gryzło niebezpiecznie, wciskając łzy pod powieki, które siłą zamykała, byleby tylko nie puścić ich luzem. Brakowało jej mądrości babki, wskazówek, które prowadziła do mniej chaotycznego działania.
Z drżeniem, dała się pociągnąć uzdrowicielce - Jesteś ich hospitalizacją, jedyną jaką mamy - zduszony szept, ale wciąż pełen nadziei. Trzymała się jej, jak pazurami kotka. Nie zakładała opcji utraty kogokolwiek. Nie tak, nie teraz, nie znowu. Bez dalszych słów wykonała prośbę, podsuwając krzesło pod nogi Eve.
Ostrożnie podciągnęła też brzegi wilgotnej spódnicy. Przełknęła ślinę, hamując mdłości. Krwi było dużo. Sięgnęła po jedną ze szmat, by umoczone w wodzie, przetrzeć nogi i wyżej, by pozbyć się szkarłatu i ciągnących gęsto plam. Było jej słabo i ledwie przelotnie ocierała piekące łzy - Musimy ...zdjąć... to brudne i przykryć kocem...prześcieradłem - uniosła wzrok to na uzdrowicielkę, to najłagodniej jak umiała, ku bratowej, jakby czekając na przyzwolenie. Przeraźliwy wstyd musiała odsunąć na bok. Alkohol, miał pomóc także, by oczyścić ich własny brud dłoni.
- J-jest za zimno - komunikowała bardziej do siebie, przelotnie dostrzegając hulający przeciąg. Podniosła się z klęczek, dopiero, gdy zwinięte i sklejone krwią szmaty, leżały obok, płukane. Przymknęła drzwi, zerkając i do okien, gdy wróciła starsza kobieta, mimowolnie, to w niej próbowała odnaleźć spokój. Wiem, równał się. doświadczeniu, niekoniecznie profesji, a samego - życia. Tego - rozpaczliwie brakowało i Aishy i Eve. Nauka w praktyce w tym wypadku, była co najmniej brutalna.
Głos pani Woolman przywracał na miejsce myśli. Kiwnęła głowa, sięgając pamięcią do wiedzy, jaką sama posiadała - Melisa i szyszki pomogą uspokoić i działają... przeciwzapalnie - powtórzyła na głos, chociaż bardziej do siebie - czy ma Pani może... liście malin? albo... szałwię, wiesiołek? - wymieniała, mrużąc wpatrzone w starsza kobietę ślepia. Starała się sięgnąć do wiedzy, do właściwości, jakie mogłyby pomóc. Nigdy nie uczestniczyła w porodzie, żadnym, ale - przecież babka i kobiety starsze jeszcze w taborze, doskonale wiedziały jaka przyszłość czeka kobiety. I co mogłoby w tym pomóc. Na eliksiry - nie było czasu - mogą pomóc, p-przyspieszyć wyjście dziecka - dukała w zdenerwowaniu. Opierała się na pamięci, na tych opowieściach starszych i zebranej w międzyczasie, wciąż niepełnej. Zwinęła palce w pięść, sięgając własnego czoła, potem ust, jakby mogła rzucić zaklęcie na siebie. Wstała, robiąc miejsce Pani Woolman, gdy nachyliła się nad Eve - Może Ingelacidus - pomoże utrzymać i chłód i okład w miejscu - wskazała różdżką na wilgotną szmatkę, która staruszka przytknęła Eve do czoła - Przyniosę i podgrzeję wodę - dodała potem, pochylając głowę w stronę kobiety. Z szacunkiem, by obrócić się w stronę wyjścia prawdopodobnie do kuchni, by zająć się przygotowaniem.

| Rzucam zaklęcie Ingelacidus (st 0)


A drop of blood
and now you’re taken for all time

Aisha Doe
Aisha Doe
Zawód : tancerka, przyszły alchemik, siostra
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Prick your finger on a spinning wheel
But don’t make a sound
OPCM : 4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 10 +5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 22
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11832-aisha-doe#365247 https://www.morsmordre.net/t12177-poczta-aishy#375018 https://www.morsmordre.net/t12269-aisha-doe https://www.morsmordre.net/f386-dom-bathildy-bagshot https://www.morsmordre.net/t12176-szuflada-skrytka-aishy#375010 https://www.morsmordre.net/t11838-aisha-doe#365410

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Świetlica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach