Wydarzenia


Ekipa forum
[SEN] Partners in crime
AutorWiadomość
[SEN] Partners in crime [odnośnik]24.08.23 16:40
Od śmierci Chernova wiele się w moim życiu zmieniło, a własnoręcznie wykonany wyrok otworzył furtkę do innego świata i innego sposobu rozumowania, który przez znaczną część życia był mi całkiem obcy, wręcz nie do pomyślenia. Kręgosłup moralny, choć w istocie elastyczny, tamtej nocy uległ kompletnej degeneracji i zatraceniu, przepadł razem z dawnymi marzeniami i karierą. Nie chciałam wracać do społeczeństwa, a przedstawiony przez Everetta margines społeczny kusił kompletnym wypaczeniem reguł i wolnością o której w murach Ministerstwa trudno było marzyć, nawet jeśli myślałam o sobie jak o kobiecie w gruncie rzeczy wyzwolonej, pozwalającej sobie na o wiele więcej niż przeciętna czarownica.
Problem polegał na tym, że ciągle mi było mało. Mało zabawy, mało adrenaliny, mało ryzykownych zagrań, mało głupot, a kiedy ostatni łącznik ze światem moralności zniknął… jak miałam się oprzeć wizji wolności? Jak miałam się oprzeć tej szalonej iskrze tkwiącej w niebieskoszarych oczach? Everett mnie znał, znał prawie na wylot, i wiedział co powiedzieć by ściągnąć moją uwagę. Wiedział też co zrobić, by nie pozwolić mi się osunąć w czarną dziurę zwątpienia we własne czyny; znalazł mnie w najsłabszym momencie i umocnił, pokazał, że sumienie jest narzędziem w pełni zbędnym i mocno przeszkadzającym w życiu codziennym.
I za to miał moją dozgonną wdzięczność.
Nokturn dzisiejszej nocy prezentował się dość enigmatycznie; mgła kładła się po uliczkach, wiła się wokół kostek, a jasny księżyc oświetlał okolicę słabym, mdłym światłem. Słyszałam dobiegające z zaułku odgłosy bójki, jakieś nieskładne skomlenie o pomoc, ale nie odwróciłam nawet głowy w tamtym kierunku. Wcisnęłam dłonie w kieszenie kurtki i pewnym, szybkim krokiem przecięłam główną ulicę. Minęłam zwalistego typa, na którego lubiliśmy z bandą wołać “Rybie Oko”, bo lewe miał właśnie jakieś dziwne, rozmyte i zamroczone. Skinęłam mu krótko głową ― dla swoich zawsze miałam jakiś okruch sympatii ― a potem zbiegłam po stromych schodkach w dół, do podpiwniczonej części starej, rozsypującej się kamienicy w której działał główny lokal naszej bandy i w którym dobijano różnych targów. Stanęłam przed masywnymi drzwiami, a wbudowane w drewno magiczne oko przyjrzało mi się uważnie. Muśnięcie magii było ledwo wyczuwalne, ale konieczne. W piwnicy nie chcieliśmy mieć nieproszonych gości; to był azyl.
Mechanizm zabezpieczający chrupnął i stęknał, drzwi uchyliły się na tyle, bym bez problemu zdołała wślizgnąć się do środka. Wewnątrz przywitał mnie zapach mocnego alkoholu, słodkich perfum paru panien do towarzystwa i dymu. W kominku trzaskał ogień, płomienie raz po raz oblizywały pękaty kociołek w którym bulgotało coś wyjątkowo podejrzanego, ale nie chciałam nawet wiedzieć co to takiego. Przeciągnęłam wzrokiem po otoczeniu, zlokalizowałam wysłużoną, podziurawioną sofę na której w niedbałej, władczej pozie siedział Everett. Musiał mnie zauważyć chwilę wcześniej, bo przesunął się, poklepał miejsce obok siebie i zarzucił nogę na brudny stolik.
Nie uwierzysz ― zagaiłam, zsuwając kurtkę z ramion ― ale już nie jedna osoba szuka tego całego Marcusa, a co najmniej dwie. W tym Ministerstwo, podobno zwiał z Tower zanim zdążyli go osądzić. ― Rzuciłam kurtkę na bok i opadłam na sofę w równie nieeleganckiej pozie co mój serdeczny kumpel, a z kieszeni spodni wydobyłam papierosy. Podsunęłam mu pudełeczko, na wypadek gdyby biedaczysko wypaliło wszystko ze swojego przydziału. ― Gość narobił strasznego ambarasu, dowiedziałam się, że przy ucieczce padł jeden ze strażników, więc nagroda jest całkiem solidna i przekracza budżet pierwszego zleceniodawcy. ― Spojrzałam na Everetta bardzo sugestywnie i w sposób znaczący. To nie był koniec tej historii. ― Trzecia opcja, która ma na niego ochotę, to nasze ulubione ćmy i ich czystokrwiste bzdury. Płacą dobrze, ale nie wiem czy chcemy się w tym babrać. Nie mam ochoty słuchać o tym, jaki raj czeka wszystkich czarodziejów po wytępieniu mugoli.
Wydobyłam różdżkę i odpaliłam papierosa. Dym gryzł w gardło, ale i tak nie potrafiłam oprzeć się kolejnemu wdechowi.
Co o tym sądzisz? ― spytałam, finalnie opierając się barkiem o jego ramię. Zawsze miał ostatnie słowo w kwestiach zleceń.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [SEN] Partners in crime [odnośnik]02.02.24 12:06
Pierś musiała zafalować mi od głębszego oddechu, gdy tak nasycałem się znajomą mieszanką zapachów: wonią tytoniu, diablego ziela, tanich, jadących alkoholem perfum, od których kręciło w nosie, a także porozlewanych do szkieł trunków. Dym drapał w gardło, przesiąkał włosy i ubrania, nikt jednak nie narzekał. Inna sprawa, że nawet gdyby zaczął, nie przejąłbym się tym zbytnio, tylko wyśmiałbym lub uciszył go w taki czy inny sposób. Piwnica rozbrzmiewała trzaskiem ognia, bulgotem warzonej w kociołku mikstury, lecz przede wszystkim śmiechem niezbyt inteligentnych panienek – dziwek czy też nie, nie wnikałem – oraz ochrypłymi krzykami członków naszej bandy; niemalże wszyscy obsiedli długą ławę, grali w pokera, chyba nie mogli dojść do ładu, czy Hans oszukiwał i należało obić mu mordę, czy też Tommy doznał zwidów. Cóż, nie byłby to pierwszy raz, pewnie również nie ostatni.
Myślami byłem jednak gdzieś dalej – poza murami azylu, poza uliczkami Nokturnu. A przynajmniej do chwili, aż wejście do piwnicy nie zgrzytnęło, nie stanęło otworem, tym samym wybudzając mnie z letargu. Nie mógłby się tutaj dostać nikt obcy, toteż to musiała być ona. Od razu odnalazłem smukłą sylwetkę wzrokiem, nawet i w chmurze oparów bezbłędnie rozpoznając rysy kobiecej twarzy, jej miękki krok. Ach, zatem kotka wracała już z przeszpiegów, wspaniale. Nim jeszcze zdążyłaby podejść do zajmowanej przeze mnie kanapy, celowo lub też zupełnie nieświadomie kręcąc przy tym biodrami w hipnotycznym rytmie, grzecznie przesunąłem się na bok, by na skrzypiącym potępieńczo siedzisku zmieściła się i Adda; bucior oparłem o niski, uwalony woskiem stolik, palcami lewej dłoni wciąż wygrywając nerwową melodię na materiale podniszczonego mebla, prawą zaś – poklepując miejsce obok mnie w założeniu zachęcającym geście.
Nie dość, że piękna, to jeszcze kompetentna – przywitałem się niby to żartobliwie, choć wypowiedziane słowa były tylko prawdą i samą prawdą, jednocześnie przywołując na twarz zaczepny uśmiech; łagodniejszy niż ten, którym raczyłem innych, zarezerwowany tylko dla niej. Zmrużyłem ślepia, gdy uraczyła mnie nieoczekiwaną nowiną; a więc Marcus, o którego odnalezienie zostaliśmy poproszeni, interesował nie tylko naszego zdesperowanego, powodowanego troską pracodawcę. Z jednej strony, mogło nam to utrudnić zadanie, bo w takim razie nie tylko my mieliśmy go szukać, nie tylko my polowaliśmy na mugolaka o zastanawiająco rewolucyjnych zapędach, lecz z drugiej – otwierało przed nami przynajmniej kilka nowych ścieżek. Interesujące.
Prześlizgnąłem wzrokiem po pozbawionej już kurtki sylwetce czarownicy, z niekłamaną wdzięcznością sięgając po oferowanego papierosa; nim zdołałbym zaoferować Addzie ogień, ta obsłużyła się sama. – Nie próżnowałaś, złotko. Tak czy inaczej, że gość narobił smrodu i zostawił za sobą trupa jest nam na rękę. Gdyby nie to, Ministerstwo z pewnością nie wystawiłoby za jego głowę aż tak wysokiej nagrody. Ponadto, posiadamy garść dodatkowych informacji od rodziny Marcusa, które powinny zapewnić nam jakąś przewagę nad potencjalną konkurencją... – urwałem, bez choćby cienia zawahania obejmując kobietę ramieniem, przy okazji muskając dłonią przyjemnie miękkie pukle włosów. Powoli analizowałem nowe fakty, próbując nie zwracać uwagi na dobiegające od strony ławy hałasy. W końcu zacmokałem krótko, a przecinająca do tej pory czoło zmarszczka zniknęła. – Myślę... myślę, że ćmy mogą iść się jebać. Gdybyśmy nie mieli innej oferty, rozważyłbym ewentualną współpracę, głównie po to, żeby ruszyć stąd chłopaków i przestać słuchać tego ich JAZGOTU... – Ostatnie słowo wypowiedziałem na tyle głośno, by usłyszeli mnie wszyscy zebrani w piwnicy czarodzieje; a niech im to da do myślenia, niech sprawi, że ściszą się chociaż odrobinę. – ...tak jednak najrozsądniejsze wydaje się złapanie naszego ptaszka i usłużne dostarczenie go w ręce władz. Nie żebym za nimi przepadał, przecież wiesz, ale pieniądz to pieniądz. – Wzruszyłem ramieniem, nie odczuwając choćby namiastki wyrzutów sumienia z powodu planowanej zmiany frontu, na myśl o rozpaczy rodziny poszukiwanego rozrabiaki. W końcu kto mu kazał robić takie rzeczy, straszyć atakami terrorystycznymi? Albo zabijać jakiegoś strażnika? Już dawien dawno zrozumiałem, na czym ten świat stoi; że skrupuły w niczym nie pomagały, wprost przeciwnie. Empatia była przereklamowana. I jeśli my o siebie nie zadbamy, nie zrobi tego nikt inny. – Musimy jednak być ostrożni. Do tej pory myślałem, że ten nasz Marcus potrafi tylko krzyczeć, rzucać groźbami bez pokrycia, takie tam. Lecz skoro zabił kogoś w Tower, może być dość... hm... nerwowy. Próbować nas zaatakować, nim powołamy się na jego bliskich. – Zakotwiczyłem spojrzenie na profilu Addy; w tej jednej chwili byłem całkowicie poważny. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało, gdyby jakiś obwieś podniósł na nią różdżkę. Inna sprawa, że z takimi obwiesiami radziła sobie lepiej ode mnie.
Chcesz chwilę odpocząć, czy wyruszamy na łowy? – odbiłem piłeczkę, tym razem pozostawiając decyzję w jej rękach; nie mogliśmy zwlekać długo, o ile oczywiście nie chcieliśmy, żeby nas ktoś wyprzedził, ale jednocześnie rozumiałem, że mogła chcieć spalić papierosa, łyknąć alkoholu, odsapnąć i dopiero wrócić na ulice.


nature always wins
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
[SEN] Partners in crime
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach