Wydarzenia


Ekipa forum
Manannan Travers
AutorWiadomość
Manannan Travers [odnośnik]02.12.23 16:44
THE CURE FOR ANYTHING IS SALT WATER:
SWEAT, TEARS, OR THE SEA


DZIECIŃSTWO

Urodziłem się w Anglii, w rodzinnym Norfolku.


Moi rodzice...
to Cathal Travers i Eurydice Lestrange. Ojciec jest wilkiem morskim i korsarzem, kapitanem okrętu, bratem obecnego nestora, człowiekiem stanowczym i surowym, którego charakter ukształtowało morze. Matka to niespełniona artystka, potomkini wili, czarownica blisko związana z syrenami; kobieta piękna i silna, pilnująca mojego wychowania głównie w trakcie długich rejsów ojca (gdy jeszcze byłem zbyt młody, żeby w nich uczestniczyć).

Lubiłem się bawić...
w magicznym porcie; za dzieciaka frajdę sprawiało mi wynajdowanie największych okrętów i wymyślanie historii o podróżach, w które wypływają. Zdarzało mi się prześlizgiwać na pokłady statków cumujących w Cromer i udawać, że jestem kapitanem wydającym rozkazy niewidzialnej załodze. Uwielbiałem też pływać, czy to u wybrzeży Norfolku, czy w trakcie wizyt u kuzynostwa.

Wychowałem się wśród...
kilku pokoleń Traversów zamieszkujących nasz rodowy zamek, Corbenic Castle. Często odwiedzałem też rodzinę matki na Wyspie Wight.

Uchodziłem za...
dziecko ciekawskie, energiczne, trochę krnąbrne, któremu trudno było usiedzieć w miejscu – dopóki do porządku błyskawicznie nie przywróciło go karcące spojrzenie ojca. Od najmłodszych lat lubiłem też zmyślać i koloryzować opowieści o swoich podbojach, co nie raz i nie dwa wpędziło mnie w tarapaty.

Podczas przygotowywania mojej szkolnej wyprawki na Pokątnej w roku 1938 szczególnie pamiętam...
że byłem śmiertelnie obrażony, bo matka nie zgodziła się, żebyśmy popłynęli z Norfolku do Londynu statkiem. Przeszło mi dopiero, kiedy dostałem w ręce swoją pierwszą różdżkę, a potem do końca dnia nie mogłem się doczekać, żeby ją wypróbować. Pamiętam też, że trzeba było siłą i groźbą wyciągać mnie ze sklepu z magicznymi mapami.

W mojej pierwszej podróży do magicznej szkoły...
okropnie się stresowałem, bo mój starszy kuzyn naopowiadał mi, że do Slytherinu przyjmują tylko uczniów, którzy w trakcie Ceremonii Przydziału zdadzą bardzo trudny test magiczny. Próbując odreagować zdenerwowanie, prawie zagadałem na śmierć pierwszoroczniaków z mojego przedziału, opowiadając im o dalekich podróżach i niezwykłych przygodach, w których brali udział moi krewni – oczywiście w większości niemających wiele wspólnego z prawdą.

Kiedy byłem mały, marzyłem o...
odnalezieniu zaginionego, legendarnego okrętu, Sguaba Tuinne, który według legendy należał do Manannana mac Lir. To marzenie nigdy mnie nie opuściło.


DORASTANIE

Uczęszczałem do Hogwartu, reprezentując Slytherin w latach 1938-1945.


W szkole byłem uczniem...
zaskakująco sumiennym i zdolnym, choć jednocześnie aroganckim i trochę pyskatym. Zależało mi na dobrych stopniach, chciałem zaimponować ojcu. Lubiłem zresztą zdobywać wiedzę (zwłaszcza na interesujące mnie tematy), a jeszcze bardziej uwielbiałem się nią chwalić, dlatego na lekcjach byłem na ogół aktywny i zaangażowany. Nauczycielom zadawałem dużo pytań, choć nie zawsze były to pytania związane z aktualnie omawianym zagadnieniem.

W szkole najbardziej interesowały mnie...
zagadki i tajemnice, które w sobie kryła. Moja rodzina od pokoleń zajmuje się transmutacją, również w budynkach, wiedziałem więc, ile można ukryć w zamku – i byłem przekonany, że w Hogwarcie ukrytych jest wiele sekretów.

Mój ulubiony przedmiot w szkole to...
transmutacja, głównie dlatego, że byłem na tym polu jednym z lepszych uczniów, a lubię być najlepszy. W przeciwieństwie do większości moich rówieśników, lubiłem też historię magii, mimo że obecność w klasie ducha regularnie budziła we mnie jakiś trudny do opisania niepokój.

Najmniej lubiany przeze mnie przedmiot w szkole to...
zielarstwo. Od zawsze brakowało mi cierpliwości do zajmowania się roślinami, nie potrafiłem utrzymać przy życiu żadnej z nich.

W szkole trzymałem się...
głównie ze Ślizgonami i innymi przedstawicielami magicznej arystokracji (również z pozostałych domów). Należałem do Klubu Ślimaka, grałem w szkolnej drużynie Quidditcha.

W szkole byłem odbierany jako...
pewny siebie, wygadany, egocentryczny, inteligentny, arogancki (zwłaszcza wobec tych, których uważałem za mniej ważnych od siebie). Lubiłem być w centrum uwagi, często się przechwalałem, na ogół myślałem przede wszystkim o sobie, brakowało (i nadal brakuje) mi empatii. Uwielbiałem rywalizację, a jeszcze bardziej uwielbiałem wygrywać.

W szkole nie lubił mnie ktoś, kto...
padał ofiarą moich okrutnych żartów pod adresem jego rodziny. Lub ktoś, komu nieuczciwie podłożyłem metaforyczną nogę w jakiejś szkolnej rywalizacji: czy to na boisku, czy w klasie transmutacji.

Wykorzystywałem w szkole swoje mocne strony, żeby...
się popisywać i przechwalać osiągnięciami, a także żeby święcić sukcesy na najbardziej interesujących mnie polach.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś odrabiałem szlaban...
to zapewne się to zdarzało, choć niezbyt często; na ogół udawało mi się uciec przed odpowiedzialnością albo zrzucić winę na kogoś innego.

Kiedy pomyślę, czy kiedyś wysłano mi wyjca...
to nie potrafię przypomnieć sobie takiej sytuacji. Mój ojciec z wygłoszeniem nagany na ogół czekał, aż znajdę się z powrotem w Corbenic Castle; nie przeskrobałem natomiast nic na tyle poważnego, by wymagało to jego natychmiastowej reakcji.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować nocą po szkolnej kuchni...
to przypominam sobie, że raz do niej trafiłem, kiedy tak naprawdę szukałem czegoś innego.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wędrować po zamkniętych skrzydłach szkolnej biblioteki...
to nie muszę się długo nad tym zastanawiać: dział ksiąg zakazanych zwiedziłem nie raz i nie dwa, oficjalnie szukając dodatkowych materiałów do lekcji, a tak naprawdę – poszukując skrawków informacji o zaginionym Sguaba Tuinne. Ostatecznie nie znalazłem niczego, co nakierowałoby mnie na trop legendarnego okrętu, ale pośród zapomnianych półek spędziłem wiele godzin.

Kiedy pomyślę, czy zdarzało mi się wymykać poza szkolny teren...
to nie przypominam sobie takiej sytuacji, nie nęcił mnie Zakazany Las ani samotne wędrówki po wiosce Hogsmeade. Dużo czasu spędzałem jednak nad szkolnym jeziorem, zafascynowany mieszkającym tam plemieniem trytonów.

Współlokatorzy z dormitorium pamiętają...
że byłem głośny i trudno było mnie zmusić, żebym przestał mówić, nawet jeśli nikogo nie interesowało to, co miałem do powiedzenia.


DOJRZAŁOŚĆ

Zająłem się żeglugą, najpierw pływając pod rozkazami ojca, później starszego kuzyna, żeby ostatecznie po kilku latach zostać kapitanem własnego statku, Szalonej Selmy. Przemycałem rzadkie towary z zagranicznych krain, parałem się piractwem, zatapiałem mugolskie statki, goniłem za zaginionymi artefaktami i przegrywałem galeony w czarodziejskich portach. W tym czasie straciłem okręt i go odzyskałem, uciekłem z bezludnej wyspy i wyszedłem obronną ręką z niejednego morskiego sztormu. Końcem 1957 roku na wezwanie nestora wróciłem do kraju, żeby dopełnić swojego obowiązku i stanąć po stronie Rycerzy Walpurgii w trawiącej Anglię wojnie.


Podczas moich codziennych obowiązków spotykam...
czarodziejów najróżniejszej maści: żeglarzy, handlarzy, przemytników, urzędników, podróżników – i właściwie wszystkich, których interesy mogłyby przygnać do któregoś z magicznych portów. Oprócz tego sporo obracam się – rzecz jasna – pośród przedstawicieli czarodziejskiej arystokracji, zwłaszcza tej konserwatywnej.

Odpoczywam...
w towarzystwie drogiego alkoholu, czasami w ciszy rodowej rezydencji, czasami w czarodziejskich lokalach. Lubię też tracić czas i galeony w magicznym kasynie.

Obracam się w towarzystwie...
konserwatywnej arystokracji, czarodziejów o odpowiednim statusie krwi, Rycerzy Walpurgii i ich zwolenników. Bliskie jest mi też środowisko żeglarzy i handlarzy, przemytników, stałych bywalców portów.

Jeśli chodzi o moje poglądy...
to te są sprecyzowane od dawna i powszechnie znane. Jestem Rycerzem Walpurgii, oddanym poplecznikiem Czarnego Pana, zwolennikiem czystości krwi. W kwietniu odebrałem odznaczenie za zasługi wojenne, o swojej przynależności do organizacji mówię z dumą; uważam mugoli za istoty prymitywne, a ich wynalazki za niebezpieczne, zwłaszcza odkąd starłem się z mugolskim wojskiem w Landguard Fort.

Mieszkam...
w Corbenic Castle, w zamku od wieków będącym siedzibą Traversów.

Podziwiam...
czarodziejów, którzy władają silną magią, Śmierciożerców, tych, którzy sięgnęli po potęgę i ją zdobyli; Czarnego Pana – najbardziej spośród nich.

Budzę niechęć wśród...
szlam i zdrajców krwi, zwolenników Zakonu Feniksa – tych, z którymi starłem się osobiście, i tych, którzy mogli o mnie słyszeć. Nie cieszę się też popularnością pośród żeglarzy czy handlarzy, których zdarzyło mi się wykiwać, okłamać albo uwolnić od posiadania wartościowych przedmiotów.

Sprawiam wrażenie...
człowieka pewnego siebie, zdecydowanego, porywczego, lekceważącego w stosunku do osób, których nie darzę szacunkiem. Nie zachęcam aparycją, blizny, marynarskie tatuaże, brak palca u dłoni i złoty ząb przyciągają raczej nieprzychylne spojrzenia. Na pierwszy rzut oka mogę wydawać się nieprzystępny.

Prowadzę się...
jak na żeglarza przystało. Nie wylewam za kołnierz, lubię dobrą zabawę i nie stronę od używek ani uwagi pięknych kobiet, choć odkąd wróciłem do kraju, staram się nie wywołać żadnego skandalu obyczajowego i bardziej pilnuję swoich kroków. Hołduję zasadzie, że we własnym porcie bałaganu się nie robi, a to, co dzieje się w tych zagranicznych, tam też pozostaje.

Zwiedziłem...
niemal każdy kontynent, pływając po siedmiu morzach. Częściej niż gdzie indziej bywałem w portach norweskich, francuskich i hiszpańskich, cumowałem przy archipelagach wysp, kierowałem się na groźniejsze i bardziej zapomniane wody. Rzadko zapuszczałem się jednak w ląd głębiej niż do nadmorskich miasteczek i wiosek, a choć czasami się to zdarzało, to nigdy nie zostawałem tam na dłużej.


POGŁOSKI

W ciągu mojego życia mówiono o mnie różnie, nie zawsze prawdziwie, nie zawsze tak, jakbym chciał, niekiedy z podziwem, innym razem z powątpiewaniem.


Środowisko, w którym się obracam, uważa, że jestem...
pewny siebie, zdecydowany, lojalny wobec rodziny i oddany sprawie, za którą walczę. Bywam porywczy, łatwo wyprowadzić mnie z równowagi; mam poczucie humoru, lubię żartować, choć nie z siebie, bo nie mam dystansu do własnych słabości i z zasady ich nie okazuję. Na spotkaniach towarzyskich świadomie zwracam na siebie uwagę, uwielbiam dobrą zabawę i porywające rozmowy, mam w zwyczaju ubarwianie własnych opowieści. Tajemnicą nie jest też, że wierzę w przesądy.

Ludzie, którzy o mnie słyszeli, a z którymi nie rozmawiałem...
mogą znać skrawki plotek, które sam rozpuściłem, opowiadając za każdym razem inną wersję historii ze swoim udziałem. Ci, którzy śledzą na bieżąco wydarzenia z politycznej sceny, mogą wiedzieć, że za wojenne zasługi otrzymałem w kwietniu Order Czaszki i Węża. Pośród żeglarzy i bywalców portów mam opinię człowieka, z którym rozsądniej jest nie wchodzić w konflikty, o co częściowo sam zadbałem, rozprawiając się osobiście z przyjacielem-zdrajcą i zbuntowaną załogą. Wśród arystokracji kilkakrotnie nazywano mnie dzikim, ze względu na moje podróże na salonach często bywałem nieobecny, część lordów i lady zna mnie więc wyłącznie przez pryzmat mojego zawodu i zewnętrznej aparycji.

W moim życiu pomawiano mnie o...
to, że umarłem, kiedy na kilka miesięcy zapadłem się pod ziemię, uwięziony przez mojego wroga na bezludnej wyspie. Oprócz tego pomawiano mnie często, słusznie i niesłusznie, a ja sam zazwyczaj nie robiłem nic, żeby sprostować lub wyjaśnić ewentualne plotki. Podobno mam kochankę w każdym porcie; podobno jestem też awanturnikiem, ząb straciłem w barowej bójce o względy półwili, a ten złoty ma być zapłatą dla boga mórz, żeby po śmierci zabrał mojego ducha na drugą stronę. Podobno palec serdeczny przegrałem grając w karty, podobno moje tatuaże cementują krwawy pakt, który zawarłem ze starą, portową wiedźmą. Podobno też pokonałem kiedyś krakena.


DO WIADOMOŚCI MISTRZA GRY

Tę sekcję widzisz tylko Ty i Mistrz gry


Mistrzowi gry chciałbym przekazać, że...





some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Manannan Travers
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach