Wydarzenia


Ekipa forum
Strumień nieopodal chaty
AutorWiadomość
Strumień nieopodal chaty [odnośnik]04.03.24 10:32

Strumień nieopodal chaty

W sercu gęstego lasu ukryty pomiędzy gałęziami starodrzewów snuje się spokojny leśny strumień. Jego krystalicznie czysta woda delikatnie płynie między kamieniami, malując srebrzyste szlaki na swojej drodze. Po obu stronach brzegów można spotkać rosnące dzikie kwiaty, których barwy zdają się rywalizować z bujnością zieleni. Wszechobecne krzewy w zacisznych zatoczkach nurtu, stanowią naturalną barierę dla prywatności i licznych rozmysłów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Strumień nieopodal chaty Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Strumień nieopodal chaty [odnośnik]09.06.24 20:44
23 listopada 1958 r.

Podążaj wąską, leśną ścieżką w dół, wzdłuż strumienia. Przekrzykujące się myśli nie chciały dać mi spokoju, a przecież wcale nie miały racji. To nie był przypadek, to nie było zwykłe zagubienie się w lesie. Dobrze wiedziałam, dokąd prowadzi ta droga i co najmniej dwie godziny temu przestało chodzić o jakiekolwiek polowanie. Potrzebowałam po prostu dostać się bliżej niepozornej chaty, być może spotkać tam pewna osobę, być może przywitać się i nakarmić się nadzieją na odrobinę wspólnego milczenia. Albo spędzić czas wyrwany nam przeze mnie ostatnim razem… za szybko i chyba brutalnie. Za sobą miałam parę dni skomplikowanych przemyśleń, w których trwałam wciąż głęboko uwikłana, za sobą miałam też nie tak już odległe starcie stworzenia i myśliwego, którego nie mogłam nazwać zbyt udanym, a które znacznie odzwierciadlało się w moim wyglądzie.
Skradałam się, wcale nie poruszając się po sprawdzonych i znanych drogach, lecz towarzysząc im z pewnej odległości tak, by nigdy nie stracić właściwego kierunku. Skradałam się cicha i zwinnie mknąca w zielonym łowieckim odzieniu. Kombinezonie, który jak wierny towarzysz wspierał najmniejszy ruch niedźwiedzia. Wiedziałam jednak, że między tymi drzewami wcale nie jestem anonimowa. Materiał był zachlapany mocno zwierzęcą krwią: czerwone kropidło od kostek aż po szyję, wszędzie plamy i smugi zaschniętej posoki. Twarz również, nieco przerażająca, choć dla mnie zupełnie zwyczajna, jedynie nosząca ślady ostrej potyczki – niespodziewanie dość tradycyjne łowy przeobraziły się w drapieżną batalię. Tak jednak czasem się zdarzało, szczególnie od czasów gwiezdnej nocy. Po Anglii poruszały się stworzenia nienormalnie wściekłe, o nietypowych nawykach i zdolnościach. To musiało być zapewne jednym z takich. Nie byłam ranna. Potargane włosy wyplątały się z upięcia, niektóre pokleiły się przy czole od tej czerwieni. Nieudane starcie nie burzyło mojego nastroju, kompletnie za sobą pozostawiłam tamte widoki, dając się omotać zupełnie totalnym myślom… o nim. Chata była gdzieś niedaleko, chciałam spojrzeć, tylko na chwilę, sprawdzić, czy wszystko porządku. Znów mijające dni wypełniło dokładne milczenie. Znów popełniałam dokładnie te same błędy, znów nie wiedziałam, od czego zacząć, ale nie mogłam się powstrzymać. To było silniejsze. Niewidzialne przyciąganie wypychało mnie na wyjątkowy szlak. Coraz bliżej i bliżej. Gdy zaś wyczekiwany dach wyłonił się spomiędzy niemal ograbionych z liści gałęzi, na piersiach rozdzwoniło się alarmujące uczucie. Szłam dalej, bezgłośnie kryjąc się ze swą obecnością, nie pozwalając, by dowiedział się przedwcześnie, że jestem. Wolałam mieć przewagę, wolałam najpierw spokojnie podejrzeć, czy był w środku i co takiego robił.
Odnalazłam go jednak szybciej, jeszcze zanim wypuściłam oko blisko szklanych szyb niepozornego domostwa. Wystąpiłam na dróżkę, tym razem, nie czając się już perfidnie, bez żadnej zasadzki, zupełnie na wprost. Widziałam go, ćwiczył. Dopiero jaśniało, senna przyroda niespecjalnie zdobiła otoczenie. Ja ostrożnie wyłaniałam się spomiędzy gałęzi. Przystanęłam dopiero kilka metrów przed nim, czując, że nie potrafię podejść bliżej. Było mi głupio, tak, chyba dobrze rozpoznałam uczucie. Wystarczyło, że na mnie spojrzał, a natychmiast pomyślałam, że wyglądam nieprzyjemnie, dość makabrycznie, jakże odmiennie od naszego ostatniego przeklętego spotkania. Chyba nie powinnam mu się taka pokazywać, ale już za późno.
– Dwurożec, uciekł mi – mruknęłam o dziwo po angielsku, by usprawiedliwić ten widok, a potem podciągnęłam dłoń do policzka i przetarłam go trochę nerwowo, ale tylko rozmazałam zabrudzenie. Co teraz? Co teraz!? Sam jego widok wystarczył, by pod skórą rozpoczął się jakiś niemożliwy wyścig. To tylko Krum, przecież mogłam podejść bliżej, nie musiałam się czaić, prawda? A może aż Krum. Dobrze, że chłodne powietrze łagodziło rozpływające się namolnie fale ciepła. – Cześć – zreflektowałam się po chwili, nie za bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie, wiedząc, ale wciąż nie do końca potrafiąc.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Strumień nieopodal chaty [odnośnik]11.06.24 13:33
Siła była wyznacznikiem znaczenia w jego rodzinie, tradycją kultywowaną niezmiennie od pokoleń. Od najmłodszych lat uczono go, że doskonała sprawność i hart ducha to nieodłączne cechy prawdziwego mężczyzny. Było to jak święte prawo, którego nikt nie odważył się podważać. Bez siły nie uniesiesz młota, bez młota nie pociągniesz rodzinnych sprawunków ani nie przekażesz fachu w przyszłość. W jego rodzinie nie miało znaczenia, jak bardzo różniło się charakterem; każdy mężczyzna musiał podnieść młot. Jego ojciec, dziadek i pradziadek - wszyscy oni pracowali przy kuźni, ich ciała kształtowane przez lata ciężkiej pracy, ich umysły zahartowane w ogniu przeciwności. W kuźni było coś niemalże magicznego, mistycznego. Żar pieca, iskry tańczące w powietrzu, rytmiczne uderzenia młota - to wszystko tworzyło symfonię, która wnikała w jego duszę, wplatając się w każdy aspekt jego życia.
Niemalże niemożliwe było znalezienie go leżącego do późnych godzin w łóżku, wylegującego się w najlepsze ze zmęczenia. Takie konwenanse nie mogły zaistnieć w jego życiu, które poddane było surowemu rytmowi dnia. Codzienna rutyna była dla niego jak rytuał: rozciągnąć zastałe mięśnie, przemyć zaspaną twarz zimną wodą, wykonać schemat ćwiczeń, który znał na pamięć. Pośpiesznie umyć się, zjeść naprędce śniadanie podczas przechadzki do kuźni w miasteczku, a potem poświęcić się pracy przez pół dnia. Nienawidził destabilizacji, przerw w harmonogramie, który zapewniał mu poczucie kontroli i stabilności. Jednak tego dnia sprawy miały się całkiem inaczej. Chwila oddechu od obowiązków adepta była miłym darem od losu. Miał tyle kwestii do załatwienia przed zimą, która niechybnie miała nadejść, że każda wolna chwila była na wagę złota. Tego ranka wstał wcześniej niż zwykle, jeszcze przed wschodem słońca. Czuł się nieswojo, jakby coś wisiało w powietrzu. Jeden, dwa, trzy... Mięśnie subtelnie drżały ze zmęczenia, gdy kolejna dziesiątka przemijała w zapomnienie kolejnej serii. Cztery, pięć, sześć... Serce przyspieszyło swoją dotychczasową pracę, płuca z wolna błagały o chwilę wytchnienia. Siedem, osiem, dziewięć... Przecież to jeszcze nie koniec, ciało nie mogło mieć żadnych granic. Powtarzał ugięcia w stawie łokciowym systematycznie, opadając najwolniej ku ziemi okraszonej rosą. Jeszcze tylko trochę, odrobinę i wszystko minie. Zmrużył powieki, zatrzymując powtarzaną czynność, rozglądając się uważnie dookoła. Kroki, gdzieś z boku dochodziły, chociaż niemożliwe było, by było to zwierzę. Zapolować miał dopiero później, by zapełnić braki w pożywieniu. Teraz jednak, w porannej ciszy przerywanej jedynie jego przyspieszonym oddechem, te kroki brzmiały jak grzmoty. Powoli wstał, otrzepując dłonie z brudu leśnego poszycia. Kto mógłby go szukać o tej porze?
- Varya? - Nagle, wśród drzew, dostrzegł cień. Sylwetka poruszała się z gracją, choć ostrożnie, jakby również próbowała nie zostać zauważoną. Serce zabiło mu szybciej, nie z powodu strachu, ale z powodu niepewności. Przyglądał się uważnie, próbując rozpoznać szczegóły. Gdy postać wyszła na otwartą przestrzeń, rozpoznał ją po chwili namysłu. To była ona - osoba tkwiąca wiecznie pośród jego myśli. Twarz, choć zamglona przez krwawe obszycie posoki, była mu dobrze znana. W sercu poczuł mieszaninę ulgi i dezorientacji, była ranna? Zbliżała się powoli, jakby badała teren, niepewna jego obecności. Opuścił swoje napięte ramiona i dotąd nieskalane żadnym odzieniem. - Wyglądasz - zastanowił się, by nie palnąć czegoś głupiego, westchnął, podchodząc ku zawieszonej na gałęzi koszuli. Chłód atakujący rozgrzany tors bywał z lekka upierdliwy. - niecodziennie? - dokończył, parskając cichym śmiechem. W takim wydaniu jeszcze nie miał okazji jej widzieć, cóż za ciekawy zbieg okoliczności. - Witaj, musisz uwielbiać tutejsze hrabstwo, hm? - dziwił go język przez nią użytkowany, przez pojedynczość słów nadal wybrzmiewał dominujący akcent. Opanował emocje, czując się pośród nieoczekiwanego spotkania dosyć swobodnie. Bez nerwowych spojrzeń, niepewności czynów i słów; był całkowicie sobą. Co było dziwne na swój sposób, gdy wspominał ich ostatnie potknięcia. - Zapraszam do środka, musisz zmyć... to krwawe maskowanie? - wskazał sugestywnie na jej lico i ubranie, kierując się na schody do skromnego domostwa. - Oferuję coś ciepłego do picia, kąpiel i ciuchy zamienne, jesteś chętna? - spojrzał się za siebie, otwierając drzwi w geście zaproszenia.


For the blacksmith, nothing escapes; from iron, they shape not only the edge
But also destiny.
Nikola Krum
Nikola Krum
Zawód : Adept u mistrza magikowalstwa, raczkujący wytwórca magimetalurgii, opryszek
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Siła jest jak wiatr, niewidoczna, ale czujesz ją w każdym ruchu.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12267-nikola-krum https://www.morsmordre.net/t12282-branimir https://www.morsmordre.net/t12309-nikola-krum https://www.morsmordre.net/f466-huntingdonshire-okolice-hemingford-grey-lesny-zakatek https://www.morsmordre.net/t12283-skrytka-bankowa-2632#377708 https://www.morsmordre.net/t12285-nikola-krum
Re: Strumień nieopodal chaty [odnośnik]17.06.24 23:29
Śmiał się. Nie, uśmiechał się, obserwując mnie tuż po przerwanych ćwiczeniach. Dokładnie w chwili, gdy ciało uspokaja się po wzmożonym wysiłku, gdy chłód zderza się z rozgrzaną skórą, gdy koi i spowalnia wciąż rozedrgane struktury mięśni. Tak dobrze znałam ten stan, towarzyszył mi wiele razy. Niczym jednak wydawało się angielskie jesienne zimno z mrozem, który znałam. Z jakiegoś jednak powodu trudno mi było przestać, opuścić jeden konkretny punkt spojrzenia. Jego twarz, jego oczy, jego ciało. Nieważne, że w szkolnych latach dane nam było wspólnie mierzyć się w sprawnościowym boju, że widywałam go już wcześniej. Od jakiegoś czasu jawił mi się jako ktoś inny. Patrzyłam na niego nowymi oczami. Swą obecnością wywoływał coś, z czym nie do końca jeszcze się pogodziłam, czego kompletnie wciąż nie rozpracowałam. Najgorsze wydawał się jednak to, że czułam, że być może wcale nie potrzeba było robić… czegokolwiek, walczyć z tym, wypierać się, uciekać.
– Mówisz, jakbyś od dawna nie polował – stwierdziłam, kiedy skomentował mój wygląd, ale minęło trochę czasu, nim tej reakcji się doczekał. Chyba… chyba się zagapiłam. Stąd ta głowa nagle poderwana w losowym kierunku, tonąca oczami gdzieś wśród dalszych drzew. – Tak, lubię je, lubię te lasy – lubię ciebie. A właściwie skąd u niego podobny wniosek? Przystąpiłam lekko z nogi na nogę i przy okazji poszurałam butem, burząc leśną ściółkę, ale ku zaskoczeniu nie opuściłam żałośnie brody. Poszukałam go na nowo, jakimś niecierpliwym, może zbyt chłonnym wzrokiem. Wciąż starałam się mówić językiem tej ziemi, bo przecież obiecałam sobie ćwiczyć jak najwięcej, nawet jeżeli z nim mogłam płynniej rozmawiać w innej mowie. Musiałam nieustannie próbować, musiałam rozprawiać się z tymi niewidzialnymi barierami, kruszyć te mury. Widziałam, jak kawałek po kawałku rozpadały się, zapraszając mnie coraz śmielej do świata, który krył się po drugiej stronie. Do tego świata. Tym razem w szczerości i zupełności.
Bez słowa podążyłam za nim do chaty. Moja cisza stała się zgodą, przyjmowałam schronienie i szansę na uporanie się z krwawym wizerunkiem umęczonego łowcy. Niewiele było osób na tej ziemi, za którymi bym poszła. On do nich należał. Jemu zawierzałam. Nie mógłby uczynić niczego złego, nie mógłby zasadzić na mnie pułapki, z której nie potrafiłabym się zwinnie wyplątać. Poza tą jedną, w której tkwiłam już od kilku tygodni, mierząc się dzień po dniu z głębią nowych uczuć. – Dziękuję – odezwałam się cicho, wspinając się po schodach prowadzących do tego niewielkiego domostwa. Natrafiliśmy na siebie, przybywałam bez zapowiedzi, zapewne znacznie mącąc w jego planach, a on przerywał to wszystko i…
- Nikola? – Tuż za progiem, obróciłam się powoli ku niemu. Powinnam pomyśleć o tym, wszystkim wcześniej, ale wnioski docierały z wyraźnym opóźnieniem. Nie pierwszy raz. – Nie musisz… Przeszkodziłam ci w ćwiczeniach. Powiedz, pójdę – siliłam się na szczery ton. Wiedziałam, że darzył mnie pewnymi względami. Nie chciałam, by czynił coś, co nie zgadzało się z jego zamiarami. Szczególnie po naszym ostatnim spotkaniu, gdy rozczarowałam.
Niespodziewanie przyłapałam swą twarz w kawałku zawieszonego na ścianie zwierciadła. Zaschnięta krew brudziła niemal każdy kawałek skóry. Kilka mimowolnych kroków poczynionych wprost w ten obraz zdołało dobitnie podkreślić rozrysowaną tam masakrę. Wyglądałam paskudnie. – Nie wiedziałam, że jest aż tak źle – mruknęłam, szukając na powrót jego spojrzenia. Zazwyczaj te kwestie bywały dla mnie zupełnie obojętne, lecz w towarzystwie Kruma nic nie wydawało się tak oczywiste. Nie potrafiłam przewidzieć własnego zachowania. Teraz dla przykładu mnogość słów kotłowała się tuż za zasłoną warg, ale żadne z nich nie potrafiło się wydostać. Tym bardziej gdy poczucie przedziwnego wstydu rozlało się płynnie aż po krańce palców. Nie powinien mnie takiej oglądać, nie chciałam, by mnie taką paskudną widział. Chciałam… wyglądać ładnie. Nabrane mocniej powietrze stało się demonstracją swoistego stresu. Jego obecność budziła do życia emocje, o których istnieniu wcześniej nawet nie wiedziałam. – Muszę… muszę to zmyć – podjęłam wreszcie decyzję, znając już po ostatniej wizycie drogę do łazienki. Błyskawicznie przemknęłam do pomieszczenia i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie z ulgą i tkwiłam tak przez chwilę, normując prędkość rozgrzanej krwi. Chciałam do niego wrócić.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Strumień nieopodal chaty [odnośnik]20.06.24 14:07
Chłód poranka katował rozgrzaną skórę, atakując płuca chwilą boleści. Każde wdech było jak ukłucie lodowatego sztyletu, przypominając o nieuchronnym nadejściu zimy. Nie spieszył się, wiedział, że pospiech mógłby jedynie pogorszyć sytuację. Zamiast tego, skupił się na niej. Obserwował jej każdy ruch, próbując się doszukać oznaki zmęczenia i bólu, które mogła ukryć. Zawsze była uparta, nigdy nie chciała przyznać się do słabości. Właśnie tę cechę w niej wielbił, choć czasem przysparzało mu to więcej zmartwień niż powinien znosić. Opierał się o najbliższe zabudowanie, czuł chłodną, wilgotną powierzchnię drewna pod palcami. Mówiła szyfrem, gestami i spojrzeniami, które musiał odczytywać jak mapę pełną zawiłych ścieżek. Obserwując ją, zastanawiał się, co naprawdę kryje się za jej nieugiętą postawą. Czy była to tylko duma, czy może coś więcej? Może lęk przed okazaniem słabości, przed byciem postrzeganą jako bezbronna?
- Polowanie zaplanowałem na najbliższe dni, trzeba się przygotować do zimy - brew wystrzeliła z lekka w kreacji zdziwienia, gdy wsłuchiwał się w tak odmiennie brzmiący głos. Pierwszy raz wysłuchiwał jego tonu w obrzydliwej mowie, starając się użytkować jej, gdy zaszła potrzeba. Uśmiechnął się dla stabilizacji chwili, dając jej znak, swoistą pewność, że nie trzeba było się hamować. - Lasy zawsze będą, chociaż od nich znacząco bardziej lubię pewną osobę - wiesz, że chodzi o ciebie, prawda? Nie zamierzał jej poganiać ani napastować swym dotychczasowym zachowaniem. Wiedział, że w tej chwili nie miało to większego sensu. Wyuczony cierpliwości zamierzał z niej jak najlepiej skorzystać. Jej otwartość w kreacji słów nadal go zdumiewała; przecież nie miał zamiaru jej stąd przeganiać. Wpatrując się w nią, zrozumiał, że musi znaleźć sposób, by dać jej poczucie pewności, by mogła otworzyć się przed nim bez obaw. Zawsze znajdę dla ciebie czas, pomyślał, choć nie zamierzał mówić tego otwarcie. W jego myślach kłębiły się uczucia, które trudno było wyrazić słowami. Wpatrywał się w nią z troską i czułością, próbując zrozumieć, co kryje się za jej słowami i gestami. Była jak zagadkowa księga, pełna tajemnic, które musiał odkryć. - Nigdy mi nie przeszkadzasz, dopiero nastał wczesny poranek - zapewnił, by odeprzeć od niej niepewność. - Nie katuj się takim myśleniem.
Nie ważną kwestią było, jak wyglądała, czy zabrudzona posoką zwierzęcia łownego, czy odświętnie ubrana na ważne uroczystości. Nie miało to większego znaczenia, liczyła się zwyczajnie ona. Cała, bez powstałych ran, szczęśliwa z prowadzonego życia. Czy to tak wiele? Raczej nie. Nim zdołał coś powiedzieć, zniknęła za drzwiami łazienki, zostawiając go w zmieszaniu. Kilka razy zamrugał oczami, próbując zrozumieć zajście. Kobiety chyba zawsze będą nieuchwytne na drodze ich zrozumienia. Zaśmiał się, zamykając drzwi, narzucając na swe ciało zapomnianą koszulę. Uczucie miękkiego materiału na skórze przyniosło mu chwilowe ukojenie, jakby powrót do codzienności mógł zagłuszyć narastające w nim emocje. Zatrzymał się przy oknie, spoglądając na zewnątrz. Krajobraz był spokojny, niemalże nieruchomy w porannym świetle. Jednak jego umysł wciąż krążył wokół niej, wokół tego, co się wydarzyło. Była jak zagadka, której rozwiązanie wydawało się coraz bardziej osiągalne. Czy to właśnie sprawiało, że była tak fascynująca? Jej nieprzewidywalność, tajemniczość, która była nieodłączną częścią jej istoty?
- Znajdę jakieś ubrania - zawołał, dokładając drwa do powoli wygasającego ognia w kominku. Woda podgrzewana nad paleniskiem zdawała się adekwatnie gorąca, by mogła spokojnie doprowadzić się do porządku. Kiedy zaczęła przejmować się tak stanem własnego wyglądu? Ciekawa zagwostka, musiał to sobie przyznać. Udał się do sypialni na poddaszu, doszukując się lepszych materiałów, zdatnych do noszenia. Schody skrzypiały cicho pod jego ciężarem, a każdy krok zdawał się odbijać echem w jego myślach. Nie mógł zaoferować jej wiele, ale chciał, by choć przez chwilę poczuła się komfortowo. Pokój na poddaszu był niewielki, skromnie urządzony, ale przytulny. Promienie słońca wpadały przez małe okienko, rozświetlając półmrok. Przeszedł do starej skrzyni, której drewno nosiło ślady upływu czasu. Otworzył ją, przeglądając zawartość z nadzieją, że znajdzie coś odpowiedniego. Znalazł kilka koszul, które wydawały się mniej zużyte, może trochę zbyt duże, ale przynajmniej czyste i niezniszczone przez czas i pracę w kuźni. Wiedział, że nie miewał tutaj damskich fatałaszków – ostatnie, przynależące do siostry, właścicielka zdołała zabrać jakiś czas temu. Westchnął, przeglądając resztki ubrań, które mu pozostały. - Mam gorącą też wodę, jeśli postanowisz mnie na chwilę wpuścić - zapukał w powierzchnię miejsca jej ukrycia, wspierając ramię o futrynę. Czekał cierpliwie, ponawiając grzeczność niedawnego poczynania. - Trochę krwi mnie nie obrzydza, bywałem w gorszym stanie.


For the blacksmith, nothing escapes; from iron, they shape not only the edge
But also destiny.
Nikola Krum
Nikola Krum
Zawód : Adept u mistrza magikowalstwa, raczkujący wytwórca magimetalurgii, opryszek
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Siła jest jak wiatr, niewidoczna, ale czujesz ją w każdym ruchu.
OPCM : 7 +2
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12267-nikola-krum https://www.morsmordre.net/t12282-branimir https://www.morsmordre.net/t12309-nikola-krum https://www.morsmordre.net/f466-huntingdonshire-okolice-hemingford-grey-lesny-zakatek https://www.morsmordre.net/t12283-skrytka-bankowa-2632#377708 https://www.morsmordre.net/t12285-nikola-krum
Strumień nieopodal chaty
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach