Wydarzenia


Ekipa forum
Namiot ślubny
AutorWiadomość
Namiot ślubny [odnośnik]13.12.15 10:02
First topic message reminder :

Namiot w ogrodzie

Namiot został przygotowany specjalnie na ślub Deimosa. Wszystkie dekoracje mają przypominać o więzi Malfoy-Carrow, która zostanie zaiwązana 13 września A.D. - mamy więc tutaj herby obu rodów i kolory. Króluje biała róża - symbol lordów Carrow.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491

Re: Namiot ślubny [odnośnik]19.12.15 3:35
Wierutne kłamstwa wylatują z ust Deimosa w towarzystwie papierosowego dymu samozapalających się szlugów, których pan młody wypala w nadmiarze. Bliskie towarzystwo Fobosa nie dziwi Grahama w zupełności. Nie komentuje karcącego wzroku jakim został przed momentem obdarowany młodszy lord Carrow. Inaczej okazałby się skończonym hipokrytą, zważywszy, że spojrzenie Fobosa jest mu w zupełności znajome. Zarezerwowane tylko dla jednej osoby. Chociaż nie uważał się za równie apodyktycznego brata. Resztę uwagi skupia na Deimosie. Towarzyszy mu w drodze na ścięcie. Przez myśl mu nawet nie przeszło, by owe zawierane niebawem małżeństwo było wynikiem gorących uczuć, które zawładnęły dwojgiem przyszłych kochanków. Deimos wyglądał na ostatniego, kto mógłby zostać ugodzony strzałą kupidyna. Mulciber rzucił mu nieprzychylne spojrzenie. Nieprzychylne to mało powiedziane. Carrow był aż takim idiotą, czy akurat cierpiał na kurzą ślepotę? Chciał zagrać na jego dumie? Grupy szlacheckiej. Rozglądając się po namiocie weselnym nie zauważał zbyt wielu wybitnych jednostek z tejże warstwy społecznej. Widok zadowolonego z siebie Deimosa uświadomił go w przekonaniu, że owszem, Carrow był idiotą. Zapominając, że nie ma przed sobą przedstawiciela szlachty. Przez myśl mu nie przyszło, by odebrać te słowa jako komplement. Prędzej w swojej stajni zatrudniłby gniazdo szlam niż zdobył się na coś podobnego. Mimo wszystko w przeciwieństwie do innych szlachciców, Deimos nie działał mu na nerwy aż tak. Może za wolno myślał, ale dało się to jakoś przeżyć. Wywabiony z odpowiedzialności kontynuowania tematu swojej parnerki, udał, że nie dosłyszał słów przyjaciela i przywitał się z Caesarem i jego orszakiem.
- Lestrange. – Skinął głową mężczyźnie i przeniósł spojrzenie na pannę Isoldę. – Cała przyjemność po mojej stronie, lady Bulstrode. Wygląda pani dziś kwitnąco. Winszuję zaręczyn. – Odpowiedział, patrząc już na Caesara. Nieświadomość to jedyne co wyczytał z jego twarzy. Może to i lepiej, żałosny stan, jaki wywołał na jego twarzy półszlamowaty Wright nie był wart wspominania. Mulciber zachował to wspomnienie dla siebie. Gdyby panna Bulstrode sama nie przyznała się do znajomości z nim, kto wie, czy nie udałby przed Caesarem, że widzi kobietę pierwszy raz na oczy. Było w niej jednak coś szczególnego, czego brakowało innym kobietom i nie pozwalało się tak po prostu zignorować. Obrzucił krótkim spojrzeniem każdego z synów Caesara, a na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech. Małe wypierdki. Że też panna Bulstrode godziła się na taki los. Zastanawiał się ile czasu minie, kiedy Lestrange powie jej, że wcale nie musi rodzić dzieci, bo ma już dwójkę. Nie mógł tego przewidzieć co do joty, ale podobne nastawienie biło z aury Lestrange’a zwłaszcza, kiedy spojrzenie padło na starszego z synów. Banda egoistków.
Och, pięknie. Słowne podchody, czas zacząć. Tego najbardziej nie znosił w zmanieryzowanej szlachcie. W chwilach, które sprzyjały milczeniu, ci woleli zapychać ciszę bzdurnymi wymianami zdań o niczym. Siłą woli przyjrzał się wystrojowi wnętrza namiotu, skoro już Caesar o tym napomknął. Jeśli Graham miałby streścić obrazek, który miał przed oczami nadałby mu tylko jeden tytuł. Typowy. Kelner z pełnym naręczem powitalnego trunku wywabił go z przymusu pochwalenia Deimosa, czy też jego kobiet za pracę włożoną w zorganizowanie namiotu.
Zatem wykorzystajmy ostatnie kawalerskie pół godziny Deimosana nie pierdolenie - tego oczywiście nie powiedział, robiąc taktyczną pauzę, by sięgnąć po szkło wypełnione procentami i podjął się przerwanej wypowiedzi – na coś pożytecznego. Wypijmy. Niech im się wiedzie. – Zakończył zdawkowo, uświadamiając sobie dopiero w trakcje, że jego słowa zaczynały pobrzmiewać jak toast, którego początkowo nie zamierzał nawet wznosić. Niech im się wiedzie. Bo na szczęście nie było co liczyć.
Graham Mulciber
Graham Mulciber
Zawód : auror
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
Because some roads you shouldn't go down. Because maps used to say, "There be dragons here." Now they don't. But that don't mean the dragons aren't there.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Namiot ślubny - Page 2 X82C3Yn
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1418-graham-mulciber https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Namiot ślubny [odnośnik]19.12.15 13:10
Szopka, cyrk, pełen pajaców. Więc w końcu ten dzień nadchodzi - dzień ułudy, głupawych stroi i fałszywych przyrzeczeń. Jaką wagę miały słowa, wypowiadane nieszczerze? Potrafię wykrywać kłamstwo w codziennej rozmowie, ale nawet bez tej umiejętności da się ujrzeć sztuczną atmosferę, typowego aranżowanego ślubu. Mówią, że biały jest kolorem wesela, ale nie zawsze - w tym wypadku nie kojarzy mi się z radością, a strachem, nawet żałobą. Znajduję się przy namiocie, kroczę dystyngowanie i z dumnie uniesioną głową, spoglądając na przytłaczającą mnie biel. Białe róże, symbol Carrowów, wyglądają wręcz upiornie. W pamięci nadal mam jednak to, że moja najlepsza przyjaciółka pochodzi z tego rodu. Na mojej twarzy maluje się elegancki, uprzejmy uśmiech w którym nie widać cienia wymuszenia czy fałszywości, choć we wnętrzu czuję obrzydzenie i żałuję Megary, która tak młodo musi wychodzić za mąż. W końcu staję w cieniu zdobionego baldachimu, herbów obu rodów, powierzchni tonącej w tysiącu zapachów i mój wzrok chmurnieje. Laidan uczyła mnie jak być damą, a jednak czuję się dużo lepiej w lasach, goniąc za niebezpiecznymi wilkołakami i zaglądając śmierci w oczy, niż w tym wytwornym towarzystwie. Oczywiście, muszę do niego pasować i nie daję po sobie poznać, że coś mi nie pasuje. Na sobie mam delikatną, długą sukienkę w kolorze pudrowego różu przeplatanego fioletem ( cyk ), wąską w talii i niżej rozkloszowaną, spływającą falami do ziemi. Na wypadek zimna mam również ciemny sweter, zarzucony na ramiona. Na moich nogach spoczywały płaskie, wygodne buty, w całości zasłonięte przez materiał kreacji. Przy moim wzroście nie wypada nosić butów na obcasie. Złociste włosy spinam w starannie zapleciony kok, zwany również koroną. Oszczędzam sobie nadmiernego makijażu, maluję się delikatnie i naturalnie, nie przesadzam również z biżuterią - moją szyję zdobi srebrny naszyjnik z kryształami, przywieziony z jednej z amerykańskich wypraw. Wyróżniam się z tłumu szlachcianek, urodą czy nawet wzrostem, może niebezpiecznym błyskiem w oczach. Mijam gości, wyższych i niższych, ciesząc się, że przynajmniej mój dzisiejszy towarzysz jest ode mnie wyższy o te parę centymetrów. Nie wiem dlaczego wybrałam się z Tobą, Sorenie, może dlatego, że dlatego, że Cię lubię, może dlatego, że oboje nie mieliśmy z kim iść - ale w ramach nauki mogę pokazać Ci dzisiaj stuprocentowe kłamstwo, które niedługo zawiśnie w powietrzu. Chociaż jestem stuprocentowo pewna, że słyszałeś już takowych wiele. W głowie wciąż mam obrazy wspomnień Twojej rodziny, ale odpycham je, tak jakbym nigdy ich nie widziała. Uśmiecham się do Ciebie, kiedy idziesz obok mnie, bowiem wydaję mi się, że Ty też nie jesteś zadowolony z sytuacji, w jakiej znalazła się Twoja kuzynka. Po drodze dostrzegam również Allison i mrugam do niej porozumiewawczo, unosząc kąciki ust, a jednocześnie badawczo przyglądając się mężczyźnie tuż obok niej. Uśmiech znika z mojej twarzy, bowiem jedynym facetem, z jakim chciałabym Cię widzieć, droga przyjaciółko, był i jest Sylvain. Z pewnością znajdziemy okazję do rozmowy, jednak najpierw podchodzę do jednego ze stołów i kładę na nim dużą paczkę starannie opakowaną w zdobiony papier. W środku znajduje się zestaw misternie zdobionej porcelany, prosto z Chin, którą specjalnie na tą okazję przywiozłam oraz kubańskie cygara, kupione od zagranicznych handlarzy. Wolałabym nie wracać do Anglii, jednak mam tu wiele spraw do załatwienia, więc w najbliższych miesiącach zapewne nie będzie mi dane zbyt wiele podróżować. W tłumie wypatruję także swoją kuzynkę, Rosalie, z którą witam się, następnie komplementuję jej suknię i zapewniam, że jeszcze się zobaczymy. Rozpoznaję kilka innych osób, jednak nie chcę się bezcelowo kręcić, choć wzrokiem szukam brakujących osób, które pragnęłabym chociażby zobaczyć - między innymi Inarę, Garretta i resztę mojej rodziny.
Mavis Travers
Mavis Travers
Zawód : Łowię wilkołaki i robię czarne interesy
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Stars can't shine without darkness
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Look at the stars, look how they shine for you
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1823-mavis-travers http://morsmordre.forumpolish.com/t1860-poczta-mavis https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f136-baker-street-11 http://morsmordre.forumpolish.com/t1892-mavis-atria-travers
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 1:24
Rozbrzmiał pierwszy dzwonek nakazujący publiczności zająć ich miejsca.  Główna aktorka ma już tylko chwile by sprawdzić jak wygląda jednak tego nie robi. Ma przecież od tego ludzi i to oni zajmują się poprawieniem ostatniego kosmyka włosów. To oni nakładają na jej głowę welon i zasłaniają zdecydowanie zbyt bladą twarz przed niepożądanym wzrokiem.  Nawet oni nie są wstanie nic zrobić z jej pustym spojrzeniem i wciąż drgającym ciałem.  Widzą, jak bardzo pragnie wydostać się z tej sukienki i uciec jak najdalej tylko może. Wiedzą, że oswobodzenie jej organizmu z wypitego wina było błędem. Bez niego nie jest wstanie ustać w miejscu, ale przecież za to im płacą. Miała wyglądać nieskazitelnie pod każdym względem. Nie można było zrujnować przedstawienia przez woń wina. To przecież było nie do przyjęcia. Już! Wszystko gotowe! Można wprowadzić ją na scenę!
Wiem, że sama nie dam rady tego zrobić.  Ledwo byłam wstanie zrobić kroki a co dopiero dojść do namiotu. Świadomość, że godziny wolności zmieniły się w minuty odebrała mi wszelką energię.   Pozwoliłam by ktoś zacisnął moje skostniałe palce na bukiecie czerwonych frezji. Pozwoliłam by ktoś wypchnął mnie z buduaru i ostrożnie prowadził w stronę wyznaczonego miejsca.  W pewnym momencie przejął mnie ojciec. No tak przecież to on musi oddać mnie w ręce Deimosa. Tradycji musi stać się zadość . W normalnych warunkach na tę myśl uśmiechnęłabym się ironicznie kontując swój wywód przywołując przykłady jasno wskazujące na zbutwienie tradycji. Ale nie dziś. Nie miałam żadnej władzy nad swoim ciałem i traciłam władze nad umysłem.  Mogłam jedynie iść przedsienie i wierzyć w to, że inni wiedzą, co robią. W pewnym momencie ręka ojca mocniej zacisnęła się na moim ramieniu. Tak, to wtedy uderzyła mnie ta wszechogarniająca biel. Białe płótna, biała porcelana, białe róże a wśród tego wszystkiego ja. Czułam na sobie spojrzenia wszystkich zebranych gości, ale w tej chwili nie mogłam rozpoznać ich twarzy. Zresztą nie miało to najmniejszego znacznie. Czy byli to wrogowie, przyjaciele a może krewni ich współczucia czy troska nic mi nie dadzą. Liczyło się tylko to, że minuty wolności zaczęły zmienić się w sekundy. Gdy czas już upłynie ja również zmienię się w jedną z tych białych róż? Na kilka chwil wróciła do mnie świadomość, gdy widok się zmienił. Biel przeobraziła się w dziwnie smutny błękit. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to już koniec. Stałam naprzeciwko Deimosa a tym błękitem były jego oczy. Ale, dla czego są smutne? To niemożliwe.  Pewnie dostrzegłam w nich jedynie odbicie własnych uczuć. On przecież nie jest do takowych zdolny.  Nigdy nie był…nigdy nie będzie…nie w stosunku do mnie. Dochodził do mnie jakiś głos, ale  nic nie rozumiałam.  Próbowałam się skupić i rozróżnić choćby pojedyncze słowa. Przecież to był tekst ceremonii. Powinnam je rozumieć, powinnam go słuchać bez względu na to czy to tylko formułki czy wymyślne kłamstwa. Dla czego nie mogę się skupić? Ten dziwny błękit w oczach mojego męża przewiercał mi serce. Jak to wszystko jest możliwe?   Przecież ja..przecież on…nie mogę już tego wytrzymać. Zgodnie z tradycją moja dłoń dotyka dłoni Deimosa. Dwa rody wiązały się ze sobą nierozerwalnym węzłem. W pewnym momencie moje palce same zacisnęły się na jego dłoni.  Każdy oddech sprawiał mi coraz większy ból.  Byłam wstanie stać prosto tylko dzięki temu, że się na nim wspierałam. O ironio… udało się przebić jeden myśli tuż przed pierwszym zawrotem głowy. Czuła jak wycelowane we mnie spojrzenia wyostrzają się. Oni tylko czekali aż upadnę…aż to wszystko się skończy. Przetrwałam tylko dzięki Deimosowi. Ja słaba, on smutny. Czy mogło być gorzej?
- Przysięgam- - z początku sama byłam zaskoczona, że była wstanie wydobyć z siebie, choć jeden dźwięk. Ale czy na pewno zrobiłam to w odpowiednim momencie? Tak, tak przynajmniej tego jednego byłam pewna.  Koniec…nawet sekundy przepadły. Czy teraz stanę się różą? Kruchą, delikatną, uzależnioną od drugiej istoty białą różą? Każda róża ma kolce .


Ostatnio zmieniony przez Megara Malfoy dnia 20.12.15 20:06, w całości zmieniany 1 raz
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 16:38
Jednak kuzynostwo rzeczywiście obawiało się wizyty Inary u przyszłej lady Carrow, domyślając się prawdopodobnie, że skoro nie ma alchemiczki w namiocie ślubnym ze wszystkimi gośćmi, to wpadł jej fascynujący pomysł, by pomóc Megarze w przygotowaniach. Na szczęście miały wystarczająco czasu, by porozmawiać i..wymienić się kilkoma wskazówkami. A podarek, jaki ofiarowała jasnowłosej, zdążył zniknąć w jej dłoniach.
Inarę zawołano wcześniej niż Malfoy, by stanęła obok druhen, więc nawet nie miała za wiele czasu by przywitać się z dostrzeżonymi, znajomymi licami. W biegu więc przemknęła pomiędzy zebranymi, by stanąć obok..Ally? Obdarzyła ją zdyszanym uśmiechem, puszczając w końcu materiał czarnej sukienki, srebrzącej się w zagięciach przy każdym jej ruchu.
Pewną pocieszającą wieścią obdarzył ją kilka dni temu Julius, łaskawie uprzedzając, że nie będzie jej towarzyszył na ślubie kuzyna. Wzywały go obowiązki, zmuszając do pilnego wyjazdu. Nie umiała ukryć ulgi, która popłynęła przez cały krwiobieg. Wciąż dusiła się wewnętrznie, gdy w pobliżu znajdował się łamacz klątw. nawet, jeśli gniewna pasja przy ich pierwszym spotkaniu - stopniała, pozostawiając po sobie żarzący się ból. Pozostawała wobec starszego Notta uprzejma, ale - zachowując obietnicę, jaką rzuciła mu w sierpniu. Nie pozwalała mu się dotknąć, nawet przy sztywnym powitaniu, dygając tylko głową i znikając, gdy tylko zaciskające ją konwenanse puściły więzy.
Dziś posyłała uśmiech stojącym obok dziewczętom, by w końcu skupić się na swoim kuzynie, czekającym smutno? na swoją wybrankę. Ileż było fałszu w tym słowie, ileż było kłamstwa w samej przysiędze, wypowiadanej, gdy oboje stanęli już obok siebie. Przecież, żadne z nich nie wierzyło w to co mówiło, pusta wyrazy, bez pokrycia. Zaciskała usta, gdy zatrzymała wzrok na bladej twarzy Megary, gdy nieprzytomnie, niewidząco wpatrywała się w twarze zebranych. Cienka obręcz w jej sercu zacisnęła się i niemal pękła, gdy ceremonia w końcu dobiegła końca. Inara czuje jak powietrze gwałtownie wychodzi z jej ust, przypominając, że zbyt często wstrzymywała oddech. czy..będzie potrafiła stanąć tak u boku mężczyzny, którego...nie kochała? Czy będzie potrafiła przysięgać coś, co było jawnym zniszczeniem jej natury? Czy będzie potem mogła spojrzeć w zieleń źrenic Łowcy, tak różnych od błękitów Juluisa?
Próbowała odnaleźć wzrokiem znajome lica, na których mogłaby skupić swoją uwagę i oderwać się od tworzonych w jej głowie wizji. Obiecała sobie, że będzie skupiać się tylko na tym dniu, a mimo to, niepokorne myśli przejęły naturę od właścicielki i wciąż podsuwały kolejne obrazy. Gdzie był ojciec? Mavi? Kogo jeszcze znała wśród gości? Kto uwolni ją od jej własnego cienia? Gdzie znowu błyśnie jej uśmiech.
Wszystko jeszcze może się zmienić.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped



Ostatnio zmieniony przez Inara Carrow dnia 20.12.15 17:02, w całości zmieniany 4 razy
Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Namiot ślubny - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 16:48
Wesele.
Czas radości, o czym zapewne sugerowała etymologia tego słowa. Zagwozdki natury lingwistycznej nie pochłaniałyby Avery’ego do tego stopnia, gdyby nie nagły frasunek nad rzeczywistym znaczeniem owego wydarzenia. W swoim życiu już raz się ożenił. Szczęśliwie – związek trwał śmiesznie krótko, a pamięć o Cecile odkurzał równie często, co brzydkie, porcelanowe wazy otrzymane od pozbawionej gustu ciotki. Drugie małżeństwo zawarł nieformalnie, przypieczętowując miłość nie obrączkami (wymiernym i nietrwałym symbolem) a pojawieniem się na świecie Julienne.
Trzecie, pożądane wyłącznie z powodu patriarchalnej potrzeby posiadania męskiego potomka, który przedłuży linię rodu, zbliżało się wielkimi krokami.
Instytucjonalność małżeństwa wykluczała wesele.
Kobieta spod władzy ojca przechodziła pod dyktando męża, który choć zapewne o niebo swobodniejszy i nadal postawiony w o wiele lepszej sytuacji i o wiele wyżej w nowo wzniesionej domowej hierarchii, też miał prawo bluzgać na czym świat stoi i czuć się – nieszczęśliwy?
Połączenie dwóch rodów sugerowało włączenie w (krwi)obieg świeżej krwi, korzyści majątkowe, ale przede wszystkim, zapewnienie sukcesji. Carrow musiał pozostawić po sobie syna, zaś droga kuzynka Samaela miała obowiązek mu go dać. Dać siebie. Oddać.
Dobrowolnie lub przynajmniej z pozoru; Samael nie wątpił, iż był to kolejny aranżowany związek, wynikający ze zdrowego rozsądku i korzyści dla obojga stron. Większych lub mniejszych, kompletnie nieistotne, zauważając fakt, iż już się dokonało, a świeżo upieczeni małżonkowie mieli przed sobą lata milczenia, karczemnych awantur, samotności i poszukiwania ukojenia w obcych ramionach.
Niewiele to jednak obchodziło Avery’ego, który z całą antypatią, jaką żywił do Deimosa, szczerze życzył mu szczęścia. Nie precyzując dokładnie tego, co miał na myśli – okiełznania Megary i uczynienia jej potulnym, pokojowym pieskiem. Dobrą żoną, chwaloną w towarzystwie i karconą za drzwiami rezydencji za nawet najbardziej błahą przewinę. Do czego w chwili wypowiedzenia sakramentalnego tak zyskiwał święte prawo – w wypadku cudzołóstwa mógł ją nawet ukamieniować, będąc panem jej życia i śmierci.
Osobliwe myśli kołaczące się w głowie Avery’ego wybuchały ze zdwojoną siła, kiedy czuł ciepłą dłoń Eilis zaciskającą się na jego ramieniu – jeszcze nie wiedziała, że niedługo stanie się jego oficjalną towarzyszką; zaś dopiero po nocy poślubnej pojąć miała, jaka gehenna została jej przeznaczona. Samael w zamyśleniu potarł gładko ogoloną szczękę (brakowało mu zarostu), wpatrzony w tłum weselnych gości. Za nimi piętrzył się stos ślubnych prezentów (na osłodę?); gdzieś wśród nich znajdował się podarek od niego. Lustro oprawione w złotą ramę ze splatającymi się mottami obu rodów i motywem białych róż. Przeznaczone do sypialni, żeby widziało triumf mężczyzny nad słabą kobietą i żeby tej kobiecie przypominało, iż do czego jej rola została ograniczona. Symboliczny, choć jednocześnie kosztowny prezent; Avery nie szczędził galeonów, zadowolony z zawoalowanego przesłania, jakie niósł za sobą jego podarek.
Zignorował Sorena, migającego mu w ciżbie sproszonych gości (nie zamierzał ryzykować kolejnej, niestosownej bójki), odpuścił również Allison, choć mijając ją, nie omieszkał obdarzyć siostry olśniewającym uśmiechem. Ostrzegającym, że i jej czas niedługo nadejdzie, a wówczas utraci wszelką niezależność. Poprowadził Eilis w głąb ślubnego namiotu i przechwycił szampana z tacy przechodzącego opodal kelnera, podając go dziewczęciu. Żeby trochę ją ośmielić? Przecież nie otumanić, dzisiejszej nocy tylko jedna panna miała na zawsze pożegnać się ze swą cnotą. I wartością, jaką dotychczas stanowiła dla szowinistycznego świata zdominowanego przez mężczyzn.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 18:37
Zauważyłam wzrok pana Carrowa i to jak chciał do mnie podejść. Oraz to, jak jego brat, Fobos, go zatrzymał mówiąc coś po cichu, tak, że niestety nie dane mi było tego usłyszeć. A szkoda. Oddaliłam się więc jeszcze kawałek, poprawiając opadający na ramiona materiał. Nie chciałam drażnić sobą Deimosa. W końcu wiedziałam, jak bardzo na niego willi czar działał, nie chciałam popsuć ceremonii, jakakolwiek ona nie była.
W powietrzu czuć było ciężką atmosferę. Ludzie rozmawiali po chichu, wymieniając między sobą słowa, co jakiś czas dostrzec można było, jak spoglądają na Carrowa, albo z ich ust pada imię panny młodej. Mi również ta atmosfera się udzieliła, a nastrój stał się jeszcze gorszy. Chyba tylko rodzice państwa młodego cieszyło się dzisiejszym dniem, chociaż oni.
Z kieliszkiem w ręce chodziłam i oglądałam przepiękne dekoracje, w między czasie zastanawiając się gdzie podziała się moja rodzina. Jak na zawołanie pojawiła się Mavis, którą ciepło przywitałam. Zamieniłyśmy kilka słów i rozstałyśmy się. Miałam nadzieję, że jej słowa, że się jeszcze dzisiaj spotkamy, nie zostały rzucone na wiatr.
Ceremonia lada chwila miała się zacząć, pojawiły się druhny, zaraz za nimi panna młoda. Oglądałam to przedstawienie nie wiedząc czy mam płakać, śmiać się z fatalnej sytuacji Megary, czy dać się ponieść złości. Prawdę mówiąc, całą ceremonię patrzyłam na Deimosa, z jakiegoś powodu czułam od niego bijący ból, jakby to co robił, było kompletnie przeciwko niemu. I było, przeklęci rodzice, potrafią zniszczyć wszystko. To ja mogłam teraz stać u jego boku, być posłuszną żoną, dbającą o swojego męża, przyszłych potomków. Taką, za którą Carrow nigdy nie musiałby się wstydzić. A jego rodzice skazali go na takie “coś”, co nie ma zasad, nie potrafi się jeszcze dobrze zachować, nie ma pojęcia o życiu i nie potrafi się cieszyć z daru, jakim jest dla niej Deimos. Nie wiem, czy gdyby nie on, to kiedykolwiek trafiłaby na kogoś równie cudownego.
Gdy z ich ust padło słowo “przysięgam”, ceremonia zakończyła się. Po namiocie rozniosły się oklaski, nie dla wszystkich był to szczęśliwy moment. Mimo że teraz częściej moje myśli krążyły wokół innego mężczyzny, nadal nie mogłam przeboleć tak wielkiej straty. Czego mogłam życzyć państwu Carrow? Megarze niczego, Deimosowi - szybkiego poradzenia sobie z tym obciążeniem.
Goście znów rozeszli się w swoje grupki. Ja kompletnie zamyślona ruszyłam przed siebie, niezbyt bacząc na to, gdzie idę i chyba los mnie pokarał. W ostatniej chwili zatrzymałam się tuż przed samym Samaelem Avery. Zdziwiona, jak to się w ogóle stało spojrzałam na niego, a potem na jego towarzyszkę. Bodajże Eilis o ile dobrze pamiętam z Hogwartu. Dziewczyna była rok młodsza ode mnie i z innego domu, ale jej imię obiło mi się o uszy.
- Pan Avery - zaczęłam, odsuwając się lekko i dygając lekko. - Bardzo przepraszam, o mały włos bym na pana wpadła.
Spojrzałam na Eilis i uśmiechnęłam się do niej lekko. Nie chciałam, aby dziewczyna poczuła się odrzucona, więc po przeprosinach, mogłam do niej zagadać. Miałam nadzieję, że im nie przeszkodziłam w ważnej rozmowie.
- Panno Sykes, miło pannę widzieć. Towarzyszy panna panu Averemu? - zapytałam, tak dla pewności.
Odsunęłam się od niej kawałeczek, zmierzyłam wzrokiem i ponownie posłałam jej lekki uśmiech. Dziewczyna wyglądała bardzo ładnie, ktoś nawet mógłby się pomylić, że jest z jakiejś szlacheckiej rodziny.
- Masz prześliczną suknię, Eilis - dodałam, chwaląc ją. - Co sądzicie o ceremonii? Dość specyficzna, nieprawdaż?
Pytając, odwróciłam się i ponownie spojrzałam na “ołtarz”.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem


Ostatnio zmieniony przez Rosalie Yaxley dnia 21.12.15 13:05, w całości zmieniany 1 raz
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Namiot ślubny - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 20:21
Pijemy me zdrowie. Ja, Graham i Cezar. Isolda też pije, chociaż jej podano delikatnego drinka. Delikatnego jak ona sama, ale wymyślnego bardzo. To nie moja zasługa, to zasługa ekstrawaganckiej organizatorki od tysiąca kwatów. Dziękuję zaś Grahamowi, że pomyślał, by oblać co dla mnie ważne.
- Jak się czujesz, Cezarze? Mam nadzieję, że już lepiej - mogłem nie poruszać tematu, ale dostałem wiadomość, że stało się z nim coś złego, że leżał w szpitalu. Że ledwo przeżył. Mogę na niego patrzeć i widzę tego potwierdzenie. Cezarze, czy wiesz, że bledniejesz? Że jesteś niemal tak blady jak Megara? Aporpo niej.. Fobos pojawia się nieopodal nas. Mówi, że zaczynamy. Kiwam głową.

Kilometrowa trasa, którą pokonuje Megara uwieszona na ramieniu swego ojca. Patrzę jak idzie, czy potknie się, czy połamią jej się nogi? Nie, idzie powoli, ale do końca. Aż przed moje oblicze. Gdzie stoję chociaż nie chcę wcale. Ma białą, przepisową suknię. Zasłoniętą twarz. To welon, czy moja wyobraźnia. Jakąś chustkę sobie założyła, prawie nie widzę jej twarzy. Widzę zaś oczy. Po co się na mnie tak gapi. Ja więc pogapię się na nią. I co, tak nam lepiej? Jak wpatrzeni w siebie jak owce w malowane wrota z twarzami tak pustymi, a wzrokiem przerażającym. Nie jesteśmy pod wrażeniem, bo niby dlaczego mielibyśmy być. Ostatnio widziałem ją miesiąc temu na zabawie u Prewettów. Ignatius stoi w trzecim rzędzie, rozmawiałem z nim dzisiejszego ranka bardzo dużo, przedstawił mi Lukrecje. Chce być jej wierny. Podziwiałem. Czy jednak Megara może liczyć, że i ją spotka to z mej strony. Co może ją spotkać. Przecież w bieli jej pięknie, a ja mimo to, zdaję się być tym najmniej poruszony. Nie wyobrażam sobie, że ktoś inny mógłby tu stać, tak samo jak nie pojmuję tego, że właśnie kończy się coś, a coś się zaczyna. Nie będę w tym melodramatyczny, bo nie sądzę, by to cokolwiek zmieniało. Megara wprowadzi się do mnie do domu i pewnie wcale tego nie zauważę. Będzie grzeczna, kupi sobie książki, zamknie się w pokoju. Marzenia. Ale kiedy stoję z nią przed twarzą i słucham tej całej absurdalnej wiązanki słów mówiących o rzeczach, które nas nie dotyczą - moja głowa podpowiadała najzabawniejsze scenariusze.
P o w i e d z t o. Unoszą się w powietrzu te słowa, kiedy moja głowa kipi ze zdenerwowania na jej ociężałe zachowanie. No powiedz, a nic ci nie zrobię.
- I ja... - tu głos na ułamek sekundy zawiesza się, lecz nie trwa to długo. Możesz Deimosie żyć tak jak chcesz , czy to nie Cynthia? Czy siedzi w końcowym rzędzie? Jej miejsce jest bliżej, nie tam. Nie na samym szarym końcu. -...przysięgam - a wtedy czuję, jak nasze dłonie spalone zostają jednym ogniem. Żarem, kóry wypala nam obrączki, których się nie sposób pozbyć, to kajdany, których nie zerwiemy, choćbyśmy chcieli to uczynić już chwilę później. Ale nie czynimy. Nie oglądamy się, chociaż stojący w najbliższej odleglości ojcowie, mogliby nas jeszcze dobić, kiedy naraz wypuścili skondensowane w sobie powietrze, by z ulgą dziekować niebiosom, że ich plan się powiódł. Wymieniają wywyższającymi się spojrzeniami i resztę ceremonii świecą radośnie ich oczy. Są tacy sami, cokolwiek chciałaby Megara mówić. Czy wychowani na salonach, czy zarządzający stadninami. Wszyscy są tacy sami.
Gdyby upadła, jeszcze mocniej zdenerwowałbym się całą sytuacją. Mieliśmy niczym kukiełki, na widelcu, pokazać wszystkim, jak mają się zachowywać, jak mają się dzielić swoimi uczuciami. Mnie zaś z każdą kolejną chwilą rozrywało od środka, bo kiedy widziałem jak Megara ledwo trzyma się na nogach, irytowała mnie. Chciałem ją przywołać do porządku, krzyknąć, szturchnąć, żeby ocuciła sie chociaż na moment. Nie wierzyłem, że tak bardzo przeżywa to wszystko. Podejrzewałem, że coś wzięła, może nie wiedziała jak to brać. A może ktoś rzucił na nią zaklęcie. Trzymałem mocno jej dłoń, a kiedy mistrz ceremonii dał znak, że mamy przypieczętować tę farsę, musiałem puścić jej dłonie i wtedy zdążyłem zrobić trzy rzeczy w zatrważająco szybkim czasie: najpierw odsłonić jej twarz z welonu, później widząc, że traci przytomność, momentalnie złapać ją i wtedy zrobiłem rzecz trzecią - która oczywiście w scenariuszu była, ale to pierwszy raz, kiedy bezmyślnie postanowiłem Megarze pomóc . Całuję ją, może niespecjalnie w miłosnym uniesieniu, ale w uniesieniu chcę ją obudzić, by się dopełniło i nikt nam nie zarzucił, że musimy powtarzać w s z y s t k o od początku. Obracam ją zaraz do pionu i przez swoje ramię, bo jak głosi tradycja, kto kogo przeciągnie ten będzie rządził. Czy liczy się, jeżeli nie była do końca świadoma? Otwiera oczy i już idzie normalnie. Wychodzimy.

Odeszliśmy i chciałem zakomunikować jej, że jest mi coś winna, ale wtedy dopadli nas goście. Ojcowie i matki i wszyscy inni nieważni. Nagle dotarło do mnie, że jest mi winna. W s z y s t k o. Bo właśnie została mi oddana i będzie mi poddaną od dziś. I napawam się tą myślą i widzę jak przychylnie spoglądają na mnie dostojne panie dworu. Lady i Lordowie wiedzą co się teraz będzie działo. Oni już ostrzą ząbki, by mnie poklepać po pleckach i dowiedzieć sie na kolejnym spotkaniu, czy udało sie już? Czy na łonie pani Carrow rośnie już potomek? Męski? Będą się patrzyli jeszcze dokładniej niż teraz, kiedy śmieją sie Megarze w twarz, tak małostkowo, że... mogłby mi być jej nawet żal.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 20:51
Why don't you figure my heart out?
Przypadek, drwina? Dziwne zrządzenie losu? Niefortunne zdarzenie, zmieniające bieg wydarzeń.  Symboliczny wybór daty. Perfidna prowokacja, niepoznane przesłanie? Nieskazitelne piękno, wyjątkowego dnia. Organizacja, wielomiesięczne przygotowania. Wszechobecna perfekcja, na cześć skąpanych w szczęściu kochanków. Tłumy zainspirowanych gości. Weselny orszak, wyszukane,  orientalne potrawy. Bajeczny arsenał kolorowych, rozłożystych sukni. Atmosfera sielanki, beztroski, upojnej zabawy do białego rana. Owocna wizja przyszłości. Duma, bogactwo, gromkie łzy pomyślności. Sen czy jawa?

Niechęć, rezygnacja, wewnętrzna, paraliżująca niemoc. Niezidentyfikowany rodzaj obrzydzenia, nie pozwalający na dokończenie skromnego śniadania. Pozbawione chęci do życia ciało, zalegało pośród puszystych barchanów. Otwarta butelka, zwietrzałego wina, kusiła apetycznymi gabarytami. Nie była w stanie pokonać ogromu, wewnętrznego nieładu. Bólu mięśni. Ucisku skroni. Niepokoju, wykręcającego wnętrzności. Skrajnych, narastających i przytłaczających odczuć, wprowadzających w stan przeraźliwego smutku, rozczarowania, żalu, dezorientacji. Jak powinna zareagować? Podjąć odpowiednią decyzję? Przeciwstawić się rzeczywistości? Udowodnić posiadanie, ogromnych pokładów, motywującej siły? Nie była tam mile widziana. Czyż nie dostała jasnego, wyraźnie sformułowanego, przenikającego na wylot polecenia o całkowitym usunięciu z życia dostojnego jegomościa? Brakowało upokorzeń? Dziwnych, niefortunnych zrządzeń, stawiających w negatywnym świetle? Posiadała wiele czasu? Zbyt mało obowiązków, obarczało zabieganą codzienność? Jednakże z drugiej strony, nie dać za wygraną? Zyskać całkowitą pewność. Na własne oczy, skonfrontować się z wypowiedzianą obietnicą. Spojrzeć w oczy po raz ostatni. Odczytać, odpowiednie wyczekiwane emocje. Ujrzeć nieposkromione szczęście w objęciach młodocianej partnerki. Piastować wyrzuty, utraty najistotniejszej wartości w marnym żywocie ów oblubieńca... Natychmiastowa reakcja, poderwała sylwetkę z ogromnego łóżka. Nakazała pospieszne, dokładne przygotowanie. Ukrycie nienaturalnej bladości, lekko podkrążonych oczu. Poprawa wyglądu, nałożenie stroju, wiszącego na drewnianym wieszaku, od kilku tygodni. Szybka poprawa, nienagannej, podkreślającej co trzeba prezencji. Kilka głębokich wdechów. Teleportacja.

Lądując na miękkiej, soczyście zielonej trawie, zachwiała się nieznacznie, potykając o długi materiał sukni. Trzymając w dłoniach, przedmiot w postaci złotego posążku, marszczyła brwi w charakterystycznym niezadowoleniu. Rozejrzała się po terenie nieopodal. Gwar rozmów, docierał z każdego, bogato zdobionego zakątka. Jasne kolory, wykwintnych dekoracji, odbijały ciepłe, wrześniowe promienie, powoli zachodzącego słońca. Zdawała sobie sprawę z lekkiego opóźnienia. Partner, postanowił nie czekać. Rozpocząć przednią zabawę bez zaniepokojonej towarzyszki niedoli. Czyż nie odradzał przyjścia? Protestował, kiedy uporczywie nakazywała mu, uczynienie swą najwspanialszą partnerką? Wnętrze, wypełniła fala, rozlewającego gorąca. Oddech nieznacznie przyspieszył. Ruszyła w stronę namiotu, czując jak niestabilne obcasy, zapadają się w miękkie podłoże. Chciała mieć to za sobą. Czy wzbudzała kontrowersje, mijając kolejnych, znajomych zgromadzonych? Kiwając głową w wyrazach niemej uprzejmości. Posyłając wymuszone, sztuczne uśmiechy, porozumiewawcze spojrzenia. Najszczersze z nich, skonfrontowała z elegancką sylwetką  Anthonego, przejętego rozmową z dostojną grupą, z którą również wymieniła porozumiewawcze skinienia. Jego obecność dodawała minimalnej otuchy, ciekawie na jak długo? Wejście okazało się pospieszne, gwałtowne. Przebijała się przez zgromadzony tłum, chcący zaskarbić najmniejszą uwagę młodego. Nie chciała spoglądać w ów stronę. Zdążyła, prześledzić perfekcyjny wygląd, nienaganną prezencję. Nie dostrzegła wyrysowanych emocji. Wyobrażała sobie zdenerwowanie, zaangażowanie, swego rodzaju podniecenie, nieopisane, gromkie szczęście. Nie czuła się najlepiej. Brakowało świeżego powietrza. Krew uderzała do mózgu. Przedzierając się przez resztę zgromadzonych, chcąc niepostrzeżenie pozostawić drobny upominek, dostrzegła znajome profile. Cezar w towarzystwie lubej oraz syna. Mulciber, od kiedy zabawiał się w rolę najwierniejszego przyjaciela? Kiwając głową z lekką dezorientacją, dotarła do celu. Podczas gdy, próbowała ulokować mający wartość sentymentalną prezent, na pokaźnym stosie, ktoś niespodziewanie popchnął wiotką sylwetkę brunetki. Ta z ogromnym strachem, wymalowanym w szarych oczach, runęła w zagraconą czeluść, strącając poszczególne przedmioty. Zbierając się jak najszybciej, nie chcąc zwracać na siebie niczyjej uwagi, trącając zniesmaczonych zgromadzonych, wybiegła z namiotu, zatrzymując się z drugiej, niezaludnionej strony. Dyszała ciężko, łapiąc się za pulsujące skronie. Co ją podkusiło? Za jakie grzechy? Wyciągnęła z torebki srebrną papierośnicę, wybierając jednego z szarawych dusicieli. Odpalając, zakrywając się gęstą falą dymu, oddaliła nieznacznie. Jego figura, nie znikała, kiedy zamykała oczy. Nie była na ceremonii. Znajdowała się w najdalszym kącie, przeznaczonym dla zaproszonych gości. Nie miała ochoty, uczestniczenia w pożegnaniu? Rozmawiała z najlepszym przyjacielem – alkoholem w przezroczystej butelce. I co zrobiłaś Milburgo? Czy tego własnie chciałaś?


Wszystko czego się obawiamy kiedyś nas spotka.


Ostatnio zmieniony przez Milburga Dolohov dnia 20.12.15 21:46, w całości zmieniany 2 razy
Milburga Dolohov
Milburga Dolohov
Zawód : łowczyni wilkołaków, muzyk, towarzyszka eskapad poszukiwawczych
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Podobno zło triumfuje, podczas gdy dobrzy ludzie nic nie robią.
Ale to nie prawda. Zło zawsze triumfuje!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t883-milburga-dolohov https://www.morsmordre.net/t1133-edgar#7523 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-13-13 https://www.morsmordre.net/t1132-milburga-dolohov#7519
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 21:26
To dziwne uczucie nie chciało mnie opuścić, mimo że już było po wszystkim, że zaprzysiągł, że już był żonaty. Czułam ten cały niepokój, jak gdyby miało się zaraz wydarzyć coś bardzo nieszczęśliwego. Oczywiście nie życzyłam nic złego nikomu w tym przybytku, ani tym bardziej przepięknej Pannie Młodej. Bałam się jednak, że coś się wydarzy, że może coś mi się stanie...? Bardzo dziwne to uczucie, gdy – powiedzmy – twoje szkolne zauroczenie przysięgało miłość na ołtarzu komuś innemu, kiedy to przecież przerobiłaś tyle scenariuszów, w których to ty stałaś tam i patrzyłaś mu prosto w te niebieskie oczy. Szaleństwo! Jak tak teraz myślę, to faktycznie piękny wyszedł ten obraz (prezent ślubny wraz z jakimiś książkami podróżniczymi) z młodą parą, mimo że zaznajomiony ze mną malarz nie widział ich na oczy i posiłkował się jedynie zdobytymi przeze mnie fotografiami. Z trudem zdobytymi! No, i moim opisem. Carrowa znałam doskonale. Panienkę już słabiej... Z widzenia. Młodziutka była. I bardzo piękna. Ja lata młodości miałam już chyba za sobą. Teraz pozostało mi czekać... na samą Śmierć?
Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do Herewarda, przywdziewając szeroki uśmiech. Ceremonia ceremonią, a jedzenie jedzeniem... Nie mogłam przepuścić tak obfitej degustacji. Kochałam ciasta i ciasteczka, ale kochałam również jeść, na co, niestety, brakowało mi co i rusz czasu. Deimosowi głowy zawracać nie zamierzałam, gdyż zajęty miał być od teraz szlacheckimi inspirującymi rozmowami.
Co powiesz na skosztowanie tego i owego? – zapytałam swojego towarzysza, praktycznie proponując mu już swe ramię. – Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam – stwierdziłam. Wyszczerzyłam się szeroko, kiedy przed moimi oczami stanęły wspomnienia hogwartowych uczt. I pomyśleć, że Hereward się z nimi nie pożegnał... – I koniecznie musisz mi opowiedzieć, co u ciebie słychać. Zdecydowanie za mało się ostatnimi czasy widujemy! Prawie zapomniałam jak wyglądasz – pożaliłam się, śmiejąc się nieco. Próbowałam chyba zapić humorem smutki.
Cynthia Vanity
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t984-cynthia-vanity#5464 https://www.morsmordre.net/t1056-gabrys#6288 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f221-moonflower-avenue-24-7 https://www.morsmordre.net/t3459-skrytka-bankowa-nr-269#60055 https://www.morsmordre.net/t1057-cynthia-vanity
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 22:12
Z ogromną prędkością przed moimi oczami zaczęły pojawić się momenty z przeszłości. Te, w których jako mała dziewczynka z ciekawością przyglądałam dziwnemu chłopcu, którego wszyscy moi kuzyni szczerze nienawidzili a, którego mój brat traktował niemal jak równego sobie. Te w, których ojciec wymawia imię mojego przyszłego męża. Te, w których krzyczę i płaczę nie mogąc uwierzyć w okrucieństwo losu. W końcu i te przepełnione największą dozą nienawiści i bólu. Każde nasze spotkani tak wyglądało. Groźby, warknięcia i te przeklęte spojrzenia. Wszystko wirowało w mojej głowie. Nie byłam wstanie tego wytrzymać. Nie teraz zdołałam jeszcze pomyśleć za nim moje oczy same się zamknęły. Nie poczułam jak moje ciało bezwładnie opada na ziemię. Nie usłyszałam jak ktoś krzyczy żeby mnie ratować. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu. Już na zawsze miałam zostać w tym dziwnym stanie zawieszenia. Coś się zmieniło. Coś ściągnęło mnie brutalnie na ziemię. Poczułam dotyk na moich wargach i ten dziwny przyjemny posmak. Do moich nozdrzy doszedł zapach drogich męskich perfum wymieszany z aromatem alkoholu i papierosów. To on sprawił, że moje serce na nowo zaczęło bić. Dzięki niemu gdy tylko uniosłam powieki w moich oczach dostrzec można było oznaki życia. Każda róża ma kolce
Dopiero teraz wszystko zaczęło nabierać kształt. Dostrzegłam coś więcej poza bielą a we wpatrzonych do tej pory we mnie spojrzeniach zaczęłam rozpoznawać przyjaciół i krewnych. Carrow, Lady Carrow, Megara Carrow wciąż słyszałam jak ktoś to powtarzał. Znów nie mogłam złapać tchu. Lekką drżącą ręką chwyciłam się mojej jedynej deski ratunku. Palce zacisnęły się na cienkim nadgarstku Allison. Nie mogłam jej jeszcze spojrzeć w oczy. Mogłam ją jedynie pociągnąć za sobą gdy obie zniknęłyśmy wśród tłumu gości. Deimos miał sobie poradzić sam. Idąc przed siebie kątem oka dostrzegłam trzy twarze. To ich widok obudził we mnie potężną falę uczuć. Rosalie- złość, Milburga- strach, Cynthia- wstyd. Moje trzy prywatne demony. Dar od losu z okazji mojego ślubu. Wiem, że gdy tylko zniknęłam wzrok Deimosa powędrował w stronę, którejś z nich. Przynajmniej jedna z moich demonów miała mnie prześladować do końca dni.
Zatrzasnęłam drzwi w buduarze gdy w końcu udało mi się dociągnąć tam Allison. Nie musiałam nic mówić. Wiedziała, że nie wytrzymam w tej nieczęstej sukni ani minut dłużej. Bez słowa pomogła mi ją ściągnąć. Byłam jej wdzięczna za tą ciszę. Chwila wytchnienia była mi potrzebna by pozbierać myśli. Gdy suknia opadła na ziemię w końcu byłam wstanie wziąć porządny wdech. Ta chwila ulgi minęła wraz z dostrzeżeniem obrączki. Pustka w płucach powtórzyła się a moim ciałem zaczęły rządzić nieskoordynowane wstrząsy. Szukając ratunku chwyciłam dłonie Allison mocno je ściskając. - Megara Carrrow, Megara Carrow, Megara Carrow - powtarzałam cichym głosem próbując się oswoić z tymi dziwnymi dźwiękami. Przez chwilę wydawało się, że to pomaga. Moje szaleństwo skupione na tych dwóch słowach pozwoliło na zmianę ślubnej sukni w lekką koronkową białą suknie. Spięte włosy opadły falami na ramiona a na bladej twarzy pojawiło się coś na kształt nigdy nie widziano rumieńca. Patrząc w lustro byłam wstanie zdobyć się nawet na lekki uśmiech. Tak byłam szczęśliwą panną młodą. Każda róża ma kolce
Kilka chwil później ponownie stałam przed wejście do namiotu. Tyle, że tym razem nikt mnie nie prowadził. Nikt nie próbował zmusić żebym weszła do środka. Allison stałam tuż obok mnie a jej spojrzenie powodowało pytanie czy to nie najwyższy czas by upaść i zacząć płakać? - Nie dam rady - wydusiłam w końcu z siebie pierwsze pełne zdanie. Przeniosłam wzrok na Allison. - Okłam mnie- szepnęłam cicho.- Powiedz, że wszystko będzie dobrze- Nie wiem czemu to powiedziała. Może podświadomie wiedziała, że to małe oszustwo mogło być lekiem na całe zło. Dużo silniejszym niż jakikolwiek eliksir.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 22:39
Śluby zawsze zdawały mu się takie ostateczne. Szczególnie, że w większości przypadków zaobrączkowany złotem palec stawał się synonimem utraty wolności. Garry nie był w zażyłych stosunkach ani z panem ani - tym bardziej - panną młodą, na uroczystości pojawił się wyłącznie dlatego, że wymagały tego szlacheckie, duszące ich wszystkich konwenanse; z tego powodu nie wiedział, czy pomiędzy nimi wykwitało j a k i e k o l w i e k uczucie (w przypadku narzuconych z góry małżeństw dobra była i płonąca nienawiść, nic nie mogło być gorsze od chłodnej obojętności zamieniającej rodzinne rezydencje w lodowe pałace).
Złapał kontakt wzrokowy z przemykającym nieopodal skrzatem domowym; wysłał mu ciepły uśmiech, lecz skrzat w odpowiedzi znienacka drgnął i pochylił służebnie głowę. Garrett przekazał mu prezent, na jaki przeznaczone były monety z weasley'owskiego funduszu szlacheckiego, jak ze śmiechem śmiała określać go jego matka, której - jako jedynej? - zależało jeszcze na dbaniu o obyczaje i arystokratyczne maniery. Może kryjąca się wewnątrz butelka drogiego alkoholu w ozdobnej skrzynce z grawerem przedstawiającym węża Malfoy'ów owijającego się wokół białej róży Carrowów oraz kilka bliżej nieokreślonych ksiąg prezentowały się blado przy upominkach sprezentowanych przez bogatszą część szlachty, ale Garretta nie mogło ruszać to mniej. Miał większe troski na głowie.
Zerknął na Dianę, prowadząc ją do jednego z tylnych rzędów widowni - nie umiał inaczeć nazwać gości bacznie obserwujących przebieg ceremonii. To wszystko musiało być tylko grą. Kolejnym teatralnym popisem, preludium do dramatu życia o niewyszukanych didaskaliach.
Poczekał, aż jego narzeczona usiądzie, zaraz potem zajął miejsce tuż obok niej.
- Jak ci się podoba wystrój namiotu? - spytał neutralnie i wyjątkowo (nawet jak na niego) idiotycznie, błądząc spojrzeniem po wszechobecnych śnieżnobiałych różach. Na ich widok uśmiechnął się lekko pod nosem, choć był to grymas nieco cierpiętniczy - niewprawne oko mogłoby pomylić róże z innymi kwiatami, jakie niegdyś rozkwitały na jego parapecie, zalewając pokój słodkim zapachem beztroski.
I zaczęło się - dwie postacie spotkały się przed wszystkimi, łącząc się za pomocą krótkiego słowa przysięgam; para obcych ust spotkała się, przypieczętowując zawartą umowę, a zaraz zalały ich tłumy gości składających (nieszczere?) życzenia i uśmiechających się (prześmiewczo?); cała ceremonia zdawała mu się parodią szczerości. Pełną egzaltacji, pejoratywną esencją szlachectwa.
Podniósł się w momencie, gdy robili to wszyscy inni. Podał Dianie dłoń, by i ona mogła powstać; wkrótce pewnie znikną wśród kłębiących się chmar czarodziejów, lawirując pomiędzy kolejnymi posturami szumnie dyskutującymi na temat ceremonii, która przed chwilą miała miejsce. A Garrett będzie uparcie milczał, być może nie mając pojęcia, jakie słowa mogłyby spłynąć z jego ust i czekając, aż to Diana przejmie inicjatywę i rozpocznie błahą, nieznaczącą nic rozmowę.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Namiot ślubny [odnośnik]20.12.15 23:40
Śluby. To chyba są jedyne okoliczności, na których nie powinien się pojawiać. Zwłaszcza, gdy organizują to rody bogatsze od Weasley'ów. Gdyby nie Laoise, z którą miał zamiar się zaręczyć, to by pewnie się nie zjawił. W sumie mógłby to zrobić, bo jego dziewczyna podobno leży w łóżku schorowana, ale według Barry'ego zbyt długo choruje. Może po prostu uciekła i Carrowowie są w kropce? Ciężko to pojąć - dlatego dziś przyszedł w nowym garniturze - który zakupił na takie typu okazje. Kupiony dwa dni temu z pewnością będzie wyróżniać się w tle swojej rodziny, o ile też zostali zaproszeni. Bo jednak nie ma zielonego pojęcia, czy tylko jemu wysłano zaproszenie, czy też może i Garrett dostał sowę. Z dwojga złego chyba to z nim wolałby chociaż porozmawiać na migi, niż przyglądać się osobom, które kiedyś może będą musieli jego zaakceptować.
Przyszedł do miejsca, gdzie już kilka ludzi było obecnych. Barry chcąc odhaczyć przywitanie, przytaknął kilku osobom głowę, a potem podszedł do Deimosa i dał mu owinięta w papier Ognistą. No sorry, ale to i tak jest wystarczający wydatek na tą imprezę. Garnitur i alkohol sporo jego kosztowały. Jeśli liczył na coś innego z jego strony - to musi poczekać. Nie wiadomo ile lat. Może na którąś rocznicę da im coś bardziej ekstrawaganckiego niż zwykłą Ognistą, dzięki której może zapomnieć na chwilę o swych smutkach. Gdy odłożył prezent na stolik, stanął nieco na uboczu. Wraz z Samanthą, z którą przyszedł, zamienił parę słów, lecz też obserwował, kto przychodzi. Szczerze wolałby być w swoim kameralnym gronie na dachu jednej z kamienic i wpatrywać się w konstelacje gwiazd. Nie wiedział, czego może się spodziewać po weselach czarodziejów, szczególnie tych bogatszych. Może gdy trochę pogada i wykorzysta gościnność swego przyszłego kuzyna, to ten czas jakoś szybko minie? Oby tylko w trakcie nie podszedł pan Burke, którego zauważył. Wtedy mogłoby być ciekawie.
Ceremonia jak szybko się zaczęła, ta szybko się skończyła. Przynajmniej w jego mniemaniu, bo w tym czasie jego umysł wyobraził sobie tę scenkę, jak Carrowowie zamiast mówić, śpiewają jakieś pieśni, jakby byli jakimiś aktorami w teatrze. Niczym z przedstawienia Upioru w Operze. Tylko lampy brakowało, która mogłaby im spaść w momencie ich pocałunku na głowę. Mimo iż opera wychodzi za około 10 lat, to mogłaby mieć tutaj przedpremierę, która mogłaby zainspirować reżyserów do stworzenia tego dramatu. Cicho westchnął widząc, że przedstawienie się skończyło i myślami wrócił do brutalnej rzeczywistości. Ujrzał rudą czuprynę, która trzymała rękę brunetki. Chyba to była narzeczona Garretta, jak dobrze pamiętał. Raz ją widział miesiąc temu, na zaręczynach. Chciał do nich podejść, ale spojrzał na swą kuzynkę, którą dzisiaj zabrał. Nie wiedział, czy dobrze zrobił biorąc za partnerkę kuzynkę, która jest wydziedziczona, ale żyjąc na Nokturnie można poznać wiele rzeczy, jak i ciekawe osoby.
- Chcesz się czegoś napić, czy coś zjeść? - zapytał się swej kuzynki zerkając na stół z jedzeniem. Ciekawe, czy mają pasztet z królika. A nie, to była propozycja Fawley'ów na turniej pojedynków. Ciekawe, co tu będzie danem dnia. Może gęsina? Oby tylko nagle nie zaczęła latać, jak to było podczas pojedynków.
- Jakim cudem w ogóle dostałaś wolne na dzisiejszą inscenizację Romea i Julie? - zaczął pierwszy lepszy temat, na który oboje mogą spokojnie porozmawiać. O ile nie doczepi się do nich brat i nie zacznie ich podsłuchiwać. Bo jednak rozmawiać z wydziedziczoną kuzynką było dziwne, ale Barry polubił ją. Razem pracują i oboje mieszkają na Nokturnie. Zerknął upewniając się, że brat chwilowo jest zajęty Dianą. Barry podejrzewał, że Deimos nie wie o ich kłótni i Weasley będzie siedzieć koło brata przy stole, ale to przeboleje. Chyba.
Barry Weasley
Barry Weasley
Zawód : sprzedawca u Ollivandera
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Well someday love is gonna lead you back to me
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Namiot ślubny - Page 2 Tumblr_n6gnr2EdcK1tq9875o1_400
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1134-barry-weasley#7558 https://www.morsmordre.net/t1142-zjadacz-mebli https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f189-smiertelny-nokturn-19-4 https://www.morsmordre.net/t3342-skrytka-bankowa-nr-330#56362 https://www.morsmordre.net/t1144-barry-weasley#7771
Re: Namiot ślubny [odnośnik]21.12.15 0:34
Nie wiem dlaczego, ale patrzenie na dwójkę tych nieszczęśników poprawiało mi humor. Stali tuż obok siebie wyprani z jakiejkolwiek miłości, zastanawiali się może, co by było gdyby nagle coś potężnego zmiotło cały ten namiot, z żoną/mężem oraz całą zebraną hołotą i zostawiło ich samych w spokoju. Mężczyzna imieniem Deimos zapewne napiłby się alkoholu i zapalił papierosa, bądź tez cygaro, zaś ta drobniutka dziewczyna Megara spędzałaby sobie pewnie spokojnie czas nad dobrą książką albo w operze, robiąc zalotne miny wraz z najlepszą przyjaciółką do jakiegoś nieznanego im mężczyzny. Byliby szczęśliwi, ale nie! Wrobiono ich w całą tą ceremonię, jak gdyby byli lalkami na sznurkach.
Sama byłam lalką, a mimo to uśmiechałam się i cieszyłam chwilą, póki trwała.
Jest piękny, ale osobiście dałabym więcej kwiatów – odparłam bez zastanowienia w odpowiedzi na pytanie Garretta. Rozejrzałam się wokół kontrolnie i kiwnęłam głową na potwierdzenie własnych słów. – I dodatkowy akcent kolorystyczny, gdyż ten pudrowy róż przyprawiałby o mdłości, gdyby nie różnobarwni goście – zauważyłam. Ciekawa byłam, czy w tej chwili Garrett wyobrażał sobie nasz ślub, mnie w sukni ślubnej i tę samą niezręczność, jaka krążyła dziś wokół Młodej Pary. Ja starałam się o tym nie myśleć z wiadomego powodu... Kochane wilkołactwo.
Czy to twój brat? Barry? – zapytałam, widząc jak stoi z jakąś dziewczyną. Intrygowała mnie barwa ich włosów, odkąd dostrzegłam jej wyjątkowość na tle oświetlonych promieniami słońca wierzb. Ten rudy... Może dlatego, że mój własny kolor poszarzał przez zmęczenie?
To jego narzeczona? – dodałam od niechcenia. Przewidywałam, że tak. Każdy kogoś tam musiał poślubić, by ci starsi byli szczęśliwe albo jeszcze bardziej skłócone i chciwe.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Namiot ślubny - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Namiot ślubny [odnośnik]21.12.15 0:56
Kto jest najmniej spodziewanym gościem na przyjęciu weselnym dwóch szlachciców? Och, czyżbyś nie wiedział, Barry? Brudasy, mugole, szczury, karaluchy, robaki i... Samantha Weasley. Ta przekreślona trzy razy przez świat persona nie miała absolutnie żadnego prawa pojawiać się na takich imprezach. Nie była już przecież ani Averym, ani Weasleyem. No tak do końca, to nie była nawet pełnoprawnym czarodziejem, bo ominęła ostatni rok w Hogwarcie. Była za to znienawidzonym przez resztę ich członków Rycerzem Walpurgii, wilkołakiem, pracownikiem Burke'a i mieszkańcem Nokturnu. Idealny materiał na partnerkę, nie sądzisz? Deimos chyba bardzo chciał uniknąć jej pojawienia się na swojej imprezie, jednak to jedyna rzecz, jaka mu się tego dnia niestety nie udała. Dziewczyna pojawiła się, wchodząc u boku Barry'ego Weasleya. Miała na sobie lekko przestarzałą, sięgającą piszczeli, szaroniebieską suknię z zakrytymi ramionami. Na szyję założyła jakiś wątpliwej wartości naszyjnik z białych kamyczków, a stopy obuła w niskie, prawie-, a może nawet pseudo-eleganckie szpilki pod kolor naszyjnika. To wszystko i tak wyglądało na zbyt drogie, by mogła to sobie sprawić. Ktoś, kto ją znał, mógłby domyślać się, że to ukradła. Starała się raczej nie zwracać na siebie zbytnio uwagi - wiedziała, że jej obecność w tym miejscu mogła wzbudzić wiele kontrowersji.
W końcu przystanęła obok partnera, spuściła lekko głowę i rozglądała się po namiocie. Tak naprawdę nie rozumiała dlaczego Barry chciał ją zaprosić. Prawie w ogóle z nim nie rozmawiała - nie da się zaprzeczyć, rozmawiała częściej niż z innymi członkami jej byłej rodziny, ale to nadal nie jakaś dobrze rozwinięta znajomość. Nie była nawet pewna czy go lubi. Może po prostu chciał lepiej ją poznać, a jego wcześniejsza partnerka nie mogła pójść? Głupio było mu przyjść samemu? Cóż, lepiej samemu niż z taką wywłoką. Rudzielec chyba tego nie wiedział. Tak czy siak - Samantha znała Deimosa i mimo wszystko byłoby miło, gdyby zaprosił ją tak po prostu. Niestety system klas wyższych tak nie działał.
W pewnym momencie kuzyn zaczął coś do niej mówić. Dziewczyna zwróciła się w jego stronę i pokręciła głową w odpowiedzi na pytanie o jedzeniu. Oj, niech sobie nie pomyśli, że dziewczyna ma tego dnia zły humor. Przecież ona zawsze ma zły humor, to nie przez Ciebie, Barry. Nie miała też nastroju na literackie gierki - inscenizacja Romea i Julii? I co ona miała na to odpowiedzieć?
- Mam to odrobić. - rzuciła krótko, bo więcej powiedzieć nie mogła.
Kiedy chciała zwolnić się z pracy, musiała potem nadrobić straty Anthony'emu usprawniając swoją sprzedaż opium.
- A jak Ty? Jak Ty się wyrwałeś z pracy? - zapytała, żeby podtrzymać rozmowę, w końcu nie jest obrażona na cały świat, żeby nie móc rozmawiać ze swoim kuzynem.
Nie zważając na wcześniejsze negacje swojego pragnienia, spojrzała znacząco na stół z jedzeniem i piciem. Mówi jedno, chce drugiego... Domyśl się, Barry!
Samantha Weasley
Samantha Weasley
Zawód : pomocnica Borgina i Burke'a
Wiek : 24
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : n/d
prawdziwy lis
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Namiot ślubny - Page 2 Pbucket
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1176-samantha-weasley#8370 https://www.morsmordre.net/t1933-poczta-samanthy#27277 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-smiertelny-nokturn-16a https://www.morsmordre.net/t1568-samantha-weasley#15344
Re: Namiot ślubny [odnośnik]21.12.15 12:19
Ślub Megary. Jego dzielnej, dumnej i niezwykle upartej, jasnowłosej Meg, która miała się stać "własnością" nadętego szlachcica, jakim był Deimos. Teoretycznie nie miał poszlak, które mówiłyby mu, jak bardzo skrzywioną przez arystokratyczną truciznę osobowość posiadał, ale wystarczyło kilka słów Megary, zebranych informacji, potwierdzone obserwacją, by nie zbudować o nim niczego fascynującego. Każdy ma szansę na zmianę - zakołatało mu się w głowie, ale tylko niemo parsknął, jakby chciał zetrzeć z twarzy niewidzialny pył. Przychodził tu dla przyjaciółki, by mogła na miejscu dostrzec choć kilka życzliwych jej twarzy, bo przyglądając się niektórym postaciom - nawet kobiecym, miał wrażenie, jakby Megara stanowiła dla nich tarczę strzelniczą, dla nienawistnych spojrzeń.
Nie był pewien, ale...on i towarzyszka, którą zaprosił, byli jednymi z niewielu nie-szlacheckich gości. Spojrzał w bok, by obdarzyć uśmiechem Cressidę, którą - jak zwykle, jeśli na to pozwoliła - ujmował pod ramię. I - niestety, albo stety, ciężko było oderwać wzrok od jej sylwetki, choć nie robił tego nachalnie, wiedząc że wywoła na twarzy dziewczyny gniewną iskrę, albo...rumieniec. Jedna i druga wersja mu się podobała, więc niezależnie od wykonania - odsłaniał zęby w łobuzerskim grymasie.
- Widzisz Śliczna? Jeszcze nas nie zjedli - nie mógł się pozbyć zwyczaju nazywania panny Morgan tym "imieniem", które nadał, gdy poznał jej prawdziwie kocią naturę - ..ale jakby próbowali, drap! - Mrugnął wesoło, by ostentacyjnie poprawić kołnierz białej koszuli. Tak dawno nie nosił nic, co miałoby inny kolor niż czarny, że odczuwał niekontrolowany dyskomfort, choć kolor tym mocniej podkreślał czerń (jak zwykle) spiętych włosów i równie ciemnych źrenic, wodzących po zgromadzonych spokojnie. Dłuższa marynarka, zapinana na srebrzące się guziki, prezentowała się bardziej elegancko niż myślał. Obrazu dopełniały spodnie prostego kroju i wyczyszczone, ciężkie buty. Idealnie na spęd arystokracji. I Cieszył się, że na miejsce dotarli motorem, który w końcu wrócił do pełni sprawności. Tym mocniej unosząc kąciki ust, gdy spoglądał na swoją towarzyszkę.
Z prezentami..nie miał większego problemu. Po całej rozmowie na moście, trzymam w kieszeni kopertę z..biletem. Tym samym, który jej "zabrał". Raczej jako symbol, nie rzeczywista droga, którą przecież wyperswadował Megarze. Nie omieszkał dorzucić do całości kilka książkowych pozycji, których tytuły powinny spodobać się przyjaciółce, oczywiście wino i...może nieco złośliwie, komplet noży, z czego jeden, mały z grawerowaną rękojeścią, idealnie można było schować choćby w cholewę buta. Raczej nie służył do krojenia. Choć..zależało to od finezji przyszłej właścicielki.
Nie siedział w pierwszym rzędzie, stanął na końcu, choć - nawet z tej odległości biel sukienki przyciągała spojrzenie. Nie pamiętał, kiedy ostatnio był na tego typu wydarzeniu, w zasadzie...omijając lub wymawiając się pracą wszystkim, którzy do tej pory go zapraszali. Stalowy chłód pojawiał się nagle, szarpiąc boleśnie i znikał gdzieś w okolicy klatki piersiowej, gdy przed oczami rysowały mu się zupełnie inne postaci stojące przed ołtarzem, sylwetki, które..nigdy tam stanąć nie miały. Dosłyszał więc tylko słabe przysięgam, by doczekać się końca ceremonii. Nieświadomie, mocniej zacisnął dłoń, rozluźnioną, gdy wróciło rozumienie, gdzie się znajdował.


Darkness brings evil things
the reckoning begins


Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 26.12.15 12:20, w całości zmieniany 7 razy
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 2 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340

Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Namiot ślubny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach