Wydarzenia


Ekipa forum
Akwarium z ośmiornicą
AutorWiadomość
Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]05.03.16 22:11
First topic message reminder :

Akwiarum z ośmiornicą

★★
Akwarium z olbrzymią ośmiornicą znajduje się w centralnej części magicznego portu; skryte jest pod okrągłą wiatą, przez którą przechodzi główny skwer. Ośmiornica - jeśli wierzyć tabliczce - jest niesamowicie inteligentna i posiada zdolności jasnowidzenia. Kiedy podchodzisz do akwarium, ośmiornica podnosi jedną z piłeczek (możesz rzucić kością k100), a legenda, którą oznakowane jest akwarium, objaśnia wróżbę:

1-20: czerwona piłeczka - jeśli jesteś tutaj z osobą przeciwnej płci, wkrótce może połączyć was głębokie romantyczne uczucie, w innym przypadku - poróżni was kłótnia.
21-40: zielona piłeczka - wkrótce twój sekret może zostać objawiony, jeśli to coś ważnego - miej się na baczności.
41-60: żółta piłeczka - to twój szczęśliwy dzień, cokolwiek by się nie działo - los będzie ci sprzyjał (+1 do wszystkich rzutów na okres bieżącego miesiąca fabularnego).
61-80: niebieska piłeczka - zbyt długo zbierasz się, by coś zrobić - chcesz komuś o czymś opowiedzieć, wyznać, zrzucić z siebie pewien ciężar, ale nie możesz znaleźć właściwej chwili - właśnie nadeszła.
81-100: biała piłeczka - powinieneś uważać na swoje zdrowie bardziej, niż dotychczas (jeżeli któraś z postaci choruje na jakąkolwiek chorobę, w tym momencie rozpoczyna się jej atak).

Od wewnętrznej strony wiaty znajduje się kaligrafowany regulamin, którzy przestrzega przed dokarmianiem ośmiornicy.

Lokacja zawiera kości.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:28, w całości zmieniany 3 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Akwarium z ośmiornicą - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]01.07.17 23:18
Podskoczyłem zadowolony. Zjeżdżanie na poręczy wcale nie było takie trudne, wiedziałem, że nauczenie tego cioci zajmie mi góra minutę albo dziesięć. Pokiwałem ochoczo głową mocniej ściskając ją za dłoń, którą nagle złapałem.
- Nauczę cię ciociu, zobaczysz jaka to fajna zabawa! Próbowałaś kiedyś? - zapytałem z zainteresowaniem.
Ciocia nigdy nie była tak mała jak ja, więc na pewno się w taki sposób nie bawła. Ale może dorośl, kiedy my z Miriam już śpimy, też sobie zjeżdżają po poręczach. To w końcu szybsze i przyjemniejsze niż chodzenie. Bo kto lubi chodzić? No nikt! Od tego bolą nóżki!
To jak sobie żyły ośmiornice i co robiły z atramentem było dla mnie jakoś mniej istotną informacją niż to, w jaki sposób żabki robiły siusiu. To co ciocia mówiła o innych zwierzątkach i odwadze jakoś tak wpadło mi do ucha i zaraz wypadło, ale żaba była interesująca. Było mi to przecież potrzebne do moich własnych celów, ośmiornicy to ja przecież do domu nie zabiorę. Chyba, że wrzuciłbym ją do wanny, ale nie wiem czy tata byłby z tego faktu zadowolony.
- Wcale nie jestem niemiły i wcale nie wytykam języka! Ciociu, a Miriam kłamie! - zawołałem.
Pociągnąłem palcem wolnej ręki za dolną powiekę i pokazałem język, ale tak aby ciocia nie widziała i miałem nadzieję, że jednak nie widziała. Po za tym, to miałem prawo, bo to Miriam mnie sprowokowała swoją głupią miną. Prychnąłem pod nosem i odwróciłem się od niej obrażony, za karę nie będę się do niej odzywał przez tyle minut ile mam lat! Oscar mi na pewno powie, kiedy już te minuty miną, wtedy będę mógł ponownie na nią spojrzeć.
- Ciociu, a ty byłaś kiedyś taka mała jak my? - zapytałem rozbrajająco.
Ułożyłem usteczka w prostą linię i spojrzałem na ciocię Julkę pewnym wzrokiem. W końcu znałem odpowiedź, żaden z dorosłych nigdy nie był mały. Na przykład wujek Ulek był za mądry na to, by kiedyś być dzieckiem. To było niemożliwe.
- Mama z tatą na pewno nie byli dziećmi, a babcia i dziadek to już w ogóle! Przecież oni by musieli żyć milionów lat, prawda? Miliony to dużo, Miriam tak mówiła - pokiwałem głową.
Jeszcze się do niej nie odzywałem. Jeszcze nie minęło tyle ile miało minąć. Oscar jeszcze mi nie powiedział. Oscar zawsze pilnuje takich rzeczy. I w porę mi pokaże, że czas już podlać kwiatki i gdy na stole pojawią się ciasteczka i gdy można mamę poprosić o przeczytanie bajki. Oscar jest super! Ale trochę z niego boidudek. Każdy ma jakieś wady, nawet Oscar.


Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym

Edwin Prewett
Edwin Prewett
Zawód : Mały lord
Wiek : 6 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4363-edwin-prewett https://www.morsmordre.net/t4371-kremowka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f247-dorset-west-lulworth-posiadlosc-prewettow
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]09.07.17 16:37
Starała się nie roześmiać, jednocześnie rozumiejąc złość Miriam. Pamiętała, jak sama jako małe dziecko nie doceniała cudownych chwil beztroski: nie da się chyba w pełni doceniać czegoś, co wydaje nam się oczywiste, prawda? Z drugiej strony, choć od czasu do czasu Julia marzyła o tym, żeby największą rzeczą jakiej świat od niej oczekuje była nauka jakiegoś przedmiotu - w gruncie rzeczy, chyba nie chciałby wrócić do czasów kiedy miała kilka lat. To chyba jednak kiepsi moment na psychologiczno-filozoficzne przemyślenia.
- I rośniesz, skarbie, to tylko moje widzimisię. - odpowiedziała jej i lekko pogładziła rude loki na jej głowie, po czym lekko nacisnęła policzek oburzonej buźki. Chwilę później jednak jej uwagę przyciągnął Edwin.
Trzeba przyznać, coś w niej na prawdę chciało dołączyć do tej tajnej zabawy. Kiedy była młodsza, kryła w sobie zdecydowanie więcej z buntownika, być może jednak jakieś iskierki jeszcze w niej były. Pomyślała przez chwilę o swojej guwernantce, albo o bracie, który nie raz właściwie uratował ją przed (często ambitnymi, ale jednak...) własnymi dziecięcymi głupotami.
- Dawno, dawno temu, już niewiele pamiętam. - przyznała mu. W postaci wiewiórki prześlizgnęła się po wszystkim, kiedy to było coś nowego, miała ochotę szaleć (i dawać upust rozpierającej dumie). Jako człowiek to jeszcze wcześniej, chyba nawet w wieku tych maluchów, jak tak o tym myślała - potem dość szybko stwierdziła, że woli bawić się na dworze, w parkach, ogrodach czy lasach, niż w domu.
Widząc że zaczyna się kłótnia jednak pokręciła zaraz głową. Nie miało większego znaczenia, kto faktycznie zaczął, Julia nie miała zamiaru dochodzić do tego, czy Edwin język wystawiał, czy Miriam na niego źle patrzyła. Miała jedynie nadzieję, że uda jej się ich uspokoić. Oh, dzieci są takie cudowne, kiedy są spokojne!
- Jak tak będziecie na siebie krzyczeć to zaraz sami wystraszycie ośmiornicę i tylko plama atramentu nam zostanie. - mądre dzieci na pewno pamiętają, że zwierząt straszyć nie wolno, oby więc tyle wystarczyło. Wiedziała, że ta dwójka się kocha i, że kłótnie rodzeństwa są naturalne, chyba więc nie było sensu tego poważniej rozstrzygać.
- Oczywiście... - kolejne pytanie trochę zbiło ją z tropu. Dla niej to była czysta abstrakcja, że te małe szkraby mogą kiedyś być duże i dorosłe, a jednak dalsze słowa chłopca jej wyjaśniły, że on myśli całkiem podobnie o dorosłych. - Tylko nie mów babci, że wygląda na milion lat dobrze, skarbie?
Dodała z lekkim rozbawieniem. Chyba nie miała ochoty mu wszystkiego tłumaczyć, dzieci są wspaniałe w tym, jak na swój sposób rozumieją świat.
- Skoro jestem dorosła to chyba nie mogłam być dzieckiem? Musisz koniecznie spytać taty, skąd się biorą dorośli.
Podsunęła mu jeszcze, a gdzieś w jej głowie pojawił się mały, dziecięcy głosik nie musisz dziękować, braciszku.
- Chyba powinniśmy już iść. - dodała widząc, że do pomieszczenia wchodzą kolejne osoby i robi się odrobinę tłoczno. Zaczekała jednak, aż młode Prewetty ruszą przodem, chcąc mieć je na oku.


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]05.08.17 19:03
Ja też bardzo nie chciałem dorastać. Podobało mi się bycie dzieckiem, zabawy od rana do wieczora z przerwami na nielubianą przeze mnie naukę. Zjeżdżanie po poręczy, zajmowanie się kwiatkami, straszenie Miriam i ciągnięcie za warkocze Neali. Życie dziecka było takie fajne, bo tata musiał ciągle pracować, a ja nie chciałem ciągle pracować. Bo jak bym miał ciągle pracować, to nie miałbym jak bawić się z Oscarem. Biedny Oscar, nie chcę go tak zostawiać.
- Czemu? Skoro to prawda! Babcia by się obraziła, jak bym jej powiedziała, że wygląda na miliony lat? - zapytałem beztrosko.
Nie rozumiem. Zawsze kazali mi mówić prawdę, a jak chciałem mówić prawdę, to nagle nie miałem jej mówić. Co ci dorośli tacy skomplikowani, nic a nic zrozumieć się ich nie da. A potem marudzą, że niczego nie rozumiemy i nie robimy tego, czego chcą. To może niech się pierw zdecydują, o! Nadymałem policzki patrząc na ciocię i czekając, aż mi to wszystko wyjaśni. Bo to przecież było ważne.
- To jest bardzo dobry pomysł! Tata na pewno będzie wiedział skąd się biorą dorośli. Skoro dzieci są z orzeszka, bo mama kupowała orzeszki żeby nas mieć, to na pewno też wiedzą skąd można wziąć dorosłych. Wziąłbym sobie takiego dorosłego, żeby za mnie liczył, ale z drugiej strony mam Miriam, to może wezmę takiego dorosłego, żeby się ze mną bawił. Bo ostatnio odwiedził mnie wujek Ulek i wujek Ulek nie pozwalał mi się turlać, to wziąłbym sobie dorosłego do turlania. Mogę tak? - spojrzałem na ciocię ciekawskim spojrzeniem.
Uh, nadal pamiętałem te okropne gnomy w mojej szafie i spojrzenie wujka Ulka gdy chciałem mu się położyć na kolanka i przeturlać po nich. Nie rozumiem czemu nie chciał. Może przez to, że od razu był dorosłym i nie miał okazji bawić się tak jak ja? Aż mi się zrobiło go żal.
- Tak, chodźmy, chodźmy! Ciociu a kupisz nam watę cukrową i balonika? Ja chcę niebieskiego balonika, powieszę go przy łóżku i będę o niego dbał, naprawdę! - zawołałem.
Szybko złapałem ciocię Julkę za rękę i pociągnąłem ją w stronę wyjścia, gdzie czekał na nas Oscar, mając nadzieję, że dostanę tę watę cukrową.


Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzieŚwiat, w którym baśń ta dzieje się
Malutki Edwin mieszka w nim
I wiedzie wśród czarodziejów prym

Edwin Prewett
Edwin Prewett
Zawód : Mały lord
Wiek : 6 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4363-edwin-prewett https://www.morsmordre.net/t4371-kremowka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f247-dorset-west-lulworth-posiadlosc-prewettow
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]12.08.17 21:50
Rozmawianie z dziećmi potrafi być zadziwiajco filozoficzne. Zadają pytania o rzeczy, które dorosłemu na codzień wydają się całkowicie normalne i oczywiste. Człowiek nie bardo się nad nimi zastanawia, a po prostu przyjmuje jako fakt, podczas kiedy dziecko wszystko uznaje za nowe, świeże i warte przemyślenia. Tak i teraz: tłumaczenie Edwinowi, że prawdomówność jest ważna, ale take i z nią lepiej uważać.
- Wiesz, skarbie... nikt nie każe ci kłamać, jednak są rzeczy jakich nie trzeba wypowiadać na głos, lub które można ująć w odpowiednie słowa. - stwierdziła, pewnie nie pierwszy raz dzisiaj kładąc dłoń na rudej głowie chłopca i czochrając delikatnie jego włosy. - Nie chciałbyś przecież sprawić babci przykrości.
Edwin to niewinne dziecko, które nie wszystko rozumie. Właśnie przez tę typowo dziecięcą bezpośredniość i brak zrozumienia dzieci potrafiły być czasami potwornie okrutne, nie mając nawet tego świadomości. Oczywiście mama Julii raczej by się nie obraziła, była kobietą z niesamowitą klasą, jednocześnie całkiem nieźle się trzymała jak na swój wiek i miała pełną świadomość tego, ile ma lat. Każdy jednak ma jakiś słaby, wrażliwy punkt i nigdy nie wiadomo, czy się na niego nie trafi.
- Myślę, że koniecznie musisz o to wszystko zapytać tatę. Jest mądrzejszy ode mnie i na pewno ci odpowie. - zapewniła jedynie, w duchu życząc bratu miłego wieczoru. Choć nie wątpiła, że Archie się w tej rozmowie odnajdzie i bez problemu da radę się nią bawić. Oj, doskonale wiedziała, skąd Edwin miał w sobie tę werwę. Geny ojca były w nim wyraźnie widoczne niemal na każdym kroku.
- Dostaliście już dziś słodycze. - pokręciła głową. Lubiła być cukierkową wróżką co prawda i możliwe,że po drodze pęknie. Ostatecznie pewnie i sobie jedną kupi, przepadała za tym śmiesznym smakołykiem. - Ale balonika możecie oboje dostać.
Dodała zaraz, puszczając dzieci przed sobą, by mieć je na oku i wychodząc powoli z akwanarium, by dalej pokierować się w stronę stoisk.

zt x 3


She sees the mirror of herself
An image she wants to sell,
To anyone willing to buy.
He steals the image in her kiss,
From her hearts apocalypse.
Julia Prewett
Julia Prewett
Zawód : Weterynarz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Podczłowiek i nadczłowiek są podobni w tym, że żaden z nich nie jest człowiekiem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
 https://68.media.tumblr.com/f4ac4a87cc99f24b4e90825593c2f7b0/tumblr_oldf5boKP91uhjffgo1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4231-julia-prewett https://www.morsmordre.net/t4525-poczta-julki#96302 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4527-skrytka-bankowa-nr-1093#96304 https://www.morsmordre.net/t4798-julia-prewett
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]15.02.18 19:12
2 czerwca

musica
Jayden był niezwykle zadowolony. O dziwo od jakiegoś czasu brakowało mu pewnego pozytywnego akcentu, który mógłby pociągnąć dobry humor profesora. Oczywiście, że cieszył się z postępów Marine, która wcale go nie zaskoczyła swoimi umiejętnościami, lecz dostrzeżenie pierwszy raz wyczarowanego przez uczennicę patronusa było niezwykle motywującym wydarzeniem. Zaraz za nim jakby za pomocą czarów posypały się same dobre chwile - niezapomniane spotkanie z Mią i podarowany przez nią prezent, genialny występ mamy na koncercie, po którym zebrała owacje na stojąco, aż wreszcie jego urodziny, które miały miejsce dokładnie pierwszego czerwca. Co prawda oczywiście o nich zapomniał, a jakżeby inaczej. Ale przecież było tyle do zrobienia i zobaczenia, ludzi do rozmowy i poznania. Zresztą dzień dziecka w Hogwarcie zawsze musiał być wyjątkowy - a przynajmniej Jayden chciał, żeby był dla jego uczniów. Nic więc dziwnego, że starał się jak mógł, żeby umilić im półmetek wakacji letnich i osłodzić wspomnienia o szkole. Niczym na święta zjawił się w murach starego zamczyska z pełną torbą słodyczy, które musiały trafić do każdego z dzieci. I tych małych i większych. Na szczęście Miodowe Królestwo widziało w profesorze stałego klienta i sąsiada, dlatego też bez problemu zagarnął znaczną część asortymentu po kosztach. Chociaż nawet jeśli okazałoby się inaczej, że nie miałby szans na przecenę, kupiłby tak samo. Przecież taki wydatek to sama przyjemność! Nie zastanawiając się więc wielce, odpowiednie czary pozwoliły mu, jak co roku od sześciu lat, rozesłać słodycze każdemu młodszemu czarodziejowi i czarownicy. Jeden lizak jednak wrócił do Wieży Astronomicznej i wyglądał raczej na przygnębionego, że żadne dziecko nie pozwoliło sobie go przygarnąć. Najwidoczniej każdy z uczniów już dostał po podarunku, a smutny lizak najwidoczniej bardzo chciał sprawić komuś radość. Jayden tak zaaferował się jednak spotkanie z Mią, że o nim zapomniał. Dopiero drugiego dnia znalazł go wciąż na swoim biurku i nie zastanawiając się za wiele, zabrał go ze sobą w podróż do magicznego portu, skąd miał odebrać jedną z książek. Statek, którym płynęło jego zamówienie wędrował aż z Indii i zakończył swoją podróż przy brzegach Londynu. Nie mogło być lepszej pory na odbiór. Dlatego też wywędrował z samego rana, mając w głowie podekscytowanie na samą myśl o tym, że przeczyta o dokonaniach astronomów z drugiego krańca globu i to jeszcze sprzed pięćdziesięciu lat. Przecież to musiało być coś niezapomnianego! Całe szczęście, że Heweliusz zaczął nawoływać do wstania nauczyciela, bo pierwszy raz od długiego czasu Jayden mógł się spokojnie wyspać - zawdzięczał to łapaczowi snów, który dostał na urodziny. Zerwał się jednak i przeteleportował niedaleko dzielnicy portowej, by odszukać statek. Mors. Tak. Dokładnie tak się nazywał. Zresztą i tak załatwiał z głównodowodzącym parę takich spraw, dlatego bez problemu trafił. Wspaniała fregata już z daleka była widoczna, a kapitan od razu poznał nauczyciela, by wręczyć mu wyczekiwany pakunek. Vane wyruszył więc w drogę powrotną, jednak nie mógł wytrzymać. W kieszeni znalazł zagubionego lizaka, którego zaraz wcisnął sobie do ust i przeszczęśliwy zaczął myśleć o tym, czy wytrzyma z otwarciem do mieszkania. Niestety... Nie wytrzymał. Z lizakiem w buzi stanął tuż przy namiocie z zaczarowaną ośmiornicą, jednak nie czekał wcale w kolejce do magicznego stworzenia, a otwierał z oczami pełnymi podekscytowania zawiniętą w szary papier paczkę. Nawet nie zauważył tego deszczu, który zaczął siąpić i uderzył go prosto w nos.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]19.02.18 22:42
soundtrack

Nieczęsto bywała w tej części miasta, rzadko opuszczała Nokturn, tylko niekiedy zapuszczając się wgłąb ulicy Pokątnej na zakupy - czasem jednak nawet stłoczone tam sklepiki nie wystarczały. Odkąd stała się częścią większej sprawy - i zaczęła podejmować próby odnalezienia w owej sprawie swojego miejsca, wkładając w to nie mniej wysiłku, niż zawsze - coraz częściej potrzebowała ingrediencji rzadszych niż dotąd, a także ksiąg o wiedzy bardziej zaawansowanej, niż te, w posiadaniu których dotąd się znajdowała. Indyjscy astronomowie posiadali naprawdę olbrzymią wiedzę: sposób, w jaki ją wykładali, był dla Cassandry trudny do zrozumienia, ale nie niemożliwy. Pojęcie tej trudnej dziedziny wydawało się znów całkowicie niezbędne, by w praktyczniejszy sposób odkurzyć zatęchłą wiedzę z zakresu eliksirowarstwa. Odkąd zniknęła Rita - a minęło już sporo czasu - usiłowała stać się całkowicie samodzielna. Nie mogła sobie pozwolić na to, by po raz drugi ponieść podobnie sromotną porażkę. Wolumin traktujący o gwiazdach, który właśnie odebrała, zawierał wiedzę zaawansowaną. Wciąż dla niej obcą - ale coraz bliższą umysłowi. Nie była przechowywana najlepiej, księga przeszła nie do końca legalną drogą, unikając oclenia - stąd pozbawiona była jakiegokolwiek papieru lub okrycia, który zasłoniłby tytuł oraz autora, zapewne doskonale rozpoznawalne dla kogoś, kto liznął w tej dziedzinie więcej wiedzy niż ona. Szła deptakiem, zamierzając owinąć się czernią wronich skrzydeł i wzbić w powietrze, znikając w przestworzach - lecz kiedy tylko uniosła spojrzenie szmaragdowych oczu w wzwyż, na leniwie sunące chmury, stało się coś zupełnie niespodziewanego.
Tylko w teorii znała barwę amortencji - nigdy nie przyszło jej naprawdę zaznać jego woni, ale myśl, że jej krople właśnie spadają z nieba, wydawała się całkowicie niedorzeczna. Zmrużyła lekko oczy, kiedy prosto na nią skapnął słodki deszcz, pachnący jak zimny kamień, zimna kawa i gryzący papierosowy dym. Ta woń była dziwnie przyjemna, lekka, budząca wspomnienia, a może nawet przywołująca całkiem świeże myśli odnoszące się do człowieka, którego w tym momencie nie chciała znać. Czarny kaptur jej szaty zsunął się  na ramiona, uwalniając krucze kosmyki włosów, które porwał lekki wiatr; przyłożyła dłoń do czoła, ściągając z niego drobiny eliksiru. Z lekką dezorientacją przeciągnęła spojrzeniem po bywalcach magicznego portu, szukając również u nich oznak zaskoczenia. Jej spojrzenie padło na mężczyznę z pakunkiem, wysokiego, przystojnego... miał w rysach coś znajomego, zupełnie jakby już kiedyś wcześniej go widziała - nie potrafiła jednak wrócić pamięcią do tej chwili, wydawało jej się, że byli dość podobni wiekiem: być może to kwestia zamierzchłej szkolnej znajomości. Jego błękitne oczy - okalająca ich woda mogłaby to doskonale podkreślić, gdyby tylko była odrobinę czystsza i bardziej adekwatna do romantycznej scenerii - lśniły jak gwiazdy, kiedy próbował otworzyć papier, w który owinięty był jego pakunek. Podobał jej się jego entuzjazm - lubiła mężczyzn, którzy wiedzą, co czego chcą od życia.
W nim jednak było coś więcej - coś nęcącego i coś wyjątkowego. Coś, czego nie widywała w innych, coś, co wyróżniało go z tłumu i - zgrozo - wywołało dziwne uczucie w żołądku, uczucie, z jakiego powinna wyrosnąć dobre piętnaście lat temu. Ułożyła dłoń na akwarium, wewnątrz którego tańczyła ośmiornica, nie uraczywszy jej nawet krótkim spojrzeniem - umyślnie na dłużej zatrzymując spojrzenie na twarzy mężczyzny, pod wolnym ramieniem ściskając księgę. Wierzyła, że ściągnie w ten sposób jego uwagę.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]03.03.18 19:44
musica
Zbliżało się zaćmienie słońca i Jayden nastawiał swoich uczniów, że niedługo, na koniec roku szkolnego będą mogli zadzierać głowy w górę, by dostrzec to niecodzienne zjawisko. Co jak co, ale podziwianie tego czaru natury było być może jednym z większych tajemnic w astronomii. Z jednej strony wpatrywanie się w ciemność nie powinno mieć skutków ubocznych, lecz niektórzy twierdzili, że można było oślepnąć bądź oszaleć bez odpowiednich zabezpieczeń. Niektórzy podejrzewali, że po anomaliach, które wystąpiły, tegoroczne zaćmienie przyniesienie coś niespodziewanego, nowego, przełomowego. Być może równie niebezpiecznego lub właśnie zachowawczego. Na każdym rogu można było teraz spotkać szaleńca, który nawoływał do korzenia się i szanowania prastarej magii, która zbyt długo pozostawała w cieniu i zamierzała przejąć siły natury, by uderzyć w niepokornych. Nikt też nie wiedział, co się stało z byłym dyrektorem Hogwartu - co dociekliwsi snuli teorie jakoby przeżył wybuch we własnej wieży i zbierał siły. Lub stał się bytem, który wychodziło poza granice człowieczeństwa. Jay kręcił na to głową. W końcu widział, był tam. Gabinet Grindelwalda był doszczętnie zniszczony i nawet najsilniejszy czarodziej miałby kłopoty, by bezpiecznie się stamtąd teleportować lub obronić przed wybuchem, który się tam rozegrał. Starczył ułamek sekundy, by zabić i tak się zapewne stało. Profesor obiecał Zakonowi, że się rozejrzy i zrobił to. Podpytał też kilka obrazów i duchów, które mogły powiedzieć coś więcej o tamtej nocy. Wszystko prowadziło ku ślepej alejce, lecz nie poddawał się. Wierzył, chciał wierzyć w to, że śmierć tych wszystkich ludzi nie poszła na marne i kiedyś będą ich wspominać jako bohaterów, dzięki którym świat magii stał się miejscem pełnym ciepła i azylem, dla każdego kto tego potrzebował. Póki co los był nieznany, a działania Zakonu Feniksa znikome. A przynajmniej od czasu ratowania mugoli, w których Jayden nie mógł brać udziału. Jako jeden z członków personelu w Hogwarcie, ciężko był umknąć przed spojrzeniem ówczesnego szefa. Teraz jednak ten okropny okres był za nimi i musieli się skupić na budowaniu lepszej przyszłości. Między innymi poszerzając swoje naukowe horyzonty.
Stojąc na środku alejki w magicznym porcie i próbując rozpakować zawiniątko, nieznana kropla spadła mu prosto na nos, a astronom mógł poczuć przyjemne aromaty. Czuł mieszankę powietrza po burzy, zapachu lasu i woń starych pergaminów, które momentalnie przeniosły go oczami wyobraźni do spokojnej polany, gdzie dokoła znajdowały się stosy zapisków z obliczeniami ruchu planet. Uśmiechnął się do siebie, nie otwierając oczu i dopiero gdy je otworzył, trafił spojrzeniem na stojącą niedaleko kobietę, która wpatrywała się w niego ukradkiem. Najpierw uderzyła w niego fala gorąca, a potem nagle zrobiło mu się zimno, chociaż to wcale nie było nieprzyjemne uczucie. Wręcz przeciwnie! Stał wbity w ziemię jak kołek i nie potrafił się ruszyć. Patrzył się na nieznajomą, a może znajomą?, szeroko otwartymi oczyma i nawet nie zauważył, że z ust wypadł mu lizak, który teraz przykleił się do szarego papieru, w który opakowana była jego cenna książka. Ale jakie to miało znaczenie?! Żadne. Po prostu nie potrafił się oderwać od badania tych kruczych włosów, które wiały jakby w zwolnionym tempie; od zielonych oczu, które przyciągały go mocniej niż pole grawitacyjne Trojańczyków krążących wokół Słońca. I... Czy te wrony za jej plecami zawsze tam były? I ta łuna światła? Jayden zamknął usta i przełknął ślinę, po czym odwrócił się, by sprawdzić czy przypadkiem ona nie patrzyła na kogoś za jego plecami. Ale nikogo tam nie zobaczył. Dopiero gdy znów wrócił uwagą do zjawiska przed sobą dostrzegł trzymaną przez kobietę książkę. Uśmiechnął się szybko jak małe dziecko i wziął wdech, ale nic nie powiedział. Zamiast tego zmusił swoje nogi do przejścia tych kilku metrów, zastanawiając się, dlaczego w ogóle to robił. Albo teraz albo nigdy, Jay. Zmiękły mu nogi, gdy tak trwała oparta jedną dłonią o akwarium. A jemu było na zmianę ciepło i zimno.
- Emm... No... - zaczął drżącym głosem, stojąc przed nią i nie wiedząc, co powiedzieć. Jej uroda po prostu zwalała z nóg. - Lubi pani gwiazdy? - palnął na wejściu, czując jak zabrakło mu słów. Oczywiście, że nawrzeszczał na siebie za ten naiwny i głupi tekst, ale stało się! I albo przegapi największą szansę życia, albo kobieta mu daruje i nie złamie tym samym szybko bijącego serca.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]14.03.18 23:06
soundtrack

Udało się - spojrzał na nią. Cassandra przekrzywiła lekko głowę, nie odejmując od jego męskiej, doskonale ciosanej twarzy, fascynowała ją linia jego żuchwy, prosta, szeroka, jak na antycznej rzeźbie, podobały jej się jego usta i inteligentne, błękitne jak niebo nad nimi - wiatr przegnał już chmury, z których lunęła amortencja - oczy, lśniące ciemnobrązowe oczy dodawały mu powagi, ale najpiękniejszy miał nos - idealnie prosty. Wysoki, dobrze zbudowany, ciekawa była, jakim był czarodziejem: z całą pewnością uzdolnionym, nie mogło być inaczej - ktoś, kto wygląda i pachnie jak on, nie mógł być nieutalentowany. Zdumiewała ją otaczająca ją woń, woń, która jedynie podświadomie kojarzyła się z paradoksalnie bezpiecznym schronieniem na Nokturnie. Lizak, który wypadł mu z buzi, był całkiem uroczy - zawsze miała mężczyzn za duże dzieci, ale tak często zapominała przy tym, że bardzo lubi dzieci, że aż gdzieś zatraciła fascynację nimi. Nie pozwalała sobie na bliskość mężczyzn - poza Mulciberem - już od dawna, czy nie trwało to zbyt długo? Vasyl nie mógł przemawiać w imieniu ich wszystkich – wydawał się też, już na pierwszy rzut oka, zupełnie inny od tego mężczyzny, jego jąkanie się było całkiem urocze. Nie zastanawiała się nad tym, czy kiedykolwiek wcześniej, choć raz, uznała jąkanie za urocze, jej usta złożyły się w łagodny uśmiech. Dżentelmen, dawno nie słyszała, by ktoś zwracał się do niej przez „pani” – przyjemna odmiana. Dyskretnie zerknęła na tytuł swojej książki, domyślając się, że to stąd wzięło się jego pytanie. Była rada, że je zadał – zaczęła już snuć plan, czy nie podejść do niego i nie zagadać o lizaka, zapierając się, że to jej ulubiony, ale był to plan bardzo ryzykowny – ani teraz ani w dzieciństwie nie lubiła słodyczy, więc mogła się bardzo łatwo wygłupić. Z drugiej strony, czy mężczyźni nie woleli rozmawiać z głupszymi od siebie kobietami?
- Rozsypane na niebie kryształy, od dawna budzą zainteresowanie. To niezwykłe, jak wiele kryją tajemnic – i jak wielki wpływ wywierają na naszą magię, nasze eliksiry i na nas samych. Czy nie zawsze to, co enigmatyczne, przyciąga najbardziej? – Ile niedopowiedzeń kryły te jego chmurne oczy? Tajemniczy nieznajomy, kim jesteś – i czemu twój zapach tak pociąga? Ujęła w dłoń noszony na szyi amulet, krwisty kryształ wykorzystywany w sztuce uzdrowicielskiej połączony w parę z zatopioną w żywicy jarzębiną – bawiła się nim przez chwilę, mniej zainteresowana błyskotką, bardziej chcąc przykuć jego spojrzenie ku białej szyi. – Zna się pan na tym? – Błysk w jej oku był błyskiem nadziei, laik nie rozpoznałby przecież tytułu – nowo zawarta znajomość wydawała się coraz bardziej… interesująca. – Widzę, że też jest pan oczytany – pozwoliła sobie wtrącić, ukradkowo zerkając na wciąż trzymany przez niego pakunek, część papieru już rozerwał, ale nie była w stanie dojrzeć tytułu. – Kryje pan tam książkę? Musi być bardzo cenna, jeśli zasłania pan przed światem okładkę – Uśmiechnęła się, w swoim własnym mniemaniu filuternie i wdzięcznie, wypuszczając z objęć amulet, by spojrzeć na ośmiornicę, której macka właśnie uprzejmie zapukała w szklaną szybę zbiornika od wewnątrz. Może była im przychylna, a może zamiarowała sprowadzić ich na ziemię – mówi się, że to stworzenie posiada zdolności jasnowidzenia, ale nikt nie przekona jasnowidza, że jakiekolwiek zwierzę mogło takie zdolności posiadać. Powróciła spojrzeniem ku niemu, czując, że ogarnia ją dziwna duszność, a w żołądku paliło dziwne ognisko – zupełnie jak podczas pierwszego niewinnego nastoletniego zakochania, którego, nie żałowała tego, nigdy nie przeżyła.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]08.04.18 8:55
musica
Jak mógłby na nią nie spojrzeć? Czerń lekko puszczonych włosów idealnie zgrywała się z zielenią oczu, tworząc wspaniałą mieszankę, obok której nie dało się przejść obojętnie. Do tego stojąca naprzeciwko dama posiadała pewnego rodzaju magnetyzm, który ciężko było wytłumaczyć, jednak był on zbyt mocny by z nim walczyć. Zresztą Jayden nawet nie starał się tego robić, czując jedynie jak jego nogi same skierowały go we właściwym kierunku - pożądanym kierunku. Głupio było się tak wpatrywać bez przerwy, lecz nie mógł się powstrzymać. Od czasu do czasu uciekał spojrzeniem, by nie wzbudzać w swojej towarzyszce niezręczności mogącej spowodować jej odejście, a to było coś, czego zdecydowanie nie chciał. Nie pamiętał, by kiedykolwiek ktoś tak mocno go zaskoczył swoim pięknem. Mógłby się pokusić, że urok, pod którego władaniem się znalazł, miał najwspanialszy zapach. Czuł woń powietrza zaraz po przejściu burzy, które jakby odnajdywał we włosach nieznajomej. Jej skóra pachniała tak dobrze mu znanym i bezpiecznym lasem, a skromna szata biła olejkiem przywodzącym mu na myśl stare pergaminy piętrzące się w bibliotece czy na jego własnym biurku. Nie miał pojęcia, co działo się w głowie samej zainteresowanej, ale nigdy nie pomyślałby, że winna była temu wszystkiemu padająca amortensja. Wszak był to jeden z najbardziej niebezpiecznych eliksirów na świecie, prawda? Odbierający zdrowe myślenie i własną wolę nie mógl tak po prostu zacząć lecieć z nieba. Jay jednak wciąż pozostawał pod jego działaniem, nie kręcąc nosem na to, co miało miejsce. Wręcz przeciwnie - nieśmiały uśmiech gościł na jego twarzy, gdy nieznacznie badał spojrzeniem twarz czarownicy, która z taką łatwością odebrała mu dech. Początkowo nie zauważył tego lizaka, ale nie można było go winić, bo oto spotkał kogoś, kto tak poetycko zahaczył o temat astronomii i gwiazd. Vane nie podejrzewał siebie o bycie miłośnikiem poezji, ale chyba po prostu wszystko w ustach nieznajomej było nieziemskie. Czy oto naprawdę nie było ucieleśnienie koniunkcji samej w sobie? Złączenie, ustawienie ciał niebieskich i obserwatora w jednej linii odpowiadały temu spotkaniu w niesamowitej zgodności.
- Lepiej nie można było tego ująć - powiedział, o dziwo nie dukając każdego słowa z dziwnym niepokojem, że zaraz się wygłupi i to tyle w kwestii tego tajemniczego spotkania. I zgodnie z zamierzeniami Cassandry, uwaga profesora skupiła się na amulecie, który aktualnie przebierała w szczupłych palcach, jednak dopiero po chwili Jay zdał sobie sprawę, że to obserwowanie trwało z lekka dość długo i mogło zostać odebrane w zupełnie inny sposób niż zamierzał. Nic więc dziwnego, że siłą rzeczy jego spojrzenie prześlizgnęło się po alabastrowej frakturze skóry szyi, która w nadzwyczaj zgrabny sposób przemykała ku ramionom tworząc dzieło, jakiego nie powtórzyłby żaden z mistrzów dłuta czy pędzla. Przebijające się nieśmiało na zewnątrz żyłki tworzyły bladoniebieską sieć potwierdzającą, że stojące przed nim zjawisko było człowiekiem z krwi i kości, którego nie należało zignorować. Starając się skupić na czymś innym, z trudem złapał oddech i wypuścił powietrze, wracając spojrzeniem ku oczom nieznajomej. Przełknął ślinę, nie mogąc oderwać się od tego podziwiania ani na chwilę. Nic dziwnego, że zwyczajna odpowiedź na pytanie Zna się pan na tym?, przyszła mu z pewnym trudem. - Można tak powiedzieć. Uczę astronomii - odpowiedział, czując, że jeszcze chwila bawienia się przez nią swoim amuletem, a nie wytrzyma i znów tam spojrzy. Dlatego z pewną dozą wdzięczności przyjął nie tylko kolejne pytanie dotyczące tym razem książki, ale również pozostawienie w spokoju naszyjnika, dzięki czemu jego myśli mogły wskoczyć na właściwy, mniej niezręczny tor. Tym razem już uśmiechnął się zdecydowanie spokojniej, a przyjemna fala ekscytacji rozlała się po jego wnętrzu, gdy zdejmował do końca szary papier z całkiem pokaźnego tomu Dziejów przestrzeni wydanego zapewne jakieś pół wieku temu i mówiące o dokonaniach znamienniejszych astronomów. - Może nie jest szalenie odkrywcza, ale... We wszystkim znajdzie się coś pożytecznego, nieprawdaż? - dodał, posyłając delikatne, ciepłe spojrzenie swojej rozmówczyni. Jakże fascynującą osobą była i ile sekretów kryła ta nieodgadniona twarz? I znów poczuł się niepewnie, przyłapując się na myśleniu o wspólnej wymianie poglądów. Czy miała się zgodzić? Jeśli nie spyta, to się nie dowie. - Ma pani chwilę? Z chęcią bym porozmawiał o ciele... Znaczy pani... Znaczy... Z panią. O ciałach. Niebieskich - mówił, zacinając się raz po raz i robiąc z siebie totalnego kretyna na oczach pięknej kobiety, która jeszcze interesowała się astronomią. To po prostu musiało być zapisane w wielkiej księdze wszechświata, że chociażby przez jeden ranek, Jayden miał trwać przy kimś, kto nie tylko fascynował go swoją urodą, ale również umysłem. - Przepraszam za moje zachowanie, ale... - urwał, szukając odpowiednich słów. - Bardzo mnie pani fascynuje i trochę się gubię - dodał już ciszej, zdając sobie sprawę, że powiedział zdecydowanie za dużo. I co będzie jeśli ona ucieknie? Albo co gorsza go wyśmieje? Czarne scenariusze zaczęły się sypać jak poruszone kostki domina, przedstawiając w głowie JJa najgorsze z możliwości.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]17.04.18 0:09
soundtrack

Zastanawiała się, czy byłby dobrym ojcem. Czy Lysandra - mogłaby go polubić. Nie wyglądał na gbura ani brutalnego obszczymurka, na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie dobrze wychowanego, spokojnego, ułożonego, może tylko nieco roztrzepanego dżentelmena, a drugie wrażenie nie odbiegło od pierwszego; wyrażał się kulturalnie i nawet używał poprawnego języka - w jej kręgach nie było to wcale takie oczywiste. Poza tym, czy ktoś, kto miał tak szczery, piękny uśmiech, mógłby nie zdobyć przychylności dziecka? Cóż, była przekonana, że byłby wspaniałym ojcem - a Lysandra pokochałaby go jak Umhrę albo nawet bardziej.
Westchnęła przeciągle, rozmarzona, jeszcze nim się zorientowała że nieco zbyt długo przygląda się ciosanym rysom jego twarzy - męskim, przystojnym, oszałamiająco pachnącym. Uraczyła jego odpowiedź subtelnym uśmiechem, ufając, że w ten sposób zakryje tę nieplanowaną wpadkę. Przecież wiedziała, że mężczyzny nie dało się usidlić oczywistością - a ona tak bardzo go pragnęła. Z zachwytem dostrzegała, że nie pozostawał na jej starania obojętny, podejmowała każde jego spojrzenie, każdy gest, czując przyśpieszone bicie serce, było jak przepiórka usiłująca wydostać się ze zbyt ciasnej klatki żeber. Wygięła lekko szyję, czując na niej jego wzrok, chcąc skupić go na sobie mocniej - pragnęła wszak jego uwagi. Wydawała się dziś ważniejsza od czegokolwiek innego - bo nic innego przy nim nie istniało.
- Och - Był nie tylko uprzejmy, przystojny i popisywał się dobrymi manierami, do tego wszystkiego był też mądry. Gdzie podziewał się przez całe jej życie, kiedy trafiała na nieodpowiednich mężczyzn? Z zainteresowaniem spojrzała na wyłaniającą się spod ściąganego papieru księgę, unosząc ku niemu roziskrzone spojrzenie, kiedy tak uroczo plątał się w ciałach. Naprawdę był dżentelmenem. - Myślałam o tym samym - wymsknęło jej się, nim powstrzymała język; nie powinna być tak otwarta - nie od razu - jeśli chciała zachować go przy sobie na dłużej, musiała pozostawić wokół siebie aurę tajemnicy, która go przyciągnie. Morgano, nie była już nastolatką, żeby popełniać tak podstawowe błędy! Odetchnęła głębiej, wciągając opary wyjątkowego deszczu. - O ciele - powtórzyła za nim z figlarnym uśmiechem, nie odejmując spojrzenia od jego oczu - podobał jej się kierunek, w którym to zmierzało. - O rozmowie o ciałach - skonkretyzowała, wciąż lekko rozbawiona, z wciąż iskrzącym spojrzeniem. - Niebieskich... a może ziemskich - zakończyła tak niewinnie, na ile niewinna potrafiła być Cassandra. - Proszę nie przepraszać - A może mogli już porzucić te zbędne fasady? Przecież - nie mogła mieć wątpliwości, że oto jak grom z jasnego nieba dopadło ich przeznaczenie.  - Czy nasze spotkanie nie jest prawdziwym zrządzeniem gwiazd? Przeczytajmy tę księgę razem - poprosiła z zachwytem, spojrzeniem wskazując pobliską ławkę przy deptaku. - A potem drugą - Uniosła lekko dłoń, kładąc ją na ramieniu Jaydena, jej wierzchem przygładzając kołnierz jego szaty; odruchowo zbliżyła się pół kroku, by znaleźć się bliżej: ten zapach doprowadzał ją do szału. - Z pewnością jest mi pan w stanie udzielić lekcji. Niebawem owutemy, może weźmie mnie pan na egzamin? - dodała szeptem, niemal od niechcenia wspinając się na palce, by jej kolejne szeptane słowa otuliły jego ucho ciepłym oddechem. - Jestem zodiakalną szyszymorą - wyznała w ten sposób, ledwie moment później odsuwając się do niego, by spojrzeć mu w oczy głęboko, najgłębiej. Nie był to najbardziej romantyczny znak, cóż, nie był on tak naprawdę wcale romantyczny i właściwie nie wystawiał jej najlepszej recenzji, ale z całą pewnością obiecywał głębię uczucia   - i to, że jej zaangażowanie nie będzie chwilowe. Między nimi zaiskrzyło, to więcej, niż oczywiste.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]18.04.18 19:18
wysoka poprzeczka
musica

Czy bycie pedagogiem to to samo co bycie rodzicem? Ciężkie pytania egzystencjalne nie miały pomóc Jaydenowi w znalezieniu wyjścia z tej katastrofalnej sytuacji. W końcu nie znał tej kobiety, ale czuł do niej niesamowite przyciąganie, którego nie mógł opanować. Zobaczenie jej sylwetki było wydarzeniem przewyższającym nawet narodziny gwiazdy, które obserwował kilka miesięcy wcześniej i zdawało mu się, że to był szczyt szczęścia. Ale jakże się mylił, skoro nie doznał uderzenia gorąca, które rozlewało się po jego ciele i nie chciało wcale zniknąć. Gdyby nie przyjemny wiatr wiejący znad zatoki, zapewne jego policzki byłyby zaróżowione od zawstydzenia, które towarzyszyło tej wymianie zdań. Katastrofa miała się wydarzyć, jeśli nagle odwróciłaby się i nigdy już nie wróciła. Nie przeżyłby podobnego stanu rzeczy, chociaż nie miał pojęcia co zrobić, by zatrzymać ją przy sobie. W końcu wydawała się być nie z tej ziemi, a on, drobny szaraczek, gubił się w zeznaniach, nie wiedząc jak dogonić kogoś tak wspaniałego. Była zdecydowanie nie w jego lidze, a mimo to stała i rozmawiała z nim. Ba! Nie wyglądała na urażoną jego nieskładnymi wypowiedziami, ale jeśli naprawdę nie miała mu tego za złe - czy nie było to zbyt piękne by było prawdziwe? Ona była niesamowita... Brakło mu już powoli epitetów do opisania tej kobiety i w myślach w kółko powtarzał te same jak zacięta płyta adaptera, który stał w jego gabinecie. Właśnie... Hogwart... Czy on w ogóle już wiedział jak chociażby trafić do szkoły? Wiedział w jakim kraju się znajdowała? W sumie te pytania były tak zbędne, skoro mógł tkwić tutaj z nią. To wszystko nie miało znaczenia, bo słuchając jej kolejnych słów, czuł się w pełni usatysfakcjonowany. Nie podejrzewałby, że którakolwiek kobieta chciałaby szukać z nim tak bliskiego kontaktu, dlatego jemu wystarczyło samo patrzenie i słuchanie nieznajomej. Wstrzymał oddech na krótką chwilę, gdy jej smukła dłoń powędrowała do jego kołnierza. Nie poruszył się tylko tkwił spetryfikowany, gdy wspięła się na palce, by wyszeptać mu odpowiedź prosto do ucha. Jay lekko uniósł ramiona, czując jak jej oddech sprawiał, że czuł się jeszcze bardziej zagubiony, ale w zdecydowanie pozytywnym, chociaż nowym tego słowa znaczeniu. Chciałby wstrzymać oddech i nie być bombardowanym jej obezwładniającym zapachem, ale nie potrafił. Nie chciał? Owutemy? Egzamin? O co w tym wszystkim chodziło? Czy jego nieznajoma towarzyszka była z ministerstwa edukacji i chciała sprawdzić jak trzymał się poziom nauczania w Hogwarcie? Jeszcze więcej pytań, tak mało odpowiedzi.
Jestem zodiakalną szyszymorą.
- Nie mam pojęcia, co to znaczy - odparł niemal szeptem oderwanym od rzeczywistości, nie odsuwając od niej spojrzenia i badając jej symetryczną twarz. Tak po prawdzie mogłaby powiedzieć cokolwiek i jego odpowiedź byłaby taka sama, bo po prostu nie widział już nic innego prócz niej. Nie było portu, nie było innych ludzi, nie było ośmiornicy. Zresztą nawet jeśli usłyszałby i zrozumiał jej wypowiedź, nie interesował się astrologią. Dlatego jedyne co byłby w stanie stwierdzić to przedział czasowy, w którym mogła się urodzić. Ale czy jeśliby wiedział, to cokolwiek by powiedział? Merlinie... W jego głowie panował chaos i nie był w stanie się go pozbyć. Otrząsnął się w jakiś sposób, gdy odsunęła się od niego, a Jay zdał sobie sprawę, że postąpił krok w jej stronę, ciągnięty zapachem jej ciała. - Nie odchodź. Proszę - powiedział, łapiąc ją za prawy nadgarstek i czując jak temperatura dokoła nich gwałtownie wzrosła przez ten mały, ale odważny gest. Otumanieni amortensją nie widzieli niczego w normalnych barwach, ale wszystko było nasycone, jeśli nie przesycone, wyostrzonymi fragmentami zmysłów, których nie byli w stanie kontrolować. Co mieli czuć, gdy się rozejdą i zdadzą sobie sprawę, że to wszystko było jedynie ulotną chwilą? Jayden nie był w stanie jednak myśleć o czymś takim jak rozstanie. To było surrealistyczne i nie do przyjęcia, żeby wypuszczać z rąk prawdziwą gwiazdę, która spadła dla niego z nieba. I chociaż kontrastowała z jasnością ciał niebieskich, niewątpliwie jej hipnotyzujące spojrzenie i ruchy mogło pochwycić nieostrożnego obserwatora, by uwięzić go na swojej orbicie. Nie puszczając jej kruchego nadgarstka, schował w torbie trzymaną przez siebie książkę i tym razem to jego ręka powędrowała ku niej, ale by odgarnąć falujące raz po raz na wietrze włosy i zobaczyć jej wyciosaną niczym z najdroższego marmuru twarz. Nim się zorientował trzymał ją w obu dłoniach, ciesząc się najdrobniejszym jej szczegółem. Skóra była delikatna i miękka - jej aksamit mógł być jedynie oczywistością na drodze tworzenia tego ideału. Ciągnęła go do siebie i ciągnęła. Nawet nie zauważył, że ich nosy już się stykały, a on mógł poczuć słodką woń jej ciała. No, właśnie! Chyba przesadził! - Przepraszam najmocniej! - odsunął się gwałtownie i nie wiedząc, co zrobić złapał dłonią krawat, zaciskając na nim dłoń. Pendragonie, Peredurze i Arturze! Co za wstyd! - To może... Wrócimy do tego czytania? - zagadnął, czując, że dosłownie całe jego wnętrze płonęło. Jeśli nie zapadnie się pod ziemię, to zaraz zostanie z niego kupka popiołu.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]01.05.18 0:28
soundtrack

Tak pięknie mówił, że nie rozumie. Wyglądał przy tym tak szczerze i czysto, świeżo, zupełnie inaczej niż mężczyźni, których znała. Brak zrozumienia na jej wyznanie nie zbił Cassandry z pantałyku, przeciwnie, zachwyciła się nim jeszcze mocniej: przyjemny zapach otulał ciepłem, za którym tęskniła i które przyciągało, wyciszając podszepty zdrowego rozsądku - wydawał się chodzącym ideałem, mężczyzną, którego na ślepo szukała - bezskutecznie - całe swoje dotychczasowe życie. Zatrzymała spojrzenie w jego tęczówkach, badając intrygującą otchłań jego źrenic, wpatrując się prosto w jego błękitne jak bezchmurne niebo oczy. Nie potrafiła się od nich oderwać - hipnotyzowały, przyciągały, jak skrząca blaskiem słońca woda bezkresnego pięknego oceanu. Przymrużyła oczy jak kocica, kiedy przyciągnęła go ku sobie bez użycia ani rąk ani czaru; była pewna siebie, zdarzało jej się traktować mężczyzn przedmiotowo, szukając w ich chuci słabości, ale adoracja tajemniczego nieznajomego budziła niezwykłą satysfakcję - i niezrozumiałe tchnienie lęku, że mógłby tę adorację kiedykolwiek przerwać. Patrzyła nieprzerwanie prosto w jego oczy, z zadowoleniem, nieco wyzywająco. Prosił, żeby nie odchodziła - pragnął jej - pragnął jej tak mocno, jak ona pragnęła jego, tylko przeznaczenie mogło ją tutaj sprowadzić - prosto do niego, w jego ramiona. Z jej ust wydobyło się ciche kuszące westchnienie, kiedy poczuła dotyk dłoni Vane'a na swoim nadgarstku; tylko przez chwilę udawała niedostępną, odwracając wzrok - bardzo szybko uległa, wracając ku niemu jednym, wolnym  - niby to niepewnym, nieśmiałym - krokiem. Opuściła wachlarz gęstych rzęs, kryjąc szmaragd oczu, kiedy złożył dłoń na jej policzku; pulsowała zimnem, ale bynajmniej nie było to zimno trzeźwiące, otumaniona amortencją wiedźma nie była w stanie tak łatwo wybudzić się z tego stanu. Westchnęła raz jeszcze, nieco głośniej, czując, jak jej serce próbowało wyrwać się z klatki żeber - kiedy po raz ostatni czuła się w ten sposób? Zakochana jak nastolatka, porwana falą uczuć i emocji, zatopiona w wezbranych falach romantyzmu. Nie - w ten sposób nie kochała nigdy i nigdy wcześniej nie pomyślałaby też, że mogłaby polubić ten stan. A jednak - jego bliskość, ciepło oddechu, które czuła na twarzy, kiedy zetknęły się ich nosy; jej usta rozchyliły się bezwiednie - w momencie, kiedy odsunął się od niej jak oparzony.
Odwróciła się w bok  - szybko, nagle, zakrywając dłonią usta. Czy była zbyt otwarta? Czy go onieśmieliła? Obraziła? Traciła pewność siebie, przecież mężczyźni, z którymi dotąd miała do czynienia, naprawdę byli inni: znacznie mniej kulturalni. Dżentelmen wymagał od kobiety klasy, czy potrafiła się nią popisać? Nieśmiało dopiero po chwili powróciła ku niemu spojrzeniem, wodząc wzrokiem wzdłuż linii jego ust, ku oczom, wciąż tak samo czysto niebieskim.
Ale zaraz - przeprosił - on. Czy jednak nie zrobiła niczego złego?
Jej twarz znów przyozdobił subtelny uśmiech. Nie uśmiechała się często - ale przy nim przychodziło to niezwykle łatwo. Mogłaby się nim uśmiechać cały czas - nawet śmiać. Perliście, codziennie, każdego poranka pachnącego wspólną kawą.
Wysunęła dłoń przed siebie, uchwyciwszy jego dłoń, zaciśniętą na krawacie, wciąż się ku niemu uśmiechając - uspokajająco. Dotknęła go delikatnie, ciepło, powoli wsuwając palce pomiędzy jego, by finalnie spleść ich dłonie razem  - nieprzerwanie patrząc mu prosto w oczy.
- Mam na imię Cassandra - wypowiedziała wreszcie swoje imię, uświadomiwszy sobie, że wciąż nie znała jego. - I nigdzie się nie wybieram. - Nie sama, już nie. Rozumieli się - prawda? Czuła to, łączyło ich więcej, niż dało się na pierwszy rzut oka spostrzec. - Spokojnie - szepnęła cicho, kojąco, nerwy nie były potrzebne; dziś ziemia kręciła się tylko dla nich.  - Jesteśmy tu dla siebie - dodała, przyciągając jego dłoń ku sobie - i wycofując się ku pobliskiej ławce, w kierunku której pociągnęła go za sobą. - Wróćmy - powtórzyła za nim, mogli usiąść i zanurzyć się w lekturze, tylko po to, by posłuchać dźwięku swojego głosu - miał piękny głos. - Z pewnością objaśnisz mi kilka trudniejszych zwrotów. - I znów zachwycisz intelektem. - Niech... niech ten wieczór trwa - poprosiła los, odwracając się do niego tyłem - i zerkając przez ramię, by dał się poprowadzić ku ławeczce. - Zostańmy tu, aż zapadnie zmrok i otuli nas cisza, przez którą usłyszymy tylko bicie naszych serc.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]13.05.18 19:20
musica
Nastoletnie zakochanie ominęło ich najwidoczniej szerokim łukiem, by uderzyć właśnie teraz, gdy byli już dorośli. A on wpatrywał się w jej zielone oczy, bojąc się, że utonie i nigdy nie wypłynie na powierzchnię, całkowicie przy tym tracąc zmysły. To było szalone i kompletnie niewiarygodne. W końcu wstając tego ranka w głowie miał tylko i wyłącznie książkę, o której teraz ledwo pamiętał. Nie spodziewał się, że spotka na swojej drodze prawdziwy dar, który uderzył w niego grom z jasnego nieba. Cóż... Nie do końca, bo to była jedynie jedna z wielu kropel spoczywających na ciałach czarodziejów i czarownic w całym Londynie. Zapewne Jayden nigdy nie miał się dowiedzieć, co było przyczyną tego nagłego wylewu uczuć w stosunku do zupełnie obcej osoby, ale to wcale ich nie umniejszało. Świadomość niewypału szalonego alchemika w tym właśnie momencie na nic by się zdała, bo otumaniony jego wywarem, nie był w stanie odbierać rzeczywistości inaczej jak przez pryzmat uczucia do Cassandry. Aktualnie nie rozumiał, dlaczego zachowywał się w taki sposób. To znaczy rozumiał. Po części... A przynajmniej tak mu się zdawało. Bo przecież kochał tę kobietę! Ale dlaczego tak nagle? Dlaczego teraz? Czy było to spowodowane faktem, że zakochanie przychodziło właśnie w podobny sposób? Że uderzało jak grom z jasnego nieba jak w tych wszystkich opowieściach o romantycznej, acz tragicznej miłości? Nigdy nie był zakochany. Chyba nawet nie chciał być, woląc dostrzegać każdego na swojej drodze, a nie przysłaniać sobie świat jedną jedyną osobą. Życie było zbyt krótkie, ziemia zbyt ogromna, a przyjaźń i miłość jedynie stawały się potężniejsze, silniejsze, gdy można było się nimi z kimś dzielić. Im więcej, tym mocniejsze się stawały. To było niesamowite, a Vane nie potrzebował typowej dla większości osób romantycznej miłości. Te emocje były mu nieznane, w pewnym sensie pewnie również niezrozumiane, bo, odkąd pamiętał, miał swoje gwiazdy. Rodzinę. Przyjaciół. Nic więcej nie było mu potrzebne. A przynajmniej tak myślał do dnia dzisiejszego. Wydawało mu się, że znał jej twarz - czarownicy stojącej przed nim i przyglądającej mu się raz po raz. Niekiedy odważnie, by zaraz spuścić wachlarz rzęs i uciec spojrzeniem zawstydzona. Ale gdzie i kiedy mógł ją widzieć? Czy widział ją w dawno zapomnianym śnie, czy była to okrutna rzeczywistość? A skoro tak to gdzie i kiedy mógł ją przegapić? Minął niezauważoną na ulicy? Niemożliwe. Przecież teraz nie potrafił policzyć nawet do trzech w jej obecności, jakżeby więc mógłby ją tak po prostu minąć? A może to spotkanie odbyło się zbyt dawno, by mógł cokolwiek takiego pomyśleć? Gubił się we wszystkim po kolei, odkąd jego spojrzenie natrafiło na jej twarz. Ale niecodziennie spotykało się kobietę swojego życia, czyż nie? Zestresowany swoją śmiałością, myślał gorączkowo nad tym jak najlepiej uciec, zanim zupełnie spłonie ze wstydu, ale z pomocą przyszła mu ona. Spokojnie dotknęła jego dłoni, by zgrabnie wyswobodzić krawat z uścisku i złączyć ich palce. A gdy podniósł na nią spojrzenie, nie czuł już strachu. Bo nie zauważył na jej twarzy zawahania ani nawet odrzucenia, którego tak się obawiał. Uśmiechała się, a on odetchnął, nie zdając sobie sprawy, że wcześniej długo wstrzymywał oddech i odwzajemnił ten grymas, czując ulgę. Odbijała się ona w jego oczach i musiała ją zobaczyć. Gdy się przedstawiła, kolejny cios w potylicę dał o sobie znać. Cassandra, powtórzył sobie w myślach, zupełnie jakby chciał zapamiętać to imię dokładnie. Literka po literce. Ale przecież wyrzucenie tego z pamięci byłoby niemożliwe. To imię dosłownie wyryło mu się w umyśle i w sercu. Dał jej się prowadzić, przyjmując wszystkie słowa, którymi go obdarzała, nie wierząc w swoje szczęście. W połowie drogi do ławki w końcu wydukał krótkie Jayden i ponownie nabrał wody w usta. Zgodnie z jej wolą usiedli obok siebie, a cisza która zapadła była zarówno niezręczna jak i konieczna. JJ nie zdawał sobie zbytnio sprawy, która ze skrajności przeważała w tym momencie, ale czuł, że musi się odezwać. - Wiesz, że w obszarze Układu Słonecznego, znajdującym się między orbitami Marsa i Jowisza znajduje się planetoida nosząca twoje imię? Co prawda nie ja ją nazwałem niestety, ale pochodzi od imienia wróżbiarki i córki Priama. Co prawda nie jest gwiazdą, ale ma niesamowitą historię. Według najbardziej prawdopodobnej hipotezy, planetoidy powstawały w początkowym okresie kształtowania się Układu Słonecznego. Tak jak i same planety utworzyły się one z obłoku gazowo-pyłowego. Wiesz co to oznacza? Że są częścią pierwotnej mgławicy, z której również powstało Słońce. Wyobraź sobie, ile informacji można by zdobyć dzięki takiej planetoidzie... Może zachowała się w niej magia z początku tworzenia świata? Kto wie? Kto wie... - umilkł, zdając sobie sprawę, że chyba za dużo mówił. Zamknął szybko usta, ale po chwili znów je otworzył, obracając się przodem do siedzącej obok kobiety. - Cassandro... - zaczął, nie wiedząc jak to ująć w słowa. - Chyba nie jestem najlepszym romantykiem, ale jeśli to miałby być ostatni dzień na ziemi, niczego bym nie zmienił - odczekał chwilę, by uspokoić walące serce. Uśmiechnął się, po czym znów odwrócił twarzą do magicznego portu rozciągającego się przed nimi. - Chociaż pewnie żałowałbym, że cię nie pocałowałem - zaśmiał się krótko i zerknął na nią, sięgając niepewnie po jej dłoń. Miała chłodną skórę, ale nie przeszkadzało mu to ani przez chwilę. Ten dzień mógłby się nigdy nie kończyć.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]07.06.18 3:22
Wpatrywała się w niego jak w gwiazdy, o których mówił, jak w obcą, wyjątkową, szlachetną galaktykę, nowy nieznany ląd; nieczęsto spotykała ludzi, z którymi wiązała ją prawdziwa więź, pokrewieństwo dusz, czarodziejów, z którymi się po prostu rozumiała - bez słów, bez zbędnych gestów, nie wiedząc o sobie właściwie nic: może to był zawadiacki błysk w jego oku, może figlarny uśmiech, może ta urocza nieporadność, której nigdy wcześniej nie widziała - nie dostrzegała? - u mężczyzn; był wyjątkowy, jak ta jedna jedyna wyjątkowa gwiazda, o której mówił. Prawie gwiazda. Planetoida? Westchnęła ciężko, przejęta romantyzmem chwili - porwana uczuciem, przekrzywiając lekko głowę i spoglądając w jego oczy własnymi, szeroko otwartymi, o wysoko uniesionych w porywie uczuć brwiach. Był taki mądry. Taki niezwykły - nie była pewna, co takiego konkretnie ją do niego przyciągała, ale wiedziała, że nie chciała opuszczać go już nigdy. Nigdy w życiu, ani tym ani żadnym kolejnym. Gdzieś w połowie jego wypowiedzi wyłączyła się na dłuższą chwilę, mówił dużo i pięknie, ale czy mogła skoncentrować się na słowach, kiedy naprzeciw niej znajdował się ten mężczyzna? Wiedziała już, że wszedł w jej sidła - albo ona weszła w jego?, lubiła odwracać sytuację na własną korzyść nawet - a może zwłaszcza - wtedy, kiedy mijało się to z prawdą. Jego widok ją dekoncentrował, rozpraszał jej myśli i sprawiał, że z chwili na chwilę czuła się tylko coraz bardziej zakochana. Nie pamiętała już o niczym więcej - i nic więcej się zresztą już nie liczyło. Tylko ona, on, oni, we dwoje mogli stawić czoło wszystkiemu i wszystkim.
- Nie miałam pojęcia - westchnęła rozmarzona - ale to nie przypadek, że tuż obok dryfuje sam Mars - spojrzała mu w oczy znacząco. - Czekaj - rozproszona uwaga nie od razu wyłapała wszystkie słowa, z opóźnieniem reagowała na jego słowa - powiedziałeś... powiedziałeś, że nazwałbyś gwiazdę moim imieniem? - powtórzyła, zatrzepotawszy czarnymi rzęsami, wciąż wpatrując się w niego rozmarzonym, maślanym spojrzeniem. Żaden mężczyzna nigdy nie zrobił dla niej, ba, nie obiecał nawet, nic tak pięknego i romantycznego. Niby niewielki gest - ale tak piękny. Westchnęła jeszcze raz, przykładając dłoń do piersi, zupełnie jakby obawiała się, że z natłoku tych wszystkich wyjątkowych uczuć zaraz pęknie jej serce. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna mu wyznac, ze również jest wróżbitką - ale nie było potrzeby o tym mówić, jej dar był jej przekleństwem i ludzie różnie na niego reagowali. Nie chciała spłoszyć Jaydena. - To takie romantyczne - westchnęła, przymykając w rozmarzeniu oczy; wizualizowała sobie tę chwilę, ich dwoje na łące, na jednym z górskich pagórków, przyglądający się nocnemu niebu upstrzonemu srebrnymi gwiazdami. On - pokazywał jej jedną z nich, Cassandra nazwaną na jej cześć. - Magia z początku świata... - powtórzyła za nim tym samym tonem, choć niewiele rozumiała z jego wywodu - był za trudny. Albo za długi, a ona zbyt rozproszona, wyjścia wydawały się dwa i obie równie prawdopodobne. Gdzieś po drodze straciła wątek, ale nie przejmowała się tym - zamiast pociągnąć dyskusję zatrzepotała rzęsami mocniej, patrząc prosto na niego tak, jakby zaraz miał się skończyć świat. I wtedy - wypowiedział na głos jej imię. Miał taki męski głos. Perfekcyjną dykcję. - Tak? - Czy powinna się martwić? Czy ucieszyć? Teatralna przerwa w jego wypowiedzi nie udzielała jednoznacznej odpowiedzi, nie mogła wiedzieć, o co mu chodziło. Kąciki jej bladych ust powoli, łagodnie, unosiły się do góry, kiedy usłyszała w końcu jego urocze wyznanie. Nie znała się na poezji tak jak on - ale jeśli kiedykolwiek, jako mała dziewczynka, wyobrażałaby sobie księcia z bajki i jej pierwsze spotkanie z takim mężczyzną, bez wątpienia widziałaby je tak, jak dzisiaj.
- To byłby piękny koniec. Naprawdę piękny - przytaknęła mu, przeciągając spojrzeniem za jego wzrokiem - na portowy krajobraz. Ta część miasta naprawdę była niezwykle urokliwa - o ile nie zachozdiło się w bardziej podrzędne rejony. Uniosła ku niemu spojrzenie dopiero, kiedy wspomniał o pocałunku. Poczuła ciepło jego dłoni na własnej, a jej serce zabiło jak dzwon - jak ptaszę, które pragnie wyrwać się z klatki żeber. Nie mogła nie poddać się tej chwili, zaobserwowała już, że Jayden potrzebował małej pomocy z przejęciem inicjatywy. Pragnęła go ośmielić. Przysunęła usta do jego, ledwie muskając je własnymi - nim oderwała się od niego jak oparzona.
Jak ona wyglądała? Nie opuściła dzisiaj domu  z myślą o towarzyskim spotkaniach, jej strój nie był tak dobry, jak doby mógłby być, musiała zmienić garderobę. Umalować twarz, pomóc naturze - by zatrzymać przy sobie tego mężczyznę.
- Muszę iść - stwierdziła z żalem, na krótki moment przenosząc spojrzenie w bok - jak spłoszona. - Przypudruję się i zaraz do ciebie wrócę - obiecała ze szczerym uśmiechem, po czym ucałowała jego policzek, nakryła na twarz kaptur i rozmyła się w powietrzu, przeobrażając się we wronę, która wzbiła się w powietrze - i zniknęła.
Oprzytomnieniu towarzyszyła ambiwalencja i pewna doza czegoś bardzo nieswojego.

zt x2 lady




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Akwarium z ośmiornicą [odnośnik]17.07.18 21:53
11 lipca
Hjall czuł się trochę nieswojo. Niby port to tak jakby jego teren, a przynajmniej teren który nieźle znał, ale tym razem był tutaj sam. Bez wiedzy rodziców. Jak się wyda, gdzie był to pewnie dostanie niezłe smary. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta cała wyprawa to totalna głupota, ale już miał dość siedzenia w domu i w swoim pokoju. Anomalie działały mu już całkiem na nerwy i zaczynał chodzić po pokoju jak wilk po klatce.
Kiedy nadarzyła się okazja, żeby niepostrzeżenie wyjść z domu… cóż skorzystał z niej zanim zdążył do końca to przemyśleć. Trochę nie w jego stylu, ale cóż zrobić. Liczył na to, że o ile nawet jeśli się wyda, że gdzieś polazł to uda mu się pościemniać, że przecież był na podwórku czy też ogólnie w okolicy Grimmaud Palace. Wtedy co najwyżej będzie musiał się nasłuchać i pewnie też mu się trochę oberwie, ale za to dużo mniej.
Miał trochę czasu na spacer. Ojca gdzieś wywiało, a matka zajęła się warzeniem eliksiru. Nie powinni od razu zauważyć, że go nie ma w domu. No a przynajmniej taką miał nadzieję.
Bez większego namysłu skierował się w stronę magicznego portu. Szedł pewnym krokiem, a do tego wyglądał na nieco starszego niż był w rzeczywistości, niewiele, ale zawsze coś, więc nikt po drodze go nie zaczepiał. Port i okolice to było jego ulubione miejsce w Londynie. Początkowo chciał pójść zobaczyć co tam słychać w Marinie, ale na szczęście zanim to zrobił zorientował się, że tam ma duże szanse wpaść na kogoś z rodziny. To byłby nienajlepszy pomysł. W sumie ryzyko na natknięcie się na familię i tak istniało, ale w innych częściach portu było jakby trochę mniejsze.
Zamiast tego postanowił zajrzeć do akwarium z ośmiornicą na skwerze. Co jak co, ale morskie zwierzęta go fascynowały.
W milczeniu przyglądał się zwierzęciu. Po chwili jednak odwrócił od niej swój wzrok, żeby przeczytać legendę do piłeczek.
Hjalmar Goyle
Hjalmar Goyle
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Dzieci
Dzieci
https://www.morsmordre.net/t6246-hjalmar-goyle#155131 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/

Strona 4 z 21 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 12 ... 21  Next

Akwarium z ośmiornicą
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach