Wydarzenia


Ekipa forum
Sherwood [I]
AutorWiadomość
Sherwood [I] [odnośnik]05.08.16 23:24
First topic message reminder :

Sherwood

Tajemnicze, pełne magii lasy Sherwood przynależą do hrabstwa Nottinghamshire. Od stuleci znajdują się one pod opieką Nottów, którzy dbają o bezpieczeństwo na jego granicach oraz pilnują, by nikt niepowołany nie zakłócał spokoju żyjącym tam istotom ani nie niepokoił driad zamieszkujących osławiony dąb Major Oak. Czyjakolwiek obecność bez uzyskania pozwolenia ze strony opiekunów Sherwood skończy się tragedią, bowiem lasy te same potrafią się obronić przed niepotrzebną ingerencją. Każdy nieupoważniony zabłądzi w gęstwinach i nie znajdzie drogi powrotnej, dlatego lepiej uważać, czy rzeczywiście pragnie się móc podziwiać to piękno po raz ostatni.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.08.16 15:07, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sherwood [I] - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sherwood [I] [odnośnik]07.08.16 23:29
Miesiąc. Długi miesiąc, kiedy to tkwiła w dworku i uciekła przed światem. Lawirowała na granicy chęci opuszczenia posiadłości, a także zostania w bezpiecznych czterech ścianach, bo to one tylko dawały poczucie względnego bezpieczeństwa. Świadomość jednak, że Nottowie po raz kolejny realizowali plan odbicia się po tragicznych wydarzeniach sprawił, że musiała się pojawić. Nie po złości bądź ignoracji stanu zdrowia, a dla własnej wiedzy, że już jest w stanie przebywać pośród ludzi i nie lękać się tego, że ktokolwiek odważy się podnieść na nią znowu rękę. Czuła też pewnego rodzaju pustkę, kiedy to opuściła rodziny dom, a następnie teleportowała się na tak dobrze znany tereny. Od kilku tygodni męczyło ją przeświadczenie, że utraciła coś istotnego. Coś, co budowało ją latami, a teraz jakby nagle uleciało w eter i nikt nie był w stanie przewidzieć kolejnego ruchu młodej czarownicy, na której szyi zapętlała się niewidzialna lina i odbierała powietrze, którego łaknął każdy, ale Katya? Czy ona w tym fałszu i obłudze także tego chciała? 
Czarny kaptur obity delikatnym futrem (także przy rękawach) otulał jej blade lica i nie pozwalał zbyt dużej ilości zimna wedrzeć się tam, gdzie nie powinien się znajdować. Czuła, że jest niemal niedostrzegalna, ale dla niej to było lepsze, bo najgorszym co można uczynić przeciwnikowi, to go zaskoczyć. Tutaj także posiadała takowych i musiała mierzyć do nich różdżką? Nie. Nie wierzyła w to, ale dla przezorności trzymała w wysokich kozakach czarodziejskie uzbrojenie, jakby chcąc się upewnić, że nic jej nie zagraża. Obawiała się o swoje życie, ale nie przez wzgląd na sabat. Chodziło o coś więcej. I elementem zaskoczenia, zapewne dla każdego, mogły okazać się bryczesy, które akurat wciąż trzymała w szafie, a z których tak często korzystała Madison na wielu wyścigach. Spodnie nie przystoiły kobietom, ale czy w sukniach jeździło się wygodnie? Zsunęła jedynie materiał płaszcza z głowy, a następnie ujęła pewnie lejce, gdy już w ten uczuciowy sposób połączyła się z ogierem Andaluzyjskim i doskonale wiedziała, że był pisany właśnie jej. Zefir. Pogłądziła delikatną grzywę mustanga, którą przeczesała jeszcze opuszkami, a następnie ruszyła w kierunku tych, którzy zdążyli się już zebrać. Prosta sylwetka świadczyła o swoistego rodzaju wyższości, choć nigdy nie czuła się lepsza, bo była szlachetnie urodzona. To nie miało wartości, a przynajmniej teraz.
Leniwym spojrzeniem powiodła po zebranych i dostrzegła Raphaela, a także Percivala. Dopiero później jej wzrok utkwił na sylwetce Inary, której nie widziała od dawna, a o kuzynce Ulli nawet nie chciała wspominać. Ścisnęła nieco mocniej piętami konia i ruszyła w stronę kuzynostwa, skinając jeszcze głową Lady Darcy.
-Uprzędzę twoje pytanie na wstępie - zwróciła się do lorda Notta. -Eliksiry zostały zaaplikowane; w przeciwnym razie, wciąż tkwiłabym w swojej sypialni i czekała na cud - uśmiechnęła się wrednie, jakby brakowało jej kąśliwych uwag wymienianych z kuzynem. Dopiero potem jej wzrok skierował się na Percy'ego, ale nie odezwała się słowem. Obawiała się, że dostanie jakąkolwiek reprymendę, a te zdecydowanie nie były jej teraz potrzebne.
Powodziła jeszcze przez moment po zebranych i na widok ojca przyjaciółki, rozweseliła się. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała Adrienna, ale mężczyzna musiał mieć już teraz pewność, że rozmowa z Katyą go nie ominie. Przynajmniej na razie. Wypuściła jeszcze powietrze świstem, gdy w tłumie odszukała twarz Edgara, a serce zakołowało w piersi lady Ollivander dwukrotnie. Czyż to nie łut szczęścia, że znów na siebie trafiali? Wiedział, że kocha rywalizację i tym samym wierzyła, że enigmatyczny uśmiech i lekkie skinięcie głową, będzie zaproszeniem do wspólnej zabawy, by udowodnić sobie - kto jest lepszy, a przy okazji, może uda im się zakopać wojenny topór? Kto wie. Dopiero wtedy utkwiła obsydianowe tęczówki na twarzy Ramseya i jego także obdarzyła delikatnym, acz niezwykle krótkim uśmiechem. Nie miała pojęcia, czy jest dobrym jeźdzcem, ale życzenie mu powodzenia mijało się z jakimkolwiek celem. Katya nigdy nie mówiła otwarcie tego, co naprawdę chce komuś przekazać i wyrażała to w niemych gestach, dlatego sądziła, że odczyta to nikłe wykrzywienie warg jako wyduszenie z siebie prostej frazy, która nigdy nie byłaby w stanie przejść przez jej gardło. 
-Moja droga - tu zwróciła się do Inary -Powinnam czuć się zaniedbana i zazdrosna o twego narzeczonego? Prawie w ogóle się nie widujemy i doprawdy ciąży mi to na piersi - zażartowała. Oczywiście, że to robiła i nie miała nic złego na celu. Nie chciała urazić Lady Carrow, a już tym bardziej swojego kuzyna i wierzyła, że odbiorą to właściwie. -Zapraszam cię do siebie na gorącą herbatę w najbliższy weekend i wierzę, że mi nie odmówisz - skinęła jeszcze subtelnie głową, a potem przeniosła wzrok na najstarszego z Nottów.
-Percivalu, jak zawsze jesteś czarujący, ale postaraj się nie określać konia mianem kucyka, kiedy zamierzasz jakiegokolwiek ujeżdżać; kto wie... Może to twój okaże się na tyle niesforny, że nie utrzymasz się w siodle dłużej niż dziesięc sekund? - zapytała z nutą drwiny, tą typową dla siebie, a następnie przeniosła spojrzenie na Ullę. -Mężczyźni są nad wyraz przewidywalni, ale stawiam dzisiaj butelkę wina, że Percy nie znajdzie się pierwszy na mecie - i na to też koń Katyi prychnął i machnął grzywą, jakby się z nią zgadzał. -Widzisz, nawet on tak twierdzi...

/Będzie krócej, promys


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 0:25
Konia z rzędem temu, kto mi powie co człowiek taki jak Westling, robił w miejscu pełnym gęb, których każdy półkrwi z krztą rozumu pod kopułą, raczyłby unikać. O tej porze powinien raczej decydować się na pączka z lukrem i kawę, jak na prawdziwego policjanta przystało. Trudno powiedzieć na czym przede wszystkim mu zależało. Po trosze spodziewał się, że na miejscu spotka się z charakterami, które co najmniej go zaciekawią, zadziwią. Bądźmy szczerzy, sam ktoś, kto urządza gonitwę w zimie musi być niespełna rozumu lub rozrywki, której Franz, bez zawahania, oczekiwał.
Aż mu się oczy błyszczały, z rana, kiedy jak przystało na dżentelmena, golił narosły przez noc zarost. Gdyby to było lato, pewnie przywdziałby swój ulubiony, słomkowy, elegancki kapelusz, lniane spodnie podwinięte do kostek tak, jakby miał wodę w piwnicy (choć takowej również nie posiadał). Teraz musiał się zdecydować zaledwie na coś w rodzaju bryczesów z grubszego materiału i płaszcz z podbiciem i stójką. Włosy, jeszcze na końcówkach mokre po kąpieli, zgarnął niedbale w tył przypominając sobie, że koniec końców czeka go wizyta u fryzjera. W samym sercu Londynu, w nie najlepszej z kamienic miała swój zakład prawie siedemdziesięcioletnia mugolska fryzjerka. Nawet w zimę jak ta, na wspomnienie o uroczej kobiecie, robiło się Franzowi przyjemnie ciepło na duszy i sercu. Nie wykluczone, że prawdziwym powodem były te dwa łyki nalewki, wlane w gardło dla rozochocenia przed małą przygodą.
Większość go nie znała, choć on kojarzył ich twarze. Rozpoznawał też nastroje i dopowiadał bajki. Część wiary celowo przeoczył, zmierzając do boksów, a zameldowawszy się, otrzymał w opiekę konia.
- Jestem Franz. - powiedział odwracając głowę do swojego rozmówcy. Konia. - Będziesz Hops. Witam cię Hopsie. - mówił ciągnąc go za uzdę do, jak sądził, linii startu. Tak się składa, że nigdy przedtem nie brał w takich dziwach udziału. Liczył na współpracę bułanego przyjaciela.
Wiedza teoretyczna, bo bez tego nie ruszyłby się z mieszkania, pozwoliła mu wspiąć się na grzbiet wierzchowca. Prostując dumnie plecy miał ochotę nawet wystawić rękę i machnąć nią jak królowa angielska do swoich poddanych, czego oczywiście nie uczynił. Pochylił się ostrożnie nad koniem i szepnął mu pewnym głosem parę uspokajających słów.
Siedzę na koniu, pomyślał próbując nie majtać nogami rozstawionymi elegancko po bokach wierzchowca. W oczekiwaniu na rozwój sytuacji rozejrzał się wkoło i dostrzegając jedną z uroczych, a jakże, panienek (Victoria!), mrugnął wesoło.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 1:01
Titus zostawiał za sobą głębokie ślady ciężkich buciorów - biały puch trzeszczał pod jego stopami, gdy gnał pomiędzy pojedynczymi drzewami (och, każdą roślinę musiał dotknąć, zbadać fakturę każdej kory i do każdej szepnąć słówko) w kierunku stajni. Oby tylko coś dla mnie zostało! - przeszło mu przez myśl gdy rzucił okiem po wszystkich zgromadzonych jeźdźcach. Aparycja niektórych zwierząt zapierała mu dech w piersiach! Ten biały na przykład... cudowna istota! Ollivander był pewien, że znaleźliby wspólny język... Niestety, równie urodziwa dama sprzątnęła mu go sprzed nosa! Zmierzył także siwego oraz czarnego, wszystkie brązowe, rude i w innych odcieniach. Podekscytowany zbliżającą się przygodą przekroczył próg budynku, od razu rozglądając się dookoła - serce skakało mu do gardła kiedy mijał kolejne puste boksy i gdy wreszcie złapał chłopca stajennego, nico zbyt nachalnie wypytując o rumaka dla siebie. No cóż, jego entuzjazm opadł kiedy młodzian wskazał ukrytego w głębi żółtego konia o zadziornym, czarnym niczym węgiel spojrzeniu. Prychnął wrogo gdy Titus się zbliżył, zaś kiedy wystawił ku niemu dłoń, z ochotą (i niejaką czułością, której w ogóle nie spodziewał się po tej bestii) przygryzł mu palce. Parskał i tupał widząc, że jego przyszły jeździec nie wygląda na kogoś kto ucieknie z krzykiem. O nie! Ollivander nie da za wygraną! Przyszedł tutaj dosiąść wierzchowca i nie wyjdzie dopóki nie przekroczy mety!...
- Osz ty w mordę!... Puść, cholero! - zmarszczył brwi, energicznie machając jedną dłonią, natomiast palce drugiej zaciskając na lejcach. Oj nieźle się namęczył zanim koń wreszcie za nim ruszył. Zresztą ta żółta bestia świetnie się bawiła podszczypując i podgryzając Tytusa.
- Zostaw! - rzucił półgłosem wychodząc ze stajni - Zachowujesz się okropnie, będę ci mówił Cholera. - wyciągnął rękę chcąc pogładzić go po łbie, jednak koń znowu sapnął grożąc mu dwoma rzędami wielkich zębów. Świetnie! Trafił swój na swego, można rzec! Jak tak dalej pójdzie, to Ollivander pewnie nawet nie ruszy... Niemniej robił dobrą minę do złej gry, wciąż mówiąc do swojego towarzysza, wciąż próbując przkonać go do współpracy i obiecując niestworzone nagrody - cukier, czesanie, czyszczenie kopyt czy inne zabiegi pielęgnacyjne na których totalnie się nie znał.
- Błagam, Cholerko, nie zrzucaj, nie zrzucaj... - szeptał sam do siebie z lękiem w błękitnych oczach wspinając się na konia... Wstrzymał powietrze i... nic się nie stało! Bydle nie stanęło dęba, nie zrzuciło go także w żaden inny sposób i wreszcie nie charczało wrogo, kiedy delikatnie potrząsał lejcami. Może tylko zbyt energicznie ruszyło w kierunku największego zbiorowiska, gdzie Tytus dostrzegł swoje kuzynki i kuzynów, oraz innych szlachetnie urodzonych zebranych wokół.
- Dzień dobry! Życzę wszystkim powodzenia! - rzucił na powitanie próbując zmusić Cholerę do postoju, ale wyszło całkiem marnie - koń nawet się nie zatrzymał, więc Ollivander pomachał wszystkim na pożegnanie krzycząc, że idzie ustawić się na linię startu.


Every great wizard in history has started out as nothing more than what we are now, students.
If they can do it,

why not us?

Titus F. Ollivander
Titus F. Ollivander
Zawód : uczy się różdżkarstwa
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
first learn the rules,
then break them
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3427-tytus-flawiusz-w-budowie#59470 https://www.morsmordre.net/t3451-poczta-titusa#59932 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f240-lancashire-holcot-dworek-ollivanderow https://www.morsmordre.net/t3485-t-f-ollivander#60769
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 2:08
Emery stawiła się lekko spóźniona; spóźniona na tyle, by nie mieć już czasu na prowadzenie dyskusji czy raczej ich podsłuchiwanie. Przyszła tu dla relaksu, wyciszenia, więc zdusiła w sobie chęć poznania myśli i sekretów innych. Po drodze skinęła kilku osobom głową, z kilkoma wymieniła może dwa słowa. Sobotni poranek spędzony w siodle wydawał się idealną formą odstresowania po tygodniu pracy. Kochała konie, jeśli nienawidziła lotów na miotle, to na końskim grzbiecie czuła, że mogłaby spędzić wiele godzin - a to było podobne do latania. Dla poczucia pędu i wolności była w stanie znosić zimową aurę, a co więcej, nawet założyć spodnie. Ocieplane, czarne bryczesy nie raziły w oczy, komponując się z idealnie skrojonym, ciemnozielonym frakiem z onyksowymi guzikami. Miękkie futro z szynszyli wokół kołnierza zapewniało ciepło podczas jazdy. Nie mogła przemarznąć, choć wiedziała, że nawet najcieplejszy kołnierz i rękawiczki ją przed tym nie uchronią i chwile przyjemności będzie musiała przypłacić przyjęciem dawki eliksiru pieprzowego. Włosy upięła w ciasny, niski koczek, na którzy nałożyła siateczkę z pereł, całość dopełniła niskim cylindrem. Gdy pojawiła się w pobliżu wierzchowców, jeden z młodych opiekunów podprowadził konia; sądząc po jego budowie, Emery stawiała na krew angielską. Trafił w jej serce sierścią o popielistym zabarwieniu i niemal czarnej grzywie i ogonie. Ogier wydawał się być dopasowany idealnie pod nią - zarówno wzrostem, jak i temperamentem. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc jak niecierpliwie macha ogonem - tak jak ona chciał już popędzić w las. - Spokojnie... Cierpliwości, mój drogi. Wkrótce pofruniemy, czyż nie Ikarze? - szepnęła do konia, głaszcząc go po szyi, ten znów spróbował podszczypać jej włosy, więc poczęstowała go niewielką marchewką, ot tak, na dobre rozpoczęcie znajomości. Choć koń nie miał skrzydeł, pęd po lesie będzie niezwykle podobny do lotu; miała tylko nadzieję, że wierzchowiec nie okaże się zbyt narowisty i nie skończą niczym Ikar, który zbyt zafascynował się słońcem... Sprawdziła jeszcze popręg i strzemiona, którym nadała minimalne poprawki - po tym ruszyła w kierunku linii startu, całkowicie niezainteresowana rozmowami.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Emery Parkinson dnia 08.08.16 15:52, w całości zmieniany 1 raz
Emery Parkinson
Emery Parkinson
Zawód : Projektantka mody
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Appear like the innocent flower, but be the deadly snake beneath it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sherwood [I] - Page 2 UEahsES
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2503-emery-parkinson#39082 https://www.morsmordre.net/t2633-poczta-lady-parkinson#41954 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f258-gloucestershire-dwor-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t2766-skrytka-bankowa-nr-684#44751 https://www.morsmordre.net/t2744-emery#44244
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 12:32
- Witam pana, panie Wright - pojawia się lord Carrow na koniu, gdzieś z lasu wyjechał, wydaje się, jaby się w tym lesie pudrował, czesał i prasował swój piękny strój, ale to już taka przypadłość Carrowów, że pięknie sie prezentują na koniach. Jeszcze Adrien może zatracił trochę z tej umiejętności, ale to pewnie dlatego, że się zaraził chorobą od mugoli i teraz się nieco bardziej garbi. Deimos zaś siedzi sztywny jakby mu ktoś badyl przyczepił do łopatek i kazał się tak pięknie prezentować, żeby jego wzrok przypadkiem nie zrobił się ani odrobinę bardziej przychylny.
Za Deimosem drepcze koników pięć, możliwe, że na jednym jedzie jego małżonka, ale wszystkie zatrzymują się w ogległości, kiedy Deimos daje im znak. Sam się zbliża łaskawie do sir Wrighta. Tylko, czy ten wielkolud zasługuje na mianowanie go sir? Tak czy siak, do lorda Carrow dotarła wiadomość o wygranej Benjamina podczas ostatniego polowania. Dlatego właśnie pojawia się obok zdolnego jeźdzcy i skinął mu głową, uznając że chyba rozmawia z kimś sobie równym. Deimos najwyraźniej po tym jak się dowiedział, że bedzie mieć dziecko, to zdziwaczał do końca i teraz jest typem mężczyzny, który zagaduje jakiś ludzi ze złej krwi ulepionych.
- Doszła do mnie wiadomość, jak wspaniale pojechał pan podczas ostatniego polowania. Niestety nie miałem jeszcze okazji pogratulować - tu powoli zdejmuje rękawiczki, które tkane z najwyższej jakości materiału, mają pana lorda ochronić przed jakimikolwiek otarciami by jego szlacheckie rączki wciąż były szlacheckie. Nieważne, że zwykle wszystko to nie ma dla niego znaczenia, a całe dnie spędza przy konikach i wcale nie dba o jakieś tam otarcia, przy takich wydarzeniach jak to, należy się umieć pokazać. No i zachować. Bo czym innym miało być to spotkanie z panem Wrightem, jak nie wyreżyserowaną szlachecką grą. Tego samego typu, jak organizacja i współorganizacja z lordami hrabstwa Nottingham tej całej gonitwy. Przecież oba rody dobrze wiedziały, że bratanie się ze szlamami to zły pomysł. Ale czy nie było trochę prawdy w powiedzeniu, że przyjaciół miej blisko, ale wrogów jeszcze bliżej. Nieszczery, ale wyćwiczony uśmiech lorda Carrow, więc wita pana Benjamina w progach Nottinghamshire. Gdyby tylko miał pojęcie, jak blisko z niektórymi szlachciami, jest ów mężczyzna, nigdy nie podałby ręki ani mu, ani tamtemu szlachciowi. Ale nie miał pojęcia, był przecież tylko lordem Carrow, który przyszedł tutaj załatwiać biznesy i posprzedawać kilka atenonanów. No i udawać, że mu się podoba towarzystwo szlam. Podaje dłoń Benjaminowi, witając się z nim serdecznie jakby się witał z przyjacielem. Wyróżenienie miało być jednocześnie kolejnym wyzwaniem rzuconym Wrightowi. Czy nie tak dawno jakaś szlama nie zajęła drugiego miejsca w wyścigu, mając sobie za nic etykietę szlachecką? Niech Wright pokaże na co go stać.
- Mam nadzieję, że i tym razem uraczy pan nas tak wspaniałą jazdą. Okazja trafiła się wspaniała, dziś przecież święto równości- czy to przekąs, czy próba odnalezienia w Benjaminie prawdy. Co chowa w sobie ten wielkolud, którego żaden koń nie powinien umieć ponieść.


deimos ma swoją uprzaż odchudzającą jbc
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 13:22
Absolutnie nie miał pojęcia, co robił w lesie. Sherwood budziło w nim zbyt wiele złych wspomnień, jednak doskonale wiedział, że odmówienie udziału w, bądź co bądź, towarzyskim spotkaniu organizowanym przez jego rodzinę nie wchodziło w rachubę. Prywatne animozje nie miały racji bytu, nawet gdy przyszło mu stawić się z własnymi koszmarami. Na samą myśl o ponownym wejściu do lasu tracił dech i szukał deski ratunku. Nie chciał ponownie przeżywać tego samego, mimo zapewnień ojca, iż wszystko będzie w porządku. Nie wierzył mu ani przez chwilę, bo to nie on musiał zmagać się z problemami, które mu przekazał wraz ze szlachetną krwią Nottów.
Branie udziału w gonitwie stało się dla niego jeszcze bardziej przykre niż tragedia na Sabacie. W tym wypadku jednak nie miał na tyle dużego doświadczenia w jeździe konno, by wystawiać się na takie pośmiewisko i nawet rozmowa z opiekunami klaczy, na którą pomogli mu wsiąść z dala od widoku pozostałych, nie rozwiała obaw. Najmniejsze zranienie w trakcie wykluczy go z rozgrywek i pośle prosto do Świętego Munga, a już był wystarczająco zestresowany ostatnimi wydarzeniami własnego życia. Wprawdzie minął aż miesiąc od chwili, gdy poznał swoją przyszłą narzeczoną, jednak uczucia kołatały się w nim każdego dnia. Codziennie bił się z myślami i próbował pogodzić z zaistniałą sytuacją, lecz nadal szedł w zaparte. I nie umiał wytłumaczyć tego przed samym sobą.
Ściskając nieco mocniej wodze, pozwolił klaczy ruszyć. Nie wdawał się w dyskusje, dlaczego właśnie klacz, a nie ogier, trafiła w jego ręce. Przejmował się jedynie tym, że z każdym dniem czuł się coraz gorzej i doskonale wiedział, na kogo powinien zrzucić winę, choć ostatni raz rozmawiał z nią wieki temu. Jednocześnie bał się wymawiać, choćby w myślach, te dwa słowa, które o wszystkim zadecydowały. Zdecydowanie łatwiej było udawać, że nic takiego się nie stało, jeśli miał utrzymać się w siodle przez całą gonitwę. Myślenie o czymś innym, nawet o pięknym, jasnym umaszczeniu klaczy stało się jednak zbyt trudne. Na dodatek powitanie pozostałych uczestników leżało w jego obowiązku, który dzisiaj spełniał wyjątkowo lakonicznie. Mijanym po drodze na linię startu zawodnikom kiwał uprzejmie głową, a Victorii posłał namiastkę, bardzo wymęczoną namiastkę uśmiechu, aż zatrzymał się niedaleko równie osamotnionej Emery.
Dzień dobry, Em — odezwał się cicho, wbrew wszystkiemu starając się nie zaszczycić jej spojrzeniem. Wyglądał okropnie i nie chciał, by ona przejęła się jego chorobą. — Piękny dzień na gonitwę, czyż nie? — spytał, mając na myśli chłód oraz ogromne ilości śniegu złożonego w konarach drzew.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 13:34
Zapach sierści wierzchowca działał na nią kojąco. Różnił się od tej aetonatowej, ale ostre nuty nigdy nie były nieprzyjemne, Kojarzyły się Inarze - wbrew pozorom - z bezpieczeństwem. Jako mała dziewczynka, często przybiegała do rodowych stajni, by - zdarzało się nawet tak - zasnąć przy ulubionym wierzchowcu. Możliwe, że i teraz działało to na nią podobnie. Gdzieś na skraju świadomości, wyczuwała, że powietrze wypełnione jest cicha melodią śpiewana przez smutek. Widziała, go, słyszała i czuła, niby osiadające na skórze kropelki rosy.
Nawet uśmiech Percivala, chociaż ciepły, bliski, dla niej - miał w sobie coś nieodczytanego, jak niezgrabny dźwięk w toczącej się piosence. A może marszu? I mimo wszystkich znaków, Inara uśmiechała się, kradnąc radosne fragmenty światła, jakby chciała naładować siebie i innych zebraną aurą - Raczej nie chcesz mi odmawiać...albo nie umiesz mi odmówić - nachyliła się mocniej, by przejść płynnie pod głową czujnego zwierzęcia, które bez protestów pozwalało na jej gesty - ...albo chcesz mnie upić - dodała ciszej, zatrzymując się już po drugiej stronie wierzchowca, tym samym stojąc między dwoma stworzeniami. Spojrzała w górę, na mężczyznę siedzącego już na grzbiecie Ducha. Chciała go przywołać lekkim wygięciem warg, milczącym wołaniem, niżej, do niej, by nachylił się na jedną chwilę, zanim wokół pojawią się inni. Zatrzymała się w połowie gestu, opierając się o bok swego skargniadego ogierka jedną dłonią - tę samą, na której palcu mienił się zielenią oczka - pierścionek.
Ojciec zawsze robił wrażenie. Pewnością z jaką trzymał się w siodle, wyprostowany, z lekkością opanowując narowistą klaczkę, zataczając wokół kilka wolt - To bardzo kobiece zachowanie, tato. Żadna tak charakterna istota nie chce poddać się łatwo czyjejkolwiek woli. Przynajmniej do czasu, aż... - zmrużyła oczy przenosząc rozbawione spojrzenie z prychającej, rudej złośnicy na Łowcę. I gwałtownie wróciła wzrok ku ojcu. Możliwe, że coś niebezpiecznie zakwitłoby na jej policzkach, ale wybawieniem okazała się Ula, której smukła sylwetka przykuwała spojrzenia zebranych łatwiej, niż iskrzące się w słońcu złoto. Oparła się pewniej, prawie opierając policzek o miękką sierść zwierzęcia. Z westchnieniem i nadal błądzącym uśmiechem na wargach przyjęła obecność młodej alchemiczki, która przez ostatni czas zdawała się być wobec niej nieco..chłodniejsza? I prawdopodobnie znała powód zachowania. Nie dziwiła się. Odwróciła głowę, nie próbując nawet przesłuchiwać się cichej wymianie zdań między rodzeństwem. To była ich przestrzeń, w którą nie chciała ingerować. Zareagowała dopiero na dalsze słowa Uli. Podniosła głowę, przypatrując się jej nieskazitelnym rysom - Towarzystwo damy zdążył rozpoznać już w Tobie - odpowiedziała cicho. Siostra Percivala była śliczna, chociaż przejrzysta zieleń oczu malowała się zawsze odległą, niedoścignioną nutą cienia. I nadal ją uwielbiała.
Spięła odrobinę mocniej ramiona, gdy do ich grona dołączył Raphael. Lubiła uzdrowiciela, ale nadal czuła się nieswojo wiedząc, jak obserwuje ją inaczej, zupełnie, jakby oceniał jej możliwości. Musiała chyba się przyzwyczaić, że przez jakiś czas rodzina Percivala, tak własnie będzie na nią reagować - Lordzie Nott - drgnęła lekko, posyłając szlachcicowi zdawkowy uśmiech. Ostoją wydawała jej się teraz postać ojca, do którego uciekła wzrokiem.
Gdzieś, między jednym a drugim uśmiechem, dostrzegła potężna sylwetkę Benjamina. Podniosła się na placach, chcąc wychylić się zza towarzystwa, ale - jeśli ją zauważył, zniknął dalej, nie zatrzymując się ani na chwilę. Rozchyliła usta w zatrzymanym spiesznie słowie, akurat gdy dostrzegła postać kuzyna, który zbliżył się do Wrighta. Już nie pójdzie, tylko...czy i u przyjaciela widziała w oczach bólu?
Gdzieś w międzyczasie przywitała Evelyn, kiwnęła głową Edgarowi, posłała uśmiech panu Bezczelnemu, zwanemu Mulciberem i pomachała pannie Parkinson, od czasu do czasu rejestrując kolejnych napływających uczestników wyścigu, długo jednak nie mogąc poświęcić im swojej uwagi, która wystarczająco mocno absorbowała na obecnych obok niej sylwetkach.
Zastanawiać się długo nie mogła, bo towarzystwo  - w bardzo żywiołowy sposób - ubogaciło się o czarnowłosą Różę Rosierów - Darcy - wychyliła się raz jeszcze, tym razem kończąc swoją pozycję na ziemi. Płynnie, bez pomocy strzemion, odbiła się od podłoża, by znaleźć się na grzbiecie swego Francuza. Zwierzę tupnęło kopytem, rozbryzgując srebrzyste, lodowe drobiny, ale była to raczej reakcja na gniewne parskania rumaka, którego dosiadała hipnotyzerka. - Chyba poznaję twego towarzysza - zwróciła się do panny Rosier i puściła luźno wodze, kontrolując rumaka samymi łydkami. Z kieszeni wyciętego płaszcza wyciągnęła ciemnobrązowe rękawiczki, które wsunęła na wychłodzone dłonie - ..on chyba mnie też - mrugnęła wesoło - Uważaj na zakrętach, bo lubi gwałtowne zwroty. Podziwiam jednak wybór, jest genialny na wyścigi - oparła dłonie na udach i wygodniej ułożyła się w siodle. Miała na sobie czarne, skórzane bryczesy, ale nikt nie powinien się dziwić, że zmieniła suknię na poczet jeździeckiego stroju. Była w końcu Carrowem.
Sięgnęła po wodze dopiero, gdy dostrzegła kolejną damę, która zbliżyła się w ich - i tak liczne - grono. Zatrzymała wzrok na Katyi - Nie wiedziałam, że jest tu mowa o jakiejkolwiek zazdrości - uśmiechnęła się żartobliwie, ale odrobinę spłoszona spojrzała na Percivala (chyba nikt tego nie widział?) - ..ale może przyjaciółka znajdzie dla mnie chwilę kolejnego dnia? - mrugnęła Katyi porozumiewawczo, chociaż w uśmiechu alchemiczki pojawiła się zadziorna iskra, gdy aurorka wspomniała o zakładzie - Ja stawiam drugą... - zaczęła, odchylając się nieco w siodle - ...że jednak dotrze - po czym wychyliła się jeszcze mocniej, opierając tylko jedną nogą w strzemieniu, by sięgnąć dłonią najpierw percivalowego barku, potem - może nieco bezczelnie, może z czystej przekory, a może z racji zwiększonej częstotliwości uderzeń serca - zostawić ślad ust na męskim policzku. I nie zastanawiała się jaki szum mogła właśnie wywołać. Wróciła miękko na swoje miejsce, zupełnie, jakby się z niego nie ruszała.



The knife that has pierced my heart,
I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped

Inara Carrow
Inara Carrow
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I might only have one match
but I can make an explosion
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Sherwood [I] - Page 2 7893d0df08b53155187ac4c38e6136a0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1023-inara-carrow https://www.morsmordre.net/t1405-tu-jest-smok-ale-sowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3433-skrytka-bankowa-nr-99#59656 https://www.morsmordre.net/t1598-inara-carrow
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 17:21
Tarantowaty koń, który został mu przydzielony, wydawał się żywiołowy. Dość duży, silny, o bujnej, białej grzywie; jego biała sierść błyszczała w słońcu jak śnieg, a czarne cętki, jeśli tylko spojrzeć na niego z odpowiedniej strony i pod odpowiednim kątem, dodawały mu drapieżności. Przygładził jego szyję, wpatrując się w wielkie czarne oko, przyglądając się własnemu odbiciu w jego ogromnej źrenicy. Naprawdę lubił konie, choć ostatnio poświęcał im zdecydowanie zbyt mało czasu. Winien był wsiadać w siodło częściej, by nie utracić sprawności. Natrafiła się doskonała okazja, by wypróbować szyte siodło od Harriett - skóra barwiona na szkarłat prezentowała się perfekcyjnie i magicznie dopasowała się do grzbietu przeznaczonego mu rumaka. Paladyn, odczytał z naczołka, dobre imię dla rycerskiego wierzchowca. Stanął z nim na uboczu, obrzucając okolicę obojętnym spojrzeniem.
Znajomych twarzy pod lasami Sherwood zgromadziło się naprawdę dużo, choć z tej odległości nie był w stanie przywitać się z nimi wszystkimi; skinął głową każdemu, którego spojrzenie napotkał - z daleka, dystansując się przed wzmożonym wysiłkiem. Nie do końca wiedział, co go tutaj czekało i miał też nadzieję, że tym razem przyjęcie Nottów obejdzie się bez żadnych krwawych niespodzianek. Miał obawy, któż by ich nie miał, po ostatnich wydarzeniach trudno było się otrząsnąć z niepokoju, ale nie mogli żyć w ciągłym strachu - ten, kto się tego dopuścił... właśnie tego oczekiwał. Założył na dłonie skórzane rękawice, poprawił kaftan zdobiony złotą nicią - na nogach miał spodnie podszyte skórą, czarodziejska szata nie nadawała się do jazdy konnej i napiął łydkę, upewniając się, czy wysoka cholewa jest dość mocno uwiązana do ciała. Przerzuciwszy wodze przez ramię, podciągnął mocniej popręg. Jego myśli skupiały się na fizycznej aktywności, nie odbiegał nimi zbyt daleko; wierzył, że na czulsze powitania z innymi uczestnikami gonitwy przyjdzie czas jeszcze później. Upewniwszy się, że strzemiona mają odpowiednią długość, podprowadził rumaka w miejsce, gdzie wypatrzył siostrę, przy Inarze i Percivalu, obojgu skinął głową, niemo witając ich i życząc powodzenia zarazem - choć ci w tym czasie zajęci byli czułościami, na które nie zareagował nawet drgnięciem powieki. Stanąwszy blisko Darcy, niemal odruchowo sięgnął dłonią ku jej przystułom, upewniając się, czy wszystko jest w porządku.
- Uważaj na siebie - mruknął na tyle cicho, by usłyszała go tylko ona, nim wskoczył na grzbiet Paladyna. - Powodzenia - dodał nieco głośniej już do wszystkich, wyczuwając kontakt z końskim pyskiem dłońmi. Było zimno, dalsza trasa mogła być skuta lodem, ostrożność będzie wskazana.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sherwood [I] - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 20:25
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak wiele osób traktowało dzisiejsze wydarzenie jako kolejny pretekst do pokazania się i miałam wrażenie, że byłam tu jedną z nie tak znowu wielu, które chciały tu być ze względu na to, co się działo. Nie mogłam jednak dziwić się Victorii, skoro jej przyszły narzeczony był jednym z organizatorów.
- Na pewno będziesz dobrze się bawić - stwierdziłam z uśmiechem, może za bardzo podciągając to pod siebie... Kiedy siedziałam na końskim grzbiecie, nie było mipotrzebne żadne towarzystwo. Mimo to wodziłam wzrokiem po zebranych, przypatrując się dłużej poszczególnym Nottom i zauważając wtedy, że właściwie nie wiem (albo nie pamiętam) jak on ma na imię.
- Och, niewątpliwie, ja też go chętnie poznam - powiedziałam ze słabo skierowaną ironią, chociaż nie było ona skierowana do Vic, a do tego nieznajomego. - Miło by było, gdyby się z tobą przywitał przed gonitwą. Oby tylko nie był za bardzo zajęty - dodałam jeszcze wciąż w tym samym tonie.
Miałam wrażenie, że większość otaczających na koni były niespokojne, podczas gdy mój stał całkiem grzecznie, tylko raz na jakiś przestępując z kopyta na kopyto. Dopiero kiedy przestałam go głaskać po grzywie, wyciągnął szyję ku klaczy Victorii, wyraźnie chcąc ją zaczepić. Pozwoliłam mu na to przez chwilę, a po chwili złapałam mocniej wodze, a Wingle - tak go nazwałam, obrócił się samym zadem, pyskiem wciąż pozostając przy gniadej klaczy. Roześmiałam się na widok tego jego cwaniactwa, zauważając przy okazji jak w naszą stronę patrzy się Franz Westling.
- Kto to? - zapytałam przyjaciółki, ruchem głowy pokazując mężczyznę. Bo przecież nie był Nottem, na pewno bym go rozpoznała, podczas gdy tego nie kojarzyłam za bardzo i jeszcze do głowy mi nie przyszło, że to ze względu na jego niezbyt wysoki status krwi.
- Nie masz się czego obawiać, przecież nie musisz wygrać - pocieszyłam ją, według mnie przejmowała się niepotrzebnie, ten lord Nott nie mógł od niej oczekiwać brawurowej jazdy, nawet jeśli należał do takiego typu ludzi, o jakich posądzali ich moi krewni. Przynajmniej Victoria nie nosiła jeszcze pierścionka na palcu. Na jej miejscu przypatrywałabym się mu uważnie, dopóki jeszcze można było coś zmienić. - Nie próbuj wyprzedzać tych najlepszych jeźdźców, a jestem pewna, że musiałabyś bardzo się starać, żeby wypaść z siodła.
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki pocieszająco. Oczywiście, szlachcie wypadało potrafić utrzymać się na koniu, ale nie wydaje mi się, aby ktokolwiek wymagał zaraz cwału w taki trudnych warunkach. Razem z Winglem zrobiliśmy wokół niej małą rundkę, nadal był wyjątkowo spokojny i chyba to ja bardziej nie mogłam doczekać się rozpoczęcia wyścigu.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 21:24
Ostatnie popisy na łyżwach spodobały mi się na tyle, że postanowiłam spróbować sił w kolejnej rozrywce. Tym razem nieco napuszonej jak na mój gust, aczkolwiek wolę żałować czegoś, co zrobiłam, niż potem pluć sobie w brodę, że tego nie spróbowałam. Identyczną logiką kierowałam się przecież wtedy, gdy na mojej drodze stanął Ben. Ben-półolbrzym, Ben ze swoją dziką, zmierzwioną brodą poplamioną resztkami Ognistej Whisky, Ben i jego narkotyki (co brzmi całkiem fajnie, mógłby nawet założyć zespół pod taką nazwą), Ben i jego problemy, rozpływające się gdzieś pomiędzy jedzonym w łóżku śniadaniem a intensywnym wysiłkiem.
Lubię nowości, ciężko utrzymać mnie w jednym miejscu, poszukuję wyzwań. Adrenaliny. Rutyna nie jest dla mnie, wprost nie znoszą zastania oraz nudy, dlatego usłyszawszy o gonitwie wiem, że niczego nie stracę. Co najwyżej kilka zębów, jeśli wyrżnę o jakiś korzeń, ale wątpię, by ktokolwiek zwrócił na to uwagę. Mężczyźni z Białej Wywerny nie są szczególnie wybredni, a sam Ben... zdaje się, że darzy mnie szczerą sympatią, pomimo że stanowię dla niego jedynie lekarstwo.
Do osławionego lasu Sherwood docieram Błędnym Rycerzem, razem z grupką podchmielonych śpiewaków, którzy chyba sądzą, że drzemie w nich duch średniowiecznych bardów. Klimat tworzy się dość kabaretowy, jeśli nie groteskowy, ale po dotarciu na miejsce czym prędzej w kilku susach uwalniam się od owej wesołej kompani, zdążając na linię startu, gdzie jak zapewniono, czeka na mnie mój ogier. I rzeczywiście, stał tam, w towarzystwie drugiego, zapewne Smoka - dziwne, że akurat o nim myślałam, decydując się na ten dość spontaniczny wypad. Nie podchodzę jednak do Benjamina przed odebraniem własnego wierzchowca - rumak parska i wierzga, kiedy prowadzę go za cugle w kierunku mężczyzny, wyrastającego ponad innymi jak potężny dąb. Uspokajająco klepię Hansa po chrapach (omal nie tracąc ręki, kiedy kłapnął na mnie zębami) i podobnym gestem obdarzając Benjamina, kładąc mu rękę na ramieniu. Liczę, że jej nie złamie (znam jego siłę, wystarczy, że lekko zaciśnie dłoń na moim nadgarstku, a już po chwili pojawiają się na nim sine wykwity), rozpoznając mój dotyk. Marzenia ściętej głowy?
-Naprawiłeś już łóżko? - pytam zamiast powitania, uśmiechając się krzywo do brodatego mężczyzny. Gdy widzieliśmy się ostatnio, pękła pod nim jedna z desek, składających się na stelaż. On boleśnie wylądował na ziemi, ja na nim... Od tego czasu nie pojawiłam się w nokturnowej klitce; za bardzo cenię sobie wygodę.
Bleach Pistone
Bleach Pistone
Zawód : Wagabunda
Wiek : 27
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
Nic mnie nie dręczy, niczego nie żałuję. Bez przeszłości, bez jutra. Wystarcza mi teraźniejszość. Dzień po dniu. Dzień dzisiejszy! Le bel aujourd'hui!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2179-bleach-pistone#33158 https://www.morsmordre.net/t3081-karton-blicz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3163-blicz
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 21:26
Na początku sądziła, że powodem odczuwanego dyskomfortu jest kąsające zimno, które malowało blade policzki różowawym pąsem. Nie znosiła zimna; Królowa Lodu kapryśnie strząsała osiadający na skórze szron, mruganiem próbując pozbyć się z rzęs drobinek śniegu. Pokryty grubą warstwą śniegu las Sherwood wydawał jej się dziwnie cichy i nieprzyjazny, zupełnie tak, jakby pod złogami lodu kryło się podświadomie wyczekiwane niebezpieczeństwo. Jej guwernantki, niemądre, szczebioczące istoty, zawsze próbowały opowiadać jej bajki o lesie Sherwood. Mówiły jej o przedwiecznych drzewach, które gałęziami porywały intruzów i więziły ich na zawsze w omszałych pieniach; opowiadały niestworzone historie o przebiegłych driadach, zwabiających młode dziewczęta w najmroczniejsze leśne ostępy; czasem między wiersze wrzucały nawet harpie czy olbrzymy. Ulla nie znosiła jednak bajek- ani tych dobrych, ani tych złych. Ziewała więc jedynie ostentacyjnie, przecierając piąstkami parę chłodnych, obojętnych oczu, a opiekunki jedna po drugiej opuszczały dworek w Nottingham i las pełen driad. Jedynie czasem w dziecięcych koszmarach pojawiały się koszmarne drzewna, czarne, sękate, naostrzone jak wystające z paszczy nocy kły- które znikały jednak, odpędzone kojącym głosem Percy'ego.
Percy zawsze stanowił kojąco bezpieczny i żywy punkt odniesienia w świecie martwych drzew i martwych salonowych przyjęć. Był jedyną osobą, której obecność Ulla mogła znieść zawsze, której w chwili znużenia nie odprawiała leniwym gestem drobnej kruchej rączki, zawsze milcząco wyrażając zgodę na to, aby pozostawał gdzieś blisko. Lubiła sobie wyobrażać, jak stoją razem naprzeciw całej reszcie świata- ona, Percy, matka, ojciec i Raphael, nawet on, bezpieczni za taflą szklanej szyby oddzielającej ich od reszty przeciętnego świata, który mogli oglądać i rozumieć, pozostając w innym, lepszym miejscu. Julius opuścił lożę już dawno, i nigdy nie zdołała zapłakać nad jego zniknięciem, bardziej zajęta obecnością reszty rodziny.
I może właśnie to było przyczyną bolesnego dyskomfortu- to, że w którymś momencie nieuwagi pozwoliła, aby wślizgnął się tam ktoś jeszcze. Ktoś, kto sprawiał, że świat zza szklanej szyby zaczynał dusić.
Pozwoliła szturchnąć się w ramię, nie próbując nawet powstrzymywać tańczącego na ustach uśmiechu, który w obecności Percivala zawsze był szczery.
-Tylko dlatego, że nazwałeś go nieznośnym- odparła, wyjątkowo nie próbując ukryć dźwięczącego w głosie rozbawienia.- A ja chciałam Ci udowodnić, że wcale taki nie jest, Percy. I miałam rację, w porównaniu do mnie wcale nie był taki nieznośny.
Podążyła za jego wzrokiem, unosząc wysoko jasne brwi. Z przyzwyczajenia udała niezadowolenie, zbywając nadmierną troskę krótkim:
-Nie bój się, tak szybko się mnie nie pozbędziesz.- Uśmiechem jednak zmyła surowość tonu i łaskawie pozwoliła, aby zapewnienie, jak drogim był jej w tamtej chwili drugi z jej braci i jak tęsknie oczekiwała jego przybycia rozpłynęło się gdzieś w drodze między jej krtanią a zaciśniętymi wargami.
W ostateczności Raphael i tak pojawił się, nim zdążyła odpowiedzieć, pozostawiając jej jedynie czas na krótkie westchnięcie w duchu. Na jego słowa zareagowała niemalże odruchowo, jedynie delikatnie trącając piętą oczekującego na zezwolenie ogierka, który z ochotą szarpnął głową i kłapnął zębami blisko głowy jej nie-tak-drogiego brata, wywołując na ustach Ulli promienny uśmiech.
-Ten najlepiej odczytuje moje uczucia- zapewniła jedynie Raphaela, po czym z nikłym uczuciem triumfu szacując wzrokiem coraz liczniejszy tłum. Grzecznie odkłoniła się ujrzanej z daleka ciemnowłosej Evelyn, posłała uśmiech wyglądającej olśniewająco Darcy(kalkulujące chłodno myśli zatrzymały się chwilę nad sugestią, że strojem próbowała odwrócić uwagę od niepewnej jazdy), żeby po raz kolejny zareagować szczerą radością na pojawienie się w towarzystwie Katyi.
-Podbijam- odparła, posyłając Percy'emu rozbawione spojrzenie, aby następnie znów zwrócić wzrok na Katyę. Była śliczna; minęły już jednak czasy, kiedy Ulla czuła się jeszcze zagrożona czyjąkolwiek urodą.- Stawiam dwie butelki wina na to, że będę pierwszym Nottem na mecie.
Poszukała wzrokiem twarzy Raphaela, zastanawiając się, czy podejmie wyzwanie, i jednocześnie obawiając, że słowa kuzynki skłonią go do wybadania, czy i Ulla zażyła swoje eliksiry. Ta sugestia zdołałaby wprawić ją w szał, dlatego pospiesznie odwróciła wzrok, mając nadzieję, że to zdoła go zniechęcić- gestem tym idealnie zgrywając się w czasie z lądującym na policzku Percy'ego pocałunkiem Inary.
Mimowolnie mocniej ścisnęła w dłoni wodze, nieobecna duchem kiwając głową Ollivanderowi
, i próbując przekonać samą siebie, że tym razem też nie zabolało, i że to nie zazdrość boleśnie ścisnęła jej gardło. Fin parsknął cicho, zaniepokojony jej gestem, więc zmusiła zdrętwiałe wargi do uśmiechu.
Było jej zimno, przenikliwie zimno.
-W takim razie butelka dla mnie, jeśli go prześcignę, Inaro?- Zapytała, jedynie odrobinę spiętym głosem. Znała przecież zasady gry, która toczyła się bez końca. W ostateczności obecność Inary była znacznie mniej bolesną niż obecność jakiejkolwiek innej kobiety- musiała po prostu szybko przywyknąć do myśli, że minęły czasy, kiedy jej przyjaciółka i jej brat należeli w pełni do niej.

Tu też będzie krócej, naprawdę!
Ulla Nott
Ulla Nott
Zawód : pracownica Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 24 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
lend me your hand and we'll conquer them all;
but lend me your heart and I'll just let you fall
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sherwood [I] - Page 2 Large
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3242-ulla-nott#54010 https://www.morsmordre.net/t3357-tyfon https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3358-ulla-nott
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 22:04
Na miejsce przybyliśmy punktualnie, aportujac się niedaleko całego zbiorowiska, tak że resztę drogi pokonaliśmy pieszo. Powiodłam wzrokiem po twarzach zebranych, ściskając nieco mocniej ramię męża, jak gdyby miało to mi dodać nieco otuchy. Nie byłam do końca przekonana o słuszności pomysłu, by brać udział w gonitwnie a tym bardziej, kiedy zaproszeni zostali wszyscy czarodzieje - bez względu na czystość krwi czy pochodzenie. W mojej głowie wciąż tkwił obrazy masakry jaka rozegrała się pamiętnej sylwestrowej nocy; powykrzywiane ciała, leniwie powiększająca się kałuża krwi i zapach, a właściwie smród rzuconych na ów nieszczęśników, czarnomagicznych klątw. Skąd u mnie taki taki sceptyzm? Można by powiedzieć, że tamto zdarzenie odcisnęło piętno na mojej psychice. Stałam się nico bardziej zdystansowana, nieufna. Znacznie częściej analizowałam, przykładałam większą wagę do szczegółów; stałam się obserwatorem. Nie zamierzałam jednak psuć nikomu humoru swoimi (czy słusznym?) obawami, to też wymieniłam krótkie uprzejmości z bliskimi mi osobami, po czym jak na porządna żonę przystało, podażyłam za Perseusem. I choć sama świetnie umialam o siebie zadbać, przy nim czułam się pewniej i bezpieczniej - wiedziałam, że nie da zrobić mi krzywdy, tak jak i ja jemu.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 23:07
Cztery dni. Dokładnie tyle trwało jego nowe życie, w które wtopił się perfekcyjnie, niczym kameleon, zapominając o wszystkim, co było wcześniej. Cztery dni wystarczyły, by Perseus przyzwyczaił się całkowicie, zupełnie tak, jakby jego codzienność od zawsze wyglądała w ten sposób. W Sherwood pojawili się razem, lady i lord Avery, odziani w połyskujące srebrzystymi akcentami stroje jeździeckie, występujący w towarzystwie po raz pierwszy jako małżeństwo, lecz wszystko to przychodziło szlachcicowi z tak zatrważającą naturalnością, że postronny obserwator mógłby stwierdzić, że stracił głowę. Ta jednak wciąż była na swoim miejscu i zniżała się w pełnych uprzejmości skinieniach w trakcie wymienianych w mijanymi przedstawicielami socjety przywitaniami, gdy prowadził Lilith do miejsca, gdzie czekała na nich para dropiatych koni pełnej krwi angielskiej. Bez wątpienia były to wyjątkowe zwierzęta, wysokie w kłębie, lecz zachowujące tak pożądane proporcje. Helios i Eos, jak głosiły napisy na naczółkach, zdawały się być silne i szybkie, a ich sierść lśniła w promieniach zimowego słońca. Choć Avery nie był wolny od obaw - wszak ostatnie wydarzenie pod patronatem Nottów znacznie uszczupliło najznakomitszą warstwę społeczności czarodziejskiej, a tym razem do uczestnictwa mieli zostać dopuszczeni przedstawiciele wszystkich stanów - postanowił kontynuować podjętą po sylwestrowej masakrze krucjatę nieuginania karku. To był jeden z kolejnych kroków, nie należało przecież dać się zastraszyć, należało żyć dalej.
- Nie szarżuj dzisiaj - odezwał się miękkim tonem, pochylając się nieco, by zgrabnym ruchem podsadzić Lilith przy dosiadaniu przypisanej jej Eos. - Mamy lepsze plany niż kurowanie stłuczeń czy złamań - dodał pewny, że tej krótkiej wymiany zdań nie słyszy nikt niepowołany. Uśmiechnął się krótko, dociskając jeszcze popręgi oplatające oba folbluty, po czym ujął dłoń szlachcianki, by złożyć pocałunek na wnętrzu jej nadgarstka, jakby to miało dodatkowo przypieczętować powagę jego prośby wynikającej z czystej troski. Cofnął się o krok, by wskoczyć na Heliosa i ścisnąć go lekko łydkami.
- Życzę powodzenia, lady Avery - rzucił rozbawionym tonem, gdy dołączyli już do reszty zgromadzenia w miejscu startu.


stars, hide your fires:
  let not light see my black and deep desires.
 
Perseus Avery
Perseus Avery
Zawód : wiedźmia straż
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
vicious
vengeful
victorious
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nothing good ever stays with me
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1103-perseus-julius-avery https://www.morsmordre.net/t1235-persowa-poczta#9205 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2783-skrytka-bankowa-nr-318#44957 https://www.morsmordre.net/t1181-perseus-avery#8549
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 23:24
Stoi przy zwierzęciu, ostrożnie zsuwając z palców skórzaną rękawiczkę. Choć mróz szczypie jej delikatną skórę, powoli przesuwa dłoń po końskiej szyi, spoglądając w oczy wierzchowca, przysłonięte przez zbyt długą grzywę. Patrzy na niego tak, jakby chciała wedrzeć mu się do duszy, choć złośliwi twierdzą, iż zwierzęta jej nie posiadają. A ona przecież zna najróżniejsze języki natury, słucha godzinami jak śpiewają lasy, patrzy jak tańczą chmury. Po chwili gładzi grzbiet nosa zwierzęcia, starając się zapamiętać miękką strukturę włosa, tak różną od łusek hipokampusów. Wodne konie pochodzące z jej ojczyzny fascynowały Nemezys od dnia, kiedy będąc dzieckiem ujrzała swojego dziadka, przemierzającego morze podczas sztormu. Wzburzone fale zdawały się uginać pod majestatem zwierzęcia, a może to stary Valhakis zawarł pakt z Posejdonem i rozkazywał morskiej toni, groźnej i czarnej jak noc. Teraz jednak królowała biel, a konie nie miały ani płetw, ani rozdwojonych ogonów, a grunt pod stopami wydawał się twardy i stabilny. Choć przywykła raczej do siodłania koni morskich, pulsujący pod skórą głód adrenaliny nie pozwalał jej pozostać w domu, podczas gonitwy w Sherwood. Nakłoniła nawet ojca, by zgodził się jej towarzyszyć, uznając, że pozostawienie sklepu pod pieczą dwóch młodszych sióstr na jeden dzień nie doprowadzi do upadku rodzinnego interesu. Widziała, jak nieustannie pracuje bez wytchnienia, powoli zapuszczając korzenie w zapleczu na ulicy Pokątnej. Wydawało się, iż Valhakisowie pracoholizm mieli we krwi – powroty do domu wczesnym porankiem stały się naturalne dla biologicznego zegara Nemesis, na przekór stereotypowemu, greckiemu lenistwu.
W końcu dosiada bułanego konia, którego maść przyjemnie kontrastuje z jej karminowym płaszczem, najpewniej dobranym pod kolor ust. Pod szyją widnieje elegancka, czarna kokarda, zapewne pełniąca funkcję szala. Włosy splecione w niedbały warkocz opadają na lewe ramię, odsłaniając jedno ucho, które czerwieni się od chłodu. I choć zwykła wkładać na siebie jedynie zwiewne sukienki, czarne bryczesy zaskakująco dobrze dopełniają jej wizerunku, podkreślając tę niedziewczęcą stronę jej natury, która chce biegać boso po lesie, wspinać się na najwyższe klify i rzucać w bezkresną otchłań szaleństwa. Na jej znak koń powoli rusza do przodu, spokojnie, mijając kolejne damy i lordów, którym Nemesis przypatruje się z zachwytem. Imiennie pozdrawia wszystkie młode lady, za każdym razem elegancko kłaniając głowę i uśmiechając się subtelnie. Zatrzymuje się dopiero obok Emery, bacznie lustrując najmniejsze detale jej ubioru.
- Jak zwykle prezentujesz się zjawiskowo, Szmaragdzie. - Zaciska palce na uździe, a koń jeszcze przez chwilę stąpa w miejscu, by w końcu zastygnąć w spokoju. Nemesis nie wie, czy zwierzę będzie jej posłuszne, czy może zdecyduje się zgubić ją gdzieś w środku lasu. Nieświadomość nie budzi w niej niepokoju, posobnie jak pogłoski o mordercach nie mrożą jej krwi w żyłach – liczy się tylko wiatr we włosach i słodkie uczucie wolności, jaką da jej szaleńczy pęd między starymi drzewami. Spogląda przez ramię na zimowy krajobraz, poszukując wśród zbierających się na linii startu jeźdźców ojca, zupełnie nieświadomie skupiając na dłużej spojrzenie złotych tęczówek na sylwetce młodego mężczyzny o rysach tak nieskazitelnych, iż trudno by pomylić go ze zwykłym zjadaczem chleba. Raphael znajduje się daleko, ale wystarczająco blisko, by dostrzec jej karminowe usta układające się w enigmatycznym uśmiechu, który szybko znika z jego pola widzenia, kiedy tylko Nemesis ponownie odwraca głowę w stronę Emery.





I'm drifting in deep water
No matter how far I drift deep waters won't scare me tonight
Nemesis Valhakis
Nemesis Valhakis
Zawód : pomaga ojcu w interesach, wytwarza amulety i wtyka nos w czarnomagiczne księgi
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Nothing is softer or more flexible than water, yet nothing can resist it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2547-nemesis-valhakis#40184 https://www.morsmordre.net/t2580-listy-do-nemesis#40905 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-durham-posiadlosc-rodziny-valhakis https://www.morsmordre.net/t2682-nemesis-valhakis#42922
Re: Sherwood [I] [odnośnik]08.08.16 23:56
Przybyła do Sherwood w swoim stylu, na ostatnią chwilę. Wszyscy się już zgromadzili i bawili w najlepsze. Druella ubrała się w wygodny strój do jazdy konnej, który niewiele wspólnego miał z ubiorem prawdziwej damy. Był za to praktyczny i wygodny, a w trakcie gonitw była to niewątpliwie rzecz najważniejsza. Ponadto Dru nie musiała już wyglądać. Powód dla którego stroją się młodziutkie szlachcianki - znalezienie męża - nie obchodził jej nigdy, nawet gdy była panną, tym bardziej, gdy wyszła za Cygnusa.
Lasy huczały od rozmów bardziej bądź mniej podekscytowanych czarodziejów i rżenia koni. Druella natychmiast po przybyciu wybrała sobie wierzchowca. Kasztanka z plamką na chrapach, który patrzył na nią swoimi wielkimi oczami w sposób tak urzekający, że nie potrafiła przejść obok niego obojętnie. Nawet jeśli koń wyglądał na spokojnego, zdecydowanie za spokojnego jak na jej upodobania. Jednak był ogierem, w tym Druella upatrywała nadzieję na wzniecenie w końskich oczach iskierki życia.
Rozejrzała się wokół i już ruszyła w stronę sporej grupki znajomych, gdy jej uwagę zwróciła samotna postać stojąca z boku. Zmieniła więc kierunek i już po chwili była obok Tristana.
- Poznaj Reksia - przedstawiła swojego konia uśmiechając się do brata z łobuzerskim błyskiem w oku. - Czy po tej przejażdżce też zamierzasz zwierzyć się z jakiegoś sekretu? - Zapytała niewinnym tonem spoglądając w górę na brata, zawadiackie spojrzenie zastępując uśmiechem niewiniątka.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 2 z 66 Previous  1, 2, 3 ... 34 ... 66  Next

Sherwood [I]
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach