Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]03.04.15 21:56
First topic message reminder :

Korytarz

Całe szczęście!, ten nadzwyczaj paskudny okres, podczas którego większość pomieszczeń była na tyle przepełniona pacjentami, że łóżka stawiano właśnie na korytarzach, już się skończył. Pozostały po nim jednak dosyć wyraźne ślady w postaci powycieranej gdzieniegdzie drewnianej podłogi, zarysowań i obdrapań na ścianach w miejscach, gdzie kończą się powierzchnie pomalowane farbą olejną, a zaczynają te pociągnięte tylko najzwyklejszą, białą farbą łuszczącą się pomiędzy drzwiami prowadzącymi do poszczególnych sal. Dźwięk kroków niesie się tutaj głośnym echem, a stukot wszelkiego rodzaju próbek, pojemniczków na maści czy eliksiry praktycznie nie milknie. Jeśli nie chcesz, by złapał Cię ból głowy, lepiej zwyczajnie jak najszybciej przenieś się w inne miejsce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Korytarz [odnośnik]10.05.17 15:42
Odczuwał ból przypominający zawód oraz złość - wszakże pewien był, że z niego okrutnie zakpiła. Wymyślając całą stertę parszywych kłamstw, którymi tak mocno gardził. Przynajmniej niebędącymi wypowiadanymi w dobrej sprawie. Nie znał pobudek Monici powodu, dla którego wykorzystała jego osobistą tragedię jaką była strata żony. Kochał ją, wbrew wszystkiemu, a już zwłaszcza arystokratycznym praktykom. I jej samej. Miał ją otoczyć opieką - zawiódł, chociaż nie potrafił władać życiem oraz śmiercią, nie był w stanie zatrzymać jej postępującej choroby. Zwykły pęd w kierunku spłodzenia męskiego potomka - wypełnienia swojego obowiązku - okazał się być zabójczy dla niej, dla jego osobistego łącznika ze światem żywych. Teraz to brzmiało tak mocno groteskowo. Nie myślał o niej - nie mógł żyć przeszłością - miał pracę, której się poświęcał, córkę, o której wychowanie oraz edukację musiał się zatroszczyć, nawet jeśli sam uczestniczył w tym procesie niezwykle rzadko. Ona nie potrzebowała rodziców, wiedział to - miała być Rowle'm, o niezłomnym charakterze oraz twardym duchu - on nie potrzebował towarzystwa, mając cechować się identycznymi przymiotami. Wtedy ta sprawa go bolała powodując jątrzenie się rany na sercu - teraz całkowicie zabliźnionej. Powierzył własną historię złej osobie, jak sądził. Rozmowa prowadzona za pośrednictwem pergaminu dużo mu wtedy pomogła w dojściu do siebie. Wierzył w prawdziwość tej swoistej terapii - brutalne zetknięcie się z rzeczywistością było jak rozdrapywanie tego samego na nowo.
Stał niewzruszony, z wyostrzonymi niebezpiecznie rysami twarzy, ze wzrokiem orzechowych tęczówek wbitym w jej sylwetkę. Drobną, pozornie niewinną, za młodą. Wyobrażał ją sobie zgoła inaczej przypisując jej cechy statecznej kobiety, na którą nie wyglądała. Przypominała młódkę świeżo po szkole, w ogóle niedoświadczoną życiowo. Jak kiełkujący łan zboża widzący słońce po raz pierwszy. Starał się - naprawdę - odnaleźć w niej coś znajomego, coś, co przypomni mu kobietę z listów.
I nic. Pustka.
Sfrustrowany miał odwrócić się na pięcie oraz odejść w swoją stronę, nie zabrawszy nawet w swoje palce świstka pergaminu. I nie czekając na odpowiedź będąc pewnym, że zna ją aż za dobrze - a żadnego dziecka nie było. Widząc jej reakcję po raz pierwszy podczas tego ekscentrycznego spotkania zwątpił. Zwątpił w swój osąd, w swoje przeczucia. Nie stanowił szczególnie spostrzegawczego mężczyzny odczytującego cudze emocje - nie mógł zatem stawić czynnego oporu temu fortelowi. Miękł, jego twarz nabierała łagodności, spojrzenie skierował na ścianę obok nich.
- Przepraszam. - Potrafił przyznać się do błędu. - Nie chciałem poruszać nieprzyjemnych tematów. Oraz bolesnych wspomnień - dodał, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Złość zamieniała się we wstyd, poczucie zażenowania. Nienawidził tak się czuć. - Dasz się namówić na kawę w ramach rekompensaty? Nie dziś, w innym terminie. Wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać - zaproponował odważając się w końcu spojrzeć w jej twarz. Z niejako nadzieją. I ufnością, której nigdy nie powinien nikomu ofiarowywać.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Korytarz [odnośnik]10.05.17 20:43
~ Udało się - pomyślała, słysząc słowa mężczyzny ze skrywaną w środku ulgą. Na szczęście kolejna próba podtrzymania roli zakończyła się powodzeniem, aczkolwiek w jej mniemaniu to w żaden sposób nie sprawiło, iż zaistniała sytuacja stała się mniej skomplikowaną. Już sam fakt spotkania wydawał się niszczyć charakter ich relacji, opartej wcześniej jedynie na słowach pisanych na pergaminie. Ich twarze były jedynie wyobraźnią, a najbardziej wyraźną istotę tej dwójki stanowiło pismo i wyżłobienia na papierze. Poza tym wciąż pozostawała kwestia przeczucia, iż w głowie mężczyzny w dalszym ciągu pojawiały się wątpliwości. Mógł przepraszać, sprawiać wrażenie przekonanego, ale nie sądziła, iż to do końca wymazało z jego głowy poprzednie odczucia co do jej osoby. To też sprawiło, że wizja wspólnego spotkania przy kawie wydawała się być dość niepokojąca. Nie mogła być już niczego pewna i nawet jeśli znała sztukę improwizacji, którą zresztą dzisiaj musiała użyć, to wiadome było, że prawda zawsze wyjdzie na jaw. Idąc tym tokiem myślenia zatem nie powinna już dalej spotykać się czy pisać z lordem. Przez tą racjonalną myśl jednak w dalszym ciągu przebijała się chęć kontynuowania tej znajomości. Na szczęście zaproszenie nie dotyczyło tej konkretnej chwili, a zatem miała czas na zapanowanie nad chaosem, który z każdą chwilą narastał w jej głowie. Teraz wystarczyło kontynuować swoją grę do końca i rozstać się.
Wzięła nieco głębszy oddech, na twarzy jej zaś pojawił się smutny uśmiech. Postanowiła jednak nie odpowiadać na słowa mężczyzny. W tym przypadku nie była bowiem do końca pewna co powinna powiedzieć. Chociaż udało jej się przywołać prawdziwe uczucia, to te nie dotyczyły utraty dziecka. Uznała więc, iż brak komentarza pozwoli zachować jak największy stopień autentyczności.
- Z miłą chęcią. Termin możemy ustalić listownie. W końcu wiesz gdzie posyłać wiadomości... - odpowiedziała łagodnym głosem, przenosząc wzrok na jego twarz. Chwilę się mu przyglądała, pozwalając na pojawienie się niezręcznej ciszy, która miała zapowiadać koniec. Ponownie wzięła głębszy wdech, prostując się. - Muszę już iść. Czekają na mnie obowiązki, a na ciebie czeka z pewnością kolega.
Podała mu kartę papieru, na której wyrysowała mapę budynku.
- Do zobaczenia - powiedziała, posyłając mu ostatni uśmiech zanim ruszyła w stronę, którą wcześniej obrała sobie za drogę do odpowiedniej sali. Starała się iść w spokojnym tempie, nie zdradzając chęci zmiany swojego chodu w bieg. Jej serce biło w każdej chwili coraz mocniej, emocje które wcześniej powinny jej towarzyszyć, przybyły dopiero teraz mieszając się ze sobą i wywołując ból głowy. Ten zaraz miał jednak zniknąć. Sytuacja opanowana, a ona na moment mogła zapomnieć o istniejącym świecie na rzecz bajki, którą miała opowiedzieć małej pacjentce.

|ztx2


Wymyśliłam Cięnocą przy blasku świec, nauczyłam się ciebie po prostu chcieć.


Belle Cattermole
Belle Cattermole
Zawód : aktorka życia|wolontariuszka|pisarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
In the end, we’ll all become stories.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4436-belle-cattermole https://www.morsmordre.net/t4476-bilbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-heather-avenue-21 https://www.morsmordre.net/t5044-skrytka-bankowa-nr-1142 https://www.morsmordre.net/t4477-belle-cattermole
Re: Korytarz [odnośnik]26.05.18 21:18
/13.09

Trzynaście - tyle siniaków naliczyłem na moich obu ramionach, a było jeszcze przed południem! Ale od początku - wciąż melinowałem w domu Leanne, a że "kilka dni" zmieniło się w "kilka tygodni" niestety, to chociaż starałem się jakoś jej pomagać, ot, kwiatki podlewałem na przykład, chociaż jak z jednym przepiłem przedwczoraj pół wieczora to jakoś zmarniał następnego dnia i musiałem się go pozbyć zanim Leanne zauważy, że coś jest nie tak. Właśnie jak go przez płot przerzucałem to mnie naszła taka myśl, że życie jest jednak ulotne - niedawno piłem z przyjacielem, a nazajutrz musiałem go żegnać, aż mi się łezka w oku zakręciła. Wtedy także dotarło do mnie, że życie jest za krótkie by je tak marnować na siedzenie, w jednej chwili poczułem zew przygody i jakbym mógł to bym od razu ruszył przed siebie, ale obiecałem jeszcze Lei, że pomyję naczynia, bo nabrudziłem ich chyba z tysiąc! Co prawda panna Tonks prosiła, żeby uważać z zaklęciami, ale nie chciało mi się stać nad zlewem pół wieczora, więc machnąłem różdżką - coś huknęło, trochę się zadymiło i narobiło jeszcze większego syfu, więc pół nocy spędziłem na ogarnianiu tego burdelu na kółkach, a później to już padłem i usnąłem w trzy sekundy.
Problem zaczął się właściwie z samego rana, bo jak tylko otworzyłem oczy to zauważyłem, że nie jestem w pokoju sam, ba! Całe stado łyżek, widelców, noży, talerzy i garów wisiało nade mną jak chmara os, wszystkie skierowane w moją stronę. Przełknąłem głośno ślinę widząc błyskające ostrza i w pierwszej chwili nakryłem nos kocem, nieśmiało wyciągając jedną rękę by je od siebie odgonić - nic to jednak nie dało. Naczynia sprawnie unikały mojego łapska, wracając zaraz na swoje miejsce i dalej mi wisiały niebezpiecznie nad głową. Szybko się okazało, że to jeszcze nic! Jak tylko stanąłem na równych nogach i się odezwałem to zaczęły mnie naparzać po łbie, w ogóle wszędzie, aż musiałem uciekać. Biegałem więc po domu wrzeszcząc "EEEEEEEE!", a one waliły i waliły, aż mi nabiły te trzynaście siniaków! Wtedy już wystraszyłem się nie na żarty, więc musiałem podjąć jakieś kroki, żeby mnie czasem nagle te wszystkie noże nie zasztyletowały. Było tylko jedno miejsce, w którym mogli mi pomóc - szpital św. Munga.
Byłem więc aktualnie w owej instytucji, czekając na swoją kolej, a jak tylko podszedłem do okienka to mówię od razu tej pani co tam za ladą stoi, że coś tu nie gra i potrzebuję natychmiastowej pomocy, a ona, że siadać, czekać, następny. Nalegam, ale wcale mnie już nie słucha - typowo! Musiałem wziąć sprawy w swoje ręce i sam poszukać pomocy, skoro na recepcji mnie kompletnie zlali. Niespecjalnie znałem się na tutejszej architekturze, więc przez pierwsze pół godziny zwyczajnie włóczyłem się po szpitalu w górę i w dół, już chyba trzeci raz szedłem tym samym korytarzem i wtedy go zauważyłem - magomedyk! Po szatach poznałem. Od razu do niego podbiegam i łapię go za ramiona.
- Panie! - łup! - Ała!... Pomóżże - łup!- mi pan, bo nie wytrzymie! - łup! łup! - Już udaru od tego dostaję, wstrząsu mózgu, kuku na muniu, wszystkiego!! - łup! łup! i łup! Piętnaście, szesnaście, siedemnaście. Kolejne siniaki wykwitły na mojej skórze.






Ostatnio zmieniony przez Johnatan Bojczuk dnia 28.10.18 11:03, w całości zmieniany 1 raz
Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Korytarz [odnośnik]01.08.18 21:40
Trzynasty dzień lipca rozpoczął się dla mnie dość wcześnie, kiedy to o godzinie czwartej czterdzieści pięć stawiłem się na dyżurze, który teoretycznie miał się zacząć dopiero za dwie godziny i piętnaście minut. Wszyscy wyrabiali nadgodziny, ja należałem zaś do tej grupy, która przychodziła do szpitala przed pracą mając nadzieję na wyjście wcześniej - czyli szybciej niż pełne sześć godzin po teoretycznym końcu pracy. Chociaż tak właściwie to nie do końca było mi spieszno do opuszczania białych, odrapanych korytarzy. Lubiłem to co robiłem, mimo szaleńczego tempa i niemożliwej wręcz do policzenia ilości przypadków przewijających się przez sale czułem, jak z tej harówki czerpię energię. Praca napędzała mnie do dalszej pracy - jak w błędnym kole o zapachu szpitalnych sal. Do mieszkania Foxa wracałem rzadko i na krótko - tylko na tyle, żeby trochę odespać, napić się kawy, zrobić coś do jedzenia dla domowników i już mnie nie było. Przebywanie w szpitalu tak długo niosło ze sobą jednak jeszcze pewne znaczące korzyści, bynajmniej nie majątkowe. Mogłem spędzać czas z ludźmi, którzy znali mnie wcześniej, którzy byli w stanie zaoferować mi swoje wspomnienia, których następnie mogłem użyć do wypełniania tej wielkiej dwudziestojednoletniej wyrwy w mojej pamięci. Powoli, mozolnie i z niezmierzonym wręcz uporem odbudowywałem swoją historię - kawałek po kawałku.
Pracowałem aktualnie na oddziale wypadków przedmiotowych, najbardziej obleganym, wiecznie wręcz zapełnionym dzięki nieustannie szalejącym w Anglii anomaliom. Widziałem już wiele skrajnie niezrozumiałych, zabawnych, dramatycznych czy przerażających skutków zaburzeń magii, jednak widok mężczyzny uciekającego przed chmarą przyrządów kuchennych wprawił mnie w lekką konsternację. A może nie do końca uciekającego od nich, bardziej zaś uciekającego do mnie. Uniosłem pytająco do góry jedną z brwi, kiedy czarodziej uczepił się rękawa mojej szafy i mówił, a latająca i bardzo agresywna kuchnia wtórowała mu brzęczącymi uderzeniami. Przechodziłem akurat między salą a poczekalnią, przeczesując wzrokiem listę oczekujących w kolejce przypadków do przyjęcia, toteż od razu wyłapałem, że delikwenta nie było w kolejce. Zmarszczyłem lekko czoło rozpoczynając wewnętrzną walkę między drzemiącym we mnie służbistą i altruistą.
- Powinien pan poczekać wraz z innymi - powiedziałem rzeczowo, jednak z chwili na chwilę było mi biedaka coraz bardziej żal. Przejrzałem jeszcze raz listę oczekujących, rzuciłem okiem na wiszące nad naszymi głowami ostrza. Westchnąłem cicho. - Jednak te noże mogą stwarzać potencjalnie większe zagrożenie niż kaktus wyrastający z czoła, co przesuwałoby pana na poszątek... niech pan pójdzie ze mną - powiedziałem oswobadzając się z uścisku mężczyzny i prowadząc go do najbliższej sali. Nie zwracając uwagi na pozostałe dantejskie sceny rozgrywające się na pozostałych łóżkach z opanowaną miną wskazałem kozetkę.
- Niech pan usiądzie i opowie od początku, co się stało, panie...? - urwałem, pytającym wzrokiem przeczesując listę, a to znów patrząc na nękanego kuchennymi rewolucjami pacjenta. Cały czas zapominałem, że przybywający do Munga chorzy i cierpiący nie mieli na razie nazwisk tylko pseudonimy. Na przykład: czkawka teleportacyjna. Gumochłon w nosie. Bańki wylatujące wszystkimi otworami ciała. Albo właśnie pan "Kuchenne Rewolucje", jak magicznie pojawiło się na dole dzierżonego przeze mnie pergaminu.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]08.08.18 13:02
Jak tylko zaczął mówić, to rozchylam wargi, że jak to czekać, przecież zaraz tutaj wykituję, ale magomedyk przede mną okazuje się jednak bardziej empatyczny niż ta wstrętna baba z okienka, więc oddycham z ulgą, bojąc się cokolwiek powiedzieć, bo zauważyłem, że jak się nie odzywałem, to wiszące mi nad głową naczynia pozostawały spokojne. Czujne, ale spokojne. Kiwam więc tylko głową, patrząc na niego z wdzięcznością i ruszam do jednej z sal, rzucając okiem na innych chorych. Aż mi ciarki przechodzą po plecach. W tym momencie przypominam sobie dlaczego nienawidzę szpitali i nawet trochę żałuję, że tu przyszedłem. Może by przeszło? Może to jakiś wirus, albo coś w tym guście? Siadam we wskazanym miejscu, zaciskając palce obu dłoni na krawędziach kozetki.
- Bojczuk. - przedstawiam się, z lękiem zerkając w górę, ale żaden ze sztućców nie strzela w moją stronę. Kompletnie tego nie rozumiałem! - Be o jot ce zet u ka. - literuję, bo zdaję sobie doskonale sprawę, że nazwisko pochodzące z Europy wschodniej może sprawiać angolom pewne trudności. Mi też sprawiało, tylko po prostu się go nauczyłem - Nie - łup! - Ała!... - zasłaniam łeb rękami, po czym kontynuuję - ...mam pojęcia jak to się stało. Wczoraj wie-e... - łup! - ...czorm wyszorowałem te wszystkie gary, a jak się obudziłem rano, to już wisiały mi nad głową. Nie wiem, może niedokładnie, czy coś? Ale mnie się wydaje, że właśnie tak czyste to nigdy nie były! W każdym razie budzę się rano i widzę to. Całą chmarę naczyń, tylko czekających żeby mi dowalić. Próbowałem się ich jakoś pozbyć, ale nic, po prostu nic, tylko ciągle za mną latają...! - mówię na jednym wydechu, bo mam nadzieję, że może jak się pospieszę to obejdzie się bez kolejnych uderzeń, ale nic z tego - śmigają w moją stronę z prawie każdym kolejnym słowem, docierając do nieosłoniętych miejsc, więc już nie tylko na ramionach mam siniaki, ale jedna łyżka właśnie podbija mi oko, na co reaguję przeciągłym jękiem. Chowam twarz w dłoniach, przecierając pięścią sine ślepię - A niech mnie mandragora utuli do snu... - mruczę pod nosem, kompletnie już tym wszystkim zdołowany.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Korytarz [odnośnik]15.08.18 22:23
Z wypracowanym przez trzy lata stażu opanowanym, spokojnym wyrazem twarzy pokiwałem głową, notując przeliterowywane nazwisko. Prawie bezgłośnie wymówiłem je pod nosem, z lekka czując rozbawienie z tego, jak niemal  niewybrzmiałe głoski układały się na języku. Zaciekawiło mnie z lekka, toteż chcąc nie chcąc zagaiłem.
- Ukraina? Rosja? - zapytałem z miłym uśmiechem, pytająco unosząc brew. Uśmiech jednak zmienił się w wyraz skrajnego zamyślenia, kiedy pierwszym wypowiedzianym przez mężczyznę słowie sprzęty kuchenne znów się na niego rzuciły. Wyrwałem się do przodu, próbując rozgonić je mają podkładką do dokumentów - nie doceniłem jednak szybkości tych wszystkich wyposażeń kuchennych. Niby małe owady z niepojętą prędkością rozminęły się z moim ciosem i poszybowały prosto w biednego pana Bojczuka. I nie był to bynajmniej ostatni raz, kiedy to się stało. Z biegiem wypowiadanej jak najszybciej, na jednym wręcz wdechu opowieści sztućce raz po raz rzucały się na mojego pacjenta, funkcjonując w znany tylko sobie sposób. Jąłem krążyć wokół łóżka, badawczym spojrzeniem spod zmarszczonego czoła analizując poczynania ożywionych przedmiotów. Przecież tutaj musiał istnieć jakiś logiczny schemat. Moment, moment... Przecież ostatnio ciotka Brunhilda zadręczała mnie swoimi opowieściami. Może i nie pamiętałem kobiety, jednak gdy tylko pierwszy raz do uszu dobiegł mnie jej głos włosy na karku stanęły mi dęba, a ja sam odczułem niesamowicie silną chęć do tego, aby albo stopić się z otoczeniem, albo jak najszybciej udać się w przeciwną stronę, jakbym miał do wykonania coś bardzo ważnego i nie cierpiącego zwłoki. Jednak wracając do tematu: wśród całej tej czczej gadaniny starej ciotki Brunhildy zostało wspomniane coś o synu żony brata stryjecznego mojej świętej pamięci matki, który również został zaatakowany przez sprzęty kuchenne. Za Chiny nie mogłem sobie jednak przypomnieć, w jaki sposób udało mu się z nimi poradzić.
Cały ten proces myślowy, w czasie którego zdążyłem się dwa razy zirytować, nie trwał co prawda więcej niż kilka sekund. Pokiwałem głową, po czym odłożyłem dokumenty na odrapany, metalowy stoliczek stojący przy łóżku i przyciągnąwszy sobie stołek usiadłem na przeciwko mojego pacjenta.
- Słyszałem o podobnym przypadku, jednakże opowieść która dotarła do moich uszu była niezbyt rzeczowa. Trzeba będzie więc ponownie przejść przez wszystkie etapy - oznajmiłem, starając się brzmieć naprawdę pogodnie. W gruncie rzeczy, cała sytuacja była dość zabawna. - Panie Bojczuk, mam dwa bardzo istotne pytania. Pierwsze z nich jest następujące: czy do zmywania używał pan magii? - zapytałem, patrząc się na niego z takim wyrazem twarzy, że mój rozmówca na spokojnie mógł się domyślić, że już podejrzewam skąd pochodzi ta anomalia. Potwierdzenie było tak właściwie tylko formalnością. - Drugie: czy naczynia i sztućce atakują pana w jakichś określonych momentach? Nie zauważył pan żadnej prawidłowości w ich poczynaniach? To bardzo istotne - zadałem drugie pytanie, tym razem nachylając się odrobinę bliżej Bojczuka, tak jakbym nie chciał uronić ani słowa z tego, co miał mi do powiedzenia.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]20.08.18 14:49
- Ukraina. - kiwam głową. Ukraińskie korzenie miała moja mamusia Bojczukowa. Ja nie co prawda, ale utrzymywałem, że jednak tak. Jeszcze w szkole zdarzało mi się wmawiać dzieciakom, że pół życia tam spędziłem i zarzekałem się na wszystkich moich przodków, że ludzie tam ujeżdżają niedźwiedzie. Z czasem jednak zacząłem jeno kiwać głową w ramach odpowiedzi, nie siląc się na żadne wyjaśnienia ani opowieści.
Kiedy kolejne ciosy zostawiały siniaki na mojej skórze, a oprócz tego magomedyk zamachnął się tą swoją podstawką, to aż zacisnąłem mocno powieki, bo się bałem, że przypadkiem oberwę także od niego... Ale na szczęście tylko kilka kolejnych łyżek zasadziło mi blachę prosto między oczy i wściekły widelec o mało jednego nie wydłubał... Chociaż tyle, że jakby mnie pozbawiono ślepia wyglądałbym jak prawdziwy pirat - zawsze to jakieś pocieszenie, marne, ale jednak. W każdym razie póki miałem dwa ślepia, to wodziłem nimi za młodzieńcem, czekając na jakąkolwiek diagnozę, zaś gdy usiadł na przeciwko, wbiłem weń badawcze spojrzenie, nieznacznie marszcząc obie brwi.
W odpowiedzi na pierwsze pytanie pokiwałem głową, drugie sprawiło, że do ściągniętych brwi dołączył także nos. Teraz to mi aż mózgownica dymiła od myślenia, założę się, że z tego wszystkiego zrobiłem się cały czerwony. Podrapałem się jeszcze po nosie i rozmasowałem skronie, dopiero po chwili rozchylając usta.
- Jak gadam. - kiwnąłem łbem, ale jak na złość nic się nie stało. Naczynia tym razem nie zaatakowały, jedynie złowieszczo drgając nad moją głową. Co jest? Z tego wszystkiego aż rozwarłem szeroko oczy, coś mi tutaj nie pasowało - Eeeeej... - irytujące, szczególnie, że ten krótki jęk przyniósł ze sobą kolejne ataki. Ale to sprawiło, że już nie tylko sztućce wisiały nad moją głową, a zalśniło tam również światełko pewnej idei. Eureka! Chciałoby się krzyknąć! - Chyba chodzi o daną litErę. - w porę się zasłoniłem, bo jeden z noży poszybował w moją stronę, na szczęście zostawiając ślady tylko na dłoniach, wciąż chowając więc twarz w ramionach, wyryczałem przeciągłe EEEEEEE, a te wszystkie małe agresory jak na zawołanie śmignęły w moją stronę, naparzając mnie aż trzeszczało. Czyli moja teoria chyba faktycznie miała ręce i nogi, tylko co dalej? Przyzwyczajać się, wyrzucić ze słownika wszystkie słowa z e, czy jest jakiś inny sposób? Wbiłem w chłopaka ślepia, wyczekując jego pomysłów.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Korytarz [odnośnik]27.09.18 2:19
Wpadłem w lekkie samozadowolenie, poprawnie odgadując korzenie mojego dzisiejszego pacjenta - czy też raczej jednego z wielu czarodziejów poszukujących dziś pomocy w Szpitalu świętego Munga. Nie miałem jednak zbyt wiele czasu by zdążyć napuszyć się z tego powodu niczym paw, ponieważ przedstawienie odgrywane przez wyposażenie kuchenne rozpoczęło się na nowo, zupełnie jakby ożywione przedmioty chciały tym razem pokazać całą gamę swoich możliwości bojowych.
Zanim pan Bojczuk zdążył odpowiedzieć mi na drugie pytanie sam doszedłem do wniosku, który mi podał: zastawa stołowa i spółka ożywiały się, kiedy czarodziej otwierał usta, lecz działały w rytmie nie do końca pasującym do ogólnego tempa wypowiedzi mojego rozmówcy. - Rozumiem... - mruknąłem zamyślony, bardziej do samego siebie niż do siedzącego naprzeciw na łóżku mężczyzny. Przykułem spojrzenie do sztućców, które pobłyskiwały złowieszczo w świetle słonecznym wpadającym do sali przez brudne okna (bo kto by przecież przejmował się myciem okien, kiedy wkoło było tyle ran do zasklepienia, kaktusów wyrastających z czoła do wyrwania i dokumentacji do uzupełnienia). Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero uchwycony kątem oka grymas jednego z innych uzdrowicieli, który posyłał mi karcące spojrzenie przez całą salę. Odpłaciłem mu takim samym, niepochlebnym wyrazem twarzy; nie będzie mi mówił, co mam robić, to agresywne wyposażenie kuchenne stanowiło takie samo zagrożenie dla zdrowia co różdżka w nosie, którą aktualnie starał się wyciągnąć z innego pacjenta.
Drgnąłem, kiedy pan Bojczuk krzyknął przeciągle, a sztućce rzuciły się na niego niczym byk, któremu w zasięgu wzroku mignęła czerwona płachta. Złapałem czym prędzej za podkładkę na dokumenty, znów z niską skutecznością starając się osłonić nieboraka przed atakiem rozkapryszonej magii. Zaraz jednak nieomal nie uderzyłem się tą podkładką prosto w czoło. No przecież!
- Już wiem! - powiedziałem podekscytowany, prawie zrywając się na równe nogi. - Przypomniałem sobie, o czym mówiła mi ciotka Brunhilda. Syn żony brata stryjecznego mojej matki był atakowany przez przyrządy kuchenne, kiedy wymawiał literę E. Niech pan, panie Bojczuk, spróbuje powiedzieć pierwsze pięć liter alfabetu, tylko powoli, bardzo powoli - poinstruowałem delikwenta, z nieskrywanym zainteresowaniem oczekując efektów.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]13.10.18 10:17
To musiało wyglądać komicznie, kiedy młody uzdrowiciel starał się osłonić mnie podkładką i ja gibałem się we wszystkie strony unikając kolejnych ataków. Nawet bym się roześmiał na ten obraz, gdybym to ja nie był poszkodowanym. A tak? Tak to bardziej mi się chciało płakać, niestety. Co za beznadziejny dzień, jak matkę kocham już nigdy przenigdy nie umyję nawet talerza! O nie! Niby takie nic, a kosztowało mnie to zdrowie. Zawsze wiedziałem, że prace domowe są zabójcze. Albo dla kobiet... One jakoś lepiej sobie radziły z takimi rzeczami. Drgnąłem, gdy mój magomedyk tak nagle się obruszył i wróciłem myślami na ziemię (bo jak tylko pomyślałem o kobietach, to różne fantazje zaczęły mi chodzić po głowie), wbijając w niego wyczekujące spojrzenie. Mhm, ciotka Brunhilda, mhm, mhm, przyrządy kuchenne, aha, litera e, rozumiem. Kiwam energicznie głową i chrząkam, moszcząc się wygodniej na kozetce.
- A - nic - b - nic - c - wciąż nic, tylko niebezpieczne drganie - d - w tym momencie moje skronie zalał pot, a dłonie mocno zacisnęły się na krawędziach łóżka, spojrzałem z przestrachem na kolejne, jakby już oczekujące następnej litery, naczynia - e! - i sru! Fioletowo-czerwony siniak wykwitł na samym środku mojego czoła, jak niezbyt piękny, aczkolwiek okazały kwiat. Czyli tak! Chodziło o to przeklęte e! Tylko co teraz? Rozmasowałem czoło, głośno wciągnąłem w płuca powietrze i złożyłem dłonie mniej więcej na wysokości piersi, skupiając się na każdym kolejnym słowie - jeśli wiedziałem już jak uniknąć dalszych ataków, to oczywiście chciałem z tego skorzystać.
- I co moż... można z tym zrobić? Da si... si to jakoś wyl...czyć? Co jszcz mówiła ciotka Brunhilda? - powoli i ostrożnie wypowiadam każde kolejne słowo, starając się usunąć wszystkie niebezpieczne litery. Wcale to nie jest takie łatwe i brzmię jak jakiś debil. Nie chciałem żeby tak zostało, już ta krótka wypowiedź kosztowała mnie tyle wysiłku umysłowego, że miałem ochotę paść na kozetkę i się zdrzemnąć dla odpoczynku. Tylko bym pewnie nie usnął mając na uwadze to, że wisi nade mną stado metalowo-drewnianych katów, czekających na każde e, wypadające z moich ust... Nie no, on musiał mi pomóc!!! - Pan coś na to zaradzi, prawda? Pomoż... mi, tak? - zaczynałem panikować, a moje oczy z sekundy na sekundę robiły się coraz większe - Ni chc tak skończyć! Szatyltowany prz nożeeeee!... Ała!




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Korytarz [odnośnik]21.10.18 18:24
Nie powinienem był, ale postawienie trafnej diagnozy w takim przypadku - nie ważne jak bardzo cały ten tok myślowy czy też przyczynowo-skutkowy naciągany był pod miano "diagnozy" - sprawiło, że jakoś tak bardziej zachciało mi się żyć. Ciężko było się w końcu pohamować, kiedy coś nad czym pracowało się tyle lat w końcu zaczyna nie dość że wychodzić, to jeszcze dawać efekty. No dobrze - może efektów jeszcze nie było widać, a cała sytuacja bardziej podchodziła pod kategorię szczęśliwego zbiegu okoliczności niż wykwalifikowanej medycznej pomocy tak jednak satysfakcja była: znalazłem się we właściwym miejscu i do tego o odpowiedniej porze żeby udzielić w szpitalu pomocy komuś, kto właśnie tam się udał potrzebując pomocy. Moje samopoczucie wystrzeliło w górę niczym startujący w czasie meczu quidditcha tłuczek.
- Oczywiście, że da się to wyleczyć! - powiedziałem entuzjastycznie, uśmiechając się szeroko do pacjenta. - Niech się pan nic nie boi, poradzimy z tym sobie - powiedziałem wstając i ledwo powstrzymując się przed zakasaniem rękawów limonkowej szaty - w końcu nie miałem ochoty pokazywać swojemu pacjentowi więcej blizn niż już było to widoczne na mojej lewej dłoni - powstałem z zajmowanego miejsca i zbliżyłem się do kuchennych sprzętów otaczających głowę poszkodowanego przez anomalie czarodzieja. - Będzie to jednak mogło chwilę zająć, trzeba będzie poświęcić odpowiednio dużo uwagi każdemu sprzętowi z osobna - dodałem już nie z takim oszałamiającym zapałem, uporczywie starając się wypatrzeć w chmarze agresorów ten jeden interesujący mnie przedmiot. - Bowiem widzi pan, panie Bojczuk, chociaż nie pojmujemy do końca istoty anomalii zdarzają się pewne schematy. Użył pan magii do zmycia naczyń, jednak te poczuły się zawiedzione takim obrotem spraw. Otóż, do czego zmierzam to... - urwałem na moment, wreszcie znajdując łyżkę. Ostrożnie wyciągnąłem ku niej rękę. - ...to to, że tym sprzętom potrzeba po prostu odrobiny uwagi - dokończyłem, głaszcząc łyżkę, a ta nagle zamarła, po czym wtuliła się w moją dłoń. Uśmiechnąłem się na ten widok i odłożyłem ją na stolik przy łóżku. Odłożony sztuciec natomiast pozostał w tym miejscu, w którym go zostawiłem, nie okazując już jakichkolwiek oznak życia.
- Łyżka była najprostsza. Z resztą trzeba będzie się trochę bardziej natrudzić - oznajmiłem. Na płonący stos Wendeliny, nie sądziłem, że ten dzień będzie aż taki ciekawy i zabawny w jednym. Oczywiście, rozbawienia nie ukazywałem na swojej twarzy - byłoby to w końcu wysoce nieprofesjonalne.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]28.10.18 18:53
Kamień spadł mi z serca, jak młodzieniec przyznał, że da się wyleczyć to cholerstwo, tą zarazę przebrzydłą. Aż odetchnąłem przeciągle i trochę jakby się rozluźniłem, nie zaciskając już palców na wszystkim, co mi akurat wpadło w dłonie. Mam ochotę opaść na tą kozetkę jak na łoże i czekać aż odprawi nade mną jakieś magiczne rytuały, jakieś zaklęcia, inne pierdolety, czy jak to tam w ogóle wyglądało. Nieczęsto miałem okazję być gościem św. Munga. W razie wu po prostu biegłem do mamusi i ona mi zaraz pomagała; ucałowała, ochuchała, ojojała, czasem wysmarowała jakąś maścią czy coś w tym guście, odleżało się swoje i się nagle człowiek czuł jak nowo narodzony! Ale każde jego kolejne słowo sprawiało, że moje usta coraz mocniej wyginały się w podkówkę. Nie mogło być tak pięknie, niestety, że on będzie pracował, a ja se poleżę. Matko jedyna w Azylu rządząca! Marszczę brwi, bo to mi brzmi mega skomplikowanie. Co mam tu teraz obiad ugotować, żeby się te wszystkie naczynia lepiej poczuły, czy jak? Nawet nie umiem gotować! A zresztą od kiedy to sztućce mają jakiekolwiek uczucia? Jak tak nachalnie na mnie napierają, to wcale się nie wydają takie wrażliwe. Mrużę nieznacznie oczy, przyglądając się jak chwyta łyżkę, jak ją głaszcze, a ona zamiera w bezruchu i zostaje na stoliku. No to mi się podoba! W geście zadowolenia aż klaszczę w dłonie.
- Sup...ko! - uśmiecham się szeroko. O jednego agresora mniej! - Co dalij? - jak zmusić inne do posłuszeństwa? Czy w Mungu w ogóle były ku temu warunki? Patrzę pytająco na medyka, a zaraz się rozglądam i wyciągam dłoń po jeden z widelców. Trochę umyka przed moimi palcami, ale ostatecznie udaje mi się go złapać. Tylko co, do jasnej Anielki, mam z nim zrobić, tutaj, na kozetce, w sali pełnej chorych? No mógłbym kogoś zaciukać opcjonalnie, jednak niekoniecznie mi się ten pomysł podobał. Więc z braku laku zaczynam się nim czesać. Czeszę swoje bujne loki, aż się wszystkie przestają plątać i wyglądam pewnie teraz jak jakiś boski Adonis. Ale to faktycznie działa! Widelec zamiera w mojej dłoni. Dobra, teraz już będzie z górki.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Korytarz [odnośnik]06.12.18 1:39
To, aby nie roześmiać się na widok czeszącego się grzebieniem Bojczuka wymagało ode mnie wykopania całych pokładów profesjonalizmu, które posiadałem. Na płonący stos Wendelina, chyba nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem - znaczy się, mogłem snuć tylko przypuszczenia i domysły, bo w końcu nie pamiętałem za bardzo całego mojego życia wcześniej, przed tym nieszczęsnym wypadkiem w salonie wróżbity. Odchrząknąłem i skinąłem głową, rozwiewając ponure myśli o przeszłości. Skupiłem się na tym, co miało miejsce tu i teraz, czyli iście kuchennych rewolucjach mających swe miejsce w murach szpitala świętego Munga. Po akcie głaskania łyżki i poprawiania fryzury przy pomocy francuskiego wynalazku zwanego widelcem nadeszła pora na kolejne elementy wyposażenia każdego szanującego się domostwa, w którym przynajmniej jeden z domowników parał się tak trudną jak i cudowną zarazem sztuką gotowania. No dobrze, może trochę przesadziłem i zastosowałem zabieg delikatnej dramatyzacji tej dziedziny życia - byłem w końcu wiary, że odpowiednio dużo czasu poświęcając na praktykę, przy dobrych wiatrach i choć podstawowej cierpliwości mogło zaowocować kulinarnym sukcesem.
Ale fakt faktem, ta sytuacja aż sama się prosiła o odrobinę groteski.
Także po zaśpiewaniu nożowi do chleba, wystukaniu na desce do krojenia melodii "Cichej nocy", sprzedaniu całusa tarce, założeniu miski na głowę jako hełmu, przytuleniu wałka do ciasta, ułożeniu kubków na poduszce i przykryciu ich kołdrą i jeszcze kilku innych rzeczach, o których w ferworze walki zapomniałem, Bojczuk był w końcu wolny. Wszelkie instrumenty kuchenne leżały nieruchomo wokół nas, a pamiątką po nieprzyjemnym starciu z siłą nieposłusznej magii pozostały jedynie siniaki. I to nie na długo, bowiem zaraz się ich pozbyłem jednym machnięciem różdżki. To co mi pozostało to odprawienie Bojczuka z przestrogą, by nie nadużywał znów magii i sporządzenie notatek z interwencji, które później miały mi posłużyć do spisania raportu szczegółowego z przebiegu dyżuru.
Jeżeli ktokolwiek, kiedykolwiek postanowi sięgnąć po akurat tę teczkę z dokumentacją - pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że będzie się dobrze bawił podczas lektury.

| zt x2


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]11.11.19 2:05
26.03

Swędzenie było nie do wytrzymania. Czułem się jak debil, bez przerwy drapiąc po jajach, ludzie gapili się na mnie jak na skończonego zboka, więc ostatecznie zaszyłem się w Ruderze z myślą, że przeczekam, samo przejdzie, może wystarczy jak się dokładnie umyję i wyszoruję to i owo. Niestety - nie pomogło. Później było tylko gorzej, bo moje miejsca intymne zaczęły obrastać piórami, jak matkę kocham! Pierwszego dnia myślałem, że mi się przyśniło, później uznałem, że może mam jakiegoś flashbacka po tych grzybach, co żeśmy je z Fils zeżarli w Walentynki i to tylko halucynacje, ale kiedy z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej, zwyczajnie zacząłem się martwić. Zawartość moich spodni to była moja największa duma i świętość i jeśli pozbawić mnie możliwości harcowania z kobietami, to już w ogóle bym żadnych przyjemności w tym moim marnym życiu nie miał.
Dlatego decyzja zapadła szybko - trza odwiedzić Munga; nie lubiłem szpitali, ale dużo bardziej nie lubiłem żyć w celibacie, więc się przemogłem; tutaj jak zwykle - baba w okienku mnie zbywa, żeby czekać na swoją kolej, a jak się pytam kiedy ta moja kolej wreszcie nastąpi, to ona, że nie wie. Mówię jej - jak tu umrę to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, a ona mi na to, że wcale nie wyglądam jakbym był chory i tam spojrzę, tam gość kicha ogniem i pierdzi popiołem, a siedzi i czeka. Świetnie. Kolejną godzinę faktycznie siedzę na izbie, ale dłużej już nie mogę, więc ostatecznie postanawiam wziąć sprawy w swoje ręce (znowu!) i ruszam w podróż po szpitalu. Autentycznie doznaję deja vu, te same korytarze co poprzednim razem, mam wrażenie, że mijam te same postacie i wreszcie dostrzegam znajomą twarz uzdrowiciela, co mi pomógł wtedy, kiedy mnie stado sztućców chciało wpędzić do grobu. Jakoś mi się lżej na sercu zrobiło, kiedy sobie pomyślałem, że zaświecę dupą (a nawet czymś więcej) przed kimś nie całkiem obcym, więc łapię go od razu za bety, mocno zaciskając palce na materiale roboczej szaty.
- TO TY! - może to i niezbyt uprzejme powitanie, jednak nie zastanawiam się nad tym za długo, w zamian wciągając chłopaka w pierwsze lepsze drzwi, co się okazją wrotami do... składzika na miotły. Ciasno tu i trochę ciemno, kurz łaskocze w nozdrza, a kije od szczot wbijają mi się w plecy, ale trudno; nie pora na narzekania, pora na wyjaśnienia. Przez krótką chwilę zastanawiam się od czego zacząć i szczerze powiedziawszy wszystko co sobie umyślę wydaje mi się jakieś strasznie głupie, więc zamiast cokolwiek mówić, unoszę nieznacznie przód koszuli i odchylam gacie.
- Patrz - ...no dobra. W tym momencie mógł mnie wziąć za kompletnego świra, w dodatku takiego, co go chce bezczelnie zmolestować w miejscu pracy, ale miałem nadzieję, że zanim osądzi, faktycznie zerknie i zobaczy, że coś tam jest totalnie nie halo.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Korytarz [odnośnik]12.11.19 14:34
Alexander myślami częściowo był już przy wieczorze, kiedy to wraz ze swoimi kompanami miał wybrać się czarodziejom w opresji na ratunek. Częściowo z kolei znajdował się w pracy, gdzie ten fragment jego świadomości był podzielony na wiele więcej elementów. Część z nich poświęcona była opiekowaniu się pacjentami, inna zaś - przerwą, którą Farley właśnie rozkoszował się na piętrze wypadków przedmiotowych gdzie wraz z Idą usiadł do lunchu. Każde takie odwiedziny na piętrze panny Lupin owocowały co prawda wieloma długimi spojrzeniami i skrywanymi uśmiechami kręcących się dookoła koleżanek po fachu oraz pielęgniarek i wolontariuszek. Co tak właściwie było bardzo zabawne, ponieważ każdego dnia po opuszczeniu szpitala Alex z Idą dzielili się wszystkimi najśmieszniejszymi reakcjami, które zebrali w szpitalu, tworząc w ten sposób bardzo barwne analizy swoich współpracowników.
Również i dzisiaj ich wspólny posiłek przebiegał bardzo podobnie, toteż opuszczając pokój socjalny Alexander zupełnie nie spodziewał się tego, co nastąpiło jako kolejne. Głośny okrzyk od razu zwrócił uwagę chłopaka, zarówno jego, jak i wszystkich, którzy aktualnie znajdowali się na korytarzu. Złapany za fraki Alexander wyglądał na co najmniej bardzo zaskoczonego, zahaczając aż o niedowierzanie.
- Dzień dobry, panie... Bojczuk? - zapytał bardziej niż odparł, będąc jednocześnie wciąganym do ciemnego składzika na miotły. A jako, że Alexander zdecydowanie grzeszył wzrostem to musiał zgarbić się pod półką z miksturami używanymi do dezynfekcji. Zaczął przy tym zastanawiać się, czy przypadkiem Bojczuk nie kwalifikował się bardziej na odwiedziny na trzecim piętrze, patrząc po tym, gdzie to wszystko zmierzało. Alexander stał się jeszcze bardziej skonsternowany, kiedy w półmroku składzika Bojczuk najwyraźniej zaczął się... rozbierać? Farley na szczęście był już zaprawiony w bardzo dziwnych przypadkach, które rzucały się na niego z różnymi sprawami, dlatego tylko stłumił bardzo ciężkie i zmęczone westchnienie i wyciągnął różdżkę, rzucając niewerbalne Lumos.
Szybko doszedł do wniosku, że był to błąd.
- Na płonący stos Wen... Panie Bojczuk, proszę natychmiast się ubrać! - Alexander syknął pospiesznie, unosząc spojrzenie ku sufitowi. Jeszcze tego brakowało, żeby ktoś przyłapał go w składziku na miotły z półnagim pacjentem - jak nieodpowiednie i gorszące mogło to być? Farley odchrząknął, czekając aż Johnatan schowa koszulę na swoje miejsce. - Proszę za mną - powiedział w końcu, gasząc światło na końcu różdżki i otwierając drzwi. Zachował całkowicie pokerową twarz pomimo ciekawskich spojrzeń, które rzucali im świadkowie całej sytuacji, która miała miejsce na otwartej przestrzeni korytarza. Alexander wskazał Bojczukowi pierwsze drzwi na lewo, które prowadziły do niewielkiego gabinetu zwykle zajmowanego przez rezydującego na oddziale lekarza pierwszego kontaktu. Zanim wszedł do środka za swoim pacjentem zmienił tylko kolor tabliczki na drzwiach z zielonej na czerwoną, po czym dokładnie zamknął za sobą drzwi. To co ujrzał dawało mu jasny pogląd na sytuację, ale potrzebował się upewnić, czy aby na pewno Bojczuk nie robi sobie z niego, jakby to ująć, jaj.
- Proszę zdjąć spodnie i bieliznę - powiedział Alex, przyciągając sobie bliżej krzesło i siadając na nim naprzeciw czarodzieja tak, aby mieć dobry pogląd na sytuację. Tak jak się okazało, pierwsze wrażenie Alexandra było trafne. Chłopak westchnął ciężko wiedząc już, że ten dzień wcale nie zrobi się ciężki dopiero wieczorem. - Panie Bojczuk, proszę mi powiedzieć czy, albo jak intensywnie w przeciągu ostatniego miesiąca był pan aktywny seksualnie? - zapytał, chcąc wiedzieć, jak wiele osób mogło być zamieszanych w tę sprawę. Przyglądał się przy tym genitaliom Johnatana, szacując po okazałości piór, że Bojczuk musiał zarazić się co najmniej trzy tygodnie wcześniej.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Korytarz [odnośnik]08.12.19 18:04
Mrużę oczy, gdy przestrzeń rozświetla koniec różdżki chłopaka i sam zerkam w dół, na pióra wystające mi z gaci, GODRYKU, w tym świetle i takich ciasnych okolicznościach wyglądało to jeszcze gorzej, więc spomiędzy moich ust wypada żałosny jęk.
- Panie, ja problem mam!... - zaczynam, bo w pierwszej chwili mam pewną obawę, że mnie oleje, stwierdzi, że to nie jego działka, albo, że to w ogóle nie medyczny przypadek, tylko jakieś... no sam nie wiem co! Może właśnie przechodziłem przemianę w sokoła lub hipogryfa i nawet nie zdawałem sobie z tego sprawy; któż to wie czy nie padłem ofiarą klątwy jakiejś zazdrosnej dziwki? O matko! I w dodatku zaczynało mi odbijać!... Podciągam spodnie, a koszulę wciskam za pasek i wbijam w magomedyka błagalne spojrzenie, jakby od tego co zaraz powie albo zrobi zależało całe moje życie! No i w istocie dla mnie właśnie tak było, więc gdy wreszcie prosi żeby za nim pójść, to mam ochotę z wdzięczności całować go po rękach. Byłoby to jednak tym bardziej dziwne, gdybym po wyjściu ze składzika momentalnie doskoczył do jego dłoni, więc daruję sobie, szczególnie, ze większość świadków i tak zerka w naszą stronę. Ale ja w gruncie rzeczy mam w to totalnie WYJEBANE, bo przecież na co dzień spotykałem się z dużo bardziej specyficznymi spojrzeniami; przez te kilka tygodni pracy w Fantasmagorii zdążyłem się przyzwyczaić do najbardziej bazyliszkowatych. W każdym razie skręcam we wskazane drzwi i rozglądam się po gabinecie, z niedowierzaniem dochodząc do wniosku, że szukam w otoczeniu rzeczy, które potencjalnie mógłbym sobie przywłaszczyć, gdyby pan doktor stwierdził, że zostawi mnie tu na chwilę samego. Szczerze? Byłem w lekkim szoku, bo od dawna nie odczuwałem ciągot do złodziejstwa, a tu proszę, wróciły w najmniej odpowiednim momencie. Chrząkam cicho i odwracam się w kierunku mężczyzny.
- Mhm - nie musiał powtarzać dwa razy. Pospiesznie pozbywam się spodni, a później nawet rozpinam koszulę, by NIC nie zasłaniało mu widoków, po czym wspieram jedną dłoń na boku i zerkam z góry na chłopaka, unosząc nieznacznie jedną brew - No... byłem, jak intensywnie? No, jak każdy, bym powiedział. W przeciągu ostatniego miesiąca to zdarzyło się kilka - marszczę nos, przez chwilę dumając nad wszystkimi pannami, z którymi przyszło mi ostatnio zawrzeć bliższą znajomość - naście razy, tak mniej więcej - wzruszam ramionami. Nigdy sobie nie żałowałem cielesnych rozkoszy, a tym bardziej odkąd miałem pieniądze; można powiedzieć, że po premierze w balecie właściwie nie wychodziłem z burdelów i innych takich zacnych przybytków, przecież musiałem jakoś odreagować stresy związane z pracą w takim eleganckim miejscu - Ale co to ma do rzeczy?




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach