Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnie
AutorWiadomość
Kuchnie [odnośnik]14.03.17 18:31

Kuchnie

Hogwart nigdy nie miał gosposi, za wyżywienie młodych uczniów czarodziejskiej szkoły odpowiada sztab dzielnych skrzatów domowych, które dzień po dniu żmudnie wykonują swoje obowiązki. Kuchnie to gigantyczny kompleks pomieszczeń, do którego główne wejście znajduje się nieopodal piwnic Hufflepuffu, za olejnym obrazem przedstawiającym talerz z owocami. Tylko połaskotanie gruszki zapewnia wejście do środka - choć pomiędzy uczniami krąży bez liku opowieści o innych, tajnych wejściach za posągami, tajemniczymi schodkami i znikającymi drzwiami, które również mogą doprowadzić do pracowitych skrzatów.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnie Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kuchnie [odnośnik]01.10.17 20:48
17 maja

Obiecała Victorii, że nie będzie węszyć dookoła źródeł i powodów tych wszystkich magicznych anomalii, nie mogła jednak siedzieć bezczynnie i cały swój wolny czas poświęcać wyłącznie na naukę do egzaminów. Notatki otrzymane od panny Parkinson okazały się skutecznie i materiał z Historii Magii wchodził do głowy młodej Ślizgonki znacznie szybciej; tym bardziej miała więc trochę czasu do zagospodarowania i postanowiła spożytkować go z sensem. Od dłuższego czasu nosiła się z myślą poproszenia o pomoc kogoś starszego i doświadczonego, lecz nie mogła zdecydować się na ostateczni krok w tej sprawie. Czekała na jakiś znak od losu, który pomoże jej wybrać, a taki objawił jej się już niebawem.
Wypełniała właśnie obowiązki prefekta i odprowadzała do Pokoju Wspólnego dwójkę młodych Puchonów, który jeszcze chwilę temu czyścili wszystkie kociołki w Sali eliksirów, jakie wybuchły za sprawą dwójki psotników. Nie wyobrażała sobie, by puścić ich samych – takie ancymony na pewno specjalnie zabłądziłyby po drodze i najprawdopodobniej wyrządziły jeszcze więcej słów. Tak więc jak zwykle nienagannie ubrana i uczesana Marine obserwowała, jak wejście do piwnic Hufflepuffu zamyka się, a głowy chłopców wreszcie znikają. Nie odpowiadała za to, jak zachowają się nie będąc pod jej opieką; zrobiła wszystko, co mogła i teraz ruszała w drogę powrotną do dalszych komnat. Skręcając w jeden z korytarzy zauważyła znajomą sylwetkę i szybko zorientowała się w jakim celu profesor Vane łaskocze gruszkę ze znajomego obrazu.
Lestrange uśmiechnęła się pod nosem; nawet jeśli ten człowiek przechodził obecnie jakiś egzystencjalny kryzys, wciąż pozostawał pozytywnie nastawiony do uczniów i nie dawał im zwątpić w siebie. Odwiedzanie kuchni i najpewniej pałaszowanie smakołyków w towarzystwie skrzatów tak bardzo do niego pasowało! Marine nagle zorientowała się, że samo wspomnienie profesora podniosło ją na duchu i wtem, zupełnie ot tak, los podarował jej sygnał, o jaki prosiła. Bo przecież sprawa, o którą chciała prosić, miała ze wspomnieniami i pozytywnym nastawieniem wiele wspólnego.
Ruszyła w kierunku obrazu przedstawiającego talerz z owocami, a gdy wreszcie do niego dotarła, wyciągnęła rękę i śladem profesora połaskotała gruszkę. Wyglądający na soczysty owoc zdawał się poruszyć na swoim talerzu, a przejście do kuchni otworzyło się przed Ślizgonką zgodnie z jej życzeniem. Wiedziała, że pomieszczenie w piwnicach to naprawdę wielki obszar do przeszukania, jednak liczyła na to, że pomocne skrzaty nie zawiodą jej i pomogą odnaleźć Jaydena. I tak rzeczywiście było.
Ledwo znalazła się na schodkach prowadzących w dół, a pierwszy skrzat zaoferował jej coś do jedzenia i picia. Uprzejmie podziękowała, zapytała za to, w którą stronę udał się wchodzący tędy niedawno mężczyzna. Następnie podążyła we wskazanym kierunku i rzeczywiście już wkrótce ponownie ujrzała sylwetkę nauczyciela, tym razem skupionego na konsumowaniu jakichś pyszności.
- Profesorze? – uprzejmy ton i dojrzała postawa jak zwykle ukazywały Marine jako młodą, dobrze ułożoną damę, nie inaczej było tym razem – Przepraszam najmocniej, że tak Pana osaczam, ale chciałam o coś zapytać i gdy zauważyłam Pana na korytarzu stwierdziłam, że to nie może czekać – w relacjach z Jaydenem zawsze stawiała na szczerość; nie widziała sensu w owijaniu w bawełnę bądź karmieniu go wyssanymi z palca historyjkami. Nie był typem człowieka, który by się na nie nabrał, ani tym bardziej takim, który na nie zasługiwał.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnie 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Kuchnie [odnośnik]01.10.17 21:28
Jayden miał zamęt w głowie i walczył z nim od dłuższego czasu. Coraz poważniejsze oznaki bezsenności dawały mu się porządnie we znaki, ale jeszcze nie skierował swoich kroków w stronę skrzydła szpitalnego. Zdawał sobie sprawę jak wiele pracy czekało go jeszcze każdego kolejnego dnia w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie i nie zamierzał nikogo zawodzić. Nie tym razem. Od zawsze w kontaktach ze swoimi uczniami dawał z siebie wszystko, bo po prostu miał taki charakter. Gdyby mógł, nie spałby, nie jadł tylko by przekazać im całą wiedzę, którą posiadał i którą mógł się z nimi podzielić. Raczej też nie miał problemów ze zrozumieniem młodych ludzi, którzy raczej wiedzieli, że mogą polegać na swoim profesorze. Wspólny szacunek i współpraca świadczyły nie tylko o nich samych, ale również o szkole. Nie raz już słyszał, że dość ciężko studentom jest dotrzeć do niektórych nauczycieli. Musiał jednak z uśmiechem uznać, że nie mówiono o tym w stosunku do niego. Kiedyś zanim zaczął uczyć, Vane chciał być jak swój dziadek. Słynny astronom podróżnik, który poznawał zakątki świata i spisywał oznaki meteorytów w różnych krajach. Przewijał się przez wiele państwa, kultur, spotykał nowych ludzi. Było to niezwykle dla kogoś młodego i ciekawego wszechświata. Wielkim szokiem okazał się fakt, że Jay nie zamieniłby się jednak z dziadkiem na miejsca, gdy dotarł do Hogwartu jako nauczyciel. Spełnienie które czuł było tak silnie i niezwykłe, że nie oddałby tego pod żadnym pozorem. Astronomia i nauczanie było jego nieodłączną częścią. Bez nich nie istniał. A musiał posiadać siłę, by móc to spełniać. Co mogłoby mu pomóc nieco, a nawet bardzo, się podładować? Oczywiście że wizyta w zamkowej kuchni, w której był już stałym bywalcem. Zresztą nie raz i nie dwa przegapiał śniadanie, obiady czy kolacje w Wielkiej Sali i nikogo to nie dziwiło. W końcu dość łatwo zapominał o takich sprawach, a mając w podświadomości możliwość nadrobienia sobie pokątnie u dzielnych skrzatów, nie martwił się tym aż tak. Jako astronom i zapalony naukowiec o każdej porze dnia i nocy był dostępny dla swoich korespondentów czy tych współpracowników, którzy byli w zasięgu teleportacji. Zresztą zdarzało mu się również przysypiać i uczniowie wiedzieli, ze ich profesor może odlecieć w każdym momencie. Nie podczas zajęć ma się rozumieć, ale ktoś kto spędzał praktycznie każdą noc i dzień bez snu musiał sobie to odkuć gdzieś indziej i jakoś inaczej. Krótkie drzemki na krużgankach, w oknie lub na sali zajęciowej były standardem. Dostał już kilka rysunków swojej osoby jak śpi w bibliotece, a nad nim stała zirytowana bibliotekarka. Wiele z nich zdobiło specjalną tablicę w jego gabinecie. Jednak nie było to nic złośliwego. Każdy z tych obrazków był wspomnieniem ucznia lub uczennicy, którzy przewinęli się przez jego klasę i chodzili teraz po świecie. W ciągu tych sześciu lat zebrał naprawdę pokaźną kolekcję i był pewien, że niedługo ta ilość miała wzrosnąć. Żałował, że tak szybko zleciał ten czas, a zaraz miały być wakacje i część z dzieciaków już nigdy nie miała pojawić się ponownie w murach zamku. Myśląc o przemijaniu, zawędrował pod znany sobie obraz, gdzie odpowiednią, tajemną magią otworzył wejście do kuchni. Dość lekko zbiegł po schodkach, pozdrawiając mijane skrzaty, które uśmiechały się przyjaźnie do profesora, który tak doskonale doceniał ich pracę i poświęcał swój czas, by z nimi porozmawiać. Mało kto wiedział, że to one odpowiedzialne były za wspaniałości pojawiające się na stołach Wielkiej Sali.
- Co masz dzisiaj dobrego, szefuniu? - rzucił Jay ciepło, zeskakując z ostatnich stopni, jak nowo narodzony wbijając się w miejsce za drewnianym stołem i patrząc na odpowiedzialnego za posiłki w tych godzinach skrzata. Ten zaraz powiedział jak przedstawiało się menu tego dnia i co zostało, a co może jeszcze specjalnie przygotować. - Nie oszczędzaj mnie - powiedział Vane, kiwając głową z uznaniem i uderzając palcami w stół. Nie czekał jednak nawet chwili, gdy zaraz przed nim pojawiły się wspaniałości, które zalały jego serce przyjemnym ciepłem. Zabrał się za pałaszowanie, nie mając najmniejszego pojęcia, że za chwilę pojawi się przed nim ktoś zupełnie niespodziewany. Nie zważał więc na cichy szelest szaty ani na półcień, który przysłonił mu na moment wiszące nad stołem świece. Dopiero znajomy głos wybił go z transu. - Marine? Co tu robisz? - spytał nieco zaskoczony i jakby odruchowo przyciągnął do siebie bliżej talerz. Oczywiście dziewczyna na pewno nie pojawiła się tutaj, by mu ukraść jedzenie, jednak zorientował się ułamek sekundy po fakcie, dlatego wrócił do poprzedniej pozy i patrzył z zaciekawienie, zaintrygowaniem na pannę Lestrange. - Ależ pytaj, o co tylko chcesz - odparł, uśmiechając się, a iskierki zaskrzyły się w jego oczach. W końcu brzmiało to dość poważnie, a on chciał pomagać. Uwielbiał pytania od swoich uczniów, dlatego też z zaciekawieniem czekał na ciąg dalszy wypowiedzi jednej z prymusek. - Głodna? - spytał jeszcze, przesuwając w jej stronę miskę soczystych winogron.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kuchnie [odnośnik]25.10.17 11:53
Przyzwyczajona do obecności skrzatów, ignorowała je subtelnie, jak przystało na wychowaną w wyższości do tych istot szlachciankę; jeśli akurat niczego od nich nie oczekiwała, nie interesowały jej. Przed momentem wskazały drogę, więc teraz nie były już istotne dla tego spotkania, mogły więc pozostać w jego tle i z ochotą to uczyniły. Na powrót zajęły się przygotowywaniem posiłków i nie rzucały nawet ukradkowych spojrzeń w kierunku dwojga rozmawiających osób.
Skrzaty ewidentnie znały swoje miejsce i rolę, a panna Lestrange mogłaby w tej chwili wziąć z nich przykład, bo zamierzała poprosić Jaydena o coś, co nieco wykraczało poza jego nauczycielskie obowiązki. Lubiła go i może przez to nie miała poczucia, że w pewien sposób zaczyna się spoufalać; choć granica relacji nauczyciela i uczennicy była dla niej niezwykle wyraźna, tematy do rozmów stawały się poważniejsze w obliczu tego, co działo się poza murami szkoły.
Marine swobodnym krokiem podeszła więc do drewnianego stołu, przy którym siedział profesor, po czym usiadła naprzeciwko mężczyzny, sadowiąc się niczym w szkolnej ławce na zajęciach. Nie czuła się zestresowana tym, o co zamierzała go zapytać, a podświadomość podpowiadała jej, że wynik tej rozmowy okaże się pozytywny. Cóż, najpierw należało zacząć, tak więc Ślizgonka odczekała stosowną chwilę i odezwała się dopiero, gdy jej towarzysz skończył przeżuwać. Na podstawioną pod nos miskę winogron chciała zareagować odmownie, jednak owoce wyglądały tak soczyście, że nie mogła się oprzeć.
- Dziękuję – sięgnęła dłonią do miski i po chwili była już pewna, że nie pomyliła się w swojej ocenie odnośnie jakości smaku – Zastanawiam się, czy jedzenie tu ma smak inny, niż w Wielkiej Sali, ale to chyba tylko złudzenie powodowane atmosferą tego miejsca – uśmiechnęła się lekko, na moment rozglądając dookoła; znajdowało się tu tyle wspaniałości, że równie dobrze mogłaby się najeść do syta i odpuścić kolację, a może nawet też śniadanie następnego dnia.
Tak, jak zakładała wcześniej, nie zamierzała mamić Jaydena ani zatajać przed nim powód tej rozmowy. Gdy już kilka winogron wylądowało w jej ustach, zdecydowała się na szybkie, bezbolesne poruszenie tematu.
- Profesorze, co pan wie o zaklęciu Patronusa? Czy potrafi pan je wyczarować? – czujne spojrzenie obserwowało strudzone lico profesora; a w głowie Marine pojawiła się dziwna myśl.
Teraz ja jego powinnam poczęstować granatem i umowa byłaby zawarta.
Nie próbowała go osaczać, chciała tylko poznać jego szczerą opinię i wiedzieć, czy będzie jej w stanie pomóc w przyszłości. Nie wszyscy nauczyciele byli kompetentni, nie wszyscy też posiadali jej zaufanie; Vane na szczęście już dawno zasłużył sobie na jej szacunek, nawet pomimo tej nutki ekscentryczności, która zawsze go otaczała. Jeśli komuś miała powierzyć swój czas i na kimś oprzeć swoje dalsze bezpieczeństwo, to – być może niestety dla niego – profesor Astronomii był do tego zadania idealny.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnie 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Kuchnie [odnośnik]01.11.17 21:21
Nie wychowywał się wśród skrzatów. W końcu nikt poza szlachtą nie miał takich służących, a przynajmniej znaczna mniejszość zamożnych czarodziejów i czarownic o krwi mniej czystej od tego szlachetnej mogła sobie na to pozwolić. I nie rozumiał jak można było traktować tak przedmiotowo te poczciwe i pomocne stworzenia, które swoją siłą i mocą przewyższały niejednego człowieka. Dla niego byli jak dobrzy przyjaciele - idealni towarzysze na spędzenie wielu godzin w zimnych, często niemiłych podziemiach, gdzie od czasu do czasu trzeba było się pojawić, by sprawdzić tajne przejścia, żeby jakiś troll się na przykład nie zakradł do Hogwartu. Ale to było tak niedorzeczne. Troll w szkole! Co jeszcze. Zresztą Jay nie wiedziałby, co by zrobił gdyby nie mógł spędzać w kuchniach większości swojego życia. Skrzaty były niezwykle utalentowane, a potrawy które przyrządzały, chociaż mogłyby być jedzone codziennie, nie traciły na smaku ani nie można było się nimi znudzić. Przejedzenie się nie było możliwe. Zresztą nie miał pojęcia, co za magia wirowała w potrawach, ale nigdy nie czuł się ociężale po nawet najbardziej sutej z kolacji. Do tego skrzaty miały naprawdę wiele do powiedzenia i to nie tylko o zakamarkach gastronomicznych. Niektóre były bardzo stare, a Jay uwielbiał opowieści, dlatego słuchał ich z zapartym tchem. Jak można było krzywdzić tak wspaniałe stworzenia?
Nigdy nie dostrzegłby nawet najmniejszej oznaki spoufalania się z jakąkolwiek postacią żeńską w jego gronie. W końcu dla każdego był tak samo miły, tyle samo ciepła i pomocy okazywał. Charakter Vane'a był bardzo otwarty, co mogło irytować, ale równocześnie zbliżało do niego ludzi różnych statusów krwi czy pochodzenia. Zdobycie zaufania Marine wielce mu schlebiało z tego względu, że mogłaby się zwrócić do każdego, ale postanowiła zawierzyć właśnie jemu. Zasługiwała na to samo z jego strony, chociaż już dawno to miała. Była szczerą, młodą osóbką, która pragnęła wiedzy i to było niesamowicie ważne. Gdyby było inaczej, nie pojawiłaby się tutaj z myślą o kwestii, którą chciała z nim poruszyć. Kwestii, która jak już zauważyła, wykraczała poza jego obowiązki. Jednak specjalne sytuacje zmuszały ludzi do specjalnych reakcji. Hogwart powinien był zapewnić uczniom wiedzę, bezpieczeństwo. Odebrano to, odarto je z młodych czarodziejów i czarownic - nic więc dziwnego, że szukali innego wyjścia. Chwilę przed głównym wątkiem ich spotkania, Jay uśmiechnął się na słowa Lestrange. Wiedział o czym mówiła. Dla niego te wizyty były jakby innym światem i dlatego tak bardzo je lubił. Gdy padło pytanie, którego zdecydowanie się nie spodziewał, podniósł spojrzenie na dziewczynę przed sobą. Jego spojrzenie niczego specjalnego nie mówiło; jedynie to, że go nieco zaskoczyła. Kęs jedzenia zatrzymał się na kilka sekund w policzku profesora, który przypominał w tamtym momencie chomika, ale zaraz żuchwa zaczęła ruszać się na powrót, a początkowe zdziwienie rozproszyło się. Chociaż Marine zbyt dobrze znała JJa, żeby się na to nabrać. Vane wcale nie krył się ze swoimi emocjami ani uczuciami, bo przecież nigdy nikomu nie skłamał, a zresztą była to jego droga do porozumiewania się i wzajemnego zrozumienia.
- Rozumiem, dlaczego o nie pytasz - odezwał się po jakimś czasie, nie musząc dodawać w tej kwestii niczego ponad to. Może i chodził z głową w chmurach, ale rozumiał znacznie więcej niż się wszystkim wydawało. Przez długi czas to właśnie Grindelwald prowadził zajęcia z ochrony przed czarną magią, a przynajmniej tak to nazywał. Wraz ze skutkami tych lekcji Jayden mógł się zapoznać dość dokładnie, gdy niósł pomoc pokrzywdzonym i przerażonym uczniom. Były dyrektor raczej nie chciał, by podwładni umieli tak potężne zaklęcie jak to, o którym wspomniała Marine. Najpotężniejszy, sprytny władca nigdy z własnej woli, ze świadomością o tym nie podjąłby się kształcenia przyszłych, potencjalnych wrogów. A nimi właśnie byli młodzi czarodzieje dla Gellerta. Zależało mu na ogłupieniu młodego pokolenia. Na szczęście nie na długo zagrzał miejsca pod dachem szkoły czterech założycieli. Przerwał jedzenie, odsuwając talerz na bok i skupiając się na tym, co się właśnie działo między Marine a nim. Bo i ona zdawała sobie sprawę, że mógł jej odmówić; mógł zrobić tak wiele, by odciąć ją od tej wiedzy i nie musiałby się tłumaczyć. Ale nie chciał. Poczuł dziwne ciepło, gdy zdał sobie sprawę, że to był szczery szacunek, którym go darzyła i zaufanie. Zawsze powtarzał, że gdy ktoś będzie szukał u niego pomocy, znajdzie ją. Przez jakiś czas wpatrywał się w dziewczynę naprzeciwko, nie odzywając się. Jedynie raz przejechał dłonią we włosach, gdy nieco przydługawe opadły mu na oczy. - Kiedy chcesz zacząć? - odpowiedział pytaniem na pytanie, przechodząc jak ona od razu do sedna. Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo, a jego twarz choć zmęczona pełna była ciepła. Nie musiał mówić jej, ile wie i czy umie wyczarować zwierzęcą formę. Podejrzewał zresztą, że Marine znała odpowiedź na swoje pytania nim jeszcze nawet je zadała.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kuchnie [odnośnik]04.11.17 18:18
Odebrała konserwatywne, należne młodej szlachciance wychowanie, dlatego nie zastanawiała się nad losem skrzatów, były jej zupełnie obojętne. Peleryna ignorancji zasłaniała niekiedy sprawy o wiele większej wagi, niż stosunek do służby, a mimo wszystko Marine nigdy nie potraktowała źle żadnego z tych stworzeń, nie pamiętała też, by któremukolwiek kazała się kiedyś ukarać. Na pewno inne rody miały odmienne podejścia, a wszystko sprowadzało się do tego, kto jakim był człowiekiem. Młoda czarownica zdawała sobie sprawę, że Jayden reprezentował sobą inne wartości, dlatego najprawdopodobniej los dzielnych, małych pomocników nie był mu obojętny, lecz czas na zagłębienie tego tematu miał przyjść innym razem.
Oczywiście, że rozumiał dlaczego pytała go o Zaklęcie Patronusa – miał oczy dookoła głowy i na tyle empatii, by w całym tym zamieszaniu związanym z anomaliami nie widzieć jedynie czubka własnego nosa, jak reszta kadry, a nieco większy obraz oraz jego opłakane skutki. Choć niewątpliwie go zaskoczyła, dość szybko przełknął wszystko – dosłownie i w przenośni – po czym zadał jedno, krótkie pytanie, utwierdzając Marine w przekonaniu, że zwróciła się do odpowiedniej osoby.
To właśnie do niego mogła zwrócić się z prośbą o pomoc bo wiedziała, że nie będzie jej osądzał, a ewentualna krytyka pomysłu na pewno będzie konstruktywna z dodatkowym wskazaniem innej drogi, którą mogłaby podążyć. Lestrange wiedziała, że Vane nie będzie się z niej śmiał; profesor był chyba w tej chwili jedyną osobą, przed którą nie wstydziłaby się sromotnej porażki. Niezależnie od tego, czy byłby to fałsz w wyśpiewywanym fragmencie pieśni, czy kompletnie nieudane zaklęcie, popełniając gafę nie zapadłaby się pod ziemię i już samo to powinno zapewnić ją, iż astronom będzie odpowiednią osobą do tego zadania.
- Możliwie jak najwcześniej – w jego zmęczonej twarzy odnalazła zapewnienie, że podejmowane próby na pewno nie pójdą na marne; uśmiech profesora pokrzepił ją i sprawił, że także kąciki jej ust uniosły się nieznacznie – Mam nadzieję, że jakoś uda nam się dopasować dni i godziny, bo mimo wszystko próby chóru oraz nauka do egzaminów są dla mnie ważne, a zdaje sobie sprawę, że wykładanie Astronomii to nie jedyne pańskie zajęcia. I naprawdę dziękuję za tę możliwość, nie wiedziałam do kogo innego mogłabym się zgłosić – dziękować miała mu jeszcze kilka razy, co nie było do niej zbyt podobne, jednak euforia wywołana wizją poprawienia własnego bezpieczeństwa tak właśnie na nią działała.
Strach miał wielkie oczy i sprawiał, że Lestrange niekiedy czuła się bezsilna, a to było przecież uczucie najgorsze ze wszystkich. Chciała zmienić ten stan rzeczy, chciała umieć się obronić, a żeby to zrobić musiała zacząć od podstaw. Tą jedną decyzją nie skreślała swojej fascynacji mroczniejszym rodzajem magii, z którą zapoznał ją ojciec oraz Grindelwald; w jej mniemaniu czarna i biała magia nie wykluczały się wzajemnie i obie dawały czarodziejom naprawdę duże możliwości.
Sięgnęła po kolejne winogrono i po zjedzeniu go zdecydowała się wysunąć pewną propozycję.
- Możemy skorzystać z jakiejś pustej klasy, w lochach jest takich kilka i jako prefekt mogę się dowiedzieć, które nie będą akurat używane – nie chciała zostawiać wszystkiego na jego głowie; odciążając go choć w jednej kwestii poczułaby się znacznie lepiej.




The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnie 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Kuchnie [odnośnik]05.11.17 20:56
Nie dziwił się, że zależało jej na tym zaklęciu. Było wszak przypomnieniem o tym, co najcenniejsze. Szczęśliwe wspomnienia, które można było przywołać nawet w najczarniejszych chwilach miało siłę, o której mało kto wiedział. Nic dziwnego, że wyczarowanie cielesnej formy patronusa było nie lada zadaniem. Oparcie się na jasnej stronie było ciężkie. Sam coś o tym wiedział i na pewno ścieżka prowadząca ku złem była bardziej nęcąca, łatwiejsza, potężniejsza. Stając twarzą w twarz z potężnym czarnoksiężnikiem mało kiedy myślało się o nim jako o zwyczajnym człowieku, który również posiadał swoje lęki. Grindelwald czerpał moc ze strachu innych i nic dziwnego więc, że się na takiego okrutnika tworzył, a później pozwolił, by mrok zawładnął jego duszą. Jakim nieszczęśliwym człowiekiem musiał być. Samotny, zgorzkniały, umierający w pojedynkę. Właściwa droga była usiana kamieniami, które raniły stopy idącego, starając się go zniechęcić do dalszej wspinaczki. Krew, ból, cierpienie. Nic co warte osiągnięcia nie było wszak łatwo dostępne. Nie musiał jednak na pewno mówić o tym komuś takiemu jak Marine. Od dziewczyny niemal biła ta dojrzałość, którą mało kiedy spotykało się u młodych ludzi lub ci bali się ją ujawniać. Słowa Ślizgonki upewniały go w tym, że przemyślała wszystko i nie rzucała słów na wiatr. Była ostatnią osobą, którą posądziłby o marnowanie jego czasu.
- Tylko jest jeden warunek - odetchnął nim kontynuował. Nie miał pojęcia, dlaczego właśnie do niego zgłosiła się o pomoc w tym temacie. Mogła poprosić kogoś z rodziny i byłoby to o wiele bardziej odpowiednie, ale Jay miał pewną słabość do panny Lestrange. Możliwe dlatego że czuł się bardzo dumny, gdy osiągała sukcesy - nie tylko na podłożu astronomicznym, ale również i każdym innym. Jak za każdym swoim uczniem tak i za nią miał tęsknić, gdy już Marine opuści mury Hogwartu i pójdzie w daleki świat. Jednak nikt tak jak ona nie potrafił powiedzieć wprost czego potrzebował. W tym momencie właśnie było to ponadprogramowe nauczenie indywidualne i to jeszcze z dziedziny, która nie była głównym nurtem i powodem bytowania Vane'a na zamku. Nie było już czasu, by siódmoklasiści nadgonili stracone lata w niecały miesiąc, jaki im został i nikt się specjalnie nie przejmował, by uzmysłowić ich co stracili. Jayden zawsze robił co mógł, gdy przychodzili do niego studenci, którzy widzieli w nim jeszcze ostoję normalności i prosili o radę. Marine nie była pierwsza, chociaż jej zawziętość i upór były godne podziwu. Musiała być bardzo odważna, skoro miała w sobie wewnętrzną siłę, by poruszyć ten temat. Było to przyznanie się do zaniedbań na pewnym etapie edukacji, ale byliby kłamcami, gdyby nie stanęli z tą prawdą twarzą w twarz. - Nie zaniedbasz nauki do egzaminów - dokończył bardzo poważnie. Nie mogła przedkładać dodatkowych zajęć nad naukę końcową. Zresztą Jay był dobrym nauczycielem, ale wymagającym. Panna Lestrange musiała się z tym liczyć. Zasłuchał się przez chwilę w jej słowach, aż oparł brodę na dłoni, a łokieć na stole. Patrzył na zaaferowaną uczennicę, nie śmiąc jej przerywać. Widać było, że naprawdę jej zależało i robiła wszystko, by ta umowa weszła w życie. - A co powiesz na mój gabinet? - spytał nagle, gdy Marine wymieniała swoje opcje i zastanawiała się nad kolejnymi - Jest tam przestrzeń, zanim ktoś tam wejdzie miną wieki, jeśli coś wybuchnie to nie skrzywdzimy innych. I nie musielibyśmy się martwić o dostęp do słodyczy - zakończył z typowym dla siebie nieco dziecięcym uśmiechem, ale najwidoczniej Lestrange nawet nie brała pod uwagi tej opcji. - Pokazałbym ci też przejście, dzięki któremu szybko dostałabyś się do Wieży Astronomicznej bez robienia z siebie maratończyka - kontynuował, widząc w tym pomyśle najlepsze wyjście. Tak bardzo chciała go odciążyć, że nie wpadła na to najprostsze rozwiązanie.


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kuchnie [odnośnik]02.12.17 15:57
Nie chciała prosić o pomoc członków rodziny ani nikogo bliskiego, kto Zaklęcie Patronusa już opanował. Ci pierwsi, pomni jej doświadczeń z dzieciństwa, mogliby zareagować wręcz alergicznie, gdyby pomyśleli, że Marine obawia się czegoś lub czymś stresuje – choćby nawet chęć nauki wynikała z akademickiego zacięcia, ojciec i dziadkowie mieliby na względzie zdrowie swojej ukochanej latorośli i przekonanie ich do pomocy okazałoby się zapewne cięższe i obwarowane wieloma warunkami. Jeśli zaś chodziło o znajomych ze szkoły, Lestrange nie zamierzała okazywać przy nich słabości. Proszenie o cokolwiek nigdy nie było dla niej proste, a zdawała sobie sprawę, jak wyrachowani byli niektórzy jej bliscy; nie zniosłaby wywyższania się i oceniających spojrzeń nawet wtedy, gdyby miały pojawić się jednorazowo.
Z profesorem Vane było zupełnie inaczej.
Nie wstydziła się prosić go o pomoc i nie bała się sromotnej porażki. Spodziewała się, że w razie niepowodzenia poczęstuje ją czekoladą na ukojenie nerwów i po chwili namówi do kolejnej próby, jednocześnie wcale do niczego nie zmuszając.
Gdy oznajmił jej, że ma jeden warunek, Marine zamarła na chwilę. Przez krótką chwilę przyszło jej na myśl, że być może źle go oceniła, ale już zaraz uśmiechnęła się z ulgą, słysząc szczegóły tej umowy. Oczywiście, że nie zamierzała zaniedbać nauki. Gdyby rzeczywiście złapała kilka kiepskich ocen przez wzgląd na spędzanie czasu na treningu zaklęcia, Jayden na pewno dowiedziałby się o tym i to nie tylko dlatego, że powiedzieliby mu o tym inni nauczyciele. Sama powiedziałaby mu o tym, udowadniając swoją szczerość i dojrzałe podejście do tematu. Chciała nauczyć się obrony, ale nie kosztem własnej przyszłości.
- Dam z siebie wszystko na obu polach, gdybym jednak potrzebowała wytchnienia, na pewno Pana o tym poinformuję – zapewniła, obserwując uważnie profesora i jego radosny uśmiech.
Perspektywa poznania sekretnego przejścia do Wieży Astronomicznej połechtała przyjemnie jej ego; jako prefekt znała już kilka takich miejsc, ale odkrywanie sekretów Hogwartu zawsze stanowiło dla niej wielką przyjemność. Tym większą właśnie teraz, gdy już niebawem miała pożegnać się z murami szkoły.
- Niech tak będzie, dziękuję – mimo iż nie przystał na jej propozycję, nie miała mu tego za złe. Wybór gabinetu był chyba rzeczywiście najlepszą z opcji; znajomy teren w oddaleniu od uczęszczanych tłumnie miejsc miał zapewnić im prywatność i dodatkowe poczucie bezpieczeństwa.
- Deklaruję oczywiście całkowitą poufność ze swojej strony – zapewniła szybko, bo temat ten, choć ważny w ich umowie, jeszcze nie wypłynął – Dostosuję się do pańskiego zdania w tej kwestii.
Nie wiedziała, czy Vane chciał, by ktokolwiek wiedział o ich spotkaniach w cztery oczy; bądź co bądź mogło to w pewien sposób wpłynąć na opinię obojga, choć wytłumaczenie całej sprawy i tak byłoby proste i prawdopodobnie bezbolesne. Decyzja jednak należała do niego – gdyby zechciał, mógłby nawet oznajmić to w Wielkiej Sali wszystkim zebranym na kolacji i jakoś by to przeżyła.
- Jeśli mogę spytać – zdecydowała się na poruszenie jeszcze jednej kwestii, która ciekawiła ją niezmiernie – Jaką formę przyjmuje Pana Patronus? – wyczekujące spojrzenie mogło zdradzić mężczyźnie, że Marine wolałaby poznać odpowiedź już teraz, niż otrzymać niespodziankę na pierwszej dodatkowej lekcji.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnie 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Kuchnie [odnośnik]02.12.17 22:01
Ciężko byłoby mu pojąć prawdę o tym, dlaczego nie zdecydowała się pójść z tym do kogoś z rodziny - w końcu ich światy tak bardzo się od siebie różniły, ale znając rzeczywistość Marine w powijakach, mógł mieć na tyle otwarty umysł, by przyjąć jej decyzję bez żadnych dociekliwych pytań. Zresztą nigdy tego nie robił, nie chcąc przekraczać niczyjej granicy komfortu, którą każdy posiadał i pilnował. Pomimo swojego charakteru zdawał sobie sprawę kiedy ktoś nie chciał, by ingerować w niektóre sprawy. I szanował to, chociaż czasami nie potrafił znaleźć sensu w izolowaniu się od innych. Sam tego nie umiał i pewnie zwariowałby, gdyby postanowiono wywieźć go z dala od ludzkości. Właśnie to inne osoby czyniły go takim, jakim był, stanowiły i tworzyły jego tożsamość. Bez nich - bez ludzi, którzy go wspierali czy otaczali nie mógłby osadzić się w tym świecie i nie miałby żadnej reputacji czy opinii. Byłby nikim i nikt by o nim nie pamiętał. Było jednak inaczej właśnie ze względu na to, że otaczali go z każdej strony dobrzy czarodzieje i czarownice. Dlatego gdyby potrzebował czyjejś pomocy, nie musiałby się długo zastanawiać nad osobami, do których by się zgłosił. Lub nie zastanawiał się czy ktokolwiek taki istniał w jego życiu. Poniekąd było to zaskakujące dla niego, że dziewczyna taka jak Marine - której na pewno nie brakowało miłości rodziny ani przyjaciół, zwróciła się właśnie do niego. To prawda że nikogo nie osądzał, nikogo nie odrzucał, ale było to w pewnym sensie paradoksalne, że bardziej chciało się zaufać obcej osobie niż bliskim. Jak już wcześniej - nie zagłębiał się w to, a jedynie zaoferował pomoc w granicach swoich kompetencji. Nie mając odpowiedniego nauczyciela, nie mając go w sumie w ogóle, zaproponowała właśnie taki sposób nauki, a on się zgodził. Dlaczego nie? Gorzej jakby chciała go poprosić o pomoc przy zielarstwie bądź starożytnych runach... To byłaby porażka, bo na pewno Marine wiedziała o tych przedmiotach o wiele więcej od niego. Zdawał sobie też sprawę, że od wyników egzaminów dla większości uczniów zależało ich dalsze życie. Nie sądził, by tyczyło się to panny Lestrange. W końcu wolała być śpiewaczką niż naukowcem, chociaż na pewno byłaby w tym bardzo sumienna - rodzina jednak na pewno nie pochwaliłaby słabych wyników; ona sama by tego nie pochwaliła. Nie chciał, żeby straciła rozeznanie i zachłysnęła się nową wiedzą, przekładając ją nad przygotowania do zakończenia nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Jej zapewnienie mu wystarczyło. Mówiła to pewnie, a przy okazji szczerze i otwarcie. Tak jak zawsze, gdy się spotykali. Była to niezwykle ważna relacja, opierająca się na własnym zrozumieniu pomimo różnicy poglądów, pochodzenia z innych światów czy zwyczajnej przepaści wieku. Udowadniało to głównie innym, że można było dojść do porozumienia. Skoro tutaj można było uzyskać rozejm, dlaczego nie w innych aspektach życia? Dlaczego nie wszyscy zakonnicy podchodzili do sprawy rekrutacji tak jak na początku? Co się zmieniło? Z niepokojącego zamyślenia wyrwał go głos uczennicy.
- Wy, siódmoklasiści, nie macie teraz wiele zajęć, dlatego najlepiej gdybyśmy spotykali się w godzinach porannych czy popołudniowych. Nie chcę, żebyś chodziła po Hogwarcie po ciemku, a zresztą chcę mieć też czas na pracę - uściślij, podnosząc na nią na chwilę spojrzenie i znów je odwrócił, by spojrzeć na skrzata, który pojawił się koło nich z nowym talerzem pyszności. Gdy przejmował całkiem kusząco wyglądający pudding, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech szczęścia. Niewiele, naprawdę niewiele, było potrzebne by wprawić w zachwyt i wybić do siódmego poziomu nieba profesora astronomii. - Poufność? - powtórzył za nią, z trudem odwracając wzrok od podwieczorku. - Nie mam powodu, by komukolwiek o tym mówić, jednak nie widzę powodu, dla którego powinnaś była specjalnie milczeć. Sądzę, że jesteśmy na tyle dorośli, by zrozumieć niektóre sytuacje. Bo tam gdzie pojawia się tajemnica, tam czai się podejrzenie, Marine. Jeśli nikt mnie nie zapyta, nie będzie potrzeby żebym cokolwiek mówił, a gdy stanie się na odwrót, powiem prawdę - odparł niewzruszony i posłał dziewczynie ciepły uśmiech. Nigdy nikogo nie okłamał i nie miał zamiaru. Zresztą nie potrafiłby. Od razu poznano by się na tym, że coś ukrywa, więc Jayden był koszmarny towarzyszem do schowania czyichś zwłok.
Jaką formę przyjmuje pana patronus?
Uśmiechnął się pod nosem, widząc, że Marine nie zamierzała za bardzo czekać na zajęcia, a dowiedzieć się już teraz, co potrafił wyczarować. I nie kryła się ze swoją ciekawością. Było to w pewnym sensie zarówno pasujące do jej dociekliwej natury, ale lekko zakrzywiające szlachecką, nieskazitelną renomę. Najwidoczniej panna Lestrange miała w sobie coś z małego rebelianta i nie bała się zagrać z nim w otwarte karty.
- Stworzenie, które kocha tak bardzo gwiazdy - odparł, wskazując na nią przez chwilę łyżeczką. - Oczywiście prócz ćmy - dodał, nie mogąc pozbyć się rozbawienia, wyobrażając sobie wielkiego nocnego motyla przeganiającego strasznych dementorów. - Mój patronus przyjmuje formę wilka - odpowiedział w końcu, ujarzmiając jej ciekawość. Gdy wiedziało się już, jakiego patronusa wyczarowywał czarodziej, wszystko zdawało się mieć sens. Cechy charakteru, niekiedy nawet fizyczne kumulowały się w tej pięknej magii. Jay zastanawiał się, co myślała Marine - musiała sobie przynajmniej próbować zwizualizować w wyobraźni własne, wewnętrzne zwierzę. Wszystko miało się wyjaśnić już wkrótce, ale sam chciał ją o to spytać. - A ty wiesz, co będzie twoim?


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kuchnie [odnośnik]03.12.17 17:39
Dbanie o pozory było wpajane Marine już od wczesnego dzieciństwa, dlatego dziewczyna umiejętnie balansowała teraz na granicy kłamstw i półprawd, nigdy nie ujawniając o własnej rodzinie informacji, które mogłyby narazić ją na szwank. Reputacja była rzeczą niezwykle ważną, a honor rodu nie mógł ucierpieć tylko dlatego, że pewna nastolatka nie trzymałaby języka za zębami. I chociaż w jej przypadku daleko było od wszelkiej patologii, ojciec i dziadkowie nie stanowili też tak kochającej rodziny, na jaką pozowali. Oczywiście, że łączyły ich ciepłe uczucia i wszyscy stali za sobą murem, jednakże mur ten przypominał bardziej złotą klatkę, w której trzymana była Marine. Nie narzekała na nią, ceniąc swoje wygodne życie, jednak od czasu do czasu na prętach klatki pojawiała się rdza, tak, jak w tym przypadku. Lestrange wolała zwrócić się do obcej osoby, niż do członka rodziny, lecz usprawiedliwiała to działanie odpowiednimi motywacjami.
Być może profesor Vane zastanawiał się, czemu przyszła z tym akurat do niego, ale Ślizgonka była pewna, że pewnego pięknego dnia zrozumie, że z całego grona pedagogicznego to on jest najbardziej ludzkim profesorem, a już na pewno ulubieńcem samej Marine. Ostatnimi czasy kryła się z tym coraz mniej i miała cichą nadzieję, że nawet po szkole uda się im utrzymać kontakt, choćby listowny. Przyszłość miała zweryfikować te plany, a póki co dziewczyna nie zastanawiała się nad znajomością ponad podziałami. Cóż z tego, że Jayden nie należał do szlachty? Nie rozgraniczała tego w ten sposób, jedynym uwarunkowaniem ich relacji była zależność profesora i uczennicy. Głębszej istoty jego poglądów mogła się jedynie domyślać, jednak póki co miała na głowie inne sprawy.
Poranne godziny spotkań pasowały jej najbardziej.
- Zostańmy więc przy porankach. Sądzę, że lepiej będzie podejść do tego zadania z czystym, niewymęczonym jeszcze umysłem, niż po ciężkim dniu – o ile oczywiście powracające sny nie wyprowadzą jej z równowagi.
Oczywiście, że zamierzała go zapytać, czy to właśnie sen może być podstawą do szczęśliwego wspomnienia przy wywoływaniu Patronusa, jednak powstrzymała się i postanowiła zostawić tę kwestię na pierwszą lekcję. Już i tak zajęła profesorowi zbyt wiele czasu, nawet jeśli poświęcał go również na jedzenie pyszności z hogwarckiej kuchni.
Również dalsze słowa Jaydena sprawiły jej radość. Gdzie pojawia się tajemnica, tam czai się podejrzenie. Czyż nie było to idealne podsumowanie tego, do czego nie chciałaby nigdy dopuścić? Również nazwanie ją dorosłą zadziałało niczym miód na  oszronione serce panny Lestrange; uśmiechnęła się nieco szerzej, bo choć w świetle prawa była już pełnoletnią czarownicą, niewiele osób właśnie tak ją traktowało.
- Zrobię dokładnie tak samo – skinęła głową, zamierzając objąć identyczną strategię, co jej nauczyciel.
Ciekawość niekiedy okazywała się wadą, lecz w tym przypadku chyba uszła jej na sucho, a przynajmniej Marine wywnioskowała tak po uśmiechu, jaki pojawił się na twarzy mężczyzny. Wycelowana w nią łyżeczka dodawała tej scenie radosnego zacięcia i ktoś mógłby pomyśleć, że profesor i uczennica wymieniają się przepisami na pyszną struclę z jabłkiem, a nie umawiają na naukę obronnego zaklęcia. Ach, jakże dobre towarzystwo potrafi sprawić, że zapominamy o szarej, nieprzyjemnej rzeczywistości choć na chwilkę.
Gdy ujawnił jej formę swojego patronusa, poczuła niewielką satysfakcję; sama obstawiała psa lub sowę, lecz gdy poznała prawdę uznała, że niewiele się pomyliła. Na temat swojego zwierzęcia również dużo rozmyślała, lecz za każdym razem do głowy przychodziło jej coś innego.
- Nie mam najmniejszego pojęcia, choć niewiele brakuje, bym usiadła z atlasem zwierząt i zaczęła coś wybierać. Kot to takie moje skromne życzenie – wspomniała, ostatnią część zdania wypowiadając nieco ciszej, jakby bała się, że ktoś może usłyszeć tę część jej zwierzenia.
Nie było sensu zawracać głowy profesorowi i przeszkadzać mu w dalszej konsumpcji; Ślizgonka nie lubiła się narzucać, zwłaszcza w nadmiarze. Po uzyskaniu odpowiedzi powoli podniosła się z zajmowanego miejsca i precyzyjnie wyuczonym ruchem wygładziła materiał szkolnej szaty.
- Naprawdę dziękuję za wszystko – patrzyła mu w oczy, więc tego, co nie przeszło jej przez gardło, musiał doszukać się we wdzięcznym spojrzeniu – Pojutrze pojawię się rano w pańskim gabinecie.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnie 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Kuchnie [odnośnik]09.12.17 14:50
Zawsze mówił wprost co myślał i czego oczekiwał. Często ciężko było przebić się przez mur, który tworzyli dokoła siebie ludzie i od razu uważali, że nie warto było marnować czasu na dyskusję z kimś, kto nie przedstawiał tych samych poglądów co oni. Od dziecka Jay był niesamowicie ciekawy otaczającego go świata i osób, które go zapełniały, dlatego też nigdy nie przestawał drążyć swoich pasji, mając w myślach opowieści o rodzinnych legendach dotyczące czterech skarbów, którym poszukiwaniu Vane'owie poświęcali życie. Bez tego nie dotarłby do tego miejsca i być może nigdy nie zostałby też profesorem, który mógł poświęcać swój czas potrzebującym go młodym ludziom. Kształtowanie ich chłonnych umysłów było wszak obowiązkiem jak i przywilejem, który spoczywał na barkach każdego starszego wiekiem i doświadczeniem czarodzieja. Kształtowanie nowego pokolenia było niezwykle istotne, gdyż w tym wieku młodzież zawsze szukała autorytetów i była zainteresowana każdym, kto potrafił wypowiedzieć twardo swoją opinię. Oczywiście nie zawsze były to odpowiednie osobistości - negatywny wpływ wszak był często o wiele bardziej pociągający niż tej właściwy, który młodzi ludzie kojarzyli z nudą i jakimś zacofaniem. A to właśnie postępowanie zgodnie z własnym kodem moralnym było o wiele trudniejsze niż buntowanie się z powodu przewrotnego i złudnego widzimisię. Widział wszak zgubne skutki zafascynowania czarną magią, którą posługiwał się Grindelwald - nie wszyscy uczniowie wszak się tego obawiali. Niektórzy równocześnie czuli strach, ale również i podziw, który ciężko było im wyperswadować, że to nie była żadna potęga. Przywiązywanie się do swojej siły prowadziło do zazdrości. Bo im większą władzę się posiadało, tym bardziej bało się ją utracić i zaślepiało na otoczenie. Była to niezwykle niebezpieczna droga, należała do chciwości, która dzieliła ludzi zamiast ich łączyć. Dlatego cieszyli go tacy młodzi ludzie jak Marine, która nie poddała się nęcącym blaskom zwodniczej ścieżki. Umiejętność dostrzegania prawdy w świecie kłamstwa  było wielką zaletą i sztuką, a dostrzeżenie swoich braków było jak najbardziej okazaniem siły przez słabość. Jay mógł jedynie pochwalić ten krok jednej ze swoich uczennic, a gdy wstała, skinął jej lekko głową.
- W takim razie do zobaczenia - odparł z szerokim uśmiechem i odprowadził spojrzeniem pannę Lestrange, która zniknęła w poplątanych korytarzach kuchni. - Nie może zdobyć wykształcenia ten, komu brak zdolności, ale jest zdolność, która przymnaża goryczy. Wiedza mędrca jak potop rozlewać się będzie, a rada jego jak żywe źródło - mruknął pod nosem cytat, aż nie dostrzegł skrzata, który stał z kolejnym daniem do spróbowania. Zapewne miał tu spędzić długie godziny na cieszeniu się tymi cudownymi darami.

|zt x2


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kuchnie [odnośnik]14.05.18 20:08
7 czerwca
Odgłos kroków dochodzących z korytarza za zakrętem sprawił, że Marine przystanęła w miejscu i wsłuchała się uważnie w to, co potencjalnie działo się tuż pod jej nosem. Hogwart zasypiał, a zdecydowana większość jego uczniów znajdowała się już w łóżkach – niezależnie od tego, czy powtarzali materiał przed egzaminami, czy też relaksowali się w najlepsze, to właśnie dormitoria były miejscem, w których powinni teraz być. Wybiła godzina dwudziesta druga, a to oznaczało, że przebywanie na korytarzach wiązało się z surową karą w postaci odjęcia punktów lub szlabanu, a wymierzanie kar było czymś, co w swoim czasie rajcowało pannę Lestrange za mocno. Wyrosła już z tego rodzaju sadyzmu, lecz błyszcząca odznaka prefekta wciąż oznaczała więcej praw.
I jednocześnie więcej obowiązków, a patrolowanie korytarzy należało właśnie do nich. Jako Ślizgonka nie zapędzała się na wyższe piętra zamku, będąc święcie przekonana, że Gryfoni i Krukoni także wypełniają tam swoje zadania, zlecone przez nauczycieli, którzy mianowali ich przecież prefektami. Kiedyś z premedytacją wspinała się do najwyższych wież, byle tylko ukarać jakiegoś młokosa, który zapomniał hasła do Pokoju Wspólnego, ale te czasy minęły. A może tak jej się tylko wydawało?
Hałas na korytarzu nie był wielki, ot, maksymalnie jedna para stóp próbowała przedostać się z miejsca na miejsce. Lestrange zmarszczyła brwi, lecz już po chwili przypomniała sobie, cóż takiego znajduje się za zakrętem – kuchnie stanowiły znakomite źródło wszelkich smakołyków, tak niezbędnych podczas nauki do SUMów czy OWUTEMów, dlatego więc Marine ruszyła niespiesznie w stronę wielkiego obrazu prowadzącego do pomieszczeni zarządzanych przez skrzaty. Zamierzała okazać litość, gdyby okazało się, że winowajca faktycznie przybył tu po coś słodkiego w celach pokrzepiających i wspomagających naukę; nie wszyscy bowiem mogli pozwolić sobie na najlepsze słodycze z Miodowego Królestwa, a inni byli zbyt zajęci, by pojawić się na kolacji i napełnić kieszenie na później. Naprawdę miała zamiar odpuścić, nie chciała psuć nikomu wieczora odjęciem punktów, jak gdyby walka o Puchar Domów wcale jej nie obchodziła. Chciała na spokojnie podejść do młodego nicponia i wyjaśnić mu, że powinien czym prędzej wracać do dormitorium, jeśli nie chce natknąć się na woźnego. Ale te wszystkie plany spełzły na niczym, gdy pochodnie z korytarza oświetliły wreszcie twarz winowajcy, bezwstydnie łaskoczącego gruszkę z kuchennego portretu.
- Malcolm McGonagall – oznajmiła głośno tonem tak radośnie złośliwym, jakby ktoś właśnie powiedział jej, że zdała Runy na Wybitny, a stojący przed nią chłopak otrzymał soczystego Trolla.
Niech wszystkie postacie z obrazów i gobelinów podniosą głowy, oto być może szykowało się finalne starcie panny Lestrange z jej szkolnym nemezis
- Nie wiesz nawet jak bardzo cieszę się, że nie możesz pozwolić sobie na dobry zegarek i tym samym nie zdajesz sobie sprawy, że minęła już dwudziesta druga. Tak bardzo mi przykro, ale to się równa utracie punktów – zbliżała się w jego stronę, a jej zielono-srebrny krawat widoczny był z daleka – Coś mi się wydaje, że Gryffindor jednak pożegna się z Pucharem Domów – wycedziła, powstrzymując jeszcze rękę, która niemalże wyrywała się do kieszeni szaty, gdzie schowana była różdżka.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Kuchnie 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Kuchnie [odnośnik]28.11.20 20:48
teoria panmagiczna8 września
Posiadanie trójki dzieci i samodzielne ich wychowywanie było nie lada wyzwaniem. Jayden w końcu oczekiwał jednego, małego Vane'a, bo w większości przypadków właśnie tak było - jeden bobas na raz i dwoje rodziców do zajmowania się nowym członkiem rodziny. Ów przeciwwaga szybko została jednak zachwiana i wytrącona mu z ręki, gdy prosto z ramion Roselyn trafiły do niego trzy, drobniutkie zawiniątka. To wszystko było nowe. Oni byli nowi, ale nie bał się. Nie bał się ich. W końcu był szczęśliwy, a Pomona miała być obok... Niestety nie przewidział tego, co się wydarzyło, ale nie odebrało mu to motywacji do zapewnienia swoich dzieciom jak najlepszego życia. Nawet jeśli oznaczało to stawianie czoła całkowicie nieznanemu sobie światu w pojedynkę. W jego sytuacji jedno dziecko brzmiało przerażająco odpowiedzialnie, a co dopiero więcej... Jednak po szczęśliwym porodzie i zobaczeniu swoich synów wiedział, że nigdy nie zamieniłby ich na mniejszy kłopot. Byli idealni tacy, jacy byli i nic nie było w stanie odwieść świeżo upieczonego ojca od ów myśli. Tamtej nocy, tuląc do siebie Cassiana, Sama i Ardena, Vane wiedział, że wszystko w jego życiu prowadziło właśnie do tej chwili. Że miała ona rozpocząć coś więcej. Coś ponad to, co było dotychczas. I nie chodziło o to, że nie czuł się szczęśliwy w związku z Pom - te dwa okresy po prostu się od siebie różniły. Nadchodziły być w może w zbyt zabójczym tempie, ale astronom nie zwolniłby tego szaleństwa. Bo czy kiedykolwiek mógł się czuć szczęśliwszy, niż w momencie gdy nie mógł przestać podziwiać nowego życia śpiącego w jego ramionach? Mieli być wtedy już zawsze w piątkę... Czas zweryfikował ów domysły, a tamte konsekwencje sięgać go miały do końca.
Kolacja w Wielkiej Sali już dawno minęła, a Jay dopiero chwilę wcześniej skończył usypiać chłopców i przy okazji nie wywołać wielkiego płaczu. Ten zdarzał się dość często, ale przestał już się temu dziwić - blisko pełni cała trójka była dziwnie niespokojna, podobnie zresztą jak wiecznie niewyspany ojciec. Zamiast udać się do łóżka, astronom zabrał ze sobą śpiących synków - którzy jak zawsze ułożeni byli w wiklinowym koszu lewitującym za ojcem - i skierował swojego kroki ku bibliotece. W większości opustoszała przyjęła naukowca z otwartymi ramionami, ale mężczyzna nie pozostał w niej za długo. Zabrawszy to, co chciał, podążył doskonale znanym sobie śladem i po dłuższej chwili siedział w zamkowej kuchni, rozmawiając z Porządnisiem. Skrzat - jak wiele jego pobratymców - wspomagał profesora w samotnym ojcostwie i pilnował, by i sam profesor nie zapomniał o sobie. Dlatego gdy Jayden zaczął rozkładać zabrane ze sobą książki, ten udał się, żeby przyrządzić późną kolację dla mężczyzny. Dzięki temu nauczyciel mógł spokojnie zebrać myśli, nie martwiąc się burczącym brzuchem, a miał dość sporo do zrobienia... Kai i Rineheart zakończyli swoje etapy badań, wkrótce miała przyjść kolej Roselyn, a on miał przejść do analizy wyników, podsumowań. Ba! Powolnego pisania książki, o ile wszystko miało pójść po jego myśli. Koniec zbliżał się wielkimi krokami i dopiero teraz Vane złapał się na tym, że nie uwzględnił w swoich badaniach najistotniejszej rzeczy - mianowicie tego czym była homoiomeria we współczesnym kontekście naukowym. I społecznym. Mogło się wydawać to oczywistością - wszak sam Anaksagoras w swoich pracach opisywał, czym były magiczne pierwiastki, jednak aktualnie ludzie nie patrzyli na starożytnych wyrozumiałym okiem. I nie chodziło jedynie o czas, który przeminął, lecz głównie język, sformułowania, którymi tamtejsi myśliciele się posługiwali. Nawet teraz wielu badaczy posługiwało się kosmicznymi sentencjami, które rozumieli jedynie wykwalifikowani w tematyce ludzie, a przecież nauka była i winna być dla wszystkich. Co po najwspanialszym odkryciu spisanym na stronicach wielkopomnej księgi, skoro nikt nie mógł jej rozszyfrować? Nie. Jayden nie zamierzał tak działać - miał podstawy, na których mógł budować i to było jego celem. Anaksagoras odkrył pierwiastek magiczny w ciałach czarodziejów, Vane miał iść dalej i przyrównać wszelkie informacje tyczące się ów kwestii do tego, co już wiedział z obserwacji przeprowadzonych przez Kaia i Vincenta. Co prawda wciąż brakowało mu pierwiastka ludzkiego, ale to dopiero miało nadejść. Tak samo jak zagłębianie się w otrzymane już wyniki. Jego hipoteza wszak nie odpowiadała konkretnie na pytanie czym był zaginiony pierwiastek antycznego czarodzieja. Miał to rozwikłać w najbliższym czasie, dodając sobie pracy do badań. Wiedząc, że Anaksagoras nigdy nie rozkładał homoiomerii na czynniki pierwsze, musiał przejść śladami analizy i dedukcji wielkiego uczonego. I chociaż Jay czytał jego dzieło już wielokrotnie, tej nocy przesiedział nad nim ponownie, wyszukując tego, co mógł przegapić i tego, czego jeszcze mógł się dowiedzieć. Każda, nawet najmniejsza informacja była potrzebna i nieważne, że mogła się ona nakładać z notatkami, które sporządzał we wcześniejszych etapach projektu. Tamto tyczyło się innego spojrzenia na ów problem, a teraz... Teraz mężczyzna na nowo odkrywał fascynację swoimi badaniami. U jego boku trwał zaś Porządniś, przypatrując się pochłoniętemu odkrywcy, od czasu do czasu rzucając spojrzeniem na śpiących chłopców i wyczarowując im piękne sny.

|numerologia III
zt


Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4372-jayden-vane#93818 https://www.morsmordre.net/t4452-poczta-jaydena#95108 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-theach-fael https://www.morsmordre.net/t4454-skrytka-bankowa-nr-1135#95111 https://www.morsmordre.net/t4453-jayden-vane
Re: Kuchnie [odnośnik]28.11.20 20:48
The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 78
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kuchnie Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Kuchnie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach