Wydarzenia


Ekipa forum
Komnaty Tristana
AutorWiadomość
Komnaty Tristana [odnośnik]03.05.15 1:06
First topic message reminder :

Komnaty Tristana

Sypialnia urządzona została w tonacjach właściwych dla dworu, w jasnych, kremowych barwach, pośrodku ściany przeciwległej do wejścia znajduje się obszerne łoże ze złotym baldachimem, którego kotara na co dzień zarzucona jest za ramę. Ściany zdobią obrazy przedstawiające piękno kobiecego ciała. Kawkowy stolik właściwie zawsze zdobi kryształowa karafka z białym winem i flakon z czerwoną różą, a dostawione do niego dwa obite aksamitem krzesła dają wystarczającą wygodę. Elegancki sekretarzyk opodal, o nogach z giętego drewna, pobłyskujący zdobieniami z mosiądzu, wydaje się stale pokryty piętrzącymi się dokumentami i listami, często rozrzuconymi w nieładzie. Za eleganckim parawanem ozdobionym płótnem haftowanym w różany wzór skryte zostały obite skórą kufry z drobiazgami. Drewniany parkiet ocieplają porozrzucane futra z białych lisów, miękkie dla bosych stóp eleganckie ozdoby większości sal Chateau Rose. Z sypialni wychodzi wejście do garderoby, toalety oraz na balkon; szerokie, przeszklone drzwi na zewnątrz ozdobione są delikatną jasną firanką. Sam balkon jest przestronny i duży, osłonięty czarną, metalową barierką ukutą we florystyczne wzory.  
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Komnaty Tristana [odnośnik]30.05.21 19:37
Nie rozumiał natury napięcia, które się między nimi pojawiło, a brak zrozumienia nie pomagał sobie z nim poradzić; opuchnięte oczy Evandry mogły mieć przyczynę w zbyt wielu zdarzeniach będących jego udziałem, by założyć cokolwiek, a jej dalsze słowa w żaden sposób niczego nie rozjaśniały. Uniósł kielich z winem, zwilżając usta wykwintnym alkoholem, gdy nieco zbyt poważnie odniosła się do jego słów. Wspomnienie Octavii jej nie rozbawiło, a to jednoznacznie skierowało myśli w istocie na wyspę Wight. Ściągnął brew, spoglądając na nią pytająco, gdy powtórzyła jego słowa, nic z tego nie rozumiał, choć w istocie trwał w przekonaniu, że nieposłuszeństwo, zwłaszcza teraz, należało karać odpowiednio surowo. Rozjaśnienie sytuacji mogły przynieść dopiero jej dalsze słowa, gdy napięcie z jego twarzy umknęło, a powagę zastąpiło znudzenie, jej brat. Oczywiście, że chodziło o niego, zawsze chodziło o niego: w ostatnim czasie poświęcił temu człowiekowi więcej czasu, niż własnej rodzinie po to tylko, żeby zachować go przy życiu - dla niej. Nie potrafił zrozumieć, że niewiernością wobec rodziny szkodził nie tylko sobie, ale i jej.
- Francis - mruknął, dookreślając temat tej rozmowy - dostrzegał, że byli na jej dwóch różnych etapach. Drżący głos Evandry wyjawił wątpliwości, a jego brew pozostała ściągnięta. Wieczna tułaczka jego duszy brzmiała potwornie melodramatycznie, ale wstawiała się przecież za bratem całe życie - zdziwiłby się, gdyby tym razem stało się inaczej. Miał nadzieję, że Francis choć raz zachowa się jak mężczyzna i nie będzie szukał protekcji u młodszej siostry, zachowując ich rozmowę dla siebie. Cóż, musiał przyznać, że szwagier zaskakiwał go jak nigdy nikt inny. Nie do końca wychwycił z tego śmierć Francisa, nie wierzył, że do niej dojdzie. Jego szwagier był skończonym tchórzem, a on wierzył, że to tchórzostwo, strach przed popełnieniem błędu, strach o samego siebie, utrzyma go przy życiu. - Nic mu nie będzie, jeśli przestanie zachowywać się jak dziecko. Dobrze wiesz, że to już czas, by dorósł. - Był starszy od Evandry, był starszy od niego, w jego tonie wybrzmiewała lekceważąca nuta. Nie mogli go niańczyć całe życie, choć próbowali - wymykał się. Westchnął, gdy zapytała wprost - nie miał już wątpliwości, że pytała o złożenie przez brata przysięgi wieczystej. Przez chwilę milczał, zbierając myśli, jego szwagier wytrzymał niecały miesiąc, trzymając język za zębami. Całkiem długo jak na niego. Ale co jej miał właściwie powiedzieć, czy prawdę?
Nie wierzyła, że nie było innej możliwości.
- Sądzisz, że zrobiłem to z nudów czy dla przyjemności? Mojej czy twojej? - Jego twarz spoważniała, Francis był ważny, jako syn wyspy Wight, jako dziedzic Lestrange'ów, jako jego szwagier. Wciąż stojąc, odnalazł spojrzeniem błękitne oczy Evandry, zaiskrzyło w nich coś ostrzejszego. - Nie ufasz moim decyzjom? - Może, może jednak to prawda była rozwiązaniem. Upił kolejny łyk wina, nim rozstał się z kieliszkiem, odkładając go z powrotem na stół: po to, by oswobodzić swoje dłonie, a prawą podwinąć lewy rękaw - do łokcia, obnażając przed nią Mroczny Znak. - Wypowiedziałem słowa przysięgi silniejszej, niż on, Evandro, składając pokłon najpotężniejszemu czarodziejowi tych czasów - a może i najpotężniejszemu, jaki kiedykolwiek się urodził. Nigdy nie sprzeciwię się Czarnemu Panu. Jestem posłańcem jego woli. - Nie tylko nie chcę, nie mogę tego zrobić. - Jego idee są tym, co strzeże naszego świata. Jego przywództwo odbuduje fundamenty tego, co pogrzebały dawne dzieje. Dla tych ziem. Dla mojego rodu. Dla ciebie. - Nie odjął spojrzenia od jej źrenic, to, co się działo, było zabezpieczeniem również jej przyszłości. - Tymczasem twój brat, wypiwszy serum prawdy, wyznał mi, że kolaborował z wrogiem. Tym samym, który przed paroma miesiącami na placu Connaught Square mógł szykować zamach na twoje życie. - Prawda, niech będzie. Jakkolwiek bolesna by nie była. Wciąż powtarzał, że to wszystko robił dla siostry, ale to wyznanie mogło jej przysporzyć wyłącznie cierpienia. - Zdradził - podkreślił, jak gdyby sens poprzednich słów nie dotarł do niej w pełni. - Powinien zostać za tę zdradę stracony, bo trwa wojna, której on wciąż nie rozumie, ale dostał drugą szansę - Przysięgę Wieczystą, która pewnie utrzyma go przy życiu jeszcze długo. Prawda była niewygodna, przeżył tylko dlatego, ze trafił akurat na Tristana. Znów ochroniła go młodsza siostra. - Nie zaprzepaści jej, bo nie jest skończonym idiotą. Nie zaprzepaści jej, bo jest tchórzem i nie zginie w imię nonsensownego buntu przeciwko własnej rodzinie - powtórzył z przekonaniem, bo rzeczywiście szczerze w to wierzył.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]31.05.21 14:46
Ściągnięta brew i niewzruszone spojrzenie były tylko dodatkowym potwierdzeniem dla posiadanych już przypuszczeń. Sposób, w jaki wypowiadał się o swoim szwagrze ranił ją dogłębnie, zwłaszcza że uważał go wciąż za żyjącego. Czy było możliwe, że jednak jeszcze nie wiedział? Francis poświęcił życie, żeby przestrzec ją przed Czarnym Panem. Czy Tristan sądził, że tchórz, znając jego potęgę i moc oraz posiadane wpływy, podejmie takie ryzyko? Drżący z przejęcia i przestrachu, tak bardzo wierzył własnym przemyśleniom, że zdecydował się zaryzykować, chciał ją uświadomić. Wierzył też, że jego młodsza siostra ma w sobie na tyle empatii, by zrozumieć co tak bardzo go poruszyło. Ufał w jej dobroć i umiejętność dokonania właściwego osądu. To dlatego w zaufaniu wyznał, że to, co się dzieje, jest w jego opinii złe, a Tristan ukarał go za wrażliwość, której jemu brakowało. A może im brakowało?
Zerknęła przelotnie na odsłonięty znak, by zaraz wrócić do poważnego spojrzenia. Symbol ten był jej dobrze znany, tak jak i stale podkreślana lojalność względem wyznawanych wartości. Wiedziała o złożonej przez Tristana przysiędze i o zaangażowaniu w prowadzone działania. Choć z początku nie do końca zdawała sobie sprawy z czym się to wiąże, stawała wiernie u jego boku i wraz z nim oddawała pokłon Czarnemu Panu. Przez wzgląd na posiadany szacunek wobec obowiązku nie zamierzała się nigdy temu sprzeciwiać.
Skończony idiota, na samą myśl poczuła jak osadzony w dole brzucha ciężar przenosi się wprost do gardła. Znów sięgał do tych obrzydliwych określeń, jakie oblepiały jej dłonie i zajmowały sumienie. Czy tak bardzo nie znosił jej brata, że wykorzystał jego słabość i zmyślnie podsunął słowa przysięgi? Francis zdradził, a on dał mu drugą szansę. Złudną wizję przyszłości, która miała dla niego nigdy nie nastąpić. Podczas gdy Tristan nie czuł się niczemu winien, ona przyjmowała na siebie ten ciężar.
Niemal ugięła się pod znajomym naciskiem, chcąc znów uciec z dala od niewygodnych prawd i własnych myśli. Brat, choć oszczędził jej szczegółów, zdążył przyznać się do popełnionych przewinień, tym samym wzbudzając w niej złość za tak skrajną lekkomyślność. Podniosła się z miejsca, zadzierając brodę ku górze, by mimo różnicy wzrostu móc dobrze się mu przyjrzeć. Ważyła kolejne słowa, jednak każde z nich zdawało się nie być w stanie oddać tego, co naprawdę czuje. Twarz Evandry nabrała ostrzejszych rysów, mięśnie napięły się, a mrowienie w dłoniach wywołane nagłym napływem ciepła zdradzało, że drzemiący w niej ogień wzbierał się i czekał z niecierpliwością. Przestań poddawać się temu, co próbuje przejąć nad tobą kontrolę.
Przez krótką chwilę dopuszczała myśl, by się wycofać, nie chcąc zbudzić tej mistycznej istoty, jaka swą potężną siłą związała się z Tristanem, lecz gdyby teraz odeszła, dając za wygraną, świadomość porażki nie pozwoliłaby jej nigdy więcej spojrzeć sobie w oczy.
Nie lekceważ swojego gniewu, nie uciszaj.
Zdecydowanym ruchem wymierzyła mu policzek.
- Mnie też zastraszysz? Zmanipulujesz? - warknęła, gdy żal ustąpił wreszcie miejsca złości. - Po raz kolejny odbierasz mi wybór. Po raz kolejny robisz wszystko sam, licząc na to, że się nie dowiem. Co jeszcze przede mną ukrywasz? - Choć miała świadomość, że do pewnych spraw nigdy jej nie dopuści, tak nie potrafiła zrozumieć jego powściągliwości w tak istotnej kwestii. - Francis zginął dziś od moich nacisków, więc nie będzie więcej nadużywał twojej łaski ani cierpliwości. Czy choć przez moment pomyślałeś może, że nie doszłoby do tego, gdybyś oświecił mnie wcześniej? Kogo tak naprawdę chronią te tajemnice? Mnie czy twoje sumienie? - Kierujące Tristanem motywacje nie musiały się wcale wykluczać. Chciał ich dobra, w co nigdy nie wątpiła, ale jeśli mieli żyć u swojego boku przez kolejne lata, w ich relacji musiały zajść zdecydowane zmiany.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]01.06.21 2:23
Dostrzegł to, wzbierającą się na jej twarzy złość, drżenie mięśni, błysk ognia w kontrastująco chłodnym oku, dostrzegał i nie cofnął się ni kroku, jakby wierzył, że zdusi je intensywnością własnego spojrzenia. Tego przecież od niego oczekiwała: prawdy, nawet jeśli była niewygodna, a brutalnie rzucona w twarz - musiała wywołać ból. Nie wiedział, co powiedział jej Francis, ale oboje dobrze wiedzieli, że budował swoje życie na coraz wyżej piętrzącej się wieży zbudowanej z chwiejnych kłamstw i choć w tej kategorii mógł ze szwagrem spokojnie konkurować, nie zamierzał dłużej okłamywać jej w kwestii wybryków jej brata. Być może jego sprawa powinna być momentem, w którym wszyscy pojmą, że to, co działo się za oknami Chataeu Rose, nie było tylko zabawą znudzonych chłopców. Jeśli chciała niańczyć brata w nieskończoność, mogła zaangażować się w to mocniej - nie dopilnowała go, więc zdążył popełnić błąd, który nie mógł zostać przebaczony.
Nie mógł - i nie on o tym decydował. Wykonywał rozkazy, bo w przeciwieństwie do wygodnego Francisa niósł obowiązek ciążący na nim z racji urodzenia, biorąc też na siebie odpowiedzialność za to, co konieczne. O ileż wygodniej byłoby pozostać dzieckiem niańczonym przez młodsze siostry - i jak ponuro byłoby spojrzeć wtedy w lustro, widząc w nim nie mężczyznę i lorda, a okrytego wstydem i hańbą chłopca. Czy znalazłaby wówczas w sobie tak wiele współczucia względem niego, ile odnajdywała w sobie dzisiaj dla brata? Jego spojrzenie pozostało ostre, a władcza postawa podkreślała nieustępliwość myśli i pewność wypowiedzianych słów - tym większe było jego zaskoczenie, gdy w odpowiedzi otrzymał uderzenie. Podciągnięty rękaw opadł, wymknąwszy się z uścisku, przysłaniając tatuaż na przedramieniu, głowa bezwładnie osunęła się w bok, skóra zapiekła, mniej jednak niż duma i przypadkiem przygryziony język, choć gdy przytknął wierzch dłoni do warg, nie odnalazł na nich śladu krwi. Nie zwrócił spojrzenia z powrotem w jej stronę od razu, zawieszając je na jednym z płócien zdobiących ściany jego komnat, gdy wypowiadała kolejne słowa.
Francis wsadzał rękę do ognia tylko po to, żeby sprawdzić, czy się sparzy - gdyby Tristan chciał go wmanewrować w cokolwiek, wystarczyłoby, gdyby wskazał mu drogę i rozsiadł się na fotelu wygodnie w oczekiwaniu na dramatyczny spektakl z katastrofą w finale. Może to właśnie zrobił - nie spodziewał się jego śmierci. Był pewien, że przeżyje tę wojnę, jak szczur unikając odpowiedzialności na tyle, na ile pozwoli mu na to przysięga, lawirując gdzieś pomiędzy bezczynnością a umiarkowanym zainteresowaniem, przynajmniej nie przeszkadzając w prowadzonych działaniach. Ale on wolał wybrać śmierć od tego, zaskakując go nie po raz pierwszy w życiu. Nie potrafił czuć względem niego ani żalu ani współczucia, czuł pogardę. Nie czuł też winy, wymierzył mu najlżejszą karę, jaką wymierzyć mu mógł - zupełnie tak jak Francis pozostając spętanym kajdanami wielości wyrzeczeń. Wcale zresztą nie chciał dla niego śmierci.
Robił, co mógł, żeby pomóc mu przetrwać i robił to tylko ze względu na nią.
Gwałtownym ruchem sięgnął po dłoń, którą wymierzyła policzek, zaciskając palce - zbyt mocno - na jej prawym przedramieniu, szarpnął je ku sobie, nie pozwalając jej odejść, przyciągając ją tuż ku sobie. Wyginając je wyżej - chciał zmusić ją, by nie uciekła od niego spojrzeniem. Przed tą rozmową nie będzie już uniku, Evandro. Zadarta arogancko broda zdawała się czynić go wyższym, niż był w rzeczywistości, chmurne spojrzenie przysłaniała gniewnie ściągnięta brew, w końcu - nachylił się ku niej.
- Twój brat jest zdrajcą - powtórzył dobitnie po raz trzeci, cedząc każde słowo, bez delikatności, jakimi zwyczajowo ubarwiało się druzgoczące informacje. Ton jego głosu był ostry jak brzytwa, podczas gdy powietrze między nimi zgęstniało na tyle mocno, że mógłby je ciąć słowem z łatwością. - Dał ci wybór w tej sprawie? Pomogłaś mu zdradzić? Naciskałaś, by to zrobił? - Wiedział, że nie. Francis był dorosły, podejmował decyzje sam, nie był ich dzieckiem, jeśli zginął, zrobił to dlatego, że taką drogę wybrał. Inną niż ona. - Jak chciałaś go przed tym powstrzymać, zapiąć go w kaftan jak szaleńca, czy uwięzić przy budzie na łańcuchu? Nie powstrzymała go nawet pewna śmierć. Zrobił to świadomie. Zrobił to, bo tego chciał. Zrobił to, bo za nic miał własny herb. Zrobił to, wiedząc, że wystawi cię w ten sposób na pośmiewisko. - Szarpnął jej rękę mocniej ku sobie, im prędzej to pojmie, tym lepiej dla niej. - Minął miesiąc od momentu, w którym złożył przede mną przysięgę. To wystarczająco dużo czasu, by zdążył przemyśleć swoje priorytety. Miał czas zastanowić się, co jest dla niego najważniejsze i nie wybrał rodziny. - Nie wybrał ciebie. Wybrał wygodę. Święty spokój. Wybrał śmierć. - Żył jak tchórz i umarł jak tchórz - zakończył równie ostro, nie wypuszczając jej z uścisku. Chciał jej tego oszczędzić. Zawodu. Bólu. Kochała go, przecież wiedział. - Czy choć przez moment zastanowiłaś się nad tym, co by się wydarzyło, gdyby socjetę obiegły wieści o tym, co zrobił? - Odbił pytanie w drugą stronę, sądząc jednak, że znał odpowiedź. - Wiesz w ogóle co zrobił? - Nie była wcale taka, jaką chciał ją widzieć jej brat. Sądził, że nie rozumiała rzeczywistości, ale odnajdywała się w niej znacznie trzeźwiej i pewniej od niego.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]01.06.21 8:34
Wcale nie żałowała licznych prób uratowania i osłonięcia brata, mimo iż z góry zostały skazane na klęskę. Nie była jednak pewna czy z posiadanymi dziś informacjami podjęłaby się tego ponownie. Jak bardzo zmieniłaby się jej relacja z najważniejszymi mężczyznami życia, gdy okazałoby się, że stoją pod dwóch, skrajnych stronach barykady? Czy była gotowa, by wydać Francisa przed lordem nestorem Lestrange, ściągając na niego to, co nieuchronne? Evandra traktowała dzisiejszą śmierć jako osobistą porażkę, której konsekwencje z pewnością odbiją się na nich dotkliwie, i z którą to świadomością będzie musiała spojrzeć w oczy nie tylko małżonkowi, ale każdemu, przed kim własnym słowem świadczyła o szlachetności czynów kochanego brata.
Zaciśnięta na przedramieniu dłoń wpijała się okrutnie, lecz zadany ból nie wywołał w niej lęku. Nie chciała przed nim uciekać, nie teraz, gdy zdawało się, że mówią ze sobą otwarcie. Bez opuszczania wzroku słuchała go w milczeniu, spijając każde z gorzkich słów i przyjmując kolejne ciosy ostrzy, jakie bezwzględnie cięły znany jej dotychczas świat. Który to raz ściągano ją na ziemię tuż po tym, jak zapragnęła się zaangażować? Tristan nie miał zamiaru odpowiadać na jej pytania, więc i sama nie poczuwała się do podobnego obowiązku.
- Teraz, gdy kolejne przewinienia wychodzą na jaw, jak mam się do nich odnieść, zwyczajnie zapomnieć? - Przestąpiła pół kroku, by wyszarpywane przedramię znalazło się poza polem jej widzenia i aby znalazło się w nim wyłącznie chmurne spojrzenie Tristana. Głos Evandry pozostał chłodny i pełen gniewu, a nagły wybuch zdawał się nie być już tak wielkim zagrożeniem. - Zapomnieć, że szlam strawił mi jedynego brata, wtłaczając do jego umysłu bzdurne przekonania? Wmawiając mu, że niczym się nie różnimy? - Zacisnęła szczęki, wpatrując się wciąż w niego wściekle spod przymrużonych powiek. - Wmawiając, że pozornie nierozsądne czyny są właściwe? - Wspominał jej o nich w lecie, zwyczajowo omijając to, co najistotniejsze. Domagał się u niej rozwagi, podczas gdy sam otoczony rebeliancką propagandą, zatracał się w niej bezpowrotnie. - Może gdybym wiedziała wcześniej, prędzej przejrzałabym na oczy, zarzuciła próby ocalenia tego, co zostało już dawno przesądzone. - Wcale nie chciała myśleć o nim w ten sposób - czy nie parłaby mocniej, posuwając się do coraz to bardziej skrajnych rozwiązań, byleby utrzymać go przy sobie, z dala od negatywnego wpływu zdrajców?
- Obaj zmarnowaliście mój czas i wysiłek. Pozwoliliście mi wierzyć, że mam szansę cokolwiek zmienić, czy naprawić. - Ty także nie wybrałeś mnie. Wybrałeś wygodę i święty spokój. - Teraz jestem wystawiona na pośmiewisko i przyczyniłeś się do tego nie mniej, niż Francis. - Wystrzegania się uczuć chciał ją nauczyć już nie jeden, poległszy jednak przy ostatnim z testów, chcąc oszczędzić zawodu oraz bólu. Nikt nie rodzi się silny, hart ducha zdobywa się z czasem, docierając do niego po długiej i wycieńczającej batalii. Mówią, że raz stłuczone szkło, nawet po wzmocnieniu zaklęciem, nie odzyska dawnej świetności, lecz w przypadku ludzkich serc sprawa miała się zgoła inaczej. - Nie obronię się, gdy brak mi argumentów. Moja niewiedza waszym największym atutem. - Spierzchnięta warga drżała, mimo obecnej w głosie gorzkiej ironii, zdradzając doskwierający wciąż smutek. Od śmierci Francisa minęło zaledwie kilka godzin, widok jego wykrzywiającego się w okrutnych torturach ciało wracał przed oczy wyobraźni, a rozrywający ciszę wrzask odbijał się echem w zamkniętym na wszystko inne umyśle. - Félicitations, udało się wam mnie osłabić, zachowanie godne szlachetnych serc. - Zlustrowała wzrokiem przystojną twarz męża, poszukując nań oznak innych, niż gniew. Gdzie skrywał swą wrażliwość? Istniała naprawdę, a może była też jednym z oszustw, mających ją oślepić i stępić czujność? Nie mogła w to uwierzyć, nie chciała. Dziś, po odejściu Francisa, miał stać się jej najbliższym, a zamiast tego pozostawiona między nimi przepaść zapadała się, skruszony grunt osypywał się w otchłań, niknąc w bezkresnej czerni. Stała na jej skraju z wyciągniętą przed siebie dłonią, ale napotkawszy jedynie pustkę mogła się wyłącznie wycofać, bądź pozwolić, by mrok pochłonął i ją. - Mieliśmy nauczyć się latać, a nie potrafimy nawet wzbić się w powietrze.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]01.06.21 22:46
Uścisk jego dłoni nie zelżał, palce mocno oplatały przegub jej dłoni, gdy zderzyły się ich spojrzenia, skrzące gniewem z obu stron. Znajdowali się tuż naprzeciw siebie, czuł ciepło jej wzburzonego oddechu, niemal czuł słony zapach łez, z łatwością dostrzegał widoczne ślady opuchlizny wokół przymrużonych w złości oczu. Nieustępliwie wpatrywał się w chłodny błękit jej oczu, nie cofnąwszy się ani o cal.
- Znasz go dłużej ode mnie, Evandro, przez myśl ci nie przeszło zastanowić się nad tym, co robi z wolnym czasem, gdy zaczął ci opowiadać o pozornie nierozsądnych czynach? - zapytał, równie ostro co poprzednio, Francis cały był nierozsądny, a każdy jego nowy plan - głupszy od poprzedniego. Naprawdę miała w sobie aż tyle wyrozumiałości względem tego idioty? - Mówiłem ci wcześniej - przypomniał, tamtego dnia, tuż po wydarzeniach w locus nihil, gdy powrócił raniony na brzegi Kentu. - Brałaś go w obronę - porażający chłód przeniknął przez jego tęczówki, bo jakież miała prawo oceniać jego milczenie teraz? - Naprawdę sądzisz, że przejrzałabyś na oczy, gdybyś wiedziała wcześniej więcej? - Jeśli nadziei nie stracił on - czy mogłaby stracić ona? Wątpliwe, miała w sobie uczucia względem Francisa, on tylko zobowiązania. Ich dawna przyszłość kruszała, gdy pogłębiały się między nimi kolejne różnice, podczas gdy ona w jakiś sposób usprawiedliwiała go nawet teraz. W ton jego głosu wkradł się wyrzut, w jednym Francis dopiął swego - wbił między nich klina. - Nie - Urwał myśl nagle, choć krótkiemu zaprzeczeniu bliżej było do warknięcia niż szczerej rady. - Nie masz zapomnieć. Nie wolno ci zapomnieć. Pokaż, że nie obawiasz się ran, jeśli chcesz poważnego traktowania - Czasy nie były proste, czuł je na własnych barkach co dnia, ale histeria nie złoży krajobrazu od nowa i nie wróci życia Francisowi. - Pielęgnuj w sercu żal do tych, którzy byli tych idei winni i upewnij się, że nie pozwolisz nikomu więcej popełnić podobnego błędu. Dbaj o tych, którzy zostali, nieś im wsparcie, a swoją postawą daj dowód temu, że syreny z wyspy Wight nie pogubiły się w wyznawanych wartościach, bo to na ciebie spadł teraz obowiązek reprezentacji. - Nie miała już braci, została sama. Zostawił ją samą. Nie zastanawiając się, czy była na to gotowa. - Powinnaś wesprzeć sprawę bardziej otwarcie - oświadczył, zrobiła to, uczestnicząc u jego boku w egzekucji, ale mogła skupić swoje siły w pełni na działalności wspierającej wojenną ścieżkę.
- Moja pozycja jest teraz jedynym, co cię chroni - zanegował jej słowa natychmiast, niemal w nie wchodząc. Wciąż ostro, u jego boku niewielu będzie miało odwagę z niej kpić otwarcie, bez niego - jej los wyglądałby przecież inaczej. - Przestań równać mnie z tym tchórzem - przestrzegł ją, to brat ją zdradził - nie on. Dostrzegał, drżącą wargę, smutek w oczach, nie mógłby się spodziewać, że przejdzie obok śmierci brata obojętnie. Nie chciał do niej doprowadzić, ale gdy stała się faktem - nie mógł jej negować. Zawód - tyle tylko jej przyprawił? - Dałaś się osłabić - poprawił ją, sięgając wolną dłonią ku jej brodzie, zatrzymując opuszki przy jej skórze, upewniając się, czy zatrzyma na nim spojrzenie - choć wcale nie próbowała nim uciekać. - Czy gdybyś musiała przyjąć prawdę o bracie wcześniej, rana byłaby mniejsza? - Ton jego głosu zniżył się pół tonu, z wolna przechodząc w szept. - Czy byłbym szlachetniejszy, nakazując ci mierzyć się z tym wcześniej, gdy prawdy nie chciałaś dostrzec? - Tristan nie potrafił dostrzec w działaniach Francisa sensu, w jego współczuciu i empatii dostrzegając tylko niedojrzałość - trwała wojna, a szlachectwo zobowiązywało do szlachetnego postępowania. Nie widząc tego sensu, wierzył, że miał szansę zawrócić z obranej drogi. Dotyk jego palców wspiął się na linię jej szczęki, przesunął na kark, szukając łamanego oporu, balansując między stanowczym uściskiem niepozwalającym jej odejść a przyciągnięciem jej bliżej ku sobie. Nachylił się nad jej ramieniem, pozwalając, by cichszy ton jego głosu sięgnął jej uszu. - Podnieś głowę wysoko i z dumą nieś te blizny jako niewidoczne dla świata. Nigdy nie wzlecimy, kiedy będziesz broczyła po pas w grzęzawisku pozostawionym przez Francisa. Jeśli chcesz rozłożyć skrzydła, przede wszystkim musisz nauczyć się mi ufać - oznajmił, w słowach wciąż wybrzmiewała złość, choć chyba nie tak zapalczywa, jak wcześniej, naznaczona bardziej rozdrażnieniem po wymierzonych ciosach - słownych i fizycznych. Trzymał ją wciąż mocno, badając przy tym napięcie jej ciała, nie zamierzając wypuszczać jej z potrzasku, póki to nie opadnie. - Możesz mnie dalej obwiniać, ale ja wciąż przy tobie jestem. I nigdy cię nie opuszczę. Czy to w błysku zielonego światła, czy to pod katowskim ostrzem, pozostanę wierny temu, w czym się urodziłem. Czystej krwi, tych ziemiom, rodzinie, tobie, bo dziś to my tworzymy przyszłość. - Szeptane słowa płynęły z jego ust coraz szybciej, gdy przekuwał gniew w pasję. Nie był Francisem, nigdy nie będzie. To nie on ją skrzywdził, nie był jej wrogiem. Kierowała swoją złość w niewłaściwą stronę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]03.06.21 15:45
Spięła się pod nowym dotykiem, nie kontrolując drżenia, w jakie ją wprawiał. Wstrzymała wręcz oddech, pozwalając sobie skupić się na wypowiadanych w złości słowach. Zaciśnięty nadgarstek tracił na sile, słabnąc z wolna pod naciskiem, lecz i poddając się niechętnie.
”Nie wolno ci zapomnieć.” Czy to miało być rozwiązanie? Wyrzec się miłości, przywiązania, wspólnych wspomnień i deklaracji, sięgnąć po ból, o którym wspominali wszyscy - także ona sama - że należy przekuć go w siłę? Nie potrafiła skreślić go ze swojego serca, nie była pewna czy kiedykolwiek będzie w stanie. Znana była jej siła nawyków i powtarzanych wielokrotnie mantr. Zbyt długo jednak tkwiła w żalu, żeby przyjąć go po raz kolejny, doprowadzał ją na skraj wytrzymałości, męczył, irytował. Stale wierzyła, że dzięki empatii widzi i czuje więcej, ale dzisiejszy dzień pokazał, że źle ulokowana była tragiczna w skutkach.
- Gdybym wiedziała wcześniej, rana byłaby łatwiejsza do przyjęcia. Poradziłabym sobie z nią sama i nie byłoby tej rozmowy. - Także zniżyła głos do szeptu, bo kiedy nachylił się do jej ucha, odruchowo przylgnęła lekko do szorstkiego policzka. Gdyby naprawdę mu nie ufała, nie stałaby teraz przed nim, żądając wyjaśnień, a rzucała oskarżenia bez wiary w jego słowa. Mogłaby tak zrobić, ale miał rację, bez niego nie było przyszłości.
Pragnieniem Evandry było żyć w miejscu, w którym czuje się bezpiecznie, wśród ludzi, którym może zaufać. Mieć pewność, że może zwrócić się do nich z wątpliwościami. Tristan nie zawiódł jej, bo choć przyjął trudną drogę do uświadamiania, to tego właśnie potrzebowała. Zdecydowania, które upewni ją w przekonaniach, wskaże drogę, kiedy zdarzy jej się zgubić.
Sądziła że jest przygotowana, że w ciągu ostatniego miesiąca zdążyła oswoić się z nowym panującym nastrojem. Obecność na Connaught Square była pierwszym bezpośrednim zetknięciem z brutalną rzeczywistością, namacalnością rebelii i zapachu wojny w powietrzu. Weszła wtedy w nową rolę, przy każdym kolejnym spotkaniu z socjetą z siłą i zapałem podkreślając poparcie dla prowadzonych działań. Ale dopiero w dniu wydarzeń z podziemi Gringotta, będących połączeniem śmierci Alpharda, zranionego Francisa oraz wściekłego Tristana, napierający zewsząd ciężar zaczynał przytłaczać. Nadszedł moment na wyznanie, że jej dotychczasowe zachowanie, mimo gorących zapewnień przed samą sobą, że pochodzą wprost z serca, nie miało jeszcze pełnego poparcia w świadomości.
Dzisiejsza tragedia i padające ostre słowa ściągały ją brutalnie na ziemię, uświadamiając, że brak jej było przekonania, brak powodu, który byłby dla niej w tej wojnie szczególnie bliski. Świadomość, że znaleźli się w tej sytuacji przez lekkomyślność, jak i namacalne zagrożenie ze strony rebeliantów, stawiała przyszłość w znajomym, lecz zmienionym świetle. Pozostanie na uboczu nigdy nie wchodziło w grę, dostała tylko dodatkową chwilę błogiej nieświadomości.
Wycieńczone atakiem serpentyny ciało napędzane było mieszaniną eliksiru wzmacniającego i wina, w osłabionym umyśle błądziła mnogość sprzecznych myśli, jaka doprowadzała ją do szaleństwa. Badał napięcie jej mięśni, ale to nie chciało ustąpić. W dodatku był zdecydowanie zbyt blisko, czym budził niepokój, choć to nie jego się bała. Ekscytujące, pełne napięcia mrowienie rozchodzące się od ściśniętego karku wzdłuż pleców, osłabiało dawny strach. Stała z zapartym tchem, unosząc wolną dłoń ku jego ramieniu, już bez kipiącej w niej złości.
- Masz rację. - Znowu. - Mój błąd i tak nas zbyt wiele kosztuje. Nie pozwól, bym kiedykolwiek więcej dała się zwieść swojej próżności. - Zła była już tylko na siebie i własną słabość. Po raz kolejny dała się zwieść pięknym słowom, iluzji dobroci oraz szczerości. Francis przestrzegał, że między nimi też są źli ludzie, czy zdawał sobie sprawę, że mówi o sobie? Dziwne uczucie nie gasło, mrowienie nabierało na sile, każda dodatkowa chwila spędzona w tych ścisłych objęciach mogła wywoływać niepokojący, nieznany efekt.
- Puść mnie. - Nigdy nie puszczaj. - Chcę pobyć sama. - Nie pozwól mi odejść. Pierwszy głęboki wdech miał uspokoić kołatające serce, lecz zamiast tego słodko-ciężki zapach mieszał jej głowie. Czy naprawdę chciała teraz uciec?



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]05.06.21 0:13
Czując, że jej zaciśnięta dłoń słabła, ściągnął ją niżej, całkiem w dół, nie wypuszczając jednak z silnego uścisku, dłoń na karku mimowolnie zakleszczyła się mocniej, gdy poczuł jej policzek przy własnym, bliskość półwili zawsze działała na niego równie kusząco, nie tylko przez wzgląd na roztaczany przez nią ponadludzki urok. Skóra jej twarzy przypominała malowaną porcelanę, delikatna i gładka, czerwona opuchlizna pod oczami nie starczała, by nadać jej skazy. Subtelna woń wina ledwie przedzierała się przez naturalny zapach jej skóry i pachnideł, gdy krucha sylwetka zdawała się kruszeć w jego ramionach, będąc dziś bardziej zagubioną, niż chyba kiedykolwiek wcześniej. Oddech zwolnił, usta pozostały przy jej uchu. Nie winił jej za żałobę, szczerze przecież kochała brata, ale nie mógł jej pozwolić zwątpić w siebie, w nich. Tak naprawdę to tego pragnął Francis - odsunąć ją od niego. Evandra okazała się jednak silniejsza i mądrzejsza, niż sądzili obydwoje. Powinien wyciągnąć z tej lekcji wnioski i nauczyć się ją doceniać. Zwątpił w nią niesłusznie, sądząc, że da się omamić naiwnym słowom brata.
- Nie jesteś sama - odparł, wciąż nie podnosząc głosu, wierzył, że ta rozmowa i tak by się odbyła, tylko wcześniej, Francis całe życie unikał odpowiedzialności, postawienie go przed koniecznością stawienia jej czoła musiałoby wzbudzić u niej współczucie. Żywiła względem niego horrendalnie dużo wyrozumiałości, ale rozmawiali przecież o dorosłym mężczyźnie, który tchórzliwie unikał obowiązków przynależnych z racji stanu. - Nie musisz mierzyć się z tym sama. - Czy nie przysięgał być jej wsparciem i ostoją? Nie wolno jej było zdradzać łez przed światem, ale nie musiała wstydzić się ich przed nim. - Tak było dla niego lepiej. - Nie wiedział co prawda jak wyglądała śmierć wywołana złamaniem przysięgi wieczystej, ale miał powody sądzić, że była łagodniejsza od kary, która zostałaby mu za to wymierzona w późniejszym czasie. On mógłby mieć dla niego litość, pozostali śmierciożercy - nie i nie byłby w stanie ich przed tym powstrzymać, kierując się wyłącznie prywatnymi pobudkami. W ten sposób był pierwszy, choć szczerze sądził, że groźba rychłej śmierci sprawi, że kara stanie się zbyteczna, a sam Francis po prostu otrząśnie się z tych mrzonek. Wykazał się niemal dziecięcą naiwnością, będąc jednocześnie zbyt daleko, by popełniać tak proste błędy. Jej złość zdawała się ustępować, przyznanie mu racji odebrał jako ostateczną kapitulację, łagodny dotyk jako gest dobrej woli. Nie miała powodów, by winić siebie, ale zrzucenie tej odpowiedzialności z Tristana było dla niego zwyczajnie wygodne.
- W jedności odnajdziemy siłę. Nie pozwól mi nigdy upaść - szeptał dalej, wyginając przedramię Evandry za jej plecy, chcąc znaleźć się bliżej niej, ciało przy ciele jednym rytmem szybciej bijących serc. - Nie - odparł krótko na jej żądanie, apodyktycznie, choć tonem, jak gdyby prosiła o rzecz codzienną. Znajdowała się dość blisko, by poczuł jej głęboki oddech, zdążyła go rozbudzić swoją bliskością. Nie zamierzał zresztą pozwalać jej teraz oddalać się od siebie, samotność bywała bardzo złym doradcą, sprawiała, że myśli snuły się w niezrozumiałym chaosie, podczas gdy eskalacja skrajnych przeżyć i emocji niosła znacznie bardziej intersującą wizję i zdawała się wieść prosto do znieczulającej ekstazy. Ciało Francisa jeszcze nie do końca ostygło, ale to nie miało dla niego żadnego znaczenia. Był zły na nią i był zły na niego. Palce dłoni na jej karku owinęły się wokół rozsypanych złotych kosmyków jej włosów, ciągnąc je w dół, chcąc zmusić zmęczone ciało do odchylenia głowy - po czym sięgnął ustami skóry odsłoniętej szyi, smakującej dziś jeszcze bardziej kuszącą słodyczą niż zwykle, zachłannie. Potrzask ramion uniemożliwiał ucieczkę, a delikatność rozmyła się gdzieś w kolejnych zapalczywych gestach, nie broń się. Poddaj się.
Jesteś ogniem, najpiękniejsza, daj mi go wyzwolić. Daj mi w nim spłonąć.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]08.06.21 9:12
Pulsujące rytmicznie bicie serca wcale próbowało zagłuszyć wezbranego w niej żalu, miast tego wzmogło rozdarcie, gdy dał jej drobną iluzję spokoju, zaraz znów podkreślając swoją pozycję. Choć słowem mogła próbować zaprzeczyć, spragnione pasji ciało zdradzało ją, stawiało przed nim nagą i bezbronną. Mimo iż pozwoliła się zdominować, wciąż tliła się w niej złość, niechętnie składała swój oręż. Śmierć w katuszach miała być dla niego najlepszym rozwiązaniem? Mimo wszystkich przywar Francisa nie życzyła mu takiego końca. Żywy smutek i niezrozumienie, tyle ofiarował Evandrze, na jej własne życzenie. Świadomość uzyskania odpowiedzi na dręczące pytania przynosiła połowiczne uzdrowienie, pozostawiając wciąż nienasyconą ciekawość. Minie jeszcze wiele dni, nim pogodzi się ze zdradą i bez chwiejnych emocji zdecyduje się ponownie pomówić z bratem, o ile w ogóle miało to nastąpić.
Wystarczyło drobne potknięcie, by upadli oboje, związani obowiązkiem już na zawsze odpowiadali jedno za drugie. Sprawa, o jaką toczył się bój, była ważniejsza od emocji pojedynczych osób, stawka zbyt wysoka, by poddać ją tak nierozważnie. Deklaracje wierności względem podtrzymania tradycji zminimalizować miały ryzyko zaprzepaszczenia pielęgnowanych przez wieki wartości. - Będę przy tobie, jak i ty jesteś. - Tylko nie pozwól mi teraz zbłądzić, by zawładnęły mną te okrutne myśli.
Skrzywiła się i syknęła krótko z bólu, gdy zaskoczył ją kolejnym szarpnięciem. Dotyk ten, ku jej zdziwieniu, nie wprawiał w dyskomfort i nie zmuszał do ucieczki. Zastygła w bezruchu, skupiona na napięciu i ciepłym oddechu, odpuszczała kolejne wątpliwości, jakie wciąż się w niej kotłowały. Znikąd wybrzmiał pierwszy takt, Lacrimosa, ostatnia z pieśni. Głos mozartowskiego chóru odbijał się echem w wycieńczonym umyśle, czy to jej koniec zwiastował?
- Zrób to jeszcze raz. - Wybrzmiała prośba o ratunek, gdy przyspieszony rytm serca oswoił się ze złością i nową, dotychczas nieznaną słodyczą. Tristan nie pozwolił jej długo czekać, niósł zbawienne remedium, gorącą zapalczywość, jaka nawiedzała ją dotąd wyłącznie we snach. Choć bardzo chciała, tak nie mogła porzucić ostatniego z hamulców, oddać się w pełni hedonistycznej uczcie. Gdzieś z kąta umysłu czujnie obserwowało ją puste spojrzenie Francisa; osądzał, rzucał cień na stan jej zdrowego rozsądku. To jedno, wymowne oskarżenie powstrzymywało ją jeszcze przez kilka długich sekund, aż bezwstydne pragnienie bezwiednego oddania się ciepłym ramionom okazało się silniejsze. Poczucie winy nie zniknęło, lecz stłamszone łkanie sumienia przycichło, ustępując głębokiej zapalczywości. Choć wciąż winna była zawierzeniu bratu, nie był on jedynym, za którego się wstawiała, a który to doprowadzał jej współczucie i cierpliwość do granic możliwości. Jeszcze jeden, który szaleństwo dostał w spadku po matce - czy i za niego będzie musiała się wstydzić? Wyczulona na potencjalne skutki zamierzała potraktować go tak, jak winna była zachować się względem Francisa, ale ten wolał jej unikać, nie chcąc doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji. A może prewencyjne kroki należało podjąć niezwłocznie, już teraz? Posłać list, przestrzec, naprawić...
Mnogość kłębiących się stale uporczywych myśli głuchła w miarę kolejnych muśnięć, jakie sięgały jej szyi. Głos, którego jeszcze przed momentem się obawiała, był teraz jedynym, który mógł zagłuszyć jej myśli, o czym Tristan zdawał się doskonale wiedzieć. Wprost z samego szczytu wyciągnął do niej dłoń, oszczędził delikatności, ofiarował to, czego tak bardzo potrzebowała. Już nie myśli, a gesty ukierunkowane na gwałtowną namiętność, Homo reus, wzniosła się melodia harmonicznej progresji; wąska talia wygięta w nowym napięciu, przylgnęła ściśle, tak żarliwie wołając go o pomoc.
Przestała się bronić. Poddała się.
Nasyć mnie sobą, najdroższy, a płonąć będziemy już wiecznie.

| zt x2



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]07.04.22 19:43
17 marca 1958 roku, południe
Zmuszona skrócić swoją wizytę w Kumbrii wróciła do Château Rose w przed popołudniową herbatą, swoją obecnością dziwiąc służbę. Szczędząc przydługich słów wstępu rozgoniła wszystkich do pracy, domagając się zapewnienia, że cały pałac jest bezpieczny. Zdołała już odegnać myśli krążące wokół Cressidy, rodzina miała zapewnić jej spokój i ukoić zszargane nerwy po wypadku w ogrodach Ambleside, lecz te ustąpiły innym zmartwieniom. Znalazła się z powrotem w dobrze znanych sobie przestrzeniach, lecz sytuacji nie poprawiał fakt, iż Tristan nadal nie wrócił do Kent po wydarzeniach poprzedniego wieczora. Każdego innego dnia przyjęłaby tę wieść ze spokojem, spodziewając się, że zatrzymały go obowiązki, bądź objęcia pewnej piękności o orientalnej urodzie, lecz dziś ogarniał ją wyjątkowy niepokój. Krocząc kolejnymi, przestronnymi korytarzami nie zważała na to, jak przyspieszony stukot obcasów niósł się szerokim echem, potencjalnie alarmując co bardziej ciekawych domowników. Co rusz obracała się z przestrachem przez ramię, gdy psotliwy umysł podsuwał obrazy upiornych cieni, jakie czaić się miały tuż za jej plecami. Wyrywające się z piersi serce biło szaleńczo, nie zwalniając wciąż tempa, tylko podsycając paranoiczne myśli i mroczne wizje. Wpadła do skrzydła sypialnianego, sprawdzając najpierw komnaty Tristana, z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy na przykrą świadomość, iż jedyne, co zastaje, to pustka. Krótka wizyta w sąsiadujących doń pokojach, zarzucony na szezlongu płaszcz, porwana z zamykanej na kluczyk szafki smukła butelka. Nie posiłkując się różdżką, a własną drżącą dłonią nalała do szklanki Magiczne Laudanum, by zaraz stłumić skrzywiony grymas po wypiciu kilku palących przełyk łyków. Zawieszone we własnym odbiciu spojrzenie, obraz strachu i rozpaczy, kolejna podjęta próba uspokojenia płytkiego oddechu. Mnogość rozbieganych myśli krzątała się w wszystkich kierunkach, nie dając żadnych konkretnych efektów, póki jeden obraz nie wyrwał się na przód, dominując umysł i wywołując nagłe rozszerzenie źrenic. Evan…
Resztka niedopitego laudanum została na dnie szkła, a doyenne pędziła już kolejnym korytarzem ku komnatom jedynej pociechy. Roczny chłopiec o intensywnie hebanowych oczach siedział wśród poduszek odziany w dziecięcą szatę, zadarł swoją główkę na widok wparowującej do pokoju matki, nie rozumiejąc malującego się na jej twarzy przejęcia. Opiekunka ruszyła w stronę doyenne z zamiarem dopytania o powód niespodziewanej wizyty, lecz Evandra znalazła się już przy pierworodnym, porywając go w objęcia i przeczesując palcami miękkie włosy młodego szlachcica. Ucałowała jego policzki, z oddechem ulgi szepcząc dziecku słowa pocieszenia, które uspokajały ją, nie chłopca, który tęsknie już spoglądał w kierunku zabawek. Tkwili tak wtuleni przez kilka chwil, nim półwila uległa grymasowi malca i zostawiwszy Evana wśród poduszek z wymuszonym uśmiechem wpatrywała się weń, choć na moment zyskując spokój. Nawet wtedy nie zorientowała się, że przesuwa wciąż palcem po złotej obrączce, jakby gest ten miał czarodziejską mocą przyzwać Tristana z powrotem do pałacu.
- Lord nestor właśnie przybył! - zawołała od wejścia służąca nie bacząc na swój rozwiany od biegu włos i uniesiony ton. Lady Rosier wyraziła się dostatecznie wyraźnie, by niezwłocznie poinformować ją o powrocie męża. Evandra przystanęła nagle, przestając krążyć po pokoju syna; unosząc nań swe zmartwione spojrzenie bez słowa pognała przed siebie, wymijając służkę w przejściu.
- Tristanie? Czy wszystko w porządku? - zapytała od razu, ledwie pchnąwszy szerokie drzwi prowadzące do jego komnat. Przestraszone serce na powrót przyspieszyło swój rytm i nie chciało zwolnić nawet na widok męża. Nie kryła drżenia rąk ani zatroskanego spojrzenia, którym z nadzieją sięgała męskiej twarzy, chcąc naprędce ocenić jego stan.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]16.04.22 1:45
To był parszywy dzien. Jego płaszcz zaginął gdzieś pod gruzami, mugolską kurtkę porzucił, kiedy tylko przyszła ku temu okazja, do Chateau Rose powrócił w obdartej i okrwawionej szacie, choć krew - w większości - nie należała do niego. Wczesnowiosenny chłód otulał go zewsząd, mrożąc pierś i ramiona, przemarzł, lecz nie mógł mieć pewności, czy towarzyszące mu odurzenie było wynikiem gorączki czy przemęczenia. Spędził w Warwick cały dzień po wyczerpującej nocy, zbierając z gruzów tyle, ile zebrać się jeszcze udało, i usiłując poderwać w górę serca tych, którzy ocaleli ze straszliwej rzezi. To dlatego razem z nim do Dover przybyło kilkoro ocalałych - nakazał ich umyć i przygotować im czyste ubrania, nie zajmując sobie głowy dłużej ich obecnością, na to przyjdzie jeszcze czas. Skierował się prosto do swoich komnat, zasinione oczy i blada twarz wywołane były zarówno zatamowanym krwotokiem, jak nieprzespaną nocą. Włosy miał sklejone krwią zmieszaną z deszczem. Głównie swoją. Pulsujący ból głowy nie pozwalał zapomnieć o odniesionych ranach, zasiniona klatka piersiowa uniemożliwiała zgięcie ciała, lecz najsilniejsze blizny pozostawiły w nim obrazy mugolskiego bestialstwa, jakiego był dziś, wczoraj, świadkiem. Widoki czarodziejów obdartych z godności i pozbawionych swego najważniejszego dziedzictwa, magii, w tak prymitywny i brutalny sposób, miały wracać do niego jeszcze długo; odkąd tylko ucichła wrzawa, opadł kurz zapadniętych gruzów, te wspomnienia, myśli, widoki, wracały do niego ilekroć zamknął oczy. Niczego nie ułatwiała poniesiona porażka, niezdobyta twierdza, potężny zamek, miejsce o tak dalekiej tradycji, został zniszczony przez niemagicznych troglodytów znaczących tyle, co pył na wietrze. Czy nie istniały dla nich żadne świętości? Nie był do tego przyzwyczajony, do goryczki porażki, dobrze wiedział, że łaska Czarnego Pana bywała kapryśna. Próba wkradnięcia się w nie wymagała ogromnej determinacji, lecz, aby ją utracić, wystarczyło niekiedy popełnić jeden błąd. Zrzucił z siebie górną część ubrania, niedbale przerzucając szatę przez oparcie krzesła, przypominała podarte zawilgocone łachmany, brudne i zakrwawione. Jego dłoń sięgnęła po karafkę wina, lecz po krótkiej chwili zawahania ominęła ją, odnajdując mocniejszą Toujour Pour; usiadł na skraju łóżka i pociągnął kilka większych łyków z gwinta na raz, szczerze wierząc, że to pozwoli choć na chwilę zapomnieć o bólu - zarówno tym, który trawił ciało, jak tym, które ściskał duszę. To wtedy otworzyły się drzwi jego komnat, niewielu miałoby odwagę wejść tu bez pukania. Wiedział, że to ona.
Zamknął oczy, wsłuchując się w rytm jej nerwowego kroku, coraz silniej wyczuwając zapach jej perfum, gdy znalazła się już obok; nie drgnął nawet, czując na twarzy jej kojący dotyk, delikatną skórę i subtelną bliskość, tak kontrastową do wszystkiego, co spotkało go ostatnio. Otarł się o jej dłoń, łaknąc tej bliskości, twarz była wyjątkowo szorstka, nieogolona, zbyt długo przebywał poza domem.
- Nic mi nie jest - wymruczał, teraz dopiero otwierając oczy, by móc spojrzeć w błękit jej; przejęcie niepokojem nie było trudne do odczytania. Nie wypuścił z ręki butelki, wolna dłoń sięgnęła jej biodra, ciągnąc ją bliżej siebie, między kolana. Lewa, na nagiej skórze, prócz obrażeń, zasinien i starych blizn, widniał mroczny znak. Dotyk był zimny, caly był zimny. - Cel zlikwidowany - To było najważniejsze. Mugolskie wojska zostały rozproszone. Jednak w jego glosie nie wybrzmiewalo wcale zadowolenie. - Zamek obrócony w ruinę - dodał, z wyraźną goryczą w glosie, jak zareaguje na to Czarny Pan? Gorzkie zwycięstwo nie niosło satysfakcji, nie chciał i bał się zawieść swojego pana. Nieprzerwanie wracały tamte widoki, upokarzanych przez mugoli czarownic. Okaleczanych. Porywanych i mordowanych. Czasy płonących stosów nie były tak okrutne - czy to wojna odkryła prawdziwe okrutne oblicza niemagicznych, czy zawsze tacy byli? Dlaczego lekceważyli ich latami? Dłoń bezwiednie zacisnęła się na jej biodrze mocniej, co gdyby w ich ręce dostała się ona? Co zdolni byliby jej zrobić w odwecie za jej piękno, za jej rodzinę i za to, kim była? - Martwiłem się o ciebie - szepnął, wzrok wydał się nieobecny.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]25.04.22 14:59
Tego dnia po raz pierwszy tak bardzo się przestraszyła, że może stracić go już na zawsze. Nie we wszystkim się zgadzali i bywał częstym powodem do jej zmartwień czy złości, lecz łącząca ją z nim miłość mogła zwyciężyć wszystko. Koił ból, sprawiał że każdy dzień był coraz lepszy. To dzięki niemu rosła w siłę, mogąc zawsze się na nim wesprzeć; to on pokazał jej jak spełniać pragnienia i przestać wstydzić się marzyć. W trakcie zaledwie kilkunastu miesięcy charakter ich relacji zmieniał się wielokrotnie, przynajmniej ze strony Evandry. To do niej co rusz docierały niewygodne wieści, psujące krew, wywołujące dreszcz oraz niepokój. Długi czas rządziły nią strach oraz niechęć, poprzetykane beztroskim uśmiechem i chwilami pociechy, w trakcie których z łatwością zapominała o wszelkich powodach do smutku czy złości. Nie sposób prawdziwie gniewać się na tego, który na zawsze już rozgościł się w jej zranionym sercu. Taka miłość, choć bolesna, była jej przeznaczona. Myśl że mógł polec na polu bitwy była okrutnie dotkliwa, więc tym większe było jej wzruszenie, kiedy dostrzegła umęczonego męża.
Widok Tristana, choć nędzny i wywołujący rozpacz, nie budził wstrętu. Wiedziona nadzieją błysnęła radość, by przyspieszając kroku nie zwracać uwagi na zniszczone, zakrwawione szaty. W kącikach błękitnych oczu zamajaczyły słone łzy, żadna z nich nie spłynęła po jasnej skórze, kiedy pospiesznym wzrokiem oceniała stan męża. Drżąca dłoń znalazła się na męskim policzku, sunąc przez szorstką powierzchnię ujęła brodę, ostrożnie unosząc ją ku sobie. Chłodny dotyk jego ręki wywołał dreszcz, przejmujące zimno chciało zagarnąć dla siebie całą przestrzeń, pochłonąć nagromadzone zdenerwowaniem ciepło; oddałaby mu wszystko.
- A ja o ciebie. - Nie zważając na zastygłą lepkość ciemnych, trwających w nieładzie włosów, przyciągnęła go do swojej piersi, znacząc brudne czoło pocałunkiem. Utrata Warwick była bolesna i z pewnością odcisnęła na Tristanie swoje piętno, o których skutkach dowiedzą się dopiero w nadchodzących tygodniach. Niszczenie zabytkowych budowli nie tylko zmiatało z powierzchni ziemi symbole dziedzictwa i kultury, niwecząc pracę przodków, ale i pozbawiały je możliwości nadania nowego znaczenia. Czy zamek był na tyle cenny, by zająć się jego odbudową, a może lepiej pozostawić go w zgliszczach, na dowód stoczonej walki? Nie to było teraz istotne, tak jak i to, czy cel został zlikwidowany. Liczył się tylko Tristan i możliwość zamknięcia go w objęciach.
- Tu jesteśmy bezpieczni, nikt nam nie zagrozi. Cienie się wycofały, nie dotrą do pałacu. - Tego nie mogła być pewna. Ogrody Ambleside również zdawały się być zabezpieczone, dawały ułudę spokoju, który prędko udało się zmącić wyłaniającym się zza zarośli istotom. To ich obrazów nie mogła pozbyć się z głowy, tym mocniej przyciskając do siebie mężczyznę, o którego utratę bała się najbardziej. Wystarczyłby przecież krótki skok zrodzonej z cienia postaci, smagnięcie upiornych, ptasich skrzydeł i prosty ruch ostro zakończonego pazura rozlałby szlachetną krew. Chcąc mieć pewność, że są tu bezpieczni, rozesłała służbę w poszukiwaniu niepokojących znaków, lecz póki co żaden z nich nie wrócił z larum. Łomoczące w piersi serce z trudem przyzwyczajało się do wolniejszych oddechów, wciąż jeszcze będąc pod wpływem dzisiejszych wrażeń. - Jesteś wyziębiony i zmęczony. Każę przygotować kąpiel, posiłek i wezwę uzdrowiciela, gdyby twój stan miał się pogorszyć. Musisz odpocząć - mówiła wciąż cicho w przypływie trzeźwiejszych myśli. Choć bardzo chciała, nie mogła trzymać go w objęciach przez dłuższy czas. Stan ukochanego budził wyłącznie wątpliwości, zresztą tak jak i trzymana w dłoni Toujour Pour. To nie wino było mu teraz potrzebne, a sen; o własne nerwy martwić się będzie później.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]02.05.22 19:35
Dotyk dłoni półwili był ciepły, przyjemny, na krótki moment zamknął oczy, nim bezwiednie dał się pokierować jej gestom, unosząc w jej stronę brodę i szukając błękitu jej spojrzenia. Jego oczy, prócz zmęczenia, kryły mętne myśli, powracające obrazy makabry i okrucieństw, których był świadkiem, okaleczeni czarodzieje, upokarzane czarownice, przez kogo, szlam ledwie? Nie potrafił zrozumieć, jak te zastępy bezrozumnych mugoli zdołały zmusić czarodziejów, by się im pokłonili, ulegli, jak ich pojmali, jak pokonali? Powracały obrazy oderżniętych rąk, które mogły przecież pozbawić czarodziejów magii: co jeśli posuną się dalej, co jeśli ta przedziwna broń przełamie jednak czarodziejskie linie obrony, co jeśli naprawdę będą w stanie pozbawić czarodziejów magii? Czy wtedy Morrigan też się za nim wstawi? To jej zawdzięczał dzisiaj życie, od początku do końca - wszystko szło nie tak jak powinno, popełniali błąd za błędem, tracili najlepszych ludzi. Ile jego dzieliło od utraty ręki, która nie pozwoliłaby mu sięgnąć po magię? Czy kalectwo uczyniłoby go tak samo bezwolnym i słabym, jakimi byli okaleczeni czarodzieje, których odnalazł pojmanych przez szlam? Jak bumerang powracała myśl: co uczyniliby z nią, gdyby dostali Evandrę w swoje ręce? Bagatelizował mugoli wcześniej, nie widział w nich realnego zagrożenia, postrzegając ich bardziej jak wszechobecne szkodniki niżeli niebezpieczne bestie, lecz dziś te robaki pokazały zęby: i okazało się, że potrafią pokąsać całkiem dotkliwie. Nie chciał, nie potrafił o tym mówić, nie powinien zresztą zrzucać tego ciężaru na nią, przyznawać do słabości, której nie powinien odczuwać.
Przesunął dłoń na jej plecy, przecierając materiał koszuli w poszukiwani ciepła, głowa opadła na jej pierś, a czuły pocałunek pozwolił mu odurzyć się jej zapachem; walczył na tej wojnie od jej początków, a nawet dłużej, rozpętał ją wraz z pozostałymi, lecz był to pierwszy raz, gdy w zmęczeniu wojennym taktem mógł odpocząć w troskliwych ramionach kobiety. Deirdre nie znała tych gestów. Skupiony na niej, wypuścił z drugiej ręki butelkę, odstawiając ją na podłogę pod łóżkiem, po czym splótł obie przemarznięte dłonie razem za jej plecami, nie chcąc, by odchodziła. Potrzebował tego, potrzebował jej. Otarł głowę o jej ciało, przyschnięta krew z włosów pozostawiała na ubraniu brud, którego nie spostrzegł, unosząc spojrzenie ku niej, wiedziony jej melodyjnym głosem. Nie mówił przecież nic o cieniach, nie powinna była o nich wiedzieć. A jednak wiedziała.
- O czym ty mówisz? - zapytał, nie mając w sobie dość sił, by uczynić to subtelniej lub spróbować zamaskować własną niewiedzę, spojrzenie błąkało się po jej twarzy, bez zrozumienia. Zajęty zrujnowaną fortecą nie pomyślał nawet o tym, co mogło dziać się tutaj pod jego nieobecność - tamte szepty, wydłużone cienie, czy mogły rozpierzchnąć się aż tak daleko? - Widziałaś cienie? Tutaj? - W Dover? Nie dotrą do pałacu, czy to znaczyło, że znajdowały się w pobliżu? To niemożliwe. - Evan... - Nie mogły aż tak wymknąć się spod kontroli. Czy na pewno? I on ścisnął ją mocniej, Morrigan nie skrzywdziła nikogo, kto był posłuszny Czarnemu Panu, lecz czy w pełni zdawali sobie sprawę z możliwości nie do końca świadomie przebudzonych mocy?
Ciepła kąpiel brzmiała dobrze, ale nie chciał jej teraz zostawiać, ściśnięty w supeł żołądek nie myślał o jedzeniu, choć dopiero jej słowa uświadomiły mu, że nie jadł nic od wczoraj. Adrenalina dopiero zaczynała opadać, przypominając o potrzebach zmęczonego ciała. Kompetencjom panny Multon nie do końca dowierzał, ale skoro dotarł aż tutaj, najprawdopodobniej poradziła sobie z opatrunkiem.
- Daj mi jeszcze chwilę, to może poczekać - mruknął niechętnie, uszczelniając uścisk rąk.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]13.05.22 8:35
Za bardzo łaknęła jego bliskości, by móc teraz odejść, aby w odpoczął w ciszy i spokoju. Potrzebowała go. Nawet jeśli borykał się z własnym strachem, to będąc w nim razem mogli stawić mu czoła. Ogrom niebezpieczeństw zdawał się ich tu nie dosięgać, splątanych w uścisku, dzieląc ze sobą już nie tylko sympatię, złość czy pożądanie, ale i tak skrzętnie skrywany przed światłem dziennym strach.
Wstrzymała oddech na widok spojrzenia o majączącym się niezrozumieniu. Czy to możliwe, że poza prowadzonymi walkami w kraju pojawiło się nowe, nieznane im dotychczas zagrożenie? Wątpliwym pocieszeniem był fakt, iż Tristan prędko skojarzył jej słowa z cienistymi szponami, czyżby i w Warwick siały spustoszenie?
- Nie, tu ich nie znaleziono - odparła prędko, nie chcąc by się niepotrzebnie denerwował, choć i jej ton daleki był od absolutnego spokoju. Gdyby cokolwiek znaleziono na terenie Château Rose, już by o tym wiedzieli. - Widziałam je w Cumberland, podczas wizyty u Fawleyów. Gdy tylko miałam pewność, że lady Cressida jest bezpieczna, wróciłam tu, bojąc się o was. - O tym, że przerażenie oraz strach o życie bliskich targały nią do teraz nie musiała mu wspominać. Może i napełniający pierś oddech normował się, wracając do spokojniejszego rytmu, tak w błękicie półwilego spojrzenia błyszczał smutek, dając świadectwo dogłębnego przejęcia sytuacją. Czy kiedykolwiek bała się czegoś równie mocno? Niebezpieczeństwo było na wyciągnięcie ręki; przybyło niespodziewanie i w ciągu tak krótkiej chwili zdołało zasiać niepewność, od razu zbierając tego żniwo. Pocieszając znajomą, w drodze powrotnej do Kent, trzymając w drżących ramionach syna i panicznie przyciskając go do piersi, bezwzględny umysł stale karmił ją okrutnymi obrazami o rozszarpanych ciałach i morzu krwi. Rozrzucone niedbale na posadzce wnętrzności należeć miały do męża oraz syna, a bez nich dalsze życie nie miało przecież żadnego sensu. Na samą myśl w ustach pojawiał się metaliczny posmak, serce w piersi łomotało, a kolana trzęsły się niebezpiecznie, zwiastując rychłą oznakę słabości, lecz na to nie mogła sobie pozwolić. Przez paniczny strach przebijał się stale donośny głos, nakazujący trzymać nerwy na wodzy, wypełniać obowiązek pełnienia pieczy nad rodziną, jako ostoja spokoju i jej drogowskaz. Czy to utrata brata, tak boleśnie dotkliwa, wymusiła nań odruch obronny, sposób na odreagowanie, przekucie strachu w czujność? Dzisiejsza rzeczywistość bywała bezwzględna, a kapitulacja nie była rozwiązaniem. Zbyt daleko zabrnęli w walce o wolność, sprawiedliwość i należne im prawa, by teraz załamywać ręce nad nadchodzącą trudnością. - Znały naszą więź, Tristanie, wycofały się. - Z bladym uśmiechem uniosła dłoń, by mógł spojrzeć na błyszczącą na palcu obrączkę. W tamtym momencie czas zdawał się spowolnić, widziała więc wyraźnie jak zrodzone z ciemności stworzenie utkwiło przepełnione pustką ślepia w jej ręce. Co wydarzyło się w tamtych dniach, kiedy prosił o nią, nie zdradzając szczegółów? Co miał na myśli, mówiąc że od teraz będą sobie bliżsi, niż kiedykolwiek, że ich więź wykracza poza symbol? - Czym one są? Czy będą nas długo niepokoić? - Tylko to było teraz istotne, gwarancja bezpieczeństwa.
Nic dziwnego, że niespieszno mu było do przyziemnych spraw, po długim dniu oraz nocy, w trakcie których karmił się wojną i niepewnością. Był słaby, co bez wątpienia mogła stwierdzić wyłącznie spoglądając na umęczoną twarz, czy czując na sobie tęskny uścisk, mający dać mu poczucie bliskości.
- Zostanę z tobą. - Żadne obowiązki nie były teraz ważniejsze od świadomości, że są razem, bezpieczni, nieistotne na jak długo. Tkwiąc w mocnych objęciach, nuciła cicho melodię mającą koić zszargane nerwy. Gładząc dłonią siną od walki i zimna skórę na jego karku, zyskiwała pewność, że chwila ta wieńczy dni niepokoju. Nie rozwiązuje problemów, nie pozwala zapomnieć o czającym się poza murami pałacu niebezpieczeństwie, lecz jest przypomnieniem, że żadne przeciwności nie są w stanie ich rozdzielić.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]05.06.22 3:26
W Cumberland, daleko od domu, na obcej ziemi, w tym momencie stała przed nim cała i zdrowa, choć dręcząca ją choroba nie pomagała jej zmagać się ze strachem. Stała przed nim silna, nie zapominając wspomnieć, że zatroszczyła się o bezpieczeństwo znajomej damy. Widział możliwości tych istot, słyszał agonalny krzyk tych, których zaatakowały, a dziś nikt ani nic nie stało między nimi a jego ukochaną. Wiedział, co mogły jej zrobić. Oczyma wyobraźni to widział, przebite serce, rozszarpane ciało, bledszą niż zawsze twarz, zalaną krwią jak nigdy.
- Jak wyglądały? - Zamknął oczy, lecz obraz nie odszedł, zgiął palce, zamykając ją w bardziej zaborczym uścisku, bo niewiele brakowało, by mógł nie dotknąć jej już nigdy. Bez zrozumienia powiódł spojrzeniem za uniesioną przez nią dłonią, po chwili przejmując ją w uścisk własnej, by spojrzeć na prezentowaną obrączkę. W przejrzystym błyszczącym złocie dostrzegał niewielki fragment własnego zniekształconego odbicia, lecz przecież wiedział, że tkwiło w nim znacznie więcej, oderwany fragment jego duszy, zionąca pustka, której nic nie zaleczy. Igrał z mocami, których sensu nie był w stanie pojąć, nie znał przecież w pełni konsekwencji podjętych działań, nie mógł nawet wiedzieć, ile w tej zaklętej duszy pozostało jego samego, ale nigdy nie wahał się podejmować ryzyka. Dzisiejsze wieści, choć tragiczne, niosły też nadzieję. - Nic ci nie zrobią. Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić - szepnął, nie odejmując spojrzenia od obrączki, aż powoli przeciągnął ku sobie, by ucałować jej knykcie i zachować jej dłoń przy sobie; czy rzeczywiście mógł to obiecać? - Nie wiem - I czy wolno było mu zdradzać przed nią własną bezradność? Nie na tym przecież polegała jego rola. - Do zamku Warwick przywołała je ona - Wciąż przy nim była, z pewnością wiedziała, o kim mówił, tkwiła w jego ciele, w jego umyśle, słyszał jej szepty, barbarzyńskie, niemożliwe do stłumienia łaknienie krwi. Czuł jej gniew, czuł jej złość, a czasem czuł też jej siłę. - Ale nie walczyły przeciwko nam, walczyły u naszego boku. Pokonały naszych wrogów. - To dlatego nie uczyniły ci krzywdy? To dlatego powstrzymał je odłamek jego duszy? Mimo tego, co uczyniły, nie nazwałby ich nigdy przyjaznymi. Były niepokojące i upiorne, czy mogli wiedzieć, że nie zwrócą się również przeciwko nim? - Czarny Pan nie zdradził nam swoich planów - dodał głucho, z przebijającą się w tonie obawą; czy mógłby, czy byłby w stanie, wydać ich na żer tym istotom? Czy tym był teraz, nosicielem potężnego magicznego pasożyta, który pewnego dnia pochłonie go w pełni? Ufał mu, ufał jego mądrości i wiedzy, ale znał też jego bezwzględność, a idea, za którą walczyli, wymagała ofiar. Czy to oni, czy przełamane przez nich pieczęcie utrzymujące duchy w ryzach mogły wypuścić na powierzchnię coś więcej?
Pokręcił niechętnie głową, po czym zmrużył oczy, na moment utkwiwszy spojrzenie w martwym punkcie, usta skrzywił ból, czaszka znów zaczynała pulsować tępym bólem. Opadająca adrenalina coraz silniej przypominała zarówno o bólu, jak i o potrzebach, które zaniedbał, żołądek zaczynał dopominać się o jedzenie, a ciało o sen, otulało go trudne do przezwyciężenia zmęczenie. Nucona przez nią melodia - czy tak czuli się żeglarze, gdy po wielu miesiącach morskiej przeprawy docierał do nich wabiący syreni śpiew? - podobnie jak kojący dotyk na karku, odciągały go od zmartwień, wzmagając te uczucia. Wsparł o nią bezwiednie obolałą głowę, rytm jej serca scalał się z jej głosem, a on coraz mocniej opadał z sił, choć powinien przecież zrobić jeszcze tak wiele. Informacje od Evandry zmieniały wszystko, istoty zrodzone z cienia nie powinny znaleźć się tak daleko od nich. Musieli zapanować nad sytuacją.
- Nie - odpowiedział krótko, przytomniejąc, nie mogła przy nim zostać, nie teraz. Uniósł ku niej spojrzenie, z nieustępliwą powagą tlącą się pomimo widocznego zmęczenia w ciemnych tęczówkach, jej słowa wszystko zmieniały. - Pamiętasz, jak deklarowałaś przede mną gotowość do działania? Muszę cię o coś prosić, teraz. - Jeśli nie teraz, to kiedy? Nie był w stanie zrobić tego samodzielnie bez wielogodzinnej zwłoki - może nawet kilkudniowej, miał wrażenie, że jeśli położy się teraz, nie zbudzi się jeszcze kolejnego ranka - a tylko ona znała prawdę. A tylko ona przy nim trwała. Doskonale pamiętał jej słowa, tak wątpliwości, jak deklaracje, dostrzegł też rosnąca pewność siebie i lekkość pełnionej roli. Czy zachowywał się rozsądnie chroniąc ją przed czymś, czego i tak była wszak częścią? - Wyślesz moje rozkazy do Smoczych Ogrodów. Do rąk Saemona Heathertone'a. Niech nasi ludzie ustalą dyżury w tamtejszym obserwatorium i wypatrują nadejścia tych istot - Potrafiła opisać, na co mają uważać, tylko ona je widziała. - Ostrzegą nas w porę, jeśli coś wymknie się spod kontroli - Mocniej niż dotąd? Nieistotne, potrzebował czasu, żeby zareagować w porę. Musiał chronić nie tylko te ziemie, ale i swoją rodzinę. Pierworodnego syna. - Od morza nadejdą mugole. Mają cumować na naszym wybrzeżu. O tym też ich uprzedź, gdy nadejdzie czas, to oni dostrzegą ich jako pierwsi. Muszą prowadzić obserwacje. - Uścisnął mocniej wciąż trzymaną dłoń. Wydawało mu się, że mieli na to czas, lecz jeśli obecność niemagicznych zwabi mroczne istoty cienia, sytuacja mogła się stać całkowicie nieprzewidywalna.
- Opisz też to, co widziałaś, i roześlij listy do Śmierciożerców, w moim imieniu. Muszą wiedzieć. W pierwszej kolejności zwróć się do Ramseya - Był jego wieloletnim przyjacielem, wychował się na tym dworze razem z nim, jako bękart jego wuja. Jako jedyny miał tego dnia inne ważne obowiązki, powinien być w największej gotowości, ale i posiadana wiedza mogła mu pozwolić na wyciągnięcie z tych zdarzeń najtrafniejszych wniosków. - Później do pozostałych, Drew Mancnaira, którego sowa odnajdzie w Mantykorze na Alei Śmiertelnego Nokturnu - zawahał się - i do madame Mericourt. - Sigrun listu już nie przeczyta. Stracił ją, stracił ją pod swoim dowództwem. - Nie pomiń roli pierścienia w liście do Ramseya.  - Wiedział, czym była. Jako jedyny mógł zrozumieć. Nie odjął głowy od jej ciała, coraz trudniej było mu ją utrzymać o własnych siłach.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Komnaty Tristana - Page 3 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Komnaty Tristana [odnośnik]05.07.22 10:17
Zaborczość uścisku wywołała smutek, jakby wreszcie dotarła do niej ponura prawda tym, że cudem uniknęła tragicznego końca. Kto przekazałby Tristanowi wieść o śmierci małżonki? Jak prędko by do niego dotarła, gdyby cały dwór w Kumbrii został pochłonięty przez karmiące się przerażeniem twory? Wyglądała ich z szeroko otwartymi oczyma, strach nie pozwalał ich zamknąć choćby na chwilę, nakazując mierzyć się z nim w tym przedłużającym się momencie.
- Pojawiły się trzy, ale jeden chyba przewodził pozostałym - zaczęła wolno o suchym gardle, niechętnie wracając do wspomnienia sprzed kilku godzin. - Wpół rozmyte… jakby usnute z cienia, ich obecność wyssała zewsząd światło, przesłoniła słońce gęstą mgła. Przybrały kształt wielkich ptaków, może gargulców. Z oczu zionęła tak przeraźliwa ciemność, że nie sposób… - Głos Evandry załamał się, urwała wpół zdania, zaciskając mocno powieki, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Wolna dłoń przesuwająca się po oblepionych krwią włosach zatrzymała się na jego karku, bezwiednie wbijając weń palce.
Czuła wdzięczność za okazaną szczerość, nawet jeśli jego słowa opierały się na niewiedzy. Wzdłuż pleców przebiegł kolejny dreszcz na samą myśl, że przyjdzie jej jeszcze stanąć twarzą w twarz z upiornymi istotami. Choć bardzo chciała wiedzieć czym tak naprawdę były, decyzji Czarnego Pana nie zamierzała się sprzeciwiać. Jej obecność była już wręcz nieodzowna, mimo iż bywały chwile, w których o niej zapominała, ciesząc się beztroską. Te nieliczne krople w morzu strachu pozwalały uśpić czujność, żyć z przeświadczeniem, że teraz będzie już tylko coraz lepiej, by w najmniej spodziewanym momencie roztrzaskać misternie układane marzenia. A tych Evandra snuła coraz więcej, zwłaszcza od kiedy Tristan przestał być jej obcy i pojawiał się we wspólnych planach. Niechętnie przyznawała się do myśli, w której namawia męża do porzucenia obranego kierunku. Zatrzymywała je dla siebie, zbyt dobrze wiedząc, że nie ma już odwrotu, zarówno dla niego, jak i niej samej.
Zdziwiona nagłą zmianą urwała melodię; zamarła oczekując rozwinięcia myśli. Wycofanie się przed złożoną deklaracją nigdy nie wchodziło w grę. Gotowa była podjąć dalsze kroki, dać świadectwo swoim słowom, by nie zostały rzucone na wiatr. Skinęła głową, w pamięci zapisując pierwsze z zadań. Znała skutki działań anomalii na Smocze Ogrody, choć dotarły do niej z pewnym opóźnieniem kiedy powracała do zdrowia po własnej słabości, to powstałe straty trzeba było opanowywać jeszcze późniejsze miesiące. Nie mogli pozwolić sobie na kolejne wypadki, należało zabezpieczyć się przed każdą ewentualnością, tylko czy pracownicy rezerwatu będą wiedzieć jak to zrobić? Niewiedza Tristana wzbudzała wątpliwości, skoro on miał problem z określeniem jaki jest ich cel i jak się przed nimi bronić, to skąd szarzy czarodzieje mieli to wiedzieć? Napływ mugoli zdziwił ją jeszcze bardziej. Ściągnęła jasne brwi, próbując zrozumieć dlaczego mogliby chcieć płynąć do Anglii. Czyżby nie wysłali dostatecznie wyraźnych sygnałów, że nie życzą sobie ich obecności na wyspach, a każdy przekraczający granicę mugol straci swój żywot prędzej, niż rzuci błagalne spojrzenie o litość?
- Skąd tutaj mugole? Czyżby szaleństwo tak dawało się im we znaki, że zdecydowali targnąć się na swoje życie? Jeśli płyną od Francji, może wprowadzić wyższą kontrolę na tamtejszych wybrzeżach? - Niewiele jeszcze wiedziała o tej sprawie i mogła spokojnie założyć, że tak podstawowe kroki już popełniono, lecz słowa okazały się być szybsze od myśli. Rozesłanie wieści do Śmierciożerców nie było natomiast niczym zaskakującym, w milczeniu słuchała dalszych wytycznych. Tajemnicze właściwości obrączki niezbyt ją wcześniej interesowały, ślepo wierzyła Tristanowi i przyjęła ją z ufnością. Zdziwiła się natomiast w nawiązaniu do Mulcibera, nie przypuszczając dotąd, by miał z tym coś wspólnego.
- Dlaczego zaznaczyć Ramseyowi rolę pierścienia? Czym on jest? - Nie podważała jego decyzji, każde z poleceń zamierzała wykonać, lecz zwyczajnie chciała wiedzieć jakie właściwości ma noszona przez nią obrączka. Co sprawiało, że zrodzone z cienia istoty wycofywały się, rezygnując z polowania? Istoty, które przywoływała ona, żądna krwi starożytna bogini, co nadal nie mieściło się w półwilej głowie.
- Niczego się nie obawiaj i już niczym nie przejmuj. Wszystkim się zajmę - podkreśliła zdecydowanym, acz kojącym tonem zamiast naciskać dalej. Ciężar opadającej na pierś głowy męża zaczynał być już odczuwalny. Zbyt wiele wziął na siebie odpowiedzialności, należał mu się odpoczynek.



show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8762-evandra-rosier https://www.morsmordre.net/t8771-dzwoneczek#260729 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t9233-skrytka-bankowa-nr-2076#280737 https://www.morsmordre.net/t8767-evandra-rosier#260654

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Komnaty Tristana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach