Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Samotna wieża
Strona 5 z 5 •
1, 2, 3, 4, 5
![Previous](https://i.servimg.com/u/f53/17/34/85/46/empty11.gif)
AutorWiadomość
First topic message reminder :
![](https://i.imgur.com/ZOvcJC4.png)
![](https://i.imgur.com/ZOvcJC4.png)
Samotna wieża
Po pierwszej wojnie czarodziejów pewien Szkot postanowił uczcić pamięć bohaterów grą na dudach. Wdrapywał się więc na najwyższy punkt wieży i grał na nich hymn pochwalny w każdy piątek przed wschodem słońca. Przechadzał się tamtędy drażliwy myśliwy, który polował na rzadki okaz niedźwiedzia. Muzyka dud rozbrzmiała akurat w momencie, gdy myśliwy celował do stworzenia i zaalarmowała go, zmuszając do ucieczki. Rozwścieczony mężczyzna wycelował z kuszy do Szkota i zabił go na miejscu.
Grajek jednak nie mógł rozstać się z tym miejscem i swoim obowiązkiem nawet po śmierci, dlatego teraz pojawia się tam w każdy piątek jako duch, odgrywając swój hymn na cześć poległych.
Drzwi do wieży pozostają zamknięte od kilkudziesięciu lat. Powiada się, że rosnące dookoła wieży jodły i świerki strzegą jej tajemnic przed niepowołanymi. Miękki dywan z traw tworzy idealne podłoże do pikników.
Grajek jednak nie mógł rozstać się z tym miejscem i swoim obowiązkiem nawet po śmierci, dlatego teraz pojawia się tam w każdy piątek jako duch, odgrywając swój hymn na cześć poległych.
Drzwi do wieży pozostają zamknięte od kilkudziesięciu lat. Powiada się, że rosnące dookoła wieży jodły i świerki strzegą jej tajemnic przed niepowołanymi. Miękki dywan z traw tworzy idealne podłoże do pikników.
Poprawił kuszę na ramieniu, której nierówna powierzchnia, osłonięta połą płaszcza, nieprzyjemnie wbijała mu się w ciało. Miała mu się dziś jeszcze przydać. Torba przy boku cicho zaszeleściła zawartością. Wstrzymał krok, nasłuchując, jakby chciał upewnić się, czy w okolicy wciąż był sam. Odpowiedział mu tylko wilgotny deszcz, który zdążył już o poranku zrosić mu głowę.
Wyrwał się z bezruchu, kontynuując swój obchód. Miejsce wydawało się w jakiś sposób przyciągać spokój. Nie zmieniało to jednak uporczywej chęci sprawdzenia okolicy i przekonania się, że miejsce, które wybrał na spotkanie było rzeczywiście bezpieczne. Być może chwilami przesadzał z czujnością, dopatrując się czającego zagrożenia wszędzie, gdzie kierował kroki, ale jeszcze nie umiał inaczej. Minął niemal miesiąc od jego powrotu, a on nieustannie czuł na karku oddech koszmarów minionej przeszłości. Nie tylko symbolicznie, nawiedzając umysł obrazami z tortur, przesłuchań i klaustrofobicznej przestrzeni w celi. Zbyt często wydawało mu się, że miniona rzeczywistość ściga go w bardziej namacalny sposób. Szepty, wrzaski, szaleńcze śpiewy, płacz, który odbijał się echem o jego czaszkę, jak o ściany murów Białej Wieży.
Nie zsuwał kaptura. W perspektywie rzeczywistej konfrontacji, nie pomógłby mu zbyt wiele w ukryciu tożsamości, ale dawał poczucie kontroli nad tym komu chciał odsłonić rzeczywiście twarz, a kto mógł zarejestrować tylko poruszający się lasem cień. Być może kiedyś, nie zwracał tak dużej uwagi na zwinność i ciszę poruszania, ale konieczność ciągłego przemieszczania i nocowania w głuszy, wyrabiała w nim nawyk nieco innego rodzaju ostrożności. Skupiając kroki na ciszy i omijaniu przeszkód, które wywoływać mogły niepotrzebny hałas. Wszystko po to, by w razie konieczności, pozostać niezauważonym jak najdłużej. A jeśli miało przyjść do walki, wykorzystać zaskoczenie. Dziś jednak nie planował ataku. Czekał, wcześniej, pozostawiając swoją prezencję ukrytą.
Drobna sylwetka, którą wypatrzył, odpowiadała tożsamości, jaką znał. Odczekał moment, nim czarownica zbliżyła się do wieży i zsunęła kaptur na ramiona. Odetchnął cicho. Nie każde spotkanie wiązało się z informacjami, które - dla odmiany - wywoływały radość i ulgę. A tym było odnalezienie - o zgrozo w tym samym miejscu, gdzie przebywał on sam - Harriet. Zmizerniałej, wyraźnie starszej, wymęczonej, ale - żywej. Mamy panny Potter. Potrzebowała czasu, by dojść do siebie, ale zgodnie z obietnicą, doprowadził do spotkania rodziny - Effie - wysunął się zza ściany wieży, w końcu odnajdując spojrzeniem twarz czarownicy. Tak samo jasnej w ten niecodzienny dla czasów sposób, wypełnionej światłem - miałem nadzieję, że założysz tę niebieską sukienkę - nie podszedł bliżej, w tym jednym na pozór prostym zdaniu, zawierając jeszcze ostatnie potwierdzenie, jakiego potrzebował. Ale w jasnych licach dziewczyny, nie odnajdywał fałszu. Było tam coś zgoła innego, coś, co jeszcze dziś mogła dawać nadzieję.
Suchy w swej treści list, który jakiś czas otrzymała nie miał wiele wspólnego z rzeczywistą reakcją na wieść i świadomość, że zakonna akcja, chociaż okupiona tragedią, przyniosła dobro. Patrząc na obcych, łatwiej było być obojętnym, w chłodnym rozrachunku wliczając kolejne wydarzenia w poczet wojennych ofiar. Widok cierpienia, które dotykało bliższych mu osób, skuteczniej wyrywało go z przekonania o nieuchronności uruchamianiu kolejnych gambitów. Pozostawał więc czujny. Na każdym z możliwych płaszczyzn działania.
| k6 na psychologiczne atrakcje
Wyrwał się z bezruchu, kontynuując swój obchód. Miejsce wydawało się w jakiś sposób przyciągać spokój. Nie zmieniało to jednak uporczywej chęci sprawdzenia okolicy i przekonania się, że miejsce, które wybrał na spotkanie było rzeczywiście bezpieczne. Być może chwilami przesadzał z czujnością, dopatrując się czającego zagrożenia wszędzie, gdzie kierował kroki, ale jeszcze nie umiał inaczej. Minął niemal miesiąc od jego powrotu, a on nieustannie czuł na karku oddech koszmarów minionej przeszłości. Nie tylko symbolicznie, nawiedzając umysł obrazami z tortur, przesłuchań i klaustrofobicznej przestrzeni w celi. Zbyt często wydawało mu się, że miniona rzeczywistość ściga go w bardziej namacalny sposób. Szepty, wrzaski, szaleńcze śpiewy, płacz, który odbijał się echem o jego czaszkę, jak o ściany murów Białej Wieży.
Nie zsuwał kaptura. W perspektywie rzeczywistej konfrontacji, nie pomógłby mu zbyt wiele w ukryciu tożsamości, ale dawał poczucie kontroli nad tym komu chciał odsłonić rzeczywiście twarz, a kto mógł zarejestrować tylko poruszający się lasem cień. Być może kiedyś, nie zwracał tak dużej uwagi na zwinność i ciszę poruszania, ale konieczność ciągłego przemieszczania i nocowania w głuszy, wyrabiała w nim nawyk nieco innego rodzaju ostrożności. Skupiając kroki na ciszy i omijaniu przeszkód, które wywoływać mogły niepotrzebny hałas. Wszystko po to, by w razie konieczności, pozostać niezauważonym jak najdłużej. A jeśli miało przyjść do walki, wykorzystać zaskoczenie. Dziś jednak nie planował ataku. Czekał, wcześniej, pozostawiając swoją prezencję ukrytą.
Drobna sylwetka, którą wypatrzył, odpowiadała tożsamości, jaką znał. Odczekał moment, nim czarownica zbliżyła się do wieży i zsunęła kaptur na ramiona. Odetchnął cicho. Nie każde spotkanie wiązało się z informacjami, które - dla odmiany - wywoływały radość i ulgę. A tym było odnalezienie - o zgrozo w tym samym miejscu, gdzie przebywał on sam - Harriet. Zmizerniałej, wyraźnie starszej, wymęczonej, ale - żywej. Mamy panny Potter. Potrzebowała czasu, by dojść do siebie, ale zgodnie z obietnicą, doprowadził do spotkania rodziny - Effie - wysunął się zza ściany wieży, w końcu odnajdując spojrzeniem twarz czarownicy. Tak samo jasnej w ten niecodzienny dla czasów sposób, wypełnionej światłem - miałem nadzieję, że założysz tę niebieską sukienkę - nie podszedł bliżej, w tym jednym na pozór prostym zdaniu, zawierając jeszcze ostatnie potwierdzenie, jakiego potrzebował. Ale w jasnych licach dziewczyny, nie odnajdywał fałszu. Było tam coś zgoła innego, coś, co jeszcze dziś mogła dawać nadzieję.
Suchy w swej treści list, który jakiś czas otrzymała nie miał wiele wspólnego z rzeczywistą reakcją na wieść i świadomość, że zakonna akcja, chociaż okupiona tragedią, przyniosła dobro. Patrząc na obcych, łatwiej było być obojętnym, w chłodnym rozrachunku wliczając kolejne wydarzenia w poczet wojennych ofiar. Widok cierpienia, które dotykało bliższych mu osób, skuteczniej wyrywało go z przekonania o nieuchronności uruchamianiu kolejnych gambitów. Pozostawał więc czujny. Na każdym z możliwych płaszczyzn działania.
| k6 na psychologiczne atrakcje
Darkness brings evil things![](https://i.imgur.com/AFd85Hk.gif)
![](https://i.imgur.com/AFd85Hk.gif)
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 4
'k6' : 4
1 lutego 1958
« Osiągnięcie celu jest punktem startowym do osiągnięcia kolejnego. »
![](https://64.media.tumblr.com/e89ff0280cf97ff83d2e25620794c316/cd30eb19aa665460-00/s250x400/063f23faed296b18637c2fc05b139e7fec6b512c.gif)
A Jayden nie zamierzał się na to zgadzać. Nie zamierzał się uginać. Nie mógł pozwolić, aby mądrość, inteligencja, talenty rozpadły się pod naporem okupanta. Musiały być kontynuowane i znaczące bez względu na szkalowanie. Bez inteligencji nie istniało myślenie, a bez myślenia człowiek stawał się pustym przedmiotem. Dzwonem bez serca, który robił to, co kazał mu trzymający linę. Dlatego też zaszedł do samotnej wieży, poszukując natchnienia i odpowiedzi. Wszystko zdawało się być początkowo odpowiednie i według jego wymogów. Im dłużej jednak badał okolicę budowli, tym tracił przekonanie co do pierwotnych założeń. Wieża miała wszak swoją legendę. Mit, który narósł wśród pobliskich mieszkańców i mógł on wpędzić niespodziewanych gości w jej granice. Vane nie chciał takiej uwagi. Nie chciał myślenia o tym, że musiałby się bez przerwy oglądać przez ramię. Co prawda Loch Ness wciąż znajdowało się w Szkocji, a nie bombardowanej walkami Anglii, lecz to niczego nie zmieniało. Szczególnie że musiałby walczyć z przedostaniem się do środka, podczas gdy wejście trzymało potężne zaklęcie. Kto mógł wiedzieć, co znajdowało się wewnątrz? Wolał się nie przekonywać. Odpuścił, znikając w trzasku teleportacji.
zt
![](https://i.ibb.co/vdV0CBs/batman.gif)
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
![Jayden Vane](https://i.ibb.co/k5D5vrD/tumblr-a384448dc0f0d3dbef1ab598c66d411d-08a34d4a-500.png)
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
![](https://i.ibb.co/Swkh7L2/jayden3-1-2.gif)
Nieaktywni
![Nieaktywni Nieaktywni](https://i.ibb.co/xFmxFwy/szaranowa.jpg)
![Nieaktywni Nieaktywni](https://i.ibb.co/xFmxFwy/szaranowa.jpg)
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Samotna wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness