Wydarzenia


Ekipa forum
Komnata z akwarium
AutorWiadomość
Komnata z akwarium [odnośnik]22.04.18 16:11
First topic message reminder :

Komnata z akwarium

Zwany też pokojem skarbów. To właśnie tu składowane są wszystkie skarby Traversów przywiezione z zamorskich wypraw. Także egzotyczne zwierzęta zamykane w akwariach, które zastępują dwie olbrzymie ściany. Pomieszczenie ma kształt sześciokąta i całe zastawione jest egzotycznymi drobiazgami, posągami, obrazami oraz wszelkiej maści pamiątkami, które lśnią złotem i szlachetnymi kamieniami, które przywieźli do rezydencji członkowie rodu. Na samym środku znajduje się niewielki stół z drewnianymi, bogato rzeźbionymi krzesłami. To tutaj często przyjmowani są goście, na których wrażenie ma zrobić bogactwo rodziny. Oczywiście całe zabezpieczone zaklęciami uniemożliwiającymi jego kradzież.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Komnata z akwarium - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Komnata z akwarium [odnośnik]13.03.23 23:15
Sięgała dalej, niż prozaiczne próby zdobycia zaufania, bowiem nie to stanowiło jej cel. Grzebała, ustanowiła świat swoim własnym wykopaliskiem, w którym niczym wykwintny badacz, przedzierała się wśród warstw kurzu i kaleczącego piasku. Niektórych smaków, zapachów i wspomnień miała nigdy nie doznać, pozostało jej więc tkwić w swoich wyjątkowych poszukiwaniach, wyszukując nowości w absolutnej codzienności dalekich, choć bliskich, terenów.
- Tak, wspomnienia odbytych podróży. - Nie było lądu, z tych zasiedlonych przez ludzi, których nie zdołaliby poznać. Nie było portów, do których nie zawitali. Koneksje sięgały dalej niż błyszcząca bogactwem komnata, skrywając się w tym, co sama Imogen zastawała w prywatności woluminów.
Współprace, układy. Potęga morska, handlowa. Czystość, honor, rodzina - wszystko to, czym powinna emanować i co tkwiło w jej żyłach, spływając błękitną krwią. Ta krew - krew korsarzy, geografów, odkrywców - odkryła przed nią również to, co teraz sprowadziło je do rozmowy.
- Jaki jest, więc, Petersburg zimą, Tatiano? - Taki, jakim go malują? Złoto przebijające spod warstw śniegu, odziany w drogie futra i przepełniony marmurowymi twarzami bezemocjonalności? Może jednak ciepły mimo zgryźliwego mrozu, przepełniony gwarem rozmów na ulicy Shostakowskiego. Wypełniony rumieńcami młodych panien, skrywających pod warstwami sukien maleńkie tomiszcze zakazanej Anny Kareniny? Czy Sankt-Petersburg, jej Petersburg, miał w sobie coś z poetyckich uniesień, kreślących pod postacią wierszy szybsze bicie serca? Czy był tak piękny w swej skrajnej różnorodności, że nawet skrajne ubóstwo brzmiało niczym niebywałe tło?
Założyła nogę na nogę, niepoprawnie w swojej wygodnej pozycji, wsłuchując się w wypowiedzi Tatiany ze zdwojonym skupieniem. Uczyła się świata w oczach, uszach i słowach innych; czerpała najróżniejsze wizje, przybierając w nich niczym w posiatkowanych kartach tarota, zbierając coraz to nowsze kolokacje, które dla niej - niczym karty - nabierały w ramach swoich połączeń najróżniejsze połączenia. Czytała z nich, próbując odgadnąć niewidoczne sedno, podwójną prawdę - nie po to jednak, by snuć kłamliwe wizje i oszczerstwa, a po to by zbierać je dla siebie, kolekcjonując w odmętach własnych, skrytych tylko dla niej, podróży.
I tak oto Tatiana Dolohov kształtowała się delikatniejszą, niż wyglądała w wymuskanej kokieterii i wyuzdaniu. Słodsza, niczym łagodność przychodząca po cierpkim ugryzieniu kwietniowej truskawki. Teraz, rozmarzona opowiadając o przeszłości, była niczym dziewczę, które oglądało to przed dekadą - i taką właśnie Imogen chciała ją widzieć - prawdziwą, wyjętą z rzeczywistości, nie oczekiwań.
Oczekiwań, które rysował przed nią ślub, pobyt w Anglii i wymagania socjety, obserwującej ją zza wachlarzy i tiuli. W tym też lady Travers wyglądała na niepoprawną, niezgodną z wykutym, w delikatności tkanek, protokole. Ponoć, ponoć była prostsza. Banalna, niewyrafinowana. Jej słowa i wygląd nie tworzyły wysublimowanego duetu, jej ubiór nie krzyczał bogactwem i przepychem. Finezja ruchów nie zgrywała się z poglądami.
Jakże mogłaby, mimo skrytej jak w każdym hipokryzji, wymagać od Tatiany czegoś, co sama nie miała?


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]19.03.23 18:16
Nie wiedziała, czy może pozwolić sobie na naiwne podrygi prób zestawienia ich ze sobą. Na kolejne porównanie, doszukiwanie się różnic i tych trywialnie prostych cech wspólnych. Arystokratki stanowiły w głowie Dolohov pewną grupę, a ta z kolei dzieliła się na następne podzespoły; tak, jakby były jakimś odrębnym gatunkiem, bardzo łatwym do przyswojenia i nauczenia się na pamięć. Początkowo faktycznie chciała widzieć - widzieć, rozumieć, udowadniać im, ale nader wszystko sobie samej, że prócz błękitnej krwi nie dzieliło ich wiele - że też znała te same zasady, reguły i konwenanse wygrywające melodię ich życia. Że -jak to lubiły mówić głośno wygłaszające swoje postulaty kobiety - żeńska solidarność przekracza bariery urodzenia i wysokie stosy monet gromadzonych w skarbcach.
Teraz - teraz wiedziała, że podobne mrzonki ma za sobą.
Bo choć były pewne cechy, a nawet całe ich zestawy - wzdychania nad swym losem i zawieszenie spojrzenia nad wybitnie urokliwą szczęką pokrytą zarostem, perlisty uśmieszek i westchnięcie nad koronkową kreacją - mimo tego, dzieliło ich głębokie morze.
Takie samo, które Traversowie pokonywali od pokoleń, łupy wielkich wojaży gromadząc za grubym, wysokim szkłem, które stanowiło centralny punkt zachwycającej komnaty.
Herbata łagodnym strumykiem spłynęła wzdłuż gardła, jak otulający szal zaprowadziła chwilowy spokój; Corbenic Castle było lodowate i mokre, absurdalnie kontrastujące z pogodą, jaka spowijała Anglię od wielu tygodni.
Jej pytanie nieco ją zdziwiło - proste, otwarte, jednocześnie stwarzające możliwość wybrania wielu ścieżek.
- Rozkoszny - odpowiedź równie prosta, uśmiech odpowiadający na ten ozdabiający usta lady Travers - Byłaś tam kiedyś? - szlachcianka mówiła językiem jej przodków sprawnie, choć z charakterystycznym, angielskim posmakiem. Zdawała się sięgać głębiej, rozkopywać i odkrywać, jak rzeczywista badaczka, która poza czerwienią ust, łagodnością baletnic, ostrością wódki i siarczystym mrozem widziała coś więcej.
- Był. Teraz zapewne nadal zachwyca, ale nie widziałam kraju od ponad dwóch lat - wyznała, drobne wzruszenie ramionami miało potwierdzić domniemaną obojętność, zasłaniającą tęsknotę. Nie tak dramatyczną i krzykliwą jak kiedyś, nadal jednak pochłaniającą.
- Moje życie nieco różniło się od życia innych. Moja rodzina była mocno odcięta od aktualnych wydarzeń. Głównie tych politycznych - Rosja była wymagającą matką, zwłaszcza kiedy jej korona spadła na głowy ludu. Tatiana nie znała tych czasów, nie widziała na własne oczy złota i czerwieni Romanowów. Wychowywała się w głębokości Zimnej Wojny, której istnienie Nikolaj bezustannie wypierał.
- Wyglądałabyś ładnie. W centrum miasta, w operze, w kafejce przy oknie, do której zerkaliby mundurowi spragnieni doświadczania piękna.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]16.04.23 22:14
Potrafiła zaśmiać się w twarz. W głowie powtarzała sformułowanie wyjęte z ust szkolnego kolegi, gdy dzierżyła w rękach urodzinowy bukiet.
Peonie to takie róże, tylko droższe.
Spłycano je, wszystkie po kolei. Nadawano szereg cech, które w ramach danego pakietu roszerzały się o kolejne. Toteż była głupiutką, naiwną, prostą, nierozsądną.
Takie spojrzenie pozwalało na spokój, na takie opinie pozwalała, swoje dogmaty wypowiadając na rodzinnymi plecami. Cicho, niepostrzeżenie, w lodowatych komnatach z widokiem na morski horyzont ograniczeń. Uśmiech gościł na pobladłej twarzy. Słuchała, wsłuchiwała się, czerpała z odkrywannych przed nią obrazów rysowanych przez emocje i wspomnienia. Tatiana była piękną kobietą, do jakiej roli więc i ją sprowadzano?
- Nie byłam, ale mam nadzieję kiedyś nadrobić. - Wątpliwie. Petersburg był daleki, niedostępny, niezrozumiany. Anglicy kochali szczycić się swoją odrębnością, wyjątkowością, która odcinała tory. Słodko naiwne.
Jednak jej słowa, ostatnie, kąśliwe.
Bolesne.
- Byłabym pięknem ulotnym, jak wszystko, co stanowi krajobraz. - Chłód zagościł gdzieś na dnie twarzy, która teraz przybrała łagodniejszy kszałt zadowolenia. Ledwie zauważalny przez maskę chwilowego chłodu, gdy zielone spojrzenie utwkiło na Rosjance z lekko przymrużonymi powiekami, obleczonymi uniesieniem brwi. Te słowa były zaskoczeniem, gdy wokół niej znajdowało sie tyle kobiet uciekających od słów wskazujących na urodę. Wszystkie chciały od tego uciekać, od tego osądu, jednocześnie spędzając godziny na miękkich fotelach przed ogromnymi toaletykami. Wszystkie wyglądały na pozór identycznie, hodowane w złotych klatkach, z szklanych akwariach o dostępie do czystej, świeżej wody. Dokarmiano, gładzono po głowie za posłuszeństwo. Ona była posłuszna, wytresowana w pewien typowy dla Traversów sposób. Odpowiadało jej to, gdy zasiadając przy rodzinnym stole zabierała głos. Gdy upijała łyk wina, pozwalając sobie na budowanie strategii, którą w słodkich słówkach mogła podszeptywać tak, by nigdy nie było to jej dzieło. Tatiano, masz rację, to właśnie w niej widziano - piękno. Ładną buzię skrytą pod burzą blond fal. Ciało, którego pragnęli.
I władali nim, na siłę.
- Jak więc wyglądała sytuacja, w uproszeniu... geopolityczna? Gdzie teraz przebywa twoja rodzina? - Rosyjskie zgłoski brzmiały prościej niż angielskie, jakby cały język jakim władała ulecał w imię konkretów. Upiła łyk herbaty, nie brzmiała złośliwe. Chciała wiedzieć, rozumieć.
Pozostawała nienaruszona, niczym marmurowy posąg; figura obejmowana do zdjęć, przestawiana w lepsze światło. Czy Tatiana, mimo braku roztaczanego nadnaturalnie uroku, rozumiała spojrzenia zza okna? Kogo widzieli, sięgając spojrzeniem w głębie przyciemnionych pomieszczeń? Przed nią samą rysowała się obcość, chłód Syberii i to jej, zasłyszane, piekno. Tatiana była piękna, czy jednak miała coś więcej do zaoferowania światu, jeśli pozostawała na powierzchni? Najlepsze skarby, mawiają, odkrywa się w głębi, na dnie. Niewzruszenie na ilość skuch, ponad to ilekroć nie zdołano wyciągnąć nic. Najcenniejsze skarby to te, na które się oczekuje, nie osądzając dna po kobalcie wody. - Chciałabyś wrócić do kraju? - Odparła znienacka, porywając spokój fal do mocniejszego uderzenia o skalisty brzeg. Nie owijała w bawełnę, poddawała raczej pytanie pod retorykę - gotowa nie usłyszeć odpowiedzi. Rozważała, na swój przeinaczony sposób, bezosobowo. Zgłębiała, wydrążając dziurę w miejscach, których nie mogli spodziewać się po pięknej, młodej twarzy.
Brat mówił, że bywa kąśliwa.




ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]18.05.23 12:11
Który zestaw na dziś?
Jakimi słowami określiliby ich spotkanie, gdyby ukazało się w Czarownicy; czy tym razem znów byłaby nazwana tajemniczą towarzyszką urokliwej szlachcianki, jak słyszała wielokrotnie, kiedy chichotała u boku Evandry, a w tle krajobrazu zasiadało małżeństwo Lestrange? Czy tym razem nadal ubieraliby ją w kostium egzotycznej papużki, małpki przywiezionej z dalekiego Wschodu, by ubarwiać życie szarych, zmęczonych angielską pogodą piękności, które lawirowały pomiędzy trudem w znalezieniu sukni na nowy sezon, a męża, którego skarbiec pomieściłby wszelkie potrzeby i zachcianki błękitnej krwi?
Przyzwyczaiła się – i do miana papugi, i do miana małpki w złotej klatce, w końcu do oschłej i tajemniczej pannicy, która kaleczyła brytyjski, a później władała im zaskakująco dobrze, na tyle, by panowie na bankietach uśmiechali się do niej, kryjąc swoje zakorzenione przekonania i niechęć, wzdychając o tym, że jeszcze rok, i będzie jak prawdziwa Angielka.
Zadziwiająco dobrze jest grać rolę, którą się polubi.
Polubi i zrozumie, bo Tatiana Dolohov nie widziała w tym własnej przyjemności, a wygodną pozycję, którą budowały plotki, herbatki, bale, przyjątka i pozorne spotkania u krawcowej. Przyjaźnie odmierzano tajemnicami i kieliszkami szampana, cichymi sekrecikami nad filiżanką parującego, angielskiego naparu, nowinkami salonowymi, w końcu wiadomościami, które mogli słyszeć jedynie wybrani.
Pomiędzy brytyjską arystokracją a potęgą Czarnego Pana istniała cienka granica.
– Nie, nie takim – odpowiedziała od razu, kiedy wstęga zawahania, jak delikatne otarcie opuszkiem palca o tępy kolec róży, przeszła przez bladą twarz rozmówczyni. Uśmiechnęła się, pomiędzy tylko sobie znanym zrozumieniem, a jakąś dziwną troską – Nie jesteś obrazkiem czy rzeźbą, ani aktorką operową z plakatów – żadna z nich nie była, choć kiedy wybierały kolejny specyfik do ust, sprowadzany z dalekich Indii, albo najlżejszy jedwab, który pozwoliłby im swobodnie zasnąć, upodabniały się do wspólnego obrazu, który pragnęło widzieć społeczeństwo, śmietanka, w końcu mężczyźni – ci na wytwornych bankietach i ci, których wpuszczano tylko do sypialni.
– Sądzę jednak, że o pięknie każda z nas nasłuchała się dostatecznie – o tym, które zdobiło muzea, i tym, które co dzień widywały w odbiciu lustra. Kolejne sięgnięcie po filiżankę poprzedziło jej pytanie i na długo zatrzymało nadchodzącą odpowiedź.
Rodzina.
– Odpowiedź jest mało klarowna, Imogen – wypowiedziała w końcu, a kącik ust lekko drgnął – Rozproszona, moje wujostwo przebywa od dekady w Moskwie, moja kuzynka ponoć rozpoczęła karierę artystyczną i bryluje jako baletnica w Bolszoj – dzieliło je zaledwie kilka lat, za to całe morze świadomości; czy krewna zdążyła dowiedzieć się, co czeka ją za kulisami?
– Mieszkaliśmy w Petersburgu, nie jestem pewna, co teraz dzieje się z domem, ojciec dogląda go od czasu do czasu – pomiędzy Europą a Azją, pomiędzy Hiszpanią a dalekim Wschodem, kolejną transakcją i następnym kłamstwem.
Herbata ułożyła się posmakiem słodyczy i gorzkości na wargach, podobnie jak usta; równie słodko-gorzkie.
– Jeszcze jakiś czas temu bez zawahania odparłabym, że o niczym innym nie marzę – jak wsiąść na statek i zniknąć; zapomnieć o farsie, która nosiła imię Wielkiej Brytani. Zapomnieć o życiu, którego scenariusz napisano, ubrano ją w zbyt ciasny kostium i nakazano wyjść przed pełną salę – Dziś – jak bardzo zmieniło się dziś? Kim była dziewczynka buntująca się wobec świata, plująca jadem w nokturnowskim cieniu, udająca zaginioną carewiczównę? – Dziś nie. Nie mam po co tam wracać.




will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]21.05.23 22:03
Słuchała. To, co potrafiła najlepiej, wyciągając kolejne hausty oddechów i przemyślane myśli z głębin wspomnień. Słuchała tłumaczeń, poprawiwszy ciężki materiał sukni, bez większym emocji na twarzy, poza jawnym zaciekawieniem i zrozumieniem. Twarz nabrała kamienności, by odpuścić złość wraz ze słowami Tatiany. Bo była, obrazkiem i rzeźbą, aktorką ostatniej swojej sceny. Nasiąknięte rosą palce, napuszone niczym łabędzie pióra włosy. Buzi, buzi, tak mi dobrze z tym wszystkim. Oczy uważnie wpatrzone, sarnio łagodne, a ponoć wypełnione jadem. Rozchwianą, wymagającą szacunku godnego osobie również decyzyjnej, również zwieńczającej nazwiskiem czeki.
U jej boku, Rosjanka była niczym tani pokaz popisów delfinów, niczym ciepły uśmiech na pysku obdartym z naturalności. Nie mieli o niej pisać, nie mieli plotkować, bo i sama Imogen nie była popularna, żyjąc tyle lat w zaciszu komnat. Gdyby nie czar, który rozpylała lekkim pędzelkiem z naturalnego włosia, nikt absolutnie nie zwróciłby uwagi. A tak patrzą, a ona uczy się to akceptować. Patrzą i patrzą, kiedy się nasycą? Kiedy odejdą od szyby? Nie liż szkła, bo język Ci przymarznie.
- Więc byłaś stosunkowo uprzywilejowana. Nowatorskie, duże miasto, dostęp do bogactwa i edukacji. - Zawyrokowała, w pełni świadoma, że daleko było Tatianie do przywilejów noszonych przez nią samą, a jednak bliżej niż mogłaby rokować chociażby biedna młodzież Sybiru. Czytała o tym, znajdując felieton jednego z rosyjskich czarodziejów na temat wyjątkowości rytuałów północnej Rosji. Słuchał o braku edukacji, o wyszukiwaniu specjalnych kadzideł w obronie przed rosomakami czy kunami, kradnącymi resztki hodowanych zwierząt. Czasami bywała tego ciekawa, kiedy indziej racjonalizowała swoje możliwości.
Nie mogła tego ujrzeć, nigdy, a co dopiero skosztować vis-a-vis.
- Pozostało Ci uwić bezpieczne gniazdo z łamliwych gałęzi Anglii. - W słowach kryło się słowo klucz, niemalże dźwiękopodobny kształt pęknięcia. Nie miała tu korzeni, nie miała silnych murów kryjących przed sztormem i żarem z nieba. Pozostawało to, co sama mogła sobie uwić, zbierając resztki dostępnych materiałów. Najsilniejsze drzewa, te przekupne, dbały o relacje z najsilniejszymi.
Walcz o to, Tatiano.
- I masz na to duże szanse, moja droga. Nie tylko dzięki małżeństwu, ale nie będę się tu łudzić górnolotnymi słowami o jego nieistotności, bo wiem wszakże, że ma wam obojgu służyć. - Na każdym szczeblu, który chciał wspinać się ku wyższym możliwościom, to właśnie był jeden z elementów koniecznych. Porzucenie emocjonalności, umniejszenie wszelkim uczuciom czczonym przez artystów, których zwykli cytować i wieszać w złotych ramkach. Ona, daleka od przeżywania wspomnianych trudów, jeszcze, była jednak daleko w refleksjach o swoich powinnościach i kunszcie wychowania, by teraz sądzić, że małżeństwo nie miało wartości panny Dolohov podnieść.
- Już zadbałaś o zostanie zauważoną. I choćbyś miała pozostać egzotyczną uciechą dla kobiet takich, jak ja, to w słowach i myślach rodaków, będziesz kimś zdecydowanie więcej. - Czyż nie to właśnie mówili jej emigranci, jakich zwykli zatrudniać czy widywać w progach Cobernic? Tutaj, w Anglii byli tylko kimś, ale po powrocie z obczyzny, w rodzimych domach byli aż kimś.
- Tatianą, nie panią czy panną o jakimkolwiek nazwisku. - Wzruszyła finalnie ramionami, unosząc filiżankę herbaty by upić mały łyk. Nie zważała na kanciastość swoich słów; nie obawiała się osądu. Nawykła do myśli, że ma własne zdanie - akceptowane do pewnej granicy, możliwe do wygłaszania. Któż miałby ją kontrolować, gdy mężczyźni jej rodu przypływają na moment i liczą na utrzymane w stałości mury zamku? Znała ciężar kontroli, odpowiedzialność i to, co o niej i innych arystokratkach sądzą - w istocie bowiem, ludzie Norfolku nie kryją się ze swoimi opiniami nawet w obecności dam. Wiedziała też, ile do zaoferowania ma nieznajoma światu panna, którą każda z nich, trzepiotek serwujących herbatki z Tajlandii, pragnęła zaprosić do murów swoich zamków. Teraz należała do tego grona, nie podejmując dysputy nad tym, czy tym samym rozrachunek jej wartości wzrósł czy opadł.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]14.06.23 10:54
Rozpryskująca się na tafli wspomnień plama, wielobarwna, choć stworzona głównie z ciemnych kolorów bordo i grafitu; w zaplątanych obrazkach dawnego życia przebierała jak w albumie ze zdjęciami, wertując wspominki petersburskich uliczek, ochłapy dziecięcej niewinności i niewinnych marzeń. Gdzieś pomiędzy nostalgią a infantylnym pobłażaniem, irytacją a czystą tęsknotą – była uprzywilejowana.
Stosunkowo.
Bliżej jej było do carskiego złota niż chłodu Sybiru, do wygód i swobód, paradoksalnie jednak zamkniętych w klatce przyjętych społecznie norm; tak dziwacznie różniących się od angielskich, w których przyszło jej żyć, mówić i tworzyć – otoczkę czy prawdę, to nikogo nie obchodziło.
W końcu przestało i ją samą.
– Gdybym mogła słuchać słów moich dziadków, pewnie twierdziłabym, że urodziłam się w raju – wyznała, na pograniczu rozbawienia a zmiękczenia trudnej prawdy – Lubili mówić o Romanowach, wspominać o pięknej carycy i pięknych dzieciach, które zaginęły. Słyszałaś zapewne o wierutnych opowiastkach o zaginionej Anastazji? – bajki opowiadane szeptem, prześlizgujące się na krawędzi rzeczywistości, podsycające westchnienie za pięknem czasów, które z dobrobytem niewiele miały wspólnego.
Ojciec stracił dla nich głowę, ona za to otrząsnęła się wystarczająco prędko.
Ten świat był tak odległy, jak odległe mogły być dla nich egipskie piramidy.
Słowo małżeństwo wywołało drobny uśmiech w kąciku ust; kontrolne spojrzenie na pierścionek wijący się na palcu, kolejne sięgnięcie po herbatę, w końcu słuchanie – uważne, tym razem pozbawione narastającej pod przykrywką życzliwości złości.
Czekały na to obydwie – tak samo niecierpliwie i z niepewnością, nadzieją czy świadomością dawno przypieczętowanego losu; odliczając dni, słowa, pociągnięcia włosiem szczotki i pędzelka na czerwonych ustach. Odhaczając bankiety, wizyty, plotki wymieniane od niechcenia w sklepach z pięknymi szatami i eleganckie herbatki, pozornie takie same jak ta, jakże jednak inne wobec szczerości.
Na którą niespodziewanie postawiły obydwie; tak samo inne i tak samo prawdziwe.
Słuchała jej słów, wypowiadanych znad wieży budowanych wpływów i przywożonych z dalekich wojaży pamiątek; pływające w akwarium stworzenia na moment przykuły jej uwagę, a na ustach znów zagościł uśmiech.
Sojusze tworzą się w nieoczekiwanych momentach.
– Twoja obecność na uroczystości naszych zaślubin będzie dla mnie równie zaszczytem, co wsparciem, Imogen.



will the hunger ever stop?
can we simply starve this s i n?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]15.06.23 0:25
Winna to doceniać, czyż nie? Dach nad głową, jedzenie w półmiskach. Spokój nocy, gdy za drzwiami czuwała cała gwardia służących. Ciepło kominka, rozmiary łóżka. Dobór męża, by łaskawie o nią dbał. Dobór służby, by łasiły się potulnie do jej nóg. Zagrywszy zęby zaostrzyła szczękę, chłodne spojrzenie analizowało postawę Tatiany surowiej niż w porywanie rosyjskiej zimy.
- Słyszałam, nadzieja idąca za tragedią. - Odparła, kojarząc majaczącą z tyłu głowy historię o zaginionej carycównej. To właśnie historia, która winna być przestrogą wszystkich stojących przy władzy. Każdego rodu, bo choć to nigdy nie mogło dotyczyć ich, to jednak zawsze mogło - widły, pale i doprowadzone do skraju wytrzymałości pospólstwo było silniejszym wrogiem niż najpotężniejsze czarnomagiczne zaklęcia. To właśnie potrafiła ukazać historia - jak więc, kiedyś, historia ukaże aktualne czasy?
Przełknęła gorzkie myśli, zbiła usta w cienką kreskę. O nich - kobietach - żonach matkach i siostrach - zapomni. Przymknie oko na fałszywą czy prawdziwą biżuterię, na westchnięcia w cudzych alkowy i krzyki rozpaczy. Staną się szarawe, niczym tło idealnie eksponujące blaski stojących przed nimi mężczyzn. Myśli skarcone uciekają jednak szybko, a na ich miejsce wkroczyła irracjonalna duma. W historii jej rodu więcej mówi się bowiem o legendarnej Cliodnie, choć wywodzą się wprost od Króla Rybaka. W murach jej zamku otrzymywała nade wszystko, by stać się nie tyle szarym tłem, co światłem zza postury. Czyż nie na tym polega progres, ewolucja, rozwój - zwał jak zwał - by krok po kroku dążyć do prawdziwego oślepienia ich możliwościami?
Możliwościami, które miała Tatiana i na bogów wszelakich, nie tkwiły one tylko w małżeństwie. Wystarczyłoby sięgnąć dalej, wyciągnąć dłoń po możliwości skryte za pazuchą konwenansów. Nie miała nic do stracenia, nie tu, nie w Anglii. Zawsze w historii będzie przecież emigrantką, ładną twarzą, egzotycznym mięsem - może do tego dorzucić tylko własną historię o Anastazji.
- Nie bój się, Tatiano, po te wsparcie sięgnąć. - Odparła jedynie, nie dzieląc się z kobietą większymi przemyśleniami. Nie była skora do wywodów mówionych głośno o jej poglądach; milaczała, słuchała i obserwowała, obdarzając towarzyskę czymś na kszałt chłodnej szczerości, otwartej sugestii. Zostawiła swojego rodzaju metaforyczne drzwi otwarte - gdy byłaby potrzebna, wystarczyło ledwie poruszyć skrzypiącymi zawiasami. Pchnąć lite drewno niepewności i wstydu, aby zasięgnąć po nieoczywiste, ale w pewien sposób wyjątkowe rozwiązania.
Nie otrze jej łez, nie przeboleje z nią trudów małżeństwa. Będzie jednak obok, służąc chłodem i ciepłem; letnią bryzą i sztormem; rozwiązaniem i pytaniem. Dla innych, w istocie.
Była dla innych bardziej, niż dla siebie.

zt x2 <3


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]22.06.23 13:28
| 6 lipca

Tak bardzo się za nią stęskniła. Za Anglią, oczywiście - ale i za Imogen, która w oczach Cordelii była równie ważna jak cały kraj, znały się przecież od dziecka, razem dorastały, ściśle wiążąc swe losy ze sobą nawzajem; razem przeszły niezwykle wiele, stawiając czoła najgorszym trudom życia (na przykład źle układającym się włosom, niemodnej sukience lub innym problemom, spędzającym sen z oczu Malfoyówny). Nic więc dziwnego, że gdy tylko szlachcianka postawiła stopę w rodzinnej posiadłości - i odpoczęła kilka długich dni - w pierwszej kolejności postanowiła odwiedzić najdroższą przyjaciółkę.
Zjawiła się w Corbenic Castle punktualnie, zgodnie z wysłaną uprzednio sową, od razu podążając śmiało w towarzystwie przyzwoitki do komnaty z akwarium. Była w tym pomieszczeniu setki razy, pamiętała, jakie wrażenie zrobiło na niej po raz pierwszy, bała się wtedy, że ściany akwarium pękną i zaleje ich zimna woda (psując misternie ułożoną fryzurę). Później nadszedł czas podekscytowania, dopytywała o każdy skarb znajdujący się w gablotach, z niepokojem obserwując co brzydsze ryby, fruwające w swoim wodnym świecie. Finalnie - pomieszczenie nie interesowało ją przesadnie, nie wywoływało zachwytu, w odróżnieniu od Imogen.
Gdy tylko ich oczy się spotkały, usta Cordelii zadrżały. W uśmiechu zarazem rozczulonym, jak i płaczliwym - i...gniewnym? Zdążyła zapomnieć, jak piękna i idealna była jej przyjaciółka; jak zwykle po dłuższej rozłące potrzebowała kilku chwil, by powstrzymać syczący w tyle głowy głos, sugerujący, że to niesprawiedliwe. Z biegiem lat hamowała się coraz łatwiej, a doskonały nastrój wywołany powrotem do kraju z przymusowego wygnania pozwolił szybko opamiętać się na widok półwili.
- Ach, Imogen, tak bardzo się za tobą stęskniłam! - zawołała już od progu, mknąc ku przyjaciółce zaskakująco zgrabnie pomimo srebrzystych bucików na obcasach, grożących poślizgnięciem się na marmurowej posadzce. Stawianie drobnych kroczków w szybkim tempie opanowała już do perfekcji, tak samo jak zduszenie w zarodku zazdrości, palącej ją od środka za każdym razem, gdy widziała Imogen. Taka piękna. Taka idealna. Z tą niedorzecznie idealną cerą. Na Merlina, oby Imogen nie zauważyła, że Cordelia odrobinę się opaliła - zasnęła na szezlongu na tarasie w willi i niestety promienie słońca musnęły jej buzię. Nie mogła wyglądać przy lady Travers jak chłopka; szybko zdławiła rozgoryczenie, całując Imogen w obydwa policzki, nie zważając na konwenanse oraz fakt, że nigdy w taki sposób się nie witały. - Tak robią we Francji, wiesz? - wytłumaczyła szeptem oczywistość, odsuwając się od przyjaciółki na odległość wyciągniętych ramion, zarumieniona z podekscytowania. Pomijając pierwsze ukłucie typowej zazdrości, naprawdę cieszyła się z ich spotkania. Z powrotu do domu. Do własnych komnat, służby, garderoby; do Wiltshire i Wielkiej Brytanii ogólnie. I w tym - do ziem Norfolku, do Imogen, najlepszej przyjaciółki na świecie. Miały za sobą wiele trudnych doświadczeń, ale przezwyciężyły je i teraz - według Cordelii - młoda lady Travers stała się dla niej bliższa nawet od własnych, starszych sióstr.
- Musisz mi wszystko opowiedzieć. Na jakich bankietach się pojawiłaś i z kim tańczyłaś. W co była ubrana lady Nott na majowym spektaklu w Magicznej Operze. Czy Melanie dalej liczy na to, że lord Lestrange na nią spojrzy - zażądała niemal, w ogóle nie kłopocząc się prawdziwie istotnymi pytaniami. Czy w Anglii naprawdę było tak niebezpiecznie, by musiała zostać odesłana na przymusowe wakacje do Francji? Co działo się w czasie nieobecności Cordelii? Jak wyglądała wojna? Co doprowadziło do rozejmu? Nieistotne; interesowały ją plotki i wieści z salonów. Wymianiała niecierpiące zwłoki tematy z melodyjnym zaśpiewem, jeszcze raz posyłając Imogen promienny, czuły, aż skrzący się uśmiech, po czym usiadła w jednym z krzeseł, jak zwykle zachowując idealną posturę, nawet jeśli najchętniej rozłożyłaby się mięciutkim szezlongu. - Jestem taka zmęczona! Wracałam magicznym statkiem, wspaniała przygoda, ale potwornie kołysało. Wydawało mi się, że płyniemy miesiąc! Oczywiście moja ciotka Gertrude zabawiała mnie rozmową, a kapitan zaprosił nas do swojej kajuty, pokazując różne błyskotki ze swych wojaży w odległe kraje, lecz nie było tam niczego, co mogłoby mnie naprawdę zachwycić. Takie skarby, to ja mam w pudełeczku z biżuterią codzienną! Zresztą, co mogłoby mnie zaskoczyć po tym, co widziałam u was, w Corbenic Castle? - kontynuowała opowieść niemal bez wzięcia oddechu, gładko wypowiadając kolejne słowa, nie zastanawiając się nad nimi nawet na moment, szczerze serwując komplement dotyczący bogactwa sekretnych skarbów Traversów. - Ty lubisz statki, prawda? Podziwiam, nie wytrzymałabym tam dłużej niż jeden dzień! Za mało miejsca, do tego kołysze, widoki są okrutnie nudne, a marynarze wcale nie są tacy przystojni! - trajkotała, poprawiając kołnierzyk pudrowej, letniej sukienki, ogniskując spojrzenie jasnych oczu, na buzi Imogen. W końcu milknąc na moment, by wziąć oddech i umożliwić rozmówczyni wejście w ten podekscytowany monolog.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]23.06.23 15:09
Były wspomnienia lepszych czasów tak ulotne, że niekiedy wydawały się delikatne jak puch. Pomniejsze uśmiechy, ciche podszepty i opuszki palców poprawiające kosmyk włosów, który niepostrzeżenie wysmyknął się zza ucha. Wśród nich były też wspomnienia jej słodkiej Cordelli, która choć wydawała się niekiedy wyjątkowo odległa chłodnej, godnej Norfolku posturze Imogen, to miała też specjalne miejsce w jej sercu, zarezerowane dla dziecięcych zabaw i nastoletnich uniesień ramion, gdy cichy chichot brał górę nad koniecznością frasobliwości czy chociażby stonowania. Była promyczkiem, który choć czasami tlił się w nieumiarkowanie silnym żarem, to przynosił coś na kształt nadziei - poczucia tęsknoty, ale i głębokiego zadowolenia, że ta cząstka dziewczęcości nieustannie w niej pozostawała. Była z tym urocza, choć zza kotar - gdzieś u podnóża znajomości, w cichych plotkach zasłyszanych wśród ułudnych, salonowych masek - podobno mianowano ją przesłodzoną.
Wieść o wyjeździe odebrała dwuznacznie, z jednej strony głęboko zadowolona z tak rozsądnej decyzji wobec absolutnie niegotowej na wojenne realia Cordelli. Choć jej stopy mogły nie dotykać podłoża, a mydlana bańka skrywałaby za sobą mord, dziejacy się w objętej wojną Anglii, to właśnie to - nie tyle obojętność, co swojego rodzaju kult bycia młodą, słodką i na wpół naiwną - pragnęła w niej kultywować. Jednocześnie była w niej jednak tęsknota, tym potęgowa, im bardziej zdawała sobie sprawę ze wspomnianej właśnie naiwności i niewinności, która młodziutką lady Malfoy mogła sprowadzić na granicę akceptowalności. To bowiem, co przytrafiło się lady siedmiu mórz, nigdy nie powinno się wydarzyć i tylko jej własny nierozsądek mógł być tutaj w pełni winowajcą. W to wierzyła, bo tylko ta wiara utrzymywała jej wyprostowaną sylwetkę w pozorach normalności.
- Cordelio. - Odparła, nie mając zbytnio możliwości, gdy drobne ciało przylgnęło do niewiele wyższego, ale zdawać by się mogło na pozór - masywniejszego. W tych ruchach pełnych gracji, zwiewnej sukience i ze słodką, zdrowo rumianą skórą, wyglądała niczym perfekcyjne, filigramowa laleczka. Idealna córka, której osoba zdobić miała najkunsztowniejsze salony. Odwzajemniła, na wpół w tym całym zagubieniu, gest przyjaciółki i uzbroiła usta w delikatnym uśmiechu.
- Promieniejesz, moja droga! - Cichy śmiech zapełnił komnatę, gdy czujne spojrzenie obległo dziewczęcą twarz. Ukłucie troski zagościło gdzieś u dołu klatki piersiowej, nim jednak ponownie na to pozwoliła, skierowała się naturalnym gestem w kierunku stołu. Chłód komnaty łagodził rozpalone od letniego urkopu ciała, a poczęstunek - choć skromniejszy, jak w każdym arystokratycznym domu ostatnimi czasu - niósł za sobą sezonowe przyjemności. Wsłuchiwała się w słowa lady Malfoy, jak zwykle w swojej postawie, dopasowując się do rozmówcy. Była dobrym słuchaczem, tym lepszym powiernikiem emocji, które - nie bacząc na rozmówcę - potrafiła współdzielić i spełniać wszelkie kryteria osoby, przed którą możnaby się otworzyć. Nie lubiła jednak mówić, szczególnie o sobie, z pewną obawą odbioru własnej osoby. Wygadanie i uroda nie szły w parze, a uchodzenie za wywyższającą się nie współgrało z próbą unikania plotek.
Czy ona ich w ogóle unikała?
- Zdążę Ci wszystko opowiedzieć, szczególnie o tej nowej debiutance z Fawleyów. Acz, najpierw! - Lekkim skinieniem głowy wskazała służbie rozlanie do porcelanowych filiżanek delikatnej herbaty, na wino bylo bowiem za wcześnie. W tym samym momencie, niemalże na chwilę nie odrywając spojrzenia do towarzyszki, dokończyła. - Najpierw Twoja kolej! Opowiedz mi o Francji! - W której nigdy nie była, bo gdy tylko wiek sięgnął możliwości, umysł zamknął się na takowe w szczelnej pokrywie. Nie zazdrościła jej - chyba - ucząc się na przestrzeni lat w jaki sposób żegnać kuzynów i braci, nie dławiąc się goryczkowym smakiem. I słuchała. Słuchała, z indyjskim odcieniem różu na policzkach wyłapując każde słowo przyjaciółki, nie mogąc przy tym odeprzeć wrażenia, że nie zmieniła się ani o cal. To dobrze, to lepiej niż ktokolwiek inny mógłby sądzić.
- Z pewnością nic! - Umiejętne połaskotanie dumy poszerzyło uśmiech półwili, nie miała zamiaru jednak milczeć. W istocie, przepływ informacji był gwarantowany, nawet jeśli - podobno, tak sobie wmawiała przynajmniej - nie interesowała się plotkami.
- Przystojnych marynarzy jeszcze zdążysz zobaczyć i są ciekawsi nawet niż statki! Ale... - Palec uniósł się w lekkim geście wstrzymania, a oczy współdzieliły znane, niemalże współdzielone, iskierki zainteresowania. - Spotkałam się ostatnio z Melanie, tak mi o tym przypomniałaś teraz! - W życiu każdego były powinności, jedni musieli pięknie grać i brylować na salonowach z donośnym, lwim rykiem. Inni nosili miano władców, podpisując swoimi i nieswoimi dłońmi kolejne woluminy umów. One - córki, siostry i w przyszłości żony - miały stanowić wizytówki i choć nie tylko do tego sprowadzała swoją własną rolę, od urodzenia świadoma noszonego ciężaru nazwiska i wspólnej pracy na jego znaczenie, to mogła powziąć kolejne obowiązki tylko wtedy, gdy te główne spełniała.
- Oglądałyśmy sukienki, które mogłaby przymierzyć pod kątem ślubu jej siostry. Zaproponowałam jej Yelenę Mulciber, wiesz przecież jak bardzo ją cenię. - Nie mogła przecież nosić Parkinsona, a starsza koleżanka z Hogwartu tworzyła wyjątkowe, ekstrawaganckie i nowatorskie kreacje, które tylko potęgowały całą, tworzącą się kreację Imogen. - Odmówiła. Do Parkinsona także nie chciała pójść, a u madame Malkin wybrała bufiastą suknię w odcieniu zgniłej zieleni. Wyobrażasz sobie, jak... nietrafny był to wybór w zestawieniu z jej matowymi włosami. Podobo ma do tego założyć rodową biżuterię, ale wtedy będzie wyglądała, już absolutnie, jak kopia swojej pani matki sprzed trzydziestu lat. - Brwi zmarszczyły się znacząco, niski głos wypowiadał słowa z typowym dla siebie spokojnem, nie przejmując się specjalnie roszczącymi sobie miejsce spostrzeżeniami. Odrzucenie sugestii było wyrokiem bez odwołania, na które nie można było sobie pozwolić w obecności delikatnej, przerośniętej niczym zimowy puch, półwilej dumy. Melanie nigdy nie miała gustu, teraz wydawało się, że nie miała też pieniędzy, ale ta gorzka myśl spłynęła z gardła wraz z kolejnym łykiem herbaty.
- Skoro nareszcie wróciłaś, musimy się z nią spotkać razem. Wiesz przecież, jak bardzo liczy się z Twoim zdaniem. - Bo ich świat, dziewcząt, młodych kobiet i dziewczynek wśród podlotków dzielił się na te, które chciały być jak Cordelia, i te, które chciały być jak Imogen. Cała reszta, ledwie ostatki z krzywej Gaussa, nie miały żadnego znaczenia.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]24.06.23 10:30
Miała nadzieję, że komentarz dotyczący promienienia nie dotyczy opalenizny, nie próbowała się jednak upewnić co do intencji Imogen, po prostu ciesząc się ze spotkania. Pogładziła Imogen przyjacielsko po ramionach, cała w uśmiechach, a gdy zajęła miejca przy stole, jej oczy od razu zaświeciły się na wspomnienie młodziutkiej Fawleyówny. - Nie, nie, mów od razu! - zaprzeczyła gwałtownie, kręcąc głową, aż złote loki zatrzęsły się wokół jej zarumienionej z podekscytowania i radości buzi. - Muszę wiedzieć, jak się sprawiła na parkiecie! Żałuję, że nie mogłam tego zobaczyć, to na pewno był... spektakl komediowy - zachichotała z złośliwością, uroczą jednak w jej niewinnym wydaniu. Nikt tak, jak Cordelia, nie potrafił plotkować, zachowując przy tym niemal anielską precenzję i łagodne spojrzenie. Była zbyt słodka - a może po prostu nikt nie traktował jej poważnie - by budzić niechęć, zresztą, czym innym miały zajmować się szlachcianki na popołudniowych herbatkach? Dzielenie się opiniami o innych damach było ich pracą; dzięki plotkom cementowały sojusze, skazywały na banicję źle prowadzące się dzierlatki i tym samym usprawniały polityczne działania swych ojców i mężów, za kulisami przeprowadzając równie istotne potyczki, spowite mgiełką drogich perfum i wspomagane udawanym uśmiechem. - To przecież malarka z głową w chmurach. Raz widziałam ją na podwieczorku u mojej siostry i - nie uwierzysz - pojawiła się z czerwoną plamą po farbie na rękawie sukienki - podniosła dłoń do ust w geście zaskoczenia, rozbawienia i oburzenia zarazem. - Czerwoną, rozumiesz? - powtórzyła z przejęciem godnym przekazania informacji o tym, że jakaś lady weszła podczas tego spotkania na stół i pokazała swoją bieliznę, po czym przeklęła siarczyście i wyskoczyła przez okno balkonowe. Właściwie młodziutka lady Fawley mogła być i do tego zdolna, dlatego Cordelia nie mogła się doczekać opowieści Imogen. Uwielbiała jej głos - nie tylko dlatego, że czarował melodyjnością, ale głównie dlatego, że przyjaciółka potrafiła snuć historie jak nikt inny. Delia zazwyczaj nie lubiła słuchać, wolała zajmować przestrzeń, lecz dla najdroższej Imogen robiła wyjątek.
- Będę ci o Francji opowiadać przez najbliższy miesiąc! - obiecała szczerze, z rozmarzeniem zerkając w bok i w górę, tak, by zaprezentować rozmówczyni swój lepszy profil oraz podkreślić tym ruchem swą uduchowioną stronę, ciągle w pewien sposób przebywającą tam, w odległym kraju. - Było bajecznie. Lazurowa woda, złote piaski, przepiękne ogrody. Służba nieco leniwa, to prawda, lecz śmietanka towarzyska Saint-Raphaël wynagradzała wszelkie niedogodności! - zaczęła z emfazą, a jej różane usta wygięły się w uśmiechu ekscytacji. - Tamta magiczna kultura jest taka...swobodna, ale zarazem pełna gracji. Praktycznie każdy wieczór spędzałam w teatrze, operze lub filharmonii, a jeśli nie - to na wieczorkach poetyckich lub bankietach. Poznałam tylu młodych twórców! Co prawda niektóre prace były nieco zbyt odważne jak na mój gust - ściszyła głos, nie ośmielając się nawet uściślić, co dostrzegały jej niewinne oczy - ale reszta - oszałamiająca. Tak samo jak towarzysze moich wieczorów. Ciotka Gertrude krążyła nade mną niczym sęp, swobodę zostawiała mi wyłącznie na parkiecie, więc tańczyłam i tańczyłam, w nieskończoność! A każdy kolejny kawaler był coraz piękniejszy! Francuzi są niezwykle szarmanccy i zdecydowanie lepiej się ubierają - trajkotała zajadle, cichnąc dopiero w chwili, w której sięgała po deserowy talerzyk, by skusić się na słodką przekąskę, co umożliwiło kontynuowanie opowieści przez Imogen.
- Mulciber...Czy to krewna nowego namiestnika? - zmrużyła brwi, próbując powiązać nazwisko z twarzą; słyszała o Yelenie od Imogen już wcześniej, ale nigdy nie miała pamięci do żeńskich imion, zwłaszcza dziewcząt niższego stanu. I zwłaszcza tych, które nie stawały się powodem plotek. Te nigdy nie umykały z pamięci Cordelii - tak działo się w przypadku cierpiącej na okropny przypadek brzydoty Melanie.
- Ależ wybredne i kapryśne z niej dziewczę - zacmokała z niezadowoleniem wiekowej matrony, nie mogącej wyjść z podziwu nad krnąrbnością młodego pokolenia. - My nigdy takie nie byłyśmy. Jak można zresztą zrezygnować z kreacji od Parkinsonów? To jak odmówić Adelaidzie Nott zaproszenia na Sabat - pokręciła głową, cały czas zupełnie poważna i ślepa na jakiekolwiek wskazówki na twarzy Imogen, mogące wskazywać na rozbawienie niedorzecznym spojrzeniem na świat młodszej przyjaciółki. Zajętej jedzeniem, dzięki czemu Travers bez problemów mogła odmalować ze wszystkimi szczegółami przygody z niezbyt lubianą Melanie. Cordelia skończyła jeść kolejny drobny kąsek, odłożyła widelczyk i dopiero wtedy zachichotała perliście, beztrosko, wręcz - pomijając fakt, że bawiło ją czyjeś nieszczęście - anielsko. - Pewnie będzie wyglądać jak topielica, z tą swoją chorobliwie żółtą cerą i wystającymi żyłkami na szyi - kolejny chichot, tym razem cichszy, bowiem złośliwość dość szybko ustępowała miejsca trosce w typowej dla lady Malfoy refleksji. Była okrutna jak dziecko, ale równie empatyczna, co niektórzy uznawali za dwulicowe. - Myślisz, że powinnam jej szczerze doradzić? Dużo lepiej wyglądałaby w brzoskwiniowym kolorze...Biedulka, jeśli będzie tak dalej się ubierać, zostanie starą panną - ostatnie dwa słowa wypowiedziała bezgłośnie, bojąc się zwerbalizować przewidywanie okrutnego przeznaczenia, koszmaru, spędzającego sen z powiek każdej szanującej się arystokratce. Na moment posmutniała, nie życzyła takiego losu nawet Melanie, lecz powrót do tematu Francji znów ją ożywił. - Czuję się natchniona. Francja mną wstrząsnęła - dramatycznie zawiesiła głos, podkreślając przemianę artystyczno-duchową, jaką przeszła zamknięta w tej samej złotej klatce, tylko tysiąc kilometrów dalej - czuję się więc dojrzalsza jako artystka. Planuję zorganizować wieczorek talentów, gdzie sama przedstawię kilka nowych wierszy. Oczywiście będziesz zaproszona! - klasnęła w dłonie, spoglądając z nadzieją na Imogen, czekając, aż ta uzna to za genialny pomysł. Bardzo zależało jej na zdaniu przyjaciółki, nawet, jeśli nie przyznawała się do tego zbyt często. - Ale mów, najdroższa, co się działo w twoim życiu! Ilu kawalerom złamałaś serce w ciągu ostatnich miesięcy? - zawiesiła głos w oczekiwaniu na kolejny odcinek opowiastek o miłosnym życiu Imogen, przeżywając każdy wysłany do przyjaciółki list niczym ekscytujący rozdział romansu, które podczytywała wieczorami w łóżku. Z fascynacją i - często - zazdrością.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]25.06.23 12:38
Była święcie przekonana, że gdyby nie zło dobierające się do jej trzewi, byłaby identyczna. Żyjąca ponad problemami, naiwna i słodko nieświadoma połowy problemów, ćwicząca balet i grająca na pianinie. Dobre lata złamały się jednak w pół, ciepło lata odebrała lawina cierpienia tak głębokiego, że niemalże odbierającego siły witalne na cały przyszły żywot. Zazdrościła jej tego, a jednocześnie za cel najwyższy postawiła to, by taką - słodką, chronioną przed złem w szytej na miarę szacie - utrzymać Cordelię jak najdłużej.
- Tańczyła ze starym Nottem i zdecydowanie był lepszą częścią tego duetu. - Niby od niechcenia, popijając łyk herbaty, a jednak z premedytacją godną najwybitniejszych lwic salonowych. Przed ostatnimi wydarzeniami nie miała do młodej lady Fawley nic, teraz nie miała również szacunku, gdy odtrąciła jej pomocą dłoń. Duma nie pozwalała jej wrócić, darować drugą szansę, o którą sama wielokrotnie prosiła. - Och... - Na delikatnej twarzy zagościł grymas głębokiego oburzenia, brwi zmarszczyły się w geście niedowierzania, a umysł podsunął wspomnienie o brudnej suknii, gdy po konnej przejażdzce przyszło jej powitać gości u wejścia Cobernic. Westchnięcie wstydu schowała za pazuchą dalszego niedowierzania, nie zdradzając samobiczujących się myśli. - Odrobinę mi jej szkoda. Momentami. - Wzruszyła ramionami, zaczepiając spojrzenie na wzorku porcelanowej filiżanki, wytężając jednak słuch na opowiastki przyjaciółki. Podróże, choć tak jednoznacznie kojarzone z jej rodziną, nie leżały u jej stóp. Miała pozostawać tutaj, bo gdy mężczyźni przekraczali horyzont, to u rąk dam tkwił ster. Oczami wyobraźni widziała jednak przedstawiane opisy i momenty, które rozpościerały się przed szmaragdowymi tęczówkami z uzdrowicielską precyzją. Cieszyła się, doprawdy, jej szczęściem.
- Jestem pewna, że ciotka Gertrude pilnowała jedynie, by nie dopadli Cię wszyscy na raz. Byłaś dla nich powiewem świeżości, czyż nie? Piękna, angielska lady. - I Merlinowi dziękować za jej szanowną cioteczkę, którą obdarzała absolutnym szacunkiem. Cordelia, z jej romantyczną duszą, wplotłaby się idealnie w rolę francuskiej kokietki - i w niej pozostała, wraz z plotkami i poczynaniami, na które nieświadomie mogłaby wyrazić zgodę. O ile, taką możliwość by miała.
- Tak, są rodziną. - Z ust zniknął uśmiech, zastąpiła go natomiast łagodne, sugestywne uniesienie brwi. - Myślę, że to istotna informacja. Kto wie, jak daleko zajdą. - Czy wraz z przysługami nie staną się jednymi z nas? Kolejny łyk herbaty smakował niezrozumiale gorzko, przed oczyma tkwił jej obraz Varyi. Była gotowa je poznać, choć nie wiedziała czy barwna ptaszyna i polarny niedźwiedź to dobre zestawienie. Z jakiegoś powodu, w naturze, żyją na odrębnych kontynentach. Odsunęła tę wizję na moment, wróci do niej, gdy temu niedźwiatkowi chociaż sierść zelży, a pazurki się stępią niczym u złośliwych kotów pani matki.
- Och, absolutnie! - Podzieliwszy słowo na głoski, podkreśliła przekonanie o swojej racji. - Szczerze Cordelio, sądzę, że powinnaś spróbować jakoś na nią wpłynąć. - Wierzyła, że jej słowa utwierdzą szczere intencje lady Malfoy. Cordelia opierała się na jej słowach, na wpół posłusznie, na wpół nieświadomie. O potędze tej możliwości sama Imogen nie była przekonana, ale powoli - niczym pomniejszy strumyk spływający z rodzimej wyspy - docierały do niej kolejne sugestie. Kolejny pionek na planszy, która nie należała do żadnej gry. Jeszcze. - Zorganizuj, koniecznie! Możesz do tego dorzucić jakieś działanie... charyatywne. - Puściła wędkę, nie podpuszczając jednak dziewczęcia bardziej niż drobną sugestią. Wszakże to ona sama miała na to wpaść. - Muszę pomyśleć o jakimś zakupie na urodziny najdroższej pani matki. - Wpadnij na to sama, Delio. I wiedz, czyj głos wypowiadał to w Twoich myślach, moja piękna.
Gorzki posmak obaw spłynął wraz z kolejnymi słowami Cordelii, czego jednak - wprawnym, wyuczonym już latami wymuszonych kłamstw gestem - nie dopuściła się, pozostawiając na porcelanowej twarzy pozostałości uśmiechu. Każda sugestia, która niosła za sobą nawiązanie do płci przeciwnej, szczególnie tej dostępnej, niosła koleje powiązań i panicznego lęku, który tkwił równie głęboko, co tlące się węgielki, co jakiś czas wysuwające z koniuszków palców płomienne iskierki złości. Ślub nie wiązał się jej z lękiem o noc poślubną samą przez się, jak można by się spodziewać, nie obawiała się także wyboru kandydata w pełni świadoma, że brat nie pozwoli wydać jej za kogoś obskórnego czy starca. Obawiała się jednak tajemnicy, która wysmyknąć się mogła zza małżeńskich alkowy i na powrót, jak robił to niegdyś szalony nestor, wprowadzić jej rodzinę w głęboki kryzys pośród salonów. Nie była też głupia, choć czasami wolała by taką być i żyć w słodkiej nieświadomości. Wiedziała jednak, że nie zostanie żoną pomniejszego lorda - wyhodowali półwilę, niczym najcenniejszą z morskich klejnotów, aby móc nią szastać jak asem z rękawa, aby tylko co lepszym mariażem podpiąć istotniejsze umowy handlowe. Nieświadomi, doprawdy nieświadomi, że wraz z takim ruchem wplatali się w możliwie największe tarapaty. Nawet, jeśli wiedziała, jak takiego skandalu uniknąć, bo słowa matki stanowiły wyjątkowo celny kompas, a w umyśle niezmiennie pozostawały słowa panny Multon. Uzdrowiciel, taki jak ja, dostrzeże ten brak. Ale mężczyzna, choćby i najbardziej doświadczony, może mieć z tym problem.
Bywało, że za bardzo analizowała, a każde przemyślenie niosło za sobą obawy, których nie powinna nieść w tak młodym wieku. Niosąc jednak na tak wątłych barkach tak silny bagaż wychodziło się z myślami do przód na każdym kroku, coby tylko być przygotowanym na możliwe ewentualności i zapobiec im bez głębszej tragedii. Nic więc dziwnego, że mimo kotłującej się w umyśle syreny alarmowej, nachyliła się słodko w stronę Cordelii obserwując jak delikatna twarzyczka przybiera w kolorach zainteresowania.
- W kolejności alfabetycznej czy według skali premedytacji? - Stłumiła w gardle cichy chichot, współdzielony z młodszą towarzyszką, wchodząc z istną perfekcją w rolę kokietki, którą nigdy w istocie nie była. Nie potrzebowała ich spojrzeń więcej niż już miała; a mężczyźni wydawali się w pewien sposób przewidywalni? Zawsze te same bukiety róż, zawsze te same przymilenia, by tylko nasycić wzrok. Angielscy lordowie, przynajmniej Ci z ostatnich miesięcy, wydawali się wyjątkowo monotonii. Może Francja wcale nie była tak złym i odrębnym pomysłem?
- Teraz na piedestale jest opera, każdy mnie do niej zabiera. - Przewróciła oczyma, teatralnie, bo w istocie na połowę z tychże spotkań w głębokiej panice nie poszła, gubiąc po drodze list w kominku i błagając z rozkołtunionymi włosami Rusałkę o milczenie. - A ja bym chciała coś nowego! Na przykład... och nie wiem, Cordelio, już chyba ogród zoologiczny były ciekawszy, bo te zwierzęta są mniej przewidywalne niż wszystkie sztuki, które zdążyłam zobaczyć już sto razy! A tak i Flint, i Avery, i Yaxley... - Pani babka się w grobie przewraca nad jego tandetnym podrywem.
- Wszyscy są tacy sami. Nudni, bez kolorów. - Nie do końca rozumiała, dlaczego te słowa wypływają z jej ust, nie potrafiła ich nijak zestawić ze spotkaniem ledwie sprzed kilku dni, bo też usilnie starała się o nim nie myśleć, coby ani słówko nie wypłynęło z niepewnego jeszcze odczuwanych emocji umysłu. Mówiła jednak szczerze, obdarzając tym samym młodziutką lady Malfoy dozą zaufania. Wszyscy byli tacy sami i patrzyli na nią tak samo - jak na ładny obrazek, ciekawą figurkę lub przyszłą zabawkę, której srebrny kosmyk można było sobie opleść wokół palca.
- Lord Avery dopytywał się o Ciebie...



ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]26.06.23 19:42
Zachichotała ponownie, nie mogąc się powstrzymać. Lady Fawley i stary Nott - cóż to za pokraczna para! Do tego ten wiekowy stary kawaler będący lepszą częścią duetu - wybitny żart, doprawdy wybitny. Cordelia uniosła filiżankę herbaty w grzecznym toaście, nie musząc nawet werbalizować uznania dla komentarza zaserwowanego przez Imogen. Ta jak zwykle doskonale odnajdywała się w półcieniach ploteczek, a rozmowy z nią zawsze dawały lady Malfoy wiele satysfakcji. I równie wiele materiału do rozsiewania dalej pikantnych informacji, urozmaicających kolejne podwieczorki oraz herbaciane posiadówki w luksusowych salonikach szlacheckich posiadłości. - Myślisz, że lord Nott uderzy do niej w konkury? Byliby siebie warci. Czarne owce dwóch rodów - zagadnęła szeptem, ciekawa opinii przyjaciółki, choć była więcej niż pewna, że ta była tożsama z jej własną, a mianowicie, że stary kawaler i niezbyt urodziwa malarka doskonale do siebie pasowali.
Tak samo jak angielski powiew świeżości i francuscy, zgłodniali piękna, kawalerowie. Aż klasnęła w dłonie, mile połechtana komentarzem Imogen. - Och, kochana, daj spokój, nie przesadzaj- machnęła wypielęgnowaną dłonią, tym razem w geście fałszywej skromności, po czym założyła kosmyk srebrzystych włosów za ucho obciążone niedorzecznie drogim kolczykiem o ametystowym oczku. - Aczkolwiek tak, masz wiele racji. Wielu kawalerów nie odstępowało mnie na krok! A kolejki do tańca ze mną się niemal nie kończyły, podczas całonocnych bankietów musiałam błagać o przerwę na odpoczynek! - świergotała dalej, o dziwo, mówiąc zgodnie z prawdą. Cieszyła się wielkim zainteresowaniem, lecz naiwnie uznawała je za rezultat własnej obezwładniającej urody i wysokich kompetencji z zakresu konwersacji, a nie faktu, że była jedyną córką brytyjskiego Ministra Magii, która mogła jeszcze wyjść za mąż, a więc przynieść francuskiemu rodowi niebywałe koneksje i korzyści wykraczające poza rozumienie młodziutkiej arystokratki. Wierzyła więc ślepo w każdy komplement, w każdy pełen uczucia list, w każdy wiersz i każde zaproszenie, wykaligrafowane na papeterii pachnącej różami. Wierzyła - i odwzajemniała uczucie, choć udawała, że wcale tak nie jest. - Był taki jeden, szczególnie uroczy. Miał na imię Laurent. Nikt wcześniej nie deklamował mi poematów tak pięknie, z taką pasją i tak niemal...namiętnie - spąsowiała na wspomnienie jednego z wieczorów, podczas których postawny blondyn dzielił się z nią własną twórczością. Czujna opieka ciotki nie pozwalała na nic więcej, ale już wtedy Cordelia zupełnie straciła dla niego głowę. Na tydzień lub dwa; teraz prawie nie pamiętała, dlaczego akurat błękitnooki Laurent wydawał się najmilszy jej sercu. Został przecież tam, daleko, za morzem, a ona od nowa musiała zapoznać się z plotkami na temat najgłośniejszych nazwisk tego sezonu. O dziwo, także tych nienależących do szlachty.
- I co o nich sądzisz? O Mulciberach? Namiestnik Ramsey ma taką posepną, ale intrygującą urodę, czyż nie? - zagadnęła wprost, ciekawa opinii Imogen. To ona wiedziała najwięcej o aktualnych plotkach, a te bez wątpienia dotyczyły nowych możnowładców pewnych regionów. Intrygujących debiutantów na nieboskłonie większych gwiazdek, błyskających tam już od dziesięcioleci. Cordelia również się tam znajdowała, nie zamierzała też odpuścić pracy na rzecz zwiększenia błyszczącego wpływu, z namysłem wysłuchała więc sugestii przyjaciółki.
- To dobry pomysł, Imogen. Dobroczynność - i piękno. Grono młodych dam, hojnie obdarzających datkami najbardziej potrzebujących. Sieroty, o, to zawsze porusza me serce - westchnęła z dobrze udawanym (a może szczerym?) smutkiem, na samą myśl o biednych istotkach pozbawionych rodziców. Przez moment oczy Delii zawilgotniały, ona też była przecież półsierotą, jej matka odeszła bezpowrotnie, pozostawiając po sobie wielką, bolesną wyrwę. Nikt jednak nie organizował dla smutnej Cordelii żadnych wydarzeń - to niesprawiedliwe. Zamilkła na kilka długich, znaczących sekund, w zamyśleniu wypijając kolejne łyki herbatki. Zupełnie nie wyłapując sugestii lady Travers; nigdy nie była zbyt lotna, a pomysły należało do jasnej głowy wtłaczać z całą dostępną siłą i perswazją, inaczej nie zakwitłyby tam skutecznie.
I z taką łatwością, jak zazdrość. Cordelia hamowała ją w milczeniu, retoryczne pytanie Imogen kwitując kolejnym perlistym chichotem. Imogen zawsze cieszyła się większym zainteresowaniem, to za nią oglądali się mężczyźni, to ją pierwszą proszono do tańca niemal zawsze, co sprawiało lady Malfoy wielką przykrość. Wolała więc na balach separować się od towarzystwa przyjaciółki, woląc debatować z nią w salonikach lub przy suto zastawionych stołach, z dala od parkietu. Nie chciała być tą drugą, pragnęła świecić własnym, nie odbitym blaskiem i przyciągać spojrzenia bezpośrednio do swego wypielęgnowanego lica. Zdziwiły ją więc słowa Imogen, ta zawsze była nieco kapryśna, lecz Cordelii ciężko było uwierzyć w to, że w ostatnim czasie żaden arystokrata szczerze jej nie zachwycił. - Naprawdę nikt nie przyśpieszył bicia twego serca? - dopytała łagodnie; to był najwyższy czas, lady Travers była od niej nieco starsza i choć widmo staropanieństwa jeszcze długo miało nie wisieć nad nią żałobnym całunem, to najbliższe dwa-trzy lata miały okazać się brzemienne - dosłownie - w życiowe zmiany dla panny na wydaniu.
- Ogrody magizoologiczne są przereklamowane, kochana. Ile można oglądać jakieś zwierzaki? Jeszcze żeby to były słodkie pufki albo matagoty - a to są jakieś brzydko pachnące szympansy! - pokręciła z niezadowoleniem głową, jednocześnie rada, że jest jakaś kwestia, w której posiada więcej doświadczenia od lady Travers i to ona może jej udzielić doskonałej rady. - Co to znaczy nudni? Żaden nie pisze ci poematów? Nie wysyła kwiatów? Nie obsypuje biżuterią? - dopytała, nieco zdziwiona, nie wyobrażała sobie bowiem większej oznaki uczuć od kombinacji tych materialno-artystycznych dóbr. Sama uwielbiała otrzymywać prezenty od adoratorów, kwitła w blasku ich stęsknionych uśmiechów, tak samo jak teraz. Jej twarz rozświetliła się na wspomnienie lorda Avery'ego, a błękitne oczy roziskrzyły się niespotykanym blaskiem. - Tak? Opowiadaj! Co mówił? - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu, pochylając się ku przyjaciółce z nadzieją wypisaną w podekscytowanych rumieńcach.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]16.07.23 17:51
Przyzwoity, grzeczny uśmiech niezmiennie odziewał jej twarz. Plotki były drobną przyjemnością, zaś w oczach Imogen, Cordelia była nie tylko nieszkodliwą, co dość sprawną obserwatorką, której znajomość obyczajów i pomniejszych tajemnic były niczym wisienka na torcie częstych - niegdyś - spotkań. Była bezbłędna w tym, co dopowiedziane i wywnioskowane, choć po prawdziwe, Imogen wydawała się spoglądać na nią przez różowe okulary stanowienia opoki.
- Zrobiliby tym przysługę nam wszystkim, moja droga. - Odparła, niby na odchodne od tematu, przekonana jednak o tym absolutnie, że kąśliwość słów miała swoje podłoże w realiach. Nawet w mariażach dokonywanych pisemnie pomiędzy nestorami rodów powinien być rozsądek; choćby mężczyzna nosił najznamienitsze nazwisko, nie dostanie godnej kobiety bez dania coś od siebie. Stary dziad i pomylona kukła - żadne nie miało świetlanej przyszłości, szansy na potomka czy chociażby dostatecznej ikry, by zawalczyć o lepszy byt. Selekcja naturalna, w gronie samców nie ma miejsca dla słabych w walce; wśród samic nie każda zostanie zauważana, jeśli nie przykuje uwagi czymś wyjątkowym. Choć one - z pewnością zauważalne i istotne w swoich rodzinach - nie miały takich problemów, to Imogen nie miała zwykle w żaden sposób ofensywnej postawy wobec kobiet mniej... oczywistej pozycji. Wręcz przeciwnie, zwykła wyciągać dłoń i skłaniać do motywacji. Środek sedacji, pobudzenia i odporności jednocześnie.
Choć, wobec powodzenia Cordelii, w głowie lady Travers zrodził się drażniący zmysły niepokój, przytaknęła jedynie łagodnie, angażując się pozycją i mimiką we wysłuchiwane słowa. Nie życzyła jej tego, absolutnie, ale ciężko w ich świecie odnaleźć szczerość - prawdziwą, niewymuszoną i otwartą chęć drugiej osoby, nie jej nazwiska czy pozycji. One same, mimo uprzejmości, kierowały się tym pośród dróg życiowych wyborów - gorzki posmak spłynął wzdłuż przełyku.
Nie byłoby tu Cordelii, gdyby te kilka lat temu, nie dostała dodatkowej szansy z powodu lekkiego, sugestywnego szeptu do ucha o córce Ministra. Teraz otrzymywała jednak lojalność, którą kiedyś - gdy życie ją przemieli i obróci w pół, bo tak miało stać się z każdą kobietą - być może doceni bardziej, spostrzegając odpowiednio to, w jakich barwach połyskuje świat. Jeszcze tego nie widziała i niechże to trwa, póki złośliwe macki losu nie wciągną jej pod powierzchnię. Cieszyła się jednak jej reakcją, w pełni świadoma jak młodziutka Malfoy pragnęła owej uwagi. Zasługiwała na nią, nie przez to przebrzydłe myślenie o korzyściach, a przez to, że doprawdy - mimo wad, jakże ludzkiej cechy, nie była złą. Zdolnych do lotu ptaków nie powinno się winić za to, że nie sięgają stopami ziemi.
- Najwidoczniej go natchnęłaś! Nic dziwnego, moja droga! - Poszerzyła uśmiech, oczy zatliły się delikatnie w iskierkach zaintrygowania. To musiało być przyjemne; sądzić, że wszystkie te słowa i odczucia są realne. Widzieć w sobie - nie czymś na kształt kłamstwa - powód do romantycznych uniesień weny i wielkopomnych słów. Mimo tej tlącej się zazdrości było coś, czego ona mogła zazdrościć tym 'normalnym' kobietom, jakkolwiek irracjonalnie i gorzko wybrzmiewał ten epitet. Mogły bezceremonialnie i bezapelacyjnie wierzyć w prawdziwość takich uczuć; bez cienia wątpliwości, po prostu to widząc. Nikt ani nic nie zakłamywało ich obrazu; były sobą.
I kochało, i podziwiało się również je same, nie łunę iluzji okalającą sylwetkę.
Kiedyś to doceni. Kiedyś na pewno, głęboko w to wierzyła.
- Myślę, że powinniśmy, jako arystokracja, zachować złoty środek. - Odparła, po chwili reflektując się jednak, że Cordelia może wcale nie wpaść na to, co kłębiło się w myślach Imogen. Dodała więc, ze spokojem i głębokim przekonaniem, starając obrać słowa tak, by przeszły jak najbardziej gładko w lawir myśli przyjaciółki. - Ich rola jest niezrównana w wojennej walce. Im więcej terenów będzie należało do światłych, tym łatwiej będzie je kontrolować i oczyścić Anglię... Ale nie mają tak bezpruderyjnie czystej historii, jak rody skorowidzu. Nadal to my tkwimy na straży tradycji i historii. Nie mniej... ceńmy ich działanie. Dość jednak o polityce, jest jeszcze tyle rzeczy do opowiedzenia! - Znała i doceniała wielu czystokrwistych czarodziejów i czarownic, nie umniejszała im z powodu urodzenia, dopóki ich prywatne powódki miały odpowiednio bijące serce. Mulciberowie, na czele z sir Ramsey'em, udowodnili swoją wartość bardziej niż niektóre splugawione, szlacheckie rody. Tylko poszerzając swoje ramy i pozwalając działać tym, którzy działać chcieli i mieli ku temu racjonalne powódki, a nie chęć abstrakcyjnego, popisowego bohaterstwa, mogli wygrać. Nie chciała jednak wciągać Cordelii w jej własne ambicje i rozważania, w głębi serca przekonana, że wypowiedziane już słowa są wystarczające jak na jedno spotkanie. Niech otworzy oczy, przebije bańkę mydlaną - stopniowo wszakże, nie w panice i popłochu kilku chwil.
- Strata rodzica jest dojmująca dla każdego, ale nie każdy może pozwolić sobie na żałobę. A Ty, moja droga, jak nikt inny możesz działać. Jeśli tylko byś chciała, jestem pewna, że prócz mnie, lady doyenne Rosier czy lady Primrose z przyjemnością Ci pomogą. - Jej kuzynka, jak i kiełkująca znajomość w postaci lady Burke, pokazały już światu możliwości kobiet, ale to ledwie szczyt góry lodowej. Wśród zawierzonych im dam były okazy nie tylko działania charytatywnego, ale i światłych umysłów, wyjętych z ram piękna i powabności. Inteligentne, takie, które pomogą jej działać i nie wezmą czynów lady Malfoy, jak swoich. To wydawało się w jej przypadku najgorszym problemem.
- Nie bardziej niż wielu, o których niegdyś Ci opowiadałam. - Wzruszyła ramionami, niby to zakłopotana, wydając z siebie lekki śmiech. Kłamała, bezbłędnie jednak zawsze i wszędzie, zachowując prawdziwe emocje pod pazuchą obojętności. Nie była gotowa mówić o wydarzeniach na Wyspie Man sprzed kilku dni. Nie była gotowa nawet o nich myśleć, odbierając to jako chwilową słabość i zaintrygowanie tym, co zawsze ją poruszło. Ta inność nie była jednak argumentem, który brała za pewnik w swoich własnych odczuciach.
- Och, wysyłają, ale... - Upiła łyk herbaty, spoglądając w lekkim zamyśleniu na herbatę.
- Ja bym chciała coś nieszablonowego, oryginalnego! Coś, czego jeszcze nigdy nie było! - Błaganie wysmyknęło się spomiędzy warg, ramiona ponownie uniosły się w lekkim geście obojętności. Nie wiedziała, co więcej powiedzieć, sama nie mając pomysłu co właściwie myśleć. Kiedy bowiem wróciła z cienia, wszystko wydawało się takie samo. Te same spojrzenia, te same słowa, Ci sami ludzie. Każdy mówi, że jej oczy lśnią; każdy spogląda na podniesione gorsetem piersi. W kółko, niczym cyrkowe zwierzę, staje się obrazem i zabawką. Przełknęła jednak gorzko ślinę, schowała prawdziwość do kieszeni, układając usta najpierw w lekki 'dzióbek', następnie złośliwy uśmieszek. - Bywam ostatnio niezdecydowana. - I tymi słowami, głęboko zadowolona, przeszła do dalszego tematu rozmowy, oddychając z ulgą widząc Cordelię, która połknęła przynętę.
- Opowiadał o tym spacerze, pamiętasz, po debiutanckim występie lady Crouch. Ponoć nikt nigdy nie zrobił na nim wrażenia, jak Ty! Och, no wiesz Cordelio, był taki... rozpromieniony! Dopytywał się, kiedy wrócisz, czy wiem o kimś... powiedziałam więc... - Przerwała na moment, bo aż musiała upić herbatki; monolog przyprawiał o suchość gardła. - iż będzie musiał się bardzo postarać, bo przecież nie tylko on widzi Twoją niewątpliwą wartość. Wydaje mi się, że coś planuje, ale zleciłam doradzenie mu madame Sallow. Ona z pewnością wskaże mu najgorętszą premierę tegoż sezonu! - Z wdzięcznością przyjęła zmianę tematu, nie kłamiąc ani przez sekundę w wypowiedzianych słowach. No może poza tym, że Avery się o nią pytał, bo właściwie, to sama zaczęła mu o przyjaciółce opowiadać.


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]21.07.23 10:03
Wspomnienie natchnionego Laurenta sprawiło, że Cordelia na moment wypadła z typowego dla siebie kołowrotka słów, uśmiechając się wesoło, ale zarazem ze słabo tłumionym rozrzewnieniem. Świat męskiego okrucieństwa pozostawał dla niej zamknięty, nie zasmakowała jeszcze goryczy zawodu czy słonych łez krzywdy; pozostawała niewinna, przekonana, że każdy napotkany człowiek - o ile nie jest śmierdzącym glonami szlamolubem oraz szalonym terrorystą - ma w sercu jedynie dobre intencje. Sama kłamała rzadko, a jeśli już, to w dobrej wierze, sądziła też, że jej twórczość naprawdę poruszała ludzi, dlatego nie wyczuła fałszu ani w licznych komplementach Francuzów ani w zapewnieniach Imogen. Tej drugiej ufała przecież tak samo, jak swej rodzinie, krwi z krwi, traktując lady Travers bardziej jak siostrę niż starsze Medeę czy Elise.
I dlatego podążała za nią ze ślepą swobodą, bez urazy, jaką zapewne odczułaby, gdyby to rodzona siostra subtelnie poprawiła jej tok myślowy. Gdy czyniła to Imogen, Cordelia tylko pokiwała z zapałem głową, tak, o to właśnie jej chodziło od początku, to przecież oczywiste. - Ach, rzecz jasna, tak! To wspaniali czarodzieje, ale są trochę...nie nasi, jeśli wiesz, co mam na myśli - tym razem to ona zawiesiła znacząco głos. Jeszcze nie przywykła do plotkowania na tematy polityczne, wykazując się wprawą wyłącznie w dziedzinach towarzyskich, skupionych na krytyce sukienek, fryzur, zachowań czy talentów artystycznych. Stąpała więc po grząskim gruncie, ale chciała się wykazać. - Mulciber i Macnair mają podobno korzenie dzikie i dalekowschodnie, o tej namiestniczce nie wspominając! - zniżyła głos do szeptu, powtarzając zasłyszane gdzieś informacje. Zapewne błędne, Macnair wcale nie brzmiało obco, Mulciber także, lecz na ostatnim bankiecie ktoś wspominał o Kazachstanie, Magistanie, Czarostanie czy czymś takim. A może Rosji? Nie, Rosja była zbyt oczywista. - Ale robią wspaniałą robotę, doskonałą. Należy się im tylko uznanie - dodała głośniej, zerkając na boki, tak, jakby naprawdę spodziewała się, że ktoś może ich podsłuchiwać i donieść potem na te rażące plotki wspomnianym czarodziejom, cieszącym się wielkim społecznym uznaniem. - No i są przystojni. Zwłaszcza Mulciber. Ma taką poważną minę, często zamyśloną. Pewnie jest poetą - westchnęła ni to z podziwem, ni to z uznaniem, bo choć nie widywała nowego namiestnika często, to z tych krótkich minięć na politycznych wydarzeniach oraz z fotografii z gazet zawsze spoglądała jego przystojna twarz, wskazująca na pewno na pokrewieństwo wrażliwych na piękno dusz. Nie aż tak mocne, jak w przypadku pewnego lorda, ale jednak nie mogła być obojętna na takie metafizyczne połączenie.
Będące milszym tematem od tego dotyczącego straty. Żałoby. Osierocenia. Pomimo kilku lat, które upłynęły od śmierci matki, Cordelia nie potrafiła się pogodzić z jej odejściem; z tym, że została sama - i była przekonana, że jak nikt inny jest w stanie zrozumieć tragedię magicznych sierot, którym działania Zakonu Fenika odebrały rodziców. Westchnęła raz jeszcze, ciężko, jakby nie mogąc pozbyć się ciężaru smutku, lecz melodyjny, niemal czuły ton Imogen pozwolił jej się nieco rozpogodzić. - Pomyślę o tym jutro - postanowiła niezwykle rozsądnie, planowanie charytatywnych spotkań nie było łatwe, a przecież zaledwie przed kilkoma dniami wróciła do kraju. Zasługiwała na odpoczynek po ciężkiej podróży i przebywaniu poza murami posiadłości.
Pogaduszki z Imogen traktowała jako relaks, przemiły wstęp do wspólnie spędzonego lata. Do długich rozmów, wspólnych przygotowań na bankiety, ploteczek, dyskusji; to mogło być pierwsze takie lato - dorosłe, ale wolne, gdy żadna z nich nie była związana małżeńskimi obowiązkami. Wiedziała, że po ślubie ich relacje się rozluźnią i bała się tego, chociaż nie przyznałaby się do lęku nawet przed samą sobą. Chciała być żoną, do tego została stworzona i wychowana, lecz w gruncie rzeczy ciągle bardziej zasługiwała na miano dziecka, dziewczynki poruszającej się w świecie dużych, poważnych i czasem przytłaczających rzeczy. Rozmowy o kawalerach były bliższe jej sercu.
- Ale jak można wymyślić coś, czego nigdy nie było? - spytała naiwnie, marszcząc jasne brewki, tak skupiona na opowieści Imogen, że przestała nawet pić herbatkę. - W sztuce można, oczywiście, ale w spotkaniach towarzyskich? - dziwiła się dalej, ona uwielbiała cały ten tradycyjny taniec, kokieteryjne rozmowy, wspólne odwiedziny w muzeach i galeriach, krótkie spotkania pod czujnym okiem guwernantki i przyzwoitki. Nie wyobrażała sobie, by istniało coś jeszcze, coś, co wykraczało poza normę - i by było to akceptowalne. - Na Merlina, przecież nie chciałabyś, żeby lord Black wrzucił cię do wody w ubraniu! Albo, nie wiem, wleciał ci przez okno sypialni na aetonanie! - zachichotała na samą myśl o takich działaniach, to było niedorzeczne. Dla niej nie istniało nic piękniejszego od listów, wierszy i zadurzonego spojrzenia, z jakimi spoglądali na nią chłopcy.
W tym lord Avery? Spąsowiała, a każde kolejne zdanie, padające z idealnych, niemal żywcem wyjętych z obrazu Wenus, ust Imogen, działało na lady Malfoy niczym zaklęcie. Gdyby z taką uwagą słuchała podczas lekcji, z pewnością zostałaby szefową Departamentu Tajemnic. - To przemiłe wieści, prze-mi-łe - odpowiedziała w końcu, cała rozpromieniona, radosna, sięgając przez stolik ku dłoni przyjaciółki. Ścisnęła ją mocno, przejęta i wdzięczna. - Myślisz, że pasowalibyśmy do siebie? Jaką sukienkę powinnam ubrać? Może najpierw mu odmówię i zaakceptuję dopiero drugie zaproszenie? Co o nim myślisz? Co o nim słyszałaś? - zarzuciła Imogen pytaniami, pewna, że kto jak kto, ale lady Travers posiada wszystkie cenne informacje. Często przypisywała sobie opinie wygłaszane przez Imogen, podążała za nią wiernie i lojalnie, gotowa zmienić zdanie na jakiś temat lub zrezygnować z zadurzenia, jeśli Imogen nie wyrażała swego zadowolenia. Nie sądziła, że dzięki tym sugestiom przyjaciółka chroni ją tak skutecznie przed zbyt mocnym zderzeniem się z rzeczywistością - z zawodem tym, jak brutalna i brzydka naprawdę była.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Komnata z akwarium [odnośnik]26.07.23 23:28
Dbała o nią, jak o młodszą siostrę, której mimo krwi nie miała. I choć ta przewaga mężczyzn w potomstwie jej matki była pokrzepiająca, bo mogła wskazywać, że jej córki nie będą tak skrzywdzone jak ona, to czasami chciała mieć powierniczkę sekretów pośród wybryków i jakże męskiego spoglądania na świat jej braci. Odbudowywała relację z Evandrą, zbliżała się do Melisande, ale to nadal nie był uścisk drobnego, wdzięcznego ciała. Radość z prozaicznych czynności, osoba, której mogła podarować cząstkę swojej wiedzy, by uchronić przed złem.  
Taką była Cordelia, która być może odrobinę z jej winy - ale nie śmiała się do tego przyznawać - dalej lawirowała w pozycji słodko niedoświadczonej. Życiem, bólem, wiedzą i świadomością. Próbowała jej jednak przekazywać to, co ją samą doświadczyło, wskazując na pewne niezaprzeczalne prawdy, w pełni świadoma, że zostaną one pod śliczną buzią, choć na wpół przeanalizowane. Czasami, czasami jednak musiała łapać ją, niczym trzyletnie dziecko pięciokrotnie wkładające dłoń między futrynę. Merlinowi dziękować za mamki, dzieci są pociechą świata, ale kształtowania jej już starczy po słodziutkiej Cordelii. Tak i teraz słuchała jej słów ze swojego rodzaju rozczuleniem, doznając i tak niemałą dumę z faktu zainteresowania słodziutkiej w aspektach wychodzących poza coś... prostego. To, że mówiła o kwestii namiestników - pomijając fakt swoistej powierzchowności - wskazywało, że wychodziła ze swojej strefy komfortu i próbowała analizować. Nie musiała, nie tego od nich wymagano w akcie wychowania, ale jednak to robiła - a to już dobry znak, ukazujący na twarzy półwili głębokie zadowolenie.
–  Nie pochodzą z Wielkiej Brytanii, to prawda, ale to nadal kraje bliższe nam, niż te, którymi władają Shafiqowie czy Shackleboltowie. A ich przecież cenimy. – Nie odniosła się do madame Mericourt, szybko przekalkulowując, że jakkolwiek pokrewny temat do feminizmu czy kobiecej władzy, byłby przeciążeniem dzisiejszego spotkania i niespokojnej głowy przyjaciółki. Ciężko powiedzieć, że podziwiała nieznaną osobę w jakiś szczególniejszy sposób, niż innych biorących czynny udział w walce, ale z pewnością doceniała to, co swoją osobą wniosła w idący powolnym nurtem ruch kobiet nie tylko będących, ale i myślących, czy działających. Londyn mógł pochwalić się namiestniczką i choć szlachciankom, spiętym w kajdany rodzinnych emocji i powinności, mogłoby być trudniej wspiąć się zza szklany sufit, domniemywała, że obca jej czarownica, widziana jedynie zza kulis nadania orderów, przebyła niebotycznie daleką drogę, by osiągnąć to, co osiągnęła. To jednak za daleko odchodziło od sukienek, upięć włosów i urody namiestników, jak na dzisiejsze spotkanie, myśli odsunęły się więc na bok, powracając do poety Mulcibera. – Ma wiele obowiązków na głowie, moja droga. Ale z pewnością doceniłby sztukę, tak samo, jak Ty. –  Na bogów, Imogen cofnij to! Zagryzła język, boleśnie dokonując gwałtownej analizy wypowiedzianych słów, modląc się, by przypadkiem Cordelia nie posłała do artysty swoich dzieł. Odetchnęła miarowo, utrzymując na ustach niezmiennie uśmiech, w głowie wspominając jednak wszystkie komplikacje, które powracały lękiem na kobiecy umysł. Myśl, głupia, myśl. Zmień temat.
– Ale masz rację, są przystojni. Ciekawsi, bo to coś nowego. Chociaż, chyba wolę ciemniejszą karnację, taką, och wiesz, oprószoną słońcem. – Z deszczu pod rynnę, niewiele brakowało, by rozbiła czoło o podłogę, chowając głowę w piasek. Kolejne słowa ponownie rozbrzmiały jej brakiem pomyślunku i słowami, które mogły sprowadzić niewygodne pytania. Dłoń w trakcie słów poruszyła się nieznacznie, podkreślając wspomniane oprószenie ruchem palców, zaraz jednak niewiele brakowało, by powędrowała do skroni, gładząc ją okrężnymi ruchami w celu zlikwidowania nerwicowej migreny. Wzięła to jednak na klatkę, jakże bohatersko, nie próbując wycofać się ze swoich słów, po cichu licząc na absolutny brak skojarzeń w młodziutkiej głowie lady Malfoy. Kto jednak, jak nie ona, miał odnajdywać w słowach innych takie niesnaski. Przyszło jej więc grać, nakładając na twarz maskę zawadiackości, goszcząc na ustach łagodny, przekorny uśmiech. Nie drążyła tematu, zaliczając farsę tego roku, ciągnąc zarówno jeden temat - który dobierał się do jej prywatnych odczuć - jak i naruszając delikatną fasadę damy obok, doświadczając niemałego zdziwienia, gdy usłyszała jakże ciekawe słowa. Ale, w zasadzie, nie była gotowa pytać się o to pojutrze.  
Jej pytanie, jakże słodkie, odbiło się na twarzy Imogen ponownym rozczuleniem. Ona za to upiła herbatę, wsłuchując się w kolejne słowa, nim odpowiedziała - na powrót, tym razem jednak z zastanowieniem - szczerze.  
Niech pokażą mi coś emocjonującego, Cordelio. Niechże... choć to już po ślubie, pokaże mi coś na świecie. Coś odległego, nieznanego. Jeśli jakiś lord zechce pokazać mi świat, to zniosę tę monotonność przed.  – Och, niech zwali to na jej kapryśność i nie próbuje analizować. Łagodne spojrzenie oplotło idealną buzię, jakże dziecinną, która rozprysła się milionem igiełek zachwytu, gdy kolejne pytania zasypywały błyszczącą bogactwem komnatę. Tliła się niczym żywe złoto, a Imogen nie miała zamiaru jej tego odbierać, skoro już wmanewrowała lorda Avery w możliwość spotkania z najlepszą damą na salonach, gdy jej - całkiem przypadkiem, oczywiście - śpieszyło się bardzo i chyba pomyliła jego imię, jakże nieumyślnie, już teraz nie pamiętając, jak właściwie naprawdę miał na imię. Wolała nie przypominać sobie, czyim imieniem go nazwała, najważniejszy był rezultat, gdy czar prysł, a młodzieniec zainteresował się tą lepszą damą. Niewinną, przepełnioną godnością i gotową do roli żony, której każdy z nich pragnął. Czystej, czystej niczym łza, nawet w postrzeganiu, gdy odsuwała już od siebie stygmatyzację samej instytucji dziewictwa.
Pracuje w rodowym rezerwacie, to dobrze, ceni tradycję. Zaimponowała mi jego... wiedza. Interesuje się polowaniami i... – niczym poza tym, chyba, że pieprzykiem na jej prawym obojczyku – jestem przekonana, że byłby zachwycony, gdybyś wpasowywała się w tę ich... surową urodę. Może granat? Do tego diamentowe kolczyki, pięknie podkreślą, jak idealnie bladziutką masz cerę, moja piękna. – Pozwoliła sobie na więcej słów, nie kłamiąc w tejże wypowiedzi, bo mimo lekkiego muśnięcia słońcem, Cordelia dalej pozostawała piękna. Członkowie jej rodu nie obawiali się słońca, bo to ono wskazywało drogę i naznaczało skórę szlachetnym popisem przebytych mil morskich. – Ponoć niegdyś był zainteresowany lady Fawley – i kilkoma mniej szlachetnymi damami – ale nie zainteresowała go na stałe, wiesz, miała sobą do zaoferowania, co najwyżej, miałki charakter. 


ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Travers
Imogen Travers
Zawód : dama norfolku, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Komnata z akwarium - Page 5 A428b07e606913df291129e6d572399a
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11409-imogen-travers https://www.morsmordre.net/t11423-rusalka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11713p15-komnaty-imogen#375795 https://www.morsmordre.net/t11714-skrytka-bankowa-2490#362359 https://www.morsmordre.net/t11457-imogen-n-travers

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Komnata z akwarium
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach