Wydarzenia


Ekipa forum
Środek Oceanu
AutorWiadomość
Środek Oceanu [odnośnik]01.11.18 17:09
First topic message reminder :

Środek Oceanu

Wielkie fale znane każdemu żeglarzowi oznaczać mogą tylko jedno - Ocean Atlantycki. Na szczęście nie jego środek, a północną część leżącą nieopodal Szkocji. Dostrzeżenie jednak lądu jest niezwykle trudne ze względu na bardzo słabą widoczność, którą ogranicza nieustannie padający deszcz. Na szczęście duże fale i dmący groźnie wiatr rzadko zamieniają się w prawdziwy sztorm, a i wbrew pozorom wcale nie jest stąd daleko do brzegu. Oczywiście, o ile ma się na czym do niego dopłynąć.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
środek - Środek Oceanu - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Środek Oceanu [odnośnik]14.12.23 16:21
Brew jej drgnęła na jego westchnięcie, słysząc w nim, że nie tego spodziewał się w odpowiedzi; nie tego oczekiwał. Patrzyła na niego czujnie, zdeterminowana i gotowa do działania, do zareagowania natychmiast, gdyby tylko sięgnął po różdżkę. Nie minęło wiele czasu od gróźļ i prób wypchnięcia jej za burtę, nie czuła się tu bezpiecznie, nie czuła, że mogła mu ufać — ale czy z powodu niezadowolenia jej odpowiedzią mógł chcieć wrócić do realizacji swoich poprzednich zamiarów? Chciał się czegoś dowiedzieć, to nie było dla niej oczywiste od początku. Nie mogła wiedzieć, że dzisiejszy sztorm był zaskakujący, a błyszcząca na nieboskłonie gwiazda wyjątkowa; jeszcze nie.
— Pozwolisz mi zejść z pokładu samodzielnie? Nie sprecyzowałeś w jakim stanie mnie dostarczysz — truchło można było tak samo bezpiecznie dostarczyć na brzeg; wyjaśniła lekko drżącym głosem, nim zdecydowała się odpowiedzieć na jakiekolwiek z jego pytań. Przetarła wilgotne oczy, nie chcąc mrugać zbyt często, bojąc się, że gdy tylko straci czujność wykorzysta to na szybki, zdecydowany ruch. Aberdeen. Płynęli do Aberdeen. Pół godziny stąd do brzegu to sporo czasu, a jednocześnie mogło minąć taks szybko. — To twój cel? Aberdeen? — spytała, świdrując go wzrokiem. — Mają olbrzymi port — tak słyszała, nigdy w nim nie była. W końcu oderwała od niego spojrzenie, by rozejrzeć się po kajucie. Jego spokój, melancholijny, jednostajny głos sprawiały, że łatwo było się uspokoić, ale też — dać zwieść. — Co to za statek? — pytała dalej, powracając do niego wzrokiem. Nie była pewna, czy może odpowiadać na jego pytania. Czy wprost, czy w ogóle. Nie była z natury nieufna, raczej łatwowierna, paplała nim pomyślała, czy powinna, ale wojna nauczyła ją przezorności, ostrożności, a strach sprawiał, że chciała tylko grać na czas, odwlekać to, byle tylko znaleźć się jak najbliżej brzegu. Jeśli nie kłamał. Mogłaby spróbować wstać, zbliżyć się do drzwi i wyjrzeć za nie — czy mówił prawdę? Czy byli niedaleko, czy tylko próbował ją zwieść? Kiedy spytał, co widziała, zmarszczyła brwi. Istotę w żółtej kurtce? — Nic...— odparła z rezygnacją, cicho. A co jeśli to nie był ponurak? Co jeśli to były zwykłe wrony, zwykłe ptaki? Od rana dławiło ją przeczucie, że stoi pod burzową chmurą, runie na nią — nie była tylko pewna kiedy. Co jeśli ta myśl, natrętna i nieprzyjemna ogłupiła ją? I jej się tylko zdawało? — Nie mam — odparła zgodnie z prawdą, zanim zastanowiła się, czy powinna mu to zdradzać. Spojrzała w jego stronę, gdy zdejmował kaftan; wciąż nie ruszając się z kąta, w którym się zagnieździła. — Upuściłam go na pokładzie zanim zaczęłam odciążać pokład z beczek i skrzyń... — Czy mógł powiedzieć o nim coś więcej? Znał się na świstoklikach? Żałowała, że to zapodziała; być może mógł się... naprawić. Być może mogła wrócić do domu sama, nie zdana na laskę korsarza. A potem zdjął narzutę z łóżka i rzucił w jej kierunku. Szczekała zębami tak mocno, czy tak bardzo było widać, że drżała? Po chwili wahania zdjęła z siebie zaklęcie kameleona, doskonale wiedział gdzie była, kamuflaż był zbędny, i nie był zbyt dobry. Przygryzła policzek od środka ip o chwili wachania pochyliła się do przodu, oparła na kolanach sięgając po narzutę, którą naciągnęła na ramiona, a potem nogi. Była wystarczająco duża, by ją skuloną okryć całą, pozostawiając na wierzchu tylko mokrą głowę z długimi, poplątanymi włosami. — Przepraszam za to... Za ten widelec — powiedziała w końcu, nie spuszczając z niego wzroku. Nie sądziła, by musiała się tłumaczyć, zrobiła to ze strachu, desperacji. Niem wyciągnęła różdżkę to właśnie widelec miała przed sobą. Być może w innej sytuacji, w innych okolicznościach zachowałaby się inaczej, ale wpadając w środek burzy, zdezorientowana, zagubiona mając przed sobą armię zdenerwowanych marynarzy i jeszcze bardziej rozgniewane morze za burtą nie wiedziała, co robić. Powoli odkleiła włosy od twarzy i zaczesała je za uszy, ponownie chowając pow wszystkim dłonie pod narzutę, gdzie prawą dłonią złapała różdżkę. Trzymała ją mocno, ale nie celowała nią już w niego. — Nie, dziękuję. Nie trzeba — pokręciła głową, gdy zaproponował jej jabłko. Nawet gdyby to było bezpieczne, nie byłaby w stanie przełknąć zupełnie nic, żołądek podskoczył jej do gardła chwilę wcześniej. — To wasz stały kurs? Do Aberdeen? — spytała, wracając do tematu. — Widziałam gwiazdę na niebie. Kometę — bo to była kometa, prawda? Nie mogła spać nocą, myślała, że to przez ciąże, ale teraz widziała, że to coś innego. — Spadnie? Zniknie?
Czy czas mijał szybko? Czy lada moment zacumują w porcie? Zerknęła w stronę drzwi. Czy już mogła myślec o bezpieczeństwie?


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
środek - Środek Oceanu - Page 5 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Środek Oceanu [odnośnik]17.12.23 7:23
Zaśmiał się w reakcji na jej słowa, szczerze rozbawiony. W jego propozycji nie było drugiego dna, nie planował na wszelki wypadek wyrzucić jej za burtę ani złożyć w ofierze morzu – już nie – choć kiedy o tym wspomniała, coś złowrogiego błysnęło w jego jasnym spojrzeniu. Gdyby chciał, mógłby oddać ją załodze, po ostatniej walce ze sztormem obarczenie winą kobiety i wymierzenie jej sprawiedliwości z pewnością uspokoiłoby nieco nastroje i podniosło morale. – Nie miałem zamiaru cię tam zanieść – sprecyzował, przez moment próbując skupić spojrzenie na jej zakamuflowanej sylwetce, ale widział jedynie falującą lekko kajutę: nienaturalne załamania światła na drewnianej ścianie, nic więcej. – Mogę jednak zacząć to rozważać, jeżeli nie przestaniesz odpowiadać mi pytaniem na pytanie – dodał tonem ostrzeżenia, z poirytowaniem tańczącym między głoskami. Cierpliwość nie była nigdy jego mocną stroną, poddawał się emocjom wyjątkowo łatwo, często potrzebując zaledwie chwili, żeby z chłodnego opanowania wpaść w trudny do okiełznania gniew. Póki co: jeszcze powściągany, mimo że ani zmęczenie ani lęk wzbudzony przez niedawne wydarzenia nie pomagały mu w zachowaniu spokoju.
Wycofanie zaklęcia zwróciło jego uwagę, przystanął przy biurku, po raz pierwszy będąc w stanie uważniej się jej przyjrzeć – bez grubej warstwy błota oblepiającego twarz, bez wiatru wyciskającego z oczu łzy i bez maskującego działania magii. Zatrzymał na niej wzrok na dłużej, teraz, przemoczona i zziębnięta, z ciemnymi włosami przyklejonymi do policzków i szyi, wyglądała rozczarowująco zwyczajnie. W nudnych rysach twarzy było coś znajomego, prawdopodobnie dlatego, że na pierwszy rzut oka ich właścicielka nie wyróżniała się niczym – podobna do setek kobiet, które mijało się każdego dnia na ulicy. – Na tę chwilę tak – przytaknął, gdy zapytała o Aberdeen, na wspomnienie o porcie jedynie kiwając głową. Oparł się wygodniej o oparcie fotela, czując się tak, jakby od długich godzin nie miał okazji usiąść – mimo że walka z przeklętym wirem w żadnym wypadku nie mogła trwać aż tak długo. Pytanie o statek sprawiło, że kącik ust drgnął mu w górę, wyprostował się nieco; Szalona Selma była jego dumą, skarbem – utraconym i odzyskanym, znaczącym o wiele więcej niż maszty i żagle. – To – odparł, wskazując dłonią dookoła – jest Szalona Selma, jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy okręt we flocie Traversów – wyjaśnił podniośle i bez grama skromności; nieobiektywnie, posiadali statki bardziej okazałe – Koronos na pokładzie swojego dokonał wielkich rzeczy, które wciąż wspominali, wymieniając się opowieściami podczas długich, przeciągających się do nocnych godzin kolacji – ale Manannan uważał, że Selma w niczym mu nie ustępowała. Zmierzenie się z morskim wirem tylko potwierdziło zresztą tę tezę, może i ledwie z tego wyszli – ale nadal unosili się ponad wodą, zmierzając w stronę lądu – a nie morskiego dna.
Obserwował ją przez moment, w bladej twarzy doszukując się jakiejś reakcji – nim odezwał się ponownie. – Więc – zapytam jeszcze raz: co widziałaś? Nic czy dziwne rzeczy? Co próbujesz ukryć? – Dlaczego unikała odpowiedzi? Ze strachu czy dlatego, że tak naprawdę wiedziała na temat komety i uprzedzających jej pojawienie się wydarzeń więcej, niż mu wyznała? – Kim jesteś? – zapytał nagle, z wkradającym się między sylaby zainteresowaniem; do tej pory zakładał, że miał do czynienia z przypadkową czarownicą, bezimienną kobietą wyrwaną z przydomowego ogródka, ale czy na pewno? Czy cokolwiek, co miało miejsce tego przeklętego dnia, było przypadkowe? Zmrużył podejrzliwie oczy, przechylając się na bok, żeby łokieć oprzeć o drewniany blat; opuszkami palców przemknął wzdłuż zarostu, pocierając w zamyśleniu żuchwę.
Na przeprosiny machnął jedynie lekceważąco ręką, jakby oczywistym było, że i tak nie mogła zrobić mu żadnej krzywdy – ignorując fakt, że gdyby zamachnęła się mocniej lub celniej, ostre zęby widelca wbiłyby się głęboko w jego szyję, być może uszkadzając tętnicę. Kiedy odmówiła jabłka, wzruszył ramieniem i odłożył owoc na biurko, przez chwilę bawiąc się w dłoniach drugim; podrzucił je w górę i złapał, obrócił między palcami i dopiero wtedy ugryzł, powracając spojrzeniem do czarownicy. – Nie – zaprzeczył, połknąwszy wcześniej spory kęs – ale złamanego masztu nie naprawimy w locie, a bez niego nigdzie dalej nie dopłyniemy – wyjaśnił. To był tylko skrawek ich problemów, część ładowni zalana była wodą, nie mieli pewności, czy wciąż jej nie nabierali; poza tym – wypływanie na szersze wody wydawało mu się teraz lekkomyślne, nie wiedział, co jeszcze przyciągnęła za sobą kometa.
Na pytanie o nią nie odpowiedział od razu, nie chcąc wprost przyznać, że nie miał bladego pojęcia. – Zauważyłaś ją, hm? – zadrwił trochę, czerwony blask zalewał przez chwilę całe niebo; a sama kometa wyróżniała się na nim niczym brzydki, sterczący gwóźdź. – Póki co nie wygląda, jakby się gdzieś wybierała – powiedział jedynie, unosząc znów jabłko do ust, ale słowa nieznajomej odbiły się echem w jego umyśle; spadnie? Zniknie?




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Środek Oceanu [odnośnik]18.12.23 17:23
Jego śmiech nie sprawił, że mu zawtórowała. Spojrzała na niego ostrożnie - z jednej strony wciąż wystraszona, z drugiej bardziej czujna i zdecydowana. Jeśli nie kłamał, jeśli byli rzeczywiście blisko wybrzeża jej szanse rosły. Z przypadkowym korsarzem powinna sobie poradzić. Z nim jednym, nie całą załogą. Zakon Feniksa ją wyszkolił, a jej emocje powoli opadały, sprawiając, że panika, która nią zawładnęła w pierwszej chwili, pod wpływem szoku, hormonów i dezorientacji - łatwo było podejmować decyzje mając na szali własne życie, ale nie życie bezbronnego, nienarodzonego jeszcze dziecka - to wszystko powoli słabło, a im więcej wiedziała, tym bezpieczniej się czuła, choć do tego stanu wciąż było bardzo daleko.
- Miałbyś tyle siły w ogóle?- spytala, nie spuszczając z niego czekoladowych tęczówek. Żartował. Ona też zażartowalła, choć wcale się nie zaśmiała. Dopiero po chwili, jakby sobie o tym przypomniała, przywołała na usta lekki uśmiech, nieco niemrawy, prędki i usprawiedliwiający. Była w kiepskiej sytuacji, złym położeniu. Nie miała ochoty na żarty, ale pewne rzeczy się nie zmieniały z biegiem lat. - Nie będę już - obwieściła mu, zdawszy sobie sprawę, że zrobiła to znowu. Nie chciała go irytować. Nie, dopóki nie zobaczy brzegu, nie będzie w stanie cokolwiek ze sobą, z nim zrobić. Zaciskała palce na różdżce mocno, a dłoń przyciskała do piersi. Przygryzła wargę, kiedy zaczął jej się przyglądać, nie czując niczego poza niepewnością w tej jednej chwili. Nie wyglądała jakby mogła być dla niego zagrożeniem, choć czuła, że może mogłaby. Jednak. Nie chciała tego sprawdzać. Ryzykować. Spuściła wzrok, by zaraz potem rozejrzeć się po kajucie, a potem powrócić do niego szeroko otwartymi oczami. Czuła jak krew odpływa jej z twarzy, jak zasycha jej w gardle.
- Jesteś Traversem - wydukała cicho, nie wiedząc, czy się zaśmiać, czy rozpłakać znowu. - Znaczy... Oczywiście, że tak... Jesteś lordem Traversem, a to wasz flagowy okręt - dodała zaraz ciszej, wypuszczając powietrze z płuc. Jak źle jeszcze mogło być? Co jeszcze mogłoby się wydarzyć? - Parę... znaków. Przesądnych dla niektórych.- A on był, chciał ją wyrzucić za burte. - Stado kruków dziwnie się zachowujących. Widziałam ponuraka. A może nie był to ponurak, tylko zwykły pies, wystraszył mnie. Na chwilę przed złapaniem za świstoklik. Nie mogłam spać tej nocy... - mówiła, powoli spoglądając na niego. Brzmiało zwyczajnie, brzmiało bylejako, ale ona czuła, że to dziwne i nie umiała mu tego wyjaśnić. - Miałam przeczucie, że to będzie zły dzień...- mówila dalej, próbując grać na czas. - Może to nic, to tylko dla mnie dziwne rzeczy... lordzie Travers.- Nie kojarzyła go, liczyła, że on nie kojarzył jej. Nie pamiętał z plakatów, na ktorych widniała z dopiskiem szlama, z dopiskiem o Zakonie Feniksa. - Nie próbuję nicego ukryć, nie mam nic do ukrycia, powiedziałam jak było. Powiedziałam kim jestem - podkreślila, unosąc brwi. Powiedziala? Mówiła, że jest brzemienna, mogła być też anonimowa. Jego pytania robiły się skomplikowane. - Mam na imię Hannah, jestem Szkotką, ale mieszkam w Londynie. Na Baker Street. Mój dziadek miał kiedyś sklep na Pokątnej, ale... wojna sprawiła, że prowadzenie interesu przestało mieć sens... Nie opłacało się. Ledwie próbuję wiązać koniec z końcem i tak jak już mówilam, jestem przy nadziei. Chciałabym wrócić do domu, do męża. - Nie kłamała, nie potrafiła. Bała się, że wyłoży się na najprostszym, więc pominęła nazwisko, licząc, że w jej słowotoku mu to umknie. Starała się pomijać niewygodne fakty, byle tylko zaspokoić jego ciekawość.
Wieść o tym, że kometa się nigdzie nie wybierała ją zaskoczyła. Zawsze wydawało jej się, że znikały z nieba. Nie rozumiała tego, co mówił.
- Jak to mozliwe? - spytala, marszcąc brwi.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
środek - Środek Oceanu - Page 5 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Środek Oceanu [odnośnik]18.12.23 21:43
Śmiała odpowiedź go zaskoczyła, uniósł w górę brew, jedynie przez sekundę zastanawiając się, czy z niego drwiła – ostatecznie odrzucił jednak tę opcję, nie był chuderlawym chłopaczkiem, któremu można by wytknąć wątłość postury. Odchylił się do tyłu, spoglądając na czarownicę z góry. – A chcesz się o tym przekonać? – podjął zaczepnie, choć zarówno ton jego głosu, jak i wyraz twarzy, świadczyły o tym, że był gotów przekuć słowa w czyny. Rzucanie mu podobnych wyzwań było ryzykowne, kobieta miała szczęście, że nie planował już dzisiaj w żaden sposób kusić losu; zbyt wiele niewyjaśnionych i niepokojących rzeczy się stało, a kuląca się na podłodze nieznajoma była w jakiś sposób zaplątana w cała tę sieć dziwności. Wolał nie sprawdzać, w jaki.
Słysząc swoje nazwisko padające z jej ust uśmiechnął się szeroko, odsłaniając zęby, pomiędzy którymi błysnęło złoto; dźwięczące w głosie czarownicy emocje błędnie wziął za podziw, a wspomnienie o flagowym okręcie mile połechtało jego ego, wprawiając go w nieco lepszy nastrój. Rozłożył teatralnie ramiona, skłaniając się lekko. – Kapitan Manannan Travers we własnej osobie – potwierdził, niemal już gotów przytoczyć jedną ze swoich ulubionych opowieści, ale wymienione przez kobietę symbole szybko przywróciły go do rzeczywistości. Zasępił się, słuchając jej uważnie i znów biorąc do ręki szklankę z rumem; wbrew przypuszczeniom, że uważał żadnego z tych zwiastunów za błahy – kiedyś zwykł je ignorować, aż w końcu zrobił to o jeden raz za dużo. Od tamtej pory każdy znak od losu traktował poważnie, niektórzy stwierdziliby: zbyt poważnie. – Hm – mruknął. Zmarszczył brwi, pocierając brodę pozbawioną palca dłonią. – Dziwne – jak wir morski pojawiający się znikąd – skomentował, znów przypominając sobie przemykającą po maszcie postać człowieczka w żółtej kurtce i kapeluszu z szerokim rondem. – Zanim to się stało, widziałem klabaternika – to duch opiekujący się statkiem, ujawnia się rzadko, a jego ucieczka wróży niechybną zgubę. Zaraz po tym, jak zeskoczył z masztu i uciekł po burcie, pojawiłaś się ty – powiedział tonem zastanowienia. Skoro czarownica niedługo wcześniej spotkała na swojej drodze ponuraka, to czy mogła przywlec zagrożenie za sobą? Czy może dwie te rzeczy stały się jednocześnie? – Nie podoba mi się to – mruknął, tym razem nie zwracając się do nikogo konkretnego, mówiąc – zdawałoby się – wyłącznie do siebie. – Kapitanie – poprawił ją, zawsze uważał, że lordem był na rodowych ziemiach; na pokładzie Szalonej Selmy nosił inny tytuł.
Stopniowo zaczął tracić zainteresowanie rozmową, opowieść o bankrutującym sklepie i czekającym w domu mężu go znudziła – liczył chyba na coś ciekawszego, wersja z syrenimi siostrami, choć absurdalna, podobała mu się znacznie bardziej. Gdyby dowiedział się, że schowana pod narzutą czarownica w rzeczywistości była poszukiwaną niegdyś rebeliantką, z pewnością mocno by się zdziwił; głównie tym, jak mylnie ją ocenił. Tymczasem przestał jej słuchać w połowie wypowiedzi, zapominając o szczegółach zanim jeszcze na dobre wybrzmiały w przestrzeni kajuty.
Na pytanie o kometę westchnął jedynie, z głośnym stuknięciem odkładając szklankę na biurko. Zaiste – jak to było możliwe? – Jak tylko spotkam jakiegoś astronoma, na pewno go zapytam – powiedział jedynie, o ciałach niebieskich i ich zachowaniu nie wiedział wiele, świecące na nocnym niebie gwiazdy wykorzystując wyłącznie do nawigacji; potrafił wyznaczyć na ich podstawie kierunek, określić strony świata, ale zawieszona w bezruchu kometa pozostawała dla niego w sferze legend.
Kolejną myśl przerwało głośne stukanie do drzwi kajuty; podniósł się, podejrzewając, że zbliżali się do brzegu. – Na twoim miejscu zaczekałbym, aż moja załoga zejdzie z pokładu, Hannah – przestrzegł, jej imię było jedną z nielicznych informacji na jej temat, które zachował w pamięci. Wziął do ręki przewieszony przez oparcie krzesła kapelusz, po czym wsunął go na głowę. – Nie wszyscy mają tak dobre maniery, jak ja – dodał. Rzucił jej krótkie spojrzenie, tknięty jakimś niezrozumiałym, pozbawionym podstaw przeczuciem, że spotkają się kiedyś znowu – nie istniały wszak przypadki – po czym opuścił kajutę, gotów wydać ostatnie tego dnia rozkazy marynarzom.

| zt x2 :pwease:




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers
Re: Środek Oceanu [odnośnik]04.01.24 19:24
| 5 września

Sprowadzenie krakena bliżej wybrzeży Norfolku chodziło mu po głowie już od dłuższego czasu – od miesięcy właściwie, choć pijane idee wymieniane nad szklanką ognistej whisky podczas przyjęcia z okazji odznaczenia wojennych bohaterów wydawały się wtedy zrodzonym w alkoholu szaleństwem. Gdyby po bitwie pod Felixstowe morska bestia zniknęła z powrotem w głębinach, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu, za którym można by podążyć, pomysł wykorzystania jej do przejęcia kontroli nad częścią Morza Północnego zapewne umarłby śmiercią naturalną, ale miesiące mijały, a do Manannana nie przestawały docierać informacje o bytującym w okolicach Landguard Fort krakenie. Pozostawienie go samemu sobie wydawało się marnotrawstwem, poza tym – więź, jaką tamtego dnia nawiązał ze stworzeniem, nawet jeśli krótkotrwała i mętna, nie dawała mu spokoju. Czuł, że potwór nie pojawił się w Anglii bez powodu, ani że nie było ani grama przypadku w fakcie, że nie atakował należących do Traversów okrętów – mimo że te mugolskie zatopił bez zawahania. Zawarcie wątpliwego moralnie sojuszu z syrenami tylko dolało oliwy do metaforycznego ognia, niemożliwe brzmiało coraz bardziej możliwie – a kiedy po deszczu meteorytów po raz pierwszy natknął się na polujących na transportowe statki piratów, wiedział, że przyszedł czas na działanie.
Przedsięwzięcie było ryzykowne i kosztowne; chociaż przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji Manannan skonsultował się z obeznanymi z podwodnym światem magizoologami, to kraken należał do gatunku tak rzadkiego, że niewielu czarodziejów faktycznie widziało go na własne oczy. Wiadomym było, czym się żywi i jakie ma przyzwyczajenia, ale przewidzenie, jak zareaguje na zachętę do zmiany legowiska, było trudne – zwłaszcza, że bestia już w przeszłości zachowywała się nietypowo. Do dzisiaj nie był pewien, co właściwie przyciągnęło ją w pobliże fortu (choć rzecz jasna miał swoje podejrzenia), ale tego – przy pomocy Melisande – miał zamiar się dowiedzieć.
Póki co musiał jednak zadbać o przygotowanie miejsca, które kraken zdecydowałby się uznać za własne. Głębiny, na które wiosną przeciągnęli mugolskie, zatopione przez niego statki, wydawały się dobrym punktem wyjścia, stworzone w ten sposób cmentarzysko mogło służyć za bazę do polowań. Pozostawała kwestia podsunięcia mu odpowiedniej zachęty, a ta – dosłownie i w przenośni – spadła Manannanowi z nieba, kiedy jeden z odłamków meteorytu uszkodził należący do Traversów okręt, Zemstę Północy. Uszkodzenia okazały się zbyt rozległe, żeby opłacało się je naprawiać, konstrukcja – przepołowiona właściwie od pokładu po dno – częściowo spłonęła. Odzyskać udało się jedynie część wyposażenia i przewożonego ładunku, które – po konsultacji z Koronosem – postanowili przenieść na świeżo odremontowaną po incydencie z syrenami Słoną Catherine. Zemsta Północy natomiast, po tym jak zwinęła żagle po raz ostatni, miała stać się przynętą na krakena.
Sprowadzenie pożywienia, które mogłoby zainteresować morską bestię – przede wszystkim większych ryb i skorupiaków, według informacji pozyskanych przez Melisande stanowiących dla potwora przysmak – kosztowało małą fortunę, którą Manannan wyłożył w większości z własnej kieszeni, doskonale zdając sobie sprawę, że jeżeli się pomyli, utopi te galeony na marne. Gra wydawała mu się jednak warta świeczki, inwestycja miała zwrócić się z czasem, przynosząc zyski przede wszystkim dla rodu – Traversowie, kontrolując przepływ towarów z Danii, Norwegii i północnej Europy, mogliby znacznie zwiększyć pojemność swojego skarbca; odbudowa hrabstwa zniszczonego przez kataklizm nie miała być tania, potrzebowali galeonów. Pozbycie się żerujących na wojnie i kryzysie piratów również było w tym wszystkim istotne, nie mogli pozwolić sobie na utratę kolejnego transportu czy statku.
Manannan postanowił osobiście dopilnować całego procesu, przymocowaniem siatek z żywnością do wypróżnionego z niepotrzebnych elementów kadłuba okrętu zajął się więc razem z załogą, nie wstrzymując się przed ubrudzeniem sobie rąk. Na czas prac Zemsta Północy – a raczej jej wrak – została wyciągnięta z wody i umieszczona w suchym doku; dopiero kiedy szamoczące się jeszcze ryby i kraby zostały w całości przeładowane i przywiązane do masztów i burt, wciągnęli przygotowaną w ten sposób przynętę na płyciznę, grubymi linami przywiązując ją do Szalonej Selmy i Słonej Catherine. Dwa okręty Traversów – jeden dowodzony przez Manannana, drugi przez jego kuzyna – pociągnęły wrak na głębiny, na które opadł, zajmując miejsce na dnie pomiędzy zatopionymi mugolskimi fregatami i pancernikami. Z czasem, według planów, miał stać się nie tylko miejscem uczty dla krakena, ale również jego stałym legowiskiem; pośród zatopionych, solidnych konstrukcji z drewna i metalu, morskiej bestii łatwo było się ukryć.
Kiedy Zemsta Północy została już odcięta od przytrzymujących ją lin i obciążona wystarczającym balastem, by pociągnąć ją na dno, Słona Catherine zawróciła do portu, podczas gdy Manannan skierował Szaloną Selmę na wody Suffolku, gdzie spodziewał się odnaleźć bytującą tam od bitwy pod Felixstowe bestię. Znalazłszy się na miejscu, nie dostrzegł nigdzie jej charakterystycznej sylwetki – kraken miał czasem w zwyczaju przyczajać się tuż pod powierzchnią, a jego tułów przypominał wtedy szarą, nagą, wystającą z wody wyspę – ale wysłana łódź zwiadowcza dostrzegła ciemny kształt, odcinający się wyraźnie od szaro-błękitu oświetlonego słońcem morza. Gdy podpłynęli bliżej, potwór poruszył się, koniuszki macek zmąciły wodę tuż pod powierzchnią, tworząc niewielkie fale, ale atak – zgodnie z oczekiwaniami – nie nastąpił; kraken w jakiś sposób nadal zdawał się rozpoznawać Szaloną Selmę pośród innych okrętów, a mimo że Manannan wciąż nie był pewien, na jakiej zasadzie stwór dokonywał selekcji, to nie przeszkadzało mu, że podróż obyła się bez incydentów. Jego załoga już i tak pozostawała niespokojna, bliskość bestii wywoływała wśród żeglarzy uzasadniony lęk; wiedział, że tylko surowa dyscyplina zaprowadzona na pokładzie powstrzymuje marynarzy przed buntem wobec (pozornie szaleńczych) rozkazów.
Mając pewność, że kraken zwrócił na nich uwagę, podjął decyzję o zawróceniu statku i wyrzuceniu za burtę kolejnej sieci ze skorupiakami – uwiązanej do rufy i ciągniętej za Szaloną Selmą, która miała posłużyć za wabik dla potwora. Sieć – celowo – nie była w pełni szczelna, co pozwalało morskim stworzonkom na stopniową ucieczkę – prosto w macki i szczęki podążającego za okrętem krakena. To, że faktycznie za nimi płynął, stało się jasne bardzo szybko; stojąc na rufie z przyłożoną do oka lunetą, Manannan widział wybrzuszającą się raz po raz powierzchnię wody i rozchodzące się wraz z kolejnymi ruchami bestii fale. Od czasu do czasu ponad nie wyskoczyła pojedyncza macka, wijąc się przez chwilę w powietrzu i wywołując niespokojne gwizdnięcia wśród żeglarzy; ci, którzy byli mniej zajęci pracą, co chwila pokazywali coś sobie palcami, osłaniając oczy od rażącego ich słońca.
Kiedy siedzący na bocianim gnieździe majtek zasygnalizował załodze, że zbliżali się do cmentarzyska, Manannan przeszedł z rufy na dziób okrętu, jednocześnie nakazując marynarzom zajęcie uprzednio wyznaczonych pozycji. Sam obserwował wodę, raz po raz spoglądając również na drgającą igłę magicznego kompasu; dopiero kiedy był pewien, że znaleźli się bezpośrednio ponad zatopionym wcześniej wrakiem, machnął zamaszyście ręką. – Odciąć sieć! – krzyknął; w powietrzu świsnęły zaklęcia, a gruby, utrzymujący do tej pory przynętę sznur pękł. Sieć, teraz już zapełniona jedynie w połowie, zamigotała jeszcze przez chwilę pod powierzchnią wody, po czym zaczęła stopniowo tracić na wyrazistości, aż wreszcie zniknęła w głębinach.
Kraken, zgodnie z oczekiwaniami, podążył za nią – przybliżając się tym samym do wraku Zemsty Północy. Manannan widział, jak bestia zmieniła kierunek, potężna fala rozeszła się po powierzchni wody po raz ostatni, kołysząc skrzypiącym pod jego stopami pokładem – a później sylwetka potwora zlała się z czernią morskiego dna, a samo morze wygładziło się i uspokoiło. Dookoła zapanowała cisza, przez chwilę przerywana jedynie głosami żeglarzy, którzy – zgromadziwszy się przy sterburcie – spoglądali w wodę, starając się wypatrzeć cokolwiek. Na próżno, ani jedna macka nie świsnęła już w powietrzu, nic nie poruszyło się też pod powierzchnią; kraken zniknął, prawdopodobnie zajęty posiłkiem.
Manannan odczekał jeszcze parę minut, po których wydał rozkazy zawrócenia Szalonej Selmy, wyznaczając kurs na Norfolk; wielogodzinne obserwacje nie miały sensu, minie kilka dni, nim przekonają się, czy plan zadziałał, a morska bestia rzeczywiście zdecydowała się przenieść do nowego leża. Do tego czasu – nie miał zamiaru próżnować, musieli wspólnie z Melisande ułożyć plan działania. Pozostawała też kwestia zamieszkujących skalną grotę syren, zbliżała się kolejna pełnia – a on nie miał jeszcze obiecanej ofiary, którą zgodnie z zawartym sojuszem miał im wtedy złożyć.

| zt (~1308 słów)




some men have died
and some are alive
and others sail on the sea
with the keys to the cage
and the devil to pay
we lay to fiddler's green

Manannan Travers
Manannan Travers
Zawód : korsarz, kapitan Szalonej Selmy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
so I sat there,
beside the drying blood
of my worst enemy,
and wept
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +4
CZARNA MAGIA : 12 +4
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t10515-manannan-travers https://www.morsmordre.net/t10605-zlota-rybka#321117 https://www.morsmordre.net/t12133-manannan-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10596-skrytka-bankowa-nr-2306#320992 https://www.morsmordre.net/t10621-manannan-travers

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Środek Oceanu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach