Wydarzenia


Ekipa forum
Stara huśtawka
AutorWiadomość
Stara huśtawka [odnośnik]07.12.18 22:04
First topic message reminder :

Stara huśtawka

Na tej huśtawce bawiły się przynajmniej cztery pokolenia Prewettów. Nawet nestor nie potrafi sobie przypomnieć dnia, w którym jej tutaj nie było. Prawdopodobnie jest przytwierdzona do drzewa za pomocą Zaklęcia Trwałego Przylepca, ale jeszcze nikt tego nie sprawdził, ponieważ nie było takiej potrzeby - huśtawka wydaje się niezniszczalna. Z pewnością sprawi radość kolejnym pokoleniom Prewettów i jeszcze nie jeden raz pomoże im przenieść się do beztroskiego świata dziecięcej wyobraźni.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stara huśtawka - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stara huśtawka [odnośnik]24.02.22 13:43
Mógł zatem uważać się za niesamowitego szczęściarza - jego miłosne zawody i podboje zdawały się omijać. A jeżeli już jakaś lady skradła serce rudowłosego szlachcica to miała na tyle rozumu, że prędko oddawała je w ręce właściciela, aby ten za chwilę mógł pokątnie westchnąć sobie do innej panny. Żadna jednak nie postanowiła zatrzymać go na dłużej, co ostatecznie mógł uznać za błogosławieństwo. Podobno nieszczęśliwe serce trafiło gorzej od najpaskudniejszej trucizny, jątrząc się jeszcze paskudniej niż skażona rana. A takie obciążenia niepotrzebne były lekkiemu niczym piórko duchowy Roratio, który na pierwszy rzut oka sprawiał wrażenie najbardziej beztroskiego człowieka pod słońcem - nie zważając nawet na to, że wcześniej wspomniane słońce zza chmur wyglądało raczej z rzadka. Szczególnie z tym szerokim uśmiechem, którym właśnie obdarzył Nealę i babunię oraz piegami rozsypanymi jakby przypadkowo po bladej twarzy.
Och, pytania na temat potencjalnych panien i kawalerów, mogących zostać w przyszłości partnerem przy ślubnym kobiercu to ulubione zajęcie szlachcianek w wieku babuni. Bo czymże innym miała się kobiecina zajmować? Co innego mogłoby ją frasować? Ona swoją podróż już odbyła - obecnie żyła swoją przeszłością i przyszłością następnych pokoleń. O przyszłości, o której często wielu z nich nie myśli. Na przykład Roratio nie wyobrażał sobie jeszcze siebie na ślubnym kobiercu, chociaż niczym wybuchu łajnobomby spodziewał się tej wiadomości do Archibalda, który przecież teraz najpierw był jego nestorem a dopiero później irytującym, starszym bratem.
- Doprawdy? I ja się cieszę, że cię widzę, Nealo - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a po chwili już mogli pozostawić babunię za plecami i udać się w stronę drzwi wejściowych prowadzących na normalnie intensywnie zielone tereny, które teraz - jak wszystko - cierpiały pod wpływem ciągłych odwilży. - Może odrobinę - przyznał figlarnie, chociaż trzeba przyznać, że Roratio wystrzelił niesamowicie wysoko ku górze. Powiedział kiedyś małemu Winniemu, na pytanie czemu jest tak wysoki, że mama wystawiła go na deszcz na zbyt długo i teraz głową może rozganiać chmury.
- Skoro wybawiłem cię już spod gradobicia pytań babuni, to powiedz co takiego sprowadza cię do Weymouth jeżeli nie herbatka z prababką? - zagadnął po chwili, wolnym krokiem zmierzając w stronę starej huśtawki, jego ulubionego miejsca w obejściu. Kojarzyło mu się niewątpliwie pozytywnie z czasami dzieciństwa, kiedy uciekał przed guwernerem, chcącym za wszelką cenę doprowadzić do ładu strój młodego lorda, ale prędzej Rory ubrudził sobie białe skarpetki niż dał zapiąć kaftan pod samą szyję. Okropieństwo!
- Pamiętasz tę huśtawkę? - zagadnął całkiem swobodnie, bo o ile go pamięć nie myliła to często bywali tu jako dzieci, kiedy Brendan oraz Mare tracili nimi zainteresowanie i wypadało znaleźć sobie jakieś własne zajęcie. Sam Roration nadal tu przychodził, kiedy tylko słońce zaczynało przyjemnie piec w kark - twierdził, że czytanie tych wszystkich nużących pism i papierzysk oraz przyswajanie notatek z wykładów Archibalda oraz profesora ekonomii jakoś łatwiej wchodzą mu do głowy właśnie na tej drewnianej ławeczce.
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Stara huśtawka [odnośnik]25.02.22 1:05
Można było żyć i nie gadać co chwilę o kawalerach, czy przejmować się którymś Doem, prawda? Tak sądziłam, Thomas na razie cicho siedział, może jednak nic do nie mnie nie miał? Nie byłam pewna. Znaczy tego, że byłam przeklęta to byłam tak pewna - pewna, że bardziej się nie dało i możliwie, że więcej niż jedną musiałam to sprawdzić u kogoś, może mogłam się wyleczyć jakoś z tego. Na razie jednak stałam przed pra babcią próbując jakoś zgrabnie wybrnąć, ale sama nie poradziłabym sobie wcale, gdyby nie znajdujący się nagle obok Roratio, którego obecność przyjęłam co najmniej z ulgą. Znaczy do czasu tych dłoni całowania, bo wtedy spięłam się na chwilę na pewno. Ale miałam za mało informacji, żeby móc coś na pewno teraz już podejrzewać.
Odpowiedziałam uśmiechem na uśmiech. Lubiłam go, znaliśmy się długo, trochę czasem zmuszeni czasem, czy kolejnością w której na świat nam przyszło przyjść w ogóle. Babcia kiedyś przyjść kazała do niej a nie po drodze do kogoś. I już widziałam, że się z tego spotkania tak łatwo nie wykręcę, ale o kilka tygodnie przeciągnąć mogę.
- Aha, odrobinę. - mruknęłam marszcząc brwi i mrużąc oczy. Żeby zatrzymać się, złapać go za nadgarstek by zatrzymać i jego. A potem unieść swoją rękę, która się właściwie praktycznie kończyła w tym samym momencie co czubek jego głowy. - Odrobinę?! - uniosłam głos wywracając oczami, stając na palcach, nadymając policzki i marszcząc brwi łapiąc się pod boki, żeby opaść chwilę później na pięty i ruszyć w dalszą drogę.
- Molly miała poważny problem i potrzebowała towarzystwa do rozmowy o biedronkach. - stwierdziłam, zaplatając dłonie za plecami. By unieść wzrok na Rory’ego i łagodnie dźwignąć kącik ust ku góry. Oczy też mi się śmiały. Dobrze musiał wiedzieć, jak ważne były biedronki, prawda? - Nie mogłam nie pomóc jej w problemie. - stwierdziłam z przekonaniem wędrując obok niego w znajome rewiry, choć ostatnio nie było mnie tu całkiem dawno.
- Pamiętam. - zgodziłam się, podchodząc bliżej. - Zawsze na nią wchodziłam. - powiedziałam, zbliżając się do niej, żeby zrobić to samo, chociaż wcześniej łatwiej było to określić jako wdrapywać. Byłam o wiele mniejsza. Złapałam się odwracając do Roratio. - Ty przestrzegałeś mnie, że spadnę z niej i kolana sobie obiję. - dodałam sięgając do dalekich wspomnień. - Ale nigdy nie spadłam. - zwróciłam mu uwagę, odwracając się w jego stronę. unosząc usta w uśmiechu. Nie dlatego że koordynacje ruchową taką świetną miałam. Jak dobrze pamiętałam kilka razy prawie z niej spadłam, ale nigdy do ziemi nie dotarłam.
- Brakuje wam czegoś? - zapytałam chwilę później. Odrzucając włosy na plecy. - Nie wam w sensie, tylko ludziom w Dorset. - sprecyzowałam pytanie. Wiedziałam z jakimi problemami borykało się Devon - pewnie z większym niż te o których wiedziałam, nie wątpiłam, że w Dorset było podobnie. - A może w nadmiarze czegoś macie? - dodałam jeszcze jedno pytanie, marszcząc brwi trochę.

| że moja koordynacja nadal ma się tak średnio, jak wypadnie mniej niż 50 (+ zwinnośćx2) to równowagę stracę i lecieć pewnie zacznę


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Stara huśtawka [odnośnik]25.02.22 1:05
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 61
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stara huśtawka - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stara huśtawka [odnośnik]28.02.22 21:46
Och, ależ oczywiście, że było można, ale takie już było zachowanie starszych dam, którym niewiele spraw zaprzątało myśli. Zresztą, czyż to właśnie nie one odgrywały wielką rolę w tworzeniu wszelkich mariaży? Któż lepiej niż one pamiętał śluby i skandale ostatnich lat, od właściwie pierwszego ich występu na salonach? Przecież Roratio nie w głowie było śledzenie dworskich plotek, podobnie pewnie było w przypadku wielu nestorów, którzy – jak zaczął podejrzewać już od jakiegoś czasu – patrzyło na to pod względem czysto ekonomicznym i politycznym. Dlatego nie było tu mowy o miłości, ale o tym Rory również starał się nie myśleć, nawet jeżeli zdrowy rozsądek podsuwał myśl o tym, że w najbliższym czasie Archibald będzie mógł chcieć przedstawić mu potencjalną narzeczoną.
Na podniesiony głos Neali zareagował jedynie szerokim uśmiechem, palcami drugiej dłoni przeczesując skręcone, rude, niemalże ogniste kosmyki włosów, które z pewnością dodawały jeszcze jego sylwetce kilku centymetrów. – Ależ naturalnie! Biedronki to bardzo poważny problem - powiedział z całkiem poważną miną, która pozornie mogła być nieadekwatna względem wypowiedzi. Dla Roratio nie było jednak tematów banalnych, szczególnie jeżeli chodziło o dzieci jego rodzeństwa. Z powagą podchodził do ich rozterek, pomysłów i innych zagwozdek najmłodszego pokolenia Prewettów, od momentu, w którym nauczyli się mówić.
Zawsze z nutą nostalgii patrzył na huśtawkę, na której spędził jedne z najbardziej beztroskich chwil. – Ale niewiele brakowało – dodał, unosząc jedną brew. A kiedy Neala zaczęła – jak za ich dziecięcych lat – zaczęła wspinać się na starą huśtawkę, Roratio niemalże od razu nastawił się do asekuracji, w razie, gdyby jednak tym razem, po raz pierwszy miała spotkać się z przemokniętą i chłodną ziemią. Odetchnął z ulgą, kiedy ta spokojnie usiadła. – Chciałaś sprawdzić, czy będzie ten pierwszy raz? – zagadnął, unosząc jedną brew ku górze.
Na jej kolejne pytanie początkowo westchnął ciężko. Człowiek gołym okiem widział jak działania Rycerzy wpływały na sytuację wszystkich hrabstw. Roratio widział to ostatnio nie tylko w drastycznych obrazach wśród ludzi z Dorset, ale także w liczbach. Od kiedy usiadł przy biurku i zaczął patrzeć na to pod względem ekonomicznym. Oczywiście w lot pojął, że nie pytała o nich – przecież szlachcicom niczego nie brakowało. Co, chociaż cieszyło go ze względu na starszych członków rodziny czy też dzieci, to jednak mocno martwiło patrząc na to, co dzieje się na terenie jego hrabstwa. Jego domu.
- Jak w każdym regionie, podejrzewam – rzucił, marszcząc brwi. Cóż miał jej powiedzieć? Brakowało zapasów, ludzie panikowali i plądrowali, ale Roratio wcale się nie dziwił. Panika oraz strach wcale nie wróżyły dobre. – Ludzie w Dorset nie mają zapasów, zima nie rozpieszcza co może uderzyć w grunty uprawne – podzielił się z nią swoją wiedzą na temat zielarstwa, które mogło mieć odwzorowanie w rolnictwie. Na całe szczęście, niemalże osiemdziesiąt procent Dorset stanowiło grunty uprawne, a sam Roratio ufał, że pozwoli to im przetrwać gorszy okres – Jeżeli w czymś możemy pomóc, to z pewnością zajrzałbym do naszych cieplarni – zaproponował, bo rozumiał, że to właśnie o tym myślała panienka Weasley, pytając o nadmiar czegokolwiek. – A wam czego braknie, kuzynko? – zagadnął bez ogródek. Wierzył, że mogą sobie wzajemnie pomóc, Rory’ego bardzo mierziła bezczynność.
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Stara huśtawka [odnośnik]12.03.22 2:14
TRA-GED-IA. Moja własna prywatna od kilku miesięcy już za mną szła. Jakby świat nie mógł wziąć i przyjąć do wiadomości, że postanowienie swoje miałam. Żadnych miłości, żadnych chłopaków. Same z tym problemy były. Potem wychodziły, jakieś nadzieje i ich braki. Nie potrzebowałam tego, chociaż już i tak byłam przeklęta. Wszystko było już stracone, wiedziałam to dokładnie, tylko nie wiedziałam kiedy. I to kiedy było najgorsze. Ta niewiadoma. A do tego jeszcze pani Babcia z tymi kawalerami. Dobrze że Rory się pojawił na horyzoncie. Ale ten zaraz z tymi całowaniami. Ale uspokoiłam się trochę, kiedy sobie przypomniałam, że kuzyn Elroy też tak miał. Więc może to nie była taka poważna sprawa.
Wywróciłam oczami na ten uśmiech cały. Wielki był jak kolos jakiś. Albo ja taka niewyrośnięta. Opcje były tylko dwie - nie więcej. I w sumie obie prawdziwe były jakby się tak zastanowić.
- Najpoważniejszy. - zgodziłam się spokojnie, potakując do tego jeszcze głową. Bo biedronki, a i owszem ważnym były problemem - nie było co do tego żadnych wątpliwości.
- Nie obiłabym się. - odpowiedziałam odwracając głowę, żeby na niego spojrzeć. Złapałam się i odchyliłam do tyłu głowę. - Złapałbyś mnie w porę. - stwierdziłam spokojnie unosząc usta w uśmiechu. Wyprostowałam się i ostrożnie obróciłam na huśtawce. - Masz odruch. - zaśmiałam się, wskazując na niego głową. Automatycznie się spiął i ustawił w taki sposób, żeby być w stanie zapewnić mi asekuracji, gdybym jakiejkolwiek potrzebowałam. Grzecznie jednak przykucnęłam i zsunęłam nogi siadając już jak należy na huśtawce żeby nie drażnić mu nerwów i pozwolić by odpiął te spięte mięśnie wszystkie.
- Pani Lande mówiła, że medykamenty dla wioski zgubiły się na drodze. - stwierdziłam marszcząc trochę brwi. Zastanawiając się nad tym na spokojnie, zaplatając dłonie. Odchyliłam głowę i spojrzałam na niebo.
- Co w nich macie? - zapytałam przenosząc na niego jedynie tęczówki. Nadal jednak widać było, że nad czymś zastanawiam się trochę. Wydęłam usta i zmarszczyłam brwi. - To frustrujące. - mruknęłam unosząc jedną z dłoni, żeby przez palce przepuszczać światło ze schowanego słońca. Bo takie właśnie było. Chciałam móc zrobić więcej, jednocześnie czując jak pod tak wielkim ogromem zapadam się trochę. Jak nestorzy byli w stanie zadbać o wszystko? - Byłam w porcie jakiś czas temu. Podpytać o trochę. - przyznałam ze spokojem nie opuszczając dłoni. - Myślałam o wodnym transporcie ale niewiele rozumiem z tego. Bo, pomyślałam, że gdybym znalazła czego w nadmiarze ma każde hrabstwo - choć trochę, można by tym uzupełniać braki w tym, które tego nie ma. Ale to nic odkrywczego, na pewno dawno to już zostało zrobione. - zasępiłam się trochę. Zamrugałam kilka razy, żeby odgonić pieczenie oczu. Ludzie ginęli, ludzie walczyli, kiedy ja spałam w ciepłym domu. Głodowali, walczyli o każdy dzień, kiedy siedziałam na tej huśtawce nie muszę martwić się o to, co potem. Teraz bardziej niż wcześniej swoją własną niemoc odczuwałam najmocniej.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Stara huśtawka [odnośnik]15.03.22 22:20
Zapewne, gdyby rozterki o miłościach i klątwach - w których prawdziwość za pewne mocno by powątpiewał - usłyszał od niej w tej chwili to jedynie zacmokałby w rozbawieniu, pokręcił głową i z pewnością poradziłby wizytę u klątwołamacza. Przecież nie ma nic lepszego niż pomoc specjalisty, prawda? No właśnie. Czasem zapominał, że kuzynostwo z Devon było chowane w nieco inny sposób i gdyby zdawał sobie sprawę z tego jak wiele zmartwień przysporzył Neali tym jednym, czysto kurtuazyjnym gestem z pewnością by go sobie oszczędził, nawet jeżeli tym samym miał narazić się na surowe spojrzenie i późniejszą reprymendę ze strony prababki.
Łypnął na nią niby surowym wzrokiem, który wyglądał w jego wykonaniu doprawy dziwacznie, jakby zupełnie nie pasował do twarzy Roratio, która przywykła do szerokiego uśmiechu. - I tak nie powinnaś tego robić - dorzucił już swobodniej, nonszalancko opierając się przy tym o konstrukcje starej huśtawki. Oczywiście gdy tylko miał pewność, że Neali nie grozi bliższe spotkanie z jeszcze mokrą i zimną ziemią. Skrzywił się na przekazaną przez Nealę wiadomość. - Niedobrze, nawet bardzo niedobrze. Te transporty powinny być lepiej chronione - rzucił sfrustrowany. A podobno to on był podlotkiem, który nie miał pojęcia o tym, co dzieje się na zewnątrz i czym tak naprawdę była wojna. Zdawało się, że starsze pokolenia także nie wiedziały jak budować nową, wojenną codzienność, tak, aby działała.
Zmarszczył brwi w zastanowieniu na pytanie panny Weasley, próbując dokładniej odtworzyć zawartość szklarni, szukając zarówno wspomnień z pobytu w samej szklarni jak i wśród przerzucanych z miejsca na miejsce papierów, którymi od jakiegoś czasu zajmował się coraz częściej. - Właściwie całą podstawę alchemiczną, a przynajmniej jeżeli chodzi o rośliny lecznicze - nie przypominam sobie, żebyśmy robili zamówienia na zioła chociażby do naszego podręcznego, medycznego wyposażenia - odparł wyrywając się z tego zamyślenia, w którym pozwolił się sobie zatopić. Jednocześnie oderwał swoje ramię od chłodnej powierzchni drewnianej konstrukcji.
- Szczerze? Musiałbym zapytać mojego najczcigodniejszego nestora, czy zdążył już podobną wymianę zaproponować członkom Sojuszu Kornwalijskiego - zastanowił się głośno. Być może zawodziła go pamięć, a być może w wojennej zawierusze i podczas skupiania się na problemach własnych hrabstw szybko zapomnieli o swoich sąsiadach. - Jeżeli faktycznie nikt o tym nie pomyślał, moglibyśmy rozesłać listy do pozostałych członków sojuszu? Nawet jeśli nikt nie ma nic do oddania to może dysponowałby możliwością właśnie transportu? Przyznam ci, że nie znam się na żegludze - skrzywił się nieznacznie. Roratio był człowiekiem czynu i niezbyt lubił, gdy coś - nawet własne ograniczenia, przecież nie było możliwości, aby posiadał wiedzę, taką prawdziwą i solidną, na każdy temat - blokowały jego działania. - Zapewne większość posiadłości ma gdzie utknięte stosy szat i kreacji, które już nigdy nie zostaną ubrane, może to też warto rozważyć - na swoim przykładzie mógł powiedzieć z jak wielu skrojonych na miarę szat wyrósł w bardzo krótkim okresie czasu.
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Stara huśtawka [odnośnik]22.03.22 18:45
Powinien wiedzieć, a już na pewno nie zaśmiewać się z rzeczy, przy których w ogóle mi do śmiechu nie było. Ostatnio też. Herbata niby była herbatą. A jednak Mare twierdziła, że herbata wcale herbatą nie jest. A wyszło, że była. Bardziej niż w tych wielkich dworach życia komplikować się jak widać nie dało. Coraz mocniej o tym byłam przekonana i coraz bardziej pewna. Przesunęłam kciukiem po wierzchu dłoni, miejscu na którym znajdowały się jego usta jeszcze chwilę wcześniej. Zdecydowanie za blisko. Zmarszczyłam brwi na krótką chwilę by zaraz zająć się huśtawką. Nieważne, to nie mogło mieć przecież żadnego znaczenia. Prawda? PRAWDA?!
Pokręciłam głową nie zgadzając się z jego słowami, nie uciekając przed spojrzeniem, które widziałam nader rzadko.
- Nie powinnam to pozwolić, żeby świat mi coś odebrał tylko dlatego że po drodze mogłabym się trochę zranić. - nie zgodziłam się z nim, siadając jednak na tej huśtawce, żeby mu nie drażnić nerwów bardziej niż było to konieczne. Zaczepiłam jedną nogę o kostkę drugiej opierając się o drewniane siedzenie. Straciłam już dostatecznie wiele nie mając nawet na to wpływu. Postanowiłam, żarliwie i gorąco, że jeśli tylko będę w stanie nie oddam już nic więcej bo bliskie będzie mojemu sercu. Równie mocno, co obietnica na wszystkie sasanki, którą złożyłam przed Brendanem. Zacisnęłam rękę w pięść unosząc ją przy klatce i spoglądając na chwilę na niebo. - Są odpowiednio. - zapewniłam go spokojnie. - Odpowiednio jak na nasze możliwości, nikt wcześniej z taką zimą się nie zetknął a i wojny takiej jak ta doświadczyć wcześniej nikt nie mógł by wiedzieć. - opuściłam głowę wzdychając lekko. - Leśna Lecznica pomogła wyleczyć poważniejsze urazy i choroby. - wytłumaczyłam, bo Ollie z Castorem rzeczywiście pomogli tego dnia wielu. Wydęłam lekko usta na wiadomość o całej podstawie alchemicznej. Alchemia akurat nie do końca była moją mocną stroną. Ale inna sprawa też posiadać czegoś w nadmiarze, a mieć jedynie na własny użytek.
- Nie myślę o sojuszu Roratio. - powiedziałam ciszej splatając dłonie na kolanach. Przesunęłam kciukiem po wierzchu dłoni. - Znaczy też, ale w wiele trudniejszej sytuacji jest Derby. - uniosłam rękę, żeby założyć za ucho kosmyk rudych włosów. Zmieniłam jednak zdanie, odgarniając je wszystkie na plecy. Zmarszczyłam trochę brwi. - Zapytasz? - uniosłam na niego wzrok w oczekiwaniu. Jeśli nie, sama to zrobię. Zapytam kogo będzie trzeba, przyjmę krytykę, wytrzymam słowa, że nie jestem potrzebna, zbyt dorosła, niewielka. - Atłasy i koronki na polach robotnych? - zapytałam przekrzywiając głowę i marszcząc brwi. Nie mogłam sobie jakoś tego wyobrazić. Nawet teraz widać było różnicę w naszych ubiorach. Choć ubrana byłam schludnie i czysto to różnica była widoczna, mimo, że miałam przecież najlepszą spódnicę. - Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić, Rory. - zmarszczyłam trochę nos zastanawiając się nad tym co powiedział. Czy dało się wykorzystać je jakoś inaczej? Tak, żeby rzeczywiście komuś pomogły?


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Stara huśtawka [odnośnik]01.04.22 15:07
Tu musiał się zgodzić - dworskie zasady i obyczaje naprawdę potrafiły skomplikować życie. Trzeba było wiedzieć, z kim wypada zostać samemu w pokoju, kogo pierwszego przepuścić, koło kogo zajmować miejsce. Karze okazywać uprzejmość, tych na których widok krew w żyłach wrze i hamować wyrazy nadmiernej sympatii wobec tych, na których widok serce się raduje. Savoir-vivre przypominał trochę przewrotną damą bądź rozkapryszonego lorda - pozbawiona nieco logiki, ale konsekwentna w egzekwowaniu swoich celów.
Na jakże odważne stwierdzenie Neali - które nie dziwiło zważywszy na nazwisko, które nosiła i wspomnienie kuzynki z lat dziecięcych - uśmiechnął się jedynie pod nosem, spuściwszy delikatnie głowę, jednocześnie przestępując z nogi na nogę. Odpuścił też sobie dyskusję na ten konkretny temat, czując, że mogłaby ona poprowadzić ich na zgubny szlak.
Opierał się z nonszalancją o konstrukcje huśtawki plecami, a nieco wyciągnięte, długie nogi skrzyżował w kostkach. - Rozumiem, ale jak sama wspomniałaś transport przepadł. Nie jesteśmy przygotowani wystarczająco, aby zapobiec kolejnej takiej sytuacji - zauważył spokojnie, nie chcąc zasmucić czy też rozzłościć swojej rozmówczyni. Prawda jednak była taka, że nie było to zabezpieczone odpowiednio do obecnie panującej sytuacji. Łatwo było rzucać oskarżenia, owszem, ale każda dziedzina życia musiała teraz zaadaptować się do wojennych warunków.
- Mimo to, wydaje mi się, że członkowie sojuszu to najbardziej odpowiedni kierunek, patrząc chociażby na możliwości finansowe. A w ten sposób będziemy mogli też znaleźć niezbędną pomoc dla Derby- mruknął. Przecież musieli to jakoś skoordynować, a w tym momencie rody należące do sojuszu nadal posiadały największe zaplecze pod względem zaopatrzenia. - Można też odezwać się poza sojuszem do innych czarodziejskich rodzin znajdujących się poza Skorowidzem, często jeszcze lepiej od nas znają potrzeby codziennego życia, a i oni może mają coś do zaoferowania - zaproponował, wiedział o takich rodzinach jak Sprout za sprawą swojego przyjaciela, Castora, ale liczył też, że być może Neala miała jeszcze pomysł na to, do kogo można byłoby wystosować podobny list. - Oczywiście, wystosuję odpowiednie listy, myślę, że Poly będzie zachwycona - powiedział, mając na myśli oczywiście swoją sowę, która była równie energiczna i skora do działa jak jej właściciel. Rozumiał wątpliwości Neali i na brodę Merlina sam nie był pewien czy to dobry pomysł, ale może jednak znajdzie się na to jakiś użytek? - Wiesz, na krawiectwie znam się tak samo, jak na balecie, wiem, że coś takiego istnieje. Ale może warto skontaktować się z jakąś krawcową? No bo skoro nawet obumierające rośliny można przerobić na kompost, który pomaga we wzroście następnych roślin to chyba niezbyt głupim pomysłem byłoby chociaż spróbować znaleźć drugie życie dla szat kurzących się w szafach - trochę się rozmarzył, ale w jego oczach tliła się iskierka ekscytacji. Podobna do tych ogników, z jakimi próbował przekonać poprzedniego nestora do udzielenia pozwolenia an złożenie aplikacji na kurs aurorski. - I wiesz, przy takim przedsięwzięciu potrzebowalibyśmy rąk do pracy, moglibyśmy dać ludziom zajęcie, uczciwie pozwolić im na wykarmienie swoich rodzin - chyba ta myśl tak bardzo go podekscytowała.
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Stara huśtawka [odnośnik]03.04.22 20:42
Byłam gdzieś pomiędzy. Dokładnie tak, jak powiedziała Jamesowi. Znałam arystokratów, bo łączyła nas krew - czasem bliższa, a czasem dalsza bardziej. Nie wychowywałam się jednak jak oni. Nie pasowałam to wielkich pałaców i równie wielkich terenów. Wolałam serce i dusze mieć wolną, niż skrępowane tym, kiedy trzeba było się dygnąć, a kiedy uśmiechnąć uroczo. Może dlatego nigdy im nie zazdrościłam. Mieli galeony, szaty wyszywane złotem i wszystko o czym zdawać by się mogło, że człowiek marzy. Ale jaką tak naprawdę płacili za to cenę? W moich oczach równie wielką, choć może ktoś, kto tak dorastał nie widział tego po prostu.
Zmarszczyłam brwi na wypowiedź Roratio. Czego ode mnie chciał? Przyzna się do błędu, który nawet nie należał od mnie. Dbaliśmy o nasze rzeczy i naszych ludzi. Tak, jak było to w naszej mocy. Naszą siłą zawsze była jedność, bo ta jedność. A on tutaj z wielkiego zamku mówił jakby tam był. Jakby było jakieś my. - Przepadł, dlaczego zakładasz że i kolejne przepadną?- odpowiedziałam mu więc. - Zakładasz, że nie uczymy się na błędach z przeszłości i kolejny raz popełnimy te same? - zapytałam więc przekrzywiając głowę. No nie mówił o tym, co już się stało, a o tym, że nie byli przygotowani w kwestii przyszłości. Tylko baran powtarza ten sam błąd drugi raz. Nie ja za nie odpowiadałam, słyszałam tylko to, co do moich ust dotarło, ale wierzyłam w ludzi Devon. Ci co transportem się zajmowali z pewnością podzielili się informacją i opracowali odpowiedni plan, tak marnie o nas myślał? Nie byłam pewna skąd wziął to stwierdzenie. Wzięłam wdech w płuca wypuszczając powietrze, spokój w duszę i ciało wlać potrzebowałam. To co się działo, targało moją duszą, nie był temu winien, choć nadal nie potrafiłam do końca zrozumieć.
Oczywiście, że jego myśli najpierw skierowały się ku sojuszowi, bo to na nim najwięcej wzajemnie można było skorzystać. Ale mnie nie sojusz martwił, a Derby i Greengrassi, którzy pozostawieni byli sobie sami. Martwiłam się o nich codziennie i niezmiennie, mimo że Mare zapewniała, że martwić się nie było o co. Zamilkłam słuchając jego słów. - To dobry pomysł. - zgodziłam się po chwili milczenia w końcu, kiedy pierwsza emocja wypadła. - Zapytanie innych rodzin. - przyznałam więc przymykając na chwilę oczy. Odchylając się na ławce, podrywając brodę i spoglądając na niebo. - Mare powiedziała, że może mnie skontaktować ze specjalistą od morskiego handlu. Poradziła jednak, bym idąc tam, wzięła wuja - choć zakładam że miała na myśli po prostu mężczyznę - który poprowadzi rozmowę i którego owy człowiek weźmie na poważnie. - wykrzywiłam usta w niezadowoleniu marszcząc brwi. Denerwowało mnie to strasznie, ale nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Westchnęłam znów, prostując się i podnosząc, słuchając kolejnych słów. Zastanowiłam się, unosząc rękę, żeby podrapać się palcem po nosie. Ponowne wykorzystanie czegoś nie było złym pomysłem. Ale nie bardzo widziałam zwykłych ludzi w atłasach ruszających na pole. Ale może jednak dało się rzeczywiście coś z tym zrobić. Miał racji sporo w tym, że można by pomóc, dając jednocześnie pracę. Tylko czy dało się tym naprawdę? - podniosłam się z ławki, odchodząc kilka kroków. - Znam jedną krawcową. - powiedziałam do niego, odwracając głowę. - Podpytam się. Ty zorientujesz się czy inne rody mają i są skore oddać takie rzeczy? - upewniłam się, zawieszając na nim uważne spojrzenie. Potaknęłam krótko głową. - Będę się zbierać, mam jeszcze sporą drogę przed sobą. - wytłumaczyłam się krótko, unosząc usta w uśmiechu. - Dziękuje za ratunek. - wyrzuciłam nogę w tył i dygnęłam przed nim krótko. Podniosłam się z iskierkami rozbawienia w oczach i uśmiechem na ustach. - Rdzawy rycerzu. - usta nadal nie przestawały się uśmiechać. Odwróciłam się odchodząc kilka kroków, by odwrócić jeszcze głowę. - Liczę na ciebie, Roratio. - rzuciłam w przestrzeń a kiedy patrzeć mógł już tylko na moje plecy uniosłam rękę, żeby nią krótko machnąć.

| zt? :pwease:


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Stara huśtawka [odnośnik]05.04.22 21:49
Absolutnie nie oczekiwał przyznania się do błędu, czy nawet nie szukał winnych - w nieudolny dosyć sposób wylewał swoją frustrację na to, że nie umiał osobiście pomóc na każdy jeden problem, które obecnie wyrastały jak grzyby po deszczu. - Nie, wybacz Nealo, nie to miałem na myśli. Zżera mnie po prostu frustracja na to, że nie umiemy - my wszyscy nie tylko ludzie Devon - zachować się w tej nowej sytuacji i nie powinniśmy umieć - odparł, chcąc wytłumaczyć swoje podyktowane irracjonalną złością słowa. Zresztą i wcześniej wspominał o "nas" a nie o "was". Byli w tym razem, a to, że mieszkał w zamku, a nie w chwiejnej chatce nie oznaczało, że cień rzucany przez Weymouth przysłaniał mu oczu. Zbyt często wychodził do swoich ludzi, korzystając ze swojej swobody, któej Archibald nie posiadał i wsłuchując się w głos cierpiącego ludu.
Uśmiechnął się, gdy Neala wsparła jego pomysł i zamyślił się na chwilę, gdy ta wspomniała o osobie poleconej przez Mare. - Jeżeli zechciałabyś na takie spotkanie się udać, chętnie będę ci w nim towarzyszyć - odparł. Widział teraz jak silną i zdeterminowaną panną była Neala i nie miał zamiaru ograniczać jej kreatywności. Ich społeczność związana była jednak przez konwenanse, które nie były łaskawe dla silnych kobiet. Miał nadzieję jednak, że Neala ujrzy w nim swojego partnera podczas planowania przedsięwzięcia, o którym teraz mówili, a nie kolejnego mężczyznę, próbującego narzucić jej swoją wizję świata i rolę jaką w niej pełniła. Nie zmieniając praktycznie pozycji czekał spokojnie aż Neala zbierze myśli. - Świetnie! - aż się ożywił, kiedy wspomniała o znajomej krawcowej i aż klasnął w dłonie z podekscytowania. - Oczywiście, jeszcze dzisiaj siądę do listów i skontaktuje się z odpowiednimi osobami - odparł ochoczo. Chociaż na ułamek sekundy zapomniał o palącym, nieznośnym wręcz uczuciu bezradności, które paliło go od środka. Skinął jej delikatnie głową, dając znać, że rozumie - chociaż Devon i Dorset sąsiadowały ze sobą to nadal Neala musiała pokonać kawałek drogi, aby dotrzeć do domu. - Życzę spokojnej podróży, kuzynko - odparł zatem z uśmiechem przyklejonym do twarzy, skłaniając się delikatnie. - Ależ nie ma za co, nie mogłem zostawić cię sam na sam z kochaną babunią, nie kiedy zmierzała na swoją herbatkę i pewnie miała cię na nią zaciągnąć - a jak każdy wiedział wtedy nie było zmiłowania. Uśmiechnął się już tylko pod nosem, kiedy sylwetka Neali oddalała się z każdym oddechem.
Czas działać!

/zt dziękuję bardzo <3
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Stara huśtawka [odnośnik]16.05.22 19:38
1 maja 1958
Początek maja w końcu przyniósł wyczekane słońce. Archibald obudził się przez jeden zbłąkany promień, który przedarł się przez grube zasłony w sypialni, grzejąc mu twarz. Lepszej pobudki chyba nie mógł sobie wymarzyć – był niesamowicie zmęczony surową zimą i kwietniowymi ulewami, dlatego powitał dzisiejsze ciepło z szerokim uśmiechem na ustach. Od razu kazał służbie odsunąć wszystkie zasłony i pootwierać okna, żeby wpuścić do pałacu trochę świeżego wiosennego powietrza. Nie wiadomo jak długo ta łaskawa pogoda miała potrwać, dlatego trzeba było z niej skorzystać. Przynajmniej Archibald miał takie plany, nie wszyscy domownicy podzielali jego dzisiejszy entuzjazm. Ubrany w wygodne ciemnobrązowe spodnie i przewiewną bawełnianą koszulę z długim rękawem zasiadł przy stole z tyłu posiadłości i zażyczył sobie właśnie tam dostać śniadanie. Lekkie kanapeczki z twarożkiem i warzywami – idealnie. Chyba udało mu się zarazić żonę swoim entuzjazmem, bo wkrótce do niego dołączyła na herbatę. Przesiedzieli wspólnie cały poranek i dopiero kiedy zbliżało się południe oboje postanowili udać się do swoich obowiązków. Archibald wyjątkowo zamierzał sobie zrobić wolne od pracy nestora, mając nadzieję, że Dorset nie spłonie przez jeden dzień jego nieobecności – zamiast tego udał się na obchód ogrodu, obserwując jak wszystkie kwiaty, krzewy i drzewa wracają do życia. Przy okazji zamienił parę słów ze swoim zaufanym ogrodnikiem, omawiając parę nurtujących go problemów (Sir, proszę zobaczyć te plamy na listkach dyptamu. Zrobiłem dla nich nową mieszankę nawozową, ale nie mam pewności czy zadziała), choć jego wiedza na temat roślin zdawała się jeszcze rozleglejsza niż Archibalda, więc rzadko kiedy zwracał mu na coś uwagę.
W końcu Archibald postanowił zasiąść na starej huśtawce. Naprawdę magia musiała ją tutaj trzymać, skoro nigdy nie była naprawiana, a gałąź na której wisiała wciąż była gruba i zdrowa. Archibald poprosił skrzatkę o przyniesienie monografii o śródziemnomorskich roślinach wodnych, którą ostatnio zaczął czytać, a także coś do przekąszenia. Ledwie skrzatka zniknęła mu z oczu kiedy dostrzegł nieopodal osobę niewiele wyższą z burzą rudych loków na głowie. – Hej, Winnie! – Zwrócił na siebie uwagę syna, podnosząc się z huśtawki. Szybko pokonał dzielącą ich odległość, posyłają mu przyjacielski uśmiech. Edwin potrafił swoją energią zaleźć za skórę, szczególnie starszej siostrze, czym niezmiennie przypominał mu Roratio, ale jednocześnie miał w tym wszystkim niezaprzeczalny urok. – Co kombinujesz? – Zapytał, choć dzisiaj nie zamierzał go o nic strofować – dzieci jeszcze ciężej musiały znosić ostatnią niepogodę, szczególnie takie żywe. Poza tym ostatnio rzadko poświęcał im czas, na co nawet Lorraine zaczęła zwracać mu uwagę. Nie chciał być ojcem, który tak naprawdę jest tylko głosem i zapachem wydobywającym się zza zamkniętych drzwi gabinetu. A ostatnimi czasy właśnie do takiego aspirował.


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Stara huśtawka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach