Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade
Potok Kirke
AutorWiadomość

Potok Kirke
Nieopodal wioski zboczem meandruje Kirkburn, czyli potok Kirke. To ledwie cieniutka wstążka, choć w marcu i kwietniu strumień staje się okazalszy, niosąc ze sobą resztki stapiających się hałd śniegu. Wtedy też, na wiosnę, według lokalnej legendy należy zanurzyć w nim, by zostać oczyszczonym ze wszystkiego, co złe. Mówi się, że Kirkburn ma w sobie magiczną moc i zmywa fałsz, odsłaniając prawdę. Nie do końca wiadomo, co to tak właściwie oznacza, bo i sprzecznych relacji na ten temat jest wiele, bez wątpienia jednak czarodziejski potok kryje w sobie jakąś tajemnicę.
Zawód : naczelny mąciciel
Wiek : odwieczny
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : 99
UROKI : 99
ALCHEMIA : 99
UZDRAWIANIE : 99
TRANSMUTACJA : 99
CZARNA MAGIA : 99
ZWINNOŚĆ : 0
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne


Rozmowa z Sheltą nie poszła najlepiej, ale czego mógł się spodziewać? Oboje żyli teraz w zupełnie innym świecie. Nie mógł jednak wymagać od kuzynki zbyt wiele - w końcu sam dopiero od niedawna poznał czym naprawdę była odpowiedzialność za bliskich. Wcześniej nie znał tego w ten sposób. Nie, gdy w grę wchodził los ukochanej osoby... I dzieci. To była burzliwa wymiana zdań, a astronom potrzebował po niej spokoju. Potrzebował oczyścić myśli i to nie tylko przypominając sobie oklumencję... Wcześniej dobrze szło mu tworzenie świstoklików, dlaczego nie miałby spróbować zrobić kolejnego? Tym razem na terenie Szkocji w pobliżu tak dobrze znanego sobie miasteczka. Wybrał potok Kirke praktycznie bez zastanawiania się. Gdy jeszcze mieszkał w Hogsmeade, przychodził nad potok praktycznie kilka razy w ciągu tygodnia. Zawsze odnajdywał spokój przy szumie delikatnej wody, a legendy o tym miejscu jedynie dodawały urok. Chociaż okolica Kirke i tak była cudowna... Zabrał ostatnią porcję księżycowego pyłu, różdżkę, podręcznik numerologii i małą figurkę wilka. Była drewniana i znalazł ją właśnie kilka kroków od potoku. Nigdy nie dowiedział się, do kogo należała ani kto ją wykonał, ale podejrzewał, że los skierował jego kroki ku niej. W końcu wilk był jego zwierzęciem.
Profesor powtórzył spokojne odtworzenie w wyobraźni obrazu lokacji, a po kilkunastu minutach położył przed sobą figurkę i obsypał ją pyłem. Tworzenie wymagało nakładu energii, czasu oraz koncentracji, ale Jayden się nie poddawał. Chociaż czuł drżenie w ramionach już po kilkudziesięciu minutach zmagań. - Portus - wypowiedział, mając nadzieję, że ciepło sukcesu miało go wkrótce otulić. Tak jak wcześniej.
he's the hero world deserves, but not the one it needs right now. they'll hunt him. he can take it. he's a silent guardian, a watchful protector. A DARK KNIGHT.
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : 43
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarodziej

Neutralni


The member 'Jayden Vane' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
Zawód : Mistrz gry
Wiek : ∞
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : 99
UROKI : 99
ALCHEMIA : 99
UZDRAWIANIE : 99
TRANSMUTACJA : 99
CZARNA MAGIA : 99
ZWINNOŚĆ : 0
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne


2 IV
Rude futro prześlizgiwało się pomiędzy resztkami śniegu, rozciągniętego na skostniałych od zimna trawach, wyłaniających się spod zimowej pokrywy. Biegła. Naprawdę starała się biec jak najszybciej, ale ledwie starczało jej tchu, a nogi szybko osłabły, gdy w trakcie tego szaleńczego zrywu musiała jeszcze tracić energię na balansowanie na śliskiej powierzchni.
Jack uznał chyba, że danie jej forów nie należy do jego kocich obowiązków, a przebieżki po urokliwej łące przysłużą się Elli, która wprawdzie spacerować lubiła, ale niekoniecznie wtedy, kiedy wypluwała sobie przy okazji płuca, ścigając rudego złośliwca.
Wypadła zza kępy dorodnych krzaków, opierając ręce na swoich kolanach i zginając się w pół, ale jej wyraz twarzy pozostawał zacięty. Determinacja skrząca się w zielonych tęczówka przełamana została zaskoczeniem, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że tuż przed sobą ma jeszcze jednego osobnika, gatunku ludzkiego.
- Mój kot... - wzięła głęboki oddech, kiwając głową w stronę buszującego w trawach. - Upodobał sobie kąpiele w tej - wdech - rzece, potoku właściwie? Mniejsza z nazewnictwem, jesteś w stanie rzucić jakieś zaklęcie, które na chwilę by go unieruchomiło? Byle tak, żeby czasem nic mu się nie stało - wydech - bo przysięgam, że jeszcze moment, a wyzionę ducha, tak metaforycznie, rzecz jasna, właściwie żadnego ducha jeszcze nigdy nie widziałam, kiedyś tylko zastanawiałam się, czy chciałabym się w jakiegoś przemienić już, no wiesz, po śmierci, ale nie mogę się zdecydować, bo tak w sumie... to śmiertelnie poważna decyzja - cień uśmiechu na chwilę pojawił się na jej twarzy, ale zniknął szybko, zastąpiony zmartwieniem, gdy w roztargnieniu tropiła wzrokiem przemieszczającego się zwierzaka - czytałam kiedyś o metodzie rozrysowywania drzewka decyzyjnego, to ponoć pomocne w takich kwestiach, trudniejszych, niekoniecznie natury spirytystycznej - do czego ona właściwie zmierzała? A, kot! - mój kot wabi się Jack, to skrót od chlebowca różnolistego* - dodała, jak zawsze rozczulając się, gdy o tym wspominała; miała swoją małą, kocią sałatkę owocową, jakkolwiek by to nie brzmiało - ale jak tak na niego wołałam, to uparcie mnie ignorował, nie to, żeby nie robił tego zawsze, jak widać chociażby teraz, w każdym razie, nie jestem w stanie go złapać... - ale od czego są czarodzieje i ich zaklęcia, może mają w repertuarze tych najbardziej użytecznych chociaż jedno, które pozwoliłoby przechwycić uciekającego kota, albo jakoś przywołać? - jak na kota wykazuje dziwne zainteresowania, w ogóle nie boi się wody, i kiedy znika na dłużej, to w dziewięciu na dziesięć przypadków znajduję go właśnie tutaj - te wszystkie informacje były oczywiście niezbędne, żeby wprowadzić go w sytuację. Właściwie powinna była się zmęczyć tym monologiem, ale mówienie, paradoksalnie, sprawiło, że nieco odpoczęła; nie była jednak pewna, czy da radę jeszcze dłużej bawić się w pościg. Dlatego z nadzieją zerknęła na mężczyznę, licząc na pomoc. I wtedy uświadomiła sobie, że nawet nie wie, jak on ma na imię.
Zapomniała, że tak właściwie rozmawiała z nim tylko dwa razy. W swojej głowie. W pierwszym scenariuszu siedziała akurat na schodach przed domem, kiedy przejeżdżał na rowerze tuż obok, rozbryzgując kałużę deszczu (co zdarzało mu się często - jeżdżenie na rowerze, statystyki częstotliwości rozbryzgiwania przez niego kałuż nie prowadziła); w drugim zaglądnął do księgarni, pytając o książki o czarodziejskich plemionach w Amazonii. I chyba miał na sobie pióropusz (z sowich piór, najprawdopodobniej).
Nie wiedziała o nim zupełnie nic - ale zdążyła już wyobrazić sobie całe jego życie, przez ten irytujący nawyk zbudowała sobie w głowie alternatywną rzeczywistość, umieszczając w niej wszystkich mieszkańców Hogsmeade, migających jej sporadycznie na horyzoncie; nadawała im role na podstawie tego, co podpowiedziała jej intuicja.
On, na przykład, wyglądał jej na twórcę latających rowerów, który lubił kaktusy. Albo, bardziej ogólnie, sukulenty. A że to świat magii, chociażby aloes mógłby przechowywać w sobie oranżadę zamiast wody.
Aczkolwiek teraz powinno chyba bardziej interesować ją, czy wygląda jej na kogoś, kto jest w stanie rzucić się w pościg za rudym kotem (choć bardziej prawdopodobne było to, że da w długą - ale po to, żeby uciec przed nią).
*jackfruit
Rude futro prześlizgiwało się pomiędzy resztkami śniegu, rozciągniętego na skostniałych od zimna trawach, wyłaniających się spod zimowej pokrywy. Biegła. Naprawdę starała się biec jak najszybciej, ale ledwie starczało jej tchu, a nogi szybko osłabły, gdy w trakcie tego szaleńczego zrywu musiała jeszcze tracić energię na balansowanie na śliskiej powierzchni.
Jack uznał chyba, że danie jej forów nie należy do jego kocich obowiązków, a przebieżki po urokliwej łące przysłużą się Elli, która wprawdzie spacerować lubiła, ale niekoniecznie wtedy, kiedy wypluwała sobie przy okazji płuca, ścigając rudego złośliwca.
Wypadła zza kępy dorodnych krzaków, opierając ręce na swoich kolanach i zginając się w pół, ale jej wyraz twarzy pozostawał zacięty. Determinacja skrząca się w zielonych tęczówka przełamana została zaskoczeniem, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że tuż przed sobą ma jeszcze jednego osobnika, gatunku ludzkiego.
- Mój kot... - wzięła głęboki oddech, kiwając głową w stronę buszującego w trawach. - Upodobał sobie kąpiele w tej - wdech - rzece, potoku właściwie? Mniejsza z nazewnictwem, jesteś w stanie rzucić jakieś zaklęcie, które na chwilę by go unieruchomiło? Byle tak, żeby czasem nic mu się nie stało - wydech - bo przysięgam, że jeszcze moment, a wyzionę ducha, tak metaforycznie, rzecz jasna, właściwie żadnego ducha jeszcze nigdy nie widziałam, kiedyś tylko zastanawiałam się, czy chciałabym się w jakiegoś przemienić już, no wiesz, po śmierci, ale nie mogę się zdecydować, bo tak w sumie... to śmiertelnie poważna decyzja - cień uśmiechu na chwilę pojawił się na jej twarzy, ale zniknął szybko, zastąpiony zmartwieniem, gdy w roztargnieniu tropiła wzrokiem przemieszczającego się zwierzaka - czytałam kiedyś o metodzie rozrysowywania drzewka decyzyjnego, to ponoć pomocne w takich kwestiach, trudniejszych, niekoniecznie natury spirytystycznej - do czego ona właściwie zmierzała? A, kot! - mój kot wabi się Jack, to skrót od chlebowca różnolistego* - dodała, jak zawsze rozczulając się, gdy o tym wspominała; miała swoją małą, kocią sałatkę owocową, jakkolwiek by to nie brzmiało - ale jak tak na niego wołałam, to uparcie mnie ignorował, nie to, żeby nie robił tego zawsze, jak widać chociażby teraz, w każdym razie, nie jestem w stanie go złapać... - ale od czego są czarodzieje i ich zaklęcia, może mają w repertuarze tych najbardziej użytecznych chociaż jedno, które pozwoliłoby przechwycić uciekającego kota, albo jakoś przywołać? - jak na kota wykazuje dziwne zainteresowania, w ogóle nie boi się wody, i kiedy znika na dłużej, to w dziewięciu na dziesięć przypadków znajduję go właśnie tutaj - te wszystkie informacje były oczywiście niezbędne, żeby wprowadzić go w sytuację. Właściwie powinna była się zmęczyć tym monologiem, ale mówienie, paradoksalnie, sprawiło, że nieco odpoczęła; nie była jednak pewna, czy da radę jeszcze dłużej bawić się w pościg. Dlatego z nadzieją zerknęła na mężczyznę, licząc na pomoc. I wtedy uświadomiła sobie, że nawet nie wie, jak on ma na imię.
Zapomniała, że tak właściwie rozmawiała z nim tylko dwa razy. W swojej głowie. W pierwszym scenariuszu siedziała akurat na schodach przed domem, kiedy przejeżdżał na rowerze tuż obok, rozbryzgując kałużę deszczu (co zdarzało mu się często - jeżdżenie na rowerze, statystyki częstotliwości rozbryzgiwania przez niego kałuż nie prowadziła); w drugim zaglądnął do księgarni, pytając o książki o czarodziejskich plemionach w Amazonii. I chyba miał na sobie pióropusz (z sowich piór, najprawdopodobniej).
Nie wiedziała o nim zupełnie nic - ale zdążyła już wyobrazić sobie całe jego życie, przez ten irytujący nawyk zbudowała sobie w głowie alternatywną rzeczywistość, umieszczając w niej wszystkich mieszkańców Hogsmeade, migających jej sporadycznie na horyzoncie; nadawała im role na podstawie tego, co podpowiedziała jej intuicja.
On, na przykład, wyglądał jej na twórcę latających rowerów, który lubił kaktusy. Albo, bardziej ogólnie, sukulenty. A że to świat magii, chociażby aloes mógłby przechowywać w sobie oranżadę zamiast wody.
Aczkolwiek teraz powinno chyba bardziej interesować ją, czy wygląda jej na kogoś, kto jest w stanie rzucić się w pościg za rudym kotem (choć bardziej prawdopodobne było to, że da w długą - ale po to, żeby uciec przed nią).
*jackfruit
magnolie chylą na bok ciężar białych twarzy
nie mówmy dziś o śmierci, gdy świat się rozmarzył
nie mówmy dziś o śmierci, gdy świat się rozmarzył
Zawód : nić widmo
Wiek : 26
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Panna
nie wypełniony tobą
mój pokój się nie kończy
nie ma ścian
ani okien
mój niepokój o ciebie
ogromnieje
mój pokój się nie kończy
nie ma ścian
ani okien
mój niepokój o ciebie
ogromnieje
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Charłak

Nieaktywni


Potok Kirke
Szybka odpowiedź
W tym miejscu możesz przelogować się na inne konto i przesłać wiadomość. Pamiętaj, że treść posta zapisywana jest w obrębie danego konta. Aby uniknąć ewentualnej straty, pamiętaj o skopiowaniu treści posta przed przelogowaniem się.
Obecnie zalogowany jako:
Zmień konto
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade