Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój Dzienny
AutorWiadomość
Pokój Dzienny [odnośnik]28.07.21 19:52

Pokój Dzienny

Główny salon, zazwyczaj często oblegany przez mieszkańców dworu, pełen szerokich kanap, wygodnych foteli, krzeseł z wysokimi oparciami i miękkich puf, rozstawionych w przeróżnych konfiguracjach na tej dość niewielkiej - w porównaniu z innymi pomieszczeniami - przestrzeni. Serce dworu, miejsce niezobowiązujących rozmów, przypadkowych pozdrowień i krótkich zatrzymań, by wysłuchać melodii wygrywanej przez magiczną harfę, skarcić biegające zbyt szybko dzieci, podsunąć graczom w czarodziejskie szachy rozwiązanie ostatniego ruchu lub po prostu na chwilę wypocząć na długim szezlongu, wsłuchując się w szmer rozmów. W tym miejscu należy uważać na słowa, bowiem trudno o intymność i poszanowanie prywatności. Zasiadając przy jednym ze stolików kawowych należy liczyć się z natychmiastowym towarzystwem, co jest jednocześnie najpiękniejszą i najbardziej denerwującą cechą Pokoju Dziennego.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Dzienny Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]29.07.21 20:18

|16 grudnia

Podwieczorki organizowane przez najstarszą z sióstr Malfoy, Medeę, cieszyły się wielkim zainteresowaniem w towarzystwie. Nic dziwnego, zaproszenia na popołudniowe herbatki, odbywające się co najmniej raz w miesiącu, docierały tylko do wybranych dam, otwierając majestatyczne podwoje Wilton dla śmietanki towarzyskiej zbierającej się na i tak już wyselekcjonowanym szlacheckim mleku. Nie było tu miejsca dla chwiejnych poglądów, słabości wobec mugoli czy nawet czarodziejów mieszanego lub - co gorsza - egzotycznego pochodzenia. Konserwatyzm, blade lica, buzie ściągnięte w ciup, unosząca się znad drogich filiżanek para oraz czujne spojrzenia, rozluźniające się w miarę pochłaniania wybitnych herbatników oraz, nieco później, po podwieczorku, kieliszków wina. Cordelia kochała atmosferę tych wyjątkowych posiadówek, nie mogła jednak w nich - jeszcze! - uczestniczyć. Znajdowała się przecież przed debiutem, zresztą, nieco obawiała się, że nawet, gdy stanie się już pełnoprawną członkinią socjety, Medea złośliwie mogłaby nie zaprosić jej na styczniową herbatkę, udając, że po prostu zapomniała. Na razie się tym nie martwiła, z tęsknotą przechodząc raz po raz, niby przypadkowo, przed półotwartymi drzwiami pokoju dziennego, gdzie właśnie kończyło się grudniowe spotkanie. Pełne podniosłych deklaracji, szeptanych plotek, oceniających spojrzeń, nawiązywanych kobiecych sojuszy i wspólnych ustaleń. Komentowano pogrzeby, zaręczyny, charytatywne działania oraz wojenne nieprzyjemności - a przynajmniej tyle zdołała podsłuchać, wybierając na miejsce popołudniowego czytania książek szezlong w tej części biblioteki, która sąsiadowała z salonem. Słyszała niewiele, więcej dopowiedziała, śniąc na jawie o tym, że już za miesiąc zasiądzie tam, wśród nadobnych dam, mogąc dzielić się nie tylko swą poezją, ale i spostrzeżeniami.
Spotkanie zakończyło się o odpowiedniej, wieczornej porze, tak, by damy mogły bezpiecznie wrócić do domu, Cordelia jednak nie czekała, aż wszystkie arystokratki opuszczą Wilton. Miała misję, wyjatkową i pilną, nadaną przez samą siebie - trzy godziny temu spostrzegła, że wśród zaproszonych dam znajduje się ciągle odziana w czerń Melisande Rosier, nie mogła więc odpuścić okazji od wykazania się wspaniałomyślnym współczuciem oraz zaczerpnięcia prosto ze źródeł plotek. Gdy tylko usłyszała pożegnania oraz harmider, niby przypadkiem ruszyła korytarzem przed pokojem dziennym, zaaferowana trzymaną przy piersi książką (nawet nie wiedziała jaką, traktowała ją jako rekwizyt), od razu wyłapując Melisande, opuszczającą pokoik herbaciany jako jedną z ostatnich.
- Lady Melisande, jak wspaniale cię ujrzeć! - zawołała przyjaźnie, od razu idąc w jej stronę, tak, by ta nie zniknęła za zakrętem. Mam cię, gołąbeczko. Nie przedstawiała się, nie musiała, chociaż nie znały się przecież aż tak dobrze, do tej pory mijając się na spotkaniach mniej lub bardziej rodzinnych - i to tylko tych wakacyjnych, gdy Cordelia nie przebywała w szkole. - Jak się czujesz, moja droga? Tak wspaniale widzieć cię pełną życia, znów powracającą na salony! - zaszczebiotała, przystając przy brunetce, gotowa pochwycić ją radośnie za dłonie: przeszkadzała w tym jednak książka, dzięki czemu Melisande uniknęła spoufalania się. Nie uniknęła za to intensywnego, słodkiego kwiatowego zapachu, otaczającego ubraną w ciemnozieloną sukienkę Cordelię, wyglądającą tak, jakby wybierała się na wieczorny bal, a nie przemieszczała się z biblioteki do swych komnat.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]30.07.21 0:05
Comiesięczne zaproszenie do rezydencji Malfoyów odnalazło ją jak zawsze - w niewielkiej pracowni smoczego rezerwatu. Nie dało się pomylić tego zaproszenia z żadnym innym i zawsze dobrze było na nie odpowiedzieć. Chociaż spędzanie czasu na rozmowach teoretycznie o niczym potrafiło być… chwilami nużące, czy zwyczajnie mało absorbujące - Melisande nie odmawiała im jednak pewnych korzyści. Właśnie w takich miejscach mogła uzyskać dużo informacji, takich o które normalnie byłoby trudniej. Trzeba je jednak było odpowiednio przesiać, nie zawierzać całkowicie plotkom, potrafić wyłuskać z nich ziarna prawdy i odpowiednio zbadać gdyby te rzeczywiście mogły okazać się znaczące. Właściwie to był jeden z niewielu powód, dla których postanowiła zjawiać się w tym miejscu regularnie. Ten wraz zaprezentowaniem swojej osoby, własnej jednostki i zatrzymaniem plotek - które już zdążyły się pojawić. Zawsze, jakieś się pojawiały. Ale nigdy nie potrafiły ugodzić w nią mocniej na tyle, by nią zachwiać. Lata wychowania pozwoliły jej panować nad własnymi reakcjami - w większości. Zwykłe słowa przeważnie nie były jej w stanie wzburzyć.
Kolejne godziny mijały na rozmowach - tych znaczących i tych mniej. Dowiadywała się czego podejmowały się inne rody, ale przy okazji, co w tym sezonie jest już całkowicie passe - w tej kwestii zwyczajowo milczała przeważnie, nie poświęcając nigdy więcej uwagi koronką czy szwom. Zdecydowanie bardziej interesowały jej tematy bliższe polityki czy właśnie konkretnych zmian zachodzących w danych rodach, ale i na danych terenach.
W końcu rozmowy zaczęły zmierzać ku końcowi, jak miały w zwyczaju o porze, którą wskazywały wskazówki zegara. Nie podnosiła się od razu, zazwyczaj wychodząc jako jedna z ostatnich. Podniosła się, odstawiając wcześniej trzymany kieliszek na stolik. Poprawiła poły czarnej sukni, przyozdobione krwistym pasem w talii, sprawiającym że zdawała się wyglądać jeszcze drobniej, niźli była w rzeczywistości. I po krótkim podziękowaniu gospodyni tego spotkania ruszyła do wyjścia, nie skupiając się na niczym konkretnym.
Przynajmniej do czasu, kiedy do jej uszu dotarło jej imię. Przeniosła jasne tęczówki ku właściciele głosu, zawieszając je na łodej lady, która niespodziewanie postanowiła ruszyc w jej kierunku. Spojrzenie mimowolnie powędrowała w kierunku trzymanej w ramionach książki, by później powrócić do młodej twarzy.
- Lady Cordelio. - przywitała się, kiedy młódka znalazła się przed nią ubierając wargi w uprzejmy uśmiech. - I moje oczy radują się, widząc że każdego dnia rozkwitasz coraz bardziej. - oddała komplement ze znajomym dla niej spokojem. Uprzejmym gestem i słowem, pod którymi skrywała wszystkie swoje emocje.
- Oh, to miłe, że pytasz. Czuję się dobrze - zważywszy na sytuację. - odpowiedziała splatając dłonie przed sobą. - Mniemam że i ty jesteś w dobrym zdrowiu? - postawiła pytanie, spoglądając ku młodej kobiecie, która widocznie miała zamiar kontynuować rozmowę. I kontynuowała. Brew Melisande mimowolnie uniosła się ku górze, kiedy usłyszała o powracaniu na salony. Ale zamiast tego uśmiechnęła się, nie próbując zaznaczyć, że nigdy z nich nie zniknęła. - Dziękuję za twe dobre słowo. Nie miałyśmy okazji do rozmowy podczas koncertu, liczę że podobało ci się lady wydarzenie? - podtrzymała rozmowę, przypominając sobie, że mignęły jej jasne pukle młodej kobiety. Wzrok przesunął się na trzymaną w dłoni książkę. - Ciekawa? - zapytała, ruchem podbródka wskazując na trzymane przez nią tomiszcze.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]30.07.21 14:57
Cordelia machnęła nonszalancko dłonią, tak, jakby chciała odegnać od siebie uprzejmy, powitalny komplement padający z różanych ust Melisande. Powinna prezentować się skromnie, a zarazem emanować pewnością siebie, dlatego też nie dała po sobie poznać, jak ucieszyło ją pochlebstwo samej lady Rosier. Rozkwitała, to fakt, opuściła szkolne mury, zostawiając za sobą dzieciństwo i w końcu mogła w pełni rozłożyć skrzydła, unosząc się wysoko pomiędzy piękne czarownice i przystojnych czarodziejów, ciesząc się rozrywkami dorosłości. Nie tylko popołudniowymi herbatkami, długo wyczekiwanymi balami, emocjonującymi polowaniami czy innego tego typu wystawnymi atrakcjami, ale też zwykłą codziennością, choćby taką, jak pogawędki z innymi arystokratkami. Do tej pory nie miała odwagi prowadzić rozmów, ba, jako mała dziewczynka była dość nieśmiała, dopiero potem ucząc się buńczuczności, lecz dobre wychowanie zabraniało dzieciom na przeszkadzanie dorosłym, dlatego Cordie do tegóż lata nie przeszkadzała damom odwiedzającym starsze siostry, szanując ich czas i powagę wykonywanych obowiązków. Z radością zrzuciła jednak niepasujące już do dojrzałej damy zachowawcze kajdanki i wskakiwała na główkę do przyjemnego jeziorka pełnego plotek, lśniących jak rybki. Powinna zapamiętać tę metaforę; na moment się rozkojarzyła, czując natchnienie do kolejnego wiersza, ale szybko powróciła do rzeczywistości, uśmiechając się z wdzięcznością do Melisande.
- Powiedz mi, moja droga, czy twe serce zdołało się już uleczyć po tej tragicznej stracie? - zapytała współczująco, jak zwykle ukrywając ciekawskie intencje za wystudiowaną czułością oraz troską. Przychodziło to jej z łatwością, była niewinna i naiwna, w gruncie rzeczy bliższa dziecinności niż powadze dorosłej czarownicy, więcej uchodziło jej na sucho i ludzie nie widzieli w jej sercu złych intencji. Takich w sumie nie było, naprawdę interesowało ją samopoczucie Melisande. - Wiem, że mogę wydawać się jeszcze młoda i nie miałyśmy okazję zacieśnić naszej relacji, ale pamiętaj, moja piękna Melisande, że zawsze możesz mi się zwierzyć a moje dłonie są gotowe, by otrzeć twe łzy. Poniosę razem z tobą ciężar nawet najtrudniejszej historii, więc gdybyś chciała opowiedzieć, jak przeżyłaś otrzymanie wieści o śmierci Alpharda...jestem na to gotowa - zaofiarowała się dzielnie, subtelnie sugerując, że chciałaby ze szczegółami poznać plotki na ten temat. Czy Melisande zemdlała? Czy zdradzi jakieś szczegóły dotyczące odejścia sir Blacka? Ach, cudownie byłoby poznać pikantne detale! - Chcę też zdradzić, że szczerze cię podziwiam. Skąd znalazłaś w sobie siłę, by nie zemdleć na ostatnim pożegnaniu sir Alpharda? I by z takim spokojem uczestniczyć w koncercie charytatywnym? - zniżyła głos do pełnego szacunku szeptu, spoglądając na moment w dół, starając się dojrzeć, czy Melisande zachowała pierścionek zaręczynowy Alpharda, czy też zwróciła go Blackom. - Sama organizacja doskonała, ale miejsce... - zmarszczyła nosek z niezadowoleniem, powracając myślami do koncertu. - Śmiertelny Nokturn to nie miejsce dla dam, zdecydowanie. Do dziś nie mogę pozbyć się zapachu pleśni z płaszczyka, będę musiała go wyrzucić, a to doskonałe, stworzone specjalnie dla mnie dzieło francuskiego artysty...- westchnęła ciężko, po czym zatrzepotała powiekami, zastanawiając się, o jaką lekturę pyta Melisande. Ach, książka, zapomniała prawie, że nosi ze sobą tę cegłówkę. - Tak, bardzo, opisuje... - zawiesiła głos, starając się wymyślić na szybko historyjkę zawartości nieczytanej książki. - Żałobę. I sposoby sadzenia kwiatów - palnęła szybko, wyciągając z pamięci pierwsze dwa skojarzenia z Melisande: śmierć i róże.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]01.08.21 19:52
Łagodny uśmiech okalał jej usta, chociaż nie dosięgał do oczu. Te pozostawały uważne. Śledziły każdy ruch młodej szlachcianki, każdy gest, mimikę, którą operowała. Nie chciała, by coś umknęło jej spojrzeniu. Jej słowa nie niosły w sobie kłamstwa. Młoda panienka rzeczywiście dorastała. Pamiętała ją jeszcze jako dziewczynkę, kiedy sama debiutowała na salonach i zaczęła dostawać zaproszenia na herbatki w Wilton. Minęło już trochę lat od tego czasu, choć znów nie aż tak wiele. Wiek, a może czas był dość zabawny i zdawał się różnie upływać. Ona w ciągu tych lat nie zmieniła się bardzo. Dorosła, a może bardziej dojrzała, nabrała doświadczenia. Jednak ten sam okres czasu wprowadził ku młodziutkiej lady większe zmiany, urosła, jej sylwetka nabrała kształtów, a twarz z dziecięcej stała się bardziej kobieca. Tak więc tak, nie skłamała wypowiedziane słowa, komplement, niosły w sobie prawdę i nie opiewały w kłamstwo.
- Każda strata uderza w nas inaczej i każda boli, na swój sposób. Ale dziękują za Twoją troskę, dziś widzę przyszłość w jaśniejszych barwach. - odpowiedziała, a przez jej twarze mnie przemknął grymas. Słowa zdawały się prawdziwe. Jednak czy takimi były? Z pewnością każda strata uderzała inaczej. I każda też bolała. Ale czy świeciło dziś nad nią jaśniej? Nie była pewna. Felerne fatum nie doprowadziło do jej małżeństwa. Z jednej strony dobrze, że przed ślubem. Z drugiej, czuła upływający czas, który odliczał kolejne minuty ponaglające. Przyjmowała kolejne słowa, przywdziewając maskę wdzięcznej, za padające słowa otuchy i chęć odciążenia jej, kiedy w ostatniej chwili powstrzymała drgnięcie brwi, kiedy młoda lady przeniosła się prosto do tematu, który - jak się zdawało - widocznie ją interesowała.
- Twoje serce w istocie jest ogromne i gotowe by nieść pomoc tym, którzy będą jej potrzebować. - oceniła, uważnie dobierając słowa. Niegrzecznie było całkowicie odmówić odpowiedzi, ale jednocześnie chciała opowiadać o momencie w którym Tristan przekazał im więcej. Zbyt wiele się tam wydarzyło. - Jak się domyślasz, całe Château Rose było w szoku. Nikt nie spodziewał się takich wieści. - odpowiedziała więc zdawkowo. Mówiąc to, co rzeczywiście miało miejsce i jednocześnie nic bardziej… konkretnego. Pozory, moja droga mała lady, do perfekcji nauczyłam się grać i nie zdradzać swoich uczuć - pomyślała Melisande, wysłuchując kolejnych słów, ale żadne z nich nie padło z jej ust. - Musimy być silne, moja droga, wobec prób, które stawia przed nami świat. Życie doświadcza nas wszystkich, jednak ostatecznie, to jak radzimy sobie z trudami, określa jakimi ludźmi jesteśmy. - kolejna niekonkretna odpowiedź. Bo konkretnej nie miała. Sam pogrzeb zdawał się zbyt odległy. Wytłumiła wtedy emocje, przybrała kolejną maskę, by po prostu być - bo właśnie tak należało. - Przyznam ci rację w tym względzie, jednak spójrz na to też z drugiej strony. - zaproponowała kiwając ze smutkiem głową, jakby rozumiała dokładnie jak boli strata specjalnie szystego przez francuskich artystów płaszcza. - Miałaś okazję zobaczyć to miejsce i powziąć decyzje na podstawie własnych obserwacji, czy to choć w odrobinie jest w stanie wyrównać straty jakich doznałaś? - zapytała, przekrzywiając odrobinę głowę. Po raz pierwszy jej brew uniosła się, kiedy młódka zdradziła tematy znajdujące się w książce.
- Jeden wolumin łączy w sobie te dwa tematy? - dopytała odrobinę niedowierzająco. - Dowiedziałaś się z niej czegoś ciekawego? - kolejny pytanie, kolejne zerknięcie na tom znajdujący się w jej dłoniach wraz z próbą dostrzeżenia wypisanego na nim tytułu.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]02.08.21 8:34
Cordelia pokiwała z powagą głową, zmuszona przez mądre słowa starszej szlachcianki do głębszych rozmyślań niż ploteczki. Przyszłość w jaśniejszych barwach, jakie to było piękne określenie! Musiała wykorzystać je w najnowszym wierszu, o tak, wzbogacając go o dojrzałe doświadczenia pięknej lady z krainy Róż, która musiała rosić płatki kwiatów swoimi łzami. Malfoyówna westchnęła ciężko, zaciskając usta i spoglądając na Melisande tak wspierająco, jak tylko mogła. – Podejrzewam, że wiem, co czujesz, moja droga – odparła z przejęciem, wyjątkowo nie kapryśnie i egoistycznie, a odnosząc się do swoich, obiektywnie współmiernych doświadczeń. Kiedyś zapewne wspomniałaby o utraconej ukochanej sukience albo o wyjątkowej biżuterii, którą jakaś podła Fawleyówna sprzątnęła sprzed jej nosa podczas licytacji, lecz głęboka czerń tematu śmierci miała dla Delii gorzki posmak. – Gdy moja mama odeszła…Och, to był najgorszy czas. Okropny – kontynuowała tonem nagle cichym, bezradnym, dziecięcym, skubiąc palcami róg książki, ze spojrzeniem wbitym w ścianę za plecami lady Rosier. Na moment zawiesiła się w dawnym echu bólu, ale szybko się otrząsnęła, znając tylko jeden sposób na żałobę – zapomnieć, że ta istniała, wyprzeć uczucia, zdławić jakiekolwiek negatywne myśli. Te powracały, skumulowane w paskudnej kulce dławiącej gardło podczas nocnego szlochu (bo ciągle zdarzało się jej płakać za matką, zwłaszcza, gdy budziła się ze snu, w którym ta głaskała ją po włosach i śpiewała ulubioną kołysankę o jednorożcach), nie był więc to najlepszy sposób radzenia sobie z traumą, lecz skąd miała znać inny?
Może i poniekąd z tego powodu rozpoczynała podgryzanie opowieści o odejściu Alpharda, chcąc znać wszelkie szczegóły. – Słyszałam, że zginął jak bohater. Wiesz, jak to się stało? – odparła, zniżając głos do współczującego szeptu, wzbogaconego jednakże o okruszki dumy. Zmarł w walce, stracił życie walcząc o wartości ważne dla każdego prawdziwego czarodzieja, to była dobra śmierć, godna zapamiętania i podziwu. Cordie była jednak na tyle rozsądna, by nie wyrażać tych przekonań na głos, wychwalanie sposobu zgonu narzeczonego nawet dla niej wydawało się nieco mało delikatne.
Krytykowanie lokacji na Śmiertelnym Nokturnie już nie. Czyniła to z przyzwyczajenia, bazując na stereotypach, ślepa na fakt, że charytatywny koncert przygotowano perfekcyjnie, dbając o gości w najmniejszych szczegółach. Zapewne nawet, gdyby przed lady Malfoy rozciągnięto tam czerwony dywan, a potem usadzono na tronie, kręciłaby nosem na – stłumiony i tak przez opary opium – zapach wilgoci. – Masz rację, Melisande. Poradziłam sobie tam, na Nokturnie, mimo tych okropieństw i trudności… Stawiłam temu wyzwaniu czoła i wyszłam z tej konfrontacji silniejsza – przyznała arystokratce rację, mówiąc ze śmiertelną powagą i emfazą oraz dużą dozą dumy z własnych dokonań. Tak właśnie widziała tamten koncert i całą podróż przez brudne uliczki Śmiertelnego Nokturnu, jako wymagające nieziemskiej siły ducha (i ciała) starcie z brzydkimi miejscami, nieprzyjemnym zapachem i ponurą atmosferą. – Nie wiem jednak, czy będę po tym doświadczeniu taka sama… – zdradziła dramatycznym tonem, doświadczona ciężko przez los. Rzucający jej pod nogi kłody jeszcze większe, bowiem Melisande niezdrowo zainteresowała się książkowym rekwizytem, dopytując o detale. Na Merlina, skąd miała wiedzieć? Improwizowała więc dalej. – Ych, tak, to bardzo rozbudowana powieść. Naukowa. O tym, że kwiaty…że kwiaty umierają. I dlaczego tak się dziej – odpowiedziała szybciutko, jak zwykle dość biegła w wymyślaniu irracjonalnych wymówek oraz wyjaśnień (serwowała takie niańkom i guwernantkom): oraz w zmianie tematu. – Masz piękną sukienkę, Melisande, to autorski projekt? Czy nowa kolekcja Parkinsonów? – zaszczebiotała, zasłaniając dłońmi tytuł trzymanej przy piersi księgi. Nie miała zielonego pojęcia, jaki wolumin dziś nosiła ze sobą, by wyjść na zajętą intelektualistkę.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]04.08.21 20:46
Obserwowała gesty młodej lady, kiwnięcie głową, oczy wpatrujące się w nią sama. Wydawała się młoda i tak młodzieńczo naiwna. Z jednej strony zazdrościła jej tego. Szybko odkryła pewne rzeczy, mimo ochronnego parasola roztoczonego nad jej głową. Ale jednocześnie wydawała się w swych zachowaniach szczera, tak, że Melisande nie mogła jej do końca za coś zarzucić.
- Cieszę się, lady Cordelio, że byłaś w stanie wyjść zwycięsko z tego, co los rzucił pod twoje stopy. - uniosła dłoń, żeby pocieszająco ułożyć ją na jej własnej. Łagodny, wspierający uśmiech pojawił się na jej wargach. - Życie ma również swoją gorzką stronę, jednak zapewniam każde doświadczenie uzbraja cię w dodatkową wiedzę. - bo tak też sądziła. Tak myślała. Wszystko co ich spotykało, można było wykorzystać - chociażby do tego, żeby nie popełnić tego samego błędu po raz kolejny. Żeby właśnie nauczony doświadczeniem obrać inną ścieżkę. Na to samo pytanie, wybrać inną odpowiedź. Być silniejszym - choć niekoniecznie w kwestii odnoszącej się do cielesności, a do siły wewnętrznej - siły ducha.
- Zginął tak, jak każdy mężczyzna powinien - walcząc za wartości za którymi opowiadamy się wszyscy. - odpowiedziała bez wchodzenia w większe szczegóły. Sama ich dokładnie nie znała i sama o nie nie dopytywała. Nie miały do końca znaczenia. To co powiedział Tristan miało jej wystarczyć. To powinna wiedzieć. To jak już powtarzać. Alphard był bohaterem. Zginął też taką śmiercią - bohaterską. W służbie Czarnego Pana. Czy jej się to uśmiechało? Ani trochę, ale na zdarzenia, które podsuwał los, nie miało się wpływu. Można tylko spróbować wyjść z nich z twarzą. Nie powiedziała jednak nic więcej, mimo zniżonego głosu i ciekawego spojrzenia swojej rozmówczyni, posyłając jej jeden z kolejnych uśmiechów.
- Z pewnością silniejsza. - zgodziła się, nie pozwalając, żeby lekkie rozbawienie objawiło się na jej twarzy. Odwiedzenie Nokturnu w towarzystwie kogoś, kto zapewniał bezpieczeństwo ostatecznie w jej oczach nie było osiągnięciem. Ale nie chciała burzyć tego młodziutkiej lady, pozostawiając ją w jej własnym przekonaniu dokładnie takim jakie sobie brała.
- Zmieniamy się całe życie, moja droga. Jutro będziesz już inna niż dziś. - odpowiedziała z zapewnieniem i pewnością, bo to też było jedną z całkiem prostych prawd. W końcu jej brew drgnęła unosząc się do góry, słuchając wytłumaczeń odnośnie fabuły powieści książki, którą czytała lady. Powieść naukowa. O tym, że kwiaty umierają.
- I dlaczego? - zapytała przekrzywiając odrobinę głowę i mrużąc oczy. Nie do końca wierzyła, że taka powieść - naukowa, rzecz jasna - mogła w ogóle powstać, ale na razie jeszcze nie wydawała osądów.
- Dziękuję. - powiedziała, kiedy młódka pochwaliła jej suknię. - Dokładnie tak jak mówisz, pasuje, prawda? - zapytała retorycznie, bo właściwie suknia w istocie była od Parkinsonów. Wyszywana złotymi nićmi, o aktualnie panującym kroju.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]05.08.21 9:45
Dotyk dłoni Melisande był miły, pełen pociechy, przypominał trochę wspierające gesty średniej z sióstr Malfoyówien, która traktowała ją najłagodniej i z największą wyrozumiałością. Prawie się rozczuliła, wspominanie matki zawsze wpędzało ją w specyficzny nastrój, nieprzystający wesolutkiej, pełnej życia damie, która powinna cieszyć świat dookoła swym urokiem, a nie sprowadzać na konwersacje burzowe chmury. – Nie lubię tej gorzkiej strony życia, Melisande. To… to jak z czekoladą, nie sądzisz? Gorzka czekolada, kto na to wpadł, na to dzikie połączenie! To przecież przeciwieństwo, czekolada nie może być niesmaczna, musi rozpływać się na języku, ciągnąć się, zachwycać słodyczą, sycić i wywoływać uśmiech – podzieliła się z szlachcianką swą wyrafinowaną refleksją na temat życia, uznając kulinarne porównania za wyjątkowo głębokie. Cordelia kochała przecież i desery, i życie, obydwa tak samo mocno, do niedawna pewna, że nigdy nie będzie musiała w swoim przysmaku odnaleźć łyżki dziegciu. Dalej starała się ignorować pewne gorzkie fragmenty, bazując jeszcze na dziecięcej naiwności, lecz im dłużej znajdowała się poza bezpiecznymi murami szkoły, w uporządkowanej rutynie, z dala od pełnej wojennych trosk codzienności, tym bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że życie może nie być tak łatwe, jak się jej wydawało.
Nie chciała o tym myśleć. A przynajmniej nie w tym posępnym kontekście; jeśli chodzi o przekroczenie rzeki umarłych, pragnęła poznać wyłącznie interesujące plotki, a nie debatować nad jakością egzystencji, westchnęła więc ciężko, nieco zawiedziona, że Melisande nie opowiedziała ze szczegółami, w jakich okolicznościach zginął Alphard. – A z kim walczył? I gdzie? – dopytała nieco wścibsko, szybko jednak łagodząc swe pytania. – Wybacz, że pytam, ale chciałabym napisać o sir Blacku wiersz, opisujący jego dokonania i śmierć w chwale. A poemat powinien oddawać ze szczegółami jego walkę – dodała z powagą i szacunkiem, przenosząc spojrzenie ponad ramieniem arystokratki. Cordelia często wykorzystywała ten retoryczny sposób, podpatrzony gdzieś u starszych dam, uznając nostalgiczne i dramatyczne spoglądanie w dal za perfekcyjne dodanie konwersacji nieco głębi oraz podkreślenie powagi tematyki. – Och, ale zmieniamy się tylko na dobre. A pewne rzeczy pozostają takie same, wieczne. Na przykład nasza krew, poglądy, miłość i szacunek do rodziny – zadeklamowała oczywistości takim tonem, jakby odkrywała nową przełęcz gdzieś na dalekiej, magicznej Północy, prekursorka nowatorskich rozwiązań i promotorka czytelnictwa. Przyłapana na gorącym uczynku, równie płomiennie zmieniająca temat i unikająca konkretnej odpowiedzi. Doprawdy, dlaczego Melisande musiała tak naciskać? - Um, to skomplikowane… Nie będę cię zanudzać odpowiedzią, Melisande – odparła szybciutko, cała w uśmiechach, mając nadzieję, że komplementowanie sukni na dobre zamknie kwestie literatury. – Bardzo, podkreśla twoje zalety, a przy tym spuszcza woalkę dyskrecji na wady! – pokiwała z uznaniem głową, beztrosko, jak zwykle nie mogąc pozbawić pochlebstwa równowagi brutalnej szczerości. Rosierówna była troszkę za chuda, ale gruby, drogi materiał dobrze to ukrywał. – Wyglądasz pięknie, możesz więc już od nowa przyjmować adoratorów, prawda? Czy twe serce jest gotowe na nową miłość? – zapytała jeszcze uprzejmie, z nadzieją, dając sobie (i Melisie) ostatnią szansę na otrzymanie budzących skrajne emocje ploteczek.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]05.08.21 23:33
Wykonała odważniejszy gest, mając dodać otuchy i pociechy młodej kobiecie. Wiedziała, jak niełatwo jest być kobietą i jak niełatwo wchodzi się w dorosłe życie. Mnogość wyborów, decyzji, które trzeba było podjąć potrafiła być zatrważająca. Wysłucha jej, a spokój niezmiennie pozostawał na jej twarzy.
- Jest sporo racji w twoich słowach, jednak, czy nie dane było ci nigdy spróbować deserów z gorzką czekoladą? Owa gorzkość, przełamuje słodycz, tworząc coś innego, nowego, ale równie… - zastanowiła się chwilę. - ...smacznego. - jak to się stało, że zaczęły przyrównywać życie do czekolady? I dlaczego dalej w to poszła? Może uznając, że w ten sposób łatwiej będzie to zrozumieć młodej szlachciance. - Ostatecznie, Cordelio, nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. Lepiej nauczyć się znosić godnie gorzkość życia, niż mało urokliwie się jej przeciwstawiać. - podsumowała finalnie, unosząc kąciki ust ku górze. Może możliwość niegodnej prezentacji wpłynie na jej postrzeganie inaczej.
Jej brew uniosła się odrobinę, kiedy usta blondynki opuściło westchnięcie. Nie za bardzo chciała rozmawiać o Alphardzie, zwłaszcza o tym, o co pytała Cordelia. Kolejne pytania zawisły między nimi. Brew powędrowała jeszcze wyżej kiedy z jej ust pojawiły się kolejne tłumaczenia. Jasne tęczówki zmierzyły ją uważniej, a o czy zmrużyły się odrobinę.
- Oh, to wspaniały pomysł. Ale o tak wnikliwe odpowiedzi winnaś poprosić kogoś, kto był w tym czasie z Alphardem. - poradziła, splatając dłonie przed sobą. - Obawiam się, że moje niepełne informacje mogą znacząco pogorszyć jakość twojego wiersza, a tego bym sobie nie wybaczyła. Pozwolę więc, byś odnalazła lepsze źródło informacji niźli ja. Wierzę, że poradzisz sobie z tym trudnym zadaniem wyśmienicie. - kiedy zaczęła mówić, jej twarz przybrała wcześniejszy, przyjemnie zainteresowany wyraz twarzy. Nie drgnęła jej nawet powieka, kiedy wypowiadała kolejne słowa. Chwilami nawet widocznie przedstawiając, że naprawdę sądziła, że jej uboga wiedza, może tak niekorzystnie wpłynąć na dzieło, które miało wyjść spod jej dłoni.
- To fakt. - zgodziła się unosząc wyżej tęczówki. - Pewne rzeczy są stałe i niezmienne. Niezachwiane. - dodała przytakując krótko głową. Zadowolona, że lady Malfoy orientowała się w tym temacie. I miała rację. Te wartości które wymieniła, miały trwać i przetrwać.
- Skomplikowane? - powtórzyła po niej, unosząc ku górze ponownie brew. Gdyby nie pora, która powoli dawała o sobie znać, pewnie pociągnęłaby temat dalej, bo nic jej w wypowiedzianych słowach ze sobą się nie zgrywało. Powieść naukowa, o umieraniu kwiatów. Jeśli ktoś to rzeczywiście napisał, musiał być prawdziwym ekscentrykiem. Co jednak skłoniło młodą lady, by sięgnęła właśnie po taką pozycję? Mogła tylko zgadywać.
- Może jednak nie jest tak dobrze skrojona, skoro byłaś w stanie je dostrzec. - odpowiedziała kiedy Cordelia w istocie powiedziała, że kreacja podkreśla jej zalety, ale jednocześnie wspomniała coś o wadach, choć nie wymieniła dokładnie co miała na myśli. Kolejne słowa sprawiły, że przekrzywiła lekko głowę i posyłając jej widocznie rozbawione spojrzenie. - To zachowam na ten moment dla siebie. - skwitowała, nie zamierzając zgłębiać się w tematy ani adoratorów, ani jej własnego serca.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]06.08.21 11:38
Cordelia uniosła w górę jasne brewki, zdezorientowana filozoficznym podejściem Melisande do gorzkiej czekolady. Widocznie żałoba zupełnie wypaczyła kubki smakowe księżniczki z krainy róż, zmuszając ją do wygłaszania tak kontrowersyjnych poglądów. Czy ktokolwiek normalny decydował się na posypanie deseru gorzką czekoladą, mając do dyspozycji tą deserową, mleczną czy nawet białą? – Próbowałam, ale ciągle uważam, że to psuje całą słodycz – odparła śmiało, dzielnie obstając przy swoich poglądach, wszak tak została wychowana: by odważnie bronić tego, w co wierzyła do głębi. – Gdybym chciała zepsuć sobie humor czymś gorzkim, poprosiłabym o przygotowanie chrupiącej bagietki przez starą Floryntię…Na Merlina, ta kucharka spali wszystko, co trafi w jej ręce! Już pięć razy skarżyłam się na nią majordomusowi… - pożaliła się, nie mogąc się powstrzymać przed podzieleniem się swą zgryzotą, a przy okazji wyrażeniem rozpaczy z powodu żałosnych umiejętności jednej z zajmujących się kuchnią służących. Ostatnio dostrzegła na pieczywie ciemne plamki spalenizny! Nie dawała się przekonać, że to chrupiące i smaczne, o nie, nie wsadzi do ust niczego brudnego. Kuchta miała szczęście, że lady Cordelia wolała pisać wiersze niż skargi, bo zostałaby zwolniona z wilkołaczym biletem już dawno, bezpośrednio przez nią.
- A zdradzisz mi, droga Melisande, kto przy tym był? Przy bohaterskiej śmierci sir Alpharda? – poprosiła jeszcze, pełna nadziei, że sprawa nie była taka beznadziejna i że może uzyska bardziej bezpośrednie plotki. Nie od pogrążonej w smutku lady Rosier, ale od kogoś, kto był w centrum tej przygody! Tak, brzmiało to interesująco, Cordelia więc widocznie się uspokoiła, przesuwając swoje plotkarskie pragnienia na inny dzień. Przynajmniej odrobinę zaspokoiła swój głód wiedzy oraz dorosłej konwersacji z piękną szlachcianką. Wyczuwała, że ta była zmęczona, nie chciała przeciągać struny ani ryzykować reprymendy od mogącej pojawić się tu w każdej chwili najstarszej siostry, niechętnie obserwującej rosnącą w towarzyską siłę Delię. – Och, nie, suknia jest piękna – i ty w niej także! Kreacja delikatna jak płatki róży. Pasuje do twej cery – zapewniła szybko, nie dodając, co sądzi o piegach. Mimo mody uważała je za dość szpecące, walcząc z całych sił z pojawiającymi się na jej twarzy w letnich miesiącach kropkami. Umknęła także od tematu książki, uśmiechając się tylko bezbronnie i bezradnie wzruszając ramionami. – Oczywiście, rozumiem, Melisande, ale gdybyś chciała z kimś podzielić się swymi sercowymi rozterkami: pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Każdy twój sekret będzie ze mną bezpieczny jak…jak galeony w Banku Gringotta! – zapewniła lojalnie, choć błękitne oczy zalśniły zawodem. Liczyła, że wyciągnie z lady Rosier coś jeszcze, lecz cóż, musiała obejść się smakiem.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]06.08.21 15:41
Kiedy młoda szlachcianka zanegowała niejako jej wynurzenia odnośnie czekolady - cóż, nadal uważała, że niezbyt trafne. Miała w życiu więcej udaych metafor, spojrzała na jej twarz, by skinąć krótko głową.
- Do niektórych rzeczy - jak do gorzkiej czekolady - trzeba po prostu dorosnąć. - skwitowała ostatecznie, by chwilę później zaśmiać się krótko na słowa o Florynti. Cóż, zastanawiające było po co trzymano kucharkę, która przypalała rzeczy, ale ostatecznie, nie należało to do jej problemów. Możliwe, że przez wzgląd na oddaną przez lata służbę. Nie została jednak przy temacie na dłużej.
Temat Alpharda nie był wygodny, zwyczajnie nie chciała puszczać w świat informacji, bo o tym, że w świat one dalej pójdą, właściwie nie wątpiła. Kiedy kolejne pytanie znalazło się na wargach Cordelii zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią, które mogła i której chciała jej udzielić. Te dwie rzeczywiście różniły się od siebie. W końcu rozchyliła malinowe wargi.
- Spróbuj u gości, którzy znaleźli się na pogrzebie z pewnością ktoś będzie w stanie wspomóc cię garścią informacji. - poleciła, nie wskazując nikogo konkretniej, ale też, wspaniałomyślnie, zawężając odrobinę grupę w której powinna poszukiwać informacji. Jeśli rzeczywiście jej na tych zależało, była w stanie przecież rozmówić się z większością z nich, nieprawdaż? Tym samym, krótkim stwierdzeniem - miała nadzieję - dała jasny znak, że więcej się od niej nie dowie. Plotki - w mniemaniu Melisande - owszem, były przyadtne, potrafiły przenieść część prawdy, a czasem nawet dać rozgłos, dlatego zjawiała się na podwieczorkach w dworze Malfoy’ów. Ale jednocześnie, należało z nimi uważać, bo potrafiły urosnąć do niewiarygodnych rozmiarów.
- Dziękuję za twoje miłe słowo. - odezwała się, układając wargi w uśmiech. Komplementy zawsze były miły, choć z pewnością obie z nich już w jakiś sposób do nich nawykły. Ludzie chcieli być takie jak one - zwłaszcza, z niższych gałęzi społecznych. Zazdrościli im i próbowali się wkupić w ich łaski. - Zapamiętam, Cordelio. Gdybym kiedyś poczuła taką potrzebę z pewnością zwrócę się do ciebie. - zapewniła ją ze spokojem, bo szczerze wątpiła, by kiedykolwiek taką potrzebę rzeczywiście miała odczuwać. Zerknęła na zegar, który wskazywał godzinę zdecydowanie popychającą do wyruszenia do domu. - Wybacz moja droga, ale pozwolę sobie już pójść. Rozumiesz, czekają na mnie jeszcze obowiązki. - wytłumaczyła się, by po krótkim pożegnaniu opuścić dwór jasnogłowych panów Wilton. Cóż, Cordelia Malfoy z pewnością była kimś, kto pozostawał w pamięci na dłużej.

| ztx2


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]14.09.21 20:57
9 stycznia 1958Debiutująca lady Malfoy zrobiła na nim dobre wrażenie na sabacie; być może wpływ miała na to ilość alkoholu, jaką wlał w siebie tamtego wieczora w Hampton Court, w tym zaczarowany drink, który zachęcał Perseusa do przychylniejszego spojrzenia w kierunku przedstawicielek płci przeciwnej. Później jedna z sióstr, widząc jego wyraźne przygaszenie po nieudanym spotkaniu na Wieży Astrologów, podsunęła mu przy śniadaniu numer Czarownicy zawierającego poezję młodej damy. Wtedy też w głowie lorda Blacka zrodził się pewien pomysł, do którego zrealizowania potrzebował pomocy lady Malfoy. Oczywiście, nie zamierzał jej poprosić o przysługę wprost — to byłoby co najmniej nietaktowne, a sprawa była zbyt intymna, by mówić o niej otwarcie. Może gdyby jednak dała mu kilka cennych rad, bez zdradzania się o co chodzi... Tak, to mogłoby się udać.
A poza tym, musiał się upewnić co do tej jednej, najważniejszej rzeczy.
Do Wilton przybył niedługo po zakończeniu dyżuru — dziś, ku zdziwieniu całego personelu oddziału magipsychiatrycznego, trwającego zaledwie osiem godzin — w Szpitalu Świętego Munga. Dopiero zbliżała się pora na popołudniową herbatę, a ostatnie promienie zimowego słońca już zdążyły zniknąć za horyzontem, pozostawiając jedynie pomarańczową łunę na zachodzie. Powietrze tu było mroźniejsze niż w Londynie; ostry wiatr szarpiący połami Perseusowego płaszcza oraz śnieg skrzypiący pod butami tylko utwierdzał w tym przekonaniu. Posiadłość rodu Malfoy ze złotem sączącym się z niezasłoniętych okien jawiła się jako ciepła przystań, do której zmierzał.
Służący zajął się jego płaszczem oraz zaprowadził lorda Blacka (jak mu się zdawało) plątaniną korytarzy do saloniku, w którym oczekiwała już na niego Cordelia. Nie przyszedł do niej oczywiście z pustymi rękoma; poza obiecanymi wierszami, nad którymi mieli dyskutować, miał również dla niej bukiet frezji oraz owinięty w ozdobny papier prezentowy (oczywiście różowy — z jakiegoś powodu uznał, że kolor ten pasuje do damy stawiającej pierwsze kroki w socjecie, podkreśla jej niewinność oraz młodość) tomik zwierający dzieła najwybitniejszych brytyjskich magipoetów, traktujących o miłości i pięknie.
Lady Malfoy — skłonił się, składając delikatny pocałunek na jej dłoni — Czuję się zaszczycony, że znalazła dla mnie lady czas. Proszę przyjąć ode mnie te skromne upominki.
Wcale nie były takie skromne; bukiet był duży, a zdobyty przez niego tomik oprawiony był w skórę z pozłacanym grzbietem oraz rogami.


{.............................}

Ce qu'on appelle une raison de vivre, est en
même temps une excellente raison de mourir.





Perseus Black
Perseus Black
Zawód : Magipsychiatra
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
sztandarem będę ci, tarczą,
twym srebrnym mieczem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9827-perseus-black https://www.morsmordre.net/t9907-andromeda#299725 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t10144-skrytka-bankowa-nr-2244#307565 https://www.morsmordre.net/t9908-perseus-black#299726
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]17.09.21 12:30
Tak jak przypuszczała, po swym wspaniałym debiucie podczas noworocznego Sabatu, okienko pocztowe w wykuszu jednej z wieżyczek posiadłości praktycznie się nie zamykało, a trzepot sowich piórek oraz szelest spadających na marmurowe parapety pergaminów nie miały końca, dołączając do kakofonii pełnych radości cichotów, gdy lady Cordelia Armanda Malfoy otwierała kolejne listy. Z wyrazami gratulacji, zachwytu, uszanowania oraz innych szalenie intensywnych emocji, werbalizowanych w pięknie wykaligrafowanej korespondencji, słanej ku najmłodszej córce Ministra Magii z niemalże wszystkich zdrowych, niepokrytych liszajem szlamolubstwa, stron magicznej Wielkiej Brytanii. Nie było to właściwie nic dziwnego, tak przecież wypadało, a powitanie młodziutkiej damy w towarzystwie należało praktycznie do obowiązków pewnych reprezentantów rodów, lecz jasnowłosa dama była tak poruszona i przejęta, jakby co najmniej połowa brytyjskich dżentelmenów była w niej zakochana do szaleństwa. Każdy list czytała osobiście, a rumieńce ekscytacji niemalże nie schodziły z twarzy, dodając bladej cerze zdrowego blasku, podkreślającego tylko dziecięcość rysów oraz ciągle nastoletniego zachowania. Niektóre pergaminy przyciskała do piersi z westchnieniem, biorąc sobie do serca rozbudowane peany pod adresem jej kreacji, inne wąchała, na siłę wyczuwając w nich krople perfum lub różanego olejku (był to wynik nadmiernych wyobrażeń i romantyzowania życia, lecz cóż zrobić), jeszcze kolejne - te od dam albo niezbyt przystojnych dżentelmenów - odkładała z litościwym westchnieniem na boczny stoliczek, poklepując stosik jak brzydkiego, ale wiernego psiaka, zasługującego na trochę czułości.
List od lorda Blacka nie należał do tej kategorii. Umiejętnie komplementujący poetyckie dokonania Cordelii Perseus znalazł wygodną ścieżkę do serca rozkapryszonej arystokratki, zasługując na możliwość spędzenia z nią zimowego popołudnia. Przygotowywała się do niego jak do ważnego balu, a choć progi Wilton zdołało odwiedzić już dwóch kawalerów, do przyjęcie w skromnych progach krewnego Aquili było dla Cordie czymś wyjątkowym. Rozkazała więc służbie przygotować salonik, sama zaś zajęła się uzupełnianiem kreacji - dziś postawiła na ciemnozieloną suknię w barwach rodu, srebrną biżuterię z szmaragdami oraz butelkowo zieloną wstążkę, wpiętą w ufryzowane w loki włosy - oraz sprawianiem jak najlepszego wrażenia. To szło jej najlepiej, siedziała więc w oczekiwaniu na arystokratę, a gdy ten pojawił się z bukietem ślicznusich kwiatów oraz prezentem, prawie powstrzymała się od zachwyconego westchnięcia. Zachowała jednak pozory wyniosłości, chociaż lord Black musiał zauważyć na twarzy lady Malfoy szczery uśmiech, a jej błękitne oczy roziskrzyły się na widok podarunków. Wstała z wygodnej sofy, przyjmując powitanie, po czym dygnęła lekko, dopełniając całego procederu powitania.
- Lordzie Perseusie, dziękuję! To zaszczyt gościć cię w Wilton. Rozgość się, mój drogi - zadeklamowała melodyjnym tonem, wskazując mu fotel naprzeciwko suto zastawionego przekąskami stoliczka kawowego. Na drugim fotelu siedziała Matylda, wiekowa przyzwoitka, spoglądająca na Perseusa z uprzejmością i stałą czujnością, gotowa zareagować na każde naruszenie moralności, a wokół krzątały się służące, podając gorącą herbatę oraz świeżo wyjęte z pieca czekoladowe babeczki. - Piękne kwiaty! A to - cóż to? - spytała, przejęta, machnięciem ręki rozkazując włożenie frezji do wazonu. Odpakowaniem prezentu zajęła się sama, cierpliwie i dystyngowanie, kraśniejąc, gdy ujrzała tomik poezji. - Och, Perseusie, wiesz jak trafić w wyrafinowane gusta damy! To wspaniały prezent, zapewni mi wieczory pełne poetyckiego uniesienia - kontynuowała egzaltowanym tonem, spoglądając znad książeczki na Blacka. Przystojnego, postawnego, choć nieco zmęczonego. - To ja cieszę się, że postanowiłeś ofiarować mi choć godzinę. Doszły mnie słuchy, że długo pracujesz. To...godne podziwu, że arystokrata otacza opieką cierpiących w Świętym Mungu. Przybliżysz mi, Perseusie, czym dokładnie się tam zajmujesz? - zagadnęła, umiejęnie ukrywając niejakie zdegustowanie perspektywą kontaktu z chorymi. Sama chorób się bała, unikała kontaktu z plebejuszami jak mogła, nie pojmując, dlaczego ludzie nie mogą po prostu nająć prywatnego uzdrowiciela.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]29.09.21 17:12
Przyzwoitka. Zdziwił się nieco na jej widok; nie dlatego, że nie spodziewał się obecności kogoś, kto przypilnuje, żeby wszystko odbywało się zgodnie z panującymi obyczajami (musiał przyznać, że spotkania z lady Lestrange nieco rozbestwiły go w tej kwestii). Był zaskoczony faktem, iż tego wieczora towarzyszyła im tylko jedna matrona — Cordelia była wszak piękną młodą damą, córką samego Ministra Magii, nosiła nazwisko budzące na salonach podziw oraz szacunek, niekiedy również strach. Była cennym klejnotem, najbardziej wartościową debiutantką (bez umniejszania pozostałym arystokratkom, lecz fakty pozostawały nieubłagane) w tym sezonie. Był pewien, że przed nim do dworu przybyła już cała rzesza adoratorów, pragnąca zyskać sobie przychylność najmłodszej lady Malfoy, zupełnie jakby to do niej należało ostatnie słowo w kwestii zamążpójścia.
Perseus nie był jednym z nich — nie chciał być, bowiem zdawał sobie sprawę z tego, że są od niego lepsi, bardziej godni, bardziej opłacalni kandydaci — ale to nie przeszkodziło mu w tym, by być gościem w Wilton, okazywać arystokratce swe zainteresowanie, obsypywać prezentami i patrzeć jak cała jej drobna sylwetka promienieje z radości. Wyglądała pięknie, kiedy się uśmiechała, przywodziła na myśl roześmianą nimfę z obrazu Hansa Zatzki, kiedy tak żywo zachwycała się podarkami od lorda Blacka, jakby te były co najmniej drogocennymi kamieniami wyjętymi z najpilniej strzeżonej skrytki w Gringocie. Była przy tym uosobieniem młodzieńczej beztroski werwy. Infantylna, powiedzieliby złośliwi. Niewinna, myślał Perseus. — Rad jestem, że udało mi się trafić w twoje gusta, lady. — odpowiedział z uśmiechem. Naprawdę jej się podobało, czy była to wymuszona grzeczność? Nie, to byłoby zbyt wyrachowane, a to ostatnia cecha, jaką mógłby zarzucić drobnej blondynce. Cieszył się więc, że się spodobało; znalezienie odpowiedniego tomiku kosztowało Perseusa wiele wysiłku oraz dociekliwych pytań młodszej siostry o treści czy planujesz konkurować o jej rękę?, kiedy poprosił lady Black o pomoc.
Po wymianie uprzejmości przyszedł czas na powitanie przyzwoitki, nawet jeżeli nie miała brać udziału w spotkaniu jako aktywna strona, a stanowić jedynie głos przyzwoitości, gdyby sprawy zaszły za daleko. Ale jak daleko mogłyby zajść sprawy tego popołudnia? Będzie patrzył zbyt długo w oczy Cordelii? Lady Malfoy siadając odsłoni kawałek kostki? To chyba największe obyczajowe faux pas, jakiego mogliby się dopuścić. Skłonił się kobiecie w fotelu, a sam zajął miejsce wskazane przez gospodynię.
Och, dla tak wspaniałej damy jak ty, Cordelio, zawsze znajdę czas — nawet nie musiał silić się na uśmiech, który w jej obecności pojawiał się sam z siebie. Czuł się przy debiutantce lekko i kilka lat młodszy, choć nie zapominał, że każdy jego ruch obserwowała matrona oraz krzątająca się wokół nich służba. Nie wydawał się szczególnie zaskoczony pytaniem o to, czym się zajmuje; padało niemalże zawsze w towarzyskich sytuacjach. Dla wielu magipsychiatria była bardzo egzotyczną dzieciną magimedycyny, a samych magipsychiatrów do niedawna nazywano alienistami. Nawet całkiem niedawno pewien sędziwy czarodziej tak właśnie go nazwał. — Składam ponownie w całość roztrzaskane dusze, wyciągam zagubionych z mroku i wskazuję drogę ku światłu — wyjaśnił lakonicznie, może nieco poetycko (najwyraźniej już zaczął mu się udzielać doniosły nastrój zawarty w poezji), oszczędzając Cordelii nieprzyjemnych szczegółów. Nie popełni tego samego błędu, co przy lady Odettcie.
Jakiś głos z tyłu głowy krzyczał, że romantyzowanie chorób psychicznych i przedstawiania ich w tak wyniosły sposób może przynieść więcej szkody, niż pożytku, lecz uparcie go ignorował.
A cóż zajmuje twoje dni, lady? — zapytał, chociaż domyślał się, jaka może paść odpowiedź. Damy nie miały możliwości przebierania w zawodach w takim stopniu jak ich ojcowie, czy bracia.


{.............................}

Ce qu'on appelle une raison de vivre, est en
même temps une excellente raison de mourir.





Perseus Black
Perseus Black
Zawód : Magipsychiatra
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
sztandarem będę ci, tarczą,
twym srebrnym mieczem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9827-perseus-black https://www.morsmordre.net/t9907-andromeda#299725 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t10144-skrytka-bankowa-nr-2244#307565 https://www.morsmordre.net/t9908-perseus-black#299726
Re: Pokój Dzienny [odnośnik]30.09.21 12:32
Zachichotała znów, właściwie bez większego powodu, cała w skowronkach, przejęta gościną młodego lorda w swych nie tak skromnych progach. Tak po prostu okazywała radość i ekscytację, wiedząc, że jest w wieku, w którym jeszcze wypada się tak zachowywać. Bardzo zależało jej na poprawnych stosunkach z lordami z Grimmauld Place, wiedziała, że ich polityczne i dyplomatyczne wpływy sięgają bardzo daleko, dlatego też zamierzała stać się gospodynią idealną - to nic, że jej działania w tym zakresie ograniczały się do marudzenia na rozstawione na blacie stołu przekąski, poganiania służby przynoszącej herbatkę czy wywracania oczami na krzywo ułożoną porcelanę, mogącą urazić wrodzony perfekcjonizm Perseusa. Magimedycy przecież uwielbiali logikę i równowagę, tak przynajmniej sobie to wymyśliła, nawet włosy upinając w miarę równą fryzurkę, tak, by wydać się uzdrowicielowi godną partnerką do rozmowy. Nie tylko o poezji, ta jednak stanowiła główny fundament ich relacji, co niezwykle ją ucieszyło. Szczerze, tomik poezji wydawał się perfekcyjnym prezentem, do tego tak pięknie wydany. Ułożyła książkę na kolanach, gładząc delikatnie jej okładkę, tak, jakby był to nie intrygujący wolumin a miły w dotyku kotek, domagający się pieszczot. - Moje gusta są niezwykle wyrafinowane, więc jest lord wielce przenikliwy. Lub ma dobry kontakt z moją przyjaciółką, Aquilą - odparła, pozwalając sobie na nieco kokieteryjną wesołość, dwuznaczność, nieobraźliwą jednak, niezależnie, czy podarek doradziła mu lady Black czy też sam wybrał akurat ten tomik. - O czym są te wiersze? Nie kojarzę nazwiska autora, czy to jakiś debiutant? A może niszowa gwiazda? - podekscytowała się, odcyfrowując wytłoczone złotymi zgłoskami na obwolucie książeczki personalia, chyba francuskie. A może niemieckie? Nie miała zielonego pojęcia, podniosła więc wzrok znad prezentu i uśmiechnęła się do Perseusa, gotowa przyjąć odpowiedź na pytanie o jego pracę...Nie spodziewała się jednak, że ta wywoła w niej niepokój i zdziwienie. Różane usta ułożyły się w idealny okrąg, a błękitne oczy nieco pociemniały z niepewności. - Roztrzaskane dusze? - powtórzyła, przejęta, zerkając nerwowo na przyzwoitkę, która jednak, niewzruszona, w ciszy popijała gorącą herbatę, dając swej podopiecznej możliwość swobodnej rozmowy. Och, potrzebowała teraz wsparcia, przestraszyła się nie na żarty. Myślała, że lord Perseus pracuje w szpitalu, a nie jako...niszczyciel dusz? Znawca pradawnych artefaktów? -Proszę wybaczyć me przejęcie, sir, to brzmi okropnie. I przerażająco. Nie miałam pojęcia, że zajmujesz się tak wrażliwym rejonem magii...Czy chodzi o dusze zaklęte, przeklęte i wygnane? Nie znam się na tym, damie nie przystoi zagłębiać się w tych rejonach wiedzy, ale...Czy tylko mi się wydaje, czy zrobiło się nagle chłodno? - wydusiła z siebie, a bujna wyobraźnia podpowiadała jej, że oto ma do czynienia z badaczem dementorów albo innych stworów. Zupełnie nie wiedziała, co ma o tym myśleć, lecz przecież Rigel również zajmował się tajemniczymi badaniami, nie wiedziała gdzie, po co i jak, lecz możliwe, że pęd do mrocznej wiedzy zalęgnął się również w niepozornym Perseusie. Skonfundowana, przypatrywała się lordowi Black z troską, przekonana, że ten zaraz wyciągnie zza pazuchy słoik z jakąś nieszczęsną duszą, może i Jęczącą Martą...Cordelia bardzo nie lubiła duchów. B a r d z o. Zaschło jej w gardle, upiła więc łyk herbatki, by się rozgrzać i uspokoić rozkołatane nerwy. Pomogło w tym bez wątpienia pytanie o swoje zajęcia, o sobie mówić wszak uwielbiała. - Mam wiele pracy, doprawdy, nie sądziłam, że dorosłe życie jest tak wymagające! Zazwyczaj przymierzam ubrania, spaceruję z szlachciankami, udaję się na popołudniowe herbatki, reprezentuję ród na wernisażach i bankietach, odpisuję na listy, dbam o urodę, czasem znajdzie się też w tym całym ferworze obowiązków czas na to, by napisać kilka wierszy... - zaczęła poważnym tonem, kiwając głową z westchnieniem, tak, jakby opisywała co najmniej pracę w mugolskiej kopalni węgla.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Pokój Dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach