Wydarzenia


Ekipa forum
Salon
AutorWiadomość
Salon [odnośnik]14.11.21 13:29

Salon

Niewielki pokój z oknem wychodzącym na przód domu. Jasne ściany o brzydkiej tapecie zostały ozdobione obrazami w potężnych ramach, mocno przytłaczając małe wnętrze. Pod jedną ze ścian stoi kanapa obita miękkim, zielonym materiałem, tuż obok fotele i stół pozastawiany książkami. Na regałach i kominku stoją liczne bibeloty, od staromodnych puzderek, przez lekko odrapane ramki ze zdjęciami, zegarki oraz rzeźby, wskazujące na skłonność właścicieli do zbieractwa. Drewniane deski podłogowe nieco skrzypią, więc zostały pozakrywane dywanami celem wytłumienia dźwięku.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Salon [odnośnik]09.12.21 19:15
23.01.1958

Długo się zbierał, zanim posłał Dante te parę kilometrów, jakie dzieliły jego dom od Mulberry House. Mógł wybrać się tam sam, złożyć jej niezapowiedzianą wizytę, ale coś go powstrzymywało. Może świadomość w jakich okolicznościach ich drogi się rozeszły? Ludzie łatwo go nienawidzili, gdy w złości mówił za dużo, kiedy miotał się rozwścieczony na coś, czego sam nie potrafił określić. Zawsze wystarczył impuls, jakiś dziwny bodziec, który przełączał coś w jego głowie, a rozsądek uciekał w siną dal. Inaczej było, jednak gdy gorzkie słowa kierował do Claire, stojąc na granicy, po której przekroczeniu, otulił się chęcią zemsty tak szczelnie, by żadne argumenty do niego nie trafiały. Odeszła, a On nawet nie obejrzał się na nią, jakby nic nie znaczyła. Nie przejął się tym wtedy, teraz... był nieco zmieszany. Od powrotu do Anglii, zaczął się uspokajać, paradoksalnie w kraju ogarniętym wojną i który go odrzucał przez lata, znalazł jakiś spokój. Mogło pomóc w tym to, jak często miał szansę rozładować złość na kimś, ale nie rozmyślał o tym za dużo, będąc ciągle w ruchu. Poświęcając się pasją oraz nowym obowiązkom, jakie brał na siebie z chęci, która zwykle mu nie towarzyszyła.
Odpowiedź na list pojawiła się szybko, może nawet szybciej niż się spodziewał. Pierwsze zdania zdradziły, że charakterku jej nie ubyło, a kolejne tylko to potwierdziły. Spotkania ze starymi znajomymi nigdy nie były czymś do czego dążył, a jednak mając zaproszenie, nie zastanawiał się wcale. Mimo to na ulicach Cranham pojawił się dopiero dwa dni później, wczesnym wieczorem. Cisza panująca wokół była tak typowa dla tego miejsca, tak przyjemna i inna od tego, co podobną porą można było zastać w dużych miastach. Właśnie dla czegoś takiego uciekł z daleka od stolicy, zaszywając się w małej mieścinie, a nawet dalej, bo zajmowany dom stał pośród drzew, głębiej w lesie.
Wiedział, gdzie znajduje się Mulberry House, ilość zabudowań wokoło sprawiała, że bardzo łatwo było zapamiętać, gdzie co jest lub gdzie kto mieszka i nawet dla ignoranta jego pokroju nie stanowiło to kłopotu.
Uniósł wzrok na dom, przyglądając się frontowi i światłu dobywającemu się z jednego z pomieszczeń. Mógł obstawiać salon, gdy najczęściej tam spędzało się większość dnia, albo kuchnię, chociaż Claire nigdy nie była kobietą, która nad garami chciałaby spędzić, chociaż minutę z własnej chęci. Niby coś mogło się w tej kwestii zmienić, ale powątpiewał mocno.
Podszedł w końcu do drzwi, by zastukać lekko w ich drewnianą powierzchnię. Oparł się barkiem o ścianę tuż obok, czekając cierpliwie, aż gospodyni otworzy. Może nie był wzorem dobrego wychowania i wszelakich cnót, ale miał dość taktu, aby pozostać na zewnątrz, póki z kobiecych ust nie padnie zaproszenie do środka. Usłyszał kroki wewnątrz, zanim jeszcze rozległ się dźwięk zamka i naciskanej klamki. W tej samej chwili poczuł lekkie uderzenie niepokoju, ten dziwny stres, do którego nie przywykł.
Prawie się zaśmiał z tego faktu, ale kiedy drzwi uchyliły się, spojrzenie błękitnych tęczówek pozostawało poważne, a na ustach pojawił krzywy uśmiech.
- Claire.- mruknął, przyglądając uważnie, może wręcz natarczywie kobiecej sylwetce.- Chyba już rozumiem skąd ta opinia.- dodał na wstępie, by zaraz odepchnąć się od ściany i stanąć prosto.- Wpuścisz mnie? – spytał z cieniem rozbawienia.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Salon [odnośnik]11.12.21 18:06
Otrzymany przed paroma dniami wprawił ją w zdumienie. Na widok podpisu zlał ją zimny pot, a brzuch związał w supeł. Odpisała niemal natychmiast, pozwalając by pergamin wchłonął wraz z atramentem całą jej złość. List spłonął w tańczących w kominku płomieniach, a kobieca ręka ponownie, tym razem ze spokojem, nakreśliła kilka neutralnie brzmiących słów. Nie spodziewała się, że skorzysta z zaproszenia. Był człowiekiem dumnym i obrażalskim, a ich ostatnie spotkanie (jak i cała znajomość) do najprzyjemniejszych nie należało, co więc zmusiło pana Macnaira do takiej zmiany? Wiek, samotność czy wyrzuty sumienia i chęć ostatecznego pogodzenia się ze światem?
Czwartkowy wieczór wyjątkowo spędzała w domu, wróciwszy wcześniej z Londynu, uciekając spod natłoku irytującej biurokracji. Gringott nigdy nie zwalniał tempa, w jego podziemiach zawsze coś się działo. Panna Fancourt z niepokojącą satysfakcją, cieniem ironicznego uśmiechu na twarzy i filiżanką mocnej kawy w dłoni, obserwowała te zachodzące zmiany, dopóki nie dotykały jej samej. Zawsze oburzała się, kiedy ktoś wtrącał się w jej pracę, o nakładaniu dodatkowych - w opinii Claire zbędnych - obowiązków nie wspominając.
Zamarła na dźwięk pukania do drzwi, prędko zrywając się z miejsca i odruchowo przygładzając kraciasty materiał sięgającej kolan spódnicy. Pospiesznie zgaszony w starej, kryształowej popielnicy papieros zasyczał gniewnie, w wąskim korytarzu rozległ się stukot niskich obcasów. Przez materiał firan dostrzegła zarys stojącej u jej drzwi sylwetki, odgarnęła za ucho zsuwający się na twarz kosmyk ciemnych włosów i szarpnęła za klamkę.
- Uroczy jak zawsze… - Pokręciła głową z niedowierzaniem, skutecznie ignorując nagłe przyspieszenie bicia serca. Czego innego się spodziewała? Uprzejmego uśmiechu, bombonierki i kwiatów? - A czym zamierzasz się wkupić? - Ciemna brew drgnęła i uniosła się w powątpiewaniu. Zaznaczyła w liście, by nie przychodził z pustymi rękami, ale przecież nie na podarkach jej dziś zależało. Otworzyła szerzej drzwi, pozwalając by minął ją wchodząc do środka; nie mogła sobie odmówić uniesienia czujnego spojrzenia na twarz, która w ciągu ostatnich lat nabrała męskich, ostrzejszych rysów. Jako nastolatka często wodziła za nim wzrokiem, ślepa na ignorancję, z jaką ją traktował. Widziała, że robił to celowo, podpuszczał i denerwował. Nigdy nie pozostawała mu dłużna, żałując jedynie, że nie potrafi odpuścić. Minęła przeszło dekada, od kiedy po raz ostatni gniewnie spojrzeli sobie w oczy, nie szczędząc gorzkich słów, wylewając tłumione emocje. Żadne z nich nie chciało się kłócić, ale i żadne nie zamierzało wysłuchać drugiego.
Poprowadziła go do salonu, w którym urządziła tymczasowo swój drugi gabinet. Na piętrze znajdowały się plany przyszłych wypraw oraz opisy klątw, które chciała zgłębiać, tu natomiast zebrała dokumenty z zaległych wyjazdów. Na licznych blatach leżały stosy teczek i pergaminów, nierzadko pokreślonych bądź poplamionych czarnym atramentem. Na podłodze, nieopodal kominka, znajdowały koce i poduszki, wskazując na to, że podczas swej pracy Claire wolała rozkładać papiery dookoła siebie, niż usadawiać się przy stole. Ze staromodnego gramofonu płynęła smętna, jazzowa melodia rodem z podupadającego, luizjańskiego klubu.
- Wybacz ten bałagan, rzadko miewam gości - mruknęła, machnąwszy różdżką, by pozbierać książki i pergaminy w jeden kąt. - Nie wiedziałam, że przesiadujesz w Cranham, od jak dawna? - zapytała, wchodząc w głąb pokoju i niedbałym gestem zaprosiła Cilliana do zajęcia dowolnie wybranego przez siebie miejsca. - Sądziłam, że preferujesz miejski zgiełk od cichej wsi. - Sama zajęła miejsce w jednym z foteli i na powrót utkwiła swoje spojrzenie w mężczyźnie, szukając błękitu jego oczu.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Salon [odnośnik]24.12.21 0:37
Nie sądził, że kiedykolwiek jeszcze staną sobie na drodze, że spotkają się w okolicznościach dalekich od wrogich. Przyszłość jednak miała inne plany, co dostrzegał w takich momentach. Przyglądając się kobiecej sylwetce, nabrał pewności, że upływ lat całkowicie jej służył. Nadal miała to coś, dzięki czemu bez wątpienia przyciągała uwagę mężczyzn. Sam ignorował ją długo, pomimo namawiania przez bliźniaka, aby w końcu przestał bawić się dziewczęcymi uczuciami. Wtedy nie widział w tym nic złego, sama była sobie winna, skoro postanowiła wzdychać właśnie do niego, gdy zwykle obok przewijał się Caleb z o wiele przyjemniejszym usposobieniem. Po latach miał pewność, że postąpiłby tak samo, nie zmieniając nic w swoim zachowaniu. Taki po prostu był. A mimo to stał dziś przed jej drzwiami, ciekaw czy nie rozmyśli się w ostatnim momencie i nie zatrzaśnie mu ich przed nosem.
- Wolałabyś, żebym był taki do rany przyłóż, jak Caleb? – spytał, nie pozbywając się tego krzywego uśmiechu z ust.- Butelka ognistej i kilka sztuk diablego wystarczą? – uniósł brew, gdy spytała o wkupne.- Powtórka świętowania ostatniej udanej współpracy? Co ty na to? – pamiętał tamtą wyprawę, która nie była typowo łowna, jakie zwykł brać. Wtedy liczyło się coś innego i opłaciło o wiele bardziej, niż przypuszczał. Dwa dni opijania zarobku, dwa dni świętowania sukcesu, jaki wpadł im tak naprawdę, całkowicie przypadkiem w ręce. To właśnie jednego z tamtych wieczorów, przytłumiony diablim zielem, pozwolił jej na wszystko, co chciała i wzięła więcej, niż myślał.
Zerknął na drzwi, kiedy otworzyła je przed nim mocniej. Bez wahania przekroczył próg, zdejmując czarny płaszcz i zostawiając go na wieszaku w przedpokoju. Obiecaną zawartość kieszeni zabrał ze sobą, aby finalnie pozostawić butelkę oraz papierośnicę z wizerunkiem wilka na ławie w salonie. Powiódł wzrokiem po przestrzeni salonu, zauważając wszystkie rozłożone wokół pergaminy, książki i kartki zapisane jej charakterystycznym pismem.- Nie martw się, nie przyszedłem przecież sprawdzać porządku.- rzucił lekkim tonem.- Ale widać nic się nie zmieniło na przestrzeni lat.- dodał, skinięciem wskazując na wszystko, co zalegało na blatach. Pamiętał dni, gdy z konieczności siedzieli nad dokumentami, mapami i książkami, planując kolejną wyprawę. Dopiero po chwili dotarło do niego, jak wiele szczegółów dotyczących Claire pozostało mu w pamięci. Nie pielęgnował wspomnień, wychodząc z założenia, że tego nie potrzebuje, a jednak kobieta wykradła dla siebie jakąś część jego świadomości.
Zerknął na Fancourt, kiedy gestem zachęciła, aby usiadł gdzie mu wygodniej, a przy tym zagadnęła o pobyt w okolicy. Zajął drugi z foteli, zatrzymując błękitne tęczówki na rozmówczyni.
- Od końca kwietnia. Wracając do Anglii miałem wybór stolica albo Cranham, ale z oczywistych względów jestem tutaj.- odpowiedział, gdy nie było to żadną tajemnicą. W Londynie pojawiał się z przymusu, od zawsze próbując być najdalej, jak tylko się dało.- Kupiłem tutaj dom kilka lat temu, więc szkoda, aby stał pusty nadal.- dodał, pomijając jednak, że nie kupił go tylko dla siebie. Miał wtedy inne plany na przyszłość i życie, szybko zweryfikowane przez rzeczywistość.
- A Ty? Wiem, że miałaś tu rodzinę, ale Cranham nie wydaje się miejscem, które do ciebie pasuje. Cicho, spokojnie i do bólu monotonnie. Pomijając już, że daleko od Gringotta.- był ciekaw, dlaczego mimo wszystko znalazła się tutaj.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Salon [odnośnik]17.01.22 21:58
Słabości do Cilliana nigdy nie potrafiła sobie wytłumaczyć. Żaden z logicznych powodów nie nasuwał się na myśl, gdy stawał przed nią na szkolnym korytarzu, samą obecnością zwalając ją z nóg. Stale się denerwowała i irytowała, lecz nie ze względu na głupotę zachowań Macnaira, a swoją własną słabość. Droczył się z nią, przedrzeźniał i oszukiwał, robiąc sobie z tego smaczną zabawę. Tamta Claire już nie istniała, zbyt mocno przeciągnięta przez wyboje życia, dyskryminację na kursie, późniejsze wyprawy no i Maxwella, który manipulował nią ostatnie lata. Teraz stała przed Cillianem, wytrzymując jego oceniające spojrzenie. Zastanawiała się czy aby na pewno odcięła się od tamtych nastoletnich cech, skoro w dorosłym życiu tak mylnie oceniła człowieka, który zniszczył w niej wszystko? Przesunęła wzrokiem po linii ciemnych włosów, wyłapując nań kilka drobnych płatków śniegu. Jak mocna musiała to być słabość, że mimo świadomości, iż Macnair też wcale się nie zmienił, wciąż uchylała drzwi, zapraszając go do siebie?
Komentarz o Calebie skwitowała uniesioną brwią. Bracia nie byli identyczni, a mając ich obu bliżej siebie Claire z łatwością rozpoznawała ich nie tylko po zachowaniu, ale i wyglądzie. We wszystkich gestach Caleba biła sympatia, czego nie sposób dostrzec u Cilliana. Wystarczyło jedno spojrzenie na jego wyprostowaną postawę i odbijający się na twarzy cynizm, by mieć pewność, z którym miało się do czynienia. Szybko przeliczyła wartość przyniesionych darów i przywołała wspomnienie ich ostatniej imprezy, odpowiadając przebiegłym uśmiechem, widać wciąż wiedział jak mówić jej językiem. Tamtego dnia działała pod wpływem impulsu, biorąc od niego wszystko, czego chciała, czy mógł dać jej więcej? Wtedy była odważniejsza, mniej zawstydzona i pełna obrzydzenia do rozległej blizny, która teraz szpeciła jej ciało. Zresztą nie zamierzała dziś wychodzić poza przyjacielską pogawędkę.
Za machnięciem różdżki przywołała szkło i uzupełniła zawartością butelki, jak na dobrą gospodynię przystało. - Mam trochę zamieszania w pracy. Wymyślili sobie nowe przepisy, niekończąca się biurokracja. Dają nam dodatkową pracę tu, żeby usprawiedliwić cięcia na ekspedycje. - Nawet nie ukrywała swojej opinii na temat zachowania goblinów, bo choć trzeba było się zaharowywać, to pieniądze i możliwość prowadzenia badań na koszt banku wynagradzały każdy trud.
Gdy opowiadał o przyjeździe do Cranham, w jego dłoni znalazła się już kryształowa szklanica, wiekiem przypominająca ubiegłe dekady. Od kiedy wprowadziła się do The Mulberry House nie miała okazji, by pozbyć się wszystkich przedmiotów należących do dziadków. Starocie, choć przypominały muzeum, wcale jej nie przeszkadzały.
- Chyba znużył mnie ten wielkomiejski zgiełk - powiedziała z westchnieniem, usadawiając się wygodniej. Czy dotarły do niego wieści, że trzy lata wcześniej zaręczyła się z pewnym magipsychiatrą, pracującym dla więzienia? - W kwietniu rozstałam się z narzeczonym i potrzebowałam zmiany. Dotarcie do pracy jest rzeczywiście utrudnione, ale wierzę, że czas na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi. - Uśmiechnęła się gorzko, odsłaniając od razu tyle, ile chciała mu o sobie powiedzieć. Przekonanie się do Gloucestershire zajęło trochę czasu i wniesionego trudu, ale przecież nie mogło być gorzej, niż na ekspedycji, w upale pod namiotem, ze szczątkową prywatnością. Coraz bardziej ceniła sobie przestrzeń i możliwość wypicia kawy na ganku, w ciszy i spokoju. - Może skoro orientujesz się w okolicy, to mnie kiedyś oprowadzisz? - Kurtuazji ciąg dalszy, Claire upiła łyk ze szklanicy, posyłając mu pytające spojrzenie.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Salon [odnośnik]15.03.22 22:52
Ciężko było mu uwierzyć, że jakakolwiek dziewczyna mogła się w nim zadurzyć. Bez znaczenia czy w czasach szkoły, kiedy był po prostu wrednym gnojkiem pastwiącym się nad kim popadnie, czy teraz kiedy trudny charakter stał się tylko bardziej odpychający. To nie On był bliźniakiem, który przyciągał do siebie ludzi, jednając ich sobie z łatwością, której inni mogli zazdrościć. Z rezerwą obserwował osoby, które z uśmiechem przesiadywały w jego towarzystwie, jakby straciły gdzieś instynkt samozachowawczy, nakazujący odpuścić sobie. Mimo wszystko lubił obecność Claire, często nie potrafiąc tego docenić i okazując się bardziej ślepy, niż przypuszczał kiedykolwiek. Miała w sobie jakieś cechy, trudne dla niego do pojęcia, które sprawiały, że jej towarzystwo przeszkadzało mu mniej. Oczywiście, nigdy nie szczędził jej złośliwości, ale to było zwyczajnie silniejsze.
Cień rozbawienia mignął w błękitnych tęczówkach, gdy uniosła brew. Mógł się domyślić, co chodziło jej teraz po głowie, jaki wniosek mógłby usłyszeć. Nigdy nie wiedział, jak potrafiła rozpoznać bliźniaków, zwłaszcza gdy specjalnie igrali sobie ze spostrzegawczością otoczenia. Umiał kłamać, być fałszywie potulny, jak brat, ale ponoć zawsze prędzej czy później zdradzało go pogardliwe spojrzenie. Nie wnikał czy tak faktycznie było, tylko akceptował takowy stan rzeczy i fakt, że Claire zawsze od razu beształa ich za podobne zagrywki.
Zajął miejsce w salonie, obserwując z uwagą, jak rozlała alkohol do szklanek. Stronił od alkoholu, ale czasami zwyczajnie trudno było odmówić, zwłaszcza w takim towarzystwie i echem wspomnienia ostatniego razu. Nie chciał powtarzać wszystkiego, nie zamierzał dziś dawać jej wolnej ręki i wszystkiego czego chciała. Tamten poryw bezmyślności i wdzięczności pozostawał wspomnieniem. Wychylił się po papierośnicę, by wyciągnąć jednego skręta z diablego ziela, zapalając go od razu. Ciężki dym wypełnił na moment płuca, zanim wydostał się na zewnątrz i rozniósł charakterystyczny zapach, którego szczerze mu brakowało. Dawniej był ćpunem znającym cały przekrój magicznych, nielegalnych używek i nie kryjąc się z tym w pewnym momencie. Nie radząc sobie z emocjami oraz poczuciem utraty, łatwiej było funkcjonować w całkowitym odklejeniu od rzeczywistości.
- Mogę tylko współczuć.- odparł, reagując na jej słowa i nieco się krzywiąc na wzmiankę o biurokracji.- Anglicy mają przykrą tendencję do tonięcia w coraz to nowszych papierach. Kilka razy musiałem spędzić prawie cały dzień w Ministerstwie, by dostać zgodę na wywóz zwierząt z kraju. Parę lat temu zajmowało to moment, dwie pieczątki i tyle.- przyznał, tęskniąc za tamtymi czasami, gdy legalne działania były prostsze. Wziął od niej szklankę, masywną i wyraźnie mającą już swoje lata.
- Narzeczonym? Co to za palant? – uniósł brew, nie ukrywając zainteresowania tym. Nie wiedział o jej związku nic, nie był typem, który chętnie pielęgnował stare znajomości czy próbował czegokolwiek dowiedzieć się, jakoś na boku.- Cranham to dobre miejsce na odpoczynek od miast. Mimo że w kraju trwa wojna, a do półwyspu nie jest jakoś wyjątkowo daleko, ta mieścina wydaje się żyć w oderwaniu od wszystkiego.- czasami odwiedzając pobliski bar, obserwował mieszkańców. Widać było, że konflikty i powstające problemy nie omijały nikogo, ale nadal wszystko toczyło się swoim rytmem.- Jak mieszkańcy przywykną do Ciebie całkowicie, to dadzą ci spokój.- dodał, pamiętając samemu, jak czasami patrzono na niego nieufnie, kiedy pojawiał się w okolicy; czy to wcześniej, czy teraz.
- Mogę.- przytaknął jej, chociaż nie czuł się najlepszą osobą do takiego oprowadzenia. Mieszkał tu jednak wystarczająco dużo czasu, aby coś tam wiedzieć i widzieć. Uniósł nieco szkło w niemym toaście za Nią, po czym upił łyk. Chwile później papieros wylądował w kąciku ust, nie zamierzał odmawiać sobie przyjemnego działania tej drobnej używki.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Salon [odnośnik]17.03.22 10:02
O skłonności Macnaira do używek wiedziała nie od dziś, jednak nigdy szczególnie nie doszukiwała się jej źródła. Ot, zachłyśnięty możliwościami mężczyzna, który nie zamierzał się w niczym ograniczać. Może gdyby znała jego prawdziwe powody sięgania po ten cały przekrój środków odurzających zmieniłaby o nim zdanie i spojrzała nań nieco bardziej przychylnie? A może nic by się nie zmieniło?
- Ty i współczucie? - Ciemna brew powędrowała ku górze. Lata, w których mógł podawać się za bliźniaka, minęły bezpowrotnie. Nigdy nie uwierzy w to, że Cillian ma w sobie jakiekolwiek, nieegoistyczne uczucia. - Zresztą, Anglicy czy gobliny, momentami odnoszę wrażenie, że w pewnych kwestiach niewiele się od siebie różnią… - W Banku Gringotta zdecydowaną większość pracowników stanowiły gobliny, jakże różne swym podejściem do pracy od czarodziejów. Stanowisko w banku było wysoce prestiżowe, Fancourt dążyła do niego przez długi czas, szczególnie pilnie przykładając się do egzaminów, które umożliwiłyby jej otrzymanie upragnionej pracy. Na roku nie miała sobie równych, nawet mimo pożal-się-Merlinie-tutora, którego przydzielono jej wyłącznie z czystej złośliwości. Triumfowała z satysfakcją, mogąc poszczycić się zdobytym tytułem łamacza klątw, jednak obecnie coraz więcej czasu spędzała na narzekaniu na gobliny, niż rzeczywistej pracy. Zaczynała się z wolna zastanawiać, czy to aby na pewno dobry pomysł, by kurczowo trzymać się tej posady, czy może lepiej rozejrzeć się za czymś innym.
- Wątpię, byś go znał - mruknęła, machnąwszy lekceważąco ręką. Czy łowca magicznych stworzeń miał okazję, by poznać się z jej byłym narzeczonym? Na Merlina, oby świat nie był taki mały! - Maxwell Runcorn, magipsychiatra, pracuje z więźniami. - Albo pracował, bo przecież od niemal roku nie miała z nim żadnego kontaktu. Nachodził ją czasem w snach, kiedy budziła się zlana zimnym potem, próbując powstrzymać łzy rozpaczy i wściekłości. Pocieszała się myślą, że choć na chwilę utrudniła mu życie rzuconą klątwą. - A ty? Wnioskuję, że wciąż nie pozwoliłeś dać się usidlić? - zapytała zainteresowana, nie chcąc pozostać mu dłużna, jednocześnie starając się zignorować cień nadziei, mieszający się z delikatną, potencjalną zazdrością.
Zmrużyła powieki, poruszając szklanicą w dłoni, bursztynowy płyn wirował po jej ściankach, szczerze zaskoczona z jak wielką łatwością przyszedł im powrót do neutralnej rozmowy po tak długiej przerwie. Ludność w tak małych mieścinach z trudem przyzwyczajała się do nowych osób, zwłaszcza w czasach, kiedy w całym kraju panowała wojna. Jedyne, na co mogła liczyć Claire, to tolerancja mieszkańców przez wzgląd na jej dziadków. Państwo Multon wybudowali się na tych terenach kilka pokoleń temu, z pewnością zapadłszy w pamięć ludności Cranham. Fancourt bywała tu w latach dziecięcych, bawiąc się w zieleni przydomowych lasów, jednak nie oczekiwała, by ktokolwiek stąd jeszcze by ją pamiętał, podczas gdy sama nie była w stanie przypomnieć sobie żadnego z nazwisk. Cillianowi skinęła tylko głową na znak, że przyjęła deklarację. Skoro mieszkał tu zaledwie od kwietnia, prędzej sama będzie oprowadzać go po miasteczku, niż odwrotnie. W takim zapomnianym przez świat miejscu niewiele się przecież zmieniało.
W przeciwieństwie do Macnaira alkohol zwykła wlewać w siebie strumieniami, zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy umysł wołał o zapomnienie i otępienie, wciąż nie mogąc na dobre odciąć się od przeszłości. Dym diablego ziela jej nie przeszkadzał, pokusiła się nawet o stwierdzenie przed samą sobą, iż świetnie maskował wgryziony w meble zapach starości.
- Co tu właściwie robisz? - zapytała po chwili, zagłębiając się wygodniej w miękkości fotela. - Nie mów tylko, że zdążyłeś się stęsknić, bo w to nie uwierzę. Potrzebujesz pomocy z przeklętym domem? A może zwyczajnie się nudzisz? - Cillian nie należał do osób otaczających się wianuszkiem przyjaciół, wszak ze wzgląd na jego okropny charakter mało kto chciał spędzać z nim czas. Skąd u niego taka nagła chęć odkurzenia dawnych znajomości? Czyżby zaczynały mu już doskwierać starość i samotność? Claire uśmiechnęła się do własnych myśli, szczerze rozbawiona roztoczoną przed sobą wizją.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Salon [odnośnik]28.03.22 21:49
Kiedy padło pytanie, wzruszył lekko ramionami, a w błękitnych tęczówkach zabłysła kpina.
- Zdarza mi się.- odparł ze spokojem, nie przejmując się, że kobieta wyłapała coś, co było prawie nierealne w jego przypadku.- Jak się czasami zapomnę.- dodał zaraz, dając wydźwięk emocją, które zdradzało spojrzenie. Nie był najbardziej współczującą osobą, obojętny na los innych, ale jednak czasami, miała takowe przebłyski. Mógł być odpychający, ale jakiś mocno skrzywiony kręgosłup posiadał, podobnie, jak człowieczeństwo, którego nie dało się wyzbyć.
- Bez wątpienia, nie raz jest im bliżej do siebie niż dalej.- zgodził się z nią. Odkąd zaczął parać się swoim zawodem tym legalnym i drugim zdecydowanie mniej, miał okazję tylko dwa razy na przestrzeni lat, wykonywać zlecenie dla goblinów. Byli równie trudnymi klientami, a może nawet bardziej niż czarodzieje, dlatego też stronił od nich, nawet kiedy słyszał konkretną sumkę. Wolał, aby inni męczyli się z wymogami wszelakimi.
Słuchał z uwagą, kiedy Claire podjęła temat swojego niedoszłego męża, który najwyraźniej zawiódł na całej linii. Nie powinno go to zainteresować, aż tak, ale mimo to czuł cień satysfakcji, że jakiś palant nie sprawdził się. Poza jednym wyskokiem nigdy nie miał wobec kobiety żadnych planów, nie próbował jej się przypodobać i proponować czegokolwiek przyszłościowego, co było przecież oczywiste w ich znajomości. Jednak dziwnie drażniła go myśl, że Fancourt mogła się z kimś związać.
- Chyba masz rację.- przytaknął jej, gdy zwątpiła, aby miał znać owego Runcorna. Nie kojarzył, ale był przecież ignorantem, szybko zapominał o osobach, które okazywały się nieprzydatne mu. Pielęgnowanie znajomości, było ponad jego umiejętności i możliwość poświęcenia czasu komukolwiek.- Co się stało, że nie udało wam się? – spytał, chcąc jeszcze podbudować zalęgające się gdzieś wewnątrz zadowolenie z takiego obrotu sytuacji.
- To nie dla mnie, sama wiesz.- przecież go znała, miała czas zrozumieć, jakim typem był.- Mam gdzieś uczucia innych, ale nawet ja nie chciałbym unieszczęśliwiać jakiejś kobiety małżeństwem.- dodał, wyjątkowo szczerze, jak na niego. Był wolnym duchem, lubiącym żyć na własnych zasadach, a nie mając na względzie drugą osobę. Tak było łatwiej, wymagało mniej czasu poświęconego na analizowanie konsekwencji.
Cranham oferowało niewiele, będąc dla wielu totalną dziurą w której nic się nie działo. Jemu to pasowało, ten spokój, który towarzyszył na okrągło. Było to coś, czego potrzebował z nerwowością wpisaną w codzienności, drażliwością nad którą często nie panował. Właśnie dlatego to miasteczko i dom w lesie, okazały się zbawienne, przywiązując go do tego miejsca. W końcu wracał tutaj, nawet kiedy żył w ciągłej podróży, a później osiadł, kiedy ciekawość zmian w Anglii okazała się wystarczająca, by powrócił do ojczyzny. Nie sądził jednak, by był idealnym przewodnikiem po okolicy, lecz skoro chciała tego Claire, mógł przejść się z nią po okolicy. Może nie będzie to tak bardzo stracony czas.
Spoglądał na obłoczki szarego dymu, który wydobywały się z jego płuc i smugę ulatującą od odpalonego papierosa. Skupiony przez chwilę na tym, spiął się, słysząc pytanie ze strony kobiety.
Zawahał się na krótki moment, zastanowił, co tak naprawdę przywiodło go dziś do jej domu.
- Nie wiem.- przyznał z wyraźnym ociąganiem.- Kiedy usłyszałem, że jesteś w okolicy, pomyślałem, że to dobry moment, aby sprawdzić, jak sobie radzisz... jak się masz.- wzruszył ramionami. To był dziwny impuls, taki, którego nie odczuwał za często, a przynajmniej nie na tyle, by spędzić w kogoś towarzystwie więcej niż kilka minut.- Może to i nuda.- szczerze w to wątpił, gdy ostatnie miesiące dostarczały mu więcej rozrywki, niż by chciał. Zerknął mimowolnie na swoją dłoń, rany po poparzeniach dawno zniknęły, ale nadal czasami czuł echo tamtego bólu. Blizny pozostały, kolejne, które zbierał na ciele jako przypomnienie wszystkiego, co przeżył.- Ale Tobie to najwyraźniej nie przeszkadza, skoro wpuściłaś mnie i nadal nie kazałaś spieprzać stąd.- spojrzał na nią, a błękitne tęczówki zdawały się bardziej chmurne, jakby zdradzając zmianę emocji, które dominowały w nim teraz.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Salon [odnośnik]29.03.22 15:50
Błyszcząca w oczach Cilliana kpina nie była niczym zaskakującym. Zresztą nawet, gdyby przyznał się do jakichkolwiek ludzkich uczuć, zapewne wzięłaby je za żart, kwitując komentarzem o pogarszającym się stanie poczucia jego humoru. Skąd u niego ta ciągła potrzeba dystansowania się? Claire już dawno porzuciła rozmyślania nad jego powodami. Im mniej czasu spędzała na myśleniu o innych, tym była szczęśliwsza.
Słysząc jak jej przytakuje w kwestii podobieństw, zainteresowała się życiem czarodzieja. Minęło już kilka lat od kiedy widzieli się po raz ostatni, także i w jego życiu mogło się wiele zmienić.
- Czyli miałeś też przyjemność z nimi pracować - skwitowała z krótkim skinieniem głowy. - Czym się obecnie zajmujesz? Nadal biegasz po lasach w pogoni za stworzeniami? - Potwierdzałoby to jego sylwetkę. Myśli Claire na krótką chwilę pognały ku wyobrażeniom, jakby pod tymi wszystkimi warstwami ubrań zapewne wciąż kryły się wysportowany tors i silne ramiona. Choć pamięć czasem lubi płatać jej figle, tak tamtych objęć ciężko zapomnieć.
Zdziwiła się, że pytał dalej. Czy to dlatego, by móc później chełpić się znajomością jej słabości? Zbierał niewygodne dlań informacje, żeby wykorzystać je w odpowiednim momencie? Twarz Claire zaczerwieniła się, czego nie była w stanie powstrzymać. Łudziła się, że wśród oparów dymu i dzięki dzielącej ich odległości Cillian nie dostrzeże tej subtelnej zmiany, albo przynajmniej zrzuci ją na karb sączonego alkoholu. Na krótko spuściła wzrok, utkwiwszy go w płomieniach kominka. Poruszanie tematu Maxwella wciąż przychodziło jej z trudem, choć od kiedy widzieli się po raz ostatni minęło już wiele miesięcy.
- Nie zgadzaliśmy się w pewnych kwestiach… - zaczęła powoli po chwili dłuższego zastanowienia, ważąc słowa, jakie rzeczywiście chciała mu przekazać. - To miał być układ, który zadowoli moich rodziców i pozwoli innym traktować mnie poważnie. Zwykły dokument, bez większych oczekiwań - wyjaśniła dość oszczędnie, zdając sobie sprawę z tego, jak nędznie to brzmi. Nie pozostawało jednak tajemnicą, że kobiety niezamężne były często spychane na margines społeczeństwa, zwłaszcza kiedy pracę wykonywało się z czarodziejami o mocno konserwatywnych poglądach. Szczęśliwie złożony z goblinów zarząd ją zatrudniający miał głęboko w poważaniu stan cywilny swoich pracowników. Plusem było także to, że nie posiadając rodziny, nie musiała oglądać się za siebie, ani z nikim pertraktować w kwestii dalekich wyjazdów. Umowa z Runcornem miała wiązać ich wyłącznie nazwiskiem, a skoro zdążyli się zaprzyjaźnić, w oczach Claire nie był to taki zły pomysł. Poza tym nacisk ze strony państwa Fancourt nie był na tyle mocny, by klątwołamaczka musiała się pod nim ugiąć. Prawda była taka, że choć chciała spełnić ich oczekiwania, tak sama skrycie marzyła o domu, w którym nie przesiadywałaby wyłącznie sama. - Zresztą to już nieistotne. - Sącząca się w przed-małżeńskiej sypialni czarna magia dzielić ich miała już na zawsze. Pozbyła się wszystkiego, co mogło jeszcze przywodzić wspomnienia, zarówno listy, wspólne fotografie, jak i kiełkujący w łonie płód, którego gwałtowne wydarcie skutkowało potokiem krwi i długich dni słabości przepełnionych przerażeniem. Ale o tym nie musiał wiedzieć, przecież by nie zrozumiał. To już nieistotne. - Czyli wszystko zgodnie z planem - uśmiechnęła się jednym kącikiem, krótkimi uniesieniem szklanki gratulując mu wytrwałości. To nie słowa Cilliana były dla niej zaskoczeniem, a własna reakcja. Łyk alkoholu miał zamaskować dostrzeżoną ze zdziwieniem ulgę, w końcu od czasów Hogwartu nie wiązała z nim żadnych swoich planów. Uśmiechnęła się jednak szerzej, przekładając jedną nogę na drugą i kolejnym odruchem wyrównując materiał kraciastej spódnicy. Mętna odpowiedź brzmiała w jego ustach o wiele bardziej szczerze, niż rzucone na odczepkę hasło o nudzie. Kto jak kto, ale on nie mógł cierpieć na brak zajęć.
- Może i mnie doskwiera nuda - podłapała, wpatrując się w pochmurne spojrzenie czarodzieja. - A może po prostu cię lubię. - Także wzruszyła ramionami, kiepsko radząc sobie z wyznawaniem uczuć. Żadna z niej była kokietka, a już na pewno przy Cillianie, który latami wyraźnie dawał jej do zrozumienia, by na nic nie liczyła. - Pewnie zburzę twój obraz idealnej mnie, ale nie jestem wolna od wad - dodała zaraz, zabezpieczając się żartem przed ewentualną uszczypliwością.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Salon [odnośnik]02.04.22 22:44
- Wątpliwa to przyjemność, ale tak, miałem. Teraz, nawet kiedy oferują pokaźne kwoty, bo na czymś im wybitnie zależy, wolę, żeby ktoś inny męczył się z wymogami, które idą za owym zleceniem.- wyjaśnił pokrótce. Wiedział, że kilka dni nadszarpniętych nerwów wynagrodziłaby mu konkretna suma w skrytce bankowej, ale mimo to odpuszczał. Ten jeden raz słabość do brzdęku monet, okazywała się zbyt słaba, aby dał się skusić. Przyglądał jej się, kiedy dopytywała dalej. Zwykle irytowała go przesadna ciekawość kogokolwiek, ale nie dziś. Nie koniecznie tylko wiedział, czy to przez wzgląd na samą kobietę i jej towarzystwo, czy to już była zasługa wypalonego diablego ziela. Co prawda narkotyk już przyjemnie otępiał, osiadał mgiełką w umyśle, ale nie przypuszczał, aby cała zasługa leżała w tym właśnie.
- Gdyby to było takie łatwe, jak opisujesz.- mruknął, słysząc o bieganiu po lesie za stworzeniami.- Ale powiedzmy, że nadal. Czarodzieje nadal są łasi na magiczne stworzenia, ciągle chcą nowych. Żywych lub martwych.- wzruszył ramionami, podkreślając, jak bardzo go to nie interesowało. Zwykle nie wnikał, co dalej działo się ze zwierzętami, lecz nienawidził momentów, kiedy żywe były z góry przeznaczone na ingrediencje, które sprawiały, że były specjalnie po to zabijane. Może nie miał najbardziej ludzkich odruchów, a empatia to pojęcie mu obce wobec ludzi, ale gdzieś pośród tego pojawiały się rzeczy nieakceptowalne. Przemilczał, że poza magiczną fauną zajął się również przemytem. Wolał to pozostawić dla siebie, wątpiąc, aby Claire miała kiedykolwiek zainteresować się tym i jakoś dotrzeć do niego z tej strony.
Jego spojrzenie na moment skupiło się na smużce dymu, który unosił się nad papierosem. Dał jej chwilę, mając wrażenie, że tego potrzebowała, kiedy wspominała o byłym narzeczonym. Próbował nie dopuszczać do siebie myśli z jakiego powodu milczała. Tak kochała tego palanta czy tak ją skrzywdził? Obie opcje były złe, obie nie podobały mu się równie mocno. Zaciągnął się po raz kolejny diablim, sycąc przyjemnym stanem w który wpadał coraz mocniej.
- Więc wybrałaś sobie kiepskiego niedoszłego męża na papierze.- skomentował, przenosząc spojrzenie na nią.- Dlaczego nie wybrałaś kogoś, kto nie chciałby niczego od ciebie? Bo on musiał oczekiwać czegoś w zamian, skoro przestaliście się dogadywać.- nie miał nikogo konkretnego na myśli, raczej nie znał osób, które poszłyby na podobny układ. Oddanie nazwiska kobiecie pokroju Claire to było ryzyko, gdy nie miało się co do niej pewności. Przez moment zastanowił się, czy sam by to zrobił? Nie wiedział.
Uśmiechnął się krzywo, kiedy dziewczyna odniosła się do jego słów odnośnie stanu cywilnego.
- Jak zawsze, moje plany nie zawodzą.- cóż okłamywał sam siebie. Niewiele brakowało, aby zmieniło się sporo, wystarczyło, by z pewną Włoszką mniej skakał sobie do gardła, by oboje dorośli na tyle, żeby potrafili stworzyć zdrowy związek. Zawiedli oboje, a teraz sukcesywnie starał się wymazać jej obraz z pamięci, bo zniknęła gdzieś, nie wiadomo gdzie. Nie próbował nawet dowiedzieć się, gdzie mogła się zaszyć czy gdzie wyjechać. To była jej sprawa, skoro zrobiła to bez żadnej informacji.
Zerknął niżej, przesuwając wzrokiem po sylwetce Fancourt, kiedy ta założyła nogę na nogę i wygładziła materiał spódnicy. Spojrzenie miał bezczelne, nawet nie odrobinę ukradkowe, aby nie dać się przyłapać na tym. Uniósł brew, kiedy dotarły do niego słowa kobiety.
- Lubisz? – coś wręcz szczeniackiego odbiło się w jego mimice.- No proszę, panno Fancourt, takie wyznanie po ledwie jednej szklance alkoholu.- prawie był pod wrażeniem, bo chociaż nieco zdawał sobie sprawę z tego, jak go postrzegała, tak nie spodziewał się podobnych słów.- Jak wszyscy, ale twoje wady nie są jakieś najgorsze.- była dobrym kompanem na wyprawach, interesującą rozmówczynią, gdy nadarzały się okazję i cóż, jeszcze w jednej kwestii nie mógł zarzucać jej niczego, ale to był jednorazowy przypadek, więc wolał nie oceniać.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Salon [odnośnik]05.04.22 12:41
Pytania zadawała ze zwykłej ciekawości oraz chęci podtrzymania rozmowy. Skoro mieli być swoimi sąsiadami, a zarazem pewnie i widywać się częściej - myśl ta mimowolnie przyprawiała ją o przyspieszone bicie serca - wypadałoby wiedzieć o nim cokolwiek.
- Nieśmiertelny biznes, możesz być pewien, że nigdy nie będziesz narzekać na nudę - skwitowała tylko, widząc i po samej sobie jak potrzeba zdobywania kolejnych ingrediencji nigdy nie gasła. Wielką wygodą było zwrócenie się do osoby, której zawodem było ich pozyskiwanie, dzięki czemu sama nie musiała uganiać się za istotami, od których zresztą potrzebowała wyłącznie kilka składników. Nigdy przesadnie się nad tym nie zastanawiała, lecz na samą myśl, jakoby miała na własną rękę zdobywać ludzkie gałki oczne czy szpik kostny, zaczęła wątpić we własne możliwości.
- Błagam, nie mów, że wierzysz w ludzką bezinteresowność. Oboje dobrze wiemy, że tacy nie istnieją, a nawet się z kimś przyjaźniąc zakładamy, że to po to, by druga strona akceptowała nas bezwarunkowo. - Nie do końca chciała wierzyć w te słowa, choć też może i dlatego nie zwykła zawiązywać bliskich przyjaźni. Istniało w Anglii kilka osób, którym mogła ufać, lecz nie bezgranicznie. Do działania popychała ją moneta i to jej waga przeważała szalę w sytuacjach trudnych do rozstrzygnięcia. Wystarczyło zadać sobie pytanie - co mi to da, czy jest to coś warte? - i nagle wszystko stawało się łatwe. - Jak znajdziesz kogoś takiego, to daj mi znać. Chętnie zaśmieję mu się w twarz.
Osadzone na sobie spojrzenie wcale jej nie speszyło, choć głównie dlatego, iż nie wiązała z nim żadnych nadziei. Nie łaknęła atencji, wodzącego za nią wzroku, irytowała się wręcz, gdy ktoś oceniał ją wyłącznie przez pryzmat wyglądu. Całe swoje życie układała pod wiedzę oraz doświadczenie. Kierowała się profesjonalizmem, a nie manipulacją odsłoniętym kolanem, którą zresztą traktowała jako uwłaczającą dla wszystkich czarownic. Jak miały być traktowane poważnie w świecie zdominowanym przez mężczyzn, kiedy same traktowały siebie w taki sposób?
- Jedna szklanka i dwadzieścia lat znajomości, przyznasz, że to i tak niezły wynik, znając twoje usposobienie. - Kolejne słowa obrócone w żart na dźwięk łobuzerskiego tonu. Nie można było z nim mówić poważnie bez narażania się na ośmieszenie czy atak, a choć pluła sobie w brodę ze względu na beznadziejność swoich odczuć i reakcji, tak nie potrafiła zupełnie się od nich odciąć. Czy to możliwe, że wciąż zależało jej na opinii Macnaira? Uwłaczające…
Unoszący się w powietrzu dym diablego ziela zagęszczał senną atmosferę z wtórującym mu przelewanym do szklanek bursztynowym płynem. Dalsza dyskusja kleiła się coraz bardziej, mimo braku wylewnych, osobistych wyznań. Oboje cenili sobie możliwość rozmowy bez przesadnego zaangażowania w emocjonalność. Brak oczekiwań zdecydowanie ułatwiał neutralne rozmowy, ale im więcej alkoholu przelewało się przez przełyk Claire, tym silniejsza była pokusa do przekroczenia granicy przyzwoitości. Ostatnim razem przecież wcale się nie wzbraniał, swoim zachowaniem świadcząc tylko o tym, że nie była mu aż tak obojętna. Czy nie wystarczyło rzucić sugestywnego spojrzenia i pociągnąć za sobą po krętych schodach do sypialni na piętrze? Ponownie wziąć to, czego chce, nie bacząc na to, co nieistotne. Oczami wyobraźni pchnęła już cicho skrzypiące drzwi, rozpinając kolejne guziki swojej koszuli. I w jednej chwili oblał ją zimny pot, spychając fantazję w najdalszy zakątek umysłu. Szpecąca bok blizna powstała wskutek klątwy zniechęcała do odsłaniania ciała, skutecznie studząc wszelkie zamiary, wywołując poczucie wstydu i oblewając lico rumieńcem. Mogła się już domyślić niewybrednych komentarzy Cilliana, odmawiając sobie tej wątpliwej przyjemności; dlatego też kiedy szkło butelki opustoszało, zwiastując rychłą zmianę charakteru spotkania, panna Fancourt odprowadziła czarodzieja do drzwi, z nieprzyjemnym ukłuciem w sercu życząc mu dobrej nocy.

| zt x2
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Salon [odnośnik]20.10.22 13:52
| 7 maja

Fancourt, gdzie jesteś?
Choć nie widzieliśmy się już od dawna, bardzo dawna, to nie odczuwałem tremy na myśl o stanięciu oko w oko z nieustraszoną klątwołamaczką. Raczej zdrową dawkę ciekawości zabarwioną szczyptą nostalgii. Jak teraz wyglądała? Bardzo się zmieniła? Czy rozpoznałbym w niej małą Claire, gdybym po prostu minął ją na ulicy, w biegu? Lubiłem odświeżać zakurzone kontakty, spotykać z ludźmi, z którymi niegdyś dzieliłem szkolne korytarze; wierzyłem, że nawiązane za szczeniaka znajomości mają w sobie coś wyjątkowego, trudniej było je tak po prostu zerwać, zamieść pod dywan, zapomnieć. W końcu razem dorastaliśmy, razem stawialiśmy pierwsze kroki na drodze do dorosłości, szukaliśmy swojego powołania, a w końcu zdobywaliśmy się na odwagę, by wypowiadać marzenia na głos. Tworzyliśmy pierwsze sojusze, napotykaliśmy pierwszych, no, powiedzmy, że wrogów… I już nigdy nie mieliśmy być sobie obcy, przynajmniej nie tak całkiem. Ostatnia dekada naznaczyła mnie w sposób, którego nigdy bym nie przewidział, wspomnienia Norwegii stale przypominały o tym, jak łatwo dałem owinąć się wokół małego palca spaczonej wiedźmy, lecz wyglądało na to, że nie byłem w tym sam. Może i nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu, ja i Claire, jednak wielu Sykesów obracało się w podobnych kręgach – jak chociażby Jade, ona również poświęciła swe życie łamaniu klątw – i niekiedy docierały do mnie mniej lub bardziej szczegółowe plotki dotyczące poczynań dawnej koleżanki. Że żyła – to bardzo dobrze. Że zaręczyła się z Runcornem – no, jeśli jej to pasowało, to kim byłem, żeby oceniać. I że relacja ta przeszła już do przeszłości, a przynajmniej tak to wyglądało dla osób postronnych.
Więc... mieszkała tu sama? W tym domu na uboczu Cranham? Przyglądałem mu się już od dobrych pięciu minut, mrużąc przy tym oczy, jak gdybym mógł dzięki temu dostrzec coś więcej, może nawet sylwetkę samej gospodyni. Było już jednak dość późno, okolicę spowijał lepki mrok, a od wskazujących mi drogę, rozświetlonych ciepłym blaskiem okien wciąż dzieliło mnie kilkanaście jardów. Jeśli nie więcej. No cóż, pozostawało mi mieć nadzieję, że trafiłem pod właściwy adres – i że nie stanę się zaraz ofiarą miliona zaklęć ochronnych, dotkliwych pułapek, które miałyby odstraszyć potencjalnych złodziei. – Claire? – zawołałem głośno, robiąc ostrożny krok do przodu. Kroczek nawet. Kiedy nic mi się nie stało, zdecydowałem się na kolejny ruch, a później jeszcze jeden. Z oddali dobiegło mnie głuche ujadanie, najpewniej jakiegoś trzymanego na łańcuchu psa, i trzepot ptasich skrzydeł. – Mam ze sobą Quintin – dodałem, jak gdyby właśnie to miało sprawić, że Fancourt nagle mnie usłyszy, a przy okazji przekona ją do zaprzestania zabawy w kotka i myszkę. Wyglądało jednak na to, że nie dowiem się, czy wybrałem dobry zakręt, dopóki nie zapukam do drzwi.
W przewieszonym przez ramię plecaku schowałem pomniejszoną miotłę, a także obiecaną butelkę wina, niewiele więcej. Miałem nadzieję, że to wystarczy, a ten w założeniu spokojny wypad do Gloucestershire nie zaskoczy mnie żadnymi nieprzyjemnościami. Różdżkę, skrytą za materiałem lekkiej kurtki, stale obracałem w pokrytych odciskami palcach; nie chciałem robić z niej użytku, gdybym jednak stanął na progu kogoś całkiem obcego, Merlin jeden raczy wiedzieć, jak mogłoby się to dalej potoczyć...
No nic, skoro już odnalazłem drogę do drzwi i wciąż znajdowałem się w jednym kawałku, nie było co zwlekać. Wzniosłem do góry dłoń, złożyłem ją w pięść z zamiarem załomotania w zadbane drewno, powstrzymałem się jednak w ostatniej chwili. Kołatka. No proszę. Lepiej będzie zrobić z niej użytek, może będzie to jakieś takie nieco kulturalniejsze.


nature always wins
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Salon [odnośnik]01.11.22 20:00
W The Mulberry House rzadko miewała gości i to nie dlatego, że preferowała samotność i brak tłumów. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej bywała w domu sporadycznie, spędzając w nim czas głównie podczas prowadzonych badań czy zwyczajnie na sen. Pomimo braku interesujących zleceń popadała w pracoholizm, spędzając w banku długie godziny, głównie dlatego, że nie chciała być w domu sama. Brak sympatii, jaką mogłaby obdarować współpracowników pochodzenia goblińskiego nie był taką przeszkodą w przebywaniu wśród nich; wolała być wśród znienawidzonych istot, niż sama. To nie cisza i spokój ją przerażały, nie tylko ryzyko pozostania sam na sam z własnymi myślami. Zdecydowanie bardziej obawiała się, że w tej samotności odnajdzie ją ten, z którym na osobności wolała nie przebywać. I kiedy już oswoiła się z tą myślą i ryzykiem, gdy tylko powiedziała sobie, że nadszedł wreszcie czas, by przestać się chować czy uciekać i kiedy dostrzegła w swej dawnej, szczenięcej sympatii szansę na odbicie się oraz ruszenie w nowym kierunku, przyszedł list. Pergamin zniknął prędko w objęciach płomieni, rozdarty w szale wściekłości, niósł jednak za sobą nieodwracalne zmiany, niekoniecznie odpowiadające planom pannie Fancourt. To ta mała istota zajmująca obecnie stary pokój Claire, była powodem, dla którego unikała ona odwiedzin znajomych w swoim domu. Została skazana na irytującego siedmiolatka, z którym z trudem odnajdywała wspólny język, a który to wedle wspaniałomyślnej matki sprawić miał, że znajdzie sobie wreszcie kawalera, jaki dostrzegając odpowiedzialną, dobrą rękę Claire, dostrzeże w niej idealny materiał na przyszłą żonę. Pomysł ten pełen był wad, o jakich Fancourt oczywiście wspomniała swej rodzicielce, domagając się kategorycznie, by bratanek opuścił dom w Gloucestershire, dając jej święty spokój. Już sam fakt, zaproszenia Sykesa o tak późnej porze świadczył, że mimo sprzeciwu młodzieniec pozostał w tych czterech ścianach.
- Nie przychodź do mnie, jeśli będziesz mieć koszmary. Mówiłam, żebyś nie wchodził do gabinetu i niczego nie dotykał. I nie zapraszaj tu już więcej żadnych duchów, nie życzę sobie ich obecności, przyprawiają mnie o migrenę. Dobrej nocy - pożegnała się z chłopcem przed dwoma godzinami i zamknąwszy drzwi zabezpieczyła je zaklęciem. Oparła się o ścianę i odetchnęła ciężko, masując dłonią skroń. To dziecko jest naprawdę niereformowalne, przemknęło jej przez myśl, gdy schodząc po schodach dotarła do kuchni, by przygotować się do spotkania ze starym znajomym. Miała wyrzuty sumienia, że jest dla Deimosa zbyt oschła, jednak wolała trzymać go w zamknięciu, niż później słuchać od rodziców i brata, że nie dopilnowała rozrabiaki przed utratą kończyny przy spotkaniu z klątwą.
Kucharka była z niej marna, lecz nie posiadając dotąd żadnych gości, zamierzała zrobić coś nowego. Wolała unikać podsuwanych przez podświadomość pytań czy robi to dla siebie czy też aby wykazać się przed Jarethem. Podjęła próbę obierania i siekania rzepy oraz ziemniaków, mając gdzieś w otchłani pamięci świadomość, że powstałe z nich placki są wyśmienitą przekąską. To nie może być przecież trudne, powtarzała sobie pełna przekonania, mieszając w misce kolejne składniki. Rzeczywistość okazała się być zgoła inna, a sekrety kuchni nie takie proste do zgłębienia.
- Cholerna patelnia… - psioczyła pod nosem, kiedy zeskrobywała drewnianą szpatułką pozostałości z przypalonej masy, która nijak nie chciała współpracować. - Ayeyni ishak siksin - wtórowała zaraz po goblidegucku ze ściągniętymi mocno brwiami. Otwarte do ogrodu okno wprowadzało do kuchni świeże powietrze, jednak swąd zdawał się dostać już w głąb reszty domu. Dostrzegła jego sylwetkę, kiedy wkroczył na teren posesji. Wytarła dłonie w szmatkę, klnąc pod nosem jak beznadziejną jest gospodynią i że nie powinna była w ogóle zawracać sobie głowy gotowaniem. Na stole finalnie prezentowały się wyłożone na salaterkę z rżniętego szkła śledzie oraz butelka miodu pitnego. Wypadła z kuchni, zostawiając za sobą szmatkę i fartuch, a pojedyncze kosmyki wysunęły się spod upiętych w gruby warkocz ciemnych włosów.
- Słyszę, że znasz tajemne zaklęcia - uśmiechnęła się trochę blado, kiedy otworzyła na oścież drzwi, skupiając wzrok na czarodzieju. Prezentowała się dziś przed nim w prostym stroju o granatowej koszuli z podwiniętymi rękawami i sięgającej kolan wełnianej spódnicy w kolorze musztardy. Wybałuszyła na niego ciemne oczy i zamrugała kilkakrotnie, szczerze zaskoczona, że od czasów szkolnych Sykes zdołał wyłącznie wyprzystojnieć. - Nie stój tak i wejdź wreszcie, nie ma chwili do stracenia - zaprosiła go skinieniem głowy, odruchowo poprawiając lecący do oczu kosmyk. - Trafiłeś bez problemu? Czasem mam wrażenie, że mieszkam na końcu świata - mruknęła, choć musiała przyznać, że specyficzne położenie Cranham było jej na rękę, zwłaszcza wtedy, gdy usilnie ukrywała się przed byłym narzeczonym.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891
Re: Salon [odnośnik]16.11.22 12:25
Użyłem nieco zaśniedziałej kołatki, a następnie przytknąłem ucho do chłodnego drewna, które oddzielało mnie od wnętrza obcego domu, mając nadzieję, że w ten sposób lepiej usłyszę dobiegające z wnętrza odgłosy. Ktoś się tam, po drugiej stronie, krzątał? A może to tylko wyobraźnia płatała mi figla? Próbowałem ocenić, czy udało mi się trafić pod właściwy adres już za pierwszym razem, czy niepokoiłem właśnie przypadkowych czarodziejów i powinienem szykować się do defensywy, albo chociaż tłumaczenia swej niezamierzonej impertynencji. W tych czasach nikt nie lubił niezapowiedzianych gości, nie żebym tego podejścia nie podzielał; sam odczuwałem niemałą ulgę na myśl, że Gawra kryła się w sercu lasu i odnalezienie naszej chaty nie należało do najłatwiejszych zadań.
Momentalnie wyprostowałem plecy, gdy – nieco spodziewanie, a nieco niespodziewanie – dotarły do mnie coraz głośniejsze i coraz bliższe kroki; musiały kierować się w moją stronę, stronę wejścia... Czy mogły należeć do kobiety? Próbowałem sprawiać wrażenie niewiniątka, jak gdybym wcale przed chwilą bezczelnie nie podsłuchiwał, a jednocześnie nie opuszczać gardy. Różdżkę wciąż kryłem w kieszeni odzienia wierzchniego, będąc gotowym zrobić z niej użytek, lecz oczywiście tylko i wyłącznie wtedy, gdyby zaszła taka potrzeba, nie wcześniej.
Zamarłem w podszytym napięciem bezruchu, kiedy zamek cicho kliknął, a drzwi zaczęły się przede mną otwierać. Im bardziej zostawały uchylone, tym większa stawała się smuga ciepłego, padającego zza progu światła. Musiałem zamrugać raz, a później drugi, by przyzwyczaić oczy do nowego stanu rzeczy, prędko wyostrzyć obraz. – Claire – wypaliłem z ulgą, zachrypniętym od emocji głosem. Nie wiem, czy rozpoznałbym ją w biegu, lecz teraz, stojąc twarzą w twarz, dając sobie czas na dokładne przyjrzenie się kobiecej aparycji, rozpoznawałem w niej charakterystyczne detale, które należeć mogły tylko i wyłącznie do panny – panny? – Fancourt. Dopiero wtedy, gdy upewniłem się, że to naprawdę ona, zagnieżdżona pod skórą obawa zelżała; rozluźniłem uścisk na drewienku różdżki, powoli, jak gdyby nigdy nic, wysuwając dłoń z kieszeni kurtki. – Wiedziałem, że jak wspomnę o winie, to przestaniesz się ukrywać – rzuciłem w odpowiedzi, nonszalancko – bo już bez cienia zdenerwowania – opierając przedramię o framugę, przywołując na usta zagubiony uśmiech. Mojej uwadze nie umknął fakt, że czarownica wyglądała na... zaskoczoną? Zdziwioną? – Coś się stało? Przyszedłem nie w porę? – dopytałem, spoglądając to w dół, ku jej twarzy, to gdzieś ponad kobiecym ramieniem, jak gdyby w zasięgu mego wzroku nagle miał znaleźć się ktoś jeszcze. Może zapomniała o tej wizycie, przyjmowała już innego gościa. – Myślałem, że nigdy nie poprosisz. – Nie zaraziłem się bezpośrednim zwrotem, wprost przeciwnie. Doceniałem fakt, że mogły minąć całe lata, a klątwołamaczka nie zamierzała traktować mnie jak obcego, z którym trzeba obchodzić się niczym z jajkiem. – Nie byłem pewien, czy trafiłem pod właściwy adres, ale wygląda na to, że miałem nosa. – Ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi, po czym zsunąłem z ramienia plecak, by niewiele później zrzucić z siebie kurtkę. Zawahałem się, gdy stanąłem przed dylematem: ściągać buty czy nie ściągać. W końcu jednak zostawiłem je przy wejściu, po czym ruszyłem w głąb domu śladem Claire, ukradkiem rozglądając się na boki. Poznawałem teren, wypatrując przy tym elementów wystroju, które mogłyby mi cokolwiek zdradzić na temat dorosłej już gospodyni. – Poza tym, mieszkanie na końcu świata ma swoje zalety. Zwłaszcza w tych czasach. – Posłałem jej blady uśmiech; nie minęło pięć minut, a już nawiązywałem do niezbyt wesołych tematów. Z drugiej strony, czy to nie odrażającej egzekucji zawdzięczaliśmy to spotkanie? Zaraz jednak rozpogodziłem się za sprawą śledzi i butelki, które ujrzałem na stole. – No, no! Nie spodziewałem się, że będziesz cokolwiek szykować. Wzruszyłem się. Co mi przypomniało... – Sięgnąłem do plecaka, by pogrzebać w nim chwilę; zmarszczka między brwiami wskazywała na głębokie skupienie. – Tadam. Obiecany Quintin. – Wyciągnąłem flaszkę w stronę stojącej obok Fancourt, składając jej przy tym niewielki ukłon. – To gdzie masz jakieś kieliszki? Nie ma chwili do stracenia, zaschło mi w ustach po podróży – oświadczyłem bezceremonialnie; alkohol powinien rozluźnić atmosferę, choć ta wcale nie należała do napiętych. Przestałem wodzić wzrokiem od zastawionego bibelotami kominka do zakrywających ściany obrazów, skupiając się tylko i wyłącznie na mojej towarzyszce. Puściłem jej perskie oko, mając nadzieję, że może w ten sposób sprowokuję Claire do wyraźniejszej reakcji. Pokręci na mnie głową? Zaśmieje się? Albo przewróci oczami? Tak, to by do niej pasowało.
Dobrze cię widzieć.


nature always wins
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Salon [odnośnik]18.11.22 13:21
- Nie, nie, ależ skąd - pokręciła od razu głową, doskonale wiedząc skąd ten wniosek Sykesa. - Stoczyłam nierówną walkę z piecem. Nadal nie przyzwyczaiłam się do tutejszych sprzętów, chyba się nie polubimy - wyjaśniła pokrętnie, co nie do końca było prawdą. Wstyd było się przyznać, że kobieta w jej wieku z gotowaniem niewiele miała wspólnego, dotąd stale korzystając z czyjejś gościny bądź restauracji. Jak to się miało do roztaczania wokół siebie aury porządnej, odpowiedniej kandydatki na żonę, nawet w oczach kogoś, kto takowej wcale nie potrzebował? Raczej nie potrzebował, bo przecież co do tego nie miała pewności, zbierając strzępki plotek, jakie nieść miały wieści co do życia Jaretha. Jak bliskie były one prawdy? Chciała się dziś tego dowiedzieć. - Może to szczęście, a może pozwoliłam się znaleźć. - Puściła mu oczko i uśmiechnęła się szerzej z nieudawaną ulgą, słysząc jak z łatwością podłapał nieformalny zwrot i bez żywienia urazy z powodu zatartej oficjalności. Oczywiście, że się denerwowała - obecnością gościa, jego samopoczuciem, własną prezentacją, niewygodnymi tematami, jakie mogą zostać poruszone podczas spotkania, a które to wolała omijać szerokim łukiem, byleby nie trafiać w swój czuły punkt. - Plus to, jak i minus - przyznała mu połowicznie rację co do lokalizacji mieszkania. Życie w Londynie bardzo jej odpowiadało, oczywiście do momentu, w którym musiała zeń uciekać przed zaborczym narzeczonym. I do momentu, kiedy stolica pozwalała jeszcze pozostać w cieniu i gdy skąpane krwią ulice nie były codziennością, dla Fancourt zatrważająco ponurą, dla innych zaś dającą powód do dumy. - Centrum miasta zwykle tętni życiem, co bardzo mi odpowiadało. Tutaj są zdecydowanie inne zalety, jak choćby spory teren dla koni. - Mimo gorącego pragnienia posiadania własnej stadniny, tutejsze stajnie pozostawały puste. Claire nadal nie zdecydowała się na zobowiązanie, zbyt dobrze zdając sobie sprawę z ograniczonego czasu, jaki mogłaby poświęcić na opiekę nad zwierzętami. Potrzebowała do tego kogoś z zewnątrz, lecz w dobie niepewnych stanów finansowych trudno było przewidzieć rentowność projektu.
Przeszła do salonu, gdzie tańczący w kominku ogień skąpał pokój ciepłym światłem. Mimo wschodzącego latem w pełni maja, w stojącym na uboczu wśród drzew domostwie stale panował pewien chłód.
- Nie codziennie ma się tak wyjątkowych gości - odparła z uśmiechem, tym samym dając mu niejako potwierdzenie, że rzadko przyjmuje odwiedzających. Ruchem różdżki przywołała zamknięte w kredensie szkło, zaraz też uzupełniając je przyniesionym przez czarodzieja winem. - Daleką drogę przebyłeś, drogi wędrowcze? - Uniosła jedną z brwi i wręczyła Sykesowi staromodny kieliszek z babcinego zestawu na specjalne okazje. Wspomnienie zabrało ją do dnia, w którym wraz ze staruszkami wznosiła toast za swoją pierwszą ekspedycję. Seniorzy byli niezwykle dumni z najstarszej wnuczki, chwaląc się wszem i wobec jej wysokimi wynikami w nauce. Oboje byli wprawdzie związani ze sztuką, z wybitną słabością do drogocennych bibelotów - na jakich mnogość można nadal trafić w każdym zakątku Mulberry House - lecz nie wykluczało to wsparcia dla rozwoju najbliższych. Oboje przewróciliby się w grobach, gdyby tylko się dowiedzieli, że panna Fancourt nieznacznie zboczyła ze ścieżki klątwołamactwa, a ich niezwykłe dzieła sztuki trafiają kolejno do różnych zleceniodawców Claire, wzbogacone o subtelną nutę czarnej magii.
- Ciebie też dobrze widzieć, Jareth - zwróciła się do niego imieniem, wiążącym go ze starym życiem; tym, w którym go znała. - Sądziłam, że Anglia nie zatrzyma cię na długo, a pogłoski o twoim powrocie do kraju słyszałam już jakiś czas temu. Skąd ta zmiana? - zagaiła od razu zainteresowana, szerokim gestem wskazując mu dowolny mebel, na którym chciałby zasiąść. Od kiedy po raz pierwszy opuścił kraj rzadko mieli ze sobą kontakt, przeważnie listowny. Sama w swych początkach pracy dla Banku Gringotta lgnęła do ekspedycji, jakie pociągały ją skrywanymi tajemnicami i bezkresem czyhających nań niebezpieczeństw. Nie oglądała się za siebie, nie interesowała tym, co dzieje się u starych znajomych, zbyt pochłonięta mroźną Rosją czy upalną Grecją, rozszyfrowywaniem zapomnianych alfabetów, rozszyfrowywaniem zagadek niegdysiejszych łamaczy klątw. Jareth był inny, bo choć równie zafascynowany otaczającym go światem, tak otaczała go odmienna aura. Fancourt była jej ciekawa, zajmując miejsce w jednym z foteli upiła łyk przyjemnie drapiącego podniebienie wina i utkwiła wyczekujące spojrzenie w swoim gościu.
Claire Fancourt
Claire Fancourt
Zawód : klątwołamaczka w banku Gringotta
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
if it scares you it might be
a good thing to try
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10616-claire-fancourt https://www.morsmordre.net/t10763-atena#326881 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f404-gloucestershire-cranham-the-mulberry-house https://www.morsmordre.net/t10762-skrytka-bankowa-nr-2336#326880 https://www.morsmordre.net/t10765-claire-fancourt#326891

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach