Wydarzenia


Ekipa forum
Stajnia
AutorWiadomość
Stajnia [odnośnik]02.02.22 1:21
First topic message reminder :

Stajnia

Bardziej po lewo za domem i ogrodzoną białym płotem częścią ogrodu znajduje się dodatkowy, drewniany budynek w którym znajduje się stajnia. Od domu dzieli go nieduża odległość, jednak przejście podczas zimowych dni wymaga odziania odpowiedniej odzieży. Wewnątrz wygospodarowana jest niewielka ilość miejsca na niezbędne narzędzia, reszta przeznaczona jest dla koni. Wokół zabudowane jest drewniane ogrodzenie, określające wielkość wybiegu dla hodowanych koni.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909

Re: Stajnia [odnośnik]27.10.22 9:54
Zmarszczył brwi, słuchając tych - i twierdził to z całą sympatią do Neali - bzdur. Bo jak to można planować się nie zakochać? Roratio mając za przodków bohaterów jednej z najbardziej romantycznych historii czarodziejskiego świata o miłości myślał i nie miał zamiaru jej unikać.
- Hmm, a to nie tak, że zakochanie przychodzi samo? Szczególnie wtedy, kiedy go nie planujemy? - zagadnął. On sam przecież nie planował oddawać po kawałeczku swojego serca pewnej damie o delikatności motyla i sercu gorejącym smoczym ogniem. To przyszło samo z każdą, kolejną rozmową, następnym spotkaniem. - Och tak, nie raz. Ale chyba jeszcze nie tak prawdziwie - jako chłopiec miał wiele zauroczeń czy to wśród dam wirujących w rytm granego walca, czy koleżanek mijanych na korytarzu. Ale jeszcze nigdy nie zakochał się tak, aby zaryzykować zerwaniem sojuszu z innym rodem, aby pojąć za żonę swoją wybrankę. Miał oczywiście na myśli swojego brata - Archibalda, który (zaskakując przy tym swojego brata) postawił wszystko na jedną kartę, chcąc za żonę pojąć Lorraine. - Oficjalnie nie, ale już mniej oficjalnie... - przecież pod tytułami, drogimi materiałami czarodziejskich szat nadal był jedynie młodzieńcem, który szczególnie w pewnym wieku nie mógł pozostać obojętnym na wdzięki swoich rówieśniczek. - A ty, Jimmy? - zagadnął. Bo skąd mógł wiedzieć, że James miał to szczęście i odnalazł już panią swojego serca. Wolał nie zakładać niczego z góry.
- Ach tak, rozmawiałem i jest przychylny naszemu pomysłowi. Musielibyśmy dograć szczegóły dystrybucji i przedstawić mu już gotowy plan działania - w swoim roztrzepaniu zapomniał, że to jedna kwestia, którą chciał poruszyć z Nealą dzisiejszego dnia. Ostatnio miał - zaskakująco - pełne ręce roboty. Archibald angażował go w coraz większą ilość działań i projektów mających miejsce na terenach Dorset. Poza tym Rory chętnie wspierał działania zaprzyjaźnionych rodów. Nie porzucił jednak myśli, która spontanicznie zaczęła rodzić się podczas ich ostatniego spotkania.
Wszelkie rozważania i kalkulacje musiały jednak poczekać. Rozproszone przez wiatr myśli potem już szybko ściemniały w obliczu ogłuszającego, tępego bólu, pulsującego w ciele Roratio. Bólu, którego źródła jeszcze nie umiał zlokalizować.
- Żyję, żyję - rzucił niezbyt przejęty upadkiem. Jeżeli Jim spodziewał się po nim teraz lordowskiego płaczu i złości z uwagi na niepowodzenie to jedynie częściowo miałby rację. Owszem, upadek ugodził jego męskie ego, ale rozsądek podpowiadał mu, że to przecież pierwszy raz i przypominał te wszystkie upadki z miotły podczas pierwszych lotów czy też meczy Quidditcha. - Nic mi nie jest, Nel, zaraz będzie dobrze - powiedział, powoli podnosząc się na łokciach i zwracając spojrzenie niebieskich oczu w ich stronę. - Miewają swoje kaprysy, jak tu ich nie kochać - odparł żartobliwie i ponownie uśmiech pojawił się na usłanej piegami twarzy. Cóż, najpierw Neala teraz Bibi, widocznie zmówiły się przeciwko trójce muszkieterów. W czasie, gdy stopy Neali dotknęły ziemi, Roratio siedział już wyprostowany, powoli podnosząc się z pozycji leżącej. - Wypadłbym na niej bardzo niekorzystnie - zauważył. Bo przecież dżentelmenowi nie wypadało spadać z konia w obecności damy. Nijak się to miało do obrazu lorda sprawnego, chroniącego damę przed najgorszym złem i najstraszniejszą marą. Dłonią potarł tył głowy. - Gdyby Archibald albo Mare pytali, nauki jazdy konnej przebiegły bez większych uszkodzeń - zaśmiał się. Znał przesadnie opiekuńczą naturę swojego rodzeństwa. Pewnie od razu by zaczęli wymyślać i prawić mu morały, których w tym momencie nie potrzebował.
Roratio J. Prewett
Roratio J. Prewett
Zawód : dumny przedstawiciel swego rodu, utrapienie lorda nestora
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
owijam wokół palca wolny czas
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10993-roratio-j-prewett https://www.morsmordre.net/t11046-polypodiopsida https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-dorset-weymouth-palace https://www.morsmordre.net/t11053-roratio-j-prewett
Re: Stajnia [odnośnik]04.11.22 22:32
Mówiłam - a może odpowiadałam - tak jak miałam w zwyczaju. Szczerze i w zgodzie z tym co sądziłam. Wiedząc dokładnie co James myśli w całej tej sprawie, ale uparcie trzymając się powziętego wcześniej zdania. Przeczuwając, że moje słowa i tak nie zostaną całkowicie bez komentarza. Ale odpowiedź na nie dostałam najpierw od Roratio. Zerknęłam na niego przekrzywiając głowę. A potem wywróciłam oczami właściwie pewnie wprawiając w okrężny ruch powietrze wokół.
- Niech przyłazi. Pogonie je, aż się za nim kurzyć będzie. - mruknęłam zawijając dłoń w pięść ci pokazując ją kuzynowi obok. Banialuki, frazesy powtarzane z jednego na drugiego. Nic się znikąd samo nie weźmie przecież. A ja już zaplanowałam dokładnie i całkowicie, że zakochiwać się nie będę. Wywróciłam oczami kolejny raz na słowa Jamesa mruknięte pod nosem, ale nie skomentowałam ich w sposób żaden. Znawca się znalazł kolejny. Brwi zaraz mi drgnęły na zadane przez niego pytania. A wzrok, mimowolnie, ciekawsko przesunął się w kierunku Roratio. Zmarszczyłam odrobinę brwi. Zakochał się nie na prawdziwie? Czyli właściwie jak to było? Zaraz poczułam, jak na policzki wchodzi mi czerwień. Ale kolejne pytanie sprawiło, że straciłam całą ciekawość. Odbita piłeczka nie mogła przynieść mi niczego, czego już nie wiedziałam. A jednocześnie, poczułam się gdzieś za nimi w doświadczeniu. Nie kochałam. Nie miałam żadnego chłopaka. Westchnęłam do siebie ciężko.
Nieważne.
- Oh, fantastycznie! - ucieszyłam się widocznie i dźwięcznie przy okazji też. - Napiszemy więc później listy do reszty nestorów, dobrze? I opracujemy te plany. Nie ma na co czekać. - zaczęłam snuć nie chcąc odkładać tego na kiedyś tam, skoro sprawą można było zająć się dzisiaj jeszcze.
Ostrzeżenie wypowiedziane przez Jamesa skupiło moją uwagę szybko pozwalając zapomnienie o wszystkim innym. Cóż, może nie zapomnieć, ale rozważania odłożyć na bok, kiedy próbowałam znaleźć jakieś miejsce dla własnych dłoni obawiając się, że to już będzie całkowity i wyraźny objaw jakiegoś lepienia się, które nadal dudniło mi wyraźnie w głowie. Ale brak czasu, jakiejkolwiek możliwości dłuższego pomyślenia sprawiły, że wyrzuciłam ręce do przodu, łapiąc go trochę na oślep, trochę zgodnie z przeczuciem. Niedokładnie, niechlujnie prawie, czując, jak jedna z dłoni zsuwa mi się po jego koszuli. Ciepła dłoń złapała moją, tą uciekającą. Poczułam jej ciepło. Przesunął mi rękę, przyciskając ją do boku, jakby to nie było nic takiego, kiedy ja się zastanawiałam, czy właśnie… no właśnie. Ale i ten problem chwilowo umknął pod adrenaliną, która zafalowała wewnątrz mnie połączona z troską o Roratio. Policzki zaróżowiły się odrobinę, ale nie wiedziałam, czy od tej ręki, adrenaliny, czy wiatru, który muskał je gdy jechaliśmy razem.
- A mężczyźni, hm? Mężczyźni jacy są? - zapytałam więc wielkich znawców mrużąc lekko oczy, unosząc brodę ku górze, wydymając odrobinę usta, ale efekt niby złości burzyły zaczerwienione policzki i roziskrzone oczy. Wyprosić sobie miałam od razu, żadnego z nich nie próbowałam się pozbyć ani razu. Znaczy, pierwszy raz z Jamesem się nie liczył. Ale POZA nim, nie korzystałam z żadnych momentów przecież. Bzdury kompletne, wywróciłam oczami, unosząc rękę, żeby uderzyć nią lekko w głowę Jamesa z krótkim cichym stwierdzeniem. Ale mimo wszystko, w oczach nadal świeciły się iskierki - mimo, że słowa wypowiadałam całkowicie poważnie. Rozchyliłam w oburzeniu usta na jego słowa. Ale kącik ust drgnął mi zdradziecko. Skrzyżowałam z nim na chwilę tęczówki, by przenieść je na wyciągniętą rękę. Uniosłam swoją przesuwając włosy na plecy, a potem skierowałam ją w stronę tej jego, ale zmieniłam jej kierunek. Nie powinnam. Chyba. Może. Co jeśli dotykanie, to lepienie? Mina mi zrzedła na jedną krótką chwilę. Uciekłam spojrzeniem. Próbując wciągnąć nieskutecznie na usta uśmiech. - Nic nie wiesz, Jamesie Doe. - odpowiedziałam cicho, próbując by zabrzmiało lekko, jak żart, albo kulturalne kłamstwo - bo wiedział dobrze, podobało mi się - ale chyba wyszło mi dość średnio. Zsunęłam się z Montygona więc sama. Tak na wszelki wypadek. Pomarańczowa spódnica pociągnęła się za mną do góry, a potem opadła i zafalowała, kiedy stopy dotknęły podłoża. Gdy wystosował propozycję spojrzałam na niego do góry, unosząc rękę, żeby założyć sobie za ucho rude kosmyki. - Gdybyś mógł. - zgodziłam się krótkim skinieniem głową, usta układając w dziękujący uśmiech, choć wydawał mi się trochę wymuszony. - Może by mnie urzekła twoja heroiczna próba. - spróbowałam pocieszyć Roratio odnośnie tej randki całej, ruszając w jego kierunku. A siebie odciągnąć od ponurych myśli po spotkaniu z Sheilą. - I wdzięk z jakim zniosłeś porażkę. - splotłam dłonie przed sobą, przytykając ją pod brodę. Zamrugałam kilka razy, by zatrzepotać teatralnie rzęsami i westchnąć niczym całkowicie zakochana panna. Zaraz zaśmiałam się, wyciągając jedną z dłoni w jego stronę by pomóc mu wstać. - Sama prawda. - odpowiedziałam na wspomnienie kuzyna Archibalda i kuzynki Mare. - Ty jesteś cały. Bibi też cała. Żaden płot nie został połamany. Szkód praktycznie brak. - podsumowałam tą wycieczkę nie wliczając w nią obitego ciała Roratio, skoro sam twierdził, że pomocy nie potrzebował. - I nauczyłeś się czegoś, prawda? - zapytałam przekrzywiając lekko głowę. Byłam w sumie ciekawa, czy w ogóle podobało mu się to, czego doświadczył. Znaczy, no może poza moim wybuchem i samym upadkiem. Odnalezienie Bibi nie zajęło Jamesowi długo. Niewiele później pojawił się obok. Przesunęłam na niego wzrok, uśmiechając się pogodnie, tym razem szczerze. - Dziękuję. - powiedziałam, łapiąc jego spojrzenie. Było dobrze. Podeszłam do Bibi, by przesunąć dłonią po jej sierści i zaśmiać się, kiedy zastrzygła uszami. - Miałeś jakieś problemy? - zapytałam go jeszcze, chociaż wątpiłam, by jakieś mógł mieć. Spojrzałam na Roratio. - Wracamy? - właściwie zapytałam ich obu, jednak decyzję pozostawiłam kuzynowi. Nie do końca pewna, czy wizja ponownego wejścia na konia mu się uśmiechała. Może wolał spacer?


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 6 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: Stajnia [odnośnik]29.11.22 15:27
Słuchając Roratio, wyjaśniającego Neali cały proces i ideę zakochiwania się, uśmiechnął się pod nosem, mając wrażenie, że dokładnie takich samych argumentów używał on sam w bardzo podobnej rozmowie. Prowadząc ostrożnie konia jeszcze zanim wpadł na szalony pomysł i rzucenie chłopaka na głęboką wodę, zerkał raz po raz na niego, w międzyczasie podpowiadając mu, co powinien zrobić i poprawić. Zerkał na jego dłonie, bo ludzie, którzy pierwszy raz wsiadali na konia najczęściej ciągnęli za pysk, a to nieszczególnie zachęcało do współpracy, a nie chciał, by Bibi musiała się męczyć. Parsknął cicho, na słowa Neali, ale szybko się opanował, nie chcąc podejmować dalej tej dyskusji.
— Uhm – mruknął twierdząco, niemalże wyobrażając sobie ten kurz, jak miłość uciekać będzie przed dziewczyną, uznając ją za beznadziejny przypadek. — Cóż... parę razy... — wyznał z fałszywą nieśmiałością, spoglądając porozumiewawczo na Roratio. Wzruszył ramionami. Miał wielkie serce, bardzo pojemne. W szkole często go to dopadało, oglądał się za dziewczętami, szczególnie intensywnie w ostatnich latach, ale potem wszystko uległo zmianie. Zakochał się w tej, która została jego żoną, a do szkoły po ślubie już nie wrócił. Gwałtowny zryw nie był może najlepszym pomysłem. Ze współczuciem spoglądał na Roratio, nie spodziewał się, że tak się to skończy. Wypuścił go w pole. Tłumaczył sobie, że nie zrobił tego przecież świadomie, nie było powodu, dla którego miałby spróbować ośmieszyć Prewetta. Był sympatycznym chłopakiem i wydawał się kimś, kogo mógłby polubić od razu. Mimo to być może podskórnie prawda była inna i choć zapierałby się, że nie, podświadomie właśnie tego chciał. Udowodnić, że jednak był w czymś lepszy. Coś jednak potrafił. I robił to dobrze.
— Źle znoszą upadki, ale na szczęście duma Rory'igo nie ucierpiała, a godność nie upadła tak nisko — odpowiedział Weasleyównie, zerkając z uśmiechem na młodego lorda. — Było całkiem nieźle — pochwalił go, choć nie wiedział, czy po to, by go wesprzeć, czy złagodzić jakieś drażniące wyrzuty sumienia. Kiedy Neala pacnęła go w głowę zaśmiał się, nie zdążywszy się uchylić, obrócił się za nią, by złapać jej spojrzenie. Zaróżowione policzki i iskrzący wzrok jej pasował. Rozwiany włos także. Wyglądała świeżo, promiennie. Wyglądała tak, jakby jej się podobało. Uśmiechnął się lekko, podając jej dłoń, ale zrezygnowała. Pokręcił głową, wierząc, że to z powodu własnej dumy. To ona przypominała jej o samodzielności i niezależności. Opuścił ją więc na plecy konia i odgiął się wygodnie do tyłu, spoglądając na nich jeszcze chwilę z góry. Skinął jej głową i kiedy Neala zajęła się powstającym lordem, zebrał wodze i ruszył znów galopem, choć spokojnym, przed siebie. Znalazł ją kilkaset jardów dalej, trzepiąca głowę i skubiącą źdźbła wysokiej trawy. Zwolnił wtedy do kłusa, a później do stępa, by podejść spokojnie i jej nie spłoszyć. Uniosła głowę i zarżała na powitanie Montygona, a on odpowiedział jej tym samym.
Wrócił po kilkunastu minutach, spokojnie. Trzymał wodze jedną ręką, którą miał nieco odchyloną od ciała, wystawioną na bok. Zatrzymał się już przy Neali.
— Nie, żadnych. Wszystko w porządku. Czekała na was jak gdyby nigdy nic, trochę dalej. Nieco na zachód. Chyba była rozgoryczona, że pojawiłem się bez was — dodał z uśmiechem, pochylając się, by przekazać Neali wodze. Kiedy Roratio odzyskał już miejsce w siodle, a Weasleywna znalazła się znów za nim, ruszyli stępem do stajni.
Zostawił ich samych, zabierając oba konie do środka. Przytroczył je do boksów i rozsiodłał po kolei, odkładając ekwipunek na haki. Czapraki przewiesił przez nie, by wyschły. Wyczesał je jeszcze, opłukał im pęciny i kopyta, by odświeżone wprowadzić z powrotem do swoich boksów. Od razu sięgnęły do poideł. Miał jeszcze moment na to, by wyczyścić wędzidła i odwiesić je na miejsce. Jeszcze nie była to pora kolacji, ale już mógł wtoczyć im świeże siano do boksów, a później przygotować pszenicę.

| zt wszyscy :pwease:



it's hard
to forget your past if it's written all over your body


James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
There's part of me I cannot hide
I've tried and tried a million times
Cross my heart and hope to die
Welcome to my darkside
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 28
SPRAWNOŚĆ : 12
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Stajnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach