Wydarzenia


Ekipa forum
Główny pokój
AutorWiadomość
Główny pokój [odnośnik]04.07.22 13:15

Główne pomieszczenie

Salon, ezoteryczna graciarnia, pozorny chaos, nad którym wbrew pozorom właścicielka domu panuje. Pełno w nim bibelotów i ozdobnych roślin, obrazów i drobnych pamiątek po babce, których żal było jej spakować do pudeł i wynieść. Pomieszczenie znajduje się na parterze a z okien rozpościera się widok na pobliski las. W chłodniejsze dni zdecydowanie najcieplejsze pomieszczenie ze względu na kominek i sporą ilość narzut.


[bylobrzydkobedzieladnie]


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.


Ostatnio zmieniony przez Millicenta Goshawk dnia 04.07.22 21:05, w całości zmieniany 1 raz
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Główny pokój [odnośnik]04.07.22 15:56
3 V

Wieczór gęstniał zimną, skąpą mgłą, rozwieszoną pomiędzy drzewami jak postrzępione girlandy; okrywająca go cienka szata, która wystarczała poprzedniego dnia, dziś już zupełnie się nie sprawdzała. Przyspieszony krok zrównał się z szybszym oddechem, gdy wciskając dłonie głęboko w kieszenie okrycia przemierzał ostatni odcinek dzielący go od odludnej chaty, ledwie wyłaniającej się z szarzyzny.
Kiedy znalazł się przy drzwiach, jednym ruchem ręki poprawił zmarszczony materiał, nim zapukał kołatką do drzwi; różdżka znajdowała się tak blisko, że drewno stykało się z wierzchem jego dłoni, sprawiając, że czuł się bezpieczniej - nie był pewien, czego się spodziewać nawet tu, w sennej dolinie. Drewno wydało z siebie charakterystyczne, długie zawodzenie, gdy drzwi się otworzyły, a on mógł w końcu skrzyżować spojrzenie z Goshawk.
- To tylko ja - wymamrotał odrętwiałymi z zimna ustami, szybko korzystając ze sposobności, by wślizgnąć się do ciepła chaty. - Jest ktoś u ciebie? - trudno było mu oszacować, o której powinien się tu pojawić - tak, by nie zastać nikogo z klientów, ale też by nie przeciągać odwiedzin do późnych godzin nocnych. - Na Merlina, jeśli jeszcze dzisiaj nie opuszczałaś domu, to zdecydowanie tego nie rób - wzdrygnął się nieco, fale chłodu wciąż rozlewały się po jego ciele - teleportowałem się tam, gdzie zawsze, więc nie miałem do przejścia połowy doliny, a i tak rozważałem, czy nie przetransmutować sobie włosów na ciele w wełnę - gdyby nie świadomość tego, jak bardzo cuchnie mokra wełna, być może nie zastanawiałby się zbyt długo; zsunął pelerynę z ramion, i odwiesił ją na pusty wieszak, wtedy też przypomniał sobie jednak o drobnym pakunku, wciśniętym do jednej z kieszeni - a właśnie, mam coś ze sobą, uchowało się u nas jakimś cudem - zawiniątko z gazety zaciążyło w jego prawej dłoni, zagnieżdżając się w jej zagłębieniu - trzecie oko podpowiada ci, co jest w środku? - zapytał z lekka z przekąsem, marszcząc piegowaty nos w rozbawieniu; to nie tak, że nie wierzył w jej zdolności, ale trudno byłoby mu pojąć meandry sztuki, która sprowadzała się do doszukiwania się znaczenia w najdziwniejszej symbolice; to było zbyt mgliste, zbyt zmienne, trudne do osadzenia w dowodach i faktach, ba, niemal niemożliwe.
Lewą ręką ściągnął najpierw jednego, a potem drugiego buta, chwiejąc się odrobinę w poszukiwaniu równowagi; balans wszechświata pozostał jednak zachowany, a on przesunął oksfordki czubkiem placów u stóp tak, by nie zawadzały i ułożyły się w jednej linii pod ścianą - zupełnie, jakby gest ten miał jakiekolwiek znaczenie w ciasnej, zagraconej przestrzeni.

+pozostała część czarnej herbaty, jakieś 80g




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Główny pokój [odnośnik]04.07.22 19:53
Wyrwana z drzemki czarownica otworzyła drzwi w stroju iście domowym, mając na sobie jedynie przydługą śnieżnobiałą koszulę i kontrastujące z nią grube skarpety oraz porwaną w pośpiechu po drodze narzutę z kanapy, niezdarnie owiniętą wokół. Przetarła zaspane oczy, pokręciła przecząco głową, nawet nie zastanawiając się nad tym, że przez wzgląd na strój mógł pomyśleć, że nie była sama, i bez słowa wpuściła Laurence do środka. Wiedziała, że to on; nim otworzyła, po kryjomu zerknęła przez firankę, żeby sprawdzić kto złożył jej wizytę tak późno.
Wełna z włosów to zły pomysł, pomyśleliby, że po okolicy kręci się nowy gatunek magicznego stwora i mogliby zapolować, i co wtedy? Plusy takie, że może stałbyś się legendą, minusy, że może straszyliby tobą niegrzeczne dzieci – rozbudziło ją wyraźnie wyobrażenie pogoni mieszkańców wioski za biednym Morrowem, który w swojej wspaniałomyślności chciał się tylko rozgrzać a skończył jako potwór straszący dzieci, podobnie jak ten nędzny czerwony kapturek, którym rodzice z kolei straszyli ją w dzieciństwie. Kiedy znaleźli się w pokoju, usiadła na oparciu fotela, szczelniej otulając się narzutą. Czyżby zapomniała, że mieli się dzisiaj spotkać?
W pomieszczeniu było ciepło; w kominku trzaskał ogień rozpalony przez czarownicę przed niespełna dwiema godzinami, w powietrzu zaś unosiła się woń lawendy wyhodowanej przez nią w ogródku – zupełnie jak w chatach starszych osób, zupełnie jakby babka wcale nie umarła i miała zaraz wyłonić się z kuchni z talerzem kruchych ciastek, dodatku do ich co wieczornego rytuału odczytywania znaków z dna filiżanek. Choć rzeczywistość była zgoła inna, salon dalej był najprzyjemniejszą częścią domu.
Moje trzecie oko nie lubi jak się z niego żartuje – odparła pobłażliwie, choć trzeciego oka w istocie nie miała. A chciałaby. – Nie muszę go używać, mój nos aż za dobrze zna ten zapach – skrzyżowała ręce na piersi i przekrzywiając nieco głowę wbiła podejrzliwe spojrzenie w Laurence, zupełnie ignorując małe zawiniątko w męskiej dłoni, które stanowiło podstawę jej pracy. W ostatnim czasie musiała wprost wznosić się na wyżyny kreatywności i wymyślać coraz to nowsze sposoby, zamienniki dla fusów, z których próbowała wróżyć, lecz przed paroma dniami była coraz bliżej zakupu normalnego produktu, by nie wychodzić na pośmiewisko.
Rozumiem, że czasy są ciężkie, ale nie aż tak, żebyś musiał przynosić ze sobą herbatę – stwierdziła, aż nagle w jej oczach pojawiła się iskra podekscytowania – ...chyba, że to ten dzień? – jej relacja z Morrowem należała do z grubsza normalnych, chociaż starała się omijać z nim tematy wróżbiarstwa. Kiedy wielokrotnie do nich powracali wszystko kończyło się tak samo: on miał inne zdanie, ona czuła się zmęczona powtarzaniem tych samych argumentów a mimo sceptycyzmu nigdy nie pozwolił jej sobie powróżyć, co najmniej jakby się bał, że a nuż będzie miała rację. Ani z ręki, ani z kuli, ot, z niczego co miała w zanadrzu, więc widok takiej ilości herbaty był dla niej nie tylko zaskakujący, ale i podsuwał dobrą okazję do przechylenia szali na swoją stronę.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Główny pokój [odnośnik]06.07.22 21:40
Dopiero po chwili blask kominka objął łuną światła i jej sylwetkę, wcześniej skrytą w półcieniach korytarza; śnieżnobiały kołnierz opinał się na szyi, wyłaniając się spod grubego materiału narzuty, którą kobieta opatuliła się szczelnie - nie na tyle jednak, by udało jej się ukryć nagie łydki, po nich też prześlizgnął się mimowolnie spojrzeniem.
- Poczekać na zewnątrz? - bądź tu? Nie doprecyzował już, czemu w ogóle zadał to pytanie, wydawało mu się, że nie było takiej potrzeby - chciał dać jej chwilę, by mogła się w spokoju przebrać, musiał ją zaskoczyć.
- Nie śmiałbym żartować z proroczego daru - którego ona, akurat, nie miała; nigdy nie powiedział tego wprost, ale może większym nieszczęściem byłoby, gdyby jej marzenie się spełniło. Teraz tkwiła wprawdzie w stanie wiecznego niespełnienia, lecz przynajmniej nie musiała każdego dnia mierzyć się z ciężarem przepowiedni. - To prezent, Millie, i to prezent nie ze szczerego złota, po prostu go przyjmij - nie dopowiedział, że od wspólnej znajomej słyszał co nieco o jej ostatnich praktykach; o wróżeniu z ziół i liści, o szukaniu tańszych zamienników herbaty, bez której trudno się obyć w jej profesji - a następnym razem będę pamięć, żeby wziąć ze sobą co najwyżej fusy - zbagatelizował tym samym wartość podarunku, wprawnie też zmienił temat - chyba że to również nienajlepszy pomysł? - właściwie - nie wiedział; dopiero po chwili, gdy przeanalizował swoje słowa, pomyślał, że przecież może mieć znaczenie, czy do wróżenia użyje świeżych fusów, czy sięgnie po garść sprzed tygodnia. - Jaki dzień? - zapytał bezrefleksyjnie, nie od razu pojmując znaczenie sugestywnego tonu. - Ten dzień, w którym odsłonisz przede mną wszystkie tajemnice przyszłości? - bo jeśli tak, jeśli naprawdę o to właśnie chodziło... - brzmisz tak, jakby mój bogin przemieniał się w kryształową kulę; ja naprawdę nie boję się ezoterycznych rytuałów, po prostu nie do końca wierzę w to, że przyszłość może aż tak łatwo zdradzać swoje tajemnice - wolałby jej nie znać; nigdy nie poznać, nie naruszać porządku rzeczy, nie mieć okazji, by przygotować się na to, co nadejdzie - nawet jeśli można doszukać się wskazówek w talii kart albo locie ptaków, to tak właściwie po co? Chciałabyś wiedzieć wcześniej - że to wszystko się stanie? Że Bezksiężycowa Noc nadejdzie? Że zacznie się wojna? Że jutro, już jutro, umrzesz? Co byś z tą wiedzą zrobiła? Nie jest chyba dla każdego, trzeba jeszcze potrafić ją udźwignąć... - i musiało to potrafić zarówno źródło owych wieści, jak i ten, na którym skupiało się trzecie oko. - Inne pytanie - na co się decydujesz, kiedy któraś z twoich klientek - z jakiegoś powodu założył, że to jedynie kobiety przechodziły przez ten próg - ma... fatalną aurę - tak to się nazywa? - widzisz w jej szklance ponuraka, testrala ujeżdżanego przez śmierciotulę albo coś równie dramatycznego - i co wtedy? Wieszczysz jej najgorsze nieszczęście? A potem liczysz na to, że przyjdzie jeszcze kiedykolwiek do twojej chaty? - on by nie wrócił, ale różne są fetysze.




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Główny pokój [odnośnik]10.07.22 12:54
Kiwnęła przecząco głową; nie potrzebowała ani chwili na przebranie się, ani tego, żeby wychodził z pokoju. Na razie zbierała w sobie moc do działania, chociaż ciepły koc i kanapa w dalszym ciągu kusiły i mamiły, by wróciła w ich objęcia.
To prezent na wagę złota – odparła pobłażliwie, dając mu do zrozumienia, że w obecnych czasach, gdy ludzie mieli potężne problemy z dotarciem do żywności, raczej stronili od rozdawania swoich zapasów. Tym bardziej zapasów, które należały do kategorii rarytasów, niż podstawowego produktu, dzięki któremu człowiek miał przeżyć. Nie zamierzała jednak wybrzydzać, bo wiedziała, że herbata była jej potrzebna do pracy a Laurence raczej nie znał słów sprzeciwu. Poza tym prezenty przyjmowało się z uśmiechem na twarzy, czy się podobały, czy nie – tak przynajmniej nauczono ją w domu. – Pozwól, że chociaż cię nią poczęstuję – wcale nie robiła coraz śmielszych podchodów do wróżenia, pogrzebania w symbolice układającej się na dnie filiżanki w rozmaite kształty i zasugerowania towarzyszowi tego, na co powinien zwrócić uwagę w przyszłości; jeśli rzeczywiście nie będzie chciał, nie będzie robiła nic na siłę, chociaż słysząc jego wywód, bezwiednie przewróciła oczami i westchnęła. Nie powiedział nic, czego nie słyszała z jego ust wcześniej.
Jestem ciekawska i lubię grzebać w ludzkim życiu a twoje bardzo mnie interesuje, czy taka odpowiedź jest satysfakcjonująca? – właściwie wcale nie skłamała wypowiadając te słowa, bo prawda była taka, że rzeczywiście była nadzwyczaj ciekawska i lubiła wsadzać nos tam, gdzie nie trzeba a jednocześnie uważała, że swoim zawodem w pewien sposób może pomóc ludziom. Zauważała, że równie częstymi przypadkami klientów byli ci, który nie wierzyli, do momentu, w którym życie stawiało ich pod ścianą a oni poszukując odpowiedzi, pomocy, wskazówki, udawali się do niej. Jak trwoga to do wróżbiarki, mawiała jej babka, ale z perspektywy czasu ciężko było się jej z nią nie zgodzić. Problem polegał jednak na tym, że niektórzy oczekiwali od niej konkretnych odpowiedzi i rad, co mają zrobić – a tego dać im nie mogła, podobnie jak jasnowidz, który nie mógł wymusić swoich wizji na życzenie. – Niektórzy lubią wiedzieć, niektórzy wolą pozostawać ślepi na znaki i twierdzić, że los nie istnieje a ich życie nie jest kontrolowane przez nieistniejącą siłę wyższą; nie ma żadnej dobrej odpowiedzi dlaczego ludzie mają tak skrajne podejście do tej kwestii, każdy ma swoje powody – powiedziała i dosłownie na moment zniknęła w kuchni, by przyszykować rozgrzewające herbatyniektórzy myślą, że wiedząc na co powinni zwrócić uwagę, będą w stanie oszukać przeznaczenie a najczęściej ich to gubi – zrzuciła bezwstydnie owiniętą wokół bioder narzutę i na jej miejsce narzuciła luźne, długie spodnie wiszące na oparciu fotela – bo przeznaczenia, mój drogi, nie oszukasz; każdy ma swój początek i koniec, i to jest coś, na co nie wpłyniemy... ludzie z natury są ciekawi, a niektórzy tylko po prostu potrzebują się wygadać, czasem chcą, bym podjęła za nich ważną decyzję, a jeszcze inni twierdzą, że dzięki wiedzy z kart ich życie stanie się prostsze i łatwiejsze – ostatnie z pytań pragnęła pozostawić bez odpowiedzi; widzenie złych omenów nigdy nie było proste ani dla niej, ani dla klienta, którego nie mogła przecież oszukać i powiedzieć mu, że wszystko jest w porządku. – Oni oczekują ode mnie prawdy a ja nigdy nie oczekuję od nich, że będą wracać – skwitowała krótko. Nie chciała wdawać się w dyskusję na temat tego ile w ostatnim czasie widziała zła i smutku w kartach i symbolach, i jak bardzo wyrobiła się w przekazywaniu wieści w lekkostrawny sposób. Gwizdek czajnika wypełnił pomieszczenie ostrym świstem; czarownica już po chwili wróciła do salonu z dwiema filiżankami gorącego napoju. – Nie mów mi zresztą, że gdybym zobaczyła w twoich fusach coś niekorzystnego, chciałbyś, abym cię okłamała i poklepała po głowie, mówiąc, że wszechświat ma dla ciebie same dobrodziejstwa – odwróciła kota ogonem, spoglądając badawczo na Laurence.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Główny pokój [odnośnik]01.08.22 19:39
Pokiwała przecząco głową, oczywiście, bo cóż innego mogłaby zrobić; pozwolił sobie na brak skrępowania, na pozbawione delikatności spojrzenie, którym prześlizgnął się po ocieplanej ognistą poświatą skórze; nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł ją pod swoimi palcami. Rozproszony nieproszoną myślą zreflektował się dopiero po chwili, z ociąganiem wijąc się wzrokiem wyżej, tak, by ostatecznie skonfrontować się z jej oczami, dwoma i tym trzecim, widmowym domniemaniem rozwikłanych zagadek przyszłości. Przeszłości? Teraźniejszości? Czy okruchy prawdy lustra życia rozsypywały się w sposób uporządkowany? Właściwie niektóre aspekty wróżbiarstwa chyba go intrygowały - nie potrzebował wierzyć w prawdziwość wizji, iluzji, które Millie tkała równie sprawnie jak on; nie po to, by zacząć zadawać sobie pytania, na które być może nie było jednoznacznych odpowiedzi, ale właśnie ta mnogość interpretacji sprawiała, że choć pod cienką warstwą ironii, to jednak wciąż drążył ów temat.
- Chyba złota Leprokonusów, przesadzasz - zbagatelizował, samemu również robiąc to samo, choć prawdą było, że tę akurat herbatę trudno nazwać najlepszej jakości. Przyniósł jej zresztą garstkę, a nie zapas na najbliższe miesiące; w cyrku wciąż miał dostęp do produktów, których na własną rękę bez wątpienia nie potrafiłby zdobyć - kiedy ostatnim razem zapłaciłem ci za kadzidła? - wytknął spokojnie; czy kiedykolwiek przyjęła choć sykl? Nie przypominał sobie - a pamięć miał piekielnie dobrą. Niech uzna, że to forma spłacenia choć części długu. Poza tym, najpewniej w najbliższej przyszłości znów będzie musiał prosić ją o coś, co pomoże powiekom opaść wbrew temu, że zaczynają zarysowywać się pod nimi coraz wyraźniej nocne wizje, lęki, które nie chciały go opuścić. Stawały się coraz cięższe, i ciążyły na myślach, deformując racjonalne wybory. Od nieoczekiwanego kwietniowego spotkania tkwił w poczuciu realnego zagrożenia, nie wiedząc, czego tak właściwie mógł się spodziewać. Groźby? Żądania pieniędzy? Serdecznego donosu do ministerialnych służb? Minęło już kilkanaście dni, a on wciąż znajdował się w stanie zawieszenia, oczekując najgorszego i rozważając skrajne opcje. - Kojarzysz Vale'a? Hectora? Starszego od nas Krukona? - czy wiedziała o nim coś więcej? Nie mógł o niego rozpytywać, choć kusiło go to niezmiernie. Była jedyną osobą, której nie bał się o to zapytać. Która mogłaby nakreślić o nim cokolwiek więcej. Rozwiać złudną nadzieję, potwierdzić najczarniejsze domysły.
Pchnął dalej drzwi odgradzające główne pomieszczenie od korytarza, robiąc wystarczająco dużo miejsca, by przecisnęli się razem przez ramę, w której zarysowywały się rekwizyty jej codziennej pracy. - Co to za zapach? - jaka nuta dominuje dziś w jej domu? Uzupełniając całą gamę kompozycji, którymi meble i bibeloty nasiąkały każdego poprzedniego dnia. Powiódł wzrokiem po znajomej przestrzeni, nie wyłapując niemal żadnej zmiany. Udało jej się stworzyć tu większy harmider, niż ten panujący w cyrkowym wagonie; z jakiegoś też powodu chaos ten zupełnie mu nie przeszkadzał, zdążył już do niego przywyknąć. - Możemy zaparzyć herbatę w którejś z tych filiżanek? - nieznacznie skinął głową w stronę porcelany, w której przepowiadała przyszłość z fusów; a potem wyprzedził Millie, przechodząc wzdłuż jednej ze ścian, opuszkiem prawej ręki muskając krawędzie blatów znajdujących się na wysokości bioder. - Z kurzu też można wróżyć? - dopytał ni to złośliwie, ni z żywym zainteresowaniem, prezentując jej zebraną na palcu szarą strukturę, z kształtu niepodobną do niczego. Ale czy to nie ułatwiało zadania? Im bardziej abstrakcyjna forma, tym więcej interpretacji można do niej dopasować?
Zignorował retoryczne pytanie o satysfakcję z udzielonej mu odpowiedzi; wiedziała, że nie przepadł za tym, by w jakikolwiek sposób naruszać jego prywatność; by grzebać w jego życiu.
- Co z etyką wróżbiarstwa? Czy to, jak dobrze mnie znasz, nie ma czasem wpływu na twoje wizje? Czy możesz być pewna, że podświadomie nie będziesz chciała dla mnie lepszej przyszłości? Że nie wybierzesz interpretacji, którą bardziej chciałbym usłyszeć? - skontrował pytanie pytaniem, snując się niespiesznie po pokoju, wciąż obrysowując opuszkiem kształty mijanych mebli, wyczuwając ich fakturę i temperaturę; robił to ostrożnie, choć to nie im się przypatrywał; nie spuszczał wzroku z Millie aż do momentu, w którym zniknęła w kuchni. Dopiero wtedy opadł na kanapę, tonąc w poduszkach i kocach otulających go odurzającym, ziołowym zapachem.
- A ty? Próbowałaś tego kiedyś? - oszukać przeznaczenie? Brzmiało jak coś, w co warto byłoby choć raz zagrać. Ona jednak wypowiedziała te słowa tak kategorycznie, jakby niegdyś sama podjęła taką próbę - bez powodzenia. Nie odwrócił wzroku, gdy materiał opadł z bioder, na które chwilę później niespiesznie naciągnęła spodnie. By zająć czymś dłonie, i samego siebie, wyciągnął z kieszeni talię kart, którą zaczął tasować; niekomfortowo czuł się z bezczynnością. Być może nie tylko bezczynność wprawiała go w dyskomfort.
- To dużo wygodniejsze - obarczenie jej odpowiedzialnością za podejmowaną decyzję; kiedy stoi się na rozdrożu, szuka się każdego drogowskazu, ale łatwiej postawić pierwszy krok na nieznanej ścieżce, kiedy ktoś wskaże jakiś kierunek. - Po co teraz najczęściej tu przychodzą? Wciąż po to samo? - mógł się domyślać; ale to ona znała pragnienia ludzkich serc, nadzieję skrytą w oczach, gdy usta zadawały drżąco pytania, które strach było wypowiedzieć na głos. Czy wojna zmieniła tak wiele? Miał wrażenie, że choć wszystko, to najgłębsze pragnienia wciąż pozostały w ludziach takie same. Niezależnie od tego, jakiej prawdy (względnej?) od niej oczekiwali.
Powykrzywiane karty schował płynnym ruchem do kieszeni spodni. Skinięciem głowy podziękował za przygotowaną mu herbatę, odbierając od niej ostrożnie filiżankę; para skropliła się na twarzy, nanosząc na nią ciężką woń. Pod czernią kołyszącej się tafli niewiele było jeszcze widać.
- Wciąż sugerujesz, że boję się tego, co zobaczysz? - to nie była odpowiedź na jej pytanie - właściwie, gdybyś faktycznie miała spojrzeć w moją przyszłość, wystarczy, że po prostu wypiję tę herbatę? Nie muszę nic więcej robić? - a ona? Jak wyglądał ten rytuał? Samo wypicie herbaty zdało mu się niezbyt efektowne; pozbyłaby się mistycznej otoczki, pozbawiła widza możliwości uczestniczenia w tym spektaklu.




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Główny pokój [odnośnik]06.08.22 16:36
Czoło czarownicy przecięła poprzeczna bruzda, wyraz konsternacji i sygnał, że nie miała w tym momencie innych argumentów.
Touché – przyznała, jednocześnie uznając temat za zamknięty, skoro rozmawiali w ten sposób. Rzeczywiście nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz wzięła od niego pieniądze za kadzidła, ale nie zamierzała się nad tym zastanawiać i tym bardziej przygotować mu rachunku do spłacenia. Nie znali się od wczoraj, nie byli dla siebie tylko znajomymi wymieniającymi przelotne uprzejmości; uznała więc, że herbata była przyjacielskim wsparciem, podobnie jak za przyjacielskie wsparcie traktowała wytwarzane kadzidła. Na dobrą sprawę w ostatnim czasie zastanawiała się w jaki sposób mogłaby zwiększyć sprzedaż tego, co wytwarzała – realnie to one częściej przynosiły jej o kilka galeonów więcej na przetrwanie i kolejne ingrediencje, a więc czemu miałaby nie spróbować choćby przez jakiś czas wysunąć kadzidła na pierwszy plan?
Uwaga Goshawk szybko skupiła się na wspomnianym nazwisku. Chwilę zajęło, nim dopasowała nazwisko do twarzy, i aż się zdziwiła, bo z Hectorem łączyła ją, cóż, dość interesująca relacja. Nie była bliska, powiedziałaby, że bardziej na podłożu zawodowym – wielokrotnie dyskutowali na temat sensu wróżbiarstwa i magipsychiatrii, byli idealnym przykładem ścierania się mistycyzmu a medycyny. Na dobrą sprawę żadne z nich nie potrafiło odpowiedzieć na wszystkie argumenty, które padały w rozmowach; na korzyść Hectora przemawiało tylko to, że był uzdrowicielem, choć wybrany przez niego kierunek mógł sprawiać wrażenie kontrowersyjnego i niepotrzebnego w ich świecie.
Kojarzę dość dobrze, a co? – odparła i nie odejmując przeszywającego spojrzenia od Laurenca, dodała – moje nie-trzecie oko podpowiada, że bez powodu nie pytasz i herbata była tylko pretekstem – zawsze za tymi pytaniami coś się kryło, czasem błahostka a czasem coś na tyle soczystego, że ciężko było zachować to dla siebie. Nie wiedziała jednak jak było w tym przypadku, nie potrafiła nic wyczytać z twarzy Morrowa, co zrzucała na karb wcześniejszego snu i przytępionych jeszcze zmysłów. Oczywiście nie zamierzała go zmuszać do mówienia, ale o ile rzeczywiście dobrze ją znał, mógł się domyślić, że będzie zawiedziona.
Główne pomieszczenie, serce domu, na pierwszy rzut oka mogło przypominać graciarnię, jednak zdecydowanie bardziej wolała nazywać to uporządkowanym chaosem. Doskonale wiedziała gdzie co się znajdowało, pamiętała każdy szczegół a więc jej uwadze nie umknęłaby nawet najmniejsza zmiana. Z drugiej strony sporej części rzeczy wcale nie potrzebowała i o wiele lepiej odnajdowała się w minimalistycznych przestrzeniach; rzeczy te były pozostałościami po babce a ona po prostu nie miała sumienia ich wyrzucać ani chować, sama wizja zabierania się za to zresztą była na tyle przytłaczająca, że skutecznie wybijała czarownicy z głowy ten plan.
Lawenda, wpływa uspokajająco, łagodzi napięcie. Podobno – wyjaśniła i powiodła wzrokiem na porcelanowe filiżanki. Kiwnęła głową, w końcu to był pierwszy raz, gdy prawdopodobnie Morrow pozwoli sobie powróżyć, wyjęła dwa najładniejsze naczynia i zabrała je ze sobą do kuchni, jego pytanie kwitując przedrzeźniającym grymasem. – Zawsze możesz przyjść i pomóc mi tu posprzątać, nie wiem co ci stoi na przeszkodzie – zasugerowała, nawet ciesząc się, gdyby podjął się wyzwania.
Nie potrafiła powiedzieć nic na temat etyki wróżbiarstwa, bo takie coś z dużym prawdopodobieństwem nie istniało. Byli wróżbici, którzy kłamali na potęgę, byli tacy, co – podobnie jak uzdrowiciele – nie chcieli szkodzić a pomagać. Ona z kolei posiadała swoje własne zasady, starała się ich nie łamać. Nic nie stało na przeszkodzie, by wróżyła bliskim, w szczególności po tym, jak zignorowała złe przeczucia dotyczące własnej babci. Gdyby może wtedy zareagowała, kobieta żyłaby dalej; teraz mogła tylko uczyć się na błędach.
Potrafię być obiektywna – zaznaczyła – a moja etyka wróżbiarstwa mówi, że nikomu nie zdradzam takich szczegółów – powiedziała wymijająco, bo tak naprawdę po raz kolejny wkraczali na rozległe meandry dyskusji, która skończyłaby się o świcie. – Nie próbuj oszukać przeznaczenia, co ci to da? – uniosła brew – wierzę w to, że każdy rodząc się, ma zapisane w gwiazdach to, co go spotka; i oszukiwanie przeznaczenia, zaburzanie zapisanego biegu, nic nie da. Odsunie od ciebie ten moment, ale w końcu nadejdzie, być może w gorszej wersji, niż miał. Długo zajęło mi przyswojenie sobie tej wiedzy, uwierz mi; przyjmowanie tego, co cię spotyka po drodze, zwłaszcza kiedy wydaje ci się to największym gównem, nie jest proste, ale prawie wszystko jest do przeżycia – przerwała, biorąc głębszy wdech. Musiała się zastanowić. – Są różne osoby, niektóre nie krążą wokół wojny, jeśli o to pytasz – pytano ją o wiele rzeczy, niektóre z nich stanowiły punkt wyjścia do dyskusji, niezwiązanej z wróżbami, ale taka była natura ludzka; niektórzy po prostu nie mieli z kim porozmawiać a ona wydawała się być bezpieczną przystanią dla każdego. Nigdy nie oceniała, słuchała; czasem próbowała nie wychodzić poza własną rolę, nie zawsze się to udawało.
W najgorszym wypadku zobaczysz omen śmierci na dnie filiżanki – usadowiła się na kanapie, wskazując miejsce obok siebie. – Albo się przejmiesz i uwierzysz, albo powiesz, że to tylko wróżenie z fusów i nic się nie stanie; nie mam wpływu na twój odbiór. Zresztą, we wróżby nie trzeba wierzyć, trzeba je brać pod uwagę – zauważyła, ale dobrze wiedziała jak to działało. Ponurak potrafił złamać nawet najbardziej opornego niedowiarka. – Teraz wypijesz herbatę a później zajrzymy na jej dno, w tym momencie mogę poczytać z twojej dłoni – zaproponowała, wysuwając drobną dłoń w kierunku przyjaciela.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Główny pokój [odnośnik]18.08.22 14:34
Nie był pewien, co tak właściwie przynieść mogło jej większy zysk - ostatecznie, będąc w pełni świadom tego, jak absurdalne, żeby nie powiedzieć astronomiczne, ceny osiągały ingrediencje astronomiczne właśnie, obstawiałby, że podobnie miała się sprawa z ziołami potrzebnymi do stworzenia kadzideł; wróżąc z czyjejś dłoni czy kryształowej kuli nie ponosiła właściwie żadnych kosztów, poza kosztem swojego czasu. Ale na ekonomii na pewno znała się lepiej niż on, coś musiało mu umykać w tych zdroworozsądkowych kalkulacjach.
- Powiesz mi o nim nieco więcej? - co dokładnie wiedziała? - Znasz go nie tylko ze szkoły, prawda? - stwierdziła, że kojarzy go dość dobrze; tak chyba nie mówiło się o osobach, które ostatnim razem widziało się dekadę temu. - Zdarzało ci się rozmawiać z nim ostatnio? - słysząc potwierdzenie z jej ust, nie mógł się powstrzymać przed kolejnymi pytaniami, zbyt bardzo ożywiony tym tematem, by w istocie mogła przypuszczać, że pyta bez powodu. Choć akurat niewiele prawdy było w tym, że przyszedł tu, by z premedytacją wyciągnąć z niej te właśnie informacje; dopiero przed chwilą przypomniał sobie, że ona rzeczywiście może znać Hectora Vale'a. - Wiesz, jaki ma stosunek do nowej władzy? - to zastanawiało go najbardziej; czy w rozmowach z nią Vale zdradził się w jakiś sposób? Czy słyszała coś od kogoś innego? To nie musiała być jednoznaczna deklaracja, nie podejrzewał go przecież o to, że walczy w szeregach Rycerzy Walpurgii, ale powodziło mu się na tyle dobrze, iż Summers nie mógł mieć pewności, czy nie wspiera ich w inny sposób. Zastanawiało go, co mówił, gdy rozmawiał z kimś o jego statusie społecznym, z osobą czystej krwi, w towarzystwie której, być może, nie postępował aż tak zachowawczo bądź wyrachowanie.
Odsłaniał swoją inną twarz? Nawet w liście pisał przecież, jak ceni sobie kunszt aktorstwa.
- Podobno? - wyrwało mu się cicho, być może krzątając się po kuchni nawet tego nie usłyszała; może za wielką wagę przykładał do pojedynczych słów, może to miało być tylko zwykłe wtrącenie, które niewiele tak naprawdę znaczy. Czy lawenda miała jakiś inne właściwości? Nie znał się na tym zupełnie, dla niego niemal wszystkie ziołowe, roślinne zapachy stapiały się w jeden. Lecz przypomniał sobie teraz, gdy uświadomiła go, co to za zapach, że ta sama nuta wgryzała się w ubrania, które mama starała się ratować przed molami.
Nie czuł się wcale spokojniejszy, pudrowy zapach lawendy nie był w stanie go uspokoić. Ciężkim gestem odgarnął z czoła włosy, wciąż śledząc wzrokiem panoszącą się po swej przestrzeni kobietę.
- No nie wiem, wyobrażasz sobie szpitalnie czyste pomieszczenie wróżbitki? I te ściany ogołocone ze wszystkich ozdób? Nie widzę tego zupełnie - a nie miał nawet trzeciego oka - mieszkanie straciłoby cały swój urok - ta graciarnia tworzyła klimat, który trudno odtworzyć w innym miejscu, czy dla niej nie miało to żadnego znaczenia?
- Moja etyka cyrkowca - zaakcentował ostatnie słowo, przybierając poważny wyraz twarzy - mówi, że zasłaniasz się zasadą, która nie istnieje - ale takie było jej prawo; może nie było jednoznacznej odpowiedzi na jego pytanie, zapewne wszystko, jak zawsze, zależało od wielu zmiennych.
- Doświadczenie - odparł bez zastanowienia; wybierał empiryzm, nie teoretyzowanie - nie w każdym wyścigu trzeba wygrać, żeby wynieść z niego jakąś lekcję - nie bał się porażek; bo analiza ich przyczyny czasem cenniejsza była niż bezrefleksyjny tryumf. - A co jeśli to, co zapisało nasze przeznaczenie, zaburzyć może zapiski przeznaczenia czyjegoś innego życia? Jak bardzo to wszystko się ze sobą przeplata, wpływa na siebie? - nie żyli na samotnych wyspach, czasem drobna nawet decyzja miała ogromny wpływ na innego człowieka. Jak powstawała tak detaliczna sieć zależności? - Myślisz, że przeznaczenie naprawdę nakreśla każdą jedną decyzję, którą podejmiemy? - nawet my - byliśmy sobie w pewien sposób przeznaczeni? - Czy może nasza ścieżka składa się z kamieni milowych, do których dążymy, lecz to, co pomiędzy, jest niedookreślone? - naprawdę był ciekaw, jak ona to postrzega. Nie przestawał słuchać tego, co mu mówiła; wierzyła w każde swoje słowo - nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości; dlatego też starał się spojrzeć na ten temat z jej perspektywy.
- Nie brzmi przesadnie tragicznie - ostatecznie nikomu nie uda wymknąć się kostusze - wolę chyba zobaczyć omen śmierci na dnie filiżanki niż natknąć się na kolejne martwe ciało na ulicy - wtrącił niemal beznamiętnie, choć coś w jego spojrzeniu zdradzić jej mogło, że temat ten wcale nie był mu obojętny. Tak, jak obojętne nie były życia ofiar chorych umysłów. W jakimś stopniu oswoił się z myślą o własnym końcu - to nie o swoje życie bał się najbardziej.
- Wróżby trzeba jedynie brać pod uwagę - powtórzył za nią, z uwagą, znowu starając się dogłębnie zinterpretować jej słowa - skoro jawnie mówiła mu, że nie musi w nie wierzyć, czym były dla niej one same, wróżby właśnie? Jedynie refleksem przeznaczenia, który mógł odbijać złudny, fałszywy obraz? - Bez wątpienia wezmę je pod uwagę - roześmiał się cicho, a potem upił kolejny łyk herbaty. Nadal nie widział, co kryje się na dnie; filiżanka pozostawała do połowy pełna. Bądź pusta.
Gdy Millie zasugerowała, że zacznie od czegoś innego, nie protestował. I wyciągnął w jej stronę rękę, wewnętrzną częścią ku górze - tak, by odsłonić wszystkie zakamarki swojego życia.
Dla niego to była tylko dłoń.
Szczupła, pobrudzona ostatnimi błyskami pyłu elfów, pokryta siatką rys, które jemu nie mówiły zupełnie nic.
- Prawa czy lewa? Ma być prosta, lekko zgięta? - uwidaczniając mocniej linie? - Powinienem zdjąć z niej pierścienie?




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Główny pokój [odnośnik]24.08.22 0:32
Zainteresowanie osobą Hectora nie umknęło uwadze czarownicy, ale zamiast zapytać wprost, jaka potrzeba kryła się za tymi pytaniami, postanowiła sobie delikatnie pokpić z sytuacji.
A żeby tylko rozmawiać – westchnęła – w szkole nie mieliśmy ze sobą zbyt dużego kontaktu, ale później tak wyszło, że na siebie wpadliśmy i zaczynaliśmy się sprzeczać o potęgę rozumu, magipsychiatrii nad holistycznością wróżbiarstwa... i tak nam zostało do dzisiaj – wyjaśniła, właściwie nie rozmijając się z prawdą; nie dodała, że te dyskusje najczęściej były i burzliwe i prowadziły donikąd – a później bardzo szybko zostaliśmy kochankami, chcesz posłuchać? – uśmiechnęła się – widocznie oboje mamy dobry gust, skoro tak o niego wypytujesz – nigdy nie interesowała się preferencjami Morrowa i jakiekolwiek by nie były, nie miała ku nim nic przeciwko. Podejrzewała jednak, że w obecnej sytuacji nie chodziło tu o tego typu zainteresowanie, lecz o jakiś zatarg, który nie dawał mu spokoju. – Nie wiem jaki ma stosunek do władzy, mnie to nie interesuje, ale mogę go zapytać między słowami – zaproponowała, wzruszając ramionami. Nie miała z tym kłopotu, chociaż mogło wydać się podejrzane, że ignorantka pierwszej klasy nagle poruszała kwestie polityczne, o których nie miała zbyt dużego pojęcia. Orientowała się kto jest kim, kto co robi, kto w co wierzy i o co chodzi, ale gdyby nie zaufana sąsiadka, to tak naprawdę dawno wypadłaby z obiegu informacji. Preferowała spokojne życie a mieszkanie pod lasem póki co jej to w miarę umożliwiało, przynajmniej na razie; przeczuwała, że to mogło się odmienić w najbliższym czasie.
Nie chodzi o szpitalne wnętrze – żachnęła się – części z tych rzeczy mogłoby nie być, za dużo tu wspomnień, poza tym zmiany są dobre – wyjaśniła, wnet uznając, że nie ma po co drążyć tematu. Zamierzała wziąć go pod włos i w jakiś sposób przymusić do pomocy w porządkach, ale jeszcze nie miała na to pomysłu. Gdyby nie fakt, że wizję pierwszego wróżenia traktowała bardzo poważnie, zapewne zażartowałaby, że jego karty nakazują oczyszczenie najbliższego otoczenia. Jej chęci zresztą szybko opadły, kiedy wkroczyli w teoretyzowanie. Westchnęła, wysłuchawszy wywodu przyjaciela, aż w końcu posłała mu pełne litości spojrzenie.
Mam wrażenie, że za bardzo chcesz się we wszystkim doszukiwać logiki – i nie tylko on – każdy w coś wierzy, każdy ma swoją rację a przeplatanie się dróg ludzkich było, jest i pozostanie nieodgadnione, choćbyś bardzo chciał je rozczytać, to ci się to nie uda – przerwała na moment, odpowiednio dobierając kolejne słowa. Chcąc czy nie, niekoniecznie je przemyślała, podając siebie za przykład. – Widocznie moja ścieżka musiała znowu spleść się ze ścieżką Garry'ego, chociaż bardzo tego nie chciałam i tego nie mogłam przewidzieć – a jednak zaczęli od absurdalnej przygody, przez kłótnię i względne dojście do porozumienia, po niby–randkę, która miała miejsce nie tak dawno a na której romantycznie wycierała nos w jego rękaw. – Rozumiem jednak, że twój wywód łączy się z Hectorem, a przynajmniej wszystko na to wskazuje – uniosła brwi, zapędzając go w kozi róg. Mógł ją okłamać, i narazić się na to, że bez problemu wyłapie kłamstwo, lub mógł powiedzieć o co tak naprawdę chodziło; nie lubiła krętactwa.
Wróżymy z obu, każda z dłoni mówi nam coś innego – odparła – prawa mówi o przeszłości, lewa zaś określa przyszłość; każda osoba ma swój unikalny układ linii papilarnych – ujęła jego prawą rękę i pociągnęła ostrożnie do siebie, odwracając ją wierzchem do góry. – Masz całkiem wyraźne linie, więc to ułatwia sprawę. Tutaj jest twoja linia życia, dość krótka, ale to nie oznacza, że szybko umrzesz – opuszką palca przesunęła po linii kończącej się – oznacza, że szukasz ulgi w życiu, być może w pracy, w zajęciach, które są odskocznią od rzeczywistości – zaczęła, poprawiając się spokojnie.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Główny pokój [odnośnik]04.11.22 19:04
Strzępki informacji, którymi się z nim podzieliła, pasowały do tych przedstawionych w formie listu przez samego Vale'a; no, może poza wzmianką o płomiennym romansie. Jedna z brwi uniosła się wyżej; przez chwilę taksował Millie spojrzeniem, jakby zastanawiał się, czy jedynie sobie z niego kpi, czy może mówi prawdę. - Ma syna, więc pewnie i żonę - nie miał pewności, jak wyglądało to w rodzinach czystokrwistych, ale gdyby musiał obstawiać, powiedziałby pewnie, że ktoś, kto chce zachować wysoką pozycję w społeczeństwie, nie paradowałby po cyrku, obnosząc się nieślubnym dzieckiem. O ile Millie fakt posiadania przez Vale'a żony mógł nieszczególnie przeszkadzać, to pewien jest, że sama żona mogłaby mieć inne zdanie na temat tej znajomości. A chyba nie zależało jej na tym romansie aż tak, żeby ryzykować konfliktem z zazdrosną małżonką. Upierdliwym i przede wszystkim zbędnym. - A jest o czym? - słuchać? Właściwie teraz poczuł się zaintrygowany; jako magipsychiatra Vale mógł mieć naprawdę sporo dziwnych fetyszy. - Czekaj, o czym ty...? - oboje mamy dobry gust? Czy ona naprawdę sugerowała...? - Ja... - zamilknął; smuga czerni musnęła policzki i czubek uszu, kiedy zorientował się, o co jej chodziło. Najwidoczniej był mniej wyzwolony niż jej się wydawało. - Po prostu chcę wiedzieć, kim on tak właściwie jest, no wiesz, teraz... pamiętam go tylko ze szkoły, na moje nieszczęście on też całkiem nieźle mnie zapamiętał, o czym dał mi znać między wierszami... był na występie z synem, w cyrku... i odbyliśmy dziwną rozmowę. Na tyle dziwną, że nie wiem, jakie są jego intencje i co zamierza zrobić, na razie się mną bawi, może jestem jego materiałem badawczym... - półuśmiech zarysował się w szyderczych ramach na twarzy; zbyt wiele w nim było emocji, gdy myślał o tym spotkaniu, nie potrafił jeszcze podejść do tego na spokojnie. - Wysłał mi list, udaje, że mnie nie pamięta, ironizuje, wtrąca jakieś sarkastyczne komentarze... na ten moment jest tylko irytujący, ale obawiam się, że jeśli zechce, może stać się poważnym problemem. Dłużej chyba nie dam rady się w to bawić, przy następnym spotkaniu po prostu się z nim skonfrontuję, niech mi powie, czego ode mnie chce, bo czegoś na pewno, nie wierzę, że traci swój czas tak właściwie po nic - sam list i propozycja spotkania jasno wskazywały na kryjące się za nimi intencje, których w tym momencie nie potrafił rozszyfrować. - Nie wiem, czy to dobry pomysł, lepiej po prostu to zostaw, poradzę sobie z nim - chyba. Ostatecznie nie wiedział jeszcze, jak skończy się jego spotkanie z Vale'em, ale to nie powinno być już zmartwieniem Millie. Ona sama miała ich w swoim życiu dostatecznie wiele.
Sięgnął po jedną z poduszek, wciskając ją za plecy tak, żeby było mu jeszcze wygodniej; a potem położył stopy na stojącym obok krześle, czując się jak u siebie. Korzystał z tego, że pomimo sterty gratów, w domu Millie było tak dużo przestrzeni. Klaustrofobiczny wagon uniemożliwia mu nawet przeciągnięcie się, doceniał aktualny komfort.
- Nie wiem, może to kwestia tego, że logika wszystko ułatwia, pozwala uporządkować rzeczywistość, znaleźć przyczynę i skutek, całość ciągu wydarzeń - i choć chyba niekoniecznie się do tego przyznaje, czasem pozwala sobie na to, by zawierzyć własnemu przeczuciu. By uwierzyć w coś, co trudno wyjaśnić - choć wydaje mu się, że nawet to, co niemożliwe do wytłumaczenia, z innej perspektywy, z innym zasobem informacji i wiedzy, nagle okaże się całkowicie wytłumaczalne. Dlatego tak często drąży jakiś temat; i dlatego zadaje tak wiele pytań.
- To znaczy? Jak splotły się wasze ścieżki? - wydawało mu się, że Garry był już dla niej przeszłością, ale sposób, w jaki o nim wspomniała... - Widujecie się? - jesteście ze sobą? Jak w ogóle do tego doszło? - Co z jego szlacheckimi obowiązkami? Ma jakąś narzeczoną? - nie powiesz mi chyba, że ty nią zostaniesz?
Jeśli prawa miała wskazywać przeszłość, a lewa przyszłość, pierwsze, co nasunęło mu się na myśl, to kolejne pytanie - dlaczego. Dlaczego nie na odwrót? Czy miało to związek z położeniem serca, z cyrkulacją krwi? A może chodziło o jakieś mistyczne sfery w ciele, o których nie miał pojęcia?
Z lekka zmarszczył brwi, śledząc krótką linię życia.
- Kto ich nie szuka - wymamrotał cicho, nie chciał jednak wtrącać się w tym momencie za bardzo i przerywać Millie. Poprawił rękę, wyprostowując ją tak, aby linie zarysowały się na niej wyraźnie. - Co jeszcze tam widzisz? - czy na pewno chciał wiedzieć?
Rozmowa w oparach przyszłości ciągnęła się jeszcze długo, w nocnym rytmie.

zt<3
[bylobrzydkobedzieladnie]




gwiazdy były nisko jak gołębie
ludzie smutni nachylali twarz
i szukali gwiazd prawdziwych w głębi
z tym uśmiechem, który chyba znasz


Ostatnio zmieniony przez Laurence Morrow dnia 14.02.23 19:31, w całości zmieniany 1 raz
Laurence Morrow
Laurence Morrow
Zawód : numerolog, twórca świstoklików
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
all that we see or seem
is but a dream within a dream
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
standing upright but my shadow is crooked~
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11212-laurence-morrow https://www.morsmordre.net/t11246-houdini#346121 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f424-dzielnica-portowa-arena-carringtonow-wagon-10 https://www.morsmordre.net/t11252-szuflada#346152 https://www.morsmordre.net/t11248-laurence-morrow#346126
Re: Główny pokój [odnośnik]06.02.23 19:55
Nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć przyjacielowi, kim jest Hector Vale. Nie znała go przecież aż tak dobrze, chociaż śmiało mogła powiedzieć, że poznała przynajmniej jego jedną stronę i wyciągnęła odpowiednie wnioski, resztę dopowiadając sobie sama.
Cóż. On chyba z natury jest czymś pomiędzy cynizmem a rozgoryczeniem – podobnie jak ona i, jak na złość, być może to było ich wspólnym mianownikiem, dzięki któremu złapali nić porozumienia. – Jest magipsychiatrą, który nie wierzy we wróżenie na życzenie, stawia wyraźny podział między uzdrowicielstwem a wróżbiarstwem; jest elokwentny i dociekliwy, w końcu taką ma pracę, ale chyba nie lubi, kiedy się z nim nie zgadzasz i kiedy wchodzisz mu w drogę – ramię drgnęło lekko skryte pod materiałem koszuli. Oboje byli Krukonami, więc w gruncie rzeczy łączyły ich pewne cechy charakteru, jak bystrość i pyskatość, które wymierzone w siebie wzajemnie najczęściej prowadziły donikąd. – Powiedziałabym, że raczej mu nie ufam; mogę się mylić, ale uważam, że jeśli trzeba, potrafi być przebiegły i postawić na swoim, i nic w tym dziwnego, skoro grzebie w ludzkim umyśle, co nie oznacza, że należy się go bać... czy coś ci zagraża? – w przeciwieństwie do Laurence'a, ona mogłaby stanąć nawet teraz w drzwiach gabinetu Hectora, wyjaśnić sprawę raz a porządnie, bo o ile nie podejrzewała, że rzeczywiście coś mu zagraża, o tyle nie chciała, żeby jej przyjaciel czuł się nieswojo. – Jeśli zmienisz zdanie, daj znać często zdarza nam się dyskutować – zaproponowała ponownie, nie wiedząc jeszcze w jaki sposób miałaby wtrącić do dyskusji na temat przewagi magispychiatrii nad wróżbiarstem wątek Laurence'a. Była jednak na tyle mądra i wygadana, że nie stanowiłoby to problemu, ale ostateczną decyzję pozostawiała osobie, której temat dotyczył bezpośrednio. Ostatnim czego chciała to wtrącanie się tam, gdzie nie trzeba, mącenie i dociekanie, skoro równie dobrze Morrow mógł wyciągnąć błędne wnioski a Vale rzeczywiście go nie znał. Ten temat skończył się równie szybko, co zaczął, gdy wkroczyli na kwestie, o których z kolei ona nie za bardzo chciała mówić.
Szlacheckie obowiązki to za dużo powiedziane, przypomnij sobie jego nazwisko – wtrąciła – nic mi nie wiadomo o żadnej narzeczonej, ani obowiązkach, raczej nie sprawia wrażenia kogoś wielce zajętego szlacheckim życiem, bardziej rzeczami, za które teraz dostaje się wyrok śmierci – ucięła, na tym chcąc pozostawić tę dyskusję; wolała nie wdawać się w szczegóły, skoro sama wszystkiego na razie się domyślała. – Widujemy się od czasu do czasu, nie wiem co z tego wyjdzie... równie dobrze to tylko sentyment; odkąd się rozstaliśmy, on przeszedł swoje a ja swoje, i czasami losy dwojga ludzi plączą się ze sobą, kiedy znajdują się na różnych etapach uniemożliwiających bycie razem – dokończyła enigmatycznie, wierząc, że Laurence zrozumie zagmatwane, jakże podniosłe, wyznanie, z którego płynął bardzo prosty wniosek: pożyjemy, zobaczymy. Kiedy przegadali wszystkie, najistotniejsze tematy, powróciła do wróżenia z dłoni i opowiadania o liniach papilarnych.

zt


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Główny pokój [odnośnik]16.10.23 21:25
12.08

Nie lubił porażek ani niewiadomych, a wizytę Milicenty w swoim gabinecie uznawał - niechętnie - za coś na kształt własnej porażki. Zdołał ją zirytować, co bywało pomocne, ale nie zdołał jej pomóc. Zaskoczyła go tematem ponuraka, o którym słyszał wcześniej od własnej siostry. Niepotrzebnie spytał o wróżby i wrony w trakcie wizyty, mieszając prywatność i pracę, splatając własne zmartwienia o Orestesa z lękami Milicenty. Roztrząsał w głowie tamto spotkanie więcej razy niżby chciał, a choć Goshawk przyszła do niego po znajomości to awansowała z roli znajomej do pacjentki. Pacjentki, której nie chciał zawieść, nawet jeśli nie chciała przyjąć pomocy.
Kilka spraw rodzinnych i Festiwal Lata pozwoliły mu odepchnąć niewygodne myśli na pewien czas, ale niedawno otworzył terminarz, próbując ocenić, kto z lipcowych pacjentów powróci do niego w drugiej połowie sierpnia. Milicenta pewnie nie miała takiego zamiaru. Była rozczarowana rozwiązaniami magipsychiatrii, a poza tym przyznała mu wprost, że jego usługi są nieco za drogie. Ugryzł się w język i nie spytał o bogate baby od których (jego zdaniem) wyłudzała pieniądze tylko dlatego, że był w pracy i że czasy faktycznie były ciężkie.
Ciężko było mu też nadgonić zlecenia na eliksiry, miał opóźnienie po tym jak nadejście komety przyczyniło się w jakiś sposób do zniszczenia jego roślinnych ingrediencji. W lipcu wyrobił się ze zleceniami płatnymi, dla stałych pacjentów - całą resztę musiał nieco odwlec, ale obiecał przecież coś Milicencie. Nie wiedział, czy o tej obietnicy pamiętała, ale nie lubił lekceważyć własnych propozycji, a składniki do eliksiru słodkiego snu nie były drogie. Mógł jej go przynieść po starej znajomości, tym bardziej, że wcale nie robił tego całkowicie bezinteresownie. Chciał sprawdzić jak się miała, czy nadal widywała ponuraka, czy żyła. Cholerną bestię widziały też jego przyjaciółka i siostra, a samemu wierzył w zły omen głębiej niż chciałby przyznać.
Wizyta u teściów była doskonałym pretekstem do spaceru po Dolinie Godryka, tym bardziej, że po zabawie w labiryncie nie zamierzał już wracać na Festiwal. Miejsce zabawy kojarzyło mu się teraz ze stresem i dementorami - chciał jak najprędzej powrócić do rutyny i codzienności, do dostarczania pacjentom eliksirów i dobrej rady, do uciekania od własnych problemów w problemy cudze.
Zapukał do drzwi przed południem, opierając się na lasce. Torbę z fiolkami eliksirów wyciągnął przed sobą niczym fajkę pokoju.
-Obiecałem, że dostarczę ci eliksir na sen. - powiedział zamiast przywitania. -Chyba, że już lepiej sypiasz? - dopytał mało subtelnie, a po sekundzie poddał się zupełnie i wypalił: -Nadal widujesz to psisko?


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Główny pokój [odnośnik]19.10.23 14:02
Chyba nie wiedziała kiedy i w jaki sposób znalazła się w domu, ale kiedy otworzyła oczy, poczuła jakby dostała obuchem w łeb. Głowa tętniła, myśli pływały w chaotycznym miksie. Poza oknem migotała ulica a świat poza nią wydawał się obcy i niebezpieczny. Z początku wszystko wydawało się rozmazane; kawałki poprzedniej nocy zaczęły wracać. Była to noc pełna błędów, podczas której zanurzyła się w otchłani magicznych używek, w ślad za Michaelem próbując zapomnieć o swoich problemach. Teraz jednak, stojąc przed lustrem we własnym pokoju, ujrzała swoje bladawe oblicze, wcale nie tak różne od tego, co widywała od powrotu z bagien. Zrozumiała, że ulga przyszła tylko na chwilę a ona w dalszym ciągu musi walczyć z własnym ciałem, by chociaż w małym stopniu móc funkcjonować. Po ostatecznym zwycięstwie nad drżeniem rąk i pocieraniem oczu, by oczyścić umysł, doprowadziła się do względnego porządku i ku swojemu zaskoczeniu pierwszy raz, od bardzo dawna, poczuła prawdziwą chęć do zjedzenia ciepłego posiłku. Zwykle traktowano to jako dobry znak podczas rekonwalescencji, ale trzymając entuzjazm na wodzy, uznała w duchu, że równie dobrze mógł być to chwilowy przypływ energii przed rychłą śmiercią. Przedostatni etap umierania.
Nie zdążyła jednak dotrzeć do kuchni, gdy usłyszała pukanie. Dostrzegłszy przez okno Hectora, niechętnie otworzyła drzwi, co wcale nie oznaczało, że nie kryła urazy; wczorajszy wieczór, na który wolała spuścić zasłonę milczenia, wyjątkowo ją zmęczył, chociaż paradoksalnie przyniósł za sobą coś na kształt małego katharsis i powodował, że nie miała siły na kolejne kłótnie. Poniekąd zrozumiała motywację Scaletty do sięgania po różnego rodzaju używki, co nie zmieniało faktu, że raczej była przeciwnikiem tej metody na dłuższą metę. Zapominało się na chwilę, jeśli miało się szczęście, inaczej problemy i traumy uderzały z podwójną mocą pożerając człowieka żywcem.
O, to ty, jeszcze żyjesz – pociągnęła nosem, przypatrując się Hectorowi przez uchylone drzwi. Doskonale pamiętała o co zapytał ją podczas ich ostatniego spotkania i wiedziała, że pytanie było personalne, stąd też mimowolnie rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu wron. Tych jednak nie było, czego nie mogła powiedzieć o swoim omenie. – Waruje pod moim domem prawie codziennie – wskazała palcem w kierunku zapuszczonego żywopłotu. – I pojawia się w samą porę, gdy tylko ledwo podejdę do okna; stoi za tobą – jeżeli nic się nie zmieniło w jego życiu, nie miał prawa dostrzec widmowego kundla, z którym zdołała oswoić się na tyle, że już jej nawet nie przeszkadzał. Sama zresztą lekkość z jaką podeszła do najgorszego omenu mogła brzmieć, cóż, nieco niepokojąco. – Mówiłam ci, że eliksir potrafię uwarzyć sobie sama; wyobraź sobie, że całkiem nieźle znam się na zielarstwie i alchemii, bo nie zarabiam tylko wyłudzając pieniądze za wróżby – przypomniała nieskromnie, zdając sobie sprawę, że takie umiejętności nie do końca szły w parze z jej zawodem i być może Hector po prostu wyparł tę informację z pamięci lub zwyczajnie potrzebował pretekstu, żeby ją odwiedzić.
Sypiam bez zmian, ale dziękuję, kiedyś może mi się przydać – dodała po chwili łagodniejąc nieco. W końcu odetchnęła i otworzyła szerzej drzwi. – Po co przyszedłeś, Hectorze? Jeśli chciałeś sprawdzić czy żyję, to wystarczyło wysłać sowę. – wyglądała i pyskowała już bardziej jak ona, ale w dalszym ciągu pozbawiona była dawnej energii.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175
Re: Główny pokój [odnośnik]03.11.23 13:38
Wydawała się zmęczona, ale przynajmniej żywa, a spojrzenie miała przytomne. Zabarwione nutą złośliwości, która nadawała ich rozmowom szczypty ekscytacji i frustracji.
-Żyję, ja nie widuję ponuraków. - odciął się prędko, chowając lęki za maską ironii. Nie przyzna się przecież, że widywała je jego siostra w Dolinie i że nawet przyjaciółka z Londynu widziała jakiegoś w centrum miasta. Leta i Adda nie widywały ich jednak później, po tamtym przeklętym nadejściu kobiety. -Cały czas? Millie, to brzmi jak urojenia wzrokowe. Jesteś przemęczona? Masz jeszcze jakieś objawy? - wypalił, zastanawiając się, na ile osłabiły ją ostatnie tygodnie tego psychicznego koszmaru. Psychicznego, prawda? Obejrzał się nerwowo za siebie, ale... -...nie widzę go. - potwierdził z ulgą, ale na nią spojrzał zmartwiony. Nawet jej uszczypliwość nie zmyła niepokoju z jego twarzy.
-Wybacz. - poprawił się. Faktycznie, myśląc o jej klientkach i praktyce, nie łączył jakoś jej umiejętności z medyczną alchemią - a przecież się mylił. -Nie będę się zatem wtrącał do twoich eliksirów ani komentował twojej pracy. - ta obietnica sporo go kosztowała, ale z troski o jej zdrowie psychiczne był gotów zignorować własny sceptycyzm wobec wróżb.
Po co przyszedł? Spoglądał na nią przez chwilę, samemu usiłując wytłumaczyć sobie dlaczego wybrał się tu bez zapowiedzi, bez listu, spontanicznie.
-List nie pozwoliłby mi zobaczyć, jaka jesteś zmęczona. - odezwał się w końcu, łagodniejąc. -Wiem, że nasza ostatnia rozmowa nie przyniosła ci satysfakcjonujących odpowiedzi - z trudem przyznał się do tego na głos, ale potrafił obiektywnie ocenić własną pracę i brak skutecznej diagnozy. -...ale nie możesz tego tak zostawić. Co robisz teraz z jego widokiem, spychasz na dno świadomości, ignorujesz? Powraca do ciebie w koszmarach? Mogę przepisać inne eliksiry, mocniej wyciszające psychikę. Zobaczyć, czy wtedy zniknie. - nie mogła przecież funkcjonować tak dzień w dzień. Musiała być silna, że to znosiła, ale nawet herosi mają swoją wytrzymałość. Przez myśl przemknęło mu, że być może ta kometa zaostrza dziwne objawy, ale z drugiej strony - stres doświadczony na bagnach musiał być tak silny, że i bez astronomicznych anomalii mógł zaszkodzić Millie.
f


We men are wretched things.
Hateful to me as the gates of Hades is that man who hides one thing in his heart and speaks another.

Hector Vale
Hector Vale
Zawód : Magipsychiatra, uzdrowiciel z licencją alchemika
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
I love it and I hate it at the same time
Hidin' all of our sins from the daylight

OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 17 +3
UZDRAWIANIE : 26 +8
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 1
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t10855-hector-vale https://www.morsmordre.net/t10885-achilles#331700 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f389-walia-wybrzeze-rhyl-rhyl-coast-road-8 https://www.morsmordre.net/t10887-skrytka-bankowa-nr-2379#331777 https://www.morsmordre.net/t10886-hector-vale
Re: Główny pokój [odnośnik]06.11.23 16:44
Z początku odpowiedzią na jego zarzut było ciche westchnienie, gdy czarownica wypuściła powietrze z płuc, bo chyba w głębi duszy liczyła, że Hector zareaguje jakoś inaczej na jej drobną uszczypliwość. Tymczasem wykazał się nie tylko zaskakującym spokojem, ale i niespotykaną dotąd natarczywością.
Brzmi jak urojenia wzrokowe – sparodiowała jego słowa i przewróciła oczami. – Litości, Vale, myślałam, że przyszedłeś po rozejm – nie podobało jej się to, w którą stronę zmierzała ta rozmowa; nie teraz, kiedy zdołała pogodzić się z faktem widywania niemal codziennie ponuraka, prawdopodobną śmiercią, czy zesłanym na nią przekleństwem, a ona najzwyczajniej w świecie nie miała ochoty ani na nowo rozgrzebywać tego, co stało się na bagnie, ani tego, jak się czuła i co jej dolegało. To wszystko już mu przecież powiedziała, nie cierpiała się powtarzać, a samo spotkanie pokazało, że albo nie powinna być jego pacjentką albo nie powinni się przyjaźnić, bo jedno z drugim niestety nie szło w parze. Jaki więc zamiar stał za dzisiejszymi odwiedzinami? Nie potrafiła sobie jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Czuła, że ta troska nie była udawana i nie przyszedł tu w roli magipsychiatry, chociaż słowa padające z jego ust na to wskazywały. Mogła się jednak mylić; w ostatnim czasie zmysł osądu sytuacji miała nieco przytępiony, szczególnie teraz, gdy dzień wcześniej próbowała magicznych używek i te niekoniecznie dobrze się przyjęły.
Zmęczona byłam już tamtego dnia w gabinecie i powiedziałam ci wtedy to, co istotne; nie usłyszysz nic nowego – skłamała, nabierając tylko pewności, że nie wziął jej wtedy na poważnie. Ale im dłużej drążył temat, tym bardziej czuła się atakowana i zamykała się w sobie. Dobrze wiedziała, że ma rację, lecz nie chciała jej słyszeć. Nie chciała konfrontować się z faktem, że zamiast działać, uciekała, wypierała i poczuła się po prostu komfortowo z aktualnym stanem rzeczy. Nie pierwszy raz jednak taplała się w podobnym bagnie, udając, że błotnista kąpiel dobrze na nią wpływa. – Jeżeli na tym polega terapia to może dobrze, że wtedy wyszłam – zrobiła kolejny unik, po czym zwolna podeszła do Hectora. Dopiero kiedy stanęła pół kroku przed nim, zadarła głowę, by zajrzeć mu w oczy. Świadomie sprawdzała na ile sobie może pozwolić, nim straci do niej cierpliwość.
Nadal widujesz wrony? – była ciekawa, czy epizod z wróżbą był jednorazowy, czy może dalej widywał różnego rodzaju niepokojące symbole. Po niekoniecznie pożądanej interpretacji wróżby człowiek stawał się zazwyczaj bardziej wyczulony i w ten sposób, często nieświadomie, przyciągał do siebie to, na co wcześniej nie zwróciłby uwagi. Nim Hector zdążył odpowiedzieć, czarownica dostrzegła siedzącą na gałęzi nieopodal wronę. A jednak.Cóż – wskazała podbródkiem w tamtą stronę – być może oboje musimy się napić, może to nasz ostatni dzień – wrona mogła być zbiegiem okoliczności i niekoniecznie ukazać się jemu, a jej; od przelotu komety widywała coraz więcej niepokojących omenów.
Ostatecznie zaprosiła Hectora do środka, wychodząc z założenia, że nie wypada odprawić go z kwitkiem. Pokój, z pozoru ezoteryczna graciarnia, został uprzątnięty podczas jednej z bezsennych nocy i raczej nie przypominał mieszkania typowej wróżbitki. Gdzieś pod nogami przebiegł kot, niezainteresowany nowoprzybyłym, w powietrzu unosiła się woń roślinnych kadzideł.
Bimber czy kompot? – zapytała kurtuazyjnie, a po otrzymaniu odpowiedzi postawiła napoje na stole. Cisza, która między nimi zapadła nie była nieznośna, po chwili postanowiła ją jednak przerwać. Jeśli mieli rozmawiać, to na jej zasadach. – Mam teorię, że zostałam przeklęta; w koszmarach nie widuję ponuraka, tylko runiczne symbole i cienie – rzecz, którą wcześniej się z nim nie podzielila.


* * *
let the bed sheet soak up my tears and watch the only way out disappear; don't tell me why, kiss me goodbye. find out i was just a bad dream.
Millicenta Goshawk
Millicenta Goshawk
Zawód : wróżbitka, wytwórczyni kadzideł
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
she was life itself.
wild and free, wonderfully chaotic;
a perfectly put-together mess.
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15 +4
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 0
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11061-millicenta-goshawk#340439 https://www.morsmordre.net/t11254-cesarzowa#346161 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f425-dolina-godryka-chata-na-uboczu https://www.morsmordre.net/t11255-skrytka-bankowa-2421#346163 https://www.morsmordre.net/t11257-millicenta-goshawk#346175

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Główny pokój
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach