Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój Celine
AutorWiadomość
Pokój Celine [odnośnik]17.07.22 21:21

Pokój Celine

Wcześniej pełniący rolę sypialni gościnnej pokój na piętrze zyskał nową właścicielkę wraz z wprowadzeniem się panny Lovegood do brata. To dość proste, urocze pomieszczenie o jasnobłękitnych ścianach, przyozdobione malowanymi ilustracjami kwiatów i pejzaży. Stoją tu dwie szafy z jasnego drewna, a miękkie łóżko pokrywa jasna pościel - zapewne magicznie - nasączona zapachem przywodzącym na myśl świeżość łąk. Pod jednym z okien znajduje się biurko, a naprzeciw niego: wisząca półka na książki. Ogniomiot, kameleon Celine, ma swój kwiatek przy oknie zdecydowanie największym.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój Celine [odnośnik]17.07.22 21:31
10 MAJA

Celine pamiętała jednego chłopca, którego upiększała kwiatami świeżo zrywanymi na łąkach wokół Doliny Godryka, chłopca o złotych włosach jak wylegująca się w słońcu pszenica, chłopca przewyższającego innych o przynajmniej jedną, jeśli nie dwie głowy; w jej pamięci jednak miał inne imię, Castor, nie tak dźwięczne jak Oliver. Już wtedy miała wrażenie, że niezbyt do niego pasowało, takie kanciaste i ostre. To możliwe, żeby obecnie posługiwał się pseudonimem? Mogła zmusić go do tego wojna, do porzucenia tożsamości i obrania nowej, w końcu wielu przyjaciół postąpiło podobnie po opuszczeniu portu i dziś, w innych, piękniejszych miejscach, spoglądali w oczy przyszłości pod sztandarem obco brzmiących nazwisk.
Odkąd tylko pamiętała pragnęła być syreną, zanurzać się w bezkresie głębin, tańczyć z koloniami kolorowych ryb; i od zawsze uwielbiała też kwiaty, a do niego pasowały najbardziej spośród wielu kolegów zamieszkujących w okolicy. Wydawał się być zrodzonym z jednej gleby. Gdy nie patrzył, ostrożnie wkładała mu do kieszeni co ładniejsze stokrotki i niezapominajki, a gdy chlupał się w rzece obok mostu, wokół oprawek jego okularów plotła kokardy z dzikich kwiatków o różowych, drobnych płatkach. Przy wspólnym wylegiwaniu się w słońcu wiązała go do ziemi za pomocą mleczy i dłuższych źdźbeł niekoszonej trawy; a potem urywała je, gdy trzeba było już wstać i wrócić do domu, urzeczona myślą, że ten za każdym razem musiał spędzać kilka słodkich chwil na wysupływaniu ich z jasnych kosmyków przed lustrem. Pamiętał ją, pamiętał, że chciała być syreną, stworzeniem w całej mierze ulepionym z eterycznego, morskiego piękna - i gdyby tylko potrafiła pływać, bez wahania przyjęłaby prezent z taką intencją, z jaką został jej podarowany.
Ale przywykła już do tego, że los płatał figle, a pewnych dyscyplin opanować wcale nie było za łatwo... Dlatego z ciężkim sercem zdecydowała inaczej.
Celine nie lubiła wykorzystywać ludzi, z kolei to, że jeszcze do niedawna codziennie wykorzystywała dobroć Yvette jako gospodyni, a co kilka dni dodatkowo jej dobroć jako uzdrowicielki przyprawiało ją o tak zawrotne wyrzuty sumienia, że tym razem spróbowała miksturę wzmocnienia przygotować dla siebie własnoręcznie. O zgrozo... Choć może nie będzie tak źle? Eliksiry były delikatne, ulotne, w pewien sposób miały więc wiele wspólnego z pięknem sztuki, którym półwila przywykła oddychać przed aresztowaniem jak słodszym powietrzem; tylko że teraz była łamagą, niczego nie potrafiąc zrobić dobrze; czy nie tak powtarzano jej w Tower, od rana do nocy, aż duch został złamany, a chłonny umysł dopuścił do siebie nową informację?
W pełnym skupieniu kręciła się obok kociołka. Skrzeloziele podarowane przez Castora - och, nie, przez Olivera, musiała do tego przywyknąć - stało się dziś pierwszą baletnicą, wiodącą za sobą orszak innych tancerek, równie jednak ślicznych i ważnych. Po uważnym, ostrożnym zgnieceniu nasion słonecznika wsypała je do bulgoczącej mikstury, następnie poszatkowała płatki kaczeńców, a te jeszcze przez długą chwilę unosiły się na powierzchni wrzącej substancji, zanim opadły niżej, pchnięte przez długi język pufka. Na sam koniec, zaledwie dziesięć minut przed odliczanym obrotem wskazówek zegara, Celine oprószyła wszystko pyłem z ćmich skrzydeł i okrasiła wieńczącym zamieszaniem chochlą. To z ostatnim składnikiem, de facto, czuła największą więź, ku własnemu zaskoczeniu. Ją również przyciągnęły płomienie - i ją również spopieliły bez mrugnięcia okiem...

| warzę wywar wzmacniający (ST 20, -10 do kości ze względu na konsekwencje pobytu w tower)
serce: skrzeloziele
dodatkowe ingrediencje roślinne: słonecznik (nasiona), kaczeniec (płatki)
dodatkowe ingrediencje zwierzęce: pufek (język), ćma (pył ze skrzydeł)


zt
jeśli eliksir jest udany


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój Celine [odnośnik]17.07.22 21:31
The member 'Celine Lovegood' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 63
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój Celine Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój Celine [odnośnik]30.08.23 19:50
13.08

Close this wound
Alight my bones
Fall back in
Hide your sin

Drobne krople deszczu uderzały w dach i spływały metalowymi rynnami, nie tak dawno temu wyprostowanymi i załatanymi przy wspólnych wysiłkach Elrica i ich tymczasowego lokatora, Percy'ego. Poranna mżawka była ciepła, a mimo to oferowała poczucie orzeźwienia po suchych dniach i parnych nocach. Spędził chwilę na ławce w ogrodzie, popijając gorącą herbatę, marząc o tym, że jest ona ciemną, parzoną kawą i próbując rozwiać w głowie wszelkie pozostałości snów, których nie chciał pamiętać. Tym razem może i obyło się bez lęku, silniejszego niż jakakolwiek emocja, którą odczuwał za dnia. Obyło się bez krzyków, szarej rozpaczy i beznadziei. Mimo to w oczach kobiety, która odwiedziła go we śnie czaiło się coś wrogiego, czego nie chciał poddawać dalszej analizie. W zaciśniętych ustach i uniesionych brwiach... nazwałby to wyrzutem. A choć rys nie potrafił przypasować do żadnej ze znanych mu czarownic, była raczej mieszanką, kolażem kilku twarzy, czuł się spokojniejszy z myślą, że to był tylko zwykły sen.
Że odpowiadały za niego rozterki i wątpliwości, które odczuwał za dnia. Zwłaszcza wtedy, gdy po raz kolejny opuszczał Weymouth, bo wzywały go obowiązki w smoczym rezerwacie.
Dopił resztki wciąż gorącej herbaty i zwichrzył palcami włosy, które - wilgotne - przyklejały mu się do czoła. Słońce dawno wzeszło, długo zwlekał, ale nie mógł tak w nieskończoność. To była pierwsza noc od dawna, którą Cela spędzała w domu, a nie gdzieś daleko w namiocie. Czuł, że lepszego momentu nie będzie. Jego młodsza siostra również zaczynała cierpieć na dorosłą przypadłość zbyt krótkiej doby. Miała tyle spotkań, tylu przyjaciół, tyle pracy. Cieszył się, że nie boi się samotnie opuszczać Doliny, ale nie byłby sobą, gdyby nie doskwierało mu też zmartwienie.
I może i nie miał w zwyczaju roztrząsać decyzji, których nie dało się już zmienić - wystarczało mu roztrząsanie przyszłości - ale coraz częściej łapał się na tym, że żałuje pozostawienia Percivala w ich domu, choćby na ten krótki czas, który tu spędził. Miał wrażenie, że Cela staje się do niego aż nazbyt przywiązana. Podziwiała go, nie mógł jej się dziwić, ostatecznie był to porządny mężczyzna, a ona w swoim wieku mogła mieć jeszcze tendencję do romantyzowania każdego kto się nawinął. W dniach, w których pojawiał się w Weymouth z własnymi sprawami, słyszał jednak na ucztach i ogniskach, że poza swoimi przyjaciółmi często widziana jest też publicznie z nim. Ciężko byłoby tego nie usłyszeć, ostatecznie to Celine została okrzyknięta... no właściwie królową. Percivala też uznali za mistrza w zapasach, co wcale nie uspokajało braterskiego zaniepokojenia Elrica. Percival był... gwałtowny. A Celine była młodą półwilą i obawiał się, czy jej słodka naiwność nie ściągnie jej przypadkiem na głowę problemów.
Najgorzej, że właściwie nie wiedział co tak naprawdę Cela myśli i czuje w stosunku do Percivala. Ostatnie tygodnie spędziła na namiotach z koleżankami, na co jej pozwolił, bo przecież zasługiwała na trochę przerwy od wojny i własnych koszmarów. Ale kiedy już spotykali się na plażach Weymouth... odnosił wrażenie, że siostra wcale nie chce z nim rozmawiać, że może nawet go unika. Raniło go to w sposób, którego się nie spodziewał.
Z westchnięciem wspiął się na schody, krzywiąc przy każdym skrzypnięciu starych desek. W jednej ręce niósł filiżankę z gorącą herbatą, tą kwiatową, którą Celine lubiła, w drugiej drożdżówkę z marmoladą, którą udało mu się wczoraj wieczorem kupić w piekarni. Niby słodycze nie były najlepszym śniadaniem, ale jeśli Celine naprawdę była na niego o coś obrażona... cóż, odrobina udobruchania nie zaszkodzi.
Położył drożdżówkę na filiżance i zastukał dwa razy do drzwi jej sypialni.
- Celine... śpisz jeszcze? - urwał na sekundę. - Mam śniadanie. - Niecierpliwie przestąpił z nogi na nogę.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pokój Celine [odnośnik]20.09.23 18:32
Sierpniowe noce miały dla niej dużo życzliwości. Nagrzane letnim ukropem powietrze wślizgujące się do sypialni skąpanej w świetle księżyca przemycało do płuc niedające wytchnienia ciepło, pierzyna lepiła się do szczuplutkiej sylwetki zamotanej w materiał w próbie jednoczesnego pozostania pod przykryciem i całkowitego go zrzucenia, a mimo to od dnia rytuału ani razu nie nawiedził jej zły sen. Celine wierzyła w siłę magii, jaką przedstawiono im na plaży podczas prologu Lughnasadh, pamiętała ten pierwszy raz od wielu miesięcy, kiedy wyspała się do niemalże grzesznej błogości i nieważne było to, czy wmówiła sobie, że zaordynowały to siły duchów obecnych na wybrzeżu przy tej ceremonii, czy obrządek poniósł za sobą faktyczne oddziaływanie. Powód był nieważny - bo spała długo i dobrze, ciesząc głowę szarością podobną spokojowi odczuwanemu po zażyciu eliksiru słodkiego snu. Szepty traum cichły, widoki okropieństw rozmywały się i chowały za mglistą barierą odpoczynku. Elric musiał jeszcze do tego nie przywyknąć, w końcu nauczyła go, że zwykle to ona zrywała się skoro świt i przygotowywała śniadanie, cierpiąca katusze bezsenności niewrażliwej na prośby i groźby.
Czas okazyjnie spędzany z daleka od Weymouth, w domowym zaciszu, obfitował w ich mierne próby unikania się nawzajem; być może trochę zbyt ostro zareagowała na widok pocałunku, który złożył na wargach nieznajomej jej kobiety, lecz w mniemaniu Celine było to kolejną prawdą, którą świadomie przed nią zatajał. Otaczał się tajemnicami i ryglował za sobą wrota, po co? Bo znów usiłował ją przed czymś chronić? Ale przed czym, przed własnym zrywem serca, przed przywiązaniem do innej czarownicy? Na Merlina, cieszyłaby się! Przed jej przeprowadzką miał tylko Marlenę gotową rozgonić znad jego głowy ołowiane chmury samotności, pozwolił jej wierzyć, że wciąż nie doczekał się miłości ani szczęścia, jakie mogły ofiarować jedynie dwa serca bijące w równym rytmie. Poczuła się głupia, znowu, znowu, znowu, w chwili, która przecież powinna była wprawić ją w zachwyt. Dlatego też karała Elrika ciszą, lakonicznością, obecnością trwającą tyle, ile to konieczne. Nie był to pierwszy sekret, wcześniejsze skrywał długo, a ten?
Stukot do drzwi sypialni zbudził ją z głębokiego snu, wyrwał ze słodkiej szarości pozwalającej umysłowi odpocząć, odciąć się od emocji; drgnęła w wężowisku pościeli, szarpnięta lękiem, jakby przez dłuższy moment nie wiedziała gdzie się znajduje. Ciepłe promienie słońca przypomniały jej jednak, że nie była to cela. Wolność, Dolina Godryka, dom brata, tu jesteś. Uniosła się na łokciach, strząsając z rzęs mgiełkę otumanienia, po czym wyraźnie ospałym krokiem zbliżyła się do futryny i nacisnęła na klamkę. Uchylona szpara pokazała Elrikowi uosobienie oniryzmu: srebrzyste włosy w miękkim nieładzie, rumiane policzki, błękitna koszula nocna pognieciona tu i tam, o wywiniętym na drugą stronę krótkim rękawie prawego ramienia. Zmrużone oczy usiłowały wyostrzyć przed nią krawędzie rzeczywistości, lecz ekspresja pozostawała zagubiona, ani na jawie, ani we śnie.
- Co się stało? - wymamrotała niewyraźnie i przeczesała dłonią jasne kosmyki. Słodki zapach drożdżówki był drogowskazem, który ściągał ją ku sobie lepiej niż inne elementy świata; Celine odetchnęła głęboko, zapraszając do płuc ten aromat, i nieco szerzej otworzyła oczy. Śniadanie, tak, miał śniadanie. Uniosła wzrok z trzymanej przez niego tacy i powiodła nim do twarzy brata, do jego nieco już przydługich włosów, zadbanego zarostu i rozmydlonych oczu, którym nie mogła dobrze się przyjrzeć bez wielokrotnego zamrugania. - Co to za okazja? - spytała z melodyjną podejrzliwością zamkniętą w kanwach wciąż nieco nieprzejrzystego szeptu. Kolejny sekret, z którego planował się wyspowiadać?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój Celine [odnośnik]16.10.23 22:57
Nigdy nie domyśliłby się prawdziwego powodu nadąsania Celine, jej dziwnego milczenia i niechęci tam, gdzie wcześniej zwykle reagowała entuzjazmem. Nie śmiała się już tak z jego niezgrabnych żartów, nie była chętna opowiadać o tym jak jej minął dzień, choć bywały przecież dni, gdy sama ciągała go za ręce, żeby pokazać mu coś co akurat jej się spodobało. A te rzeczy zmieniały się szybko, równie szybko jak zainteresowania, jak miejsca, w których znajdowała sobie tymczasową pracę - miał nawet wrażenie, że znajomych miewała na pęczki i to ciągle jakichś innych. To były uroki młodości i skłamałby, gdyby powiedział, że tego dobrze nie pamiętał, bo przecież nie był taki stary.
Ale nie był też na tyle młody, żeby zrozumieć, dlaczego siostra jest na niego obrażona. Nie o jego, cóż, jego prywatne relacje, których nie był wciąż na tyle pewien, żeby przedstawiać Lucy i Celine sobie. No bo właściwie czemu miałby się dzielić z małą siostrą swoimi rozterkami miłosnymi? A może po prostu była to dziewczyńska rzecz, której nie zrozumiałby nawet, gdyby byli rówieśnikami?
Przyjął już na siebie cały ciężar jej niezadowolenia spowodowanego faktem, że nie poinformował jej o swoich sennych wizjach. Przeprosił ją i starał się nie okazywać jak bardzo jego zdaniem było to niesprawiedliwie i dziecinne. Starał się pamiętać, że Celine jest do cna dobrą duszą, że chciała mu ze wszystkim pomagać, chciała być dla niego wsparciem tak jak on był dla niej. I boczyła się, kiedy jej na to nie pozwalał. Nawet, jeśli, Merlinie, nie opowiadał o swoim przekleństwie nikomu przez większość swojego życia. Na palcach jednej ręki wyliczyłby tych co wiedzieli i była to starsza siostra, matka (nigdy nie przyznał się do nich ojcu), Lucy i zupełnym przypadkiem Milicenta oraz Jayden. Babka, która jeszcze mu z tym jakoś pomagała kiedy był chłopcem, od dawna nie żyła. Teraz nie mógł pomóc mu nikt i przyzwyczaił się do tego, żył tak przez trzydzieści lat, więc nie wyobrażał sobie, żeby Celine mogła go w tym jakoś wesprzeć, choćby chciała. A on znowu nie chciał przysparzać jej zmartwień.
Ale czasami zwyczajnie nie dało się jej zbyć.
Musiał chwilę odczekać zanim Celine otworzyła przed nim drzwi swojego pokoju, ale nie śmiał naruszać jej osobistej przestrzeni bez wyraźnej zgody. Ścierpła mu już jedna noga, kiedy w końcu podłoga zaskrzypiała pod naporem bosych stóp. Chciał wyglądać jak uosobienie braterskiej życzliwości, ale i tak zmieszał się nieco widząc ją taką rozczochraną, a jednak - jednak zawsze niewyobrażalnie piękną. To było przerażające jak bardzo potrafiła odwracać uwagę samym spojrzeniem. Nic dziwnego, że tak się o nią martwił, gdy kręciła się ciągle koło chłopców na festiwalu.
- Nic się nie stało - pospieszył z odpowiedzią, choć czuł już, że dłonie mu się pocą. - Robisz mi często śniadanie, pomyślałem, że przejdę się do piekarni, skoro wstałem wcześniej... właściwie i tak wychodziłem, ale już... no, mam dzisiaj wolny dzień. - Pokręcił głową i zmarszczył brwi, choć na ustach wciąż nosił niepewny uśmiech. - Potrzebujesz chwili? Znaczy... ogarnąć się? Myślałem, że zjemy śniadanie razem. Chciałem... chciałem spytać czy coś się stało. I mam niespodziankę. Ale najpierw muszę wiedzieć czy coś cię dręczy. Nie żebym się narzucał! Ale mi możesz powiedzieć o wszystkim. - zakończył już pewniej, próbując w ostatnim tchnieniu uratować trochę swojego autorytetu. To ona się na niego obraziła, nie on na nią. Więc czemu pierwszy się zaczynał tłumaczyć?



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pokój Celine [odnośnik]17.10.23 22:15
Jej dąsy mogły być nierozsądne i dziecinne, lecz nie dla niej. Dla niej - wyrażały jedynie ból rozgaszczający się w sercu, powstały z myśli, że ten, który rzekomo brzydził się sekretów podobnych ciszy ich wspólnego ojca, miał ich w sobie tak wiele. Z niektórych z nich nie musiał spowiadać się kuzynce, ale siostrze? Oczekiwał, że ona zacznie mówić mu o wszystkim, tymczasem sam nie rewanżował się nawet ułamkiem, robił to jedynie przyciśnięty do muru, czy to okolicznością, czy własnym pęczniejącym sumieniem, domagającym się zrzucenia zasłony tajemnicy. Celine nie chciała panoszyć się w jego prywatności, nie o to jej chodziło; Elric chciał być jej oparciem, pełniąc rolę otaczającego ją opiekuńczym skrzydłem mężczyzny, a ona pragnęła mu to odpłacić, wspierać go, jak siostra, na której mógł polegać. Krew zadecydowała, że nie mieli poza sobą bliższych ludzi, kuzynostwo czy ukochana cioteczka Prima nie mogli równać się więzi rodzeństwa. Niewybranego, nieplanowanego, wynikającego z cudzej nieudolności w dochowywaniu wierności, to prawda, ale istniejącego i, dla niej przynajmniej, ważnego; paliła ją myśl, która przylgnęła do niej wraz z nadmorskim rytuałem, że nie dopuszczał jej do siebie, bo nie chciał. Weszła do jego domu, napadła na jego fizyczną przestrzeń, do której wpuścił ją, bo tak wypadało, a teraz domagała się ostatków intymności, jakie zachował sobie w głębi duszy. Nawet ze snem wciąż wypisanym na twarzy, patrzyła na niego z przebłyskiem tej świadomości, jej podszeptów budzących się do życia z przyjemnej szarości spokoju, z jakiego uczyła się czerpać pełnymi garściami już od kilku tygodni.
Spojrzenie prześlizgnęło się po apetycznie wyglądającej drożdżówce i parującym kubku kwiatowej herbaty. Ten zapach poznałaby wszędzie - słodki, rześki jak sama wiosna. Jak przekupstwo, którego planował się dopuścić. Półwila delikatnie zmrużyła oczy, gdy spytał, czy potrzebuje chwili, by strząsnąć z siebie spokój nocy i przygotować się na poranek, powieki jednak mrużyły się coraz bardziej wraz z jego kolejnymi słowami. Prędkimi, chaotycznymi, okraszonymi niepewnym uśmiechem i naznaczonymi napięciem emanującym z jego pozornie spokojnego wyrazu twarzy, któremu przez zaspanie byłaby skłonna uwierzyć. Wiedziała jednak, że to jedynie maska. Ułuda, mająca wprowadzić między nich odrobinę rozluźnienia, którego tak naprawdę sam nie czuł.
- Tak jak ty mówisz mi o wszystkim? - spytała niedelikatnie. Nie chciała być wobec niego niemiła czy niewdzięczna, lecz gorycz tak mocno podchodziła jej do gardła, że, sprowokowana, utorowała sobie drogę na powierzchnię, zanim Celine zdążyła się powstrzymać. - To miłe, że się o mnie martwisz, ale nie masz powodu - wzruszyła ramionami, sięgając po drożdżówkę. Ugryzła jej kawałek, licząc, że słodycz wypieku ukoi rozbudzający się w niej płomień, jednak nawet i to zawiodło. - Poza tym, że o twoich uczuciach dowiaduję się razem z przypadkowymi ludźmi, że znów coś przede mną kryjesz, że musiałabym zburzyć mury twoich sekretów bombardą maximą, by się przez nie przedrzeć, nic mnie, Elriku, nie dręczy - wypunktowała powoli, oparta bokiem o framugę drzwi i patrząca na niego spod kurtyny ciemnych rzęs. Oto była prawda, której szukał. Zabolał ją widok pocałunku z Lucindą, miał tyle okazji, by powiedzieć jej o tym, że w jego życiu była kobieta, którą kochał, ale nie zrobił tego. Wybrał, że tego nie zrobi i zamiast tego pozwolił, by dowiedziała się tego wraz z dziesiątką anonimowych ludzi. Naprawdę myślał, że będzie z tego powodu szczęśliwa? W pierwszym momencie - była, była zachwycona tym, że nosił kogoś w sercu, ale kiedy ekscytacja znikła, na jej miejscu pojawiło się rozgoryczenie i niezrozumienie. - Zjem sama - wymamrotała, dopiero wtedy opuściwszy spojrzenie na kubek herbaty, po który sięgnęła, czując, że płomienie podeszły do policzków i rozlały na nich róż. Wstydu za własną reakcję? Złości na niego, na to, jak niezobowiązująco pojawił się na progu jej pokoju, licząc, że śniadanie załatwi za niego ten problem? Róż wszystkiego jednocześnie.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój Celine [odnośnik]27.10.23 23:19
Dobrze, że nie usłyszał od Celine - przynajmniej jak dotąd - że w jej wielkich, błękitnych oczach nie jest wcale znacznie inny od swojego ojca. Porównanie, które kiedyś napawałoby go dumą - ostatecznie ten człowiek go wychował, wspierał, ten człowiek bywał jego autorytetem - teraz wydawałoby się cierpkie, bolesne. Byłoby gorsze od zwyczajnej potwarzy, bo częściowo zapewne prawdziwe. Z Lorcanem Lovegoodem łączyło go nie tylko fizyczne podobieństwo; te same ciepłe, brązowe tęczówki, wzrost, niedbały zarost i włosy skręcające się czasem w loki. Mieli także podobnie wycofaną naturę, podobny smutny uśmiech i zwyczaj obserwowania a nie uczestniczenia. Elric nie był taki zawsze, przez lata życia przygniatał go ciężar wizji i żyć, których rozbicie musiał obserwować wbrew własnej woli. Niejasnych metafor, czczych nadziei na to, że tym razem przewidzi coś dobrego.
Nie miał świadomości, że Lorcana też bardzo długo przygniatała inna tajemnica, mroczniejsza nawet i bardziej obezwładniająca. Teraz, kiedy już miał, teraz kiedy już wiedział, że ojciec cały ten czas ściskał w dłoniach możliwość zrujnowania życia swojemu bratu i że z okazji tej nigdy nie skorzystał (bo był tchórzem)... może i nie mógł zaprzeczyć, że byli podobni, ale sugerowanie, że jego własne - skądinąd osobiste - sekrety są równie istotne i fatalne... niebywale by go zraniło.
Bo chociaż łączyło ich wiele, Elric nie był tchórzem i nie był okrutny. Nigdy nie ukrywałby przed Celine czegoś co mogłoby mieć bezpośredni wpływ na jej życie, co dotyczyłoby jej samej - czy nie przełamał się ostatecznie i nie złamał postanowienia chronienia innych przed własnym cierpieniem od razu jak tylko pojawił się choć cień szansy, że jego wizje mogły dotyczyć jej? Cóż, nie spodziewał się (a może powinien), że to ją tylko rozgniewa.
- Co masz na myśli? - odpowiedział więc pomrukiem na jej bojową postawę, z samego rana, kiedy była jeszcze rozczochrana i bosa. Zmarszczył przy tym brwi, pochylił głowę i cofnął się pół kroku, jakby instynktownie próbował się ochronić... przed czym? Chyba nie spodziewał się, że znowu jej ręce rozpalą się żarem? Nie, bardziej bał się chyba tego, że nie będzie jej się w stanie oprzeć, znowu. Że wyciągnie z niego co tylko będzie chciała. - Czekaj... - potrzebował chwili, żeby rozplątać sieć poetyckich porównań, którymi Celine lubiła się posługiwać. Potem przytrzymał herbatę i drożdżówkę w jednej dłoni, żeby drugą ze zmęczeniem przetrzeć twarz. - Masz na myśli Lucindę? Naprawdę? Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale... nie myślałem, że to jest ważne. Przyprowadziłbym ją jakby... - splątał się, czerwieniąc ze złości na samego siebie, że w ogóle ośmielił się sugerować, że to co łączy ich z Lucy jest nieważne. Ważne było na pewno, ważne i silne. A jednak wciąż nieokreślone. - Lucinda nie jest moją dziewczyną - przyznał w końcu ze zmęczeniem. - Chciałbym... żeby była... - Zacisnął zęby, odwrócił wzrok, filiżanka zatrzęsła się w jego dłoni. - Ale nie jest. Nie chciałem was jeszcze sobie przedstawiać, bo po pierwsze nie wiem co z tego będzie, a po drugie... Merlinie, Cela - Podsunął jej drożdżówkę, prosząc ją gestem, żebym ją wzięła. - Wszystko ci opowiem, dobra? Po prostu przestań... - Spojrzał na nią, na jej złote włosy, smutną zarumienioną twarz, różową od czoła po brodę. Na te oczy, które zawsze poruszały sercem. Przestań zawsze stawiać na swoim. - Zjesz ze mną. - zdecydował wreszcie, tonem tak stanowczym jak łagodnym, bo przecież nigdy nie byłby w stanie jej rozkazywać. - Ja ci powiem co mnie dręczy, ty mi powiesz co ciebie dręczy. Pogadamy szczerze. A potem pójdziemy przywitać twój prezent, dobrze? Nie ma jeszcze imienia, ale jestem pewien, że wpadniesz na coś pięknego.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pokój Celine [odnośnik]28.10.23 21:39
Czekaj, dumnie zadarła podbródek, gdy spóźnione zrozumienie wreszcie utorowało sobie drogę do jego myśli i przenikało do spojrzenia. Dumnie - ale tylko na pokaz, płomienie otuliły nagle drżące wnętrze, podświadomie przygotowane na najgorsze, na kolejną garść sekretów przesypujących się przez jego palce, tajemnic, których więcej nie utrzymałby za murami. Gniew był jak kot układający się na kolanach podczas zimowego wieczoru, odganiał chłód, zastępował go elektryzującym rozgrzaniem, ale to ciepło było krótkotrwałe, żyło ledwie kilka sekund, spalane w iskrach. Układających się w kule albo odciskających na malowanym biurku nadwęglone ślady dłoni, bez znaczenia, prawdą jednak, jedyną, było to, że nigdy nie chciała czuć złości na niego. Na kuzyna, który patrzył, jak dorasta; który umieścił na gałęzi wysokiego drzewa huśtawkę, by ją rozweselić; który pokazał jej karton pełen osieroconych kociąt i nauczył jak się nimi zajmować, by przetrwały kilka samotnych dób, zanim śmierć w chorobie wyciągnęła po nie swe szpony, i który opowiedział jej, że znalazły nowy dom, by nie nękać jej łzami; który pewnego dnia z kuzyna stał się bratem, biorąc odpowiedzialność, od której uciekł ich tchórzliwy ojciec. Zatem jej gniew, rozjuszony niby stworzenie, któremu nastawano na ogon, rozbłysł w niej na chwilę - i zanikł, choć Merlin świadkiem, że zrobiła wszystko, by utrzymać pozory nadąsanej. Zbolałej, prawdziwie, ale oprócz tego naburmuszonej i urażonej.
- Jak to? - zamrugała, nie rozumiejąc - nie tego, że w ocenie Elrika kwestia Lucindy nie była ważna, by zostać nazwaną, ale tego, że jej serce nie należało do niego, przynajmniej nie otwarcie. - Ale wtedy na plaży ty... - urwała, pocałował ją, tak, ale Celine była ostatnią osobą, która powinna wymawiać mu czułości bez zdeklarowanego związku. Zbyt wiele spraw zmąciło jej myśli, zbyt wiele przeżyć, zbyt wiele uniesień, i nagle nic nie było już tak klarowne jak wcześniej. Tymczasem jej serce zdawało się opadać na dno żołądka, gdy z zakłopotaniem przyznawał, że pragnął tej przynależności, widziała jak odwracał wzrok i zaciskał zęby, nagle uderzony obezwładniającą palbą niespełnionych pragnień i spraw, które odciskały na nim wyraźne piętno. To też przed nią ukrył - ból, szamotaninę w marzeniu i rzeczywistości, lecz tego nie mogła mieć mu za złe, nie miała. Fasada najeżonej księżniczki runęła, gdy jego oczy pozostawały zamknięte, w jej oczach zajaśniało współczucie, w jej duszy - chęć, by jak najszybciej ująć jego dłoń i zdjąć z jego ramion choć odrobinę ciężaru, ale gdy znów uniósł powieki, część zaciętości powróciła do jej rysów, skąpanych w ciszy teatralnego rozważania. Tak naprawdę podjęła już decyzję, ale mógł myśleć, że było inaczej. Że ważyła w sercu za i przeciw, łaskawie przyjmując pojednawczą drożdżówkę, którą ujęła między zęby, przewróciwszy oczyma, by wrócić do wnętrza pokoju i sięgnąć po szlafrok, którego pas zaplotła w prędką kokardę, potem powłócząc wciąż odrobinę zaspanymi nogami do drzwi. - Ubiorę się później - oznajmiła poważnie, z nadgryzioną drożdżówką w dłoni, odbierającą jej majestatu. - Powiesz mi co to za niespodzianka? Czym jest, skoro potrzebuje imienia? - zapytała po drodze do kuchni. - Ale nawet bardziej niż ona, chciałabym wiedzieć... co w sobie ukrywasz, wreszcie. Nie po to, by mówić ci co robić, ani mościć się w twoich prywatnych kwestiach, tylko - by cię wspierać. Tylko tego chcę. Patrzeć, jak sobie radzisz, wiedząc z czym. I pomagać, gdy tego potrzebujesz. Tak jak ty pomagasz mi - mówiła miękko, szczerze, oglądając się na niego przez ramię, gdy schodzili ze schodów.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój Celine [odnośnik]05.11.23 15:57
Sekrety, które przed nią miał, nie były wcale efektem zamierzonej oziębłości. Nie chciał trzymać jej na dystans dla zasady, nie było też tak, że jej nie ufał. Jej irytacja, ten cień zranionego serca, który próbowała przed nim ukryć, a który teraz zaczynał dostrzegać - bo znał ją przecież dobrze, bo chociaż tancerką była doskonałą, gorzej szło jej maskowanie uczuć - wszystko to było dla niego wielkim zaskoczeniem. A najbardziej już chyba dziwiło go, że nie domyślił się, nie zauważył tego wcześniej. Widać zbyt przywykł do samotnego życia. Może i otaczał się gwarnymi tłumami podczas podróży, miał ze sobą zawsze u boku doświadczonego towarzysza w pracy - a jednak przywykł już, że to co dzieje się w jego głowie, w jego sercu, jest wyłącznie jego sprawą, bo nie ma też nikogo kogo by to jakoś szczególnie interesowało. Kiedyś dużo zwierzał się starszej siostrze, a chociaż nadal jej ufał, to ona miała już własną rodzinę, własne dzieci, własne życie. I on też, i wcale nie był z tego niezadowolony, nie na dłuższą metę. Ale skoro przyzwyczaił się do tego, że własne problemy musi rozwiązywać sam - że jeżeli już chce wyrazić jakąś myśl na głos, to zwykle odpowie mu tylko smętne pohukiwanie Marleny - ciężko było oczekiwać, że teraz opowiadanie Celine co u niego stanie się nagle nawykiem.
Zwłaszcza, że - trochę mimowolnie - wciąż widział w niej dziewczynkę na cienkich nogach, która na huśtawce chciała cały czas wzlecieć wyżej i wyżej, i wyżej. Kogoś kim musiał się opiekować, kogo musiał kochać, trzymać za rękę, a potem wypuścić w świat i czekać z tyłu, żeby złapać ją, jeżeli znów się wywróci. Nie kimś, z kim mógł usiąść przy gorzkiej herbacie, żeby rozmawiać o tym co go martwi i dręczy.
Może był w tym wszystkim naiwny. Celine przeszła już tak dużo, że może dla własnego komfortu chciał widzieć ją jako tę niewinną dziewczynkę, którą pewnie przestała być już dawno.
Obserwowanie jej teraz nadąsanej, ponurej, rozżalonej było dla niego równie przykre co męczące. Był na siebie zły, ale był też zły na nią, że nie przyszła do niego wcześniej. Tak jakby się spodziewała, że wybuchnie, że odmówi jej prawa do tej troski, do odpowiedzi, że ją w jakiś sposób krzywdzi. Merlin świadkiem, że Elric zupełnie nie rozumiał tych traum.
- Ja?... - Próbował pociągnąć ją za język, choć kącik ust drgnął mu niebezpiecznie. Musiał się powstrzymać przed uśmiechem, który nie byłby może pobłażliwy, ale na pewno... rozbawiony. Tą zupełnie uroczą dziewczęcą wiarą, że jeśli się kogoś całuje albo trzyma za rękę to wszystko jest już oczywiste i jasne. Nie winił jej, może nie miała żadnych doświadczeń z chłopcami; ostatecznie, ona też nigdy mu o żadnych nie powiedziała. Może to i lepiej. Byłby przerażony, gdyby wiedział. - Pocałowałem ją, tak. Ale nie planowałem tego. To była po prostu... chwila. Nie wiedziałem, że na nas patrzysz. W ogóle o tym nie myślałem - wymamrotał w końcu.
Ciężko było mu ukryć jak niewygodne jest dla niego odsłanianie się z tymi wszystkimi emocjami, których sam w pełni nie rozumiał. Z jednej strony był przekonany, że niczego od Lucy nie oczekiwał, bo jej to obiecał, z drugiej strony im więcej mijało dni tym częściej łapał się na tym, że właściwie myśli o niej tak jak już była jego. Planuje ich przyszłość, ich dom, dodatkowe pokoje, ich podróże do tych egzotycznych krajów, których nie mieli okazji zobaczyć razem, ich noce przy kominku z kieliszkami wina (nawet nie lubił wina), ich małą menażerię sów, puszków, lelków wróżebników, niuchaczy i innych magicznych stworzeń. Że widzi ją po wojnie szczęśliwą z nim, chociaż nie miał żadnej gwarancji, że wojnę w ogóle przeżyją.
Z ich dwojga to ona była bardziej rozsądna, niemniej jednak dostrzegał własną naiwność. Choćby Malfoy i Czarny Pan upadli jutro, choćby rozwiązano Zakon Feniksa i wszystkie inne organizacje, choćby wszystko nagle zaczęło toczyć się po staremu - nic nie wróciłoby do normalności. Już nie. Nie mieli szansy na sielankową przyszłość. A na jakąkolwiek przyszłość - nieco tylko większą niż wtedy, gdy była jeszcze Selwynką.
Otworzył oczy. Nie był nawet pewien, kiedy je zamknął. Rozluźnił spięte mięśnie, wziął głęboki oddech, którego zdawało się mu już brakować - i posłał Celine zmęczony uśmiech, kiedy wzięła od niego drożdżówkę. Ruszyła na schody pierwsza, tym swoim miękkim, lekkim krokiem, a on podążył za nią, czując się jak cień.
- Jest żywa. Nieśmiała, ale przyjazna. Ma duże oczy i miękkie futerko, prawie tak miękkie jak twoje włosy. I tak jak ty uwielbia tańczyć - mówił, gdy schodzili po schodach. Kiedy się na niego obejrzała mogła zobaczyć, że jego zmęczona twarz nabrała cieplejszej, dobrze znanej barwy. Był rozbawiony, trochę się z nią droczył, ale nie mógł się też doczekać, żeby zobaczyć jej reakcję, bo po prostu lubił widzieć ją szczęśliwą. - Nie chciała wejść do domu, zresztą i tak nie usiadłaby z nami do stołu. Ale zorganizowałem jej bardzo wygodne lokum za południowym płotem. W tej małej grocie, w której kiedyś trzymaliśmy drewno.
Najchętniej pogadałby jeszcze trochę o tej lunaballi, wykorzystał ją jako tarczę przeciwko rozmowie, która na nich czekała, ale nie mógł jej długo zbywać, kiedy patrzyła na niego w tak wyczekujący sposób.
- Może sobie też zrobię herbaty - mruknął w marnej próbie uczepienia się jeszcze czegoś, ale kiedy dotarli do kuchni i usiedli przy starym, drewnianym stoliku mógł tylko westchnąć. - Nie wiem o czym właściwie mógłbym mówić. Znamy się z Lucindą jeszcze z Hogwartu, byliśmy bliskimi przyjaciółmi. Mieliśmy podobne zainteresowania, lubiliśmy gadać... po prostu. - Odwrócił się, żeby odpalić kuchenkę i machnięciem różdżki postawić na niej czajnik. Dzięki temu nie musiał patrzeć Celine w twarz, a i ona być może nie dostrzeże, że czerwieni się z zażenowania. Czemu to było takie trudne? - Potem musieliśmy... no... mieliśmy inne przyszłości. Znaczy się, ja nie byłem dla niej wtedy... ona... ech - Uniósł dłoń i ścisnął się za nasadę nosa. - Zacząłem się w niej zakochiwać, ona we mnie chyba też, ale ona miała jeszcze wtedy szlacheckie nazwisko. Rodzina chciała dla niej męża, ona go nie chciała, ale to też nie mógłbym być ja. Ja jestem półkrwi. Ją to nigdy nie interesowało, ale jej rodzina... to skomplikowane, Cela - skończył niezgrabnie, z nerwowym westchnieniem. - Spotkaliśmy się po latach. W innych okolicznościach. - Wcale nie lepszych, chciał dodać, ale ugryzł się w język.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pokój Celine [odnośnik]20.11.23 18:14
W rzeczywistości nic nie było oczywiste ani jasne, gdy trzymało się kogoś za rękę albo całowało, los pokazywał, że wtedy dopiero zaczynały się komplikacje. Naiwnie sądziła, że Elric, starszy i dojrzalszy, byłby rozsądniejszy również i w tym temacie, naznaczony łatwiejszymi do rozwikłania miłosnymi perypetiami - ale jego historia taka nie była. Obfitowała w niedopowiedzenia, utracony czas i odzyskane możliwości, w oczekiwanie. Gdyby opowiedział jej o tym wszystkim wcześniej, mogłaby go wesprzeć - być może nie doradzając, bo ostatnie dni pokazywały, że nie powinna doradzać nawet sobie, ale byłaby z nim, gdy spienione myśli kłębiłyby się w wężowisku domysłów i frustracji, albo trwałaby obok, gdyby pozwalał sobie na piękne marzenia.
Zaskoczyło ją to, że się zapomniał, tam, na plaży, w objęciach słonej wody, pod roziskrzonym niebem, pośród rześkiej nadmorskiej bryzy, za nic mając sobie zwrócone ku niemu oczy przyjaciół i nieznajomych. Ale czy nie tym właśnie była miłość? Siłą potężniejszą od rozumu i ostrożności, żywiołem wymazującym przezorność. Kąciki jej ust drgnęły w pierwszym tchnieniu uśmiechu, zanim przypomniała sobie, że powinna być obrażona, przez co ekspresja znów przybladła, jednak tym razem jej spojrzenie wydawało się łagodniejsze i szczodrzej mu oferowane. Skinęła głową, akcentując w ten sposób swoje zrozumienie, ale nie dodała nic ponad to, finalnie kapitulując i zbierając się do wyjścia z sypialni.
Wyspana, ale emocjonalnie tak bardzo zmęczona snuła się po korytarzu lekko jak duch, jej kroki były niemal niesłyszalne, skrupulatnie omijające deski podłogi, o których wiedziała, że zaskrzypią przy silniejszym nacisku. Odruch, często schodziła nocami do ogrodu, żeby położyć się na trawie i patrzeć w gwiazdy, wyczytując z nich fantazyjne kształty, a nie chciała go budzić podczas swoich bezsennych wędrówek. Słuchała na schodach odsłanianych przez niego uczuć, z rozmysłem nie spoglądając na niego zbyt długo przez ramię, bo obawiała się, że odnajdujący go wzrok mógłby tylko go onieśmielić i zniweczyć obiecaną szczerość, chociaż na to dopiero przyjdzie czas. Jej brwi drgnęły, ściągnięte podejrzliwie, gdy zastanawiała się nad żyjątkiem, jakie zamierzał jej podarować w ramach rozejmu.
- To koza? Widziałam kiedyś tańczące kozy. Mają trochę niepokojące oczy, ale to nie ich wina i na pewno są miłe. Tylko czemu miałbyś trzymać ją w takim miejscu? - zastanawiała się na głos. Nie, dedukcja chyba była wadliwa, sierść kóz nie była tak aksamitna jak srebrne pukle opadające jej teraz na plecy miękką kaskadą - ale wszystko inne się zgadzało! Nie usiadłaby przy stole, bo kozy nie siadały przy stołach i chyba czułyby się skrępowane zaproszeniem. Tylko czy były nieśmiałe? Rozespany umysł pracował na najwyższych obrotach, zanim jej oczy rozświetliły się nagłym i gwałtownym błyskiem nadziei, a ona przystanęła na najniższym schodku i obróciła się do Elrica, olśniona. To możliwe? - Nie mów... - sapnęła z niedowierzaniem. Lunaballe były nieśmiałe i przyjazne wobec półwilej krwi, miały duże oczy i cudowne w dotyku futro, uwielbiały tańczyć w świetle księżyca i wcale nie siadały przy stołach. I czułyby się dobrze w jamach albo grotach! Naprawdę sprowadził dla niej takie stworzenie? I przygotował się na nie zupełnie sam? Och, serce niemal podskoczyło jej do gardła, ale dopóki nie była pewna, czy miała rację w swoich podejrzeniach, usiłowała utrzymać na wodzy zalewającą ją falę ekscytacji i zachwytu. Lunaballa! Dla niej! Prawdziwa lunaballa w Dolinie Godryka!
Tyle że nawet lunaballe nie potrafiły pokrzepiać, jak robiły to młodsze siostry. Celine usiadła przy stole, gotowa poznać sekrety Elrica, patrząc na jego plecy, kiedy rozpalał kuchenkę.
- Też jest smokolożką? - zapytała z zaciekawieniem, to jeszcze lepiej tłumaczyłoby czemu Ellie tyle czasu spędzał w pracy, wiecznie orbitujący wokół damy jego serca, poszukujący wspólnych momentów wyrwanych z łapsk przeznaczenia. Mimika jej twarzy rozmiękła doszczętnie, gdy przyznał, że kochał tę kobietę, Lucindę. Nawet jeśli los im nie sprzyjał, a jej nazwisko było... - Szlacheckie? - powtórzyła po nim niepewnie, wyobrażając sobie poczucie ogromnej niesprawiedliwości, jakiej musiał doświadczyć, gdy pojął, że zakochał się w dziewczynie, która według norm społecznych nie mogła, a przynajmniej nie powinna być jego. Co było dalej? Ogniki zaintrygowania zapłonęły w jej wnętrzu, ale nie je chciała najpierw nasycić. Podniosła się z krzesła i podeszła do niego, nagle oplatając rękoma łokieć brata. - Głuptasie - szepnęła poruszona. - Jak długo to w sobie tłumisz? - oparła czoło o jego ramię, mówiąc spokojnie, łagodnie, bez nadąsanej wrogości, którą powitała go na piętrze tuż po otworzeniu drzwi. - Przeznaczenie rzadko daje drugie szanse. Kiedy ucina nić, prawie nigdy nie splata jej na nowo, ale dla was zrobiło wyjątek. To piękne - mówiła cicho, natchniona, pewna, jej oczy zaraz potem rozmigotały się podobną inwencją jak wtedy, gdy zrozumiała, że zamierzał podarować jej prawdziwą, żywą lunaballę. - Nie chcesz zaprosić jej tutaj na obiad? - zaproponowała rozpromieniona. - Poznałabym ją, jestem jej teraz taka ciekawa. Pokazalibyśmy jej naszą nową przyjaciółkę z małej groty i przygotowałabym coś dobrego, och, zobaczysz. Wynajdę taki przepis z książki kucharskiej, że od razu zrozumie jak jej tu z nami dobrze. Była tu wcześniej? Zna twoją przestrzeń i Marlenę? Jeśli nie, powiedzmy, że... Zupełnym przypadkiem, nagle, po deserze, coś mi wypadnie. Na chwilę, kilkanaście minut. Będę musiała szybko wyjść i na trochę was zostawić, z ogromnym żalem i bólem serca rzecz jasna, a ty jej pokażesz miejsce, które stworzyłeś. I swoje życie tutaj. Co o tym myślisz? - mówiła z rozczuloną ekscytacją. - A potem to, co mi wypadło, odpadnie - i do was wrócę - Celine uśmiechnęła się z zachwytem. Oprowadzanie Lucindy po wszystkich kątach, które nie były zwykłą jadalnią, wydawało jej się intymne i sądziła, że wypadało, by Elric był przy tym sam. To jej zresztą zupełnie nie przeszkadzało.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Pokój Celine [odnośnik]03.12.23 13:51
Wcześniej nie wyrzucał sobie własnej beztroski pod palącym słońcem pierwszego dnia festiwalu - pomimo zmartwienia jakie odczuwał w zetknięciu z depresją Vincenta miał z tamtego dnia przede wszystkim dobre wspomnienia; i dobrze miały mu się już zawsze kojarzyć morska bryza i upał, wonne dymy kadzideł. Teraz jednak, po części z powodu reakcji Celine, a po części zwykłej refleksji, zaczął powątpiewać w to, czy zachował się odpowiedzialnie. Ile jeszcze ludzi ich widziało? Ilu z nich znało dobrze jego? A ilu Lucindę? To o nią - oczywiście - martwił się bardziej, żywiąc nadzieję, że nie przysporzył jej problemów. Zwykle był ostrożny, więc jakim sposobem zapomniał wtedy, że są w miejscu publicznym?
Celine powiedziałaby pewnie, że to miłość.
Ale Celine była młoda i wierzyła w najpiękniejsze rzeczy rodem z romantycznych ballad. Czy mogła mieć rację? Z zaskoczeniem musiał przyznać sam przed sobą, że najprawdopodobniej tak - że gdzieś po drodze od ich ostatniego spotkania i wspólnej podróży do Ben Nevis naprawdę stał się jednym z tych mężczyzn, którzy poza jedną kobietą nie widzieli przyszłości. Nie wiedział, czy był to powód do szczęścia czy raczej niepokoju. W ich sytuacji...
Powiedział jej, że ją kocha, a ona mu nie odpowiedziała.
Ale przecież sam wyprzedził fakty i poinformował ją o tym, że wcale nie musi. Czy w ten sposób próbował się bronić? Przesunął dłonią po twarzy, zaczepiając przy tym paznokciami o własną brodę, nieco już zbyt zaniedbaną. W ostatniej frustracji pewnie rozorałby sobie policzek brzytwą gdyby spróbował się ogolić, ale był rozsądniejszy niż to. I zupełnie nie zdesperowany.
- Koza? - Nie mógł się powstrzymać, parsknął śmiechem, który przez ciężar jego poprzednich myśli wyszedł nieco zduszony. Niemniej jednak szczery. Powinien się domyślić, że jeśli ktoś w tym wszystkich zdoła go prawdziwie rozbawić to właśnie Celine ze swoimi wizjami. Dobrymi wizjami zrodzonymi z pięknej wyobraźni, nie z koszmarów i nieprzespanych nocy. - Merlinie, nie. Chociaż jeśli chcesz, mógłbym ci jakąś znaleźć. Na pewno są tańsze... - Pokręcił głową, zaśmiał się jeszcze raz, ciszej. Wtedy Celine odwróciła się z oczami jak spodki i wyrazem twarzy wcale nie różnym od tego, który miała jako dziewczynka, gdy wracając z dalekich podróży przywoził jej i jej tacie wydmuszki egzotycznych ptaków i opowiadał o tym co zobaczył za morzem. - Mówię. - Po raz pierwszy dziś w jego uśmiechu pojawił się błysk zębów. Włożył ręce do kieszeni i mimowolnie odchylił głowę w dumie starszego brata spełniającego swoje powinności. - Lunaballa, już odchowana. Właściciel hodowli mówił, że jest wesolutka i najbardziej skoczna z nich wszystkich. W dzień raczej śpi, więc spodziewam się, że teraz drzemie, ale w nocy powinna się obudzić. Na taniec będziesz musiała niestety poczekać do dwudziestego dziewiątego, wtedy jest najbliższa pełnia. To nie znaczy, że nie będziesz mogła się przywitać. Lunaballe nie są co prawda tak wybredne jak jednorożce, ale też preferują towarzystwo młodych dziewcząt. Czują się bezpieczniej - Te stworzonka, choć nie najmniejsze, były płochliwe i zupełnie pozbawione agresji. Nie radziły sobie z drapieżnikami i wolały się kryć albo uciekać; ale wiedział, że z kimś tak dobrym i wyrozumiałym jak Celine ich lunaballa szybko się ośmieli, zwłaszcza, że pochodziła z szanowanej hodowli prowadzonej przez właściciela o złotym sercu. Nie wyobrażał sobie zresztą, by ktokolwiek surowy mógł się nimi zajmować na dłuższą metę, bo prędko by uciekły. Chyba, żeby je trzymał siłą. Ale tego Elric nigdy nie pochwalał i jako magizoolog z powołania zwykł zgłaszać takie postępki.
Rozmowa tylko o stworzeniach mogłaby przynieść Elricowi tak potrzebny spokój, ale wiedział, że nie da rady naprawdę pogodzić się z Celine, jeżeli nie otworzy się przed nią choć trochę. Nie pozwoli jej na bycie, cóż, siostrą. Nie tylko dzieckiem, którym zwykł się opiekować.
- Nie - Ścisnął w dłoniach kubek gorącej herbaty, chociaż go parzył; był przyzwyczajony do drobnych poparzeń; te w przeciwieństwie do ognia nie zostawią żadnych blizn. - Jest łamaczką klątw. Zawsze chciała podróżować, odkrywać tajemnice, zobaczyć na własne oczy historię dawnej magii... udało jej się to ostatecznie. Kiedyś myśleliśmy, że będziemy podróżować razem, ona w poszukiwaniu artefaktów, a ja badając faunę. Mimo to cieszę się, że spełniła choć część marzeń zanim wszystko poszło do diabła - Wzruszył ramieniem, uśmiechnął się do Celine tak, jakby chciał ją zapewnić, że wszystko jest dobrze. - Lucinda Selwyn. Lucinda Hensley - powiedział w końcu, powoli, wiedząc, że tym razem naprawdę dzieli się z nią czymś ważnym. Spojrzał na nią wymownie, ale po chwili uznał, że to nie wystarczy. - Nie żebym sam się z tym jakoś świetnie krył w Weymouth, ale mimo wszystko... staraj się nie wspominać o tym ludziom. Według Walczącego Maga ona już nie żyje. - Pamiętano ją zresztą z nazwiska, zwłaszcza w tej części Anglii, w której większość ludzi wciąż sądziła, że dokonała głupiej zdrady. Wątpił (miał nadzieję, że nie) by Celina zapuszczała się w te rejony, ale nigdy nie wiadomo kto mógł słuchać. Martwił się o Lucy, ale też o własną rodzinę. Nie chciał ściągać na nich niebezpieczeństwa, zwłaszcza na ludzi tak niewinnych jak Celine, Prima czy Artemis.
Wzdrygnął się, gdy Celine nagle wstała, ale szybko rozluźnił, kiedy otoczyła ramionami jego rękę i oparła czoło na jego ramieniu. To też zwykła robić, gdy była młodsza, ale teraz ten gest nabrał zupełnie innego wymiaru. Po raz pierwszy od zawsze to on był tym pocieszanym i nie czuł się z tym źle. Po prawdzie sam nie mógł się powstrzymać przed odłożeniem herbaty i otoczeniem jej jedną ręką. Na krótką chwilę schował twarz w jej włosach pachnących kwiatami, a potem westchnął i uniósł głowę.
- Długo - przyznał nieco zdławionym głosem, ale oczy go nie zapiekły. Mężczyźni nie płaczą. - Wiesz, też tak pomyślałem. Że to musi być przeznaczenie. Normalnie nie cierpię tego słowa, ale... wiesz. - Westchnął znów. Dotychczas przeznaczenie kojarzyło mu się wyłącznie z fatum. - To coś niesamowitego, że spotkaliśmy się po tylu latach i chociaż nic nie jest łatwe, to jednak kiedy rozmawiamy, wychodzimy na spacer, po prostu jesteśmy bez myśli o tym wszystkim wokół, jest zupełnie tak jakby nic się nie zmieniło. Jakby nie było tych wszystkich lat pomiędzy. - Uśmiechnął się kątem ust, kiedy Celine zaproponowała, by ją tu zaprosił. Powinien się tego spodziewać. - A nie zrobisz mi wstydu? - spytał z udawanym niepokojem, a potem zaśmiał się i przesunął dłonią po jej włosach w pojednawczym geście. Była bardzo blisko i Merlinie, czasem zapominał o tym jak cholernie piękna była. Nic dziwnego, że ciągle się o nią martwił. - Pewnie ją zaproszę. Właściwie... była tu przez chwilę, kiedy cię nie było. Ale to był przypadek, przysięgam! Wie, gdzie mieszkam, wpadła, bo potrzebowała pomocy - Nie zamierzał precyzować jakiej, to była sprawa pomiędzy nimi. Celine bardzo szybko zapędzała się w swoich malowniczych wizjach, ale pozwolił jej je tworzyć, patrząc na nią z uśmiechem pełnym czułości. I może tylko grama tęsknoty za własnymi dziećmi, które mógłby mieć. - Niech będzie, zrobimy jej obiad. Tylko będziesz mi musiała pomóc w kuchni, bo obawiam się, że moje kulinarne zdolności mogłyby ją odstraszyć - Przez większość życia gotował sam dla siebie, ale cóż, sam sobie nie stawiał też wymagań.
Wstał, żeby umyć kubki po herbacie, które nie wiedzieć kiedy stałe się puste, i wtedy też, pochylony nad zlewem, dodał ostatnie słowa, które potrzebował z siebie wyrzucić może nawet bardziej niż wszystko inne.
- Na festiwalu złowiłem jej wianek. Powiedziałem jej, że ją kocham - Jego opowieść była zwięzła, nie miał takiego talentu do poezji jak Cela. - Ona powiedziała... że ma jeszcze niedokończone sprawy. Że potrzebuje czasu... powiedz, czy myślisz, że jestem naiwny? - spytał wreszcie, zakręcając kran. Zmarszczył brwi, opierając dłonie na kuchennym blacie i nie patrząc na siostrę, nie mając odwagi, bo bał się, że dostrzeże tam zawód, litość albo... albo cokolwiek innego, bo właściwie jeszcze dziesięć minut temu nie był nawet gotowy się do czegokolwiek przyznawać, więc nie był też gotowy zmierzyć się z reakcją.



This is my
home
and you can't
frighten me
Elric Lovegood
Elric Lovegood
Zawód : Smokolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
A potem świat
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
OPCM : 12 +3
UROKI : 8 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Jasnowidz
all of them dreams
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9649-elric-lovegood https://www.morsmordre.net/t9725-vincent#295249 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9724-skrytka-bankowa-nr-2210#295204 https://www.morsmordre.net/t9723-elric-lovegood#295203
Re: Pokój Celine [odnośnik]03.12.23 16:12
Dźwięk jego parsknięcia, ściśnięty i chrapliwy, ale ciepły, napełnił ją iskrą ulgi. To było jasne, że coś mu doskwierało, coś mu dokuczało, widziała z jakim napięciem podchodził do ich dzisiejszej rozmowy, nie chcąc przedłużać trwającej pomiędzy nimi ciszy. Wraz z pierwszym pobrzaskiem śmiechu powracała do nich utopiona w sekretach normalność i Celine była już pewna, że nie będzie w stanie przytrzymać się zatlonego wcześniej gniewu nawet na pokaz - pozwalała mu gasnąć między myślami i odchodzić z mięśni, pozostawiając po sobie nadzieję na to, że ten dzień stanie się przełomem. Pierwszym prawdziwym krokiem ku prawdzie i szczerości, nie jednostronnej, ale płynącej z obu serc.
- Tylko jeśli mogłaby z tobą spać - rzuciła pogodnie, rozbawiona wizją zwierzątka zamotanego w pościel u boku Elrica, chrapiącego z nim w jednej oktawie i kopiącego go kopytem, gdyby za bardzo rozpychał się na materacu. - Chociaż chyba byłoby mi trochę przykro, gdyby zjadła moje kwiaty - dodała z uśmiechem samoistnie układającym się na linii ust. Przydomowy ogród tętnił nowym życiem, skrzył się feerią kolorów, małe uprawy warzyw znalazły dla siebie kąt w zadbanych prostokątach ziemi, nawet trawa wydawała się zieleńsza mimo prażącego słońca. Koza nie miałaby oporów, poszukując pożywienia pewnie wyjadłaby to wszystko, a gdy będzie jej mało, spojrzy również w talerz Elrica i dopiero mieliby problem. Ale to nie była koza. Jej oczy niemal wychodziły z orbit, kiedy brat kreślił przed nią detale przygarniętej podopiecznej, przyłożyła dłonie do ust, by zatrzymać w nich zachwycone piśnięcie, jednak to i tak prześlizgnęło się przez palce. Odsunęła je od twarzy wyłącznie po to, żeby zaklaskać, a potem znów przycisnęła je do rozgrzanej skóry i zabujała się na uniesionych czubkach stóp, rozemocjonowana i rozpromieniona. Lunaballa! Tuż obok! Prawdziwa, lubiąca tańczyć w mlecznym świetle księżyca u boku wil! Wesoła i skoczna! O Merlinie, serce w jej piersi galopowało i myśli już mknęły w kierunku żyjątka, jak mieli teraz spokojnie zjeść śniadanie, skoro niedaleko nich drzemało takie cudo? A może już za nimi tęskniło? - Jesteś absolutnie i niesamowicie niepoprawny! - zakomunikowała energicznie, z zapałem, zarzuciwszy ręce wokół jego szyi i bezpardonowo stanęła na jego stopach, w ten sposób dosięgając jego policzka, najpierw jednego, a potem drugiego, na których składała przejęte całusy. - Na pewno nie ma imienia? Czy możemy nazwać ją Chrupka? Lunaballe lubią chrupki, takie lewitujące w powietrzu, pamiętam to z lekcji. I z ogrodu magizoologicznego, gdzie kiedyś byłam z Yvette, tam była o tym tabliczka. Och, Ellie! Ty i te twoje niespodzianki - droczyła się szczęśliwie, wniebowzięta i ugłaskana, zupełnie zapominając o tym, że wcześniej o cokolwiek się gniewała, o cokolwiek miała żal. Ułożywszy dłonie na jego potylicy, naparła, by pochylił głowę w jej kierunku, a gdy to zrobił, ucałowała też jego czoło, by jednym zwinnym susem cofnąć się i znów klasnąć w dłonie. Jeśli ktokolwiek miał odpowiednio zadbać o magiczne stworzenie, byłby to właśnie Elric; nic dziwnego, że hodowca, do którego się zwrócił, zarekomendował mu najlepszy narybek, z pewnością rozpoznając w nim równie czułą rękę i ogrom wiedzy potrzebnej do zapewnienia lunaballi dobrego życia. A ona zadba o jej sferę emocjonalną! Będzie ją rozpieszczać i kochać, będzie ją gładzić i tańczyć z nią pod upstrzonym gwiazdami niebem, będzie się o nią troszczyć i hołubić. - Musimy szybko zjeść śniadanie i ją odwiedzić. Nie narobimy hałasu, ale chciałabym ją zobaczyć, dobrze? Niech sobie śpi, wystarczy jedno spojrzenie - poprosiła radośnie, niezdolna powstrzymać płonącego w niej podekscytowania - podszytego cieniem poczucia winy, gorzkim szeptem rozlegającym się gdzieś na dnie świadomości, że gdyby nie zgrywała wielce urażonej, zaoszczędziłby monety i przeznaczył je chociażby na jedzenie, zamiast na podarek.
Radości nie ukrócała kwestia Lucindy, przekierowała ją jednak na inne tory, głębsze, skoncentrowane wokół jego zrywów serca i niespełnionych marzeń, za którymi gonił, bo kiedyś już pozwolił im odejść. W ciszy chłonęła jego opowieść, kiwając głową na znak zrozumienia, cały czas myśląc też o tym, że los nie bez powodu podarował im drugą szansę, być może zasmucony przedwcześnie utraconą miłością, złym wyrokiem duchów. Wyobrażała sobie Elrica i Lucindę gdzieś w dalekiej puszczy malowanej tysiącem jaskrawych kolorów, przy omszałej świątyni przepadłych kultur, ją obserwującą znaki wyryte w kamieniu, jego wodzącego wzrokiem za tropami zwierząt i katalogującego nieznane dotąd gatunki, szkicującego je na kartach notesu zapełnionego drobnym maczkiem pisma. Wciąż mieli na to szansę, mogliby opuścić Wielką Brytanię i udać się tam, gdzie poprowadzi ich mglisty szlak, i choć jej dusza płakałaby za nim z tęsknoty, jednocześnie byłaby szczęśliwa wiedząc, że spełniał pragnienia i był z kobietą, którą kochał.
- Czyli odeszła od nich? Od Selwynów? - upewniła się ostrożnie, nie wiedząc, czy gdyby pewnego dnia którykolwiek Black utracił rodowe nazwisko, zapałałaby do niego większym zaufaniem. Ale to było co innego, cienie Grimmauld Place wciąż wyścielały szarość okazjonalnych już koszmarów, a żaden Selwyn bezpośrednio nie uczynił jej krzywdy - bała się jedynie tego, że pewnego dnia to mogłoby odbić się w jakiś potworny sposób na Elricu, ale on potrafił się obronić, codziennie bronił się przed smokami. - Nikomu o tym nie powiem - obiecała poważnie. - Poza tym to nie jest niczyja sprawa, tylko wasza. Jeśli uznacie, że mogę o tym opowiadać, bo Merlin świadkiem, że chętnie opowiedziałabym każdemu o tym, że jesteś zakochany, to zrobię to dopiero wtedy, ale nie wcześniej - dodała z ciepłym uśmiechem, pokrzepiającym. Potrafiła dochowywać tajemnic, kryła je za zamkiem swojego serca i nigdy nie sprzeniewierzyłaby wiary Elrica, ani tym bardziej szczerości, na którą się zdobył i którą ją dziś obdarzał. - Po co Walczący Mag tak opowiada? - podchwyciła z niezrozumieniem. Nie czytała tamtego numeru, właściwie sama nazwa magazynu budziła w niej wstręt, bo pamiętała urywki rozmów strażników, pochwalnie komentujących zawarte w nim treści - a skoro te podobały się ludziom ich pokroju, musiały być do cna zepsute.
Westchnęła cicho, gdy przyznał, że sekrety kłębiły się w nim od dawna, dzień po dniu korodując w jego duszy, aż przegryzły się przez jej powłokę. Przylgnęła do niego, skryta pod skrzydłem jego ramienia, i patrzyła na niego łagodnie, z dumą i wdzięcznością. Nigdy nie był z nią tak otwarty, spodziewała się, że to odciskało na nim piętno, że krępował się i bał, ale dopiero teraz mogli ruszyć dalej, gdy i on otwierał ją na prawdę. Tak pięknie mówił o Lucindzie, z jego słów kipiała miłość, ulga zrodzona z drugiej szansy, o której rozmawiali, i Celine wręcz czuła jej aurę we własnych kościach.
- Zrobię, jeśli będziesz tak głupio pytał! - parsknęła promiennie, szczęśliwa z każdego przebłysku jego uśmiechu. Brzemię sekretów noszone na jego barkach zdawało się maleć, wydawał się jej inny - smuklejszy, spokojniejszy, lżejszy, a przecież o to właśnie chodziło. Niebawem podąży za jego przykładem, opowie mu o tym, co kryło się w jej wnętrzu, o sierpniowych turbulencjach jej życia, ale póki co pragnęła, by to on mówił, wyrzucał z siebie kołtuny myśli i obaw, radości i ulgi, niepewności i obaw. - I jeśli nie pomożesz mi rozwiesić prania - dodała z lisią przebiegłością, lekko dźgając go pod bokiem. - A podobało jej się tutaj? - spytała szybko, z nadzieją, i chociaż korciło, nie spytała jakiej pomocy potrzebowała wówczas Lucinda. To były ich sprawy, Elric dzielił się z nią tym, co powinna wiedzieć, odsłaniając przed nią tajemnice własnych emocji, jednak niektóre sekrety musiały pozostać tylko pomiędzy nim z jego wybranką. - Oczywiście, ugotujemy dla niej coś dobrego. Chyba że ona lubi gotować? Bo jeśli tak, mogłaby do nas dołączyć i razem byśmy coś przygotowali. Przekonałam się ostatnio, że... to dobra zabawa - uśmiechnęła się wesoło, wspominając wczorajsze popołudnie, gdy razem z Hectorem zagłębiali się w kuchennych przygodach, do których później dołączył też Orestes.
Stał do niej plecami, obmywając kubki pod strumieniem chłodnej wody, a jej żołądek nieco opadł. Wyznał jej miłość, lecz Lucinda nie odpowiedziała mu tym samym, pozostawiając w nim więcej pytań, niż odpowiedzi, i wyobrażała sobie jak bardzo musiał być teraz zagubiony.
- Może się boi - zaczęła, wyginając palce. Sama również się bała, bała się odrzucenia, bała się zmiany zdania, bała się przyznania do emocji, myśląc, że zaprowadzą ją donikąd, nieodwzajemnione - ale tak się nie stało. - Swoich uczuć i tego, że nazwanie ich głośno mogłoby zmienić świat, który zna. Czasem w głowie ma się straszny bałagan... Ale jeśli ją kochasz, Ellie, nie poddawaj się - szepnęła, patrząc na jego barki, spięte oczekiwaniem i przytłoczeniem, wątpliwościami. Cisza była najgorszą reakcją na podobne wyznania, nawet odmowa była lepsza. - Nie ma nic naiwnego w miłości i jej poszukiwaniu, w walce o nią... Czekanie może być trudne, tak, ale jeśli na końcu tej drogi jest wasze wspólne szczęście, razem, tutaj czy gdzieś daleko za horyzontem w nieskończonych podróżach... To jest na co czekać - westchnęła cicho, skubnąwszy jeszcze kilka gryzów drożdżówki, dopiero teraz rozumiejąc, że wywalczenie jej w malutkiej wiejskiej piekarni musiało być dla Elrica udręką. Zanim więc spałaszowała ją do końca, oderwała spory kawałek, który jej pozostał, i położyła go na talerzyku należącym do brata, uśmiechnąwszy się do niego w zachęcie. - Dziękuję, że mi o tym wszystkim powiedziałeś, Ellie - zaćwierkała i podsunęła do niego spodek, który zaszurał o blat w słodkim zaproszeniu. - I dziękuję za Chrupkę.

zt x2 :pwease:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Pokój Celine
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach