Wydarzenia


Ekipa forum
[Sen] blow all the ashes down
AutorWiadomość
[Sen] blow all the ashes down [odnośnik]05.02.23 19:49
styczeń 1956

Kurz osiadał na skromnych meblach niewielkiej leśniczówki, a niedomyte naczynia piętrzyły się przy brudnym zlewie. Nie miał już czystych talerzy, ale apetytu też nie miał. Żołądek skręcał mu się z nerwów i obrzydzenia, a po drugiej pełni w życiu rzygał jak kot. Po pierwszej pewnie też, ale słabo ją pamiętał - więzienna cela, mocne łańcuchy, norweski szpital.
Sowa uporczywie bębniła w okno. Zawsze zastanawiał się, jaką magię mają w sobie te ptaszyska - że Rodzynka znalazła go na krańcu świata, tam, gdzie nie dotrą ani kobiety ani koty. Listy piętrzyły się, nawet ich nie otwierał.
Ile już się nie odzywał? Osiem tygodni? Miał chyba wrócić tydzień temu, albo dwa. Wyjazd był tylko krótką okazją na podbudowanie kariery, a na początku odliczał dni do powrotu. Ona też.
Ciężko dźwignął się z łóżka, w głowie mu się zakręciło. Nie pamiętał kiedy ostatnio jadł ciepły posiłek i nie chciał pamiętać.
Chciał tu po prostu zgnić.
Już dawno cisnął w ogień listy od rodziny, ale te od niej piętrzyły się na parapecie, pokrywały kurzem. Rodzynka zabębniła dziobem w szybę, a on w końcu wpuścił sówkę do środka.
Zbyt długo zwlekał.
Rozpalił w kominku, wrzucił do niego większość nieotwartych kopert. Zostawił tylko ostatnią, żeby wiedzieć, na co właściwie odpisuje. Drżącymi rękami rozdarł papier i szybko - na tyle szybko, by nie rozumieć, by nie czuć - przebiegł wzrokiem po natarczywych pytaniach i wyrazach zmartwienia. Zastanowił się, czy zorientowała się już, że Rodzynka wraca do niej szybciej niż wtedy, gdy był daleko. Czy zorientowała się, że wrócił.
To pewnie tylko kwestia czasu. A on nie mógł ryzykować, że w końcu go znajdzie, nie zniósłby tego.
Nie było go w rejestrze, Norwegowie nie skoordynowali tego z Anglikami, na szczęście. Nikt nie wiedział, nic. I tak powinno pozostać.
Powinien umrzeć dla świata, w ogóle powinien tam umrzeć.
Sięgnął po pióro i próbując nie myśleć zbyt wiele, skreślił kilka pośpiesznych zdań:
Poznałem kogoś w Norwegii. - mhm, martwego wilkołaka. Myślałem, że pojmiesz aluzję, ale wciąż wypisujesz. Daj już spokój. - nie poniżaj się więcej, nie łam sobie serca, nie zaburzaj mojego spokoju. Chyba nie sądziłaś, że nasza zabawa potrwa wiecznie? Znudziłaś mi się, de Verley. Może i myślałem, że znajdę w tobie coś interesującego, trzymającego w napięciu na dłużej, ale nie. Jeśli sama szukaj kogoś na dłużej, życzę Ci powodzenia i wszystkiego dobrego.
Tonks.

Przypiął liścik do nóżki rodzynki i nie myślał już o nim więcej. Może i nie miał w spiżarni niczego, ale gdzieś obok łóżka miał butelkę whiskey.

1957

Duszny pub rozmywał mu się przed oczyma, a nadwrażliwy węch wychwytywał zapach ludzkiego potu, zmęczenia, pożądania. Zmarszczył lekko nos, a potem duszkiem wychylił kolejny kieliszek. Zapach alkoholu był ostry, skutecznie znieczulał powonienie. Pozwalał dalej się dobrze bawić, pozwalał zapomnieć.
Przez pierwsze kilka miesięcy nie wychodził z domu, aż zaczął powoli wariować. I może pogrążyłby się w otchłani szaleństwa, ale zaczęły mu się kończyć oszczędności i nie miał zupełnie pomysłu, co ze sobą zrobić. Kilka razy próbował po prostu ze sobą skończyć, ale nie potrafił się zdobyć na ostateczny krok, pewnie był tchórzem. Wściekłym kundlem, a nie odważnym lwem.
Z marazmu wytrącił go zbieg okoliczności, myśliwy w pełnię. Może dawny kolega powinien wszystko skończyć, ale pokazał Michaelowi wiązania łańcuchów, które mniej wrzynały się w nadgarstki. Pokazał mu też różne sposoby na zarobek - łatwy i wystarczający. Niektórych wciąż się nie tykał, pewnych granic nie przekraczał nawet jako bestia, ale nie każdy na Nokturnie musi być mordercą.
Wystarczą inne talenty.
Blizny zagoiły się wreszcie, a alkohol i inne używki pozwalały dalej funkcjonować. Gdy zaczął bywać wśród ludzi, przekonał się, że naprawdę wariował, że zwłaszcza tuż przed pełnią ciało dopominało się dawnych popędów, bo nigdy nie był przecież mnichem, był tylko potworem z rynsztoka. Przyjacielowi Koledze niezobowiązujący podryw zawsze szedł łatwiej, ale pokazał Tonksowi, gdzie szukać. Czasem płacił za przyjemności, ale pieniądze w tym fachu nie były tak dobre jak w Biurze, prościej znaleźć je samemu. Alkohol pomagał, w zapiętej koszuli nikt nie widział blizn, a gdy nieśmiałość zupełnie go paraliżowała - biały proszek rozwiązywał wszystkie problemy.
Brał dziewczyny w koszuli, na zapleczach, czasem w swojej klitce. Nie pozwalał im zostawać do rana, nie chciał pamiętać ich imion. Znów posłuchał rady przyjaciela kolegi - nie przywiązywać się do niczego ani do nikogo. Było prościej, gdy nic go nie obchodziło. Nawet pragnienie śmierci zeszło wtedy na dalszy plan.
Wciągnął nosem wróżkowy pył i poczuł znajomą euforię. Otarł krew z nosa, uśmiechnął się do lustra, oczy lśniły znajomym, narkotycznym blaskiem. Wiedział, że teraz wydaje się przystojniejszy, a że likantropia nie odarła go całkowicie z resztek urody - znalezienie towarzystwa będzie kwestią czasu.
Kolejny kieliszek whiskey, mocny smród zagłuszył na moment wszystkie inne zapachy.
Zobaczył ją przy barze, samotną, ubraną w czerwoną sukienkę z rozcięciem.
Przyzwoita kobieta by się tak nie ubrała.
-Heeeeeeej.... - dotknął lekko jej ramienia, zawiesił wzrok na jasnych włosach. -Bolało, kiedy spadłaś z nieba? - wróżki też latały na niebie i pod wpływem tekst wydał mu się znakomity. Miała ładną figurę, nie musiał patrzeć na jej twarz, by sprawić jej ten doskonały komplement. Przysunął się bliżej, a ona odgarnęła włosy, odsłaniając profil i...
Zamrugał i cofnął się, jak oparzony - wspomnienia przebiły się nawet przez mgłę narkotyków i alkoholu, splecione z chmurą zapachu gruszek i frezji.
-To ty.
O kurwa.





Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[Sen] blow all the ashes down 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]06.02.23 20:18
Długo się zbierała po tamtym liście, długo nie mogła przyjąć do wiadomości tego, co jej napisał. Przecież… do pewnego momentu było wszystko dobrze, nie wychwyciła żadnych oznak, że może być inaczej. Że faktycznie mu się znudziła. Nie podejrzewała go o talent do kłamstwa, ale fakt, że był daleko działał na jego korzyść. Mógł napisać cokolwiek, a ona nie miała zbytnio jak tego zweryfikować, nie mogła się wyrwać na wycieczkę krajoznawczą do Norwegii, nie mogła odnaleźć go na samą rękę ― Wiedźmia Straż, jak nigdy dotąd, była zawalona robotą, która się nie kończyła.
Napisała jeszcze do niego raz, potem drugi, ale w trzecim liście już tylko się pożegnała. Nie wiedziała nawet, czy to odczyta, czy tylko ciśnie w ogień albo podrze, ale odsłoniła tam przed nim kawałek swojej duszy. Napisała o wszystkim co w niej budził, o tym, że naprawdę wiązała z nim nadzieje na stworzenie czegoś poważniejszego, bo się ― po prostu ― zakochała.
Wraz z tamtym listem próbowała zamknąć rozdział dotyczący Michaela Tonksa ― Merlin jej świadkiem, że próbowała. Umawiała się z różnymi mężczyznami, czasem łapała nić porozumienia od razu, czasem nie, ale… ale to nigdy nie było to “coś”, co łączyło ją z aurorem. Byłym aurorem. Do Ministerstwa też przecież nie wrócił.
― A co sądzisz o psidwakach? Może wolisz kuguchary? ― Doleciał ją przyjemny, męski głos; wyrwał z zamyślenia. Uśmiechnęła się krótko, nerwowo, bez zaangażowania. Chyba to dostrzegał, wiedział, że myślami jest gdzieś indziej, bo w błękitnych oczach Toma zgasła wesoła iskra. Było jej tak cholernie przykro, że nie potrafi się zaangażować w nic poza bezmyślnym seksem.
Zakręciła szklaneczką, whisky obmyła ścianki naczynia, a złota bransoletka zalśniła leniwie na nadgarstku, odbijając słabe światło lamp.
Chyba wolę psy, takie zwykłe ― odparła po chwili. ― Moi rodzice mają trzy nowofundlandy, bardzo pocieszne zwierzęta. I bardzo duże. Jeden waży z osiemdziesiąt kilo, jak nie lepiej.
― Co za zbieg okoliczności. ― Jego uśmiech miał w sobie coś kojącego, łagodnego. Może mogłaby… mogłaby się chociaż postarać… ― Moi dziadkowie też mają jednego. Nauczyli go spacerowania bez smyczy, inaczej pewnie już dawno porwałby ich gdzieś daleko, albo powyrywał barki ze stawów.
Uśmiechnęła się; trochę krzywo i nieśmiało, ale przynajmniej szczerze.
Jak się wabi?
― Zdaje się, że w każdy dzień ma inne imię ― parsknął wesoło, odzyskując rezon, tamtą miłą iskrę migoczącą w oczach. ― W poniedziałki jest Brunem, we wtorek chyba Bubą…
Na chwilę przestała go słuchać; dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, pozostawiając po sobie nieprzyjemne wrażenie chłodu. Adda odruchowo obejrzała się przez ramię, ale nie dostrzegła nic podejrzanego. Wieczorny tłum, kłębiący się pod sufitem dym, parę kelnerek pląsających między ludźmi, to wszystko. Czemu więc…
― Chyba mam zdjęcie w kurtce ― głos Toma znów zakotwiczył ją w rzeczywistości. Wróciła do niego wzrokiem, upiła łyk trunku. ― Pokazać ci?
Pewnie ― odparła miło i odprowadziła go spojrzeniem. Wszystkie okrycia wierzchnie trzymali w starej szafie, tuż przy gramofonie, pod strażą jakiegoś paskudnego goblina. Ciekawe, czy i tym razem będzie mu robił problemy.
Westchnęła ciężko, pozwoliła kurtynie włosów zsunąć się z ramienia, zasłonić twarz. Potarła skroń palcami. Tak bardzo chciała się zaangażować i zapomnieć. Nie myśleć o nim już nigdy więcej…
Drgnęła, wyrwana ze studni własnych myśli nagłą zaczepką. Głos wydawał jej się cholernie znajomy, ale… ale to było niemożliwe. Musiała się przesłyszeć; za długo i za dużo o nim myślała ostatnio, nawet jej się przecież śnił. Tamten wieczór, kiedy jeszcze wszystko było dobrze…
Odwróciła głowę, już chcąc powiedzieć delikwentowi, żeby ― po prostu ― spierdalał, ale na widok znajomej twarzy zastygła w kompletnym bezruchu, odebrało jej mowę. Michael ― jej Michael ― stał tuż przed nią. Z dziwnie błyszczącymi oczyma, z diabelskim uśmiechem na wargach; przesadnie pewny siebie i jakiś… inny. Dziwny.
“To ty”, brzęczało jej w uszach mimo tego, że słowa już dawno zgasły, utonęły w ogólnym gwarze. Tyle o nim myślała, tyle razy wypłakiwała sobie oczy, potem tyle razy słała w gwiazdy pobożne życzenia tego, by ułożyło mu się jak najlepiej, by teraz go tu spotkać. Tu i teraz, na jakimś beznadziejnym podrywie. Właśnie po to z nią zerwał? Żeby móc dupczyć i bajerować do woli? Odruchowo zacisnęła palce na szklance, a tą drugą wymierzyła mu siarczysty policzek, aż się barman obejrzał.
Zejdź mi z oczu ― syknęła zjadliwie, czując, jak ulatuje z niej cała tęsknota, ból po stracie i naiwne marzenia.
― Adda? ― Tom wrócił, położył jej rękę na ramieniu, ścisnął je lekko. ― Z kim rozmawiasz? Wszystko w porządku? ― spytał, starając się grać uprzejmego.
Z nikim ― warknęła, zsunęła się z krzesła; sukienka zaszeleściła miękko, rozcięcie na moment ukazało większy fragment skóry, mdło błysnęła złota bransoletka. ― Z nikim nie rozmawiam.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]06.02.23 23:46
Spojrzał jej w oczy i przez narkotyczną mgłę przebiło się wspomnienie tamtego listu, listu, którego nie powinien czytać. Który czytał wielokrotnie. Jej słowa paliły, czasem przyjemnym ciepłem, a czasem bolesnym ogniem i zwykle kończył wieczory pełne słabości z butelką alkoholu i pokusą ciśnięcia jedynej pamiątki w ogień. Tam, gdzie powędrowała cała reszta korespondencji po Addzie. Zawsze przegrywał z własnym postanowieniem i ostatecznie ciskał list gdzieś pod łóżko albo pod materac, by znaleźć go w kolejnej chwili tęsknoty słabości. Wiedział, że dopóki nie pozbędzie się tego cholernego skrawka papieru, nigdy nie stanie się całkowicie obojętny - ale z biegiem czasu sięgał po niego coraz rzadziej, nie rozpamiętując już tego, co odebrały mu wilcze kły. Najgorzej było, gdy nie miał się czym zająć, ale Victor miał rację. Nokturn skutecznie potrafił rozproszyć człowieka, a wtedy łatwiej było stać się obojętnym, bo po prostu nie było czasu myśleć.
I nie powinien myśleć teraz. Nie powinien patrzeć na nią dłużej niż mgnienie oka, nie powinien czuć, jak serce przeskoczyło kilka uderzeń, a świat zwolnił - i to wcale nie pod wpływem wróżkowego pyłu.
Powinien się cofnąć i zostawić to za sobą, ale przez zdradliwy moment nie był w stanie. Tak, jak nie był w stanie spalić jej listu ani ze sobą skończyć ani zrobić czegokolwiek pożytecznego. Dziwny paraliż przychodził czasem zdradziecko, w atakach paniki i doskonale wiedział, że to utrudnia mu pracę, ale dlatego podejmował się tych mniej ryzykownych zadań i trzymał w kieszeni zapas diablego ziela, bo to odpręża lepiej niż te magipsychiatryczne gówna.
No ale teraz nie zdąży go zapalić.
Nie zdążył zresztą nawet postąpić kroku do tyłu, gdy wymierzyła mu siarczysty policzek. Może stracił dawny refleks, a może po prostu nie chciał się cofać.
Słowa - pogardliwy zwrot, którym mogłaby się zwrócić do zbitego kundla - zabolały jakoś równie mocno jak policzek. Nie wiedzieć czemu, miał w pamięci głownie jej list, łagodnie skreślone linijki, których sens rozmywał się teraz w pieczeniu policzka. Może to spotkanie to jednak dar losu, może taką powinien ją zapamiętać, słusznie złą, może teraz będzie łatwiej.
-Ja...- sne - chciał wydusić, jasne, zejdzie jej z oczu i zszedłby jej z oczu, bez dalszych zbędnych słów. Poszukałby nowego baru, wziął nową działkę, może nawet znalazł nowe towarzystwo na tą noc, choć nagle jakoś odeszła mu ochota.
Ale ktoś musiał się wmieszać między nich.
Zmrużył lekko oczy, posyłając innemu samcowi zirytowane spojrzenie.
-Nie twoja sprawa. - warknął wilczo, bo wciąż był spostrzegawczy i widział złość od razu, czuł jej zapach i nie da się zwieść świętoszkowatym uprzejmościom. Spojrzał na typa z góry, wykorzystując przewagę kilku centymetrów. Przynajmniej likantropia nie zabrała mu wzrostu.
Nie wiedział właściwie, dlaczego wchodzi z nim w dyskusję, może to była kwestia honoru. Może tego, że nawet bite psy nie znosiły wścibskich szczurów. Spojrzał na tego intruza chłodno, ale wzrok ześlizgnął się mimowolnie na gołą nogę Addy, a potem wybrzmiały jej lodowate słowa.
Nikim.
Miała rację, był już n i k i m, od roku był nikim, powinien po prostu przyjąć to do wiadomości i odejść, ale ten facet patrzył na niego jakoś wrogo i nie miał prawda, Adda miała prawo, ale nie on, a zbliżająca się pełnia spotęgowała uczucie zazdrości złości i zaczepne słowa wybrzmiały same:
-Nikim? A słyszałem, że swoich pierwszych się nie zapomina. - wróżkowy pył dodał mu pazura, przywołał na twarz drapieżny uśmiech, odebrał trochę zdrowego rozsądku. Świadomości, że nie każdy dzielił swobodę z jaką zapoznali się z sobą z Addą przed laty, że może po prostu trafiła na przyzwoitego faceta, dla którego poddawanie w wątpliwość cnoty młodej kobiety będzie niewybaczalną obelgą.
I było.
Typ powiedział coś chyba, jak śmie, albo żeby to odszczekał, ale Mike roześmiał się tylko gorzko, no dalej, pokaż co potrafisz i nie przeliczył się, bo facet zamachnął się pierwszy.
Uniki szły mu niezdarnie, więc przyjął cios na klatę by wyprowadzić własny, by z impetem rzucić się na nieznajomego, wykorzystując nie tyle sprawność, co ciężar ciała. A potem mógł już wyprowadzić cios i kolejny i jeszcze kolejny i może pobiłby go nieprzytomnie bo umiał już bić ludzi do nieprzytomności i przemoc przynosiła czasem błogie zapomnienie, ale ktoś - chyba ten gnojek? - wczepił palce w jego koszulę, ktoś inny (chyba barman) odciągnął go za lewe ramię,  materiał pękł z trzaskiem na lewym barku i zimne powietrze na gołej skórze otrzeźwiło Michaela skuteczniej niż kubeł zimnej wody.
Cofnął się, jak błędny, odruchowo poszukał jej spojrzenia - ale nie patrzyła mu w oczy, bo w blasku świec wyraźnie lśniły srebrne blizny.
Przyszedł tutaj w samej koszuli, rozgrzany i naćpany, ale na oparciu krzesła wisiała jakaś kurtka. Chyba pachniała tym jej gnojkiem, ale to poczuje dopiero na ulicy - bez namysłu chwycił okrycie, panicznie zarzucił na siebie, cofnął się o krok, tamten leżał na podłodze i trzymał się za nos, ktoś próbował zatrzymać Michaela, ale ten wymamrotał tylko to on zaczął i mocno odtrącił gapia i pobiegł w stronę wyjścia by wypaść na ulicę i zniknąć w najbliższym ze znajomych, krętych zaułków. Potrafiłby tu odnaleźć drogę na Nokturn, a stamtąd teleportować się do domu, potrafiłby, ale w głowie mu szumiało i znowu dopadał go zdradziecki paraliż i działanie wróżkowego pyłu mijało i czuł irracjonalny lęk i jak serce tłucze się w piersi i czasem nie wiedział już, czy to efekt używek czy nawet jego głowa była już nieodwracalnie do niczego. Obejrzał się nerwowo przez ramię, a potem oparł o mur, mocniej otulając się kurtką. Wdech-wydech. Drżącymi dłońmi sięgnął do kieszeni spodni, ale skręt - jak na złość - upadł w mokrą kałużę. Schylił się, chyba bezsensownie chciał podnieść zgubę, ale wtedy zakręciło mu się w głowie, więc ugiął nogi i po prostu osunął się po murze do pozycji półsiedzącej. Tylko na chwilę.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[Sen] blow all the ashes down 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]07.02.23 20:10
Wszystko stało się za szybko. Michael wcale się nie cofnął, Tom zaczął zadawać pytania, a sytuacja kompletnie wymknęła się spod kontroli. Początkowo chciała ich rozdzielić, ale okładali się z takim zapamiętaniem, że wolała nie oberwać ― zresztą, barman był szybszy. Szarpnął Tonksa za ramię, Tom chwycił się koszuli, a powietrze ― nagłe jakby zastygłe w bezruchu ― rozdarł trzask pękającego materiału. Wzrok Addy odruchowo powędrował w tamte rejony, lokalizując źródło dźwięku i uniosła nieznacznie brwi, zaskoczona widokiem rozległych, postrzępionych blizn.
Co mu się…
Nie dokończyła nawet myśli, bo Michael nagle się zerwał, otulił obcą kurtką i po prostu dał nogę. Szybko, wstydliwie, prawie jakby się czegoś wystraszył. Adda zrobiła krok do przodu, znajome imię zamarło na jej wargach. Nie powinna za nim iść, zganiła się w duchu, zła na siebie za pierwotną reakcję. Nie powinien ją już obchodzić, niezależnie od tego, co go tu ściągnęło. Niezależnie od tego, co mu się stało. Niezależnie od…
Wszystko w porządku? ― zwróciła się do Toma, pomagając mu wstać. Jej głos zabrzmiał sucho, obco, a troska była sztuczna, starannie wypracowana.
Czarodziej otarł nos rękawem, splunął krwią na deski.
― Tak-tak, nic mi nie jest… ― Nie słuchała go nawet, wpatrując się w drzwi za którymi zniknął Michael. Nie wiedziała, że był w Londynie. Dlaczego wrócił z tej swojej Norwegii? Przecież podobno tam kogoś poznał, podobno sobie wszystko ułożył…
― …Adda? ― Drgnęła, czując dłoń Toma na nagim ramieniu, odsunęła się odruchowo. Słyszałem, że swoich pierwszych się nie zapomina, głos Michaela echem odbił się w jej głowie, zagrzechotał w pamięci. ― W porządku?
Nie zapomina.
Pokręciła powoli głową, cofnęła się jeszcze o krok, wymacała po omacku torebkę pozostawioną na ladzie baru. Tom zmarkotniał ― chyba już wiedział ― a ona spojrzała znów na drzwi, na Toma, na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą się tłukli. Przecież nigdy o nim nie zapomniała. Nie potrafiła.
Przepraszam ― poruszyła bezgłośnie wargami i w popłochu wypadła na ulicę. Wieczór był letni, przyjemny, ale chłodne podmuchy nieprzyjemnie chłostały skórę; Adda odruchowo wzdrygnęła się, potarła ramiona dłońmi i rozejrzała się. Gdzie zniknął? Teleportował się? Coś jej mówiło, że nie, a wspomnienie jego błyszczących oczu wydawało się koszmarnie podejrzane. Czy on nie był czasem naćpany jakimś gównem…? Sama kiedyś miała do czynienia z paroma substancjami, mgliście pamiętała klasyczne objawy po spożyciu.
Ruszyła przed siebie; obcasy stukały miarowo o płytę chodnika, ale odgłos tonął w ogólnym gwarze ulicy. Rozglądała się, szukała zaułków, starała się myśleć jak zbieg, jak ktoś, kto nie chce być znaleziony. Lata pracy w Wiedźmiej Straży sprawiły, że przyszło jej to zaskakująco łatwo, a swoją zgubę znalazła za drugim razem, w jednym z zaułków. Siedział ciężko wsparty plecami o ścianę, ciasno otulony kurtką, jakby od tego zależało co najmniej jego życie. Czemu tak reagował? Bał się nagości? Przecież większość koszuli była cała, a odsłonięte ramię to nic zdrożnego…
Patrzyła na niego przez pewien czas ze słusznej odległości, ale zdawał się jej nie dostrzegać, więc zbliżyła się. Powoli, ostrożnie, starannie wymijając kałużę błota nieopodal. Nie wiedziała, co właściwie zamierza mu powiedzieć, jak się zachować ― jego ponowna obecność w jej życiu była zbyt nagła, oszałamiająca. Dotychczas brała pod uwagę nawet to, że gdzieś zginął, próbowała się z tym pogodzić.
Przykucnęła obok, ale nie zareagował nawet wtedy, zbyt apatyczny i odległy. Jeśli dobrze kojarzyła, to taki efekt był po wróżkowym pyłku; chwilowa euforia i wyżyny, a potem rynsztok pełen lęków i zwątpienia. Zacisnęła wargi, stanowczym szarpnięciem odsłoniła jego ramię. Nie musiała długo analizować, by rozpoznać ślady po kłach, a kolejne podejrzenia prawie ścięły ją z nóg.
Jesteś mi winien wyjaśnienia ― rzuciła stanowczo, prawie gniewnie, choć złość była podyktowana zmartwieniem i troską, realnym uczuciem, którego nie potrafiła z siebie wykrzesać w stosunku do kogokolwiek innego. ― Słyszysz? ― Pociągnęła go znowu za kurtkę. ― Co się z tobą stało, Michael? Nie wróciłeś do mnie, bo kogoś poznałeś, ale dlaczego nie wróciłeś do Ministerstwa? ― Co tak mocno na niego wpłynęło, że porzucił ukochaną pracę?
Pytania piętrzyły się z prędkością światła, a odpowiedzi było jak na lekarstwo.
Powiedz coś. I tym razem nie kłam, nie tak jak w tamtym liście ― dodała, stawiając wszystko na blef. Zaprzeczy? Potaknie? Zmieni wersję wydarzeń? Wszystko mogło być wskazówką.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]07.02.23 23:35
Zmarnował działkę Wróżkowego Pyłu na bójkę, a dobry humor ulotnił się wraz ze słabnącym działaniem narkotyku.
(Nie, ulotnił się już wcześniej, gdy zrozumiał własną pomyłkę). Pewnie powinien się teleportować, ale gdy osunął się po murze - nie chciało mu się już nic. Przyszło znajome otępienie, ale nie to, którego doświadczał po innych używkach. We wróżkowi zmęczeniu było coś smutnego, posępnego, coś co najchętniej zagłuszyłby innymi doznaniami, ale nie był w stanie zmotywować się nawet do sięgnięcia po skręta. Zacisnął powieki, chcąc to przeczekać - nawet nie próbował zmusić ciała do posłuchu, bo tutaj, choć zimno, było wygodnie i znajomo i mógłby zostać tu jeszcze chwilę, dopóki trochę nie otrzeźwieje...
Stracił refleks już dawno. Może w narkotycznym transie, może z powodu wilkołaczego przekleństwa, a może naprawdę było mu już wszystko jedno. Nie zareagował na czyjeś kroki, nie chciał wiedzieć kto to, choć nos podpowiadał swoje. Uparcie zacisnął powieki, tak jakby odgradzając się od niej w ten sposób mógł sprawić, że zniknie. Albo zatrzymać jej inne wspomnienie - jakieś, w którym nie była na niego wściekła.
Nie spodziewał się tylko, że zamiast oskarżycielskich słów, poczuje silne szarpnięcie. Kurtka opadła, zrobiło się zimno, lodowato (ale nie na gołym ramieniu i torsie, a jakoś w dole kręgosłupa) a on odruchowo wcisnął się w ścianę i spuścił ze wstydem głowę.
Dał się szarpnąć ponownie, jak szmaciana lalka - całą przedpełnioagresję wyładował już na Tomie. Zresztą, nawet naćpany i nabuzowany nie mógłby się chyba zdobyć na złość wobec niej, tamten typ był wygodną kozą ofiarną.
-Zostaw... - wymamrotał tylko cicho, niemal błagalnie, ale nawet nie próbował się jej wyrwać. Tylko spuścił wzrok, zostaw moje ramię, zostaw ten temat, zostaw m n i e.
Ale Adda nigdy nie umiała odpuszczać, a on odruchowo podniósł na nią zdziwione (szkliste, na wpół nieobecne) spojrzenie.
-Nikogo nie poznałem... - sprostował odruchowo, w tym stanie otumanienia nie pamiętał (albo nie chciał pamiętać), co jej napisał w stanie epizodu depresyjnego.
Dlaczego nie wróciłeś do Ministerstwa?
-Bo nie mogłem. - wychrypiał prostolinijnie, bo wilkołaki nie mogą być aurorami, a nawet gdyby mogły to trafiłby wtedy na ten cholery rejestr i ona by się dowiedziała i wszyscy by się dowiedzieli i...
Ukłucie lęku trochę go otrzeźwiło.
Już wiedziała?
Doniesie na niego, do rejestru?
Może powinno mu być wszystko jedno.
Powiedz coś.
-Nie warto. - pokręcił głową, a choć starał się nie przejmować niczym i nikim, nawet nią i rejestrem, to w jasnych oczach mignęła panika.
Cofnął się powoli, nerwowo zdjął kurtkę. Lewą rękę, w której trzymał skradziony łup, wyciągnął w stronę Addy - a prawą dłonią niezdarnie próbował podciągnąć koszulę na lewym barku i choć trochę zasłonić ohydne blizny, nie patrz, proszę nie patrz.
Samemu już na nią nie patrzył.
-Po to przyszłaś? - upewnił się, bo czuł zapach tamtego typa na jego ubraniu, to musiała być jego zguba. -Przepraszam. - wydusił, choć wcale nie czuł żalu, że go pobił. Tylko, że... -...wyglądał na porządnego człowieka. Oddaj mu to, pewnie na ciebie czeka. - przełknął ślinę, dławiąc w gardle słowa, których nie miał odwagi powiedzieć.
Bądź szczęśliwa, Adda. - chciałby jej życzyć.
Nie będę już sprawiał ci problemów. - chciałby jej obiecać i właściwie mógłby jej obiecać. Nie wiedział, czy to perspektywa rejestru czy tego, że pomimo jego starań Adda się domyśli, czy fakt, że nie miał nic do stracenia, czy narkotyczny zjazd - ale Tamiza była niedaleko, może mógłby wreszcie zdobyć się na odwagę.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[Sen] blow all the ashes down 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]08.02.23 14:33
Nic nie rozumiała. Przecież blizny ― nawet tak paskudne i rozległe, jak te ― nie były powodem do wstydu. Niektórym mężczyznom nawet były na rękę, traktowali je jak trofea, pamiątki, którymi można się pochwalić i zbajerować przy tym jakąś historyjką. Michael przecież lubił podrywać dziewczyny, jeszcze rok temu byłaby pewna, że gdyby miał jakiekolwiek pamiątki godne pokazania, to już by je poznała.
Wydarzenie, którego były wynikiem musiało być więc traumatyczne i wstydliwe, musiało silnie na niego oddziaływać, innego wniosku nie było. Co mu się do cholery stało w tej Norwegii?
Przecież wiesz, że nie umiem odpuszczać ― westchnęła ciężko, puszczając w końcu kurtkę i uniosłą lekko brwi, kiedy przyznał, że nikogo nie poznał. Pierwsze kłamstwo z listu złamane - co jeszcze było nieprawdą? Ile przed nią taił, odkąd kontakt się pogorszył, a potem urwał? Zauważyła, że ostatnie listy słał do niej z jakiejś innej miejscówki, na pewno nie z Norwegii ― Rodzynka znajdowała go i wracała o wiele szybciej.
Dlaczego nie mogłeś? ― nacisnęła znów, nie rozumiejąc. Co mogłoby przekreślić jego karierę w Ministerstwie? Przecież pojechał do tej Norwegii po to, by zapewnić sobie awans, lepsze wyniki i stabilniejszą posadę. Westchnęła i przyjrzała mu się jeszcze raz, wnikliwiej, ale śladów klasycznych dla czarnoksiężników nigdzie nie dostrzegła. Nie było podskórnych wybroczyn, dziwnych, pomniejszych ran, nabrzmiałych żył.
Co mogło przekreślić karierę dobrze zapowiadającego się aurora, jeśli nie czarnoksięstwo?
Nie warto.
Poczuła się tak, jakby ją uderzył. Tak, jak podczas lektury tamtego listu.
Przyjęła w milczeniu kurtkę Toma, ale nadal jej była skupiona na Michaelu; na bliznach, na tym, jak się wciskał plecami w ścianę, jak próbował uciec; złość mieszała się z poczuciem odrzucenia i smutku. Cokolwiek mu się stało ― dlaczego jej nie powiedział? Dlaczego ją odsunął? Przecież zrobiłaby wszystko, żeby mu pomóc…
Podniosła się z kucek bez słowa, złożyła kurtkę w pół; do zaułka wpadł kolejny podmuch wiatru, potoczył po ziemi parę śmieci. Więc tak to się miało skończyć? Znalazł się tylko po to, żeby dalej ją odpychać? Żeby się tak po prostu poddać i znowu zniknąć?
Odsunęła się niechętnie, potem odwróciła, odeszła powoli w kierunku ulicy. Wyjrzała zza rogu, rozejrzała się i odłożyła kurtkę na czyimś śmietniku. Była teraz bardziej na widoku, Tom ― jeśli się zdecyduje ― powinien bez problemu znaleźć swoją zgubę. Tak samo, jak ona znalazła swoją. Może on się poddał i chciał zostać w tym zaułku, ale ona jeszcze się nie poddała. Nie, dopóki nie powie jej, że ma się odczepić ― tym razem na trzeźwo, bez skutków ubocznych po Pyłku, po alkoholu, po czymkolwiek.
Zdecydowanym, szybkim krokiem wróciła do Michaela, złapała go za rękę i bezceremonialnie teleportowała ich oboje do swojego mieszkania. Wylądowali w salonie, tuż obok sofy i kawowego stoliczka, w przyjemnie nagrzanym pomieszczeniu pachnącym malwami i miętą. Ta ostatnia rosła w szerokiej doniczce na parapecie okna, tuż obok szafki z książkami i gramofonem. Było cicho, tylko za oknem słychać było stłumiony gwar miasta.
Adda nie dała mu szansy na zorientowanie się w nowej sytuacji, postanowiła od razu przejść do konkretów. Zbliżyła się, przyklęknęła tuż przy nim, ujęła jego twarz w dłonie i zmusiła, by na nią spojrzał; prosto w oczy, jakby to miało jej ułatwić wydobycie prawdy.
Nikogo nie poznałeś ― powtórzyła jego własne słowa ― a mimo to, skończyłeś ze mną głupim listem. To było do ciebie niepodobne, Mike. Teraz te blizny, twoje zachowanie… ― Pokręciła lekko głową, odetchnęła głębiej. ― Powiedz mi. Powiedz, co się z tobą stało. Powiedz, dlaczego tak się wstydzisz tych blizn, co w nich jest takiego, że aż uciekłeś z baru. Widzę, że to one cię dręczą, że to jest źródło problemu ― dokończyła uparcie, zawzięcie, ale uchwyt zelżał nieco, kiedy dotarło do niej, że być może sprawia mu ból. Przesunęła kciukiem po jego policzku, jedną dłon uniosła nieco wyżej, odgarnęła mu włosy z czoła. Sama już nie wiedziała, czy powinna utrzymać bojowy ton, czy jednak pozwolić sobie złagodnieć. Widok smutnych, szarobłękitnych oczu rozrywał jej serce na kolejne kawałki, jakby nie było już wystarczająco połamane.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]15.02.23 22:29
Kiedyś myślał, że on też nie umie odpuszczać, że obydwoje nie umieją. Że są do siebie podobni i dlatego się kochają, dlatego do siebie pasują.
Tyle, że Piękna nie może być podobna do Bestii - więc odpuścił, podjął decyzję za nich. Jak mu się wydawało, najlepszą. Nie taki był układ, zakochała się w silnym aurorze z przyszłością. Złamał jej serce tamtym listem, ale gdyby została, złamałoby to serce im obojgu. Nie chciał widzieć jej miny, gdy dowie się strasznych wiadomości, nie chciał widzieć jej rozczarowania, nie chciał jej litości, nie chciał ryzykować. Nie słyszał o wilkołakach ze szczęśliwymi rodzinami, słyszał tylko o takich, którzy w przypływie furii rozszarpali własne żony.
Nawet własne milczenie i bezpieczny dystans zdołał spieprzyć. Było mu wstyd, tak strasznie wstyd, choć w narkotykowym zjeździe nie umiał nawet nazwać rzeczy, której żałował najmocniej. Tego, że poszedł do baru i wdał się na jej oczach w głupią bójkę? Jeszcze z kimś, z kim pewnie układała sobie życie? Tego, że widziała blizny i zamglone spojrzenie? Pewnie tego, że w ogóle rozmawiali, że będzie musiał ją pamiętać - taką, rozgniewaną i rozczarowaną.
Naciskała i przez chwilę czuł pokusę, by po prostu jej powiedzieć. Albo spytać czy nie widzi, czy nie rozpoznaje tam pazurów. Pewnie na jej miejscu sam by nie rozpoznał i musiał to wykorzystać.
Nie spieprzy nawet tego.
Nie warto - wydusił, oddał tą kurtkę, a potem skulił się nerwowo, ukrywając głowę i zohydzony lewy bark w kolanach. Zacisnął na wszelki wypadek usta, spodziewając się jej protestów. Znał ją, wiedział, że nie odpuści.
W zaułku zapadła jednak głucha cisza i nagle zrobiło się zimno. Lodowaty był podmuch wiatru, ale jeszcze chłodniejsze wydawało się miejsce, w którym przed chwilą czuł jej obecność. Wstała, nagle - i już jej nie było.
Odpuściła.
Powinno mu ulżyć, powinien się cieszyć, że była rozsądna.
Może uszanowała jego wybór.
A może już zapomniała, może już jej nie zależało.
Wplótł dłonie we włosy, podciągnął kolana pod brodę. Kończyny miał ciężkie, jak zawsze po pyłku, a wszystko wydawało się beznadziejne i bez sensu - nie tylko przez pyłek.
Zostanie tu jeszcze chwilę, albo może do rana. Nie śpieszyło mu się. Victor przestrzegał, żeby nawet po prochach się nie stoczyć i wyglądać jak człowiek, nie kulić w żadnych zaułkach "jak zwykły ćpun" i broń Merlinie nie kiwać w przód i w tył pod ścianą bo to już po prostu żałosne, ale obecnie miał gadanie kolegi głęboko w dupie.
To tylko kolejna granica, a i tak nie upadnie niżej. A w ogóle, jak się nie jest wilkołakiem, tylko elegancikiem w wyprasowanej koszuli, to łatwo tak pieprzyć.
Wtem poczuł, jak ktoś chwyta go za rękę - i wzdrygnął się odruchowo, szarpnął, bo nie znosił dotyku i na Nokturnie dotyk to niebezpieczeństwo i nie wpadł na to, że to Adda. Nie zdążył się jej wyrwać, miał stępiony refleks.
Rozejrzał się półprzytomnie w znajomym salonie, spojrzał na nią z nieobecnym niedowierzaniem.
To chyba nie działo się naprawdę, może to bardzo dziwny zjazd, może ktoś opchnął mu wadliwy, halucynogenny towar. Nie miała żadnego powodu, by po niego wracać.
By zabierać kogoś takiego do swojego mieszkania. Po tym, jak pobił jej chłopaka (narzeczonego, męża?) i ukradł mu kurtkę.
Ale jej dotyk wydawał się taki realny. Rozchylił głupio usta, zupełnie zagubiony.
Przymknął oczy.
Nie przestawaj.
Był egoistą, może zawsze, a może stał się nim dopiero na Nokturnie. Słyszał jej słowa, ale nie chciał się na nich skupiać, chciał czuć jej dotyk, jak dawniej, ostatni raz.
Wystarczyłoby, gdyby trzymała go za policzki, chociaż chwilę - ale później stała się delikatniejsza, odgarnęła mu włosy, jak dawniej i wtedy już nie wytrzymał, zresztą może nie było nawet sensu nad sobą panować, może to tylko realistyczne marzenia, bo Adda nie miałaby żadnego powodu by być dla niego taka, po tym wszystkim.
Po policzkach spłynęło kilka łez.
-Nie widzisz...? - spytał Addy, albo nie-Addy. Dopiero teraz zorientował się, że przez ten cały czas - gdy mówiła, gdy się nad nim nachylała - kurczowo zaciskał prawą dłoń na lewym barku, odruchowo próbując to wszystko zasłonić.
Westchnął ciężko i równie ciężko opuścił rękę.
-To przecież po kłach wilkołaka. - wychrypiał cicho i czar prysł, sen prysł.
Gdyby to była tylko jego wizja, nie miałby tych pieprzonych blizn.
Otworzył oczy, zmęczony i zawstydzony - ale nie był w stanie na nią spojrzeć.
Właśnie tego chciał przecież uniknąć.
-Teraz już wiesz. - stwierdził martwo. Właśnie tego chciała, prawda?
-Napisałem, co musiałem, żeby... - wzruszył ramionami. -...było ci prościej. - cofnął się o krok. -Mam nadzieję, że jesteś z nim szczęśliwa. - zmusił się do powiedzenia, ale choć ułożył te piękne słowa, to nie kontrolował własnego tonu. Zjadliwie zazdrosnego.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[Sen] blow all the ashes down 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]18.02.23 21:42
Mógł się wzbraniać i uciekać, mógł ją odtrącać i ranić słowami, ale ciało go zdradzało. Dostrzegała tęsknotę tlącą się na dnie jego spojrzenia, a teraz, kiedy w końcu udało jej się go dotknąć, ująć twarz w zmarznięte dłonie, widziała dokładnie, że nie potrzebował samotności i narkotyków, tylko bliskości. Ciepła. Może zrozumienia, ale nie była pewna, czy może mu je ofiarować ― w każdym razie nie w ciemno.
Przymknął oczy, kiedy do niego mówiła; nachyliła się odruchowo i musnęła wargami jego czoło. Nie chciała, żeby przed nią uciekał, coś ukrywał i cokolwiek przeszedł, przecież by mu pomogła. Tak, jak tylko potrafiła, z całych sił.
Mimo tego, co czuła podświadomie i co czytała z jego ciała, nie potrafił się przemóc, nie do końca. Otarła tych parę łez, które stoczyły się po jego policzkach i sama miała wrażenie, że jak tak dalej pójdzie, to rozklei się razem z nim i oboje będą płakać. Jeszcze raz, desperacko, odgarnęła mu włosy, chciała coś jeszcze dodać, ale ubiegł ją. Tama w końcu pękła.
Spojrzała na lewy bark, dotknęła go palcami, przesunęła nimi po paskudnych bliznach. I już chciała mu powiedzieć, że to przecież nic takiego, że każdy ma jakieś blizny, ale wtedy padło magiczne słowo.
Wilkołak.
Mimo całego swojego doświadczenia, mimo lat szlifowania gry aktorskiej, cios nadszedł wtedy, kiedy była na niego niegotowa, wybita z rytmu, kompletnie odsłonięta. Zastygła w bezruchu, z drżącymi wargami i pustym, zamglonym spojrzeniem. Czuła się tak, jakby ktoś zdzielił ją obuchem przez łeb, ogłuszył…
W-wilkołaka?... ― wydusiła z siebie, a przed oczami mignęły jej obrazy z gajówki. Pomazane krwią ściany, rozwleczone po podłodze ciało brata, bordowe ślady łap. Upiorne wycie echem potoczyło się w jej czaszce, zaatakowało myśli, zainfekowało wspomnienia; zadrżała odruchowo, a cała dotychczasowa energia nagle z niej uleciała. Nie było determinacji, nie było kolejnej próby dotarcia do niego, nie było niczego.
…Co? ― wyrwało jej się, kiedy usłyszała coś o szczęściu. Zamrugała parę razy, nadal zbita z tropu; umysł pracował ociężale, wciąż wstrząśnięty nagle przywołanym wspomnieniem.
Gajówka pełna krwi, ciało brata, wilcze wycie, warkot dobiegający zza ściany…
Tym razem to ona uniosła dłoń, dotknęła swojego prawego boku, ścisnęła materiał sukienki między palcami. Nawet nie zauważyła, kiedy fale dreszczy przeszły w regularne drgawki.
Cuchnący strach, stukot pazurów o podłogę i rozrywający ciało ból.
To wszystko było nagle prawdziwe, jakby jakaś magiczna siła ściągnęła ją z powrotem parę lat wstecz. Przełknęła nerwowo ślinę, wróciła do niego spojrzeniem. Michael, jej Michael… on był… był…
Nie… ja z nim nie… ― wydukała nieskładnie, jak nie ona. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje, musiała się oprzeć ręką o ścianę, złapać parę głębszych wdechów. Po jego liście pojechała szukać pociechy u brata, w Szkocji. Po jego liście…
Osunęła się bezwładnie na ziemię, usiadła na niej ciężko, przygnieciona całym bagażem doświadczeń i nowinkami; próbowała zmusić się do odzyskania kontroli, sprzedać sobie mentalny policzek w twarz, ale nie działało. Nic nie działało.
W końcu podniosła na niego oczy, spojrzała bezradnie, jakby to tym razem ona potrzebowała pomocy, albo chociaż marnej jej namiastki.
Kiedy wysłałeś ten list… wtedy… ― każde kolejne słowo ważyło coraz więcej, wypowiadała je z rosnącym trudem ― pojechałam do brata… i… wilkołak… wilkołak nas tam zaatakował. Nie… on nie przeżył… ― dokończyła pustym głosem, jak w jakimś transie.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]03.03.23 20:56
Dotykała go, dalej, pomimo wszystkiego. Barki zadrżały lekko, gdy poczuł na czole pocałunek. Zacisnął mocniej powieki, by całkowicie nie pęknąć i przygryzł mocno dolną wargę, żeby zdławić cisnące się na język prośby niezostawiajmnienieprzestawajwybaczproszę, serce waliło zbyt szybko, a gonitwa myśli fizycznie bolała. Nie mógł nawet zwalić tęsknoty na narkotyki i chyba właśnie to było najbardziej niepokojące. To, że już trzeźwiejąc chciał oprzeć czoło o jej ramię i pozwolić jej otrzeć własne policzki. Nie zarejestrował nawet, że są mokre, zbyt wiele wysiłku kosztowało go stanie w pionie, odczuwane bodźce były zbyt mocne. Miał przecież ją od siebie odsunąć, nie komplikować tego wszystkiego, był pieprzonym egoistą - ale nie chciał, by przestała. Ta niechęć go w sobie przerażała, bo naprawdę sądził, że ma wszystko pod chwiejną kontrolą, bo przecież wiedział, że potrzebuje czyjejkolwiek obecności... wróżkowy pył i przelotno-żałosne przygody miały to załatwić. Co z tego, że bez używek był zbyt sparaliżowany nagłą nieśmiałością, by do kogokolwiek się odezwać - kupował chwilę pewności siebie, kupował dotyk, byleby nie oszaleć, byleby nie poddać się takiej chwili słabości jak teraz.
"Odsuń się" - upomniał się w myślach, ale nadal trwał w bezruchu i nie odsunął się nawet, gdy dotknęła blizn.
Zmusił się do wypowiedzenia słów, które wypowiedzieć należało - chyba bojąc się czekać, aż wpadnie na to sama, czując wgłębienia po kłach pod opuszkami palców.
A potem wszystko się skończyło.
Zamknął prędko oczy, ale i tak czuł, jak się odsuwała.
Zrobiło się zimno.
Powinien po prostu wziąć ze sobą kurtkę, własną kurtkę. Wtedy nie doszłoby do tej całej sytuacji. Pewnie i tak przywaliłby tamtemu, ale Adda nic by nie zauważyła, poszliby swoimi drogami.
-Pójdę już. - wymamrotał, nie chcąc na nią patrzeć, ale chcąc jej to ułatwić. Zawsze miała dobre serce, pewnie nie wiedziała, co powiedzieć, jak go wyprosić.
Ale wtedy się odezwała, dziwnym, głuchym głosem.
Jak nie ona.
Zaalarmowany, zmusił się do podniesienia ciężkich powiek i do popatrzenia w jej stronę.
Nie powinien.
Nigdy nie widział jej tak bladej.
Była roztrzęsiona.
Brzydziła się go, bała się go tak bardzo, że miała dreszcze?
Instynktownie cofnął się o krok, ona też, pod ścianę. Wyglądała, jakby miała stracić równowagę - kiedyś od razu wziąłby ją za rękę albo pod rękę, ale teraz zastygł tylko w miejscu, dawny odruch zderzył się ze świadomością, że to on jest zagrożeniem.
Przepraszamprzepraszamprzepraszam.
Nogi miał jak skamieniałe, ale zmusił się do wzięcia kolejnego kroku w tył.
Osunęła się po ścianie, nie dowierzał temu co widzi, gwałtowność reakcji przerosła wszystkie jego lęki i wyobrażenia. Powtórzyłby sobie, że to dlatego wysłał list, by nie oglądać takich scen, ale prawda wyglądała gorzej - spodziewał się odrazy i litości, ale nie takiego lęku.
Adda przez chwilę nic nie mówiła, on nie rozumiał. Wyglądała, jakby potrzebowała pomocy, ale nie mógł, nie mógł podejść bliżej, bo pomoże jej jeśli zniknie.
-Przecież nic ci nie zrobię... ale już idę... - wydusił cicho, zmuszając się do każdego słowa, tylko po to, by wiedziała, że jak wyjdzie to przecież nie będzie jej ścigał, zapomni, o to chodziło. Nie przemieni się tutaj z nadmiaru negatywnych emocji, jeśli już to był tego bliski gdy obraził go ten jej lowelas - ale rozładował złość w inny sposób.
Nie wiedział nawet, jak smutno brzmiał.
Wtedy uniosła głowę, powstrzymując go wpół kroku. Rozszerzył oczy, i jemu zaczął udzielać się lęk. I gorzka świadomość, że widziała jak wygląda taki potwór na żywo, że pewnie właśnie widzi go na jego miejscu.
Na jego miejscu...
-Nie było mnie tam, nie wtedy, nigdy...! - zapewnił pośpiesznie, zbyt pośpiesznie, to nie ja, to nie ja, to nie ja. Nie cofał się już, ale wrósł w ziemię, jej słowa docierały do niego w zwolnionym tempie, martwy brat, wilkołak, ona i....
-...a tobie coś zrobił...? - zapytał powoli, głucho, bo nie wyjdzie dopóki się nie upewni, że jest cała i zdrowa, choć wedle wszystkich przesłanek powinien wyjść. Świat na moment zogniskował się na tym jednym celu, wszystko inne odpłynęło w dal - i własne kompleksy i kondolencje z powodu śmierci brata; w czaszce dudniło mu tylko kiedy wysłałeś list, a w piersi prędko narastało wszechogarniające poczucie winy.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[Sen] blow all the ashes down 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]08.03.23 19:04
Nie potrafiła nawet dobyć głosu, żeby go zatrzymać; strach odebrał jej władzę nad ciałem, częściowo także nad myślami. Jeszcze nigdy nie czuła się tak strasznie wytrącona z równowagi, jeszcze nigdy zdolność do opanowania samej siebie nie zawiodła jej tak bardzo. W tej jednej chwili zdawała się całkowicie bezbronna, pozbawiona swoich szpiegowskich atutów, pozbawiona możliwości zasłonięcia się jakąś wygodną, sztucznie wzbudzoną emocją.
Wzięła głębszy wdech i zmusiła się do zwinięcia dłoni w pięść, do wbicia paznokci w skórę. Mocno, do bólu, do krwi, jeśli będzie trzeba. Potrzebowała odpowiednio silnego bodźca, który przełamie oszołomienie, odmrozi ciało i większość procesów myślowych; pozwoli jej w końcu działać.
Ból otrzeźwiał, dłoń bolała, ale jeszcze bardziej bolała ją myśl, że mógłby ją znowu zostawić. Zdystansować się i odejść, zniknąć, choć dopiero co go odnalazła, za głównego sprzymierzeńca mając przypadek. Słyszała jego zaprzeczenia, pośpieszne słowa zlewające się w bezkształtną masę, ale trafiające do jej umysłu jednym, prostym przekazem: to nie on. Racjonalizm czy cień strachu ― nie była pewna ― nakazywał w to wątpić, poszukać obiektywnego potwierdzenia, a najlepiej wytropić tamtego wilkołaka i przekonać się, kim naprawdę był. Tylko czy to było nadal możliwe, po tak długim czasie?...
Z drugiej strony ― nie chciała wątpić. Chciała mu wierzyć, chciała, żeby odsunął się od tych cholernych drzwi i podszedł, wziął ją w ramiona, jak kiedyś, dawno temu. Dawne tęsknoty złamanego serca wróciły w momencie w którym zobaczyła go w tamtym zaułku; złamanego i na dnie, kompletnie innego niż ten Michael, którego pamiętała, ale czy to cokolwiek zmieniało? Czy gdyby jej brat zginął w innych okolicznościach ― przejęłaby się aż tak bardzo tym, że został zakażony likantropią? Czy spanikowałaby w równym stopniu?
Przymknęła na moment oczy i rozluźniła dłoń; ślady po paznokciach nabiegły lekko krwią, znacząc delikatnie skórę w miejscach w których została przerwana. (Nawet jeśli to był on ― czy mogła go winić za coś, co zrobił nie będąc tego w pełni świadomym?). Wdech i wydech, spokojnie, powoli, tak jak uczyli ją na zajęciach związanych z radzeniem sobie w sytuacjach skrajnie stresowych. (Nie, to na pewno nie był on, przecież ostatni list przed atakiem wysłała właśnie od brata, a Rodzynka potrzebowała całych czterech dni na powrót. Gdziekolwiek wtedy był ― był daleko. Nie w Norwegii, ale wciąż daleko). Podniosła powieki i odszukała jego sylwetkę wzrokiem; wciąż stał przy drzwiach, spytał ją o coś, ale znaczenie słów rozmyło się w opadającej mgle strachu i paniki; bardziej zrozumiała ton, przebrzmiewające na dnie głosu emocje. (Nie zostawiaj mnie, nie znowu).
Mam… ― odezwała się słabo, wykonała nieskładny gest dłonią, usiłując wskazać skryty pod materiałem sukienki bok, ale niespecjalnie miała pomysł, jak mu o tym powiedzieć. Wciąż na świeżo miała jego reakcję na dotyk, na to, jak w końcu pojęła po czym miał bliznę. Może jeśli pokaże mu swoje własne, poczuje się lepiej? Może nie ucieknie po raz kolejny?
Podniosła się w końcu z trudem, ale poczucie rozbicia zaczynało maleć, pojawiła się determinacja. Nie da mu zniknąć. Nie znowu. Nie tak, nie teraz, nie po tym wszystkim…
Zsunęła sukienkę z ramion; materiał zaszeleścił miękko i osunął się wdzięcznie po jej ciele, zatrzymał dopiero na biodrach, w miejscu, gdzie była najmocniej napięta. Adda przesłoniła biust dłonią, zagryzła niepewnie wargi. Cały bok, po skosie, przez brzuch, aż do biodra miała pokryty nierównymi, poszarpanymi bliznami; tkanka lśniła mdle w świetle dogasającego słońca, zupełnie jakby żyła własnym życiem i usiłowała ściągnąć na siebie uwagę. Ciało, które pamiętał ― ładne, miękkie, o przyjemnej w dotyku skórze ― częściowo odeszło w zapomnienie. Blizny były szpetne i rozległe, momentami zniekształcały nową skórę, sprawiały, że naga lub odsłonięta tak, jak teraz, czuła się zwyczajnie brzydka.
Nie potrafiła dobyć głosu ― ten znów ją zawiódł, utknął gdzieś w piersi. Rany były oczywiste, ale czy wśród pazurów były też ślady kłów? Musiałby podejść bliżej, upewnić się sam. Ona nie była w stanie udzielić odpowiedzi.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: [Sen] blow all the ashes down [odnośnik]16.06.23 5:07
Gardło miał ściśnięte tak mocno, że aż bolało, ale nerwowe zaprzeczenia i pytania i tak wypływały z ust bez udziału świadomości. Jak to możliwe, na raz zaniemówić, ale chcieć wyć i krzyczeć? To nie tak miało być, nie tak, nie tak. Powinien trzymać się z daleka, jak najdalej. Nigdy nie widzieć jej strachu na widok tego, czym się stał, nigdy nie rozdrapywać jej ran po śmierci brata.
Z drugiej strony, jeśli... jeśli stało się najgorsze, to nigdy nie powinien znikać. Wtedy cały świat okazałby gorzką i brutalną drwiną, ale zarazem wtedy... wtedy powinien być przy niej zawsze, niezależnie od tego jak by bolało, bo powinno ich boleć razem i to on powinien ją wspierać, nie tamten frajer z baru.
Piękna i bestia - powinien odejść od pięknej i zostać przy przeklętej. Nie widział możliwości, w której zostałby - przeklęty, już nie auror, niebezpieczny i rozchwiany - ze swoją Addą. Dlatego ją od siebie odsunął. Tym bardziej nie widział takiej możliwości, jeśli coś takiego jak on rozszarpało jej brata. Ani po tym, jak się stoczył, jak widziała go pod wpływem narkotyków, jak zrobił scenę w barze...
-...co masz? - zapytał głucho, bo musiał to usłyszeć. Nie wyjdzie stąd, dopóki nie upewni się, że nic się jej nie stało. Bliznę po ugryzieniach - bał się tych słów, tak bardzo się bał, musiał się upewnić, że...
...a zarazem jakaś jego część chciała przeciągać tą ciszę, bo wtedy nie musiał wychodzić. Może - może jakaś jego część chciała nawet usłyszeć najstraszniejszą z alternatyw, bo wtedy musiałby zostać. Gdy ta myśl wypłynęła na skraj świadomości - poczuł, że naprawdę stał się egoistycznym potworem. Może tuż po ugryzieniu, a może to było stopniowe, podczas każdej z pełni. Może za kilka miesięcy już siebie nie pozna i zostanie tylko gniewna, pusta skorupa. Znieczuli się do tego czasu wróżkowym pyłem (tym, który podsycał teraz jego depresyjne myśli...) i dzięki temu przestanie za nią tęsknić.
Wystarczy tylko poczekać na odpowiedź i wyjść.

Tyle, że Adda nie odpowiada, choć przecież patrzy na nią z naciskiem - zbyt zaaferowany, zbyt zaskoczony, by pomyśleć o delikatniejszym podejściu. W końcu dociera do niego, że może nie jest w stanie nic powiedzieć, bo się boi - i ta myśl go otrzeźwia, na tyle, że postępuje krok w tył. Ale wtedy Adda zrywa się i jej późniejsze gesty są jeszcze bardziej niespodziewane od bolesnego wyznania. Sukienka opada na ziemię. Jedyne, co Michael przez chwilę widzi i na czym potrafi się skupić, to smukła sylwetka, to naga skóra, ciało pożądane w snach i na jawie. Dopiero po sekundzie dociera do niego, co jeszcze widzi - sieć rozległych blizn. Przez jego twarz przebiega grymas bólu, bo wie, jak bolą takie blizny, na własnym ciele nosi podobną sieć zniekształceń i zgrubień po ostrych pazurach. Potem grymas ulgi, bo domyśla się, ile krwi musiała stracić i jak niewiele brakowało. Podchodzi bliżej, jak zahipnotyzowany - wyciąga ostrożnie dłoń (niebójsię, chciałby spytać o zgodę, ale głos więźnie mu w gardle) i przesuwa samymi opuszkami palców po bliznach, szukając dotykiem i wzrokiem punktowych wgnieceń. Dłonie mu drżą, stara się zapanować nad paniką, ale gdy nie znajduje śladów kłów - histerycznie bierze urywany oddech a potem przyciąga Addę do siebie i wtula się w jasne włosy i nie wstrzymuje już ani łez ani szlochu, tylko płacze z czystej ulgi.
-Przeżyłaś... - udaje mu się wydusić, nie kończy zdania: i nie żyjesz w piekle, jak ja.
-Nie mógłbym cię stracić. - tłumaczy głupio, tłumaczy to, że przekroczył granicę i znalazł się tak blisko. Rozluźnia ramiona, by uwolnić ją z nagłej pułapki, by mogła się odsunąć i od niego uciec, ale Adda nie ucieka, a on jest zbyt egoistyczny by cofnąć się całkowicie.
Już ją przecież stracił, na własne życzenie.
-Mogę zostać...? - szept rozbrzmiewa nieśmiało, bo nie zrozumiał jeszcze - nie zrozumiał, ale chyba czuje, w jej dotyku, w jej cieple - że tego właśnie chciała. Nie wie, co mógłby jej zaoferować. Nie wie, czy zdołałaby pokonać własny lęk i wspomnienia wilkołaczego ataku. Nie wie, jak poskłada swoje własne życie z powrotem, ale wie, że mógłby spróbować - że obietnica jej dotyku wystarczy, by spróbował, by zerwał z wyniszczającymi nałogami, a potem...
...potem mogliby zobaczyć. Razem.
Wystarczy, że zostanie dzisiaj.

/zt? :pwease:



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
[Sen] blow all the ashes down 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
[Sen] blow all the ashes down
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach