Wydarzenia


Ekipa forum
Brzeg
AutorWiadomość
Brzeg [odnośnik]27.09.15 15:21
First topic message reminder :

Brzeg

Kamienisty brzeg pełen odłamków muszelek, bursztynów oraz tego co zostanie pozostawione przez przypływ. Nie ma tutaj wzniesień, miękkiego piasku, by usiąść i podziwiać zachód słońca. Niemniej ta część wybrzeża przyciąga wielu spacerowiczów. Kto wie, może jeśli odpowiednio wytężysz wzrok, pomiędzy zwykłym żwirem i muszelkami odnajdziesz coś ciekawego?

Wianki

Organizowane w Weymouth pod przewodnictwem Prewettów uroczystości od setek lat łączyły czarodziejów niezależnie od ich pochodzenia, majętności i zajmowanych stanowisk. Miłość wszyscy świętowali wspólnie. Sierpień był czasem radości i spokoju dopóki nie rozpętała się wojna. Wynegocjowane w czerwcu zawieszenie broni pozwoliło czarodziejom i czarownicom na powrót do tradycji po dwóch latach walk i rozlewu krwi. Choć strach nie opuszczał ludzi, pozwolił im na chwilowe odetchnięcie od toczonych bitew i ucieczkę przed koszmarami.

Weymouth na nowo wypełniło się śpiewem, słodkimi zapachami, gwarem rozmów i przede wszystkim ludźmi. Tradycyjnie wianki plecione były przez panny, które ofiarowały je kawalerom. Zrywały kwiaty w samotności rozmyślając o własnych uczuciach, ale dziś plotły je także zamężne czarownice, w parach i grupach, ufając, że w ten sposób przypieczętują swój związek. Z kwietnymi koronami kierowały się ku plaży, gdzie puszczały na wodę wianki. Tam zainteresowani nimi kawalerowie, mężowie, narzeczeni i sympatie rzucali się  morskie fale, by wyłowić dla wybranki serca jej wianek. Stara tradycja mówi, że panna nie może odmówić tańca kawalerowi, który wyłowi jej wianek.

Wśród świętujących czarodziejów krążą ceremonialne misy wypełnione pszenicznym piwem zmieszanym z fermentowanym kwiatowym miodem, tradycyjny napój Lughnasadh. Ze wspólnych mis pili wszyscy, przekazując je sobie z rąk do rąk. Naczynia zapełniały charłaczki w zwiewnych sukienkach noszące przy sobie duże miedziane dzbany.

Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, musisz zejść bliżej brzegu celem puszczenia na wodę lub wyłowienia wianka i zanurzyć w niej nogę lub rękę. Należy wówczas rzucić kością opisaną jako wianki.  Postać męska może wyłowić dowolny wianek kobiety, która wcześniej wypuściła go na wodę (liczy się pierwszeństwo odpisu) lub postaci NPC, jeżeli na wodzie nie ma żadnych wianków należących do postaci.
W wiankach może wziąć udział nieograniczona ilość multikont, nieograniczoną ilość razy, ale każda postać może tylko raz rzucać kością Wianki. Rzucać kością Wianki nie mogą postaci, które pojawiły się na Wielkiej uczcie w Londynie. W losowaniu mogą brać udział wyłącznie aktywne postaci.
Wyjątkowo w temacie może przebywać więcej niż jedno konto tej samej osoby jednocześnie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.01.23 19:08, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Brzeg [odnośnik]08.06.18 15:27
Jeszcze trudniejsze były w momencie, w którym uświadamiało się sobie, że brakuje w tym wszystkim jakiegoś żaru, ognia, który byłby nie do ugaszenia. Nasze relacje z Victorią były poprawne, ciepłe; brakowało im jednak porywu serca, odrobiny szaleństwa, na jakie zwykle sobie nie pozwalałem. Poza tymi latami spędzonymi w Hogwarcie, gdy młodzieńcze hormony sprawiały, że świat wydawał się prostszy, a surowe spojrzenie ojca nie miało tam zasięgu. To wtedy rozgorzało we mnie jedyne, prawdziwe uczucie, którego powstydziłbym się przed światem, ale w zaciszu odosobnionych miejsc byłem gotów dać się za nie spopielić. To było już tylko zwykłą mrzonką, czymś, na co nie miałem wpływu i na co przez jakiś czas wysypywałem ziemię. Ognisko dogasało, a w pewnym momencie życia sądziłem, że zniknęło całkowicie pod gruzami codzienności, ale ostatnio przekonywałem się jak mało to było prawdziwe. Lady Parkinson była wodą studzącą zapały, pozwalającą pogodzić się z zaistniałą sytuacją i byłem jej za to wdzięczny. Wierzyłem, że wreszcie i tlący się nikle żar pochłonie piach separacji, a na jego zgliszczach powstanie coś nowego. Coś, co zdołamy wspólnie zbudować. Nawet jeśli nie będzie to ani trochę romantyczne lub porywające, to przecież miłość posiada różne odcienie. Nie musi przypominać trawiącego wszystko ognia, może być rwącą rzeką ze spokojnymi nurtami w meandrach, a to było możliwe do uzyskania. Jednak wiele zależało też od mojej narzeczonej, przyszłej żony, czy postanowi dać nam szansę. Starałem się jak mogłem umilając jej czas, ale zdarzało się, że obowiązki przyćmiewały moje pragnienia. Byłem przede wszystkim racjonalny i godny zaufania; nie mogłem go zawieść rezygnując z powinności. Victoria nie musiała się na to zgadzać, ale powinna mieć wtedy świadomość konsekwencji jakie czekały na nią za niesubordynację.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, nie przestając okazywać kobiecie należnego jej uznania. Większość dam, jakie miałem okazję poznać, jednak brylowanie w towarzystwie uważało za swoje największe obowiązki, a nauka interesowała je rzadko lub nawet wcale. Nie narzekałbym, gdyby moja żona była mało bystra (umówmy się, że nie musi nią grzeszyć), ale inteligencja na pewno dodawała jej uroku oraz wartości wprawiającą mnie w zadowolenie. Czasem dobrze było z kimś porozmawiać po ciężkim dniu, ze świadomością, że szansa na zrozumienie moich słów była większa niż w przypadku przeciętnej arystokratki.
- Masz całkowitą rację – przytaknąłem i uśmiechnąłem się lekko, na chwilę. Znów spojrzałem za zmieniający się za saniami zimowy krajobraz, czułem coraz większe zimno. I głód, co było zaskakujące. Ale zamiast lewitujących przystawek doczekałem się tylko niepohamowanej chęci mówienia. – Oczywiście, że nie. Myślę nawet, że by się nie ośmielili. Co innego mieć pretensje do pospólstwa, a co innego wybaczyć naszą krótką wizytę. Zresztą, jestem przekonany, że będzie tam tyle ludzi, że nikt nie zauważy – mówiłem, nie będąc nawet świadom, że do Weymouth dotrę sam. Zły i upokorzony. W tamtej chwili dopisywał mi całkiem dobry humor. – A z tym się z tobą zgodzę. Koniecznie chce wzbudzać kontrowersje, przy czym u innych wystrzega się tego. To znaczy, gdyby podwinęła ci się omyłkowo sukienka, to zaraz by cię zlinczowała wzrokiem, a potem niewybredną plotką – potwierdziłem zniesmaczony. Byliśmy tu tylko we dwoje, mogliśmy mówić szczerze, bez obaw, że ktoś niepowołany usłyszy nasze narzekania. – Ale z drugiej strony bojkot poprzez brak obecności na sabacie jest nieodpowiedni. Klasyczny taniec na parkiecie jest dobrą alternatywą – dodałem pewien siebie. – Robi się coraz zimno, prawda? Chyba zaraz będziemy stawać – rzuciłem, wychylając się nieco zza sań. Faktycznie, trasa powoli się kończyła.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Brzeg [odnośnik]12.06.18 23:02
W naszej relacji nie było miłości. A przynajmniej takie miałam wrażenie. Nie łaskotało mnie w brzuchu na samą myśl o spotkaniu z Lupusem, nie wzdychałam do niego z utęsknieniem. Jednocześnie nie miałam również pojęcia jak to powinno wyglądać, więc również dobrze wspominane przez inne panny “motyle w brzuchu” mogły być zwykłym kłamstwem i przesadzoną plotką. Chciałam tylko spokoju, dobrego traktowania, możliwości rozwijania swoich pasji. Lupus był dla mnie odpowiedni dzięki temu, że go znałam i ufałam. Nie potrzebowałam niczego innego. I on mógł na mnie polegać, być pewnym, że go nie zawiodę. A przynajmniej nigdy z własnej woli.
Nigdy nie interesowałam się jego życiem prywatnym bardziej niż to, co opowiedział młodszej siostrze starszy brat. Nie zwracałam uwagi na jego wyjazd, na jego zachowanie i nie dostrzegłam tego co przeżył w czasach szkolnych. Wszakże miałam wtedy inne rzeczy na głowie czy też inne plotki bardziej interesujące niż towarzyskie życie lorda Black. Chociaż chciałam być tą jedyną, to zdawałam sobie już sprawę z tego, że to tak nie działa. Ślub jest jedynie formalnością, potem czekają nas obowiązki, ale jeżeli przy okazji możemy sprawić, że będzie to dla nas zdecydowanie milszy okres - to dlaczego by nie?
Bycie osobą inteligentną było dla mnie bardzo ważne. Chciałam umieć zabrać głos, wypowiedzieć się na temat ważnej kwestii i nie wyjść na głupią w towarzystwie. Miałam swoje zainteresowania, o których lubiłam rozmawiać i swoją piramidę wartości, na której praca czasami znajdowała się wyżej niż spotkania towarzyskie. Bardzo schlebiało mi wrażenie jakie sprawiłam na narzeczonym. Jego dobre zdanie na mój temat było dla mnie bardzo ważne.
- Liczę jednak na to, że uda nam się spędzić miło wspólnie czas. Liczę na wróżby, ciekawa jestem co przepowiedzą mi gwiazdy - stwierdziłam, lekko w rozmarzeniu unosząc głowę.
Może szczęśliwą przyszłość u boku mężczyzny? Może karierę w pracy? A może niezliczone podróże, w które tak bardzo chciałabym się wybrać? Złych wróżb absolutnie nie brałam pod uwagę.
Patrzyłam z zainteresowaniem na lorda miło zaskoczona, że faktycznie i on ma takie wrażenie jak ja. Przez chwilę obawiałam się, że pozwoliłam sobie na zbyt dużo, a moja śmiała wypowiedź zostanie skrytykowana, a tu, o dziwo, Lupus podchwycił temat i zgodził się z moim spostrzeżeniem. Kiwnęłam głową zaciskając usta.
- Na każdym sabacie każda kobieta najbardziej martwi się o to, aby przypadkiem nie narobić sobie wstydu przed lady Nott - kontynuowałam. - Jedno spojrzenie i jedna plotka i na następnym sabacie można się już nie pojawiać. Nie chciałabym jej podpaść, mimo że nie pochwalam jej zachowania. Trzeba jednak przyznać, że lady Nott ma ogromną władzę. Potrafiła się kobieta ustawić i trzeba jej to oddać.
Wraz ze słowami mężczyzny o końcu trasy rozejrzałam się. Faktycznie zdawało się, że docieraliśmy do końca, a sanie powolutku zaczęły zwalniać. Na tyle abyśmy to odczuli, ale żebyśmy mieli dla siebie jeszcze kilka chwil. Wyjrzałam do przodu, ze zdziwieniem zauważając, że w pewnej odległości przed nami stoi rząd różnych sań z arystokratami, którzy dotarli już na miejsce.
- Oh, nawet nie zauważyłam kiedy ta przejażdżka tak szybko minęła - stwierdziłam lekko zaskoczona. - Szkoda, to była naprawdę przyjemna jazda. Aczkolwiek faktycznie, zrobiło się już trochę chłodno.
Przetarłam dłonie, mimo że ukryte pod ciepłymi rękawiczkami to miałam wrażenie, że opuszki palców są czerwone od mrozu, tak samo jak czubek mojego nosa. Spojrzałam na narzeczonego uśmiechając się do niego, to był naprawdę bardzo miły dzień.



Czas płynieAle wspomnienia pozostają na zawsze

Victoria Parkinson
Victoria Parkinson
Zawód : Dama, twórczyni perfum, alchemiczka
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Bo nie miłość jest najważniejsza, a spełnienie obowiązku wobec rodu i męża.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3354-victoria-parkinson https://www.morsmordre.net/t3379-harkan#57453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-gloucestershire-cotswolds-hills-posiadlosc-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t3442-skrytka-bankowa-nr-842 https://www.morsmordre.net/t3380-victoria-parkinson#57455
Re: Brzeg [odnośnik]15.06.18 15:37
Śluby arystokratyczne rzadko bywały z miłości; niezwykle rzadko. Na szczęście równie rzadko pojawiały się te po zawarciu przyjaźni, a nam mimo wszystko się udało. Pozostało cieszyć się losem oraz chwilą, która trwała, bo wkrótce może się zakończyć. Błogie lenistwo też zostanie niedługo ucięte, więc cieszyłem się z nic nierobienia. Obserwowanie Victorii oraz mijających nas pospiesznie widoków było relaksujące. Rozmowa nie nużyła, a plany zostały jasno skonkretyzowane. Wciąż nie wiedziałem, że do nich nie dojdzie, więc trwałem w zadowoleniu jeszcze długie minuty. Miałem ochotę na kieliszek szampana lub wina, ale nic takiego się nie pojawiało. Zacząłem pocierać ręce tkwiące w skórzanych rękawiczkach chcąc je rozgrzać. Dobrze, że kulig powoli się kończył. Nie chciałem co prawda pozbywać się towarzystwa Parinsonówny, ale mogliśmy się cieszyć swoją obecnością gdzie indziej. Dawno nie byłem w Gloucestershire, pomijając oczywiście chwile, w których przybywałem po narzeczoną, ale to zwykle były krótkie, mocno kurtuazyjne odwiedziny. Chętnie obejrzałbym Broadway Tower; poza znanym sobie salonem dla gości. Ale to może innym razem?
Teraz pokiwałem głową, uśmiechając się nieznacznie. Nie wierzyłem w moc sprawczą gwiazd, ale ja się po prostu nie znałem zbyt dobrze na astronomii. Tyle o ile, bo mój ród tego ode mnie wymagał przez wzgląd na noszone przez Blacków imiona. Siedząca przede mną czarownica dużo lepiej orientowała się w tej dziedzinie, może więc coś było na rzeczy, że wróżby przepowiadały przyszłość. Nie wnikałem w to tak głęboko mając inne obowiązki.
- Wierzysz w astrologię? – spytałem jednak, chcąc wiedzieć, czy to były pozostałości po zamiłowaniu do eliksirów czy naprawdę wróżby do niej przemawiały. Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu, albo to ja nie pamiętałem o odpowiedzi.
Znów musiałem pokiwać głową. Nie sposób się nie zgodzić. Lady Nott była wpływową czarownicą, co było niezwykle zastanawiające z powodu jej staropanieństwa oraz płci. Co więcej, jeśli plotki o jej nieczystości, jakiej dopuściła się przed ślubem, były prawdziwe, to naprawdę musiała mieć niezłą charyzmę, że nikt nie wykreślił jej z genealogicznego drzewa.
- Tak, zawsze mnie zastanawiał fenomen lady Nott. Może kiedyś go odkryjemy – stwierdziłem luźno, bez jakichkolwiek nacisków lub zgrzytów w głosie lub mimice. – Oby się nie okazało, że mają tu podsłuch i oskarżą nas o sympatyzowanie z Prewettami – zażartowałem, rozglądając się dookoła. Obgadywanie lady Adelaidy ciesząc się kuligiem w Weymouth mogło zostać źle odebrane.
Rozmowa toczyła się dalej, a kulig wreszcie stanął. Wysiadłem pierwszy, by użyczyć swej dłoni Victorii i poprowadzić nas ku wyjściu z imprezy.

z/t
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Brzeg [odnośnik]15.06.18 22:10
4 sierpnia

Po opuszczeniu wybrzeża, które stanowiło teraz jedno z najbardziej obleganych miejsc festiwalu, zgodnie z zapowiedzią skierowała się wraz z Aydenem do ogniska. Wiedziała, że zapewne wiele par wpadnie na podobny pomysł, dlatego szybko uprzedziła swojego partnera, że nie zamierza zostawać tam na dłużej, skoro okolica oferowała szereg innych, interesujących miejsc. Gdy po jakimś czasie osuszyli i ogrzali się na tyle, by móc ruszyć dalej, Francuzka zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią zaproponowała spacer. I chociaż na początku pomysł ten nie spotkał się ze szczególnym uznaniem, skoro przy ognisku było ciepło, tak ilość coraz częściej zbierających się znajomych twarzy oraz sugestywny, szeroki uśmiech wreszcie zmotywował ich do ruszenia się.
Spacerowym krokiem ruszyli więc z powrotem nad morze, jednak w okolicy ścieżki, która prowadziła na wybrzeże, pociągnęła Macmillana w bok. Nie znała tej okolicy zbyt dobrze, lecz mimo to podejrzewała, że w razie niewielkiego kryzysu, zagubienia w terenie jej partner wykaże się pomocną dłonią.
Po kilku metrach rzeczywiście miała wrażenie, że zabłądziła wyprowadzając ich na drugi koniec Weymouth, dlatego szybko zaniechała dalszego marszu. Bez namysłu odnalazła odpowiednie miejsce, pomiędzy wodą a linią lasu, a potem usiadła na ziemi, ruchem dłoni wskazując ubity piasek obok siebie. Może i nie było miękkiej trawy sprzyjającej obserwowaniu gwiazd, lecz nie podejrzewała, że im to przeszkodzi.
Wszyscy wieczorami zapominają o zasadach? – Spytała, chcąc dowiedzieć się, czy każdy do tej pory festiwal wyglądał podobnie. Chociaż sama była tu po raz pierwszy i sądziła, że zdołała ujrzeć już wszystko, coraz bardziej zaskakiwał ją kontrast pomiędzy festiwalem na powietrzu a wystawnymi przyjęciami w wielkich posiadłościach, tak znajomy jeszcze z Francji. W tym wydaniu Anglia malowała się w jej oczach całkiem zabawnie, gdy każda z tych dumnych na co dzień kobiet teraz zataczała się nieco i podtrzymując ramienia swojego partnera, rzucała przyzwoitce rozbawione spojrzenia, zaś mężczyzna mocno trzymał swoją wybrankę, z zaskakującą łatwością ignorując to zbyt otwarte zachowanie, zapewne na co dzień potępiane. Może zbyt pochopnie oceniała to towarzystwo? Może jednak powinna dać mu szansę, zmienić punkt widzenia? Biorąc pod uwagę to wszystko, skłaniała się jednak do myśli, że być może atmosfera miała zbawienny wpływ na ludzi, pozwalając im zapomnieć się i choć na moment odrzucić te poważne zasady, które czasami ją przytłaczały.
Obróciła w dłoniach butelkę z winem, nabytą w drodze tutaj, żeby po chwili wręczyć ją w ręce Aydena. Wolną dłonią poprawiła wianek spoczywający bezpiecznie na blond włosach, rozglądając się wokół na tyle, na ile mogła. Była prawie pewna, że wokół nie było nikogo więcej.
Powinniśmy zatańczyć. – Przypomniała spokojnie, że przecież nie wypełnili tradycji do końca uciekając z ogniska, gdy zabawa pod ciemnym już niebem nabrała tempa, ale jednocześnie wcale nie chciała tańczyć, kiedy jedynym co potrafiła był balet, niezbyt odpowiedni do okazji.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzeg - Page 10 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzeg [odnośnik]16.06.18 1:13
Heroiczna kąpiel została nagrodzona. Wraz z Solene znaleźli miejsce przy jednym z większych ognisk, przy których zdołali nie tyle wysuszyć (do tego potrzeba było trochę magii), co zagrzać nieco zziębnięte ciała. Trzaskający ogień oraz gęste od rozmów powietrze stanowiło atmosferę, nieporównywalną z niczym innym. Ludzie dzielili się nie tylko swoimi opowieściami i kawałkiem ziemi na której sadzali cztery litery ale także innymi specyfikami, z których to Ayden postanowił wybrać wino. Trunek nie zachwycał podniebienia, kiedy słodkawy smak rozlewał się po kubkach smakowych mężczyzny, za każdym razem kiedy - jak dżentelmen - pociągał łyk z butelki. Kiedy Solange w końcu zakomenderowała w końcu opuszczenie obecnego miejsca, podniósł się bez większego protestu, choć jasnoniebieskie oczy wilii napotkały grymas dezaprobaty na twarzy arystokraty. Posłusznie jednak szedłu u boku blondynki, zastanawiając się gdzie też jej tak śpieszno. Czyżby spożyty przy ogniu alkohol dostatecznie zmieszał się z płynącą w żyłach krwią?
- Dokąd mnie prowadzisz? - spytał nieco rozbawiony zawziętością swojej towarzyszki. Pytanie nie spotkało się jednak z werbalną odpowiedzią a jedynie kolejnym spotkaniem dwóch roziskrzonych spojrzeń. Jak gdyby udało im się na krótką chwilę zamknąć blask trzaskającego ognia we własnych, chłodnych tęczówkach. Podążał zatem w milczeniu za półwilą, licząc na to, że kobieta ma pojęcie o tym gdzie zmierzają - w końcu on sam nie miał zielonego. Nie zwracał uwagi na mijane drzewa, czy kolejną zmianę ścieżki. Beztroska zagnieździła się tego wieczoru w nim na dobre i nie zamierzał się jej pozbywać aż do momentu powrotu do Puddlemere. W końcu jednak ich marsz się skończył, a on mógł spocząć na piasku, zajmując wyznaczone mu przez jasnowłosą miejsce.
- Wszyscy są szczęśliwi, że choć przez kila dni żyją według innych - odpowiedział jej w lekkim tonie, na usta ponownie przyjmując uśmiech. Nie chodziło bowiem o wieczór, choć te miały w sobie coś takiego co sprawiało, że ludzi stawali się bardziej otwarci i nie, wcale nie chodziło tu o podstawkę w postaci alkoholu. Letnie wieczory zaś, przepełnione były lekkością, za którymi szczerze tęsknił a których namiastkę stanowił właśnie tegoroczny Festiwal Lata, wyprawiony wbrew wszystkiemu.
- Ten nie odbiega zbytnio od innych, jeśli o to pytasz - dodał zaraz, wyczuwając drugie dno w zadanym przez kobietę pytaniu. - Może jest trochę mniej bójek, alkoholu i śmiechu, ale ludzie ciągle starają się trzymać poziom - co prawda nie był pewien, czy o taką odpowiedź jej chodziło, ale to najkrótsze zobrazowanie o jakie mógł się w tej chwili pokusić. Nie chciał zanudzać jej wywodami uszytymi z własnych przemyśleń, które z pewnością dość szybko zdusiłyby lekkość rozmowy. Bez protestu przyjął w dłoń wręczoną mu przez Solene butelkę białego wina, by następnie upić z niej kolejny już łyk słodkawego trunku.
- Chcesz tańczyć? Tutaj? - spytał, unosząc jedną z brwi ku górze. Jego usta ponownie wygięły się w geście rozbawienia. - Co pannę napadło panno Baudelaire? Najpierw wino prosto z butelki, teraz taniec bez muzyki... - przerwał jednak, odkładając butelkę na bezpieczną odległość, po czym ponownie uniósł się do pionu. - W takim razie, Pani pozwoli - mówiąc to skłonił się nisko, wyciągając do siedzącej wciąż na piasku kobiety. Nie miał pojęcia skąd pochodziły dzisiaj jej pomysły, ale musiał przyznać, że podobała mu się ta wersja Solene.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 10 TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Brzeg [odnośnik]16.06.18 18:13
W głowie Francuzki pojawiła się pewna niezbyt przyjemna myśl, kiedy zupełnie podświadomie wyłapała pewne podobieństwa między zachowaniami ludzi z ich świata a tymi ze świata niemagicznego, i chociaż nie zamierzała nigdy tego mówić na głos – bo sama ta myśl była dlań wstydliwa i absurdalna – być może wspólna zabawa przy alkoholu rzeczywiście potrafiła załagodzić obyczaje, przynajmniej na moment.
Chwila ulotnego szczęścia jest lepsza, niż jej brak, chociaż może uśpić czujność. – Nie dodała jednak nic więcej, uśmiechając się lekko. Musiała przyznać, że pomimo sceptycznego nastawienia do ów wydarzenia, zaczynała czuć się tutaj coraz swobodniej: bądź było to zasługą wypitego wcześniej wina. Przestała zwracać uwagę na rzucane w jej kierunku spojrzenia; te miłe, pożądające i pełne zazdrości, szczególnie teraz, kiedy u jej boku znajdował się ktoś, przy kim czuła się – w miarę – bezpiecznie.
Wykrzywiła usta w niezadowolonym grymasie, gdy Ayden chwycił ją za ręce i postawił do pionu, bo pomimo swojej sugestii – wcale nie chciała tańczyć. Bardziej zwróciła uwagę na fakt, że niezbyt trzymali się tradycji, skoro zaraz po wyłowieniu wianka usiedli obok ogniska, stanowiąc raczej obserwatora zabaw, niźli uczestnika, jak inni.
Przynajmniej nikt nas nie widzi – wzruszywszy ramionami, przyglądnęła się mężczyźnie. Zastanawiała się, czy po tylu latach zdążył się domyślić, że każda wymówka dotycząca unikania tańczenia na wszelkich okazjach, była kłamstwem, gdy tak naprawdę nie umiała tańczyć i nie czuła się dobrze w tańcu we dwoje. To zresztą stanowiło osobny problem związany ze ślubem Odette, kiedy nie miała pojęcia, czy tym razem uda jej się jakoś uniknąć nieprzyjemności tańczenia z gośćmi; nie chciała wstydu, zaś deptanie nóg potencjalnego partnera z tym się wiązało, jak i ze skutecznym podburzeniem pewności siebie – ale nie musimy tego robić. – Dodała, nim jeszcze nie przyjęli postawy do tańca, a potem szybko uznała, że chyba nie ma sensu dyskutować: tym razem nie miała żadnej innej wymówki, dzięki której mogłaby spokojnie powrócić na swoje miejsce.
Zrzuciła pantofelki ze stóp i przyjęła odpowiednią, wyprostowaną pozycję, jedną z dłoni splatając z ręką Aydena, z kolei drugą ułożyła mniej więcej na wysokości jego ramienia, choć i tu miała dylemat, bo chociaż pamiętała z teorii jak wyglądała pozycja podstawowa, tak w praktyce spróbowała jej może raz.
To grozi okaleczeniem. Nie mów więc później, że cię nie ostrzegałam. – Dodała już żartobliwie, z miną pełną pozornej powagi i świadomością, że zaledwie za kilka sekund prawdopodobnie po raz pierwszy w ich znajomości nastąpi mu na stopę.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzeg - Page 10 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzeg [odnośnik]20.06.18 1:58
Do ostatniej sekundy nie wierzył, że półwila zgodzi się ująć go za dłoń i podnieść do pionu. Oczekiwał raczej potoku wymówek, jakim zazwyczaj zarzucała go na oficjalnych uroczystościach, ilekroć tylko prosił ją do tańca. Po wielu nieudanych próbach, postanowił zaniechać kolejnych próśb i zwyczajnie pogodzić się z faktem, że Solene nie tańczy. Nie wiedział jednak skąd owa niechęć wypływała, a i pytać o nią chyba nigdy nie pytał. Wiadomym było, że półwila nie lubiła nachalnych spojrzeń, lecz z faktem tym musiała mierzyć się nawet podczas zwykłej przechadzki ulicami Londynu. Nie sądził więc, by właśnie to było przyczyną dla której francuska nie stawiała kroków na parkiecie. Już prędzej bliskość, której nie dało się w tańcu przeskoczyć, a która ewidentnie paliła żywym ogniem kobietę, mogła być powodem. Zwykły brak umiejętności w tej konkretnej dziedzinie, również przeszedł Aydenowi przez myśl, choć trzeba było przyznać, że to nieco odbiegało od obrazu Solene. Odbiegało, lecz wcale nie odejmowało jej uroku.
- Nie musimy - odpowiedział jej z lekkim uśmiechem, ujmując jej dłoń w swoją, a drugą kładąc mniej więcej na wysokości kobiecej łopatki. - Najprawdopodobniej jednak jest to jedyna okazja, bym mógł z Tobą zatańczyć - to mówiąc, zrobił pół kroku w przód, tym samym zmuszając jasnowłosą do cofnięcia się o taką samą długość. Kolejne jej słowa skomentował jedynie uśmiechem. Pozorna troska o zdrowie Aydena, nawet jeśli obrócona w żart, była kolejnym cichym protestem ze strony półwili, na który ten nie zamierzał się tym razem łapać. Zbyt wiele razy zdołała mu się wymknąć z objęć, zasłaniając się podobnymi wymówkami. Teraz jednak, nie miały one większego znaczenia - poza nimi, na wybrzeżu nie było nikogo. Wolni od wścibskich spojrzeń, mogli w spokoju kontynuować. Krok po kroku, powoli i na spokojnie. Arystokrata nie musiał zerkać pod nogi, płynnie przechodził z jednej na drugą, spojrzenie swych jasnoniebieskich tęczówek kotwicząc w twarzy Solene. Trzymał ją pewnie, choć nie mogła czuć większego nacisku na swoje ciało, niż było to konieczne. W każdej chwili mogła zrezygnować, wymknąć się tak, jak robiła to uprzednio. W końcu nie miał zamiaru jej do niczego zmuszać. Wierzył jednak, że skoro sama wyszła z podobną inicjatywą, nie zamierzała w połowie wycofać się ze swoich słów. Sunęli więc pod rozgwieżdżonym niebie w rytmie świerszczy i fal rozlewających się u skraju plaży. Nie można było sobie wyobrazić bardziej beztroskiego wieczoru niż ten, którego właśnie zażywali, a gdyby ktoś spytał Aydena, czy jest on bliski jego porannym wyobrażeniom, z pewnością odpowiedziałby przecząco. Nigdy nie przepuszczałby, że znajdzie się w podobnej sytuacji, w dodatku mając u swojego boku tak czarującą towarzyszkę. W kolejnym geście, mężczyzna wysunął swą rękę nieco dalej, by okręcić wokół własnej osi swą partnerkę. Wbrew planowanemu zakończeniu tego małego piruetu, dwójka tancerzy znalazła się teraz w nieprzyzwoicie bliskiej odległości. Można było zrzucić ten fakt, na nierówność terenu lub zbyt dużą ilość wypitego wina, jednak panna Baudelaire spoczywała teraz w ramionach Macmillana, którego jasne tęczówki wpatrywały się w nią z niecodzienną uwagą. Odrzucając resztki rozsądku, zmniejszył dzielącą ich odległość do minimum, by następnie wpić się w jej wargi niczym stęskniony kochanek. Nie zamierzał dłużej ignorować oczywistego.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 10 TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Brzeg [odnośnik]21.06.18 18:27
Złość nie miała konkretnego adresata, mógł nią stać się każdy — padło na Fredericka, na szczwanego lisa, który wierzył, że oszuka dziś wszystkich, a przede wszystkim samego siebie. Była w tej chwili pewna, że popsuł jakiś magiczny plan, przecież miała w głowie wszystko ułożone. Na próżno łudziła się, że spotka tego konkretnego, że ją zaskoczy, choć w głębi siebie wyczekiwała naiwnie jego stawiennictwa. Oszukiwanie innych wychodziło jej calkiem kiepsko, ale oszukiwanie siebie szło jej całkiem beznadziejnie — plątała się w swoich myślach, oczekiwaniach, zmieniała zdanie z sekundy na sekundy, poddając się gwałtownym nastrojom, które jak czerwcowa burza pojawiały się w ułamku sekundy i odchodziły nim ziemia zdążyła dobrze namoknąć. Nie był niczemu winny, ale w jej mniemaniu takim się stał, z chwilą, w której wpadł na idiotyczny pomysł wyłowienia jej wianka. Niby nic, niby zabawa, stara tradycja, na którą można było machnąć ręką, a jednak przykładała do niej wielką wagę. Gdyby wyłowił go Joseph lub Ben, choć obaj mieli ciekawsze rzeczy do roboty, mogłaby zwalić niepowodzenie na swoich braci — kochali ją, chuchali i dmuchali, jak na polny mak samotnie wzbijający się pośród źdźbeł pszenicy i chmielu. Ale wyłowił go on, nie mogła tego znieść — darzyła go sympatią, jego towarzystwo działało na nią elektrycznie, miotała się w swoich postanowieniach, a przecież dziś wszystko miało iść zgodnie z planem, prostym, banalnym i tandetnym planem. Nie była pewna, czy był szkodnikiem, którego nie chciała widzieć, czy ostoją, której była zdolna zawierzyć. Nie ufała mu, choć znała go dobrze. Czarujący uśmiech i szelmowski błysk w oku nakazywały zachowanie czujności. Nie chciała być słaba, nie chciała być traktowana jak młodsza siostra najlepszego przyjaciela. Była twardzielem od zawsze, była gotowa do tego, by swój temperament i trudny charakter skonfrontować z każdym – nie bacząc na konsekwencje.
Jego chytry uśmiech rozwścieczył ją jeszcze bardziej, ale za wszelką cenę chciała udawać opanowaną i zdolną do kontrolowania własnych emocji — nie była. Oczy błyszczały jej intensywnie, mieniąc się odcieniami brązu i czerni, usta spinały się w ciasną, wąską linię, przecinającą bladą twarz o ostrych rysach. Chciała mu udowodnić, że była ponad to wszystko, ale trzymanie wszystkiego wewnątrz siebie nie wychodziło jej najlepiej. Rumieńce tańczyły na polikach, a brwi ściągały się ku sobie, tworząc cienie nad ciemnymi oczami, którymi świdrowała go bez przerwy.
— Uroczo, rozkosznie — wycedziła przez zęby, zadzierając brodę wyżej. — Jak mały, niepokorny chłopiec, który próbuje postawić na swoim i udowodnić wszystkim, że fantastycznie się przy tym bawi — na krótko zmrużyła oczy, po czym posłała mu krótki, wymowny uśmiech, a dłonią wygładziła jego mokrą szatę na piersi. Przemoczone ubranie — nie żałowała go ani przez chwilę; błaznował na własne ryzyko, musiał liczyć się z tym, że jedynie różdżka lub ognisko przyjdą mu z pomocą. Chyba, że niewygoda zmusi go do wcześniejszej ucieczki i pójścia do domu. Nie miałaby nic przeciwko temu, gdyby narzekając na wszechobecną wodę przeprosił ją i pozostawił samej sobie, by mogła się wreszcie bez świadków wyżyć na wszystkim, co wpadnie jej w ręce.
Ton — a może słowa, sprawiły, że zbladła momentalnie. Rozejrzała się dookoła siebie, jakby to nie do niej kierował swą wypowiedź, choć jeszcze nie wiedziała, co zamierzał powiedzieć. Nie podobał jej się ten wstęp. Próbowała zachować dobrą minę do złej gry, ale prawda malowała się na jej przerażonej twarzy, którą próbowała utrzymać w chłodnej, i dumnej aurze.
— Freddie — przerwała mu zniecierpliwiona przydługim wstępem. — Nie, po prostu… Zaczekaj — mruknęła, dotykając palcami skroni, próbując poskładać rozbiegane myśli. Co on próbował jej przez to powiedzieć? Dopiero po chwili, gdy skończył — skończył? Naprawdę? Nie była tego nawet pewna, wciąż czekała na rozwinięcie wypowiedzi — to które ostatecznie nie nadeszło. — Co?— mruknęła, zbliżając się do niego. Uniosła brwi wysoko, przechyliła twarz tak, by mógł jej to powtórzyć prosto do ucha. Ale tego wcale nie było, a ona poczuła się jak idiotka. Milczała przez chwilę, gdy dotarło do niej to, co zrobił. Mięśnie szczęki napięły się widocznie, gdy zacisnęła ze złości zęby, choć jednocześnie próbowała obdarzyć go sztucznym uśmiechem. Zabiję cię, myślała, jestem do tego zdolna. Jej zaciśnięte wargi nie wyraziły jednak niczego.
— Nie miałam — wyrzuciła z siebie w końcu na wydechu. — Do księcia trochę ci daleko, Freddie — szepnęła, układając dłoń na jego torsie. Zbliżyła się, by konspiracyjnym szeptem, wciąż gniewnie, wyjaśnić mu to i owo. — To mógł być naprawdę miły wieczór. Rozejrzyj się, wokół jest tyle pięknych panien, które umilą ci wieczór. Założę się, że będą szczęśliwe z powodu twojego zainteresowania. Nie chodzi już o mnie, ale o ciebie — wygładziła marszczący się materiał, spoglądając mu w oczy. — Zostałeś moją towarzyszką, wyglądasz w tym wianku cudnie, ale po prostu… nie, będziesz się bawił fatalnie — dodała najbardziej przekonywującym tonem, na jaki ją było stać i  łypnęła na jakąś złotowłosą dziewczynę, która szła nieopodal. Zerknęła na jego stopy — był i tak cały mokry, cóż mu po butach w takiej sytuacji?
— Nie umiesz tańczyć — to była prawda, najprawdziwsza prawda, choć nie miała żadnego podparcia w rzeczywistości. Nie miała pojęcia, czy i jak tańczył, ale chciała wyobrażać sobie ich wspólnie dobrze się bawiących. Była pewna, że jego przystanie na propozycję wiązało się z odejściem w bardziej zaciszne miejsce,w  którym wyjaśnią sobie nieporozumienia i rozejdą bez świadków, po koleżeńsku, ale on musiał mieć swój pomysł na to wszystko. Nie spodziewała się, ba!, w najgorszych snach nie spodziewała się tego, co uczynił.
— Postaw mnie na ziemię — zaprotestowała, przez zaciśnięte zęby, czując jak woda przenika z jego ubrań na jej letnią i przewiewną sukienkę. Znalezienie dogodnej pozycji, która uniemożliwiałaby zmoczenie własnego odzienia wydało jej się niemożliwe, a mimo to wierciła się jak wściekła osa. — Wystarczy, Freddie, postaw mnie na ziemię. Jestem bardzo ciężka, rozbolą cię rece, albo nogi, jak będziesz tańczył— próowała mu przemówić do rozumu, czując, że czerwień zalewa jej twar, kontrastując z bielą materiału, który ją okrywał. Wokół było pełno ludzi, a ona sądziła, że spali się ze wstydu, taka scena i to publicznie. Chciała ukryć twarz przez chwilę we włosach, a później odsunąć się od niego jak najdalej, a później po prostu zrobić coś, wziąć sprawy we własne ręce. Więc gdy tylko zeszli innym z oczu, spróbowała się z niego zsunąć, stanąć na ściółce lub pasku, a nawet i cholernej wodzie — byle nisko.
— Dlaczego musisz wszystko tak utrudniać?— spytała cicho, z wyrzutem, spoglądając mu w oczy z pretensją. — Nawet nie masz ze sobą wina.


Here stands a man

With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
Hannah Moore
Hannah Moore
Zawód : Wiązacz mioteł
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna


take me back to the night we met


OPCM : 25 +8
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Brzeg - Page 10 0a431e1c236e666d7f7630227cddec45ce81c082
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5207-hannah-wright https://www.morsmordre.net/t5219-poczta-hani https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t6218-skrytka-bankowa-nr-1286 https://www.morsmordre.net/t6213-h-wright
Re: Brzeg [odnośnik]23.06.18 0:03
Obróciła się z gracją godną baletnicy wokół własnej osi, jednak w ostatniej chwili – być może z powodu wypitego wina i zaburzenia koordynacji ruchów, być może z powodu nierównego podłoża i wbijających się w bose stopy odłamków połamanych muszelek, gałązek i niezliczonej ilości kamieni – zachwiała się, tracąc równowagę. Przechyliwszy się niebezpiecznie w przód, uderzyła podbródkiem w klatkę piersiową Aydena i w mimowolnym odruchu złapała smukłymi palcami jego przedramiona.
Dlatego nie powinniśmy tańczyć – zaśmiała się rozbawiona, kiedy zdecydowała się wyprostować i ukazać lekko zaróżowione z zażenowania policzki; nigdy nie lubiła pokazywać swoich niedoskonałości a nieumiejętność tańczenia w parze do takowych zaliczała. Do dzisiaj zresztą nie wiedziała jak uchowała się bez tej umiejętności, gdy niegdyś bywała bardzo często na wystawnych przyjęciach, zaś w perspektywie miała wesele Odette, która zapewne nie zamierzała pozwolić jej po prostu stać z boku.
Nie roztrwaniała się jednak nad tą kwestią zbyt długo, gdy ruch, który wykonał zaledwie po chwili Ayden, wprawił ją w stan ogromnego zdezorientowania. Stała bez ruchu i nie mogąc odwrócić oczu, patrzyła na mężczyznę w wielkim osłupieniu. Próbowała wyczytać z jego twarzy odpowiedź na nawracające w myślach pytanie dlaczego?, chociaż odpowiedź nie nadchodziła. Czuła się w obowiązku jakoś zareagować, choć nie miała pojęcia co powinna zrobić. Sekundy dłużyły się, przynajmniej takie odnosiła wrażenie, kiedy sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna a zesztywnienie ciała bolesne. W swoim zwyczaju miała przecież ucieczkę: zawsze, kiedy ktoś pozwolił sobie zbliżyć się i przekroczyć postawioną przez nią granicę, lecz z drugiej strony miała na uwadze to, że Aydenowi ów granicy nie postawiła nigdy. Żyjąc w przekonaniu, że są tylko przyjaciółmi, nie wzięła poprawki na fakt, że czasami wielkie uczucia wyrastają na podłożu przyjaźni, z pozoru niewiele znaczącej a myśl, jakoby już wcześniej dostrzegała w jego oczach coś innego, zdecydowanie dwuznacznego, powróciła teraz ze zdwojoną siłą. Sama w ostatnim czasie łapała się coraz częściej na stawianiu go w roli kogoś więcej, niż przyjaciela, nigdy jednak nie ośmieliła się wcielić swoich myśli w życie – nie chciała popsuć ich relacji, gdy w tym pełnym niepewności świecie był jedyną osobą, co do której miała pewność, że mogłaby skoczyć za nią w ogień.
Bała się konsekwencji tego gestu, bo ryzyko nie leżało w jej naturze od pewnego czasu i nie wiedziała jak będzie wyglądać ich kolejne spotkanie, kiedy tylko opuszczą festiwal a jednak wiedziona miłosną atmosferą wydarzenia i stłumionym przez omdlewająco słodkie wino rozumem zdecydowała się odwzajemnić pocałunek. Wspięła się na palce, zaś swymi delikatnymi dłońmi chwyciła jego głowę i w czułym pocałunku przykleiła swoje usta do jego ust z delikatnością, którą zdołała poznać tylko jedna osoba na tej planecie.
Nie trwało to długo, bowiem po chwili spłoszona rozmową dochodzącą z niedalekiej odległości, odsunęła się gwałtownie do tyłu, przytykając dłoń do ust. Nie powiedziała nic, nie wiedząc jak skomentować zaistniałą sytuację, lecz widok obrączki na jego szyi wywołał w niej bezpodstawne wyrzuty sumienia.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzeg - Page 10 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzeg [odnośnik]25.06.18 2:57
Nie zamierzając ignorować oczywistego. Zignorował zatem mniej istotne rzeczy, takie jak: własny rozsądek, ilość wiosen na karku oraz ewentualne konsekwencje swego czynu. Wiedziony chwilą zdobył się na gest, który dobitnie przekreślał ich dotychczasową relację - jednocześnie stawiając również na szali jej przyszłość. Alkohol jednak mieszał się zbyt dobrze z krwią i letnim wieczorem, by pompujące nadmiar wrażeń serce mogło pozostać niewzruszone. Choć dopiero teraz, kiedy zdążył oderwać się od pełnych ust blondynki, miało zamiar wyrwać się z klatki piersiowej. Możliwym było, że popełnił błąd? Czyżby właśnie wszystko to co, budowali przez tyle lat, runęło? Wpatrywał się w zdumione spojrzenie swej towarzyski, a każda sekunda dłużyła się niemiłosiernie. Oczekiwał reakcji - jakiejkolwiek. Czegoś co rozproszyłoby jego narastające poczucie winy, choć w miarę upływu czasu liczył się  z odpowiedzią zgoła odmienną od tej, której by sobie życzył.
- Solene, ja... - zaczął, chcąc jakkolwiek wytłumaczyć się ze swojego zachowania, jednak tym razem to półwila postanowiła zaskoczyć go pocałunkiem. Nie protestował. Zamiast tego objął ją pewnie w pasie i przysunął bliżej siebie. Najpewniej nie oderwałby się od jej ust jeszcze przez chwilę, odbierając tym samym możliwość miarowego oddechu, jednak z daleka dobiegły ich głosy nadchodzących osób, a to zaś wyraźnie spłoszyło pannę Baudelaire. On sam przejąłby się obecnością obcych, gdyby tylko zdołał w ciemności dojrzeć twarz Hanki, jednak dzieląca ich odległość uniemożliwiała wzajemne rozpoznanie. Pozostawali zatem incognito tak długo, jak nikt z nich nie zamierzał wystawiać na próbę strun głosowych, czy też zmniejszać dzielących ich metrów. Odwracając głowę w kierunku kobiety, Ayden nie mógł nie zauważyć jej speszonego spojrzenia, które ta utkwiła w obrączce spoczywającej na jego szyi - będąc zupełnie szczerym, zapomniał, że nadal się tam znajduje. Ignorując ucisk w żołądku, sięgnął prawą dłonią do zapięcia łańcuszka, by w następnym geście zwolnić go z obowiązku spoczywania na jego szyi. Obróciwszy splecione złoto kilkukrotnie między palcami, postanowił w końcu wsunąć je wraz ze spoczywającą na nim obrączką do kieszeni spodni; tak będzie lepiej.
- Chodź ze mną - zwrócił się już do blondynki, rozciągając swe usta w uśmiechu. Wsunąwszy swoją dłoń w jej, pozwolił sobie spleść ich palce w uścisku i pociągnąć ją za sobą, w przeciwnym kierunku do przybyłych. Nie zamierzał rozpamiętywać przeszłości, tkwił w niej już wystarczająco długo. Zbyt długo. Ona zaś mogła być jego przyszłością. Mogła, choć nie musiała. Zbyt śmiałym byłoby wysuwanie podobnych hipotez, jednak mężczyzna chciał wierzyć, że ta chwila znaczyła coś więcej. Już od dawna przestali mieścić się w ramach, określających przyjaźń pomiędzy dwojgiem ludzi i nawet gdyby chcieli, nie mogli temu zaprzeczyć. Po drodze zdążyli jeszcze zgarnąć pozostawione części garderoby oraz butelkę wina, która z całą stanowczością wymagała opróżnienia. Gdy odeszli wystarczająco daleko, arystokrata ponownie zagospodarował kawałek ziemi dla zbędnych rzeczy, po czym dołączył do swej towarzyszki.
- Wiem, że obiecałem Ci wspólne oglądanie gwiazd, jednak to będzie musiało trochę poczekać - łobuzerski uśmiech zagościł na wargach Aydena, na krótko przed tym, jak ponownie przywarł swoimi ustami do jej, tym razem wpijając się w nie zachłanniej. Nie zamierzał prosić o pozwolenie, dostał je już wcześniej.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 10 TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Brzeg [odnośnik]25.06.18 8:18
Zdumienie mieszało się z coraz większym szokiem, szczególnie wtedy, gdy dostrzegła jak Ayden sięga do spoczywającej na jego szyi złotej obrączki; na początku przez jej myśli przemknął dość prosty wniosek. Założyła z góry, że mężczyzna dalej pogrążony był w żałobie i być może obrączka oparzyła go za karę za to co zrobił, kiedy jednak rozpiął zapięcie łańcuszka, ten wsuwając do kieszeni spodni, opuściła powoli zarówno dłoń od ust, jak i wzrok, którym uważnie śledziła każdy jego ruch. Nie podejrzewała, że to, co próbowała mu uświadomić przez tyle lat – czyli ruszenie do przodu i wyrwanie się ze szponów stagnacji – stanie się tak nagle i z nią. Bez sprzeciwu podała mu rękę i przekazała pałeczkę w robieniu rzeczy całkowicie spontanicznych tego wieczoru.
Milczała całą drogę, uznając, że jakiekolwiek słowa są tutaj teraz niepotrzebne, gdy czas na wyjaśnienia miał nadejść później. Zamiast tego, kiedy się zatrzymali, uśmiechnęła się na jego słowa, lecz uśmiech ten w po chwili nabrał pewnego siebie i pełnego słodyczy wyrazu. Nie musiała oglądać gwiazd, gdy robiła zdecydowanie ciekawsze rzeczy, te co najwyżej mogły się przyglądać im. Poza tym nigdzie nie uciekały, a tej gwarancji nie miała w przypadku ich dwójki; kto wie, może znowu ktoś miał rzucić się w speszonej ucieczce?
Odwzajemniła pocałunek, będąc pod wrażeniem jego żarliwości, lecz tym co zdecydowanie jej teraz przeszkadzało, był fakt, że wciąż stała na bosych palcach, przylegając plecami do chropowatej kory drzewa. Nie przywykła do braku przestrzeni w swych działaniach, niewiele więc myśląc ostrożnie naparła drobnym ciałem na postawną sylwetkę lorda i zmusiwszy go do zrobienia zaledwie kilku kroków w tył, usadziła ich z powrotem na ziemi. Nie przejęła się ewentualnymi zniszczeniami sukni, chyba pierwszy raz w życiu, dając upust utęsknionym i pobudzonym przed dwoma dniami emocjom; o ile dotychczas rzeczywiście stroniła od dotyku jakiegokolwiek i uciekała przed nim, jakby czyjś dotyk miał spalić ją żywcem, tak po spotkaniu z Deirdre – częściowo nawet podczas – za tym zatęskniła; za delikatnym, ale pewnym, dotykiem jej ciała, za pocałunkami na ustach i szyi, flirtem i adoracją; chciała, by ją adorował, sam z siebie i nie jak przyjaciel, czy ze względu na piękny wygląd. Miała zresztą nadzieję, że sytuacja, którą sprowokował, nie wynikała właśnie z roztaczanej wokół aury, która w połączeniu z winem tworzyła niebezpieczną mieszankę, popychającą nierzadko do irracjonalnych czynów.
Szybko przestała przejmować się przyzwoitością, czy wyrzutami sumienia, nie zamierzając dalej stawiać się w roli cierpiętnicy, która poprzez dziwne postanowienia z przeszłości stała się zgorzkniała i obojętna na rzeczy, które w pewien sposób ją ukształtowały. Mogła wprawdzie dalej się wyrywać, ale nie zauważyła w tym pewnej zależności; czy nie podobny brak korzystania z życia zarzucała wielu spotykanym pannom? Oderwała się od ciepłych warg; jedną rękę wplotła w jego włosy, gdzie pojedynczy ciemny kosmyk filuternie skręcał się, burząc ład i harmonię fryzury, drugą zaś szybko ułożyła na zakrytym koszulą torsie, przyłapując się na niewybrednej myśli; a więc jeszcze tkwił w niej pierwiastek charakteru sprzed lat. Znali się przecież tyle lat a ona wciąż nie widziała go bez tej zbędnej części garderoby, nawet na przymiarkach – westchnęła w duchu, uznając, że przecież nie może mieć wszystkiego na raz i na powrót przylgnęła ustami do jego szyi, obsypując ją subtelnymi pocałunkami. Dawno zapomniany uścisk w podbrzuszu powrócił, lecz jak na razie zignorowała ten objaw; zaledwie po chwili przestała, zwyczajnie przytulając się policzkiem do jego ramienia – zauważyła bystrze, że jak na okoliczności, ich pocałunki nie powinny być chyba aż tak zachłanne.
Na pewno wiesz co robisz? – Spytała, przyjemnym szeptem drażniąc jego ucho i skórę, uprzytomniając sobie, że być może żadne nie wzięło pod uwagę konsekwencji. Szybko odsunęła się na nieznaczną odległość, jednak tylko po to, żeby mu się przyjrzeć; z bliska prześledziła męski profil, chyba najbardziej skupiając się na uśmiechu, którym ją obdarzył. Jej spojrzenie z kolei skrzyło się od spożytego alkoholu, ale przebijała w nim nuta nadziei i pożądania, zdecydowanie nieznajoma Aydenowi i wyraźnie zauważalna, nawet w panującym wokół półmroku, rozjaśnianym leniwie mieniącymi się gwiazdami.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzeg - Page 10 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzeg [odnośnik]26.06.18 17:43
Chwilowo nie przeszkadzała mu jej chęć dominacji - choć z pewnością nie miał zamiaru obsadzać jej w tej roli na dłużej. Posłusznie cofnął się pod naporem kobiecego ciała, uwagę swych jasnoniebieskich tęczówek skupiając na roziskrzonym spojrzeniu swej towarzyszki. Nie pamiętał już o łączącej ich na co dzień relacji oraz etykiecie, wpajanej mu do głowy od wczesnych lat młodzieńczych, a która to z pewnością zabraniała podobnych sytuacji z dala od komnat sypialni. Noc jednak zdawała się rozgościć na dobre, przyozdabiając ciemny nieboskłon migoczącymi gwiazdami i to właśnie one były jedynymi świadkami przekraczania fundamentalnych granic przyjaźni. Z fascynacją śledził każdy jej ruch, zastanawiając się co też faktycznie skłoniło półwilę do zrzucenia maski obojętności i ukazania swoje prawdziwego(?) oblicza, pełnego namiętności i pasji - które to zaś podobało mu się znacznie bardziej, niż te dotychczas mu znane.
Nie przeszkadzał mu również fakt, że właśnie wylądował na podłożu usypanym z ostrych kawałków wyrzuconych przez kotłujące się w oddali morze, a dzieląca ich  do tej pory odległość, ponownie została zmniejszona. Chętnie poddawał się czułościom, tak innym od tych, których zdołał doświadczać na przestrzeni minionych miesięcy. Nie pozostając dłużnym subtelnym pocałunkom, odwzajemniał je z podobną żarliwością, może jednak nieco bardziej zachłannie, niż czyniła to kobieta. Nie zamierzał rozczulać się nad kwestią tego, czy to co właśnie robili godziło w ich moralność, lub zastanawiać się nad ewentualnymi konsekwencjami. Byli dorośli i - w miarę - świadomi swych czynów, z których to zaś nie musieli się tłumaczyć przed nikim. A mimo to, zadane w pewnym momencie przez kobietę pytanie, zdołało przywrócić mu trzeźwość myślenia.
- Solange - wzdrygnął się lekko, czując na swej skórze ciepły oddech półwili. - Powinniśmy stąd iść - zauważył, otwierając przymknięte przed chwilą powieki. Głos rozsądku zdołał przedrzeć się przez zaćmiony pożądaniem umysł, słusznie podpowiadając ewakuację. Nie chciał odrywać się od jej ust, ani cofać dłoni, które jeszcze przed chwilą obłapiały jej filigranową sylwetkę. Nie chciał jednak również traktować jej jak nieznaczącego wiele epizodu, po którym pamięci dało się pozbyć kilkoma szklankami ognistej. Stawianie jej na równi z kobietami, które spotykał na swej drodze ilekroć tylko dawał się namówić swemu bratu na nocne podbijanie stolicy, byłoby wielkim nietaktem z jego strony. To też nie protestował, gdy kobieta zwiększyła dzielącą ich odległość. Jego usta wygięły się w ciepłym, choć nie do końca niewinnym uśmiechu, kiedy dłonią sięgał niesfornego kosmyk blond włosów, spoczywającego na twarzy półwili. Odgarnąwszy go za ucho, zdołał jeszcze przeciągnąć kciukiem wzdłuż linii żuchwy, z trudem powstrzymując się przed ponownym przywarciem do zmęczonych pocałunkami, ust kobiety.
- Pozwól, że odprowadzę Cię do domu - zwrócił się do niej, kiedy już podniósł się do pionu. Ujmując ją za dłoń, pomógł utrzymać kobiecie równowagę, po czym zarzucając na jej barki marynarkę, złożył na czubku jej głowy czuły pocałunek. - Wiem co robię - odpowiedział w końcu na zadane przez nią wcześniej pytanie, po czym obejmując ją ramieniem, ruszył wzdłuż plaży w kierunku wyjścia. Dopiero na jej krańcu zdołał rozpoznać głos kobiety, której tożsamości wcześniej nie mógł nawet przepuszczać. Bez większego wahania schylił się lekko, by pozostawić na ziemi trzymaną w wolnej ręce, a nietkniętą jeszcze butelkę wina.
- Zróbcie z niej użytek - rzucił lekko w kierunku Hanki, mając pełną świadomość tego, że panna Wright nie przemilczy całej sytuacji i już nazajutrz będzie musiał zdrowo się tłumaczyć - nie tylko jej, ale także i całej reszcie.

|zt Ayden i Solene


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzeg - Page 10 TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Brzeg [odnośnik]28.06.18 15:39
Mróz szczypał w policzki - tę część wyżej, ponieważ broda Louvela robiła za wspaniały izolator skóry przed dopływem zimna. I tak trochę zmarzł czując jak czerwieniał mu nos. Taka drobna niedogodność nie przeszkadzała mu, bowiem od zawsze uwielbiał chłód. Ten towarzyszył mu od zawsze - najpierw w surowych murach zamku Beeston, później w równie skostniałych pomieszczeniach Durmstrangu. Obcowanie z duchami - z którymi związał się kilkanaście lat temu - również nosiło znamiona przenikających na wskroś lodowatych igiełek atakujących żywy organizm czarodzieja. Nie wyobrażał sobie siebie pośród upalnego lata, muszącego znosić intensywne promienie słońca oraz żar lejący się z nieba. Przeżył to podczas podróży do Egiptu - pomimo wspaniałego czasu, jaki tam spędził, tamtejsza pogoda wołała o pomstę do nieba będąc jedynym mankamentem afrykańskiego kraju. Nie chciałby przeżywać tego na nowo. Szczęśliwie w Wielkiej Brytanii na próżno doszukiwać się było upałów, chociaż ostatnie anomalie miały na ten pogląd inne zdanie. Na razie zamiast upragnionego przez wszystkich lata czarodzieje powitali wspaniałą, dostojną zimę - arystokracie cieszyły się oczy, przynajmniej do momentów, w których uświadamiał sobie swoją beznadziejną sytuację.
Bowiem sytuacja, w której się znalazł, wyglądała dość opłakanie - zasłabł, dręczyła go choroba oraz - na pewno chwilowa - niemoc trudna do zdiagnozowania. Podobno uzdrowiciel zarzucał mu przepracowanie, lecz Rowle nie zgadzał się z tą opinią, wszakże godziła ona w karierę, wymagającej jego poświęcenia. Oddawał się jej całkowicie zapominając czasem o życiu towarzyskim oraz rodzinnym, chociaż ono zawsze pozostawało w stanie rozkładu. Rodzice, zwłaszcza mężczyźni, nie przykładali się do wychowania swoich dzieci - tym bardziej lordowie Cheshire. Lou nie mógł - ani nie chciał - łamać tej tradycji, stąd w Arleen poczucie, że ojciec ją zaniedbywał. To nie tak. Troszczył się o to, żeby niczego jej nie brakowało, ingerował w tok nauczania oraz wybór nauczycieli czy guwernantek, żeby nadal pozostawała pod najlepszą opieką. Zdarzało mu się brać sprawy w swoje ręce, ponieważ córka musiała wiedzieć jak odnosić się do szlam, zdrajców krwi. Ktoś musiał wpoić jej zasady panujące w rodzinie, wartości, jakich nigdy nie powinna się wstydzić ani ich zaprzepaszczać - o to martwił się najbardziej. Że pewnego dnia cały ten promugolski motłoch będzie usiłował przekabacić Rowle'ównę na swoją stronę. Nie mógł do tego dopuścić. Dziewczynka nigdy nie zostanie dziedzicem, lecz nadal mogła być chlubą rodu - później zaś męża, który zostanie jej wybrany w celu zachowania nienagannej polityki rodziny.
Zdecydował, że dzisiejszy dzień spędzi właśnie z Arleen, skoro nie mógł pracować ani przemęczać się. Witał się z każdym, kto na to powitanie zasłużył; owszem, znajdował się u Prewettów, lecz i tak nie kłaniał się w pas sympatykom brudnej krwi. Taki już był.
Wybrał sanie nawet nie wiedząc, że były one najnowocześniejsze. Po prostu mu się spodobały. Potem nawet chciał się rozmyślić, jednakże wraz z wybraniem przez lady Rowle sań nie mógł tego zrobić. Pomógł zatem córce wsiąść do wybranego pojazdu, samemu usadawiając się naprzeciwko dziewczynki.
- Czego się ostatnio nauczyłaś? - spytał neutralnie, nie okazując żadnych emocji. - Doszły do mnie pewne słuchy - uzupełnił, dając jej tym samym wskazówkę, w którą stronę może potoczyć się niniejsza rozmowa. Lustrował czarownicę uważnym, jeszcze pozbawionym szorstkości spojrzeniem będąc ciekaw jak zareaguje na taki początek podróży.


When you're standing on the crossroads that you cannot comprehend - just remember that death is not the end

Louvel Rowle
Louvel Rowle
Zawód : łącznik z duchami w MM
Wiek : 33
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Death is not the end.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4459-louvel-rowle https://www.morsmordre.net/t4472-poczta-louvela#95528 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f75-cheshire-beeston-castle https://www.morsmordre.net/t4473-skrytka-bankowa-nr-1156#95529 https://www.morsmordre.net/t4474-louvel-rowle#95532
Re: Brzeg [odnośnik]28.06.18 17:28
| 05.08

Festiwal Lata był dobrą okazją do zadbania o znajomości nadwątlone nieco przez niedawne wydarzenia i dość ograniczoną możliwość swobodnego przemieszczania się po kraju. Elise zamierzała z tego skorzystać, tym bardziej, że był to jej pierwszy festiwal po ukończeniu szkoły. Pierwszy prawdziwie dorosły festiwal. Nawet jeśli Prewettowie nie przejmowali się dobrymi obyczajami i zapraszali tu wszystkich bez względu na krew, i tak była to sposobność do obracania się w wartościowym towarzystwie ludzi z jej sfer. Na resztę nie zamierzała zwracać więcej uwagi, omijając pospólstwo z dumnie uniesioną głową.
Mimo wczorajszej nieprzyjemnej przygody podczas poszukiwania kwiatów na wianek dziś powitała dzień w lepszym humorze. Założyła nową sukienkę (wczorajsza mimo starań Marine nie nadawała się już raczej do zakładania w towarzystwie, dopóki skrzaty należycie jej nie odnowią) i schludnie ułożyła włosy, a siniaka na policzku powstałego podczas staczania się ze zbocza umiejętnie zamaskowała delikatnym, kryjącym makijażem. Podobnie uczyniła z siniakami na dłoniach. Nie uchodziło w końcu, by dama pokazywała się towarzystwu ze skórą skalaną zasinieniami i zadrapaniami, a do uzdrowiciela nie chciała się fatygować.
Chciała wyglądać nienagannie. Pierwszy Festiwal Lata po Hogwarcie był może mniej ważny niż pierwszy sabat, ale wciąż na tyle istotny, by zaprezentować się jak należy jako panna na wydaniu i przykładna lady Nott. Jej rodzina mogła nie przepadać za Prewettami i sama też nie przepadała z racji ich niegodnej przyjaźni z Weasleyami, ale jak mogłaby przegapić okazję do pokazania się oraz spotkania ze swoimi krewnymi, także tymi nie widzianymi od dłuższego czasu?
Dawno już nie widziała Evandry. Od poprzedniego spotkania minęło sporo czasu. Z racji uziemienia w Hogwarcie nie mogła być obecna na jej ślubie, a kiedy ukończyła szkołę, kuzynka już nie mieszkała na wyspie Wight, a w dworze swego męża. Ich relacja za młodu nie była łatwa, przesycona dziewczęcą rywalizacją i zazdrością tak typową dla młodych panien, z których każda chciała być tą lepszą. Mogło się wydawać, że Evandra jest wygrana na starcie jako piękna półwila, ale miała jedną słabość, którą Elise w dzieciństwie chętnie jej wypominała – choroba, poważna skaza na idealnym wizerunku. Kiedy Evandra wywyższała się z powodu urody i talentu, Elise chełpiła się tym, że to ją Flavien uczył jeździć na hipokampusach, że mogła tańczyć, ćwiczyć balet i częściej chodzić z bliskimi na koncerty i inne tego typu wyjścia towarzyskie. Tak właśnie mijało im dzieciństwo i wiek nastoletni – pod znakiem wzajemnych przechwałek i rywalizacji, które nieodłącznie towarzyszyły ich znajomości odkąd tylko Elise sięgała pamięcią. Ale w gruncie rzeczy Nottówna zawsze ceniła rodzinę i lubiła swoje kuzynki, również Evandrę, co nie przeszkadzało im się droczyć, były w końcu w podobnym wieku i obie były niezwykle rozkapryszone i przekonane o swojej wyjątkowości. Dopiero kiedy umarła Rosalind Elise nieco się uspokoiła i uświadomiła sobie, że czasem zachowywała się nie w porządku. Za czasów nauki widywały się zresztą tylko w wakacje, bo chodziły do różnych szkół. A teraz obie były już dorosłe, co zmuszało do pewnego odejścia od dziecinnych zachowań sprzed lat, choć spodziewała się, że Evandra będzie niezwykle dumna z faktu swojego zamężnego stanu, choć jej Elise nie zazdrościła tak, jak Marine, Evandra była w końcu dwa lata starsza i naturalnym było, że to ona powinna być pierwsza. Może w gruncie rzeczy Nottówna potrzebowała kogoś, z kim mogłaby rywalizować, a skoro krewni ze strony Nottów byli w większości sporo starsi, padło na bliskie jej wiekiem Lestrange’ówny, z którymi jako dziecko i nastolatka spędziła sporo czasu, zabierana na wyspę Wight przez matkę.
Była ciekawa, jak będzie wyglądać to spotkanie, pierwsze po przerwie. Kiedy więc natknęła się na półwilę na terenie festiwalu, nie mogła nie zaprosić jej na krótką przechadzkę.
- Może przejdziemy kawałek wzdłuż brzegu? – zaproponowała, po czym od razu zagaiła rozmowę. – Jak wiedzie ci się w małżeństwie, droga Evandro? Mam nadzieję, że czujesz się szczęśliwa jako lady Rosier.
Mimo że wciąż odczuwała lekką zazdrość względem jej urody i talentu, to w gruncie rzeczy życzyła jej dobrze. Panna z rodu Lestrange zasłużyła na dobre życie u boku męża. Może szczęśliwsze niż to, które przypadło w udziale matce Elise, która kiedyś znalazła się w podobnej sytuacji, oddana mężczyźnie z innego rodu i zmuszona do opuszczenia ukochanej wyspy?
Elise Nott
Elise Nott
Zawód : Dama, ozdoba salonów
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ty się nazywasz lew, a lwa nie obchodzi zdanie owiec.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6043-elise-nott https://www.morsmordre.net/t6157-poczta-elise https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t6159-skrytka-bankowa-nr-1507 https://www.morsmordre.net/t6158-elise-nott
Re: Brzeg [odnośnik]30.06.18 11:54
Tego dnia pojawiła się na terenie Festiwalu Lata ze swoim mężem, dumna i szczęśliwa. Pogoda nie dopisywała, ale Evandrę cieszył brak słońca, który pozwalał na zostawienie w domu parasolki, chroniącej szlachetnie bladą cerę. Jednocześnie przesłaniała ona widok na niezwykłą urodę półwili, co wpędzało ją w niezadowolenie. Przyszła tutaj by błyszczeć i zachwycać, nienachlanie, z klasą i godnie reprezentować nową rodzinę. Ubrała się w barwy Rosierów. Suknia w stonowanej czerwieni poprzetykana była złotymi nićmi, w identycznym kolorze co jej długie włosy. Ornament z wyszytych róż zdobił skromny, półokrągły dekolt. Zazwyczaj podkreślała swą talię, lecz odkąd utraciła smukłość na rzecz ciążowego brzuszka, wolała koncentrować wzrok swego męża na atrakcyjniejszych częściach ciała. Spojrzenia innych ją nie obchodziły, przynajmniej pozornie, tak naprawdę pławiła się bowiem w zainteresowaniu, jakie wzbudzała. Pierwsze pojawienie się w miejscu publicznym po długiej chorobie sprawiało jej przyjemność, nawet jeśli poniekąd było także jej obowiązkiem. Udowodnienia, że młodziutka żona lorda Rosiera tryska zdrowiem, że nosi pod sercem dziedzica wspaniałego rodu, że nie zawiodła w nowej roli. Z wielką radością przyjmowała gratulacje dotyczące błogosławionego stanu, z mniejszą troskliwe pytania o samopoczucie. Uwielbiała zainteresowanie, ale nie takie, nie wynikające ze słabości. Chciała, by podziwiano ją za piękno i muzyczne talenty, a nie za to, że w ogóle przeżyła ostatnie wahania magii.
Tristan wspierał ją cały czas, musiał ją jednak na moment opuścić, obiecując, że zjawi się lada moment a później spędzą całe popołudnie razem, biorąc udział w zabawie rozgrywającej się w zielonym labiryncie. Pożegnała go czule i tęsknie, pozostając pod opieką starszej cioci. To ona zauważyła zbliżającą się do nich Elise i zasugerowała, by dziewczęta przespacerowały się razem, bez jej nadopiekuńczego towarzystwa. Evandra zachichotała uprzejmie, zapewniając ciotkę, że jest doskonałą kompanką rozmów, ale z ulgą przyjęła perspektywę rozmowy z kimś młodszym. Nawet jeśli miała być to panienka Nott, z jaką łączyły ją skomplikowane stosunki. Część wakacji spędzały razem, ale nie darzyła jej czystą sympatią. Uważała ją, mimo pochodzenia, za obcą na Wyspie Wight, dąsała się na nią bardzo często, zaborczo pragnąc uwagi rodziny wyłącznie dla siebie. I tak musiała dzielić się nią z Marine, ale obydwie dumnie nosiły barwy rodu Lestrange, stąd sympatia do brunetki była większa. Z Elise nie toczyły otwartej wojny, Evandra czuła się od niej znacznie lepsza, ale okazywała to dość subtelnie, doceniając niektóre cechy panienki Nott.
- Elise, najsłodsza, jak dobrze widzieć cię w dorosłym życiu – powitała ją z emfazą, kiwając jej z gracją głową, bez bezpośrednich pocałunków czy czułości. Te zostawiała na prywatne spotkania. To, co wypadało we Francji, nie do końca pasowało do brytyjskiej arystokracji. Podkreśliła wejście Nottówny w dojrzałość, popadając w chwilową nostalgię nad swoją niedawną młodością. – Oczywiście, spacer z tobą to przyjemność – powiedziała, kierując się wraz z towarzyszką bliżej brzegu, tak, by odsunąć się od ewentualnych podsłuchujących. Dalej czuła na sobie zachwycone spojrzenia, kwitła w ich blasku. Nonszalanckim gestem odrzuciła na plecy złote pukle, wiedząc, że pięknie zaprezentują się nawet w słabym blasku słońca, odcinając się od morskiego tła. – Nie mogłabym być szczęśliwsza, Elise. Zawsze marzyłam o romantycznym księciu, o kimś, kto pokocha mnie całą, kto sprawi, że poczuję się bezpiecznie, z kim stworzę silną rodzinę – wspomniała ich dziecięce marzenia, uśmiechając się słodko i tajemniczo. – Tristan taki jest. A odkąd wie, że noszę jego dziecko, przychyla mi niebios. Obsypuje prezentami, kwiatami, dba o moje zdrowie. Niezwykle często bywa także w posiadłości, poświęcając mi cenny czas, a dobrze wiesz, jaki jest teraz zajęty – kontynuowała peany pochwalne, delikatnie szczycąc się także pozycją Rosiera jako zarządcy całego rezerwatu. Nie mówiła o smutku i zazdrości, o słonych łzach, o niechęci. Łatwiej było skrywać jej wcześniejszą gorycz, gdy Tristan naprawiał swe błędy, co upewniało ją w tym, ze będą jeszcze prawdziwie szczęśliwi.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 10 z 32 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 21 ... 32  Next

Brzeg
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach