Wydarzenia


Ekipa forum
Poczekalnia
AutorWiadomość
Poczekalnia [odnośnik]10.03.12 22:26
First topic message reminder :

Poczekalnia

Jest to długi korytarz z poustawianymi przy ścianach długimi rzędami krzeseł; ofiary śmigają środkiem sali na magicznie unoszonych noszach, czarodzieje o bardziej stabilnym stanie oraz ich przyjaciele zajmują miejsce na niewygodnych siedzeniach. Cisza niemal drga powietrzem; ponura atmosfera zniecierpliwienia mrozi krew w żyłach. Na ścianie widnieje tablica oprawiona w drewniane ramy, na której rozpisano plan szpitala.

PODZIEMIA, POZIOM I: Prosektorium (kostnica, chłodnica, archiwa);
Parter: WYPADKI PRZEDMIOTOWE (eksplozje kociołków, samoporażenia różdżkami, kraksy miotlarskie etc.);
Piętro I: URAZY MAGIZOOLOGICZNE (ukąszenia, użądlenia, oparzenia, wbite kolce etc.);
Piętro II: ZAKAŻENIA MAGICZNE (choroby zakaźne, np: smocza ospa, znikanie epidemiczne, skrofungulus etc.);
Piętro III: URAZY MAGIPSYCHIATRYCZNE (nerwica, szoki, homoseksualizm, amnezje, urazy psychiczne etc.);
Piętro IV: ZATRUCIA ELIKSILARNE I ROŚLINNE (wysypki, wymioty, niekontrolowany chichot etc.);
Piętro V: URAZY POZAKLĘCIOWE (uroki nieusuwalne, klątwy, niewłaściwe zastosowanie zaklęcia etc.);
Piętro VI: SKLEP i HERBACIARNIA dla odwiedzających.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Poczekalnia - Page 8 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Poczekalnia [odnośnik]01.11.19 14:49
Niedobrze, bardzo niedobrze! Zagryzał zęby w tym stresie, modląc się o to, by uzdrowiciel Perkins dalej słodko drzemał po ciężkiej nocy. Obiecał mu, że wszystkim się zajmie, ale jak tylko w szpitalu pojawiła się ta grupka francuskich czarodziei pozatruwanych złośliwymi ciasteczkami, musiał zamknąć cały oddział i zarządzić kwarantannę! Rzygowiny były wszędzie, a dwie stażystki odmówiły współpracy, bojąc się, że zaraz same zaczną cierpieć na tę wyjątkowo zaraźliwą przypadłość. Zaniepokojony trząsł się więc i szybciutko pędził korytarzem, nerwowo rozglądając się na boki. Szafeczki pustoszały, a on potrzebował natychmiastowych fiolek  z antidotum. Taka prosta sprawa, tylko zatrucie, paskudne, ale jednak zatrucie, a na oddziale totalny chaos! Lord Shafiq nieobecny, gdzieś w dalekich stronach, a on sam biedny już zaczynał czuć mdłości! Pacjenci potrzebowali natychmiastowej pomocy i bał się ich zostawić tam choćby na chwilę. A Perkins powiedział, że budzić go można tylko w nagłych wypadkach. Niedobrze, tak niedobrze! Nie chciał, by przyjaciele z zagranicy, którzy i tak obrazili się na angielskich cukierników, pomyśleli źle o tutejszych medykach! Jakże to tak? Pokonywał więc sobie korytarzyk za korytarzykiem, szukając zbawienia o niewiadomej postaci. Wreszcie je znalazł i odetchnął głośno, skupiając na sobie jeszcze więcej uwagi, niż oczekiwał. Niemniej była tam! Cóż za anioł!
– Panno Leighton! Panno Leighton! – wołał gorączkowo i w dwóch krokach znalazł się przy niej. – Potrzebuję koniecznie panienki pomocy! Co za chaos, co za chaos – powtarzał spanikowany. – Trzeba przygotować dużą ilość antidotum. Musimy się pospieszyć. To bardzo ważne. Proszę łaskawie pójść ze mną – mówił, już ochoczo obejmując jej ramię. W tej chwili nie zastanawiał się nad tym, co wypada. Stres przejął kontrolę nad jego gestami i słowami. – Pan wybaczy, pacjenci wzywają, to bardzo ważne – mruknął, obdarzając mężczyznę krótkim spojrzeniem – Szybciutko, szybciutko! Tędy proszę! – mówił, prowadzając ją w odpowiednim kierunku. Gdzieś między jednym i drugim zakrętem nerwowo potarł czoło, nie wyobrażając sobie nawet złości uzdrowiciela Perkinsa, który przecież powierzył mu tak ważne zadanie!


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Poczekalnia - Page 8 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Poczekalnia [odnośnik]01.11.19 22:06
Szkoda, że nie dane im było porozmawiać jeszcze chwilę dłużej. Ale prawdopodobnie miała już nie dowiedzieć się, że Constantine borykał się z podobną stratą co ona, że też pożegnał młodszą siostrę zabraną ze świata przez nieubłaganą Ondynę. Nie dowie się też, jaki niezwykły dar posiadał. Ledwie odzyskała równowagę po tym, jak się potknęła, zdążywszy przytrzymać się, żeby nie zatoczyć się na ścianę ani na ziemię, w korytarzu pojawił się jeszcze ktoś, wyraźnie zafrasowany uzdrowiciel, pracujący, o ile pamiętała, na oddziale zatruć. Najwyraźniej i on pamiętał ją, w końcu od jej awansu i przejścia na oddział urazów pozaklęciowych nie minęło wiele czasu. Już nie skakała po piętrach, ale pracownicy, z którymi miała styczność, pamiętali ją.
W związku z problemem musiała pożegnać Constantine’a wcześniej, nie dokończywszy rozmowy z nim. Zdążyła jeszcze wskazać mu drogę, którą dalej powinien podążyć sam, by znaleźć to, czego szukał. Było już niedaleko, nie powinien się zgubić, schody były oznaczone, a stamtąd na pewno dotrze na odpowiednie piętro i do właściwego miejsca, gdzie miał odebrać swoje eliksiry. Odszedł, a Charlie została z uzdrowicielem, który zaczął tłumaczyć jej swój problem.
- Nie pracuję już na pańskim piętrze, ale skoro to takie nagłe i pilne, oczywiście postaram się pomóc w przygotowaniu antidotum – rzekła. Pracownia na piątym piętrze była obsadzona, zostawiała w niej kompetentnych alchemików. Powinna co prawda czekać na czarodzieja z zaopatrzenia, który się spóźniał, ale chorzy pacjenci byli ważniejsi. Nie wiadomo, co działo się aktualnie z alchemikami którzy powinni pełnić dyżur na piętrze zatruć, poza opiekunem pracowni powinni być też zwykli, podlegający rotacji alchemicy tacy jak do niedawna Charlie. Zaraz się to ustali, gdy dotrą na miejsce. - Proszę opowiedzieć, co dokładnie się wydarzyło...
Ruszyła za uzdrowicielem; antidotum na szczęście warzyło się szybko, więc miała szansę pomóc w przygotowaniu go, a później wrócić do swoich zajęć na właściwym piętrze. Było widać, że to jakaś nagła i pilna sytuacja, a Charlie nie miała serca tego zignorować i wykręcić się innymi sprawami. W końcu była w Mungu właśnie po to, by nieść pomoc innym. I czasem, gdy sytuacja tego wymagała, przesuwano pracowników między piętrami, jak miało to miejsce choćby w początkach anomalii, kiedy ofiar niestabilnej magii było tyle, że w leczenie ich byli zaangażowani wszyscy uzdrowiciele bez względu na specjalizację, a wszyscy alchemicy musieli warzyć mikstury.
Zrobiła to, o co ją poproszono, szybko i sprawnie tworząc antidota. Później podążyła na swoje piętro, powracając do obowiązków.

| zt.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : 7 +4
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +6
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 20
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Poczekalnia [odnośnik]06.07.20 22:40
13.06

Trzynaście cienkich nici pajęczyny unosiło się nad moją głową, pieczołowicie tkanych przez niewielkiego owada o chudych, długich nóżkach. Wypuściłem spomiędzy warg kłąb gryzącego dymu, posyłając go w jego stronę, a on zadrżał, jakby kuląc się w sobie. Nie miałem serca go zabijać, niech łapie nieznośnie bzyczące muchy. Jedna szarpała się dziko wśród na wpół przezroczystych linii, ale było już za późno; zaraz umrze, a potem pajączek pożywi się jej truchłem. Natura bywała brutalna, ciągle udowadniała nam, że nie da się przewidzieć co czeka nas za rogiem. Ta durna mucha, jeszcze przed chwilą krążyła wokół niedopitych resztek czarnej herbaty, a teraz co? Ulatywało z niej życie, coraz wolniej poruszała skrzydełkami, traciła siły do walki. Wzdycham przeciągle gasząc peta w zapełnionej popielniczce. Jestem sam. Od wczoraj przebywam w mieszkaniu Philippy, wśród znajomych, obdrapanych ścian i chyba jest mi tu dobrze. Czuję się w miarę spokojny, chociaż krzyki i błyskające promienie zaklęć widoczne z ulicy, sprawiają, że z niepokojem odchylam firanki. Teraz panuje cisza, ale pewnie nie na długo, zresztą i ona wdziera się w uszy z sobie tylko podobnym okrucieństwem. Próbuję słuchać radio, jednak nie znajduję ukojenia w płynących z odbiornika dźwiękach muzyki; głos spikera brzmi niepokojąco, niespokojnie, wyczuwam w nim mnóstwo obaw i wcale mnie to nie dziwi. Powoli podnoszę się z materaca, ostrożnie zmieniając miejsce. Być może to odpowiedni czas by zebrać myśli krążące wokół i przelać je na papier; od jakiegoś czasu kolekcjonuję krótkie notatki oscylujące wokół tematów sztuk pięknych, chcę napisać własne rozważania na ten temat, jebany Manifest Magicznego Malarstwa, który być może kiedyś, w przyszłości będę mógł odczytać na jednej ze swoich wystaw, o ile którakolwiek dojdzie do skutku. Rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu swojego pióra, chwytam je w dłoń i wtedy dzieje się coś dziwnego, bo tam gdzie przed chwilą było ramię, teraz wyrasta potężne, łabędzie skrzydło. CO JEST DO CHUJA?! Pióra rwą mi rękaw koszuli, a ja jestem w tym momencie jak ta pieprzona mucha - szarpię się bez sensu, potrącając wszystko co wpadnie mi pod rę... skrzydło. Szklanki toczą się po podłodze, książki latają w powietrzu, niuchacze kulą się w klatkach, chyba nie do końca rozumiejąc co się dzieje; zresztą wcale im się nie dziwię, sam jestem w równie wielkim szoku, a przed oczami stają mi fleszbeki z dnia, kiedy Gwen zamieniła mnie w gęś, bo bezczelnie kręciłem dupskiem w jej sypialni zrywając z siebie kolejne warstwy ubrań. Wtedy było jakoś zabawniej, teraz WCALE. Próbuję się uspokoić, wdech i wydech, przestań się wierzgać bo jak Philippa wróci i zobaczy ten pierdolnik to wyrzuci cię na zbity pysk. Myślę gorączkowo jak do tego doszło i co zrobić, ale nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Powinienem iść do Munga? Co jeśli to jakieś potworne choróbsko? Przecież już raz obrosłem piórami... w miejscach intymnych, a jeśli to nawrót? Tamten medyk mówił wyraźnie - proszę zaprzestać puszczania się na prawo i lewo, a ja głupi co? Dawałem dupy tej, która chciała, no i masz, teraz zamienię się w łabędzia. Nie lubiłem szpitali, ale to chyba była jedyna opcja, żeby wyjść z tego cało; gdybym jeszcze chociaż mógł tam polecieć na tym pieprzonym skrzydle to by było fajnie, a tu chuj, nic z tego, ono kompletnie nie nadawało się do latania. Wciskam rękę w rękaw płaszcza, zaś drugą, obrośniętą pierzem, staram się ukryć pod materiałem, ale nie mieści się tam cała; wyglądam co najmniej debilnie, kiedy wystrzeliwuję z klatki jak z procy i od razu łapię Błędnego; zresztą tam też ludzie spoglądają na mnie ciekawsko, więc gdy wreszcie wysiadam pod Mungiem, oddycham z niejaką ulgą. Tylko w środku jak zwykle zaczynają się schody i to takie czysto metaforyczne. Siadać, czekać na swoją kolej, przecież nie jest pan umierający, teraz mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Jak zwykle. Więc siadam i czekam, czekam, czekam i czekam wciąż, włóczę się po długim korytarzu w jedną i drugą stronę, starając nie bić skrzydłem powietrza i nie potrącać nieuważnie innych. Niestety, przy kolejnym obrocie uderzam przechodzącą obok pannicę i to całkiem znajomą, wytrącam z jej uścisku pęk papierów, które latają teraz wokół nas, wirując w powietrzu jak płatki śniegu, niesione zimowym wiatrem - FRANCES - grzmię na całe gardło, a kilka osób zerka na nas ze zmarszczonymi brwiami, wręcz gniewnie - Przepraszam, pomogę ci to pozbierać - mówię; to nie był dobry pomysł. Nie, kiedy nie zdążyłem jeszcze pojąć mechanizmów działania tego cholernego skrzydła i biję nim na oślep, okładając kolejnych bogu ducha winnych nieznajomych. Niektórzy są już wkurwieni na maksa, a ja robię się cały czerwony ze wstydu, bezradności i złości. Naprawdę parszywy dzień.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Poczekalnia [odnośnik]07.07.20 1:04
Trzynasty czerwca zapowiadał się dla panny Burroughs całkiem pomyślnie. Przeprowadzka z paskudnego, portowego otoczenia dobiegała końca, a jej pozostawało coraz mniej spraw do załatwienia, aby móc cieszyć się wygodnym oraz, co najważniejsze, spokojnym życiem. A to wprawiało jasnowłose dziewczę w szampański nastrój, jakiego nie dało się zauważyć w niej do długich miesięcy.
I praca zdawała się jej iść nieco pomyślniej, nawet przy tak podłym zadaniu, jakie zostało jej przydzielone. Czuła, że marnuje się na obecnym stanowisku. Jej wiedza znacznie wystawała ponad tą, posiadaną przez współpracowników, mimo to co rusz spotykała się z nieprzyjemnymi komentarzami ze strony kolegów bądź zadaniami polegającymi na sprawdzeniu stanów pracowni, bądź sporządzeniu raportów z jej pracy. Od momentu rozpoczęcia swojej własnej kariery naukowej, panna Burroughs miała wrażenie, że ta praca uwłacza jej inteligencji. I za każdym razem powtarzała sobie, że jeszcze trochę, że już niedługo uda jej się udowodnić, że nie jest byle alchemiczką.
Cały dzień spędziła na spacerowaniu od jednej pracowni do drugiej, spisując wszystkie ingrediencje oraz eliksiry, znajdujące się na stanie szpitala. Zajęcie żmudne oraz niezmiernie monotonne, niezależnie od jego przydatności. Sporządzenie odpowiedniego raportu, wraz ze skrupulatną listą zapisaną eleganckim pismem zajęło jej kilka godzin, a od zakończenia pracy dzielił ją ledwie korytarz poczekalni, na którego końcu znajdowało się pomieszczenie, w którym raport powinien spocząć.
Szaroniebieskie spojrzenie utkwione w celu niewielkiej przechadzki nie zwracało większej uwagi na pacjentów, czekających w poczekalni w końcu… To nie jej problemem byli. Jej zadaniem było sporządzanie głupiutkich raportów oraz przyrządzanie mikstur, mających wyleczyć najróżniejsze dolegliwości. Nagle przed jej twarzą świsnęło coś, co wytrąciło eteryczne dziewczę z równowagi sprawiając, że dokumenty trzymane w jej dłoni rozpoczęły lot po pomieszczeniu, a ona sama musiała oprzeć się o ścianę, by nie skończyć na jasnej podłodze. Ciche westchnienie zmęczenia wyrwało się z jej ust, oczami wyobraźni widząc już kolejne nadgodziny, jakie spędzi na odpowiednim ułożeniu raportów. Dopiero po chwili zarejestrowała głos, który skądś z pewnością znała. Wzrokiem powiodła w kierunku, z którego dochodził głos. - John? - Wyrwało się z jej ust, nim jednak zdążyła coś dodać, ponownie coś pomknęło w jej kierunku, o zgrozo, zaburzając perfekcyjne ułożoną fryzurę. W pierwszym odruchu dziewczyna osłoniła twarz, nie chcąc oberwać po niej piórami. - Johnatanie Bojczuk, proszę natychmiast się uspokoić! Dam sobie radę tylko przestań trzepać… skrzydłem? - Zaskoczenie wybrzmiało w głosie dziewczęcia, gdy udało jej się lepiej przyjrzeć temu, co wystawało z jego torsu. Nie raz miała okazję rzucać w jego kierunku kąśliwe uwagi teraz jednak, przez jedną, krótką chwilę nie miała pojęcia, co powinna mu powiedzieć. Szaroniebieskie spojrzenie rozejrzało się po poczekalni w poszukiwaniu twarzy brata, z odrobiną ulgi przyjęła jednak  brak jego sylwetki na którymś z czerwonych krzeseł.
- W coś Ty się znowu wpakował, co? - Spytała z ciężkim westchnieniem przekonana, że obecność akurat tej osoby działała niczym magnes na całe krocie kłopotów. A od tych panna Burroughs wolała trzymać się z daleka, zwłaszcza w miejscu pracy. Gdy zauważyła, że mężczyzna przestał trzepotać skrzydłem przyjrzała się uważniej jego…dolegliwości. - Uzdrowiciel Ci z tym nie pomoże. - Zawyrokowała. Już raz przyszło jej widzieć podobny przypadek, była również pewna, że w ostatnim czasie słyszała historię o takiej przypadłości gdzieś w zakładowej stołówce. Ostrożnie odsunęła się od ściany, palcami poprawiła jasne pukle włosów by wyjąć różdżkę i rozpocząć przyzywanie do siebie kolejnych stron raportu.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Poczekalnia [odnośnik]13.07.20 14:48
Ha! Uspokój się! Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, bo jak ja mam być spokojny kiedy z mojego ramienia wyrasta coś, nad czym nie umiem zapanować, a wyobraźnia podsuwa mi sceny, w których już za chwilę cały zamieniam się w ptaka bez szans na powrót do ludzkiej postaci?... W sumie po dłuższym zastanowieniu dochodzę do wniosku, że to mogłoby nie być takie najgorsze, przynajmniej po prostu wyleciałbym przez okno i poszybował do ciepłych krajów wraz z innymi migrującymi zwierzętami. Niestety wciąż trwałem w tej groteskowej, częściowo ptasiej postaci i starałem się zapanować nad obcymi członkami. Z rękami było jakoś łatwiej. Ale zatrzymuję się w połowie kolejnego ruchu, ze skrzydłem rozpostartym w bok, tarasując przynajmniej pół korytarza - Nie mam bladego pojęcia - jak do tego doszło? Nie wiem - Błagam, powiedz, że to nie nawrót we - nery, dodaję w myślach, na całe szczęście w odpowiedniej chwili gryząc się w język. To nie była zbyt chlubna część tego roku, im mniej osób wiedziało, tym lepiej, więc dorzucam szybko, zanim zacznie zadawać niewygodne pytania - że to nie żadna choroba - no i pięknie. Kiwam energicznie głową, powoli składając skrzydło. Przyklejże się do korpusu i leż! Powtarzam kilka razy w myślach i mam wrażenie, że to naprawdę działa, bo nie lata już bez ładu i składu we wszystkich kierunkach, na które pozwala mu budowa - Nie?! No to co pomoże? - szczerze? W pierwszej chwili poczułem mocne ukłucie niepokoju, bo w uszach już słyszałem coś w rodzaju "właściwie nic ci już nie pomoże"; oddycham więc głośno, rozmyślając o tym jak ja teraz będę malować? Żeglować? Właściwie cokolwiek! Teraz to już tylko kariera cyrkowca, może zatrudnią mnie u Carringtonów jako człowiek-ptak, nauczę się skakać po trapezach i do końca życia będę pokazywać innym swoje szoł. Marny los, marniejszy niż do tej pory. Przygryzam nerwowo dolną wargę, wlepiając w dziewczynę prawie że szkliste spojrzenie - No ale chyba coś pomoże, co? Frances, Franeczko, błagam, powiedz, że ty wiesz co robić - bo ja nie miałem bladego pojęcia. Przyglądam się jak macha różdżką sprzątając bajzel, który narobiłem. W sumie pomógłbym jej z tym, żeby szybciej mogła zająć się moją przypadłością, ale coś mi mówiło, że mógłbym tylko przeszkadzać, skoro pozbawiono mnie prawej ręki, więc czekam cierpliwie, trochę nerwowo przestępując z nogi na nogę. Przynajmniej udało mi się w miarę zapanować nad skrzydłem i póki co pozostawało elegancko złożone przy boku.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Poczekalnia [odnośnik]14.07.20 18:45
Brew dziewczęcia powędrowała ku górze, gdy Bojczuk rozpoczął tłumaczenia. Nie była uzdrowicielem, posiadała jedynie podstawową wiedzę leczniczą pomagającą jej dopasować eliksiry do potrzeb uzdrowicieli oraz anatomiczną, ta jednak służyła jej głównie do manipulowania czarodziejskimi umysłami, przy tworzeniu jej własnych mikstur. Pewne kwestie wydawały się jej jednak oczywiste, pracując w szpitalu miała okazję przyjrzeć się różnym dolegliwościom, mimo iż nie przepadała za pracą z pacjentami.
- Specjalistą nie jestem, lecz nie wygląda mi to na chorobę. - Dziewczę wzruszyło delikatnie ramionami, przez chwilę uważniej przyglądając się skrzydłu. Ciekawe, czy jeśli powtórzyć by zabieg na jego drugiej ręce, skrzydła byłyby w stanie go unieść… Mogło to stanowić ciekawy temat do badań, a Frances przez chwilę korciło, aby spróbować to przetestować.
Delikatny uśmiech zagościł na buzi jasnowłosego dziewczęcia.
- Oczywiście, że wiem co robić, John. - Odpowiedziała, jakby jej słowa były oczywistą oczywistością. W końcu nie na marne spędziła te wszystkie lata z nosem w książkach zdobywając więcej wiedzy, niż komukolwiek mogłoby się zdawać. A zwłaszcza rodzinie, ta z pewnością nie wierzyła w jej zdolności. - Nie należy to jednak do mojego zakresu obowiązków. W dodatku za pięć minut powinnam oddać raport oraz skończyć pracę, czego niestety nie mogę zrobić, gdyż rozrzuciłeś moje zapiski po całej poczekalni. Rozumiesz więc pewnie, że nie posiadam wiele czasu… - Zadbała o to, aby jej wypowiedź nawiedziły tony, wskazujące na odmowę. Odrobina napięcia, zdenerwowania oraz oczekiwana na kolejny ruch mała stać się specyficzną karą za rozrzucenie pracy, nad którą spędziła kilka godzin. Panna Burroughs nie mogła sobie tego odmówić, głównie przez odrobinę złośliwości, jaka była w niej zawarta.
Szklące się spojrzenie oraz niemal błagalny ton głosu były jedynie składowymi w podjętej przez nią decyzji. Do tej pory nie przypominała sobie, aby mieli okazję zamienić choć kilka słów na osobności i szczerze ciekawiło ją, do czego mogłoby to doprowadzić, zwłaszcza gdy w głowie aż tliło jej się od możliwych pytań.
Szaroniebieskie spojrzenie powróciło do jego twarzy po kilku chwilach, gdy ostatnia z kartek znalazła się na pliczku trzymanym przez nią w dłoni. Na jasnej buzi zagościł psotny uśmieszek.  - Właśnie dlatego powinieneś już zacząć zastanawiać się, w jaki sposób się mi odwdzięczysz. Zwykłe kwiaty z pewnością nie wystarczą. - Oświadczyła, tym samym dając mu do zrozumienia, że uzyska pomoc z jej rąk. - No chodź.- Dodała jeszcze, rozpoczynając krótką wycieczkę przez szpitalne korytarze wprost do najbliższej pracowni alchemicznej. Milczała całą drogę zastanawiając się, w jaki sposób sformułować słowa, by przełożony pozwolił jej zużyć odrobinę składników, dzięki którym mogłaby udzielić mu pomocy.
Odezwała się dopiero przed odpowiednimi drzwiami, tym samym na chwilę przystając. - Pilnuj skrzydła i co najważniejsze, niczego nie dotykaj. - Ostrzegła, mając nadzieję, że ten nie narobi jej więcej problemów. Chwilę później dziewczę otworzyło drzwi pracowni wpuszczając Bojczuka do środka, sama również do niej weszła, przezornie zamykając drzwi na klucz. Pewnych nawyków nie da się wyplenić. Pomieszczenie było spowite w przyjemnym półmroku rozpraszanym jedynie przez kilkanaście świec znajdujących się przy stole, obok którego stały przemysłowe kociołki. Gestem dłoni wskazała mu jedno z krzesełek, samej podchodząc do stołu, na którym wylądował plik dokumentów. Smukłe dłonie szybko odnalazły pióro oraz kawałek pergaminu by spisać na nim kilka zdań, by następnie za pomocą różdżki zaczarować pergamin tak, by poleciał do odpowiedniego biura.
- A teraz czekamy... Co u Ciebie? - Spytała przysiadając na jednym krzeseł, mając nadzieję, że zwykłe pytanie pozwoli im zabić czas oczekiwania.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Poczekalnia [odnośnik]30.07.20 8:26
W pierwszej chwili czuję jak kamień spada mi z serca, usta wykrzywiają się w bladym, aczkolwiek szczerym uśmiechu, jednak co z tego, skoro już za moment jakaś niewidzialna pętla zaciska się wokół trzewi, bo panna Burroughs wyraźnie daje mi do zrozumienia, że właściwie mogłaby mi pomóc, ale być może tego nie zrobi. Musiałem wyglądać bardzo żałośnie, skoro ostatecznie zmieniła zdanie; ja z kolei trochę się rozpromieniam i kiwam energicznie głową, tym samym niemo obiecując, że w ramach odwetu jestem w stanie zrobić dosłownie wszystko. W S Z Y S T K O, czego tylko dusza będzie potrzebować. Ruszam za dziewczyną, starając się wciąż przyciskać skrzydło do boku, żeby nie narobić tu jeszcze większego bałaganu i ponownie kiwam głową, tym samym obiecując, że postaram się jak mogę by moje kończyny nie wystrzeliwały znienacka we wszystkich kierunkach. Tylko znowu - łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić, a ja musiałem pozostać naprawdę skupiony, by nie chlastać skrzydłem na prawo i lewo. Próg przekraczam powoli, ostrożnie i czym prędzej zajmuję miejsce na wskazanym krześle, chociaż dłonie... a raczej dłoń aż mnie świerzbi żeby podotykać wszystkiego - każdej pustej i pełnej fiolki, każdego kociołka... ciekawe czy nadawałyby się do zrobienia Pięści Hagrida. Ciekawe czy sprzątający tego nie robili i nie puszczali alkoholu na czarny rynek; to niby taki trunek dla uczniaków, ale myślę, że i wśród dorosłych znaleźliby się chętni przypomnienia sobie jak klepie to cudo. Ja bym tak zrobił, gdyby zatrudnili mnie do czyszczenia mungowskich kotłów, skoro robiłem to już w Hogwarcie, czasem umyślnie doprowadzając profesora Slughorna do szewskiej pasji (chyba od nikogo innego nie dostałem tylu szlabanów co od niego) - U mnie? - powtarzam, powracając spojrzeniem po Frances, chociaż nie zdążyłem jeszcze odkryć wszystkich tajemniczych, naukowych instrumentów zebranych w pracowni - Jest - chujowo; milknę na moment. Wiele się zmieniło na przestrzeni tych kilku, lub nawet kilkunastu miesięcy i to było po mnie widać. Czy na lepsze? Hm, być może kiedyś uznam, że tak, teraz jednak trochę więcej smutku odbijało się w moich oczach, jakoś mocniej podkrążonych. Skóra blada, pomimo nadejścia słonecznych dni i ta jedna dłoń, która mi została, pozbawiona wyraźnych odcisków pracy na statku - Lepiej - mówię w końcu, ponownie wykrzywiając wargi w delikatnym uśmiechu - Zatrzymuję się teraz u Philippy, wiesz? Porzuciłem żeglarstwo - a raczej to morze zrzekło się mnie, nie dając szansy na kolejne przygody - jeszcze w zeszłym roku, ostatni raz byłem na statku chyba... chyba jakoś na jesień, ja pierdole, to naprawdę kawał czasu - ja sam sobie to uświadomiłem chyba dopiero teraz, kiedy powiedziałem to na głos; czy jeśli minęło już tyle czasu, to znaczy, że nie wrócę już na głębokie wody?... - Teraz maluję, wiesz? Więc jeśli będziesz potrzebowała jakiegoś obrazu, na przykład żeby sobie powiesić nad kominkiem w salonie, albo chociaż żeby ci ktoś odświeżył ściany na mieszkaniu to wiesz do kogo iść - kiwam lekko głową, nie wdając się w więcej szczegółów odnośnie swojego dosyć beznadziejnego nastroju, który utrzymywał się już od jakiegoś czasu - No a co u ciebie? - odbijam pytanie, w nadziei, że rozmowa na pozornie błahe tematy odciągnie moje myśli od tego, że zostałem pośrednio transmutowany w ptaka i nie mam pojęcia jak do tego doszło. Szczerze? Chyba naprawdę zdało to egzamin, bo skrzydło pozostawało w bezruchu.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Poczekalnia [odnośnik]01.08.20 3:56
Frances nie łudziła się, że usłyszy chociażby głupie dziękuję z ust Bojczuka, w końcu… Czego mogła się spodziewać po znajomym jego brata? Sam fakt, iż trzymał się w jego towarzystwie w oczach ambitnej alchemiczki nie świadczył dobrze… Było jednak w nim coś, co sprawiało, że zwyczajnie chciała mu pomóc w tej, jakże niefortunnej sytuacji.
Jasnowłose dziewczę kiwnęło głową, w potwierdzeniu swojego pytania. Jakoś musieli zająć sobie czas, dopóki nie otrzyma odpowiedzi dotyczącej wykorzystania składników z mungowskich zapasów - niezależnie od chęci, nie miała zamiaru narażać się przełożonym cały czas licząc, że w końcu uzyska zasłużony awans.
- Nie mamy kontaktu. - Stwierdziła sucho, wręcz zimno gdy mię Philipy padło w rozmowie. Żywiła do niej żal niemal równie mocny, co do wyrodnego starszego brata gdyż żadne z nich nie zainteresowało się jej sytuacją w tym, jakże abstrakcyjnym, wojennym świecie do którego z pewnością nie pasowała.
Skrzywiła się na dźwięk przekleństwa, jakie opuściło jego usta. Mimo piętnastu lat spędzonych w portowych dokach nadal nie przywykła do takiego języka. Chwilę później jednak, przekręciła z zaciekawieniem głowę, pozwalając jasnym puklom zawisnąć w powietrzu. Gdzieś w środku zazdrościła mu możliwości oraz odwagi do dalekich podróży, samej mogąc jedynie zadowolić się zasłyszanymi od znajomych opowieściami.
- Nie brakuje Ci tego? - Spytała, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. - Zawsze ciekawiło mnie, w ilu krajach byłeś? - Szaroniebieskie tęczówki błysnęły zaciekawieniem. To pytanie chciała zadać mu od dawna, nigdy jednak nie miała ani sposobności, ani odwagi aby je wypowiedzieć. Złakniona opowieści o miejscach, których zapewne nigdy nie przyjdzie jej zobaczyć nie potrafiła się powstrzymać.
Ofertę skomentowała jedynie ciepłym uśmiechem oraz skinieniem głowy, nie będąc pewną co powinna odpowiedzieć… Również na pytanie, dotyczące wydarzeń z jej życia.
Przez chwilę milczała warząc odpowiednie słowa.
- Och wiesz, różnie bywa. Cały czas się uczę, próbuję tworzyć nowe receptury, bo chciałabym zgłębić bardziej naukową stronę alchemii... W marcu napadnięto mnie pod Parszywym, w maju włamano mi się do mieszkania i je obrabowano. Oczywiście ani Keat, ani wuj ani nikt nie zainteresował się, czy w ogóle żyję. - Ciężkie westchnienie wyrwało się z ust panny Burroughs, nie potrafiącej potrzymać żalu sączącego się w kierunku rodziny. Doskonale wiedzieli, że była delikatną, wrażliwą istotą niepasującą do podłej rzeczywistości, zawsze jednak zrzucali wszystko na jej wątłe barki.
- No i wyprowadziłam się z portu. Kupiłam niewielki domekw Surrey, mam nawet kawałek stawu, rozpadający się pomost i dziurawą łódkę... Będę jednak wdzięczna, jeśli nikomu o tym nie powiesz... - Delikatny uśmiech zamajaczył na ustach dziewczęcia. Cieszyła się ze zmiany otoczenia, bezpiecznego kąta oraz faktu, że już nie musiała bać się o swoje życie wracając z pracy do domu.
Niewielki kawałek pergaminu wpadł do pomieszczenia wprost na biurko alchemiczki. Smukłe palce od razu sięgnęły do niej, by szybko przyswoić zapisane tam słowa. Frances wstała z krzesełka poprawiając sukienkę by już po chwili wyciągnąć różdżkę. - Powinieneś się rozebrać… - ale mogę tego nie przeżyć. Zamiast jednak skupiać się na niezręczności przyszłych wydarzeń, rozpoczęła delikatne poruszanie jasnym drewnem by przywołać do siebie odpowiednie składniki, układając kolejne liście płasko na blacie biurka.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Poczekalnia [odnośnik]09.08.20 13:46
- Dlaczego? - dziwię się, otwierając szeroko oczy. Zawsze wydawało mi się, że były dosyć blisko, może nie tak blisko jak z Keatonem, ale wciąż. Ostatecznie obie były przecież portowymi dziewczynami, nawet jeśli tylko jedna z nich czerpała z tego korzyści, w czasie kiedy druga próbowała uciekać. Później zaciskam wargi w wąską kreskę, bo to pytanie sprawia, że czuję jak niewidoczna pętla zakleszcza mi się na trzewiach. Chciałbym móc pokiwać głową, albo chociaż wzruszyć ramionami, ale nie umiem, w zamian wzdycham ciężko i opuszczam spojrzenie gdzieś na wypastowaną podłogę - Brakuje mi tego jak cholera - mówię cicho, prawie szeptem, jakby te słowa z trudem przechodziły mi przez gardło. Znowu czuję się po prostu beznadziejnie, bo znowu uświadamiam sobie, że być może to już zamknięty rozdział, że przyjdzie mi zadomowić się w jednym miejscu i osiąść w nim na stałe, uświadamiam sobie, że teraz, w przeciągu ostatnich tygodni lub nawet miesięcy spełniają się wszystkie moje największe koszmary oraz obawy. Unoszę dłoń i w nerwowym geście przesuwam nią po czole, drapię się w skroń i wreszcie powracam spojrzeniem do dziewczyny, rzucając jej krótki, blady uśmiech - Oooo, w wielu! Gdybym chciał je teraz zliczyć to zabrakłoby mi palców - może nie zabrakłoby piór, gdybym wyrywał jedno z każdym wspomnieniem zagranicznych podróży - Ale jest też wiele, których jeszcze nie widziałem, a chciałbym, jest na świecie naprawdę mnóstwo niesamowitych miejsc - kiwam głową. I to takich, o których nie śnimy w najpiękniejszych snach, znacznie przyjemniejszych i ładniejszych od szarych, angielskich krajobrazów. Na szczęście nie jest mi dane zbyt długo o tym rozmyślać, bo jestem pewien, że mógłbym popaść w jeszcze bardziej ponury nastrój. W zamian jednak słucham co Frances ma do powiedzenia i wbijam w nią spojrzenie - Co to za receptury? - rzucam gdzieś między kolejnymi zdaniami; później moje powieki rozchylają się szerzej z każdym jej słowem, a ja sam nie do końca wiem jak powinienem zareagować na takie rewelacje - Przykro mi, Frances - wzdycham lekko. Naprawdę jej współczuję - zawsze kojarzyła mi się z tymi wszystkimi delikatnymi dziewczętami, nie pasowała do brutalnej, portowej rzeczywistości, jeszcze bardziej do tej wojennej zawieruchy - O łał, to... to wspaniale - kiwam głową, rozpromieniając się trochę na jej kolejne słowa - Dziurawą łódkę? - tego chwytam się najmocniej, a w moim spojrzeniu obija się jakaś dziwna iskierka - Chciałabyś żeby ktoś ją połatał? - pytam, mając na myśli oczywiście siebie. Co prawda nie znałem się zbytnio na łataniu łódek, ale nie tak dawno temu robiłem remont własnego pokoju i jeśli poradziłem sobie z tym, to walka z dziurami w pokładzie nie wydawała mi się aż taka straszna - Mógłbym spojrzeć, jeśli byś chciała - jeśli później dałaby się przepłynąć, to byłem gotów zrobić to nawet z tym cholernym, łabędzim skrzydłem - Jasne, nic nikomu nie powiem - kiwam głową dla potwierdzenia. Jeśli sama nie chciała dzielić się nowinami z bliskimi, to ja tym bardziej nie powinienem tego robić. A potem nawiedza nas wiadomość zwrotna, więc wodzę spojrzeniem za kawałkiem papieru, w napięciu oczekując na wieści i oddycham z niemałą ulgą, kiedy każe mi się rozebrać. No i śmiało - to co zostało z mojej koszuli rzucam na podłogę, świecąc przed panną Burroughs golizną upstrzoną jedynie cienkimi, błyszczącymi liniami starych blizn; potem wsuwam kciuk za krawędź spodni i je również zaczynam zsuwać, bo nie wiem czy rozebrać się tyczy się tylko górnych warstw czy wszystkich? Niemniej opuszczam gacie, prezentując jej także inne swoje wdzięki; bielizny nie noszę, w tym roku jest na to za gorąco.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Poczekalnia [odnośnik]10.08.20 22:46
Wątłe ramiona panny Burroughs uniosły się delikatnie w prostym wzruszeniu.
- Nie wiem, widocznie moja osoba w ogóle ich nie obchodzi, John. Jestem niemal pewna, że ani ona ani Keaton nie zauważyliby nawet, jakby zabrakło mnie na tym świecie. - Żal wybrzmiewający w głosie postanowiła zamaskować cichym westchnieniem oraz delikatnym uśmiechem, jaki pojawił się na jej ustach. W końcu, to nic takiego, czyż nie? Ot, nigdy nie mogła powiedzieć, że miała prawdziwą rodzinę, jak zapewne wiele osób chodzących po tym świecie. Mimo to jednak, gdzieś w środku powstawała w niej nieprzyjemna zadra.
Brwi dziewczęcia powędrowały ku górze, gdy ten wyznał jej coś, co nie pasowało do płytkiej powierzchowności, jaką zdawał się emanować. - Wiesz, to czym będziesz się zajmować zależy tylko od Ciebie. Jestem niemal pewna, że gdybyś chciał, znalazłbyś sposób aby do tego wrócić. - Wątłe ramiona ponownie uniosły się we wzruszeniu, jak gdyby wypowiadała najprostszą z prawd, jakie znane były w tym świecie. Ona mogła zatrzymać się na paskudnym Parszywym oraz podtruwaniu właścicieli lepkich łap kierowanych w jej stronę. Zamiast tego uciułała na odpowiedni kurs, by w pełni wymiaru zajmować się tym, co naprawdę kochała. I coś jej mówiło, że Bojczuk, gdyby tylko chciał, również znalazłby odpowiedni sposób.
- Chętnie kiedyś bym o tym posłuchała. - Głos dziewczęcia był nieśmiały, a szaroniebieskie spojrzenie uciekło gdzieś, na jedną z szafek. Nie chciała się do tego przyznawać, z drugiej jednak strony wiedziała, że kolejna okazja do porozmawiania w cztery oczy może się prędko nie nadarzyć.
- Jedna wzbudza zaufanie, druga sprawia, że wspomnienia nie zapisują się w pamięci. To jeszcze nic wielkiego. - Nieśmiało, w krótkich słowach napomniała o przyrządzonych przez siebie recepturach będąc niemal pewną, że dalsze detale zapewne zanudziłyby jej towarzysza. Czuła, że największe osiągnięcia były jeszcze przed nią, a dwa eliksiry jakie tworzyła były jedynie wstępem do kolejnych działań.
Ciepły, odrobinę wdzięczny uśmiech pojawił się na ustach Frances, gdy kolejne słowa opuściły jego usta. Rzadko spotykała się ze współczuciem, jeszcze rzadziej z ofertami bezinteresownej pomocy, co w jakiś sposób poruszyło dziewczęcym serduszkiem.
- Szafirowe Wzgórze w okolicach Redhill w hrabstwie Surrey, na pewno znajdziesz. Jeśli uda ci się ją naprawić, może nawet poczęstuję cię obiadem, zachrypnięty bażancie. - Głos dziewczęcia był przyjazny w połączeniu z kolejnym, ciepłym uśmiechem wskazywał, że ten z pewnością będzie gościem mile widzianym. Kto wie, może jednak nie taki diabeł był straszny, jak gon malowali? Gdzieś w środku Frances poczuła nikłą nić porozumienia z tym, jakże specyficznym osobnikiem.
Zajęta układaniem liści pokrzywy płasko na blacie stołu nie zerkała w kierunku Bojczuka, gdy ten się rozbierał. Szelest materiału powiadomił ją o pozbyciu się przez niego koszuli, której w tym momencie potrzebowała, to też, jak gdyby nigdy nic, a jej polecenie było jasne odwróciła się i…
Och! Policzki dziewczęcia niemal od razu pokryły się szkarłatnym rumieńcem. Panna Burroughs nigdy wcześniej nie widziała nagiego mężczyzny. Owszem, czasem jej spojrzenie napotkało Keata bądź marynarza bez koszulki jednak to, co skrywały ich spodnie zawsze pozostawało dla niej jedną, wielką tajemnicą. I nigdy nie sądziła, że pierwszym mężczyzną, jakiego przyjdzie jej ujrzeć bez odzienia będzie Bojczuk.
Merlinie, dlaczego akurat teraz?
Szaroniebieskie spojrzenie pełne dziwnej mieszanki zaskoczenia, zawstydzenia oraz przerażenia powiodło po jego sylwetce, jak gdyby nie mogła uwierzyć, że faktycznie pozbył się wszystkiego. Różdżka, jaka znajdowała się w jej dłoni upadła na ziemię. Niewielkie stuknięcia jakie wywołała na posadce zdawały się jej hałasem nie do zniesienia. Malinowe usta otworzyły się jakby chciała coś powiedzieć, szybko jednak zamknęły się, by ponownie się otworzyć. W objęciach szoku nie miała najmniejszego pojęcia, jak powinna się zachować. Uciec z płaczem? Zawołać kogoś, by pomógł jej w tej sytuacji? Nie, sytuacja wyglądała zbyt… dziwnie. Po chwili, niczym wyrwana z dziwnego transu, z widokami przed oczami, których nie da się już od zobaczyć uniosła szybko dłoń, by zasłonić nią swoje oczy, dodatkowo szczelnie je zamykając.
- Koszulę! Tylko koszulę! - Pisnęła w panice, nie do końca jednak wiedząc przed czym. Nagły, nieznany dotąd widok wybił ją z rytmu, a brak jakiegokolwiek większego doświadczenia w relacjach damsko-męskich jeszcze bardziej potęgował niezręczność. - Ja…Och, nigdy, ale to przenigdy…Ty...tak nie można…Jestem w pracy! - Zlepek dziwnych słów wydobył się z jej ust nadal podszytym niezręczną paniką głosem. A mogła go zostawić w tej parszywej poczekalni! W końcu doskonale wiedziała, że jego obecność wiąże się z kłopotami! - Moja różdżka! - Dodała zrozpaczonym głosem, by z nadal zakrytymi dłonią, zaciśniętymi oczami opaść na kolana i po omacku rozpocząć poszukiwania przedmiotu powstrzymując napływające do oczu łzy.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Poczekalnia [odnośnik]18.08.20 12:52
- Na pewno nie - kręcę energicznie głową - Po prostu... nam wszystkim jest teraz ciężko - wzdycham; ja sam nie widziałem Keata całe wieki, do niedawna nie miałem także kontaktu z Philippą, ale to nie znaczy, że o nich zapomniałem, że nie myślałem jak sobie radzą, ani co się z nimi dzieje, ba! Nie było przecież dnia bym nie wracał myślami do brudnych portowych uliczek... Nic więc dziwnego, że w końcu musiałem się tam pojawić. I tak szmaciłem się przez kilka długich wieczorów, aż panna Moss nie zaciągnęła mnie do swojej nędznej kawalerki. Powracam spojrzeniem do Frances i uśmiecham się lekko - Wiesz, to nie takie proste, nie zawsze dostajemy to czego chcemy - przecież próbowałem szukać miejsca na różnych statkach, ale nikt nie chciał mnie w swojej załodze na stałe; po tym jak kapitan Glaucus opuścił wyspy, łapałem się tylko na krótkie rejsy - do Calais i w drugą stronę, a później znowu długo nic, aż w końcu przestałem próbować i zaszyłem się gdzieś na lądzie, pielęgnując w sobie postępujący ból istnienia; z tygodnia na tydzień było coraz gorzej, aż zacząłem szukać pocieszenia w objęciach starej przyjaciółki - Sztuki, tylko to także nie pomogło, a może nawet pogorszyło sytuację, ostatecznie nigdy nie chciałem tworzyć tak jak mi kazano i co? I chujów sto, sprzedałem się za wór galeonów, który wcale nie był pocieszeniem w tych beznadziejnych czasach - Chętnie kiedyś bym o tym opowiedział - kiwam lekko głową, posyłając pannie Burroughs nieco szerszy uśmiech. Miałem w zanadrzu mnóstwo historii, tych wypowiedzianych i tych, o których nikt nie wiedział, tych radosnych, wzruszających i smutnych, tych podkolorowanych dla lepszego efektu - Hm, ciekawe - marszczę brwi, przez chwilę się nad czymś zastanawiając, aż w końcu ponownie rozchylam wargi i mówię powoli oraz cicho - A może masz w tych wszystkich fiolkach coś na poprawę humoru? No wiesz, coś co zaleczyłoby chorą duszę, chociażby na chwilę - mrużę lekko ślepia, przyglądając jej się uważnie. Może mogłaby mi przepisać jakiegoś rozśmieszacza na receptę, albo przymulające piguły, które pomogą zapomnieć o niektórych przykrych sprawach. A potem śmieję się głośno - W takim razie jesteśmy umówieni - kiwam głową, a moje skrzydło drga lekko, ale wciąż nie odkleja się od boku. No, przynajmniej do czasu, bo kiedy stoję już cały rozebrany i Frances zerka w moją stronę, to wystarczy sekunda, żebym się pokapował, że totalnie nie powinienem był tego robić. W sensie ściągać gaci, ale kurwa, no zwyczajnie się nie zrozumieliśmy! Moje ślepia rozszerzają się w wyrazie niemego zdziwienia i może lekkiego przestrachu; czasem zapominałem, że nie wszystkie portowe dziewczęta nie miały wstydu, że Frances Burroughs miała go aż nadto. No, przynajmniej nie zamieniła mnie w gęś - Przepraszam! Kazałaś mi się rozebrać!... - zginam się wpół, jedną ręką sięgając po zwinięte w kostkach spodnie, skrzydło znowu bije powietrze, bo próbuję się nim zasłonić, ale trochę słabo to idzie; mam za to wrażenie, że od podmuchu zadzwoniły wszystkie szklane fiolki i w duchu już się zaczynam modlić, żeby żadna nie wylądowała na podłodze - tego nam jeszcze brakowało, żebyśmy utknęli w alchemicznych oparach (chociaż gdyby dawały fazę, to nawet mogłoby być fajnie) - Przepraszamprzepraszamprzepraszam!... - powtarzam ciągle, pokracznie wciągając na tyłek gacie, a przy pomocy jednej tylko ręki i jeszcze z tym przeklętym skrzydłem wciąż chaotycznie strzelającym dookoła, to wcale nie jest takie proste. KURWAJAPIERDOLE, co za wstyd! Twarz chyba zaraz mi autentycznie spłonie, taka już była czerwona, czuję jak serce wyrywa się z piersi, więc kiedy wreszcie uda mi się wciągnąć spodnie i W MIARĘ uspokoić dziwaczną kończynę (przynajmniej do tego stopnia, żebym przestał się obawiać, że za chwilę rozpierdolę całą pracownię), to łapię kilka głębokich oddechów i opadam ciężko na swoje krzesło, wbijając spojrzenie we Frances słaniającą się po podłodze. Chciałbym pomóc jej pozbierać się z posadzki, ale myślę, że po tym incydencie raczej nie będzie miała ochoty uścisnąć mi dłoni - Już... już możesz patrzeć, Frances, ja... bo ty mi się kazałaś rozebrać, przepraszam - powtarzam; to chyba niezbyt dobrze o mnie świadczy, w sensie fakt, że wystarczy jedna słowo, a ja od razu wyskakuję z portek - Ale wstyyyyd!... - jęczę, strzelając sobie plaskacza z otwartej dłoni; przesuwam nią od czoła aż po brodę. Och, Merlinie, jak ja jej teraz spojrzę w oczy! Albo raczej jak ona spojrzy mi, bo ja akurat byłem bezwstydny i szybko zapominałem o takich krępujących incydentach.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Poczekalnia [odnośnik]18.08.20 15:47
Szaroniebieskie tęczówki panny Burroughs posłały mu smutne spojrzenie. Nie zgadzała się z jego słowami pewna, że nic nie znaczy ani dla rodzonego brata ani przyszywanej siostry. Zostawili ją w momencie, kiedy najbardziej potrzebowała ich pomocy, a takiej zadry nie łatwo było się pozbyć. Na szczęście ktoś inny okazał jej ciepło oraz odrobinę zrozumienia, wyciągając do niej pomocną dłoń.
- Nie zgodzę się, John. Jeśli faktycznie czegoś pragniesz i uparcie działasz w tym kierunku prędzej czy później to dostaniesz. Grunt to się nie poddawać. - Ciepły uśmiech ozdobił malinowe usta dziewczęcia. Ona była najlepszym przykładem, potwierdzającym tę teorię - gdy matka zachorowała nie sądziła, że przyjdzie jej pracować w wymarzonym zawodzie. Uparcie jednak działała w tym kierunku, by teraz zasilać szeregi szpitalnych alchemików, nawet jeśli praca znacznie różniła się od jej wyobrażeń. Była niemal pewna, że gdyby Bojczuk posiadał w sobie choć odrobinę sumienności oraz samozaparcia również odnalazłby drogę do żeglugi. Wszystko zależało od niego, czyż nie?
- Uznam to za obietnicę. I mam nadzieję, że jej dotrzymasz. - Odpowiedziała na wspomnienie o opowieściach, posyłając mu dłuższe spojrzenie. Frances nosiła w sobie niemal naukową ciekawość świata, do tej pory zaspokajaną jedynie z książek. Nie sądziła, że jej samej przyjdzie kiedyś wyjechać po za Anglię, opowieści więc pozostawały jedynym oknem na wielki świat. Niestety, nie było wielu którzy chętnie się nimi dzielili, tym pozytywniej odebrała słowa towarzyszącego jej mężczyzny gdzieś w środku nie mogąc się doczekać, zapewne barwnych oraz szczegółowych opowieści.
- Może mam… Nie da się jednak uleczyć chorej duszy, która nie chce być uleczona, John. - Odpowiedziała pozornie obojętnie, delikatnie wzruszając ramionami. Nie była tą, która powinna prawić mu morały, nie potrafiła jednak powstrzymać kolejnych słów: - Nie lubię, gdy marnuje się moją pracę, a mam wrażenie, że tak właśnie jest z tobą. Nie chcesz uleczyć swojej duszy, nie znany mi jest jednak tego powód. - Dodała również nie co ciszej, jak rzadko pozwalając sobie na wypowiedzenie swojego zdania, dotyczącego danego tematu. Może gdyby było ono inne, bądź ich relacja byłaby silniejsza podsunęłaby Bojczukowi jakąś fiolkę bądź dwie, w tym jednak momencie nie było chociażby jednego powodu, nakłaniającego ją do podobnego działania.
Artysta musiał obejść się smakiem.
Zdawać by się mogło, że dzisiejszy pierzasty incydent zostanie opanowany w dość przyjemniej atmosferze… Przynajmniej do czasu, gdy Johnathan nie postanowił stanąć przed nią, jak go Merlin stworzył, nie mając na sobie chociażby kawałka odzienia.
- Ale nie tak! - Jęknęła, gdy ten zarzucił jej, że wykonywał jedynie jej polecenie. To jego ręka ucierpiała, było więc dla niej jasnym, że chodziło jedynie o zdjęcie koszuli. W dodatku znał ją. Może nie najlepiej, doskonale jednak wiedział, że brak jej śmiałości i rozwiązłości innych, wychowanych w porcie dziewcząt. I przez chwilę, pannie Burroughs przeszło przez głowę, że może to osobliwy rodzaj zemsty za te wszystkie złośliwe uwagi, jakie nieraz opuszczały jej usta w kierunku zachrypniętego bażanta. Po omacku, próbując wyzbyć się osobliwego obrazu z głowy, poszukiwała swojej różdżki, a gdy smukłe palce w końcu zacisnęły się na gładkim drewnie odetchnęła z ulgą.
- Nie jestem pewna, czy chcę patrzeć. - Mruknęła, nadal przysłaniając dłonią szaroniebieskie tęczówki. - Naprawdę, John? Masz problem z  r ę k ą! Do zajęcia się ręką nie trzeba zdejmować spodni! Co Ci w ogóle przyszło do głowy? - Pisnęła, w swojej niewinności nie rozumiejąc zachowania Bojczuka. Co prawda powoli zaczynała stawiać pierwsze kroki w relacjach damsko-męskich (ograniczające się do spacerów oraz kolacji), nadal jednak wiele, wiele kwestii pozostawało dla niej niezrozumianą tajemnicą. Ostrożnie uniosła dłoń, z ulgą zauważając, że John nie świeci już golizną. Szaroniebieskie spojrzenie w zażenowaniu unikało błękitnego spojrzenia jej towarzysza gdy wstała z podłogi, od razu kierując się do swojego biurka.
- Mówisz tak, jakbyś wiedział, co to wstyd, John. - Odparła odrobinę kąśliwe, z policzkami nadal płonącymi czerwienią zawstydzenia. Ostrożnie otarła dłonią łzy, jakie napłynęły do jej oczu by skupić się na pracy, pierwszy raz w swoim życiu nie mając pojęcia, jak dokładnie powinna się zachować. Opowiedzieć o powodzie jej reakcji? Nie, wtedy z pewnością doszczętnie spłonęłaby ze wstydu…Nic innego nie przychodziło jej do głowy.
Krótkim accio przywołała do siebie koszulę Bojczuka, by wywinąć ją na odpowiednią stronę oraz ułożyć na przygotowanym, pokrzywowym płótnie. Następnie ostrożnie wycięła dwie części, wyjęła z torebki igłę oraz nić by nawlec ją oraz zaczarować odpowiednim zaklęciem. Dopiero teraz zerknęła w kierunku mężczyzny, z zawstydzeniem nadal błyszczącym w szaroniebieskim spojrzeniu.
- Koszulę z pokrzyw musisz nosić przez cały dzień, możesz nałożyć na nią zwykłą koszulę. Nie szalej za bardzo, a jeśli pokrzywy cię poparzą napisz mi list, a wyślę maść łagodzącą. Jeśli jutro wszystko nie wróci do normy, wiesz, gdzie mnie szukać. - Odpowiedziała, nie skupiając na nim wzroku na dłuższą chwilę. Na Merlina, nie wiedziała, co powinna powiedzieć, aby niesmak wynikający z nieodpowiedniego zrozumienia polecenia zniknął z powietrza.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Poczekalnia [odnośnik]19.08.20 14:07
- No bo... - chcę się wytłumaczyć, ale jak każą mi się rozbierać to się rozbieram przecież, nie brzmi dobrze nawet w głowie, a co dopiero wypowiedziane na głos, więc gryzę się w język i wzdycham przeciągle - Nieważne, po prostu to skrzydło mnie tak stresuje, że już sam nie wiem co robię - wywracam oczami, zganiając wszystko na moją dziwną przypadłość, no i masz, to chyba całkiem legitne wytłumaczenie, powinna zrozumieć. Wodzę za nią spojrzeniem, właściwie od razu zauważając, że unika skrzyżowania naszych tęczówek i niekoniecznie mnie to dziwi; minie pewnie sporo czasu zanim wyrzuci z pamięci wspomnienie mojego... eeee... mnie nagiego i pewnie dopiero wtedy będzie w stanie spojrzeć mi prosto w oczy. Myślę, że alkohol mógłby pomóc, ale daruję sobie głośne rzucanie takich wspaniałych rad. Uśmiecham się na jej słowa; miała sporo racji, takie określenia nie występowały w moim prywatnym słowniku i wiecie co? Było mi z tym bardzo dobrze. Milczę, powstrzymując się jednak od jakichkolwiek komentarzy (mimo wszystko miałem na tyle poukładane w głowie, że Keatowi to raczej o tym nie powiem i byłbym nawet rad, gdyby ta historia w ogóle nie opuściła pracowni), w zamian przyglądam się wszystkiemu co robi Frances; jak układa koszulę na pokrzywach, nawleka nić i zaklina igłę, przez chwilę przyglądam się również samemu procesowi szycia, ale ostatecznie wbijam spojrzenie w pannę Burroughs, starając się skupić na wszelkich instrukcjach. No dobra, były całkiem jasne, nie powinienem mieć problemów - Okej, rozumiem. Matko jedyna, Frances, jesteś wspaniała, dziękuję! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - kiwam energicznie głową, podnosząc się ze swojego krzesła bo w przypływie pozytywnych emocji mam ochotę ją zwyczajnie wyściskać. Na szczęście ostatecznie się przed tym powstrzymuję, ale chyba już wiem jak w przyszłości się jej odwdzięczę - Czy mogłabyś jeszcze... emmm... pomóc mi się ubrać? - trochę wstyd o to prosić, ale raczej nie poradzę sobie sam, nie z tym durnym skrzydłem; ba! już samo ściąganie z siebie odzienia było trochę utrudnione, a co dopiero ponowne jego nakładanie, które z natury było zwyczajnie cięższe. Chyba więc nie miała wyboru i jeśli chciała się mnie pozbyć, to musiała dorzucić do tego kolejne trzy knuty. Nikt nie mówił, że będzie łatwo! Ten dzień po prostu był jakiś parszywy.

/ztx2




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Poczekalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach