Wydarzenia


Ekipa forum
Wzniesienie
AutorWiadomość
Wzniesienie [odnośnik]11.11.15 21:32
First topic message reminder :

Wzniesienie

Skromna polana nieopodal plaży mieści się na niewysokim wzniesieniu, z którego roztacza się widok na falujące, bijące wilgocią morze. Upstrzona polnymi kwiatami za dnia jest mało uczęszczana. Nocą jest doskonałym punktem widokowym na niebo, brak koron drzew w promieniu przynajmniej kilkuset metrów pozwala podziwiać księżyc oraz gwiazdy. Początkiem sierpnia, podczas festiwalu lata, można zaobserwować sunące komety.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Wzniesienie - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Wzniesienie [odnośnik]15.08.18 14:11
2 VIII 1956

Śniła o tej nocy od przeszło tygodnia, z szaleńczo trzepocącym sercem zastanawiając się, jakie słowa zatańczą na jej języku by w przypływie nagłej nieśmiałości, nigdy nie mogły zostać wypowiedziane na głos. Czy będzie prosić o szczęście, którego doświadczała, odkąd tylko zaczerpnęła swój pierwszy oddech? Ach, to wydawało się takie banalne, takie zwyczajne! Wszak, jeśli dane jest ci tańczyć pośród chmur, nie marzysz w tym samym czasie o lataniu, miast tego skupiasz się na słodyczy melodii oraz lekkości kroków. Czy powinna więc pomyśleć zamiast tego, o zdrowiu najbliższych? Było to w dobrym tonie, pokazywało niezwykłą troskę, lecz i tak wydawało się to li jedynie pustą prośbą. Nad zdrowiem rodziny jakby nie patrzeć, czuwali najznamienitsi uzdrowiciele, a każde zauważone zachwianie w przypływie złego samopoczucia, było traktowane z uwagą oraz czujnością. Na nic by były życzenia Ellie w tym przypadku, opieka już została przecież roztoczona. Więc może powinna się skupić w takim przypadku bardziej na sobie? Prosić spadające gwiazdy o pomyślność oraz ciepłe przyjęcie jej najnowszej książki, o dyskrecję, dzięki której nikt nie połączy tajemniczej Damaris z postacią lady Parkinson? Było to jednak zbyt praktyczne, nacechowane lękiem i nadzieją, pozbawione romantyzmu oraz nuty rozmarzenia. To jak zostaną odebrane Anomalie namiętności, zależało od kunsztu artystycznego dziewczątka, od ubrania wyobraźni w słowa i porządnej reklamy rzecz jasna. Z kolei pozostanie anonimową, wymagało subtelności, wysiłku i ostrożności, z której nie rezygnowała nigdy. Także nie. Nie, nie, nie. Co powinna zrobić w takim razie? O co błagać? Prosić niepewnie, posyłając niewinne spojrzenie ku niebu? Och, cóż to za słodka udręka smagała duszę, nazbyt skłonną do snucia fantazji. Niepewność również szeptała przymilne słówka, sprawiając, iż tak wyczekiwany przez pisarkę dzień przywitała z niewyraźnym uśmiechem na ustach oraz wstydem, iż nie zdołała niczego porywającego w swej uroczej główce stworzyć. Przecież to nie tak powinno wyglądać!
Zadręczała się tym aż do samego wieczoru (bowiem przeżywanie oraz umartwianie samego siebie również należało do zajęć szalenie poetyckich), wcześniej kosztując leniwych atrakcji Festiwalu Lata, odpoczywając w altanach przy plaży, wysłuchując najnowszych ploteczek snutych przez znajome lady, bądź obserwując zmagania alchemików na leśnej polanie, które przyjęła z nawet szczerym uznaniem — sama nie potrafiłaby pochylić się nad kociołkiem, bez chusteczki nasączonej miętowym olejkiem przytkniętym do noska. Inaczej zakończyłoby się to serią kichnięć, jakże uwłaczających młodej damie. Teraz jednak podążała na wzniesienie, ostrożnie stawiając stopy obute w drogie trzewiki, z zawodem rozglądając się dookoła. Razem z przyjaciółkami postanowiły spotkać się tuż przed rozpoczęciem wykładu, by wspólnie móc tę noc spędzić, lecz te dosłownie chwilę wcześniej przesłały wiadomość okraszoną przeprosinami, iż spóźnią się odrobinę — któraś z lady Yaxley założyła wyjątkowo podobną suknię, jaką nosiła jedna z nich i po prostu nie mogłyby się pokazać tak publicznie. Elodie rozumiała to doskonale, jednak nie umniejszało to niezadowolenia oraz uczucia osamotnienia, jakiego doświadczała. Nijak nie potrafiła odnaleźć w tym romantycznej nuty. Cóż za tragedia!


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Wzniesienie [odnośnik]03.09.18 12:35
Bycie uzdrowicielem w Mungu niestety nie było proste. Człowiek narażał się nie tylko na ewentualną śmieszność, ale też na wiele innych zagrożeń. Praca w pomieszczeniach, w których znajdowali się mugolacy, nie należała ani do bezpiecznych, ani do odpowiednich. Po skończeniu stażu sytuacja poprawiała się, ale nadal to paskudne powietrze krążyło w szpitalnych salach, stanowiąc niemałe zagrożenie. I mógłbym przysiąc, że wszyscy, którzy odradzali Lei tę ścieżkę życia, kierowali się wyłącznie jej dobrem oraz troską o swą krewną czy przyjaciółkę. Ja również miałem na względzie komfort krewnej kiedy wygłaszałem te wszystkie niewybredne opinie; jednak nawet Black musiał kiedyś odpuścić. Rodzina oraz ich wsparcie było dla mnie ważniejsze niż animozje spowodowane obraniem przez arystokratkę zawodu. Istniały oczywiście od tej zasady niechlubne wyjątki, ale pewne niechęci oraz zatargi w obrębie rodowych powiązań objawiały się po prostu niechęcią od pierwszego wejrzenia. Lady Yaxley nie musiała się tego obawiać, może dlatego, że była dużo młodsza i upatrywałem w niej młodej, lekkomyślnej oraz zagubionej kobiety, której należałoby pomóc oraz wskazać właściwą drogę? Jeśli tak, to zawiodłem na całej linii. Nie dość, że nie odwodząc czarownicy od obranej przez siebie ścieżki, to jeszcze pozwalając na komplikacje przykuwające blondynkę do łóżka na długie miesiące. Im dłużej o tym myślałem, tym bardziej czułem się winny, że wolałem zachować delikatność oraz takt niż zrobić wszystko, by nie dopuścić do tego zdarzenia. Z drugiej strony nie powinienem wchodzić w kompetencje Morgotha, widocznie doskonale wiedział co robił przymykając oko na zmagania siostry z tym dość nieczystym zawodem. Nie byłem też jej ojcem ani mężem, więc moje wpływy prezentowały się naprawdę licho.
Ale było w tym coś pokrzepiającego, że dzięki mojemu wycofaniu się z konfliktu mieliśmy tak dobre relacje. Odpowiadało mi to, co więcej, cieszyłem się z tak wspaniałego towarzystwa dzisiejszego wieczoru. Sztorm został ugłaskany, emocje opadły, mogłem czerpać z festiwalu jedynie zadowolenie. Może powinienem skrzywić się na wspomnienie utarczki z Walburgą podczas łowienia jej wianka, ale oblegający mnie spokój skutecznie wyciszał wszelkie poczucie niedogodności związanych z ostatnimi wydarzeniami. Mimo obranej dla siebie niewłaściwej drogi uznawałem Leię za rozsądną osobę, która poradzi sobie ze wszelkimi przeciwnościami złośliwego losu. I że odnajdzie spokój w innej materii niż uzdrowicielstwo. Mogłaby zresztą leczyć prywatnie, odpowiednich pacjentów, nie narażając się na wstyd.
To jednak wciąż było wrażliwym tematem, dlatego zatrzymałem się na etapie gwiazdozbiorów. Zresztą to właśnie dla nich tu przyszliśmy. Dla gwiazd, ciał niebieskich oraz wspaniale ciemnego nieba upstrzonego świecącymi punkcikami. – Rok to niezwykle dużo czasu, ale postaram się spełnić twą prośbę – odpowiedziałem z wciąż widocznym, subtelnym zadowoleniem wypisanym na twarzy. Przez ten rok pewnie oboje założymy swoje rodziny, więc spotkanie się może zostać utrudnione, ale kto wie, może się uda? – Ale pamiętaj o tym zachwycie. I ma być prawdziwy – zastrzegłem od razu, by nie myślała, że tylko ja wziąłem na swoje barki zobowiązania. Te nie były obce również dla niej. – Też myślę za dużo. To dobrze, powinniśmy uważać jak stawiamy kolejne kroki. Roztropność to ważna cecha – skomentowałem słowa Yaxleyówny, choć zauważyłem na jej osnutej półmrokiem twarzy smutek. Nie powinna go czuć, nie było niczego złego w myślach oraz rozumie, wręcz przeciwnie. – No tak – przytaknąłem posępnie. Oboje mieliśmy te same obowiązki, choć u mężczyzn przebiegały one nieco inaczej niż u kobiet. – Boisz się? – spytałem głupio. Na pewno nie chciała o tym mówić, a już na pewno nie chciała odzierać się ze wstydliwych emocji. – Patrz, kolejna spada – powiedziałem więc, chcąc odwrócić uwagę Lei od bezsensownego tematu. Zamiast tego wskazałem palcem na kolejną smugę znaczącą atrament nieba.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wzniesienie [odnośnik]03.09.18 18:32
5 sierpnia?

Nie wiedziała zbyt wiele o gwiazdach – tych zawieszonych na niebie jasnych punktach, które świeciły bladym, zimnym światłem i gasły, kiedy tylko przysłaniał je palący blask słońca.
Były tajemnicze, odległe i niedostępne człowiekowi; ich konstelacje przypominały jej czasem pajęcze sieci, a widok wywoływał lekki dreszcz na skórze, delikatny niczym muśnięcie skrzydła owada. Nie było takiej magii, która pozwoliłaby zbliżyć się do nich choć odrobinę i poznać ich wielowieczne tajemnice. Oddalone od ziemi, błyszczały niczym nieosiągalne klejnoty, podziwiane przez pokolenia czarodziejów, ale na swój sposób samotne, każda zatopiona w głębokiej ciemności nieba jak piękny motyl w bursztynie.
Widok z okna w jej mieszkaniu w Londynie nigdy nie pozwalał Tildzie przyjrzeć im się uważniej; niebo przysłaniały dachy kamienic, a mrok rozpraszały inne źródła światła. Może właśnie dlatego tak lubiła Festiwal Lata w Dorset – zdawało jej się, że ilekroć go odwiedzała i wzorem dziesiątek czarodziejów podejmowała wędrówkę na szczyt znajomego wzniesienia, niebo zawsze było czyste, nieskalane ani jedną chmurą, a gwiazdy błyszczały jaśniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Tak więc i tym razem wspinała się na wzniesienie, trzymając w rękach miękki koc, który planowała rozłożyć na trawie. Powietrze pachniało latem i przenikał je delikatny, nocny chłód, a zewsząd dobiegały ją głosy podekscytowanych czarodziejów. Przechodząc pomiędzy nimi, widziała dłonie wyciągnięte ku nieboskłonowi i twarze zapatrzone w lśniące nad głowami gwiazdozbiory; słyszała urywki rozmów o tym, co przypominały konstelacje, i drobne sprzeczki o właściwe nazewnictwo.
Choć nie mogła pochwalić się wiedzą z zakresu astronomii, czego skrycie żałowała, była tu dla samego piękna i szczerego podziwu wobec tych, którzy potrafili czytać nocne niebo.
Gdy po kilku minutach znalazła się na szczycie wzniesienia, dobrą chwilę zajęło jej znalezienie skrawka wolnej przestrzeni – miejsce to jak co roku cieszyło się dużym zainteresowaniem. Wreszcie jednak zdołała rozłożyć swój koc na trawie i usiadła na nim ostrożnie, wciąż wpatrując się  w rozświetlone niebo. Z oddali mogła również dostrzec gwiezdną łunę odbijającą się w morzu – fale były dziś spokojne i z dużym trudem słyszała ich cichy szum – a pośród gwiazd błyszczał także sierp księżyca.
Uwielbiała noc; szczerze wierzyła, że wszystko nabierało wówczas jeszcze większej magii, że dzień paradoksalnie bladł, skonfrontowany z bezsłonecznymi godzinami, i że czary nabierały wtedy najsilniejszej mocy. Wpatrywała się więc – jak oczarowana – w niebo,  spoglądając na każdą gwiazdę z osobna i oczyma wyobraźni łącząc je ze sobą niewidzialnymi liniami.
Czasem marzyła o tym, by zamieszkać w miejscu odludnym, bliskim naturze, gdzie mogłaby podziwiać gwiazdozbiory każdej nocy, lecz mimo wszystko kochała gwarny Londyn zbyt mocno, aby z niego zrezygnować.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Wzniesienie [odnośnik]07.09.18 15:51
Noc spadających gwiazd jest 2 sierpnia!

Odkąd tylko pamiętała lubiła patrzeć na nocne niebo. Jako maleńka dziewczynka najpierw była przekonana, że to maleńkie świetliki, które wzniosły się bardzo, bardzo wysoko i przylepiły do granatowego aksamitu nazywanego nieboskłonem. Pewnego wieczoru zostały z matką na łące nieopodal domu bardzo długo, choć zawsze wracały zanim ich wioskę otulił zmierzch. Ułożyły się na kocu i leżąc na plecach przyglądały gwiazdom, tak jak za dnia obłokom, a z ust matki płynęły opowieści o konstelacjach i związanych z nimi legendach. Wyłącznie te łagodne, piękne i bezkrwawe, mówiące o miłości i przyjaźni. Chyba zasnęła, otulona matczynym, wątłym ramieniem, a gdy otworzyła oczy, leżała już w swoim łóżku. Zapamiętała na zawsze tamten wieczór i pielęgnowała to wspomnienie, lękając się, że zatrze je czas. Rodziców straciła bardzo wcześnie i jedynie wspomnienia jej po nich pozostały.
Westchnęła lekko, uśmiechając się do obrazu tamtego wieczoru, który wychynął z odmętów niepamięci. W uśmiechu tym było zarówno wzruszenie, smutek, jak i czułość. Ponoć czas leczył rany, lecz nigdy się z tym nie pogodziła. Z żadną ze strat, których doznała. Serce miała niezaleczone i one otwierały się na nowo co jakiś czas, nieustannie krwawiąc i sprawiając ból; żyć trzeba było jednak dalej, nieistotne ile razy runęło niebo. Zaciskała zęby i szła naprzód, choć życie rzucało jej nieustannie kłody pod nogi. Dziś los zaprowadził ją do Dorset, na Festiwal Lata, gdzie odbywały się coroczne, tradycyjne zabawy. Pannę Pomfrey dręczyły wątpliwości, czy powinna była się tutaj pojawić. Miała mnóstwo pracy, tak dużo, że kładła się grubo po północy, a wstała przed szóstą. Badania nad nowym eliksirem spędzały jej sen z powiek, tak samo jak Zakonnicy, padający ofiarą ataków przy ogniskach anomalii. Powtarzała sobie jednak, że przybyła do Dorset w celach naukowych. Ciała niebieskie nieodłącznie łączyły się wszak z alchemią. A do tego potrzebowała chwili wytchnienia i... Beztroski. Na jej barkach spoczywało coraz więcej. Nie uskarżała się, skąd, sama sobie dokładała, lecz i ona musiała odpocząć. Wspięła się więc na wzniesienie, samotnie, przywykła do tego, przez większość życia kroczyła sama, bo wciąż traciła bliskich.
Lawirowała pomiędzy innymi, przybyły tu dziś całe tłumy i nic dziwnego, bo wzniesienie nieopodal plaży w Weymouth było doskonałym punktem do obserwacji widowiska, które miało mieć za chwilę miejsce, szukała jedynie niewielkiego skrawka dla siebie, aby mogła przysiąść na miękkiej trawie i także przyjrzeć się spadającym gwiazdom. Wzniesienie pogrążone było w mroku, lecz gwiazdy świeciły dziś tak jasno, że rozpoznała twarz, od tak dawna niewidzianą. Zbliżyła się ostrożnie i odezwała nieśmiało: - Tilda? To ty? Nie wiem, czy mnie pamiętasz... Poppy. Poppy Pomfrey.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Wzniesienie [odnośnik]08.09.18 22:48
| 03.08, po Wiklinowym Magu.

Z zapartym tchem obserwowała zmagania mężczyzn na polu walki. Krótko po wróżbach udały się z dziewczętami na miejsce widowni, ale widoki nie były najlepsze. Dość długo przepychały się między tłumami żądnych sensacji gapiów - dopiero po ciągnących się w nieskończoność kilkunastu minutach odnalazły wystarczająco dobre miejsce, z którego wypatrywanie wojowniczych czarodziejów było możliwe. Ria zacisnęła dłonie na barierkach będąc ciekawa czy którąkolwiek z twarzy uda jej się rozpoznać; wyobraźcie sobie zdziwienie rudowłosej kiedy okazało się, że zdecydowaną większość czarodziejów całkiem dobrze znała. Nie dziwił widok mężnego Brena, wspaniałego aurora - miał ogromne szanse na zwycięstwo w tej konkurencji. Jednak dostrzeżenie w tłumie Bertie’go oraz Tony’ego okazało się ogromną niespodzianką. Tak wielką, że Weasley dobre kilka kolejnych minut wgapiała się w ich sylwetki majaczące w pobliżu niepodpalonej jeszcze kilkumetrowej kukły. Gdzieś tam wśród grupki odważniaków zauważyła również Titusa, ale jego skreśliła od razu. Ktoś o tak idiotycznym poczuciu humoru nie byłby w stanie pokonać wielkiego zagrożenia jakim były niezwykle szybkie kule ognia buchające wprost z potężnego posągu z wikliny. Pozostałych uczestników batalii nie znała, choć nie musiała, i tak miała już swojego faworyta.
Czarownice wymieniły się uwagami na temat zebranych śmiałków, po czym zaczęły kibicować wybranym panom. Co jakiś czas Rhiannon emocjonowała się co najmniej jakby siedziała na trybunach oglądając arcyważny mecz Quidditcha. Krzyczała, wymachiwała rękoma, co jakiś czas przepraszając stojące obok przyjaciółki - każdej z nich co najmniej raz przydzwoniła dłonią w twarz; biedne, wściekały się okrutnie, ale każdej Harpia posłała najsłodszy z repertuaru przepraszających uśmiechów. Oprócz kilku kuksańców pod żebra nie stało się nic strasznego.
W przeciwieństwie do akcji dziejącej się na wzgórzu. Ogniste kule latały jak szalone, co rusz trafiając z innego zawodnika. Na domiar złego ktoś wyczarował węże - z tej perspektywy dostrzeżenie konkretnego czaru oraz jego efektu było znacznie utrudnione. Na trybunach podniosła się wrzawa. Ludzie krzyczeli oskarżając po kolei chyba każdego uczestnika, na co Ria reagowała z oburzeniem.
- Przestańcie, to nie on! To auror! - krzyczała, kiedy paskudne obelgi leciały w stronę Brendana. Co za absurd! Piegowate policzki zapłonęły żywą złością przeszkadzając w pogodnym dotąd kibicowaniu. Szlachetnie, że kuzyn zajął się opanowywaniem nieciekawej sytuacji. Podjęta przez niego decyzja okazała się zbawienna kiedy gady wślizgnęły się w tłum obserwatorów. Weasley także wypatrywała jadowitych szkodników pragnąc wspomóc akcję sprzątającą, ale jak na złość nie dostrzegła żadnego z pełzających zwierząt. Wkrótce konkurencja dobiegła końca - głowa maga potoczyła się z donośnym hukiem w dół, spalając doszczętnie. Służby porządkowe uprzątnęły węże sprawiając, że tereny Weymouth znów były bezpieczne.
Zwycięstwo Tony’ego zdziwiło Rhiannon - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uśmiechnęła się szeroko do Pogromcy i nawet zagwizdała wesoło, machając mu z zapalczywością rudej lwicy. Chciała zostać zauważona składając na ręce Macmillana szczere gratulacje, ale wtedy zdarzyło się kilka rzeczy. Najpierw tłum porwał mężczyznę ze sobą, a później policjanci zabrali kilku z walczących w konkurencji czarodziejów. Dostrzegłszy wśród nich rudą czuprynę Brena oraz dziwnie bladą twarz Bertie’go, rudowłosa zaczęła biec co tchu w tamtym kierunku. Nawoływała do funkcjonariuszy, żeby się opamiętali i puścili niewinnych, ale tamci pozostali głusi na riowskie zapewnienia. Wściekła i bezsilna zacisnęła pięści, szybko żegnając się z przyjaciółkami i maszerując przed siebie. Chciała wrócić do domu.
Spacer wśród drzew i wydeptanych ścieżek służył Rii. Wieczorny wiatr muskający rozpalone lica przyniósł ukojenie, a gwiazdy migoczące na atramentowym niebie dodały otuchy. Nie wiedzieć jak i skąd czarownica wypadła na wzniesienie, na którym miało odbyć się oficjalne otwarcie nocy spadających gwiazd. Niestety Harpia dotarła na miejsce trochę później, gdzie część par rozłożyło się już na trawie podziwiając nieboskłon. To właśnie wtedy natknęła się na Tony’ego. Podeszła do niego zauważając, że wyjątkowo nie miał towarzystwa - czyżby wszystkie fanki rozpierzchły się z zamiarem poprawy urody zanim postanowią zawrócić mu w głowie? Uśmiechnęła się szeroko - do niego oraz do swoich myśli. - Cześć pogromco - przywitała go cicho, nie chcąc zwracać na nich przesadnej uwagi. Panująca dookoła ciemność ułatwiała poczucie bycia anonimowym, przynajmniej częściowo. - Jak rany? Bardzo bolą? - spytała chwilę później z odmalowaną na twarzy troską. Zmierzyła uważnym spojrzeniem całą sylwetkę Macmillana, doszukując się w niej oznak doznanego uszczerbku na zdrowiu. Musiały jakieś być, niedawno walczył na śmierć i życie z ogromnym, ziejącym ogniem magiem!



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Wzniesienie [odnośnik]10.09.18 19:12
Urodziła się Rosierówną, nosiła w sobie krew francuskich królów, krew gorącą tak jak smoczy ogień, którym zionęły albiony czarnookie, będące od wieków pod opieką rezerwatu, nad którym jej ród sprawował pieczę. Urodziła się Rosierówną, serce więc miała kochliwe, a naturę skłonną do namiętności. Nie wstydziła się emocji, nie wstydziła uczuć, ani zamiłowania do historii romantycznych. Miłość była jednym z najistotniejszych elementów jej niedługiej egzystencji i pragnęła widzieć i czuć ją wszędzie. Fantine miała słabość do poruszających tę tematykę obrazów, emocjonalnych melodii - a także słowa pisanego. Nieistotne, czy była to liryka, czy też proza. Najważniejsza była zawarta weń historia, czy poruszała serce i duszę. Zawsze zaczytywała się w utworach spisanych ręką francuskich twórców, bo czyż nie Paryż był stolicą miłości, a naród francuski nie wie najwięcej o miłości? Musiała jednak przyznać, że utwory enigmatycznej Damaris Grace, które ostatnio dostała w podarku, wyjątkowo przypadły jej do gustu. W każdym razie - romantycznych historii znała niezliczenie wiele. Najróżniejszych! Do wyboru, do koloru.
Jedną z nich zdecydowała się opowiedzieć lordowi Nott. Fantine nie zaliczała jej w poczet tych ulubionych, nie miała doń wyraźnej słabości, jednakże z pewnością była wzruszająca. Nie potrafiła tego ukryć. W zielonych oczach rozbłysło rozczulenie, usta rozciągnęły się w rozmarzonym uśmiechu. Lord Eddard nie docenił jednak piękna tej historii, co wprawiło Fantine w wyraźną irytację.
- Nie podobała się panu ta historia? - spytała rozgniewana, wyżej unosząc brodę; spodziewała się rzewnych podziękowań i zachwytu, lecz nie otrzymała nic w zamian, co mocno ją rozzłościło. Dziś wyjątkowo łatwo było Fantine urazić. Porażka w konkursie alchemicznym uczyniła ją bardzie drażliwą, niż zazwyczaj. Towarzystwo lorda Notta nie przyniosło jej pociechy. Nie zdradził jej także tajemnic związanych z dalekimi podróżami, które odbył, co także spotkało się z jej chłodnym przyjęciem.
Pożegnała się z nim prędko i cierpko, uprzejmie, lecz zimno, przyjmując pozę lodowatej, wyniosłej królowej lodu. Absolutnie niedostępnej. Odeszła w swoją stronę, nie zaszczycając go nawet ostatnim spojrzeniem.

| zt


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Wzniesienie [odnośnik]10.09.18 20:22
faktycznie, mea culpa!

Zapatrzona w gwiazdy, nie zwracała uwagi na to, co działo się wokół niej – jej drobna twarz zwrócona była ku niebu, a szeroko otwarte oczy ze skupieniem śledziły migające na firmamencie punkciki. Równie dobrze mogłaby znajdować się na wzniesieniu zupełnie sama; tylko ona i tysiące gwiazd rozsianych ponad jej głową. Jak dotąd nie ujrzała jeszcze żadnej spadającej, chociaż szukała wytrwale, błądząc wzrokiem po ciemnogranatowym niebie i usiłując wypatrzeć świetlistą smugę.
W pierwszej chwili nie usłyszała więc miękkich kroków ani nie dostrzegła kobiecej sylwetki, która nagle zmaterializowała się obok niej; dopiero nieśmiały głos kobiety zdołał wyrywać Tildę z zamyślenia. Natychmiast wróciła na ziemię, spoglądając na czarownicę, a gdy jasne światło gwiazd padło jej twarz, Tilda niemal od razu rozpoznała znajome rysy.
Poppy – długie godziny spędzone wspólnie bibliotece, ogarki świec, ciężkie powieki, wędrujące z ręki do ręki notatki, a z ucha do ucha ciążące na sercu sprawy.
Minęły lata, odkąd widziała Puchonkę po raz ostatni (nawet nie pamiętała, kiedy dokładnie) i w głębi serca z pewnym żalem wątpiła, aby miała jeszcze kiedykolwiek ją zobaczyć. Większość jej hogwarckich znajomości rozpadła się; sowy przestały przynosić listy, starzy znajomi pozmieniali adresy i kraje, a po niektórych słuch zaginął, zatem Tilda – ilekroć przypominała sobie Poppy – tylko utwierdzała się w przekonaniu, że mogły się już więcej nie spotkać.
A jednak wyglądało na to, że był to jej szczęśliwy dzień – lub raczej noc.
- Poppy! – powiedziała ciepło, podnosząc się z koca i z pewnym wahaniem ściskając kobietę. - Oczywiście, że cię pamiętam – dodała, robiąc dwa kroki w tył, by przyjrzeć się Poppy. Bez wątpienia wyglądała dojrzalej, minęło w końcu kilka lat, lecz nadal widziała w niej swoją dawną towarzyszkę wieczorów w hogwarckiej bibliotece. - Siadaj, znajdzie się tu dla ciebie miejsce – rzuciła, wskazując zachęcająco koc, po czym na powrót się nim usadowiła.
Było tak wiele rzeczy, o które chciała zapytać Poppy, domyślając się, że przez te wszystkie lata Pomfrey na pewno nie poprzestała na ciężkiej pracy, za którą Tilda ceniła ją już w Hogwarcie. Zastanawiała się, czy Puchonka zdołała spełnić swoje marzenia -  czy była szczęśliwa, czy wszystko w jej życiu się układało - i Tilda szczerze liczyła na to, że tak właśnie było. Przywołując więc na twarz delikatny uśmiech, skupiła wzrok na Poppy.
Naprawdę cieszyła się, że na siebie wpadły.
- To chyba najbanalniejsze pytanie, jakie mogłabym w tym momencie zadać… ale co u ciebie słychać? Gdzie pracujesz? Podbiłaś już świat? – zażartowała, milknąc jednak szybko i zamieniając się w słuch.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Wzniesienie [odnośnik]15.09.18 20:14
Z pewną dozą nieśmiałości i niepewności wyciągnęła ramiona, by także uściskać byłą Krukonkę. Spotkania po latach przynosiły wiele radości, miłych zaskoczeń, lecz bywały również mocno niezręczne. Nie wiadomo jak się zachować, kiedy czas poluzował łączące ludzi więzi, uczynił ich samych innymi ludźmi. Czy znały się jeszcze? Objęła jednak Tildę, poklepała po plecach i pocałowała w policzek jak dawniej; zarumieniła się, gdy cofnąwszy się zaczęła się jej przyglądać. Rumieniła się zawsze i właściwie wszędzie. To się akurat mimo upływu lat nie zmieniło.
- Ty się prawie nic nie zmieniłaś! Tak młodziutko wyglądasz... - westchnęła lekko Poppy, z uśmiechem badając rysy twarzy blondynki. Minęło sporo czasu, a wciąż wyglądała tak świeżo i młodo, jakby niedawno ukończyła Hogwart. Tilda chyba po prostu miała to szczęście, że należała do pokroju kobiet, dla których upływ czasu był niezwykle łaskawy. Co prawda oczy wciąż miała jak dawniej podkrążone, lecz zrzuciła to na barki później pory. W końcu wszyscy powinni teraz smacznie spać we własnych łóżkach. Poppy, jeśli nie pełniła akurat dyżuru, rzadko nie spała o tej porze.
- Dziękuję - odparła z uśmiechem, po czym usadowiła się na kocu obok Tildy; długą spódnicę poprawiła tak, aby zasłaniała kostki, stopy w butach trzymała na trawie, oczywiście. - Ale nie przeszkadzam na pewno? Nie czekasz na kogoś? - spytała zaniepokojona; nie chciała przecież przeszkadzać w oczekiwaniu na towarzystwo, albo tym bardziej wpraszać się w spotkanie. Gdzieś w głębi ducha miała nadzieję, że tak nie było i Tilda zaprzeczy, powie, aby została. Tak dawno się nie widziały! O tyle rzeczy pragnęła ją zapytać. Nie zdążyła jednak, bo dawna szkolna koleżanka zaczęła pierwsza. Poppy uśmiechnęła się i machnęła ręką, niemo mówiąc: nic ciekawego, nic wartego uwagi, szkoda gadać. Jej przeszłość była usłana ostrymi kamieniami i pełna cieni smutku, a nie zwykła narzekać i kłaść na cudze barki swoje problemy. Nie chciała, by trwonili czas i energię na martwienie się o nią. Sama poczułaby się jednak taką odpowiedzią po prostu zbyta niezbyt elegancko, dlatego w końcu zaczęła opowiadać.
- Och, Tildo, przestań... Ja i podbijanie świata? Proszę się - zaśmiała się cicho zawstydzona. - Skończyłam kurs uzdrowicielski, potem pracowałam w Mungu... Od września pracowałam jednak w Hogwarcie jako pielęgniarka - wyznała po chwili zawahania, uważnie badając reakcję Tildy. Praca pod samym nosem Grindelwalda nie brzmiało jak coś, co było podobne do nieśmiałej i wątłej panny Pomfrey. - Przez wakacje pomagam w Mungu... A poza tym to nic takiego... - wydukała, spoglądając na swoją dłoń. Brakowało na niej obrączki, czy pierścionka zaręczynowego. Co tu kryć - była już starą panną. - Lepiej opowiedz mi co ciebie, z pewnością masz o wiele ciekawsze historie do opowiedzenia!
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Wzniesienie [odnośnik]16.09.18 22:16
Idąc na staż, wcale nie spodziewała się ciepłych uśmiechów i samych pozytywnych słów. Właściwie to, na co liczyła, w większości się sprawdziło, bo dobrze wiedziała, że będzie jej ciężko i że nieprzyjemności czekają ją nie tylko ze strony szlachty, ale również innych uzdrowicieli. Zdawała sobie sprawę z tego, że to, co na co się zdecydowała, było wbrew wszystkiemu, co porządna dama powinna sobą reprezentować, dlatego słowa Lupusa nigdy nie były dla niej zaskoczeniem. Nie miała mu ich za złe, wiedząc, że pewnie prędzej martwił się o nią niż rzeczywiście żywił do niej jakąkolwiek niechęć. I chociaż najlepiej byłoby, gdyby Leia pozostawiła marzenia o stażu w Świętym Mungu za sobą dla dobra wszystkich, w tym swojej rodziny, to jednak nie chciała porzucić każdego swojego marzenia. Była to jedyna rzecz, o jaką w swoim dwudziestojednoletnim życiu poprosiła rodziców – we wszystkich innych kwestiach grzecznie ich słuchała, starała się być najlepszą córką, o jaką tylko mogli prosić. Mimo że wizja małżeństwa ją przerażała, nie zamierzała się temu przeciwstawiać, ponieważ wiedziała, że to przecież jej obowiązek i jak każda kobieta, musiała go spełnić. Dla jej rodziny miało być to coś, co jeszcze bardziej ją wzmocni, a przecież dobro Yaxleyów zawsze było dla niej niezwykle istotną sprawą.
Ależ oczywiście, że będzie prawdziwy! — odparła szczerze, bo chociaż to czy uda im się wtedy spotkać, rzeczywiście nie było takie pewne, to Leia już teraz mogła powiedzieć, że gdyby do niego doszło, to taka właśnie byłaby jej reakcja. W końcu nauczenie się tego jednego gwiazdozbioru musiało być naprawdę ogromnym wyzwaniem, prawda? Co do tego panna Yaxley nie miała absolutnie żadnych wątpliwości, wobec czego również jej zachwyt był dla niej rzeczą pewną. — Też tak uważam, ale czasami wydaje mi się, że przez to jestem… wolniejsza. Rozumiesz, o czym mówię? — spytała, nie mając pojęcia czy Lupus czuł się czasami w podobny sposób. Niekiedy Leia miała wrażenie, że ciągłe analizowanie wszystkiego sprawia, że coś jej w życiu umyka. Nigdy nie była tak szalona i spontaniczna, jak niektórzy jej rówieśnicy i bywały takie chwile, kiedy zastanawiała się czy nie omijało ją coś przez to, że reprezentowała sobą zupełnie inne cechy charakteru. A teraz, kiedy właściwie wchodziła w wiek dorosły, nie będzie mogła skorzystać z możliwości bycia nieroztropnym, beztroskim dzieckiem. Czy wiele straciła?
Pytanie, które zadał Lupus, zupełnie zbiło ją z tropu. Nie spodziewała się go, ale jeszcze bardziej tego, że okaże się takie prawdziwe, takie szczerze. W końcu Leia rzeczywiście się bała i to właśnie z tego brały się te wszystkie pytania, które sobie zdawała i wszelkie wątpliwości, jakie miała. Nie czuła się gotowa do roli żony. — Boję się — odpowiedziała, zaskoczona sama sobą, bo nie sądziła, że zdobędzie się na to, żeby przyznać się do tego nie tylko przed sobą, ale również przed drugą osobą. Nigdy nie podejrzewałaby, że tą osobą będzie właśnie Lupus, ale stało się, a Leia wcale nie czuła się z tego powodu źle. — Gdybym miała być zupełnie szczera, powiedziałabym, że to wszystko mnie przerasta — po tych słowach westchnęła głęboko, zupełnie jakby właśnie zrzuciła z siebie ogromny ciężar. Właściwie tak właśnie było, bo nigdy wcześniej nie mówiła o tym nikomu. Nie mogła powiedzieć o tym ani bratu, ani rodzicom, ani żadnej innej dziewczynie w swoim wieku, bo nie sądziła, by jakakolwiek dama, którą znała, była w stanie zrozumieć jej obecne problemy. Lupis pewnie też nie mógł tego zrozumieć, na pewno nie do końca, ale z jakiegoś powodu łatwiej było jej o tym powiedzieć jemu niż komukolwiek innemu. — Jest śliczna — stwierdziła, mimo że nie różniła się szczególnie od poprzednich, które mogli zauważyć. Wszystkie były tak samo piękne i Leia aż żałowała, że nie ma pojęcia, co tak właściwie się dzieje, gdy tak spadają. — Nigdy nie sądziłam, że gwiazdy mogą być takie fascynujące — wymamrotała, trochę jakby mówiła do siebie, a niekoniecznie do swojego rozmówcy.


her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong

Leia Yaxley
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wzniesienie - Page 7 35465d97796c66437944bbd58443a238
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3572-leia-yaxley https://www.morsmordre.net/t3638-ren https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t6144-skrytka-bankowa-nr-907 https://www.morsmordre.net/t3639-leia-yaxley
Re: Wzniesienie [odnośnik]20.09.18 19:53
Słysząc słowa Poppy, pokręciła tylko głową i wygięła lekko kąciki ust ku górze, posławszy w półmrok delikatny uśmiech. Zawsze gdy słyszała podobne stwierdzenia, nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż ktoś rzucił czar na wszystkie lustra w jej mieszkaniu, bo spoglądając w nie, ledwo rozpoznawała samą siebie. Pewne szczegóły pozostały oczywiście niezmienne – ta sama owalna twarz otoczona krótkimi włosami barwy pszenicy (miała chyba siedem lat, kiedy uparła się, że za nic w świecie nie chce mieć długich pukli) i ta sama dość wiotka sylwetka otulona w skromne ubrania. Lecz poza tym odnosiła wrażenie, że w niczym nie przypominała już Tildy, którą kiedyś była, że miała więcej lat niż mówiło jej oblicze, aż wreszcie że jej oczy jakby przygasły i wkradły się w nie troski, obawy oraz chroniczne zmęczenie.
Może tylko ona dostrzegała te szczegóły. Może była wyczulona na rzeczy, które umykały innym ludziom.
Może to tylko wyobraźnia plotła jej figle.
Potrząsnęła lekko głową, chcąc jakby odgonić te myśli, po czym z powrotem skupiła się na Poppy, z zadowoleniem zauważając, że czarownica przyjęła jej zaproszenie, by usiąść obok.
- Nie, oczywiście, że nie! Niczym się nie przejmuj – machnęła smukłą dłonią, obdarzając Poppy uspokajającym uśmiechem. - Przyszłam tu sama i zapewne prędzej czy później umarłabym z nudów, gdybyś się nie pojawiła – nie miała wątpliwości, że towarzystwo Poppy było o wiele ciekawsze niż siedzenie samotnie na kocu.
Światło gwiazd i księżyca wydobywało z ciemności śliczną, usianą piegami twarz Poppy, z której Tilda mogła wyczytać, że Pomrey nie śpieszyła się z odpowiedzią. Od ich ostatniego spotkania minęły lata, a Poppy mogła zmienić się w międzyczasie, lecz z jakiegoś powodu Tilda była skłonna wierzyć, że jej koleżanka ze szkolnych lat nadal miała w sobie dużo (może trochę za dużo) skromności, nieśmiałości i ciekawości wobec drugiego człowieka.
Tak przynajmniej zapamiętała Poppy.
Słuchała jej więc z zainteresowaniem, choć nie zaskoczyło ją to, że kobieta wybrała medyczną karierę; snuła przy Tildzie podobne plany już w hogwarckiej bibliotece, gdzie spędziły razem wiele godzin.
Gdy wyznała, że pracuje w Hogwarcie – Tilda nie mogła nie wyłapać lekkiego wahania w jej głosie – Fancourt kiwnęła tylko głową ze zrozumieniem, zachęcając ją do kontynuowania i nie dając po sobie poznać, czy ta informacja wywołała w niej większe emocje.
- W takim razie dużo się u ciebie działo! – zauważyła. - Nie, nie próbuj temu zaprzeczać – dodała szybko, domyślając się, że Poppy mogłaby mieć na ten temat inne zdanie. - Cieszę się, że tak ze wszystkim ci się udało – dopowiedziała i obdarzyła kobietę szerokim, szczerym uśmiechem.
Poppy zdecydowanie na to zasługiwała.
- Wydaje mi się, że po skończeniu szkoły miałam trochę mniej szczęścia – zaczęła po krótkiej chwili, odwracając wzrok. Nie lubiła mówić o swojej przeszłości. - Niestety egzaminy nie poszły mi wystarczająco dobrze, by dostać się na kurs alchemiczny, ale po Hogwarcie przeprowadziłam się do Londynu, pracowałam trochę w księgarni, a od kilku lat prowadzę własną hodowlę pająków – ostatnie słowa wypowiedziała z pewną dumą w głosie, choć obawiała się, że dla nieco strachliwej Poppy pająki mogły nie brzmieć najlepiej.
Przeniosła z powrotem spojrzenie na czarownicę, w przelocie zerkając jeszcze na jej dłonie, tknięta myślą, że być może Poppy przedstawiła swoją historię w o wiele skromniejszej wersji. Nie zauważyła jednak, by jej palec zdobił jakikolwiek pierścionek.
- A co z… Charliem? – zapytała nagle, z pewnym trudem przypominając sobie imię chłopca, o którym opowiadała jej niegdyś Poppy.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Wzniesienie [odnośnik]22.09.18 12:27
Nigdy nie jest łatwo tak naprawdę. Bez względu na zawód czy inne marzenia, do wszystkiego trzeba dążyć. Wszędzie znajdą się ludzie nieżyczliwi, tak skonstruowany był ten świat. Ale to prawda, nie chciałem zranić Lei ani zrobić jej na złość; martwiłem się o nią, jej zdrowie oraz reputację, która mogłaby rzucić się cieniem na dobrym imieniu Yaxleyów. Niby ich prywatne sprawy nie powinny mnie w ogóle obchodzić, ale rodzina zawsze była dla mnie ważna. Mogłem się z nią kłócić na każdym kroku, ale kochałem zarówno rodzeństwo jak i kuzynostwo, przez co nie dążyłem do ich upodlenia. Fakt faktem, że mi jako człowiekowi pochodzącego z konserwatywnego, w dodatku bardzo ściśle wytyczającym granice wybaczalnych błędów, trudno było przestawić się na myślenie, że bliska mi kobieta zamierza babrać się we flakach przypadkowych ludzi. Niewybredne komentarze nigdy nie były spowodowane osobistą niechęcią, a po prostu tym, że chciałem ją wystrzec przed tym, do czego tak ochoczo gnała. Miałem nadzieję, że zrezygnuje choćby dla świętego spokoju, ale nie doceniałem mej krewnej tak jak na to zasługiwała. Była zawzięta i dzielnie znosiła wszystkie przeciwności szpitalnego losu, a wręcz ochoczo przeskakiwała wszelkie rzucane pod nogi kłody i to mi zaimponowało, jak z niesmakiem stwierdziłem w duchu. Nie powinienem podziwiać takiej brawury oraz lekkomyślności, powinienem przecież kierować się dobrem jej samej tak jak rodziny oraz nazwiska, ale te uczucia przychodziły do mnie nieproszenie. Do tego zostawały w odmętach podświadomości, bo nigdy nie przyznałbym się do takiej idiotycznej słabości. Jako Black nie powinienem mieć ich wcale, a jeśli już niestety zdarzyło się nabrać pewnych niepożądanych cech, to koniecznością było zatajenie ich oraz pozbycie się z codziennego repertuaru. Tak niegodnego prawdziwego arystokraty, ze szlachetnego, starożytnego rodu. Westchnąłbym nad tym w duchu, gdyby nie to, że moje myśli popędziły teraz w zupełnie inną stronę. Naprawdę zacząłem wyobrażać sobie to, gdzie będziemy za ten rok. I przede wszystkim kim. Nasza serdeczna przyjaźń nie będzie mieć racji bytu z powodu zgorszenia jakie sieję się poprzez spotkania dwóch osób tkwiących w małżeństwie. Chciałem nacieszyć się tą chwilą.
Nie odpowiedziałem już nic na zapewnienia lady Yaxley, za to uśmiechnąłem się lekko, swobodnie, przez chwilę na mojej twarzy pojawiła się nieśmiała wesołość. Szybko zastąpiona wystudiowaną powagą, jaką powinienem świecić w miejscach publicznych. I choć tutaj nikt poza Leią zupełnie na mnie nie patrzył, bo to gwiazdy były głównymi bohaterami tej nocy, to odruchy były we mnie silniejsze.
- Tak – potwierdziłem oszczędnie. – Myślenie wymaga czasu, a kiedy się go nie posiada, sprawy się komplikują – powiedziałem z lekkim zawodem wyczuwalnym w głosie. – Jest tylko pewność, że nie zrobi się niczego głupiego, bo wszystko zostało przemyślane. Mimo to uważam, że to najlepszy wybór – wyjaśniłem spokojnie swój punkt widzenia. Zawsze byłem typem stratega, wszystko planowałem, lubiłem mieć kontrolę nad sobą i wszystkim dookoła. Nie istniał chyba nikt, kto zdołałby mnie przekonać do odmiennego zdania. Nigdy nie nagrodziłbym lekkomyślnego, głupiego działania.
Bała się. To oczywiste, a jednak nie każdy potrafił się przyznać do targającego nim lęku. – Nie wiem czy cię to pocieszy, ale ja też się boję – rzuciłem zaskakująco szczerze. – Ale nie mów o tym nikomu – dodałem z przelotnym uśmiechem migającym na twarzy. – To chyba normalne. Cokolwiek się nie stanie, poradzimy sobie. Czas leczy rany, a człowiek się przyzwyczaja do nowych warunków, adaptuje. Najtrudniejsze są tylko początki – uznałem jakże śmiało, chyba przekonując do tego nie tyle co samą Leię, co siebie. Nie wiedziałem co przyniesie nam przyszłość, ale strach był najgorszym doradcą i tego akurat byłem pewien. – Tak, są fascynujące – przytaknąłem. – Podobno z gwiazd można wyczytać swoją przyszłość. Moja matka to potrafiła, ale chyba życie w Londynie ją przytłoczyło. A jak ciotka? – zagaiłem, pytając oczywiście o rodzicielkę Yaxleyów, przecież też była Flintówną, też przebywała wśród centaurów. Mogła się czegoś od nich nauczyć.
Lupus Black
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4105-lupus-black https://www.morsmordre.net/t4189-lupusowa https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t4464-skrytka-bankowa-nr-1060#95257 https://www.morsmordre.net/t4398-lupus-black#94303
Re: Wzniesienie [odnośnik]23.09.18 15:41
Nie mogła wiedzieć jak wiele zmian zaszło w Tildzie wewnątrz, choć patrzyła jej prosto w oczy. Spojrzenie miała ciut inne, zdecydowanie dojrzalsze, lecz w tym nie było przecież nic dziwnego - minęło wiele lat od ich ostatniego spotkania, a obie były wówczas zalewie nastolatkami. Dojrzewały, zmieniały się, to naturalna kolej rzeczy; Poppy odnosiła jedynie wrażenie, że czas płynął dla panny Fancourt jednak wolniej, jak gdyby chciał, by dłużej cieszyła się młodością. A może to po prostu jej dziewczęca uroda, której Poppy mogła jedynie cichutko zazdrościć?
Zwróciła uwagę, że włosy dawnej znajomej dalej są nieprzyzwoicie krótkie; w Hogwarcie nieśmiało zasugerowała, że w dłuższych byłoby jej przepięknie, była wszak zdania, że krótkie fryzury są znakiem kobiet wyzwolonych - tym porządnym takich nosić nie wypadało. To się w Poppy nie zmieniło; była staromodna i konserwatywna jak dawniej.
- To tak jak ja - uśmiechnęła się uzdrowicielka; przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie w szkolnej bibliotece, gdzie także zwykły przychodzić samotnie. To się na szczęście w końcu zmieniło, z czego Poppy była rada - dobrze było mieć do kogo się odezwać. Z pewnością i spektakl spadających gwiazd będzie dużo milszy w przyjemnym towarzystwie, dlatego mogła być wdzięczna losowi, że postawił Tildę na jej drodze.
Chciała - oczywiście - zaprzeczyć, że wcale nie działo się tak wiele, jednakże Tilda ją uprzedziła. Zamknęła więc usta,, zrobiła przepraszającą minę. Wzruszyła ramionami, nieco zawstydzona, bo przecież nie udało jej się ze wszystkim tak, jakby sobie tego życzyła. Była wdzięczna losowi za to, co miała, ale niektórych wyborów i decyzji po prostu żałowała. - Dziękuję - odpowiedziała, odwzajemniając ciepły, szczery uśmiech. Ustąpił jednak po chwili zmartwionemu i pełne troski wyrazowi. Przykro było jej słuchać o nieudanej próbie dostania się na kurs alchemiczny; zwłaszcza, że tyle czasu spędziły razem ucząc się alchemii w szkolnej bibliotece! Tyle ile spędziły godzin nad kociołkiem nie byłaby wstanie zliczyć. Pamiętała, że Tilda mówiła o tym wiele i szczerze tego chciała - wielka szkoda, że się nie powiodło.
- A nie myślałaś o powtórzeniu egzaminów? - bąknęła nieśmiało - Trzeba walczyć o swoje marzenia - dodała nieśmiało, choć nawet nie była pewna, czy to w ogóle było możliwe - powtórzenie egzaminów. Pracowała w Hogwarcie i nawet nie wiedziała. - Pająków? - powtórzyła, a głos podszyty miała w istocie strachem. - A nie boisz się, że... że cię ukąszą? Znaczy... to chyba nie akromantule, prawda? - ton głosu sugerował, że do pająków panna Pomfrey żywi sporą awersję; a po wspomnieniu akromantul zaśmiała się nerwowo. Nie, nie, nie, to przecież nie było możliwe, aby tak delikatna dziewczyna jak Tilda zajmowała się takimi niebezpiecznymi potworami.
W myślach Poppy pojawiły się gigantyczne pająki o wielu włochatych nogach i wzdrygnęła się lekko, lecz po chwili zamarła w bezruchu, otworzyła oczy szerzej, spoglądając na Tildę z przestrachem - bynajmniej nie z powodu owadów, które hodowała.
A co z Charliem?
To pytanie sprawiło, ze zaschło jej w gardle, a serce załopotało w piersi bardzo boleśnie. Spojrzała na swoje dłonie, na których próżno był szukać obrączki, czy pierścionka, choć tyle lat marzyła, by Charlie je wsunął na jej palec. Niby przypadkiem wsunęła dłonie pod nogi.
- Zmarł kilka lat temu - powiedziała zbolałym głosem w końcu powoli, po długiej chwili milczenia, nie patrząc na Tildę.
Poppy Pomfrey
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie prze­czu­łam w głę­bi snu,
że je­że­li gdzieś jest pie­kło,

to tu

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
 Rozważna i romantyczna
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4756-poppy-pomfrey#101735 https://www.morsmordre.net/t4768-listy-do-poppy#102037 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f322-woodbourne-avenue-13-7 https://www.morsmordre.net/t4787-skrytka-bankowa-nr-1224#102337 https://www.morsmordre.net/t4784-poppy-pomfrey#102285
Re: Wzniesienie [odnośnik]01.10.18 23:55
Właściwie to nie planował pojawiać się na Festiwalu. Ani dziś, ani jutro. Ani nawet dnia następnego. Przez wzgląd na liczne czynniki, w ogóle nie planował w tym roku pokazywać się na ziemiach Prewettów. Nie czuł się zdrów, nie czuł się wystarczająco pewnie, a przecież poczucie bezpieczeństwa było jednym z kluczowych elementów, które miały pomóc człowiekowi w odnalezieniu odrobiny zabawy na tego typu wydarzeniach towarzyskich. Jak więc miał się bawić, skoro uczucie zaszczucia nie chciało go odstąpić nawet na krok? Fizycznie również nie przedstawiał sobą wcale najlepszego obrazu - wciąż chudy, wciąż o cerze w odcieniu, który ciężko było określić jako zdrowy. Spojrzenia, które posyłał dookoła, przepełnione były nerwowością, niepewnością. Ale jednak znalazł się tu. Pośród tłumów radujących się z większych i mniejszych atrakcji. Był tu, ubrany w elegancką, choć dość skromną, długą, czarną szatę - taką, której zadaniem było skrywać jego chudą sylwetkę i wystające obojczyki (i trzeba przyznać, ze spełniała swoją rolę znakomicie). To miejsce i to wydarzenie jednak miały w sobie coś niezwykle przyciągającego. Magię, której, mimo swoich, obaw nie potrafił się całkowicie oprzeć.
Noc spadających gwiazd była szczególnym wydarzeniem. Burke nie był może wielkim fanem astrologii, jednak gdy tylko nadarzała się okazja do zaobserwowania podobnego zjawiska, z zainteresowaniem spoglądał w niebo. I gdy już rozważył wszystkie za i przeciw, uznał, że doszedł do konsensusu, decydując się odwiedzić Festiwal właśnie podczas nocy, gdy to nieboskłon miał się zapełnić deszczem gwiazd - dzięki temu mógł jednocześnie podziwiać to niezwykłej urody zjawisko, jednocześnie nie obawiając się zbytnio o to, że zostanie w tłumie ludzi rozpoznany przez kogoś niepożądanego.
A więc oto i był. Wdrapanie się na wzniesienie zajęło mu dłuższą chwilę, ale to dlatego, że zwyczajnie nie spieszył się na jego szczyt. Deszcz miał trwać dłuższą chwilę, nawet jeśli przegapi gwiazdę lub dwie, nic się nie stanie. Czas wspinaczki wypełnił sobie rozmyślaniami o życzeniach. Był niemal stuprocentowo pewien, że wśród gapiów pełno będzie tępych, pustych szlachcianek, pragnących aby któraś z gwiazd spełniła ich życzenia i święcie przekonanych, że sama wiara w cuda sprawi iż staną się one rzeczywistością.
Niemal im tej naiwności zazdrościł.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Wzniesienie [odnośnik]02.10.18 13:53
Jedną z obaw, która sprawiała, że Leia nie była aż tak chętna do wyjścia za mąż, był fakt, iż obawiała się, że jej małżonek będzie właściwie jedyną osobą, jaką będzie widzieć na co dzień. Co prawda nigdy nie była szczególnie towarzyska i nie wymagała nieustannego towarzystwa innych ludzi, ale mimo wszystko lubiła poznawać nowe twarze i słyszeć historie, jakie ich usta miały do opowiedzenia. Bywało tak, że była to jedyna jej brama do tego, co działo się na zewnątrz, gdzie słuch czy też wzrok arystokratki nie powinien sięgać, a co tak bardzo ją ciekawiło, bo Leia nie sądziła, by istniała na świecie taka dziedzina, która byłaby jej absolutnie obojętna. Nie sądziła jednak, by głód wiedzy był czymś złym, dlatego nigdy nie rozumiała, dlaczego jej ojciec wolałby, aby zajęła się typowo damskimi sprawami, skoro dzięki zdobytej wiedzy mogłaby być nie tylko damą, ale również inteligentnym człowiekiem, umiejącym rozmawiać na wiele tematów. Jednakże to było zarezerwowane chyba tylko dla mężczyzn, bo to właśnie oni byli uznawani za wyższe istoty i tych, którym się więcej należało. Leia, mimo że uważała to za niesprawiedliwe, wcale nie zamierzała tupać przez to nogą. Znała swoje miejsce, a także miała w sobie na tyle sprytu, aby być w stanie w pewien sposób to obejść, bo czy nie udało jej się dopiąć swego, mimo wszystko? W końcu dostała się na staż i spędziła na nim tych kilka lat, które tak wiele ją nauczyły i dzięki którym tak wiele zrozumiała. Żałowała jedynie, że nie każda arystokratka miała taką szansę albo chociaż chęci, ale bardzo możliwe, że za tym jej rozumowaniem stał głównie zachwyt wiedzą, którą zdobyła, a przecież nie każdy tak samo za nią gonił, jak Leia.
Ogólnie rzecz biorąc, też tak uważam. Po prostu czasami się zastanawiam czy rzeczywiście dobrze robię. Wydaje mi się, że każdy tak ma, szczególnie w młodym wieku — stwierdziła, przy czym miała na myśli również siebie, bo chociaż skończyła szkołę i była bliska ukończenia stażu, to i tak wciąż gdzieś tam poszukiwała siebie, choć nie było to w tych czasach ani trochę łatwe, szczególnie dla kobiety. W takich chwilach myślała też często o swoim bracie, bo chociaż był od niej starszy zaledwie o rok, to miało się często wrażenie, że różnica wieku między nimi jest o wiele większa. Czy on też miał podobne problemy? Czy tak naprawdę nie wiedział jeszcze, czego chce w życiu? Leia chciałaby znać odpowiedzi na te pytania, ale zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby zapytała o to brata, ten zacząłby jej opowiadać o obowiązkach wobec najbliższych i całego ich rodu, a przecież była ich świadoma. — Ty? Boisz się? Nigdy bym nie pomyślała, zawsze… hm, zawsze wydawałeś mi się starszy niż jesteś w rzeczywistości, jak mój brat — powiedziała, jako że wiadomość o obawach Lupusa ją zaskoczyła. Zawsze sądziła, że to mężczyźni w tym świecie mają łatwiej, ale może jednak nie zawsze tak było? Leia aż zaczęła się zastanawiać, ilu z nich zdawało sobie takie same pytania, jak ona. — Ale masz rację, nie jest to nic, z czym nie dalibyśmy sobie rady — to mówiąc, uraczyła Lupusa lekkim uśmiechem posłanym w jego stronę. Były to proste słowa, ale najwyraźniej Yaxleyówna musiała je usłyszeć od czasu do czasu, by upewnić się, że rzeczywiście da sobie radę, niezależnie od tego, ile przeszkód będzie musiała pokonać. — Wydaje mi się, że w porządku, ale tak naprawdę trudno mi powiedzieć. Wiesz, długo mnie nie było i rodzice chcą trochę odetchnąć, teraz, kiedy nie muszą przebywać przy moim łóżku — odparła, łącząc ze sobą swoje dłonie, po czym westchnęła. W tym wszystkim najbardziej żałowała tego, że sprawiła swoim rodzicom tyle zmartwień, które sprawiły, że inne sprawy musieli odłożyć na bok, właśnie z jej powodu. — W każdym razie nigdy nie słyszałam o tym, aby przyszłość można było wyczytać z gwiazd. Fusy, szklane kule, ale gwiazdy? — pokręciła lekko głową, jakby z niedowierzaniem, po czym zwróciła ponownie spojrzenie ku gwiazdom, trochę tak, jak gdyby starała się zobaczyć, co mówią one o przyszłości.


her soul is fierce. her heart is brave
her mind is strong

Leia Yaxley
Leia Yaxley
Zawód : dama z towarzystwa
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
can you remember who you were, before the world told you who you should be?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wzniesienie - Page 7 35465d97796c66437944bbd58443a238
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3572-leia-yaxley https://www.morsmordre.net/t3638-ren https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t6144-skrytka-bankowa-nr-907 https://www.morsmordre.net/t3639-leia-yaxley
Re: Wzniesienie [odnośnik]06.10.18 13:36
Jej przeszłość – streszczona w kilku krótkich, mało emocjonalnych zdaniach – nie była nawet w połowie tak skomplikowana i bolesna jak w rzeczywistości, ale Tilda nie widziała potrzeby, aby wydobywać z odmętów pamięci wspomnienia rozczarowanych twarzy rodziców, obskurnego pokoju w Dziurawym Kotle czy dziesiątek łez, które wsiąkały nocą w jej poduszkę. Wolała o tym ani nie mówić, ani nie myśleć; uparcie odrzucała te fragmenty swojej przeszłości, wiedząc przecież, że nie tylko ona musiała napotkać na swojej drodze trudy, by finalnie znaleźć chwiejne, wciąż niepewne szczęście. Nie byłaby zresztą zdziwiona, gdyby Poppy również tego doświadczyła, lecz podświadomie nie chciała, aby ich rozmowa zeszła nagle na tematy tego, co trudne i bolesne; z pewną naiwnością pragnęła widzieć je obydwie szczęśliwe – teraz i gdy nastąpi moment pożegnania, po którym obydwie rozejdą się w swoje strony z poczuciem, że ich życie ostatecznie znalazło się na odpowiednim torze.
Nawet jeśli była to tylko ułuda, Tilda i tak chciała w nią wierzyć.
Wyraz, który pojawił się na twarzy Poppy, zdawał się jednak nie iść w parze z intencjami Tildy; nie mogła ona nie dostrzec zmartwienia, które momentalnie wyparło ciepły uśmiech malujący się wcześniej na wargach czarownicy.
Potrząsnęła lekko głową, uśmiechając się, jakby temat jej nieudanej kariery wcale nie stanowił ciernia w sercu Tildy.
- Nie mam takiej potrzeby. Kocham to, czym się zajmuję – rzuciła, wcale przy tym nie kłamiąc. Rzadko kiedy z jej ust padały wielkie słowa, a kocham zdecydowanie do nich należało, jednak Tilda lepiej niż ktokolwiek inny wiedziała, jak wielkim uczuciem darzyła to, czym się zajmowała.
Mogła przewidzieć, że wzmianka o pająkach wzbudzi strach w płochliwej Poppy; jej nerwowy śmiech natychmiast to zdradził. Tilda posłała jej jednak kolejny uspokajający uśmiech.
- Nie, oczywiście, że nie. Bałabym się akromantul – odpowiedziała, tym razem trochę mniej zgodnie z prawdą. W głębi ducha marzyła, aby zostać kiedyś właścicielką tego imponującego, cennego gatunku, choć zdawała sobie sprawę z tego, że warunki w jej mieszkaniu niekoniecznie by na to pozwoliły. - I spokojnie, nie hoduję niczego na tyle groźnego, aby obawiać się ukąszeń. To tylko mniej lub bardziej pospolite gatunki użyteczne dla alchemików – dodała, woląc nie zagłębiać się w opisy pająków zamieszkujących liczne terraria w jej mieszkaniu. Nie każdy z nich był aż tak niewinny.
Umilkła na chwilę, obdarzając niebo nad nimi przelotnym spojrzeniem, po czym jej uwaga ponownie skupiła się na Poppy – dziwnie milczącej, jakby pytanie, które właśnie zadała jej Tilda, z jakiegoś powodu sprawiło czarownicy problem z odpowiedzią.
Przyjrzała jej się uważnie, zauważając, jak Poppy wsuwa dłonie pod nogi i czując, że cisza pomiędzy coraz bardziej gęstnieje.
Gdy Poppy wreszcie odważyła się ją przerwać, z ust Tildy wydobyło się ciche och. Chłopiec, o którym Poppy potrafiła kiedyś bez końca, nie żył; nie było go ani w życiu Poppy, ani nigdzie indziej. Pozostało po nim tylko wspomnienie.
- Tak mi przykro... – momentalnie znienawidziła się za te banalne słowa, Poppy musiała je zapewne usłyszeć setki razy. Tilda nie miała jednak pojęcia, co innego mogłaby powiedzieć; śmierć nigdy (jeszcze?) nie wdarła się w jej życie, odbierając ukochaną osobę, więc tak naprawdę nie wiedziała, czy wypadało dodać coś więcej.
Ale mimo wszystko zdawała sobie sprawę z tego, że nawet najbardziej kwieciste i szczere kondolencje nie potrafiły przywrócić nikomu życia.
Idąc w ślady Poppy, odwróciła więc wzrok.
- Spójrz – odezwała się nagle, gdy jej spojrzenie padło na mknącą przez ciemny firmament gwiazdę. Odruchowo dotknęła delikatnej dłoni Poppy, ponownie przenosząc na nią wzrok. - Spadająca gwiazda. Pomyśl życzenie, a może się spełni – pozwoliła sobie na nieśmiały uśmiech, licząc na to, że kobieta rozpogodzi się choć odrobinę.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next

Wzniesienie
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach