Wydarzenia


Ekipa forum
Namiot ślubny
AutorWiadomość
Namiot ślubny [odnośnik]13.12.15 10:02
First topic message reminder :

Namiot w ogrodzie

Namiot został przygotowany specjalnie na ślub Deimosa. Wszystkie dekoracje mają przypominać o więzi Malfoy-Carrow, która zostanie zaiwązana 13 września A.D. - mamy więc tutaj herby obu rodów i kolory. Króluje biała róża - symbol lordów Carrow.
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491

Re: Namiot ślubny [odnośnik]30.12.15 1:12
|przesadziłam, przepraszam

Uśmiechnął się, kiedy okazało się, że Cynthia nie zmieniła się wcale tak bardzo. Ciągle lubiła mówić. Słuchając jej oddał się łakomstwu zjadając kolejne ciasta. Nie zajęło go to jednak na tyle, by nie dostrzec przechadzającego się pana młodego czy panny Carrow, która porwana (choć to może nieco za mocne słowo) do tańca przez męża. Cieszyło go gadulstwo towarzyszki, którego słuchając jednym uchem, przyglądał się przybyłym na przyjęcie. Panna Avery, którą ostatnim razem widział w formie nie najlepszej teraz zdawała się całkowicie zapomnieć o felernym wypadku, któremu uległa na ostatniej wspólnej imprezie. Pojawił się także Samael, jej brak, któremu Hereward skinął delikatnie głową choć szczerze wątpił, by ten drobny, uprzejmy gest został w ogóle przez mężczyznę dostrzeżony. Między głowami mignął mu również Tristan Rosier, z którym od dawna się nie widzieli. Wszędzie wokół przechadzali się czarodzieje, którzy zwykle spoglądali w szare oczy Bartiusa z okładek kolejnych wydań Czarownicy bądź Proroka. Barty z niemałym uczuciem ulgi zauważył wśród pięknie uczesanych i wypachnionych głów Samuela. Poczuł się znacznie lepiej na widok aurora. Fakt, że na całym ślubie znalazła się osoba, z którą miał coś więcej wspólnego niż tyko przeszłe kurtuazyjne uściski dłoni uspokoiła go w jakiś dziwny sposób. Nie czuł się tutaj aż tak obco, bo choć doceniał, naprawdę doceniał, towarzystwo Cynthii, dobrze było odnaleźć jakiegoś męskiego sojusznika. Gorzej, że zaraz za nim Herewardowi udało się dostrzec Caesara Lestrange'a, z którym łączyły się znacznie mniej przyjemne wspomnienia. Taktownie i szybko odwrócił wzrok i skupił go ponownie na towarzyszce i słodkościach ostatecznie i definitywnie kończąc przyglądanie się innym gościom. Zajęcie to bowiem okazało się nagle niebezpieczne.
Uważnie przysłuchiwał się wszystkiemu, co opowiadała mu Cynthia, od czasu do czasu potakiwał głową, unosił brwi w grymasie niedowierzania i uśmiechał się w odpowiednich momentach zachęcając ją do kontynuowania. W roli słuchacza czuł się znacznie lepiej. Może to już taki profesorski nawyk, że brak potrzeby drążenia tematu po jednym pytaniu sprawia człowiekowi przyjemność, a może raczej fakt, że nie widzieli się tak dawno i cudownie było dowiadywać się, że wciąż potrafią być tymi samymi ludźmi, którzy opuścili mury szkoły wiele lat temu.
Tak, zdecydowanie potrafił sobie wyobrazić trajkoczącą Cynthię, czy to na temat jej pracy, czy jakikolwiek inny. Co więcej, wcale nie musiał specjalnie wysilać swojej wyobraźni. Jak opętana - bardzo dobre określenie. Ale ten rodzaj przekleństwa Hereward przyjął z uśmiechem. Był niemal pewny, że jego rozmówczyni mogła to dostrzec i pewnie też domyślić się, skąd wzięła się ta radość. Milczał jednak nie mając nawet okazji, by wbić się chociażby mruknięciem aprobaty w coraz dłuższy monolog. Słuchał i zapamiętywał każde słowo. Czy wierzył, że jego przyjaciółka popada w pracoholizm? Tak, nie oczekiwał nawet specjalnych dowodów. Nie spodziewał się po niej wręcz niczego innego. Przy okazji był jednak ostatnią osobą, która powinna jej prawić kazania. Czy nie spędza aby dziewięciu miesięcy w miejscu swojego zatrudnienia? Nie jest nauczycielem dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu? Nie zarywa nocy, by skończyć sprawdzać wszystkie eseje? No właśnie. Co więcej, popierał ją w kilku kwestiach takich jak zmiana wystroju sal czy ciasto dla pacjentów, nie tylko najmłodszych. Gdyby tak w Mungu panie uzdrowicielki karmiły wypiekami Cynthii... Chodziłby do szpitala z każdym, nawet najmniejszym problemem. Rozmarzył się rzez chwilę tracąc wątek. Nie dał po sobie jednak poznać, że coś jest nie tak, grzecznie dalej potakiwał głową aż dotarło do niego, że miło uśmiecha się i kiwa z aprobatą głową na jej żale, że nie dopuszczono jej do zapewnienia słodkości na przyjęciu. Zreflektował się szybko i chciał nawet wtrącić, że jej smakołyki pewnie byłyby sto razy lepsze, ale skoro państwo młodzi ich nie doceniają, to zrobi to z pewnością ktoś inny, na przykład on, ale zanim zdążył przeżuć i nabrać powietrza temat uległ zmianie. Ponownie więc jedynie pokiwał głową pakując sobie do ust ostatni już kawałek ciasta.
Tak, Cynthio, wyglądasz wspaniale - chciał powiedzieć, ale znowu nie zdążył. Nie skłamałby jednak. Jej suknia nie dorównywała może wystawnością kreacjom, w które obleczone były arystokratki, ale sprawiała, że Cynthia była Cynthią i to było najważniejsze. Wyglądała po prostu idealnie tak jak wyglądać powinna. Ale oczywiście nie miał jak jej o tym zapewnić. Zrezygnował więc i odnotował w pamięci komentarze, którymi nie dał rady jej uraczyć.
- Polecam bycie pałkarzem, świetna zabawa - odezwał się wreszcie, gdy ona skończyła albo nabierała nieco siły przed kolejnym napadem opętania. - Absolutnie nie myślę, że się przepracowujesz, skoro sprawia ci to przyjemność. Remont by Mungowi nie zaszkodził, a ciastami mogłabyś częstować też i dorosłych pacjentów, może państwo młodzi dowiedzieliby się wtedy, co tracą nie zamawiając słodyczy u ciebie. I wyglądasz naprawdę przepięknie. Czy o czymś zapomniałem?
Wyszczerzył zęby w uśmiechu zastanawiając się czy nie będzie miała ochoty uraczyć trzymanym ciastem jego włosów.
- Obawiam się, że u mnie dzieje się jednocześnie za dużo i za mało, żeby o tym opowiedzieć tutaj - wziął głębszy oddech zastanawiając się, od czego zacząć. - W moich podróżach brak niezwykłych, zapierających dech w piersiach historii. Żeglowałem, choć bardziej na miejscy byłoby powiedzieć, że stałem na statku nogami, zaś moja głowa zwisała za burtą. Uwierz mi, teleportacja to jednak niezwykle przyjemna forma transportu.
Pożałował przez chwilę, że zjadł to ciasto. Na myśl o pełnym morzu i olbrzymich falach bujających łódką ponownie zrobiło mu się słabo.
- Byłem też we Francji - kontynuował. - Tam po raz pierwszy trafiłem do szkoły jako profesor. Przepiękny kraj, a rok w Beauxbatons był chyba jednym z najlepszych, jakie miałem okazję przeżyć. Mają piękny zamek, a dzieci uczą się tam nie tylko magii, ale też szeroko pojętej sztuki. Wiesz, powiem ci, że tego chyba brakuje Hogwartowi. Zrozumiałem to dopiero, kiedy obracałem się w towarzystwie francuskich czarodziejów i pewne oczywiste dla nich rzeczy poznawałem dopiero jako dorosły mężczyzna, a nie dziesięciolatek. To olbrzymia strata, że angielscy uczniowie nie mają takich możliwości rozwijania swojego talentu.
Tak, arystokracji oczywiście tego nie brakowało. W domach, od rodziców i guwernantek uczyli się wszystkiego, co ich opiekunowie uznawali za potrzebne, w tym grę na instrumentach, taniec, poezję, malarstwo i każdy inny możliwy rodzaj sztuki. Jednak dzieci, które nie miały tego szczęścia zaliczać się do szlachty często mogły zmarnować swoje talenty. Cóż za strata, może gdzieś, ktoś zostałby wirtuozem, ale nigdy nie miał możliwości dotknięcia skrzypiec? Czy szkoła nie powinna zapewniać również takiej możliwości rozwoju?
- Durmstrang nieco mniej przypadł mi do gustu, muszę przyznać, ale sporo się w nim nauczyłem - między innymi czarnej magii, ale to nie było najważniejsze. - Miałem sporo czasu na czytanie, dzięki czemu udało mi się skończyć książkę. Jak mówią, podróże kształcą, więc po powrocie do Anglii jestem człowiekiem obeznanym w świecie i znacznie mądrzejszym - zakończył. Nie za bardzo wiedział, co jeszcze powiedzieć. Za wiele szczegółów, by zawrzeć je w krótkim zarysie, za mało czasu, by opowiedzieć o wszystkich interesujących faktach. Miał ochotę powiedzieć tak dużo, że nie wiedział, za co się zabrać. Wychwalać poezję francuską? Zachwycać chłodnym klimatem Norwegii? Opowiedzieć o pierwszym wschodzie słońca na pełnym morzu? Czy może dalej rozwodzić się nad swoją pracą i wyjść na człowieka, który poz nią nie ma w życiu nic ciekawego do roboty?
- Ach - mruknął. - Jeśli chodzi o ostatnie osiągnięcia, to znowu spróbowałem swoich sił w pojedynkach i już w drugiej walce skończyłem jako gęś. W dodatku prawie udało mi się zrobić kupę na głowę Caesara Lestrange'a.
Nie był z tego w najmniejszym stopniu dumny. Ale cóż stało się. I doświadczenie podpowiada, by do takich rzeczy przyznać się samemu niż czekać aż ktoś inny wyciągnie je w najmniej odpowiednim momencie. Teraz na przykład nie będzie nic dziwnego w Herewardzie z całych sił unikającego spotkania ze wspomnianym mężczyzną. Przynajmniej nie wo oczach Cynthii. Taką miał nadzieję.


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni



Ostatnio zmieniony przez Hereward Bartius dnia 30.12.15 13:07, w całości zmieniany 1 raz
Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Re: Namiot ślubny [odnośnik]30.12.15 1:42
Zatańczmy. Chciałby rzec, lecz dzieci przy stole zostawić samych nie wypada. Lub strach. Przedtem dzieje się wiele rzeczy, i słów wiele pada. Carrow rzuca insynuacjami dręczącymi Lestrange'a od chwili obecnej jeszcze bardziej niż poprzednio, czy to komplement, obelga czy niesłuszna uwaga. Nieważne. Jej pocałunek go rozkojarzył, wszystko zresztą wokół sprawia, że na trzeźwo zdecydowanie nie chciałby tego doświadczać. Wszystko to co zawsze wydawało się płynne i lekkie, tymczasem dusił się w garniturze, a napój przed nim kusił znacząco zwłaszcza wówczas, gdy Deimos już ich opuścił. Przybycie Fawley'a potraktował dość przelotnie, słowem go nawet nie uraczył zza kieliszka obdarzając Rosalie uśmiechem najpiękniejszym, aby przytknąć usta do krawędzi i naczynie odłożyć, gdy będzie już po wszystkim – narzeczona niech rekompensuje jego nietakt pięknym uśmiechem i klasą. Idealny pretekst, choć aby na chwilę stracić kontrolę, choć czuł się tak, jakby dziś ta wymykała mu się ze zmęczonych jeszcze i słabych dłoni. Miał dosyć odpoczynku i matczynej troski, choć fakt, że była obok, sprawiał, że nadal trzymał się kurczowo rzeczywistości i nie oddawał chwilowemu choć zapomnieniu, które sprowadzić by go mogło do parteru. Dlatego też w ostateczności odłożył kielich, aby odetchnąć zgotowany, zmęczony i rozdrażniony – choć prawdę powiedziawszy, jej towarzystwo sprawiało jego serce odrobinę lżejszym – i wstać bez słowa.
-Zatańczmy, najdroższa – wyjawił swe zamiary z uśmieszkiem błąkającym się nieśmiało na jego ustach.
Chciał mieć ją przy sobie cały wieczór.
Będzie prowadził. Naturalnie. Lecz to nie on służy dziś za przewodnika.
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 7 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Namiot ślubny [odnośnik]30.12.15 2:12
Wyszczerzył się jeszcze szerzej słysząc, że jego przyjaciel nic, a nic się nie zmienił od ostatniego spotkania. Zaraz potem teatralnie się naburmuszył, a śmieszna podłużna zmarszczka zagościła na jego czole.
- Oj już nie przesadzaj...widziałeś, jak pięknie się uśmiechał przy krojeniu tortu? Dobrze, że mam silne serce bo bym rozłożył się na podłodze, jak w tej spelunie w '49. - Co prawa wówczas pomogły mu w tym czyjeś pięści no ale to tam~ - Upatrzyłem już człowieka, który był na tyle odważny coby ten wyczyn uwiecznić. Będę musiał jutro z rana chyżo połać sowę z prośbą o liczne odbitki. Przydałoby się mieć ich dwie, trzy, czy też cztery...setki. - Odmrugał porozumiewawczo obydwoma ślepiami uśmiechając się zaraz potem szelmowsko.
– Dobrze Cię widzieć.
- Widzieć?! Ty chyba nie myślisz, że na tym to tak pozostawię?! Chodź no tutaj ty zgrywusie...- Zamknął starego-młodego towarzysza w iście przyjacielskim, niedźwiedzim uścisku, kompletnie nie zwracając uwagi na to, jak mało dostojny i szlachecki gest to był. - No. - Poklepał po ramieniu go jeszcze zawadiacko ciesząc z tego spotkania niczym dziecko. - Dobrze wiedzieć, że ciągle żyjesz. - Rzekł szczerze. W końcu co, jak co - Adrian doskonale zdawał sobie sprawę ze statystyk umieralności łamaczy klątw.
- Deimos...? - Przeczesał wzrokiem tłumu i zatrzymał się na wirującej na parkiecie młodej parze. Wyszczerzył kły. - Nieeeee, nie widziałem. - Odpowiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że obaj ich stąd doskonale widzieli. - Jeszcze zdążysz. A jeżeli nie zdążysz to cie usprawiedliwię. Powiem, że mnie niańczyłeś i pilnowałeś bym nie narobił większego wstydu rodzinie niż zwykle. Och, albo jeszcze lepiej - wspomnisz, że byłeś zajęty odwodzeniem mnie od planów wypożyczania jego cennych wierzchowców. Ostatnimi czasy jest ponownie na to wyjątkowo wyczulony. - Zauważył poważnie, po czym mimowolnie parsknął i się zaśmiał. Tak, dobrze było trafić tutaj na kogoś takiego. Właściwie już miał zalewać młodego Bruka kontrolowaną falą pytań, gdy z toni wszelakiej maści garniturów oraz sukienek wyłoniła się młoda Malfloyowa. Nie znał jej osobiście, lecz po wielokroć ocierał się o nią w wzrokiem w towarzystwie, a nie tak dawno nawet wspominał ją podczas nocnej libacji z Deimosem.
- Adrien - niech Pani spróbuje, może będzie łatwiej. - Zasugerował z lekkim rozbawieniem oraz łagodnością, obawiając się, że jeżeli jeszcze raz będzie próbowała wymówić jego nazwisko to się udławi. Byłoby szkoda, zważywszy na to, że niewiasta zdawała się być towarzyszką Anthonego.
- Więc jak, podprowadzić was? Deimos na pewno się uciszy widząc, że ciągle jestem grzeczny. - Albo dostanie zawału, wiedząc, że Adrian i Anthony się spotkali. W każdym razie ochoczo stuknął cholewkami swych butów prostując się i prowadząc swojego towarzysza ku deimosowemu obliczu. am nie podszedł do Deimosa stając nico dalej, lecz tak, że doskonale znajdował i w zasięgu wzroku Pana Młodego. Pomachał mu nawet niewinnie, gdy to drugą ręką pochwycił łapkę szampana. Tą samą następnie sięgnął po talerze talerze z ciastami.
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Namiot ślubny [odnośnik]30.12.15 15:17
Na twarz Tristana zbłąkał się nonszalancki uśmiech, skinął głową twierdząco. Bynajmniej nie nieszczerze, od zawsze wolał blondynki, od dziecięcej guwernantki począwszy, przez wszystkie wile, z którymi miał dotychczas do czynienia, na jego narzeczonej skończywszy – panna młoda na tym weselu także olśniewała dziś urodą, którą niewątpliwie podkreślały jej złote pukle.
- Najpiękniejsze - rzekł ze stanowczością, usiłując uchwycić spojrzenie   jasnych oczu lady Avery; jeśli Narcyza innymi cechami również będzie przypominała Laidan, będą mieli kolosalne powody do dumy. - Lekkie, pełne trudnej do uchwycenia eterycznej gracji, lawirujące pomiędzy niebem a snem. Radości nie ma końca, trzecia dziewczynka Druelli – jakby Cygnus nie istniał – za piętnaście lat zdruzgocze serce niejednego kawalera - zupełnie jak ciocia. -  O tym, ze przynoszą szczęście – dodał, również z uśmiechem – przyznam, dotąd nie słyszałem. To oczywiste ciociu, wszak podkreśla wyjątkowość. Będę musiał powtórzyć tę wspaniałą nowinę Cygnusowi. - Z pewnością pocieszy go, że Narcyza przyniesie mu szczęście, bo czyż nie lepsze to od pechowego syna? Kpił od dłuższego czasu z nieudolności szwagra – jego siostra była jednak w tym związku silniejsza, naturalnym było, że jej geny przezwyciężą. I choć Tristan nie przepadał za ludźmi zbyt aroganckimi, narcyzm Laidan pozostawał dla niego niezauważony – bo jakże winić za wyjątkowość ludzi w istocie swojej wyjątkowych? Była piękna, zdolna i powszechnie szanowana; miała wszystko, do czego dążyły panny z ich otoczenia – i miała to we krwi.
- Ależ jest – odparł właściwie od razu, fałszywa skromność nie była domeną również jego rodziny, nikt nie krył dumy z faktu narodzin Narcyzy. - Druella wraca do sił, z pewnością już niebawem będzie ciocia miała okazję przywitać się z małą Cyzią. Ona także powinna jak najprędzej poznać damę, z którą ma tak wiele wspólnego. - Dobrze, by od początku miała odpowiedni wzór, dorastając wśród Blacków miała raczej marne nadzieje na przyszłość.
Uśmiechnął się kurtuazyjnie również na wspomnienie o ślubie, wdzięczny cioci za brak kontynuacji tego tematu. Mieli brać go w podobnym terminie, co Carrowowie, lecz z uwagi na zły stan zdrowia jego ojca, postanowili przesunąć datę. Zapewne dopiero na wiosnę - gdy zakwitną róże, jak mówi tradycja - szczęście w nieszczęściu, ale czy na pewno? W gruncie rzeczy przysięga wierności złożona Evandrze nie będzie ani pierwszą przysięgą, ani ostatnią, którą złamie, a może obrączka zamiast pierścionka zaręczynowego wytłumaczyłaby niektórym - na przykład takiemu Perseusowi - że Evandra należy już do Rosierów. Większe obawy wzbudzało w nim przyjście na świat potomstwa, które w jedną noc mogło zakończyć jego małżeństwo, pozbawiając jego piękną wilę życia - nie zdradził po sobie jednakże tego lekkiego poruszenia, z łatwością przeskakując na smoczy temat.
- Mamy nowego samca - obwieścił entuzjastycznie; po trzydniowych trudach udało się wreszcie spętać gada błąkającego się bezpańsko nad klifami Dover. - Na oko trzyletniego, podejrzewamy, że uciekł z jakiejś eksperymentalnej hodowli... ale pominę szczegóły, są bardzo nieprzyjemne - a oni byli na weselu. Przysunął się bliżej kobiety, kiedy położyła dłoń na jego ramieniu i bez zawahania szarmancko wręczył jej jeden z trzymanych kielichów z winem, przeznaczony dla Evandry. - Jest bardzo duży jak na swój wiek, ciekaw jestem, jak będzie wyglądał, kiedy dojdzie do siebie. Koniecznie powinna ciocia zwiedzić w końcu nasz rezerwat.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 7 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Namiot ślubny [odnośnik]30.12.15 15:31
Ślub powinien być otoczony szczęściem, spełnieniem najskrytszych marzeń, ale ja jako jedyna nie zastanawiałam się, czy państwo młodzi zostali zmuszeni do takiego kroku. Nie żyłam wśród was, nigdy nie dowiem się pewnie jak wygląda pogawędka albo wyjec od nestora i jakie towarzyszą temu emocje. Atmosfera na ślubie poniekąd dodawała mi skrzydeł. Pomimo tego, ze czułam się obco, towarzyszyły mi jakieś duszki, które podpowiadały, że nie powinnam się tak wszystkim przejmować. Chciałam wpasować się w towarzystwo, absurdalnie oczekiwałam akceptacji, a bardzo wielu osób nie znałam. A może nie chciałam przynieść ci wstydu, lordzie Avery… Powinieneś mnie uprzedzić, co to za ślub, gdzie dokładnie będę się znajdować i co mnie spotka. Wprowadzasz mnie w ten zamknięty świat i nawet nie wiem, czy nie masz przez to jakiś nieprzyjemności. Czy to znów zasługa mojej ciotki? Drżę na samą myśl. Tłumaczę to sobie w duchu, że musiałam czymś sobie zasłużyć, abyś mnie zaprosił. Plotki krążą po całym szpitalu, a ja nie chcę ich słuchać. Zaślepiona nadzieją poddaje się atmosferze ślubu. Pewnie to duża sprawka świetnego szampana! Nie przeszkadza mi twoja obecność, ale boję się nieakceptacji innych. Wszak jest tyle pięknych szlachcianek, a ty stoisz przy mnie. Opieram głowę na twoim ramieniu, delektując się tą chwilą. Słucham o wydziedziczonej, dziwiąc się, że ród Avery ma jakieś korzenie z Weasley’ami.
- Musi być dla kogoś bliska skoro została zaproszona – stwierdzam coś tak oczywiste, zdradzając jednocześnie niepokój dotyczący swojego pochodzenia. Czy jeśli nie byłabym z tobą, to nadal byłabym tu bezpieczna? Dobrze, że nie wiem o ciężkiej atmosferze związanej z dziedzicem. Och, ja bym tak chciała mieć swoje dziecko, nauczyłabym je tańczyć, grać na instrumencie i błagałabym wszystkich, aby Dotyk Meduzy nie był dziedziczny. To byłaby czysta przyjemność dla mnie, dać komuś dziecko, stworzyć przepiękną rodzinę, o której marzę o tylu lat. Nie wiem dlaczego szlachcianki robią z tego aferę. To najpiękniejsze! A może nie były tak oczarowane swoimi mężczyznami jak ja jestem tobą? Och, o czym ja myślę. Taniec, taniec, wracam do ciebie i wtedy dostaje olśnienia. Czy mogę mówić ci po imieniu?
- Oczywiście – odkładam kieliszek szampana na bok i ujmuję twoją dłoń. Nawet nie wiem, że twoja mama tu jest i jesteśmy obserwowani. Czy moje myśli biegną w dobrym kierunku, Samaelu? Och, to niedorzeczne. Pewnie jestem tu dlatego, że dowiedziałeś się w ostatnim chwili, a ja byłam coś ci dłużna. Idziemy w stronę parkietu, a moje myśli wirują wokół miliona wątpliwości. Zatracam się w muzyce, błagając, aby teraz nie odzywała się moja choroba. Przeszkadza mi u ciebie brak zarostu, wiec dłonią na chwilę sięgam twojego policzka, ale tylko opuszkami palców dotykam zarysu szczęki i po chwili przymykam oczy. Muzyka drażni wszystkie zmysły, a ja czuje się w swoim niebie. Nawet jeśli to szampan i moje naiwne marzenia, czuję się jak mała księżniczka. Pozwalam ci prowadzić, a ty możesz zauważyć, że zaskakująco dobrze tańczę. Nie potrafię żyć bez muzyki, zamiast grania pozostało mi właśnie to.
- Czuję się jakby był to sen, możemy się po prostu nie budzić? – szepczę pod wpływem emocji, rozczulając się widokiem pary młodej. Nie wiem, co jest między nimi, nie znam ich, nie wiem nawet jak to jest w rodach szlacheckich, ale ślub jest zawsze wyjątkową okazją.



self destruction is such a pretty little thing



Eilis Avery
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1783-eilis-sykes http://morsmordre.forumpolish.com/t1792-dziob#21925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1853-pokoj-eilis#24478 http://morsmordre.forumpolish.com/t1793-eilis-sykes#21929
Re: Namiot ślubny [odnośnik]30.12.15 17:42
Na chwilę zawahał się, wbijając spojrzenie w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą młoda para składała sobie małżeńską przysięgę, która bardziej przypominała zawieranie wymuszonej przez rody umowy niż miłosne wyznanie. Może rzeczywiście powinien po prostu się otworzyć, przyznać do własnych obaw i lęków? Może byłoby to pierwszym krokiem do ostatecznego pożegnania się z przeszłością i z tym, że nie jest mu dany lekki żywot? Bo ktoś musiał nieść ten ciężar i pewnie - ze swoim wrodzonym kompleksem bohatera - powinien się cieszyć, że padło właśnie na niego, ale nie mógł odgonić egoistycznych, zdradzieckich podszeptów podpowiadających mu, że gdyby przeniósł wszystkie kłopoty na barki kogoś innego, wszystko stałoby się prostsze.
- Tak, naprawdę wszystko jest w porządku - brnął we własne bagno, wreszcie spoglądając na Dianę i wysyłając jej lekki uśmiech. Gdyby tylko wiedziała. - Nie przejmuj się mną, po prostu mam ostatnio nawał pracy - zbyt łatwo przychodzi ci zrzucenie wszystkich swoich grzeszków na karb pracy, Garretcie - i moje myśli oscylują tylko wokół tego. Przepraszam. Obiecuję, że teraz skupię na tobie całą swoją uwagę. - I kolejne kłamstwo? Przecież nie był w stanie odgonić natrętnych myśli nawet pomimo tego, że już wielokrotnie próbował zatopić je - w akcie desperacji? - w alkoholu, co za każdym razem kończyło się coraz tragiczniej.
Uśmiechnął się, w milczeniu spoglądając Dianie prosto w oczy, a wyrzuty sumienia ściskały mu pierś, bo wiedział, że nigdy nie będzie w stanie dać jej tego, na co zasługiwała.
- Może faktycznie powinniśmy ich odszukać - przyznał dość niechętnie, wziąwszy łyk szampana (którego butelka zapewne kosztowała tyle, ile zarabiał w tydzień, a przecież nie mógł narzekać na nędzną pensję). - A potem może uda mi się poprosić cię do tańca. - Miał wrażenie, że ktoś na jego twarz rzucił zaklęcie trwałego przylepca, na stałe przyklejając uprzejmy uśmiech do warg. Grał, grał, cały czas grał i udawał, wbrew temu, co wielokrotnie sobie obiecywał - że to już koniec, że mówi stop, że nie będzie kolejną marionetką w upiornym teatrzyku kukiełek.
Kiedyś to zmieni. Kiedyś.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 7 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Namiot ślubny [odnośnik]31.12.15 15:55
Słodkie ciasto pozostawiło po sobie mdły posmak i chociaż z pewnością pracował nad nim zespół najlepszych, czarodziejskich cukierników, to Cressida nie była pewna, czy jej smakowało. Kojarzyło jej się z plastikowymi przyjęciami, urządzanymi przez ojca, w trakcie których zmuszona była do ubierania nieprzyjemnych w dotyku, ciężkich sukienek, a guwernantka zaplatała jej ciemne włosy w warkocze tak ciasne, że bolała ją od nich skóra głowy. Uśmiechała się wtedy sztucznie, aż cierpły jej policzki, starając się pokonać dławiące wrażenie, że ciasny gorset wyciskał z jej płuc resztki drogocennego powietrza. Tego samego, o które i tak każdego dnia musiała walczyć, z klątwą Ondyny stale dyszącą jej w kark; w ciągłym strachu, że następny atak przyjdzie w samotności, gdzie nie będzie nikogo, kto uratuje ją przed powolnym uduszeniem.
Sięgnęła po najbliższy kieliszek z szampanem, upijając niewielki łyk – jedynie tyle, żeby spłukać smak tortu, razem z cierpkim echem przeszłości – i wsłuchując się w milczeniu w słowa Samuela, wywołujące w jej klatce piersiowej lekkie ukłucie żalu. Ostrożnie odstawiła naczynie na blat stolika, ważąc w myślach odpowiedź, chociaż miała ochotę po prostu podzielić się z nim prawdą. Nie wiedziała, dlaczego; odkrywanie samej siebie przed innymi ludźmi budziło w niej zazwyczaj odruchowy protest i jeżeli już zdarzyło jej się prowadzić osobistą rozmowę, najczęściej uciekała się do kłamstw i półsłówek. Być może miało to coś wspólnego z potrzebą budowania relacji na mocniejszych niż dotychczas podstawach, a może chodziło o coś jeszcze innego – może zwyczajnie go testowała, mimowolnie wciągając go we własnoręcznie stworzoną grę, w której raz na jakiś czas pokazywała, jak bardzo pokręcone było jej życie (i ona sama), po czym sprawdzała, czy wreszcie zdecyduje się od niej uciec. Póki co nie osiągając zamierzonego efektu.
Chciałabym – odpowiedziała cicho, przyglądając mu się uważnie, ale nienachalnie, zastanawiając się, o czym myślał, gdy na nią patrzył. Nie zapytała jednak o to, tak samo, jak nigdy nie wspomniała o usłyszanym przez przypadek imieniu kobiety. Częściowo dlatego, że nie była pewna, czy miała do tego prawo; poza tym, wciąż nie mogła się zdecydować, czy rzeczywiście było to coś, o czym chciała wiedzieć. – Ale te drzwi są już raczej dla mnie zamknięte – dodała i tym razem nie udało jej się ukryć tańczącej między sylabami goryczy. Pogrzebanie nadziei na karierę aurora stanowiło jak do tej pory największy cierń w jej prywatnym zbiorze porażek; z utratą rodziny, większości przyjaciół, mieszkania i reputacji była w stanie się pogodzić, ale żalu płynącego z zamordowania młodzieńczego marzenia, nie łagodził nawet upływający czas.
Nie przerywał jej, więc mówiła dalej.
- Popatrz na mnie. – Zrobiła pauzę. – Nie mam rodziny ani uczciwej pracy. Nie wiedziałabym, co wpisać w pole miejsce zamieszkania na podaniu o kurs. A mimo tego, co ostatnio na mój temat odkryłeś, nie znajdziesz mojego nazwiska w rejestrze animagów – powiedziała na jednym wydechu, potwierdzając tylko to, czego na pewno już się sam domyślał. – No i to też nie było tak, że zrezygnowałam ze stażu z własnej woli – rzuciła nieco ciszej, odrywając zawstydzony wzrok od twarzy mężczyzny i przenosząc go na parkiet, gdzie do tańczącej młodej pary dołączali stopniowo inni goście. Patrzyła na nich przez chwilę, przyglądając się wirującym tkaninom i falującym włosom. Przez siedem lat obchodziła to marionetkowe życie tak szerokim łukiem, jak tylko potrafiła – jak więc się to stało, że znalazła się nagle w samym jego środku, i to z własnej, nieprzymuszonej woli?


I pray you, do not fall in love with me,
for I am f a l s e r than vows made in wine.
Cressida Morgan
Cressida Morgan
Zawód : złodziejka, nokturnowa handlarka, kot przybłęda, niedoszły auror
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
she walked with d a r k n e s s dripping off her shoulders;
i’ve seen ghosts brighter than her s o u l.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1571-cressida-morgan http://morsmordre.forumpolish.com/t1583-kocie-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1713-cressida-morgan
Re: Namiot ślubny [odnośnik]31.12.15 15:56
Chociaż nigdy by tego otwarcie nie przyznała, szarmanckość i niemalże książęce maniery Tristana zawsze robiły na niej duże wrażenie, nie tylko ze względu na podziw dla Cedriny za wychowanie takiego dżentelmena w każdym calu. Calu pokazywanego towarzystwie, rodzinie i społeczeństwu, bowiem zazwyczaj ci prowadzący się nienagannie skrywali najcięższe grzechy. Sama o tym doskonale wiedziała, nie wyczuwając jednak w słowach i zachowaniu mężczyzny ani odrobiny fałszu. Wierzył w to, co mówił, a słowa wydobywały się spomiędzy jego warg - żywcem skopiowanych z twarzy Corentina; teraz widziała to dokładnie, wspominając lorda Rosiera - niewymuszenie, lekko. Rozmawiając z Tristanem zapominała o tym, że za jego okrągłymi zdaniami kryły się lata narzuconych zachowań oraz szlachecka tresura. Żadnego buntowania się przy jednoczesnym braku egzaltowanej przesady, tak typowej dla młodych-posłusznych, przelewających werbalny miód z teatralnością godną niezbyt ogarniętej młódki. Tristan wyróżniał się spośród nowego pokolenia arystokratów i Laidan opanowywało wręcz matczyne wzruszenie, wyjątkowo pozbawione zazdrości. Samael był wyjątkowy, jedyny i najwspanialszy, lecz gdyby miała wskazać kolejne miejsce na podium, z pewnością znalazłby się na nim syn Cedriny.
Zapewne jej wewnętrzny zachwyt był widoczny w jasnogranatowych oczach, spoglądających w górę (obcasy wydawały się w niczym nie pomagać) na Rosiera, opowiadającego tak cudownie o swojej rodzinie. O siostrze i jej uroczej córeczce. Laidan musiała silniej zacisnąć dłonie na podarowanym jej kieliszku, by nie okazać nadmiernej ekscytacji.
- Cygnus zapewne już szykuje najgorsze klątwy na kawalerów, chcących odebrać mu tę ślicznotkę - podsumowała nie bez ironii, doskonale orientując się w rodowych niesnaskach. Miałkich i bez znaczenia w konfrontacji z cudem nowego życia, z małą, rozkoszną istotką, jaką już niedługo będzie mogła przytulić i ucałować. Kąciki ust Lai znów zadrgały w rozbrajającym wzruszeniu, zapewne przeradzającym się w kolejną laudację na temat Cyzi oraz Druelli, gdyby nie przypadkowo napotkane spojrzenie Samaela. Posłane jej znad wątłego ramionka jakiejś panny, tej panny. Uśmiech nie zniknął z twarzy lady Avery, ale zdecydowanie się ochłodził, szybko przemieniając ją z przepełnionej czułością matrony w odrobinę zirytowaną kobietę. Nie, oczywiście, że nie z powodu zazdrości o wybranka, raczej z zaniepokojenia wyborem syna. - I ty masz szczęście do blondynek, Tristanie. Mam nadzieję, że pojawisz się z Evandrą na mojej wystawie - zagadnęła, odwracając się plecami do parkietu, by nie denerwować się niepotrzebnie czymś, na co nie mogła mieć wpływu. Teatr, to wszystko było teatrem: musiała to sobie wmawiać, by nie zacząć wariować z najbardziej żałosnej zaborczości. Upiła znów łyk wina, wsłuchując się z uwagą w opowieści Rosiera, odciągające ją daleko od przyziemnych spraw. - Opieka nad smokami to też rodzaj sztuki, prawda? - podsumowała bardzo naiwnie. - Z chęcią przyjmę zaproszenie...a właściwie przyjmiemy. Kiedy tylko wróci Reagan, na pewno pojawimy się w Kent. Mój mąż lubi ekstremalne rozrywki - odparła na tyle smutno, by doskonale wpisać się w rolę wiernej, stęsknionej za dyplomatą żony, i na tyle wesoło, by nie wypaść na zdesperowaną kurę domową, płaczliwie odliczającą dni do powrotu swego ukochanego, będącego sensem jej życia.



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 7 Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Namiot ślubny [odnośnik]02.01.16 3:09
Miałam ochotę go pacnąć w tę rudą czuprynę, ale powstrzymałam się, bo nie byliśmy już w Hogwarcie. Tu, w Marseet, musiałam zachować jako taki poziom, by przypadkiem Deimos nie musiał mnie grzecznie wyprowadzić ze swojego przybytku, holując przy okazji mojego towarzysza, który – pragnęłam tego – miał się tu dobrze bawić. O to właśnie chodziło, kiedy go tu zapraszałam... Oraz o to, że nie miałam z kim przybyć na ten ślub, zaś Hereward jako jeden z pierwszych wpadł do mojej głowy. Kiedyś zabierał mnie na bale, gdy nikt nie raczył mnie zaprosić. Teraz... Może to trochę niegrzeczne z mojej strony? Zajmowałam mu czas ślubem osoby, za którą chyba nawet nie przepadał.
Tęsknię za Hogwartem, naszą drużyną Quidditcha i możliwością odbicia w twoim kierunku tłuczka, Bartius – odparłam poważnym, godnym samej naszej pani kapitan, tonem na komentarz odnośnie mojej własnej rzekomej przepiękności. Żaba miała więcej tego czegoś niż ja, ja zaś miałam lekko zaokrąglone boczki przez te wszystkie słodkości. Dobrze, że musiałam często biegać nieomal po całym szpitalu. Gdybym miała siedząca pracę, byłaby ze mnie piłeczka. Niechybnie.
Wkrótce mą uwagę zalały informacje o zapierających dech w piersiach podróżach. Po prostu musiały to robić... Zapierać dech, w sensie. Nie mogło być kompletnie mowy o braku niezwykłości. Hereward jak zwykle wszystko umniejszał, a potem mógł jedynie narzekać, że ma nudne życie...
Żeglowanie. Osobiście przeleciała jedynie kilka wód śródlądowych i ze dwa razy morza, ale żeglowanie? Nigdy. Próbowała wyobrazić sobie to uczucie falowania, przecinania fal, sztormy... Coś niesamowitego. To musiało... Musiało, bo inaczej świat ją otaczający nie byłby tym światem, który sobie wyobrażała, a miała okazję się przekonać, że sam Mung miał w sobie wiele do opowiadania.
Ponadto, dobrze mu tak, że fale dały mu po sobie znać. Nie kryłam uśmiechu, gdy padł ten jego komentarz odnośnie burty... Jakiś tam diablik, nie ukrywałam, a może jednak ukrywałam?, tkwił we mnie.
Sztuka i Beauxbatons – tego, musiałam przyznać, nie przerabiałam. Musiałam pomyśleć co nieco o tej szkole na osobności, aczkolwiek nie potrafiłam wyobrazić sobie takiej, w której nie uczą samej magii, ale również też sztuki. Brzmiało egzotycznie. Hogwart stał się dla mnie najwidoczniej ramą szkoły magii i cokolwiek, co wychodziło poza nią, nie mieściło mi się w głowie. Musiałam najwidoczniej ją uprzątnąć...
Gęś? Caesar’a Lestrange? Powinnam go kojarzyć? – zapytałam wyrwana z chwilowego zamyślenia, przez co teraz marszczyłam czoło. Przez chwilkę, bo się jako tako opanowałam. Między innymi dlatego, że coś mi nazwisko mówiło, ale... ale było chyba szlacheckie, czyli nosiła je pewnie spora liczba osób, której nie miałabym głowy spamiętać.
To w sumie zabawne, że profesor transmutacji kończy pojedynek jako gęś... – zauważyłam, uśmiechając się od ucha do ucha. – Bardzo zabawne – pragnęłam zauważyć roześmiana, popijając niesamowitą słodycz w wargach kieliszkiem jakiegoś alkoholu. Musiałam przyznać się do tego, że nie kojarzyłam jego smaku.


» Ratujmy Ziemię! «
To jedyna planeta, na której występuje czekolada.
Cynthia Vanity
Cynthia Vanity
Zawód : uzdrowicielka na oddziale wypadków przedmiotowych, cukierniczka, właścicielka Słodkiej Próżności
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Dziś rano cały świat kupiłeś,
za jedno serce cały świat,
nad gwiazdy szczęściem się wybiłeś,
nad czas i morskie głębie lat.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 7 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t984-cynthia-vanity#5464 https://www.morsmordre.net/t1056-gabrys#6288 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f221-moonflower-avenue-24-7 https://www.morsmordre.net/t3459-skrytka-bankowa-nr-269#60055 https://www.morsmordre.net/t1057-cynthia-vanity
Re: Namiot ślubny [odnośnik]02.01.16 12:55
Kiwnął głowo ochoczo, popijając napój ze szklanki, który przed chwilą zgarnął ze stołu. Wspominał właśnie swoje ostatnie spotkanie z nim i doszedł do wniosku, że dziewczyna miała w stu procentach rację.
- Faktycznie, faktycznie, ostatnim razem gdy przynosił mi spóźnione dokumenty, tym samym skazując mnie na pracę po godzinach, uraczył mnie jakże ciekawą opowieścią o groszczpryszczce - stwierdził z uprzejmym uśmiechem.
Co racja, to racja, ojciec Inary był dość specyficzną osobą, ale William go bardzo polubił. Taki miły, przyjemny człowiek, z którym można od czasu do czasu porozmawiać. Wysłuchał dalszej odpowiedzi dziewczyny co jakiś czas kiwając głową.
- Lord Nott? Sądzę, że bardzo dobrze trafiłaś, moja droga. Twój ojciec ma dobry gust - dodał.
No bo co miał powiedzieć? Pocieszać dziewczynę? Już lepiej starać się utrzymać ją w przekonaniu, w jakimkolwiek by nie była, że to dla jej dobra i na dobre jej to wyjdzie. W sumie zależy też o jakiego Notta chodziło, William jednak uważał, każdy z nich jest dla niej dobrym partnerem. Znowu napił się łyka ze szklanki, następnie zabrał się za odpowiedź na swoje pytanie.
- Ja mam strasznie dużo pracy, od rana do nocy spędzam czas w pracy, dzisiaj tylko na chwilę udało mi się wyrwać, aby pojawić się na ślubie, bo mam trochę prywatnych spaw do załatwienia - kiwnął głową wzdychając lekko. - I obawiam się, że na mnie już czas.
Spojrzał na zegarek, zawieszony na nadgarstku. Dochodziła godzina, o której powinien pojawić się na umówionym spotkaniu. Pech chciał, że akurat dzisiaj. Bardzo chętnie by został jeszcze na ślubie, jednak obowiązki.
- Dziękuje za dotrzymanie mi czasu, pozdrów ojca jak tylko go spotkasz. Miło było cię widzieć, Inaro - ujął jej dłoń, całując delikatnie.
Następnie wstał, pożegnał się z towarzystwem i opuścił namiot, udając się do Londynu załatwiać swoje sprawy.

zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Namiot ślubny [odnośnik]02.01.16 13:16
Wszyscy dookoła niego podrygiwali w takt muzyki. Wygrywanej przez orkiestrę? A może raczej tej niesłyszalnej, tej która podpowiadała, jak się zachowywać, co mówić, kiedy się uśmiechnąć i w jaki sposób podnieść do ust kielich z przednim winem, żeby nie sprawić wrażenia spragnionego alkoholika. I sam Avery niewiele się różnił od otaczającej go w głównej mierze szlachty; Carrow dobrze zrobił nie wpuszczając hołoty, choć pracował sobie na reputację zimnego drania. Prawdopodobnie czyniąc z tego jedyny trud własnych rąk. Wśród tych pałętały się jednak rozmaite indywidua, jakie nigdy nie powinny pokazywać się w tak znakomitym towarzystwie. Nie bez wyraźnego powodu. Eilis należała do tego półświatka, jednakowoż on zapewniał jej immunitet. Minimalne rozrzedzenie krwi nie zniechęcało go przed sięgnięciem po nią – jej czystość – choć od pewnego momentu czuł jedynie dziwne zobojętnienie. Spowodowane przede wszystkim Lai i swoimi prawdziwymi pragnieniami, coraz głośniejszymi i trudniejszymi do zdławienia. Prócz tego czuł się wyśmienicie, zwłaszcza zmuszony do mdłej rozmowy na błahe tematy. W sztuce konwersacji również żadna nie dorównywała Laidan, która swobodnie wymieniała się z nim uwagami dość kontrowersyjnymi – sztuka, polityka, ekonomia – znała się na wszystkim. Avery zaś został w przykry sposób wmanewrowany w dzielenie się ploteczkami, niekoniecznie dla niego ważnymi. Niezbyt interesującymi. Wręcz nieco dyskomfortowymi, z uwagi na dość bliskie (zapomniane) pokrewieństwo.
-Najprawdopodobniej Carrow. Moja rodzina nie utrzymuje z nią kontaktu – rzucił lekceważąco. Wydziedziczenie zawsze wiązało się z utratą przywilejów – nie tylko tych finansowych. W tym wypadku był to zwykle najmniejszy problem; Avery nie wyobrażał sobie nagłego pozbawienia praw należnych szlachcicowi. Wydziedziczony arystokrata był już na zawsze okryty hańbą, zupełnie jak wojownik, tchórzliwie uciekający z pola bitwy. Marny i żałosny.
Samael ujął drobną dłoń Eilis, prowadząc ją na parkiet i ach, cóż za szczęście – orkiestra zwolniła właśnie tempo do nastrojowego walca. Pozwalającego na bliskość ekstremalną, która w innym wypadku traktowana byłaby za niedopuszczalną. Krok za krokiem, obrót za obrotem, wirowali wśród innych par, a Avery milczał, wpatrując się uważnie w zaróżowione (od emocji? Szampana?) lico Eilis. Tańczyła dobrze, pozwalała mu się prowadzić i prawidłowo reagowała na najmniejsze drgnięcie jego ciała. Samael nieco złagodniał tym przejawem uległości - talentu? – wciąż kołysząc się z nią w rytm muzyki. Mimowolnie wciąż wybiegał wzrokiem do Laidan, wesoło konwersującej z Tristanem (czyżby ową radość powodowały kolejne kieliszki wina?) i marzył, by do niej podejść. Okazując matce właściwe względy, przedstawiając jej swoją towarzyszkę. Mówiącą coś do niego, lecz Avery już nie słuchał, pogrążony w zbyt intensywnych rozmyślaniach. Wolałby być daleko stąd, najlepiej na osobności, a tymczasem zewsząd otaczały go nachalne spojrzenia. Ludzkie głosy. Ostra muzyka, która jeszcze przed chwilą wydawała mu się słodkimi taktami.
-Jesteśmy snem – odparł nieco filozoficznie, przytrzymując ją w lekkim uścisku. Odbiegającym od całego tańca, odbiegającym od konwenansów, niepozwalających na taką bliskość dwojga obcych ludzi. A przecież to trwało już od trzech miesięcy.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Namiot ślubny [odnośnik]02.01.16 18:07
Cała drżę w twoich ramionach. Bezpieczeństwo otula elegancką sukienkę, a moje stopy poddają się rytmowi muzyki. Krok, skok, chwila niepewności. Czy to na pewno nie jest sen? Włosy wirują w powietrzu i ani razu nie przeszkadzały. Bałam się, że będę pleść z nich szybkiego, chaotycznego warkocza. Czuję się jak w bajce. Rzeczywistość przeplata się z moimi wyobrażeniami, a ty nie próbujesz mnie sprowadzić na ziemię. Skaczę po obłokach przyzwoitości, manier i marzeń. Pozwalam ci prowadzić, uważam, aby nie zepsuć tego momentu przez omyłkowe nadepnięcie na stopę. Jak mała dziewczyna poddaje się twoim sygnałom i wcale nie chcę przestawać. Ludzie patrzą na mnie z zawiścią. Sama powinnam zadać pytanie Samaelowi, czy jest na tyle rozsądny, żeby zapraszać mnie na takie przyjęcia. Nie zrobiłeś tego pod wpływem emocji, czasami mam wrażenie, że to chłodna kalkulacja, ale łudzę się, że moje towarzystwo sprawia ci przyjemność. Ślub zawsze jest sytuacją, w której myśli się o samych pozytywnych rzeczach. Chcę zatracać się w twoich ramionach, nawet jeśli dawno przekroczyliśmy granice przyzwoitości, gdy pierwszy raz chwyciliśmy się za dłonie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak często uciekam do chęci pocałowania cię bądź objęcia w chwilach, gdy chciałabym zaznaczyć, że jesteś „mój”. Uciekam w krainie wyobraźni, bo nic sobie nie obiecywaliśmy. Jestem naiwna, ale pragnę być komuś potrzebna, w jakiś dziwnym stopniu należeć do kogoś. Czy to naprawdę dziwne czy może samotność puka w moje drzwi za każdym razem gdy wracam do swojego pokoju po kilku godzinach spędzonych z dziećmi? Ignoruje już uwagę o tamtej kobiecie, bo nie lubię obgadywania ludzi, a ty mi jej nie przedstawisz.
- Nie chcę się budzić – szepczę w twoich ramionach. Nie wracam myślami do szlachty, to grono ludzi, do których nigdy nie będę należeć. Nawet zmiana nazwiska na szlacheckie nie będzie miała wpływu. Nie nadrobię tylu lat wychowania w rodzinie, w której moja mama płakała, że wybrała miłość a nie rozsądek. Okazało się, że uczucie minęło, a ona nigdy nie wygra z muzyką. Zarzucam ci dłonie na kark, korzystając z momentu bliskości, wspinając się na palce.
- Wyjdźmy stąd, proszę – dodaje cicho, a odległość naszych ust jest niewielka. Nie sięga nawet kilku cali, ale nie wytrzymuje tych spojrzeń, szeptów i obserwowania, czy nie potknę się o własne nogi, zabijając się na środku parkietu. Mówię to tak cicho jak tylko możliwe, bojąc się, że potraktujesz moje błaganie jako propozycje czegoś odległego od mojej niewinności. Czerwień na policzkach staje się o wiele bardziej wyraźna, a ja spuszczam wzrok , bo boję się tego oceniającego spojrzenia. Minęło już kilka godzin wesela, wszak tańczyliśmy naprawdę długo, lecz wolałam iść z tobą na spacer niż tkwić tutaj. Musisz zrozumieć, że nie jestem jeszcze przyzwyczajona. Pewnie zignorujesz moją propozycje wyjścia z wesela, ale może chociaż zejdziemy ze środka parkietu do bardziej intymnego miejsca.



self destruction is such a pretty little thing



Eilis Avery
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1783-eilis-sykes http://morsmordre.forumpolish.com/t1792-dziob#21925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1853-pokoj-eilis#24478 http://morsmordre.forumpolish.com/t1793-eilis-sykes#21929
Re: Namiot ślubny [odnośnik]02.01.16 19:44
Kiedyś się zastanawiał, jak to było możliwe, że kiedy jego matka lub Laidan pojawiały się na spotkaniach towarzyskich, kradły tak wiele uwagi. A potem dorósł - i już rozumiał, ale na szczęście nie wszystko, nie domyślając się nawet dramatów, jakie odgrywały się za murami twierdzy Averych. Coś się działo pomiędzy nią a Allison, milczenie dziewczyny i jej długa nieobecność nie pozwalały mu jednak otworzyć oczu dostatecznie szeroko. Owszem, Tristan wolał spędzać czas z młodymi; piękno niektórych kobiet nie starzało się jednakże nigdy - lub przypominało wino.
- Bez wątpienia - potwierdził jej słowa, choć kąciki jego ust drgały kpiąco. Domyślał się, że w aktualnej chwili Cygnus szykował raczej klątwy na żartownisiów dowcipkujących z pojawienia się na świecie jego trzeciej córeczki zamiast pierworodnego syna aniżeli myślał o przyszłych zalotnikach Narcyzy  - co zdawało się go bawić jeszcze mocniej. Nie przepadał za Blackami i nawet fakt pozostawania przez jednego z nich jego własnym szwagrem nie mógł tego zmienić. Zmiana na twarzy ciotki nie umknęła jego uwadze - tak mocno skoncentrowanej na Laidan. Nie mógł jednak pojąć jej przyczyny, instynktownie wiodąc wzrokiem za jej spojrzeniem; Samael? Z nową kobietą, nawet on nie miał w sobie tyle bezczelności, by pojawiać się na publicznych wydarzeniach ciągle z innymi pannami. Ile temu odeszła od niego panna Skamander? Wychowali się razem, los Sama nie pozostawał dla niego obojętny, a ostatnimi czasy przechodził chyba kłopoty - których rozwiązania szukał w towarzystwie niekoniecznie odpowiednim. Wciąż miał w pamięci scenę ze spotkania Rycerzy, aż dziw, że i na wesele Carrowa nie przybył wraz ze swoim giermkiem Fawleyem. Jego matka była zaniepokojona tym, że Tristan tak długo zwlekał z ustatkowaniem się, być może Laidan motały podobne rozterki? Samael był w końcu od niego parę lat starszy.
- Samael również docenia piękno blondynek - rzucił więc nieświadomie, odnajdując kuzyna w tańcu wraz z nową branką. - Pojawimy się, ciociu, dziękujemy za zaproszenie - zapewnił ją jednak od razu, rzucając nieco zaniepokojone spojrzenie w tłum, gdzie podziewała się jego słodka półwila? Nie czuł się w obowiązku zapytania jej wpierw o zdanie. - Evandra uwielbia sztukę, z pewnością od razu rozkocha się w galerii oraz w talencie podopiecznych cioci. Kogo będziemy mieli okazję podziwiać tym razem? - Jako częsty bywalec wydarzeń kulturalnych znał przecież nazwiska artystów, znał i był nimi żywo zainteresowany; wysoce cenił dobrą sztukę. A zła sztuka omijała Laidan,  obawiając się jej krytyki równie mocno, jak mocno mecenas lady Avery nią gardziła. Jeśli decydowała się wystawić czyjeś dzieła, ów artysta musiał być twórcą wysokiej klasy, tego był pewien.
- Smok sam w sobie jest dziełem sztuki - odparł po chwili zastanowienia. - Najdoskonalszym dziełem natury - zaraz po różach - ich piękno może zaprzeć dech w piersi, a pilnowane i okiełznane zwykle nie są na tyle groźne, by móc zagrozić gościom. - W zamyśleniu upił łyk wina. Czy okiełznane wciąż były tak piękne, jak wówczas, gdy rozpościerały skrzydła na gwieździstym niebie? - Wuj znów w podroży? - dodał grzecznie, zainteresowany ostoją Laidan; wszak samotna żona pozbawiona męskiego wsparcia zawsze pozostawała samotną żoną. W teorii, w jego domu bywało z tym różnie, a Laidan nie była słabszą kobietą od Cedriny.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Namiot ślubny - Page 7 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Namiot ślubny [odnośnik]02.01.16 22:11
Drobna dłoń Mavis w uścisku jego szorstkich od gry w Quidditcha palców przynosi mu spokój. Dobrze jest stać obok chociaż jednej osoby, która ma takie samo zdanie o tej farsie co on. Chociaż wcześniej nigdy nie przypuściłby, że tak się stanie. Jeszcze niedawno jego towarzyszka była zafascynowana Laidan na tyle, że nie pojmowała jego niechęci względem rodzicielki. Nie miał zamiaru ani potrzeby wyprowadzania jej z błędnego mniemania o Lady Avery. Czysty przypadek, sytuacja, która nie powinna mieć miejsca sprawiła, że wiele rzeczy się zmieniło. Panna Travers poznała pilnie strzeżone rodowe tajemnice.
Jednak nie myślał o tym stojąc w urządzonym z przepychem namiocie ślubnym. Nie czuł się tam komfortowo, ale na mało którym spędzie czarodziei głównie krwi szlachetnej można odnaleźć w sobie takie uczucie. Zresztą z odpowiednią ilością alkoholu można dać sobie radę ze wszystkim. Søren stara się skrzętnie ignorować fakt, że dokładnie takie same skłonności do wysokoprocentowych charakteryzują i jego matkę. Mignęłam w trakcie lawirowania wśród tłumu i szczerze cieszył się z faktu, że nie postanowiła zamienić z nim kilku słów. Starał się jej unikać jak tylko mógł, zwłaszcza teraz, gdy wśród gości weselnych panoszył się również Samael, a ojciec przebywał w delegacji.
- Cieszę się, że zgodziłaś się mi towarzyszyć. – Nie ma w tych słowach typowej sztuczności czy grzeczności, jakiej trzeba używać na salonach. Jest w nich przede wszystkim prawda, która w miejscu takim jak to występuje w śladowych ilościach. Zazwyczaj na wszelkich przyjęciach towarzyszyła mu Allison dzięki czemu unikał dyskomfortu samotności. Jednak teraz, gdy zaręczyny z Alexandrem Selwynem nabrały pełnej oficjalnej mocy niedane jest mu więcej chodzić na przyjęcia z siostrą pod rękę. Był więc pewien, że na wesele kuzynki będzie musiał stawić się w pojedynkę. Nie mógł przecież przyjść na taką uroczystość z Amodeusem, bo skończyłoby się to niemałą aferą. Zresztą według wszystkich standardów już dawno powinien być zaręczony i właśnie z nią chadzać za rękę. Cóż, nie bardzo żałował niewypełniania tych obowiązków. Miał wręcz zamiar unikać tej odpowiedzialności tak długo jak to będzie możliwe bez narzucenia mu narzeczonej przez rodziców czy, co gorsza, brata.
Rozpoczęły się tańce, Megara i Deimos przecierają szlak reszcie tancerzy. Avery dopija resztkę swojego wina i razem ze swoją towarzyską na parkiet. Być może nie przepadał za tańcem, ale odebrał staranne wykształcenie także i w tej materii. Poza tym nie chciał, żeby stali tylko na uboczu, przez co jeszcze bardziej wyróżnialiby się z tłumu.
- Lady Travers – rzuca pogodnie, gdy chwyta ponownie jej dłoń. Nie czuje tej sztywności, gdy rozbrzmiewa muzyka, a oni dołączają do wirującego tłumu. Mavis porusza się z niewymuszoną gracją, nie depcze mu po palach, ani nie poci się z nerwów. Tworzą zgraną parę. – Średnio, panno Travers. – Na jego ustach igra lekki uśmiech rozbawienia, gdy po raz kolejny używa tego zwrotu grzecznościowego. Nauka samemu nigdy nie jest tak efektywna, jak pod jej czujnym okiem znawcy tematu. – Tak, to Alexander Selwyn. – Tym razem śmiech w jego głosie jest nad wyraz wyraźny. Wszystko przez to, że doskonale pamięta, z jakim jadem on sam się wypowiadał na jego temat. Jednak pewne niedawne wydarzenia sprawiły, że musiał zrewidować swoje poglądy. Lubić było za dużym słowem, ale zaczynał go darzyć szacunkiem. Spoglądał na tańczącą w oddali siostrę i wiedział, że z Selwynem będzie póki co bezpieczna. To było najważniejsze. – To zależy ile jeszcze musi dojrzewać w kociołku – odpowiada pochylając się w jej stronę. Skłamałby, gdyby powiedział, że nie zastanawiał się, jaka trucizna zabija najszybciej i najbardziej niezauważalnie. – Mam go na oku – mówi spoglądając na nią z większą powagą niż wcześniej. Jeden fałszywy ruch Alexandra i naprawdę zrobi użytek ze swojego złotego sierpa.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery
Re: Namiot ślubny [odnośnik]03.01.16 0:16
Nie wiem, czego oczekiwałam, ale raczej nie tego, że wśród tych wszystkich ludzi otworzy się przede mną i powie wszystko, co trawiło go od wewnątrz. Ba!, byłabym hipokrytką, mając takową nadzieję. Sama nie potrafiłabym mu zaufać na tyle, by powiedzieć mu o swej kłopotliwej klątwie, o tym, co też najgorszego uczyniłam, ani o tym, że wcale nie byłam perfekcyjną Dianą... Choć to ostatnie chyba zdążył już zauważyć. Wielu mogło zacząć to dostrzegać, gdyż miałam wrażenie, że coraz bardziej przestaje mi zależeć. Co powiedzieliby rodzice? Co powiedziałby Anthony? A co Leonard, który przecież zbiegiem okoliczności został wtajemniczony w to całe zagmatwanie.
Zacisnęłam wargi zniesmaczona samą sobą i uśmiechnęłam się pod nosem do Garretta. Jak na pustą szlachciankę przystało, zadowolić musiała mnie rzucona na wiatr obietnica, którą, o dziwo, wzięłam na serio. Ufałam Weasley’owi na tyle, by wierzyć, ze teraz cała jego uwaga skupi się na mojej osobie, co mi pochlebiało w pewnym ułamku... Zaskakiwało mnie, że miałam go za tak porządnego człowieka, mimo że nie znałam tych tajemnic, które tak bardzo skrywał w głowie.
Tylko nie poopadaj mi tu w pracoholizm. Zwariuję całe dnie sama w domu – odparłam w odpowiedzi, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co wyznałam. Brzmiałam nieco jak pani Weasley, do czego było mi bardzo daleko, aczkolwiek nie tak daleko jak jeszcze jakiś miesiąc temu. Nie mogłam powiedzieć, że czułam się z tym dobrze, więc odwróciłam wzrok, łowiąc z tacki kolejne naczynie alkoholu. Musiałam jedynie uważać, by te łapanie okazji od kelnerów nie weszło mi w nawyk, bo mogłoby się tu jeszcze zrobić gorąco, gdybym wypaplała to i owo.
Zatem chodźmy – zgodziłam się po chwili, ujmując jego ramię. Miałam nadzieję, że nie dosłyszał wcześniejszych słów, choć szanse na to były równe zeru... Odstawiłam kieliszek na stolik, gotowa do wychwycenia szczęśliwej pary wśród tego tłumu. Potem czekał mnie taniec i miałam nadzieję, że nie jedyny. Trzeba było jakoś zając czas na tej uroczystości, by minęła szybko i w miarę bezboleśnie.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Namiot ślubny - Page 7 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415

Strona 7 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Namiot ślubny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach