Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Główna
AutorWiadomość
Sala Główna [odnośnik]19.02.16 20:57
First topic message reminder :

Sala Główna

★★★
Prosto z wystawnego holu, goście przechodzą do Sali Głównej o wysokim sklepieniu. W miejscu, gdzie zazwyczaj znajduje się widownia, wypełniona rzędami wygodnych siedzisk, nie ma teraz żadnego krzesła – pozostała wyłącznie odsłonięta marmurowa podłoga. Niezwykle śliska, momentami wydaje się wręcz lustrzanie odbijać roziskrzony świecami bogaty żyrandol, lewitujący idealnie w połowie wysokości budynku. Parkiet i centrum wydarzeń są doskonale oświetlone, ale z parteru nie sposób ujrzeć wnętrza lóż. Zresztą, kto błądziłby z głową zadartą do góry, gdy wokół tyle piękna? Zarówno w postaci śmietanki towarzyskiej magicznego Londynu jak i zachwycających zdobień ścian.
Co kilka metrów, odgrodzone kolumnami, ściany zdobią wyjątkowe drzeworyty, ukazujące atrybuty i charakterystyczne cechy każdego ze szlacheckich rodów. Są tu polowania, smoki, targane wiatrem żagle, wyjątkowe Sabaty, przesypujące się góry galeonów, piękne profile nestorów i matron. Z dystansu wydają się poruszać, ale gdyby ktoś postanowił przyjrzeć się żyjącej scenie z bliska, zobaczy tylko doskonale wyryte w dębowym drzewie nieruchome postaci, wzbogacone gdzieniegdzie prawdziwymi złoceniami.
Na scenie – niegdyś teatralnej, teraz stricte muzycznej – występuje Magiczna Orkiestra Klasyczna. Początkowo z instrumentów wydobywają się ciche, zapraszające dźwięki, sprzyjające konwersacji a wśród muzyków nie ma jeszcze gwiazdy wieczoru: oszałamiającej Belle.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala Główna [odnośnik]22.02.16 14:02
Czuła przyjemny dreszcz ekscytacji na myśl o pierwszym od lat spotkaniu z angielską śmietanką towarzyską. Była w kraju już drugi tydzień i Wiltshire zaczynało ja nieznacznie nużyć. Życie w ambasadzie przyzwyczaiło ją do nieustannego ruchu. Niekończący się ciąg przyjęć, koncertów i spotkań! Przez dwanaście lat niemal nieustannie obracała się wśród dyplomatów, polityków i ludzi interesów. Lśniła wśród nich jak diament o najdoskonalszym szlifie, karmiła się ich zachwytami nad własną osobą i swoim poczuciem władzy. Choć dwa tygodnie w domu upłynęły jej całkiem przyjemnie: na poufnych rozmowach z bratem, zabawach z synem i na ponownym zbliżaniu się do Astorii, to zaczynało jej brakować tej uwagi, którą była otaczana. Na szczęście pojawiła się szansa na ratunek - wernisaż organizowany przez jedyną i niepowtarzalną Laidan Avery! Spotkanie z ciotką twarzą w twarz, po raz pierwszy od tylu lat było kolejnym powodem do radości. Niewielu ludzi Medea ceniła tak bardzo jak lady Avery i nikt chyba nie zasługiwał na tak ogromny podziw z jej strony. I choć potrafiła przywołać z pamięci kształt każdej litery, którą kreśliła ręka jej mentorki w niezliczonych listach, które wymieniły na przestrzeni lat, jej oblicze powoli rozmywało się w pamięci lady Rowle. Liczyła, że ich spotkanie przebiegnie w pogodnej atmosferze.
Christian został w Wiltshire, pod opieką niani i w towarzystwie swojego małego kuzyna. Medea wiedziała, że wernisaże nie są niczym ciekawym dla małych chłopców, zresztą nie miałaby dziś czasu, by o niego zadbać. Nadchodzące wydarzenie miało ją kosztować wiele energii! Musiała nie tylko wrócić na salony, musiała wywalczyć sobie drogę na sam szczyt! Aby to osiągnąć należało poświecić wiele uwagi wszystkiemu co dzieje się wokół. Chciałaby mieć obok siebie męża. Ufała jego osądom i obserwacjom, zawsze mogła też oprzeć się na jego ramieniu, gdy zaczynało jej brakować tchu. No i jak pięknie razem wyglądali! Lord Rowle pozostawał jednak w Norwegii. Abraxas uparcie odmawiał wyjścia na wernisaż. Dlatego Medea przekonała młodszą siostrę, by zabrała się razem z nią. Pojawienie się bez towarzystwa byłoby jej wybitnie nie w smak. Siostry pojawiły się w galerii na chwilę przed przemówieniem Laidan, którego wysłuchały z niegodnego miejsca z tyłu sali - oddając płaszcze, bo przecież nikt ich o okazanie zaproszeń nie prosił. Medea gotowa byłaby odgryźć głowę każdemu, kto spróbowałby ją znieważyć w ten sposób. Była Lady Rowle i nie potrzebowała drukowanych złotymi literami słów, by dostać się tam gdzie chciała. Trudno powiedzieć czy rozpoznano ją, czy Astorię, czy może obsługa zadrżała ze strachu pod jej lodowaty spojrzeniem i wykonała swoją pracę jak należy. Pozbawione wierzchniego odzienia i nieniepokojone zbędnymi pytaniami, siostry podążyły w głąb sali.
- Dlatego właśnie potrzeba mężczyzny przy takich okazjach. - szepnęła konspiracyjnie do siostry, ujmując ją poufale pod ramię. - Gdyby któryś z nami przybył to on oddałby nasze płaszcze. A my byłybyśmy już z samego przodu. - były jednak zdane na siebie, biedne istoty. Medea czujnie rozglądała się wśród gości usiłując wypatrzeć w tłumie znajome twarze. Dwanaście lat to jednak niesamowicie długo. Ludzie się zmieniali, dzieci dorastały, starcy umierali. Z większą łatwością rozpoznałaby teraz wszystkich członków norweskiej socjety niż swoich. Jej rodacy, w jakże ogromnej liczbie dzielący z nią jedną krew i wspólnych przodków! Ta myśl sprawiła, że poczuła się nieswojo. Obco. Miała jednak u swego boku Astorię, która była na bieżąco ze wszystkimi ploteczkami i świetnie sprawdzała się w roli przewodnika po dawno zapomnianych znajomych. Podpytując ją cicho zdołała rozpoznać niektórych gości. Merlinie, ależ wyrosło to jej kuzynostwo! Fabian, Perseusz, Soren. Śledziła ich dyskretnie wzrokiem, podążając za wskazaniami siostry. A przecież, gdy wyjeżdżała byli ledwie bandą dzieciaków! Uśmiechnęła się z niedowierzaniem, a potem delikatnie uwolniła ramię siostry ze swojego uścisku. Wydawało jej się, że mignęła jej gdzieś postać Megary, ale na spotkanie z lady Carrow czas przyjdzie później. Najpierw najważniejsze.
- Pozwól, że opuszczę Cię na moment, Astorio. Muszę koniecznie znaleźć ciocię Laidan. - po tych słowach odeszła od siostry, kierując się w stronę, gdzie wydawało jej się, że dostrzega postać organizatorki wydarzenia. Zręcznie lawirowała w tłumie - salony, były wszak jej środowiskiem naturalnym. Zrezygnowała dziś z fioletów i odziała się w złoto i czerń. O przynależności do rodu męża świadczyła jedynie obrączka i ozdobiona ametystem szpilka do włosów, która utrzymywała w miejscu misterny kok.
- Wuju Reganie, najdroższa ciociu! - pojawiła się u boku Regana i Laidan olśniewając szerokim uśmiechem, który wyjątkowo odbijał się nawet w lodowatym błękicie jej tęczówek. Naprawdę cieszyła się na ich widok. Oczywiście jej uwagę pochłaniała głównie Laidan - równie piękna i elegancko co w jej pamięci. Czas był dla niej łaskawy, w pewien sposób zdawała się nawet bardziej niezwykła niż kiedyś. Może Medea musiała dojrzeć, by w pełni docenić wszystkie zalety swej mentorki? Mogła teraz marzyć, że ona też za kolejne siedemnaście lat będzie prezentować się tak doskonale. Regan też trzymał się nadzwyczaj dobrze. Pytanie czy rozpoznał w niej swoją siostrzenicę? Gospodyni tego przyjęcia spodziewała się jej przybycia, tego była pewna.
- Jakaż to przyjemność zobaczyć was po takim czasie. - podjęła zaraz, przykładając dłoń do piersi, jakby dla podkreślenia swoich słów. Nawet się nad tym nie zastanowiła, pewne gesty miała wyuczone i odgrywała je według schematu. Niemal szczerze. - Galeria prezentuje się zachwycająco, nie mogę się doczekać zwiedzania. Najpierw jednak musiałam się przywitać. - zakończyła z kolejnym pięknym uśmiechem.



There is no end to my power.
Medea Rowle
Medea Rowle
Zawód : żona swojego męża
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Jeżeli czegoś chcę, to żądam i tak będzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2258-medea-rowle https://www.morsmordre.net/t2279-alabaster#34508 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f255-cheshire-ramsdell-hall https://www.morsmordre.net/t2352-medea-rowle#36336
Re: Sala Główna [odnośnik]22.02.16 18:39
Wernisaż cioteczki Laidan. To wydarzenie miało skupić brytyjską śmietankę towarzyską. Oczywiście nie mogło tam zabraknąć Lady Malfoy. Od wyjazdu siostry do Norwegii wiele się zmieniło, a któraś z córek Cronusa musiała brylować w towarzystwie. Czarowanie uśmiechem Astoria opanowała do perfekcji. Przyjazd siostry niezbyt ją ucieszył, jeżeli miałaby być szczera. Dlaczego? Być może oznaczałoby to znowu życie w cieniu lodowatej Medei? Oczywiście po fali niezadowolenia nastąpiła akceptacja sytuacji. Kolejna kobieta w Wiltshire? Czyżby rodowa siedziba Malfoyów miała być zrównana z ziemią? Ostatnie dwa tygodnie Astoria spędziła w towarzystwie starszej siostry i swojego siostrzeńca. Miła odmiana, zawsze jakaś odmiana. Wciąż zastanawiało ją, co też sprowadziło Lady Rowle z powrotem do kraju, ale nie miała prawa oto pytać wprost. Zresztą, póki nie dotykało to jej, ani Megary mogła być spokojna. Chociaż nigdy nic nie wiadomo. Według Astorii połączenie Medei i Abraxasa mogło być katastrofalne w skutkach.
Propozycja starszej siostry naprawdę nie miała większego znaczenia, gdyż brunetka od początku wybierała się na wernisaż, nie mniej jednak inicjatywa z jaką wyszła Medea bardzo jej schlebiała. Chyba nadal była tą dziewczynką, która za wszelką cenę chciała się wkraść w łaski starszej, perfekcyjnej siostry. Z tym, że ta dziewczynka ma o dwanaście lat więcej. Owego dnia lady Malfoy od rana planowała swoje wyjście. Odpowiedni dobór fryzury i stroju był ważnym elementem każdego publicznego wyjścia. Nie oszukujmy się, wszelkiego typu wernisaże, bankiety i inne tego typu uroczystości były rewią mody i okazją panien do zaprezentowania się kawalerom. Ta, która najlepiej prezentowała się na wcześniej wspomnianych przyjęciach najprędzej może spodziewać się zamążpójścia. Zapewne duma Astorii mocno ucierpiała, kiedy oznajmiono, że jej młodsza siostrzyczka szybciej wyjdzie za mąż niż ona. Rozmyślanie na temat narzeczeństwa i jej stanu przyprawiał młodą szlachciankę o ból głowy, a przecież musiała promienieć na dzisiejszym wernisażu. Nie mogła przynieść hańby zarówno sobie jak i swojej rodzinie. W każdym razie dzisiejszy wieczór miał być wyjątkowy. Kreacja, którą włoży na siebie lady Malfoy prawdopodobnie już nigdy nie ujrzy światła dziennego. Trzeba przyznać, że przez te lata Abraxas wychował sobie dosyć kapryśną damę, która nie mając stałego zajęcia zapełniała czas zakupami, odwiedzinami u najbardziej pożądanych wśród brytyjskich dam krawców. Smuciło ją to, że jej starszy brat jak i bratowa nie mają zamiaru im towarzyszyć, jednak z pewnością mieli swoje powody. Chociażby mały Lucjusz. Kochane dziecko, oczko w głowie Malfoyów, któremu Christian w ostatnim czasie odebrał trochę uwagi swojej ciotki Astorii. Była wprost zachwycona swoim siostrzeńcem. Nie omieszkała się solidnie przygotować na ich przybycie i malec już na powitanie został obdarowany prezentami.
Obydwie damy pojawiły się tuż przed przemówieniem właścicielki. Całe szczęście, że wpuszczono je bez problemu. Astoria wiele razy wraz z cioteczką Laidan, tudzież Leandrą odwiedzała to miejsce. Musiała być rozpoznawalna. Zostawiły płaszcze. Cóż, niezbyt eleganckie spóźnienie, miejmy nadzieję, że lady Avery nie zwróci na to uwagi.
-Przypomnij mi o tym w domu, droga siostro.-odparła. Czyżby Abraxas jako pokutę miał wysłuchiwać tego, jak to przez brak męskiej asysty nie zdążyły zająć odpowiednich miejsc podczas oficjalnego otwarcia? Najwidoczniej. Dwie damy, tak różniące się od siebie zewnętrznie, szły pod ramię. Zgrabnie lawirowały wśród tłumu gości. Astorii towarzyszyła rodowa zieleń, włosy elegancko spięte, na twarzy uśmiech. Czegoż chcieć więcej? Czuła swoją przewagę nad Lady Rowle. Większość twarzy kojarzyła z podobnych spędów. Wyłapanie wśród tłumu kuzynostwa nie zajęło jej wiele czasu. Cóż się dziwić, podczas gdy jej droga siostra wyjechała wraz z mężem, młoda Astoria wraz ze swoim kuzynostwem uczęszczała do Hogwartu. W końcu chociażby Fabian jest tylko o rok starszy od niej. Zapewne razem jeździli pociągiem do szkoły. Słysząc słowa starszej siostry, jedynie uśmiechnęła się i skinęła głową.
-Ależ nie ma sprawy, znajdę Cię później.-odparła, a później ona sama płynnym i lekkim krokiem sunęła między tłumem szlachciców i nie tylko, ale Astoria nie chciała myśleć o tym, że ktoś niezbyt czysty ma kontakt z jej ciałem. Sama nigdy nie miała sprecyzowanych poglądów co do przedstawicieli brudniejszej krwi. Skutecznie sprecyzowała je rodzina swoją polityką. Pozostawiona przez siostrę młoda dama udała się bliżej sceny, skąd dobiegały ją dźwięki muzyki klasycznej, granej przez najznakomitszą orkiestrę. Przystanęła na chwilę, wsłuchując się w kolejne akordy, które w harmonii brzmiały cudownie. Zdecydowanie, lady Avery podniosła poprzeczkę. Jednakże damie nie godz się stać samej, dlatego może trochę dyskretnie rozejrzała się za kimś znajomym.
Astoria D. Nott
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 5 Stylowi_pl_inne_20269960
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1380-astoria-d-malfoy https://www.morsmordre.net/t2273-skrzynka-astorii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-wiltshire-dwor-malfoyow
Re: Sala Główna [odnośnik]22.02.16 19:59
Nie była idealnym słuchaczem ani obserwatorem. Jej filtr nie pomagał jej zauważyć rzeczy, które mogły się przydać jej kiedyś w przyszłości. Charakteryzowała się pewną znieczulicą i obojętnością na pewnych ludzi czy też ich zachowania, zwracając na nich uwagę dopiero wtedy, gdy weszli w nią interakcję, której nie mogła dłużej ignorować. Gdy jednak okazywało się, że dany osobnik jest niezwykle irytujący (mało kto nie wywoływał u niej tej emocji), potrafiła być niezwykle bystra i drobiazgowa, dopatrując się najmniejszych szczegółów, zdolna do tego, by zahaczyć się o najmniejszą sugestię, byleby udowodnić tej drugiej osobie, że to ona jest alfa i to ona tutaj może coś narzucać swoją osobą, a nie odwrotnie. Miała małą manię na punkcie kontroli, gdy coś ją dotyczyło. Nienawidziła zależności. Prawdopodobnie gdyby nie udało jej się wybić poza podziały, znajdując niszę, która posiadała pewne przywileje, byłaby niewiarygodnie nieszczęśliwą osobą, która nie potrafi się odnaleźć w rzeczywistości, w której się znajduje. Oczywiście nawet teraz prędzej przyciągała negatywne emocje, coraz częściej wpadając w nastrój wiecznego niezadowolenia. Jakże mogła się jednak zachowywać inaczej, gdy w końcu się okazało, że nie może mieć wszystkiego, a ta jedna, upragniona rzecz ciągle wisiała jej przed nosem, mimo że była kompletnie nieuchwytna. To wprowadzało człowieka w nieokreśloną wręcz frustrację. Nie zwykła się powstrzymywać. Jednak zawsze istniały dwa wyjścia: jednym był upust złości, a drugim... alkohol, którym tak pięknie się zdążyła naznaczyć.
-Mulciber.-powtórzyła szybko, krótko, nie kryjąc swojego zniecierpliwienia. Właśnie po to przebijała się przez ten tłum, by uniknąć podobnych kolizji. Abstrakcyjnie myślała, że gdy wejdzie w paszcze lwa, to będzie to tak absurdalne, że zwyczajnie pozostanie niezauważona. Bo zawsze im coś jest bliżej, tym bardziej jest niedostrzegalne, prawda? Nie tylko to działało jej jednak na nerwy. Jej rozmówca zdawał się kompletnie nic nie robić z jej przytyków, jakby nie słyszał jej słów, a jedynie dostrzegał ładną twarz, która kompletnie absorbowała jego uwagę. To sprawiało, że czuła się kompletnie nieszkodliwa. I nie zapragnęła niczego bardziej jak zmycia mu tego uśmiechu z twarzy. Dla samego faktu, że potrafiłaby to zrobić. Bo właśnie tak na nią reagowano - była nieznośna. Jak mógł tego nie dostrzegać? Co prawda Skamander również odpowiadał jej rozbawieniem, sugerując pewne lekceważenie, jednak zdołała go już na tyle poznać, że wiedziała, iż miał on swoje granice; nawet Soren okazywał zniecierpliwienie jej lekkomyślnością. Pewien artysta również wykazywał podobną cierpliwość i zaintrygowanie jej osobą, ale cechowała go większa wylewność, która pozwalała Selinie wierzyć, że to ciągle ona miała asa w ręku, a nie jej przeciwnik rozmówca. Mężczyzna stojący przed nią wydawał jej się skryty i nie do tknięcia. Miała ochotę porysować mu paznokciami ten nienaruszony obraz samego siebie.
-Wydaje się niezwykle przyziemny.-skomentowała niby obojętnie, pozwalając sobie nawet na wzruszenie ramion i lekkie opuszczenie powiek, jakby wyrażała nawet pewne znudzenie. Idealna taktyka? Zaprzeczaj wszystkiemu, co twój towarzysz mówi. I gestem i słowem. Gwarancja nienawiści. I chyba tylko ona brała sobie na cel, by zrobić na kimś złe wrażenie, bo nie czuła się bezpiecznie z tym, że ktoś mógł pacyfikować jej złe nastawienie i doszukiwać się w niej czegoś więcej, co i być może w niej było, ale wolała pozorować, że tego nie ma, bo tak czuła się pewniej.-Skąd gwarancja, że nie wtopimy się w tłum, panie Mulciber? Posiada pan cechy, które bez wątpliwości odróżnią pana od szarej eminencji?-zapytała, biorąc go pod włos, bo w jej głosie czaiła się skrajna ciekawość. I może zbyt oczywiście zasugerowała, że w tym pytaniu czaił się "haczyk". Ale czy to powinno kogoś dziwić?
Sama nie wiedziała, czy ta niepewność była przejawem uprzejmości czy też kompletnej obojętności. Obstawała przy tym drugim, bo brunet wydawał się być przykładem całkowitej niewzruszoności. Dopiero gdy uniosła wzrok do jego twarzy, zauważyła na niej słabnące zdziwienie, które nie mogło wywołać nic innego poza zadowoleniem.
Pokręciła głową, wybuchając śmiechem, gdy próbował ją przejrzeć.
-Och, Merlinie, czy może pan to powtórzyć mojemu ścigającemu?-prawie poprosiła, nie strzegąc się ironii. Nawet zaczęła rozglądać się za Avery'm. Powinien to usłyszeć. Może przestałby jej zarzucać brak rozsądku! Uspokoiła się po chwili, wymieniając lampkę na nową. Ten wieczór wymagał od niej najwyraźniej odpowiedniej podkładki, bo inaczej mogła go nie przetrwać.-Nie. Po prostu cenię sobie dobre wino, a impuls zdołał przeminąć.-oświadczyła, mrużąc delikatnie oczy. Zawsze jednak mógł powrócić.-Rozumiem, że kobiety ma pan już rozszyfrowane, tak?-zagadnęła tonem, który u większości mężczyzn wywoływał wzmożoną czujność.-Mężczyźni za to charakteryzują się skrajnym rozsądkiem, nigdy nie poddając się namiętności chwili ani nie robiąc wszystkiego, byleby tylko dostać tego, czego chcą?-zapytała retorycznie niższym tonem, zbliżając się do niego, pozwalając twarzy się zrelaksować i wygładzić jej rysy. Gdzieś zamigotał delikatny uśmiech, gdy postępowała w jego stronę, zmniejszając dzielący ich dystans. Fortuna odwróciła się nagle, kiedy wyraz jej twarzy zmienił się diametralnie. -Taki ślepy.-syknęła chwilę potem, gniewnie mrużąc oczy, by... chlusnąć zawartością kieliszka na jego twarz i obrócić się na pięcie, unosząc się dumą. Pewnie potrąciła po drodze kolejną osobę.
Najgorsza możliwa rzecz do zrobienia to sympatyzowanie się z nieświadomą swego feminizmu kobietą poprzez obrazę jej płci i wyniesienie jej na piedestał. Najgorsza. Dlatego, że mimo wszystko nienawidziła o wiele bardziej mężczyzn jak swoich kaprysnych koleżanek. Wygląda na to, że Lovegood jednak nie posiadała przypisanych jej cnót, a wino dzisiejszego wieczora będzie rozlewać się na prawo i lewo. Nie tylko do lampek.

/zt => sala północna




I care for myself.
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.


Ostatnio zmieniony przez Selina Lovegood dnia 23.02.16 9:40, w całości zmieniany 1 raz
Selina Lovegood
Selina Lovegood
Zawód : ścigająca Os, naczelna zołza, bywalczyni kolumn Czarownicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
pride
will be always
the longest distance
between us
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Sala Główna - Page 5 ANUtJXt
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t986-selina-lovegood#5480 https://www.morsmordre.net/t1028-alfred-wlasnosc-seliny-lovegood#5823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f133-queen-elisabeth-walk-137-2 https://www.morsmordre.net/t3514-skrytka-bankowa-nr-290#61348 https://www.morsmordre.net/t1131-panna-lovegood
Re: Sala Główna [odnośnik]22.02.16 23:57
Można by śmiało powiedzieć, że ktoś tu się postarał o wydarzenie na miarę Nottów, ale to przecież nie to samo bez ów nazwiska. Avery - Niby coś mu to mówiło, ale nie edukował się ze szlacheckich nazwisk, w końcu to Nottów powinni znać. Jednakże wciąż było to ogromne wydarzenie, o którym głośno było w całej Anglii. Nieco spóźniony, jak zwykle zawsze postanowił też przybyć jaśnie Pan Francis Nott, ideał kobiet, mężczyzn o odmiennej orientacji, a także bohater dzieci.
Francis lubił piękno, szczególnie kobiece, ale który mężczyzna tego nie lubi...ekhm. Nie mógł być na tyle płytki, żeby nie widzieć piękna w sztuce, sam był artystą, może jego gra na pianie do pięknych nie należy, ale do ładnych jak najbardziej. Artyści się rozumieją, przynajmniej tak mówią. Potrafią zobaczyć piękno w swoich dziełach, poczuć emocje, przy czym często za żeńska część płacze. Dość mydlenia oczu, wszyscy wiemy dlaczego Francis postanowił zawitać na ten wernisaż - Alkohol z najwyższej półki i piękne kobiety.
Założył na siebie swój najwyższej jakości smoking, oczywiście szyty na miarę i tak ekstrawagancki, żeby przyciągnął uwagę wszystkich zebranych - Jak na Notta przystało. Włosy jak zwykle zaczesał do tyłu, dzisiaj bardziej się opierały niż zwykle to też bardziej były uniesione niż zaczesane, a nawet niektóre kosmyki opadały na czoło, ale kto by się przejmował. Francis wychodził z założenia, że widocznie tak ma być. Buty wypucowane przez Alfreda, aż się lśniły, był gotowy. Jeszcze tylko schował swój zegarek kieszonkowy do wewnętrznej kieszeni marynarki i nadszedł czas na zebranie swoich czterech liter z tej dziury - mając namyśli swoją posiadłość oczywiście.
Nie wiedział czego się spodziewać po tym wernisażu, pocieszał go fakt, że jest to wydarzenie, o naprawdę wielkiej skali. Zmotywowany, odetchnął głęboko...
- Londyn, galeria sztuki- Mruknął pod nosem, żeby odwieść myśli od wszelkich głupot i skupić się tylko na punkcie docelowym teleportacji. Cichy świst, nieco rozwiane włosy i jest. O dziwo zjawił się w holu.
- Myślałem, że będzie gorzej - Przeczesał dłonią włosy i poprawił marynarkę. Obyło się bez mdłości. Swoje kroki skierował w kierunku wejścia na salę główną.
- Lord Francis Nott - Rzucił zbliżając się do mężczyzn w smokingach. Nawet nie uraczył ich spojrzeniem, ale miał dzisiaj dobry humor.
Bardzo ucieszył go fakt, że nie musiał długo czekać na tacę z alkoholem, sama przyleciała. Ognista Whisky natychmiast wylądowała w jego dłoni. Cóż, jak zawsze spóźniony. Rozejrzał się po zebranych i upił nieco trunku ze szklanki. Nie dość, że Whisky była wyśmienita, zapewne z gatunku Ogdena to i o muzykę się postarała - Nie da się ukryć że Francis był w lekkim szoku. Trzeba było się trochę rozejrzeć, może nawet rozerwać.
Grała muzyka, a mało kto tańczył - na pewno znajdzie się jakaś Panna godna porwania do tańca. Jednak z początku trzeba było się pokazać z dobrej strony - Jak to typowy koneser piękna i amator sztuki malarskiej zaczął się przechadzać przy ścianie wpatrując się w obrazy, zatrzymując się przy każdym chociaż na chwilę . W pierwszych dwóch jeszcze się czegoś doszukiwał, próbował znaleźć jakiś głębszy przekaz autora, ale nic z tego. Jednak to nie jego bajka. Przy trzecim już całkowicie zwątpił, tylko sprawiał wrażenie zainteresowanego, tak naprawdę cały czas myślami jak i wzrokiem odbiegał od obrazów szukając piękna w otoczeniu. Może będzie mógł uratować jakąś damę z opresji zwanej samotnością, a może to jakaś piękna dama uratuje jego.
Francis idąc wzdłuż obrazów skierował się bliżej orkiestry. Muzyka była dla niego czymś... ważnym, bardzo często się jej oddawał - szlifując swoje umiejętności gry na pianinie. Przy okazji wyszedł nieco z tłumu, dając sobie tym samym więcej miejsca na rozglądanie się za dzisiejszą przygodą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 1:38
Ktoś tu został samotną matką.
Jasne, powszechnie uważa się, że ten tytuł przysługuje jej już od dobrych dwóch lat, ale to co wiadome powszechne zazwyczaj nijak ma się do prawdy. Jak z tymi pomidorami. Niby warzywo, a jednak owoc. Czy karmieniem kotów mlekiem - można mnożyć i mnożyć przykładów. Samotne macierzyństwo Teagan jest jednym z nich.
Antek spakował walizki i wyjechał, a ona została sama z Marigold. Nawet nie jest pewna czy kiedykolwiek jeszcze zobaczy Eilis, i nie tylko dlatego, że za jakiś czas zasili grono arystokratek. Jej wizja idealnej matki po prostu nie pokrywa się z osobą Tei.
Bo nie dość, że matką jest samotną, to jeszcze na dodatek złą. To też wiadomo powszechnie - bo co za rodzic zostawia swoje dziecko na pastwę losu (a dokładnie - własnej babci) by stroić sobie żarty ze sztywnego towarzystwa?
No właśnie.
Jeszcze gdyby to miało jakieś drugie dno. Na przykład chęć zdobycia kontaktów. Czy próba znalezienia nowego tatusia, skoro jeden się przekręcił, a drugi dał nogę. Do trzech razy sztuka, tak mówią. A tu figa z makiem i pasternakiem, tylko o żarciki się rozchodzi.
Bo to było tak. Siedziała sobie trochę pociągając nosem - córce powiedziała, że to przeziębienie, ale Fredek dobrze wiedział, że została wystawiona do wiatru - kiedy przyszła informacja o wernisażu. Za czasów bycia żoną, nie wdową, zdarzało jej się bywać w rożnych towarzystwach, uroki poślubienia wysoko postawionego urzędnika ministerstwa. Po śmierci pana S. wciąż od czasu do czasu przychodzą różne zaproszenia, sama nie jest pewna czy przez wzgląd na zmarłego małżonka czy chęć urozmaicenia wydarzenia pyskatą ścigającą. Pewnie jedno i drugie, nie każda malpka w zoo może się pochwalić nazwiskiem, które dzwoni w jakimś kościele. Zapewne powiedzonko, nie można zapomnieć o słynnym kąciku aforyzmów z Teagan Scrimgeour, dzwoni w którymś kościele wynika z nagromadzenia budowli sakralnych. I kiedy tak się rozdzwoni jeden z dzwonów, a kapliczek dookoła tysiąc, to na sam słuch ciężko powiedzieć gdzie to. Jak się człowiek rozejrzy to już widać.
Ale to nie jest ważne w tym momencie. Skupmy się raczej na żarcie, który poszedł za daleko. Najpierw był heheszek, że Teagan już biegnie kupować sukienkę, wszak ściany takie gołe, trzeba przyozdobić jakimś szlachetnym malowidłem. Potem był żarcik, że może zbajeruje jakiegoś szlachcica, na złość Fredkowi. A potem padł pomysł, żeby poszli razem.
W końcu - jaki Brytyjczyk interesuje sie francuską ligą quidditcha? Przecież to gorsze niż zdrada stanu.
Wystarczyło tylko stworzyć nową tożsamość i vòila! Randka gotowa.
- Ludzi naszego pokroju zaprasza się na te wydarzenia w jednym celu. Jesteśmy ubezpieczeniem na wypadek gdyby wszyscy zdążyli się wzajemnie oczernić przed końcem wieczoru - dzieli się Teagan swoją życiową mądrością, nie można jej w żaden sposob podważyć. Czy negować. To mądrość matki, nabywa wraz z bólem przy porodzie. Im dłużej trwał, tym większa wiedza - a ten Tei ciągnął się przed dwadzieścia jeden godzin, cud, że ta wątła szyja utrzymuje głowę tak przepełnioną życiową mądrością. Ale stąd te bóle pleców od czasu do czasu, powinna znaleźć sobie dobrego masażystę - O nie... - powtarza jak echo. Kiedy lisowi wymyka się niespodziewanie, Tea już wie. Nawet nie musi podnosić wzroku znad kieliszka. Co za podstępny typ! Mogła się spodziewać, że nie chodzi tylko o przygodę! - O nie, nie, nie, nie, nie. Nie zrobiłeś tego - dobrze wie, że zrobił - Zabije cię. Zobaczysz, zaraz krzyknę twoje imię i zostawię na pożarcie tych arystokratycznych sępów - gdyby nie to zacne towarzystwo dookoła już by dostał w łeb za głupotę. W końcu posyła pełne pogardy spojrzenie w stronę Seliny. Nie, żeby miała do niej coś personalnie, wręcz przeciwnie, uważa, że równa z niej babka i dobra zawodniczka. Ale własnie psuje jej wieczór. Bo ona doskonale wie jak to będzie.
Zaraz ją Fredek zostawi na pastwę arystokratów, by uganiać się za Lovegood przez cały wernisaż. W najlepszym przypadku resztę wieczoru spędzi na pojeniu go ognistą. wysłuchiwaniu gorzkich żali i powtarzaniu, że to zła kobieta była. W najgorszym - wyda się jaki lis kryje się za piękną mordką Louisa V. i przed cząścią z alkoholem będą musieli jeszcze utorować sobie drogę ucieczki, oszałamiając pół zebranego towarzystwa.
- Wcale nie wyglada tak dobrze.
Nic więcej nie ma do powiedzenia w tej sprawie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 13:09
Wernisaż dla wszystkich był wielkim wydarzeniem. Tym bardziej Aloysius musiał stanąć na wysokości zadania i zorganizować wszystko tak jak zaplanowała sobie lady Avery, a nawet lepiej, aby jej nie zawieść. Być może to zły nawyk, ale prawdopodobnie Diggory przyzwyczaił swoją szefową do tego, że pracę wykonuje nie na sto procent, ale na sto dwadzieścia. Plus, chyba już od jakiegoś czasu nie był tylko asystentem Lady Avery, ale czasem zdarzało mu się wykonywać drobne sprawunki dla rodziny Avery. No, ale czego nie robi się dla pieniędzy i swej szefowej? Dzisiejszy dzień dla większości był dniem rozrywki, a dla Diggory'ego to kolejny dzień w pracy. Musiał prezentować się nienagannie, w końcu jak ta wystawa, w pewnym sensie odpowiadał za dobre imię pani mecenas. Tak bardzo pochłonięty był całą tą sprawą, że nie miał czasu zaprosić kogokolwiek na dzisiejszą uroczystość. Może to i lepiej? Musiał mieć oczy dookoła głowy. A nie chciałby, że jego uwagę rozpraszała jakaś urocza niewiasta u jego boku.
Właśnie ubierał się w smoking, kiedy dostał wiadomość odnośnie Mathildy Wroński. Nie pojawi się? Nie pojawi się?! I ma czelność informować o tym dopiero przed rozpoczęciem wernisażu? Aloysius starał się ją zastąpić tak szybko jak się dało. Wiadomo, że nie mógł tego zrobić w pełni, chwilę przed rozpoczęciem nie znajdziesz zastępstwa. Dobrze, że chociaż diva zostawiła kilka obrazów. Diggory miał zamiar z nią porozmawiać, kiedy tylko nadarzy się ku temu okazja. Jednego był pewien, postara się oto, aby lady Avery nawet nie pomyślała o tym, aby przyjąć ją z powrotem. Nie chciał jednak teraz kłopotać pani mecenas. Wiedział, że będzie musiał się gęsto tłumaczyć. Niestety na brak dyscypliny i dobrego wychowania nic nie może poradzić. Podobno umiał wpływać na innych, ale nie aż tak. Panienka Wroński była trudnym przypadkiem. W każdym razie, nie mógł pozwolić, aby nieobowiązkowość jednej, rozkapryszonej pseudo artystki rzutowała na całą wystawę. Elegancki jak zawsze pojawił się przed czasem. Jego zadaniem było przywitanie gości na samym wejściu i pilnowanie, aby wszystkich wpuszczono. Nie mógł pozwolić, żeby te żółtodzioby zrobiły wstyd Lady Avery, nie wpuszczając na przykład bratanic jej męża. Mowa oczywiście o Lady Rowle i Lady Malfoy. Również Lord Nott jedynie ze względu na tytuł miał zupełne prawo się tutaj pojawić.
Kiedy jego szefowa otworzyła oficjalnie uroczystość, a wszyscy przystąpili do oglądania obrazów i rozmowy, Aloysius spokojnym krokiem wtopił się w tłum. Mówią, że z kim przystajesz takim się stajesz. Wiele razy oglądał postawę szlachetnie urodzonych dżentelmenów. Widział w jaki sposób chodzą, w jaki sposób mówią i się poruszają. A jeżeli nie chcesz zostać zjedzonym przez rekiny, musisz stać się jednym z nich. Tak zawsze uczyła go matka. Przechadzał się między gośćmi, wśród potencjalnych kupców, tu i ówdzie zagajając cudowną rozmową, a raczej barwnym wykładem na temat wiszącego dzieła, jego wartości i samego artysty.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 13:25
Chwile mijały, a Liliana czuła się lepiej z każdym oddechem. Z początku zawsze ją nieco onieśmielały tłumy jakże znamienitych osób przy których należy zachowywać się godnie, co z kolei przychodziło jej zgoła ciężko. Mając zaś wsparcie w postaci Perseusa, na czyim to ramieniu nie omieszkała się oprzeć właśnie, oraz nie będąc pod wpływem nakazów i zakazów siostry, wiedziała, że wieczór ten ma szanse okazać się udany. Nawet pomimo tej szumnej otoczki - niby była przyzwyczajona do takich widoków, Yaxleye również byli nieprzyzwoicie bogaci i pod tym względem nie odstawali od reszty arystokratów, acz co innego być u siebie, a co innego wśród obcych murów. Dziewczę to nie było wszak stałą bywalczynią galerii sztuki; nie dlatego, że jej nie lubiła bądź nie doceniała, najzwyczajniej w świecie miała inne zajęcia. Staż sukcesywnie wysysał z niej wszystkie soki, resztę przeznaczała na spotkania towarzyskie z przyjaciółmi bądź też zobowiązania rodowe. Skłamałaby, gdyby miała powiedzieć, że wnętrze nie robiło na niej wrażenia - robiło i to ogromne. W duchu przyznała Averym posiadanie wysublimowanego gustu oraz umiejętności zachwycania gości, nawet tak znamienitych, jak śmietanka zebrana w tymże budynku. Szybko jednak odrzuciła wszystkie zbędne myśli na bok, zwłaszcza, że miała u swego boku niezwykle szarmanckiego i absorbującego mężczyznę, dlatego chwilę później cała jej uwaga skupiła się właśnie na nim i jego słowach.
- To prawda, wiele o niej słyszałam. Nie byłam po prostu przekonana, czy ktoś zdoła udźwignąć taką presję, acz podejrzewam, że lady Avery wolałaby wtedy nic nie pokazać niż przedstawić gościom byle co - potwierdziła pierwszą część zasłyszanego zdania, kiwnęła nawet głową, by przypieczętować sens swojej wypowiedzi. - Nie mów tego nikomu, ale za trochę akcji bym się nie pogniewała - dodała już bardzo cicho tak, żeby tylko Perseus mógł ją usłyszeć. Starała się być przy tym poważna, lecz nie dało się ukryć drżenia kącików ust. - Co się zaś tyczy obrazów Lyry, to mam nadzieję, że nikt się nie zawiedzie - dodała już zwyczajnym tonem. By w chwilę później się lekko zaczerwienić i podjąć inny temat, ale wtedy to właśnie państwo Malfoy do nich podeszli. W przeciwieństwie do swojego towarzysza, Yaxley była bardzo tym faktem uszczęśliwiona.
- Lordzie Malfoy - przywitała się najpierw z Fabianem, ponieważ tak wypadało; następnie drgnęła, chcąc w serdecznym geście przywitać Leandrę, ale szczęśliwie się powstrzymała przed wylewnością w tak publicznym miejscu - wybrała bezpieczną opcję, czyli szeroki uśmiech.
- Musiałam przecież zobaczyć jak sobie radzisz. I zobaczyć prace Lyry - odezwała się, ściskając lekko swoje palce. Niestety poczuła też nagły przypływ gorąca, czyli niechybnie zaczerwienienie policzków na dźwięk żarto-komplementów zasłyszanych z ust rodzeństwa. Przez dłuższą chwilę aż nie wiedziała co powiedzieć.
- Masz piękną suknię, Lea. Pasujemy do siebie kolorystycznie. - Szybko i nieporadnie zmieniła temat, zerkając to na ubiór Malfoy, to na swój. Dopiero po paru sekundach dotarł do niej absurd wypowiedzianych słów. - I wernisaż także robi ogromne wrażenie, naprawdę - dodała zatem równie pospiesznie, mając nadzieję, że bądź co bądź udało jej się zmienić temat.


Kwiat przekwita, ciern zostaje

Liliana R. Yaxley
Liliana R. Yaxley
Zawód : stażystka w św. Mungu
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Usiadłszy przed lustrem pewnego razu
Chciałam prawdy, jasnej wizji chciałam,
Innej od gładkiego, słodkiego obrazu,
Który w nim dotąd widywałam...
Ujrzałam kobietę dziką, jak wiatr,
Niekobiecymi miotaną żądzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1951-liliana-yaxley http://morsmordre.forumpolish.com/t1977-skrzynka-pocztowa-lilki#28265 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f113-fenland-yaxley-s-hall http://morsmordre.forumpolish.com/t1986-liliana-yaxley
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 14:07
Przecież babcie to najlepsze, co może spotkać takie dziecko. Babcie są od rozpieszczania. Od łakoci. Od pozwalania na siedzenie do późna. Od opowiadania najlepszych bajek. A każda matka, a już tym bardziej samotna, powinna od czasu do czasu spędzić kilka godzin w towarzystwie dorosłych, zamiast potykać się o dziecięce zabawki. Osobiście nie wyobrażałem sobie siebie w roli rodzica. Zająć godzinę w tygodniu Marigold – z przyjemnością. Ale tak na pełen etat? Zbyt duża odpowiedzialność. Nie nadałbym się na ojca, za to wujek był ze mnie najwyższej klasy. Tylko oczywiście, jak to w życiu bywało, ta przyjemna fucha została mi w znacznej mierze odebrana.
Przyjaciel z lat szkolnych podający się za wujka, podczas gdy Marigold nie nosiła nawet nazwiska swojego ojca. Piękna z nas była rodzinka, Tegan. Udawanie mieliśmy we krwi. Można by obarczyć winą zło tego świata, które zmuszało nas do podejmowania tak radykalnych środków, jak wybielanie rzeczywistości. A może faktycznie byliśmy parą wyjątkowo utalentowanych komediantów? Takich, którzy nie musieli się szczególnie wysilać, by scenariusze ich życiorysów bawiły do łez?
Podczas przemówienia cioci z trudem powstrzymywałem śmiech, co jakiś czas rzucając do Tegan krótkie komentarze w stylu to też o mnie. Poczułem się taki wyjątkowy! Najwyraźniej umiejętność lania wody i majestatycznego dobierania słów odziedziczyłem po Averych, nie Malfoyach. Rozglądając się po sali dojrzałem oczywiście wszystkie trzy siostry, a także Leandrę, która w swojej zwiewnej sukni prezentowała się zjawiskowo. Nie miałem jednak zamiaru zdradzać  się przed nimi – a już zwłaszcza przed Leą, jeszcze by się przejęła i dostała ataku, a to byłaby katastrofa – jak Lady Avery poradziłaby sobie bez swojej niezastąpionej asystentki podczas tego wieczoru? Spojrzenie utkwiłem na dłużej w Medei; ostatni raz widziałem ją na pogrzebie matki (Astorię również, jednak młodsza siostra nie wzbudzała we mnie aż tylu emocji), musiałem dokładnie zbadać, czy przypadkiem nie zwiększył się jej kąt zadarcia podbródka. Może cierpiała na jakąś utajoną chorobę czy coś w tym stylu. Nie byłoby mi szczególnie żal, gdyby okazała się śmie... sznie uciążliwa. Niestety, nie było mi dane zbyt długo wpatrywać się w Królową Śniegu (pewnie już zleciła wykonanie komuś diabelskiego lustra i wyglądało na to, że Astoria była pierwszą pretendentką do odegrania roli Kaia – ja, oczywiście, byłem w tej baśni Gerdą), gdyż nieoczekiwanie widok przysłoniła mi postać Deimosa. Aż cały poczerwieniałem ze złości na jego widok, więc czym prędzej odwróciłem się z powrotem do Tegan.
Dla postronnego obserwatora mogłoby to wyglądać dość dwuznacznie. Bezimienny gość czerwieniący się i odwracający wzrok na widok Lorda Carrowa. To dopiero pikantny temat do plotek!
- Tegan, właśnie rozwikłałaś moją największą zagadkę z czasów dzieciństwa, dziękuję. - Wyznaję całkiem poważnie, kładąc dłoń na jej ramieniu. Kątem oka dostrzegam posępną, rudą czuprynę Garretta, którego nie sposób było pomylić z kimś innym, bo snuł się tak jakby cierpiał za wszystkich tutaj zgromadzonych. Odnotowałem go sobie w głowie, jako kolejną osobę, na której będę musiał zastosować moją charytatywną terapię, bo jeszcze mi zacznie psuć feng shui w pracy. Niemniej... czułem z nim jakąś jedność. Może dlatego, że był Weasleyem, a ja z dumną obnosiłem się ze swoim statusem wydziedziczonego Malfoya, nie było więc niczego piękniejszego od sympatyzowania z wrogiem mojego rodu. A może chodziło o to, że był rudy? W końcu też byłem rudy, tylko wewnętrznie. Musiałem być, skoro moim duchowym zwierzęciem był lis. Dlatego złapałem Tegan pod ramię i powolnym krokiem zacząłem zmierzać w jego stronę, by mijając Weasley'a wydać z siebie charakterystyczny gwizd i podwójne cmoknięcie. Nasz znak rozpoznawczy – i tylko nasz, wypracowany na kilku akcjach, zwykle, gdy poruszałem się pod obcą twarzą. Jakoś tak czułem się bezpiecznej w tej jaskini lwa z myślą o tym, że Garrett już wie.            
W końcu zatrzymaliśmy się, kilka kroków od Weasley'a, a dalej... dalej już wiecie, co się wydarzyło. Ślinotok i te sprawy.
- O tak, tak, tak, tak, tak, tak. - Zacząłem powtarzać za swoją towarzyszką, nie odrywając wzroku od Lovegood. A później usłyszałem słowa Tegan, które poraziły mnie niczym piorun. Albo gorzej. Brzmiały prawie, jak wycie wilków. - To w takim razie wybieram śmierć. Ale szybką! W tym wypadku zdecydowanie wybieram drogę lisa. Ma nie boleć, nie chcę tu heroizować. - Zaciskam powieki i składam dłonie na splocie słonecznym z kwaśną miną, ale żadna śmierć nie następuje, więc podglądam jednym okiem, czy niebezpieczeństwo minęło.
Nie minęło. Ach, ten taniec ze śmiercią!
- Tegan. Musisz zrozumieć. Każdy ma prawo do popełniania największych głupstw, nawet tacy jak ja, którzy już dawno przekroczyli wszelkie limity na głupoty. - Ktoś musiał dbać o zachowanie równowagi w naturze i wykorzystać te nienaruszone przez większość arystokratów pokłady lekkomyślności. Moja kolejna charytatywna praca, to tłumaczy, dlaczego mam tak napięty kalendarz. - Z resztą... i tak ma już towarzystwo. - Dodaję z rezygnacją, nie odrywając wzroku od Seliny. Merlinie, miałem trzydzieści jeden lat, ale ktoś na górze chyba robił sobie ze mnie żarty i właśnie przestawił kolejność cyferek. - Nie wy... co? Odwołaj to, bo następnym razem przyniosę Marigold jakieś wybuchowe cukierki albo inne słodkie cuda, przez które nie będziesz miała spokoju przez tydzień!
Moglibyśmy się tak wykłócać bez końca, ale ta sama siła, która robiła sobie ze mnie żarty, zdawała się właśnie wysłuchać moich modlitw – zobaczyłem, jak Szelka znika za drzwiami prowadzącymi do sali północnej zupełnie sama, a w głowie od razu zaczęły jawić mi się najśmielsze scenariusze, jakie tylko sobie mogłem wymarzyć z nią w roli głównej. Ja podziwiający jej kark z odległości pięciu metrów. Ja chodzący za nią przez resztę wieczoru jak jakiś stalker. Miałem bardzo bogatą wyobraźnię, ale obraz Seliny skutecznie hamował wszelkie myśli, które zapędzały się w jakieś bardziej odważniejsze rewiry, jak na przykład wizja przyjemnej rozmowy z Lovegood. Nie oznaczało to, iż nie zamierzałem spróbować, o nie – chyba ustaliliśmy już na wstępie, że zdrowego rozsądku nie posiadałem za grosz. Z resztą to widać, inaczej by mnie nie wydziedziczyli.
- Zostajesz tu, czy może chcesz poprawić sobie humor, będąc świadkiem mojej porażki? - Nawet już nie czekam na jej odpowiedź, tylko – niczym pod wpływem amortencji – ruszam w stronę drzwi. A gdyby ktoś mnie zapytał, jak pachnie Selina, odpowiedziałbym bez zastanowienia: górskim powietrzem, goździkami, suszem z diablego ziela i piżmem.        
Na koniec, dla rozluźnienia atmosfery, zagadka Einstaina:
Megara twierdzi, że ma dwie starsze siostry i jednego starszego brata.
Astoria twierdzi, że ma dwie siostry i jednego starszego brata.
Medea twierdzi, że ma dwie młodsze siostry i jednego starszego brata.
Abraxas twierdzi, że ma trzy młodsze siostry.
Lycus twierdzi, że ma trzy młodsze siostry i jednego starszego brata.
Jakiego statusu krwi jest rodzeństwo, które wyznaje odmienne zasady matematyki?


zt, do sali północnej | Tegan, idziesz ze mną? Daj mi znać na PW!


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala Główna - Page 5 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 14:26
Tłum ludzi, na których Lady Malfoy patrzyła spod wachlarza gęstych rzęs. Całość robiła wrażenie, ale cóż się dziwić. Wiedziała, że ciotka nie pozwoli na odwalenie pańszczyzny i wszystko będzie na najwyższym poziomie. W końcu nie pozwoliłaby sobie na cokolwiek innego. Byłoby to równorzędne z okryciem się hańbą, na co pewnie nie miała ochoty. Cioteczka Laidan była silną kobietą, która świetnie radziła sobie w biznesie. Samowystarczalna i silna. Nic dziwnego, że droga Lady Rowle wybrała ją sobie za mentorkę.
Skupmy się jednak na wszechobecnej sztuce. Astoria miała w sobie duszę artystki. Przez swoją chorobę nie mogła aktywnie pracować zawodowo. Jedynym jej zajęciem było od czasu do czasu tłumaczenie czegoś najczęściej na rzecz rodziny i bliższych znajomych. Biegle posługiwała się językiem francuskim i starożytnymi runami. Większość czasu spędzała na dokształcaniu się z dziedziny historii sztuki i szlifowaniu warsztatu muzycznego. Dokładniej gry na fortepianie, który stał w rodzinnej posiadłości. Uwielbiała muzykę klasyczną. Przez wzgląd na stan zdrowia nie mogła się denerwować, a muzyka klasyczna łagodziła jej nerwy. Sama uwielbia to uczucie, kiedy siadała na stołku przy fortepianie, a jej palce uderzały w kolejne klawisze. Kolejne dźwięki łączyły się w akordy, te w melodie, która koiła nerwy lady Malfoy. Czy była kolejną koneserką sztuki, jeżeli chodziło o malarstwo? Niekoniecznie. W końcu bardziej znała się na muzyce, ale sztuka była sztuką, a okazja do pokazania się publicznie idealna. Przez chwilę stała zasłuchana w muzykę klasyczną nie zauważyła kolejnych, nadchodzących gości. W tym samego Lorda Nott. W tym momencie obok niej przeszedł jeden z tych elegancko ubranych kelnerów z tacą pełną kieliszków szampana. Uśmiechnęła się lekko i wzięła w dłoń jeden z nich. Upiła mały łyczek, przyglądając się grającym panom we frakach. Kiedy w zasięgu jej wzroku znalazł się znajomy lord Nott, uśmiechnęła się pod nosem. Zapewne jedno i drugie kojarzyło się z tego typu imprez, na których zbierała się śmietanka towarzyska. Nieśpiesznym, ale pełnym elegancji krokiem lady Malfoy podeszła do mężczyzny stając obok.
-Muzyka i malarstwo, wielu malarzy malowało pod wpływem uczuć wywołanych muzyką.-zagaiła rozmową, jednocześnie zwracając na siebie jego uwagę. Następnie nieznacznie dygnęła, na tyle, aby nie urazić dumy lorda Nott, ale na tyle, aby nie obrazić samej siebie. Nie była przecież w niczym gorsza od Notta. Wiadomo, szlachta szlachcie równa, chyba, że mówimy o Weasleyach (sorry Garry i Lyra). Musiała pokazać, że się przed nim nie kłania, jak ktoś gorszy. Te wszystkie gesty były wyuczone. Dokładnie wiedziała na jaką głębokość ugiąć kolana, ale w jej wykonaniu to wszystko było naprawdę naturalne. Okiem rzuciła na salę. Gdzieś tam wyłapała swoją młodszą siostrę, która czasem przypominała jej o starszym bracie, którego bratem nie powinna już nazywać. Nie wiedziała co do niego czuje. Chyba nic. Zawsze była osobą rodzinną, a przynajmniej kiedy była młodsza pragnęła ciepła rodzinnego. Jednakże Lycus skutecznie zbywał brunetkę, to też pewnie Astoria miała neutralne uczucia do swojego brata. Chyba sama sobie starała wmówić, że wcale jej nie zależy, co było tak samo śmieszne, jakby powiedzieć jej, że nie przejęła się małżeństwem Megary i przyjazdem królowej lodu. Oczywiście, widok niezbyt smukłej sylwetki Deimosa sprawił, że w jej ciemnych oczach przez chwilę pojawiło się coś na kształt niechęci, która natychmiast została stłamszona, ponieważ przeniosła swoje spojrzenie na lorda Nott.
-Wybaczy mi panicz osądy, ale nie sądziłam, że interesuje pana sztuka.-zwróciła się do mężczyzny, nadal trzymając się oficjalnego tonu wypowiedzi, nie chcąc wychodzić za specjalnie za ramy wyznaczone przez zasady dobrego wychowania.
Astoria D. Nott
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 5 Stylowi_pl_inne_20269960
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1380-astoria-d-malfoy https://www.morsmordre.net/t2273-skrzynka-astorii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-wiltshire-dwor-malfoyow
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 17:45
Podczas gdy młody Ollivander miał zamiar zwiedzić większość dzieł sztuki zgromadzonych w tej galerii w towarzystwie panny Yaxley i później przejść do części towarzyskiej, inni mieli co do tego inne plany. Spacer po galerii, który miał być jedną z pośrednich części zwiedzanie nieszczęśliwie został przerwany przez Deimosa Carrowa, który z udawaną sympatią poprosił Marina, żeby odstąpił swą towarzyszkę na jakiś czas. Widząc, że Rosalie nie ma nic przeciwko postanowił schować dumę do kieszeni i pozwolił chociaż jednej osobie dobrze się bawić.
Coś go niepokoiło. W Galerii pojawił się w świetnym humorze. Dużo lepszym niż zazwyczaj. Ale coś zaczęło go niepokoić tuż po tym jak tu przybyli. Oczywiście nie miał na myśli towarzystwa panny Yaxley. Śmiało mógł powiedzieć, że nie zawiodła go Rosalie, ba, jak najbardziej był pozytywnie zaskoczony tym, że tak miło spędzał z nią ten czas.
Gdy samotnie przechadzał się korytarzami zdał sobie sprawę, że trafił do miejsca wyjściowego - Sali Głównej. Chyba nie chciał wiedzieć, że przybył na wernisaż ktoś, kogo niekoniecznie lubi. Właściwie to nie chciał za bardzo nawet patrzeć na zgromadzone towarzystwo. Może po prostu znajdzie lady Yaxley i wytłumaczy się bólem żołądka?
Apropos lady Yaxley. Tuż przed jego oczami zauważył jej siostrę, Lilianę Yaxley w jakże sympatycznym towarzystwie Perseusa Avery'ego i... Leandry Avery. Znaczy Malfoy.
- Lady Yaxley, cudownie wyglądasz - powiedział podchodząc do zgromadzonej trójki. Nie wiedząc kogo przywitać pierwszego zabrał się najpierw za osobę najmniej znaną, która właściwie była siostrą jego dzisiejszej towarzyszki. - Wyglądasz oszałamiająco, dziwie się, że zgodziłaś się towarzyszyć Perseusowi, nie wiem czy zasłużył na taki zaszczyt. - zaśmiał się tylko ze swojego przyjaciela. Dlaczego miałby nie rozluźnić atmosfery?
- Lady Avery. Znaczy Leandro. Cudownie Cię widzieć. - czy to faux paux przejawiające się pomyleniem nazwiska było celowe? Nie wiadomo, Marin tylko błyskawicznie uchwycił dłoń siostry swojego najlepszego przyjaciela i delikatnie ją ucałować. - Jak się bawisz Leandro?
Gdy tylko uraczył Leandrę promiennym uśmiechem gdzieś z tyłu głowy pomyślał o tym, że to on powinien stać u jej boku i powinna nosić jego nazwisko, a nie tego Malfoya. Nigdy w życiu nie pozwoli na to, żeby jego dzieci były wydane za kogokolwiek z tego rodu. Można śmiało powiedzieć, że Fabian, mimo tego, że nic nie zrobił, był jedną z osób do których Marin żywił większą niechęć.
- No i Ty Perseusie. Wybacz, nie będę Cię tytułować, bo zbyt często widywałem Twoją śliczną buźkę - powiedział wyciągając do niego rękę i witając się ze swoim przyjacielem. - Więc zdradź mi sekret, jakim cudem udało Ci się tutaj zaprosić piękną lady Yaxley? Mam nadzieję, że to nie żaden eliksir, bo nie chciałbym zeznawać w sprawie przeciwko Tobie!
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 19:15
Panująca tutaj atmosfera przypomina mi przedstawienie teatralne. Padające na nas światło ma równie ciepłą barwę jak to, które pada z reflektorów na scenę. Wszyscy tutaj zebrani przypominają aktorów, czy też zebranych w jedno statystów. Ich stroje są wyszukane, wszystkie szczegóły doprowadzone do perfekcji, same w sobie stanowią małe, misterne dzieła sztuki. Nienaganne makijaże i ufryzowania to sceniczna charakteryzacja. Każdy gest, każdy ruch czy uśmiech są starannie wyuczone, a ich słowa to po prostu scenariusz. I chociaż wiem, że to przecież nie może być prawda to nie mogę wyzbyć się tego uczucia. Uczucia, że jestem jednym z nieopacznych widzów, który wmieszał się w nie ten tłum co trzeba. Zamiast stać razem z motłochem wstąpiłem pomiędzy trupę aktorską. Wiem, że to śmieszne porównanie, ale najlepiej oddaje moje odczucia. Co prawda nigdy nie odczuwałem specjalnie tego podziału krwi. Może na początku mojej magicznej edukacji nie czułem się specjalnie zasymilowany, ale nikt też mnie nie odrzucał. Gryfoni byli niezwykle przyjaźni, momentami wręcz za bardzo. Jednak to całe przemówienie sprawiało, że poczułem się nieswojo. Cóż, podobno artyści są posądzani o posiadanie wrażliwych dusz.
- Podobno wiara może przenosić góry – rzucam cicho w odpowiedzi, zgadzając się w stu procentach ze słowami Harriett. Tak naprawdę nie wolno nam powiedzieć za wiele. Jesteśmy w miejscu publicznym, w dodatku w galerii kobiety, która widocznie nie życzy sobie tutaj mojej obecności. Lepiej się nie wychylać. Przyszedłem tutaj dla sztuki oraz żeby spędzić miło czas z dawną przyjaciółką, z którą kontakt zaprzepaściły nam własne problemy. Tego się trzymam.
Tym bardziej, że mam inne problemy. Chociażby w postaci tej nieprzewidywalnej kobiety, na którą cały czas wpadam, jak gdyby los postanowił sobie z nas zadrwić. Widocznie jednak nie zauważyła nas w tłumie. Chyba jej towarzysz zbytnio ją zaoferował. Nie żebym narzekał, prawda?
- Naprawdę wprawna ręka musiała stworzyć takie dzieło. – Skupiam się ściśle na sukience. Nie wiem, czy jestem w stanie prowadzić zupełnie swobodną konwersację na temat Lovegood. Zwłaszcza z Hattie, która znała mnie na tyle, że byłaby w stanie wychwycić wahania w moim głosie. Wahania, których znaczenia sam nie jestem póki co pewien. Może byłoby to nacechowane głównie irytacją? Mimo wszystko wolę nie ryzykować. – Zresztą tak samo jak twoja – odpowiadam pogodnie spoglądając na moją towarzyszkę w czerni. Jest jedną z niewielu kobiet, która w mojej skromnej opinii wygląda na ubraną, a nie przebraną.
Nie zdążyłem natomiast odpowiedzieć na jej kolejne słowa, bo w porównaniu do leniwego tempa naszej konwersacji, Selina wszystko robi szybko. Jej wymiana zdań jest szybka i jakże widowiskowo zakończona. Nie mogę się powstrzymać przed cichym parsknięciem na widok tego, co zrobiła. Zaczynam doceniać fakt, że podczas naszego ostatniego spotkania nie zostałem niczym oblany albo kopnięty. – Obawiam się, że w innych salach może być teraz gorąco – mówię wyraźnie rozbawionym tonem spoglądając na plecy wychodzącej Seliny. – Może zostańmy tu jeszcze trochę, żebyśmy nie musieli przeciskać się koło obrazów i przystawać tylko na chwilę. – Nawet nie zauważyłem, kiedy opróżniłem kieliszek, więc przy najbliższej okazji sięgam po następy. Oczywiście tym razem nie wychylam go od razu. Przecież wcale nie chodzi o to, że nie chcę wpaść na pewną rozwścieczoną osę.


so i tried to erase it but the ink bled right through almost drove myself crazy when these words 

led to you


Leonard Mastrangelo
Leonard Mastrangelo
Zawód : malarz, brygadzista
Wiek : 35
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
a dumb screenshot of youth
watch how a cold broken teen
will desperately lean on a superglued human of proof
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 I czemu to takie nic jest właśnie czymś dla mnie?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1754-leonard-mastrangelo https://www.morsmordre.net/t1897-andromeda#26044 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f138-pensford-avenue-31 https://www.morsmordre.net/t1929-leonard-mastrangelo
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 21:55
On zaś wydawał się być jej kompletnym przeciwieństwem. Starał się być niezależny, jako indywidualista, ale nie widział świata pozbawionego zależności. Człowiek od człowieka, niosąc ze sobą liczne profity, czasem katastrofy i konflikty.  Jedynie obojętność była pustą, nic nieznaczącą breją  na stole pełnym emocjonalnych zakąsek i deserów — czymś czego należało się pozbyć przy każdym prawdziwym posiłku. Nie dość, że szkoda czasu na jedzenie czegoś pozbawionego smaku, tak lepiej nie narażać swoich trzewi na parszywe choróbsko. Obojętność była jak zaraza, trucizna, coś czego się wystrzegał. Mógł lubić, mógł nienawidzić, ale kiedy ktoś stawał mu się obojętny — był po prostu zbędny. I to był drugi główny powód, dla którego nie odszedł od pięknej nieznajomej, mimo iż sugerowała mu to już na wstępie. Pierwszym była oczywiście niepokorna natura.
Dość wnikliwie obserwował jej twarz, nie tylko dlatego, że nie była odrzucająca, a przede wszystkim dlatego, ze tak wiele emocji rodziło się wokół jej oczu, a nawet kącików ust, gdy wypowiadała jego nazwisko z tym… swoim zniecierpliwieniem. Rzeczywiście, nic nie robiąc sobie z jej przytyków i aluzji stawał się jeszcze bardziej irytującym bucem, pozornym ignorantem, ale czy w ogóle mu to przeszkadzało? Żadne okreslenie, żadna oblega, słowo, spojrzenie, a nawet jej gest nie był w stanie go dotknąć, czy urazić. Był wręcz zafascynowany jej rosnącą wewnętrzną frustracją tak bardzo, że z przyjemnością zamknąłby ją w szklanej kuli, tylko po to by obserwować jej zmagania. Ale to było niegrzeczne, nieetyczne i tak cholernie uwłaczające feministycznej naturze.
— Kto powiedział, że kiedykolwiek chciałem się wyróżniać z tłumu? Przy pani pozostanie w ukryciu byłoby niezwykle trudne, ale jeśli miałbym możliwość wyboru… Wolałbym pozostanie szarą eminencją i posiadanie realnej możliwości wypowiadana słów zza tronu, niż jawne zasadanie na nim i chełpienie się w blasku przelotnej chwały, będąc jednocześnie marionetką kogoś innego— mruknął ze szczerym rozbawieniem, unosząc wymownie brwi, jawnie starając się przekazać swoje intencje.  Jej paradoks polegał na tym, że chcąc zostać niezauważaną po prostu wyróżniała się w tłumie, a w ostateczności została zmuszona do prowadzenia dialogu z kimś, kogo nie wybrała wcale na rozmówcę. On zaś wolał pozostać niewidoczny i mieć możliwość decydowania o tym jakie kroki powziąć i do kogo otworzyć usta.
— Z przyjemnością podzielę się zabójczym poczuciem humoru— odpowiedział całkowicie poważnie, utrzymując wzrok na jej twarzy, która śmiała się z jego słów. I jego ton, choć pozostawał nadmiernie uprzejmy ociekał skrytą kpiną, bo ostatnią rzeczą jaką można mu było zarzucić był brak dystansu do samego siebie lub nieumiejętność odczytania intencji drugiej strony. On to potrafił doskonale, a fakt, że udawał, iż jest iaczej… to coś nazywa się „sprawianiem odpowiedniego wrażenia”.  — Skoro to wino jest takie dobre z przyjemością się skuszę, madame— dodał jeszcze, zerkając na lampkę z winem. Był irytujący? Och, bardzo był tego ciekaw. Ociekając stoickim spokojem czerpał niewysłowioną radość z prowokowania jej do działań, które ociekały emocjami. Bo przecież owa obojętność… jak już było wspomniane — była nudna. Był kłamcą, oszustem, był człowiekiem z nieco zachiwana moralnością i zdewastowanym kodeksem moralnym, który prowokował, bo mógł. Bo lubił patrzeć na te wszystkie zmiany i zależności między ludźmi i to, co z nimi robią kiedy cienka nić pęka.
Zaśmiał się krótko, gdy skomentowała jego podejście do kobiet. Musiał zaprzeczyć i nie tylko z grzeczności.
— To zabawne, naprawdę. Bliżej kobietom do enigmy, która na zawsze pozostanie tajemnicą dla wszystkich. Ktoś kto pokusi się o stwierdzenie, że zna kobiety lub je rozumie…  powinien jak najszybciej zdać sobie sprawę jak mało wie o świecie. I to nie wynika z szowinizmu. Jest raczej jedną z wielu prób poznania prawdy, nie skwitowania fałszywej oczywistości— mruknął, wzdychając ciężko, jakby tracił cierpliwość, ale tak wcale nie było. Po prostuz dał sobie sprawę, do czego próbowała doprowadzić i w jaki sposób przekształcała lub odbierała jego słowa. I może stąd ten uśmiech, który wykrzywił jego twarz. — Mężczyźni to głupcy— mruknął cicho, pooli wracając do niej wzrokiem, a po chwili dodał znacznie ciszej.— Przy kobietach.
To było mokre. Ale orzeźwiające, może trochę spodziewane, nieco zaskakujące w jakiś sposób. Przetarł kąciki oczu, w których znalazł się alkkohol, ale zaśmiał się pod nosem, po chwili oblizując wargi z burgundowego trunku.
— Dobry wybór— odpowiedział jeszcze sam sobie, bo rzeczywiście, alkohol był wyborny. Zerknął w kierunku oddalającej się kobiety i prychnął z rozbawieniem, bo przecież nie dość, że spełniła jego poprzednie życzenie, oblewając go winem, to jeszcze dała upust swojej złości. Chyba każda kobieta miała do tego prawo, czyż nie? Przecież wieloletnia przyjaciółka Mulcibera była urodzoną feministką, jak mógłby nie spodziewać się takiego porywu irytacji. To był tylko kolejny dowód na to, że człowiek ma swoje granice, które bardzo łatwo jest przekroczyć.
Wyciągnąwszy chusteczkę przetarł twarz i ruszył w przeciwną stronę, zapewne zamierzając udać się do toalety. Był rozgoryczony jedynie tym, że jedna z jego ulubionych koszul nadaje się do wyrzucenia, splamiona winem nie była do użytku, więc teoretycznie i on towarzysko.

/zt -> Pewnie korytarz



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Sala Główna - Page 5 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 22:49
Rozkoszowanie się spokojną muzyką, a zarazem na tyle dynamiczną, żeby wyjść na parkiet, przerwał mu damski głos. Początkowych wyrazów nawet nie usłyszał, bo nie zdążył na niej skupić swojej uwagi, ale zrozumiał co miała do powiedzenia. Nie do końca wiedział jak na to zareagować, szczerze go zaskoczyła. Cóż, Francis nie dbał zbytnio o odczucia innych wobec jego osoby - tak kobiety też się w to wliczały - stąd też nie zastanawiał się nad odpowiedzią, w końcu mówi co myśli.
- Też tak słyszałem, ale nie do końca rozumiem ten fenomen, co najmniej jak by im brakowało weny i tej tak zwanej... duszy artysty, skoro potrzebował muzyki, żeby coś przelać na płótno to znaczy, że tak naprawdę nie miał co na nie przelewać - Ale to tylko taka moja teoria. - Odpowiedział z szyderczym uśmiechem wymalowanym na twarzy, po czym upił nieco alkoholu ze szklanki, w której powoli odsłaniało się dno.
Jego wzrok w końcu na towarzyszkę "rozmowy", nie dało się jej przeoczyć, była naprawdę wysoka jak na kobietę. Francis bardzo szanował swoje pochodzenie stąd też etykietę utrzymywał na najwyższym poziomie - czasami robił sobie wyjątki i tu też musiał zrobić - zupełnie nietaktownie zmierzył kobietę wzrokiem, przyglądając się jej figurze.
Oczywiście wzrok swój zatrzymał na oczach brunetki. Dygnięcie nie zrobiło na nim wrażenia, jako, że etykieta etykietą, aczkolwiek nie musiała być taka oficjalna - nie po to rozdają tutaj alkohol. Na dygnięcie sam skinął głową i dopił resztkę whisky. Jego głowa momentalnie obróciła się w prawo, a następnie lewo w poszukiwaniu lecącej w jego stronę tacy. A, że żadnej nie było w pobliżu to postanowił poczekać.
Z ust brunetki ponownie wydobyło się parę wyrazów sklejonych w zdanie.
- Francis Nott. Nie musimy być tacy oficjalni. A sztuka... owszem interesuje mnie, ponieważ interesuje ona większość, a ja tu właśnie dla tej większości przychodzę - Trzeba stale dbać o swoje imię, a co więcej nigdy nie zaszkodzi mieć więcej towarzyszy do szklanki dobrego whisky.
Cóż z manierami raczej dzisiaj nie był za Pan brat, ale przybył na ten wernisaż, żeby się trochę zrelaksować, napić dobrego alkoholu i popodziwiać... obrazy oczywiście. Nie przeszkadzała mu rozmowa z Astorią, wręcz przeciwnie czerpał z niej przyjemność, przynajmniej miał się do kogo odezwać, ale myślami był zupełnie gdzie indziej. Tworzył w swojej głowie plan wernisażu, ponieważ sal było dużo, artystów również, a gości jeszcze więcej, a nie chciał kończyć wieczoru poznając jedną uroczą brunetkę.
Mogło to być trochę niegrzeczne z jego strony, tak uciekać wzrokiem od kobiety, z którą rozmawiał, aczkolwiek jak jest w okół tyle osób to miał nawyk rozglądać się za czymś szczególnym co przykuje jego uwagę na dłużej. Nie szukał długo.
Po pierwsze taca, w końcu. Można powiedzieć, że wymienił szklanki, oddał pustą, a wziął pełną. Po drugie, coś przykuło jego uwagę, na drugim końcu sali. Była to oczywiście kobieta, bo na kim, bądź czym innym Francis mógłby się skupić.
Czerwona sukienka wwierciła mu się w umysł, na chwilę się przez to wyłączył. Skądś ją kojarzył, na pewno już tę niewiastę gdzieś widział. Był tego wręcz w 90 procentach pewien, aczkolwiek tylko czekał, aż spotkają się wzrokiem, żeby skinąć głową z oddali i wrócić już w całości - tak, wraz z myślami - do towarzyszki rozmowy.
- Na czym my to... A tak, chciałem jeszcze dodać, że różnorodność obrazów wraz z muzyką w tle, u niektórych może zaburzyć postrzeganie emocji autora i tego co chciał w tym obrazie przedstawić. Zgodzi się Pani ze mną ?
Jego zamyślenie trwało krótką chwilę, w tym czasie urodziwa brunetka nie mogła poczuć się całkowicie zignorowana - przynajmniej takie miał odczucia, co więcej, że rozmowę kontynuował.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]23.02.16 23:14
Panna Ollivander była dobrym obserwatorem i uwielbiała przyglądać się ludziom i przysłuchiwać rozmowom, bo to z nich wyciągała najwięcej wniosków na temat potencjalnego rozmówcy. Chciała zatem spędzić z Garrettem nieco więcej czasu, ale niestety była odrywana co chwilę od tego, by w pełni skupić się na mężczyźnie, toteż od razu przeniosła wzrok raz jeszcze na swojego narzeczonego i nie mogła wyjść z podziwu dla jego talentu w wyprowadzaniu kobiet z równowagi. Nie chciała tworzyć w tej chwili palety kolorów na swoich włosach, ale cichy śmiech i rozbawienie sprawiło, że końcówki włosów zabarwiły się na ułamek sekundy i przekształciły w blady błękit. Musiała mu pogratulować zniszczonego ubrania, a im dłużej to trwało, tym chętniej chciała go poznać, bo najzwyczajniej w świecie była ciekawa, czy ją także był w stanie doprowadzić do takiego stanu. Przeprosiła grzecznie Weasley'a i jego partnerkę i ruszyła w stronę pana Mulcibera, choć gdy już miała go zaczepić i poprosić o moment atencji, jej ciemne oczy zatrzymały się na mężczyźnie, którego zdecydowanie znała, a przynajmniej kojarzyła.
Odszukiwała w odmętach pamięci twarz, a także uśmiech i tęczówki, które się w nią wwiercały, a gdy już uświadomiła się w swoich przypuszczeniach, ruszyła w stronę kuzyna. Pamiętała go z licznych rodzinnych obiadów, które kilka lat temu były codziennością, ale teraz? Wiele się zmieniło, a ona nie do końca była pewna, czy to aby na pewno Francis, bo przecież jej pamięć była dobra, ale niezwykle wybiórcza. Przyglądała się też przez moment kobiecie, która przy nim stała, gdyż niegrzecznym było przerywanie rozmowy, ale liczyła iż pani Astorii nie będzie to szczególnie przeszkadzało.
-Przepraszam... - powiedziała delikatnym głosem i posłała tej dwójce subtelny uśmiech, który sugerował, że nie zamierza sprawiać problemów, o ile ich konwersacja była intrygująca. Z drugiej strony - to była Ollivander, która w pewien sposób uwielbiała włączać się do dyskusji, w których była w stanie wypowiedzieć się na dany temat. Wlepiła ciekawskie spojrzenie w mężczyznę i odezwała ponownie, jakby na celu miała tylko uzyskanie informacji, gdzie jest Percival. Nie zamierzała się zachowywać w sposób ostentacyjny i interesowny, toteż wolała zbadać grunt i ułożyć ścieżkę czegoś, co może być najprawdziwszą oczywistością w kontynuacji ów wieczoru. -Nie spodziewałam się widzieć cię tutaj, Francis, ale cieszę się, że mamy możliwość spotkania się po tylu latach - brzmiała naturalnie, a pewność siebie biła od niej tak samo jak wtedy, gdy z precyzją artysty pieściła dłońmi różdżki. -Lady Katya Ollivander, niezmiernie miło mi poznać... - zwróciła się do pani Malfoy, by dopełnić swego obowiązku córki Malakaia. Nie była pewna czy kobieta zna kogokolwiek z jej rodziny, ale dla młodej Katyi nie stanowiło to żadnego wyznacznika. -Przyznam szczerze, że niezwykle ciężko mi się tu odnaleźć. Ostatnimi czasy nie bywałam na takich przyjęciach, jednak wernisaż uważam za doskonałą inwestycję w młode talenty, prawda? - skwitowała zgodnie z tym co myślała, a następnie otaksowała w ułamku dwóch sekund ludzi, którzy byli nad wyraz blisko ich trójk i powróciła spojrzeniem do rozmówców, by nie czuli się urażeni.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Sala Główna [odnośnik]24.02.16 0:15
Szczerość. Niewątpliwie to biło od lorda Notta o czym już za chwilę miała się przekonać. Jakby się nad tym zastanowić to w świecie szlachty brytyjskiej mało było szczerości. Kłamstwo, intrygi i pozory. Oto, czym była śmietanka towarzyska wysp brytyjskich. Lecz czy ona, Astoria Malfoy, miała prawo narzekać na zakłamanie swojego otoczenia, skoro sama była taka jak wszyscy? Grała. Starszy brat stworzył z niej damę gotową do wypchnięcia na salony. Damę, która miała siedzieć i ładnie pachnieć, ale tylko na pierwszy rzut oka.
-Inspirację można czerpać z różnych źródeł, a muzyka to tylko jedno z wielu wyjść.-odparła, z lekkim uśmiechem. Czyżby nawiązywała do spojrzenia sir Francisa, które czuła na swoim ciele? Dla niektórych natchnieniem było uczucie, dla innych widok, krajobraz. A dla niektórych malarzy kobieta. Każdy miał swoje upodobania.
Astoria i brak oficjalności, przy pierwszym spotkaniu? Z pewnością można by wtedy uznać, że coś z nią nie tak. A może to sama świadomość obecności starszej siostry sprawiała, że ani na chwilę nie chciała wyjść z roli szlachcianki z nienagannymi manierami. Z pewnością sam fakt, że lady Rowle gdzieś tu była był dostatecznym powodem na to, aby brunetka pilnowała się na każdym kroku, zważała na każde słowo i gest. Nie mogła wypaść źle. Kochała Medeę, ale nie ufała jej, a nagły przyjazd królowej lodu nie wróżył nic dobrego.
-Astoria Malfoy, ależ oczywiście.-zgodziła się z nim niemal machinalnie, ale w sumie. Miło wiedzieć, że mogła trochę odpuścić.-Kolejne wydarzenie towarzyskie, na którym wypada się pojawić, aby być na bieżąco?-podsumowała z lekkim uśmiechem, który wyjątkowo nie był grą. Ukryła go, przykładając do ust kieliszek z szampanem, którego stopniowo ubywało w naczyniu. Miała sobie żałować, skoro nawet wypadało wypić? Sama lady Malfoy nie wiedziała co skłoniło ją do podjęcia rozmowy, zapewne zwykła chęć zabicia czasu, zanim z grzeczności ruszy w głąb, aby obejrzeć obrazy na wystawie i dać starszej siostrze czas na to, aby nadrobiła stracony czas w Norwegii. Podejrzewam, że w tym wypadku lady Astoria niezbyt się obrazi za chwilowy nietakt ze strony Francisa, sama szukała wzrokiem siostry, a może sióstr? W między czasie zdążyła dopić swojego szampana, który wyjątkowo dobrze dzisiaj jej smakował i naprawdę nie wiedziała czym to może być spowodowane. No, ale faktycznie, cioteczka Laidan dbała o każdy szczegół. Nawet dobór odpowiedniego szampana. Chociaż dla niektórych to mogła być jedna z najważniejszych rzeczy.
-Nie przeczę, chociaż pewnie nie taki cel przyświecał twórcom wydarzenia. Zapewne chodziło o podkreślenie...przepychu tego wydarzenia.-oznajmiła. Faktycznie, niektóre obrazy żywe i dynamiczne mogły został stłumione przez brzmienie klasycznych utworów w tle, na które nikt nie zwracał większej uwagi, przynajmniej nie świadomie. Jak mniemam obiekt zainteresowania w postaci damy w czerwonej sukni właśnie zbliżył się ku dwójce rozmawiających. Astoria uprzejmie zwróciła swój wzrok w stronę owej damy. Najwidoczniej znali się lepiej, skoro kobieta będąca mniej więcej w wieku Astorii zwróciła się do lorda po imieniu. Kiedy zaszczyciła swoją uwagą Astorię ta posłała jej wyrobiony, aczkolwiek jak najbardziej naturalny uśmiech.
-Lady Astoria Malfoy, mi również miło poznać.-przedstawiła się, oprawiając swoją wypowiedź w zwykłą formułkę grzecznościową. Oczywiście od razu pozwoliła sobie podjąć temat dyskusji z lady Ollivander.-Niewątpliwie, to szansa dla zdolnych, aczkolwiek wcześniej niedocenionych artystów. Prawie zawsze nowa twarz, nie wiem skąd lady Avery ich bierze.-odparła. Nawiasem mówiąc dziewczyny mogły kiedyś natknąć się na siebie w szkole. No, ale kto by spamiętał wszystkie szkolne znajomości.
Astoria D. Nott
Astoria D. Nott
Zawód : Dama
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Hidden feeling of power is sometimes infinitely more delicious
than overt power.”
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 5 Stylowi_pl_inne_20269960
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1380-astoria-d-malfoy https://www.morsmordre.net/t2273-skrzynka-astorii https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f166-wiltshire-dwor-malfoyow

Strona 5 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Sala Główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach