Wydarzenia


Ekipa forum
Kasztanowy park
AutorWiadomość
Kasztanowy park [odnośnik]20.06.16 20:41
First topic message reminder :

Kasztanowy park

O tej porze roku kasztanowy park tonie w grubych warstwach śnieżnego puchu, który - ku uciesze nie tylko dzieci - zdaje się idealny do tworzenia aniołków, lepienia trwałych śnieżek i budowania przepięknych bałwanów.
Nieco dalej park wypełniony jest licznymi ścieżkami, które okazują się kręte i dość oblodzone. Z gałęzi wysokich drzew zwisają długie sople, a w grudniowym powietrzu wirują drobne płatki śniegu. Spacer po tym spokojnym parku jest świetną alternatywą dla osób, które poszukują chwilowej ucieczki od zgiełku panującego na głównym placu Doliny Godryka.


grupy:
opisy bałwanków:
opis zadań:
wynik losowania ozdób:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 16:53
Uporczywe dyszenie i gniewne (choć przy tym dość tępe) rzucanie groźnymi spojrzeniami jednak nie wyczerpało pokładów benjaminowej ekspresji. Szkoda, naprawdę starał się pozostać stoickim głazem ogłady, okazującym swe niezadowolenie wyłącznie przez emanowanie negatywną aurą, ale Harriett posiadła magiczną umiejętność wyprowadzania go z równowagi (względnej) w ciągu zaledwie kilku sekund. Oczywiście nie zawsze tak było. Miłość od pierwszego wejrzenia, piękna wila, pięknie grający troglodyta, hotelowe pokoje demolowane siłą zmysłowości a nie pięści, długie listy, rzewne pożegnania przy jego wyjazdach na turnieje. Hatsy zawładnęła nim totalnie, sprawiając, że gburowaty Wright był w stanie szarpać się na naprawdę niesamowite rzeczy. Na przykład kupować jej kwiaty (badyle, które i tak zeschną; galeony wyrzucone w błoto), słuchać jej śpiewu z uśmiechem zachwytu na ustach (diabelskie wycie w dziwnych tonacjach; ani się przy tym napitolić ani energicznie potańczyć) czy nawet zgadzać się z nią w kwestiach bardzo nieoczywistych (dlaczego nie można iść na bankiet w szacie tylko trochę lepiącej się od Ognistej?). Początkowo nie kłócili się właściwie wcale i nawet poważne tematy, takie jak zdrowie Benjamina - dziwne, że aż do teraz pamiętał jej zasmuconą, zmartwioną twarz, którą zawsze widział jako pierwszą po przebudzeniu się na ortopedycznym oddziale Munga - potrafił on przekuć w miłą i wesolutką pogawędkę. Żadnej zbytniej dramy, a nawet jeśli, to toczyli walkę płci wyłącznie w łóżku, godząc się w jedyny rozsądny sposób.
Cóż, było, minęło. Teraz wystarczył jej naiwny uśmieszek i filuterny tekścik, by z wkurwionego głazu Wright zmienił się w głaz toczący się w stronę blondynki z grymasem skrajnego poddenerwowania. Zwłaszcza widząc ją otulającą się etolą z ustrzelonego przez niego lisa. Och, jakże bolała go ta głupota i słabość. W tej sekundzie nie miał zielonego pojęcia, dlaczego postanowił wysłać jej ten nagły prezent, nie dołączając żadnego liściku. No, może miał pojęcie, bo słodki gest podyktował mu nadmiar Ognistej i separacja od Percivala, ale i tak wzburzenie narastało. Do tego miała czelność mówić mu o przeznaczeniu. No i ubrała się jak ostatnia lafirynda, co na pewno skończy się smutnym przeziębieniem i...
Potrząsnął gniewnie głową aż śnieg obsypał się z kruczoczarnych włosów, dzięki czemu przestał wyglądać jak Merlin na czarnomagicznych sterydach, po czym zrobił szybki krok do przodu, zmniejszając dystans i pochylając się złowrogo nad Hattie. - Skoro tak wierzysz w przeznaczenie, to nie wpierdalaj się do mojego związku. Nieważne, kogo chcesz ochronić i dlaczego - wywarczał raczej mało spokojnie, acz cicho, niczym zaborczy Cerber, broniący dostępu okrutnej harpii do jedynej płaszczyzny swego życia, która go uszczęśliwiała. Uściślając: do jedynego mężczyzny swego życia. Oczywiście brzmiał przy tym niezwykle melodramatycznie i aż sam zirytował się na własny romantyzm, bo chrząknął dziwnie i nokturnowo, chcąc zatrzeć to przesadne wrażenie, a następnie wyprostował się, znów łypiąc na nią z moralnej odległości. Ileż by dał, by móc budować bałwana z Garrettem i słodkim Lycusem. Oni na pewno ucieszyliby się z skitranej przez Bena butelce Ognistej, odpowiednio pomniejszonej i upchniętej za pazuchą skórzanej kurtki. Z pewnością też nie ingerowaliby w jego związek. No i pozwoliliby mu na niezwykle dojrzałe rozwiązanie artystyczne w postaci wepchnięcia marchewki w krocze przyszłego bałwana. Wątpił, by Hatsy przyklasnęła jego pomysłowi, o ile zaraz nie przyklaśnie swą uroczą dłonią w jego zmarznięty policzek.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 18:16
Trochę zaskoczyło go, że pojawił się jako pierwszy. Zwykle to na niego czekano, a tu proszę Minerwa pojawiła się na miejscu po nim. Zmusił się do uśmiechu na widok asystentki. Nie dlatego że nie cieszył się na jej widok, raczej z powodu podłego nastroju, który ciągnął się za nim, miał wrażenie, całe życie. Ostatnio jednak zdarzyło się o wiele więcej niż by sobie tego życzył. Ponure myśli ciągnęły się za nim wszędzie gdzie się udał. Czasami miał wrażenie, że można je nawet dostrzec, mroczne cienie, które snuły się, kłębiły wokół niego, bardzo słabo widoczne, ulotne jak mgła, tyle że znacznie ciemniejsza. I on, który nie może jej odgonić choćby bardzo chciał. Nawet gdy dopadają go w środku nocy, gdy nie są bezkształtną chmurą, ale żelazną klamrą, która zaciska się wokół jego piersi wyciskając z płuc ostatni dech. Nie przypuszczał, że Zakon może być aż tak dużym ryzykiem. Tak, był głupcem. Największym z całej tej ferajny radośnie biegających po świecie podobnych jemu, liczących na to, że ocalą świat. Na co oni się porywali? Chcieli zabić najpotężniejszego czarodzieja, jakiego widział świat. a co gdyby na miejscu Cressidy była Minerwa? Widział młodą dziewczynę i nie mógł przestać zastanawiać się, czyja to będzie wina, jeśli spotka ją podobnie smutny los, co  Luno, Rogera, Cress. To wszystko byli młodzi ludzie, pełni marzeń, wiary, naiwności. Myśl, że mógłby być winny kolejnej śmierci, śmierci kogoś tak absolutnie niewinnego sprawiała, że nie mógł po nocach spać, nie mógł spojrzeć Minerwie w oczy. Dlatego zmuszał się do uśmiechu.
- Witaj, Minnie, dobrze cię widzieć - uśmiechnął się powstrzymując rękę, która już szukała papierosów. Jedynej ucieczki od żelaznej obręczy na piersiach. Nie wiedząc, co z nią zrobić przejechał nią po twarzy, po zaroście, którego zapomniał ogolić. Już jakiś czas temu podjął decyzję, że zapuszcza brodę. Z czasem jednak pomysł ten podobał mu się coraz mniej. Ja tylko wróci do domu pozbędzie się tego idiotycznego rudego czegoś z policzków. Zostawi sobie może wąsy. Zmieszany spojrzał na ostatnią piąteczkę.
- Hereward Bartius - przedstawił się kłaniając się nieznacznie nieznajomej.
- Mam nadzieję, że tym razem nie pomylę notatek - spróbował zażartować z ostatniego fiaska badań, którego był przyczyną. Dalej nie wiedział, jak mógł wziąć zeszyty ze złymi obliczeniami, był przecież pewien, że dawno je wyrzucił. Bardzo nie chciał, żeby ktoś widział, w jak podłym jest nastroju. Bał się ciszy, która zachęci jego demony do wypełznięcia. Szukał rozpaczliwie tematu do rozmowy. Minnie jest zbyt miła, by wypominać mu porażkę badań.
- Nie wiesz może czy będzie Lyra Weas... Travers? Chyba sie przyjaźniłyście - przypomniał sobie o jej wspólnej znajomej. Dziwnie było o niej myśleć jak o mężatce. Hereward nie wiedział, co u niej słychać od dnia ślubu.


Ocalałeś, bo byłeś pierwszy
Ocalałeś, bo byłeś
ostatni



Ostatnio zmieniony przez Hereward Bartius dnia 22.06.16 19:55, w całości zmieniany 1 raz
Hereward Bartius
Hereward Bartius
Zawód : Profesor w Hogwarcie
Wiek : 33
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Na szczęście był tam las.
Na szczęście nie było drzew.
Na szczęście brzytwa pływała po wodzie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zdarzyć się musiało
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t576-hereward-bartius-barty https://www.morsmordre.net/t626-merlin https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t2860-skrytka-bankowa-nr-20#45895 https://www.morsmordre.net/t1014-bartek-wsiakl
Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 19:34
Sylwester. Sylwester w Dolinie Godryka. Nie w rodzinnej posiadłości ojca, której nigdy nie odwiedzamy na zimę. Także nie w dobrze znanych ścianach domu, tylko tutaj w Dolinie. Wśród śniegu, kolorowych ozdób, tuż pod wielką sceną, na której ktoś już daje jeden z pierwszych występów. Wśród tłumu osób, gdzie mogłabym się szybko zgubić, dlatego towarzyszy mi opiekunka, stanowiąca warunek konieczny – tak przynajmniej mówi tata – bym mogła wyjść z domu tego wieczoru. Nie przeszkadza mi jednak, nie mam nawet nic przeciwko jej czujnemu wzorkowi, gdy oddalam się tylko o kilka kroków, by za kilka srebrnych monet kupić świąteczną bransoletkę i dynię na patyku, oblaną czekoladą.
Przygotowywałam się na ten jeden wieczór całe dwa tygodnie, mierząc kreacje, zmieniając zdanie kilka razy na dzień i znów mierząc. To znów co rusz zasypując wszystkich, którzy tylko chcieli słuchać, szczegółami z nadchodzącej imprezy. Zdawało się, że repertuar znałam na pamięć prawie tak dobrze jak baśń o Fontannie Godziwego Losu, za każdym razem ekscytując się na myśl o przygotowanych atrakcjach, w których będę mogła wziąć udział; tylko wyścig na łyżwach, ku mojej rozpaczy, pozostawał całkowicie zakazy... Choć nie rozumiem czemu! Przecież łyżwy są jak balet, a w nim jestem przecież całkiem dobra... Nawet jeśli zbijam przypadkiem rodzinne pamiątki.
Gdy ogłaszają konkurs na najpiękniejszego bałwana, wiem, że to coś, czego nie odpuszczę. Tuż przez wyznaczoną porą biegnę w kierunku parku – opiekunka w botkach na obcasie nie może za mną nadążyć – by tylko się nie spóźnić. Ślizgam się na lekko oblodzonej ścieżce, skaczę przez zaspy, by w końcu w lekko przemoczonym płaszczyku dotrzeć na miejsce. Stoję z wylosowanym numerkiem – dwójka – to patrząc na karteczkę, to na osoby odnajdujących swoich partnerów, niezbyt pewna co teraz powinnam zrobić poza staniem na miejscu zbiórki mojej drużyny. Może wyglądam na zagubioną, bo wkrótce podchodzi do mnie ładna pani, o bardzo ładnych, wyglądających na mięciutkie jak baranek, włosach. Cerę też ma ładną – choć różną od moich sióstr, a to przecież one są najpiękniejsze na świecie! – a jej sukienka przyciąga wzrok. Ciekawe czy gdy dorosnę też będę miała taką kreację?
- Jestem Febe. To prawie tak jak Phoebe, tylko inaczej się pisze – mówię już odrobinę spokojniejsza, a nawet rozluźniona, choć moje imię zwykle brzmi dziwnie z angielskim akcentem i angielską urodą, którą odziedziczyłam po matce. Kątem oka dostrzegam sylwetkę guwernantki, która praktycznie że wytoczyła się z jednej z większych zasp. Zanim zdążę więcej powiedzieć, pojawia się kolejna osoba – tym razem to pan. Dużo wyższy od Clementine, która wygląda przy nim jak calineczka. Samuel, bo tak przedstawia go moja partnerka w zbrodni przy lepieniu bałwana, wydaje się także o wiele silniejszy – to dobrze, przyda nam się ktoś silny do toczenia ciężkich kul. Może Samuel zostanie naszym księciem z bajki? Clementine najwyraźniej nie ma nic przeciwko jego towarzystwu; wręcz przeciwnie! Wydaje się, że go zna, bo czy inaczej dałaby ucałować policzek obcej osobie? - Podoba mi się. Zgadzam się, ale… – zgadzam się bez żadnego konspiracyjnego szeptu, nie widząc nic dziwnego w takim stwierdzeniu, w ostatniej chwili zawieszam głos. … jeśli potrafi ulepić hipokampusa. Wiesz co to? – kontynuuję całkowicie bezpardonowo, wlepiając swoje szare ślepia w aurora (choć oczywiście nie wiem, że ma taką ekscytującą, aczkolwiek niebezpieczną pracę).
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 21:23
No dobra, ja też chciałam uciec dowiedziawszy się o losowaniu. Zrobiłam dobrą minę do złej gry udają, że wszystko jest pod kontrolą - ale inaczej zaplanowałam sobie ten wieczór. Miało być romantyczne lepienie bałwana z Frankiem. A raczej całej rodziny bałwanów, tak to sobie wymyśliłam, rzucić mu przy okazji kilkoma sugestiami. Mama bałwan, tata bałwan i malutki bałwanik o imieniu Freddie, przewiązany szaliczkiem (wzięłam dodatkowy szalik specjalnie z tej okazji).
A potem okazało się, że jest losowanie.
I jak tutaj rzucać aluzjami - i śnieżkami - w Cartera, skoro wysyła się mnie prosto do paszczy lwa? Bo jak Benjamina szczerze uwielbiam i wiem, że dużo z nim dobrej zabawy, to tak samo wiem, że kiedy obok stoi Harriett mogę się spodziewać tryskającej krwi i ognistej pożogi palącej wszystkie bałwany w promieniu kilometra.
Ratunku!
Westchnęłam sobie cicho pod nosem i, tym samym nosem, pociągając (zima, sezon choróbsk i te sprawy) podeszłam z wolna do swojej grupy opóźniając ten moment jak tylko się da. Zadbałam żeby przywitać się z każdym znajomym gorącymi buziaczkami w obydwa policzki i dowiedzieć się co u Samuela, czemu nigdzie nie widać Matyldy, co ostatnio porabia Lis i czy Lisia rodzina zdrowa. A potem jeszcze obwinęłam się dodatkowym szalikiem, tym co go przyniosłam dla małego Freddiego, bo raczej nie ulepimy słodkiej rodziny bałwanków, a boje się, że chłód panujący w drużynie zamrozi mnie do szpiku kości.
Może różowe włosy, które sprawiłam sobie z okazji doskonałej zabawy i moje piękne rękawice w pingwiny które dostałam od sióstr pod choinkę nieco ocieplą atmosferę.
- No cześć! - plan na dzisiejszy wieczór, trzymać ich z dala od siebie - To pomyślałam, że skoro jesteśmy w trójkę - jak wszyscy dookoła - a Benio jest taki wielki - skupić się na superlatywach - to możemy zrobić bałwana OLBRZYMA - tak właśnie - Takiego co przewyższy absolutnie wszystkich. Możemy mu też zrobić straszne zęby z sopli lodu. I muszkę. Bo to sylwester, trzeba być eleganckim - albo możemy się umówić też tak, że ja sobie będę cichutko lepić w kącie, a wy się pozabijacie. W porządku?
Dobrze wiem, że mnie i Cartera rozdzielili tylko po to żebyśmy nie wygrali. Razem nie zostawilibyśmy miejsca na jakąkolwiek konkurencję.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 22:45
Cassian czasami nie pił. Nie pił kilka godzin. Od okazji zdarzało mu się też nie pić kilka dni. Nie był uzależniony od alkoholu, tylko od sprawiania sobie upodleń, wiec skoro ostatnio często wdawał się w bójki, nie było czasu na picie. Ale nastały poświąteczne czasy. Ludzie udawali miłych. Nikt wcale nie chciał się tłuc, a po uroczystej kolacji Zakonu sam wpadł w ten chory świąteczny nastrój, chociaż nie zauważył kiedy silna wola do utrzymania się w całkowitej trzeźwości ciała i ducha odbiła się na nim rozdrażnieniem. A największe osiągnął zerkając w przypadkowym kierunku. Chociaż widok Minnie w niewyjaśniony sposób trochę go rozluźnił, zaraz potem z podejrzliwością spoglądał na rudego mężczyznę obok niej. Rude to zdradliwe. Tak mówią. Chociaż nic mu do tego to, idź ty sobie rudy byle dalej od Minerwy, bo źle Ci z oczu patrzy. Tak mógłby powiedzieć, ale wtedy musiałby się przyznać, ze coś go interesowało, a w zasadzie ktoś go interesował. Tymczasem oparł się o jakiś pieniek drzewa w parku, wyciągając z kieszeni płaszcza fajki. Jedną z nich wcisnął między wargi, odpalając ją różdżką. Wszystko było dobrze. Mdłe, szare tęczówki oczu wlepiał w tego rudzielca, aż sobie usmolił przez to paluchy. Zaklął więc, sycząc głośno. To by było mało. Żeby dopełnić sytuację, śnieg spadł mu na łeb, a z nim olśnienie.
Opierając się wygodniej o ten pieniek, różdżkę nakierował na puch pod nogami, formując z niego śnieżną kulę. Zaciągając się papierosem, wypuszczając dym spomiędzy ust, cisnął również śnieżką przez całą długość parku. Biała zbita kula trafiła wprost w kark mężczyzny, topiąc się na gorącej skórze mężczyzny.
Jakby co Cassian miał niepodważalny argument na swoją niewinność. Tu było mnóstwo dzieci. Kto śmialby podejrzewać o takie zabawy przeszło 30-letniego mężczyznę?


I don't want to understand this horror
There's a weight in your eyes

I can't admit

Everybody ends up here in bottles



Cassian Morisson
Cassian Morisson
Zawód : UZDROWICIEL ODDZ. URAZÓW POZAKLĘCIOWYCH
Wiek : 33 LATA
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Wdowiec
I will not budge for no man’s pleasure, I
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2183-cassian-t-morisson#33199 https://www.morsmordre.net/t2797-whisky#45280 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f225-blackhorse-lane-13-5 https://www.morsmordre.net/t3257-skrytka-bankowa-nr-618#55081 https://www.morsmordre.net/t2795-cassian-tobias-morisson#45256
Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 22:52
Minęło ponad piętnaście minut od planowanego czasu rozpoczęcia, zanim oczekiwany urzędnik wreszcie zbliżył się... cóż, dość chwiejnym krokiem. Przez chwilę przygotowywał się do zabrania głosu, aż w końcu rzucił na siebie zaklęcie pogłaśniające. Odchrząknął (i przez zaklęcie było to odchrząknięcie bardzo donośne), po czym wreszcie zabrał głos.
- Witam szanownych państwa, panie i panów również, na konkursie na najlepszego bałwana! Znaczy... ulepienie najlepszego bałwana. Zostaliście państwo podzieleni na grupy i w nich musicie wykonać zadanie. Konkurs będzie się składał z trzech etapów. Najpierw trzeba uformować kule, potem zmierzyć się z tajemniczym zadaniem, a na koniec udekorować bałwany przedmiotami, które wylosujecie. - Mężczyzna przerwał na chwilę i rozejrzał się po grupach, po czym nagle przeraźliwie kichnął - zaklęcie tym razem również pogłośniło ten niespodziewany dźwięk, co mogło przyprawić o zawał starszawych czarodziejów. - Bałwany będzie oceniać jury w składzie: ja, John Umbridge, urzędnik Departamentu Magicznych Gier i Sportów, pani Odette Bones, dziennikarka Czarownicy oraz znana londyńska rzeźbiarka Judith eee... Judith Leach! Ale zaczynajcie już, czas start, powodzenia! - zakończył szybko przemowę, po czym w końcu wyciszył swój głos i na chwilę oddalił się - zapewne w kierunku bufetu.

| Pierwszy etap konkursu polega na ulepieniu trzech kul ze śniegu. Każda osoba z grupy zajmuje się jedną z kul i rzuca kością k6 na powodzenie lepienia. Na odpis macie 48 godzin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 23:12
No tak, na szczęście nie musiał długo czekać, aż jego nowy zespół zbierze się w komplecie. W sumie nie spodziewał się żadnych rewelacji, raczej jakiegoś podstarzałego towarzystwa, które postanowiło odświeżyć sobie czasy młodości i się zabawić ten jeden raz w roku. Dlatego był całkiem przyjemnie zaskoczony, że zamiast schorowanych dziadków trafiły mu się młode osoby; na pewno o wiele sprawniejsze od niego, więc będzie się mógł nimi swobodnie wyręczyć.
- Pracuję, to za wiele powiedziane, szanowna panienko - skrzywił usta w lekkim uśmiechu, jakby nieco rozbawiony faktem, że miałby pracować zamiast spędzać dnie na lenistwie w gabinecie. Z drugiej strony przecież nie tak rzadko zdarzało mu się kręcić między alejkami i pomagać klientom w najlepszym wyborze; mimo że szlachecka pozycja raczej na to nie pozwalała, czuł przyjemność i satysfakcję z faktu, że nadal jest do czegoś użyteczny i może się przydać nawet w najbardziej prozaicznych czynnościach. - Ale nie zaprzeczę, że często tam bywam - wzruszył ramionami na koniec, skupiając uwagę na drugiej osobie w zespole. Mężczyzna wydawał się małomówny, rzucając tylko luźno swoje nazwisko, a Colin powstrzymał się, żeby nie prychnąć.
No tak, miał lepić bałwana z lisem. Jednoręki szlachcic, lis i niewinna panna wchodzą do baru... Zaczynało się jak dobry kawał, a czas miał pokazać, ile w tym wszystkim było prawdy. Colin świadomie zignorował powątpiewające spojrzenie mężczyzny, postanawiając chwilowo nie dzielić członków swojej grupy na tych, których lubił i nie lubił. W lepieniu bałwanów liczyła się przecież nade wszystko praca zespołowa, a tej nie osiągnąć, jeśli będą sobie wzajemnie przeszkadzać. Dlaczego podkasał rękawy (rękaw) i gdy tylko słowa urzędasa przebrzmiały w tle, rzucił się na najbliższą kupkę śniegu, powoli, lecz sukcesywnie formując z niej coraz większą śnieżną kulę.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Kasztanowy park [odnośnik]22.06.16 23:12
The member 'Colin Fawley' has done the following action : rzut kością


'k6' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kasztanowy park [odnośnik]23.06.16 15:26
Nawet nie przejęła się tym, że większość ludzi dookoła wydawała się już znać. Czuła się nieco wyalienowana, ale nie było to dla niej obce uczucie, w czasach szkolnych więcej czasu poświęcała samotnie, zgłębiając wiedzę aniżeli nawiązując liczne znajomości. Teraz jedynie przyglądała się im wszystkim, by zająć czymś swoje myśli w oczekiwaniu na przyjście urzędnika, który miał ogłosić rozpoczęcie konkursu. Wciąż jednak dziwiło ją, że tak wielu dorosłych miało ochotę na dziecinne zabawy w śniegu. Gdyby była tu Astra, pewnie wymieniłyby pomiędzy sobą kilka uwag, ale teraz pozostawało jej zwrócenie się w stronę obecnych towarzyszy.
- Wobec tego miło was poznać - powiedziała rzeczowo, kiedy już całe przedstawianie się mieli za sobą. - Tak właśnie mi się wydawało, że jakiś czas temu widziałam pana w Esach.
Po chwili wzruszyła jednak ramionami, nie kontynuując już tematu księgarni. Nie zapytała również Foxa, czy aby na pewno mogli się kiedyś spotkać w ministerstwie, bo już nadszedł urzędnik, należało się zająć lepieniem bałwanów, a żeby osiągnąć jakiś efekt, musieli ze sobą współpracować. Luna nie zamierzała niczego utrudniać żadnemu z mężczyzn. Nie wyraziła też na głos wątpliwości, w jaki sposób Fawley ulepi bałwana, skoro posiada tylko jedną sprawną rękę. Bez żadnego słowa komentarza zaczęła lepić śniegową kulę mającą stać się jednym ze składowych elementów bałwana. Oby tylko pamiętała z czasów dzieciństwa, jak to się robiło, bo minęło trochę czasu odkąd lepiła bałwany z Astrą.
Luna Spencer-Moon
Luna Spencer-Moon
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Idź za marzeniem i znowu idź za marzeniem, i tak zawsze aż do końca.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2180-luna-spencer-moon https://www.morsmordre.net/t2253-poczta-luny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f224-evelyn-ave-184 https://www.morsmordre.net/t3343-skrytka-bankowa-nr-602#56368 https://www.morsmordre.net/t2269-luna-spencer-moon
Re: Kasztanowy park [odnośnik]23.06.16 15:26
The member 'Luna Spencer-Moon' has done the following action : rzut kością


'k6' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kasztanowy park [odnośnik]23.06.16 15:30
- Pana również. Mam nadzieję, że w lepieniu bałwanków ma pan równie duże doświadczenie, co w dziedzinie transmutacji - odparła z subtelnym uśmiechem, tylko w połowie żartując - nie dlatego, że za złe mogła mu mieć badania, nie miała, raczej martwiła się o bałwanka. Dobrze wiedziała, że profesor w wolnych chwilach raczej nie lepił na błoniach bałwanków jak Lyra, a jego melancholijny nastrój jedynie utwierdził ją w przekonaniu, że mógł już nie pamiętać, jak to jest być dzieckiem. Mogła się domyślić, skąd troski na jego twarzy, teraz, od kiedy poznała jego sekret i dążenia do obalenia władzy złych ludzi. Lubiła jego towarzystwo, podziwiała go za jego wiedzę i w głębi serca naprawdę cieszyła się, że trafiła akurat na niego. Ale przecież nie mógł zastąpić Lyry. Nikt nie mógł.
Minnie zwykle promieniała, dziś jej uśmiech wydawał się smutniejszy, a kiedy Hereward zapytał o jej przyjaciółkę, w jej oczach niekontrolowanie coś zalśniło. Dziewczyna odwróciła głowę w kierunku zbierającego się jury udając, że odwróciło ono jej uwagę. Przecież nie będzie tutaj płakać. Lyra Travers, naprawdę? Lyra nawet nie znała tego mężczyzny. Dlaczego za niego wyszła? Tak jej brakowało blichtru i sławy?
- Bawi się z arystokracją, do której należy - wyznała w końcu nieco niechętnie, wypowiadając te słowa z czymś na kształt obrzydzenia. W pokrętny sposób była o przyjaciółkę zazdrosna, w bardziej prosty miała do niej sporo żalu, lecz wypowiedzenie frazy do której należy kosztowało ją dużo wysiłku. Nie sądziła, że Lyra kiedykolwiek wybierze taką ścieżkę, czuła się zawiedziona. I porzucona. Dziewczyna rzeczywiście miała odtąd należeć do arystokracji, stać się jej częścią. Częścią świata, w którym bez wątpienia nie było miejsca dla niej - córki mugola. Kochała swoją rodzinę, była z niej dumna - i nigdy nie sądziła, że Lyra odda się szaleństwu czystości krwi. Tak właśnie, szaleństwu. Jak miała się teraz do niej zwracać - lady Travers?
- Zrobię głowę - dodała niemrawo, kiedy organizatorzy konkursu obwieścili jego start. Dopiła ciepłą herbatę, odkładając kubeczek na bok, po czym odsunęła się kawałek od pozostałych, nie chcąc zabierać im miejsca i zaczęła formować w rękach niewielką kulkę, następnie turlając ją po miękkim puchu. To będzie piękny bałwanek. Na pewno wygra. Nawet bez Lyry. - Och - zauważyła tylko, kiedy śnieżka trafiła Herewarda; jej wzrok odruchowo podążył za torem lodu śnieżki, ale - ku swojemu zdziwieniu - dostrzegła tam jedynie Cassiana, który przecież z pewnością nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Jego widok zadziałał na nią jednak nieco uspokajająco, mogła zdać sobie sprawę, że wcale nie była w tym Londynie sama - nie tak dawno poznała wielu odważnych przyjaciół, z którymi dokona wielkich rzeczy. Czy nie rozsądniej było skupić się na przyszłości?


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Kasztanowy park [odnośnik]23.06.16 15:30
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : rzut kością


'k6' : 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kasztanowy park [odnośnik]23.06.16 15:44
Ledwie wydobyła z siebie melodyjny głos, ledwie przesunęła spojrzeniem po twarzy brodacza i już wiedziała, że roztropniej byłoby zasznurować usta milczeniem i ograniczyć się do uprzejmego uśmiechu aż do odkrycia po jak cienkim lodzie stąpała. Lód załamał się tuż pod jej stopami, a arktycznie zimna woda pochłonęła ją w parę sekund, gdy tylko Benjamin zbliżył się w jej kierunku o kolejny krok, zbyt szybki, by uznać go za preludium do wspólnego prześcigania się w tym, komu dopisuje lepsze poczucie humoru. Najwidoczniej Lovegood nie zatraciła umiejętności momentalnego rozpalania Wrighta, chociaż nie można było powiedzieć, by zapamiętała podobne sytuacje właśnie w ten sposób lub by była z siebie dumna. Oczywiście, że nie zawsze było między nimi sielankowo, lecz w zamierzchłych czasach, w których szczęśliwe zakończenie wydawało się być naturalnym biegiem rzeczy, nie znali mowy nienawiści. Każda irytacja podszyta była troską, każda uszczypliwość kryła w sobie czułość, za każdym słowem stały gesty znaczące więcej niż wszystkie werbalne przekazy świata - dziś nie potrafili rozmawiać w żadnym innym języku.
Brwi blondynki nieświadomie zbiegły się ku sobie, gdy Wright pochylił się nad nią wystarczająco, by mogła dostrzec sztorm w jego czekoladowych oczach. I wiedziała już, wiedziała na pewno, że tajemnica, która miała nigdy nie opuścić ust pewnego szlachcica, opuściła je przy najmniej odpowiednim słuchaczu pod słońcem. Jednak czy świadomość ta czyniła ją chociaż odrobinę bardziej spolegliwą? Zamiast spuścić pokornie spojrzenie i położyć uszy po sobie, uniosła butnie podbródek, prawie jeżąc się na sam dźwięk jednego konkretnego słowa, które uderzyło ją jak obuchem w głowę.
- Nie jestem pewna, czy wciąż mówimy o tym samym zdarzeniu. Rozmawialiśmy przecież tylko przyjaźni, nigdy o związku - z całego wachlarza możliwych reakcji i odpowiedzi musiała sięgnąć właśnie po tą leżącą najniżej, gdzieś pomiędzy przechodzeniem do rękoczynów a teleportowaniem się na drugi koniec świata (lub przynajmniej hrabstwa) w ułamku sekundy. Cichy, acz dobitny komunikat wwiercał się wciąż w jej myśli, wyciskając resztki powietrza z płuc.  O nią nigdy nie walczył równie gorliwie; od niej uciekał. Jak mogła przez tak długi czas chodzić po zgliszczach mostu i łudzić się, że wciąż pozostało jeszcze coś do spalenia? Wright nigdy nie był jej, nie prawdziwie, a ostatni z serii dowodów kłuł ją w oczy boleśnie. Cofnęła się o krok, tylko jeden, lecz wystarczająco chybotliwy, by zaprezentował wszystko to, co tak skrzętnie starała się ukryć. Z tego wszystkiego aż nie zarejestrowała znacznej części wypowiedzi Teddy, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to właśnie ona okazała się być ostatnim nieszczęśnikiem z numerem trzecim. Była dziewczyna Jaimiego. Nie mogło być zabawniej, nieprawdaż? - Konkurs na największego bałwana wygraliśmy w przedbiegach - nie, wciąż nie mogła sobie odpuścić przynajmniej tego jednego przytyku, marnej próby odpłacenia za wszystkie znoszone krzywdy. - popieram więc pomysł dekoracji - zakończyła, chociaż ostatnie jej słowa zdawały się tonąć w przemowie organizatora. Lepienie kuli śnieżnych. Harriett cofnęła się jeszcze o krok, nie chcąc przebywać zbyt blisko Wrighta. Potarła swoje dłonie, mając niemiłe wrażenie, że tylko rękawiczki tłumią wydzielane przez nie ciepło, jakże pożądane w przypadku obcowania ze śniegiem. Tak czy siak, wszystko wydawało się być lepsze od kontynuowania tej przeuroczej pogawędki, dlatego schyliła się nad pierwszą lepszą zaspą, by zacząć formować cokolwiek, co mogłoby przypominać część składową bałwana. Powiedzmy, że wkładała w to całe swoje serce.


I'm just gonna keep callin' your name
until you come back home

Harriett Lovegood
Harriett Lovegood
Zawód : spadająca gwiazda, ponurak
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
stars kiss my palms and whisper ‘take care my love,
all bright things must burn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
the show must go wrong
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1388-harriett-lovegood#11320 https://www.morsmordre.net/t1508-alfons#13822 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f170-canterbury-honey-hill https://www.morsmordre.net/t2776-skrytka-bankowa-nr-394#44885 https://www.morsmordre.net/t1818-harriett-lovegood#23281
Re: Kasztanowy park [odnośnik]23.06.16 15:44
The member 'Harriett Lovegood' has done the following action : rzut kością


'k6' : 4
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kasztanowy park [odnośnik]23.06.16 16:20
Nie mógł znieść myśli, że oto stojąca przed nim okrutna niewiasta przebywała w tym samym pomieszczeniu co nieskalany Percival, ba, że otwierała swoje pełne usta i wypowiadała słowa, trafiające prosto do uszu Notta. To nic, że przecież wszystko sobie wyjaśnili i Wright wspaniałomyślnie postanowił uwierzyć w szaloną wersję historii - Harriett jako zbawicielka świata właściwie dość pasowała do przedstawionego mu obrazka - to nic, że Ben zdążył o tym właściwie trzykrotnie zapomnieć. Wystarczyło, by półwila pojawiła się w zasięgu jego wzroku, by wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą, wybijając wstawionego Wrighta z ogólnej atmosfery miłości, radości i tłumionej tęsknoty z Percy'm. Wolałby ulepić z nim bałwana a potem potarzać się w śniegu, pijąc Ognistą, ćpając sproszkowane pazury smoka, paląc mugolskie papierosy i mrozić sobie zęby podczas długich pocałunków. Idealny scenariusz na ten kończący rok wieczór, jednakże los (dziwnie podobny do stetryczałego zastępu starych, zrzędliwych Nottów) postanowił ich rozdzielić a Ben nie przywykł do załamywania rąk i szlochania w poduszkę. Nie, kiedy mógł się doskonale zabawić, z nadzieją, że gdy obudzi się za dwa dni (był optymistą) na kacu mordercy, to ujrzy w progu nokturnowej kawalerki roześmianego Percy'ego.
Niestety i to wyobrażenie nie pomagało złagodzić jego wrogości, buchającej z niego jak z dwumetrowego piecyka. Aż dziw, że śnieg nie roztapiał się pod jego stopami, kiedy tupał dość nerwowo nogą, łypiąc na jasnowłosą coraz groźniej. Zwłaszcza po tym, co powiedziała.
- Ty mała wścibska harpio... - zaczął nieprzyjemnym dyszonkiem, lecz na szczęście na scenę dramatu wpadła ostatnia osoba, jakiej mógłby się spodziewać a zarazem osoba pierwsza na liście tych, którzy mogli mieć na Benjamina zbawienny wpływ. Może i nie rozpromienił się jak mugolskie słoneczko, może i dalej prezentował postawę zbira, ale przynajmniej zrobił krok w tył i przestał wgapiać się w Harriett. Nie kończąc mało kulturalnej obelgi.
- Cześć, piękna - powitał ją jowialnie i zaskakująco przyjemnie, chociaż gdyby miał być zupełnie szczerym, to Teddy w szaliczku była równie piękna, co para wełnianych skarpetek: przydatna, ciepła, niezawodna, ale równie mocno pociągająca. Na całe szczęście, bo inaczej miałby spory dylemat, na którą ze swoich byłych wkurzać się obecnie bardziej. Pojawienie się Purcell wytłumiło słowa Lovegood: Wright postanowił ją wspaniałomyślnie ignorować, przynajmniej do czasu pozbycia się świadka ewentualnej zbrodni, chociaż...przecież Teddy z pewnością pomogłaby mu upozorować śmiertelny wypadek. Przynajmniej miał taką nadzieję.
- Bałwan gigant, zrozumiałem - przyznał jej rację i odwrócił się plecami, robiąc kilka kroków w poszukiwaniu odpowiednio dużych pokładów śniegu, by ulepić największą śnieżną kulę. Idealnie nadającą się na bałwanią podstawę...albo jako narzędzie zbrodni na Hatsy, próbującej rozwalić jego miłosne życie. Na szczęście: bezskutecznie.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Kasztanowy park - Page 2 Frank-castle-punisher
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright

Strona 2 z 11 Previous  1, 2, 3, ... 9, 10, 11  Next

Kasztanowy park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach