Wydarzenia


Ekipa forum
Namiot Siłaczy
AutorWiadomość
Namiot Siłaczy [odnośnik]16.07.16 16:58

Namiot Siłaczy

★★
Ogromny czerwony namiot należy do dwóch mężczyzn nazywanych Figg i Hex, najprawdopodobniej najsilniejszych mężczyzn w całej Anglii. Prężą muskuły, na widok których rumienią się panny, a przy zachwytach i krzykach publiczności dają pokazy swojej fizyczności różnego rodzaju niezwykłymi sztuczkami; to rozbiją mugolski beton gołą pięścią, to znów przepychają się z garborogiem, innym razem podrzucają asystentkami, bez trudu podnosząc wątłe dziewczęta czasem nawet i jedną ręką. Figg i Hex występują w odsłaniających muskułach strojach w biało-czerwone pasy.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:19, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Namiot Siłaczy  Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]28.06.21 20:36
stąd

Opuściwszy Wyspę Psów, znalazłszy się po właściwej stronie Tamizy, skierował swoje kroki w stronę świstoklików prowadzący na Arenę; niechętnie wyciągając dłonie na mróz sięgnął jednego z nich, wkrótce odnajdując się pośród znajomych wielobarwnych płacht namiotów. W kieszeni została mu jedna ulotka, zachował ją specjalnie - nie zamierzał rozrzucać ich w cyrku, by nie przyciągać tutaj zbędnych podejrzeń, ale mógł przecież porozmawiać przynajmniej ze znajomymi. Leniwym krokiem podszedł do jednego z ognisk na boku, siadając przy siłaczach, którzy odpoczywali po występach z mocniejszym alkoholem w rękach; butelka wędrowała od jednego do drugiego, nim któryś z nim zwrócił uwagę na nadchodzącego Marcela, skinąwszy na niego głową - co jest, młody?
- Wracam z miasta - odparł, przysiadając na pieńku, zziębnięte policzki i palce, którymi nie był w stanie poruszyć właściwie to potwierdzały. - Słyszeliście o zupie z trupa? Ojciec dba o zapasy, ale jak długo to potrwa? Teraz podobno zaczynają jeść ludzi. - Wzruszył ramieniem, wyciągając z kieszeni ostatnią z ulotek, po czym przekazał ją siedzącemu najbliżej mężczyźnie. - Pozabijali ludzi w Tower i gotują z nich zupę, żebyśmy byli szczęśliwsi. Nadziani goście zawsze mają biedniejszych za idiotów? - zapytał, tonem smarkacza pytającego dorosłego o drogę. Byli ćwierćwiecze starsi od niego. - Ta cała Aquila naszczuła mnie policją bez powodu. Nie szukali mnie tu jeszcze, ale kto wie, czy nie zaczną? A teraz próbuje zgrywać królową serc i obdarzać nas łaską, tak jak gdyby charytatywna działalność polegała na pogłaskaniu psa po tym, kiedy się go pobiło. Trochę to podłe - Usłyszał cmoknięcie, cmoknięcie mężczyzny, który jest chyba trochę rozbawiony naiwnością, nieobyciem ze światem młodego człowieka. Uniósł spojrzenie, na krótko uchwyciwszy jego wzrok, gestem odmawiając, kiedy chcieli zwrócić mu ulotkę. - Weźcie, może ktoś się jeszcze napatoczy, to mu to pokażcie. A potem lepiej wrzućcie do ognia, tych spraw lepiej nie trącać kijem. Jeszcze znowu kogoś tu naślą, bo za głośno pierdnął albo miał za mało zielone rękawiczki - Powstał od ognia, dziękując za alkohol, pożegnał się przed nocą, zmierzając już prosto do wagonu. Dopiero teraz poczuł, jak mocno dudniło mu w piersi serce, jak krew piszczała w uszach, gdy zaczął sobie uświadamiać, jak niebezpieczne i jak lekkomyślne było to, co właśnie robił. Ale jednocześnie wiedział - że to było sluszne.
Chciała miłości ulicy, to niech usłyszy jej głos. Walnięta wiedźma.

płynne srebro 5/5, koniec wojaży zt


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]11.02.23 19:08
26 maja
Minął już prawie miesiąc, odkąd Maeve wyjechała z kraju, powierzając jej parę drobnych, wywiadowczych spraw. Nie były pilne, więc Adda rozprawiała się z nimi w tak zwanym wolnym czasie, pomiędzy jednym śledztwem, a drugim, gdzieś pomiędzy wycieczkami do Ministerstwa w Londynie, a tym w Plymouth. Systematycznie skreślała kolejne pozycje ze swojej listy, aż w końcu natrafiła na zagadnienie o wiele bardziej złożone niż “w miarę możliwości skończ ten nasz raport”. Tym razem chodziło o opiekę nad kimś, jakimś chłopakiem, przypilnowanie żeby nie wplątał się w żadne podejrzane towarzystwo, ewentualnie wsparcie. Z wstępnego opisu, który musiała przywołać z pamięci, wynikało, że to ktoś bardzo młody; ktoś, do kogo kłopoty lubią się kleić tak same z siebie.
Nie miała żadnych konkretnych wskazówek, nie miała nawet nazwiska czy imienia ― na to wszystko zabrakło czasu. Było tylko hasło, wytyczne co do wyglądu i tyle. Adda poświęciła więc wieczór czy dwa, by pojawić się na terenie areny w kociej postaci, rozeznać w sytuacji. Obserwowała, porównywała z posiadaną wiedzą, analizowała. Było wśród cyrkowców paru gagatków, którzy pasowali do rysopisu ― przeciętnego wzrostu, szczupłych, jasnowłosych, z zamiłowaniem do wysokości ― i to na nich chciała się skupić dzisiaj.
Słońce wciąż wisiało dość wysoko na niebie, kiedy pojawiła się wśród namiotów, udając bardzo zaangażowaną w życie cyrkowej społeczności fankę. Bez trudu nawiązała cień relacji z jakimś żonglerem, który z kolei pokierował ją w stronę trapezów, ale tam ― ku swojemu rozczarowaniu ― nikogo nie znalazła. Kolejny trop ― od jakiejś dziewczyny z kurą pod pachą ― prowadził do namiotu siłaczy. Z nimi też się szybko dogadała, byli prości i bezpośredni, całkiem przyjaźni. Wystarczyło docenić prężone dumnie muskuły, zatrzepotać rzęsami i dać się podnieść, by zyskać ich sympatię.
― To jak ty się nazywasz w ogóle, ptaszyno? ― zagadnął ją Figg, podrzucając ciężarek. Robił to niedbale, jakby nadal się popisywał, chciał się pokazać od jak najlepszej strony. Adda uśmiechnęła się figlarnie w odpowiedzi, przesunęła palcami po jego drugim ramieniu, uniosła z uznaniem brwi, czując grający pod skórą mięsień. Obeszła go powoli, miękkim, kocim krokiem.
Elizabeth ― skłamała bez zająknięcia, z absolutnie pięknym uśmiechem obdarzając spojrzeniem Hexa; Figga poklepała poufale po przedramieniu. ― Ale wam, panowie, pozwolę mówić “Lizzy”. ― Nachyliła się nieznacznie w ich stronę, mrugnęła porozumiewawczo widząc ich zaciekawione miny. ― W drodze wyjątku, ma się rozumieć.
― Lizzie ― powtórzył za nią Figg, smakując nowo poznane miano; cmoknął z uznaniem. ― Ładnie.
Uśmiech Addy się poszerzył, zielone oczy błysnęły figlarnie, zapraszająco. Póki co, szło jak po maśle.
Czy wszyscy tutaj są tacy mili, jak wy? ― spytała niewinnie, jakby całkowicie nie orientowała się w sytuacji. ― Poza sceną, rzecz jasna. Na scenie wszyscy są mili.
― Ach, ptaszyno ― Hex westchnął ― nie zarobilibyśmy na chleb, gdybyśmy nie byli.
― Ale ― wtrącił Figg, odkładając ciężarek na miejsce, naprężył znów muskuły dla zabawy, stając w pozie siłacza ― my jesteśmy ze wszystkich najmilsi.
Adda parsknęła niewymuszonym śmiechem, pokręciła głową z niedowierzaniem.
Jak na razie, to jesteście niemożliwi ― stwierdziła z sympatią i podparła się pod boki. ― A gdybyście mieli zrobić ranking najmilszych cyrkowców, to kto byłby zaraz pod wami…?
― Nooo… ― zamyślił się Hex, a Figg dla odmiany znowu ją podniósł i posadził sobie na ramieniu. Nie trzeba było specjalnych umiejętności, by wyczytać, że chętnie zapoznałby się z nią na osobności, a Adda, z wyrachowaniem i świadomością, dalej brnęła w swoją rolę niewinnej i bardzo ciekawej Lizzie. ― No ja bym powiedział, że może Alice, taka od gibkich tańców, egzotyka i w ogóle.
― A za nią to pewnie ten…
Figg nie dokończył zdania, bo do namiotu ktoś wszedł. Chłopak miał jasne włosy, szczupłą budowę i ładnie zarysowane bicepsy; niósł w rękach jakąś skrzynkę. Jeden z tych, których obrała sobie za cel.
― O, młody! ― ucieszył się wyraźnie Hex. ― Co tam niesiesz?
Młody? ― spytała słodko Adda, pochylając się w stronę Figga. Przez chwilę miała wrażenie, że zaraz zleci, ale siłacz przetrzymał ją w miejscu, uprzejmie złapał za uda, żeby nie przechyliła się zbyt mocno.
― Cwaniak z trapezu! ― odparł jej wesoło. ― Taki to polata, co nie, Hex?
― I to jak!
O-och ― westchnęła teatralnie, z autentycznym smutkiem czającym się na dnie głosu ― nigdy w życiu nie widziałam jeszcze żadnego szaleńca na trapezie…
― Trzeba ci przyjść na występ dziś wieczorem, ptaszyno ― poinformował ją łagodnie Hex.
― A tam, wieczorem ― parsknął Figg ― teraz mógłby jakąś sztuczkę pokazać, arena przecie niedaleko.
A czy przy zwykłych sztuczkach zmienia się też kolor płachty, jak na występach?
― Jak się tylko młody zgodzi, to sama zobaczysz, Lizzie.
Mam nadzieję ― zachichotała, posyłając w stronę Marceliusa długie spojrzenie spod rzęs ― że zmienia się tylko kolor i tło. Nie chciałabym, na przykład, zmoknąć, gdyby miało nam nagle lunąć z płachty na głowy. Choć wtedy, moi mili panowie, bylibyśmy wszyscy mokrzy. Jednakowo.
Hasło, choć rozwleczone i umiejętnie wplecione w szerszy kontekst, wybrzmiało i Adda była autentycznie ciekawa, czy to ten właśnie chłopak. I jeśli to właśnie on, to jak z tego wybrnie.
Figg ― odezwała się słodko, lekko klepiąc siłacza w ramię ― na ziemię proszę.
― Zgodnie z życzeniem.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]15.03.23 2:06
Skrzynia była ciężka. Zawierała co prawda tylko stroje, ale wyobrażał sobie, że jeden strój tych gigantów waży więcej od niego. Lubił tych osiłków, ale nie lubił przebywać w ich towarzystwie, gdy mieli akurat inne; panny zapatrzone w ich wyraźnie zarysowane duże mięśnie wprawiały go przeważnie w dyskomfort i zły humor. Był drobny, nieco niski, zbyt chudy, choć i jego mięśnie wyraźnie rysowały sylwetkę, to przypominały raczej mięśnie sarny lub kota, ich - mięśnie goryla, może trolla, prawdziwego olbrzyma. W ich namiocie unosił się mdlący zapach testosteronu, którego na próżno poszukiwał na własnych treningach, taniec i podniebne akrobacje były temu tak dalekie, jak dalekie być mogły. A przecież chciałby jak oni, wywoływać omdlenia i rumieńce dziewcząt - któż by nie chciał? Ćwiczył z nimi kilka razy, było ciężko, odpuścił szybko, nie mógł przecież zaniedbywać własnych. Skrzynia z łoskotem wypadła mu z rąk i opadła na ziemię, gdy tylko pokonał kilka kroków po wejściu wewnątrz namiotu; usłyszał końcówkę zdania wypowiedzianą przez czarownicę - kolejną zapatrzoną w nich dziewczynę - ale bez kontekstu wydawała się całkowicie niezrozumiała. A może to on miał ostatnio problemy ze słuchem? Brednie, nie istniał żaden logiczny powód.
- Stroje na wieczór, do godziny macie się w tym pokazać krawcom - odpowiedział na pytanie na jednym tchu, wspierając się rękoma o drewno skrzyni w poszukiwaniu utraconego oddechu - jasnym było, że był tylko posłańcem wskazanych dyspozycji. Szybko opadł, mimowolnie przysiadając na kufrze, ocierając dłonią pot z rozpalonego czoła. Na jego bladej twarzy czerwień zmęczenia wyraźnie kontrastowała z chłodną urodą. Czy powinien być taki zmęczony? Może był chory, ostatnio brakowało mu apetytu. Nic mu nie smakowało. Nic w ogóle nie miało dla niego smaku. Wyprostował nogi, naciągając do nich ręce, przez całą wędrówkę czuł, jakby ciężar tej zawartości zgniatał go jak harmonijkę. Lekkość jego ruchów zwracała uwagę nie mniej, niżeli ich szeroki zakres. - Marcel, proszę pani - sprostował określenie, szaleniec brzmiał ciekawie, młody i cwaniak już jakoś mniej. Fakt, że rozmowa w jakiś, niezrozumiały dla niego przecież sposób przeszła z ich bicepsów na jego występy był równie zaskakujący, co przyjemny. Łechtał jego ego jak dawno nic go nie łechtało. Czy to możliwe, że ciekawiły ją jego trapezy równie mocno, co mięśnie tej dwójki? Być może przedstawianie się w ten sposób starszej od niego kobiecie nie leżało na szczycie dobrych manier, ale z tymi zawsze był na bakier. - Częściej można mnie zobaczyć na kole, niż na trapezie. Bez strojów, muzyki i oprawy to nie jest to samo. - Hex i Figg nie bez powodu próbowali przekonać kobietę do wieczornego występu, pan Carrington był dość zasadniczy i darmowe pokazy brał przeważnie personalnie. Jako okradanie siebie. Nie znaczy to, że nie robili wyjątków, lecz o ile czar kobiety całkowicie omotał dwóch osiłków, tak dla niego jej zainteresowanie było raczej przyjemną ciekawostką - zapewne za sprawą dzielącej ich różnicy wieku. - Sceneria jest przygotowywana na wieczór, proszę pani, nie mogę... - zaczął, ale nie skończył, gdy dotarły do niego jej słowa. Oczywiście, że pamiętał tamte słowa, pierwsze spotkanie z Maeve mocno wryło mu się w pamięć, czy ich wplecenie w rozmowę było zabiegiem celowym czy wynikło z czystego przypadku? Przez chwilę przyglądał się jej w ciszy, wywołując rubaszny śmiech siłaczy, którzy jego konsternację zinterpretowali według własnych emocji. Nie, przesłyszało mu się. Przecież to niemożliwe. Czy na pewno? Maeve potrafiła zmieniać swój wygląd, czy mógł mieć do czynienia z nią? Wyprostował się, po chwili wstał ze skrzyni, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Jeśli to była Maeve, nie potrzebowała od niego żadnego potwierdzenia. Wiedziała, kim był i gdzie go znaleźć. - Ale... pani już chyba była kiedyś na moim występie - stwierdził po krótkiej chwili milczenia zamiast tego, przyglądając się jej ze ściągniętą brwią i zaciekawionym spojrzeniem. Pomylił się? Przesłyszał? Słowa padły przypadkiem? Chyba rzeczywiście był chory, czuł się jakiś powolny. Słowom brakowało ostrożności i lekkości, czy szukała tu schronienia? Czy powinien być dyskretniejszy? Czy jego słowa mogły zwrócić na ich spotkanie niepotrzebną uwagę? Nie pomyślał o tym - nie na tyle szybko, by wziąć to pod uwagę.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]12.04.23 20:06
Skrzynia musiała być naprawdę ciężka, bo karmazyn obejmujący policzki chłopaka miał wyjątkowo mocny odcień. Choć na pierwszy rzut oka nie sprawiał wrażenia zbyt wytrzymałego i silnego ― był szczupłej budowy, wpisywał się w opis pozostawiony przez Maeve ― to Adda nauczyła się patrzeć poza to, co oferuje pierwszy plan. Bez większego trudu dostrzegła więc inny rodzaj siły drzemiący w sylwetce, zarys mięśni grających pod skórą, kiedy usiłował się rozciągnąć. Przypominał jej trochę geparda ― majestatyczne koty Afryki prezentowały się podobnie: smukła, szczupła sylwetka, nastawiona na wysoką zwinność i szybkość, nie ordynarną siłę.
Marcel ― powtórzyła po nim powoli, dość leniwie, jakby jego imię było tylko przystawką, przyjemnym wstępem do właściwej akcji. ― Żadna ze mnie pani. ― Uśmiechnęła się ładnie, przyjemnie i zaczesała kosmyk włosów za ucho. ― Ty też możesz mi mówić “Lizzie”. Nalegam wręcz, bo inaczej będę się czuć bardzo staro i niemiło, a tego przecież nie chcemy… ― strzeliła spojrzeniem przez ramię, wprost na Figga ― nie chcemy, prawda? ― upewniła się słodko.
― Ani trochę! ― Siłacz potaknął z wyraźnym rozbawieniem w głosie i machnął ręką na Hexa, by ten też zbliżył się do przyniesionej skrzyni.
Kiedy wróciła spojrzeniem do Marcela, w jej oczach igrał jakiś psotny ognik; tak samo intrygujący, co trudny w interpretacji.
Domyślam się, że to nie to samo ― stwierdziła miękko. ― Gdybym miała do wyboru ćwiczenia bez tego wszystkiego, w zaciszu własnego namiotu i cały splendor idący wraz z publicznym występem, zapewne też wolałabym to drugie. ― I stwierdzając to wcale nie kłamała; świat był jej naturalną sceną, a życie diametralnie zmieniającym się scenariuszem do którego dialogi pisała samodzielnie, posiłkując się własną kreatywnością. Lubiła być w centrum uwagi, lubiła ściągać spojrzenia i być na ustach innych ludzi; gdyby los postawił ją w roli Marcela, zapewne zrobiłaby absolutnie wszystko, by jej występy na długo zapadały w pamięć.
Przechyliła nieznacznie głowę, obserwując, jak siłacze dobierają się do skrzyni. Może dlatego tak łatwo nawiązała kontakt z tymi dwoma? Może pomoże jej to także w nawiązaniu nici porozumienia z Marcelem? Przeciągnęła spojrzeniem po jego sylwetce jeszcze raz, dokładnie wtedy, gdy wybrzmiało rozciągnięte hasło, dokładnie wtedy, kiedy urwał swoją wypowiedź. Przypadek? Może moment porażającego olśnienia? Przyglądał się jej w milczeniu, gdzieś w tle toczył się śmiech siłaczy, ale Adda nie zwróciła na niego zbytnio uwagi. Puściła do Marcela oczko; szybko, zaczepnie, z wesołym ognikiem igrającym w zielonych oczach.
Ja? ― zdziwiła się uprzejmie, ale nim zdołała dodać coś jeszcze, wtrącił się Figg:
― No wiesz co, ptaszyno! ― Jego ton nie brzmiał pretensją, ale Adda wolała nie pakować się w niepotrzebne bagno. Przyłożyła dłoń do policzka w pełnym uroku geście wyrażającym zakłopotanie.
Marcel musiał pomylić mnie z moją dobrą znajomą... ― jej głos ociekał słodyczą i niewinnością, policzki lekko spąsowiały, ale w spojrzeniu było coś czujnego ― ona bywała tu częściej, w sumie to właśnie od niej wiem o płachcie. Nastraszyła mnie tym, że może z niej solidnie popadać. ― Zmieniła lekko sens hasła, przeinaczyła wypowiedź, dając mu jeszcze jedną szansę. Nie znała go na tyle, by dostrzec niepokojące symptomy, a brak zrozumienia wzięła za własny błąd, zbyt pokrętne podejście do sprawy.
Pracujemy razem ― zwracała się bardziej do siłaczy, ale wzrok wciąż miała utkwiony w Marcelu. Hex i Figg byli zbyt zajęci strojami by to zauważyć. ― I gdyby tylko mogła, pojawiłaby się tu ze mną.
Czy to było wystarczające, by odgadł szlak jej myśli? Czy pozostawione tropy nadal nie były do końca jasne, niewystarczające? Obawiała się poniekąd tego, co będzie, jeśli znów jej nie zrozumie, ale zaraz skontrowała to myślą o kolejnej improwizacji. Będzie tańczyć wokół tematu tak długo, aż całkowicie upewni się, że to nie on.


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]10.06.23 17:50
Nie był w stanie dookreślić tego, co poczuł, gdy powoli powtórzyła jego imię, po części zaintrygowanie, jak gdy ćma mami do ciemnego zaułka, po części towarzyszący temu niepokój. Nie zdążył odpowiedzieć, bo nim to zrobił jej imię powtarzał już jeden z oczarowanych nią osiłków - nie było trudno sprawić, by jadł z ręki pięknej kobiecie. Ognik w jej oczach był trudny do rozszyfrowania, skrzący jak pył ze skrzydeł ćmy pędzącej do ognia - Marcel przyglądał się jej bez zrozumienia, z dziwnym przeczuciem, że kryło się za tym coś więcej. Nie musiała dużo mówić, by skupić na sobie uwagę - wydawała się lubić otaczać się jej blaskiem.
- Cóż, ja... - Podniósł w zakłopotaniu dłoń, szukając wymówki, w rzeczywistości chodziło mu bardziej o to, że pan Carrington nie był zachwycony, gdy zabawiali gości poza występami - kilka razy stracił na tym dniówkę. Fakt, że była zainteresowana jego występem, nie siłaczami, przyjemnie łechtał jego ego ale i wprawiał w zakłopotanie, to nie zdarzało się często. Podrapał się w tył głowy, nie wiedząc, co począć z rękoma, na krótko oglądając się na braci przy skrzyni. Nie był jak ona, kochał wolność, którą dawała mu wysokość, kochał adrenalinę, którą pobudzały niebezpieczne akrobacje, a zbierane po występie gromkie brawa dawały mu szczęście, gdy kłaniał się przed publiką, ale choć na scenie czuł się jak w domu, w kontaktach towarzyskich nie wykazywał się żadną pewnością siebie - i wystarczyła ledwie chwila, by to spostrzec.
- Znajomą - powtórzył po niej niemal bezgłośnie, składając obraz z rozrzuconych fragmentów. Czy Maeve mogła jej przekazać to hasło? Wysłać ją tu? Pracujemy razem, kobieta była rozmowna, ale coś, może ten błysk w jej oku, podpowiadały mu, że te słowa wcale nie zostały wypowiedziane przypadkowo. Nie kierowała swoich słów do niego, a do pozostałej dwójki, nie odpowiedział na nie, ale spojrzenie jej oczu nie mogło być przypadkowe, zbyt intencjonalne. - Chyba wiem, o kim pani... o kim mówisz - stwierdził, choć bez przekonania. - Była straszna mgła, kiedy pojawiła się tu ostatnio - mamrotał bez przekonania. - Łatwo było się wystraszyć własnego cienia - Odpowiedź na hasło tu i teraz była absurdalna, nie miał jej jak wypowiedzieć bez zwracania na siebie uwagi. Nikłe doświadczenie nie nakierowało go na idealne rozwiązanie, próbował jak potrafił. - Nieważne, muszę pomóc zawiesić koła nad sceną. Tyle mogę pokazać, może zachęci cię to do wejścia na występ - zaproponował, niedbale unosząc dłoń w kierunku siłaczy, w pożegnalnym geście. - Powodzenia, chłopaki. - Jeśli rzeczywiście pojawiła się tu dla niego, jeśli chciała z nim porozmawiać, jeśli te wszystkie znaki nie były omamami, nie potrzebowali towarzystwa. Postąpił w kierunku wyjścia, unosząc płachtę - podtrzymując ją, by mogła opuścić to miejsce z nim. Wzrok, który zatrzymał na jej twarzy, był pytający i czujny. Spode łba zerknął na siłaczy, ich towarzystwo dla kobiet było zdecydowanie bardziej interesujące, lecz wiele wskazywało na to, że dziś nie o rozrywkę chodziło. Zamierzał poprowadzić ją zapleczem, przy wagonach mieszkalnych, gdzie o tej porze powinno kręcić się niewielu cyrkowców, jeśli tylko zechce pójść z nim.
- Co ją zatrzymało? - zapytał jeszcze, wiedząc, że samo pytanie mogło paść przy świadkach; było przecież tylko częścią niezobowiązującej pogawędki.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]17.06.23 11:11
Występując przed publiką musiał mieć w sobie jakiś rodzaj pewności i przyzwyczajenia do śledzących go oczu, ale wyglądało na to, że chłopak mocno rozgranicza jedno od drugiego ― w konfrontacji bezpośredniej brakowało mu płynności, gesty zdradzały zakłopotanie, w oczach dostrzegała cień zagubienia. Czy to właśnie dlatego Maeve się tak o niego martwiła? Czy to był główny powód dla którego prosiła ją, by przejęła nad nim pieczę? Z miejsca dostrzegła parę mankamentów, które mogłaby mu pomóc zmienić, usprawnić, dodać pewności siebie; nawet nauczyć tego, skąd ją brać w sytuacjach kryzysowych.
To, jak zerkał od czasu do czasu w stronę braci było całkiem intrygujące. Zazdrościł im mięśni? Dziewcząt? Może czegoś się obawiał? Może po prostu uciekał od niej wzrokiem, bo ułożone w głowie słowa nagle rozsypały się w układankę nie do odtworzenia?
Adda bez trudu zmieniła goszczący na wargach uśmiech, odjęła mu zaczepnego, kokieteryjnego tonu, pozostawiając po prostu miły dla oka wyraz twarzy. Uniosła nieznacznie brew, kiedy powtórzył po niej słowo, a bandycki urok powrócił dokładnie w tej samej sekundzie w której dopowiedział resztę hasła.
Bingo ― poruszyła bezgłośnie ustami, w oczach przemknął cień aprobaty. Znalazła go i ― na Merlina ― nie doszło do żadnej nieszczęsnej pomyłki. Chłopak nie brzmiał na specjalnie przekonanego tym, co właśnie robił, ale nie szkodzi. Wystarczyło, że ona była pewna swojego znaleziska.
W głębi namiotu gromko rozbrzmiał śmiech jednego z siłaczy, padł nawet jakiś wesoły komentarz podsumowujący wypowiedziane przez chłopaka hasło. Adda odwróciła twarz w stronę braci, orientując się, że słowa należały do Figga i w odpowiedzi przeciągnęła po nim spojrzeniem tak zielonym i tak intensywnym, że aż umknął wzrokiem, a na szyi wykwitł zdradziecki szkarłat. To z kolei wywołało rubaszną reakcję Hexa, który rąbnął brata w plecy i zaczął mówić coś o słabości do urokliwych panienek, ale nie słuchała go już zbyt uważnie. Cel został osiągnięty, nie byli jej dłużej potrzebni.
Z przyjemnością ― odparła miękko i zwinnie przemknęła pod uniesioną płachtą; doceniła gest, zachowała nieodgadniony wyraz twarzy nawet pod ciężarem jego spojrzenia pełnego niewypowiedzianych pytań i podejrzliwości.
Przeszli ścieżką, której do tej pory nie odkryła, chłopak powziął kierunek znany tylko sobie, a Adda podążyła za nim bez wahania. Im mniej potencjalnych uszu i oczu, tym lepiej.
Rodzina ― wyjaśniła krótko i zgodnie z prawdą. Obejrzała się kontrolnie przez ramię, niby poświęcając uwagę jakiemuś na wpół rozłożonemu stelażowi, niby zachwycając się kolorową płachtą rozciągniętą na sznurku do wysuszenia. Nie dostrzegła nikogo. ― Myślałam, że do ciebie pisała ― dodała znacznie ciszej i ściągnęła nieznacznie brwi. ― Musiała pilnie wyjechać z kraju z uwagi na pogarszający się stan zdrowia matki…
Zwinnie ominęła błotnistą kałużę i przyjrzała się akrobacie z nową uwagą.
Adriana ― przedstawiła się, tym razem zdradzając prawdziwe imię. ― Maeve jest mi jak siostra, w zaufaniu prosiła mnie o dopilnowanie paru spraw. A ty, drogi Marceli, jesteś jedną z nich. ― Spojrzała na niego spod oka, mrugnęła wesoło. ― Wszystko w porządku? Mogę ci w czymś pomóc?


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]07.07.23 13:30
Patrzył na rubasznie zaśmianych braci traktowanych jej powłóczystym spojrzeniem - w ich namiocie to było normą, gościnie Areny chętnie i często zaglądały na ich występy, zadziwione potęgą ich mięśni i niezwykłymi wyczynami. On nie przyciągał kobiet wcale, obserwując jego wyczyny zakrywały usta i oczy przerażone potencjalną śmiercią, która, szczęśliwie dla niego, dotąd nie nastąpiła. Miał chłopięcą sylwetkę, małą i szczupłą, która umożliwiała te akrobacje, czy to dlatego tak łatwo dostrzegł, że za jej rzęsami kryło się coś innego? Nieprzyzwyczajony do uwagi dostał jej nagle tak wiele, gdyby okoliczność była mniej przypadkowa, pewnie urosłoby mu ego. Czy tak lekko przychodziło jej mamienie oczu mężczyzn zapatrzonych w jej pewność siebie? Teraz, kiedy zdradziła, że zna tajemnicę, która łączyła go z Maeve, wiedział przecież, że nie znalazła się tu przypadkiem - i zapewne żaden z jej gestów przypadkiem nie został wykonany.
Poprowadził ją między cyrkowe namioty, drogą w kierunku wagonów mieszkalnych, dobrze wiedząc, że o tej porze nie natrafi tu na tłumne towarzystwo. W okolicy nie plątali się goście, a większość artystów uczestniczyło w próbach lub ćwiczeniach. Też powinien wracać do pracy, ale może przez kilka chwil nikt nie zauważy jego nieobecności - a tajemnicza nieznajoma zdążyła go zaintrygować. Rodzina, mówiła, a on zastanawiał się, czy miała na myśli siebie i Maeve, czy Zakon Feniksa ogółem. Pokręcił głową, nie dostał listu od Maeve, choć ostatnich kilka kopert odłożył do szuflady, nie potrafiąc rozszyfrować liter.
- Pomyślała o mnie - odparł na głos, nie kryjąc zaskoczenia. Lubiła być zdystansowana, sądził, że jej milczenie podyktowane były zajęciem się przez nią ważniejszymi sprawami. Nie miał powodów, by zwątpić w słowa Adriany, czy to za sprawą hasła, czy późniejszego wspomnienia jego mentorki. Gdyby chodziło o kogoś innego, odetchnąłby z ulgą, że nic mu nie jest. Ale o Maeve nie musiał się martwić, nie wierzył, że cokolwiek mogłoby jej zagrażać. Była szybka i cicha jak cień. Też chciałby taki być, pewnego dnia. - Miło mi poznać - odparł, gdy zdradziła imię. - Jest pani... jesteś... - zaczął bez przekonania, niepewny jak ująć wątpliwości w słowa. - Pracujesz z Maeve? - rzucił w końcu, zastanawiając się nad istotą ich powiązań. Wiedział, że nie powinien pytać o tajemnice wprost, musiał jednak wiedzieć, jakiego rodzaju była wsparciem. Pokręcił głową. - Radzę sobie - stwierdził, spoglądając przed siebie. Horyzont był mniej wyraźny niż dotąd, zaczynał się rozmywać, ale Marcel zrzucał to na karb zmęczenia, o którym wstyd byłoby przecież mówić wobec wszechotaczającego ich bestialstwa. Rozejrzał się niepewnie w prawą stronę, wiedząc, że na kilku pieńkach rozstawionych wokół mijanego ogniska niekiedy przesiadywali tam charłacy odpowiedzialni za porządek na Arenie, wszystko jednak wskazywało na to, że byli tutaj sami. Mimo to ściszył głos do ledwie słyszalnego szeptu. - Dotarłem do kobiety z małym dzieckiem, urodziła je tydzień temu. To mugolka, od kilku miesięcy ukrywa się w piwnicach w jednej z kamienic w centrum. Nie wychodzi stamtąd, boi się patroli. Nie ma dokumentów. Sąsiedzi podrzucają jej jedzenie, ale jest coraz słabsza, a płacz dziecka zaczyna zwracać uwagę miejscowych. Mógłbym... Mógłbym zorganizować jej ucieczkę, zabrać ją poza granice miasta, ale potrzebowałaby transportu spod Londynu. Bezpiecznego dla dziecka - rzucił, bez przekonania spoglądając na Adrianę.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]30.07.23 22:20
Uśmiechnęła się łagodnie pod nosem, bardziej do siebie niż do niego, kiedy w powietrzu zatańczyły nuty zaskoczenia. Kiedyś doświadczyła podobnego uczucia, ale to było dawno, dawno temu. W czasach w których wszystko było prostsze i ― jak mogłoby się zdawać ― przyjemniejsze; kiedy mogły pracować razem całkiem oficjalnie, kiedy wykorzystywały swoje talenty tak, by uzupełniać braki partnerki. Metamorfomag i animag; przed tym połączeniem trudno było się obronić, trudno było zachować sekrety.
Teraz to zestawienie nie straciło na mocy, ale niestabilna sytuacja i rola podwójnego agenta zmuszała Addę do działania w większej części w samotności. Czasami brakowało jej Maeve; jej opanowania, trzeźwego spojrzenia, odmiennego spojrzenia na sprawę.
Skinęła głową, w milczeniu podzielając przyjemność z zawarcia nowej znajomości i uniosła lekko brwi, gdy siłował się z właściwą formą pytania. Rozejrzała się dyskretnie, pozorując zainteresowanie przelatującym gołębiem ― ciekawe czy należał do któregoś z cyrkowców, czy może był rekwizytem do którejś ze sztuczek.
Odprowadziła ptaka spojrzeniem, aż zniknął za kolejnymi namiotami.
Dobrze myślisz ― potwierdziła. ― Ale moim atutem jest możliwość przedostania się tam, gdzie inni niekoniecznie mogą ― dodała dość ogólnie, w międzyczasie przywdziewając kolejny uśmiech ze swojej przepastnej kolekcji. ― Znamy się z kursu. ― Uniosła dłoń, zaczesała kosmyk włosów za ucho. Słowa smakowały dziwnie, jakby mówiła co najmniej o zeszłym stuleciu.
Odwróciła głowę w stronę Marceliusa i z zaciekawieniem przeciągnęła spojrzeniem po jego sylwetce; szczególną uwagę poświęciła twarzy i przygaszonym oczom. Sprawiał wrażenie zmęczonego, ale nic poza tym. Żadnych widocznych oznak krzywdy.
Skinęła głową i wyciągnęła dłoń, ułożyła ją na ramieniu chłopaka, uścisnęła delikatnie.
Gdyby coś się działo ― zniżyła głos; szept rozlał się miękko wśród szelestu poruszanego wiatrem prania ― idź do portu i pytaj o Szelmę. Znajdę cię.
Pochyliła się mocniej w jego stronę, kiedy zaczął jej równie dyskretnie streszczać męczącą go sprawę. Ściągnęła brwi w skupieniu. (Przypadki z noworodkami zazwyczaj były trudne w realizacji i złożone). Przeleciała w pamięci ostatnio zasłyszane plotki i informacje. (Kamienica w centrum? Zaraz, czy chodziło mu o…). Przygryzła wewnętrzną stronę policzka. A więc to prawda.
Operacje z noworodkami są ciężkie ― odparła, krzyżując ramiona na piersi. ― Kamienica tuż obok zamkniętej cukierni? ― upewniła się. ― Słyszałam plotki, ale nie miałam czasu tego zweryfikować. Ale skoro to prawda… ― zawiesiła głos, na szybko rozważając dostępne opcje ― …zorganizuję coś. Mam kontakty w porcie, w centrum czy poza miastem. Ma kogoś? Rodzina, przyjaciele? ― Spojrzała na niego z uwagą; potrzebowała tych informacji by zorganizować pełną ucieczkę, od A do Z, z przekazaniem biednej kobiety w bezpieczne miejsce lub w ręce bliskich.
W zasadzie… ten przypadek podsunął jej kolejną myśl ― bardzo ciekawą i równie przydatną, jeśli Marcelius się zgodzi. Obejrzała się jeszcze kontrolnie przez ramię ― nadal nikogo ― i wróciła spojrzeniem do kompana.
Słuchaj… Londyn jest duży, a ja potrzebuję sprawdzonych ludzi, dobrych informatorów. Oczu i uszu w miejscach do których nie sięgam albo w których nie mogę się pojawić przez natłok innych obowiązków. Moglibyśmy podjąć współpracę, skoro i tak stoimy po tej samej stronie. Co powiesz?


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]18.08.23 23:01
- No to coś nas łączy - odparł pewnie na jej słowa, nie miał pojęcia, jak ta czarownica mogła przemykać przez miasto niepostrzeżenie, nie wyglądała na taką, ale domyślał się, że miała na to swoje sztuczki. Potrafił zlać się z nocnym cieniem, wspiąć na wysoki mur, znaleźć się pod oknem dowolnego budynku, mając do dyspozycji wyłącznie swoje ciało. Ćwiczona w cyrku akrobatyka pozwalała mu poruszać się bezszelestnie i wbrew prawom grawitacji, które ściągały na ziemię zdecydowaną większość czarodziejów. Był jak kot - ale w ludzkim ciele. Czasem zastanawiał się, czy pewnego dnia mógłby stać się takim jak one. Potrzebnym, użytecznym, skutecznym. Zaraz potem przypominał sobie, że nawet dobrze nie skończył szkoły. A one, one były razem na kursie, wszystko jasne. Wiedział, że oceny nigdy nie pozwoliłby mu się na niego dostać, ale teraz, teraz, kiedy wszystko stanęło na głowie? Czy jeśli postara się wystarczająco mocno... - Szelma - powtórzył za nią, żeby zapamiętać, a może żeby upewnić się, że dobrze usłyszał - ostatnimi czasy zmysły jakby mu mętniały. Znał tu sporo ludzi, całe dorosłe życie spędził w porcie. Kiwnął głową na znak zgody, przekonany, że w istocie tyle wystarczy.
- Tak - przytaknął, gdy wspomniała o plotkach, które do niej dotarły. Pomagał wydostawać się ludziom z miasta już od dawna, tym nielicznym, którzy przetrwali; może podświadomie wierzył, że choć tak zrewanżuje się matce, której przed śmiercią z rąk szmalcownika nie zdążył nawet odwiedzić. Wzruszył ramieniem, negując jej słowa. - Z tego, co udało mi się dowiedzieć, nie ma nikogo - odparł, uciekając od niej wzrokiem, wahając się, czy powinien przedstawić jej swój plan; nie był pewien, jak zareaguje, ale był pewien, że w tym przypadku cel przewyższał podjęte środki, może nie do końca etyczne. - Zabiorę ją, uciszę dziecko alkoholem. - Widział to w taborze Jamesa wiele razy. Dzieci spały jak zabite. Nie było to z pewnością najlepsze rozwiązanie, ale mimo ryzyka wydawało mu się najbezpieczniejsze dla dziecka. - Nikt nas nie zobaczy - dodał, z przekonaniem, nie znała go, nie musiała wiedzieć, jak dobrze znał miasto ani ile nocy spędził na przemykaniu ich ciemnymi uliczkami, przed iloma patrolami policji zdążył już czmychnąć. Wiedział kiedy i którędy chodzą, potrafił to zrobić.  - Ale nie mam z nią co zrobić, kiedy znajdziemy się poza miastem. Nie można jej zostawić samej. - To niewłaściwe, złe. Dziecko nie miało wpływu na to gdzie i dlaczego się urodziło. Miało prawo żyć, jak każdy.
- Robię to dla Maeve od dawna - przyznał, gdy złożyła propozycję, jeśli współpracowały, równie dobrze mógł to robić dla nich obu. Był pewien, że mógł zaufać przyjaciółce Maeve, a gdyby nią nie była, nie odnalazłaby go tutaj tak łatwo. Bardzo dbała o dyskrecję, przypominała mu o niej wiele razy. - Możesz na mnie liczyć. Na Arenie pojawia się czasem bogatsza klientela, znam dużo ludzi w porcie. Słyszę, co mówią. Znam też ulice tego miasta. Wiem, którędy chodzą patrole, potrafię ich unikać. Niewielu zwraca na mnie uwagę, bo nie ma na kogo. Mogę się przydać. - Chcę się przydać. I chciał ją przekonać, że był w stanie, że miał odwagę. Że mógł i potrafił. Jeśli nie słowem, to czynem.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]03.09.23 22:21
Wiedziała, że kontakty Maeve są wartościowe, ale ten tutaj zaczynał wzbudzać w niej coraz większe zainteresowanie. Z tonu wypowiedzi wyciągnęła pewność siebie, przynajmniej w kwestii działania dla rebelii, bo przecież jeszcze w namiocie, pod czujnym okiem siłaczy, sprawiał wrażenie szarej myszy; niewidzialnego chłopca, który robi swoje, bo za to właśnie mu płacą. Jakie jeszcze krył sekrety? Jakie atuty, które mogłaby wykorzystać? Już teraz dostrzegała w nim potencjał na swojego pomagiera, a okazja by skorzystać z jego akrobatycznych umiejętności powinna się nawinąć lada moment. W kociej postaci mogła dostać się do znakomitej większości miejsc, ale bywały i takie poza jej zasięgiem. Gdyby tak zmienić postać, ulokować się w torbie… i skorzystać z mięśni chłopaka? Z jego zwinności, z chęci przysłużenia się sprawie? Adda uśmiechnęła się lisio, charakternie, oczyma wyobraźni widząc, jak nie umyka jej już żaden sekret, żadne spotkanie na szczycie nie jest poza jej zasięgiem.
Skinęła krótko głową, kiedy wspomniał o uciszeniu dziecka alkoholem. I jej to wyjście wydawało się dość brutalne, nieodpowiednie w stosunku do małego dziecka, ale kiedy alternatywą była śmierć, to przestawało mieć znaczenie. Ważne było to, żeby przeżyli, oboje. I matka i dziecko.
Niedobrze, że nikogo nie mają ― mruknęła, krzyżując z wolna ramiona na piersi. Co w takim przypadku? Powinna trafić pod opiekę rebelii? Na pewno musiała załatwić im bezpieczny transport do Dorset albo Somerset, najbliższych promugolskich ziem i zasięgnąć języka w kwestii przekazania. W tej chwili czuła się już bezpośrednio odpowiedzialna za doprowadzenie sprawy do końca, choć nie leżało to w zakresie obowiązków szpiega. Tej kobiecie trzeba było pomóc, jeśli nie z rozkazu, to z czystej przyzwoitości i ludzkiego podejścia do sprawy. ― Ale zajmę się tym ― zapewniła go od razu, chcąc by skupił się tylko na wydostaniu kobiety poza granicę Londynu ― zorganizuję transport do Somerset albo Dorset, zobaczę, który kontakt szybciej odpowie. Tam się nią zajmą, będzie bezpieczna.
Po raz pierwszy spojrzała na niego inaczej. Łagodniej, z ciepłą iskrą w oku, już nie tylko jak na cel na liście zadań ― spotkać się, odhaczyć, zapomnieć ― ale jak na kolegę, kogoś, kto stoi po tej samej stronie. Jak na kogoś, kogo mogłaby wciągnąć między Demimozów, nauczyć, zadbać.
Skinęła głową, przyjmując do wiadomości jego słowa. Dysponował cennymi umiejętnościami; dobrze działająca para uszu, dobra pamięć, zdolność do zniknięcia w tłumie. Tak, jakby dysponował zaklęciem Kameleona na zawołanie. Kolejny atut został dopisany do listy.
Skoro robiłeś to już dla Maeve, to pewnie znasz zasady ― poruszyła się, tknięta niewygodną igłą świadomości i upływającego czasu; spojrzała na zegarek ― jeśli na szali znajdzie się przykrywka i informacje, poświęć informacje. ― Zdecydowała się je przywołać, na wszelki wypadek. Jakby słowa miały zdolność do związania ich niewidzialnym kontraktem, jakby miały moc zapewnienia bezpieczeństwa. Już zbyt wielu ludzi stracili na tej wojnie, nie chciałaby mieć kogoś na sumieniu.
I żadnych notatek ― przestrzegła, wiedząc, że wielu młodych Demimozów ma z tym problem. Noszą ze sobą kartki, zapisują spostrzeżenia, a potem proszę, bat na własną dupę ukręcony. ― Odezwę się do ciebie, kiedy kobieta znajdzie schronienie. Podejrzewam, że też chciałbyś znać finał sprawy, mam rację? ― Uśmiechnęła się raz jeszcze, odgarnęła pasmo włosów za ucho. ― Tymczasem wybacz, czas nie jest dzisiaj moim przyjacielem. Znikam. Miło mi było cię poznać, Marcel. ― Mrugnęła do niego wesoło, nim wkroczyła z powrotem na ścieżkę w stronę wyjścia z terenów cyrku.

| zt? :pwease:


When you're not looking
I'm someone else

Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
And you don't know the
consequences
of the things you say
I'll be your operator, baby
I'm in control
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 30 +5
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913
Re: Namiot Siłaczy [odnośnik]05.09.23 10:15
Odetchnął, kiedy kiwnęła głową - i nie mówił nic, gdy westchnęła nad losem tej dwójki. W środowisku Marcela, środowisku wyrzutków, coraz mniej dało się spotkać osób, które kogokolwiek miały; ci, którzy wybywali na wojnę, nigdy z niej nie wracali, ci, którzy wciąż się ukrywali, robili to, bo wcześniej nikt im nie pomógł. Czuł niesprawiedliwość tego wszystkiego - i chciał, naprawdę chciał móc zrobić więcej.
- Dziękuję - odparł w końcu na jej zapewnienie, nie pytał jak, nie pytał gdzie, nie pytał kiedy, pewien, że wiedziała najlepiej, jak to zorganizować. Wiedział, że przyjaciółce Maeve mógł zaufać, a jeśli rozmawiał z jej towarzyszką z tej samej formacji - tym bardziej. Maeve nie przekazała mu cennej lekcji, która objawiła się w ustach nieznajomej znajomej - potrzebował chwili, by pojąć sens i upewnić się, że mimo ostatnich problemów dobrze je usłyszał. Zasada brzmiała brutalnie. Wiedział, rozumiał, co miała na celu, jednocześnie czując w sercu przedziwny ogień, gdy z słów tych jednoznacznie wynikało, że w oczach Adriany to on był dziś ważniejszy od informacji, które mógłby zdradzić. Myśl ta wywołała na jego ustach ledwie dostrzegalny uśmiech, który jednak prędko rozmył się w cyrkowym gwarze. Rzadko zdarzało mu się być docenionym. Dziś - mimo ciepłego przyjęcia - pozostawał sceptyczny wobec tych słów, ale nie porzuci ich tak łatwo, będzie myślał nad nimi najbliższe dni, tygodnie, a może i miesiące, by ostatecznie pojąć, jak dobry blef mógł ocalić nie tyko jego, ale i wspomnianą matkę z dzieckiem.
- Jasne - odparł, gdy zabroniła notatek. Nigdy ich nie robił. Nie dlatego, że był ostrożny, a dlatego, że naprawdę nie lubił pisać, trudno zresztą było mu odszyfrować własne gryzmoły, kreślone przez niego litery były brzydkie i koślawe. Nie powiedział jej jednak o tym, bo naprawdę nie było się czym chwalić. Skinął głową na znak zgody - zarówno wobec kontaktu, jak i informacji o kobiecie. - Gdybym wiedział, gdzie dokładnie jest, mógłbym jej czasem pomóc. Jej i dziecku - zasugerował, na Arenie może i nie mieli dużo żywności, ale miał na to inne sposoby. Statki dobijające do londyńskiego portu pełne były zapasów żywności przeznaczonych dla tych najbogatszych, kradł je ze sklepów, kradł z magazynów. Rebelia miała swoje sieci, ale przecież zawsze dobrze było je odciążyć najdrobniejszym choćby gestem dobrej woli.
- Pewnie. Ciebie również - odparł, gdy już odchodziła. Odprowadził ją po ścieżce wzrokiem, wpatrzony w jej szczupłe plecy, w milczącym zamyśleniu wciskając dłonie do kieszeni spodni i wspierając się bokiem o pobliski drewniany słup podtrzymujący jedną z pobliskich konstrukcji namiotowych. Zabrakło mu odwagi, by spytać o Demimozy, ale może pewnego dnia? Czy mógłby? Czy potraktowaliby go poważnie? Wstydził się braków w edukacji - ale czy dziś to one były najważniejsze? Potrafił przecież wiele, a przetrwanie na ulicy stolicy w czasach takich jak te wydawały się tego dostatecznym dowodem.
Kiedyś im udowodni.

zt :pwease:


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Namiot Siłaczy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach