Wydarzenia


Ekipa forum
Kora Dębu
AutorWiadomość
Kora Dębu [odnośnik]16.07.16 18:31
First topic message reminder :

Kora Dębu

Od zarania dziejów dębowa kora jest środkiem przeciwzapalnym. Niewielka zielarnia zyskała swoją nazwę głównie dzięki wysokim, starym dębom, pomiędzy którymi została zbudowana. Szerokie konary odchodzą od szklarniowego dachu, dzięki czemu nie przysłaniają dostępu słońca roślinom, a grube konary, na których opierają się filary niewielkiego budynku stanowią doskonałą podporę. Dodatkowo, zielarnia, w której można znaleźć wiele niezwykłych roślin wspomagających leczenie wielu schorzeń, słynie z produkcji niezwykle cennego soku z kory dębu, który działa przeciwhistaminowo i wspomaga gojenie się ran. Miejsce to jest wyjątkowo lubiane przez uzdrowicieli, nieco rzadziej alchemików.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kora Dębu - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Kora Dębu [odnośnik]29.07.19 20:47
Trącane powoli, ale skutecznie, struny cierpliwości, napinały się. Wizyty w przybytkach podobnych temu, w którym się znajdował, nie należały do ulubionych. Zakupy tego typu były koniecznością, na którą się zgadzał, ale wolał zupełnie inne formy wyborów. Jeśli już miał cokolwiek kupować, wolał skupiać się na łowieckich akcesoriach lub przedmiotach, które służyły postawionym celom. te bardziej błahe zsuwał na barki skrzatów i sług znajdujących się w posiadłości. W zielarskim sklepie znalazł się jednak na własne życzenie i mógł tylko w duchu przeklinać pomysł.
Co właściwie tak go drażniło? Nie do końca był pewien. Obecność szlachcianki, która - jak na jego standardy - wykazywała niezdrowe zainteresowanie jego osobą, przedłużający się fakt rozmowy, czy tez jego własne, młodzieńcze ograniczenia. Utrzymywał język na wodzy, nie obnosząc się zbytnio szorstkością, ale młodziutka arystokratka subtelnie pociągała go w rozmowie dalej, łapiąc go na najmniej oczekiwane momenty. Nie podobało mu się to.
Podjął zadanie jak przystało na arystokratę. Nawet, jeśli nie miał ochoty na kontynuację spotkania, nie mógł odmówić prośbie szlachcianki. Głęboko zakorzeniona duma nie pozwalała na uchybienie tak we własnym postrzeganiu konwenansu, jak i obiektywnych wyznaczników tradycji. Ruszył za kobietą bez sprzeciwu, lawirując między wąskimi korytarzami. I nawet jeśli znikała na sekundę z widoku, skręcając w boczną alejkę, bez problemu odnajdował zwiewną sylwetkę. Przez ziołowa aurę bez problemu przebijała się delikatna woń jaśminowych perfum - był bowiem pewien, że zapach otulał kobiece ramiona ciaśniej niż materia zdobnej sukni.
- To prawda - odpowiedział, zatrzymując się kilka kroków przed stojącą przy półkach arystokratką. Jeśli się nie mylił zrezygnowała z kontynuacji tematu i przyjmował to z ulgą. na kolejna jednak kwestie zareagował uniesieniem czarnych brwi - Szczęśliwie? - skrócił dystans, zerkając w górę, na wskazaną fiolkę z ingrediencją - W materii ostatnich wydarzeń, żałuję że mnie nie było - brwi opadły, malując oblicze o kilka nieprzyjemnych cieni. To, co działo się w Stonehage nie miało prawa zakończyć się w tak nikczemny sposób. Winni tragedii już dawno powinni zostać ukarani, a tymczasem nie działo się w tym względzie nic. Po wtóry żałował, że nie mógł sam uklęknąć u boku popleczników Czarnego Pana, oddając mu należną wierność. O tym jednak nie opowiedział, pozostawiając swoja odpowiedź niepełną.
Wysunął dłoń do góry, sięgając po upatrzony składnik. Żółć w naczyniu przelewała się brzydko, ale łowca nie zwrócił uwagi na ową przypadłość. Zdążył się przyzwyczaić do widoków jeszcze gorszych - Proszę - odwrócił się, wysuwając drobny przedmiot przed siebie, odsłaniając fiolkę z zawartością na rozłożonej dłoni - Czy życzy sobie, Lady, jeszcze czegoś? - drgnął lekko, skłaniając się, tym samym, chłodno zapraszając do kontynuacji podjętego zadania. Uniósł spojrzenie do oczu towarzyszki, nieco bardziej bezczelnie, zaglądając w jasne, kobiece źrenice.


Ostatnio zmieniony przez Dorian Avery dnia 31.07.19 15:04, w całości zmieniany 1 raz
Dorian Avery
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6775-dorian-avery#200339 https://www.morsmordre.net/t7352-anskari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t7353-skrytka-bankowa-1704#200792 https://www.morsmordre.net/t7351-dorian-avery#200786
Re: Kora Dębu [odnośnik]29.07.19 23:24
Lord Avery był człowiekiem niezwykle specyficznym i miała tego pełną świadomość, a fakt, że dzieliła ich zakorzeniona w tradycji niechęć, nie polepszał sprawy. Bo chociaż zgodnie z życzeniem rodziców próbowała subtelnie jednać sobie młodych przedstawicieli rodów nieprzychylnie nastawionych, w tym przypadku nie przygotowała się szczególnie do swojego zadania – właściwie już straciła chęć na dalsze ciągnięcie Doriana za język, choć jeszcze chwilę temu widziała w tej złośliwości i męczeniu biednej szlacheckiej duszy coś niezwykle przyjemnego. Czując na sobie jego przeszywające na wskroś spojrzenie, doprawione jedynie wrażeniem, że pomieszczenie, w którym się znajdowali, zaczynało się nieco kurczyć, nie czuła się ani komfortowo ani tym bardziej skora do dalszego dyskutowania z lordem na jakikolwiek już temat. Nawet jego pomoc, którą niejako wymusiła, też przestała jej pasować. Ale nie zamierzała się z niej wycofać, gdy potrzebowała jeszcze jednej, jedynej rzeczy, by móc opuścić ten przybytek.
Na jego słowa westchnęła i pokiwała głową na znak, że rozumie, w duchu jednak przewróciła oczami. Widać nie każdy cenił sobie ciszę, spokój i względne bezpieczeństwo, i nie była jeszcze pewna, czy bardziej jej imponował ten absurdalny patriotyczny ciąg, czy dziwiło, że ktoś kto spędza dnie w zamczysku i lasach, zwykle unikając tłumów, żałuje swojej nieobecności na największym zbiorowym spotkaniu w dziejach.
Racja, może rzeczywiście lepiej, jakby lord wszystko usłyszał i zobaczył – rzuciła z przekąsem w odpowiedzi i lekką sugestią, że może gdyby był to chociaż zmieniłby podejście do niektórych osób. W końcu i jej ród opowiedział się po dobrej, lepszej stronie w całości, nie tylko w kilku jednostkach, jak było do tej pory. Pozostawiła jednak temat częściowo zamknięty, nie podlegający dalszej dyskusji; bo i po co mieli wdawać się w kolejne słowne potyczki, z których nic póki co nie wynikało?
Tym czego była pewna w przypadku idącego za nią człowieka to to, że po każdym ich spotkaniu czuła się dziwnie i lekko wytrącona z codziennego porządku, którego się trzymała. I Merlin był jej świadkiem, że naprawdę nie potrafiła znaleźć powodu ów odczuć, jak i tego, że chociaż zachowywał się jak gbur, to szybko zapominała o jego postępowaniu.
To ostatnia rzecz, na górnej półce – powtórzyła spokojnie, wzrokiem zerkając na ostatnią ingrediencję, której potrzebowała do domowego wywaru dla Cressidy. A kiedy już ją uzyskała, nie uśmiechnęła się w podzięce jak powinna, pozwalając zamiast tego, żeby jej twarz ozdobiła codzienna maska fałszywej uprzejmości, którą zaszczycała niemal każdego. – Dziękuję za pomoc, proszę pamiętać o szybkim przebraniu tych mokrych ubrań jeśli nie chce lord przegapić kolejnych wydarzeń – dodała jeszcze a potem nie czekając na żadną reakcję, pełnym gracji krokiem oddaliła się od Doriana.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kora Dębu [odnośnik]31.07.19 15:40
Nie każdy zdawał sobie sprawę, że uparte trwanie w jednym postanowieniu, także zachowaniu miało swoje zbawienne konsekwencje. Dorian poznawał tajniki podobnych manipulacji, zmuszając nieprzychylne lub niechciane towarzystwo do kapitulacji. Szorstkość obycia wbrew pozorom nie była wyłącznie, wpisanym w wychowanie Averych elementem. Bywały momenty, w których celowo trwał przy chłodnych nawykach. A na pewno wtedy, gdy kończyła mu się cierpliwość i celował w zupełnie inne plany niż błaha konwersacja, na jaką naciągała go szlachcianka. od takich rozmów były salony i towarzystwo zapewne bardziej przychylne rodowo.
Zmiany, które dostrzegł w zachowaniu arystokratki świadczyły, że osiągał cel. W zasadzie, stanęło na kompromisie. Czyli świadomości, że żadna ze stron nie była usatysfakcjonowana efektem. Zarejestrował kiwniecie głową, ale nie potraktował go, jako wiarygodne potwierdzenie. Nie wierzył, aby kobieta interesowała się polityka i sprawami o których wspomniała na tyle, by rozumieć powagę wypowiedzianej deklaracji. Żałował, że nie mógł działać. A wolność wrogów pluła w twarz szlacheckiej tradycji. I nie podobała mu się kpina, jaką wyczuł w słowach. W piwnych oczach błysnęła iskra złości, ale zmusił się do milczenia. nie był specjalista od opanowania, ale mógł wybaczyć nieświadomość szlachciance. I wbrew słowom, które usłyszał, nie chciał tylko usłyszeć i zobaczyć. Nie pociągnął jednak kruchego tematu, który balansował na niebezpiecznej granicy, podszytego irytacją gniewu. Szczęśliwie i kobieta nie zamierzała przeciągać dyskusji, co uznał za dobry omen.
Spojrzał w górę, na jedną z ostatnich półek i gliniane naczynie z wieczkiem. Sięgnął po nie jedną rękę, ale całość podał asekurując się drugą. Podsunął je kobiecie, czekając, aż wyjmie właściwy składnik. Bez słowa odstawił przedmiot na miejsce - Przeziębienie mi w tym nie przeszkodzi - odpowiedział oschle - Dobrego wieczoru, Lady - i to mówiąc, skłonił się nonszalancko, acz sztywno - Żegnam - W kolejnej sekundzie odwrócił się na pięcie, wywołując powiew długim płaszczem, który zawirował przy zamaszystych krokach. Pozostawił po sobie wyczuwalny zapach wilgoci i echo kroków, jakie wybijał jeździeckimi obcasami. Wolał spotkanie z deszczem na zewnątrz, przelotnie tylko rzucając galeona na ladę. I tak z nadwyżką, na którą czekać nie miał ochoty. Pchnął wejście, odsłaniając wieczorne cienie, mokre drzewa i... dwie, chroniące się parasolem sylwetki. Zacisnął mocniej palce, przypominając sobie, by naciągnąć zdjęte wcześniej rękawiczki i w milczeniu czekając, aż kobiety znikną mu z widoku.


Ostatnio zmieniony przez Dorian Avery dnia 31.07.19 22:28, w całości zmieniany 1 raz
Dorian Avery
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6775-dorian-avery#200339 https://www.morsmordre.net/t7352-anskari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t7353-skrytka-bankowa-1704#200792 https://www.morsmordre.net/t7351-dorian-avery#200786
Re: Kora Dębu [odnośnik]31.07.19 22:02
Wiedziała, w którym momencie rozmowy popełniła błąd i musiała przyznać sama przed sobą, że zwyczajnie się do niej nie przygotowała, w pewnej chwili całkowicie odstępując naturalnemu ciągowi zdarzeń. Na szczęście wiedziała też kiedy powinna przestać, opcjonalnie przeprosić; cechowała się chcąc nie chcąc umiejętnością dostrzegania własnych błędów i umiejętnością przyznania się do nich, lecz tym razem nie było jej dane zaprezentowanie tego; zresztą, czy to miało jakikolwiek wpływ na zatarcie negatywnego pierwszego wrażenia?
Po krótkim pożegnaniu w pośpiesznym tempie zniknęła pomiędzy labiryntem półek, w drodze odnajdując służkę i nie bacząc na to, że ta blada jak ściana po którymś z rzędu zawale serca – najwidoczniej przez to, że miała nie odstępować jej ani na krok – zarządziła natychmiastowy powrót do domu. Opłacone ingrediencje zapakowała do torebki niesionej przez swoją pomocnicę, a gdy wyszły na zewnątrz, napotykając na ścianę deszczu, postanowiły chwilę przeczekać – w końcu pogoda zmieniała się tutaj w zastraszającym tempie, w ciągu zaledwie piętnastu minut prezentując deszcz, burzę i krótkotrwałe przejaśnienia. Jednocześnie miała chwilę na ochłonięcie po minionej rozmowie. Chociaż polityka nie była zdecydowanie tematyką odpowiednią dla dam – a przynajmniej nie dużym stopniu, którym można coś sensownego zaprezentować – dziwiła się, że niektórzy oceniali rozmówcę przez pryzmat rodowych waśni, zwłaszcza po zmianie jaka miała miejsce, nie dając drugiej stronie szansy. Jako Fawleyówna była w miarę otwarta na otoczenie, oczywiście zgodnie z tym co wpajano jej od dziecka, a niechęci nigdy nie prezentowała otwarcie, jedynie skutecznie unikając takiego człowieka. Tym razem, średnio skutecznie.
Zamyśliła się na tyle, że dopiero słowa służki i lekkie potrząśnięcie było w stanie sprowadzić blondwłosą na ziemię a na pytanie czy wszystko w porządku wzruszyła ramionami, opowiadając krótko o napotkaniu na swojej drodze gbura. Nie wiedziała jednak, że ów gbur stał nieopodal i najpewniej wszystko słyszał; w tej chwili jedynym czego chciała, był powrót do domu.
Gdy trafiły na chwilowe polepszenie pogody, oddaliły się pośpiesznie w miejsce, w którym czekał na nie lord Fawley.

zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Kora Dębu [odnośnik]31.07.19 23:02
Powrót do Anglii wiązał się z wieloma rzeczami. nie tylko obowiązkami, które jako arystokrata był w konieczności przyjąć. Nie tylko powinności, ograniczające jego dotychczasową wolność. Musiał pogodzić się, że struktura rozmów, które tak łatwo przychodziły mu w pracy, podczas podróży, wypraw i łowów, nie będzie miała racji istnienia tutaj. A na pewno nie w towarzystwie kruchy kobiet, które nie zrozumieją powodów jego działań. Niecierpliwość i nieprzychylność okoliczności, także nie sprzyjały, potęgując początkowe rozdrażnienie. Zachował właściwy arystokracie takt, ale przez słowa umykała niechęć. Pierwsze wrażenie, chociaż zapadło w pamięć, nie należało do przyjemnych.
Nie pamiętał arystokratki z salonów, na których zdążył się pojawić. Nie było tez ich wiele, był w wieku, który dopiero wypychał go w środowisko towarzyskie. Słyszał też głosy, że nestor rozpoczął plany w kwestii jego przyszłości i to była prawdopodobnie główna przyczyna jego niezadowolenia. Buntu? Nawet jeśli był całkowicie świadom, że nie odmówi i bez zmrużenia okiem zgodzi się na podjęte decyzje, czuł nieprzyjemny smak goryczy. Odbierano mu wolność. Arystokratka, stała się więc wizualizacją tego, co dusiło go ostatnimi czasy i wytrącało z równowagi. na pewno usłyszałby, że zrozumie, gdy nabierze lat, ale dopóki doświadczenie musiał zdobywać, kierował się osobistym kodeksem.
Wychodząc, pochwycił zaskoczone spojrzenie sklepikarza. Nie zatrzymywał jednak szlachcica, zbierając z lady należność za zdobyte ingrediencje. te wsunął do kieszeni płaszcza, szczelnie zakrywając jej zawartość przed przypadkowym przemoczeniem.
Powietrze, wilgotne i bardziej świeże, nie przeganiało napięcia, które zebrało się pod skórą. Tym bardziej, że przyczyna jego rozdrażnienia znajdowała się raz jeszcze w polu jego widzenia. Z zamiarem pospiesznego wyminięcia, zdołał znaleźć się na tyle blisko, by usłyszeć krótką historię o gburze, jakiego spotkała szlachcianka. Przez twarz przemknął mu nieprzyjemny grymas, brudząc czoło niemal pionową zmarszczką. Nie naciągnął kaptura na włosy. Deszcz coraz gęściej spływał po głowie, strużkami sięgając także karku. Zimny dreszcz rozbudził go z nieprzyjemnego zawieszenia. Nie powiedział kompletnie nic, mijając dwie sylwetki w burzowym nastroju. Sam także wpisywał się w pogodowy nastrój. Dopiero chłód zdołał przegonić emocję i dopiero skręcając w ciemniejsza alejkę, wyrwał się do lotu, zmieniając formę i docierając do zamku. Potrzebował odpoczynku.

| zt
Dorian Avery
Dorian Avery
Zawód : Łowca magicznych stworzeń
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
And he'll brace for battle in the night
He'll fight because he knows he cannot hide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6775-dorian-avery#200339 https://www.morsmordre.net/t7352-anskari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f230-shropshire-ludlow-castle https://www.morsmordre.net/t7353-skrytka-bankowa-1704#200792 https://www.morsmordre.net/t7351-dorian-avery#200786
Re: Kora Dębu [odnośnik]15.06.20 14:24
31 maja 1957 roku


Błękitna, haftowana w niewielkie kwiatki sukienka swobodnie tańczyła wokół szczupłych łydek skrytych pod jasnymi pończoszkami gdy panna Burroughs przemierzała kolejne alejki niewielkiej zielarni. Ostatnie tygodnie mocno dały się jej we znaki - od niestabilnej sytuacji w mieście, zmuszającej ją do zwrócenia uwagi na to, co do tej pory chciała ignorować, przez długie nadgodziny oraz włamanie do jej niewielkiej kawalerki. To ostatnie wydarzenie sprawiło, że przybyła do tego miejsca w poszukiwaniu nowych sadzonek roślin, które pozostały zniszczone podczas włamania. Jednocześnie panna Burroughs chciała rozejrzeć się za roślinami, które mogłaby zasadzić w ogrodzie nowego, długo wyczekiwanego domu. Z niewielkim notesikiem w dłoni zapisywała nazwy roślin które chciałaby zasadzić w nowym ogrodzie. Z wizyty w domku pamiętała, że ogród był całkiem spory, co dawało jej całkiem spore pole do popisu, jeśli chodzi o dobór odpowiednich roślin.
Szaroniebieskie tęczówki uważnie wodziły po najróżniejszych roślinach, by zatrzymać się przy stoliku,na którym rozstawione były rośliny kwiatowe, mające zastosowanie w ziołolecznictwie oraz, co ważniejsze, w jej ukochanej alchemii, w której stawała się coraz to bardziej biegła. Frances uważnie oglądała biało-fioletowe płatki ślazu; białe, niewielkie płatki ciemiernika czy intensywnie pomarańczowe kwiatostany nagietka. W kwestii dekoracji wolała kwiaty w najróżniejszych kolorach niebieskiego, alchemia jednak zdawała się nie mieć preferencji kolorystycznych. Panna Burroughs była pewna, że przydadzą jej się nowe sadzonki jednych z najczęściej używanych przez nią składników alchemicznych. Ostrożnie wybrała najdorodniejszą sadzonkę ślazu by włożyć ją do niewielkiego, wiklinowego koszyczka przewieszonego przez ramię eterycznego dziewczęcia. Chwilę później do ślazu dołączyła sadzonka ciemiernika, nagietka oraz pięknie pnącej się po niewielkiej kratce męczennicy. Była jednak pewna, że to nie koniec zakupów.
Frances obróciła się, by przejść do kolejnego stołu, niefortunnie jednak delikatnie zahaczając koszykiem czyjeś ramię. Czyżby zmęczenie aż tak na nią wpłynęło, że zaczynało brakować jej koordynacji?
- Ojej, przepraszam... - Zaczęła, gdy jednak szaroniebieskie spojrzenie napotkało twarz zaczepionej osoby przerwała, odrobinę przekręcając głowę w wyrazie zaciekawienia. Nie była popularną osobą w czasach szkolnych, to było pewne. Wolała siedzieć z nosem w opasłych tomiszczach ksiąg zamiast udzielać się towarzysko, tę twarz, z którą czasem przyszło jej się uczyć zapamiętała. - Safia? - Nie pamiętała nazwiska, jakie nosiła ciemnowłosa dziewczyna, nie sądziła jednak, aby było to w tym momencie istotne. Uśmiech zagościł na jasnej twarzy dziewczęcia.- Och, wieki Cię nie widziałam. Co u Ciebie? - Uprzejme zapytanie powędrowało w kierunku kobiety. Frances rzadko darzyła kogoś niechęcią, a w jej pamięci Safia utkwiła jako osoba zdolna, z dość pojętnym umysłem. Nie były jednak na tyle blisko, aby utrzymać bliższe kontakty po szkole,co z resztą nie było dziwne - pierwsze półtora roku po ukończeniu szkoły było dla panny Burroughs niezwykle ciężkie z powodu przewlekłej choroby matki, którą przyszło się jej opiekować.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Kora Dębu [odnośnik]15.06.20 16:09
W przeciwieństwie do kwietnia, w minionym miesiącu zdecydowanie chętniej i częściej opuszczała rodową posiadłość, gdy nadarzała się ku temu odpowiednia okazja. Pomimo próby pokazania, że ich życie nie zmieniło się niemal wcale, podjęte od czasu powrotu z Jamajki kroki starszych zupełnie temu przeczyły i stawiały nie tylko przed nią, ale i rodzeństwem, więcej pytań niż odpowiedzi prawie w każdej sferze. Wszelkie wyjścia dalej, poza tereny Sussex, może i nie zostały kategorycznie zabronione, ale musiały mieć istotny cel a za taki definitywnie uważała wyjście po nowe ingrediencje. Niewielka pracownia Safii świeciła pustkami.
Już od dłuższego czasu przemykała powolnie alejkami sklepiku, zbierając wszystko to, co uważała za przydatne i potrzebne do następnych rytualnych czarów, przy jednym ze stołów zatrzymując się na dłużej. Wyrwana z krótkotrwałego zamyślenia pod wpływem lekkiego potrącenia niewiele później, obróciła się i z wyższością wyraźnie dostrzegalną w spojrzeniu odszukała nieuważnego klienta. Kiedy jednak ku jej zdziwieniu niemal od razu rozpoznała w sylwetce dziewczęcia osobę, którą traktowała w czasach szkolnych za niezwykle utalentowaną i przydatną w przygotowaniach do zajęć eliksirów, a przy tym niezdrowo bladą i nieśmiałą, na twarz Safii ozdobił uśmiech, zdecydowanie łagodzący wcześniejszy wzrok godny samego Bazyliszka.
Witaj, Frances – przywitała się, odkładając trzymaną w dłoniach sadzonkę z powrotem na miejsce. Chociaż zapomniała o tej znajomości zaraz po szkole, a w tej chwili nieco się śpieszyła, uznała, że tak jak i wtedy, tak i teraz przyda się jej miła i nieszkodliwa odmiana od towarzystwa, w którym zwykła się obracać a za krótką wymianę zdań o niczym jeszcze chyba nikt nie zginął. Zwłaszcza teraz, gdy pokazała, że zapamiętała nawet imię dziewczyny. – Bez większych, ekstrawaganckich zmian, jak sądzę. Dziękuję, że pytasz – skłamała w uprzejmej odpowiedzi, wiedząc, że to co działo się w świecie arystokratów, w tym świecie powinno pozostać. Zresztą, w rzeczywistości w jej życiu niewiele się wydarzyło, a dwa istotne wydarzenia, pogrzeb siostry i aranżowane zaręczyny, były dla czarownicy tak naturalne w życiowym kręgu i jednocześnie prywatne, że dotychczas rozprawiała na ten temat tylko z jedną osobą. I tak miało pozostać. Za zdecydowanie ciekawsze uważała życie blondynki. O ile to ona stanowiła coś egzotycznego dla znacznej większości mieszkańców Londynu, o tyle dla Safii egzotycznym było życie osób niewywodzących się z jej kręgów i niezaznajomionych ze szlacheckimi obyczajami. Do teraz pamiętała jedną z pogawędek z Frances podczas studiowania opasłego, zakurzonego tomu dla bardziej wtajemniczonych alchemików i obustronnego zaskoczenia tym, co usłyszały. Jednak jedna rozmowa w świetle skomplikowanych mechanizmów rządzących światem obu z nich była tak naprawdę kroplą w morzu dyskusji, które musiałyby stoczyć, by w pełni zrozumieć.
Jak sobie radzisz? Wnioskując po miejscu, w którym się spotykamy, alchemia pozostała z tobą do teraz – zapytała, zainteresowana tym, jak panna Borroughs radziła sobie w obliczu wojny trawiącej ulice, a przy tym wyciągnęła – być może pochopny – wniosek, że chyba niespecjalnie się przejmowała, skoro spotkały się aż tutaj.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Kora Dębu [odnośnik]16.06.20 12:25
Brew jasnowłosej alchemiczki powędrowała ku górze, gdy dotarło do niej pełne wyższości spojrzenie. W zasadzie, nie było ono dla niej czymś niespotykanym - koledzy z pracy dzień w dzień uważali się za lepszych od niej, mylnie sądząc, że po krótszym kursie posiadała niższe umiejętności od nich. Panna Burroughs jednak, dzień w dzień wkładała sporo pracy oraz czasu w doskonalenie swoich umiejętności oraz stały rozwój. To właśnie to owocowało w postawieniu pierwszych kroków na ścieżce kariery naukowej, nawet jeśli obecne nastroje panujące w mieście nie sprzyjały ujawnieniu jej badań oraz zdobyciu szerszego rozgłosu w naukowym świecie. Mogła jednak poczekać na docenienie, ze strony alchemicznej braci.
Przez chwilę w sercu Frances zaległa niepewność. Bo czy aby na pewno dobrze zrobiła, zagadując znajomą osobę? Nie raz słyszała barwne historie o zmianach, jakie zachodziły w czarodziejach na przestrzeni lat. Kto wie, może i tak było tym razem? Uspokoiła ją zmiana w wyrazie twarzy Safii oraz uśmiech, jaki zagościł na ciemnych ustach. Panna Burroughs nigdy nie należała do osób, które w jakikolwiek sposób narzucały swoje towarzystwo innym, nie czując się na tyle interesującą bądź śmiałą. - Cieszy mnie, że wszystko u Ciebie w porządku. - Odpowiedziała szczerze na dość lakoniczną odpowiedź dawnej koleżanki, brzmiącą jednak całkiem… przyjemnie. Stabilność oraz bezpieczeństwo były dwoma czynnikami, których zawsze zdawało się brakować w życiu eterycznej alchemiczki, przez co osiągnięcie ich przez kogoś, zawsze uważała za całkiem spory sukces nawet jeśli ktoś mógłby uznać to za nudne.
Frances kiwnęła głową, gdy padło pytanie o alchemię, odrobinę zdziwiona, że ktoś kto znał ją za szkolnych czasów mógł uznać, że nie wybierze właśnie tej drogi zawodowej. Eliksiry od zawsze stanowiły jedną z jej największych pasji i kto wie, może pewnego dnia sprawią, że jej nazwisko zapisze się na kartach historii.
- Tak, alchemia chyba nie mogłaby mi towarzyszyć bardziej. Po szkole zrobiłam licencję w Ministerstwie, a od roku pracuję w szpitalu Świętego Munga na stanowisku alchemika. - Ciepły uśmiech pojawił się na ustach dziewczęcia. Była dumna ze swoich osiągnięć, zwłaszcza, że otrzymanie pracy w szpitalu po kursie prowadzonym przez Ministerstwo stanowiło pewne wyzwanie. - Warzę też po godzinach, na prywatne zlecenia. Niestety, w obecnej sytuacji ciężko o ingrediencje. Do tej pory hodowałam część w doniczkach, lecz niedługo będę się przeprowadzać więc mam cały ogród do zapełnienia. - Frances wzruszyła ramionami, jakby nie było to niczym wielkim. Wolała nie przyznawać, że przez całe życie czekała na moment, gdy będzie mogła wynieść się z portu i odsunąć od toksycznej rodziny.
- A co Ciebie tu sprowadza? - Spytała unosząc z zaciekawieniem brew. Pamiętała, że Safia całkiem nieźle radziła sobie z miksturami i była ciekawa, czy i ona związała swoją przyszłość z eliksirami. O tym, jak wyglądało życie kobiet w wyższych sferach nie miała pojęcia, od zawsze starając się ignorować politykę i wszystko, co było z nią powiązane.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Kora Dębu [odnośnik]20.06.20 11:31
Szkoła, chociaż nie pozostawała aż tak dawno za nimi, bo zaledwie trzy–cztery lata, nie była jednak czasami, w których posądzałaby kogokolwiek o pójście za marzeniami, czy tym, w czym było się po prostu dobrym. Ilu było chłopaków, którzy marzyli o wielkiej karierze zawodnika Quidditcha a kończyli choćby na nudnym stażu w ministerstwie? Ile było dziewczyn, które chciały uzyskać niezależność, stać się kimś wpływowym, by w efekcie szybko wyjść za kolegę z klasy i powić dziecko, a u dam stać się kartą przetargową, zapłatą, za przypieczętowanie intratnego sojuszu? Czasy, w których żyli, wymagały od nieszlachetnych przemyślanych, opłacalnych decyzji, dostosowania się do reszty, a brak tego dostosowania i skutki były widoczne w ostatnich, wojennych miesiącach. W jej środowisku z kolei podobnych problemów nie było. Rola kobiety była z góry zaplanowana już od dnia porodu, zaś wszelkie talenty były pielęgnowane nie po to, by przynosiły zarobek; przejawy buntu były szybko tłumione, a jeśli to nie pomogło, wydziedziczenie było ostatecznym krokiem na pozbycie się problemu.
Podobnie myślała o Frances. Nie sądziła, że zamiłowanie do wytwarzania skomplikowanych mikstur popchnie ją do podjęcia stażu, który w oczach Safii był raczej domeną męską i o ile nie wątpiła, że kurs otwierał oczy na wiele rzeczy, a przy tym dawał licencję, o tyle ona sama lepiej czuła się po prostu w zaciszu własnej komnaty, czy pod kuratelą zdolnych alchemiczek w rodzie. Zresztą, nie była nawet pewna, czy jej codzienne zajęcia za jakiś czas będą miały w ogóle sens, czy jej przyszły mąż będzie miał odmienne zdanie na ten temat; takie, z którym chcąc czy nie, będzie musiała się po prostu liczyć, żeby nie odprawił jej z kwitkiem z powrotem do rodzinnego domu. Kiedy teraz słuchała blondynki, zaczynała odnajdywać głęboko w sobie niewielkie ukłucie zazdrości, na twarzy jednak pozostawała wciąż ta sama statyczna i niewzruszona mina, przecinana zaledwie lekkim uśmiechem.
Uzupełniam zapasy, ale mam pewne wątpliwości co do tego, czy mi się uda – odparła, zerkając na częściowo puste półki – szukam przede wszystkim ziół, ale jak na razie poza walerianą nie widziałam nic, co mogłoby się przydać – nie zrażała się mimo to, wiedząc, że jeśli nie w tym miejscu, to przy pomocy znajomości dostanie to, czego potrzebowała. Uwagę poświęciła jednak słowom Frances, o trudzie w zdobywaniu ingrediencji. Ostatnie rozmowy ani z Cressidą ani z Zacharym nie przyniosły odpowiedzi na nurtujące ją pytanie: co się właściwie stało w centrum Londynu podczas jej nieobecności?
Opowiedz mi o swojej przeprowadzce, co cię do niej skłania? Przeprowadzasz się do swojego męża? – podjęła temat, starając się odpowiednio dobrać słowa i zamienić się w słuch. W międzyczasie ruszyła wgłąb sklepiku, z panną Burroughs u swojego boku, ale im dalej szły, tym odnosiła większe wrażenie, że poza chwilowym oddechem od czterech ścian posiadłości w Sussex, nie uzyska wiele więcej.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Kora Dębu [odnośnik]21.06.20 18:33
Panna Burroughs nie wpisywała się w stereotypowy opis przyszłej żony. Alchemia oraz marzenia o wielkich, naukowych odkryciach zaprzątały głowę dziewczęcia, a wrodzona nieśmiałość oraz brak wiary we własne atuty sprawiał, że kontakty z płcią przeciwną… bywały co najmniej kłopotliwe.
Nie zdziwiłoby ją jednak, gdyby ktoś ze szkolnych znajomych powątpiewał co do drogi, jaką przyjdzie jej obrać. Mimo pracy w szpitalu na pełen etat oraz wykazywania się wyższymi umiejętnościami niż koledzy po fachu nadal patrzono na nią jak na kogoś, z dużo mniejszą wiedzą, zapewne przez płeć. Nadejdzie jednak dzień, w którym panna Burroughs będzie mogła udowodnić wszystkim, na co naprawdę ją stać, oraz jak zdolnym alchemikiem jest.
Szaroniebieskie spojrzenie uważnie przyglądało się Safii, co jakiś czas wędrując na boki by przyjrzeć się coraz to kolejnym roślinkom. - Jeśli chcesz sporządzić mikstury lecznicze, jest tu całkiem niezły wybór. Po składniku jaki wymieniłaś wnioskuję jednak, że nie o to Ci chodzi. - Cień uśmiechu pojawił się na jej delikatnej twarzy. Posiadała spore doświadczenie nie tylko w środkach leczniczych, lecz i tych, które mogły do szpitala posłać, a rozpoczęcie własnej kariery naukowej sprawiało, że stale utrwalała swoją alchemiczną wiedzę - również tę, dotyczącą ingrediencji. - Mam kilka ciekawych sadzonek w mieszkaniu, mogę Ci jakieś wysłać, jeśli byś chciała. - Zaproponowała wzruszając ramionami. Nie zawsze znajomości oznaczały zdobycie odpowiednich składników, zwłaszcza, gdy Anglia pogrążona była w wojnie. Frances widziała w posiadaniu swoich własnych sadzonek same pozytywy.
Kolejne słowa, jakie padły z ust egzotycznej znajomej sprawiły, że na policzkach jasnowłosego dziewczęcia pojawiły się delikatne rumieńce.
- Nie mam męża, narzeczonego z resztą też nie… - A zawiła relacja z pewnym czarodziejem, pozostawała (przynajmniej w jej głowie) zawiłą relacją. Panna Burroughs nie darzyła Safii na tyle dużym zaufaniem, aby zagłębiać się w szczegóły swojej niewielkiej ilości relacji towarzyskich… a zwłaszcza tej, wywołującej najwięcej pytań w głowie jasnowłosej alchemiczki.
- Moja mama załamała się po śmierci ojca, przez co przyszło nam zamieszkać z moim wujostwem w porcie. - Spojrzenie szaroniebieskich tęczówek uciekło gdzieś w bok na jedną z sadzonek, którą odruchowo włożyła do koszyczka. - Po moim ukończeniu szkoły mama przewlekle chorowała, musiałam więc się nią zająć, mimo iż port jest miejscem… okropnym. Zwłaszcza teraz, gdy ostatnie działania Ministerstwa sprawiły, że jest tam niebezpiecznie nawet dla mieszkańców. Cenię sobie spokój oraz bezpieczeństwo, dlatego postanowiłam się przeprowadzić. - Nie widziała sensu, by ukrywać faktyczny powód swojej przeprowadzki, będąc z siebie dumną, że udało jej się podjąć decyzję, która od dłuższego czasu spędzała jej sen z powiek. Nigdy nie należała do odważnych, co jedynie podkreślało wyjątkowość podjętej przez nią decyzji.
- A Ty? Wiesz już, kogo przyjdzie Ci poślubić? - Zapytała uprzejmie, nie chcąc mówić jedynie o sobie. O świecie arystokracji nie wiedziała wiele, pamiętała jednak, że aranżują oni małżeństwa co wydawało się pannie Burroughs… abstrakcyjne. Co najmniej.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Kora Dębu [odnośnik]23.06.20 14:34
Mikstury lecznicze nie były do końca tym, czym zajmowała się na co dzień, jednak o tych rzeczach nie rozmawiała właściwie z nikim spoza rodziny, i tutaj nie widziała powodu, by to miało się zmienić. Od leczniczych specyfików preferowała zdecydowanie te znajdujące się po drugiej stronie barykady, niosące ból i negatywne efekty; te, które były przydatne w rytualnej magii zwiezionej przez jej przodków i nią samą, te, które być może kiedyś przydadzą się podczas nakładania następnych klątw na wyplatane własnoręcznie przedmioty.
Tworzę mieszanki ziołowe – wybrnęła, właściwie nie do końca nawet kłamiąc, bo i tym się przecież interesowała – uspokajające, na sen, regenerację... bardziej przyziemnie, ale nigdy nie lubiłam brudzenia sobie rąk ingrediencjami – stwierdziła żartobliwie, pełna nadziei, że jej zakupy nie okażą się fiskiem.
Od samej informacji dotyczącej niekoniecznie korzystnych losów Frances, uwagę lady zwróciły słowa wypowiedziane pod adresem ministerstwa. Chociaż jej rodzina celowo nie mówiła swoim dzieciom o wszystkim zamykając ich pod absurdalnym parasolem bezpieczeństwa, a z pewnością bez opisywania szczegółów i tego, co rzeczywiście działo się w centrum Anglii, podsłuchane pokątnie szczątkowe informacje zaczynały wreszcie składać się w spójny, niepokojący obraz. Mimo wszystko wierzyła, że działania ministerstwa za jakiś czas miały przynieść ubłagany spokój i czystość, o którą walczą, a w konsekwencji wolność, którą odebrano wielu osobom zakazami opuszczania posiadłości.
Przykro mi słyszeć, że los nie był dla was zbyt łaskawy – powiedziała kurtuazyjnie, odnajdując w sobie jednak odrobinę współczucia. Śmierć kogokolwiek bliskiego była niezwykle bolesnym doświadczeniem, o czym przekonała się na własnej skórze nie tak dawno. – Przeprowadzasz się poza Londyn? – była pełna podziwu dla dziewczyny, że w tak młodym wieku i średnio opłacalnej pracy było ją stać na zakup domu, chociaż nie do końca rozumiała tę lekkomyślną chęć bycia niezależną i wytykaną palcami za staropanieństwo.
Drgnęła ledwo zauważalnie, na kilka sekund wstrzymując oddech, kiedy wraz z uprzejmym pytaniem blondynki powróciła do niej wspomnienie zaręczyn sprzed kilku dni, a zaraz po tym zaskakująco przybrała na twarz obojętny wyraz. Spotkanie, do którego w końcu musiało prędzej czy później dojść pośród sporego grona złożonego z obu rodzin było jednak dla niej na tyle stresujące, że następnego dnia równie szybko spróbowała wyprzeć je z głowy. Chociaż była świadoma, że półroczne odwlekanie było wystarczająco długim okresem, usilnie próbowała zrozumieć, dlaczego nawet i tu zrobiono zaplanowane przedstawienie. Szczęściem w nieszczęściu było to, że przynajmniej mogła spotkać się z Zacharym raz, czy dwa, przed dopełnieniem rodowej obietnicy i czuła, że pomiędzy nią a jej narzeczonym nawiązała się lekka nić porozumienia a to uznawała w tym momencie za najważniejsze. Wolała przejść przez życie z osobą, z którą mogła chociaż porozmawiać i żyć w pełnej szacunku relacji, nie wierząc jeszcze w zapewnienia matki, że można było się nauczyć kogoś kochać, nawet jeśli również i lord nie był do końca przekonany tym małżeństwem.
Naturalnie – odparła z początku zaskoczona, nie widząc jednak sensu w okłamywaniu dziewczyny skoro jej łabędzią szyję zdobiła wymownie elegancka kolia, ani tym bardziej celu w chwaleniu się tym, że nawet i blondwłosa czarownica pracując w szpitalu zdołała poznać jej przyszłego męża. – Wróćmy może do tematu sadzonek; podczas mojej nieobecności ogród zaczął świecić pustkami, niemal tak, jak po majowych anomaliach i powinnam się nim wreszcie zająć – poprosiła, licząc na to, że Frances uszanuje jej wolę i niezbyt subtelną zmianę tematu. – Ostatnio nawet najzwyklejsze kwiaty zaczęły więdnąć, chyba coś je zaatakowało – przyznała, będąc prawie pewną, że cała sytuacja wynikała z niedopatrzenia służby zajmującej się roślinami i nie stosowania się do jej wskazówek, czego konsekwencje musiała wreszcie wyciągnąć. – Przywiozłam ze sobą zaszczepkę orchidei, hodowanej w tropikach – dodała, zatrzymując się przed stołem z drobnymi roślinkami.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Kora Dębu [odnośnik]24.06.20 14:20
Frances kiwnęła uprzejmie głową, nie drążąc bardziej tematu. Sama nie chwaliła się na prawo i lewo, że o to rozpoczęła pierwsze kroki w karierze tworzenia własnych receptur na mikstury, które pojawiły się w jej głowie. Mimo iż najchętniej upubliczniłaby wyniki swoich badań, tym samym udowadniając wszystkim na co ją stać obawiała się ściągnięcia na siebie nieodpowiedniej uwagi, mając wrażenie że o taką, podczas panującej wojny nie było ciężko.
Nie skomentowała jednak słów dawnej koleżanki ze szkolnej ławki uznając, że ta zapewne nie będzie zbyt chętna do kontynuacji tematu. Panna Burroughs uwielbiała spędzać czas nad bulgoczącym kominkiem, odnajdując to zajęcie jako odprężające… I fascynujące, jeśli sporządzana przez nią mikstura była w całości jej autorstwa. Te, darzyła szczególnymi uczuciami, zwłaszcza, że ich testy odrobinę namieszały w jej życiu.
Frances kiwnęła głową w potwierdzeniu jej słów, jedynie krótkim, dziękczynnym uśmiechem komentując wyrazy współczucia. Czasu niestety nie przyjdzie cofnąć bądź zmienić jego biegu i z tym zdążyła się już pogodzić.
- Nie mam innego wyjścia. Londyn stał się niebezpieczny nawet dla tych, którzy zarejestrowali różdżki w Ministerstwie, a ja cenię sobie własne życie. - Blondynka wzruszyła ramionami, przekonana, że Safia doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja w mieście. Od złodziei, przez rebeliantów aż po dementory czające się na ulicach - to z pewnością nie było otoczeniem przyjaznym dla eterycznej alchemiczki. W całej wyprowadzce chodziło o bezpieczeństwo dla niej i prawdopodobnie młodszego rodzeństwa,a nie pragnienie uświadomienia innym swojej niezależności.
- W takim razie gratuluję. - Odpowiedziała, nie drążąc tematu. Panna Burroughs nie znała się na szlacheckich zwyczajach, kolię uznając za gustowny dodatek do stroju. Pewne przepaści chyba nie były do sforsowania.
Frances uważnie słuchała słów, jakie padały z ust towarzyszki, zastanawiając się nad przyczyną kiepskiego stanu roślin. Sama hodowała ich o wiele więcej, niż była w stanie pomieścić niewielka kawalerka w kamienicy wujostwa.
- Sprawdzałaś, czy mają odpowiednie stanowiska? - Spytała, uznając, że to może być przyczyną problemów z roślinami. Odpowiednie stanowisko stanowiło połowę sukcesu.  - Jest taki eliksir, który wspomaga porost roślin. Kilka kropli użytych na martwą roślinę jest w stanie przywrócić ją do życia… Jednocześnie jest dziecinnie prosty w przygotowaniu, mogę zapisać Ci recepturę, jeśli chcesz. - Nie sądziła, aby Safia sama zajmowała się ogrodem, jednak jej znajomość alchemii mogła okazać się przydatna w odratowaniu zmarniałych roślin. Panna Burroughs nie raz miała okazję przetestować prosty eliksir na swoich sadzonkach, wspomagała nimr również świeżo posadzone kwiaty.
- Och, to musi być piękny okaz! Mam nadzieję, że przyjmie się w naszym klimacie. - Nawet szklarnia w zimowym okresie mogła się okazać odrobinę za zimna dla tropikalnego kwiatu. Szaroniebieskie spojrzenie znów powędrowało w kierunku sadzonek, zastanawiając się, czy któreś z nich okażą się przydatne.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Kora Dębu [odnośnik]28.06.20 21:33
Czarownica słuchała słów blondynki z uwagą, każde z nich przetrawiając na spokojnie, jednak im więcej powiedziała, tym bardziej Safia czuła się zdezorientowana. Wiedziała o nowych restrykcjach tyle, ile powinna, ale nie rozumiała co złego i niebezpiecznego było w kontrolowaniu ulic i prowadzeniu ewidencji czarodziejów? Zwłaszcza wtedy, gdy nie miało się niczego na sumieniu? Jeśli chcieli zmian, te występowały kosztem czegoś, niedogodności, i były spowodowane szlamami oraz zwolennikami, którzy najwidoczniej nie wiedzieli kiedy odpuścić. Chociaż wierzyła w wyznanie swojego rodu, w to, co jej przekazywali, uznała, że najlepszym sposobem będzie rozmowa z drogą Wendeliną. W tym jednym przypadku miała pewność, że dowie się wszystkiego a droga lady jej nie oszuka i nie zatai czegoś, co okazywało się istotne, przy tym zrobi to w przejrzysty sposób.
Uważaj na siebie – skwitowała krótko, nie podejmując już tematu z blondynką. Wprawdzie nigdy nie rozmawiały na temat poglądów – bo to zwyczajnie nie było potrzebne, skoro się tylko razem czasem uczyły i nic poza tym – ale czujność czarownicy podpowiadała, by nie kontynuować tej rozmowy. Nigdy nie miała pewności, czy aby na pewno rozmawiała z kimś, kto był po właściwej stronie barykady, a do tego wolała nie mieć problemów zwłaszcza teraz, kiedy zawieranie sojuszu pomiędzy dwoma rodami było w trakcie. Podziękowała za gratulacje, puszczając częściowo w niepamięć to, o czym rozmawiały, choć jedno pytanie dotyczące tego, co działo się w centrum, zaprzątało myśli lady jak uporczywa mucha. Ono jednak nie wybrzmiało.
Tak – odparła, unosząc brew nieco zdziwiona pytaniem Frances – myślę, że pogoda im nie służy albo podczas mojej nieobecności nie dostały wystarczająco uwagi – stanowiska dobierała sama, podobnie samodzielnie zajmowała się pielęgnacją roślin, jeśli miała czas i możliwości, więc wątpiła, by to było problemem; odrzuciła to niemal natychmiastowo, winy doszukując się w zmiennej pogodzie, chłodnej temperaturze i typowych, angielskich deszczach, do których jeszcze nie zdążyła chyba przywyknąć – ale chętnie przyjmę recepturę na ten eliksir, nie zaszkodzi spróbować – zajmowanie się roślinami było dość damskim zajęciem, więc nikt nie miał problemu z tym, że kręciła się po ogrodzie i doglądała czegoś, co sama nakazała posadzić, i czuła się teraz za to odpowiedzialna. Zresztą, poza zwykłymi kwiatami gdzieniegdzie starała się przemycić rośliny przydatne w alchemii, ale też zwykłe zioła, z których tworzyła wszelkie mieszanki.
W zamian prześlę ci sadzonkę orchidei, może w uprawie doniczkowej się przyjmie; nie lubi zbytniego nasłonecznienia i przelania, bo zgniją jej kwiaty; to wybredna roślina – powiedziała, a zaraz po tym zajęła się przebieraniem w dość ograniczonym wyborze roślin. Chociaż nie dostałam do końca tego, czego oczekiwała, nie miała na co narzekać; w pustej pracowni przydatne było wszystko.



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt
Re: Kora Dębu [odnośnik]28.06.20 23:51
Delikatny uśmiech pojawił się na delikatnej buzi panny Burroughs.
- Ty również, Safio. - Odpowiedziała uprzejmie. Nie życzyła źle dawnej koleżance ze szkolnej ławki, nawet jeśli ich drogi zdawały się mocno rozjechać. Nic z resztą dziwnego - Frances była czarownicą półkrwi zajmującą się poszerzaniem swojej naukowej wiedzy, w czasie gdy Safia zdawała się żyć w innym, szlacheckim świecie. Pewnych różnic nie dało się nadrobić, zwłaszcza podczas jednego, przypadkowego spotkania, po którym każda wróci w swoje strony, do swojego życia oraz swoich spraw.
Panna Burroughs pokiwała głową, zastanawiając się, jaka jeszcze mogłaby być przyczyna kiepskiego stanu roślin, znajdujących się w ogrodzie lady Shacklebolt. Skoro stanowiska były odpowiednie, winna faktycznie mogła być pogoda… Bądź jakieś paskudne robactwo.
- Oczywiście, prześlę wyślę Ci list z dokładną recepturą. Eliksir powinien pomóc, ale możesz jeszcze użyć na roślinach zaklęcia Planta carere, ma ono na celu odrobaczenia sadzonek, zwłaszcza jeśli liście wydają się poszarzałe oraz dziwnie pomarszczone. - Dodała, mając nadzieję, że jej rady pomogą Safii zapanować nad zaniedbanym ogrodem. Cisnęło jej się na usta aby dodać, o regularnym mówieniu o kwiatów… Nie sądziła jednak, aby lady Shacklebolt była w stanie zrozumieć przesądy jej czystokrwistej babki. Frances regularnie zwracała się do swoich roślin, głównie przez fakt, że niektóre z babcinych słów faktycznie się sprawdzały.
Uśmiech pojawił się na jej ustach, gdy usłyszała o cennej sadzonce. Taki okaz z pewnością byłby perłą w jej (nie)wielkiej kolekcji roślin, nawet jeśli królowały pośród nich składniki alchemiczne. Ach, chyba będzie musiała wybrać się do biblioteki, by wczytać się w informacje o orchideach.
- Och, to byłoby wspaniałe! Mam nadzieję, że przyjmie się również w doniczce. - W głosie jasnowłosego dziewczęcia dało się wyczuć entuzjazm. Kto wie, może roślina będzie posiadała płatki w jej ulubionym kolorze, tym samym powiększając jej zbiór niebieskich kwiatów. Szaroniebieskie spojrzenie spoczęło na koszyczku, jaki spoczywał na jej ramieniu by przemknąć po wybranych przez siebie roślinach. W tym miejscu kupiła już wszystkie sadzonki, jakie mogły być je potrzebne - kolejne musiała pozyskać w miejscu, gdzie posiadają bardziej… Zaawansowane rośliny. Spojrzenie dziewczęcia przez chwilę zatrzymało się na niebie, próbując odczytać przybliżoną godzinę.
- Czas na mnie, mam dziś późniejszą zmianę w szpitalu. Mam nadzieję, że uda Ci się zapanować nad sadzonkami. - Rzekła w kierunku ciemnoskórej, przypadkowej towarzyszki by móc się z nią pożegnać. Odchodzenie bez słowa uznawała za wyjątkowo niegrzeczne, oraz nie pasujące do jej eterycznej osoby.


Sometimes like a tree in flower,
Sometimes like a white daffadowndilly, small and slender like. Hard as di'monds, soft as moonlight. Warm as sunlight, cold as frost in the stars. Proud and far-off as a snow-mountain, and as merry as any lass I ever saw with daisies in her hair in springtime.
Frances Wroński
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7986-frances-burroughs https://www.morsmordre.net/t8010-poczta-frances#228801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f254-surrey-okolice-redhill-szafirowe-wzgorze https://www.morsmordre.net/t8011-skrytka-bankowa-nr-1937#228805 https://www.morsmordre.net/t8012-frances-burroughs#228806
Re: Kora Dębu [odnośnik]29.06.20 1:40
Czasami mówiła do kwiatów, sporadycznie nadawała im nawet imiona, lecz bliżej jej było do codziennego doglądania ich i głaskania po delikatnych liściach, czy łodygach, obchodzeniu się z nimi z niezwykłą subtelnością i ostrożnością, ale nie chwaliła się tym w zasadzie nikomu. Nawet rodzinie, która wprawdzie chyba zdawała sobie z tego sprawę, jednak starała się tłumić swoją miłość i bezkresną ciekawość wobec botaniki, by nie uznano jej za cudaka.
Na pewno będę o tym pamiętać – podziękowała, rzeczywiście zapamiętując wspomniane zaklęcie. Chociaż raczej nie była go w stanie rzucić, zawsze mogła poprosić kogoś z rodzeństwa bardziej uzdolnionego w tej dziedzinie o pomoc i nie sądziła, że w tym by odmówili, tak jak miało to miejsce przy przesadzaniu, czy obrabianiu ingrediencji. Na szczęście wielokrotnie z pomocą podczas niewielkich kryzysów nadchodziła matka, dumnie patrząca jak przynajmniej jedno z jej dzieci przejęło po niej zamiłowanie do alchemii i roślin.
Miejmy nadzieję, to eksperyment – przyznała, przypominając sobie, że musiała zająć się nadesłaną z Jamajki orchideą najszybciej jak się dało. Podtrzymywana przy życiu dzięki zaklęciom zaszczepka przecież kiedyś musiała mieć swój kres, a reszta dnia nie niosła za sobą żadnych istotniejszych planów poza zamknięciem się w niedużej pracowni. Czując, że rozmowa powoli dobiegała końca, wyczerpując na ten czas neutralne, możliwe tematy, zwróciła się do Frances z zamiarem pożegnania się i odejścia w stronę kasy, gdy ta ku jej zaskoczeniu wykonała podobny gest.
Powodzenia, Frances – odparła, uprzejmie dziękując jeszcze raz za wskazówki i kiedy tylko ich drogi się rozeszły, czarownica wykonała ostatnią, powolną rundę po znanych niemal na pamięć alejkach. Te nie przyniosły za sobą jednak żadnego olśnienia, ani nowych ingrediencji, poza wytłaczanym tutaj sokiem leczniczym zabranym na wszelki wypadek. Kiedy znalazła się przy kasie, oczekując aż wszystkie zakupy zostaną odpowiednio przeliczone i spakowane, próbowała zanalizować ile czasu spędziła w tym miejscu. Ale odpowiedź nadeszła wraz z pojawieniem się za jej plecami jednego z braci. Za dużo.

ztx2



goddesses don't speak in whispers;
they scream.
Safia Shacklebolt
Safia Shacklebolt
Zawód : kapłanka
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
too late for tears, damage is done
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8545-safiya-shacklebolt#249238 https://www.morsmordre.net/t8578-ghede#251399 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f231-sussex-brighton-brighton-pavilion https://www.morsmordre.net/t8580-skrytka-bankowa-nr-2017#251404 https://www.morsmordre.net/t8579-s-shacklebolt

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Kora Dębu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach