Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer dwa
AutorWiadomość
Sala numer dwa [odnośnik]30.03.15 23:49
First topic message reminder :

Sala numer dwa

Wszyscy wiemy, jak ma się rzeczywistość w Mungu i że nie jest ona lepsza od tej poza jego murami. Niedawna wojna zrobiła swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu dosłownie na gwałt. Pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer dwa - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala numer dwa [odnośnik]16.01.20 22:38
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 96, 26, 90
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer dwa - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer dwa [odnośnik]18.01.20 2:10

- To zbyt niebezpieczne - odparł od razu. Ucieczka z portu nie należała do najprostszych - Burke do teraz był zdumiony, że Weasley nie pofatygował się, by za nim ruszyć. Przecież niespełna rok temu tak ochoczo dał się rozszczepić, byle tylko dorwać czarnoksiężnika i osadzić go w azkabanie. Mógł tylko przypuszczać, że zakon również dostał w porcie jakieś zadanie. Zadanie związane ze statkiem pełnym uciekających mugolaków, na tyle ważne, że plugawego zdrajcy nie skusiła nawet okazja na pochwycenie całej trójki rycerzy. Zadowolić się musiał tylko dwójką. Ale choć Burke się stamtąd wyrwał, Salazar jeden wie co się nadal działo w marinie. Jeśli zakon nadal tam przebywał, Craig mógł pozwolić, by Zachary tak się narażał. Nie mogli ryzykować. Percy na pewno im wyśpiewał, że Shafiq wcale nie był neutralną postacią w tym konflikcie, i to pomimo noszenia uzdrowicielskiej szaty. Jeśli zakon uporał się już ze swoim zadaniem, mogli się nie wahać, jeśli w ręce wpadłby im kolejny z wspierających Czarnego Pana rycerzy. Bezpośrednie udanie się na miejsce od razu więc odpadało. A mimo całej swojej wiary, jaką Burke pokładał w przyjaciela, nie spodziewał się, aby Zachary był w stanie sam stawić czoła całej trójce na raz.
Uznawszy temat za zakończony, Craig ponownie wbił wzrok w podłogę. Jedyne co mogli teraz zrobić, to czekać. Czekać na jakieś wieści. Alphard próbował się jakoś wyłgać z sytuacji: kiedy Burke opuszczał port, Black usiłował przemówić do jakichś portowych pijaczków - może jakoś mu pomogli. Zamierzał się trzymać tej nadziei. Ponad wszystko pragnął jednak zapomnieć. Gdyby istniało jakieś zaklęcie, które wymazywałoby wszystkie jego błędy i potknięcia, Burke nie zawahałby się przed jego użyciem. Wstydził się, nawet przed Zacharym - z tego też powodu ani razu nie odważył się podnieść wzroku, by spojrzeć uzdrowicielowi w oczy. Był mu jednak niezwykle wdzięczy za pomoc... nawet jeśli w tym momencie nie był w stanie tego wyrazić, uginając kark pod ciężarem swojej urażonej dumy.


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Sala numer dwa [odnośnik]21.01.20 20:51
Odpowiedź, którą miał przygotowaną na usłyszane stwierdzenie siłą zmełł nim ta wydostała się z jego ust i wybrzmiała pełnią arogancji, którą w mgnieniu oka w sobie zgromadził. Ciężkość towarzyszącej im atmosfery tylko temu sprzyjała – eskalacji konfliktu, nieistniejącego w rzeczywistości, pozostającego jedynie domysłem mogącym mieć miejsce. Nie pierwszy i nie ostatni raz, jak upomniał samego siebie, wspominając jedno ze spotkań sprzed niemal roku, gdzie był gotów wyszarpać z Burke'a odpowiedzi siłą. Ale nie zrobił tego dokładnie z tych samych powodów, z których powstrzymał się od zagęszczania atmosfery.
Ten jeden z niewielu razy w szpitalnej sali daleko było do neutralności. W zasadzie pierwszy raz, bowiem nie umiał przypomnieć sobie podobnej sytuacji z przeszłości. Przed tym wszystkim, co miało miejsce w ostatnim czasie, zapewne wzruszyłby ramionami i nie wtłaczał wszystkich swoich sił w powstający konflikt. Dziś jednak był w stanie sięgnąć po wszelkie znane mu środki, byle tylko zażegnać wrogość kalającą delikatną równowagę.
Curatio Vulnera — odpowiedział, przytykając koniec różdżki do jednej z ostatnich ran. — Curatio Vulnera — powtórzył, przesuwając ją nieco w bok, wolną ręką pomagając sobie tak, aby nieco naciągnąć rozciętą skórę. — Curatio Vulnera — zawyrokował ostatni raz, wierząc, że zbliżał się do należytego końca przy swoim pacjencie. Resztkami woli ciągnącej go do miejsca walki zdał się na czysty profesjonalizm, rzucając zaklęcia, tylko po to, żeby z wybrzmieniem ostatniej formuły podnieść się z zajmowanego miejsca i zrobić kilka kroków do szafy pełnej maści oraz innych specyfików. Sięgnął po jeden ze słoiczków i wcisnął w ręce Craiga, zrobił kilka kroków, powiększając przestrzeń między nimi, jakby nagle ogarnęły go przemyślenia zupełnie nieadekwatne do sytuacji. Niesienie pomocy stanowiło najbardziej podstawowy priorytet Zachary'ego. Zawsze tak było, aż teraz, oparłszy się o skrawek pustej ściany, spojrzał spode łba na przyjaciela.
Nie masz władzy, by trzymać mnie tu jak ptaka w złotej klatce —wymamrotał, znacznie bardziej do samego siebie niż do poranionego Śmierciożercy, choć był pewien, że i on usłyszał to, co powiedział. Słowa znalazły swe ujście, będąc niejako przytykiem, lecz przede wszystkim suchą uwagą, bowiem tak od lat Zachary brzmiał w swym zawodzie: chłodno.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sala numer dwa - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Sala numer dwa [odnośnik]21.01.20 20:51
The member 'Zachary Shafiq' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 54, 64, 57
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer dwa - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer dwa [odnośnik]22.01.20 23:50
W jednej kwestii Zachary się mylił. W wielu aspektach byli sobie równi - obaj posiadali w końcu szlachecką krew, która czyniła ich braćmi w poszczególnych kręgach. Ponadto, choć nie łączyły ich faktyczne więzy pokrewieństwa, Shafiq był jedną z istotniejszych osób w życiu Burke'a. Mężczyzna nie zawahałby się przed zawierzeniem swojego życia w ręce uzdrowiciela, co już z resztą kilka razy pośrednio zrobił. Wystarczy wspomnieć dzisiejszą noc. Łączyło ich także to, że obaj zadecydowali się powierzyć swoje życie służbie Czarnemu Panu - a przez to wpłynąć na świat i uczynić go lepszym dla tych, którzy na to zasługiwali. Jednakże cała sympatia i przyjaźń jaką Burke odczuwał wobec Zachary'ego nie miała znaczenia w oczach organizacji, którą tworzyli. Miał więc władzę. Jako śmierciożerca, Craig miał pełne prawo wydać stojącemu przed nim młodemu szlachcicowi polecenie - choćby dotyczące czekania w szpitalu na dalsze instrukcje, trwania w gotowości, aby przynieść pomoc kolejnym rycerzom, zamiast bezmyślnego pchania się na pole walki, gdzie uzdrowiciel sam szybko mógł stać się ofiarą ich wrogów - a Shafiq musiałby usłuchać. Hierarchia rycerzy walpurgii była badzo jasna.
Ale chociaż do uszu Burke'a dotarła ta chłodna i nieprzyjemna uwaga, śmierciożerca powstrzymał się przed wyszczekaniem podobnego rozkazu czy nawet kąśliwej odpowiedzi. Nie chciał pogarszać i tak już napiętej atmosfery, gęstej tak, że niemal można było pokroić ją sztyletem. Otrzymany od uzdrowiciela słoiczek prędko schował do kieszeni szaty - kolejnej już z kolei, która po misji nadawała się tylko do tego, aby ją wyrzucić do kosza. Mężczyzna posłał przyjacielowi ciężkie, zmęczone spojrzenie. Był wdzięczny za okazaną mu pomoc, nawet jeśli nie był w stanie teraz tego okazać. Świadomość, że Zachary z pewnością ma mu za złe tak oschłe potraktowanie, śmierciożerca skrócił dzielący ich dystans - Shafiq mógł sobie uciec pod ścianę, ale dalej już nie miał gdzie umknąć.
- Nie mam - przyznał, decydując się przyjąć rolę przyjaciela, nie śmierciożercy. Ta druga i tak mu nie wychodziła - Nie pozwolę ci się jednak niepotrzebnie narażać.
Nie zrobił nic więcej by powstrzymać Zachary'ego. Nie zamierzał mu jednak zdradzać dokładnej lokalizacji ich bitwy - licząc że bez tej wiedzy uzdrowiciel zdecyduje się pójść za głosem rozsądku i pozostać w szpitalu. Tu mógł mieć szansę na niesienie pomocy.
Gdyby tylko w grę nie wchodziło upapranie jasnej szaty uzdrowiciela krwią, Craig zdecydowałby się, aby uściskać przyjaciela - nawet jeśli zostałoby to odebrane z niechęcią ze względu na tę drobną różnicę zdań. Tymczasem Burke zdecydował się jedynie na uściśniecie uzdrowicielowi dłoni - Zachary posiadał jego dozgonną wdzięczność i doskonale o tym wiedział. W przyszłości może jakoś mógłby wynagrodzić mu to chłodne potraktowanie... dziś jednak jedyne o czym marzył, to gorąca balia z wodą, łyk eliksiru słodkiego snu i własne łóżko. Schować się przed światem w norze swojej własnej komnaty i liczyć po cichu, że wszyscy o nim zapomną. Pozostało mu tylko wprowadzić swój plan w życie - więc ciężkim krokiem pokonanego skierował się do drzwi, zostawiając Shafiqa z jego własnymi dylematami. Dziś już nie miał sił na utarczki - nawet te słowne.

zt


monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3810-craig-maddox-burke https://www.morsmordre.net/t3814-blanche#70697 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6332-skrytka-bankowa-nr-965#159559 https://www.morsmordre.net/t3842-craigowe#71823
Re: Sala numer dwa [odnośnik]25.01.20 22:24
Finalnie i jemu udzieliła się gorycz odniesionej porażki. Choć nie uczestniczył w bezpośrednim starciu, odczuwał doskonale to, co przeżywał Craig – niemal całym sobą odnosił się do sytuacji, w której nie znalazł się. Być może słusznie to nie on został wybrany do tego zadania. Wiedział, że nie posiadł zaufania tak wielu z Rycerzy, jak zamierzał. I wiedział także, że w Nilu upłynie jeszcze wiele wody, nim wszystkie sekrety pozostałych uczestników stołu staną się jego własnymi. Prawdopodobnie nigdy, bowiem doskonale zdawał sobie sprawę z faktu istnienia granic, których nigdy nie przekraczano. Miał jednak nieodparte wrażenie ich zatarcia, gdy wspólnie, z podniesionymi głowami planowali kolejne kroki mające na celu doprowadzenie do zwycięstwa. Wszystko to miało swą cenę. Szlachetną krew przelewano niemal na równi z każdą inną, niegodną zaszczytów, a jemu, pokornemu uzdrowicielowi, lecz dumnemu potomkowi kapłanów, przychodziło zwracać ją ich właścicielom.
Dokonanie tego aktu nie przyniosło mu dumy, której oczekiwał. Właściwym dla siebie zwyczajem obserwował postępujące zanikanie otwartych ran na rzecz świeżych blizn. Pełna ich rekonwalescencja zajmie przynajmniej kilka solidnych tygodni nim znikną bądź zostaną, boleśnie przypominając to, co wydarzyło się podczas kolejnego zadania. Czysta satysfakcja, niemal zawsze odczuwalna podczas udzielania opieki pacjentom, przepadła. Jasne, ostre spojrzenie straciło blask. Usta zacisnęły się w wąską kreskę tylko po to, by w przeciągu paru oddechów uchylić, jakby zamierzały wygłosić kolejną uwagę. Nieme Nie w ojczystym języku pustyni wsiąkło w gęste powietrze szpitalnej sali i pozostało tam wraz z kolejnymi słowami wypowiedzianymi przez Craiga.
Nie powstrzymasz mnie, jeśli zajdzie taka... konieczność — odpowiedział sucho, ostatnie słowo wypowiadając z wyraźną emocją powiązaną z zagrożeniem oraz groźbą. Nie zamierzał głośno mówić, co miał na myśli ani do czego się odwoływał. Obecna sytuacja, a nawet sama świadomość tego, kim byli i co robili dla ochrony tego świata powinna wystarczyć. Domysł, którego się dopuścił miał zaistnieć jedynie w sytuacji, gdyby ktoś zamierzał przysłuchiwać się ich rozmowie. Nie mógł pozwolić sobie na odarcie z oblicza ułudy przez postronnych. Zamierzał tak długo, jak było to możliwe utrzymywać balans – zachować pozór neutralnego wyłamywania się z niejasnych deklaracji tylko po to, aby nie utracić należnej mu władzy. Wywoływało to w nim nieprzyjemne napięcie, jakby nagle dźwigał na barkach ciężar niemożliwy do podniesienia; podobny do tego, który odczuwał teraz, a który zelżał wraz z zamykającymi się za Craigiem drzwiami. Nie poruszył się jednak z miejsca. Odczekał dłuższą chwilę i dopiero wtedy odetchnął, nie odczuwając żadnej ulgi. Nie zamierzał dać się zepchnąć do rzędu pokornych obserwatorów. W jakiś sposób musiał dowiedzieć się, gdzie stoczyli walkę i przechwycić Deirdre bądź Alpharda, gdyby jakimś cudem trafili do szpitala.

z/t




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Sala numer dwa - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Sala numer dwa [odnośnik]25.02.20 0:53
29 marca

To było niedopuszczalne. Uzdrowiciele powinni zajmować się leczeniem pacjentów, a nie wypełnianiem papierów. Archibald pomału zaczynał wyrywać sobie włosy z głowy, bo już miał serdecznie dość tych ankiet i tabelek. Starał się dawać takie rzeczy młodym uzdrowicielom, ale ostatnio stwierdził, że oni tym bardziej powinni zajmować się praktyczną nauką zawodu jeżeli nie chcą pozabijać zbyt wielu pacjentów w przyszłości. Odpowiedzialnie usiadł przy biurku i zaczął wpisywać wszystkie potrzebne informacje, po jakimś czasie dostając oczopląsu od tych wszystkich małych literek. Praca w szpitalu robiła się coraz bardziej męcząca, jakby dyrektor szpitala chciał celowo utrudnić im wszystkim życie. Archibald miał dość pisania w domu; przychodził do pracy, żeby się oderwać od rzeczywistości w Weymouth i spełniać się w roli uzdrowiciela.
Odłożył pióro na bok i zaczął masować sobie skronie. Jego zmiana kończyła się za trzy godziny, ale coś czuł, że będą to długie trzy godziny. Naprawdę rzadko zdarzały się takie dni, kiedy Archibald nudził się w swojej pracy. Nawet nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio czuł się tak jak teraz. Westchnął przeciągle i odłożył dokumenty na bok, podchodząc do regału z eliksirami. Zaczął je przeglądać i odkładać na bok fiolki, w których praktycznie już nic nie było. Będzie musiał przejść się do alchemików i poprosić o dowarzenie kilku ważnych antidotów, bo kto jak kto, ale on ze swoją specjalizacją nie da sobie bez nich rady. Po kilkunastu minutach miał gotową niewielką skrzyneczkę podpisanych pustych fiolek. Wziął ją pod pachę i poszedł do alchemików.
To zaskakujące, ale alchemicy zdawali się mieć mnóstwo pracy. Może każdy uzdrowiciel postąpił tak samo jak Archibald i zamówił u nich uzupełnienie swojej apteczki? Możliwe, bo prawie zapłakali, kiedy usłyszeli czego żąda. Cóż, chociaż raz role się odwróciły. Zazwyczaj to uzdrowiciele nie wiedzieli w co włożyć ręce. Z poczuciem satysfakcji Archibald skierował się w stronę swojego gabinetu, zaglądając po drodze do wszystkich sal, ale wiele z nich pozostawało pustych, a w innych spokojnie spali ustabilizowani pacjenci. Jakież ogarnęło go szczęście, gdy przed drzwiami do jego gabinetu stał mężczyzna o słusznej posturze z wypiekami na twarzy. W dodatku się drapał, a to mogło świadczyć tylko o jednym, że przyszedł do uzdrowiciela po pomoc.
- Dzień dobry, uzdrowiciel Archibald Prewett. Zapraszam do gabinetu - powiedział z niemałą satysfakcją, puszczając nieznajomego przodem. Chyba nie powinien tak się cieszyć z cudzego nieszczęścia, ale już nic nie mógł na to poradzić. Wskazał mężczyźnie wolne krzesło naprzeciwko swojego biurka i zamienił się w słuch.
- Panie uzdrowicielu - zaczął ochrypłym głosem, na co Archibald nie omieszkał zwrócić uwagę. - To przez moją żonę. Ona dolała mi czegoś do herbaty, jestem tego pewny. Ubzdurała sobie, że... Nieważne, głupie babsko - naburmuszył się, ale Archibald nie zamierzał wtrącać się w jego życie uczuciowe. Zdecydowanie nie musiał wiedzieć dlaczego żona chciała go otruć, ale czym – jak najbardziej. Poprosił mężczyznę o ułożenie się na kozetce, żeby mógł go lepiej zbadać. Praca toksykologa przypominała pracę detektywa. Trzeba było zwracać uwagę na każdą, nawet najmniejszą, zmianę na ciele pacjenta. Objawy nigdy nie były przypadkowe. Każda trucizna uderzała w organizm z innej strony. Archibald był pewny, że da się te znaki rozgryźć szybciej niż udawało mu się to dotychczas.
Mężczyzna (który podobno nazywał się Arnold Pond, ale w uszach Archibalda to imię brzmiało zbyt dziwnie, żeby mogło być prawdziwe) miał wysoką gorączkę i wypieki na twarzy. Na pewno miał problem z drogami oddechowymi, na co wskazywał przyspieszony oddech. - Nie zmęczył się pan wejściem po schodach? - Musiał się upewnić, bo głupio byłoby go źle zdiagnozować przez taką drobnostkę. Możliwe, że miał opuchnięte płuca. Archibald przyjrzał mu się dokładnie, poszukując jeszcze innych charakterystycznych oznak, które mogłyby mu pomóc w diagnozie. Niestety nic takiego nie znalazł. Żadnej wysypki, żadnych krost w dziwnym kolorze, nic niecodziennego. Tylko gorączka i przyspieszony oddech, co niestety w żaden sposób nie naprowadzało Archibalda na jedną konkretną truciznę. Stanął na środku pomieszczenia i spojrzał krytycznie na pana Arnolda, co wywołało na jego twarzy trwogę. - Coś nie tak? Umieram, prawda? Na pewno umieram - zaczął biadolić, ale Archibald go nie słuchał tylko intensywnie myślał nad trucizną, którą mogła mu podać jego żona. O ile faktycznie dała mu truciznę, bo historie pacjentów nierzadko okazywały się wyssane z palca. Równie dobrze mogła pokonać go ciekawość i zjadł gałązkę domowego kwiatka. Chyba już nic nie było w stanie go zdziwić, ludzka kreatywność naprawdę nie znała granic. - Nie umiera pan - odpowiedział po dłuższej chwili, wciąż nie mogąc zauważyć niczego szczególnego w jego wyglądzie i zachowaniu. Na jego czole pojawiły się krople potu, ale Archibald przypisał to poddenerwowaniu. Na jego czole też zaraz się pojawią jeżeli szybko na coś nie wpadnie. Tyle lat pracy i takie problemy!
Jeszcze raz, od nowa. Krótki oddech, wysoka temperatura. Pot? Niech będzie pot. - Panie Arnoldzie, jest pan pewny, że objawy zaczęły się pojawiać już w domu? - Czy takie objawy mogły być spowodowane zjedzeniem domowej rośliny? Co ludzie zazwyczaj hodują w domach? Do jakich trucizn mogą mieć dostęp żony? Uporządkowanie wiedzy trochę pomogło Archibaldowi zebrać myśli. Pacjent potwierdził: wszystko zadziało się w domu. Co chwila wiercił się na kozetce, i choć Archibald na początku również uznał to za przejaw nerwów, w końcu zaczęło go to nurtować. To nie było normalne zachowanie, a pan Arnold coś ukrywał. - Szybciej skończymy - rzucił jedynie, mając nadzieję, że pacjent sam postanowi podzielić się z nim resztą informacji. Czekał dość długo, ale wyjątkowo cierpliwie. W końcu pan Arnold zdradził mu swoją zawstydzającą tajemnicę, która okazała się brakującym klockiem w tej układance. - Zatruł się pan wywarem z sangwinarii. Musiał pan wypić dosłownie odrobinę, bo sprawa nie wygląda poważnie - uśmiechnął się, choć twarz pana Arnolda raczej wyrażała załamanie, ale postawiona diagnoza to prawie zawsze powód do radości. Przynajmniej wiadomo jakie podjąć następne kroki, a takie błąkanie po omacku nigdy nie kończy się dobrze. - Spokojnie, leczenie nie będzie trudne - pocieszył swojego pacjenta, wyjmując z gablotki antidotum na powszechne trucizny. Powinno wystarczyć na małżeńskie porachunki. Swoją drogą, co takiego musi się stać, żeby małżonkowie zaczęli się nawzajem truć? Nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. - Proszę wypić teraz jeden łyk, drugi przed snem. Jeżeli będzie taka potrzeba, może pan wypić jeszcze jeden rano, ale nie więcej. Antidotum też może być trucizną - upomniał pana Arnolda, podając mu fikuśnie powyginaną fiolkę. Miał nadzieję, że mężczyzna faktycznie posłucha jego nakazów, bo wyglądał na takiego, który może wypić wszystko jak tylko przekroczy próg gabinetu lekarskiego. Chyba dlatego Archibald odprowadził go wzrokiem aż w końcu nie zniknął daleko za zakrętem. Dopiero wtedy wrócił do gabinetu, od razu łapiąc za wielką encyklopedię eliksirów, bo dawno nie spotkał się z tą trucizną – musiał przyznać żonie pana Arnolda, że wykazała się oryginalnością.
Po przeczytaniu informacji o wywarze z sangwinarii, wyjął z szuflady swój prywatny dziennik, w którym niedawno zaczął zapisywać kto kiedy do niego przyszedł, jakie miał objawy, czym były spowodowane i co je wyleczyło. Co prawda nie był już początkującym uzdrowicielem, ale i tak czuł potrzebę doszkolenia się w swojej dziedzinie magomedycyny. Te wszystkie objawy tworzyły całkiem logiczne drzewo powiązań, wystarczyło tylko odpowiednio na nie spojrzeć. Archibald tak wpadł w wir swoich naukowych rozmyślań, że nawet nie zauważył kiedy skończyła się jego zmiana. A parę godzin temu tak narzekał, że się nudzi! Uwielbiał tę pracę za niepowtarzalność i nieprzewidywalność – nie wytrzymałby w zawodzie, w którym każdy dzień wyglądał tak samo.
Zebrał uzupełniane wcześniej papiery na jeden stos – skończy je uzupełniać już jutro. Omiótł spojrzeniem swój gabinet, miejsce, w którym naprawdę lubił przebywać, i z poczuciem wypełnionego obowiązku wrócił do domu.

zt


Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning

Archibald Prewett
Archibald Prewett
Zawód : nestor toksykolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Britannia,
You’re so vane
You’ve gone insane
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4341-fluvius-archibald-prewett https://www.morsmordre.net/t4550-baldomero#96909 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f77-weymouth-siedziba-rodu-prewett https://www.morsmordre.net/t4910-skrytka-bankowa-nr-1115#106844 https://www.morsmordre.net/t4549-fluvius-archibald-prewett#96904

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Sala numer dwa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach