Wydarzenia


Ekipa forum
Sklep muzyczny Flashback
AutorWiadomość
Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]05.04.15 19:22
First topic message reminder :

Sklep muzyczny Flashback

-
Niezależnie od tego czy poszukujesz nagrań najwybitniejszych wykonawców w historii gatunku, czy niekonwencjonalnych artystów, jesteś fanem klasycznego jazzu, a może preferujesz obecną erę rock ‘n’ rollowych lat 50., Londyn oferuje bezlik sklepów muzycznych, w których zaopatrzysz się w poszukiwane nagrania. Jednak jak z dziesiątek znaleźć ten jeden najlepszy? Po zapytaniu przypadkowego przechodnia, trafiłeś właśnie tutaj? Prawdopodobnie miał rację. Sklep Flashback, choć niepozorny, jakby zagubiony pomiędzy pubem, a pobliskim kinem, jest podstawowym miejscem kultu dla wielu muzykoholików. Teraz masz okazję poznać, jak wiele może zaoferować ten niewielki budynek. Po wejściu do przestronnego pomieszczenia wypełnionego niskimi regałami z różnokolorowymi opakowaniami winyli, do uszu klientów dobiega ciche brzmienie największych przebojów, które na pewno umilą poszukiwania. Najnowsze kolekcje to nie wszystko, sklepik obfituje także płyty z drugiej ręki, a to tylko za 1/2 ceny! Możesz znaleźć tutaj wszystko, o ile potrafisz dobrze szukać i poświęcisz chwilę swojego cennego czasu. Uwierz, że warto.

Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:12, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]15.11.17 21:07
Muzyka była lekarstwem na wszystko.
No, może poza anomaliami.
Nigdy jednak nie poznałem nikogo, kto powiedziałby wiesz co, nie lubię muzyki. Racja, jedni woleli Celestynę Warbeck, inni Zamiataczy, a jeszcze inni średniowieczne chorały rozbrzmiewające pod strzelistymi sklepieniami mugolskich świątyń. I chyba właśnie w tej dziedzinie najmniej różniliśmy się od nich. Tak samo ulegaliśmy wiodącym trendom, za każdym razem zachwycając się nową konwencją muzyczną, niespotykaną wcześniej kompozycją. Jakkolwiek mocno nie byliśmy za mugolami do tyłu – a przecież wiedziałem najlepiej, ile sprzętów wynaleźli jako pierwsi, zanim my zdołaliśmy o nich choćby pomyśleć (zupełnie tak, jakby brak magii zmuszał ich do nieustannego rozwoju, zmuszał do czynienia życia prostszym na wszelkie możliwe sposoby) – w muzyce kroczyliśmy łeb w łeb.
Dla większośći magicznej społeczności była to jednak zbyt wątła nić, by można było z niej utkać most porozumienia – ale z pewnością nie dla Lionela Longbottoma. Z lekkością przyjąłem jego propozycję, by potowarzyszyć mu w wyprawie do świata magii gramofonów, zwłaszcza, że sam byłem zżerany przez ciekawość, co aktualnie najczęściej znajdowało się pod igłą mugolskich adapterów. Nie byłem pewien, czy zastaniemy sklep w jenym kawałku – anomalia zdawały się jednak oszczędzić to miejsce, jakby nawet one były świadome potęgi muzyki. I tego, że nie należało z nią zadzieać.      
- Jak udaje ci się uchować to w tajemnicy przez nestorem? - Zapytałem, wchodząc za mężczyzną do pomieszczenia; było puste, nie licząc krzątającego się przy kontuarze sprzedawcy. - Nie pownieneś. A może właśnie powinieneś. - Szybko odbiłem piłecznę rzuconą przez arystokratę; nie był typowym przedstawicielem swojej warstwy społecznej, co równie dobrze mogłem powiedzieć o sobie. Miał jednak więcej szczęścia, rodząc się Longbottomem. - Może wszyscy powinniśmy robić to, na co mamy ochotę. - Rzuciłem ostro, niemal oburzony tym, jak często pętały nas konwenanse. - Mam uczulenie na powinności. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego w społeczeństwie panują sztuczne podziały. Lepsi i gorsi. Ci, którzy mają władzę i ci, którzy są szarymi zjadaczami chleba. Dlaczego od zarania wpaja się nam irracjonalne stereotypy? - Słowa same cisnęłyy mi się na usta, gdy stanąłem obok czarodzieja, zanurzając dłonie w regale opatrzonym etykietą rocn'n'roll. - Jak to jest u Longbottomów? - Inaczej? Nigdy nie miałem punktu odniesienia. Trwałem w przekonaniu, że konserwatywne rody niewiele różnią się od mojej rodziny. - Oczywiście, że nic. Ale odkrycie tego trochę mi zajęło. Zostałem oszukany, jak większość arystokratów zresztą. Że mugole są źródłem wszelkiego zła, a ich dzieci to złodzieje magii. Że za ich przyczyną musimy się ukrywać. Zastanawia mnie jedynie, czy nie robimy tego... z niewiedzy. Ze strachu przed nieznanym. - Wiedza o mugolach w szkole była traktowana po macoszemu, a przyznanie się do zainteresowania ich światem w towarzystwie zakrawało o szaleństwo. Nie potrafiłem pojąć tak irracjonalnej postawy, tego poruszania się po linii najmniejszego oporu. Ukrywanie się za palisadą niewiedzy wydawało mi się co najmniej niedorzeczne – jak jednak można było skłonić społeczeństwo do dywagacji nad tym, że przyjęta przez ogół filozofia nie koniecznie musiała oznaczać słuszną postawę?


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]15.11.17 22:34
Pamiętał Fredericka jeszcze z tych spokojnych czasów, kiedy nazywał się Lycusem, a miodowa szopa włosów na jego głowie jakoś bardziej błyszczała mu ślizgońskim srebrem, aniżeli gryfońskim złotem. Na bankiecie nie mieli naturalnie okazji zatańczyć rock n' rolla, lecz nic nie stało na przeszkodzie, by nadrobili stracony czas w skromniejszym metrażu niż szlacheckie salony i pod innymi personaliami, niż te, jakimi przedstawiono ich sobie lata temu. Lionel, choć starszy o dwie dekady od Foxa, temperamentem dorównywał zapewne uczniakowi, ledwo co przydzielonemu przez Tiarę Przydziału do Gryffindoru; wszędzie było go pełno, kłopoty przyciągał jak największy (i najpulchniejszy) magnes, a przy tym odważnie zapuszczał się na całkowicie mugolskie terytorium. Bez strachu, za to z najwyższą ciekawością, traktując towarzyski wypad z należytym zainteresowaniem dla tej krajoznawczej wycieczki. Brakło mu tylko lupy, zawadiackiego kapelusza i powiększonej siatki na motyle, by wziąć go za łowcę, chociaż jedyne, co rzeczywiści chciał upolować to singiel szalonego Amerykanina, o którym w mugolskim radiu poczynało być coraz głośniej. Pewnie będzie kitrać płytę przed liczną rodziną - przed połową z niepokojem, iż posądzą go o sympatyzowanie z niemagicznymi braćmi poza skalę, a przed drugą częścią - ze strachem, by nie gwizdnęli mu tego krążka, czorty i krętacze! Zwłaszcza te niedorosłe smarki były straszne, wciąż nieco kontrolowane przez rodziców, w salonie posłusznie kołyszące stopami do rytmu Vivaldiego, by potem molestować Longbottoma o alibi na wieczór. Skubane dzieciaki, wiedziały, że nie odmówi im potańczenia w innym zbliżeniu niż sztywna rama towarzyskiego walca. Anomalie jednak i w beztroskim zazwyczaj Lionelu zasiały delikatne ziarna ostrożności - stonowanej i bagatelizowanej, jak to u byłego Gryfona - i już nie tak chętnie pomagał w eskapadach swym młodziutkim krewnym. Jedyna trwoga jaka przejmowała jego serce, drżała właściwie o najbliższych, o najmilszą żonę, o dwójkę rosłych synów i figlarną córkę, o siebie zaś nie troszczył się wcale, starając się wycisnąć z życia, ile tylko mógł. Dla Zakonu.
-Żartujesz? Neville jest głuchy jak pień, jakbym zechciał, mógłbym urządzić we dworze największe party w całej Anglii, a on by się nie zorientował - parsknął śmiechem, wyobrażając sobie pięknie ozdobiony zamek, przystawki lewitujące na tacach, śmieszne stożkowate czapeczki na gumkach, gwizdki i oczywiście huczącą w kamiennych murach elektryzująca muzykę. Przesadzał, ale tylko odrobinę - Póki nie przerywamy mu odpoczynku i okna są całe, nie ma do nas pretensji - sprostował po zastanowieniu, widząc niedowierzający wzrok Fredericka na sobie. Chłopak mógłby być jego synem - właściwie bardziej przypominał brzuchatego i wiecznie uśmiechniętego Lionela, niż któregokolwiek z wyniosłych Malfoyów. Większość z dziedziców Wiltshire miała dość... nieprzyjemny sposób bycia; Longbottom trzymał się z daleka od osądów i nawet rodowe niesnaski miał w głębokim poważaniu, uważając, iż szacunek należy się każdemu. Ta konkretna rodzina - jak i inne konserwatywne, zaślepione rody - odstręczała jednak poczciwego Lionela hasłami ideowymi, bliższymi neandertalczykom, niż cywilizowanym ludziom. Pochwalał wybór, jakiego dokonał Lycus, stając w szranki z własnymi wątpliwościami i chociaż poniósł dotkliwą stratę, to zyskał równie wiele. Prócz czystego sumienia - drugą rodzinę.
-Irracjonalny jest przydział, podług którego przypisywane są te role - przyznał Lionel, z zastanowieniem wpatrując się w tężejącą twarz młodego mężczyzny. Było w nim dużo gniewu i równie dużo siły, by go przezwyciężyć i przekuć w wartościową emocjonalność - czytałeś Huxleya? - spytał, żywo zainteresowany, czy liberalność Freda sięgała aż po mugolską literaturę. Sam zgromadził małą biblioteczkę, traktując owe książki jako ciekawostki i niemalże białek kruki wśród półek zapełnionych magicznymi traktatami - Wszyscy szanujemy niepodległość mugoli. Nie popieramy prześladowań i gdyby na naszych ziemiach zaczęłaby się obława, przypuszczam, że cała moja rodzina stanęłaby murem w ich obronie. Ja na pewno bym tak postąpił - zaznaczył, z zamyśleniem przeczesując wciąż gęstą grzywę płowych włosów - Nie bratamy się z nimi tak, jak Weasleyowie, lecz ja sam nie widzę niczego niewłaściwego w mieszaniu krwi. Podejrzewam, że moja córka zapoznała się w Hogwarcie z jakimś mugolskim chłopcem, bo panikuje, gdy przebąkuje się o jej małżeństwie, lecz uparcie milczy, kiedy pytam o powód tej niechęci. Utraciłaby tytuł, lecz nie straciłaby nic ze swego szlachectwa. Mam nadzieję, że wkrótce sama zrozumie, że mam we mnie wsparcie - westchnął Lionel, choć dla niego to także było trudne - te mity o czystości krwi to zwyczajna bzdura - dodał cicho, sprawnie selekcjonując winylowe płyty, by wybrać te, zaczynające się od odpowiedniej litery alfabetu - Znam mugolaków, posługujących się różdżką sprawniej ode mnie. Magia to dar, który powinien być szczególnie pielęgnowanych wśród tych, których wybrał, zwłaszcza bez genetycznego wsparcia czarodziejskich przodków. Nie mam pojęcia, czemu szykanuje się dzieci, obdarzone tym talentem - czy ze strachu, czy może z zazdrości. Czysta krew od pokoleń wcale nie czyni nas lepszymi - rzekł stanowczo, poważniejąc, chociaż nieustannie przekopywał się przez stosy płyt w poszukiwaniu tej jedynej. Tutaj przynajmniej nikt nie mógł ich podsłuchać, a nawet jeśli - prawdopodobnie wezmą ich za niegroźnych wariatów.


I show not your face but your heart's desire


Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 20.11.17 16:18, w całości zmieniany 1 raz
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]17.11.17 19:23
Beztroskość Longbottoma była nieco obezwładniająca - choć może właśnie tak czuła się większość w moim towarzystwie. Z pewnością nie był wzorcowym przykładem arystokraty - i zdawać się mogło, że podobne słowa mógłbym powiedzieć o większości Zakonników, posiadających szlachetne korzenie. Ale tu nie chodziło tylko o poglądy - ale też o charakter okraszony nonszalancją, która wydawała mi się jakoś tak mocno znajoma.
- Nie masz w rodzinie... donosicieli? - Taki Abraxas na przykład pewnie chętnie poinformowałby nestora, gdybym nadal mieszkał w Wilton i gdybym choćby p o d r y g i w a ł w ukryciu, w jednym z opuszczonych skrzydeł, puszczając sobie mugolskiego rock'n'rolla. Zrobił to przecież raz, w przeszłości. Zdradził ojcu moją sekretną wyprawdę do Salisbury. Wybaczyłem mu – ale dopiero po latach – choć tego nigdy nie miał okazji się dowiedzieć.
I tak pewnie nie chciałby słuchać. Jakby wszystkie słowa wypowiedziane w rodowej posiadłości jedynie odbijały się echem od marmurowych ścian, w końcu rozpływając się w nicości, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Skoro jednak przedstawiasz sprawę w ten sposób, liczę, że otrzymam zaproszenie, jeśli impreza dojdzie do skutku. Obiecałem sobie, że moja stopa nigdy więcej nie przekroczy żadnego dworu, ale jeśli dzięki temu miałbym okazję zobaczyć arystokrację bawiącą się w rytmach współczesnych piosenek... to muszę tam być.
Mógłbym nawet wspaniałomyślnie pokazać śmietance towarzyskiej, jak prawidłowo tańczyć do takiej muzyki...
- Huxleya? - Powtórzyłem pytająco za Lionelem, tym samym dając mu do zrozumienia, że nazwisko to niewiele mi mówiło. Zamilkłem na dłużej, pozwalając zakonnikowi na kontynuację swoich przemyśleń, które nie odbiegały szczególnie od moich osobistych odczuć. Dziwne, gdyby było inaczej – w końcu łączyła nas jedna walka. - Wsparcie w tobie. Dobrze wiesz, ze to niewystarczające. Że losem twojej córki rządzisz tak samo ty, jak i wszyscy twoi bracia, twoi kuzyni, a przede wszystkim – nestor, który – jakkolwiek może być pobłażliwy dla ekstrawaganckiej muzyki – wątpię, by poparł małżonka nie posiadającego odpowiedniego rodowodu. - Przyznałem gorzko, zaglądając Longbottomowi przez ramię, by zlustrować wybrane przez niego tytuły. Przez myśl przemknęła mi setka pytań dotycząca tego, jak zamierza zataić posiadanie mugolskiej muzyki przed resztą rodziny, ale temat, który mimowolnie nawiązał się między nami,  w tej chwili wydawał mi się znacznie bardziej istotny. - Czasem zastanawia mnie, ile jeszcze osób myśli podobnie. I dlaczego wszyscy milczą. Dlaczego wszyscy z pokorą przyjmują poglądy, z którymi nie koniecznie się zgadzają. - Ilu kochanków zostało pokrzywdzonych przez tę irracjonalną ideę? Ile zniszczono przyjaźni? W imię czego? Czystości rasowej, którą po dwóch mugolskich wojnach w Europie chyba wszyscy zdążyli już uznać za patologię? - Spróbuj powiedzieć o tym na głos podczas Sabatu. Gwarantuję ci, że zostaniesz odesłany na oddział zamknięty w szpitalu świętego Munga. Dożywotnio. - W moim głosie zabrzmiała nuta dramatyzmu. - Dziwi mnie trochę, że wiele rodzin, które nie znalazły się w skorowidzu Notta, zdaje się wyznawać rodową dewizę Malfoyów. Czysta krew zawsze u władzy. Co za bzdura, ale propaganda najwyraźnniej zbiera swoje żniwo. Nawet Czarownica ostatnio porzuciła pikantne plotki na rzecz pochwalnych peonów w kierunku stylu życia, które wiodą arystokraci. - No tak, tłamszenie potencjału kobiet i sprowadzanie ich całego żywota do jednej roli było w istocie godne podziwu. Podobnie zresztą jak domaganie się większego poklasku ze względu nie na własne osiągnięcia, a nazwisko.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]20.11.17 17:08
Lisie sprawy napawały Lionela szczerą radością, mimo burzowych chmur spadających na siwiejącą, krzaczastą brew - starał się patrzeć pozytywnie, krzesać z siebie szczęście rozgrzewające innych, zaradzać anomaliom, wśród najbliższych dobrym słowem i duchowym wsparciem, pośród zakonników, cierpliwością, humorem, a także pomocną różdżką. Tych nigdy nie było mało.
-Nie sądzę. Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - wyznał szczerze, nieomal wzruszając ramionami, ciasno wbitymi w szatę nieco za bardzo opinającą się na brzuchu - Nestor mógłby co najwyżej rozkazać mi zniszczyć te płyty, chociaż wątpię, by przykładał aż tak wielką wagę do ekcentrycznego Lionela - zbagatelizował, robiąc lekkiego zeza i rozchylając usta - rodzina mnie lubi i akceptuje, ale chyba uważają mnie za wariata. Niegroźnego - w zaufaniu podzielił się z Frederickiem swymi osobistymi obserwacjami, czynionymi skrupulatnie prawie każdego wieczoru. Nie miał porównania, ale wydawało mu się, że Longbottomowie wspierali się wzajemnie jak mało która szlachecka rodzina. Nie słyszał nigdy o donosach - obraz czarnej owcy w familijnym zwierciadle przedstawiał parszywą szuję o zamazanych konturach, śliską, obłudną, z premedytacją łamiącą ich rycerski kodeks, a nie szalonego staruszka, od czasu do czasu podrygującego do muzyki tworzonej gdzieś w równolegle istniejącym świecie.
-Obowiązkowo, Fredricku. Chętnie ugościłbym u siebie cały Zakon, ale nawet tolerancja Longobottomów zna swoje granice. Szanuję moją rodzinę i szczerze, jestem ogromnie wdzięczny, że nie urodziłem się Averym czy Crouchem, aczkolwiek... w praktyce i nasza akceptacja okazuje się krucha. Przykro mi, że muszę mówić o tym w swoim imieniu - odparł poważnie, rzeczywiście żałując, że w szlacheckich progach nigdy nie zawita Margaux, czy nawet Florean. Czytsokriwsty ostracyzm był okrutny i niesprawiedliwy, a walka z nim przypominała toczenie wojny z wiatrakami. Mimo tego, nie miał zamiaru się poddawać i wiedział, że Frederick również będzie kroczył wraz z nim po ścieżce wybrukowanej trudnościami.
-Mugolski pisarz. Gdyby nasi arystokratyczni przyjaciele się z nim oswoili, mogliby zrozumieć, że świat, do jakiego dążą szybko ich przytłoczy. Że przypisanie ludziom roli wedle urodzenia nie prowadzi do szczęśliwego zakończenia - wyjaśnił, mając na myśli konkretną pozycję. Zmierzył Foxa przeciągłym spojrzeniem niebieskich oczu; narkotykowych traktatów jednak nie będzie mu polecać. Dmuchał na zimne, w jego wieku miał jeszcze całe mnóstwo bzdurnych pomysłów.
-I w tym rzecz - wpadł w słowo Foxowi - nadal będę ją kochać i nigdy nie przestanie być moją córką, nawet, jeśli zdecyduje się uciec z tym młodzieńcem. Nie chcę słuchać już jej płaczu w poduszkę i nie chcę patrzeć, jak wymyka się ze wszystkich uroczystości, by uniknąć prób swatów, nie chcę tłumaczyć nestorowi, dlaczego odmówiłem propozycji kolejnego lorda. Ja miałem szczęście, trafiając na Felicję, ale gdybym jej nie spotkał, prawdopodobnie nie poznalibyśmy się na bankiecie u Nottów a w mugolskim kinie, oglądając Casablancę - przyznał bez oporów Lionel. Mógł mówić głośno, jaki szpicel szedłby za nimi aż do mugolskiego sklepu. Częściowo ratowały ich przesądy czarodziejów o epidemiach chorób, nieustannie krążących między mugolami.
-Boją się, Fredericku. Wyrażanie swego zdania nigdy nie było proste - powiedział ze smutkiem. Sam przełamał się niedawno - czym innym było napyskowanie nauczycielowi transmutacji, czym innym postawienie się setkom lat tradycji - Szlachta boi się utraty swojej kurczącej się władzy. Możni boją się upadku ich protekcji, a mugolaki boją się izolacji. Nie pasują do świata swych krewnych, w naszym są piętnowani. Sami nie wywołają rewolucji, a kto ich poprze? - - spytał, ze świetnie słyszalnym rozgoryczeniem. Działanie w Zakonie niosło ze sobą ogromną odpowiedzialność, niesamowitą radość, ale i rozczarowania. Wiara Lionela w ludzkość chwiała się widowiskowo, nie upadając wyłącznie dzięki solidnemu wzmocnieniu, jakie odnajdywał w swoich towarzyszach broni.
Kiwnął głową, uśmiechając się słabo. Naturalnie, Fox miał rację, a on, miałby szczęście, gdyby za głoszenie podobnych poglądów czekało go jedynie badanie głowy.
-Kiedy zaczną myśleć, że złapali Merlina za nogi, chcą wspiąć się po nich wyżej - skwitował. Chorobliwa ambicja nie miała znaczenia, Longbottom wiedział, że dla arystokracji czarodzieje bez rodowodu nadal pozostaną ludźmi ze skazą. Bez względu na ich starania - czytasz Czarownicę? - wyrwało się Lionelowi, nim zdołał sformułować bardziej godne zapytanie, pasujące do filozoficznej natury ich pogawędki, lecz... wizja Fredericka zagłębiającego się w kobiece pisemko nieco go zafrapowała. Może przeglądał je podczas wizyty u dentysty?


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]22.11.17 22:04
- Wygląda na to, że miałeś więcej szczęścia rodząc się Longbottomem niż ja, siłą wepchnięty w skórę Malfoya. - To, co Longbottomowie uznawali za niegroźne wariactwo Lionela, w mojej rodzinie już dawno stałoby się oznaką całkowitej i nieuleczalnej niepoczytalności. Ale nawet mimo swobodniejszych granic, te istniały nadal, oddzielając szlachetnie urodzonycg grubą linią od reszty społeczeństwa.
- Mówisz tak, jakbyś nie miał na to wpływu. Jakby jedyną twoją rolą było podporządkowanie się woli nestora. - Prawda ma gorzki smak, Lionelu – nawet, jeśli moja propozycja była jedynie żartem, po raz kolejny odbiła się od niewidzialnej ściany powinności wynikających ze statusu krwi. Nie wierzyłem jednak w to, że Longbottom nie miał dość sił, aby zmienić bieg tej rzeki. Jeśli nie on – człowiek stojący w szeregch Zakonu Feniksa – to kto? Kto miał stawiać czoła temu podziałowi? - Co by było, gdyby nagle wszystkie dwadzieścia osiem rodzin ogłosiło, że zamierza bratać się z mugolami? Czy reszta podążyłaby w ich ślady? - Jeśli faktycznie arystokracja posiadała władzę, stanowiła wzór do naśladowania, może to właśnie oni mieli rozpocząć rewolucję? Przecież Lionell nie był jedyny w swojej rodzinie – a Longbottomowie nie byli jedynymi w złotym kręgu. Abbottowie. Prewettowie. Macmillanowie. Weasleyowie. Ollivanderowie. Greengrassowie. W Zakonie nie brakowało także i Fawleyów, Traversów, Selwynów... a nawet Carrowa. I jednego farbowanego Malfoya. Całkiem sporo jak na domniemaną mniejszość.  
- Myslisz, że uwierzyliby w wizję m u g o l a? Nawet, jeśli jest bliższa rzeczywistości? - Chciałbym, aby tak było. Po krótkim streszczeniu Lionela byłem przekonany, że ten cały Huxley miał sporo racji. - Wiesz, znam to z autopsji. I tym bardziej nie potrafię pojąć, dlaczego większość społeczeństwa nieustannie marzy o wpisywaniu się w utarte schematy. Z poczucia bezpieczeństwa? Ze strachu przed innością? Czy może przed samym sobą? - Wolność także potrafiła być oszałamiająca.  
Być może nigdy nie było dane mi pojąć chaosu, w jakim zanurzony był ten świat.
- O to właśnie mi chodzi. O ucieczkę. - Podsumowałem najczarniejszą wizję Lionela. - Że chorobliwe dążenie do zachowania czystości krwi zmusiło mnie – i być może zmusi twoją córkę, czego jej nie życzę – do rozerwania fundamentalnej jednostki, jaką jest rodzina. Zawsze miałem wielkie marzenie, aby moja mnie wspierała. Ale nie mogła tego robić, bo uważałem, że ktoś, kto nie miał za żadnego z rodziców czarodzieja, stał ze mną na równi. - Kiedyś nie, ale teraz potrafiłem opowiadać już o tym lekko, jakbym wyjaśniał, co właściwie zjadłem na obiad. - Palenie czarownic mugole porzucili chyba wraz z końcem średniowiecza. Wydaje mi się jednak, że niektórzy z nas nadal wierzą w przekonania sprzed kilku wieków – choć dość wybiórczo, bo jakoś pogląd na to, jakoby cała magia miała pochodzić od elfów, zginął w odmętach historii. - Ten i kilka innych, równie absuralnych, równie ochoczo wyśmiewanych w dzisiejszych czasach. Za każdym razem zaskakiwało mnie to, z jaką selektywnością gatunek ludzki wybierał sobie prawdę.
Na moment oderwałem się od wertowania płyt, skupiając swoje spojrzenie na Longbottomie.
- No właśnie. Tkwimy w niezdrowych systemach, które sami ustanowiliśmy. Co więcej – ustanowiliśmy jej pomimo hipokryzji. Przecież nikt tak naprawdę nie wie, czy krew Malfoyów rzeczywiście jest tak nieskazitelnie czysta. Nie zrozumiem chyba nigdy, dlaczego z takim uporem dążą do podtrzymania tego złudzenia. Oni i pozostałe dwadzieścia siedem rodzin. Nie są głupi, przecież wszyscy wiedzą, skąd wzięły się choroby dziesiątkujące arystokratów. Nigdy nie poznałem nikogo, kto byłby nieczystej krwi i zmagał się z Ondyną. - Co w zasadzie zdradzało kolejną hipokryzję tych, którzy za wszelką cenę starali się zachować czystą krew. Czy naprawdę tak mocno obawiali się rzekomych chorób panujących wśród mugoli (kolejny mit – chyba, że na co dzień dostąpywałem cudownego uzdrowienia), że nie zauważali własnego kalectwa, ugruntowanego w pysze i zacofaniu?
- Oczywiście, że czytam Czarownicę. - Przyznałem z nieukrywaną dumą, ale i lekkim przekąsem. Kiedyś nałogowo szukałem plotek o Lovegood. Albo Benjaminie. Z czasem przeglądanie damskiego pisemka weszło mi w krew. Okazało się lekturą na tyle lekką i irracjolaną, że zaspokajało moje dzienne zapotrzebowanie absurdy. - To coś złego? Jakiś kolejny, schematyczny podział, dyktujący co wypada? - Zapytałem nieco rozbawiony. Nie podejrzewałem ekstrawaganckiego Lionela o tak zaściankowy sposób myślenia. - Nic nie dostarcza mi lepszej rozrywki podczas śniadania. Chociaż to ryzykowne. Grozi zadławieniem. - Ze śmiechu. - Ale sam rozumiesz. Jestem aurorem. Wszędzie szukam ekstremalnych doznań.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]23.11.17 11:39
-Pamiętam, że gdy byłem jeszcze berbeciem, ojciec mówił, że mogę zostać, kim tylko chcę - wspomniał z nostalgią Lionel, dyskretnie odwracając wzrok, by Fox nie zauważył wilgoci, skrzącej się w jego niebieskich oczach. Przywiązanie szlachty do swej rodziny funkcjonowało raczej w pojęciu solidarności, aniżeli miłości, lecz w domu Longbottomów najwyraźniej wszystko działo się po chińsku, a mężczyzna ciągle przeżywał odejście swego rodzica - wymyśliłem, że zostanę smokiem, ale nie byle jakim. Chciałem być opalookim antypodzkim, a to szaleństwo posunęło się do tego, że kradłem matce perły, rozpuszczałem je w kociołku, nacierałem się tym wyciągiem i błagałem krewnych, by rzucili na to smarowidło zaklęcie utwardzające. Kiedy miałem trzynaście lat zaklęciem wywróciłem sobie gałki oczne na drugą stronę - wspomniał swoje dziecięce wybryki, uśmiechając się coraz szerzej - by upodobnić się do swego gadziego alter ego? - i wyrównując chwiejącą się piramidę z winylowych płyt. Nie lubił zostawiać po sobie bałaganu - urodzony Malfoyem również dostałeś wybór. Tylko nikt cię o tym nie poinformował. Sam musiałeś zrozumieć, czego naprawdę chcesz. To dużo trudniejsze, Fredericku - powiedział, kładąc rękę na ramieniu młodszego mężczyzny. Czuł do Foxa szczery podziw; postawienie się szlachcie nie wzbudzało w Lionelu takich emocji, jak walka aurora o słuszne ideały, toczona przez niego strasznym kosztem.
-Moja rodzina mimo pozytywnego nastawienia do mugoli, nadal jest ostrożna. Żelazną kurtynę można odsunąć, lecz puszczona od razu wpuści do środka za dużo światła. Sądzę, że z czasem zniknie tabu między naszymi kulturami, ale jest za wcześnie, by czynić to tak spontanicznie - odparł pewnie. Nie kłamał, widział realną szansę na pozyskanie wsparcia całego klanu Longbottomów dla wartości reprezentowanych przez Zakon Feniksa. Część jego kuzynów była tchórzami, kuzynki popadły w wygodnictwo, lecz nadal tliło się w nich dobro. Obcując z krewnymi i - coraz rzadziej - ze szlachecką bracią, dostrzegał różnice, rozciągające się między nimi a resztą ogromną rozpadliną. Wierzył, że prędzej czy później, każdy członek jego rodu bez wyjątku, opowie się za działaniami Zakonu. Różdżką, czy werbalnym, oficjalnym poparciem, nie miało to już większego znaczenia.
-Nie chcę rozwiewać twych snów Fredericku, lecz... zdajesz sobie sprawę, że to nie jest możliwe? - spytał ostrożnie, pocierając w zakłopotaniu podbródek (dwa!) i zezując z zaniepokojoną miną na zawziętą twarz Foxa - Wywyższeni przez stulecia, czysta krew uderzyła im do głowy, razem z tą obrzydliwą nalewką, podawaną na każdej uroczystości - wzdrygnął się z obrzydzenia - sądzę, że z każdego rodu wywodzą się jednostki, trzeźwo myślące i potrafiące rzeczywiście ocenić kierunek, do jakiego zmierzamy, ale... to nadal jest mniejszość. Porażający procent wciąż tkwi w przekonaniu, że mugole nadają się co najwyżej do wylizywania nam butów - powiedział, krzywiąc się na swe ostatnie słowa, brzmiące nawet i w tym kontekście, strasznie pogardliwie - jeśli jednak rody wyraziłyby swe poparcie, cóż, tak. Wówczas ten pokoleniowy spór miałby szansę uspokoić się, a może nawet - zgasnąć - powiedział, kalkując ile arystokratycznych familii musiałoby zmienić swój światopogląd o sto osiemdziesiąt stopni. Dużo, za dużo, lecz - czy nie lepsze było uświadamianie od przelewu krwi? Każda jej kropla była ważna, każda się liczyła, bez względu na ciągłość czarodziejskich korzeni.
-Musieliby ją przeczytać. Ta książka jest... jest straszna. Pokazuje jakby jeden z możliwych światów, jedno z tych zakończeń, które możemy osiągnąć, podejmując kolejny zły wybór. A do tego zmierzamy. Czarodzieje przeznaczeni do wielkości i rządzenia, mugole spętani w niewoli i pędzący nędzny żywot pogardzanych sług - prychnął, szczerze już zirytowany poglądami, jakie przecież tylko powtarzał. Dlaczego wierzono w takie bzdury? Dlaczego na podstawie urodzenia osądzali człowieka, jako lepszego lub gorszego? Nie znał odpowiedzi na te pytanie, lecz chciałby, by odpowiedź okazała się przynajmniej nieoczywista, inna od powoływanie się na barbarzyńską tradycję. Kiedyś ludzie odziewali się w skóry i nie znali ognia - czy to znaczy, że mieli kultywować tę uświęconą część historii?
-Mnie też to boli, Fredericku. To niesprawiedliwe, to głupie, to zaściankowe - lecz pamiętaj, że to nie jest wybór całej rodziny - wytknął bolesną prawdę, pozwalając jej wypłynąć na wierzch - wiem,, że w wypadku zdrady mej córki, straci ona szlacheckie przywileje i może kilka bardziej konserwatywnych głów u swego boku. Ani ja, ani moja żona, ani synowie i najbliżsi kuzynie jej nie napiętnujemy. Żadne przykazania nestora tego nie zmienią - rzekł, nie chcąc mówić w głos, że nic nie stało na przeszkodzie, by jego brat dalej stał przy nim. Może nie murem, może nie tak blisko, lecz - żeby po prostu był. Trudne sytuacje wymagały podjęcia trudnych decyzji, dokonania kolejnej hierarchizacji.
-Kieruje nimi raczej duma, niż strach. Nie podoba im się, że muszą się ukrywać, choć zdolności magiczne świadczą o ich wielkości. A nic tak nie napędza działania zbiorczej hałastry, niż żądza władzy i zemsty, za poczynania przodków tych, którzy dopiero co urodzili się jako mugole - westchnął, dla uspokojenia przeglądając listę utworów na okładce płyty Elvisa Presleya.
-Nadal tkwimy w tym samym, martwym punkcie. Arystokraci są tak zafiksowani na punkcie swojej krwi, że godzą się na genetyczne deformacje, jak na cenę za zachowanie nieskazitelnie czystego gatunku. Małżeństwa w większej mierze wciąż są aranżowane. Znowu kłania się Huxley, jeszcze trochę i nasze dzieci będą powstawać z probówek - pokręcił głową. Arogancja szlachty przytłaczała, a wszelkie rozdziały powodowała przecież właśnie ta buta i mylne przekonanie o własnej wyższości. Kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie.
Lionel uniósł brew, po raz pierwszy od dłuższego czasu, uśmiechając się szczerze i szeroko.
-Nie, nie. Ależ skąd - odparł, puszczając Fredowi porozumiewawcze oczko. Co prawda wertowanie Czarownicy było ostatnią rzeczą, o jaką podejrzewałby Foxa, aczkolwiek... Im więcej czasu z nim spędzał, tym częściej dawał się zaskoczyć - chociaż kwietniowy numer zupełnie mi się nie podobał. Jakbym chciał wróżb, sam bym wybrał się do wieszczki. No i ostatni mecz Sroki z Montrose widowiskowo przegrały... I chyba przyczyniła się do tego jedna kąśliwa Osa - zażartował, z sympatią spoglądając na Fredericka, przyznając się tym samym do podobnej zbrodni dokonywanej na piśmie. Niestety, do śniadania byłoby to dość niewygodne, wzbudzając za dużo pytań i kontrowersji, jednak sukcesywnie podkradał pisemko żonie. Pomimo braków w ostatnim numerze, nieoceniona była warstwa kulinarna, z prześwietnym przepisem na korzenny pudding.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]27.11.17 18:00
Moje usta wygięły się w reakcji na opowieść Longbottoma, trudno byłoby jednak przyznać, że wyglądałem na rozpogodzonego. Sam nigdy nie dostałem podobnej szansy, choć to nie jej brak, a przywołane słowa ojca Lionella, zafrasowały moje oblicze. W kontekście ostatnich wydarzeń – a także mojej pracy – napełniły mnie osobliwym niepokojem, choć przecież sama idea dążenia do własnych marzeń była piękna. Czy jednak podobnie nie było z pielęgnacją tradycji i hierarchii społecznej (mocno przywodzących mi na myśl dalekowschodni konfucjanizm, jednak tu, w Anglii, tak zupełnie odmienny), które rodziły niezdrową atmosferę, w rzeczywistości dzieląc społeczeństwo, zamiast je jednoczyć?
Nabierałem już powietrza w płuca, aby zburzyć tę idyllę, w porę jednak spostrzegłem nagłe wzruszenie mężczyzny – postanowiłem więc komentarz zachować dla siebie.
- W moim odczuciu nigdy nie jest za wcześnie, by zacząć akceptować drugiego człowieka. - Tolerancja – przynajmniej w przypadku Longbottomów – zdawała się nie stanowić większego wyzwania. Ale tę okazali już przed wiekami, kilkukrotnie opowiadając się po stronie mugoli. Dlaczego wciąż bali się iść o krok dalej, skoro kamień milowy został rzucony już dawno? Oni – i pozostali. Oczekiwali syganłu? Pierwszego ochotnika? Nie byli przecież jedyni, którzy uważali część wartości rzekomo wyznawanych przez szlachetne rody za przestarzałe.
- Nie wierzę w niemożliwe. - Czy gdybyś mnie nie znał i usłyszał o Malfoyu, który na własne życzenie postanowił zerwać z życiem arystokraty po to, by walczyć o równość społeczną, uwierzyłbyś, że to możliwe? - Myślę jednak, że bez hucznego przewrotu utkniemy w martwym punkcie. Nikt nie zdobędzie się na odwagę... nikt nie będzie chciał wzniecać ognia, dopóki nie ujrzy iskry.
Obaj byliśmy w Zakonie Feniksa i mieliśmy zbieżne cele, wielu jednak wciąż obawiało się ryzyka – co było całkiem zrozumiałe. Nie wszyscy mieli dość odwagi, by burzyć zastane porządki, bo nie wszyscy musieli nosić ją w sercu. Łatwo przychodziło nam przyzwyczajanie się do wygód, porzucanie zas przywodziło na myśl najgorsze skojarzenia. Ja już raz wyzbyłem się własnego ego, zaś przejście Próby pozbawiło mnie resztek nadziei na to, że nowy świat mogliśmy zbudować na czymś innym, niż na popiołach.
Ogień był nieuniknionym środkiem.
- I jakie jest to zakończenie? - Zapytałem, wyraźnie zainteresowany wizją Huxleya. Mógłbym sięgnąć do literatury i poznać je samemu – ale kolejne fragmenty ujawniane przez Lioenlla pozostawiały zbyt duży niedosyt, bym potrafił rozkoszować się lekturą. W ostatnim czasie i tak nie miałem zbyt wiele przestrzeni na takie rozrywki jak czytanie, choć oddałbym wiele za spokojny wieczór z herbatą z mlekiem i książką w dłoni.
- Pomimo tego nadal uważam za absurd wykluczanie kogoś z rodzinnych obiadów za to, że wykazuje się większym rozumem i odwagą. - Zresumowałem, nie potrafiąc zrozumieć zawiłych systemów, w których funkcjonowała arystokracja – choć sam byłem jednym z nich przez ponad połowę swojego życia. - Ta duma nadal wynika jednak z nadanego statusu. N a d a n e g o. Więcej szacunku mam dla mugola, który własną pracą osiągnął sukces, niż dla czarodzieja, który ze względu na urodzenie rości sobie prawa do uznania. Co nie oznaczało, że ci drudzy również nie potrafili udowodnić, że są godni tytułów czy przymiotów płynących z urodzenia – wówczas dopiero można było mówić o dumie. Ale czym różniła się ta duma od tej, która mógł odczuwać mugolak, poza czystością krwi? Z resztą, ta nomenklatura... czysta krew, brudna krew. Brzmi jak element z bajki, który ma wywoływać posłuszeństwo u małych dzieci. - Czy dorośli naprawdę wierzyli w tę biologiczną niedorzeczność? - Z probówek? - Dopytałem, nie do końca rozumiejąc, co Longbottom miał na myśli.    
Uśmiechnąłem się nonszalancko, gdy Longbottom przyznał się do swojego małego, brudnego sekretu, jakbym chciał powiedzieć mam cię. Wzmianka o Osie szybko jednak zmyła mi z twarzy szelmowski uśmiech, który ustąpił miejsca nieco poważniejszej, zamyślonej minie. Nie mogłem jednak pozwolić na to, by Lionel rozpoznał moje zmieszanie – nie znajdując odpowiedniej wymówki, nieco sztucznie zaśmiałem się pod nosem, wracając do przeglądania płyt.


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]30.11.17 18:28
Frederick miał w sobie coś, co sprawiało, że łatwo zjednywał sobie ludzi. Całe rycerskie serce Lionela popierało Foxa, widziało w nim druha na dobre i na złe, muszkietera i bohatera - pomijając aurorskie zacięcie i ryzykowanie życia w pracy (co naturalnie chyba weszło mu w krew) - cichego, mieszkającego po sąsiedzku, od którego zawsze można pożyczyć cukier lub mąkę, jeśli zabraknie czegoś do upieczenia ciasteczek. I takich herosów, pozornie zwyczajnych brakło w życiu, a czasami do szczęścia ludziom brakło właśnie odrobiny życzliwości, jaka stała się towarem zatrważająco deficytowym. Longbottom miewał przebłyski, że gdyby wszyscy starali się okazywać sobie uprzejmość i minimum szacunku, należący się każdemu - niesnaski odeszłyby w niepamięć i przełamałaby się bariera czystej krwi.
-Tym zasłania się nestor. Akceptuje mugoli. Pozwala, by żyli obok, nie wadzą nam, póki nasze światy znacząco się nie przenikają. Myślę, że moi krewni potrafią patrzeć szerzej, lecz wpierw muszą zrozumieć, naprawdę zrozumieć, dlaczego warto jednoznacznie opowiedzieć się po tej stronie. Nigdy nie jest za wcześnie, ale - paradoksalnie - nigdy nie jest też za późno, Fredericku - odparł poważnie, z przekonaniem, uwidaczniającym się w nagłym spięciu przyjaznych rysów twarzy. Dobrotliwy Longbottom uważał, że każdy, nawet najbardziej zatwardziały agresor zasługuje na drugą szansę, na czas, by odkupić swój błąd i udowodnić, iż chce naprawić własne winy. Zerknął na Foxa znad chyboczącego się stosiku płyt, jaki sukcesywnie rósł od początki ich wizyty w sklepie; wydawało mu się, że znał pragnienia rozpierające mężczyznę, że za młodu był taki sam. Nie stracił wprawdzie werwy i zapału, lecz osłabła w nim wiara, jednak coraz mocniej podsycana spotkaniami Zakony Feniksa, nowymi twarzami zasiadającymi przy wspólnym stole, burzącym konwenanse, różnice krwi oraz pokoleń.
-Jeśli wybuchnie rewolucja, jeśli powstaniemy hucznie, jeśli zdołamy przebić się przez czystokrwistą gardę, którą rody zasłaniają się od wieków, uda nam się. Nie liczyłbym jednak ani na rozwagę, ani na rozsądek. Od lat kroczą po tej samej ziemi, od lat żywią się tymi samymi, spleśniałymi sloganami. Mówimy o nich w liczbie mnogiej, bo to nie jest idea jednostki, tylko masy. A masę pokonać znacznie trudniej - rzekł, uśmiechając się smutno, bo sam nie chciał rozlewu krwi i brutalności. Gdyby konflikt dało się rozwiązać podczas popołudniowej herbatki - a może lepiej, na tańczącym kongresie, debatując, jedząc, pijąc i tańcząc, Lionel stanąłby w pierwszej parze. Zadowolony z ochrony żyć, w tym także - choć nie docelowo - swojego.
-Mogę pożyczyć ci tę książkę - zaproponował, widząc, że Fredericka autentycznie zaciekawiła prozatorska próba mugola w wykreowaniu utopijnej wizji świata - najlepiej, jeśli samodzielnie poznasz zakończenie. Nie lubię ich zdradzać, to zbyt intymne - wyjaśnił, nieco usprawiedliwiając sam siebie, ale też i zachęcając Foxa do sięgnięcia po literaturę. Czy ciekawość wygra z chronicznym brakiem czasu?
-Każdego człowieka należy traktować z szacunkiem. Każdy ma w sobie godność, bez względu, czy to mugol, mugolak, czarodziej półkrwi, czy czystej, a nawet szlachcic. Arystokracja to pewne przywileje, lecz powinny płynąć z nich również obowiązki. Nie uciemiężanie swych poddanych, wręcz przeciwnie - pomaganie im. Mugole bali się magii i jej nie rozumieli, ale ta mało chwalebna historia z paleniem żywcem czarodziejów jest już za nimi. Czarodzieje robili złe rzeczy, lecz o nich się nie wspomina, lub, co gorsze, wynosi się do kategorii czynu wzniosłego. Wybieliliśmy siebie i usilnie próbujemy zgarnąć odwet za zamierzchłe czasy, zamiast nauczyć się koegzystować. A t o przecież jest możliwe. Mugolski premier wie o istnieniu naszego społeczeństwa i nie czyniono nam z tego tytułu nieprzyjemności. Mugolaki zaś nieustannie spotykają się z szykanami, a ta niechęć jest pielęgnowana, nawet przez tych, znajdujących się ledwie ciut wyżej, na tej drabinie społecznej - powiedział, wykrzywiając wargi z niesmakiem, podkreślając zironizowanie ostatniego określenia - według doktryny, zapracowali sobie na tę pogardę. Niewłaściwym urodzeniem - pokręcił głową z rezygnacją, przekazując Frederickowi jasnym spojrzeniem, że popiera go całkowicie i nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, stanowiące sedno sporu: dlaczego.
-Zaprojektowani, dorastający w sterylnych, laboratoryjnych warunkach. Opisani. Przeznaczeni do konkretnych prac, pozycji - wyjaśnił pokrótce zamysł Huxleya, porażająco zgodny z światem, z jakim walczyli. Szybko pochwycił stosik płyt, zauważając zmieszanie Freda - poruszył drażliwy temat? - i postarał się odwrócić jego uwagę, dopytując, co sądzi o wybranej przez siebie muzyce.
-Powinienem chyba zapłacić. Jak myślisz, czy tyle wystarczy? - spytał, wyciągając z kieszeni kilka galeonów - mogę w ogóle płacić [i]złotem? - dodał, zezując niepewnie na monety - mam jeszcze to - rzucił bez przekonania, wyjmując z kieszeni kilka pomiętych, kolorowych papierków - ponoć używają takich pieniędzy, ale czymś takim, to moja córa bawiła się w sklep, kiedy była mała - wyjaśnił Fredowi swoje wątpliwości, oczekując od niego pomocy w dokonaniu transakcji.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]05.12.17 22:45
- A więc potrzeba krwawych ofiar, żeby działać. - Podsumowałem z niesmakiem tok myślenia Lionella; nie był winny temu, że wszystkich przejmował strach, nie potrafiłem jednak zrozumieć, że jako Zakonnik przyjmował tak pasywną postawę, wierząc, że kiedyś nadejdą zmiany. Longbottomowie w historii wielokrotnie odznaczyli się chwalebną postawą, ale czy naprawdę trzeba było czekać na rozlew krwi, zanim zdecydują się odstawić na bok swoją dumę? Nie tylko oni zresztą. Wielu czarodziejów – nawet półkrwi – bało się stanąć w obronie mugoli, czy nawet mugolaków. To, co zdarzyło się podczas referendum, po nim, a także podczas przesłuchań przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Ludzie, którzy dotychczas pracowali z Margaux czy Justine z dnia na dzień obrócili się przeciwko nim, a to samo spotkało przecieć wszystkich czarodziejów pochodzenia mugolskiego...
Jednego dnia ratujesz mi życie, drugiego skazuję cię na śmierć. Paradoks na miarę śmietanki towarzyskiej. Bo co innego mogło czekać więźniów, gdyby nie ucieczka Vance i nasza odsiecz?
- Jeśli. W twoich słowach wszystko brzmi mocno zależnie. Rozumiem to, że trudno sterować tłumem. Tylko właśnie nie o sterowanie chodzi. Tylko o opuszczenie gardy. Do którego nie dojdzie na pewno, jeśli będziemy milczeć. I pozwalać na to, aby Ministerstwo i prasa propagowały styl życia arystokracji jako szablonowy. Przez tę naszą izolację czasami mam wrażenie, że żyjemy jeszcze w dziewiętnastym wieku. I ta przepaść będzie się tylko powiększać. - W imię czego? Pozłacanej zastawy w posagu małżonki? A może zawsze ciepłego stołka na wysokim stanowisku w Ministerstwie? Czy ludzie naprawdę byli tak beznadziejnie zachłanni? Jakby nie wystarczało to, że jesteśmy dominującym gatunkiem na Ziemi. Trzeba było jeszcze zdominować wszystkich wokół siebie. Znautralizować potencjalne zagrożenie w postaci osób niemagicznych. Zamanifestować swoją wielkość. Patrzcie, oto ja. Jeden z rasy królów tego świata.
Królów niczego.
- W takim razie... jeśli nie masz nic przeciwko, że przetrzymam ją trochę dłużej, niż pozwalałby zdrowy rozsądek, chętnie zagłębię się w Huxleya. - Tak, to zdecydowanie było jedno z tych pytań, które powinno brzmieć czy pożyczysz mi tę książkę na zawsze? Nie byłem szczególnie dumny ze swojego wątłego kontaktu z literarurą, jednak praca w połączeniu ze sprawami Zakonu i próbą załatania dziur w sercu zabierała dla siebie większą część doby.
- Nadal nie do końca rozumiem, o czym próbujesz mi powiedzieć, ale brzmi jak sytuacja codzienna w siedzibe rodowej. - A przynajmniej tak wspominałem moje dzieciństwo. Nigdy nie widziałem brudu, chuchano na mnie z każdym moim krokiem – a na moje siostry jeszcze bardziej. Od zarania naznaczeni nazwiskiem Malfoy, nieskazitelnymi rysami twarzy, anielskimi włosami, nieskalaną cerą. Dumni i dyplomatyczni. Każdemu wróżono przyszłość w Slytherinie, wielu podążało wydeptaną przez przodków ścieżką kariery – ku najwyższemu stołkowi w Wizengamocie. Nie było tu miejsca na oryginalność czy wolność. To, co wydawało mi się fundamentalne, zamiatano pod dywan. - Nikt nie zasługuje na takie życie. Nikt nie zasługuje na to, by odbierano mu możliwość zgubienia się w labiryntach własnego losu, by poznać smak upadku, by zburzyć istniejące ściany, wyjść z pudełka. Powiedz mi jeszcze, jak z tym skończyć, a kupię ci tę płytę. - dodałem na zakończenie, odchodząc od regału i zabierając do kasy vinyla, którego wybrał Lionell. Nawet jeśli nie znał odpowiedzi w tej chwili, to może chociaż w ten sposób poczuje się zobowiązany, by ją znaleźć.      

zt


Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Frederick Fox
Frederick Fox
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 34 (37)
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

fire is catching
and if we burn
you burn with us

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Giphy
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2155-frederick-fox#32552 https://www.morsmordre.net/t2178-poczta-fryderyka#33148 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f413-devon-lisia-nora https://www.morsmordre.net/t3769-skrytka-bankowa-nr-605#69393 https://www.morsmordre.net/t2332-freddie-fox#35856
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]12.04.18 1:57
Została dzisiaj po godzinach - mogłaby stąd wyjść popołudniu. Ale została, tak jak została wczoraj, przedwczoraj i dwa dni temu i tydzień wcześniej, na pierwszym miejscu zawsze stawiała samorozwój: wiedziała, że Zakon potrzebował mądrości - a tej nie zdobędzie inaczej, niż poprzez praktykę. Jej praca badawcza utknęła w martwym punkcie, poświęcając jej więcej czasu - miała nadzieję uczynić przełom, który po raz kolejny zrewolucjonizuje jej biuro. Eliksir Tojadowy był dopiero początkiem, a istota przemian wciąz pozostawała tajemnicą: wierzyła, że istniał sposób na ich powstrzymanie. Musiała tylko spędzić w księgach wystarczająco dużo czasu. Ale tym razem - to nie miał być dobry pomysł.
Dziwny huk. Dudnięcie. Co to było? Odwróciła się przez ramię, dokładnie w momencie, w którym z sufitu zaczęły sypać się pierwsze okruchy tynku - rozlewającego się gęstym, krztuszącym kurzem pod ścianą. Znowu ktoś piętro wyżej rozrabiał? Jakiś czas temu zrobili tam biuro zastępcze dla Urzędu Patentów Absurdalnych - od tamtej chwili ciągle mieli z nimi problemy. Ale nie. Tym razem to nie było to, wyraźnie słyszała krzyk - przerażony, kobiecy... agonalny? Przeszedł ją dziwny dreszcz, towarzyszący zwykle przeczuciu,  że oto na jej oczach rozgrywa się historia. Zaczęła się krztusić, pojawił się dym, a dziwne ciepło potwierdzało: to musiał być pożar, języki ognia pojawiły się chwilę później. Języki? Nie, płomienie przybierały kształty zwierząt - węży  - uderzających we wszystko, co stanęło im na drodze. Czy to możliwe, że... ?
Trzask szkła, szyby zostały rozbite; krew pulsowała w jej skroniach, w uszach rozległ się dziwny pisk, a ją całe objęło blade przerażenie panicznie podkreślone kolejnymi rozpaczliwie połykanymi haustami powietrza. Nie bała się, była przerażona - kiedy Jimmy pchnął ją na ścianę, była przekonana, że chciał ją osłonić przed kolejnym wybuchem: ale on tylko został na nią pchnięty siłą uderzenia, zsunął się bezwładnie, z odłamkiem szkła wbitym prosto w głowę. Osłonił ją przed falą, ale to nie miało znaczenia. Po raz pierwszy w życiu: na własne oczy ujrzała śmierć. Jej oczy zaszły łzami, przykucnęła przy nim, rozpaczliwie chwytając za kawałek szkła - nie przejmując się smugami krwi, które zaczęły spływać po jej dłoniach - chcąc wyrwać go z czaszki przyjaciela, ale nie miała na to dość siły. A Jimmy - i tak już nie żył. Słodka Morgano, czym było to piekło? Adrenalina buzowała w jej ciele zbyt mocno, nawet nie dostrzegła, że szklane odłamki wbiły się również w jej ramię. Obudź się, Jimmy. Wstań. Wyjdziemy stąd - słyszysz? Po prostu, chwyć mnie za rękę, obejmij ramieniem... Obejrzała się za siebie, ogniste węże wypełzały zewsząd; nie mogła dłużej czekać - poderwała się na równe nogi i runęła przed siebie, wybiegając z biura na korytarz, gdzie po nadpalonych i zakrztuszonych ciałach biegła ku schodom awaryjnym. Łzy ciekły jej zasmolonej twarzy, pozostawiając jaśniejsze smugi, biegła po trupach, zostawiając za sobą martwe ciała, którym nie mogła w żaden sposób pomóc. Ile było warte jej życie, jeśli nie potrafiła nawet tego? Krztusiła się, kaszlała - i czuła języki ognia tuż za sobą, kiedy biegła opętańczo przed siebie, by móc stać się naocznym świadkiem tej tragedii i powiedzieć rodzinie Jimmy'ego, że do końca był bohaterem. Dopadła schodów - miała do pokonania tylko cztery piętra, miała szansę wyrwać się z tego miejsca. Tak bardzo przerażało ją, że razem z nią biegło tylko kilku czarodziejów: jak wielu dzisiaj zginęło?
Wielu, lecz nie ona - ona wypadła w końcu na świeże powietrze, nie przestając biec, runęła w najbliższą uliczkę, zaciskając mokre od łez oczy, nie potrafiła wyrzucić z pamięci tych wszystkich pustych spojrzeń, nadpalonych ciał ani zapachu śmierci. Nie potrafiła przestać uciekać: nie przed ogniem, a przed własną niemocą i tchórzostwem, przed cierpieniem innych, przed piekłem, jakie tylko czarodziej był w stanie zgotować drugiemu czarodziejowi. To nie był zwykły ogień. Nie miała przecież omamów, Morgano...
- To nie był zwykły ogień - powtórzyła w końcu w głos zbyt potworne myśli, w końcu upadając. Wsparła się poranionymi dłońmi o bruk, ale nie potrafiła się podnieść. Po jej błękitnym sweterku spływała gęsta strużka krwi, prosto od poranionego szkłem ramienia, wciąż z trudem nabierała powietrza, wciąż - nie mogła zapanować nad reakcjami swojego ciała, ogarnięta paniką, lękiem i bólem. Ktoś gnał w jej stronę: kto to był? Przymrużyła oczy, wszystko było takie niewyraźne. Jej włosy przypominały barwę ognia. Czy była ogniem? Czy ona - jeszcze żyła? Nie podnosząc się z ziemi, uniosła prawą dłoń ku skroni, temperując pulsujący ból głowy, brudząc pszeniczne włosy własną krwią; czy to był tylko zły sen, czy to wszystko działo się naprawdę? Nie miało znaczenia to, jak wyglądała, że ubrudzoną twarz przecinały dwie linie oczyszczone słonymi łzami, że suchy kaszel wykrzywiał jej twarz w okrutnym grymasie, nie miało znaczenia nawet to, że żyła - znaczenie mieli tylko ci wszyscy martwi ludzie, zacisnęła wolną dłoń w piąstkę, wciąż walcząc z własnym ciałem o powietrze.

Obrażenia: krwawiące ramię z wbitymi weń kawałkami szkła (-20, cięte), lekkie zaczadzenie (-10, duszenie się), zawroty głowy (-15, psychiczne).


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]12.04.18 17:01
Skulone ramiona drgnęły, podczas gdy prosty nos zmarszczył się lekko, wywołując natychmiastową potrzebę mocniejszego wtulenia głowy w przedramiona spoczywające na drewnianym blacie biurka. Spomiędzy dużych, ładnie skrojonych warg wydobywał się miarowy oddech, poruszający pojedyncze kosmyki płomiennorudych włosów, okalających luźno bladą twarz. W pomieszczeniu panowała niczym niezmącona cisza, przerywana jedynie pojedynczymi trzaśnięciami dochodzącymi z kominka, nawet postacie widniejące na licznych plakatach zajmujących ściany gabinetu jakby wczuwając się w senną atmosferę, zaprzestały wykonywania szalonych manewrów na miotłach. Powoli rozpoczynała się trzecia, ponownie ponadprogramowa zmiana, podczas której niedane będzie Rowan opuścić murów szpitala. W zasadzie, jeśli problem anomalii nie zostanie rozwiązany w najbliższym czasie, panna Sprout będzie zmuszona sięgnąć po środki nadzwyczajnie — mianowicie, przekona jakąś osobę utalentowaną w transmutacji oraz zaklęciach i powiększy zajmowany przez nią pokój na tyle, by mogła weń wcisnąć średniowygodne łóżko, dzięki czemu nie tylko dosłownie zacznie mieszkać w pracy, ale i zaoszczędzi sobie przy tym mnóstwo kłopotów. Przynajmniej problem czynszu zostanie z niej zdjęty, każdy zaoszczędzony galeon ma znaczenie. Jednak to była dopiero daleka przyszłość, nad którą nie będzie się w stanie nawet zbyt długo zastanawiać, albowiem teraźniejszość postanowiła upomnieć się o swoje. I to w postaci przejętego pielęgniarza.
Drzwi z hukiem uderzyły o ścianę, sprawiając, iż drzemiąca dotąd uzdrowicielka podskoczyła w przerażeniu, gwałtowność tego ruchu wprawiła stojącą obok filiżankę z wystygłą herbatą w drżenie, a samo dziewczę nieomal nie straciło równowagi, gdy przez chwilę krzesło zbyt gwałtownie odsunięte groziło upadkiem.
Mhhh...czego? — mruknęła, wiechem dłoni przecierając powieki oraz kąciki ust na wypadek, gdyby gdzieś zaplątała się strużka śliny. Czujne spojrzenie czarnych ślepi zatrzymało się na jednym z plakatów, gdzie Penny Vause — ścigająca Jastrzębi z Falmouth, na widok Red nieomal spadła z miotły, tak mocno się śmiejąc. Czarownica pokazała jej więc bardzo dojrzale środkowy palec, zaraz przenosząc całkowicie swoją uwagę na intruza. I słusznie, bowiem wieści nie brzmiały ani miło, ani dobrze. W zasadzie płonące Ministerstwo Magii brzmiało nawet gorzej niż gorzej, a myśl, że być może w jego murach wciąż przebywało jej kuzynostwo, podziałało nie tylko niczym kubeł zimnej wody, ale i najmocniejsza kawa, jaką serwowali na siódmym piętrze. Zerwała się na równe nogi, tym razem na dobre przewracając krzesło, upinając rozpuszczoną dotąd czerwień włosów w luźny kok, żądała konkretów, by w końcu chwyciwszy za różdżkę, jednocześnie poprawiając limonkową szatę, mogła czym prędzej opuścić Munga.
Aportując się nieopodal Ministerstwa, musiała powstrzymać się przed instynktownym cofnięciem się o kilka kroków. Nawet w sporej odległości czuła żar bijący od budynku, w nozdrza uderzył gęsty dym oraz smród palonego drewna, ubrań, mięsa, włosów. Otoczenie było przepełnione kakofonią dźwięków składających się na krzyk, płacz oraz ciche szeptanie zaklęć. Potrząsnęła głową, kierując kroki w stronę, gdzie spostrzegła pierwszych rannych — nie było sensu zbliżać się nawet do samego epicentrum, poszkodowani zdawali się zalegać wszędzie. Gdy tylko spostrzegła leżącą osobę, niemal natychmiast pognała w jej stronę. Była młoda i zdecydowanie ranna, na osmolonej twarzy widniał wyraz szoku, przerażenia i bólu. Cholera jasna.
Hej...hej! Jestem uzdrowicielka Sprout, zajmę się tobą — starała się mówić głośno i wyraźnie, gdy przycupnęła tuż obok dziewczęcia walczącego o oddech. Przedstawienie się, pokazanie, że nie jest się przypadkową osobą, która ot tak kierowała w twoją stronę różdżką, w chwilach paniki wydawało się wręcz niezbędne — Anapneo—rzuciła zaklęcie, modląc się jednocześnie w duchu, by przypadkiem nie wysadziła swojej nowej pacjentki z przypadku. Anomalie w takich — i w zasadzie każdych — chwilach wydawały się jeszcze bardziej uciążliwe niż dotychczas — Odczuwasz mdłości? Usuniemy zaraz...szkło i zajmę się ranami, muszę mieć tylko pewność, że nie zemdlejesz mi po drodze — ton miała łagodniejszy niż dotychczas, potrzeba natychmiastowego wyleczenia krwawiących ran walczyła z potrzebą uspokojenia poszkodowanej. I tylko gdzieś tam, na skraju świadomości błąkały się zdradliwe myśli `Co z Sophią? Czy Sam jest cały? Co za głupiec za tym stoi?!`.


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]12.04.18 17:01
The member 'Rowan Sprout' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 73

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]13.04.18 1:26
Sprout. Sprout, słyszała nazwisko wyraźnie - znała je przecież, znała je bardzo dobrze, dlatego pierwsze skojarzenie bezwiednie wymknęło się z jej spierzchniętych ust:
- Pomona - Czy mogła być w Ministerstwie? Morgano, nie, cóż miałaby tam robić - pamiętała Jimmy'ego, jak wielu czarodziejów zginęło dziś oprócz niego? Próbowała przypomnieć sobie szczegóły, pierwsze sekundy, ale adrenalina skutecznie blokowała wspomnienia: nie mogła sobie przypomnieć żadnej znajomej martwej twarzy, dokładnego kształtu wężowych ogni, deszczu sypiącego się tynku, stukotu niskich obcasów odbijającego się echem po przepełnionym odorem śmierci korytarzu podczas przeskakiwania kolejnych schodków prowadzących ku życiu.
Uciekła stamtąd jak tchórz.
Przymrużyła oczy, czuła wyraźnie, że ktoś znalazł się tuż obok niej, dostrzegała ją - przypominała sobie - ogniste włosy, skrawek limonkowej szaty, uzdrowicielka? Ilość czadu wewnątrz budynku nie pozwalała nabrać jej oddechu, nawet teraz, kiedy znalazła się już na wolnej przestrzeni - czy tak wyglądało umieranie? Nie, nie dzisiaj; zaklęcie uzdrowicielki oswobodziło jej oddech, haustem nabrała powietrza, łapczywie, jak człowiek wynurzający się spod powierzchni wody; płacz wymagał od niej więcej tlenu, a nie potrafiła uchwycić go choć krztyny. Zbitą w pięść dłoń trzymała przy piersi, mocno dociskając ją do klatki piersiowej, lewą wciąż podtrzymywała się na brudnym, zimnym bruku, zimnym jak ciała tych wszystkich uduszonych ludzi. W panice nie czuła - chwilowo - swądu palonego ciała. Zacisnęła powieki, spod których pomknęły kolejne łzy, krótką chwilę patrząc w ten sposób przed siebie - uciekła stamtąd jak tchórz, choć mogła zrobić więcej.
Czy mogła?
- Ja... - Nie potrafiła się odnaleźć wśród tych wszystkich panikujących ludzi, wrzasków, wciąż tak doskonale słyszalnych, nieprzerwanego trzasku ognia zajmującego kolejne piętra Ministerstwa Magii: być może tutaj nie dało się już dosłyszeć płomieni, ale w jej głowie miały nie ucichnąć jeszcze długo. Powoli przeniosła spojrzenie przekrwionych zapuchniętych oczu na swoją wybawicielkę. Przed momentem zadała jej pytanie - była przecież w stanie je sobie przypomnieć, oczywiście, że tak. - N-n-nie - Skup się, Minerwo McGonagall, skoncentruj myśli, musisz być silna - teraz i zwłaszcza teraz. Pokręciła głową, już niemal pewna, że rozpoznała pytanie. Nie, nie mdliło jej. - Przepraszam - że nie potrafię się pozbierać, wszędzie wokół znajdowali się ludzie, którzy potrzebowali pomocy: uzdrowicielka nie mogła spędzić przy niej zbyt dużo czasu. Musiała tutaj być dla nich wszystkich. Jak ich nazwać - ocalałymi z największej katastrofy ostatnich lat? Katastrofa to złe słowo, zostałaby wywołana naturalnie: to była wojna, a Minerwa dobrze wiedziała, z kim ją toczyli: ze wszystkimi. - Trochę... kręci mi się w głowie, to wszystko - Szkło? Jakie szkło? Nie widziała krwistej smugi barwiącej brutalną czerwienią jej sweter w kolorze błękitnego nieba, widziała tylko śmierć, wszędzie dookoła. - Złapali go? - Go, tajemniczego jego, który za to odpowiadał, kimkolwiek był. Ministerstwo było przecież pełne służb, stale czujnych aurorów, którzy odpowiadali za ich bezpieczeństwo, wewnątrz budynku znajdowało się też całe mnóstwo Zakonników. To niemożliwe, żeby uciekł. Nie po tym wszystkim, co zrobił. - Co tu się stało? - Czy wiedziała cokolwiek, coś więcej?


Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?




Minnie McGonagall
Minnie McGonagall
Zawód : Kariera naukowa
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Be careful as you go,
cos little people grow.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1950-minerwa-mcgonagall https://www.morsmordre.net/t1967-niktymene#27808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f264-maxwell-lane-17 https://www.morsmordre.net/t3014-skrytka-bankowa-nr-559 https://www.morsmordre.net/t3213-minnie#53350
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]13.04.18 17:47
Nieprzenikniona czerń spojrzenia scalająca ze sobą w wiecznym mroku tęczówki oraz źrenice, instynktownie kierowała się w stronę płonącego budynku. Kłęby gryzącego dymu unosiły się ku niebu, a wraz z nimi lament poszkodowanych oraz ofiar, trawionych przez ogniste języki. Gdyby wiadomość o upadku — czy można było znaleźć lepsze określenie dla tej tragedii? — Ministerstwa Magii dotarła do rudowłosej uzdrowicielki dużo później, gdzie przyszłoby się mierzyć jej już jedynie z następstwami opanowanej sytuacji, być może pozwoliłaby sobie na moment trwogi oraz swoistej zadumy. Zezwoliłaby na żal za gwałtownie utraconym życiem, na gniewny żar rozprzestrzeniający się po członkach na samą myśl, iż przyjdzie jej ponownie stanąć w szranki z samą śmiercią, byleby tylko wyrwać z jej szponów kolejną duszę. Teraz jednak będąc w samym sercu wydarzeń, nie miała czasu na, chociażby chwilowe refleksje, każda mijająca minuta była zbyt cenna, by trwonić ją na wewnętrzne rozterki. Opanowanie oraz skupienie przyświecało młodej Sproutównie, która wciąż mając baczenie na otoczenie, całą swą uwagę skierowała na kulącą się dziewczynę. I tylko mocniej zaciskała szczękę, gdy do uszu docierał kolejny wrzask przepełniony paniką, bądź zajęty bólem.
Blisko...ale daleko. Rowan — przedstawiła się, nie czując nawet krzty zdziwienia, iż ta pokiereszowana osóbka znała jej siostrę. W zasadzie była niezrozumiale pewna, iż większość magicznego Londynu miała pojęcie, kim była starsza Sprout. I dobrze — Pomona jest bezpieczna w Hogwarcie. A teraz oddychaj, spokojnie — mówiąc to, z ulgą zauważyła, iż magia tym razem była jej posłuszna. Zaklęcie pozwoliło nabrać głębszego oddechu McGonagall, nie wywołało żadnych efektów ubocznych, na które wpływały przeklęte po wielokroć anomalie. Jednak to był dopiero początek, a przed nimi były jeszcze przynajmniej cztery zaklęcia — Red zadrżała niezauważalnie, nie chcąc nawet myśleć o tym, iż wystarczył jeden niesprzyjający czynnik, aby stan zranionej czarownicy znacznie się pogorszył. Nie, przestań! Cokolwiek się wydarzy — poradzi sobie z tym i poradzi sobie z tym cholernie dobrze, tak jak przyszło na...w sumie na nią.
Za co? Radzisz sobie bardzo dobrze — zapewnił ją miękko rudzielec, powoli kierując dłoń w stronę twarzy dziewczęcia, tak by następnie ostrożnie mogła unieść jej podbródek. Pomimo szoku malującego się w niebieskich ślepiach Minerwy, nie wydawała się mieć uszkodzonej głowy — umysł nader szybko przywoływał odpowiednie skojarzenia, niedotlenienie również zostało zażegnane — Wiem niestety tyle, co ty, jeśli nawet nie mniej. Zajmiemy się wpierw twoim zdrowiem, wszystko inne może do tego czasu poczekać, w porządku? — mówiła spokojnie Rowan, unosząc różdżkę raz jeszcze. Nie wiedziała, kim mógłby być tajemniczy on. Nie wiedziała, czy jej rodzina wciąż tkwi w tym piekle przepełnionym swądem śmierci oraz palonego tłuszczu z ludzkich ciał. Wszystko inne musi poczekać, Minnie była w tej chwili priorytetem — Paxo Maxima — mruknęła, wciąż licząc na łut szczęścia i czyste zaklęcie. Uśmierzenie bólu, usunięcie szkła oraz zasklepienie ran było tym, co zamierzała uczynić. Jednak nim przejdzie do bardziej inwazyjnych działań, musiała uspokoić nieszczęsną blondynkę, gdyż atak paniki nie pomógłby żadnej z nich — Jak masz na imię? — zapytała ją łagodnie, chcąc by nieznajoma skupiła się na czymś innym, niźli otaczającym ich koszmarze. Czy już teraz odczuwała wyrzuty sumienia, za sam fakt, iż to ona przeżyła, a nie inni?


I'd rather watch my kingdom fall

...I want it all or not at all
Rowan Sprout
Rowan Sprout
Zawód : Uzdrowicielka na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 23
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you take my hand,
Please pull me from the dark,
And show me hope again...

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
...but I want to live and not just survive
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5850-rowan-sprout https://www.morsmordre.net/t5911-cytra https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f188-pokatna-26-3 https://www.morsmordre.net/t5912-skrytka-bankowa-nr-1460 https://www.morsmordre.net/t5928-rowan-sprout
Re: Sklep muzyczny Flashback [odnośnik]13.04.18 17:47
The member 'Rowan Sprout' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 14

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sklep muzyczny Flashback - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Sklep muzyczny Flashback
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach