Wydarzenia


Ekipa forum
Sala główna
AutorWiadomość
Sala główna [odnośnik]05.04.15 22:16
First topic message reminder :

Sala główna

Ku brzegom angielskim już ruszać nam pora, i smak waszych ust, hiszpańskie dziewczyny, w noc ciemną i złą nam będzie się śnił... Zabłysną nam bielą skał zęby pod Dover i znów noc w kubryku wśród legend i bajd...  

W tawernie już od wejścia czuć przejmujący swąd nade wszystko męskiego potu, a w drugiej kolejności - męskiego moczu. Silny zapach alkoholi drażniąco przesyca powietrze, skądinąd wyczuć można również nuty aromatów zgniłych ryb. Huk pijackich przyśpiewek dominuje nad wszechobecnym gwarem - prawie nie słychać przechwalającego się przy szynku mężczyzny, który opowiada o swojej ostatniej batalii, w której rzekomo wypatroszył morskiego smoka, mało kto zwraca uwagę na marynarzy tłukących się po mordach po przeciwległej ścianie. Zrezygnowany barman dekadencko przeciera brudną szklankę brudną szmatą, spode łba łypiąc na drzwi, które właśnie otworzyłeś...

Możliwość gry w czarodziejskie oczko, darta, kościanego pokera
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala główna [odnośnik]11.02.19 21:31
Była tu pierwszy raz. Starała się sprawiać wrażenie wprost przeciwne - pozować na stałą bywalczynię, której nie wzruszało absolutnie nic. Jednak w środku trzęsła się z obaw i nie przestawała pozostawać czujna. Bała się ataku znienacka, przegapienia szansy na ucieczkę, gdyby zrobiło się zbyt gorąco. Mimo wszystko ceniła swoje życie i nie zamierzała go tracić w tak bezsensowny sposób jak awantura w podrzędnej knajpie. Właściwie jeśli miała zginąć, to byłyby okoliczności podniosłe oraz heroiczne, choćby drażnienie potężnej chimery brzmiało jak najidiotyczniejszy pomysł świata. Wciąż ta śmierć nosiłaby znamiona wyjątkowości - w przeciwieństwie do zwyczajnego błędu popełnionego w lokalu wypełnionym wątpliwej reputacji czarodziejów. Nie lubiła nudy, stagnacji, choć uparcie poszukiwała stabilizacji. Twardego lądu, stałej pracy oraz harmonii w życiu. Dzisiaj odnalazła mniej lub bardziej ciekawe obserwacje, odmienne od dotychczasowych doświadczenia, zgraję nabuzowanych testosteronem samców. Wrażliwych na każdą obelgę, gest lub obojętność; nawet ona potrafiła doprowadzić wilków morskich do szewskiej pasji. Pomiędzy cichymi, leniwymi melodiami do uszu sączyły się dźwięki łamanych kości oraz krzeseł, ku ogólnej dezaprobacie barmana. Nikt go jednak nie słuchał - gro znajdujących się w pomieszczeniu klientów z zainteresowaniem wpatrywali się w rozgorzałą bijatykę, kibicując lub śmiejąc się ochryple na każdy zadany celnie cios. Pewnie i ona dołączyłaby do tej kaskady coraz śmielszych okrzyków, gdyby nie pojawienie się tego jednego, konkretnego mężczyzny. Wyglądał na silnego, był przystojny - w ten typowo nieokrzesany sposób. Clara uchwyciła w jego oczach zawadiacki błysk, natomiast wylewająca się zewsząd pewność siebie adoratora działała na nią dziwnie uspokajająco. Powinna zachować resztki zdrowego rozsądku i wystraszyć się, uciekając w popłochu. Zamiast tego dała się wciągnąć w mini-grę, w jakiej rzadko uczestniczyła. Nie była typem kobiety fatalnej, nie operowała sprawnie słowem, mowa ciała pozostawała dla niej zagadką. Zwyciężyła niepohamowana ciekawość dalszego rozwoju sytuacji i z tego powodu pozwoliła nieznajomemu mówić. Mówić i działać, ponieważ z tego, co zdążyła zauważyć, brunet nie należał do osób mocnych wyłącznie w pysku.
- Śmiałe to życzenie - odpowiedziała neutralnie, choć nieznaczny uśmiech błąkał się po jasnej twarzy. Pozbyła się w popielniczce wypalonego papierosa i dopiła ostatnie łyki alkoholu przykrywające dno szklanki. - Myślę jednak, że damy mu szansę - dodała w kilka chwil później, nie chcąc wyjść na zadufaną w sobie. Nie była taka, choć nie przestawała grać pewnej siebie kobiety. - Ja i moje osobowości jesteśmy zachwycone tą deklaracją - przytaknęła poszerzając uśmiech. Zerknęła jeszcze przelotnie na kotłujących się awanturników chcąc dostrzec wynik - rabuś wyraźnie przegrywał. Jego krew ufajdała drewniany stół, przykry widok. Waffling westchnęłaby ciężko, ale prezencja rozmówcy odwróciła jej uwagę od dotychczasowego, interesującego punktu programu na dzisiejszą noc. - Nie, te mięśnie nie mogą być dziełem przypadku - zauważyła figlarnie, karmiąc czarodzieja komplementem. Mężczyźni stawali się po nich jacyś tacy bardziej ułożeni, zadowoleni. Skłonni do większych ustępstw względem podziwiających ich kobiet. Clarence nauczyła się tej sztuczki stosunkowo niedawno, ale dotąd zawsze działała. Posmutniałaby, gdyby tym razem nie odniosła upragnionego efektu.
Z wdzięcznością podała mu dłoń, dzięki czemu jej towarzysz przeprowadził ją przez salę unikając niebezpiecznego kontaktu z bijącymi się facetami. Już wyraźnie zmęczonymi, powoli dającymi za wygraną, ale wciąż stanowiącymi zagrożenie dla przypadkowych przechodniów. Usiadła więc na miejscu z lekkimi obawami, ale wkrótce skoncentrowała całą uwagę na przystojnym, pewnym siebie obliczu już-nie-tak-nieznajomego. - Pech brzmi jak coś bardzo przykrego, zaufajmy więc szczęściu - odparła dyplomatycznie, nie chcąc mówić wprost o tym, jak często tu bywała. Czy raczej, że nie bywała wcale. - Ty też nie wyglądasz na onieśmielonego tym zacnym towarzystwem - zaśmiała się cicho, spoglądając na karty, a potem na postawiony na stole alkohol. Bez krępacji nalała im go do szklanek, w końcu mężczyzna miał zajęte ręce. - Jestem Molly, po prostu Molly - palnęła, przypominając sobie jedną z zasłyszanych podczas podróży szant. Tylko dzięki nim sięgnęła po jakieś imię w miarę płynnie. - A ty? Jak cię zwą? - spytała z zainteresowaniem. Wolałaby nie zwracać się do niego per ty. - Och, tak. Pływając na statku z marynarzami musiałam nauczyć się paru gier - przytaknęła, wyciągając rękę po pierwszą kartę.



Odpłynę wiotkim statkiem w szerokie ramiona horyzont pęknie jak szklana obroża pożegnają mnie ciszą gęstych drętwych zmierzchów iluminacje światła jak ostatni pożar.

Clarence Waffling
Clarence Waffling
Zawód : numerolog, włóczęga, kelnerka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
mieć ręce pod głową
zmrużone oczy
patrzeć jak życie
się toczy…
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t6362-clarence-waffling https://www.morsmordre.net/t7114-poczta-clary#188541 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3566-pokoj-clary
Re: Sala główna [odnośnik]06.07.19 22:13
18 grudnia

Tłuste, owłosione ramię Barrego przecinało smugi dymu. W dłoni ściskał drewniany stołek, a gorzki wyraz twarzy zdradzał jego wściekłość. Zastygła między stolikami  i przez chwilę przyglądała się całemu zajściu. Wymachiwał taboretem zupełnie, jakby przynosiło mu to jakąś ulgę. Westchnęła ciężko i schowała szmatę do kieszonki przy fartuchu. Otrzepała lekko klejące dłonie i ruszyła w kierunku awanturnika. Był wielki, dużo większy od niej. Może nawet miał pośród krewnych jakiegoś olbrzyma. Nie czas jednak na wypytywanie o rodzinne geny. Podniosła nogę i wspięła się na drewnianą ławę – potrzebowała znaleźć się na podobnej wysokości co on. Tkwiący przy krześle po drugiej stronie stołu Barry zamrugał, ale zaraz znów zagrzmiał, bełkocząc coś o jakimś gównianym handlarzynie. Phils wywróciła oczami i założyła dłonie na biodrach.
- Natychmiast odstaw ten stołek, Barry. Nie będziesz mi knajpy demolował. No już, już! – zawołała ostro, nie urywając ani na moment kontaktu wzrokowego z tą grubą kanalią. Dzień bez zadymy to dzień stracony, prawda? Tylko że Barry, choć należał do tępych półgłówków, posiadł w pięściach potężną siłę i jeden rzut krzesełkiem mógłby spokojnie zrobić dziurę w dachu – tym bardziej, że i tak gdzieniegdzie przeciekał i był raczej dość lichawy. Dlatego należało opanować złowieszczą postawę żeglarzyny, nim rozwali cały ten przybytek.
Na nic jednak starania Philippy, najwyraźniej mężczyzna był już tak pijany, że niewiele do niego docierało. Chociaż zgromadzeni wokół marynarze z zaciekawieniem przyglądali się temu zajściu, to żaden nie kwapił się do pomocy. Może dlatego, że znali Phil i wiedzieli, że nie z takimi sobie już radziła. A może byli po prostu bandą tchórzy i woleli, aby drobna barmanka zajęła się problemem. Nie potrzebowała ich pomocy, zresztą wiedziała, że sami również pozostawali na granicy przytomności. Niemniej byli na tyle bezczelni, że nawet nie kryli się z obleśnym podglądaniem barmanki. Stojąc na podwyższeniu, Phil mimowolnie odsłaniała przed nimi odrobinę widoków. Była to jednak naprawdę ostatnia rzecz, o jakiej w tej chwili myślała.
W końcu chwyciła go za skryty w bujnej brodzie podbródek i pochyliła się lekko w jego stronę. Wciąż stała w tych szpilach, ale nie zachwiała się ani przez moment. – Nie bądź niemądry – mruknęła odrobinę pieszczotliwie i pogłaskała go po tłustych włosach. – Usiądź i opowiedz nam tamtą historię o morskim potworze – mówiła dalej, dyskretnie sięgając dłonią do trzymanego przez niego stołka. Było naprawdę blisko, ale Barry zawył okrutnie i pchnął Phils tak, że spadła z ławki i wylądowała na podłodze. Teraz oczy całego Pasażera natychmiast powędrowały w ich kierunku. Wściekła i poobijana Moss uznała, że to już koniec zabawy i sięgnęła powoli po skrytą pod spódniczką różdżkę. Upierdliwy Barry miał zaraz wylecieć na zbity pysk i miała nadzieję, że więcej tu nie przylezie.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sala główna [odnośnik]09.07.19 21:33
Grudniowy czas wcale nie przyniósł ze sobą wielkiej radości, która rzekomo powinna narastać wraz ze zbliżającymi się świętami. Przystrojone choinki i wiszące nad drzwiami gałązki jemioły miały swe korzenie w pogańskich obrzędach, z których pewne elementy czarodzieje zachowali, pamiętając o łączeniu się z naturą podczas przesileń i równonocy. Jednak wypadające dwudziestego pierwszego grudnia przesilenie zimowe chyba mało kogo nastrajało pozytywnie. Entuzjastyczne podejście do wspólnego ucztowania w rodzinnym gronie uniemożliwiała szalejąca śnieżyca. Łudził się, że z czasem moc anomalii zacznie niknąć, jednak listopadowa burza przemieniła się jedynie w ostre zamiecie. Pogoda zniechęcała do wyjść, ale życie toczyło się dalej.
Valerian nie potrafił usiedzieć w domu, w którym otaczała go jedynie martwa cisza. Nie potrafił sięgnąć po skrzypce, ale jego największą tragedią była tak naprawdę niemożność sięgnięcia po dłuto. Wielokrotnie próbował się przełamać i tyle samo razy ponosił sromotną porażkę. Do końca nie pamiętał kiedy wyszedł ze swojej pracowni, ale szczelnie okrył się długim, beżowym płaszczem i wypadł z mieszkania na ulicę. Przejście do dzielnicy portowej też było dla niego nieco zagadkowe, ale nie narzekał. Spacer w chłodzie dobrze mu zrobił.
Ledwo przekroczył próg Parszywego Pasażera, a już miał okazję ujrzeć początek walki Dawida z Goliatem. Drobna czarownica niepozornie sięgnęła ku spódniczce, zapewne po swą różdżkę, wściekłym spojrzeniem obdarzając zdecydowanie większego osiłka. Z uwagą przyglądał się dynamice kobiecego ciała. Wyjął swoją różdżkę przed nią, bez najmniejszego zawahania kierując różdżkę przeciwko masywnemu mężczyźnie.
Lapifors – wypowiedział śmiało inkantację, nie kryjąc nawet rozbawienia. Jasny promień wyszedł z jego różdżki i pomknął w stronę ofiary. Awanturujący się klient został ugodzony zaklęciem w brzuch i ułamek sekundy później był już sprowadzony do postaci królika. Okazał się sporym i szarym królikiem. Jego metamorfozie towarzyszyły gromkie śmiechu zgromadzonych, a nawet gdzieś został podniesiony toast.
Lepiej go złap i wyprowadź na zewnątrz – rzucił w stronę barmanki. Mieli szczęście, że skorzystanie z magii nie wywołało żadnego nieprzyjemnego incydentu. Żaden podpity jegomość nie stanął też w obronie kolegi.

| brak anomalii (rzut)
Valerian Blythe
avatar
Zawód : kurator wystaw, artysta
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler


watch her moving in elliptical patterns


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 9 VK2vTfp
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7511-valerian-blythe https://www.morsmordre.net/t7564-artystyczna-korespondencja#209469 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-ansdell-street-3-7 https://www.morsmordre.net/t7563-skrytka-bankowa-nr-1821 https://www.morsmordre.net/t7565-valerian-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]09.07.19 23:26
W palcach trzymała już swą wojowniczą różdżkę, w myślach wywołując najpodlejsze formuły zaklęć, którymi mogłaby ugodzić wzburzonego pijaczynę. Już wznosiła ją ku niemu i jednocześnie też podnosiła się z tej lepkiej, paskudnej podłogi. Dopiero co wczoraj prała tę spódniczkę, a już wtarły się w nią brudne ślady. Oj, Barry dobrze sobie zapamięta ten dzień, w którym zadarł z Philippą Moss. Rozzłoszczony duch wyrażał bardzo mordercze pragnienia, ale nie planowała przecież okrutnych tortur. Może tylko szczypta nieprzyjemnych wrażeń. Gdyby tylko była silniejsza od niego…
Znikąd zjawił się tajemniczy mężczyzna w długim płaszczu. Nim zdążyła całkowicie powstać i wystrzelić różdżką w kierunku tego człowieka, nowo przybyły wypowiedział zaklęcie. Towarzystwo zamarło, obserwując to barmankę, to jej wybawiciela i… no właśnie, gdzie był Barry? Ciekawskie oczka kręciły się po ścianach i sufitach, ale półolbrzyma nigdzie nie było. W tym czasie Phils wreszcie wstała na równe nogi. Najpierw jednak popatrzyła na gościa, który machnął tym zaklęciem. Zmrużyła lekko oczy, zastanawiając się, kto to w ogóle był. Nieistotne. Bezbłędnie poradził sobie z problemem. Dopiero po chwili skojarzyła, co się właściwie musiało stać z Barrym. Półleżąc na podłodze, nie zdążyła dokładnie ujrzeć tej przemiany. Jednak teraz po drewnianych belkach przemykało futrzaste, spasione zwierzątko. Lub raczej zwierz – teraz szybko mknący między nogami klientów. No nie! Nie było czasu, aby odpowiedzieć mężczyźnie, faktycznie  musiała natychmiast reagować. Najpierw poleciała za nim, zlokalizowała te ruchliwe łapki pędzące zapewne w kierunku ciasnego miejsca, z którego nie tak łatwo będzie go wyciągnąć. Phils okazała się szybsza. Zmyślnie zagrodziła mu drogę i tak, nie grzesząc króliczą mądrością, wpadł prosto pod jej nogi. Raz dwa złapała cwaniaczka za kark i później pewnie objęła dłońmi. Zadowolona przemierzyła te kilka kroków i z rozmachem otworzyła drzwi wejściowe. Wiatr chętnie wdarł się do tego ciepłego zakątka, a Moss z jeszcze większą radością wywaliła zwierzaka na mróz. Nim znów zatrzasnęły się drewniane wrota pubu, zdążyła jeszcze wykrzyknąć, żeby więcej tu nie wracał. Po wszystkim odwróciła się ku śledzącym całą akcje gościom. Otrzepała dłonie i ze świstem wypuściła powietrze.
- Przeklęty drań – mruknęła, idąc w głąb lokalu. Wkrótce stanęła przed mężczyzną, który jej pomógł. Działał szybko i skutecznie, choć… gdyby dał jej kilka sekund, to też poradziłaby sobie z Barrym. Niemniej to bardzo miłe. – Jest pan bohaterem… - zaczęła urzeczona jego postawą. Uśmiechała się, nie kryjąc zadowolenia. – A bohaterom należy się darmowa kolejka, zapraszam! – powiedziała, gestem wskazując na bar. – Proszę zdjąć płaszcz. Czego się pan napije, panie…? – spytała, próbując także poznać imię tajemniczego jegomościa. Dopiero teraz pozwoliła sobie zatrzymać na nim dłużej spojrzenie. Przystojniak. Nie przypominał typowego klienta tawerny. Zapewne miał wszystkie zęby i w głowie coś więcej prócz błysku galeona i długich nóg dziwki.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sala główna [odnośnik]10.07.19 0:31
Coś urokliwego kryło się w tym niezrozumieniu, które malowało się na twarzy czarownicy. Nie mógł dokładnie określić źródła tego osobliwego piękna, jednak poczuł się nim rozbawiony i rozczulony zarazem. Po raz pierwszy od dawna miał okazję uśmiechnąć się – wciąż niezbyt szeroko, jednak podniósł wreszcie kąciki ust, formując niewymuszony i szczery uśmiech. Wciąż nie odczuwał wielkiej radości, ale to był dobry początek budowania na nowo pokładów optymizmu, które pomogłyby mu spojrzeć w przyszłość z nadzieją. Listopad był trudnym dla niego miesiącem, to był czas nieustannego marazmu, rozpaczy i wyrzucaniu sobie wszystkich błędów z przeszłości. Tak bardzo próbował uciec od ojcowskiego schematu, by ostatecznie skończyć z ogromnym żalem do siebie, bo nie spełnił oczekiwań rodzica.
Barmanka szybko pojęła wagę sytuacji i sprawnie ruszyła w pogoń za królikiem. Ucieczka nie była zbyt spektakularna, również nie okazała się skuteczna, mimo to skromne widowisko miało sporo widzów, których cechował różny stan trzeźwości. Takie miejsca nie były naturalnym środowiskiem Valeriana, ale i w nich odnajdował coś dla siebie ciekawego. Brud i brzydota powinny być dobrze znane artystom, jeśli chcieli zrozumieć w pełni naturę porządku i piękna.
Zwierzak wylądował poza lokalem i Blythe nawet przez chwilę nie współczuł nieszczęśnikowi. Liczył na to, ze ten jednak nie wróci z powrotem, aby narobić większego rabanu w ramach zemsty. Zaklęcie za jakiś czas sam z siebie przestanie działać. Może do tego czasu kłopotliwy klient zdołać już pokicać daleko stąd? Choć może to być utrudnione przez śnieżne zaspy.
Żaden ze mnie bohater, zwłaszcza że sama by sobie pani z tym gagatkiem poradziła – i mówił szczerą prawdę, ponieważ czasy ich reakcji dzieliła zaledwie jedna krótka chwila. Mimo wszystko rozpity klient nie szedł prosto na czarownicę, aby zaatakować ja ponownie, zatem spokojnie mogła wyciągnąć różdżkę i wypowiedzieć inkantację jakiegokolwiek zaklęcia, które przyszłoby jej do głowy. Po jej zachowaniu mógł też wywnioskować, że podobna sytuacja nie przydarzyła jej się po raz pierwszy, dlatego z pewnością miała już wypracowaną skuteczną metodę działania. – Ale cieszę się, że mogłem panią wyręczyć – dodał z zadowoleniem i przeszedł w stronę baru, po drodze zdejmując z siebie płaszcz. – Val – przedstawił się krótko, mimo wszystko nie chcąc w tym miejscu podawać swoich pełnych personaliów. Chciał zresztą skorzystać z luźnej atmosfery tego lokalu, aby oderwać się nieco od wszystkich dramatycznych przemyśleń, które prześladują go od tygodniu. – Nie obrażę się, jeśli przejdziemy na ty. O ile się zgodzisz – przyjrzał się młodej czarownicy uważniej. Okres żałoby nie odmienił go całkowicie; wciąż pozostała mu słabość do pięknych kobiet. Jako artysta zwracał uwagę na powierzchowność, lecz nauczył się nie zapominać o naturze ludzkiego usposobienia. Na razie jednak mógł liczyć na przychylność pracownicy Parszywego Pasażera.
Valerian Blythe
avatar
Zawód : kurator wystaw, artysta
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler


watch her moving in elliptical patterns


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 9 VK2vTfp
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7511-valerian-blythe https://www.morsmordre.net/t7564-artystyczna-korespondencja#209469 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-ansdell-street-3-7 https://www.morsmordre.net/t7563-skrytka-bankowa-nr-1821 https://www.morsmordre.net/t7565-valerian-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]10.07.19 11:39
Nieczęsto zdarzało się, aby którykolwiek z gości mieszał się w takie sprawy. Zaskoczenie Moss było jeszcze jednak większe, ponieważ w postaci owego Vala nie rozpoznała żadnego częstego bywalca. Gościa angażowali się jedynie w swoje własne awantury, bronili braci i obijali mordy w imię jakiejś panienki. Gdy Phils wchodziła na stół, zwykle potrafili gapić się jak stado baranów. Rzadko ktokolwiek ruszał tyłek, by ratować swoją ulubioną miejscówkę. Za to gdy chodziło o ich własny honor – lecieli pierwsi, bez najmniejszego pomyślunku. Byli żałośni, ale przestało ją to ruszać. Zostawała sama lub ze wsparciem innych barmanów, ale może to nawet lepiej – nietrzeźwi żeglarze nijak nie nadawali się do konkretnego, przemyślanego działania.
Val jednak… przyjemnie ją zadziwił i dlatego spoglądała na niego z zaintrygowaniem. Nie obserwował sytuacji od samego początku, nie znał Barrego i jego nerwowego charakteru, a mimo to nie zawahał się i podjął szybko działanie. Lubiła mężczyzn silnych i zdecydowanych. Wyróżniał się na tle morza tych siwiejących, poślinionych głów. Nie taki stary i owiany przyjemną tajemnicą. Poczuła, że warto było obić sobie pośladki dla tego spotkania. Jednak nie planowała wdzięczyć się jak pospolita dziwka, to nie byłoby w jej stylu i jeśli tego oczekiwał, to pomyliła się w ocenie jego osoby. Na szczęście rzadko się myliła.
– Nie ma  wyboru, muszę sobie radzić – stwierdziła, nie chcąc jednak wylewać żalu. Raczej nie narzekała na swoją robotę. Czasem może rzuciła plugastwem, żeby co niektórych (i może nawet siebie) przywołać do porządku, ale mimo to nie wyobrażała sobie robić czegokolwiek innego. – Jednak dzięki panu uniknęłam kilku dodatkowych siniaków – przyznała, odruchowo sięgając dłonią do szyi. Przesunęła po niej powoli palcami, jakby chciała odszukać bolesnych śladów tego starcia. Nie łamała się jednak łatwo – mimo ciała wyraźnie drobnego.
- Val – powtórzyła na nim. W myśli jednak dopisywała końcówki temu zdrobnieniu. Nie potrzebowała jednak znać jego pełnych danych. – Tajemniczo – podsumowała krótko i podała mu przez bar dłoń, mówiąc z zadowoleniem: – Mów mi Philippa.
W przeciwieństwie do niego nie musiała ukrywać tożsamości. Choć akurat w jej przypadku sytuacja wydawała się dość zawiła, bo przecież to imię nosiła dopiero od kilku lat. Wybrała je, porzucając nazwę będącą bolesnym śladem przeszłości, śladem słabości, której nigdy więcej nie mogła doświadczyć. Pod dachem Pasażera stała jako ta nowa osoba. Nowa wersja, którą pokochała zbyt mocno, aby z nostalgią powracać ku dawnym sprawom. Gardziła tamtym podlotkiem.
– Więc Val – zaczęła, z rozkoszą wymawiając to imię. – Piwo, whisky czy może… rum? – wymieniała, zauważając, że wciąż nie poznała odpowiedzi. Przy ostatnim trunku mimowolnie przegryzła wargę. Spoglądanie na niego było dużo przyjemniejsze od ciągłego widoku czerwonych, pomarszczonych twarzy, z których wyrastały półbiałe, krzywe kłaki. – Zdradź mi, przychodzisz z daleka? – spytała zaciekawiona, sunąć lekko palcem po drewnianym blacie. Przy Valu wkrótce stanął gościu, czekając, aż Phils łaskawie doleje mu piwa. Wywróciła oczami i chwyciła kufel, najpierw zagarniając odpowiednią ilość monet.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sala główna [odnośnik]10.07.19 17:40
Swobodnie usiadł na jednym z wysokich barowych stołków, następnie zarzucił płaszcza na kolana, na wszelki wypadek woląc mieć go przy sobie, tak jak i różdżkę spoczywając w jego kieszeni wraz z sakiewką. Choć zamierzał się w tym miejscu nieco odprężyć, szukając ucieczki od ponurych myśli, to jednak nie oznaczało to wcale, że zaraz pozbędzie się wszelkiej ostrożności. O ile barmanka zachowywała się wobec niego przyjaźnie, tak cała klientela dalej pozostawała w jego mniemaniu podejrzana.
Miło mi poznać – uścisnął jej dłoń przyjaźnie, coraz bardziej ciekawy tego, co właściwie poznana Philippa robiła w takim miejscu. Jakim to sposobem znalazła się w Parszywym Pasażerze i dlaczego zdecydowała się na tak niewdzięczne zajęcie? To nie była jego sprawa, jednak czasem podobne myśli pojawiały się w jego głowie mimowolnie. Rzecz jasna nie śmiał swoich rozważań werbalizować. Potrafił łączyć słowa w piękne zdania, jednak nie uważał się za mistrza w tej dziedzinie. – To może jednak whisky – zadecydował po krótkim namyśle, kątem oka spoglądając na drugiego mężczyznę składającego zamówienie. Potem odczekał chwilę, gdy spragniony piwa gość oddalił się od baru ze swoim kuflem. Dobrze, że nie wszyscy sprawiali w Parszywym Pasażerze problemy.
Gdybyś potrzebowała pomocy z tymi pamiątkami – rzekł cicho i spokojnie, chcąc zachować dyskrecję, kiedy palcami przesunął po swojej szyi, pamiętając ten gest w jej wykonaniu. – To możesz dać mi znać. Znam się trochę na magii leczniczej.
Już lata temu porzucił praktykę uzdrowicielską, bardziej w swoim życiu ceniąc sztukę, jednak wciąż pewne nawyki wyrobione w trakcie pięcioletniego stażu w Szpitalu Świętego Munga trzymały się go kurczowo. Przede wszystkim wykształciła się w nim chęć niesienia pomocy, choć musiał pamiętać o własnych ograniczeniach. Z bardziej skomplikowanymi urazami i chorobami może sobie nie poradzić, jednak na sińce i zadrapania zawsze coś zaradzi. Nadal potrafił rzucić proste Episkey.  Nie zapomniał z dnia na dzień całej zdobytej wiedzy, mimo to brak praktyki działał znacząco, o pewnych szczegółach dotyczących metod leczenia niektórych przypadków zdołał już zapomnieć.
Właściwie nie z tak daleka. Wróciłem do Anglii niedawno i wciąż mi tęskno za Francją. Teraz mieszkam w Londynie. Spory kawałek stąd, ale nie tak spory, aby nie przyjść tutaj pieszo podczas śnieżycy – był jednak trochę wylewny, lecz świadomie nie podawał żadnych szczegółów. Choć wspomnienie o paryskich czasach, z których dobrowolnie zrezygnował, było nieco osobiste. – Pewnie znów brzmię niepotrzebnie tajemniczo – rzucił z żartobliwą nutą, uśmiechając się przy tym blado. W końcu pochwycił naczynie z trunkiem i upił łyk alkoholu, który rozlał się po jego przełyku, pozostawiając po sobie uczucie ciepła.
Valerian Blythe
avatar
Zawód : kurator wystaw, artysta
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler


watch her moving in elliptical patterns


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 9 VK2vTfp
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7511-valerian-blythe https://www.morsmordre.net/t7564-artystyczna-korespondencja#209469 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-ansdell-street-3-7 https://www.morsmordre.net/t7563-skrytka-bankowa-nr-1821 https://www.morsmordre.net/t7565-valerian-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]10.07.19 21:33
– Niech więc będzie whisky – mruknęła i obróciła się zwinnie, aby sięgnąć po flaszkę. Uniosła ją nieco wyżej w dłoni i puściła mu oczko. – Najlepsza – dodała jeszcze, nim zaczęła hojnie przelewać trunek. Gdy odstawiła butelkę, końcówką palca pchnęła szklaneczkę w stronę mężczyzny. Miała nadzieję, że ta odmiana mu zasmakuje. Nie podawała mu byle pomyj sprzedawanych za marnego knuta. Zasłużył na porządny alkohol. Całkowicie pewna mogłaby stwierdzić, że żaden z obecnych tutaj gości nie byłby zdolny do takiego bohaterstwa. A może przy okazji... żaden nie był na tyle urodziwy, by chciało jej się z nim dłużej porozmawiać? Możliwe.
Jako barmanka musiała mieć oczy z tyłu głowy. Nie nosiła ze sobą forsy i nie zakładała żadnej biżuterii. Wolała nie nęcić niektórych oczu lub przynajmniej spróbować nie nęcić; znała swoje atuty i wiedziała, że podobała się wielu tutejszym bywalcom. Umiałaby oczarować niejednego typa, ale szkoda, że ten urok nie działał na przepite serce Barrego. Życie stałoby się o wiele łatwiejsze! Rzeczywistość była dość ponura i bywało już tak, że wbijała bez skrupułów nóż w czyjąś dłoń, gdy te palce zawędrowały zdecydowanie za daleko. Prawdziwą przyjemność sprawiało jej słuchanie tego żałosnego, bezbronnego wycia, patrzenie w szalone, przeniknięte strachem oczy. Czasem zastanawiała się, czy na pewno wszystko z nią w porządku. Jeżeli jednak miała utrzymać w Pasażerze porządek, to musieli wiedzieć, czego im nie wolno. Niektórym należało pewne zasady tłuc do łba do skutku, aż się nauczyli. Dosłownie – tłuc.
– Zatem uzdrowiciel… – podsumowała, opierając łokieć na blacie, a wkrótce później na dłoni ułożyła delikatnie podbródek. Popatrzyła na niego przez chwilę. Waleczny, zaopatrzony w te dłonie, które leczą. Dobrze mieć takie znajomości. Sama miała dwie lewe ręce do takiej magii, ale nie mogła zaprzeczyć, że zdarzało jej się poobijać się tu i tam. Wykorzystywała dłonie do nieco innych celów.  – I jak cię znajdę, Val? Nie bywasz tu często – zauważyła. Akurat w tym przypadku nie musiał nawet próbować wmawiać jej, że jest inaczej. Znała prawdę.  Ten jeden jedyny fakt o nim odkryła i bez słów. Wkrótce jednak okazało się, że nie należał do ludzi przewidywalnych.
– Z Paryża do takiej speluny? Życie musiało ci nieźle dać w kość, Val – uznała, nie kryjąc zdziwienia. Jeśli był paniczykiem rodem z paryskich salonów, to co go przywiało do tej pochmurnej, nudnej Anglii? – Trzeba było tam zostać, tu jest jeden wielki syf. – Po tych słowach zabrała łokieć z blatu i pozwoliła nalać sobie szklaneczkę soku. Nie piła w pracy, nawet po godzinach. Nie mogłaby przełknąć tego alkoholu, ale nie dlatego, że był zły. Spędzała tu zbyt wiele czasu, nieustannie czuła na sobie zapach rumu, a dłonie kleiły jej się od piwa. To wystarczyło, aby stracić ochotę.
– Nie bardziej niż przed chwilą – wymruczała, przypominając sobie chwilę, gdy tak heroicznie wkroczył do Pasażera. Miało to swój pewien gorzki urok.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sala główna [odnośnik]12.07.19 14:24
Naprawdę zasłużył sobie na najlepszą whisky? Jedynie zachował się przyzwoicie, nie zrobił nic wielkiego. Ale najwidoczniej była to rzadko spotykana w tym miejscu postawa.
Pudło – skomentował jej podsumowanie tyczące się jego rzekomej profesji. Chyba po raz pierwszy w Londynie od czasu swojego powrotu poczuł, że rzeczywiście ktoś jest nim zainteresowany, po prostu go ciekawy. Gdyby tylko wiedział, że przyniesie mu to tak wielką ulgę, już wcześniej zdecydowałby się porozmawiać niezobowiązująco z całkowicie obcą osobą. Jednak bywał czasem zbyt wybredny w dobieraniu sobie towarzystwa. Wszystko przez to, że najchętniej zawsze rozmawiał z innymi o sztuce, wokół której krążył, z którą związał swoje życie. Wciąż jednak nie dowiedział żadnego miejsca w Londynie, gdzie mógłby odnaleźć artystyczną brać i wraz z nią poddawać się żywym dyskusjom i pić kolejne toasty. – Choć tak właściwie nie do końca pudło – dodał po chwili, marszcząc lekko brwi, bo jednak powroty do przeszłości nie były takie proste, gdy najważniejszy jej element rozpadł się bezpowrotnie. Dlatego nie rozwinął tej kwestii, uparcie pozostając nieco tajemniczym. Czuł, że prędzej czy później taka postawa może stać się męcząca, dlatego też miarkował się, a przynajmniej próbował.
Miała rację, nie bywał tu często i nie podejrzewał, żeby miało się to zmienić. Nie mógł jednak całkowicie wykluczyć możliwości, że angielska bohema może kiedyś zdecyduje się ciągnąć tłumnie do Parszywego Pasażera. Z chaotycznymi duszami artystów wszystko było wysoce prawdopodobne. Ale na chwilę obecną niczego zadeklarować nie mógł, mimo to wyrzucił z siebie propozycję pomocy. – Jeśli kiedyś znów się spotkamy, możesz liczyć na moją pomoc – poprawił się zatem ze swoimi słowami, zachowując poważny wyraz twarzy. Tym razem nie wprowadzał jej w błąd, był już jak najbardziej świadomy konsekwencji wypowiadanych słów.
Niepotrzebnie wspomniał o Paryżu. Po słowach barmanki poczuł nieprzyjemny ucisk w piersi, jakby niewidzialna dłoń pochwyciła jego serce w żelaznym uścisku i dopiero po chwili je puściła. Cały entuzjazm z niego uleciał.
Z powodu tego syfu musiałem wrócić – burknął pod nosem, po raz pierwszy chyba ukazując poprzez wyraz twarzy żal, gorycz, smutek. To właśnie te emocje przeplatały się ze sobą w jego duszy, tworząc destrukcyjną mieszankę. – Chyba wszyscy w mniejszym lub większym stopniu ucierpieli przez anomalię – wysnuł bardzo realną tezę, nie chcąc myśleć tylko o własnej stracie. Łapczywie pochwycił naczynie i znów się napił, tym razem opróżniając już całkiem szklankę z whisky.
Valerian Blythe
avatar
Zawód : kurator wystaw, artysta
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler


watch her moving in elliptical patterns


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 9 VK2vTfp
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7511-valerian-blythe https://www.morsmordre.net/t7564-artystyczna-korespondencja#209469 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-ansdell-street-3-7 https://www.morsmordre.net/t7563-skrytka-bankowa-nr-1821 https://www.morsmordre.net/t7565-valerian-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]12.07.19 15:56
Obdarzyła Vala szczególnym zainteresowaniem nie tylko dlatego, że pomógł jej uporać się z Barrym, choć dzięki jego zachowaniu wyłapała jego tajemniczą postać w morzu marynarskich głów. Był inny, nietutejszy, trochę chyba nie wiedział, jakim cudem się tu znalazł. Typ zbłąkanego wędrowca, który znikąd nagle zjawia się między baranami. Nie jest częścią stada, więc spojrzenie pasterza mimowolnie kieruje się ku niemu. Trochę górnolotne porównanie pojawiło się w głowie Phils, ale poniekąd była taką pastereczką, niejednemu już matkowała, niejeden dostał po łapach. Bywały dni, kiedy dawała na krechę jakiejś zrozpaczonej duszy – wiedziała, że wróci i spłaci swój dług. Spróbowałby nie! Tutaj czas płynął inaczej, tutaj zasady z zewnątrz zdawały się nie obowiązywać. Val nie mógł jeszcze tego wiedzieć. Przy okazji pomyślała, że być może rozmawiali pierwszy i ostatni raz. A może kiedyś tu wróci?
– Już wiemy, że masz zdolność zjawiania się w chwili, gdy jestem w potrzebie, więc… kto wie? – rzekła nieco zadziornie, odnosząc się do jego propozycji pomocy. Miała nadzieję, że jeśli kiedykolwiek wpadnie pod mugolską maszynę, to akurat Val będzie przechodził obok i udzieli jej tej pierwszej pomocy. Nawet by się nie obraziła, gdy po wybudzeniu dostrzegłaby jego przejętą twarz. To dużo lepsze niż stado niespokojnych ocząt pijaczyn. Mimo wszystko to były jedynie luźne, nierealne fantazje, bo obydwoje dobrze wiedzieli, że nie istniała zbyt wielka szansa, aby spotkali się ponownie. To była tajemnica każdego pubu. Rozmowa z barmanką była pocieszeniem, wylewem absurdalnych żali i pozyskaniem nowej nadziei. Rozmowa z barmanką rzadko się powtarzała, a drogi łatwo rozchodziły się w przeciwnym kierunku. Dlatego pozornie niezbyt ryzykowne okazywały się te zwierzenia. Phils za to karmiła się każdą podsłuchaną informacją, bo przecież nigdy nie wiadomo, czy któregoś dnia nie okażą się cenne.
Znów do baru zbliżył się klient, bełkocząc niewyraźnie. Język wódki wydawał się skomplikowany, ale Phils nie potrzebowała go rozszyfrowywać. Znała znaczenie tych niezrozumiałych mamrotań. To był zresztą Rudy Thomas – jemu zawsze chodziło o czystą. Nie bawił się w kieliszeczki i brał całą flaszkę. Potem Phils pomagała mu wyjść z baru i ruszyć właściwą ulicą do domu. To był jeden z tych starych, przepalonych marynarzy, którzy swoje już przeżyli. Wyciągnęła chłodną butelkę i podała mężczyźnie, uprzednio pobierając zapłatę. I tak to wyglądało, ani chwili spokoju.
– Nie zazdroszczę. Nigdy nie jesteśmy do końca wolni, co? – ciągnęła, popijając przy okazji sok. Zauważyła, że wypił, więc zaraz znów mu dolała. – Jeszcze przez chwilę możesz mieć to gdzieś, Val. Potem się dopiero zacznie – mruknęła, odstawiając butelkę na klejący blat. Być może później zaproponowała nawet, by wypili za ten jego mały, osobisty syf. Być może rozmawiali jeszcze długo, nim Val nie zdecydował się wrócić do swoich nieciekawych spraw…


zt :pwease:
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sala główna [odnośnik]12.07.19 20:52
Brak przyszłości dla tej znajomości nie był taki straszny, właściwie wydawało się to naturalną koleją rzeczy. Relacje nawiązywane po pubach nie są nigdy zbyt trwałe. Barmanka stoi za ladą po to, aby wysłuchać, rozlać trunki i znów słuchać coraz bardziej bełkotliwych wywodów wraz ze wzrastającą ilością spożytego alkoholu. Nie każdy był godny zapamiętania i Valerian sądził, że z czasem dołączy właśnie do tej grupy zapomnianych person. Jednakże w ten wieczór chciał wykorzystać szansę na zacieśnienie więzów z przyjazną mu pracownicą Parszywego Pasażera.
Najbardziej życzę ci tego, żebyś nie była znów w potrzebie – odparł na jej słowa, po których uniósł szklankę w ramach toastu, niezbyt uroczystego, ale jak najbardziej szczerego. Potem przechylił naczynie i pociągnął porządny łyk. Tak naprawdę nikomu nie życzył źle, choć wiedział, że wszyscy ludzie nie mogą być równi, to było po prostu nierealne. Zawsze ktoś będzie miał lepiej, a ktoś inny gorzej. Sama ludzka natura, zachęcająca do dokonywania rzeczy dobrotliwych, jak i niecnych uczynków, jest powodem wszystkich nierówności między ludźmi. O tyle dobrze, że podobnymi przemyśleniami nie dzielił się zbyt łatwo, wolał chować je w zakamarkach własnego umysłu i czasem przypadkiem je wyciągać z powrotem na powierzchnię umysłu i znów analizować, dochodząc do kolejnych konkluzji.
To normalne, że co chwilę do baru podchodził kolejny spragniony alkoholu gość lokalu, jednak to było dla samego Valeriana, który przy tym barze siedział, nieco kłopotliwe. Przynajmniej zdołał poznać powód, dla którego nikt przed nim tego miejsca dla siebie nie wybrał – cała podejrzana zgraja skupiła się przy stolikach. Kolejny żeglarz przybliżył się i oddalił, dzięki czemu Blythe znów mógł korzystać z okazji kontynuowania rozmowy.
Wolność to utopijna koncepcja – przyznał rację jej słowom, artykułując jedną z wielu tez, do których doszedł w ciągu ostatnich kilku tygodni. – Piękna, ponieważ prędzej czy później każdy przekonuje się o jej nieuchwytności. Ale rozczarowanie wcale nie sprawia, że przestajemy o niej marzyć.
Nim wyszedł z lokalu, zdołał raz jeszcze opróżnić szklankę i wyrzucić z siebie kilka mądrych myśli, do których jednak zarówno on, jak i poznana dziś Philippa, nie podchodzili ze zbyt wielką powagą. Był jej wdzięczny za ten wieczór, dlatego pozostawił po sobie na barowym blacie kilka monet, nawet jeśli miał pić za darmo w ramach rekompensaty za uporaniem się z Barrym. Dobrze, że osiłek nie czekał na niego pod Parszywym Pasażerem już w ludzkiej postaci. Valerian otulił się szczelnie płaszczem i znów ruszył przez śnieżycę w drogę powrotną do swojego mieszkania.

| z tematu
Valerian Blythe
avatar
Zawód : kurator wystaw, artysta
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler


watch her moving in elliptical patterns


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala główna - Page 9 VK2vTfp
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7511-valerian-blythe https://www.morsmordre.net/t7564-artystyczna-korespondencja#209469 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f96-ansdell-street-3-7 https://www.morsmordre.net/t7563-skrytka-bankowa-nr-1821 https://www.morsmordre.net/t7565-valerian-blythe
Re: Sala główna [odnośnik]15.07.19 19:37
16 listopada

Niewiele się działo w tawernie przed nadejściem wieczoru. Między burymi stolikami przysiadały pojedyncze strapione dusze. Jedni potrzebowali tego pierwszego kieliszeczka jeszcze przed wejrzeniem księżyca, bo ów dzień okazał się zbyt ciężki, aby można było prostą drogą dotrzeć do domu. Ci drudzy gnali z przyzwyczajenia, nikt i nic na nich nie czekało, więc szukali przychylnych oczu właśnie tutaj. Z ulgą otwierali grube wrota Parszywego Pasażera. Witało ich skrzypienie starawych drzwi, a dopiero później ciepło roztapiające pogubione w tej siwiejącej brodzie płatki śniegu. Gdzieś w kącie wiekowa szafa nuciła żeglarską pieśń, a nieopodal tajemnicza postać drzemała osłonięta ciemnością swojego kaptura. To była nieczęsta chwila spokoju. Nawet za barem nie było nikogo widać, ale to wcale nie oznaczało, że nikt nie pilnował tej przypadkowej gromady.
Wyszła przed lokal i otulona powyciąganym swetrem szybko przemknęła do szopy przylegającej do tylnej części budynku. Składowali tam drewno. Chrupiąca brzoza resztkami już wypalała się w wielkim kominie tawerny, a chłód za oknem nie ustawał. Otworzyła lichawe drzwiczki i weszła do środka. Trzymane wcześniej w dłoni metalowe wiadro zaczęła sprawnie wypełniać chropowatymi kawałkami drzewa. Było dość chłodne, ale suche. Nie ryzykowała zaklęciami, wierzyła, że ma jeszcze tyle sił, aby móc jakoś przytaszczyć kupę kłód do lokalu. To tylko kilka kroków. Kilka wgniecionych w śniegu śladów stóp, które wkrótce pozostawiła na wąskiej ścieżce. Z ulgą weszła do środka i natychmiast kontrolnie rozejrzała się po tawernie. Niespotykana cisza przerywana jedynie jakimś niezidentyfikowanym szuraniem. Obciążona skierowała się do paleniska, aby dorzucić tam trochę drewna. Żar ognia przyjemnie połaskotał jej lodowate dłonie, drzewo zaskwierczało, a Phils wyprostowała plecy i przez chwilę spoglądała na nie z jakimś mdłym znudzeniem wymalowanym na twarzy. Potem wróciła za bar.
Państwo Boyle wyjechali na kilka dni do krewnych, ufnie zostawiając lokal pod opieką zaufanych pracowników. To nie pierwszy raz, załoga jednak nie czuła jakiegoś nadzwyczajnego luzu – może dlatego, że atmosfera między nimi była przez większość czasu tak swobodna jak pomiędzy przybywającymi do Pasażera żeglarzami. Tak samo też, jak pośród nich, bywała ostra i napięta, kiedy spierali się ze sobą w sprawie nie do końca jasnej. Phils lubiła myśleć o współpracownikach i szefach jak o rodzinie. Trochę nieoczywistej, trochę na dłuższą metę irytującej, ale chyba pierwszej, jaką kiedykolwiek miała. Zresztą żadnej innej nie planowała. Tak było dobrze. W osobie Dorothei od wielu lat widziała nigdy głośno nienazwaną matkę, a to miejsce… To miejsce ją stworzyło, wyszlifowała ją pieśń morza, to na tych pijaczkach wyćwiczyła swą odwagę, to oni nauczyli ją kląć i wstawać z kolan, nim wróg zaatakuje po raz drugi. Nie była tu z przypadku ani też z przymusu. Wrosła głęboko między wilgotne ściany piwniczki tego pubu. Chciała tu być, po prostu.
Może tylko nie lubiła tych chwil, gdy na ląd schodziło żywe uosobienie lepkiego smrodu w postaci tak nędznej, że nie dało się wysiedzieć choćby chwili pomiędzy tymi łotrzykami. Ten obrzydliwy zapach po wielogodzinnej zmianie w robocie szorowała potem przez długie tygodnie. Tak właściwie to nawet to coraz mniej jej przeszkadzało. Zatęchłą szmatą polerowała przepłukane kufle. Z kuchni docierała woń gotowanych ziemniaków. Ktoś podszedł do baru po jeszcze jeden kieliszeczek. W jego oczach dostrzegła głęboką toń wilgoci. Nie płakał, ale to zdecydowanie nie był jego dzień. Przychodził tu rzadko, o porach dość niespotykanych. Długie godziny siedział w ciszy i przelewał przez usta zawsze ten sam trunek. Wracał, gdy nie mógł już dźwignąć swego nędznego życia. Był robotnikiem, przeładowywał towary ze statków. Kiedyś otworzył jej drzwi, gdy szła ze skrzynką pustych butelek po winie do piwnicy. Miał silne ramiona, wyrobione podłą, nieciekawą pracą. Podejrzewała, że gdzieś niedaleko miał jakąś norę. Dziś jednak nie chciał tam wracać. Polała mu szczodrze. Wymruczała też coś na pocieszenie, ale tylko obojętnie kiwnął głową. Pomyślała, że nie lubił rozmawiać, chyba nigdy nie widziała go w czyimś towarzystwie, a przecież tawerna była miejscem głośnym, parującym od tego gwaru. Chociaż bywała wścibska, chociaż lubiła czasem co nieco podsłuchać, to teraz wolała nie wnikać. Wydawał się i raczej trudno byłoby go powiązać z jakaś wielką tajemnicą.
Porządkowała alkohole. Wyrzucała puste butelki i wydłubywała powciskane w różne miejsca nakrętki. Billy, jeden z barmanów, lubił przygotowywać drinki dość efektownie. Zupełnie jakby miał szeroką widownię głodną takich wrażeń. Popisywał się bardziej sam przed sobą niż przed tymi wesołymi półgłówkami. Efektem jego pokazów był bałagan, nad którym później ktoś musiał zapanować. Tak też znajdowała później różne przedmioty w zaskakujących miejscach, Billy może umiał zadbać o rozrywkę ślęczących pod barem klientów, ale był obrzydliwym bałaganiarzem, nawet gorszym niż Philippa. Krzyczała na niego, czasem zdzieliła szmatą po tym chudym dupsku, gdy przesadzał ze swoim teatrzykiem. Przestała go zganiać dopiero gdy któregoś dnia jakiś typ hojnie sypnął mu monetą. Cóż, wyglądało na to, że na kimś jednak robiło to wrażenie.
Przejechała ścierą po lepkim blacie, a później umyła ręce i popatrzyła na swoje paznokcie. Chciała mieć długie i ostre, ale w tej robocie to chyba niemożliwe. Ledwie wczoraj mazała je lakierem, a dziś już ścierał się kolor, w dodatku łamały się zbyt łatwo. Z tych rozmyślań wyrwało ją czyjeś nagłe wtargnięcie do lokalu. To był Henry, wpadał dość często. Nerwowo wymówił jej imię, a później zbyt energicznym gestem nakazał jej iść za sobą. Zmrużyła oczy, nie wiedząc, o co chodzi.  Młody chłopak wyglądał na przestraszonego. Wyszła zza baru i podążyła w kierunku drzwi. Henry zostawił niedomknięte drzwi i tak ostry poryw wiatru łakomie wdarł się do ciepłej nory. Pchnęła te drzwi i ujrzała spanikowaną postać, wskazywał dłonią na ścianę zewnętrzną część ściany budynku. Co on znowu wymyślił? Założyła dłonie na ramionach i dużymi krokami pokonała dzielącą ich przestrzeń. Powiodła spojrzeniem za jego chudym paluchem.
Jasna cholera. O mury tawerny opierała się noga. Noga samotna, ogołocona z reszty ciała. Krwawe, poszarpane wnętrzności przysypała już delikatna warstwa śniegu. Krwista, świeża plama rozpływała się na ścianie, a na szarym chodniku twardo stał elegancki pantofel. Otworzyła szerzej usta, a potem przeklęła kilka razy. Spojrzała na Henry’ego. Wyraźnie zbladł. Jak można było, na Merlina, zgubić nogę? Jej obecność mogła oznaczać wiele. Może to morderstwo a może tylko jakaś podejrzana amputacja. Nigdzie nie widziała reszty ciała. Właściwie to powinna mieć to wszystko gdzieś, bo w dokach nie takie rzeczy się już widziało, ale pozostawiany tutaj czyjś… kawałek zbyt wymownie wiązał się z Parszywym Pasażerem. Ktoś ewidentnie postawił kończynę pod tymi murami. Podeszła bliżej. Kawałek materiału, w który ubrana była noga, nie wydawał jej się jakiś szczególnie wytworny. W ogóle nie pasował do tych butów. Rana wydawała się świeża, obrzydliwe wnętrze nogi błyszczało. Może to jednak przez ten wirujący złośliwie śnieg. Nie zdążył on jednak przykryć jeszcze wszystkich śladów.
Wcale jej nie było żal właściciela nogi. Właściwie to bardziej wściekała się o to, że na jej zmianie coś takiego się działo, że ktoś próbował udupić Pasażera. Odruchowo obróciła się za siebie, ulicę dalej mieścił się konkurencyjny pub prowadzony przez bardzo złośliwego karła. Pomyślała o nim, może ta sprawa miała jakieś drugie dno. Teraz należało jednak wezwać gliny. Wyobraziła sobie, jak zaraz przetrzepią całą tawernę od piwnic po szczyt dachu. Świetnie. Pani Boyle nie będzie zadowolona. Tawerna była wygodnym miejscem dla przeprowadzania wątpliwych transakcji. Wiedzieli o tym tutejsi goście i wiedzieli pracownicy. Tu nikt nikomu pod łapy nie zaglądał – chyba że miał na imię Philippa. Jak klientela wyczuje zapach psów, to odpuści sobie ten kieliszeczek rumu i tak spadną utargi. Przez chwilę pomyślała, że dobrze byłoby zabrać stąd nogę i głęboko ją schować. Albo najlepiej wrzucić do Tamizy! Tylko czy nie o to chodziło temu, kto ją tu porzucił? O ich tchórzliwe zamiatanie sprawy pod dywan. Tak tylko obciążyliby siebie.
To mógł być znak, którego nie zdołała jeszcze rozszyfrować. Co by zrobiła pani Boyle? Przygryzła lekko usta, a później kazała Henry’emu to zostać. Wróciła do lokalu i wezwała policję. Ktoś próbował zakłócić spokój Pasażera. Nie mogła pozwolić, aby ta akcja znów się powtórzyła.

z tematu
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sala główna [odnośnik]27.07.19 14:53
18 stycznia

Taszczyła ciężkie wiadro z mętną, lodowatą wodą. Zupełnie jakby nabrała w nie śniegu i łaskawie poczekała, aż szarobiała breja roztopi się w cieple zapyziałych murów tawerny. Skoro nie mogła liczyć na spokojną zmianę, to niech chociaż ten mróz nie przedostaje się tak chętnie między ściany. W drugiej dłoni ściskała mopa, na końcu którego parowała śmierdząca szmata. Stanęła nieopodal wielkiej ławy w samym centrum Parszywego Pasażera. Część krwi już zastygła gdzieś w drodze między stołem a podłogą. Drewno poczerwieniało na długich deskach posadzki, wyschło, przybierając postać ohydnej skorupy. Gdzieniegdzie wciąż widniały malutkie kryształy będące kolejnymi śladami histerii, jaka rozegrała się pod tym zardzewiałym żyrandolem. Szkło kruszyło się w marynarskiej pięści, szkło rozcierało krew na przyjacielskim czole, szkło wyrywało z mężczyzny pisk pieprzonej panienki. Zaraza. Zadyma nie pierwsza i nie ostatnia, ale Philippa wyjątkowo nie miała ochoty na zdrapywanie z podłogi brudnej krwi. Późna pora. Spora cześć klientów zmyła się niezachęcona morderczymi rykami rozjuszonej męskości. Tawerna opustoszała, tylko niektórzy przysypiali gdzieś w kącie, pewnie nie usłyszeli całej sprawy. Pośród nich pałętali się obcy, może nawet zabłądził jakiś mugol. Nie miała pewności, więc wolała nie ryzykować różdżką. Syf nie robił na niej już większego wrażenia. Jeszcze przed chwilą wskakiwała miedzy grupę wściekłych lwów, którym ślina gęsto kapała z pysków. Groziła, sprytnie wyciągała podłe argumenty, ale na nic jej starania, bo alkohol już dawno odebrał im jasność umysłu. Przemoc okazała się jedynym skutecznym komunikatem, przez kolejne uderzenia wyrzygiwali sobie chore pretensje. Poszło pewnie o babę, albo o ten tajemniczy łup z ostatniej morskiej wyprawy. Nie do końca wiedziała, bo ten bełkot rozumieli chyba tylko oni sami. Łamały się kości, rozrywały się krzesła i kruszyły kufle.
Zagryzała wargi, by nie rzucić kolejnym przekleństwem, chociaż i na to nikt nie zwróciłby uwagi. Od kilkunastu minut tawerna tonęła w ciszy, ale gęsty muł niedawnej akcji wciąż osadzał się na ścianach, wciąż dusił się w powietrzu. Wsadziła szmatę do wiadra i potem z plaskiem rzuciła na środek czerwonej plamy. Przesunęła kilka razy. Nie zdążyła jeszcze wymazać krwi spomiędzy własnych palców, ale obiecała sobie zrobić to, jak tylko upora się tym syfem. Odłamki chyba rozcięły jej rajstopy, a pokropiona sukienka nie wyglądała zbyt zachęcająco. Wolała nawet nie wyobrażać sobie, jakie plugastwa pływały w ich tłustych cielskach. Oby tylko nic nie złapała. Udawało się dotąd, wiec może teraz również. Bordowa ściera chlupnęła w wiadrze i pływała tam przez chwilę. W tym czasie Phils postawiła kilka potłuczonych krzeseł, pozbierała resztki szkła skryte w ciemnych kącikach. Billy poszedł szorować kible, bo tam umorusane łby próbowały zmywać z siebie ślady bójki. Wolała podłogę.
Resztkami drzewa tlił się w kominku słaby żar, ale nie zamierzała dokładać drewna, póki nie rozmyje się w powietrzu smród rozpruwanych wnętrzności. Pchnęła biodrem toporną ławę, ustawiając ją do stałej pozy. Później zewnętrzną częścią dłoni wytarła czoło. Cholera, przecież nie pracowała w rzeźni. Jednak bywały chwile, kiedy te dwie branże nie różniły się niczym. Po wszystkim zamierzała wlać sobie chłodną szklaneczkę czystej, bo ta noc zapowiadała się na wyjątkowo długą. Wycisnęła bladoczerwoną wodę ze szmaty i znów tarła, odkrywając, że krople chętnie rozpływały się ku wąskim szczelinom, karmiąc okoliczne robactwo. Przydałoby się porządne zaklęcie, ale to może na koniec, jak już będzie pewna, że żadne obce oczy tego nie zobaczą. Umęczona kopnęła wiadro kawałek dalej i z zadowoleniem wyłapała kilka knutów sklejonych posoką. Schyliła się i podważyła je paznokciem. Wkrótce wylądowały w kieszeni sukienki. Co jej to jej. Gdy się wyprostowała, chłodny wir ostrego powietrza uderzył ją w plecy, a ciężkie drzwi Pasażera obiły się o futrynę. Ktoś wszedł, rzucając ciekawskie spojrzenie na barmankę. Zupełnie jakby miejscową klientelę mogły zdziwić czyjeś rozjechane bebechy. To był Fred, przemknął zwinnie przez bar, a potem przykleił kościste paluchy do grającej szafy. Pokręciła głową i przerzuciła szmatę w dłoniach. Rzadko ktokolwiek się witał, jedynie pożegnania okazywały się bardzo spektakularne. Mogła się założyć, że przed drzwiami tawerny ciągnęły się po śniegu czerwone smugi – najlepsza i jedyna możliwa wizytówka.
Wtedy popatrzyła na legendarne syrenie obrazy. Gładkie kuszące ramionka kobiecej postaci wydawały się zranione, jej łzy spływały gęsto aż po szyję. Uszkodzone malowidło będzie wymagało czyjejś fachowej opieki. Ściągnie tu Bojczuka. On jeden potrafił zająć się czymś takim. Kiedyś zapalony żeglarz, dziś zmyślny malarz, a w dodatku kto mógłby odmówić powabnym syrenom? Kto mógłby odmówić Philippie? I potem znów zaczęła trzeć podłogę, dłońmi niespodziewanie mocno obejmując drewniany trzon.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Sala główna [odnośnik]01.08.19 22:58
Wiele działo się w czasie, kiedy mnie nie było, równie dużo działo się od dnia mojego powrotu. I chociaż oznaczało to naszą porażkę, nie potrafiłem tak całkiem przestać się cieszyć z faktu, że anomalie ustały. Ostatnie dni w Londynie przed moim wyjazdem były niesłychanie trudne. Oczywiście, spora w tym zasługa klątwy. Jednak nie tylko. Sinica zmieniła moje zmęczone ciało w poligon doświadczalny dla kolejnych skutków, jakie czarna magia mogła na mnie wywołać. Powinienem odwiedzić uzdrowiciela. Miałem wrażenie, że stare blizny stały się bardziej widoczne, co było dziwne biorąc pod uwagę całkowicie bladą skórę, jaka towarzyszyła mojej chorobie. Każda przemiana w czarną mgłę kosztowała mnie coraz więcej, każda nieudana anomalia odbijała się na mnie w sposób znacznie silniejszy niż wszystko przedtem. Azkaban zostawił mi liczne ślady - na ciele i duszy. Zdawały się powiększać z każdym dniem, ale tylko na te pierwsze ktokolwiek mógł poradzić cokolwiek. Gdyby oczywiście jedyna uzdrowicielka, której ufałem, chciała oglądać mnie na oczy. Nosiłem więc dzielnie moje brzemię sinicy nie skarżąc się na nie głośno.
Do Parszywego Pasażera wiodła ścieżka naznaczona krwią i wymiocinami. Szczerze nie lubiłem ani tego miejsca, ani klienteli, która zwykła się w nim pojawiać. Nie przybywałem jednak w celach towarzyskich i z całą pewnością nie dla nich. A może konkretniej, nie bezpośrednio dla nich. Jeszcze przed moim wyjazdem zawarłem z tutejszą barmanką układ. Jeśli wiedziała o kimś potrzebującym moich skromnych usług, w zamian za procent z zysku, dawała mi o tym dyskretnie znać. Philippa wiedziała wiele. Na pewno także to, że wyjechałem. W związku z tym zmierzałem właśnie do Pasażera, by przywitać się po długich miesiącach nieobecności, upewnić się, że nasza niepisana umowa wciąż obowiązuje.
Po drodze mogłem się jedynie domyślać, co działo się przed chwilą w środku. Krew na śniegu, a na drewnianej i brudnej podłodze kawałki szkła. Moss bardzo zapamiętale wyrywała je spomiędzy desek szorując mopem czerwoną plamę, ostatni ślad po bójce. Atmosfera baru idealnie oddawała to, co przed chwilą się wydarzyło. Wyludnione stoły i jakby jeszcze unoszące się echa skandujących nazwiska swoich faworytów gości. Największym przegranym całej prostackiej rozrywki okładania się po twarzach pięściami była Philippa, która po całym zajściu musiała doprowadzić to miejsce do względnego przynajmniej porządku.
- Dobry wieczór - nie musiałem mówić nawet głośno, by mój głos rozległ się w nienaturalnie cichej sali Parszywego Pasażera. Musiałem przyjść naprawdę tuż po bójce, że wszystko nie zdołało wrócić jeszcze do względnego przynajmniej porządku. To była jednak kwestia czasu, już za chwilę do środka zwalić się miały tłumy pijanych tanim rumem mężczyzn. - Ktoś tu zginął? - To tylko częściowo był żart. - Potrzebujesz pomocy z ukryciem zwłok, panno Moss? - Tu już za to w całości. W niewielkim stopniu interesowało mnie, o co tak naprawdę poszło w całym zajściu, kto ucierpiał, kto nie, kto wygrał, kto stracił więcej krwi. To był właśnie powód, dla którego zwykle nie przychodziłem do Parszywego Pasażera w celach towarzyskich. Biała Wywerna, choć nieraz znacznie bardziej niebezpieczna, zachowała w sobie więcej z finezji. O ile za finezję można uznać miotanie czarnomagicznych zaklęć. Z drugiej strony jednak było obijanie się pięściami, więc w ostatecznym porównaniu, Nokturn zdawał się być kwintesencją elegancji. Nie miało to jednak specjalnego znaczenia dla interesów, które zwykłem tu czasami ubijać. Nie wszyscy mogli i chcieli zapuszczać się w ciemne alejki niedaleko ulicy Pokątnej. Wielu za to chętnie wyniosłoby stamtąd przedmioty, o które trudno było na zwykłym rynku, których legalne zdobycie graniczyło z cudem lub było całkowicie niemożliwe. Tacy ludzie bywali w Parszywym Pasażerze. Tacy ludzie zwierzali się ze swoich planów uroczej barmance. Która, nie mogłem przezwyciężyć w sobie tego wrażenia, wciąż pasowała tu jak pięść do nosa. Czyli dla niektórych idealnie, dla mnie jednak była zbyt finezyjna na lokal słynący z bójek, zakrwawionych mord i wyrzyganego pod ścianą rumu. Była też pewnie jednym z powodów, dla których niektórzy z właścicielki tych zapitych mord tu przychodzili. Na pewno bywała powodem moich wizyt. Choć zwykle wówczas nie byłem pijany, nie robiłem tego, by kontemplować jej wdzięki i liczyć na możliwość dotknięcia pośladka, gdy akurat będzie przechodzić. Miałem i swój wiek, i swoją godność. Coś, co zwykle tutejsi goście lubili zostawiać przed progiem. Po drodze minąłem jej całkiem sporo, leżała razem ze śladami krwi na śniegu.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Sala główna [odnośnik]04.08.19 17:13
Pal licho wiek, pal licho godność. Włazili tutaj jak zwierzęta. Myśleli, że są cwani, że mają władzę nad swoim życiem, że w tym złowieszczym ryku stają się niezwyciężeni. Rozkwaszony nos się poskleja, rozbryzganą krew ktoś posprząta, a jutro wrócą znów ze strupami na twarzach, zarechoczą powabnie do Philippy i będą myśleli, że nikt już nie pamięta o tamtym drobnym nieporozumieniu. Wtedy ona uśmiechnie się przekornie i pomilczy przez chwilę, aby później przejechać ostrym pazurem po ich ledwo przyschniętych ranach. Nie chciała widzieć żadnej z tych mord, ale mimo to wiedziała, że wrócą. Będą się na kolanach wdzięczyć i komplementować, sypną groszem, machną błyskotką przywiezioną z morskiej wyprawy, a serca barmanek pokochają ich na nowo. Innego miejsca nie mieli. Tu wykrzykiwali swe żale, tu spełniali się ze swą waleczną męskością, a chmielowa piana zmywała kurz z ich bród. Już jej nie raziła ta prymitywność. Nauczyła się odpowiednio z nimi rozmawiać, nauczyła się nad nimi panować i ich wykorzystywać. Ich przegrane spojrzenia, ich łakome dłonie lub wiedzę, z którą tak chętnie lubili się dzielić. Czasami kręcili coś na boku i nie mieli komu się pochwalić, a Philippa stawała się skrzynią, do której, zdawałoby się, można było wrzucić kilka sekretów, bo przecież i tak jej to nic nie obchodziło. Umiała za to pochwalić i, gdy trzeba, głaskała po siwiejących, tłustych kłakach. Nie samą jednak fałszywością żyła. Nieliczynym okazywała skrawek serdeczności, inni mogli liczyć na jej pomoc, ale raczej budowała fundamenty pod swoje własne interesy, zacieśniała więzi mogące w przyszłości zaowocować ciekawymi kąskami. Dla niej lub też dla interesów samego lokalu, którego broniła jak lwica. Był domem – to Pasażer ją ukształtował, ubrał w piękną formę. Nie wnikała w to, czy wyglądała jak swoja. Swoja się czuła. Umiała unieść niewątpliwy ciężar tego miejsca i nie wyobrażała sobie być gdziekolwiek indziej. Ostatnie lata dały jej siłę, nie czuła już strachu, nie uciekała przed groźnym męskim pyskiem – zamiast tego odważnie przecinała mu drogę.
Dusił ją zapach tej starej szmaty, ale nie przerywała pracy. Pozwoliła sobie przykryć każde ohydne odczucie całkiem morderczymi fantazjami, w których to za jej sprawą rozlewa się krew, w których to jej różdżka parzyła swoim płomieniem i wyrywała z lepkich warg bolesny okrzyk. Może kiedyś. Dziś jeszcze przez kilka godzin musiała pozostać na ziemi jako ta, która tylko sprząta. Wyżyje się później i to niekoniecznie w fizycznych torturach. Parę sprytnych słówek mogło wszak ugodzić duszę tak, że będzie się ona godziła miesiącami. Lub nie zagoi się wcale.
Podniosła głowę. Niespodziewane powitanie zdawało się odbijać echem od ścian. Jego brzmienie wydało jej się nienormalne. Zapewne w zwyczajnych okolicznościach utonęłoby między wesołymi okrzykami i odgłosem kolejnego durnego toastu. W tej ciszy okazało się jednak bardzo wyraźne. Oparła część ciężaru ciała na końcówce stojącego pionowo kija i tak patrzyła lekko urzeczona. Jego akurat się tu nie spodziewała. Przywykła do tego, że ludzie znikali, a potem zjawiali się w najmniej pożądanych momentach. Jak on. Coś tam słyszała, ale wcale nie zdziwiłaby się, gdyby dawno leżał martwy. Musiało jednak wydarzyć się coś, co skłoniło go do przyjścia tutaj.
– Zostałeś grabarzem, Mulciber? – rzuciła, przekładając jedną dłoń z mopa na swoje biodro. Zapewne właściwszym byłoby zapytanie, czy aż tak lubi nim być? – Jak wiele się zmieniło? – spytała lekko, może z zaintrygowaniem, a może raczej jako odpowiedź na jego próby… żartowania. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby posiadał milion mrocznych talentów, o których nie mogła wiedzieć. Tu tajemnice mieli wszyscy. Nawet ona. Ostatecznie jednak to on powinien chcieć zadać jej właśnie to pytanie. Skoro oferował pomoc, to musiała wyglądać naprawdę kiepsko. Jednak już krótkie spojrzenie na niego pozwalało stwierdzić, że, gdziekolwiek był, te wakacje mu nie służyły. Zupełnie jakby wrócił co najmniej z odmętów piekła. Gęby, które próbowała wytargać dzisiaj z Pasażera, wyglądały mniej paskudnie. Chciała wiedzieć, co się z nim działo, ale nie liczyła na wylewne zwierzenia. Skoro tu przyszedł, to najpewniej wcale nie porzucił ulubionego fachu i potrzebował jej informacji. Nie istniał żaden inny powód. Chyba że zapragnął tak wytwornych, portowych trunków przygotowanych specjalnie przez nią. Uśmiechnęła się zadowolona, porzucając te zasyfione sprzęty.
– Przyszedłeś się napić, czy będziemy się chować po kątach? – zapytała dość zagadkowo, trochę zaczepnie, pozwalając mu również zinterpretować te słowa tak, jak tylko miał ochotę. Ostatecznie ich szepty mogły być przecież podsłuchane przez niby śpiące uszy. Phils zresztą nie znosiła szeptać. Nie w takiej sytuacji jak ta. Irytowało ją chowanie się we własnym gnieździe. Odmówiłby dobrego alkoholu spod lady?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Strona 9 z 20 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 14 ... 20  Next

Sala główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach