Wydarzenia


Ekipa forum
West Wittering
AutorWiadomość
West Wittering [odnośnik]17.07.17 1:42
First topic message reminder :

West Wittering

Plaża West Wittering w Sussex uchodzi za jedną z ładniejszych w całej Anglii. Jej brzegi malowane są bielą drobnego piasku, a szeroki pas płytkiej wody, w której nietrudno znaleźć błyszczące muszelki, sprawia, że jest to bezpieczne miejsce na kąpiel. Brakuje tutaj typowo mugolskiej zabudowy, mugolskich reklam i budek, co dla czarodziejów stanowi dodatkowy atut. Część przeznaczona tylko dla istot magicznych ochroniona jest pasem nadbrzeżnych boi w kanarkowym kolorze - nie tylko unoszą się na wodzie, ale i leżą porozrzucane wzdłuż plaży. Ich linia stanowi barierę odpychającą dla mugoli. Spokojna okolica stanowi idealne miejsce na spacer z rodziną lub przyjaciółmi - a niegroźny przyjazny kraken imieniem Gotrfyd rozmiarów rosłego wieloryba, pluskający się w oddali, dodaje pejzażowi niewymuszonej malowniczości.

Uciekanie przed falą: popularna zabawa, która polega na umknięciu przed wodą, nim ta obmyje twoje stopy. Rzut należy wykonać kością k100, do wyniku dodaje się wartość uników przemnożoną przez 2. ST wynosi 40, ale wzrasta o 10 z każdą kolejną turą. Kraken zauważa, że się bawisz i chce bawić się z tobą, wzniecając coraz mocniejsze fale...

Poszukiwania bursztynu: rzuć kością k100. Dodaj do rzutu 10 za każdy posiadany poziom biegłości szczęście.
80-95: Udało ci się znaleźć bursztyn.
95+ Udało ci się znaleźć bursztyn z inkluzją.
Lokacja zawiera kości
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
West Wittering - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: West Wittering [odnośnik]14.07.21 5:00
Cóż, takiego rezultatu swego rzutu się nie spodziewał. Odbicie kubka pełnego ciepłej kawy było nad wyraz sprawną reakcją ze strony biurokraty. Nader złego, zawartość w locie ochlapała stojącą za nim osobę. Poszukiwał kontaktu wzrokowego ze swoim kuzynem, nieco zbity z tropu, wyrażając skruszony wyraz twarzy. Upokorzenie go nie było zamierzonym elementem improwizacji, lecz działając z impulsem, myślał tylko o tym, by nie uraczyć naczelnika swoją pięścią i wszcząć burdę, której Augustus pragnął uniknąć. Panowie różnili się między sobą poglądowo i choć Hannibal miał niezły ubaw, wcielając się w złego glinę, droga perswazji nie była w jego stylu - wolał gruchnąć, pieprznąć, bić, zabić, zajebać. To było prostsze, wymagało więcej działania niż myślenia, przynosiło zamierzone skutki i dawało chorą satysfakcję. I choć do końca zamierzał grać według zasad krewniaka, wieści o pochlebnym wymiarze kary były oburzające. Nim jednak zdołał ukręcić Danny'emu łeb, a robił już do tego przymiarki, zaciskając mocniej dłoń na różdżce - kuzyn zaproponował alternatywne rozwiązanie problemu. Resztę dialogu przemilczał, kręcąc się jedynie po całym pomieszczeniu jak wrzód, a gdy Danny wychodził - na skinienie ręki dwie suczki oszczekały go, przygryzając nogawki, by pospieszyć jego tempo.
Przez około godzinę Hannibal zdołał się uspokoić. Spędzał czas ze swoimi psami gdzieś w kącie pomieszczenia z widokiem na drzwi wejściowe. Gdy pracownik portu powrócił z nowymi wieściami, Rookwoodowie poderwali się na równe nogi i Augustus wydał zarządcy rozporządzenia. Schodząc na dół po schodach, brodacz lekko szturchnął kuzyna, mówiąc cichym głosem.
- Wiesz, że ta kawa... nie była zamierzona, prawda? - trudno było się po nim spodziewać słów przeprosin, ale taki wydźwięk miało to pytanie.
Kiedy oczom Hannibala ukazał się chłopaczyna trzymany przez Dannego, mężczyzna momentalnie wymamrotał pod nosem inkantację zaklęcia Esposas i wprawił różdżkę w ruch, a na dłoniach i kostkach nastolatka pojawiły się magiczne kajdany. Przerzucił go przez bark niczym worek kartofli i spokojnie powędrował za Augustusem, stając na uformowanym podeście z rozdygotanym winowajcą. Gdy pierwsza część przemowy Rookwooda została zakończona, brodacz machnął różdżką, wypowiadając pod nosem słowo Adolebitque, a na szlamolubie pojawił się łańcuch, który agresywnie wrzynał się pod ubrania i skórę.
Kuzyn usatysfakcjonował Hannibala podjętą decyzją. Pomyślał, że być może opłacało się go jednak ochlapać tą kawą, bo w końcu odnalazł swoje jaja ze stali. W czasie przemówienia Rookwood obserwował jedynie, jak jego ofiara wije się z bólu pod naporem łańcucha i rozważał wykorzystanie całej palety zaklęć torturujących.
- Ferveret sagnuis! - powiedział teraz głośno i wyraźnie, by usłyszeli go wszyscy zebrani i wymierzył różdżką w cel. Jego twarz przybrała bardzo surowy uśmiech, a dłoń podtrzymywała zaklęcie w pełni skupienia. Wrażenie gotowanej krwi, palący łańcuch pod skórą i kajdany odbierające swobodę ruchu to fizyczna tortura, pod której wpływem nikt - nawet najpotężniejszy czarodziej - nie wytrzymał długo. Wrzask Jonathana obiegł chyba cały port, którego pracownicy zmuszeni byli spoglądać, jak okrutny los ich spotka, jeśli nie zachowają posłuszeństwa. Rookwood przerwał satysfakcjonującą zabawę i zwrócił się do losowej osoby w tłumie.
- Właź tu kurwa na górę, jeśli Ci życie miłe. Zobaczymy, jaką lekcję żeście wyciągnęli z tej sytuacji. Ale kurwa już, ruchy! - ponaglił jakiegoś rosłego faceta, który nie ważył się nawet burknąć z przerażenia. Pracownik portu wlazł ociężale na podest i sięgnął po swoją różdżkę, kierując ją w torturowanego chłopaka bez słowa. Spojrzał jeszcze na tłum, jak gdyby szukał wśród niego aprobaty. I doczekał się jej.
- Zrób to, Ernest! Zajeb szlamoluba! - odezwał się jakiś sympatyk antymugolskich idei, a do niego dołączyły się kolejne głosy. Pod naporem coraz to głośniejszych krzyków, pierwej sceptyczni ludzie zrozumieli przesłanie i skandowali chórem. W ten czas facet nazwany Ernestem poczuł różdżkę Hannibala na swoich plecach i nie mając większego wyboru, obrał rolę kata przedstawienia, realizując wyrok.
Hannibal Rookwood
Hannibal Rookwood
Zawód : Łowca wilkołaków z grupy Sigrun, dystrybutor zwierzęcych ingrediencji
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Moja natura mówi głośniej
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10003-hannibal-rookwood https://www.morsmordre.net/t10021-kwatera-w-harrowgate https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f373-harrogate-12-jesmond-rd https://www.morsmordre.net/t10024-skrytka-bankowa-nr-2264#302725 https://www.morsmordre.net/t10023-hannibal-rookwood
Re: West Wittering [odnośnik]15.07.21 2:42
Augustus domyślał się, że w przypadku kawy, jego kuzyn miał więcej szczęścia niż rozumu. Że podniesiony kubek był tylko częścią przedstawienia, które poniosło Hannibala daleko i oddawało jednocześnie jego naturę. Czasem jednak bardzo chciał, by ludzie chociaż odrobinę zastanawiali się, co tak właściwie chcieli zrobić i gdzie polecą rzucone przed nich kubki z kawą. Młodszy z Rookwoodów był w sumie pewien, ze nawet jeśli naczelnik przyjąłby cios, przysłowiowo - na klatę, to i tak cienka, lurowata i do tego zimna kawa, i tak znalazłaby się na jego płaszczu. Ośmieszenie było tu w sumie najmniejszym problemem; zarówno naczelnik, jak i jego pomagier, byli zbyt przejęci ogólnym rozwojem sytuacji, by przez ich puste głowy chociaż przemknęła myśl, że oto pan straszny czarodziej, kontroler szlamowatych ciągot, prezentował się w tej sytuacji raczej żałośnie. Czuł się tą sytuacją zwyczajnie zirytowany i nawet specjalnie nie zakuło go ego.
- Tak, wiem - Hannibal mógł usłyszeć tylko krótką odpowiedź, kiedy szli na miejsce zgromadzenia. Teraz po głowie Augustusa plątały się już zupełnie nowe i zupełnie inne myśli, które pochłaniały go w większości. Powoli układał już sobie w głowie to, co właściwie chciał powiedzieć. To, co miało wejść do głowy tej niezbyt lotnej masy i dać im do zrozumienia, że podobne zachowanie nie tyle nie było miło widziane, co nie będzie tolerowane.
Kiedy skończył, jego spojrzenie utkwiło w szarych, zmęczonych twarzach, które znajdowały się przed nim. Słyszał jęki bólu chłopaczka, w którego celował różdżką kuzyn, zaklęciami sprawiając mu coraz nowszy i dotkliwszy ból. Nie interesowało go to; badał reakcję. Powoli sondował wyrazy twarzy, które miał wrażenie, że w znaczącej mierze posiadały w sobie po prostu nieprzebrane pokłady wrodzonej głupoty. Oprócz tego jednak, wydawali się rozumieć, a kiedy na scenę został wywołany jeden z nich, na niektórych twarzach zaczęła gościć wyraźna ekscytacja. No tak, skoro jeden z nich został wywołany do tablicy, znaczyło to, że raczej nikt z nich nie stanie na miejscu Jonathana.
Wspomniany Ernest, wyraźnie się wahał. Rozejrzał na początku niepewnie, ale powoli nasilające się głosy dobiegające z tłumu, wyraźnie go ośmielały. Przede wszystkim, zmienił mu się wyraz twarzy. Postąpił też do przodu, jednak jakby wciąż nie wiedząc, jak powinien rozegrać całą sprawę. W końcu jednak podniósł pięść i zadał cios, a tłum westchnął zachwycony. Potem padł kolejny cios i kolejny, a kiedy dzieciak zdawał się nie wydawać już żadnych odgłosów, tylko leżeć bezwładnie i bez życia na deskach, kiedy już nie próbował walczyć, podniosły się nawet wiwaty i oklaski. Może Lady Black, zamiast karmić gawiedź, powinna urządzić im igrzyska i postawić szwedzki stół, żeby spojrzeli na nią przychylniej?
Nie potrzeba było więcej słów. Tłum sycił się chwilą, a rozochocony Ernest uśmiechał się teraz do kolegów, wyraźnie z siebie zadowolony. Augustus natomiast zszedł z podestu, podchodząc jeszcze na chwilę do naczelnika.
- Mam nadzieję, że zrozumieliśmy się jasno i od teraz o wiele lepiej będziecie sprawdzać swoich pracowników i to, czy przypadkiem nie sprzeciwiają się waszemu dobru - powiedział, wbijając spojrzenie w jego nieco ulaną twarz. Mężczyzna pokiwał tylko pośpiesznie głową. - Wracajcie zatem do pracy - rzucił jeszcze, odchodząc parę kroków i czekając, aż Hannibal do niego dołączy, w międzyczasie odpalając papierosa. Zdążył też zaciagnąć się parę razy.
- Myślę, że wiedzą już co mają robić - powiedział, spoglądając jeszcze kontrolnie na ludzi. Część jeszcze kręciła się przy podeście. Część z kolei została już wysłana do najpilniejszych spraw portowych; część natomiast demontowała konstrukcje i zajmowała się rozmazanym na jej deskach chłopaczkiem. - Mam tylko jeszcze jedną prośbę do ciebie - powiedział, rzucając niedopalonego papierosa na ziemię i przydeptując go butem. - Daruj sobie Ritę Runcorn - powiedział, mierząc kuzyna chłodnym, obojętnym spojrzeniem. Z tymi też słowami, cofnął się i teleportował, opuszczając port.

ztx2
Augustus Rookwood
Augustus Rookwood
Zawód : Poszukiwacz Śmierci, badacz, naukowiec, numerolog
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Quiet, crawl to the in-between
Silent, secretive feeling
Of fearsome hatred that reaches the skies
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9814-augustus-rookwood https://www.morsmordre.net/t9940-macaria#300561 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f374-harrogate-skarpa https://www.morsmordre.net/t10009-skrytka-bankowa-nr-2232#302530 https://www.morsmordre.net/t9941-a-rookwood#300562
Re: West Wittering [odnośnik]03.01.22 20:34
28.02

Gdyby ktoś powiedział Deirdre, że pewnego dnia będzie poświęcać zimne, wietrzne lutowe popołudnia na włóczenie się po nadmorskich portach, zapewne wyśmiałaby go w głos - ile znaliby się na tyle dobrze, by mogłaby sobie na luksus swobodnej reakcji pozwolić. Nigdy nie czuła magicznego, morskiego zewu, nie przepadała za otwartą przestrzenią, a widok oceanów i mórz nie napełniał jej ani nostalgią, ani wzruszeniem; była stworzeniem czysto lądowym, twardo stapającym po ziemi. Nie znaczyło to, że pozostawała ślepa na bogactwo wód: podczas dyplomatycznej i politycznej kariery zdała sobie sprawę z wagi floty oraz dostępu do linii brzegowej, a wiedza ta okazała się przydatna kilka lat później, gdy w półcieniu jednej z portowych karczm w Rye oczekiwała na swego towarzysza.
Mieli do wykonania ważne zadanie. Istotne z punktu widzenia wojennych działań prowadzonych w całej Wielkiej Brytanii, mogące przynieść rzeczywiste korzyści magicznemu społeczeństwu. Przejęcie kontroli nad portami zrzeszonymi w organizacji Cinque Ports miało doprowadzić do rozszerzenia wpływów cieśniny oddzielającej Wyspy od Francji, a przez to - usprawnienie handlu oraz ograniczenie szkodliwego działania promugolskich bojówek. Niestety, do Rycerzy Walpurgii ciągle docierały informacje o przemycanej kontrabandzie; ludzkiej kontrabandzie, mugolach uciekających żałośnie z kraju, terrorystach pragnących uniknąć kary. Działało to także w drugą, haniebną stronę, zwożąc skażone szlamem przedmioty lub tworząc sieci kontaktu, umożliwiające nielegalny handel. Należało zakończyć ten proceder, a małym krokiem ku osiągnięciu celu miało być przekonanie włodarzy zarządzających portem w Rye do współpracy. Ścisłej, intensywnej, przebiegającej według rozkazów Rycerzy Walpurgii. Tylko tak mogli osiągnąć sukces.
A Deirdre mogła przekonać marynarzy oraz oficerów tylko w obecności mężczyzny - i to mężczyzny nie bylejakiego, bo pochodzącego z rodu najbardziej szanowanego wśród specyficznej społeczności. Traversowie cieszyli się szacunkiem zarówno wśród szlachty, jak i morskiej braci, a obecność jednego z synów tej rodziny na pewno wpłynie zbawiennie na morale portowych zawadiaków. Towarzystwo Rodachana gwarantowało także, że słowa czarownicy zostaną wzięte na poważnie. W tym konkretnym środowisku szowinizm i seksizm miały się wyjątkowo dobrze, Dei zdawała sobie sprawę z tych upokarzających ograniczeń; tym bardziej doceniała zaangażowanie lorda Traversa, pojawiającego się w miejscu umówionego spotkania punktualnie.
- Cieszę się, że w końcu przyjdzie nam działać wspólnie, Rodachanie - powitała go wprost, bez zbędnych kurtuazji czy uniżoności, rezygnując przy tym ze szlacheckiej tytulatury. Czyniła to specjalnie, chcąc podkreślić swój status, nie znała bowiem charakteru mężczyzny, opierając opinię o żeglarzu wyłącznie na podstawie dość topornych stereotypów. Istniało duże prawdopodobieństwo, że będzie miała do czynienia z aroganckim, brutalnym i poniżającym kobiety czarodziejem, dlatego zawczasu wolała ustanowić ramy ich relacji. Być może na wyrost, Rodachan robił dobre pierwsze wrażenie, zasłużył też na zaufanie Rycerzy, a więc nie był na tyle głupi, by okazywać brak szacunku Śmierciożerczyni. - Znasz może zarządcę portu Rye? Albo kogoś, kto tam pracuje? - przeszła od razu do konkretów, spoglądając na barczystego mężczyznę śmiało, wyczekująco, bez wrogości, ale i bez łagodności. Liczyła na to, że wpływowy arystokrata będzie chociaż kojarzył ich rozmówców, lecz jeśli nie, i tak będą w stanie osiągnąć swój cel. Nie mieli innego wyjścia.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: West Wittering [odnośnik]08.01.22 1:35
Przeciwnie do Śmierciożerczyni, lord Travers morski zew miał wpisany w nazwisko, jak szaleństwo w krwi Lestrange'ów, które przemawiało w języku mitomanii i kompleksu wybrańca. Dlań widok mórz i oceanów był nie tylko nostalgiczny, a pełen perspektyw; z założenia wyprawy tegoż człowieka niosły za sobą kupę pieniędzy, historii i reliktów czarodziejskich cywilizacji. W pogoni za skarbem i mitem przemierzył morza, oceany i nieznane lądy, trafiwszy do wyjątkowo magicznych miejsc, w których niekiedy krocząc ramię w ramię ze śmiercią, zadawał ją, pozostając bliskim jej słodkiego pocałunku. Dla niego była to także forma odkrywania swojego przeznaczenia. Od wielu lat poszukiwał potwierdzeń profetycznej wizji, która objawiła mu się we śnie, a przyszło mu grać w nim rolę Kruka Padlinożercy, Zwiastuna Gniewu Morrigan - celtyckiej bogini wojny, którą czcił od pamiętnej nocy. Tak bardzo uwierzył w swoją powinność służby dla Pani Wojny, że sam wykreował dowody na potwierdzenie swoich słów - i z początku wiele osób, jak jego brat Manannan, chciało w to wierzyć. Problem polegał na tym, że mitolog stał się mitomanem i zaniedbał inne wartości, by dedykować lojalność istocie powstałej w jego wyobraźni. Wierzył, że wykonywał wolę kogoś, kto tak naprawdę nie istniał, a jego wizja - w jego przekonaniu, najprawdziwsza w świecie - była tylko snem, do którego dopowiedział własną historię.
Póki nie działał wbrew rodzinie, a teraz także Czarnemu Panu, nikogo nie obchodziło, skąd tak naprawdę czerpał motywacje. Wiele zmieniło się po pamiętnej ekspedycji na Kruczy Półwysep, skąd załoga wydostała go w stanie niemal krytycznym, gdy wygłodzony w obsesji na punkcie swej bogini, padł ofiarą uroku zjawy zwanej wilą. Objawienie Morrigan, bo tak nazywał to pamiętne spotkanie, otworzyło wszystkim oczy - tedy mężczyzna stracił zaufanie bliskich, a w zamknięciu musiał spędzić wiele miesięcy, by dojść do pełni sił. Od zawsze był jednak postrzegany za lojalnego; pomimo zatroskania, w wyniku prowadzonej wojny i bagażu doświadczeń Travers uzyskał miano Kapitana i objął komendę nad Zemstą Kruka Padlinożercy, trójmasztowym galeonem z ośmiorniczą banderą.
Dyskryminacja dla Traversa była pewnym reliktem przeszłości. To facet, którego od zawsze pociągały silne damskie charaktery - niechaj dowodem będzie jego miłostka tak inna, niż pozostałe dworskie damy, która potrafiła pokazać pazur, zadrzeć nos i dotrzeć do celu nawet po trupach. Przygodna lady Carrow miała okazję nawet gościć na Szalonej Selmie, braterskim okręcie wówczas pod jego komendą. Choć jako dziecko tego nie dostrzegał i posuwał się do obelżywych zachowań wobec ambitnych dziewcząt, na przykład Gryfonki o żeglarskich aspiracjach, z czasem dojrzał, gdy zrozumiał, że jego życiem przewodzi kobieta - wspomniana bogini Morrigan. Czy mógł więc rościć jakiekolwiek pretensje wobec Śmierciożerczyni, która w wojennej machinie była trybikiem łańcucha dowodzenia? Nie miał wyjścia, jak uznać jej prymat i po prostu robić swoje.
- Wyczekiwałem z niecierpliwością tego dnia, odkąd otrzymałem Twój list, Deirdre. Współpraca z osobą takiej rangi jest dla mnie zaszczytem - przyznał zupełnie szczerze, uznając majestat roli Śmierciożercy w hierarchii całej organizacji. Autorytet zwierzchników Rycerzy Walpurgii kreślił się historią o wielkich dokonaniach, a wedle tego, co mówiono o Czarnym Panu, gdyby nie spisywali się w swojej roli - po prostu by ich zabił. Ktoś potrzebował innego dowodu ich skuteczności? - Znałem poprzedniego, ale jakiś czas nie odwiedzałem tego portu. W zeszłym roku miała tu miejsce epidemia smoczej ospy. Wśród zakażonych znajdował się ówczesny zarządca, dokonał żywota pod okiem portowego uzdrowiciela. Słyszałem parę pogłosek o obecnym i śmiem wątpić, że się polubimy. Mam tu jednak kilka kontaktów, więc możemy sprawdzić, czy port Rye zachowa stare, czy otrzyma nowe kierownictwo - zasugerował, spoglądając na kobietę z pytaniem w oczach. Oczekiwał potwierdzenia gotowości do podjęcia działania.
Rodachan Travers
Rodachan Travers
Zawód : Kapitan Zemsty Kruka Padlinożercy
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10852-rodachan-travers https://www.morsmordre.net/t10900-badb-catha#332054 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10902-skrytka-bankowa-nr-2382#332058 https://www.morsmordre.net/t10901-rodachan-travers
Re: West Wittering [odnośnik]09.01.22 13:53
Nie spodziewała się tak ciepłego - a raczej profesjonalnego i pełnego szacunku - powitania, lecz nie okazała po sobie przyjemnego zdziwienia. Skinęła tylko głową ponownie, przyglądając się uważnie twarzy Rodachana. Na żywo wyglądał bardziej dziko niż na rodowych obrazach czy wspominkach w gazetach, a zaskakująco błękitne oczy podkreślały tylko bujność brody oraz charakterystyczne rysy twarzy smaganej wiatrem. Gdyby nie rozpoczął konwersacji tak wprawnie, po barczystym i posępnym żeglarzu mogłaby się spodziewać parszywego komentarza na temat miejsca wiedźm w tak ważnej organizacji i ich przydatności podczas rozmów z portowymi wygami. Bynajmniej komentarza pozytywnego. Tak się jednak nie stało, a Mericourt pozwoliła sobie nawet na lekki uśmiech, może nie przyjazny, lecz pozwalający sądzić, że lord Travers zrobił na niej dobre wrażenie. - Zaszczytem będzie wspólne przysłużenie się woli Czarnego Pana oraz wypełnienie rozkazów nestora Rosiera - sprostowała spokojnie, nie chcąc wytwarzać pomiędzy nimi zbędnego dystansu. Najwidoczniej niepotrzebnie obawiała się o swoją pozycję, Rodachan od początku ją zaakceptował, więc mogli skupić się na działaniu, porzucając zbędne hierarchie. Obydwoje byli cenni dla sprawy, której służyli, a dokonania Traversa z nie tak odległej przeszłości świadczyły o jego odwadze, silnym charakterze oraz tak cennej w wojennych czasach niezłomności.
A w politycznej i bitewnej zawierusze przydawało się również obycie towarzyskie, zwłaszcza to w kręgach odpowiedzialnych za handel oraz transport. Czarownica z uwagą wysłuchała informacji przekazanych przez arystokratę, nie było ich wiele, ale wbrew pozorom mogły okazać się przydatne. - Doskonale, a więc mamy do czynienia z chwiejną sytuacją. Dużo trudniej byłoby przekonać do współpracy albo wymienić kierownictwo cieszące się kilkudziesięcioma latami doświadczenia oraz zapuszczające korzenie głęboko w te ziemię - podsumowała, od razu lekko szkicując w myślach schemat działania. - Wiem, że obecnym zarządcą portu jest niejaki Philip Watson, podobno to człowiek niezwykle łasy na złoto, wierzę więc, że uda się nam z nim porozumieć. Sugerowałabym rozpoczęcie rozmów łagodnie, na stopie wręcz przyjacielskiej, lecz jeśli nie po dobroci, przekonamy go innymi środkami - zaproponowała, odwzajemniając spojrzenie Rodachana. Chciała usłyszeć jego propozycję, znał wszakże lepiej ten morski półświatek oraz zasady nim rządzące. - Myślę, że dobrze byłoby, gdybyś to ty zaczął rozmowę, już od pierwszej sekundy budzisz należny respekt, podejrzewam też, że Watson doskonale wie, kim jesteś - dorzuciła jeszcze, gdy ruszyli wąską, śliską ścieżką w kierunku zabudowań portu. Ona prowadziła, ostrożnie stawiając kroki, tak, by się nie poślizgnąć, nie chowała też różdżki do kieszeni, ciągle trzymając ją w półcieniu przydługich rękawów płaszcza. Przezorny zawsze ubezpieczony, chociaż liczyła na polubowne przeprowadzenie przejęcia portu. - Czy powinnam o czymś wiedzieć? Czegoś nie wspominać? Wystrzegać się słów lub nawiązań? - spytała jeszcze, obracając się na moment przez ramię: Travers płynnie poruszał się w świecie wilków morskich, byłaby więcej niż wdzięczna, mogąc usłyszeć jakieś wskazówki. Nie chciała popełnić faux pas, powołać się na znienawidzonego na tych południowych wodach pirata albo wspomnieć o sile konkurencyjnego dla Rye portu. Dopiero gdy usłyszała ewentualne uwagi, poprawiła okalający jej twarz kaptur i wkroczyła razem z Traversem na drewnianą kładkę, prowadzącą ponad jednym z kanałów burzowych do wysokiego, kamiennego budynku, w którym znajdowały się siedziby administracji portu. Zatoka w Rye robiła dość duże wrażenie, ale Deirdre nie znała się na żegludze. Okiem laika wszystko wyglądało na zadbane, widocznie nowy kierownik nie zdołał roztrwonić majątku ani zniszczyć budowanej latami renomy, chociaż przy nabrzeżu nie widziała zbyt wielu statków, a półotwarte drzwi jednego z magazynów odsłaniały grupę leniuchujących pracowników, przerzucających się butelką alkoholu. Może to było normalne, nie wiedziała; skupiła się więc na tym, co przed nimi. Kiedy dotarli już do drzwi prowadzących do biura zarządcy, cofnęła się o krok, pozwalając Rodachanowi pierwszemu przekroczyć próg. Weszła tuż za nim, obserwując zza barczystego ramienia dość przytulną izbę. Na ścianach wisiały dziesiątki map poznaczonych magicznymi szpilkami, podłoga skrzypiała, w kątach wirował kurz, a w powietrzu unosił się zapach alkoholu, tytoniu i ryb. Za zaskakująco imponującym biurkiem, pasującym raczej do gabinetu dyrektora teatru, siedział niski, pulchny czarodziej w zawadiacko przekrzywionym kapeluszu, spoglądając niechętnie na dwójkę interesantów:sam Philip Watson w swej niezbyt imponującej osobie.

| zapomniany rzut na locus nihil


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: West Wittering [odnośnik]09.01.22 13:53
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 26
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
West Wittering - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: West Wittering [odnośnik]13.01.22 3:06
Pierwsze wrażenie jest podstawą udanej współpracy. Takież pozytywne wywarła na nim Śmierciożerczyni, bynajmniej nie swoją smukłą, przypuszczalnie pełną kociej gracji sylwetką, ni egzotyką atrakcyjnych rysów twarzy opiewanej kosmykami włosów szalejących z podmuchami lutowego wiatru. Status Deirdre Mericourt i wieści o jej szlachetnych dokonaniach pod komendą wodza rewolucji dotarły uszu lorda Travers na długo przed otrzymaniem listownego zaproszenia do udziału w tejże, właśnie od niej samej. Przypuszczalnie Azjatka musiała mieć go wcześniej na oku, bowiem jej list trafił do Corbenic Castle w samą porę - niedługo po wypuszczeniu go spod klucza i mianowaniu rangą Kapitana z bezpośrednio militarnych pobudek. Nadto zaimponowała mu jej taktowność w likwidacji zbędnych barier wynikających z zasług i urodzenia, w myśl uproszczenia tytulatury i stosunków na towarzyskiej płaszczyźnie współpracowników. Tym sposobem obydwoje, znając swoje miejsca w szeregu, mogli sobie nawzajem tę współpracę umilić, co przekładało się na efektywność w osiąganiu zamierzonych skutków.
A cele nie były przypadkowe. Zapewniały korzyści zarówno organizacji Czarnego Pana, jak i załodze Kruka Padlinożercy, któremu wszak zależało tak na powodzeniu w wojnie, jak pozytywnych stosunkach z władzami portów na terenie Wielkiej Brytanii. Jeśli więc mógł połączyć żeglarską dominację z pożytkiem Rycerzy Walpurgii, nie dawał się długo nakłaniać, by spełnić wolę ich lidera.
Pokiwał głową w zgodzie z rozumowaniem, że zdestabilizowane kierownictwo portu sprzyja ich zadaniu.
- Wezmę sobie Twoją sugestię do serca, lecz musisz wiedzieć, że wysublimowana negocjacja nie ułatwi nam osiągnięcia celu. Lata doświadczenia nauczyły mnie wzbudzać posłuszeństwo autorytetem - i tego winniśmy trzymać się bardziej, niż sakiewki ze złotem. Szczególnie jeśli ktoś przedkłada mieszek galeonów nad respekt. - podzielił się uwagą, którą za chwilę zdecydował się rozwinąć, by przybliżyć kobiecie obraz persony, do której zmierzali. Jednocześnie uczynił to w odpowiedzi na szereg pytań nawołujących o instrukcję zachowania w porcie. - Najważniejszą rzeczą, jaką powinnaś wiedzieć jest fakt, że wedle pogłosek Watson morze widuje tylko zza okna wygodnej kanciapy. To ekonom, który w poważaniu ma żeglarskie obycie, dla niego liczy się tylko pieniądz. Na ogół zarządcy portów specjalizują się w zarabianiu na tenże, to wszak pracownicy administracyjni, dlatego wierzę, że nie zrazi go żeglarskie nieobycie - choć spodziewaj się jawnej dyskryminacji. Na ile znam takich ludzi, wystrzegałbym się najwyżej wejścia mu na ambicję, bo mógłby się śmiertelnie obrazić, gdybyś wytknęła, że jego port prosperuje gorzej od innych. - przedstawił krótki zarys postaci Watsona wedle plotek, które zasłyszał w okresie wojennym, kiedy smocza ospa wyrżnęła pół portu i kierownictwo uległo zmianie. Jednego nie można było Watsonowi odmówić - miał talent, aby ten port odbudować i przywrócić mu świetność sprzed epidemii magicznego choróbska. Może i był obrzydliwie łasy na pieniądze, ale znał się na swojej pracy i gdyby tylko współpracował, byłby cennym zasobem w ich rękach. - Jednak musisz wiedzieć, że tacy jak on są na tyle pazerni, by garściami sięgać po mieszki od konkurencji nawet wówczas, gdy deklarują lojalność przeciwnej stronie. Po prostu miej to na uwadze, gdyby rozmowa szła wyjątkowo opornie - znajdzie się kilku poczciwych lojalistów naszej sprawy zdolnych zająć jego miejsce. - Travers ewidentnie wolał obsadzić w porcie swojego człowieka i byłoby mu wyraźnie na rękę, gdyby Śmierciożerczyni przystała na taką opcję. Nic zresztą dziwnego, skoro handlem złupionych dóbr i skarbów stał jego interes, a porty morskie pośredniczyły w dystrybucji tego towaru. Im bardziej łasy był administrator, tym większe prowizje wołał.
Chwilę później oboje przekroczyli próg nieimponującego budynku administracyjnego, które nijak miało się do piękna morskiego centrum Norfolku w Cromer. Mężczyzna rozejrzał się nachalnie po wnętrzu izby zarządcy portu, który spoglądał na nich wyczekująco, poprawiając binokle zwisające mu niechlujnie na garbatym nosie. Kiedy mu się bliżej przyjrzeć, to można by dostrzec w nim jakiego goblina z Gringotta, w ludzkiej, acz wyjątkowo paskudnej skórze.
- Urządziłeś się tu po królewsku, panie Watson. Port musi nieźle prosperować, skoroś gotów zainwestować tyle we własne biuro, gdy właśni pracownicy obijają się z butelką na zewnątrz. Ciekawe, cóżeż za dochodową transakcję poczynił, że Ci się tak powodzi. - wielkiego ruchu tutaj nie widać. Czyżbyś potajemnie z kimś współpracował, by tyle zarabiać, panie Watson? - Kapitan Travers, a to moja towarzyszka, która wierzę, że sama potrafi się przedstawić - spojrzał na nią, bo nie wiedział, czy chce posługiwać się swoją tytulaturą i autorytetem Śmierciożercy na tym spotkaniu, czy może trzymać z boku. Jednocześnie dał Watsonowi do zrozumienia, że jest tutaj równie istotną członkinią konwersacji. - Moje nazwisko winno zdradzić Panu intencje tego spotkania. Przybywamy z interesem, wierząc, że jest on nam wszystkim na rękę, panie Watson. - sugestywnie podkreślił w ten sposób swój autorytet i zapowiedział propozycję z gatunku tych nie do odrzucenia, chcąc wybadać nastroje negocjacji. W każdym momencie mogli przejść do agresywnej perswazji i po prostu usunąć niewygodnego zarządcę ze stołka, co raz jeszcze wspominając, byłoby Rodachanowi na rękę. Był jednak ciekaw, jak zachowa się ta pulchna kupa gówna, która już na wstępie nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
Rodachan Travers
Rodachan Travers
Zawód : Kapitan Zemsty Kruka Padlinożercy
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10852-rodachan-travers https://www.morsmordre.net/t10900-badb-catha#332054 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10902-skrytka-bankowa-nr-2382#332058 https://www.morsmordre.net/t10901-rodachan-travers
Re: West Wittering [odnośnik]13.01.22 19:39
Coraz bardziej podobał się jej nowy towarzysz. Zazwyczaj sympatia wobec czarodzieja malała wraz z wypowiadaniem kolejnych słów, gdy jegomość obnażał swoją głupotę, arogancję lub (co działo się zaskakująco często) obydwie te cechy na raz - w przypadku Rodachana działo się odwrotnie, przemawiał z zadziwiającą ogładą, owszem, zdradzającą częste przebywanie na morzu, lecz budzącą szacunek oraz potrafiącą zaciekawić. Przekazywał wieści konkretnie, rzeczowo, na poziomie dostosowanym do słuchaczki nieobytej z portową rzeczywistością, nie zdradzając przy tym najmniejszych oznak wywyższania. Gdy zakończył wypowiedź, Deirdre kiwnęła głową i zamyśliła się na kilka chwil, mrużąc oczy przed intensywnym, zimowym wiatrem, smagającym ich twarze podczas krótkiej wędrówki do portowych budynków. - A więc autorytet, galeony i surowość, tak? - upewniła się w żołnierskich słowach, wcale nie czując się urażona sugestią zmiany podejścia. To Travers był tutaj mistrzem, znał ludzi morza, dzięki czemu posiadał bogate w cenne informacje plotki, a także potrafił odróżnić godnego czarodzieja, zajmującego odpowiedzialne stanowisko, od łasego na złoto uzurpatora, próbującego zagrzać miejsca na wygodnym foteliku, gwarantującym mu nielegalne przychody. - Myślisz, że już może działać razem z terrorystami? - zagadnęła jeszcze, wyczuwając w wypowiedzi Rodachana drugie dno. Odpuszczenie przyjacielskich treli właściwie było jej na rękę, lubiła załatwiać sprawy czysto i tak szybko, jak to tylko możliwe, a że ziemie Sussex ciągle pozostawały w wielu rejonach politycznie chwiejne, nie zamierzała przechodzić przez konwersację z Watsonem łagodnie. Nie pozostawał pod protekcją żadnego z możnych rodów, nie szczycił się ani pochodzeniem ani wyraźnie prorycerskimi poglądami, mógł go więc spotkać naprawdę przykry los - i ani ona, ani Travers, nie wylaliby nad pulchnym jegomościem nawet jednej łzy.
A do zalania się nimi mogło dojść, a przynajmniej takie Philip Watson robił wrażenie, spoglądając na gości swoimi małymi, świńskimi oczkami znad biurka, bynajmniej zastawionego papierami. Deirdre dostrzegła butelkę drogiego wina, przewrócony kielich, egzemplarze pisemka z pewnością niepoświęconego żeglarstwu, kilka słodkich bułeczek oraz sporo drobiazgów mających podkreślić pozycję zarządcy portu: pozłacane pióro, elegancki przycisk do papieru i absurdalnie wielki magiczny globus z najnowszej geromancyjnej kolekcji. Rodachan nie mógł w lepszych słowach powitać tego miłośnika przesady, Deirdre uśmiechnęła się lekko i dyskretnie, nie zajmując miejsca siedzącego, choć Philip, po pierwszym zdziwieniu, nerwowo zaproponował im usadzenie na krzesłach tuż przed biurkiem. Nie skorzystała też z okazji do przedstawienia się: po prostu stanęła naprzeciwko Philipa, spoglądając na niego z góry surowo, niecierpliwie, spod zmrużonych powiek. - To, jak się nazywam, jest nieistotne. To, komu służę - bardziej - powiedziała cicho, ale z mocą, powoli odsłaniając lewe przedramię. Mroczny Znak działał lepiej od słów, lekceważący wzrok Watsona zamienił się w ten przerażony, a czarodziej urwał w połowie pełnego irytacji zdania. - Co wy tu insynuujecie i, na Merlina, co lord tu robi i...och -. Ostatnie westchnienie wyrwało się z płuc Philipa dość rzęźliwie, buta oraz arogancja przybladły, ale co należało człowieczkowi oddać: nie zniknęły zupełnie. - Doszły nas słuchy, że port pod twoim przewodnictwem podupada, ty zaś - wręcz odwrotnie, bogacisz się. Jak do tego doszło? Malwersujesz galeony, ciężko zarobione przez czarodziejów oddających swój czas i czary Rye, czy może złoto pochodzi z innych źródeł? Mów - rozkazała sucho, dalej przemawiając tonem niskim, bez krzyku. Uważnie obserwowała działania Watsona, widziała, że zaczął się mocno pocić i nerwowo przesuwać serdelkowatymi palcami po przedzie kamizelki z drogiego materiału - czy chciał sięgnąć po różdżkę? Kto wie, może opłacał też niektórych portowych pracowników - Dei dyskretnie zerknęła w tył, na zamknięte (na razie?) drzwi gabinetu, po czym przeniosła wzrok na Traversa. To on znał się na portach, złocie i całym tym nadbrzeżnym światku, mógł więc łatwiej wyciągnąć z Philipa prawdę korzystając ze swojego groźnego czaru. Mericourt czuła, że wspomniana prawda nie będzie przyjemna, oczywiście dla samego Watsona. Coraz więcej wskazywało na to, że natrafili na słabe ogniwo łańcucha przemytu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: West Wittering [odnośnik]13.01.22 23:51
Autorytet, galeony i surowość. Zgadzał się ze wszystkim skinieniem głowy, ale prawdę mówiąc, dążył do zapasowego planu - tego, w którym pieniądze nie posłużą za środek negocjacji, a obsadzenie własnego człowieka na stanowisku ziści się i zapewni Traversowi dodatkowe korzyści. Wiedział, że Śmierciożerczyni nie zależy w gruncie rzeczy na tym, kto będzie sprawował władzę w porcie - dopóty, dopóki jego działania przysporzą pożytku dla Rycerzy Walpurgii. Właśnie dlatego w drodze wspomniał tylko mimochodem, że w razie problemów, jego załoga nieopodal wyczekuje sygnału - wszak port w Rye cieszył się położeniem przy kanale La Manche, w którym Zemsta Kruka Padlinożercy mogła się zakotwiczyć - i ruszył na spotkanie z tym świńskim ryjem.
- Myślę, że gdyby złożyli mu taką propozycję - nie pogardziłby nią. - nie wiedział, czy Zakon Feniksa dotarł do faceta przed nimi. Domniemywał, że gdyby dotarł - nieważne, czy przed, czy już po - chętnie przyjąłby pieniądze wroga, nie wywiązując się z uprzednio zawartej umowy. - Na pokładzie Zemsty Kruka Padlinożercy wyczekuje zaufany człowiek, gotów godnie go zastąpić, gdyby negocjacje nie ułożyły się po naszej myśli. - teraz już wiedziała, dlaczego tak naciskał na usunięcie Watsona ze stanowiska. Najwyraźniej narobił sobie na to nadziei jeszcze przed spotkaniem i poczynił odpowiednie kroki, aby samodzielnie sprawować kontrolę w tym porcie. Oczywiście wciąż nie była to samowolka, a jedynie stworzona opcja zapasowa na wypadek, gdyby administracyjny bufon ich do siebie nie przekonał.
Zmiana nastawienia Deirdre na bardziej stanowcze tym bardziej mu się spodobała, gdy podziwiał Mroczny Znak na jej przedramieniu. Lord Voldemort był symbolem i niekwestionowanym przywódcą w tej wojnie. Niezależnie od tego, czy Morrigan błogosławiła go swoim podszeptem, jako patronka wojny była zadowolona z jego poczynań - takie odczucia miał i Rodachan... bo przecież sam ją sobie wymyślił.
- Jesteście tu gośćmi od zaledwie kilku minut, co Wy tam wiecie! Mój port podupada?! Jak śmiecie wchodzić z butami do mojego biura i kwestionować decyzje, które podejmuję... - pieklił się gorączkowo i dokończyłby to zdanie zapewne obelgą, gdyby nie fakt, że lord Travers zainterweniował w porę. - Quietus - wypowiedział, a różdżka skierowana w stronę Watsona wypuściła zaklęcie. W połowie zdania głos zarządcy portu zaczął słabnąć do tego stopnia, że na ostatnie słowo po prostu zabrakło mu sił. Obraza autorytetu Kapitana Travers i Śmierciożerczyni przyszła mu gładko, bo chyba nie myślał o konsekwencjach, zgodnie z przypuszczeniami wpadając w werbalny szał przy podważeniu jego kompetencji; plotki jednak okazały się prawdą. Philip Watson uderzył z pięści w biurko przy wypowiadaniu tych słów, a kiedy zorientował się, że posiada trudności z mówieniem, roztargniony i wystraszony dalszymi konsekwencjami zaczął cicho nawoływać i dzwonić dzwonkiem na biurku, który momentalnie wezwał te pijaczyny spod drzwi. Dwaj pracownicy portu wtargnęli do środka, jeszcze nie wiedząc, z kim mają do czynienia; jeden z nich dzierżył różdżkę, drugi rozbitą butelkę po tanim trunku. Ciekawe, dlaczego nie miał własnego magicznego oręża?
Watson, korzystając z chwili rozproszenia spróbował wybiec przez okno, jakby uświadomiony, w jakie kłopoty się wpakował. Najwyraźniej czekało go jeszcze przesłuchanie.

rzut na zaklęcie podlinkowany
Rodachan Travers
Rodachan Travers
Zawód : Kapitan Zemsty Kruka Padlinożercy
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10852-rodachan-travers https://www.morsmordre.net/t10900-badb-catha#332054 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10902-skrytka-bankowa-nr-2382#332058 https://www.morsmordre.net/t10901-rodachan-travers
Re: West Wittering [odnośnik]18.01.22 7:42
Coraz bardziej nie podobała jej się osoba Watsona, lecz cóż było robić, dywagacje na temat jego podejrzanej współpracy z poszukiwanymi przestępcami nie przybliżały ich do osiągnięcia celu, musieli przekonać się na własnej skórze, co też ten spasiony cwaniaczek krył pod przesłodzoną facjatą – a co chował w mankietach eleganckiego wdzianka oraz pod stolikami, na których podpisywał trefne czeki lub nie do końca zgodne z prawem umowy. Zawód tymczasowym zarządcą portu nie martwił Deirdre przesadnie, zwłaszcza, że został zrównoważony – a wręcz przeważony – rosnącym zadowoleniem z działań podejmowanych przez Rodachana. Nie doceniła go. Nie przewidywała, że zamiast portowego gbura, gotowego serwować dwuznaczne żarciki, mające upokorzyć ją jako kobietę – tak jak to działo się w przypadku jego dalekiego krewnego, ginącego gdzieś w wojennym szkwale, oby już się nie odnalazł – natrafiła na czarodzieja odpowiedzialnego, bystrego oraz wykazującego się daleko idącą przewidywalnością. Graniczącą z arogancją? Nie, nie odbierała sugestii lorda jako dowodu na skrajny narcyzm, skoro zaoferował przejęcie stanowiska przez zaufanego człowieka, musiał mieć ku temu rzeczowe powody. – Cóż za przezorność, jestem zaskoczona, do tej pory rzadko napotykałam tę cechę u mężczyzn – skomentowała nieco żartobliwie, prowokacyjnie, nie zagłębiając się jednak dalej w ten kontrowersyjny kołowrotek: subtelne złośliwości oraz rozkoszne słowne szarady wolała zostawić na spokojniejszy, prywatny wieczór, który mógł nigdy nie nadejść. Dziś byli tutaj oficjalnie, z ważnym zadaniem. – Kim on jest? Ma doświadczenie? Nie wymienimy kogoś słabego na jeszcze gorszego? – zapytała jeszcze stanowczo, bezpardonowo, nie tyle wątpiąc w możliwość obiektywnej oceny współpracownika przez Rodachana, co chcąc poznać jego argumentację, a przez to lepiej poznać samego czarodzieja. Mericourt mogłaby na wspomniane stanowisko zaproponować co najwyżej znanego wiolonczelistę, nie była zbyt przydatna, przynajmniej pozornie. Ze spokojem oddawała więc siłę przetargową w imponujących rozmiarów ręce Traversa, pewna, że ten poprowadzi negocjacje tak, jak przystało na morskiego wygę, zapewniając im osiągniecie celu. Philip był jednak wyjątkowo głupi i zamiast spróbować się dogadać albo wykpić, uderzył w agresywne tony, ignorując rzeczowe pytania oraz niewerbalną aurę groźby, emanującą zarówno z postawnej sylwetki Rodachana, jak i z mrocznego tatuażu wiedźmy, skrytego ponownie za materiałem rękawa. Cóż, miał szansę na wyjście z tego cało, ale niestety, krnąbrny uzurpator portowej władzy ściągnął na siebie nieszczęście. Najpierw w postaci udanego zaklęcia uciszającego, potem – przywołując swych sługusów. Rozpaczliwe dzwonienie dzwonkiem obudziłoby umarłego, Deirdre uniosła tylko brwi i odwróciła się w kierunku drzwi w momencie, w którym pojawiło się w nich dwóch zakapiorów. Zareagowała natychmiast, nie czekając, aż niespodziewani goście pogorszą tylko jakość tego spotkania. -Vulnerario – warknęła, celując w mężczyznę z różdżką, chcąc rozciąć mu gardło, rozpłatać szyję na dwoje, zalać go krwią i unieszkodliwić. - Bucco – sekundę później różdżkę skierowała na jego towarzysza, który otrzymał potężny cios w dół szczęki. Klątwy posłane przez Mericourt były na tyle silne, że czarodzieje nie mieli szans na wyczarowanie odpowiednio silnej tarczy. Sekundę później obydwaj leżeli na posadzce, jeden dławiąc się własną krwią, drugi mocno otumaniony uderzeniem, a czarownica obróciła się do biurka, obrzucając zarządcę portu lodowatym spojrzeniem.- Jeśli nas okłamiesz lub odmówisz rozmowy, będziemy torturować cię przez kilka godzin. Nie zabiję cię, nie od razu: obedrę cię ze skóry, powoli, rozetnę ci brzuch i będziesz obserwować własne jelita rozwleczone na tym twoim pięknym, drogim, dębowym biurku – wyartykułowała nieśpiesznie, głoska po głosce, pochylając się nad blatem i spoglądając Philipowi prosto w oczy. Nie groziła, a obiecywała, kocie oczy zionęły pustką, rozjaśnioną tylko słabymi odblaskami pogardy. Widział, co stało się z jego przyjaciółmi, wkrótce to on mógł bulgotać własną krwią. Oby pojął, że skończył się czas na czcze pogawędki.
- Cofnij zaklęcie, chciałabym usłyszeć, co ma nam do powiedzenia – poprosiła Rodachana, siadając na krześle przed biurkiem. Teraz mogła to zrobić; założyła nogę na nogę, pewna, że Travers dokończy dzieła, zajmując się odurzonym żeglarzem, który próbował zebrać się z podłogi, spanikowany widokiem zakrwawionego kompana, dławiącego się agonalnie własną krwią tuż obok niego. – Czy współpracujesz z Zakonem Feniksa lub innymi przestępcami? Z kim się kontaktowałeś? Jak wyglądał przemyt, z którymi portami i statkami działaliście? – zapytała monotonnym tonem, obserwując uważnie zalęknionego Philipa, zezującego to na nią, to na dogorywających współbraci, to na stojącego przed nim Traversa, jakby nie wiedział, czego ma bać się bardziej. Jedyną opcją było mówienie prawdy; Deirdre chciała wykorzystać tego szczura, odebrać od niego wszelkie informacje, które mogły być przydatne, zanim faktycznie zwolnią ten etat. Sam wybrał taką drogę, zdradzając swoją krew i magię.

| bucco pod tym samym linkiem


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: West Wittering [odnośnik]20.01.22 22:20
Wysłuchał komplementu z rozbawieniem na twarzy. Ciekawe, czy krył się za tym flirt, czy przykra prawda - nie był kobietą jej rangi, nie był w stanie oceniać świata jej oczami.
- Był zaprzyjaźnionym zarządcą w jednym z portów w Norfolk, zmuszonym jednak do odpuszczenia stanowiska. Nie byłem w mocy, żeby się za nim wstawić, dlatego zaciągnął się na pokład mojego brata i służył swoimi talentami w portach na całym świecie. To stary przemytnik o dobrej reputacji, dzięki któremu zbywałem towar zwożony z drugiego końca globu bez najmniejszego problemu po rozsądnych cenach. Potrafi utrzymać porządek, ma żyłkę do handlu - a morze jest mu równie bliskie, co mi. Jest już stary, wygodna posada administracyjna widzi mu się bardziej, niż żegluga - a innego celu w życiu nie ma. - przedstawił jej materiał na nowego zarządcę, niemal pewien, że dojdzie do wymiany kierownictwa. Miał wszak dobrego kandydata i wiele racjonalnych powodów, by obsadzić go na tym stanowisku. - Co najważniejsze, reprezentuje słuszną ideę. - dodał, jakby miało to stanowić wątpliwość.
Błyskawiczna interwencja Śmierciożerczyni wzbudziła podziw adepta czarnej magii, który o stosowaniu tak potężnych zaklęć w warunkach bojowych mógł jedynie pomarzyć. O wiele lepiej, chociaż wciąż nie z taką gracją, radził sobie z gałęzią przemian, w której poczynił nadzwyczajne postępy na przestrzeni ostatnich lat. Niechaj dowodem będzie, że poszedł rodzinną ścieżką i opanował nader trudną zdolność animagii, przybierając taką formę, jaką samodzielnie podyktował swoją głęboką wiarą. Jednak to wciąż była kropla w morzu osiągnięć o rok młodszej, utalentowanej westalki, która dostąpiła zaszczytu kształtowania się w czarnoksięstwie pod okiem najwybitniejszego czarodzieja świata. Gdyby zestawić ich dokonania, Rodachan owszem - miałby się czym pochwalić, ale przy Deirdre był zaledwie mrówką, której mogła odebrać życie jednym gestem różdżki. A wraz z tym życiem wszystkie zasługi i pamięć o Kruku Padlinożercy przeminęłaby z wiatrem.
Co więc miał powiedzieć ten zapyziały gnój zza biurka, który ważył się podnieść na nich rękę? On przecież nie miał żadnych zasług. Nie miał znaczenia.
Jego reakcja nie była jednak tak nieprawdopodobna. Zrozumiałe, że się uniósł - i bynajmniej nie spodziewał się, że tak prędko zostanie przez rozmówcę wyciszony. Miał przecież tyle do powiedzenia na swoją obronę, musiał zaznaczyć terytorium. A co działo się dalej? To już zwyczajna panika człowieka, który zdał sobie sprawę, że jest w potrzasku i może z niego nigdy nie wyjść, jeśli nie zacznie się ratować. Wzywając wsparcie, próbował podnieść się i czym prędzej dobiec do okna - ale wtedy poczuł na sobie gwałtowny chwyt za ramię, który na powrót zrównał go z parterem. To był lord Travers, który - choć o dziwo bić się nie potrafił - wyłożył mu w twarz soczystą piąchę, a siła mięśni zrobiła resztę. Philip Watson upadł na fotel, a w pomieszczeniu ostał się już tylko trup i ogłuszony przeciwnik. z którym wypadałoby coś zrobić - bo zaraz mógł podnieść się z ziemi i narobić więcej szkód. Dobrze by było go później przesłuchać.
- Diminuendo - spróbował dwukrotnie, a w pomieszczeniu wydał się przeraźliwy ryk. Dłonie ofiary jakby wygięły się nienaturalnie ku zewnętrznej stronie przedramienia, owe w zgięciu łokcia również uległo deformacji - a podobne spotkały całe jego ciało. Nie przypominał już człowieka, co najwyżej zmutowanego, ludzkiego pająka - i bynajmniej nie ułatwiało mu to podjęcia interakcji. Musiał liczyć się z tym, że będzie teraz bardziej kruchy, a każda akcja będzie kosztować go dużo bólu i więcej szkód.
Obrazek ziścił na oczach Watsona przykre konsekwencje odmowy składania zeznań, którymi Deirdre trafiała do uszu Traversa niby śpiewająca nimfa. Napawał się wygraną, choć nie zaznał nawet bitewnego szału. Kiedy kobieta poprosiła, aby odciszył faceta zza biurka, wykonał polecenie stosując niewerbane zaklęcie Finite Incantatem i wysłuchał, co ma do powiedzenia.
A z początku było to znacznie bardziej wyraziste błaganie, żeby nie robić mu krzywdy, bo ma żonę, dziecko i czystą krew, a cała sytuacja jest nieporozumieniem.
- Wywieszę Twoje flaki na maszcie ku przestrodze reszty, jeśli nie zaczniesz gadać, więc nie drocz się z nami, Watson. - rzekł wyraźnie poirytowany i chyba poskutkowało, Philip przemówił. - Z-zakon Feniksa? To nie tak, p-przecież to godzi w interesy! Co oni mogliby mi zaoferować, skoro sami chowają się jak szczury po kątach? N-nie współpracuję z terrorystami, przysięgam! Mam żonę, dziecko... - przerwano mu raz jeszcze, tym razem uderzeniem w blat. - D-dobrze już, dobrze! Nie znam szczegółów, ale port często odwiedzają bracia Ward, trzymający pieczę nad gangiem przemytników w tych rejonach. Nie wiem, do kogo trafiają przemycane towary, ja tylko dawałem im wolną rękę i do niczego się nie mieszałem. Port obsługiwał się sam, a ja mogłem w niego inwestować... i wszystko pomijać w papierach. Trwa przecież wojna, nikt nie zwracał na to uwagi... Gd-gdybym wiedział, że przyjdziecie, od razu zakończyłbym ten proceder raz na zawsze... - i tu przerwał mu Rodachan, który nie mógł już dłużej znieść tego bełkotu. - Kimkolwiek są bracia Ward, mój człowiek się nimi zajmie, Deirdre. Los tego szczura chciałbym zostawić w jego rękach, aby od samego początku zaprowadził w Rye nowy ład. - zasugerował i wydawało się to całkiem sensownym rozwiązaniem, bo lider podejmujący śmiałe decyzje prędzej podporządkuje sobie podwładnych.
Wyszedł przed drzwi portu i uniósł różdżkę w górę, wypowiadając słowa zaklęcia:
- Periculum - a wtedy w górę poleciało kilka snopów świateł sygnalizacyjnych, które zwróciły uwagę pracowników; ci jednak szybko ją stracili, gdy dostrzegli zbliżający się z oddali wielki, trójmasztowy galeon z banderą rodu Travers, a była to Zemsta Kruka Padlinożercy.
Rodachan Travers
Rodachan Travers
Zawód : Kapitan Zemsty Kruka Padlinożercy
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10852-rodachan-travers https://www.morsmordre.net/t10900-badb-catha#332054 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10902-skrytka-bankowa-nr-2382#332058 https://www.morsmordre.net/t10901-rodachan-travers
Re: West Wittering [odnośnik]22.01.22 13:12
W zastanowieniu, w myślach, przyglądała się informacjom o potencjalnym nowym zarządcy portu w Rye. Rodachan szczerze przedstawił swego kamrata, nie koloryzował, nie próbował rzucić na jegomościa oszałamiająco czystego światła, najwidoczniej człowiek miał swoje za uszami - bo dlaczego został zmuszony do opuszczenia pozycji w Norfolk? był przekupnym, chytrym urzędnikiem? zawiódł oczekiwania wysoko postawionych pracodawców? a może po prostu wdał się w namiętny romans z żoną swego portowego konkurenta i musiał porzucić dotychczasowe życie, by nie eskalować konfliktu, a podczas dalekich wojaży ciągle tęsknił za opuszczoną ukochaną? Deirdre zazwyczaj wolała stawiać na najbardziej problematyczną opcję, nie dając zwieść się romantycznej wyobraźni, znów jednak doceniła prostolinijność lorda Traversa. Gdyby jego protegowany naprawdę przyłożył rękę do nielegalnego bądź ryzykownego procederu, kończącego się widowiskowym zwolnieniem, szlachcic nie ryzykowałby swą reputacją oraz wpływami w Rye, proponując go na tak odpowiedzialne miejsce. - Mam nadzieję, że wspomniany przez ciebie czarodziej został wyrzucony z pracy w Norfolk z powodu zamordowania kilku mugoli, a nie korupcji czy przepijania wspólnego magicznego majątku kompanii nadbrzeżnej - rzuciła tylko spokojnie, nie pytając, czy to prawda, raczej dzieląc się swymi wątpliwościami pod postacią subtelnego ostrzeżenia. Cieszyło ją, że Travers wykazywał się proaktywną postawą, postanowiła mu więc zaufać, co czyniła niezwykle rzadko. Zazwyczaj to ona pragnęła sprawować nad wszystkim kontrolę, sprawdzać zaoferowane rozwiązania po stokroć, szukać podstępów i planować wyjścia ewakuacyjne - nie miała jednak na to czasu i musiała nauczyć się delegowania zadań oraz, co było znacznie trudniejsze, wiary w to, że inni sojusznicy Czarnego Pana również przykładają się do swych zadań z takim samym oddaniem. Rodachan robił dobre wrażenie, miał nienaganną opinię, dlatego postanowiła po prostu zaobserwować rozwój sytuacji. Może kiedyś wpadnie z niespodziewaną wizytą, ocenić działania jegomościa z Kruka Padlinożercy, lecz na razie musieli zrobić dla niego miejsce za drogim biurkiem.
Nie niszcząc przy tym całego budynku oraz portowego zaplecza. Mieli przecież dbać o rozwój tego miejsca, obsadzając na wygodnym stołku zaufanego człowieka o poprawnych poglądach, a nie równać Rye z ziemią. To rozwiązanie Rycerze Walpurgii stosowali w ostateczności lub w chwilach rozkosznego zapomnienia, a żadna z tych opcji nie miała stać się tego konkretnego popołudnia rzeczywistością. Oczywiście nie obyło się bez pokazu siły, lecz Watson sam sprowadził na siebie nieszczęście w postaci rozkwaszającego mu nos Traversa. Mericourt uśmiechnęła się jeszcze szerzej, obserwując szybkie, zwinne działanie arystokraty: lata spędzone na statku, wśród lin, masztów i innych tajemniczych róznoważni sprawiły, że wyprzedził pragnącego uciec tchórza, usadzając go na dobre za biurkiem. Dei zacmokała z niezadowoleniem, przyglądając się szybko puchnącej twarzy zarządcy, lecz ten dźwięk rozmył się w potwornym wrzasku, wydobywającym się z ust ogłuszonego współpracownika Watsona. Czarownica obejrzała się przez ramię, z zaintrygowaniem przyglądając się zaklęciu rzuconemu przez Traversa. Nie spotkała się jeszcze z taką siłą, z tak bolesną deformacją, z tak finezyjną torturą bez wykorzystania czarnej magii; kocie oczy zmrużyły się, a przez sekundę na opanowanej twarzy pojawił się grymas prawie dziecięcego, drapieżnego i złowrogiego zarazem zadowolenia. Sekundę później znów przybrała obojętną, poważną maskę. - Imponujące. Myślę, że masz w sobie duży potencjał do zadawania cierpienia, Travers. Gdybyś chciał poszerzyć swój repertuar - odezwij się do mnie. A może - potrenujemy już teraz, na naszym ulubionym zdradzieckiem zarządcy? - przemówiła nonszalanckim tonem, szczerze oferując Rodachanowi swe poradnictwo w zakresie okrucieństwa. Chciała jeszcze bardziej wystraszyć mężczyznę, upewniając się tym samym, że powie im całą prawdę - i tylko prawdę. - Lapidibus - rzuciła prawie czule, celując różdżką w brzuch mężczyzny. Na jego twarzy prawie od razu wykwitł grymas cierpienia, narastającego powoli dyskomfortu płynącego z i tak pękatego brzucha, wypełnionego teraz kamieniami. Wypowiedź Watsona urwała się tuż po rozpaczliwym przywołaniu rodziny; pobladł jeszcze bardziej, rozumiejąc powagę sytuacji, po czym zaczął chaotycznie wyrzucać z siebie kolejne informacje. Przydatne, rzucające nowe światło na sytuację w Rye i dające możliwość wzmocnienia tego portu oraz zapewnienia jego podległości nowemu reżimowi i wytycznym Czarnego Pana.
Bełkot Watsona zaczynał działać Deirdre na nerwy, na szczęście został przerwany przez Rodachana. Spojrzała na niego i kiwnęła głową, tak, miał rację, znał się też na samczych zachowaniach w nadmorskich stadach, podkreślenie sprawczości oraz brutalne pozbycie się braci Ward mogło podnieść morale w Rye oraz umocnić pozycję nowego zarządcy. - Niech więc tak będzie. Gdyby potrzebował naszej pomocy, niech zwróci się o nią bez wahania. Ci przemytnicy mają zostać ukarani przykładnie, publicznie, tak, by żaden poplecznik terrorystów i przestępców nawet nie pomyślał o zapuszczeniu się na te wody bądź wykorzystania portu w Rye do swych machlojek - poleciła poważnie, powracając wzrokiem do trzęsącego się przed nimi i cicho jęczącego z bólu Watsona. - Co z nim zrobimy? Powiesimy publicznie w jakimś istotnym miejscu nadbrzeża, by zmiana władzy w porcie oraz jej przyczyna była widoczna dla każdego pracownika i gościa portu? - zapytała arystokraty, pewna, że Watson, wypełniony kamieniami, nie zdoła ponownie uciec w kierunku okna. Właściwie nie wiedziała, co bardziej im się opłaci, puszczenie go wolno czy widowiskowe ukaranie; tę decyzję też zostawiała w rękach doskonale znającego portowe i morskie realia Traversa. Przywołującego najwidoczniej swój statek i załogę. Deirdre nie ruszyła z miejsca, czekając na pojawienie się nowego zarządcy; chciała mu się przyjrzeć i dokonać ostatnich rozporządzeń przed przesunięciem władzy w nowe ręce.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: West Wittering [odnośnik]22.01.22 22:05
Rodachan byłby hipokrytą, gdyby tak gorliwie pieklił się na obecnego zarządcę portu, by obsadzić na jego miejscu równie pyzowatą, świńską mordę łasego ekonoma pozbawionego szacunku do tradycji. Nic z tych rzeczy; na szczególne zaufanie i szacunek Kruka Padlinożercy trzeba było sobie zapracować i bynajmniej nie dało się tego poczynić drogą chciwego handlu. Lord Travers, człowiek skądinąd bogaty, prawdziwego skarbu upatrywał w dobrej historii, przygodzie i sentymencie - a niechaj dowodem będzie fakt, że po kieszeniach trzymał wystrugane figurki z drewna, o znaczeniu istotnym tylko dla niego (i może ukochanej, którą obdarował podobnymi przed laty). Kandydat musiał wykazywać się zestawem cech, które czyniły go dobrym kandydatem, a jak było powiedziane - stał po słusznej stronie konfliktu, będąc idealistą. W mniemaniu Traversa nie było lepszego pod ręką.
- Polityka potrafi zszargać imię naprawdę wysłużonych ludzi. - musiało jej to wystarczyć, choć mogła domniemywać, że lordowie Norfolku nie byli zgodni do owego zarządcy - i pewien Travers o wyższych wpływach miał wobec niego inne nastawienie. Pani Mericourt miała zresztą uprzedzenia co do żeglarskiego rodu, więc skoro Rodachan nie wpisywał się w jej wyobrażenia, mogła spokojnie zaufać jego osądowi w tej sprawie.
Nie znał jej i nie wiedział o naturalnej ostrożności, kierowanej wobec podległych sprzymierzeńców, tym niemniej bardzo cenił sobie jej zaufanie. Czuł, że ta współpraca może zakwitnąć w ramach działań wojennych, a trzymanie się blisko niej było rozsądnym ruchem. Gdyby tylko sobie na to zapracował, Śmierciożeczyni mogłaby obdarzyć go wiedzą, a nawet pozycją w strukturach organizacji Czarnego Pana. Musiał się tylko nieco wykazać, zwrócić jej uwagę. I wkrótce to uczynił, stosując nad wyraz brutalne zaklęcie transmutacyjne, wymagające olbrzymich pokładów mocy.
- Doglądanie mistrzyni przy pracy będzie wielką przyjemnością, Deirdre. - oczywiście, że zamierzał wykorzystać tę okazję jak rasowy oportunista, mógł wszak poszerzyć zakres swoich zdolności i zademonstrować jej własne. Liznął już nieco czarnej magii i choć wciąż nie była to jego główna ścieżka, chętnie dokształciłby się pod okiem kogoś tak utalentowanego. Tym bardziej ucieszył się w duchu, że pierwszą ofiarą ich treningu będzie Watson.
Teraz należało zdecydować, co z nim zrobić.
- Podzielam tę ideę, a obecne tu szczury posłużą za prolog nadchodzących wydarzeń. O Philipie Watson zadecyduje nowy zarządca, który samodzielnie usunie go z pozycji. - o tym już wcześniej wspomniał, a skoro decyzję pozostawiła jemu - powtórzył ją.
Żeglarskie obyczaje nie znały litości dla osób jego pokroju. Najdrobniejsze przewinienie mogło zostać ukarane chłostą, a absolutne pogwałcenie morskich tradycji podlegało tak surowym karom, że tylko czarnomagiczne tortury Deirdre mogłyby się równać z marynarskim gniewem.
Lord Travers stał w progu drzwi administracyjnej budowli niby król górujący nad poddanymi. Królem bynajmniej nie był, a gdyby tak się stało, tłum najwidoczniej by za nim nie przepadał - nie dziwił bowiem widok osób uzbrojonych w różdżki, tłumnie gromadzących się przy budynku. Część z nich wciąż obserwowała poczynania wielkiej Zemsty Kruka Padlinożercy, pozostali zaś wyczekiwali momentu i bacznie obserwowali zachowanie Rodachana. Niektórzy szeptali jego nazwisko, dostrzegając banderę rodową - i właśnie wtedy powstały pierwsze podziały. Instynktownie ludzie opowiadający się za Traversem wystąpili na prawą stronę, pozostali zaś - utrzymali pozycję na lewo. Kruk Padlinożerca nie wydał z siebie nawet słowa, majestatycznie wyczekując na przybycie zaufanych ludzi. Żeglarze zdołali już przybić do brzegu, a wtedy zarzucona cuma zwiastowała nadejście załogi profesjonalistów niosących pogrom na morzach od początku tego roku. Między nimi dostrzegł lico swego kandydata, który podążał dumnym krokiem, występując przed szereg. Piraci gotowi byli różdżkami utorować sobie drogę wśród pracowników portów, ale nie było to konieczne - ci rozstąpili się, a Travers widoczny dla Deirdre z okna portowej izby, zszedł po schodach i wyciągnął ręce do przybyłego.
- Theodore Wadsworth, mój stary druh. - powitał go przyjaznym gestem, otwierając dlań ramiona, by przyjąć go po bratersku. Jego nazwisko wybrzmiało głośno i wyraźnie, aby każdy tu obecny wiedział, z kim ma do czynienia. Powitany przez swojego człowieka, który tytułem kapitańskim i nazwiskiem upewnił wszystkich w przekonaniu, że to nie kto inny, jak lord Travers zagościł w porcie Rye - zaprosił go na górę. Tłum jeszcze nie interweniował, a gdyby spróbował - załoganci Zemsty pozostawali w gotowości do ataku. Na górze kobieta mogła wypytać go o wszelkie szczegóły, ale przede wszystkim przedstawiono mu sytuację obecnego portu i kroki, jakie winien podjąć na drodze awansu.
- Ci dwaj wedle obyczajów zostaną pozbawieni prawej dłoni - tu i teraz, z Twojej ręki - a później powieszeni na drewnianych słupach. - nie miało znaczenia, że jeden z nich już był trupem, a drugi zdeformowaną karykaturą człowieka. Będą stanowić dowód, że na lorda Travers i żadnego jego sprzymierzeńca rąk się nie podnosi. - Watsona ukażesz wedle własnego uznania, ale skutecznie. - polecił tonem nieznającym sprzeciwu, a Wadsworth pokiwał głową.
Po chwili odbyło się orędzie; nastroje na zewnątrz budynku teraz już praktycznie wrzały. Wystarczył jeden huk, by wszystkie krzyki i kłótnie, wśród których słyszano obelgi za zdradę, ucichły.
- Cisza, ci-sza! - przywołał ich do posłuszeństwa. - Jestem Kapitan Travers, a okręt, który przybił do brzegu, zwie się Zemstą Kruka Padlinożercy i przynosi kres samowolce Philipa Watsona na stanowisku zarządcy portu w Rye. Wystarczająco długo przymykaliśmy oko na proceder Waszego, pożal się Kraken, przywódcy i terrorystów zwanych Braćmi Ward. Roszady w strukturach administracyjnych portu były niezbędne, podobnie jak kara dla tych, którzy się im sprzeciwili. Oto, co stało się z przeciwnikami nowego ładu. - machnął ręką do jednego z piratów towarzyszących mu na rozmowie z Theodorem, a ten zgarnął resztę chłopaków i wspólnymi siłami wyciągnął truchło i w półżywego mutanta. - Wykazali się karygodnym nieposłuszeństwem, przeto będą w ciągu pełnego tygodnia przypominać, co stanie się z Wami, jeśli powtórzycie ich błąd. - żeglarze Traversa potraktowali te słowa jak rozkaz do przywiązania ich do drewnianego pala z węzłem pod szyją. Nowy zarządca wyszedł z budynku i zajął miejsce obok Rodachana. - Po mojej prawicy stoi Thadeus Wadsworth, nowy administrator portu. Jego rolą będzie pilnować, by nikt nie miał wątpliwości, że Rye jest miejscem gorliwie oddanym organizacji Czarnego Pana. Wadsworth zadba również, aby problem niejakich Braci Ward nie trawił dłużej tych wód i ziem, w czym otrzyma wsparcie rodu Travers i Rycerzy Walpurgii. Ustanowi on nowe prawo tego portu, a wyegzekwuje je już dziś, wydając wyrok poprzednikowi. - zakończył i oddał mu głos. Ludzie nagle znów jakby zwarli się w jedną grupę i nie było wątpliwości, że gdyby ktoś się sprzeciwił - byłyby to tylko pojedyncze przypadki. Wyrok jaki zapadł na Philipa Watson, był krwawy i zgodny z żeglarskimi obyczajami; przywieszony linami za ramiona i stopy poddawany był wypalaniu różdżkami śladów na ciele, a swój znak pozostawić miał każdy pracownik portu wierny nowej władzy. Mężczyzna zgodnie z sugestią Deirdre został wywieszony w istotnym miejscu nadbrzeża, aby każdy dostrzegł, jaki los spotkał dawnego przywódcę.
- Współpracowanie z Tobą było przyjemnością, Deirdre. Bądź pewna, że jeśli propozycja doradztwa była aktualna, rychło się do Ciebie odezwę. - posłał jej uśmiech, a gdy nastał czas pożegnania, przeobraził się w Kruka Padlinożercę i pofrunął na maszt swojej Zemsty, dając załodze znać, że nadeszła pora odpłynąć w rodzinne strony.

ztx2<3
Rodachan Travers
Rodachan Travers
Zawód : Kapitan Zemsty Kruka Padlinożercy
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10852-rodachan-travers https://www.morsmordre.net/t10900-badb-catha#332054 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t10902-skrytka-bankowa-nr-2382#332058 https://www.morsmordre.net/t10901-rodachan-travers
Re: West Wittering [odnośnik]02.03.24 22:47
/ z łaźni w Kirke
13 września ‘58


Cel uświęcał środki. Nie angażowała się w gwarne rozmowy, bo nie interesowały ją plotki. W swej postawie była dość sztywna i to nigdy nie ułatwiało jej nawiązywania relacji interpersonalnych. Nie znała istoty przyjaźni, kobiety zdawały się pałać do niej niechęcią. Trudno było im pojąć jej ciche uosobienie. Odnajdowała przyjemność w tym w czym inni nie dostrzegali jej wcale. Nigdy z tego powodu nie cierpiała, bo też nie zależało jej na zmienianiu własnego charakteru, ale w takich sytuacjach, gdy umiejętności społeczne były dosłownie niezbędne czuła się obco. Nie na tyle by się tym przejmować, analizować, próbować na siłę stworzyć coś co w jej świecie nie miałoby prawa się zdarzyć, ale – obco. Skupiła się więc na celu, dla którego w ogóle znalazła się w Kirke. Jej ciało potrzebowało tej odnowy, potrzebowało regeneracji. Zdawała sobie sprawę z ciężaru, który przyszło jej dźwigać każdego dnia. Na własne życzenie, na własną prośbę. Jej droga była wyboista, długa, pełna zakrętów, z których czasem wypadała, ale w oddali widziała cel, wiedziała do czego dąży i to rekompensowało jej obolałe ciało.
Odkąd przekroczyła próg łaźni nie sięgnęła po kieliszek z alkoholem. Nawet w takich momentach przyszło jej kalkulować jak utrata kontroli może wpłynąć na rozwój sytuacji. Przyglądała się znajomym i nieznajomym twarzom, ale robiła to z wyczuciem tak by nie dać jawnie się przy tym przyłapać. Ktoś ponownie zaproponował jej trunek i już chciała odmówić, ale dostrzegła, że ten różnił się znacząco od poprzednich. Zdawał się zachęcać, uwodzić. Dotarł do niej zapach róż, mokrej ziemi i spróchniałego drewna – zapach jej amortencji. Chwyciła kieliszek w dłonie i zamoczyła usta w alkoholu. Smakował słodko, nie wyczuwała jego mocy, ale widocznie aż nadto przeceniła własną głowę, bo już po chwili całe otoczenie zaczęło jej wirować. Oddech stał się płytszy, a na policzkach wykwitł rumieniec. Nie zdążyła nawet zastanowić się nad tym co właściwie się dzieje, bo już po chwili rozpłynęła się w powietrzu.
Teleportacja nigdy nie należała do najprzyjemniejszych środków transportu, ale w tej chwili w ogóle się tym nie przejmowała. Pod stopami poczuła ciepły i miękki piasek. Do jej uszu docierał dźwięk fal obijających się o brzeg. Na jej nagie ciało spadły ubrania i nawet nie zdawała sobie sprawy, że te nie należą do niej. Okryła się nimi delikatnie i rozejrzała się po otoczeniu. W jej odczuciu właśnie tu powinna się znaleźć, tu było jej miejsce. Serce zabiło jej mocniej, gdy usłyszała za sobą szept. Do kogo ten należał? Pragnęła poznać odpowiedź na to pytanie, pragnęła dostrzec twarz i krawędź ust wypowiadających te słowa. To dziwne uczucie, którego nie potrafiła zidentyfikować wypełniło każdą komórkę jej ciała.



   
Udziel mi więc tych cierpień
 płaczmy razem na nie! ach, nie dziel ich, niech
wszystko mi samej zostanie
Antonia Borgin
Antonia Borgin
Zawód : pracownik urzędu niewłaściwego użycia czarów & znawca run
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
ognistych nocy głodne przebudzenia
i tych uścisków, żar co krew wysusza,
wszystkie rozkosze ciała - i cierpienia
wszystkie, jakie znosi dusza
OPCM : 7 +2
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 15 +1
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4668-antonia-borgin https://www.morsmordre.net/t4725-vermeer#101224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f467-city-of-london-smiertelny-nokturn-20-13 https://www.morsmordre.net/t4733-skrytka-bankowa-nr-1201#101427 https://www.morsmordre.net/t4726-antonia-borgin#101398

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

West Wittering
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach