Wydarzenia


Ekipa forum
Duża sala
AutorWiadomość
Duża sala [odnośnik]05.08.17 22:32
First topic message reminder :

Duża sala

Specjalnie przygotowana sala, w której zmieścić może się wiele osób. Oprócz łóżek, w równych rzędach, ułożone są także materace, na których leżą ci mniej dotkliwie zranieni wybuchem. Uzdrowiciele w żółtych kitlach uwijają się jak w ukropie między pacjentami lecząc wszystkich z najgroźniejszych obrażeń. Co jakiś czas usłyszeć można podniesione głosy medyków kategorycznie zabraniające odwiedzin i chodzenia między łóżkami. W całym pomieszczeniu panuje hałas i zamieszanie, w którym zdają odnajdywać się jedynie pracownicy Munga. Nikt, kto się pojawia w szpitalu nie będzie pozostawiony bowiem bez pomocy.

Żeby wyleczyć się z obrażeń, których postaci nabawiły się w wyniku Do odważnych świat należy, trzeba napisać przynajmniej jednego posta w niniejszym wątku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Duża sala - Page 7 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Duża sala [odnośnik]10.03.19 17:56
Bała się i na pewno było to po niej widać, skupiony na Justine wzrok, nieco szkliste spojrzenie, zmarszczone w zmartwieniu brwi. Kiedy usiadła na łóżku blisko Just, podparła się z tyłu dłonią, żeby odciążyć kręgosłup.
Mam nadzieję. Mam sporo obiektów doświadczalnych, na których mogę się tego nauczyć. Ty i Barty jesteście doskonali w tej roli – na czole pojawiła się pozioma zmarszczka, ale kiedy Tonks zaczęła swoją opowieść, słuchała już uważnie, nie chcąc pominąć ani słowa.
Nie zerkała w stronę nogi, chociaż bardzo chciała. To nie była fascynacja, raczej odczuwanie bodźca strachu, chęć przekonania się, czy to wszystko to prawda. Ale widziała przecież przed chwilą opadnięte przy kolanie prześcieradło. Nie potrzebowała więcej dowodów.
Przeszczepy? – westchnęła cicho. Miała już wiedzę potrzebną alchemikowi do tworzenia odrobinę bardziej skomplikowanych receptur, ale cały czas miała braki. Przeszukała jednak to, co na razie miała w głowie. Trochę praktyki, trochę książek, trochę historii. – Jedynie eliksir odtworzenia daje taki efekt. Jeśli dobrze pamiętam, to do jego stworzenia potrzebowałabym twojej krwi. Sugerując po rozmiarze odciętej kończyny… sporą jej ilość. Jesteś osłabiona, Just… – wsunęła się głębiej na łóżko, niewygodnie jej było. A może to przez stres. Ulżyło jej trochę, kiedy zaczęła jeść. Uśmiechnęła się nawet kątem ust. – Zachowałam sporą ilość popiołu feniksa w swoich zapasach. Zostawiłam go na rękę dla Brena i na... na Veritaserum w szczególnej sytuacji, ale sądzę, że tobie przyda się to teeraz bardziej.
Właściwie sama nie wiedziała, dlaczego zapytała Just o sprawcę uszkodzenia jej ciała. To było tak mimowolne, nie potrafiła tego powstrzymać. Poruszony temat całego zdarzenia też nie był zbyt mądrze podjętą myślą. Ale chciała jej pomóc. Nie tylko ją wesprzeć, ale, jak się teraz okazało, również rozwikłać męczącą ją zagadkę.
Może jej nie doceniłyście. Może oni… są potężniejsi niż ktokolwiek z nas podejrzewał – odparła, choć bez przekonania. We wspomnieniach prędko odnalazła korytarze Hogwartu i to spojrzenie, którym obdarował ją Ramsey. Był przerażający. Był uosobieniem strachu i w ciszy pętającego duszę szaleństwa. Kolor jego oczu był tak podobny do koloru jej tęczówek. Niezmiennie ją to zaskakiwało. I przerażało jednocześnie. – Najpierw wypiła eliksir, a potem zaczęła rzucać w was zaklęciami? – upewniła się, tak samo jak ona ściszając wzrok. – Nie ma chyba wywaru, który wzmacnia akurat tę dziedzinę magii. Po narośli ze szczuroszczeta zwiększają się możliwości obronne… – spojrzała na swoje dłonie, palcami obróciła obrączkę i za nią pierścień zakonu. – Eliksir Banshee. A nie, nie, to nie ten, on obniża zdolności magiczne w rzucaniu uroków, poza tym ogłusza, ale po rozbiciu. Jedynie… jedynie przychodzi mi na myśl Felix felicis. Ale ciężko stwierdzić, to bardzo rzadki eliksir, naprawdę tylko potężni alchemicy są w stanie go uwarzyć. Była mistrzynią w urokach i eliksirach? I znała czarną magię, skoro… - odchrząknęła i przełknęła ślinę. Wzięła głębszy wdech. – To tylko podejrzenia, Just. Felix napełnia cię szczęściem, ponoć powoduje, że wszystko ci się udaje. Czytałam gdzieś, że to jednak tylko hipotezy, a eliksir to zaprawiona miodem woda. – pokręciła głową. – Przepraszam, po prostu… boję się o ciebie. Może wyślij Pomonie patronusa? Oby nic jej się nie stało – odparła z troską. – Są okrutni. Podli i nieprzewidywalni. Potwory.
Położyła dłoń na brzuchu, gładząc go w zamyśleniu.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Duża sala - Page 7 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Duża sala [odnośnik]10.03.19 20:12
Spoglądała przez chwilę na Eileen nad czymś myśląc, gdy wypowiedziała słowa o obiektach doświadczalnych. Przekrzywiła lekko głowę i uważnie lustrowała ją spojrzeniem. Odstawiła obok siebie jedzenie.
- Nie zadręczaj się, Wilde. Byłam świadoma. - zmarszczyła lekko nos. - Może nie tego, że ktoś mi coś utnie, ale Hannah pozbawili oka, a Benowi całą jamę ustną rozwalili. Znają okrutne zaklęcia. Noga, czy ręka to nie głowa -. Podciągnęła się wyżej żeby usiąść bardziej w pionie. Złapała za kawałek kołdry i odciągnęła ją spokojnie na bok. Spojrzała na kikut kończący się przy prawym kolanie. Bandaże ciasno oplatały jej nogę. Dziwne to było. Nagle puf, noga się kończyła i nie było nic więcej. To nie tak, że się nie przejmowała. To nie tak, że nie uważała tego za niedogodność. To nie tak, że nie bała się dostać tym zaklęciem ponownie. Znała już ból jaki sprawiała odcinana kończyna i życzyła tego tylko najgorszemu wrogowi. - Denerwuje mnie, że nie mogę podciągnąć obu nóg do siebie, a prawa jeszcze mnie nie słucha, ale opanuję to. - uniosła z wysiłkiem kącik ust do góry. Nie chciała martwić Eileen mocniej, niż ta już była zmartwiona. Miała już dość stresów z mężem gwardzistą, wojną i dzieckiem w drodze. Trzymała się w kupie bo potrzebowała tego sama i potrzebowała tego też Eileen. Zarzuciła znów kołdrę na nogę. - O, o nim chyba mówił. - machnęła ręką na słowa o osłabieniu, była - wiedziały to obie. Ale potrzebowała nogi jak najszybciej.Uśmiechnęła się, tylko na chwilę zostawiając ten temat. Pokręciła głową na słowa dotyczące ich przeciwniczek.
- Ile masz lat Eileen? Jesteś już mistrzem w każdej dziedzinie i każdy urok ci wychodzi? A ja? Wiem, że moje umiejętności z Obrony są ponadprzeciętne, a uroki znam na poziomie zaawansowanym, ale nawet ja potykam się na najprostszej drodze. Do rzucenia Abesio zabrakło mi tam niewiele, czułam to. A ona rzuciła wszystko, za każdym razem. Z trzech różnych dziedzin. Obrona, uroki i czarna magia, do tego jeszcze miałaby być mistrzynią eliksirów? Musiałaby przeżyć kilka żyć, Wilde. Jeśli są tak potężni, to czemu jej towarzyszka nie rzucała zaklęć równie efektownie? Jeśli była tak potężna, czemu złamałam jej zaklęcie pętające umysł? Czemu nie przyniosło mi to więcej trudu? - uniosła lekko brwi na słowa wypowiedziane przez kuzynkę. Wszystko się udaje. Zmarszczyła brwi. A potem machnęła lekko ręką i westchnęła. Niepotrzebnie martwiła tym Eileen. Wiedziała, że i tak spędzi tutaj jeszcze odpowiednią ilość godzin, by to przemyśleć. Oparła się o poduszki. - Zabrała mi różdżkę, Wilde. Nie mam jak, Baron poleciał do Brendana. Jak wróci napiszę do niej list. Ale powinna być cała, chyba że postanowiła wrócić jak już straciłam świadomość i nie posłuchała mojego polecenia.
Rozejrzała się po sali szukając znajomej twarzy, musiała jeszcze załatwić sprawę krwi. Złapała na powrót za pudełko z jedzeniem i zabrała się za kończenie obiadu.. - Connor! - krzyknęła unosząc dłoń i machając nią, gdy jej oczom ukazał się znajomy uzdrowiciel, który wcześniej pracował razem z nią w pogotowiu.
- Kombinujesz coś, Tonks. Attenbery mówił, że już próbowałaś stąd zwiać. Nie pomogę ci. - mruknął spoglądając na nią podejrzliwie zastrzegając od razu. Zerknął na siedzącą obok Eileen, a potem na jej brzuch i powrócił spojrzeniem do Justine. Connor był zawsze sztywny, ale był też rzetelny. Uśmiechnęła się do niego wkładając w cały gest sporo energii.
- Daj spokój, Connor.  Chciałam iść do łazienki i zapomniałam, że nie mam nogi. Zresztą, Wilde byłby większą pomocą w ucieczce. Wiem, że muszę zostać. Tylko potrzebuję sprzętu do pobrania krwi. Możesz to zrobić osobiście. Jak się okazało, moja kuzynka potrzebuje mojej krwi, żeby zrobić mi nogę. - kontynuowała miłym głosem nie przestając się uśmiechać. - A ja - tak się składa - naprawdę potrzebuję tej nogi. Za przyjacielską przysługę dam ci trochę szarlotki - to niebo w gębie. - miała przyjemny wyraz twarzy i spokojny uśmiech, ale oczy niosły ostrzeżenie. Wyraźną groźbę, że jeśli jej nie pomoże znajdzie sposób by po prostu rozciąć sobie żyłę i napuścić krew do pierwszego lepszego naczynia, które znajdzie.
- To za wcześnie, straciłaś jej dużo, Tonks. Przecież wiesz… - uniosła dłoń by go uciszyć. Oczywiście, że wiedziała. Była przecież ratowniczką.
- Zrobię to z twoją pomocą, albo bez niej, decyduj. - powiedziała do niego już się nie uśmiechając. Mężczyzna odwróciła się na pięcie i odszedł mamrocząc pod nosem a Tonks spojrzała na Wilde i uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
- Oh, nie miałam kiedy ci powiedzieć. Ale, mieszkam tymczasowo jestem u Rineheratów, i jakby... cóż, to skomplikowane... ale trochę mam - może mamy - pod opieką sierotę, chłopca. Dzieciak swoje już w życiu przeszedł. - wsadziła sobie do ust kolejny kęs jedzenie. - Zabrałam go z lasu w którym spotkałam Mulcibera, który obiecał cytuję "wydłubać mi oczy i odciąć każdą kończynę". Zaproponowałam mu żeby zaczął od kończyn, bo bardziej mu się spodoba, jak będę patrzeć na to jak je tracę. Cóż, teraz zostały mu już tylko trzy z czterech. - relacjonowała dorzucając do buzi kaszy.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Duża sala - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]16.03.19 21:37
Codziennie ktoś mógł stracić nogę, rękę, oko, wiedziała o tym, ale kiedy coś takiego finalnie dochodziło do skutku, nagle świadomość przestawała mieć znaczenie. A potem było tylko zamartwianie się o to, czy przeżyją kolejny dzień i układanie sobie powoli świata dookoła siebie, odbudowywanie utraconej świadomości powagi sytuacji. I tak w kółko.
Kiedy Just odsunęła kołdrę, przełknęła ślinę. Wyglądało to potwornie i nawet nie próbowała sobie wyobrażać, co jest pod warstwami bandaży. Zwyrodnialcy.
Przyzwyczaisz się… to znaczy na razie – szybko się zreflektowała. Jakby to prostacko ująć – utrata nogi w tych czasach była Gwardzistce wybitnie nie na rękę. – Przygotuję ci go, postaram się. Tylko on… leżakuje przez miesiąc. Tkanka musi się ukształtować. Będę musiała poszukać duży słój.
Nie miała pojęcia, jak to zrobi, ale chyba będzie musiała poprosić Barty’ego o pomoc, żeby odpowiednio powiększył ten, który miała w spiżarni. Może coś się z tego wykluje. Nie dosłownie, oczywiście.
Słuchała Just, kiedy ta dalej mówiła, ale wzrok utkwiła na złotej obrączce, bawiąc się nią. Miała rację, w tej opowieści coś nie grało.
Byłabym ostrożna z tymi domysłami, Just. Ja mogę ci tylko podsuwać pomysły, ale to wciąż nic bardziej pewnego. Może Rycerze Walpurgii… może są w ich szeregach potężni alchemicy, sumerolodzy, którzy wymyślają nowe formuły eliksirów. Na pewno mają system działania – ściszyła głos. – Nie bronię ich, po prostu… boję się tego, czym są. – przecież w Zakonie Feniksa była grupa utalentowanych naukowców, którzy na każde spotkanie przynosili magiczne mikstury. Miały pomagać, miały leczyć i chronić, miały wzmacniać. – Co? Zabrały ci ją? – spytała z niedowierzaniem, od razu przywołując z pamięci obraz Barty’ego, który mówił jej o tym samym po próbie. Tylko w jego przypadku to była różdżka siostry, największa pamiątka. – Przykro mi…
Jej utrata bolała zawsze najbardziej. Zwłaszcza teraz, kiedy magia była potrzebna najbardziej. Spojrzała w stronę drzwi, kiedy Just zawołała swojego znajomego. Była rzadkim bywalcem Munga, właściwie go nie kojarzyła. Nic dziwnego. Nie wcinała się w rozmowę, dopóki jej kuzynka zgrabnie nie wplotła jej w swój plan. Zmarszczyła brwi, patrząc na nią z reprymendą, za chwilę wzrok, o wiele łagodniejszy, przeniosła na niejakiego Connora.
Ja też bym jej nie pomogła, proszę mi wierzyć! – obroniła się szybko. – Ale… ale krew jest potrzebna do eliksiru i… - ucięła, dochodząc szybko do wniosku, że Just osiągnie lepszy skutek w rozmowie niż ona. Potoczyła wzrokiem za Connorem, kiedy odchodził. – On ma rację, Just, to nie jest dobry moment na pobieranie ci krwi. Może poczekaj dzień, na pewno podali ci eliksiry regenerujące. One potrzebują czasu, żeby zadziałać.
Chciała dla niej jak najlepiej, ale z drugiej strony bardzo nie chciała jej matkować. Była dorosła – obie były – i powinna to uszanować.
Mulciber… – szepnęła, od razu przypominając sobie tamten wieczór w Hogwarcie. – Nawet nie chcę pytać, co ty robiłaś z Mulciberem w lesie. Ale zapytam – czemu go prowokowałaś? Just! I... i... co to za dziecko? Porwał je? Chciał zabić?
Nie miała żalu, że wybrała inny dom, w którym mogła mieszkać, jeśli potrzebowała. Być może u Rineheartów czuła się bezpieczniej. Była dorosła.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Duża sala - Page 7 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Duża sala [odnośnik]17.03.19 2:52
Patrzyła na swoją nogę, a może to co z niej pozostało z lekkim żalem ale i zaciekawieniem. Doskwierał jej brak. Możliwość tego by wstać i stąd wyjść, ale wiedziała, że póki nie przyniosą jej protezy w której będzie w stanie pokonać choć kilka kroków, jej wyjście będzie komedią w której będzie próbowała doskakać do wyjścia. Postanowiła przyjść to do świadomości. Zaakceptować ten fakt, pogodzić się z tym. Roztkliwianie czy użalanie się nad sobą nie mogło jej pomóc w niczym. Zresztą, za przykład miała Brendana, jego brak ręki nie zatrzymał go nawet na chwilę i ona nie zamierzała na to pozwolić. Uniosła krzywo kącik ust ku górze. Tak, miała się przyzwyczaić, ale to musiała chwilę zająć.
- Nie ważne ile. Dziękuję, że to dla mnie robisz. - powiedziała unosząc dłoń by zacisnąć ją na ręce swojej kuzynki. Nadal czuła się odrobinę źle, że zmusiła ją by fatygowała się tutaj w tym stanie, ale jednocześnie jej obecności podnosiła ją na duchu. Przymknęła powieki na jej kolejne słowa. I oparła głowę o zagłówek łóżka złożony z prętów. Otworzyła oczy i pokręciła lekko głową.
- Oh, nie mówię, że nie mają. - powiedziała do Eileen spokojnie marszcząc znów lekko brwi. - Zdziwiłabym się, gdyby nie mieli - z ich funduszami i wpływami. - kontynuowała spokojnie dalej. Jej myśli rozbiegały się w wiele kierunków na raz i nie mogła na żadnym skupić się dokładniej. Ale wiedziała, że leżąc w łóżku będzie miała czas, by to jeszcze przemyśleć. - Może wypiła tylko lek na bóle żołądka, kto wie. - mruknęła, pod nosem marszcząc na nowo brwi wpatrując się w kikut prawej nogi. Zakryła go w końcu kołdrą. - I dobrze. - powiedziała unosząc spojrzenie na kuzynkę. Podobne do jej własnego. Dobrze, bo należało się ich obawiać, tego co robią i co potrafią. Pozwalało to być rozsądniejszym, a Eileen musiała teraz dbać nie tylko o siebie, ale i o życie, które w niej rosło. - Ja też się boję, Wilde. Boję że wymordują moich przyjaciół w imię skrzywionej wizji świata. - przecież widziała to, widziała truchła swoich przyjaciół ich martwe, otwarte oczy. - Dobrze, bo strach dodaje mi racjonalności. Sprawia, że uważniej stawiam kroki. Że mi zależy. A to znów sprawia, że wstaję za każdym kolejnym cholernym razem. Niech się tym szczycą, niech sądzą, że odebrali mi coś ważnego. Nie zabrali mi nic, bez czego nie jestem w stanie funkcjonować. - ogień w jej spojrzeniu rozpalił się już dawno i nie gasł. Dzięki misji, czemuś, czemu oddała życie. Zaśmiała się lekko na jej słowa. - Daj spokój, Wilde. Ostatecznie Ollivanderowie dadzą mi kartę stałego klienta. - powiedziała do niej spokojnie. I różdżkę mogła nabyć nową, choć zdecydowanie jej brak jej doskwierał. Nie lubiła jej nie mieć, chyba jak każdy czarodziej.
- Miesiąc, Eileen. Powiedziałaś, że to trwa miesiąc. A ja jestem w szpitalu. Mam medyczne wykształcenie. Wiem, że to nie wskazane, ale wiem też, że mnie nie zabije. Nie wyjdę stąd, póki nie będę mieć na to sił i nie przyniosą mi protezy. - powiedziała do niej spokojnie. Nadal nie czuła się najlepiej, ale medyczna wiedza pozwalała jej to stwierdzić. - Zresztą, on zaraz przyjdzie. Bo również jest tego świadom, a nie chce, żebym zabrała się za to sama. - dodała uświadamiając kuzynkę. Uśmiechała się lekko, bawił ją fakt solennego zapewnienia, że by jej nie pomogła. Liczyła na nie po cichu.
- Anomalia wyciągnęła mnie z domu. - powiedziała wzruszając lekko ramionami. - Potężniejsza niż inne. - szepnęła ciszej. wiedząc, że Wilde zrozumie od razu że odnosi się do tych, które próbowały naprawić. - Nie tylko mnie, była nas tam piątka. Znaczy nie wiem, jak oni się tam znaleźli, ale był tam też Bertie -stracił stopę. Dwie kobiety i Mulciber. Spotkaliśmy się wcześniej, obok w domu w którym widziałam inferiusia - inferiusa, który wyglądał jak mój syn - ale tego już nie dodała. - Jedna z kobiet kazała rozciąć sobie dłoń Mulciberowi - chyba go znała, ja ją też ale nie wiedziałam, że oni wiesz… się znają. Ale on całkowicie to stracił. Gdyby naciął ją głębiej wykrwawiła się. Więc rzuciłam się na niego. - wzruszyła lekko ramionami. To było najlepsze wyjście. Atak siłowy gwarantował dotarcie do niego, odsunięciego go od Tildy. Urok zwyczajnie… mógł się nie udać. - A potem. Oh, to chore, ona… ta anomalia - zamyśliła się marszcząc brwi. - Zrobiła coś z tymi dziećmi. Bo ich tam więcej było. Kazały nam walczyć. - zmarszczka się pogłębiła,  przymknęła lekko powieki. - Więc wybrałam Mulcibera, Wilde. Wybrałam bo nie sądziłam, że ktoś inny jest w stanie stanąć przeciw niemu. - westchnęła spokojnie odkładając puste pudełko na bok. - Ale Bertie. Kurde, Wilde. Ten mlekowąs jest wybitny jeśli chodzi o Uroki. Dwa razy rzucił Horatio. Uratował mnie. Kto wie, czy nie przed utratą kolejnych kończyn. I za to sam stracił swoją. - Pokręciła lekko głową czując, że jest też w części za to odpowiedzialna. - One były z sierocińca. - wróciła do dzieci. - Gdy pokonaliśmy anomalię wybuchł pożar, zajął wszystko, a dzieci upadły jak.. martwe. Próbowałam go gasić. Ale był zbyt duży. - zacisnęła dłoń w pięść. - Druga z kobiet niosła Łobuza. Tą pierwszą wyciągnęłam na swoim płaszczu, wiesz, tym ulubionym. A Bertowi pomagałam iść. - uniosła dłoń i podrapała się po nosie. - To chyba adrenalina, nie wiem skąd znalazłam na to siłę. - mówiła dalej, cicho, spokojnie, choć wewnątrz niej szalały emocje. - Potem trafiliśmy na służby. I… Sama nie wiem, Wilde. Tyle wycierpiał w tym sierocińcu. Bałam się, że system znów go zawiedzie. Więc wzięłam go ze sobą. - wzruszyła znów lekko ramionami nie mając więcej na swoje usprawiedliwienie. - Ale kompletnie nie wiem co dalej. Nie zostanę tam, to tylko… tymczasowe. Póki nie znajdę czegoś. - mówiła dalej, chyba… zwyczajnie dawno się nie widziały. Nie miała kiedyś powiedzieć jej o wszystkim. Ale co miałaby powiedzieć. Że Samuel nie jest Herewardem? Że nie pragnie tego co ona? Nie, nie chciała o tym rozmawiać. - Nie powinnam w ogóle go ze sobą zabierać. - dodała, a jej głowie pojawiły się na nowo jego słowa. Miał rację przecież, była aurorką i gwardzistką, to była głupota w najlepszym wydaniu. Narażała nie tylko siebie ale i dzieciaka i każdego z kolejna. Zamilkła.
Connor wrócił, zgodnie z jej założeniem. Uśmiechnęła się do niego promiennie wystawiając rękę w którą wkuł się z wprawą, pozwalając by krew zaczęła spływać przez plastikową rurkę.
- Dostanę przez ciebie zgagi. Myślałem, że razem ze zmianą miejsca zatrudnienia zmienisz też osoby do dręczenia. - mruknął, mamrocząc coś, że wróci później.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Duża sala - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]21.03.19 21:26
Jej rola była w tej chwili dość jasna – musiała wspierać Just, choćby miało ją to kosztować utratę pożądanego spokoju. Rozumiała wagę ich obowiązków, jej i Barty’ego, i nie mogła zaproponować swojego ramienia, żeby im pomóc w ich niesieniu, ale mogła być za to blisko i służyć swoją obecnością. Albo ciepłym obiadem przyniesionym do szpitala.
Uśmiechnęła się do niej, gładząc zdrową, całą nogę dłonią. Jak zatroskana matka. Naprawdę się o nią martwiła, choć to uczucie było nieco słabsze, kiedy była naocznym świadkiem, że mimo braku pewnych komponentów, rozmawiała z nią w zwyczajnym tonie. Miał znaczenie też fakt, że była na tyle silna, że wyrwała się spod ciężaru zaklęcia rzuconego przez przeciwniczkę.
Zawsze przy tobie jestem, Just, wiesz o tym – poklepała ją lekko i cofnęła rękę, żeby podeprzeć się nią o łóżko.
Nie przerywała dalej kuzynce, pozwalając jej uwolnić z siebie wszystko to, co w niej zalegało, co ją dręczyło. Miała rację, obawy nie zawsze musiały łączyć się z bezbronnością, z trzęsącymi się ciałami, w rozerwanym ze stresu umysłem. Czasami strach chwytał nas za nadgarstki, żeby sprowadzić nas na ziemię, wskazać właściwy kierunek. Kiedy na nią patrzyła, przypominała sobie Just z czasów, kiedy była tak beztroska, nie dbająca ani o czas, ani o miejsce, kolorowa i żądna wrażeń. Wydoroślała. Spoważniała.
Jestem z ciebie dumna, Tonks – odparła szczerze na to wszystko, co powiedziała. – Jestem dumna, bo potrafisz nawet na tak niebezpieczną sytuację spojrzeć trzeźwym okiem i wynieść z niej dla siebie jakąś mądrość. Naukę. I że stałaś się taka dzielna. Czeka cię jeszcze mnóstwo okazji do tego, żeby udowodnić sobie tylko jak bardzo. – historia o dzieciach przypomniała jej o odsieczy w Hogwarcie. O tym, jak bardzo ta odsiecz okazała się być absolutną porażką. Patrzyła przez chwilę na drobne fałdki na pościeli, wsłuchując się w głos kuzynki. – Bertie? Przecież… przecież on jest taki młody. Zdołał się nauczyć takiego zaklęcia w tak krótkim czasie? – najwyraźniej tylko ona znajdowała sobie lepsze wymówki do odkładania nauki na później. – Jeśli będziesz potrzebowała pomocy, przyprowadź go do mnie. Może potrzebuje po prostu odrobiny uwagi, rodzinnego ciepła. I kawałka pysznej szarlotki. Będziesz się nim sama zajmowała? – spytała, delikatnie unosząc brwi, jakby chciała ją wesprzeć w każdej podjętej przez nią decyzji, zachęcić do podejmowania dalszych kroków.
Gdy do Sali wszedł uzdrowiciel, przywitała go znów lekkim uśmiechem. Wolała jednak odwrócić wzrok, kiedy zaczął przymierzać się do pobrania Just krwi. Dość już miała stresów.


Ja nie przeczuwałam, tyś nie odgadł, że

Nasze serca świecą w mroku

Eileen Bartius
Eileen Bartius
Zawód : Magibotanik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
didn't i show i cared?
i do
oh, i do

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Duża sala - Page 7 1hKUbRW
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1515-eileen-wilde https://www.morsmordre.net/t1553-krolicza-poczta#14938 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-hogsmeade-134-dom-bartiusow https://www.morsmordre.net/t3930-skrytka-bankowa-nr-429#74545 https://www.morsmordre.net/t1578-eileen-wilde#15736
Re: Duża sala [odnośnik]22.03.19 19:50
Cieszyła się z tego. Z tego, że była. Że zjawiła się tutaj, mimo że jej samej musiało nie być całkowicie wygodnie w tym miesiącu ciąży z ciałem, które nie do końca słuchało jej tak, jak chciała. A jednak, mimo to, zjawiła się tutaj. Niczym starsza siostra, którą zawsze dla niej była. Jako którą od zawsze ją postrzegała. Wiedziała, że się martwi. Widziała to w spojrzeniu skryte w błękitnym kolorze oczu.
- Wiem, Wilde. - powiedziała spokojnie, skinając lekko głową. - Ale powtarzaj to co jakiś czas. - uniosła z wysiłkiem kącik ust ku górze, któremu pozwoliła już po chwili opaść na swoje wcześniejsze miejsce. Zaczęła mówić i mówiła spokojnie, próbując jednocześnie wszystko analizować. Prawie szeptała nie chcąc, by ktokolwiek był w stanie ją podsłuchać. Nie mogła powiedzieć jej wszystkiego. Nie mogła wyznać tego, co przeżyła na Próbie, ale ze wszystkim innym mogła się do niej zwrócić. Mogła jej to powiedzieć - wiedziała to.
Zamrugała kilka razy jakby zdziwiona jej słowami. Dumna? Zmarszczyła ostro brwi jakby nie potrafiąc zrozumieć dlaczego. Nie zrobiła nic, nic, co mogłaby ją napawać dumą. Ale Wilde mówiła dalej. A Tonks patrzyła na nią nadal marszcząc brwi. Miała ochotę westchnąć. To, co inni widocznie w niej dostrzegali, jej było ciężko dostrzec. To, co wymieniali jako jej zaletę było bardziej upierdliwą przywarą, które cicho szeptały, że bez nich. Bez nich on, mógłby dopuścić ją do siebie. Uśmiechnęła się lekko, szczerze i potwierdziła skinieniem głowy.
- Może też coś go wspomogło - albo ktoś. Ale nie wyglądał jakby miał ze sobą eliksir jakiś. Był cały prawie jak go matka natura stworzyła. - zaśmiała sie, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak zabawnym było zobaczyć prawie gołego Botta na środku lasu. - Ale chyba muszę go o to zapytać. To cholernie przydatne zaklęcie. - stwierdziła szczerze. Temat zszedł w stronę Łobuza i ponownie skinęła głową. - Chyba i tak miałam się do ciebie zwrócić. - uśmiechnęła się łagodnie. Nie wątpiła, że Eileen będzie znała sposób, by go choć odrobinę otworzyć. Uniosła dłoń i podrapała się po nosie. - Nie wiem. Nie powinnam. Za mną ciągnie się jedynie niebezpieczeństwo. - stwierdziła spokojnie, wiedząc, że mówi prawdę.
Krew upływała z niej powoli, sprawiając ze czuła się mocniej znużona. Gdy w końcu Wilde stwierdziła, że ma jej dostateczną ilość z trudem utrzymywała powieki w górze.
- Dziękuję, Eileen. - powiedziała łapiąc ją za rękę. - Idź i nie przejmuj się za bardzo. Zajmij się sobą w końcu. - poprosiła, patrząc jak kuzynka opuszcza szpital z całkiem pokaźną ilością jej krwi. Gdy wychodziła z sali, jej oczy mimowolnie przymknęły się, wrzucając ją w krainę sennych koszmarów.

| zt x2 :pwease:



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Duża sala - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]22.03.19 19:55
01 listopada 56'

Budząc się tego feralnego dnia nie przypuszczał, że znajdzie się w Mungu, a tym bardziej że minęło tyle czasu odkąd postanowił zmierzyć się z siłą anomalii, która dosłownie powaliła go na łopatki. Mulciber zabrał go tutaj zważywszy na odległość, a przede wszystkim czas kompletnie niedziałający na jego korzyść, bowiem tylko szybka pomoc uzdrowiciela mogła pozwolić mu stanąć na nogi – właściwie w ogóle przeżyć. Rozległe obrażenia zdawały się nie do odratowania, organy wewnętrzne dosłownie odmówiły swej pracy, jednak Shafiq sobie z nimi poradził i tym samym dał Macnairowi drugie życie. Był mu wdzięczny podobnie jak Ramseyowi.
Zalecono mu dodatkowe kilka dni rekonwalescencji, ale to nie było w jego stylu. Nie wyobrażał sobie kwitnąć w szpitalu, kiedy mógł spożytkować ten czas na coś sensowniejszego, owianego zdecydowanie większym pożytkiem. Anomalie czyhały i mimo ostatniej osobistej porażki – choć finalnie okazała się sukcesem – zamierzał ponownie stawić im czoła, by wypełnić polecenia Czarnego Pana bez względu na kolejną cenę, którą przyjdzie mu zapłacić.
Wychodząc nie spotkał nigdzie Zacharego, jednak jego wzrok przykuł ktoś inny. Wpierw nie chciało mu się wierzyć, że widzi tą osobę, winą za to obarczył swój stan, ale czym bardziej przyglądał się jej, tym trudniej szukać było wymówek. To była ona, Justine Tonks, a jej stan – nad czym nader nie ubolewał – wskazywał na rozległe rany. Tamtego dnia nie zamierzał wdawać się z nią w dyskusje, był jeszcze zbyt słaby i poddenerwowany całą sytuacją, dlatego opuściwszy szpital obiecał sobie, że gdy tylko załatwi pewne sprawy to do niego powróci.
Tak też się stało.
Wchodząc na długi korytarz przesunął dłonią wzdłuż bujnej brody. Ta rzecz jasna nie należała do niego, podobnie jak włosy i większa ilość kilogramów, jednak uznał że przybranie innych rys będzie zdecydowanie rozsądniejsze niżeli paradowanie we własnej skórze. Wiedział, że mogli przy niej czuwać Zakonnicy, a walka w tym miejscu i to jeszcze z możliwą przewagą, była szczytem głupoty.
Zaglądnąwszy do sali upewnił się, iż była sama, więc przekroczył progi pomieszczenia zmierzając pewnym krokiem w kierunku jej łóżka. Zatrzymując się przy odpowiednim skupił na niej wzrok; wyglądała mizernie, mógłby przysiąc, że jeszcze gorzej niżeli on kilka dni temu. Właściwie od razu zwrócił uwagę na zapadniętą pierzynę w okolicy kolana – leżała tak niefortunnie, czy czegoś jednak jej brakowało? -Jak się panienka czuje?- spytał wpierw zamierzając nieco się pobawić. To było całkiem zabawne, jak los potrafił płatać figle.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Duża sala [odnośnik]17.06.19 13:28
Minuty i godziny zlewały się i rozciągłe niemiłosiernie. Chciała już stąd wyjść. Nie o własnych nogach - jednej nadal jej brakowało. Ale o jednej nodze i protezie była już w stanie. Pochodziła na zwykłej, drewnianej i nauczyła się już na niej chodzić. Jednak nacisk kikuta na protezę nadal przynosił dyskomfort. Musiała się do niej przyzwyczaić. Dlatego starała się w niej chodzić możliwe jak najdłużej. Zawsze pod bacznym spojrzeniem Connora, który zabierał protezę ze sobą, gdy decydowała, że więcej nie będzie już chodzić. Ten precedens trwał od kilku dni. I mimo, że nawet raz nie spróbowała od pierwszego haustu świadomości, to znajomi jej uzdrowiciele nadal patrzyli na nią podejrzliwie gdy chodziła o własnych siłach sądząc, że zaraz rzuci się do wyjścia.
I skłamałaby gdyby powiedziała, że nie przeszło jej to przez myśl. Przeszło i nie raz, zwłaszcza, gdy godziny w łóżku rozwlekały się niemiłosiernie. Ale teraz była już inna, starała się hamować pierwsze odruchy. Teraz odpowiadała już nie tylko za siebie, ale i ludzi, którzy stali pod nią. Wyjście stąd, póki nie odzyskała sprawności i sił mijało się z celem - a te wracały jej z każdym dniem. Choć wiedziała, że rehabilitacja i dojście do siebie jeszcze zajmą. Miała na szczęście książki, które Skamander zgodnie z jej wolą wybrał i przysłał kilkoma partiami przy pomocy Barona i Filozofa. Pokaźny stosik stał obok jej łóżka nie pozostawiając właściwie miejsca na nic więcej.
Najmocniej jednak doskwierał jej brak różdżki. Obawiała się jej braku. Obawiała się, zwłaszcza, że bez niej i bez nogi była właściwie bezsilna. Myśli wracały do pojedynku. Może rzeczywiście nie doceniła Rookood - albo przeceniła właśne możliwości. Ale widziała jak coś wypija, i choć Wilde mówiła, że Felix mógł być jedynie bujdą, to skłaniała się ku specyfikowi podobnemu do niego. Czemu wszystko jej wyszło? Czemu tylko jej? Czemu jej umysł należał nadal tylko do niej? Gdyby była tak potężna jak wskazywały na to z sukcesem i celnością rzucane czary, teraz nadal pozostawałyby pod jej kontrolą. Lustrowała właśnie strukturę magii - czyli krótką rozprawkę o jej funkcjonowaniu w organizmie, krótką bo zawartą jedynie na trzystu stolicach, gdy dostrzegła kątem oka sylwetkę która przystanęła przy jej łóżku. Pytanie zawisło nad nią, a głos zdawał się jakby znajomy. Nie zmarszczyła jednak brwi, nie przerwała też czytania.
- Dokładnie tak, jak wyglądam. - odpowiedziała spokojnie błękitnymi źrenicami śledząc kolejne zdanie. W końcu trafiła na coś, co mogło jej pomóc zrozumieć metodę funkcjonowania i gromadzenia magii a także odpowiedniego ich kumulowania i ukierunkowania. Dzięki temu mogłaby nauczyć się magii bezróżdżkowej. - Mogę w czymś pomóc? - zapytała, przykładając wskazujący palec do jednego ze zdań i unosząc w końcu powieki na mężczyznę którego - zdawało jej się - nigdy wcześniej nie widziała. Ale coś w jego oczach, jakby iskra, zdawało się brzmieć równie znajomo co głos.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Duża sala - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]07.07.19 15:12
-Cóż się panience stało?- spytał z zainteresowaniem, które wcale nie było udawane, bowiem zastanawiał się nad powodem jej obecności w owym miejscu. Bawiła się w kotka i myszkę z anomalią? Ktoś w końcu postanowił odegrać się za jej zgryźliwości? Nie było innej możliwości, gdyż na pierwszy rzut oka psychicznie – oczywiście na swój sposób – brzmiała całkiem normalnie, czego dowodziła też trzymana przez nią książka. Lubiła czytać, wiedział o tym, w końcu to właśnie podczas codziennej literatury przyszło im porozmawiać sam na sam po raz pierwszy. Czyżby był to znak kolejnej złośliwości losu?
-Nie wygląda panienka najgorzej w przeciwieństwie do innych pacjentów.- w ostatniej chwili pohamował złośliwy uśmiech, który zapewne w jednej chwili zdradziłby jego prawdziwą tożsamość. Doskonale wiedziała, że wszelką ironię podpierał ową mimiką – znała go nie od dziś, dlatego jeśli zamierzał ciągnąć ów gierkę to musiał zdecydowanie bardziej uważać.
Zaciskając dłonie na stelażu łóżka przeniósł wzrok na stos książek. Zdawał sobie sprawę, że nie była tu od dziś, jednak pokaźna ilość wskazywała na to, że miała jeszcze sporo czasu pozostać. Wciąż nie wiedział co się wydarzyło i jaka była przyczyna jej obecności, dlatego po raz kolejny powędrował spojrzeniem na pierzynę. Czy to było możliwe? Naprawdę ktoś wpadł na tak genialny pomysł i uciął jej nogę? Nie można było od razu głowy, albo wiodącej ręki? Ta sama robota, a ile problemów mniej – mając gębę wciąż mogła paplać, a dłoń czarować. Z dwojga złego i tak oprawcy należał się kufel dobrego Portera Starego Sue.
-A w czym panienka jest w stanie? Raczej mi wypada zapytać, czy czegoś panienka nie potrzebuje.- skinął wolno głową po czym przeniósł spojrzenie na jej tęczówki. Nawet przez moment nie zastanowił się, skąd wzięła się tak silna obojętność wobec jej losu, zdrowia i życia. Czyżby ostatnie ich spotkanie tylko podsyciło pragnienie zadania ostatniego ciosu? Miał idealną ku temu okazję, nie widział nigdzie różdżki – była bezbronna. Skłamałby sam przed sobą, gdyby uznał, że nie miał na to ochoty, że nie przyszło mu to do głowy.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Duża sala [odnośnik]07.07.19 18:45
To jak przeczucie, że zdarzy się coś złego. Albo swoistego rodzaju deja vu. Właśnie tak się czuła, patrząc do góry na mężczyznę, który znajdował się nad nią. Ale… nie widziała go nigdy wcześniej.
- Potknęłam się. - odpowiedziała spokojnie. Opuszczając głowę, wraz ze spojrzeniem na zaznaczone palcem zdanie. Nie po to by je przeczytać. Twarz skierowana na książkę miała pozwolić jej zbadać kątem oka otoczenie. Ale wyniki tego zabiegu nie przyniosły dobrych informacji. Była sama. Uniosła znów lekko głowę na kolejne słowa, przesuwając palec niżej, na kropkę postawioną na kolejnym zdaniu. Zmarszczyła lekko brwi, a usta zasznurowała patrząc na mężczyznę o okazałej brodzie. Nie widziała go wcześniej, była niemal pewna, że tak. Ale coś… coś było nie takie. Nie skomentowała jednak słów, które powiedział obserwując jak zerka na stos książek, które leżały obok niej. Sama sala zdawała się przeraźliwie cicha. A wzrok mężczyzny znów zawisł na pierzynie, która układała się dziwacznie w miejscu w którym wcześniej miała nogę.
Brwi uniosły się same, na kolejne słowa. I podskoczyły znów gdy ich spojrzenia spotkały się. Widziała je już wcześniej. A może widziała jedynie podobne do tych. Uniosła lekko brodę.
- Za dużo tych panienek. - powiedziała na powrót marszcząc brwi. Zamknęła książkę z cichym, charakterystycznym dźwiękiem. Prawa dłoń powędrowała pod kołdrę, umyślnie, naśladując znajomy gest. Powtórzenia, czytała przecież o nich. Czasem są wynikiem nabytych przyzwyczajeń, czasem należą do slangu, ale są też dobrym sposobem maskowania - jeśli są umiejętni użyte. A ona nie była panienką. Bliżej jej było do starej panny. Jej rozmówca nawet raz nie zerknął w kierunku jej dłoni, chyba że tego nie zauważyła. Ale już to stawiało wijący się znak. - Jak się nazywasz? Co tu robisz? Czego chcesz? - zadała trzy krótkie, wnikliwe pytania. Brendan pewnie byłby dumy, chociaż nie z tego, że nie zastanowiła się nad tym. Nie nad pytaniami, nie nad analizą miejsca, ale nad możliwością która nie przyszła jej do głowy. Nie ufała już nikomu, nie ufała też niczemu. Zwłaszcza obcym. Cholerny Connor choć raz, mógłby się pojawić całkowicie nieproszony. Lewa dłoń spoczywała na książce, w tej chwili opasłe tomiszcze mogło okazać się jedyną formą jej broni. Ale przecież radziła sobie już bez różdżki, bez magii. Pokonała pieprzoną zbroję przy użyciu deski. Tylko zbroja... zbroja nie była w stanie przystawić jej różdżki do gardła.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Duża sala - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]29.07.19 19:12
Na słowa, że upadła o mało nie parsknął śmiechem. Tylko siła woli i pragnienie poznęcania się nad dziewczyną sprawiły, iż wciąż jego twarz zachowywała kamienny – choć możliwie sympatyczny – wyraz. Nierzadko przychodziło mu wykorzystywać swój dar do rozmów z innymi ludźmi, dlatego nie był laikiem w grze pozorów. -Chyba musiało boleć, panienkę.- rzucił kładąc nacisk na ostatnie słowo, po czym okrążył łóżko i bez żadnych kurtuazji usiadł na pierzynie w miejscu, w którym powinna mieć nogę. Znalazł już kolejny pozytyw tego, iż takowej nie posiadała – nie musiał cisnąć się na brzegu.
Obserwował ją uważnie, badał wszelkie zmiany mimiki i starał przedrzeć się przez usilnie skrywane emocje, choć nie było to najprostszym zadaniem. Wbrew pozorom Tonks potrafiła grać, była w końcu metamorfomagiem, a umiejętność wykorzystywania ów daru wiązała się przede wszystkim ze zdolnością maskowania własnych uczuć i mimowolnych gestów. -Uwłacza panience jak używam tego słowa?- spytał z udawanym przejęciem, po czym powędrował wzrokiem w kierunku jej dłoni, która zwinne wpełzła pod kołdrę. Czyżby tam miała skrytą swą broń? Nieszczególnie by go to zdziwiło; była cwana i zapobiegawcza, więc z pewnością przygotowała coś na nieproszonych gości, a on z pewnością zaliczał się do ów grupy.
-Tyle pytań na raz. Śpieszy się panience gdzieś?- zapytał zerkając na jej twarz. -Raczej panienka za szybko nie ucieknie.- dodał właściwie od razu już swoim przesiąkniętym ironią tonem i pozwolił wargom wygiąć się w kpiącym wyrazie. Nie potrzebował już maski, choć ją zachował, a dłonią powędrował do wewnętrznej kieszeni szaty, by jasno jej pokazać, że nie przyszedł tutaj bez wężowego drewna. -Nie radzę kwiatuszku.- pokręcił wyraźnie głową i po chwili wolną dłonią wysunął piersiówkę, z której upił łyk ognistej. -Kim jesteś, co tutaj robisz, w jakim celu.- wywrócił teatralnie oczami. -Tyle pytań tak mało odpowiedzi.- mruknął pod nosem przenosząc wzrok na jej twarz. -Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz, pokibicować Ci trochę, napić się whisky. Czy owa odpowiedź spełnia twe oczekiwania?- rzucił kąśliwie, a następnie oparł się plecami o metalowy stelaż kozetki i wyciągnął nogi przed siebie – o wiele wygodniej. -Ostatni raz jak byłem z Tobą w łóżku byłaś nieco bardziej roznegliżowana i w zdecydowanie lepszym humorze. Brak mej osoby Ci nie służy.- zaśmiał się pod nosem ponownie wypełniając usta trunkiem.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Duża sala [odnośnik]29.07.19 21:03
Uważnie spojrzenie śledziło uważnie każdy kolejny ruch, każdy gest, drgnięcie na twarzy człowieka, którego nie znała. Człowieka, który postanowił do niej podejść, by poprowadzić niby niezobowiązującą dyskusję. I może wcześniej kilka miesięcy temu nie widziałaby w tym nic dziwnego. Podjęłaby się rozmowy z szczerym sercem i brakiem wątpliwości. A teraz. Teraz była inna i czasy również do innych należały. Czas wcześniejszej naiwności już dawno się skończył. Nie mogła sobie na nią już pozwolić. Obserwowała jak obchodzi łóżko nie odrywając od niego spojrzenia nawet na ułamek sekundy. A gdy zrozumiała co zamierza zrobić nie ruszyła się, pilnując by żaden mięsień na jej twarzy nie drgnął. To nie był przypadek. Zapaść w jej pierzynie była widoczna, ale obcy człowiek nie wykonałby takiego gestu. Więc ten, którego twarzy nie znała nie mógł być obcym. Nie mógł też być przyjacielem. Przyjaciel nie przychodziłby do niej pod inną twarzą. Prowadziła walkę i pojęła to szybko już w momencie, gdy pozornie obcy mężczyzna zainteresował się jej stanem.
- Nie, łaskotało. - odpowiedziała a ostrze błękitu wbijało się teraz w sylwetkę która zasiadała na miejscu w którym znajdować powinna się jej noga. Nie miała jej, nie była w stanie nic z tym zrobić. Udawanie, że jest inaczej mijało się z celem. Ale drugie, miało go już więcej. Dłoń wsunęła się pod kołdrę, maskując ruch chwytania za różdżkę. O to rozbijało się wszystko, o grę. Na kolejne z pytań nie odpowiedziała, mierząc jedynie nieznajomego spojrzeniem, próbując doszukać się podobieństw, albo informacji, które powiedziałby jej cokolwiek. Milczała, gdy mówił dalej, ignorując kolejne pytanie. Nie zerknęła w kierunku drzwi, by zbadać, jak są daleko. W jej obecnym stanie znajdowały się za daleko. W obecnym stanie i bez różdżki. Myślała dalej, gorączkowo gdy błękitne spojrzenie wpatrywało się w rozmówcę. I gdy padło kolejne zdanie, a jej uszu dotknęła ironia wszystko wskoczyło na miejsce. Nabrało sensu. Uniosła lekko prawą brew. Skąd wiedział, że znajdowała się w Mugnu? Skąd wiedział, gdzie jej szukać. Ciało zlało się chłodem, gdy przez jej myśli przemknęła wizja kuzynki. Powędrowała wzrokiem za jego gestem, który jasno znaczył się klarownym przekazem.
Patrzyła na piersiówkę, którą unosił do ust. Milczała, gdy mówił dalej, gdy wymawiał wypowiedziane przez nią pytania. Zasznurowała usta, gdy postanowił na nie odpowiedzieć. Ostatni komentarz wlał w jej spojrzenie złość.
- Wynoś się. - powiedziała jedynie, spokojnie i cicho. Nic więcej, poza dwoma słowami nie wypadło z jej ust. Lewa dłoń nadal znajdowała się na opasłym tomie, który trzymała na nogach. Ostatnie słowa Blake’a potwierdziły to, co podejrzewała już wcześniej. Nie drgnęła. Pozwalając by głowa podsuwała jej kolejne możliwości i rozwiązania. Burzowy błękit pozostawał w nim utkwiony.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Duża sala - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]29.07.19 22:13
Cała Tonks – mógł spodziewać się, że przywita go zastygniętą, grobową miną i kąśliwymi uwagami, które jeszcze chwilę wcześniej mogłyby wydawać się, dla postronnej osoby, co najmniej nieuprzejme. Rzecz jasna ignorował to, a w zasadzie jej złość wprawiała go w jeszcze lepszy nastrój, dlatego wcale nie zamierzał czegokolwiek zmieniać. Gorzej jeśli rozdrażni ją do takiego stopnia, że faktycznie sięgnie po różdżkę – wtem z pewnością postawią cały szpital na nogi.
-Tak Cię ktoś drapał, że aż odpadła?- uniósł brew w zainteresowaniu, a jego wargi wygięły się w kpiącym wyrazie. Faktycznie był ciekaw kto doprowadził ją do takiego stanu – postawiłby mu z chęcią kolejkę. Może to jednak kwestia nieudanej próby skorzystania z daru? Może w końcu przyszło jej zrozumieć, iż owe geny winni mieć tylko prawdziwi czarodzieje? Ostrzegał ją, wielokrotnie powtarzał, że przyjdzie czas, w którym szlamom utnie się te złodziejskie rączki, byle tylko więcej nie sięgały po to, co im się nie należało. Nie słuchała, wielka szkoda.
Upił kolejnego łyka ognistej, gdy tak bacznie przyglądała mu się trwoniąc kolejne sekundy na zbędne milczenie. Zawsze tak traktowała gości? Nie to że bez nogi to i bez manier. -Też się cieszę, że Cię widzę. Skoro już jesteś w tym paskudnym Mungu to uznałem, że przyda Ci się towarzystwo.- ściągnął brwi spoglądając w jej kierunku, a na twarzy ponownie zagościł szelmowski uśmiech.
-Wiem.- rzucił jakoby właśnie przyszło mu coś odkryć. -Wiedziałem, że o czymś zapomniałem. Idiota ze mnie, kultury za knut.- dodał teatralnie poruszonym tonem, po czym odłożył na bok piersiówkę i zacisnął palce na wężowym drewnie poruszając nieznacznie nadgarstkiem. Orchideus- wypowiedział w myślach i już po chwili spod jego szaty wyłonił się mały bukiet kwiatów. Wyciągnąwszy go wolną ręką skierował w jej stronę. -Zawsze przecież przynosi się świeże umierającemu. Myślisz, że tylko po to, aby zabić ten smród, czy jak?- udał zafascynowanego tematem, choć w gruncie rzeczy miał to kompletnie gdzieś. Niejednokrotnie przyszło mu obserwować śmierć, ale nigdy nie była to osoba, na której w jakikolwiek sposób mu zależało – właściwie czy po tym wszystkim co ostatnio się wydarzyło mógł jeszcze czuć coś podobnego wobec kogokolwiek? Wątpliwe.
-To skoro kurtuazje mamy już za sobą może w końcu powiesz, co tam słychać?- spytał ponownie chwytając metalowy pojemnik wypełniony alkoholem. Upijając łyka nie spuszczał z niej wzroku, bowiem mimo całkiem niezłej zabawy wiedział, że w każdej chwili mogła potraktować go zaklęciem. -Tak jesteś zabiegana, że nie wiesz od czego zacząć?- ponaglił ją licząc, że wydusi z siebie choć jedno pełne zdanie.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Duża sala [odnośnik]29.07.19 22:32
Skąd wiedział, że znajdowała się właśnie tutaj? Nie miała zielonego pojęcia. Możliwe że kpił z niej - jak czynił to wcześniej wielokrotnie, zadając pytania, na które już znał odpowiedź. Ale wtedy wiedziałby też, że dłoń pod kołdrą zaciska na pustym powietrzu. Lewa dłoń nadal zaciskała się na grzbiecie opasłego tomu. Miała nadzieję, że nie będzie musiała go używać. Ale nie mogła mieć co do tego pewności. Cóż, liczyła też po cichu, że jeśli już do tego dojdzie Skamander nie będzie zły o zniszczone mienie. Jasne błękitne spojrzenie nie schodziło z jego twarzy. Oczy zmrużyły się odrobinę mocniej. Był z nimi. Należał do nich. Tak samo jak Rookwood. Ich nazwiska padły z ust mężczyzny z którym widziała się jakiś czas temu. Nie kłamał, nie mógł. Do mówienia prawdy zmuszał go eliksir.
Pytanie które wypadło z jego ust przemilczała, wpatrując się w niego uparcie z kamiennym i chłodnym wyrazem twarzy. Nie mógł zwyczajnie zapytać, tylko próbował zostać w roli, która wydawała mu się taką zabawną. Prychnęła lekko, jak rozjuszona kotka na jego kolejne słowa nadal się ledwie nie poruszając. Napięta prawa dłoń zaciskała się w pięść pod pierzyną. Kolejne wypowiedziane przez niego słowa uniosły jej jedną brew ku górze. Cofnęła lekko pracy wstrzymując oddech, zimny chłód oblał jej plecy. Jeśli postanowi ją zaatakować, nie będzie miała jak się bronić. Ani dokąd uciec. Zerknęła kątem oka w kierunku drzwi wejściowych gdy spoglądał na coś, co wyciągnął spod szaty. Jej serce przeszył zimny dreszcz. Poppy. Poppy pisała, że ją odwiedzi. Oby nie postanowiła zrobić tego właśnie teraz. Gdy znów na nią spojrzał wpatrywała się w niego niezmiennie, tak, jakby nawet na chwilę nie odwróciła wzroku.
Kwiaty. Druga z brwi powędrowała ku górze, wzrok prześlizgnął się po nich, a później powrócił do niego. Nie pochyliła się po nie. Nie poruszyła. Spojrzała jeszcze raz na nie.
- Zanieś je więc Rookwood. - wypowiedziała w końcu przecinając ciszę. - I pozdrów ode mnie. - pełen ciepła uśmiech zagościł na jej twarzy obejmując jednak jedynie usta. Wydęła wargi na kilka krótkich chwil jakby się nad czymś zastanawiając. Brwi zmarszczyły się na krótką chwilę a głową przekrzywiła w prawo. - Oh i może dobrą radę od przyjaciółki. - słowo podkreśliła owijając je słodyczą wydobywającą się z głosu. - Niech nie zapomina z domu swojego nowego ulubionego trunku. - uśmiech zszedł z twarzy. Na kilka chwil przykrył zmęczenie i sińce znajdujące się pod oczami. - A teraz się wynoś. Uzyskałeś odpowiedź na pytanie, które cię nurtowało. - zakończyła jasno dając do zrozumienia, że nie zamierza wchodzić z nim w dyskusje. Już nie. Próbowała wcześniej. Teraz było już na to za późno.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Duża sala - Page 7 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Duża sala [odnośnik]16.08.19 23:25
Nie wiedziała i nigdy nie przyjdzie jej ów informacji zdobyć. Zachary był jego sojusznikiem, osobą lojalną słusznej sprawie, więc nigdy nie zdradziłby faktu, a tym bardziej powodu obecności szatyna w Mungu. Fakt, że ją spostrzegł owiany był tylko i wyłącznie niezwykle miłym przypadkiem, bowiem choć raz szczęście uśmiechnęło się do niego, nie jej.
Przyczyna pobytu dziewczyny była mu nieznana. Nie miał jeszcze okazji spotkać Sigrun, która zapewne nie pohamowałaby się przed przekazaniem mu tej jakże radosnej nowiny. Gorycz pozostała jedynie w tym, że Tonks wciąż żyła, ale szybko mogło się to zmienić. Czyż nie? -Rookwood? Któż to?- uniósł brew lustrując ją wzrokiem znad trzymanej piersiówki. Rzecz jasna doskonale wiedział o kim mowa, lecz nie zamierzał się z tym jakoś szczególnie obnosić. Zastanowiło go jednak skąd wysunęła taki wniosek – widziała ich gdzieś wspólnie? Usłyszała o owej znajomości? Od kogo? Było to dość dziwne, bowiem w końcu doskonale wiedziała, iż niedawno powrócił do Londynu, a będąc na wschodzie nie utrzymywał wielu kontaktów. Podsycona ironią, pewność w jej głosie zmusiła go do pochylenia się nad ową kwestią; nic nie brało się znikąd, a wcześniej ani razu nie przyszło im na temat Sigrun rozmawiać. Mulciber nie wspominał, że padło jej nazwisko na spotkaniu Zakonu Feniksa, więc wówczas ów informacji uzyskać nie mogła. -Ładna jakaś? Warto się zakręcić?- dodał wyginając wargi w ironicznym wyrazie, po czym po raz kolejny upił ognistej. Całe szczęście, że zdążył uzupełnić cały pojemnik, ponieważ nawet cholernej sekundy nie wytrzymałby w jej towarzystwie na trzeźwo.
Obserwował uważnie wachlarz fałszywych emocji ukazujących się na jej twarzy. Miał ją pozdrowić? Czyli musiały się spotkać, musiały mieć coś ze sobą wspólnego w ciągu ostatniego miesiąca. Skrzyżowały różdżki? Teza, że to dziewczyna była powodem wizyty Tonks w szpitalu nabierała coraz większego sensu, choć nie rozumiał jakim cudem udało jej się w takim stanie przeżyć. Znał Rookwood, widział jej poczynania i z pewnością nie były one ukierunkowane na połowiczny sukces; coś lub ktoś musiał pokrzyżować jej plany. Kolejne pytanie jakie zrodziło się w jego głowie dotyczyło już jej samej – była wciąż w jednym kawałku skoro nie zwieńczyła swego dzieła? Nie widział jej od kilkunastu dni, nie miał też żadnych wieści, a pycha szlamy nie napawała optymizmem. Może ta wyniosłość była umotywowana faktem, że jego sojusznik nie wyszedł z tamtej sytuacji obronną ręką? Odrzucił jednak od siebie te myśli, nie chciał po sobie pokazywać, że w ogóle nad czymś przyszło mu zastanowić się.
-Zaczynam być zazdrosny. Podaje ci ukradkiem amortencję, że nie przestajesz o niej mówić?- uniósł brew pytająco, skupiając wzrok na jej twarzy, która nie wyrażała sobą już tyle radości co wcześniej. -Myślę, że nigdzie Ci się nie spieszy, więc dlaczego chcesz się mnie pozbyć? Pamiętam jak kręciłaś nosem, iż nigdy mnie nie ma, zatem postanowiłem naprawić swój błąd.- rzucił ironicznie w chwili, gdy jednoznacznie nakazała mu opuścić pomieszczenie. Cóż najwyraźniej naiwnie wierzyła, iż faktycznie to zrobi.
Dźwignąwszy się z kozetki położył bukiet kwiatów na stojącej obok szafce, a następnie powrócił do wcześniejszej pozycji.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Duża sala
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach