Wydarzenia


Ekipa forum
Taras widokowy
AutorWiadomość
Taras widokowy [odnośnik]22.04.18 15:10

Taras widokowy


Z tarasu rozciąga się malowniczy widok na pobliskie klify oraz morze, dlatego jest on doskonałym miejscem wypoczynku; swoje kroki często kierują tu członkowie rodziny uzdolnieni w sztuce malarstwa. Na kamiennych balustradach umieszczono donice z kwiatami, gdzieniegdzie ustawiono ławki, lecz darowano sobie jakikolwiek przepych, gdyż to właśnie względna surowość najlepiej oddaje charakter tego miejsca. Gdy morze jest niespokojne, fale rozbijają się o kamienne schody prowadzące prosto do wody; najwięksi szczęśliwcy mieli na nich niejedną okazję do rozmowy z syreną lub trytonem, o ile oczywiście posiedli umiejętność porozumiewania się w ich języku.

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Taras widokowy Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Taras widokowy [odnośnik]23.05.18 20:54
1 sierpnia, po Festiwalu

Nie pamiętał, by kiedykolwiek przebywał w posiadłości należącej do rodu Lestrange w wieku, który pozwoliłby mu ów wizytę zapamiętać. Polityka między dwoma rodzinami nigdy nie szła ze sobą w parze, lecz nic nie trwało wiecznie, a nadchodzący konflikt spowodował delikatne złagodzenie stosunków, wychodząc z boleśnie negatywnego ku neutralności. Być może następny krok miał ich zbliżyć jeszcze bardziej niż ktokolwiek z niewtajemniczonych członków familii mógłby przypuszczać. Oczywiście, że nie równało się to z dozgonną miłością najmniejszego z wielkich, lecz związany sojusz miał się ziścić, ugruntować i zacisnąć tak, by nikt nie był w stanie go rozerwać. Tak wiele wydarzyło się odkąd ostatnio przebywał na Wyspie Wight, że niemalże zapomniał, że smocza wyprawa miała miejsce zaledwie trzy miesiące wcześniej. Dziewięćdziesiąt dni temu nie podejrzewałby, że przyjdzie mu znów pojawić się na terenie bujnej roślinności i pięknych plaż okolonych delikatnymi wodami Kanału La Manche. Z uwagi na niepokojące doniesienie dotyczące podróżowania kominkami rodzina Yaxley zdecydowała się na tradycyjną podróż, podczas której trwania miało dojść do symbolicznego przejechania kraju i rozmowy dotyczącej tego, co będzie działo się na miejscu. Morgoth jednak nie potrzebował rad, a rodzice doskonale o tym wiedzieli - przepływając cieśninę Solent, wciąż milczał, wpatrując się w rozciągającą się na horyzoncie wyspę i jej brzegi. Czekały na niego z cichym wołaniem, a wody dokoła zdawały się potwierdzać, że nigdy do nich nie należał. To prawda. Wolał drzewa, mgłę, spokój, dzikość nieujarzmionej przyrody, w której mógł zniknąć, a tutaj wszystko było odkryte i wystarczyło zrobić krok, by skupić na sobie wzrok całego świata. Dlatego pewną ulgą było znalezienie się na stałym lądzie, a piasek skrzypiał pod butami, informując, że do celu coraz bliżej. Opiekun smoków obserwował francuskich służących, którzy byli odpowiedzialni za zadbanie o przybyłych gości - milczeli niespytani, odpowiadali, gdy było trzeba i wiosłowali w milczeniu. Teraz część z nich poprowadziła trójkę przedstawicieli rodu sprawującego pieczę nad Cambridgeshire wprost ku posiadłości. I chociaż Morgoth nie mógł nigdy powiedzieć, by czuł wątpliwości w sprawie, którą kierował jego ojciec, ten jeden jedyny raz je posiadał. Wcale nie chodziło o wybór, którego dokonał. Młodszy Yaxley nie chciał sprawić zawodu - nie sobie, nie rodzicom. Podniósł spojrzenie na jedno z okien wspaniałego przybytku jakby miał tam odnaleźć odpowiedź na męczące o pytania, lecz nic takiego się nie stało. Możliwe, że gdyby odczekał chwilę to coś by się zmieniło, ale nikt nie pozwolił im trwać w miejscu, wpuszczając wpierw lorda i lady Yaxley do sieni. Za nimi wolnym krokiem szedł on. Gdy wszedł, z miejsca poczuł odmienny zapach morskiej bryzy, który pochłonął nie tylko okoliczne tereny, ale wdarł się i zadomowił się w najmniejszym jego skrawku. Poczuł się nieswojo z uwagi na to, że wkrótce te odmienne krajobrazy, aromaty miały zostać zastąpione czymś zupełnie innym, a on przyszedł, by je odebrać komuś kto na to nie zasługiwał. Zaraz jednak musiał skupić swoją uwagę na lordzie Lestrange, który wraz ze stuletnim nestorem, lordem Percivalem, oczekiwali przybycia upragnionych gości. Widział ich uśmiechy i słyszał gratulacje, odpowiadając jedynie grzecznościowymi formułkami, zmuszając się, by kąciki ust delikatnie uniosły się w górę. Gdy jego ojciec spytał, gdzie ich potomek, oznajmili, że już wkrótce się pojawi, a póki co chętnie zapraszają do salonu, gdzie omówią dokładnie szczegóły. Jeszcze raz, ale nikt nie zaprzeczał. Matka ułożyła dłoń na policzku syna i uśmiechnęła się delikatnie, chcąc dodać mu otuchy, bo tutaj musieli się rozdzielić. Dorośli przeszli dalej, zostawiając go samego, chociaż wyczuwał na sobie ich spojrzenia dłuższą chwilę. Nie chciał, by to wszystko spadło na nią zbyt gwałtownie - chociaż tyle mógł dla niej zrobić, by ten jeden krótki moment wyjawiający prawdę należał jedynie do nich samych. On również nie pragnął widowni jak to zdarzało się przy oświadczynach innych szlachciców i domyślał się, że ona również, choć przyzwyczajała się do występowania przed tłumami. Poprosił jedną ze służek, by oznajmiła swojej pani, że lord Yaxley czeka na nią na tarasie i dopiero wtedy skierował się ku wyjściu na tylną część posiadłości. Nie mógł zaprzeczyć, że widok był cudowny, a idealna aura sprzyjała cichym planom, które już wkrótce miały zakończyć swoje istnienie w półcieniach i odtańczyć jawnie swój występ. Zszedł na sam dół, by móc poczuć dokładnie to, co czuła Marine, gdy stawała w tym miejscu i patrzyła za horyzont. O czym myślała? Czy to spotkanie miało być dla niej karą lub przekleństwem? Czy miał przekreślić jej ostatni wolny Festiwal Lata, skazując ją na niezadowolenie? Nie chciałby tego. Nie zniósłby tego, gdyby dostrzegł w jej oczach zawiedzenie. Wyczekując jej, wrócił wspomnieniami do chwili, w której dowiedział się, że to ona. Znajdowali się wtedy w gabinecie ojca, który był ogromnym pomieszczeniem, być może nawet największym, jaki można było oglądać w tej części Wielkiej Brytanii. Bo chociaż ukryty przed ludzkim spojrzeniem, ród Yaxleyów zawsze miał skłonności do perfekcjonizmu i podkreślania tego jak mocną rodziną byli. Nikt nie zamierzał minimalizować wydatków, gdzie następne pokolenia miały dostrzegać wagę swych przodków. Dzięki potędze i bogactwu mogli sobie pozwolić na wszystko, o czym marzyli, wliczając w to ogromną posiadłość, oddaloną od cywilizacji i skrytą nad jeziorem. Nic dziwnego również, że pan domu postanowił przejął największą z komnat w nowym Yaxley's Hall, która być może miała należeć do Morgotha, lecz póki co życzył swemu ojcu długiego życia. Bez niego ich ród miał wiele stracić. Dobrze pamiętał tamtą chwilę, gdy został doń wezwany. W gabinecie głównym źródłem światła było słońce, które wpadało przez dziewięć okien ułożonych na dwóch sąsiadujących ścianach wychodzących w stronę jeziora. Widok zawsze był niesamowity, jednak nie tylko to przykuwało uwagę. Pomieszczenie posiadało wiele tajnych przejść, które ciężko odnaleźć - już jako chłopiec Morgoth miał wiele samozaparcia, ciekawości i przede wszystkim czasu na ich odkrywanie. Do tego nie były to jedyne niespodzianki, jakie zostawili po sobie jego przodkowie. Tylko dwie osoby znały też sekret fresku nad paleniskiem. Jedna z nich stała właśnie przy kominku i wpatrywała się w skaczące po drwach ogniki, buchające od czasu do czasu większym płomieniem. Nie rozumiał, dlaczego do tej rozmowy został dołączony stryj Fortinbras, lecz nie zamierzał w tej kwestii dyskutować. Wraz z Beatrice przyszli dyskutować o przyszłości jedynego dziedzica, gdyż wszyscy pozostali bez żon i z samymi córkami. Od najmłodszych lat obserwowano go, by był idealnym członkiem tej rodziny, a on nie miał zamiaru ich zawodzić. Dziwiło go tylko jedno - dlaczego stryj nie wziął sobie po śmierci swej małżonki drugiej? Prawo i tradycja nie zabraniały ponownego związku, a wiele młodych kobiet z poważnych, związanych z nich pozytywnymi relacjami rodów szukało protektorów. Wiek mało kiedy wchodził w rachubę, gdy angażowało się relacje mariażów. Morgoth znał jednak swoją powinność i zamierzał się z niej wywiązać, chociaż brutalne Poślubisz ją. Postanowione. rozbrzmiewało w jego uszach niczym nieustający dzwon. On wiedział o niej. Ale czy ona wiedziała o nim?



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Taras widokowy [odnośnik]23.05.18 21:19
Zbieranie malin na Festiwalu Lata w Weymouth odwróciło jej uwagę tylko na chwilę; z momentem opuszczenia lasu i odebraniem gratulacji powrócił irracjonalny strach przed wieczorną kolacją. Powinna była przecież być na nią gotowa, skoro nigdy nie spodziewała się innego scenariusza – młode szlachcianki bardzo rzadko miały coś do powiedzenia w kwestii aranżowanych małżeństw, w które same zostawały wplątywane, dlatego Marine nigdy nawet nie łudziła się, że dostąpi zaszczytu choćby przedstawienia drobnej sugestii co do przyszłego małżonka. Kochała swoją rodzinę i wiedziała, że oni kochają ją, jednak tradycji musiało stać się zadość, a o koligacje rodowe mieli zadbać nestor i jej ojciec. Wiedziała, że moment zaręczyn wreszcie nastąpi, że nie pozwolą jej długo cieszyć się panieńskim stanem, dlatego sam fakt oddania jej ręki przyjęła bez szemrania i z godnością; to inne rzeczy kazały jej się niepokoić.
Nie mogła zrozumieć dlaczego ojciec trzymał to przed nią w tajemnicy do ostatniej chwili. Było jej przykro i czuła się zawiedziona jego postawą, bo nie musiał przecież konsultować z nią swojego wyboru, a jedynie oznajmić go jej choćby odrobinę wcześniej. Miała mniej niż dwanaście godzin, by pogodzić się z postawieniem jej przed faktem dokonanym, jednocześnie wymagano od niej zachowania wzorowej postawy na Festiwalu, a także nienagannych manier na zbliżającym się małym przyjęciu. Czy świat runąłby, gdyby uchylono jej rąbka tajemnicy nawet dwa dni wcześniej? Ojciec i nestor musieli mieć już swojego wymarzonego kandydata, skoro wybrali ją, osiemnastolatkę, a nie którąś ze starszych kuzynek. Powinna czuć się wyjątkowa i wyróżniona, a czuła się po prostu oszukana. Przerażało ją to, że nie miała najmniejszej nawet kontroli nad sytuacją, nie odnajdywała punktu zaczepienia, który pozwoliłby jej przeprowadzić szczegółową, chłodną analizę problemu – dopiero co skończyła szkołę i na dobrą sprawę ojciec widział ją na salonach w towarzystwie jednego zaledwie kawalera. Drżała na myśl, że mógłby wybrać właśnie jego i prosiła Morganę, by nie pozwoliła Theseusowi Lestrange uczynić swojej córki nieszczęśliwą. Ojciec łamał jej serce swoją postawą; dla niego te zaręczyny były doskonałym interesem, a otoczka świetną zabawą. Nie zdradził córce nawet imienia i nazwiska jej przyszłego męża, zostawiając wszystkie karty do odkrycia na organizowanej w posiadłości kolacji. Marine nienawidziła takich niespodzianek, bo przypominały jej sytuacje, w których rodzic obdarowywał ją kolejnymi okazami czarodziejskich stworzeń – uśmiechnięty, oczekujący jej reakcji lord Lestrange tym razem zdawał się zapominać, że chodziło o losy jego córki, a nie magicznego zwierzątka.
Po powrocie na Wyspę Wight pozostawały jej dwie godziny do spotkania się z przeznaczeniem; niemal natychmiast udała się do łaźni, nie chcąc nawet widzieć swojego ojca. Była pewna, że już nic by od niego nie wyciągnęła a jedynie dodatkowo się rozzłościła. Miała wielką nadzieję, ze ciepła kąpiel pozwoli jej się zrelaksować i choć na chwilę wyłączyć myślenie. Powinna zmienić nastawienie, powtarzała to sobie od momentu przekroczenia progu swoich komnat, lecz było to zadanie prawie niemożliwe do zrealizowania, wziąwszy pod uwagę jej zdenerwowanie. Kąpiel nie trwała więc długo, a po udaniu się do sypialni wezwała służącą, by ta pomogła się jej przyszykować. Wszystko było organizowane tak szybko, że Marine nie mogła liczyć na wsparcie żadnej ze swoich kuzynek, czy przyjaciółek – gdyby to zależało tylko od niej, w podskokach biegłaby już do Flaviena po radę, jednak drogiego kuzyna nie było w posiadłości, młoda dziewczyna była więc zdana na siebie. Widmo matki prześlizgnęło się w jej myślach niezauważone; nie mogła wspominać kogoś, kogo nawet nie znała, ani pogłębiać własnych żalów przypominaniem sobie, o półsieroctwie.
Nie mogła mieć swojego zdania nawet w kwestii stroju – zanim w ogóle poprosiła służącą, o przyniesienie kilku kreacji, ta wniosła już w swoich rękach suknię przygotowaną specjalnie na ten wieczór. I choć ta niemalże zapierała dech w piersiach, Marine poczuła tylko kolejne uczucie zawodu. Była niczym zamknięty w klatce ptak; cóż z tego, że klatka była pozłacana, skoro wciąż stanowiła dla niej więzienie? A ojciec doskonale bawił się oglądając, jak jego jedyne dziecko szamocze się, próbując nie tyle wyrwać się zza krat, co po prostu usiąść spokojnie na gałęzi.
Przymierzając ten ósmy cud świata, który wyszedł spod czarodziejskich igieł i nici Domu Mody Parkinson, młoda śpiewaczka spoglądała w lustro i uśmiechnęła się blado choć na moment; wyglądała naprawdę bez zarzutu, gotowa w przepięknej kreacji powalić na kolana każdego lorda, którego spotka w jadalni. Rodowe barwy przetkanie były mieniącymi się delikatnie kamyczkami, złote nici nadawały szyku, a cieniutka pelerynka, ostatni krzyk mody, była bardzo w stylu Marine. Dziewczyna odetchnęła; perspektywa przeżycia tej farsy w czymś, w czym dobrze się czuła, odrobinę poprawiła jej humor. Zasiadła więc na pufie przed toaletką i pozwoliła służącej skręcić swoje włosy w delikatne fale, by następnie założyć na niego skromny diadem w kształcie wianka; na jeden z nadgarstków założyła bransoletkę podarowaną przez dziadka, w uszy wpięła kolczyki po babce i spojrzała na swoje dziwne nagie palce – na jednym z nich już za niespełna godzinę błyszczeć miał obcy rodowy pierścień. Zrobiłaby naprawdę wiele, by jego oczko nie okazało się pomarańczowe.
Moja lady, masz gościa. Lord Yaxley oczekuje cię na tarasie widokowym.
Podniosła głowę na wchodzącą służącą i w odbiciu lustra posłała jej zdziwione spojrzenie. Czyżby coś odkrył i przybywał, by osobiście podzielić się zdobytą wiedzą? Kilka negatywnych myśli o zaręczynach natychmiast rozgoniła wizja spędzenia czasu z Morgothem, jednak panna Lestrange nie powinna była się łudzić. Będzie musiała go odesłać i stawić czoła temu wszystkiemu, co zaaranżował dla niej ojciec. Po zapytaniu o godzinę, zagryzła wargę – nieuchronnie zbliżał się moment rozpoczęcia kolacji, a Theseus prędzej wyrzekłby się magii, niż pozwolił córce przyprowadzić dodatkowego gościa, w dodatku kawalera. Westchnęła i wstała, postanawiając mieć na tyle taktu i godności, by osobiście poinformować lorda Yaxleya o zaistniałej sytuacji; informując służbę o tym, w jakim kierunku się udaje, ruszyła na dół doskonale znanym sobie skrótem.
Zanim w ogóle pojawiła się na tarasie, oczyma wyobraźni wyobraziła sobie bardzo naiwną scenę, w której Morgoth nie przyjmuje jej wytłumaczenia i stanowczo prosi… nie, żąda, by udała się wraz z nim, by ostatecznie rozwiązać zagadkę sennego połączenia. W swoim wyobrażeniu wcale mu nie odmawiała i to właśnie zaskakiwało ją najbardziej. Przyspieszyła więc kroku, nie chcąc utracić ani sekundy z i tak już skradzionego czasu, jaki mogła z nim spędzić. Lekko zdyszana pojawiła się w progu tarasowych drzwi i natychmiast ruszyła w stronę mężczyzny wypatrującego horyzont.
- Lordzie Yaxley – chwyciła w dłonie obfity materiał sukni, by lepiej schodziło jej się po schodkach prowadzących w morską toń; patrzyła tylko na niego, znając na pamięć każdy ustęp – Niezmiernie cieszą mnie lorda odwiedziny, lecz muszę przestrzec, iż nie jest to najlepsza pora – grymas na jej twarzy wyrażał szczery żal z powodu rychłego rozstania – Za chwilę muszę pojawić się w jadalni i niestety nie może mi lord towarzyszyć. Ja… - wychodzę za mążdziękuję za wszystko.
Zaskoczywszy tą wypowiedzią sama siebie, stanęła na tym samym schodku, co on i zadarła lekko głowę, by spojrzeć mu w oczy.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras widokowy 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Taras widokowy [odnośnik]23.05.18 21:25
Nigdy nie brał udziału w ustalaniu szczegółów połączenia dwóch rodów i czy nie było to pod względem ironiczne, że pierwszy raz dokonywał się w trakcie informowania go o jego własnym, nadchodzącym prędko narzeczeństwie. Nie spodobało mu się to, co usłyszał, lecz nie chodziło o samą treść, a jej podanie. Brzmiało szorstko i bezuczuciowo. Przedmiotowo zupełnie jakby właśnie wysłuchiwał dobijania targu na najlepszego konia w stajni. Była w tym pewna hipokryzja, bo wiedział, że jego ojciec nigdy nie miał być delikatny, a wypełnianie obowiązków nestora przychodziło mu naturalnie i bez zarzutów. Być może Morgoth nie odczułby tego tak bardzo, gdyby zaręczyny dotyczyły kogoś zupełnie mu obcego. Nie czułby takiej obawy przed tym, co miało się wydarzyć. Był gotowy na każde nazwisko, lecz to jedno, chociaż prawdopodobne w każdej innej dla niego sytuacji, zaskoczyło go. Lady Marine Lestrange zasługiwała na jego szacunek, którym ją darzył i spośród wolnych panien ze szlacheckich rodów, nie było lepszej kandydatki na żonę. Tego mógł być pewny i wciąż obstawałby przy swoim, gdyby ktoś sądził inaczej. Dlaczego więc zbiło go to z tropu? Odnajdywał ją jako całkiem przyjemną dla oka młodą arystokratkę, lecz podczas ich rzadkich spotkań nie pozwalał sobie na nic więcej, doskonale znając swoją powinność. Jak i jej. Dostrzegał w niej wszystkie zalety, które powinna mieć wstępująca na salony czarownica i chociaż powinna to być norma, brakło tych cnót innym przedstawicielkom znamienitych rodzin, które w swoim rozpieszczeniu i materializmie zapominały, że wpierw miały służyć, a dopiero potem zajmować się sobą. Ich lojalność pierwej oscylowała się wokół ojca, potem rodziny, nestora, aż w końcu męża. Dlatego ciosem byłoby kazanie mu poślubienie kogoś, kto nie spełniał tych podstawowych wymagań. Ufał jednak ojcu w tej kwestii, który nie widziałby przy jedynym synu nabzdyczonej panienki. Czemu więc ta decyzja sprawiła, że wrósł w ziemię? I chociaż powinno to działać na odwrót, nie mógł powstrzymać dziwnego napięcia, które zaczęło go ogarniać, gdy tylko stanął na kamiennym tarasie, myśląc nad zbliżającą się chwilą. Zastanawiał się już dłuższy czas, co byłoby najodpowiedniejsze, by zacząć temat między nim a lady Lestrange w taki sposób, by nie poczuła się urażona ani spłoszona. Zależało mu, by rozegrać to pod batutą właściwą tradycji, ale również i ich skomplikowanej znajomości. Znał wszak odpowiedzi na pytania, które krążyły wokół nich i nie dawały im spokoju od kilku miesięcy. Nie miały być one przyjemne, bo świadomość, że ktoś czaił się za plecami dwójki pozornie nie mających ze sobą nic wspólnego arystokratycznych dzieci, przerażała i szokowała. Tyle lat bez żadnej wiedzy i prawda wyjawiła się sama w najmniej spodziewanym momencie. Nie czuł się oszukany, bo skoro była to część planu znamienitszych od niego, niech i tak będzie. Lecz po co to wszystko? Czy nestorzy bali się dawnej waśni i dlatego zataili ów sekret? I czy list z wyjaśnieniami, który otrzymał jego ojciec od seniora Lestrange po śmierci poprzednika nie był jedynie utwierdzeniem w tym, że ten sojusz się liczył? Tak bardzo, że obłożono silnym zaklęciem wiążącym pozornie nieważny przedmiot? Przedmiot mający tak naprawdę potężne znaczenie. I chociaż widmo snów już dawno przeminęło, ciężko było zapomnieć o wydarzeniach składających się na ów pełną symboliki opowieść.
Która zaprowadziła go właśnie tutaj. Czy podejrzewałby chociaż odrobinę, że tak właśnie się stanie? Jeśli tak to zbyt głęboko, by dotarło to na powierzchnię; wytłumione i zepchnięte na daleki plan przez sprawy ostatnich miesięcy. Słysząc swój tytuł, odwrócił się twarzą do schodów i na chwilę lekko zakręciło mu się w głowie, dostrzegając postać zbliżającą się w jego kierunku z samego szczytu. Chociaż nie było to spowodowane widokiem dziewczyny, ale świadomością poruszającego się wraz z nią przeznaczenia. Zbliżało się nieuchronnie i nic nie miało tego zmienić. Jedynie od niego zależało jak zostanie przedstawione. Była młoda. Bardzo młoda. On również jeśli patrzyło się na standardowy wiek kawalera, który stawał przed małżeńską przysięgą, wiedząc, że aktualny status się zmieniał. Nawet Cyneric czy Lupus byli brani za jednych z młodszych narzeczonych, którzy stali się bądź dopiero mieli stać się mężami. Ale Morgoth wiedział, że równie dobrze mógł czekać albo zaufać ojcu odpowiednio prowadzącego syna ku dalszym etapom życia. I chociaż ich ścieżki pomiędzy Rycerzami już dawno się rozdzieliły, silna więź została. Jeśli więc Leon Vasilas nie powiedział mu od razu o zawartej lata temu umowie, musiał mieć powód.
Odpowiedział na powitanie zgodnie z tradycją, przez dłuższy moment nie mogąc za bardzo oderwać spojrzenia od nieprzypadkowej towarzyszki i zdając sobie sprawę, iż wcale nie musiał już odwracać wzroku, odczuł, ku swojemu zaskoczeniu, poczucie satysfakcji i przyjemności. Odczucia i wrażenia były jedynie pogłębiane przez powoli znikające za horyzontem słońce, którego ostatnie promienie łaskotały delikatnie jasny materiał, tworząc na jego powierzchni iście niebiański taniec. Słysząc jej słowa, przez moment nie rozumiał, o czym dokładnie mówiła, nie skupiając się na żadnej innej materii niż zaręczyny, lecz patrząc w jej twarz nie dostrzegał niczego, co wskazywałoby na jej wiedzę na ten temat. Pozwolił, by kąciki ust uniosły się nieco wyżej niż powinny, bo mimo że sytuacja była poważna, niewiedza i przypadkowość wkrótce miały stracić swój urok i równocześnie uchylić rąbka tajemnicy dotyczącego ich, zupełnie nielosowego, spotkania. Jej zawahanie mówiło wyraźnie, że nie to chciała powiedzieć, lecz nie zamierzał jej zamęczać. Jego twarz znów się wygładziła, pozostawiając oblicze, które wielu znało i przypisywało młodemu Yaxleyowi.
- To nie może czekać - odparł zdecydowanie, robiąc krok w jej stronę, lecz pozostawił między nimi jeszcze nieco miejsca, które wkrótce miało się zapełnić i zostać uznane za w pełni odpowiednie, niewychodzące poza ramy stosowności. To miało być nowe również dla niego, chociaż związanie się z drugą osobą było mu pisane przez urodzenie i był przyzwyczajany do tego od samego początku. Nie oznaczało to jednak, że dało się panować nad własnymi myślami czy uczuciami towarzyszącymi tym zmianom. I chociaż wciąż czuł niepewność pod względem tego jak miała zareagować na przyniesione przez niego wieści, panował w nim również i spokój. Jeszcze niepewny, jednak wkrótce miało się okazać czy przeważający. - Przyjechałem po to, by wyjaśnić połączenie między nami - zaczął, nie spuszczając spojrzenia z jej oczu, których dzikość i nieujarzmienie widział już wiele razy. Czy to we śnie, czy na jawie pozostawały dla niego otwarte i, nieważne jak bardzo by się starała, mógłby wyczytać z nich każdy jej najdrobniejszy sekret. Zerknął na chwilę na ułożone idealnie włosy, mając w pamięci rozwiane je na wietrze, gdy w tle słyszał jej śmiech. I chociaż teraz wyglądała pięknie, tak nigdy nic nie miało się równać z urwanym wspomnieniem z dawno minionego snu. Milczał dłuższy moment i dopiero wtedy zbliżył się jeszcze bardziej, by stanąć tuż przed młodą lady Lestrange i przyjrzeć się jej twarzy ponownie. - Marine - powiedział cicho i spokojnie, równocześnie odszukując jej dłoni, a na nadgarstku ozdoby tak dobrze im znanej. Nie spodziewałby się tego. Nigdy też nie słyszał o podobnej sytuacji, ale czy wydarzenia z ostatniego roku nie potwierdziły, że nigdy wcześniej nie oznaczały być może? Odetchnął. - Sześć lat temu rodzice kazali pewnemu chłopcu wybrać ozdobę, która miała mieć wielkie znaczenie w przyszłości. Nie powiedzieli dlaczego. Była to bransoletka, na którą nałożono czar mający połączyć dwunastoletnią wtedy dziewczynkę i tamtego chłopca. To nie twój dziadek ją wybrał - urwał na chwilę, czując jak lekko wstrzymał oddech. - Ja ją wybrałem - zamilkł, będąc gotowym na spojrzenie pełne niedowierzania, złości, a nawet nienawiści. Nie oznaczało to jednak że chciał je dostrzec, doskonale zdając sobie sprawę, że nic nie sprawiłoby mu większej przykrości niż patrzenie na nią w takim stanie. Prawda mogła zaboleć, domyślał się, że również ją tym zawiedzie. I choć był pewien, że się to wydarzy, równocześnie dotknęłoby go to mocniej niż mógłby się spodziewać.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Taras widokowy [odnośnik]23.05.18 21:28
Chociaż nie mogła mieć nadziei na udział w wyborze swojego przyszłego małżonka, wciąż miała tylko osiemnaście lat i skłamałaby, gdyby powiedziała, że nigdy nie wyobrażała sobie tego, jaki ów mężczyzna mógłby być. Jego powierzchowność i wygląd schodziły na dalszy plan, bowiem panna Lestrange nie miała nigdy jednego typu urody, który specjalnie zwracałby jej uwagę. Doceniała oryginalność i zwracała uwagę na detale, lecz nie była płytka na tyle, na ile można by ją było za taką odbierać. Nie miała utopijnych wizji na temat wielkiej miłości i uczucia od pierwszego wejrzenia, bowiem nie napotkała jeszcze na swojej drodze dwojga ludzi, których los szczęśliwie połączyłby w ten sposób. Zewsząd otaczały ją pary połączone interesem dwóch rodów, które z biegiem czasu po prostu wypracowywały pewien sposób życia i współdziałania ze sobą. Wystarczyło spojrzeć na babcię i dziadka – pochodzący ze, zdawać by się mogło, różnych światów, odnaleźli wspólny język po pojawieniu się synów i stanowili zgrany duet, posiadając przy okazji pewien autorytet w kwestii związków. Marine nigdy nie słyszała, by dziadek odnosił się do swojej żony z pogardą, a od babci nie uświadczyła złego słowa na temat współmałżonka. Wiedzieli, że wzajemne wsparcie pozwoli im przejść przez życie tak, jak chcieli i rzeczywiście im się to udawało. Na pewno niejednokrotnie musieli zaciskać żeby i stosować wyrzeczenia, lecz dla świata zewnętrznego nic takiego nie było widoczne. Dziewczyna wiedziała już, jak to jest być kochaną i chociaż były to platoniczne rodzaje miłości, nie narzekała; niektórzy na jej miejscu nie doświadczyli nawet tego. Znała to uczucie i nie wstydziła się go, choć zawsze wolała poczekać z wyciąganiem wniosków, zanim wyda wyrok – nie wykluczała więc zauroczenia, które pragnęła przecież kiedyś przeżyć, lecz profilaktycznie nie robiła sobie wielkich nadziei.
Zwłaszcza teraz, gdy znajdowała się w prawdziwym potrzasku; z jednej strony miała ochotę zbuntować się przeciw ojcu, lecz z drugiej wiedziała doskonale, że przyniesie tym tylko szkodę dla siebie oraz całego rodu. Nie zniosłaby takiej plamy na swoim honorze, dlatego wolała zacisnąć żeby i tańczyć tak, jak zagrał rodzic, niż wdawać się z nim w jakiekolwiek dyskusje. Powtarzała sobie, że musi być silna i pewna siebie, jeśli chce sprawić dobre pierwsze wrażenie – najmniejszy nawet grymas mógłby wywołać lawinę podejrzenia i rzucić cień na dokonywaną aranżację. Miała jednak wątpliwości; czy zdoła dość dobrze ukryć zaskoczenie? Czy nie wypadnie na naiwną nastolatkę, jeśli zbyt mocno zdziwi ją wybór przyszłego męża? Czy nie odbiorą jej jako obojętnej, gdyby przyjęła wszystkie decyzje zbyt spokojnie? Tak wiele zależało od tego, jak ocenią ją obcy ludzie, że poziom stresu podnosił się z minuty na minutę.
Na całe szczęście w ostatnich chwilach wolności ktoś jednak jej towarzyszył – i chociaż lord Yaxley nie był ani jej przyjaciółką, ani kuzynem, jego obecność działała dziwnie kojąco na zdenerwowaną pannę Lestrange. Przypominała jej o tym, że są jeszcze na świecie rzeczy tak przyziemne, jak magia i rozwiązywanie zagadek, klątwy i tajemnicze symbole, biblioteki i zwoje pergaminów. Marine posiadała już całą gamę skojarzeń, związanych z jego osobą i żadne z nich nie było negatywne. Niezależnie od tego, czy widzieli się na jawie, czy we śnie, Morgoth Yaxley robił na niej wrażenie.
Spodziewała się jego zwyczajowej postawy, a zamiast tego już na wstępie uraczył ją wyższym niż zazwyczaj uniesieniem kącików warg i spojrzeniem, które zaintrygowało ją, ale jednocześnie uspokoiło. Zarejestrowała, że skrócił dystans między nimi, lecz nie dawała tego po sobie poznać. Wszystko przestało mieć znaczenie, gdy wyrzekł słowa, na które czekała przez dwa miesiące. A więc rozwiązał zagadkę, odkrył prawdę! Pełna nadziei i może tylko odrobinę zazdrosna, że ją ubiegł, spojrzała zaciekawionym wzrokiem, oczekując wyjaśnienia. Gdyby teraz Theseus Lestrange spróbował przywołać ją do jadalni, musiałby się bardzo postarać. Nie mogła doczekać się tej historii i jej wyjaśnienia oraz oczywiście dokładnego opisu tego, jak mężczyźnie udało się połączyć w jedną całość wszystkie te poszlaki, na jakie do tej pory wpadli. Pamiętała, że za plecami czeka na nią obowiązek do spełnienia, lecz nie mogła się powstrzymać, przed ukradzeniem jeszcze tylko kilku chwil w drogim jej towarzystwie. Morgoth, jak to mając w swoim zwyczaju, milczał przez chwilę, lecz Marine pozwalała mu na odczytywanie z jej twarzy każdej, nawet najdrobniejszej skrytej tam emocji.
A te nagle nieco się zmieniły, gdy młody lord postąpił jeszcze jeden krok, po czym cicho wymówił imię panny Lestrange i złapał ją za rękę. Zaciekawienie przerodziło się w niepewność; nigdy wcześniej nie pozwoliła jemu, ani tym bardziej nikomu innemu, na taką poufałość wobec siebie. A mimo to w momencie, gdy ich spojrzenia po raz kolejny się spotkały, z miejsca mu zaufała. Wiedziała, że nie zrobi niczego, czego ona by nie chciała, a wszelkie pragnienia będzie w stanie wyczytać z niej niczym z otwartej księgi.
Chłonęła każde słowo z jego ust, a pomiędzy jej brwiami na moment pojawiła się zmarszczka niedowierzania; czy to możliwe, by prawdziwy ofiarodawca bransoletki stał właśnie przed nią? Przeniosła spojrzenie na błyskotkę, jakby oczekiwała, że i ona za chwilę zdradzi jej kilka tajemnic i zatrze niedopowiedzenia. Biżuteria mieniła się w promieniach zachodzącego słońca; sceneria nie mogła być bardziej symboliczna. Marine rozchyliła lekko usta, by o coś zapytać, ale wszystkie elementy układanki ułożyły się nagle w jej głowie jak za dotknięciem różdżki. Współdzielone sny, bransoletka jako jedyny obiekt łączący je z jawą, dzisiejsza kolacja i obecność Morgotha na tarasowych stopniach, prowadzących prosto do morza. Serce zabiło jej szybciej, gdy zdała sobie wreszcie sprawę, co to wszystko dla niej oznacza. Dla nich.
Ścisnęła mocniej jego dłoń, jakby chciała upewnić się, że to wszystko nie jest tylko kolejnym sennym wyobrażeniem. Odwróciła wzrok od bransoletki i teraz spoglądała już tylko w zielone oczy mężczyzny, stojącego przed nią. Wezbrało w niej tak wiele emocji, że jedynym wyjściem, by je okiełznać, było zmuszenie się do zachowania spokoju; cisza wibrowała jej w uszach, gdy w głowie mieszały się niedowierzanie, zaskoczenie, złość, zaintrygowanie i coś, czego nie potrafiła jeszcze nazwać. Zła była wyłącznie na siebie, że nie połączyła wcześniej tak oczywistych faktów, jak jego wizyta akurat tego wieczoru. Delikatny rumieniec pokrył jej policzki, jakby było jej wstyd za poprzednie słowa i niemalże próbę wyproszenia go z posiadłości. Zaraz jednak wyśmiała w myślach samą, siebie, a więc kąciki jej ust uniosły się nieznacznie w górę.
Przyjrzała się swojemu towarzyszowi i szybko oceniła, że wiedział o wszystkim już od jakiegoś czasu, lecz nie miała mu tego za złe – na jego miejscu postąpiłaby zapewne tak samo. Powoli przeniosła wzrok na salonowe okna i domyśliła się, że jego rodzina musi być już w środku. Coś, co zajęło jej chwilę czasu, dla niego musiało być dłużącym się w nieskończoność momentem oczekiwania. Bo choć nie padło między nimi żadne pytanie, ani tym bardziej odpowiedź, oboje wiedzieli, że ich wspólna przyszłość rozpoczyna się właśnie w tej chwili.
- Czy jesteś zadowolony z tego wyboru? – wiedzieli, że nie chodzi o bransoletkę, bo ta schodziła właśnie na drugi plan; pytania odnośnie tego, jak i dlaczego Morgoth zapomniał o wyborze błyskotki, miały paść znacznie później. Teraz nic nie liczyło się bardziej od szczerości.
Marine chwyciła więc drugą dłoń mężczyzny i delikatnie pogładziła jej wierzch swoimi palcami; nie odrywała spojrzenia od zielonych tęczówek. Pragnęła wiedzieć, musiała wiedzieć, czy mimo więzi ich łączącej istnieje dla wspólnej przyszłości jakaś nadzieja.
Nadzieja, tak. To właśnie tę brakującą emocję udało się wreszcie dziewczynie nazwać.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras widokowy 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Taras widokowy [odnośnik]23.05.18 21:32
Wiedział, czego powinien był oczekiwać po swojej przyszłej żonie, jednak nie oznaczało to, że każdą poznaną młodą szlachciankę oceniał pod tym kątem. Daleko było mu do człowieka interesującego się sprawami innych ludzi, lecz dzieci arystokracji winny nieść ze sobą nie tylko urodzenie i wychowanie. Było to naprawdę dotkliwe, gdy obserwował bezczeszczenie własnej pozycji przez trywialne, bezmyślne zachowania, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Z głęboko ukrytym grymasem zniesmaczenia obserwował zachowania rówieśników, ale również i dorosłych, którzy nie dawali odpowiedniego przykładu kolejnym pokoleniom. Zepsucie i brak zrozumienia istotnych wartości były często spotykane i czasami uznawane wręcz za obumarłe; niegodne poświęcenia. Nie rozumiał tego. Nie rozumiał tego, że inni tego nie rozumieli, a jeszcze większy smutek ogarniał go, gdy obserwował takie zachowania u najbliższych. Traktowanie po macoszemu swej pozycji przez jego kuzynkę było godne pożałowania i kary, ale nie był jej ojcem ni bratem. Już dawno przestali się odpowiednio rozumieć, a wiele kwestii zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni i Morgoth rozumiał jakim był ślepcem. Być może gdyby pokierował Lilianą inaczej, nic takiego by się nie wydarzyło. Spalone Ministerstwo Magii jednak powinno wyryć się w jej półwilim umyśle na tyle, by nigdy więcej nie podważała jego decyzji. Liczył jednak też na to, że wkrótce i jej przyjdzie poszczycić się statusem jednej połowy małżeńskiego związku, a według doniesień i zaintonowanych półprawd to młodszy brat lorda Edgara miał doszukiwać się roli opiekuna Yaxleyówny. Morgoth miał na ten temat swoje zdanie, ale nie zamierzał się nim z nikim dzielić, wiedząc, że ostateczna decyzja wcale nie zależała od samych zainteresowanych. Gdyby tak było, już dawno Rosalie byłaby wdową po Perseusie Avery, a każde spojrzenie kuzyna odbierałaby jako A nie mówiłem... Ów dziecięce zauroczenie przyprawiało go o dreszcze niezadowolenia i cieszył się, że wszystko potoczyło się właśnie w ten a nie inny sposób. I chociaż dziedzice wielkiego rodu padali ostatnio jak muchy, liczył na to, że ich największy konkurent nie wymrze jak niektóre z rodów, kończąc swoje istnienie wraz ze śmiercią bezdzietnego potomka. Być może któryś z lordów dał się omotać wili, która rodziła mu same córki i tym samym dał się złapać w złotą klatkę, wyrzucając klucz poza swoim zasięgiem? Mając tak blisko siebie potomkinie ów magicznych istot, Morgoth nie dostrzegał w nich potencjału na przyszłe żony. Kapryśne i rządne wiedzy nawet pomimo zakazu rzadko kiedy potrafiły się odnaleźć w narzuconych na nie rolach. Rosalie wydoroślała, Liliana nie. Miał nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Być może właśnie ze względu na swoje kuzynki nigdy nie rozważał związku z półwilą. Preferował naturalne piękno, nie odnajdując zbytniej przyjemności w podziwianiu tego, co każdy pożądał, a blond włosy od zawsze miały mu się kojarzyć z domem. Równocześnie podobni i tak samo różni, wraz z Cynericiem stanowili przykładnych synów wielkiego rodu. Obaj zaangażowani w sprawy polityki, obaj oddani nestorowi, zajmujący się niebezpiecznymi stworzeniami, milczący i posępni. A jednak starszy z kuzynów odnajdywał szczęście i spełnienie u boku młodej żony, wracając do pełni sił znacznie szybciej od młodszego. Jednych miłość ogłupiała, innym dodawała sił i nie można było być pewnym do jakiego odłamka się należało, póki nie miało się z nią styczności. Obserwując idealnie zgranych i poświęconych sobie rodziców, widział w ich uczuciu zaklętą moc. Opowieść o tym jak ojciec, nie bacząc na innych kandydatów, przyjechał i zabrał matkę zawsze budziła w nim sprzeczne uczucia. Nie negatywne. Bo czy ktokolwiek mógłby przypuszczać, że ów mrukliwy lord Yaxley kiedykolwiek mógłby prawdziwie pokochać? Morgoth dostrzegał w związku rodziców zrozumienie, lojalność, współpracę. Nawet bez uczucia stanowiliby przykład dla innych par. Pragnął tego samego, zdając sobie sprawę, że wśród aktualnych szlachcianek niewielka grupa potrafiła mu okazać szacunek, a jeszcze mniejsza na niego zasługiwała. Wiedział to. Jego ojciec również. Jakim jednak sposobem wybrana przez poprzedniego nestora kandydatka okazała się idealnie odnajdywać w tym małym procencie? Jakie były szanse, jeśli nie znikome? Czy gdyby okazało się inaczej, ojciec zerwałby umowę? Nigdy nie mieli się tego dowiedzieć, co mimo wszystko nieszczególnie Morgotha interesowało. Nie był człowiekiem, który roztrząsał podobne zagadnienia w kwestii co by było gdyby... Skupiał się na rzeczywistości i tylko ona się dla niego liczyła.
Być może właśnie dlatego, pomimo wewnętrznych obaw, rozmowa z Marine miała przebiec pod innym niż zawsze charakterem. Wcześniej nie znał odpowiedzi, teraz był ich pewien. Wiedział również, że młoda lady Lestrange nie miała w kwestii małżeństwa zbyt wiele do powiedzenia. Właściwie w ogóle nie mogła zabrać głosu, a jego pojawienie się tutaj miało być niczym innym a formalnością. Wtajemniczeni wiedzieli, że ich związek miał dojść do skutku bez względu na słowa szlachcianki. Obawiał się, że dziewczyna nie zaakceptuje aktualnego stanu rzeczy, mając przed oczami wyobraźni kogoś zupełnie innego na jego miejscu. I mimo że znali się tak krótko, Morgoth naprawdę chciał, by zaznała szczęścia. Zasługiwała na nie bardziej niż ktokolwiek. Gdy się odezwał, zobaczył jak w jej pełnych nadziei oczach pojawiała się ciekawość i podekscytowania jego słowami. Tak bardzo przypominała mu tym Leię, gdy była młodsza i poza bratem nie widziała nikogo więcej. Powinna tu z nim dzisiaj być. Odczuwał jej nieobecność dotkliwie, lecz lekarstwa nie pomagały, a jej stan jedynie się pogarszał. Klątwa Ondyny i Dotyk Meduzy bez problemu odnalazły się w ciałach dzieci lorda Leona Vasilasa i lady Beatrice. Czas się kończył, a anomalie jedynie wzmocniły niewyjawioną dotąd chorobę szlachcianki. Yaxleyów jednak ciężko było zabić i Leia dniami, nocami walczyła o to, by choroba jej nie zwyciężyła. Wieść o wyprawie swojego brata na Wyspę Wight polepszyła jej stan, a nikły uśmiech towarzyszył opiekunowi smoków przez całą podróż. Żałował, że odebrano jej tę przyjemność, lecz ze zdrowiem się nie dyskutowało. Jak oceniłaby ruchy swojego brata? Nazwałaby je zbyt śmiałymi, a może nadto ostrożnymi? A może idealnie do niego pasującymi? Relacja z panną Lestrange od początku była inna niż wszystko, co dotąd znał i to właśnie w niej doszukiwał się pozwolenia z jej strony na przekraczanie przyjętych granic. Nie cofnęła się, gdy podszedł, choć nie mogła znać jeszcze prawdy. Nie zganiła go za ujęcie jej dłoni, a później nadgarstka. Jeśli tak, oznaczało to, że młoda śpiewaczka nie patrzyła na niego z takim dystansem, który się spodziewał w niej dostrzec. Dostrzegł moment w jej oczach, gdy zrozumiała. Zupełnie jakby wszystkie elementy stały się jasnością i nic już nie kryło żadnych tajemnic. Lekki uścisk jego dłoni miał być niemym potwierdzeniem, a rumieniec wraz z uśmiechem zwieńczeniem. I chociaż jeszcze nie przeszedł do głównej części tego spotkania, czekał. Czekał na jakiś znak. Wołanie. Jakikolwiek symbol, który podsunąłby mu jej myśli o tym wszystkim. Nie spodziewał się, że będzie to tak żmudne i że znajdą się w nim pokłady niecierpliwości, nad którymi nie będzie w stanie zapanować. Nie znał wcześniej tych odczuć niepewności i spięcia, choć formalnie wszystko było załatwione. To dlaczego aż tak bardzo chciał poznać jej decyzję? Gdyby oznajmiła mu, że nie chce być nieszczęśliwa, poradziłby coś na to? Przecież nie powiedziałby swojemu ojcu i lordom Lestrange, że to nie tak być powinno. Jednak czy nie łatwiej byłoby mieć żonę po swojej stronie, a nie by jedynie migała na korytarzach z daleka?
Czy jesteś zadowolony z tego wyboru?
Znów mogliby milczeć, ale ta sytuacja zdecydowanie nie była odpowiednia do ciszy. Sam Morgoth tego nie chciał. Milczał, próbując ubrać to, co myślał w odpowiednie słowa, lecz to Marine tym razem złapała go za rękę i delikatnie pogładziła, zupełnie jakby mówiła, że wszystko miało się ku dobrej drodze. Teraz oboje wiedzieli, że to małżeństwo planowano już dawno temu, a obie rodziny się go spodziewały. Polityka stanowiła lwią część tego, co się działo, lecz to było dla niego trochę za mało. Chciał poznać jej zdanie, najwidoczniej tak samo jak ona jego. Dlaczego więc się nie odezwał? Zszedł z ostatniego stopnia, nie puszczając jednej dłoni dziewczyny i poprowadził ją niedaleko do kamiennej ławki, na której miała spocząć, a on odczekał chwilę nim się w końcu odezwał. Przedtem jednak przejechał palcami we włosach, czując na sobie baczne spojrzenie Marine. Dopiero po kilku uderzeniach serca znów do niej wrócił, by przyklęknąć tuż przed nią i jeszcze raz objąć jej dłonie swoimi. Patrzył na nie jakiś czas, przypominając sobie wszystko co sprowadziło ich do tej chwili. Czy prawdziwe, czy też nie.
- Nigdy nie mieliśmy mieć wyboru, co do przyszłego współmałżonka - zaczął, jeszcze przez chwilę nie unosząc spojrzenia. Odetchnął cicho, by wyprostować się i odnaleźć już wzrok niebieskoszarych oczu, od których nie zamierzał się oderwać. - Ufałem jednak w tej sprawie ojcu, wiedząc, że poprowadzi mnie najlepszą ze ścieżek. I zrobił to. Jednak nie chcę, żebyś wychodziła za mnie z obowiązku. Jeśli nie chcesz zostać moją żoną, powiedz mi to teraz, ale jeśli postanowisz inaczej, przyrzekam ci, że nie pozwolę, by kiedykolwiek coś ci się stało. Nie mogę obiecać miłości, której zapewne byś chciała, ale oferuję ci samego siebie. Będę przy tobie do końca, nie złamię danego słowa i nie pozwolę zburzyć nikomu tego, co zbudujemy. Dostaniesz moją lojalność, a każde moje działanie będzie miało zapewnić ci szczęście; również za cenę własnego - urwał, chcąc jeszcze przez chwilę nacieszyć się jej widokiem. - To właśnie myślę, Marine - zakończył, zostawiając w jej dłoniach pierścionek, którego sekret miał zostać wyjawiony dopiero, gdy szlachcianka zamierzała go przyjąć. A wraz z nim również i słowa mężczyzny tuż przed nią.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Taras widokowy [odnośnik]24.05.18 6:11
Siedem lat spędzonych w szkole nie przyniosło jej nawet namiastki tego, co mogłaby szczerze i z pewnością nazwać zauroczeniem; wiele różnych uczuć przewinęło się przez jej skromną osobę, lecz nie obdarzyła nigdy nikogo intymniejszymi z nich. Obserwowała swoje koleżanki tracące głowę dla starszych uczniów, wzdychające do tych, których mieć nie mogły, lecz trzymała swoją zazdrość na wodzy, bo tak naprawdę nie miała czego zazdrościć. Miłość romantyczna, choć sławiona w książkach, jakie młodym szlachciankom wpadały od czasu do czasu w ręce, była według Marine tylko i wyłącznie słabością. Obnażenie własnych uczuć wiązało się z ryzykiem zranienia, a zbyteczne zaangażowanie mogło skończyć się bolesnym odrzuceniem. W świecie aranżowanych małżeństw nie było miejsca na miłość, a mimo wszystko ta wkradała się nawet na salony, lecz panna Lestrange rzadko kiedy ją dostrzegała, patrząc wtedy w drugą stronę. Nie miała doświadczenia, nie posiadała także wyobrażenia samej siebie jako zakochanej; o wiele bezpieczniej było się nie nastawiać i finalnie faktycznie nie zawieść, niż naiwnie oczekiwać nadejścia uczucia, które miało dużą szansę by nie pojawić się wcale.
Lecz dzisiejszy wieczór nie stał przecież wcale pod znakiem miłości – obowiązek grał tu dużą rolę, niemalże główną, w chwili obecnej ustępując jeszcze zaskoczeniu. Lecz to przemijało z sekundy na sekundę, ginąc za horyzontem razem z zachodzącym słońcem. Tak wiele spraw wreszcie się wyjaśniło i wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce – Marine dostrzegła w tym finał sprawy z poszukiwaniem powodów dla sennego połączenia jej i lorda Yaxleya; pozostawało tylko poczekać na epilog, lecz on miał rozegrać się trochę później.
Ufała mężczyźnie na tyle, że mogłaby nawet zamknąć oczy w momencie, gdy tak prowadził ją po schodku do kamiennej ławki, sugerując, by na niej zasiadła. Uczyniła to bez szemrania, czując wzmożone bicie serca; ciekawość mieszała się ze stresem, napięcie rosło z chwili na chwilę, a nad tym wszystkim górowała chęć zapewnienia swojego towarzysza, że jej wcześniejsze obiekcje, dotyczące dzisiejszej kolacji, uległy całkowitemu rozmyciu.
Nie znali się wcale tak długo; od momentu, w którym zobaczyli się w rzeczywistości po raz pierwszy nie minęły jeszcze nawet dwa pełne miesiące. Mimo wszystko Marine czuła z Morgothem nić porozumienia i nie było to wcale uczucie wydumane, czy wpojone tym, co chciałaby odczuwać. Miała świadomość tego, że w snach byli zupełnie innymi ludźmi, lecz pewne ich zachowania miały odwzorowanie w teraźniejszości. Gołymi rękami nie wyciągnęłaby włóczni z rany smoka, lecz bez wahania ruszyłaby na pomoc mężczyźnie, który właśnie przeczesywał włosy palcami; odebrała ten gest jako próbę dodania sobie odwagi, co było tak ludzkie, że nagle obdarzyła Yaxleya jeszcze większym szacunkiem, niż dotychczas. Gdy uklęknął i spojrzał jej w oczy, wstrzymała oddech niczym heroina z powieści, jakie ostatnio sama wyśmiewała.
Jego słowa przyniosły jej ulgę, tak widoczną teraz na jej twarzy; przez każde z nich przejawiało się jego oddanie sprawie, ale też poczucie obowiązku. Nie miała zamiaru polemizować, że przecież oboje wypełniali teraz wole swoich rodzin, bo zdała sobie sprawę, że będzie to dla niej przyjemność, a przynajmniej tak czuła się w momencie, gdy ich oczy spotkały się po raz kolejny. Niektóre młode panny marzyły o miłosnych uniesieniach, a ona – co zresztą przekazywała mu w snach na różnorakie sposoby – po prostu nie chciała być sama. Pragnęła mieć kogoś, z kim przejdzie przez życie dumnie i z uniesioną głową. Jakkolwiek patetycznie to brzmiało, było prawdziwe.
Pierścionek, który pojawił się w jej dłoniach, spodobał jej się, gdy tylko na nich spoczął; bujna wyobraźnia podpowiedziała Marine, że kamień szlachetny trzymany jest w ryzach przez cztery smocze pazury i nic już nie mogło zmienić jej zdania. Jednak nie przez wzgląd na biżuterię, na ustach dziewczyny zatańczył cień uśmiechu; wreszcie miała okazję do wypowiedzenia Morgothowi tego, co kumulowała w sobie od ich pierwszych spotkań – zarówno we śnie, jak i na jawie. Gdy skończył mówić, odczekała stosowną chwilę i z nadzieją, że nie zaplącze jej się język, pospieszyła z odpowiedzią.
- Byłam zła na ojca za to, jak mnie potraktował, bo domyślasz się na pewno, że jeszcze przed momentem nie miałam pojęcia o zastawionym fortelu. Byłam zła, lecz już nie jestem – wyjaśniła naprędce, by nie kazać mu czekać w zbyt wielkiej niepewności – Dla nas obojga jest to obowiązek do spełnienia, ale przyjmuję go nie tylko ze spokojem, ale też nadzieją. Wybacz mi śmiałość, lecz głęboko wierzę w to wszystko, co powiedziałeś. Ufam ci. Lojalnością odpowiem na lojalność, otrzymasz moje wsparcie i oddanie – zapewniła, po raz kolejny tego wieczora zaciskając palce na męskich dłoniach.
Odetchnęła krótko, dając mu znak, że nie powiedziała jeszcze wszystkiego. I choć uwielbiała z nim milczeć, teraz był czas na słowa.
- Różnię się nieco od tej dziewczyny ze snów, na pewno nie jestem tak odważna, beztroska i bezpośrednia. Powiedziałam ci kiedyś, że lubię wracać do tych nocnych mar i choć miałeś rację, że należy patrzeć w przyszłość, czuję, że muszę wytłumaczyć Ci, dlaczego jednak nasza wspólna przeszłość tak bardzo się dla mnie liczyła – westchnęła, nie odrywając od niego spojrzenia – Najbardziej na świecie nie chciałam być sama, dlatego lubię wspominać momenty, nawet fantazyjne, w których nie byłam. Nie marzę o wielkiej miłości, nie oczekuję górnolotnych wyznań. Pragnę po prostu kogoś, kto będzie ze mną. I coraz wyraźniej potrafię wyobrazić sobie na tym miejscu ciebie, dlatego moja odpowiedź nie może być inna. Wyjdę za ciebie, Morgoth.
Wciąż pozostawało kilka sekretów do wyznania, lecz mogły one poczekać. Po zakończeniu swojego wyznania, Marine poczuła się dziwnie lekka i spokojna, jakby nie czekała ich wcale oficjalna kolacja i przedstawienie, jakie trzeba będzie odegrać przed rodziną. Czuła ulgę na myśl, że nie będzie musiała przywdziać na twarz maski, a zamiast tego jej własne oblicze, lekko zarumienione, lecz dumne, będzie ozdobą tego stołu, tak jak ozdobą jej dłoni już za chwilę miał stać się pierścień, wręczony przez klęczącego przed nią mężczyznę.
Uważała, że powiedziała już wszystko, co tylko mogła powiedzieć, dlatego przepełniona przyjemną satysfakcją oczekiwała na ruch z jego strony, a ten mógł być tylko jeden. Trwała na kamiennej ławeczce wiernie, tak jak trwać miała przez resztę ich wspólnego życia. Nadchodziło ono wielkimi krokami, lecz wiedząc, że za partnera mieć będzie kogoś takiego, jak Morgoth, panna Lestrange czuła, że będzie to naprawdę dobre życie.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras widokowy 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Taras widokowy [odnośnik]24.05.18 17:57
Nie prosił się o to, by wdać się w głębszą relację z jakąkolwiek kobietą, ale najwidoczniej i on musiał zrozumieć, że rozum nie zawsze wystarczał w takich chwilach. Nie podobało mu się to, jednak pytanie było inne - czy było to konieczne przed tym, co miało nastąpić później? Latami mogłoby zająć roztrząsanie tej kwestii, a przeszłości nie dało się zmienić. To przyszłość zależała od aktualnych czynów, a teraźniejszość ją kształtowała. Wystarczało jednak zmienić jeden mały element, a wszystko się zmieniało. Gdyby nie zazdrosny lord, jego matka nigdy nie zostałaby obłożona klątwą, a on nie pojawiłby się w Dziurawym Kotle na spotkaniu z łamaczem uroków. Te prowadziły dalej. Poniekąd właśnie chwile spędzone z Lynn na latarni morskiej doprowadziły do podjęcia decyzji o wyjeździe. Wyjazd zapisał się w nim dość poważnie, gdy jego umysł stał się jednym z umysłem smoka. Wizje i rany, które odnosił były odbiciami tego, co przeżywało stworzenie. Właśnie dlatego tak szybko go znaleźli, gdy zniknął z rezerwatu. A potem? To już zaczynało samo nabierać tempa i Morgoth wcale nie starał się nad tym panować, doskonale zdając sobie sprawę, że miał władzę jedynie nad sobą samym. Śmierciożercy, wybuch anomalii, Azkaban, choroba siostry, a teraz jego wizyta na Wyspie Wight. Obserwując zdarzenia w swoim życiu, zrozumiał, że tylko jedna rzecz jest stała. Jedna uniwersalna prawda. Przyczynowość. Akcja, reakcja. Przyczyna i skutek. Kiedyś sądził, że początkiem wszystkiego jest wybór, lecz tak nie było. Wybór był iluzją stworzoną przez tych, którzy posiadają władzę, dla tych, którzy jej nie mieli. Bo czy postąpiłby inaczej w tych wszystkich chwilach pomimo aktualnej wiedzy? Ktoś kiedyś rzucił zaklęciem, a oni musieli walczyć z konsekwencjami, które wywołały ów czary. Lecz pozory mogły mylić, co prowadziło go do celu, dla którego znajdował się w tej chwili. Znał swoją powinność i wiedział, że nie był w tym wolny. Był tu, gdyż było wręcz przeciwnie. Nie chciał jednak uciekać przed celem, nie chciał mu zaprzeczyć, ponieważ bez celu nie mógł istnieć. Cel był tym, co tworzyło ludzkość. Łączyło. Determinowało. Przyciągało. Bycie oddanym rodzinie w końcu posłało go do młodej dziewczyny, chociaż nie bez wcześniejszych ustaleń kogoś innego.
Marine miała rację, że ogłupiająca miłość była najgorszym przekleństwem i to nie ślepe wpatrywanie się w drugą osobę świadczyło o oddaniu, a lojalność i szczerość. Morgoth już teraz wiedział, że lady Lestrange miała nie wiedzieć o wielu rzeczach, które robił, ale póki nie będzie pytała - nie będzie musiał odpowiadać. W głębi liczył na to, że dziewczyna będzie potrafiła to zrozumieć podobnie jak jego matka. Być może również towarzystwo Beatrice miało jej w tym pomóc - by nie zadawać pytań, na które nie chciała znać się odpowiedzi. Nie oznaczało to jednak że miała pozostać ślepa na to, co robił. Wiedział, że młoda szlachcianka była uważną kobietą i w końcu poskłada niektóre z elementów w całość, pojmując co się działo. Czy wciąż odczuwałaby ulgę z powodu wybrania właśnie jego spośród grona szlachciców? Czy miała się przerazić i stracić wszystkie pozytywne odczucia z nim związane? Czas miał pokazać, ale w tym momencie liczyło się tu i teraz. Poniekąd czuł ulgę, gdy tak wiele pytań w końcu dostało swoje odpowiedzi, chociaż nie oznaczało to, że miało być prościej. Wręcz przeciwnie. Wcześniej myślał jedynie o swojej rodzinie, wiedząc, że gdyby coś mu się stało, zrozumieliby. Od teraz gdyby popełnił jakiś błąd i nie wrócił, zostawiłby osobę, którą miał się opiekować samą. Jego czyny świadczyły dość wyraźnie o tym, że był gotowy poświęcić swoje istnienie, jeśli będzie trzeba w obronie wartości, w które wierzył, ale czy wciąż mógł z równą otwartością przyjmować te przeciwności? Myśli na pewno miały mu uciekać w jej stronę przy ryzykowniejszych działaniach. Musiał się nauczyć z tym funkcjonować. Nie mógł, nie zamierzał się wycofywać z Rycerzy Walpurgii, a znak na przedramieniu przypominał mu o tym każdego dnia. Ta decyzja nie trwała. Podobnie jak ta, która działa się w tym momencie. Nie wiedział, dlaczego Marine pokładała w nim aż tak dużo ufności, chociaż praktycznie byli dla siebie obcymi ludźmi, których prawdziwe spotkania oscylowały jedynie dokoła urwanych momentów na większych uroczystościach. W tym był bardziej podobny do Lupusa niż do Cynerica, który od lat był zakochany w swojej żonie, do niedawna pozostając w cieniu wcześniejszych adoratorów. Morgoth nie znał tego uczucia spełnienia, które musiało towarzyszyć starszemu kuzynowi podczas oświadczyn. Czuł spokój. Daleko było mu do romantyka, który na ów wydarzenie obmyśliłby coś specjalnego, lecz słowa Marine jedynie utrwaliły go w przekonaniu, że nie czuła się zawiedziona. Wręcz przeciwnie. Słuchał jej uważnie, nie zamierzając zaprzepaścić ani jednego słowa - milczenie między nimi wydawało się być bardziej naturalne dla relacji, którą posiadali, ale teraz to dialog miał być na pierwszym miejscu. Z każdą literą, każdą kolejną sylabą układał sobie coraz wyraźniej obraz lady Lestrange i nie zawodził się. Dostrzegał w niej pokłady zrozumienia i inteligencji, dojrzałości i rozsądku. Mając zaledwie osiemnaście lat, rozumiała znacznie więcej niż ludzie o wiele starsi od niej, a słuszność decyzji klarowała się z minuty na minutę jeszcze silniej, chociaż Morgoth nie sądził, że to w ogóle możliwe. Gdy zamilkła, bacznie obserwowali się przez dłuższy moment, który nie został przerwany w trwającej chwili całkowitego oddania. Delikatny, acz wyrazisty pierścionek znalazł miejsce na jej szczupłym palcu, a zielony turmalin otoczony diamentami i białym złotem podkreślał, że odtąd nadchodziło coś jeszcze. Marine nie miała być adorowana przez każdego, a jej stosunki z innymi ludźmi miały ulec zmianie. Przyobiecana stawała się częścią czegoś większego i dojrzalszego. Czegoś, co miało później przerodzić się w odpowiedzialność za własną, nową rodzinę. Bo narzeczeństwo było jedynie etapem do małżeństwa, a małżeństwo do dalszych powinności. Widząc jednak każdego dnia kogoś takiego jak Marine, Morgoth ufał, że odnajdzie w niej wszystko, czego pragnął. Powstał z klęczek i uniósł ją ze sobą, by stanęła tuż przed nim. Wkrótce mieli pojawić się w jadalni, gdzie wyczekiwano ich zapewne z utęsknieniem i być może próbowano dostrzec również i teraz. Ale Yaxley wolał jeszcze chwilę spędzić z daleka od ciekawskich spojrzeń lordów Lestrange, których niebywale intrygowała jego osoba. Mogło to świadczyć zarówno na jego korzyść jak i nie. Nimi jednak miał się zająć później, teraz liczył się ktoś zupełnie inny, dlatego chciał przed nią odkryć jeszcze jeden sekret.
- W kamieniu jest zatopiona jedna z łusek wyspiarki, którą tu znaleźliśmy - powiedział z lekkim uśmiechem, mając nadzieję, że sprawi jej to radość. W końcu mógł się z łatwością domyśleć, że smok nie miał dla nich jedynie wartości symbolicznej, ale był również żywym dowodem na to, że umieli dostrzec piękno tam, gdzie większość dostrzegała niebezpieczeństwo. Uniósł dłoń, by dotknąć delikatnie jej twarzy, odnajdując w niej zapewnienie, że cokolwiek się dalej wydarzy, będą to przechodzić wspólnie. Było to poświęcenie, o którym jeszcze nie wiedziała, ale póki co mogła odetchnąć, nie mając w Yaxleyu wroga. W końcu jak nikt inny zdawał sobie sprawę z tego, że nie każdemu mężczyźnie zależało na dobru żony. Badał przez chwilę spojrzeniem i dłonią każdy element twarzy Marine, próbując się przyzwyczaić do myśli, że dziewczyna ze snów była jego nawet wtedy gdy nie wiedzieli o swoim istnieniu. Było to zarówno niemożliwe i czysto realistyczne. Dopiero po tym dłuższym momencie nachylił się, by odszukać jej ust swoimi, a delikatny zapach perfum, które wyczuwał przy spotkaniu w Yaxley's Hall ponownie wypełniły jego płuca, przyczyniając się do wplątania palców we włosy dziewczyny. Zaczęło się więc i miało skończyć w nieznanej przyszłości.
[bylobrzydkobedzieladnie]



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.



Ostatnio zmieniony przez Morgoth Yaxley dnia 28.05.18 0:01, w całości zmieniany 1 raz
Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Taras widokowy [odnośnik]26.05.18 16:37
W świecie, w którym to informacje miały największą wartość, zachowywanie sekretów dla siebie było całkiem dobrą taktyką. Niezależnie od tego, czy chodziło o koleżeńskie plotki, czy sprawy wagi państwowej, jedynie ostrożność w kwestii szafowania słowem pozwalała na uniknięcie błędu. Powierzenie swoich tajemnic nieodpowiedniej osobie mogło równać się całkowitemu blamażowi, utracie reputacji lub nawet śmierci, nastały bowiem bardzo niebezpieczne czasy. Marine mówiła szczerze, gdy deklarowała Morgothowi swoją lojalność, a jednocześnie nie wyobrażała sobie, by oboje nagle postanowili urządzić sobie godzinę całkowitej szczerości i ujawnić wzajemne, najgłębiej skrywane sekrety. Każdy człowiek miał do nich prawo, a dziewczyna wiedziała o tym bardzo dobrze, gdyż sama strzegła pewnych aspektów swego życia, które póki co nie powinny wychodzić na światło dzienne. Nie wykluczała, że kiedyś opowie narzeczonemu o Pladze Koszmarów, o utracie najbliższej przyjaciółki, o wywołującej obecnie wstyd fascynacji naukami Grindelwalda czy o podjęciu kroków, które miały wybielić nieco jej sumienie. Spodziewała się, że i on ma sekrety, o których nie miała pojęcia, lecz nie zamierzała naciskać; chciała stać się godna ich wysłuchania, czy miało to nastąpić za rok, za dwa, czy nawet za dziesięć lat. Nie podejrzewała jeszcze, że istnieją tajemnice, których poznanie zagroziłoby jej samej, lecz ta naiwność pozwalała jej spojrzeć w nadchodzącą przyszłość z nieco większą dozą nadziei.
Nie czuła wcale wstydu, gdy skończyła mówić, choć podzieliła się właśnie swoimi uczuciami, a nie zwykła tego robić w tak bezpośredni sposób. Morgoth był osobą, która zasługiwała na szczerość, a jednocześnie Lestrange widziała w nim kogoś, kto nie będzie jej za to oceniał. Jego opinia była dla niej ważna, dlatego nie zamierzała chwytać się półsłówek i niedopowiedzeń. Był w końcu jej narzeczonym – to słowo po raz pierwszy w pełni do niej dotarło, poparte błyskiem turmalinu i pewnością w oczach mężczyzny, stojącego naprzeciwko. Odtąd zmianie ulegało tak wiele aspektów jej życia, że trudno było je wszystkie zliczyć, a to był przecież dopiero początek. Od zawsze wiedziała, że przyjdzie jej spełnić obowiązek wobec rodziny i nigdy przez myśl jej nie przeszło, by od niego odstąpić, jednak szczerze mówiąc nie spodziewała się, że wszystko nastąpi tak szybko. Miała dopiero osiemnaście lat i chociaż w świetle czarodziejskiego prawa już od roku była dorosła, wciąż uczyła się tej dorosłości, a teraz miała zostać wypuszczona na głęboką wodę. Nie bała się i wierzyła, że sprosta zadaniu, bo obok siebie będzie miała kogoś, kto jej w tym pomoże. Nie odsunie się od niej, nie zaniedba, nie poniży. Marine czuła, że nie mogła trafić lepiej i choć znała swoją pozycję jako kobieta, szlachcianka i narzeczona, to miała poczucie, że ich relacja oprze się na partnerstwie. Mając tak solidne fundamenty, nic nie będzie w stanie jej zagrozić.
Przyjęła pierścionek i pozwoliła wsunąć go sobie na palec, a dłoń nie zadrżała już jej ani razu. I chociaż za chwilę miała rozpocząć się uroczysta kolacja, podczas której będzie pod ostrzałem nie tylko swojego ojca i nestora, ale także państwa Yaxley, Lestrange czuła się dziwnie spokojna. Uśmiechała się lekko, gdy Morgoth powstał z kolan i ją samą także pociągnął do góry; po raz kolejny poddała się jego ruchom, jakby to była dla nich rzecz zupełnie naturalna. Taka synchronizacja mogła zwiastować naprawdę udaną przyszłość.
Wyjawienie prawdy o pierścionku przyniosło jej falę subtelnej radości; mężczyzna był świadom łączącej ich pasji i tym drobnym gestem ponownie wyrażał szacunek dla swojej narzeczonej. Smoki miały już na zawsze stanowić tło dla ich związku, a symbolika snów nie stanowiła wyjątku. Możliwość posiadania przy sobie czegoś tak cennego, jak łuska mistycznego stworzenia, dodawało Marine pewnego rodzaju wyjątkowości. Nie mogła marzyć o piękniejszym pierścionku i chociaż jej myśli jeszcze nie pogalopowały w kierunku prezentu zaręczynowego, jaki sama będzie mogła mu sprawić, to podświadomość już podpowiadała jej, że jest gotowa dać z siebie wszystko, by odnaleźć coś, co ucieszy Morgotha tak, jak ją cieszyła zatopiona w turmalinie łuska.
Była więc bardziej niż zadowolona z przebiegu zaręczyn, nie wyobrażała sobie lepszego scenariusza. Czuła się komfortowo - wysłuchana i zrozumiana opuściła na moment swoją gardę, by dać się ponieść wzbierającym emocjom. Z uśmiechem przyjęła dotyk jego dłoni na swoim policzku i pozwoliła mu studiować się przez kilka minut. Pozycja pełna intymności nie przerażała jej, wręcz przeciwnie; Marine była zaintrygowana działaniami swojego narzeczonego, a jego spojrzenie dodawało jej pewności siebie. Widział ją przecież niejednokrotnie we śnie, widywał też na jawie i ani razu nie dostrzegła w zielonych oczach zawodu bądź niezadowolenia – w takich momentach jej ego wzrastało o kolejne cale. Kompletny brak doświadczenia w kwestiach damsko-męskich został więc przesłonięty przez ciekawość i pragnienie sprawienia przyjemności. Jemu i sobie samej.
Poddała się więc całkowicie delikatnemu pocałunkowi, pierwszemu w swoim życiu. W odpowiedzi rozchyliła lekko usta i wspięła się na palce, by poczuć jeszcze więcej. Męska dłoń wsunięta w jej włosy wywołała przyjemny dreszcz, powodując jednocześnie, że i dłonie Marine powędrowały w kierunku twarzy Yaxleya, by przysunąć ją nieco do siebie. Nie pamiętała już jak to było we śnie, gdy stykała jego wargi ze swoimi przed nadejściem ostateczności, ale w tym momencie wiedziała doskonale, że nic nie mogło równać się z realnym uczuciem.
Gdy oderwali się od siebie, jej policzki były zaróżowione, lecz serce dziwnie spokojne. Nie chciała się jeszcze odsuwać, chociaż już i tak oboje skradli zbyt wiele czasu nadchodzącemu obowiązkowi. Na moment oparła więc czoło na wysokości obojczyka mężczyzny, wdychając jego zapach, od teraz już na zawsze mający kojarzyć jej się z pozytywnym uczuciem, przepływającym teraz przez całe jej ciało. Dłonie opierała na jego ramionach, jakby zaraz mieli rozpocząć taniec, lecz tak naprawdę czekał ich o wiele ważniejszy występ.
- Nestorzy oczekują na lorda i lady w jadalni – u szczytu schodów pojawiła się służąca, przypominająca o nadchodzącym spotkaniu z rodzinami; chociaż wypełniała swoją rolę, była chyba nieco zawstydzona przyłapaniem swojej pani i jej narzeczonego, dlatego szybko uciekła wzrokiem, a później ruszyła w stronę drzwi balkonowych, by za moment zniknąć w posiadłości.
Marine wierzyła, że ojciec nie mógł się już doczekać ujawnienia jej swojego planu, lecz była wdzięczna Morgothowi, że go w tym ubiegł. Jeśli mogła utrzeć Theseusowi nosa choć w tak drobnym stopniu, przyjęła to jako nagrodę za swoje wcześniejsze katusze związane z ojcowskimi tajemnicami. Spojrzała narzeczonemu w oczy, niewerbalnie oznajmiając swoją gotowość na wszystko, co miał przynieść im los.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras widokowy 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Taras widokowy [odnośnik]26.05.18 21:57
Morgoth wiedział, co znaczyło dochowywać tajemnicy. Jedną z nich nosił przy sobie i miało to trwać do końca jego dni, a wiele innych nie oznaczało śmierci w przypadku ich wypowiedzenia, lecz nie byłby sobą, gdyby w jakikolwiek sposób je zdradził komuś niepowołanemu. Każdy człowiek niósł odpowiedni dla swojej osoby bagaż doświadczeń, szczególnie w świecie, w którym przyszło im żyć. Tajemnice rodowe strzeżone były przez każdego z członków, dziewczęce umysły wolały pozostać niezbadane, podobnie zresztą jak sekrety skrywane przez ród Yaxleyów. Jako jedyny z nestorów był wtajemniczony w istnienie Rycerzy Walpurgii, a jego syn stał się kimś znacznie większym pomiędzy ich szeregami, będąc wyróżnionym spomiędzy wielu. Ale nie nadużywał władzy, która została mu nadana, chociaż mógł. Bezmyślnie nie wskazywał winnych, nie będąc absolutnie pewnym ich porażki. Nie karał. Upominał. Od wymierzania sprawiedliwości był ktoś inny. Jedyny syn Leona Vasilasa dążył do ogólnego dobra, przekładając priorytetowo swoją rodzinę ponad wszystko, dlatego, jeśli czegoś Marine miała być pewna, to tego, że Morgoth zrobiłby wszystko, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Nic nie liczyło się dla niego bardziej niż ochrona najbliższych. Tylko dla nich znosił upokorzenia związane z przynależnością do tej samej jednostki, gdzie znajdowały się wilkołaki, degeneraci, byli więźniowie, szaleńcy, pijacy i reszta marginesu społecznego z czarodziejami i czarownicami półkrwi włącznie. Ale cel był większy, ważniejszy, istotniejszy niż jego duma i honor. Brakiem honoru byłoby pozostawienie sprawy samej sobie i odmówienie siły, którą mógł wykorzystać. Chciał opiekować się swoim dziedzictwem. I nie chodziło jedynie o słabą płeć należącą do tej samej krwi co jego własne - opiekun smoków chciał chronić Cynerica, ojca, Lupusa. Mogli się różnić w wielu płaszczyznach, mieć inne zdanie na przeróżne tematy, lecz byli jednością, a w niej znajdowała się siła. Nie mogli sobie pozwolić na utratę, chociażby jednego ogniwa. Od teraz do tej całości weszła również i Marine, chociaż nie była żoną, siostrą, kuzynką, córką. Była narzeczoną. Jego narzeczoną, a to było jednoznaczne z odpowiedzialnością za nią. Jego zadanie zaczynało się w chwili, w której postanowiła przyjąć pierścionek, a słowa zapewnienia, które wydobyły się z jej ust, umocniły go jedynie w przekonaniu, że było to jeszcze bardziej warte poświęcenia. To prawda. Nie znali się długo, ale mieli to nadrobić. Póki co, to na co patrzył, nie sprawiało, że ten obowiązek i przywilej zarazem był krzywdzący. Był wręcz daleki od tego.
Żadne z nich nie potrzebowało słów, by się komunikować, jednak zdecydowali się przekazać swoją wiarę i myśli na głos. Zupełnie jakby chcieli przekonać bardziej samych siebie niż osobę naprzeciwko. Morgoth nigdy wcześniej nie wypowiedział aż tylu słów skierowanych ku niej. To w pewnym sensie ironiczne, ale pod swoją senną postacią zdawał się porozumiewać z nią w ten sam skuteczny sposób lub nawet lepszy, gdy się odzywał. Gdy spotkali się na ślubie Rosalie i Cynerica, odkryli, że równie dobrze i w rzeczywistości nie musiał łączyć ich werbalny dialog. Dostrzegał w tym pewną opatrzność - nie potrzebowałby niczego więcej nad wspólnym milczeniem i równoczesnym zrozumieniem. Z Cynericem było łatwiej, bo byli rodziną, niemal braćmi. Marine była obcą osobą, która stawała się na drodze spotkań bliższą, a podobieństwa między nimi drastycznie wzrastały. Czyżby ten plan był znacznie większy od tego, za którym stali ich opiekunowie? Nie zamierzał wybiegać za bardzo w przyszłość, lecz związek z Marine jawił się w szerszej perspektywie jako wyjątkowo udany, co, na ironię, zdarzało się rzadko w świecie aranżowanych małżeństw, choć jak dotąd rodzina Yaxleyów mogła poszczycić się biegłością w tym temacie. Sam nestor i Cyneric mieli u swego boku oddane, kochające żony, które były ich ozdobami, lecz również partnerkami.
Nie oczekiwał od dziewczyny żadnego prezentu zwrotnego. Wystarczył mu sam fakt, że zaakceptowała go jako wybranego przez nestora, a dalsze słowa jedynie upewniły go, że było to szczere wyznanie. Sam nie wiedział, skąd wzięła się ta łatwość wyczytywania z niej najdrobniejszej z myśli czy emocji, ale było to niebywale pomocne. Prawdziwa radość rzadko była przez niego widywana - mała rzecz wprawiała jednak jego narzeczoną w podobny stan szczęścia. Nie obawiała się również jego dalszych działań, wystawiając twarz na dotyk, z uśmiechem wyczekując tego, co miało nastąpić. Jej dłonie na jego policzkach wywołały ukłucie przyjemności; usta smakowały malinami; przyzwolenie było bardziej niż oczywiste, ale ów przypieczętowanie wspólnej chwili na tarasie miało być jedynie zapowiedzią, obietnicą i pokusą. Nie mniej przyjemnie było czuć również jej oparte delikatnie czoło, a ręce wciąż nie odrywały się od jego ciała. On pozwolił sobie badać jeszcze przez krótką chwilę w palcach końce jej rozpuszczonych włosów na linii pleców. Pojawienie się służącej było wymierzone z idealnym wyczuciem, a oczami wyobraźni Yaxley widział oczekujących na nich dorosłych, pragnących zobaczyć swoje pociechy i przejść do małego przyjęcia zorganizowanego na część zaręczyn. Sojusz między dwoma rodzinami właśnie umacniał się, a finał tego splecionego węzła miał mieć miejsce wraz z ślubem. Czy i ten dzień był już ustalony? Tego Morgoth nie wiedział. Mimo wszystko odwzajemnił spojrzenie Marine i tylko na chwilę oparł czoło o jej, by koniec końców się wyprostować i zachęcić ją nikłym gestem do powolnego kierowania się ku drodze powrotnej do posiadłości. Przez jakiś czas szedł dwa stopnie za nią, by później zrównać się z nią krokiem i wspólnie przekroczyć próg jako nowi ludzie. Jak niewiele było trzeba, by wszystko się zmieniło. Gdy weszli do jadalni, odszukał spojrzeniem jedynie wzroku ojca, który nie musiał nic robić, by przekazać synowi, że wszystko szło zgodnie z planem. Ów plan ciągnący się od sześciu długich lat w końcu ujrzał światło dzienne, a główni zainteresowani wiedzieli o nim wystarczająco, by rozwiały się ich domniemania odnośnie wspólnego śnienia. Morgoth z pewną dozą ulgi zauważył, że nie było nikogo z rodziny Lestrange prócz najściślejszego grona - nestor wraz z panem ojcem i swoją żoną zajmowali miejsca przy stole, chociaż widział, że jego rodzic również zasiadał na szczycie jako równy ze starszym czarodziejem. Nie musieli tego robić, chociaż już samo posiedzenie przybyłych świadczyło o szacunku. Lub chęci upewnienia się, że wszystko pójdzie jak pójść powinno. Ich pojawienie się przerwało rozgrywaną w jadalni rozmowę, lecz nikt nie wyglądał na zawiedzionego tym stanem rzeczy. Dorośli porwali się z krzeseł, by wyjść dzieciom naprzeciw, choć Leon Vasilas jeszcze przez dłuższą chwilę zajmował swoje miejsce, pozostając ukrytym za gęstym obłokiem dymu z cygara. Matka uśmiechnęła się ciepło, odzywając się jedynie cicho Gratuluję, gdy przytuliła policzek do policzka Morgotha, a dopiero po niej nadszedł ojciec. Serce młodego Yaxleya podskoczyło, upewniając go, że wciąż tam było i odczuwało. W końcu tego właśnie pragnął, prawda? Tego wyczekiwał. Uścisku świadczącego i mówiącego o dumie z dziedzica. Dziwne ciepło i zimno przelało się przez ciało Śmierciożercy, gdy wyczekiwana chwila wydarzyła się naprawdę. Pustka została zapełniona, a jego rola jako syna przeszła na nowy etap. Spełnienia.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Taras widokowy [odnośnik]31.05.18 17:28
Latami dążyła do perfekcji, starając się być doskonałą córką, wnuczką i członkinią znamienitego rodu; robiła wszystko, by choroba z dzieciństwa nie przekreśliła jej szans na uznanie jej nie za środek do celu, a osobny, szanowany byt, istotę rozumną, a nie jedynie marionetkę w rękach starszych i mądrzejszych. Stawała na rzęsach, by przypodobać się komu trzeba, by rodzina zawsze mogła być z niej dumna i nawet, gdy czuła się tym wszystkim wyjątkowo zmęczona, nie traciła dumnej postawy należnej szlachciance. W chwilach zwątpienia nauczyła się udawać, a udawanie weszło jej w krew i przeistoczyło w coś całkiem naturalnego. Nie miała więc żadnych obiekcji przed tym, że wybrano jej przyszłego męża; nie była wszakże głupią trzpiotką, a świadomą wagi aranżacji młodą damą. Wiedziała, że pociągnie to za sobą sojusz, na którym ród Lestrange mógł tylko skorzystać, ufała seniorom i swojemu ojcu, a gdy okazało się, że miała zostać wybranką zupełnie kogoś innego, niż się spodziewała, uczucie ulgi spotęgowało poczucie przynależności do tradycji. Jakże mogłaby się jej sprzeciwić, skoro perspektywa dalszego życia wydawała się być wręcz kusząca?
Stojąc na tarasie nie dopuszczała jeszcze do siebie górnolotnych przemyśleń, nie wybiegała w szczegółową przyszłość swoją i swojego narzeczeństwa, a później i małżeństwa. Chłonęła chwilę, lecz zapewne już za kilka godzin miały zalać ją najróżniejsze myśli i uczucia – zyskiwała nowego członka rodziny, sama stawała się częścią innej, a nadchodzące zmiany miały mieć olbrzymie znaczenie w jej życiu. Narzeczony, a później mąż, miał przejąć obowiązki ojca, zapewnić jej bezpieczeństwo, a Marine ani przez chwilę nie wątpiła w to, że Morgoth podoła zadaniu. Theseus był jej ojcem, lecz nigdy nie łączyła ich typowa, rodzicielska więź – być może spowodowane to było brakiem matki, a może samym charakterem czarodzieja, lecz ich relacja opierała się na byciu mentorem i przewodnikiem, nie zaś opiekunem. Dziadek, babcia, Flavien i niegdyś Edith… oni byli dla panny Lestrange najważniejsi, najbliżsi, a teraz pojawiała się osoba, którą dziewczyna powinna wprowadzić w swoim sercu i umyśle między nich. Czuła, że nie miały to być puste gesty, jak zadedykowanie recitalu czy sprawienie nowego zegarka; być może kierowała nią naiwność, ale czuła spokój względem tego, co miało nadejść oraz tego, kim mieli się dla siebie z lordem Yaxleyem stać.
Uczucia wyłaniające się na pierwszy plan były dla niej nowością, zazwyczaj była dość zachowawcza i wolała przemyśleć na chłodno jakąś kwestię, lecz w przypadku mężczyzny było inaczej; zaskakiwała samą siebie tym, jak łatwo przychodziło jej mu zaufać, uwierzyć, czy nawet pozwolić wkroczyć w intymną sferę pierwszego pocałunku. I chociaż tylko przez moment trwali przy sobie, oparci czołem o czoło, Marine wyczuwała, że on potrzebował tego skradzionego momentu tak samo, jak ona. Nic nie mogło jednak trwać wiecznie, a narzeczeni ruszyli wreszcie na spotkanie ze swoimi rodzinami. Lestrange spojrzała przez ramię, gdy wchodzili po schodach, lecz próg domu i jadalni przekroczyli już razem, ramię w ramię i jeśli miało to symbolizować ich dalsze życie, byłaby więcej, niż zadowolona.
Pierwszy od stołu wstał jej ojciec, lecz równie dobrze mogło jej się to tylko wydawać, bowiem Theseus szybko porwał ją w objęcia, nie szczędząc wylewności, jaka na szczęście mieściła się w dopuszczanych normach. Uścisnął mocno swoją latorośl, całując ją w czoło i szepcząc do ucha komplementy i gratulacje. Jeśli nawet Marine była na niego wcześniej zirytowana, w tej chwili czuła już tylko ulgę, bo szczerość emanowała z ojca na równi z dumą, a tę chciała widzieć w jego oczach za każdym razem, gdy się w nich widziała.
Gdy ojciec z córką oderwali się wreszcie od siebie, Marine skłoniła się elegancko pozostałym zebranym, na moment zatrzymując wzrok na nestorze. Spojrzenie mężczyzny było bardzo podobne temu, którym obdarzył ją podczas czerwcowej nocy w Operze, dlatego mogła być pewna, że krewniak jest zadowolony z przebiegu wydarzenia, nawet jeśli do wręczenia pierścionka nie doszło przy stole, a odrobinę wcześniej. Olbrzymią ciekawość wzbudzali w niej lord i lady Yaxley, lecz starała się trzymać to uczucie na wodzy i zamiast rzucać spojrzenie za spojrzeniem przywitała się uprzejmie, uśmiechając delikatnie. Wiedziała, że nie powinna próbować oczarowywać ich za wszelką cenę, bo takie działania mogły przynieść skutek odwrotny od zamierzonego, dlatego po wymianie gratulacji postanowiła pozwolić rzeczom toczyć się naturalnym rytmem. Być może rzeczywiście zerknęła na lady Yaxley o jeden raz za dużo, jednak matki od zawsze budziły jej fascynację; widząc ją w towarzystwie syna panna Lestrange odniosła wrażenie, że łączy ich dokładnie to, co sama chciałaby przeżywać z własną rodzicielką, gdyby ta wciąż żyła.
W tym samym czasie Theseus wyciągnął dłoń do Morgotha, by uścisnąć ją i spojrzeć w oczy przyszłemu zięciowi. Przez ułamek sekundy Marine obawiała się, że ojciec spróbuje rozładować atmosferę niewybrednym żartem w stylu groźby nałożenia klątwy w przypadku, gdyby Yaxley nie okazał się dobrym narzeczonym, na szczęście moment wątpliwości przeminął, a lord Lestrange stanął na wysokości zadania oznajmiając tylko, że z radością powierzy swoją córkę pod opiekę kogoś, kto na co dzień zajmuje się smokami. Cóż, mogło być gorzej.
Nie mogąc długo gniewać się na ojca, Marine posłusznie zajęła miejsce przy stole, oczywiście obok Morgotha, gdy nadszedł czas kolacji. Poruszono temat Festiwalu Lata i debiutu narzeczonych, między wierszami wplatając opinię na temat pogarszającej się kondycji rodu Prewettów. Dziewczyna nie odczuwała potrzeby nieustannego słowotoku, do szczęścia wystarczyło jej odszukanie spojrzenia mężczyzny siedzącego obok czy zerknięcie na swój pierścionek. Tym razem wszystko było realne, nie miała co do tego najmniejszych wątpliwości. W trakcie trwania posiłku odzywała się uprzejmie, lecz oszczędnie, przyjmując raczej rolę obserwatora, co wybaczyli jej chyba wszyscy obecni przy stole – szok zaręczyn musiał wpędzić młodą damę w rozmyślenia, które nie pozwoliły jej na potok słów ani nadmierne epatowanie przynależnym jej szczęściem. Pasowało jej to niewerbalne porozumienie między nią a Morgothem, które przełamała tylko raz, zadając pytanie o sposobność spotkania z jego siostrą – chciała poznać Leię, nim zostanie pełnoprawnym członkiem jej rodziny.
Wszystko zmierzało więc ku dobremu.



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras widokowy 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Taras widokowy [odnośnik]04.06.18 17:08
Oboje byli wychowywani na cudowne dzieci. Posłuszne rodzicom, gotowe w każdej chwili spełnić ich oczekiwania, a co za tym szło również i wolę, którą im narzucano. Nie dyskutowali, znając swoją powinność i nie zamierzając pod żadnym pozorem się jej przeciwstawiać. Yaxley wiedział, że mając do wyboru swoje zachcianki, a dobro rodziny, nie wahałby się, porzucając dawne nawyki i nie bojąc się, że postąpił niewłaściwe. Czasem żałował jedynie, że im bardziej się starał tym los podrzucał mu pod drzwi przeciwności, wystawiając go na próby. Kusząc i obiecując, że tym razem wszystko potoczy się inaczej niż wcześniej. A przecież miał uczyć się na błędach. Zawsze uważał, że była to jedna z jego lepszych cech. Czy miał podołać? Czy miał przejść kolejną próbę i stać się godnym nazwiska, które nosił? Patrząc na Marine, która od teraz miała trwać u jego boku, liczył na to, że przyjdzie mu to o wiele łatwiej niż wtedy gdy stawał naprzeciw przeciwności w pojedynkę. Nie chodziło bynajmniej o to, że zamierzał angażować nową narzeczoną w swoje własne batalie, lecz świadomość jej posiadania mogła okazać się w wielu momentach zbawienna. Przed zrobieniem czegoś zbyt pochopnie. Zbyt pośpiesznie. Niewystarczająco przemyślanie. Jedną złą decyzją mógł ją skrzywdzić, a nie zamierzał do tego dopuścić. Nie wybaczyłby sobie zresztą, gdyby miał żyć z tym wyrokiem dudniącym mu w jaźni niczym nieustępliwy dzwon. Wcześniej żadnej kobiecie nie obiecywał swojej lojalności i słowa dotrzymywał, dlatego cokolwiek działo się przed tym dniem, musiało odejść w niepamięć. Chciał tego, bo nigdy nie mówił czegoś nieprawdziwego, a panna Lestrange nie była osobą, która zasługiwała na traktowanie zachowawcze czy pełne niedopowiedzeń. One miały pojawić się później wraz z jej wątpliwościami, ale póki co zmierzali ku szczerości i taka właśnie mogła plasować się przyszłość. On również był zadowolony z wyboru, którego dokonali poprzedni nestor wraz z opiekunem rodu zamieszkującego wyspę Wight. Nie oczekiwał, nie śmiałby oczekiwać podobnego rozwiązania całej sytuacji, ale ta była niebywale adekwatna i zaskakująca przy okazji. Miał nadzieję, że cokolwiek co przeżyli w snach czy to, co spotykało ich w rzeczywistości nie sprawiło, że młoda dziewczyna nabrała niepewności, jeśli chodziło o jego poświęcenie względem niej. Powiedziała mu już, że wierzy w każde słowo, a jej szczerość przebijała się przez słowa i postawę, ale liczył na to, że nie było to spowodowane jedynie trwającą między nimi chwilą. Jak zawsze perspektywiczny, myślał o tym, co będzie za kilka tygodni, gdy przywyknął do bycia już widywanymi i umiejscawianymi jako jedno, a nie oddzielni członkowie dwóch różnych rodów. Sam mógł być pewien, że Marine nie da mu żadnych powodów do żałowania tej decyzji, a i on zamierzał trwać przy niej bez względu na wszystko. Poniekąd jeszcze nie przeszła pod jego opiekę całkowicie, ale narzeczeństwo miało być próbą nie tylko dla nich wspólnie, ale również i dla niego. Obserwowany przez własnego ojca, rodzica narzeczonej i jeszcze nestora miał zostać poddany próbie na przyszłego małżonka. Czy miał podołać temu zadaniu? Odpowiedniego zajęcia się drogą im córką i krewniaczką? A później miał nadejść ten dzień.
Teraz czuł już spokój. Gdy tradycji stało się zadość, a on zrozumiał, że młoda kobieta przed nim nie bała się, lecz pozwalała na to, by nią odpowiednio kierował. Poddawała się jego sugestiom bez większego problemu i oporu z uśmiechem spełniając jego niewerbalne życzenia. Trwające między nimi nieme porozumienie było mu droższe niż mogła podejrzewać. I nie chodziło jedynie o torturę związaną ze zbędnym potokiem słów, którego nigdy nie był poplecznikiem, ale o nienachalne złączenie. Nigdy jego śmiałe myśli o przyszłej żonie nie wchodziły w ów sferę czy wyobrażenie, które było mu niezwykle cenne. Pomimo płynącej w Lestrange francuskiej krwi nie wyczuwał tej dziwnej odmiany charakterystycznej dla francuskich piesków jak to zwykł nazywać ich stryj Fortinbras. Młodszy Yaxley nie był aż tak ostry w słowach, lecz nigdy nie był zbyt skłonny i przychylny pochodzących z tamtych rejonów rodzin. Dlatego też między innymi tak długo zwlekał z podjęciem decyzji o przeniesieniu się z Peak District do Kent. Nieważne jak bardzo okrutnie to brzmiało taka była prawda. Pomimo sojuszu z rodziną Rosier nie zmieniły się stare nawyki, a serca pozostały równie zimne jak niegdyś. Morgoth miał nadzieję, że później Marine nie okaże się rozkapryszoną panną, której zależało jedynie na znalezieniu odpowiedniego kandydata na męża, lecz, co było dziwne, już teraz być przekonany, że tak się nie stanie. Skąd to wrażenie, że tak dobrze ją znał? Te myśli towarzyszyły mu również podczas trwającej już kolacji, przed którą poznał Theseusa - zdecydowanie różniącego się podejściem do szlacheckich obyczajów niż jego goście. Nawet jeśli powstrzymywał swoje charakterystyczne zachowania, Morgoth dostrzegał w nim pewną pobłażliwość. Czyżby był jedynie kolejnym potwierdzeniem na to, że Francuzi zawsze podchodzili do wszystkiego bez większego zmartwienia, a bezpośredniość była ich codziennością? Jego nestor wykazywał się większą powściągliwością, czemu najwyraźniej zawdzięczał przychylność Leona Vasilasa, z którym rozmawiali na tematy mogące się wydawać niezbyt ważne, ale znając ich inne znaczenie, stawało się wręcz przeciwnie. Opiekun smoków był pod wrażeniem stopnia opanowania retoryki przez oboje mężczyzn lawirujących w przeróżnych kategoriach bez zająknięcia i nie łamiących żadnych z zasad dobrego wychowania. Czy i sam kiedyś miał znajdować się na miejscu jednego z nich? Dość wiele z tych zagadnień trafiało również w jego stronę - kolejny test przyszłego teścia i, co było ważniejsze, nestora rodu przyszłej panny młodej. Odpowiadał na zadane pytania, parował podszyte miłymi słowami podstępy i zachowywał typową dla siebie zwięzłość słowa oraz umysłu. Theseus często pytał go o pracę ze smokami, a gdy dowiedział się, że siedzący przy stole zaledwie chłopiec odpowiadał za dopilnowanie schwytanej na wyspie antycznej smoczycy, najwyraźniej spojrzał na Morgotha nieco inaczej niż dotychczas. W tym wszystkim Yaxley nie zapomniał o siedzącej obok Marine, patrząc na nią od czasu do czasu i chcąc dodać jej spojrzeniem otuchy. Wiedział, że sam miał łatwiejsze zadanie, wszak był przyzwyczajony do surowego wzroku ojca i podobnej też postawy dobrze zbudowanego, najmłodszego żyjącego nestora. Stawienie czoła jemu lub Lestrange'om było nie do porównania. Dlatego też raz niby przypadkiem dotknął delikatnie jej dłoni. Słysząc słowa o Lei, zerknął na siedzącą naprzeciw matkę, lecz ta jedynie uśmiechnęła się delikatnie. Nieco blado, ale to mogli już dostrzec jedynie jej mąż i syn. Morgoth skinął jedynie głową i oznajmił, że to spotkanie na pewno dojdzie do skutku. Ale w jakich okolicznościach? W typowo oficjalnej otoczce toczyła się ów kolacja, a wraz z jej końcem powoli należało się rozchodzić zważywszy na to, że przed Yaxleyami rozpościerała się jeszcze długa droga powrotna. Małżonki nestorów zgodnie wzięły na siebie obowiązek przewodzenia tej części i zgrabnie przekierowały starszych czarodziejów naprzód, pozwalając młodym wyjść ostatnimi. Gdy sala opustoszała, a głosy słychać było z holu wejściowego, Yaxley zatrzymał się jeszcze przed drzwiami pomieszczenia, w którym odbywała się kolacja i odetchnął niezauważenie. - To chyba oznacza do zobaczenia - powiedział spokojnie, patrząc na tak dobrze znaną już sobie twarz. Mieli dzisiaj już tylko tę chwilę, zanim spotkają się następnego dnia na Festiwalu Lata, lecz tam będzie znacznie więcej osób łasych na obserwowanie dwójki świeżo upieczonych narzeczonych. Dziwnie było czuć się teraz częścią czyjegoś życia i zdawać sobie sprawę, że stawało się również elementem drugiej osoby. Ale w tym wypadku było to przyjemne uczucie.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Taras widokowy [odnośnik]06.06.18 19:43
Dzięki odpowiednio odebranemu wychowaniu nie musiała dwa razy zastanawiać się, którego widelczyka użyć do jakiej potrawy lub w jaki sposób jeść wyszukane dania, pojawiające się po kolei na jadalnianym stole. Nie miała najmniejszego problemu z tytulaturą obowiązującą w tym miejscu i rangami, jakie posiadały poszczególne osoby. Wiedziała, że powinna siedzieć elegancko wyprostowana, łokcie trzymać z daleka od blatu, niezbyt szybko odwracać głowę, gdy pytanie nadchodziło nagle z innej strony, niż ta, w którą była ona wcześniej skierowana. Wypowiadać się głosem pewnym siebie, lecz nie nadto donośnym; nie unosić brody zbyt wysoko, jeśli nie chciało się wyjść na przemądrzałą i pretensjonalną. Reguły szlacheckiej etykiety poznała już dawno temu i wpoiła je sobie na tyle skutecznie, że podczas kolacji nie zawahała się ani razu, prezentując wzorową powierzchowność. Pragnęła jednak, by zebrani przy stole dowiedzieli się, że poza nienagannymi manierami Marine Lestrange reprezentuje coś więcej. Że nie jest pusta w środku.
Olbrzymią pociechę odnajdywała w przeczuciu, że Morgoth już to wie. Że zdołał ją poznać lub wyczuć na tyle by wiedzieć, że pod skorupą damy kryje się młoda kobieta, z którą można porozmawiać nie tylko na temat nadchodzących wydarzeń towarzyskich. Że jego przyszłością nie będzie oczekiwanie pod drzwiami jej komnat na wybór tej właściwej sukni, że nie spadnie na niego grad zachcianek nie do spełnienia. Wciąż chciała się uczyć i rozwijać, lecz jej zapędy nie kierowały się w stronę emancypacji, a raczej samorealizacji. Nie byłaby szczęśliwa wiedząc, że sprawia komuś zawód. Nie zamierzała też przejmować nagle wszystkich jego pasji byle tylko mieli o czym rozmawiać na nadchodzących spotkaniach; zresztą milczenie wychodziło im całkiem komfortowo, tym bardziej więc cieszyła się, że będzie mogła przy nim pozostać sobą.
A co myśleli o niej jego rodzice? Ojciec był wszakże nestorem rodu Yaxley, najmłodszym ze wszystkich dwudziestu sześciu, a Marine widziała, że żona nie służy mu jedynie za ozdobę ramienia. Jeśli nie sprzeciwili się kandydaturze panny Lestrange na żonę dla ich jedynego syna, coś musiało im w tej decyzji pomóc – czy była to tylko chęć nie złamania słowa poprzedniego nestora, czy też może faktyczna próba polepszenia stosunków między rodami? Wszystkie mariaże dotyczyły rodowej polityki i nie było sensu oszukiwać się, że stan rzeczy przedstawiał się inaczej. Młoda śpiewaczka wychowywana była na wzorową córkę, wnuczkę, a wreszcie też na wzorową partię; teraz już nikt nie musiał się bić o jej rękę, a skoro do umowy doszło o wiele wcześniej, Lestrange wątpiła, by udział w niej miały jej talenty czy olśniewająca osobowość. Była za młoda, gdy ją zaręczali, musiało więc chodzić tylko i wyłącznie o interes rodu. I chociaż przez ułamek sekundy spostrzeżenie to przyniosło jej przykrość, ta szybko minęła, przegoniona lekkim uśmiechem, posłanym przez lady Yaxley w jej kierunku.
Pierwsze wrażenie zdawało się być pozytywne po obu stronach; Marine od raz wychwyciła moment, w którym Theseus uznał, że Morgoth jest godny szacunku i zainteresowania. I chociaż wątpiła, by wiązało się to z nagłym wybuchem sympatii między mężczyznami, lord Yaxley na pewno mógł spodziewać się zaproszenia do gabinetu przyszłego teścia lub nawet do jego klubu dla panów. Chociaż pochodzili z tego samego kraju, ich zwyczaje i przyzwyczajenia były różne, lecz nikogo z zebranych chyba to nie dziwiło. Wszyscy znali swoje rodowody oraz rodowody swoich towarzyszy, a Marine obiecała sobie, że głębiej zanurkuje w genealogie i z czystej ciekawości dowie się czegoś więcej o przodkach Yaxleyów. Nagła wizja sprawienia narzeczonemu przyjemności i nawet zaimponowania mu znalazła się nagle dziwnie wysoko na liście priorytetów panny Lestrange.
Gdy podchwytliwe pytania zostały zadane i sprawnie z nich wybrnięto, gdy opróżnione zostały ostatnie kieliszki, a koniecznym stało się zapalenie dodatkowych kandelabrów, nadszedł czas rozstania. Na gości z Cambridgeshire czekała długa podróż powrotna, dlatego nie zwlekano z pożegnaniem i Marine ani się spostrzegła, a jej rodzina wraz z rodzicami Morgotha udała się do holu głównego, sprytnie pozostawiając młodych samym sobie na krótki moment. Zatrzymali się przy drzwiach, a dziewczyna podniosła głowę, by móc spojrzeć w oczy swojemu narzeczonemu. Przytaknęła delikatnie, słysząc jego słowa.
- Podróżujcie bezpiecznie – w czasach szalejących anomalii zdanie to nie było tylko pustym frazesem pożegnalnym, ale i szczerą intencją.
Dłonią, na której lśnił turmalinowy pierścionek, chwyciła za dłoń stojącego przed nią mężczyzny. W wyobrażeniach miała opracowaną całą gamę gestów, jakie mogłaby wykonać, jednak Morgoth nie zasługiwał na nic, w czym mógłby zabrzmieć choć najmniejszy fałsz nadmiernego wystudiowania. Zamiast tego, całkiem spontanicznie, Marine powiodła ich złączone dłonie do swojego policzka – wciąż patrzyła mu w oczy, niewerbalnie zapewniając, że wszystko, co ich czeka, dadzą radę pokonać z podniesionymi głowami. Obdarowując go ostatnim uśmiechem patrzyła, jak odchodzi, a po chwili w holu słychać było już tylko melodię nuconą pod nosem przez Theseusa, powracającego do jadalni.
Dokonało się.

zt x2



The past is gone. It went by, like dusk to dawn. Isn't that the way everybody's got the dues in life to pay?

dream on


Marine Yaxley
Marine Yaxley
Zawód : śpiewaczka, dama
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Isn't it lovely, all alone? Heart made of glass, my mind of stone. Tear me to pieces, skin to bone

"Hello, welcome home"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Taras widokowy 060da7246cff3ea68a8b3d81a5de583b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4601-marine-lestrange https://www.morsmordre.net/t4712-gloriana#101007 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5142-skrytka-bankowa-nr-1190 https://www.morsmordre.net/t4719-marine-lestrange#101064
Re: Taras widokowy [odnośnik]05.09.18 12:29
/10.08

Czas uciekał bezlitośnie, znacząc koleje życia pasmem udręk lub szczęścia, wiele zależało od krnąbrnego losu. Przez ostatnie miesiące przeszedłem naprawdę wiele różnych sytuacji, ale w ostatecznym rozrachunku nie było to niczym, co mogłoby wpłynąć na dzieje świata. Ani całego globu, ani nawet światka arystokratycznego. Zdążyłem stracić mojego ukochanego aetonana wraz z pierwszomajowym wybuchem magicznej anomalii, a także poniekąd godność kiedy wuj odsunął mnie na razie od spraw w rodowej operze. To nie tak, że na zawsze, raptem parę tygodni, ale to był męczący czas. Uciekałem wtedy od muzyki, rozważań na jej temat, ale ta zawsze mnie odnajdywała. Nie było o to trudno wśród pałacowych wspaniałości; kilka pokojów muzycznych oraz rozśpiewanych, a także lubujących się w grze na instrumentach krewnych boleśnie przypominało mi o tym, od czego miałem rzekomo odpocząć. Nabrać dystansu. Przestać być tak krytycznym. Interes musiał się kręcić, w tym celu należało zatrudniać śpiewaków i śpiewaczki. Pragnąłem takich, którzy znajdowali się na samym szczycie swych umiejętności. Potrzebowałem silnych osobowości o melodyjnych, czystych głosach, świetnej technice (do ewentualnego szlifu), posiadających charyzmę oraz wdzięk. Nie umiałem odnaleźć perły wśród mułu ani nieoszlifowanych diamentów mających szansę stać się prawdziwie lśniącymi kamieniami w koronie Lestrangów. To prowadziło do frustracji oraz starć ze stryjem, który uważał, że potrzebowaliśmy jedynie dobrych muzyków. Nie umiałem się z tym zgodzić, bojąc się, że nasz autorytet mógłby zostać podkopany. Sama Marine nie udźwignie ciężaru zapewniania operze prestiżu, szczególnie, że niebawem czeka ją rola żony. Będąc innego nazwiska, schowana w paskudnych bagnach Fenlandu może nie mieć dostatecznej siły przebicia, nawet pomimo niewątpliwego talentu oraz wspaniałych rekomendacji najważniejszych członków swej rodziny. Bałem się o nią szczerze, tak jak bałem się kiedyś o swoje siostry. Teraz została mi już tylko jedna.
Festiwal Prewettów, choć ostatni, na jakim miałem się znaleźć, przyniósł zaskakująco dużo pozytywnych bodźców. Nabrałem tempa jeśli chodziło o sprawy prywatne, a ciężar z moich barków ześlizgnął się głośno wprost w morską toń. Poczułem dziwną lekkość wprawiającą mnie w dobry nastrój. Wróżby z lady Harchą były wręcz zapowiedzią wspaniałości, jakie nas czekały i choć nadal uważałem przepowiadanie przyszłości z kształtu ulanego wosku za zabobon, to w tak znakomitym towarzystwie uwierzyłem we wszelką pomyślność czekającą dosłownie tuż za rogiem. Co więcej, udało mi się porozmawiać na jarmarku z kuzynką, z którą umówiłem się na wybieranie najlepszego z carrowowych wierzchowców; a uwieńczeniem wspaniałego pobytu w Weymouth było złapanie wianka Fantine oraz spędzenie z nią cudownego wieczoru, po którym nie spodziewałem się, że tyle myśli oraz planów ułoży się w głowie; z kolei ta część naznaczona pragnieniem zemsty rozmyje się niemal całkowicie. Czy to znak?
Potrzebowałem jednak ukojenia oraz uspokojenia kołyszących się w umyśle rozważań. Dlatego z samego rana po doprowadzeniu się do idealnego stanu, skierowałem swoje kroki na taras widokowy. Surowy, ale przepiękny w swej prostocie widok zapierał dech w piersiach. Zawsze, choć mieszkam tu od dwudziestu czterech lat. Nie zamieniłbym mieszkania na Wyspie Wight na nic innego. Usiadłem więc przy stoliczku, na miękkim, zdobionym krześle. Chwilę przyglądałem się spokojnym zmarszczkom falującej za balustradą wody, aż zawezwałem skrzata. Nie byłem pewien czy picie wina tak wcześnie i to przed śniadaniem nie zostanie odczytane za alkoholizm, ale nie przejmowałem się tym zanadto. Po prostu uniosłem kieliszek wytrawnego, szkarłatnego trunku i delektowałem się nim, zauważając pierwsze promienie słońca, leniwie wstającego na horyzoncie. Tak, musiałem pomyśleć, zdecydowanie.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Taras widokowy [odnośnik]07.09.18 3:01
Od umiarkowanie hucznych obchodów zakończenia Letniego Festiwalu Prewettów minęły już trzy, długie dni i Alix wie, iż mozolny powrót do rzeczywistości zwiastuje niechybne obrodzenie drzew w prawowitego orędownika jesieni - kasztanów, które Lestrange, nieprzerwanie, od dwudziestu lat kolekcjonuje na wrzesień i październik, każdego roku. Wewnętrznie ukryta, jeszcze niewykluta ze swego kokonu, dziecięca poczwarka szepcze, nakazuje wręcz, iż tak właśnie winna robić, tradycję utrzymywać przy życiu niczym Westalki dbające o domowe ognisko. Przechadzać się traktami samotnych topoli, stąpać leśnymi arteriami i nieustannie oglądać się przez ramię czy aby Edith nie idzie tuż za nią. Wolniej, nieuważnie, zupełnie zaabsorbowana tysiącami barw jesiennej sepii. Alix żywi głęboką nadzieję, iż wraz z końcem lata, nadejdzie również kres niedorzeczności świata - zapanuje długo wyczekiwany spokój i to taki, który nie będzie jedynie zapowiedzią kolejnej katastrofy. Ale to nie tak, że dziewczę ma na głowie realne zmartwienia, wszak jej egzystencją nie dyrygują żadne realne konflikty. Prawda?
Jeszcze nie wie czy odgórnie zaliczać początku dnia do porażek; budzi się osępiała (nic nowego) i zmęczona nocą pozbawioną mocnego snu. Dręczyła ją chmara uporczywych obrazów wdzierających się do sennych marzeń. Robiła jej na złość, a na taki stan rozstrojenia, Alix zna jedno, bardzo dobre rozwiązanie. Szczerze! Czy istnieje lepsze antidotum na gorzko-kwaśny poranek niżeli pięciolinie durowych melodii oraz cierpkie, półwytrawne wino w dłoni? Cóż, dla niej najwyraźniej istnieje - wino półsłodkie. Ale skoro skrzat już się pofatygował, butlę otworzył, to Lestrange macha ręką i męczy się ze swoim kwachem, wargi wyginając z każdym pojedynczym łykiem.
Wybiera się na taras, do swoich ulubionych falowych krużganków zdobiących horyzont i jak zaraz chwilę później się okazuje - Flaviena.
Nie chce dziś witać brata gorzką markotnością. Ma czasem wrażenie, że tylko dla niego jeszcze się w ogóle stara i tylko on byłby w stanie w ogóle docenić fortunną nutę jej nastrojów. Owe zdały się właśnie zawitać do furtki samopoczucia, bo na widok brata balast gnuśności zostawia za sobą.
- Popatrz, a ja miewałam kiedyś wątpliwości czy w ogóle dzielimy tą samą krew. Przebacz! - prezentuje jeden z niewielu niepodszytych obłudą uśmiechów, asystuje mu również wymowne spojrzenie na lampkę wina towarzyszącą mu o tej jakże nieprzyzwoitej porze.
Zasiada na wolnym krześle, wzrok posyłając w kierunku morza.
- Wiem, przeszkadzam, ale przepraszam tylko wtedy, gdy mi w istocie przykro. O czym teraz tak rozmyślasz i to na dodatek tak wcześnie?
Alix Lestrange
Alix Lestrange
Zawód : Salonowa mądrala i tłumaczka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Lecz nie! To tylko maska, sztuki podstęp nowy -
Ta twarz, co wyszukanym uśmiechem porywa.
Oto ściągnięte bólem straszliwym oblicze,
Oto prawdziwa głowa i oto twarz żywa
Za rysy tamtej maski kryje się zwodnicze.
Biedna wielka Piękności! Łkanie piersi twojej. "
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Taras widokowy 5c8e360beef9b333e33e9e19bb3f481b
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6354-alix-e-lestrange#160659 https://www.morsmordre.net/t6410-daphne#163152 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6431-alix-lestrange#164054

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Taras widokowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach