Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny z jadalnią
AutorWiadomość
Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]23.12.18 16:53
First topic message reminder :

Pokój dzienny z jadalnią

Do pokoju dziennego wejść można prosto z przedpokoju lub okrążając dom i przechodząc przez kuchnię. Idąc pierwszym sposobem na wprost znajdują się dwie kanapy i ściana okien. Dalej, na prawo stoi stół jadalniany, a jeszcze dalej biały fortepian, wykonany przed wieloma laty na zamówienie matki Alexandra, podarowany mu na piąte urodziny. Za fortepianem znajduje się wyjście na werandę, a obok, na tej samej ścianie co przejście do przedpokoju - tyle, że na drugim końcu salonu naturalnie - wejście do kuchni.
Mapa parteru
Zaklęcia ochronne: Cave Inimicum, Mała twierdza (okna), Tenuistis
[bylobrzydkobedzieladnie]




Ostatnio zmieniony przez Alexander Farley dnia 02.03.21 22:13, w całości zmieniany 3 razy
Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój dzienny z jadalnią - Page 7 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392

Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]10.03.23 17:32
25 VII 1958

Minął ponad tydzień. Dziesięć dni wytrwałych prób i oślego uporu, nie poddającego się ani upałowi, ani rosnącemu zmęczeniu, ani nawet frustracji. Łupinka może wyglądała już nieco lepiej, Argusowi rzeczywiście udało się wymieść z niej najgorszy brud, odłamki szkła, wykorzystać parę lichych mebli, zagospodarować Penny przyjazny i bezpieczny (na możliwości chaty) kącik, lecz za każdym razem, gdy wracał do domu, po plecach przebiegał nieprzyjemny dreszcz. Próbował ignorować oczywiste zagrożenia, jednak myśli stygły z wolna, wybiegały niechętnie naprzód, w jesienne dni - tu właśnie natrafił na mur, ścianę z czystego niepokoju. Potem wyobraźnia podsunęła zimę, a wraz z nią boleśnie obrazowe i nieprzyjemne wizje, od których niedaleko już było do szaleństwa. Może ten dom sprawdziłby się jako letnia noclegownia, ale otulony mrozem i wiatrem prędzej zafundowałby im powolną i bardzo nieprzyjemną śmierć z wychłodzenia. Dojrzał do tego wniosku niechętnie, gdy dzielił ugotowaną (nad ogniskiem, oczywiście) kolbę kukurydzy na pół. Razem z sucharami służyła im za śniadanie, złudzenie pełnego żołądka, do którego musieli się przyzwyczajać już od paru miesięcy. W zamyśleniu westchnął ciężko, uaktywniając dziecko do serii pytań na każdy możliwy temat, zaczynając od nastroju, kończąc na krowich plackach.
- Hej, Penny, przejdziemy się dziś po Dolinie, co? Jest miejsce, które musimy odwiedzić - zarzucił w końcu, próbując przekierować dziecięce myśli na ten jeden tor, na którym sam musiał się skupić. Widział ogłoszenie już parę dni wcześniej, ale ignorował je wytrwale, zbyt dumny na przyznanie przed sobą, że nie da rady samodzielnie podjąć się wszystkich napraw. Nie miał umiejętności, doświadczenia, a chęci w takim układzie nie nadawały się nawet do podcierania. Nie było innego wyjścia - musiał znaleźć im przynajmniej pokój, by w spokoju ducha pracować nad Łupinką. Pani Norris musiała wyczuć tę niepewność, trzymając się dzisiaj wyjątkowo blisko Filcha, zarówno podczas posiłku, jak i spaceru do Kurnika - dopiero przed dotarciem do celu jej uwaga została rozproszona przez małe zwierzę, szeleszczące wśród suchych traw.
- Idź, upoluj nam coś na obiad - burknął posępnie, obserwując przez chwilę oddalający się ogon kugucharzycy. Na szczęście do towarzystwa miał jeszcze uroczą dziewczynkę, której pomagał utrzymać równowagę, gdy przeskakiwała z kamienia na kamień. Gdyby nie ona, pewnie cofnąłby się z trasy, przygnieciony wątpliwościami.
- Wiesz, kto tu mieszka? - on nie wiedział, ogłoszenie o poszkiwaniu lokatorów oszczędziło mu tak istotnej informacji, Penny też nie zdążyła jeszcze poznać wszystkich mieszkańców. Pozwolił jej zapukać do drzwi, dziwiąc się, że nawet taką drobnostkę dziecko potrafi przekuć w wielkie wydarzenie. Była zdecydowanie bardziej podekscytowana niż opiekun, smętnie rozglądający się po otoczeniu.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]14.03.23 16:26
Obiecywałem sobie, że zmienię nawyki i zacznę się kłaść wcześniej, żeby potem jakoś funkcjonować w dzień jak inni śmiertelnicy... ale okazało się, że wcale nie jest to tak łatwe jak zakładało pierwotne założenie. To, że nawet się kładłem wcześniej, niczego nie zmieniało - nie mogłem zasnąć. Nie myślałem o niczym, nawet byłem senny, ale z jakiegoś powodu nie mogłem odpłynąć w kosmiczne sny.

Przewracam się z boku na bok. Kurnik jest cichy i pusty w ten nieprzyjemnie odpychający sposób, od kiedy mieszkam w nim sam.
Otwieram i zamykam oczy, ale niewiele to zmienia. Pokój pochłaniają ciemności. Powinienem wreszcie zasnąć... Ile można tkwić w takim zawieszeniu?
Skrzyp.
To standardowe skrzypienie domu pod wpływem wiatru czy nie?
Skrzyp.
Otwieram ponownie oczy. Ciemność. Nasłuchuję.
Skrzyp.
Nagły rozbłysk czerwonego światła zza okna dachowego oświetla mój pokój. Widziałem już taką poświatę, kiedy superbolid pojawił się na niebie. Co tym razem? Zrywam się z łóżka i wspinam po biurku. Idzie mi to mozolniej niż zwykle, ale to pewnie przez zaspanie. Otwieram okno. Bordowe niebo jest roziskrzone od gwiazd. Doskonale wiem, że jest ich za dużo, jakby nasza galaktyka nagle się skurczyła, a wszystkie obiekty kosmiczne do siebie zbliżyły. Wygląda to pięknie... ale i strasznie zarazem.
Skrzyp. Dziwny dźwięk dobiega z korytarza i jest coraz bliżej. SKRZYP. Ktoś wchodzi po schodach.
Może to Alex? Może Alex wrócił?
Otwieram drzwi i owiewa mnie ciepły podmuch wiatru
- Louie, mon dieu, co ty tu jeszcze robisz?
- Julian...? - jąkam, bo tak, to on stoi przede mną w bordowej poświacie bijącej z nieba. Blady i wyraźnie przestraszony.
- Powinieneś uciekać, mon ami. Tu nie jest bezpiecznie - Julian gorączkowo się odwraca, żeby spojrzeć za siebie. Pole kwitnących maków ciągnące się po horyzont na tle bordowego, nocnego nieba wygląda spokojnie, ale przyjaciel jest coraz bardziej zdenerwowany.
- Nie mogę... Czekam na Alexa - odpowiadam strapiony. I wtedy dostrzegam, że kwiaty za plecami Juliena falują i wyłania się z nich wielki, czarny pies. Jeży sierść na grzbiecie, kładzie po sobie uszy, z pyska toczy mu się piana. Warczy głośno pokazując kły. Zanim reaguję Julian mocno mnie odpycha. Tak mocno, że tracę równowagę i upadam w tył.
- NIE! - upadek wydusza ze mnie to jedno słowo.
Czarna bestia rzuca się na Juliana i znikają mi z oczu wśród czerwonych kwiatów. Pole maków faluje coraz bardziej. To już nie jest łąka... To morze krwi.


- Nie! Julian! - próbowałem się poderwać z miejsca dokładnie w momencie, kiedy coś z impetem pocisku uderzyło mnie w pierś, odbiło się, po czym z głuchym tąpnięciem zeskoczyło na podłogę i pognało po schodach na górę szurając pazurami po deskach.
- Geniusz? - wymamrotałem nieprzytomnie mrugając oczami, żeby wyostrzyć trochę widzenie. Nie było to proste, bo pokój był skąpany w ostrym, oślepiającym wręcz świetle. Siedziałem na kanapie w pokoju dziennym.
Zniknęło pole maków, bordowa poświata nocnego nieba. Zniknął wielki, czarny pies i zniknął też Julek.
Pozostało tylko mocne łomotanie serca i mnóstwo pytań, a z nich najważniejsze: Co ja tu robię?
W głowie mi szumiało jak w niewyregulowanym radiu, kiedy próbowałem sobie przypomnieć wczorajszy wieczór. Na pewno kładłem się do łóżka u siebie w pokoju, na strychu... Więc co robiłem tutaj? Znów to samo?
- Szlag - mruknąłem mocno pocierając dłońmi twarz. Wszystkie mięśnie mnie bolały, jakbym całą noc ćwiczył, a nie spał. I byłem tak cholernie zmęczony... Która godzina? Może jeszcze się położę? Choć na wspomnienie snu poczułem gorycz w ustach i ciarki przeszły mi po plecach. Nie, nie dałbym rady teraz zasnąć, a nawet jeśli, to nie chciałbym wracać do tego snu.
Niespodziewany huk na piętrze sprawił, że podskoczyłem nerwowo na kanapie. Co to było?! I nim zdążyłem choć trochę uspokoić rozszalałe już na dobre serce... rozległo się pukanie do drzwi. Pewnie przez ten sen w pierwszej chwili pomyślałem o Julku. Zerwałem się z miejsca i w dwóch susach pokonałem odległość dzielącą mnie do klamki. Nie zastanawiając się ani chwili otworzyłem drzwi na oścież. A trzeba było się zastanowić.
To nie był Julek. To bardzo nie był Julek.
Na progu Kurnika stał trupi blondas z lecznicy. Z małą dziewczynką.
A ja musiałem wyglądać jak szaleniec z potarganymi włosami, podkrążonymi z niewyspania oczami, ze strupami na prawej stronie twarzy w miejscu szram, które zafundowało mi kocisko ów jegomościa... wciąż będąc na bosaka i w bawełnianej piżamie w biało-niebieskie pasy.
Szlag. Zapomniałem o piżamie.
- T-tak? - patrzyłem z kompletnym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy na Argo... Argusa! Po czym zerknąłem w dół na dziewczynkę i spróbowałem się do niej uśmiechnąć, choć wciąż z zakłopotaniem. Znów spojrzałem na mężczyznę.
- Coś się stało w lecznicy? - wypaliłem jedyne wyjaśnienie obecności Argusa w Kurniku, jakie przyszło mi do głowy.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]16.03.23 22:44
Jeśli miał jeszcze jakieś wątpliwości odnośnie przybycia do Kurnika, otwarcie drzwi wejściowych rozwiało je w mig, powiewem energicznym - jak sam ruch gospodarza. Palce Filcha drgnęły lekko, ściskając dłoń Penny ciut mocniej. To był b e z n a d z i e j n y pomysł, niewarty zachodu, a do jesieni zostało jeszcze mnóstwo czasu, zdecydowanie nauczy się podstaw i zdoła wyklepać tę przeklętą chatę do stanu używalności. Elektryk, hydraulik, majster złota rączka - mógł być każdym przed pierwszymi przymrozkami, musiałby tylko ekspresowo wycofać się z tej niezręcznej sytuacji i zacząć naukę już teraz. Może przy okazji rzucić pracę żeby mieć czas na błędy przy łataniu dachu. Oczywiście przed tymi naprawami wypadałoby zbudować prowizoryczną sypialnię dla Penelope... W wyobraźni to wszystko było bardzo proste, lecz Argus mimo rozwiniętego zmysłu fantazjowania o własnych możliwościach był człowiekiem stąpającym po ziemi dosyć twardo.
Trochę go wryło w tę ziemię, musiał przyznać, z uniesionymi brwiami wpatrując się w Louisa, wyglądającego jakby wyjęli go prosto z zakładu dla obłąkanych. Poczuł, jak Penelope cofa się o pół kroku, reagując nerwowym drgnięciem na zaskakująco szybki ruch drzwi, ale sam nie ruszył się wcale, pozwalając brwiom wyjść z zaskoczenia - znów zmarszczyły się podejrzliwie.
- O, to ty - przywitał się z dziarską niechęcią, wypełnioną brakiem entuzjazmu. Fenomenalnie. Zerknął przelotnie na zegarek, zastanawiając się, co ten człowiek robił całe dnie, skoro o godzinie trzynastej siedemnaście sprawiał wrażenie wyrwanego ze snu. Zero organizacji, dokładnie tak, jak podejrzewał. Jasny chuj, czemu tu jeszcze stał? Odwrót. Z kamienną miną wysłuchał pytania, walcząc z własnymi myślami. Odwrót mówię. Penny też próbowała zrozumieć, przypatrując się nieznajomemu z wyrazem oczywistego zastanowienia na dziecięcej twarzy - prawdopodobnie rozpracowywała inne zagadki niż Argus. Miał jeszcze szansę z tego wybrnąć, ale... no właśnie. Łupinka, twarde postanowienia i inne takie.  
- Niestety - odpowiedział krótko, zachowując powagę bez problemu. Jakoś nie było mu do śmiechu. - Miałeś naprawić kozetkę, rozleciała się pod pacjentem - skłamał gładko, mszcząc się na Louisie za własne zderzenie z rzeczywistością. - Żartuję - dodał chwilę później, nadal śmiertelnie poważnym tonem, czując pociągnięcie ręki i oburzony wzrok dziewczynki, której chyba nie spodobał się żart. Wzruszył niewinnie ramionami, nim przeniósł wzrok z Penny na swojego świeżego kolegę z pracy.
- Penelope, poznaj Louisa. Louis - Penny - przedstawił sobie dwójkę, wszak w cyrku nie można było zapomnieć o eleganckich manierach. W tle rozległo się niezbyt głośne dzień dobry, panie Louis. Filch już widział, jak pytania cisną się na usta dziecka, ale jeszcze je powstrzymywała, nie znając dobrze rozmówcy. On już go przejrzał.
- Widziałem ogłoszenie, ponoć są tu pokoje do wynajęcia, ale właściciel się nie podpisał. Jest tu? - pytanie psychicznie przyszło mu z trudem, ale starał się zachować obojętny ton i resztki nadziei na to, że Louis jest tu zupełnym przypadkiem. Trudno mu było stwierdzić, czy był bardziej zażenowany własnym brakiem odwrotu, czy dumny z trwania przy swoim.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]17.03.23 12:55
W głowie miałem kompletny mętlik, przed oczami wciąż stał mi realistyczny obraz Julka na tle ciemnoczerwonego nocnego nieba i kontrastował z przedzierającym się obecnie rzeczywistym widokiem - Argusa z kamienną twarzą trzymającego dziewczynkę za rękę. Dzisiejsza pobudka znajdzie się w moim TOP 10 najgorszych pobudek w życiu.
Usilnie starałem się wyprzeć senne obrazy z głowy i zebrać myśli, ale nie było to proste. A może nadal śnię?
- C-co? - wyjąkałem, kiedy Argus powiedział o rozwalonej kozetce. Pobladłem jeszcze bardziej przeczesując wspomnienia w poszukiwaniu tego o naprawie kozetki. To możliwe, że zapomniałem o czymś takim i...
I wtedy mężczyzna raczył powiedzieć, że to żart. Wybałuszyłem na niego oczy. Co za...
...dobra. Oficjalnie TERAZ była to najgorsza pobudka w moim życiu.
Byłem tak zamotany, że sam nie wiedziałem jak mam na to zareagować i ostatecznie po prostu stałem tam w progu jak słup soli z miną wyrażającą wszystko i nic jednocześnie.
To musiał być dalszy ciąg tego sennego koszmaru. Może gdybym jednak zamknął teraz drzwi i się położył, to obudziłbym się w prawdziwej rzeczywistości? I właśnie kiedy zacząłem to na poważnie rozważać Argus postanowił mi przedstawić swoją towarzyszkę.
- Lou - poprawiłem go machinalnie, kucając, żeby Penny nie musiała zadzierać aż tak głowy, patrząc na mnie. - Wystarczy Lou - przedstawiłem się dziewczynce i uśmiechnąłem się już bardziej jak ja, wyciągając do niej rękę na przywitanie. Szczerze mówiąc miałem ochotę zostać już na jej poziomie, żeby nie musieć patrzeć ani rozmawiać z Argusem. Wydawała się dużo przyjaźniejsza od niego. Może dlatego, że jeszcze nie oberwałem od niej z piąchy w twarz. Kim była? Czy to możliwe, że to jego córka? Jeśli tak, to już jej szczerze współczułem.
- Miło mi cię poznać i... przepraszam za mój stan, ja... - dodałem wciąż kucając i patrząc głównie na Penny - właściwie nie mam żadnego dobrego wytłumaczenia - zakończyłem z zakłopotaniem i, no musiałem to w końcu zrobić - podniosłem się i spojrzałem również na Argusa.
A potem ten dzień stał się jeszcze gorszy.
- O-ogłoszenie...? - wydukałem nie wierząc własnym uszom. Może to kolejny z jego "żartów"? Błagam! Niech to będzie kolejny z jego żartów...! Ale tym razem mężczyzna już się nie odezwał. Niech to czarna dziura pochłonie, ze wszystkich ludzi na Ziemi, czemu musiał przyjść właśnie ON?!
Przełknąłem ślinę i zaśmiałem się nerwowo, odruchowo pocierając kark z coraz większego zakłopotania.
A gdyby tak skłamać i powiedzieć, że już nie ma wolnych pokoi? - przemknęło mi przez myśl, ale nieważne jak kuszące się to w tej chwili wydawało... byłoby to po prostu podłe i złe.
- T-tak - czy ja zaczynałem się przy tym typie już jąkać? - Całkiem o tym zapomniałem. Tak, są tu wolne pokoje. Przepraszam, wejdźcie do środka - gestem zaprosiłem ich do Kurnika. - Porozglądajcie się, rozgośćcie... tu jest salon - wskazałem na jasne pomieszczenie po ich lewej stronie. - Dajcie mi trzy do pięciu minut, a doprowadzę się do porządku i odpowiem na wasze pytania, ok? - uśmiechnąłem się (bardziej do niej niż do niego) i wpuściwszy ich do domu, sam pognałem po schodach na samą górę, na strych do swojego pokoju.
Argus musiał po prostu nie wiedzieć, że tu mieszkam, a teraz jak już wie, to na pewno i tak nie będzie chciał się tu wprowadzić, nie? Więc nie musiałem się o to martwić. A nawet gdyby potrzebowali się tu zatrzymać na jakiś czas... to przecież im nie odmówię. Jemu i jego bestii, to może i tak, ale była jeszcze dziewczynka, prawda? To nie jej wina, że ma takiego ojca...
Jak tornado wpadłem do swojego pokoju i zmieniłem piżamę na długie, czarne spodnie i zwykły, biały T-shirt. Jeszcze skarpetki... choć kiedy założyłem pierwszą - z wielką dziurą na paluchu, to czym prędzej ją ściągnąłem. Chrzanić skarpety i tak było gorąco.
Zbiegałem boso z powrotem na parter, kiedy zatrzymałem się raptownie na piętrze. Drzwi do pokoju Alexa były uchylone. Dziwne. Nie wchodziłem tu od... od dawna. Zajrzałem do środka, ale nikogo w sypialni nie było. Pomieszczenie na pierwszy rzut oka wyglądało tak jak ostatnio je zostawiłem i miałem już z niego wyjść, kiedy zauważyłem przytrzaśniętą oknem firankę.
Nie otwierałem tu okna, więc jakim cudem...? Jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju, w poszukiwaniu oznak jakiegoś intruza, po czym szybko podszedłem do okna, otworzyłem je i poprawiwszy firankę, ponownie zamknąłem. Porządnie. Tak samo jak pokój, gdy z niego wyszedłem. Nie wiedziałem co tam zaszło, ale nie miałem teraz czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Potem.
Zanim dotarłem do pokoju dziennego, wcześniej skręciłem jeszcze do łazienki, gdzie ochlapałem twarz zimną wodą i przeczesałem włosy starając się je choć trochę ujarzmić. OK, było lepiej. A zarówno ruch jak i woda mnie dobudziły i wreszcie zacząłem myśleć. Z łazienki dziarsko pomaszerowałem do kuchni, a omiótłszy spojrzeniem zawartość szafek... nalałem tylko wody do dzbanka i z nim i z trzema szklankami wreszcie stawiłem się w salonie.
- Jestem. Jeszcze raz za to przepraszam - uśmiechnąłem się nieśmiało. - Może napijecie się wody? - tylko tyle mogłem zaoferować gościom, ale zawsze to lepsze niż nic, prawda?
Naczynia ustawiłem na blacie stołu.
- Jak wam się podoba do tej pory? - zagadnąłem.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]18.03.23 14:22
Musiał myśleć o Penelope. Żadna przeszkoda nie mogła w tej chwili przesłonić jej bezpieczeństwa i komfortu, powinien koncentrować się na tym ponad każdym burzliwym wnioskiem. Argus z trudem stłumił w sobie chęć ucieczki, z kamienną twarzą walcząc z rosnącym zażenowaniem, jak mantrę powtarzając w myślach dziecięce imię, by przypadkiem nie zapomnieć, po co w ogóle pojawił się w Dolinie Godryka. Reakcja Louisa wyraźnie wskazywała na powolne procesowanie sytuacji, Filch zdawał się na jego tle niewzruszony, ale za pozorami skrył się podobny mętlik, energicznie rozrzucający zawartość kolejnych mentalnych szuflad. Miał więcej pomysłów na wymówki niż zgrabne przestawienie własnej sytuacji życiowej, którą wcale nie chciał się z Bottem dzielić, ale nie widział innych ogłoszeń, tylko to jedno, jedyne, najwyraźniej przeklęte. Może zbyt słabo szukał? Może całe życie był przeklęty? Na to mógłby zaśmiać się gorzko - Borginowie byliby do tego zdolni.
Zerknął na Penny, uśmiechającą się do Louisa przyjaźnie, z większą ufnością niż początkowo - dodało mu to odrobinę otuchy, ale nie dało wiary, że cokolwiek może naprawić ten dzień.
- Nie przejmuj się, ja też jestem śpiochem - usłyszał pogodną odpowiedź na przeprosiny, podziwiając w milczeniu dziecięcą postawę. Wspominając swoje dzieciństwo... cóż, chyba nie powinien porównywać jej do siebie. Zwłaszcza teraz. Powstrzymał się przed zmierzeniem majstra ostrzegawczym spojrzeniem, mającym sugerować, że nie powinien spoufalać się za bardzo z Penelope - choć znów przyszło mu to z trudem; teraz już dało się zauważyć, że robił się coraz bardziej spięty i wycofany.
- Mhm - odparł krótko, starając się ukryć własną desperację w mrukliwym dźwięku, zamiast uciekać się do słów - mogłyby zdradzić, jak bardzo nie chce tu być. Odpowiedź brutalnie zmiażdżyła resztki nadziei na przypadkowość. Świat był mały, a Dolina Godryka (najwyraźniej) mikroskopijna. Nic z tego nie będzie przemknęło Argusowi przez myśl, gdy wchodził (po co?! dlaczego?!) do domu, przepuszczając przed sobą Penelope. Właśnie, Penelope - dlatego. Zakłopotania gospodarza nie dało się przeoczyć, a przynajmniej nie było to możliwe z perspektywy Filcha, jego towarzyszka nie mogła wyczuć drugiego dna spotkania, jej obserwacje były więc nieco okrojone, w dodatku spowite dziecięcą niewinnością. Argus zdobył się jedynie na kiwnięcie głową w odpowiedzi na chwilową nieobecność Botta, a gdy ten zniknął na schodach, wolna dłoń machinalnie powędrowała do twarzy, palcami rozcierając skronie. Wiązankę przekleństw zachował w myślach, próbując zebrać je w sensowną całość, gdy dziewczynka pociągnęła go ponownie za rękę, oczywiście nie rozumiejąc, co sprawiało, że tkwił nadal w korytarzu. Idziemy? Brzmienie uroczego głosu ściągało go na ziemię.
- Jasne - odpowiedział słabiej, szukając w sobie mocy na dalszą konfrontację, ale przecież nie mógł się zdemaskować przed dzieckiem. Postąpił parę kroków, mając szczerą nadzieję, że Kurnik będzie okropnym domem i sprawi, że zdanie Penny na jego temat zawsze się w rozpaczliwym Nie chcę tu mieszkać, proszę - dlatego bardziej niż na otoczeniu skupił się na reakcji podopiecznej.
Przegrał już na wstępie. Z kretesem.
Zamknął oczy, modląc się o cierpliwość, gdy dziewczynka puściła jego dłoń, by rozsiąść się na kanapie, nucąc pod nosem i beztrosko przebierając nogami - przez chwilę, bowiem szybko zauważyła najbardziej wyjątkowy element, uciszający ją w ułamku sekundy. Nagła zmiana wyrwała Argusa z zamyślenia, wprowadzając w stan bezwzględnej czujności, jakby cisza była zwiastunką zagrożenia - życie dało mu wiele powodów do takich myśli - rozejrzał się gorączkowo, szukając.
I znalazł. Tak bardzo znalazł.
Teraz to dopiero wryło go w ziemię.
- O k... - yhm - ...onewka - burknął pod nosem, reflektując się w porę ze swoją niewyparzoną gębą. Czy to był fortepian? W Kurniku? W domu Louisa Botta? Fortepian, na jaki Filch musiałby przeznaczyć absolutnie każdego knuta zarobionego przez wszystkie lata życia a i tak nie dotarłby nawet do polowy ceny tego cacka? Zamrugał, próbując upewnić się, że to nie iluzja, ale Penelope także zdawała się zaabsorbowana instrumentem - nie mogło mu się wydawać. Poczuł chłodną szklankę w swojej dłoni, jeszcze nie do końca rejestrując, co tu się odjebało, ale oczu od białego, szlachetnie zdobionego fortepianu nie mógł oderwać. Penelope miała w sobie tyle rozsądku i ogłady, by podziękować za wodę, z lekkim rozbawieniem wpatrując się w Filcha.
- Ty grasz? - wywalił z siebie w końcu, przenosząc niedowierzające spojrzenie na Louisa i jego prosty strój, zupełnie niekompatybilny z elegancją instrumentu. Bott natomiast miał okazję dostrzec w trupim blondasie przerośnięte dziecko, zupełnie zafascynowane i pochłonięte tą rewelacją. Argus kompletnie zignorował pytanie, zapominając nie tylko języka w gębie, ale na chwilę oddalając się również od powodu wizyty - fortepian był teraz ważniejszy. Skąd on go, u licha, miał? Ukradł? Absurd, przecież nie miałby jak... chyba że jednak był czarodziejem? Albo ukradł go z innym czarodziejem? Nie, nie, przecież to była ludzka pierdoła, nie mógł być złodziejem.
- Mogę? - zapytał prawie onieśmielony, wciąż w głębokim szoku, z którym nie próbował walczyć, zbyt stęskniony za klawiszami. Penelope zostawiła wodę na stoliku i zeskoczyła z kanapy, w dwóch susach znów znajdując się przy opiekunie, obiema dłońmi obejmując jego palce. Sama nigdy nie miała okazji widzieć fortepianu, mogła tylko podejrzewać, że to takie duże pianino.
- Zagrasz mi? - dołożyła swoje trzy grosze, równie stęskniona za melodiami, które sprawnie wyrywał z własnego pianina, jeszcze w Londynie, gdy wszystko było nieco prostsze.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]20.03.23 11:33
Dobra, nie było mnie naprawdę góra pięć minut... i nie wiem czy to moje nastawienie i nastrój się zmieniły po przebraniu w normalne ciuchy i ochlapaniu twarzy wodą... czy generalnie w jakiś magiczny sposób zmieniła się cała atmosfera w Kurniku. Może to jakieś zaklęcie rzucone jeszcze przez Alexa?
W każdym razie, kiedy wszedłem do pokoju dziennego z wodą, Argus miał dużo łagodniejszą twarz niż zwykle i wpatrywał się z fascynacją w fortepian, niemal zupełnie mnie ignorując. Ale, szczerze? Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Podałem szklankę najpierw jemu, a później również Penny. Do dziewczynki, swoją drogą, z każdą chwilą czułem coraz większą sympatię.
Argus w końcu się przebudził.
- Tylko na gitarze - odpowiedziałem na jego pytanie, kręcąc głową. W sumie jakoś nigdy mnie nie kusiło, żeby choćby spróbować zagrać coś na fortepianie Alexa. Nie wiem czemu. To był jego instrument. W dodatku dużo szlachetniejszy (w moim mniemaniu) niż gitara i jakoś... nie chciałbym go skalać żadną fałszywą nutą. Tak po prostu. Z chęcią za to słuchałem jak Lex przy nim zasiadał i grał. Muzyka wtedy roznosiła się po całym Kurniku...
Uśmiechnąłem się częściowo do tych wspomnień, a częściowo na widok miny Argusa, który spoglądał na ten fortepian jak dziecko na najpiękniejszą, drewnianą lokomotywę.
Tylko... spoważniałem natychmiast, kiedy Filch zadał kolejne pytanie. Po twarzy przebiegł mi cień i mimowolnie lekko zmarszczyłem brwi.
Po pierwsze to nie był mój fortepian, a po drugie... to był Argus...! Gość, który na mnie napadł ze swoją krwiożerczą bestią i...
Moją myślową tyradę przerwał głos Penny.
- To nie mój fortepian... - zacząłem próbując jeszcze walczyć sam ze sobą, ale jakakolwiek stanowczość uleciała ze mnie jak z przebitego balonika. Miałem w sobie w tej chwili dwa wilki: jeden za wszelką cenę chciał bronić instrumentu Lexa przed łapskami tego typa, a drugi... a drugi miał stanowczo zbyt wielką słabość do dzieci. W sumie... to chyba oba miały.
- ...ale może Alex nie będzie miał nic przeciwko... Instrumenty nie lubią długo stać nieużywane - złamałem się, gdy tylko spojrzałem na Penny. Ech... Czy te dzieciaki w szkole też będą ze mną robiły, co tylko będą chciały?
Oby tylko Argus przez tą chwilę nie zdąży jakoś popsuć tego fortepianu... Oby. Nigdy bym się nie wypłacił, chcąc naprawić taki instrument. Trochę też byłem ciekaw czy gość w ogóle potrafił grać. Na moje oko wrażliwości nie było w nim za grosz, a do muzyki trzeba ją było mieć. Nie dało się inaczej.
Żeby zająć czymś ręce i ugasić palące wyrzuty sumienia, że się na to wszystko zgodziłem, szybko napiłem się wody. Niewiele to jednak pomogło. Czy popełniłem błąd?


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]21.03.23 22:27
Im dłużej instrument stał na linii wzroku Argusa, tym mocniej wypełniało go pragnienie, przebudzające starannie tłumioną tęsknotę za dźwiękami. Ciekawość domagała się natychmiastowego pokonania dzielącej go od fortepianu odległości, palce już czuły chłodne klawisze, a dreszcz szykował się do wędrówki po kręgosłupie. Louis najprawdopodobniej nie zdawał sobie sprawy, że ewentualna odmowa byłaby dla pianisty największą katorgą, najgorszą karą, najbrutalniejszym ciosem wymierzonym prosto w serce - i dobrze, bo choć słabość do muzyki stawała się oczywistością dla każdego, kto miał okazję zobaczyć go podczas gry, Filch wolał nie zdradzać się z natężeniem swojego uzależnienia. W ostateczności mógłby uciec się do bezczelnej samowolki i po prostu zagrać nie pytając o pozwolenie, lecz krew zalewała go na wyobrażenie, że ktoś miałby bez zezwolenia tknąć jego własne pianino. To były zasady, które szanował. Do momentu odmowy, oczywiście.
Zniecierpliwiony czekał na odpowiedzi, przyjmując gitarową informację z myślą zawsze coś - nigdy nie rozważał podejścia do tego instrumentu, jego zainteresowania odbiegały prędzej w czysto klasyczne strony, choćby smyczki, ale sam fakt, że Bott skłaniał się w jakimś stopniu ku muzyce, był miłym zaskoczeniem. Przy założeniu, że miał minimalne wyczucie, równie dobrze mógł rzępolić i kalać nuty dyletanckimi kompozycjami. Nadzieja lśniąca w niebieskich oczach ustąpiła czujności, gdy Filch wyłapał oznaki zawahania u rozmówcy, te zaś pociągnęły za sobą irracjonalny lęk. Był tak blisko, tuż obok, a jednak pojawiała się jakaś przeszkoda, którą musiał sforsować. Na szczęście miał Penny i jej rozbrajający urok. Zarejestrował fakt istnienia Alexa, ale ostatecznie wyduszona zgoda odsunęła ten temat z myśli Argusa, kiedy kiwnął krótko głową w zalążku podziękowania, nim przeniósł spojrzenie na Penelope.
- Zagram - odpowiedział jej cicho, z subtelnym uśmiechem, na co zareagowała szybko, wyrywając do przodu z dziecięcym entuzjazmem. - A-a - mruknął ostrzegawczo, gdy dziewczynka pokonała dwa kroki, ciągnąc za sobą jego dłoń. - Najpierw myjemy ręce - zarządził, by usłyszeć A gdzie?, nim zdążył sam wypytać Louisa o kierunek. Penny bezwiednie weszła w rolę głuchego telefonu, jeszcze trochę i przestaną zwracać się do siebie bezpośrednio.
Jasne spojrzenie ze zgrozą wyłapało drobinki kurzu wylegujące się na dużej pokrywie jeszcze zanim Argus podniósł ją do góry - skoro ma taką okazję, nie będzie przecież bawił się w półśrodki, niech instrument wybrzmi w pełnej okazałości. Uważnie zajrzał do pudła rezonansowego, chcąc zbadać stan strun i młoteczków, w tle dostrzegając Penelope, gramolącą się na podłużne siedzisko - na ten widok nawet nie próbował powstrzymywać uśmiechu.
- Co gramy? - zapytał spokojnie, wyciszając się powoli. Krótkim ruchem zgarnął zagubione pasemko włosów za dziecięce ucho, gdy już usiadł obok. Przy pianinie zawsze musieli prezentować się elegancko - od tej reguły był tylko jeden wyjątek.
- Sasankiiiii - ...właśnie ten wyjątek. Brew sama powędrowała do góry, a usta drgnęły w niepewności prawie niezauważalnie. Pod zgrabnym skrótem kryły się niepozorne kompozycje Satie, stale ogrywane na dobranoc w londyńskim gniazdku, pełne ciepłych, sennych wspomnień. Zganił się w myślach - mógł przewidzieć, że je wybierze. Oddech uwiązł na chwilę, gdy odganiał bolesną wizję sylwetki wtulonej w bok. Satie pomagał Camilli zasnąć, rozmywał ciążące cierpienie, na moment stawiał marnego charłaka w roli bohatera, wartownika na straży spokoju. Nie. W porę zatrzymał w sobie ten oschły odzew. Obawiał się, że było za wcześnie na odegranie Sasanek w całości - dla niego i dla Penelope. Poza tym mieli towarzystwo.
- O tej porze? Louis dopiero wylazł z piżamy, nie chcesz chyba żeby zaraz zasnął - odpowiedział dosyć szybko, sprawnie ukrywając wewnętrzne rozterki i korzystając z przywileju przenoszenia emocji na klawisze - musiał je tylko wstrzymać jeszcze moment, niedługo. Penelope tymaczasem zerknęła na Louisa, próbując ocenić, jak szybko zapadnie w sen pod wpływem nieznanych mu kołysanek. - Zagram ci coś nowego, hm? - na tym polu był bezpieczny - przyjął zgodę wyrażoną we wtuleniu, pogładził krótko dziewczęce ramię i odsłonił klawisze, po czym trącił parę nut z zamkniętymi oczyma, ruchem pełnym wyczucia, wyraźnie wskazującego, że nie jest laikiem. Trzeba dostroić. Wyłączając ten mankament fortepian brzmiał wspaniale, lepiej niż sobie wyobrażał; zapis nutowy był zbędny, dopracowywał kompozycje godzinami, pochylając się nad każdym akcentem, a teraz mimowolnie dodawał od siebie ziarno improwizacji, pozwalając muzyce płynąć. Właśnie w niej zaklinał całą swoją wrażliwość.

| gram: 1 (od 12:26) - 2 - 3 - 4


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]22.03.23 12:02
Wow, Argus się uśmiechnął! Wprawdzie delikatnie i do Penny (to akurat dobrze, bo jakoś chyba dziwnie bym się czuł, gdyby się uśmiechał do mnie), ale i tak mnie to zaskoczyło. Nie wiedziałem, że to w ogóle potrafi! Nim jednak poddałem się całkowicie temu zaskoczeniu, usłyszałem pytanie padające z ust dziewczynki.
- Możesz w kuchni - wskazałem jej ręką pomieszczenie znajdujące się dosłownie na wprost fortepianu. Nie pomyślałem nawet, żeby z nią iść, bo z pewnością da sobie z tym radę samodzielnie. Ja sam zaś wciąż stałem przy stole jadalnym jak kołek, nie bardzo wiedząc co robić i wciąż bijąc się z myślami i wyrzutami sumienia, że pozwoliłem na dotykanie fortepianu Alexa właśnie Argusowi. Tymczasem on zdawał się nie mieć takich moralnych dylematów i już zaczął podnosić nakrywę instrumentu. Na usta cisnęły mi się słowa: "tylko nie popsuj", ale jakimś cudem udało mi się powstrzymać przed ich wypowiedzeniem. Potem zaś wróciła Penny, więc nie powiedziałem już nic. Przyglądałem im się, kiedy zasiadali przed fortepianem i bezwiednie mocniej zacisnąłem palce na szklance... nie wiem, pewnie nie powinienem się tym aż tak przejmować, to w końcu tylko instrument, ale... przecież Lex w końcu wróci. Źle się czułem z tym, że rozporządzałem jego własnością jak gdyby... jak gdyby...
Dopiero wymówienie mojego imienia sprowadziło mnie z powrotem na Ziemię i spojrzałem na nich bardziej otrzeźwiałym spojrzeniem. Spróbowałem się jeszcze uśmiechnąć do Penny, kiedy otaksowała mnie badawczo, ale tym razem chyba mi się to do końca nie udało.
Zagra jakiś "wlazł kotek" i zostawi fortepian w spokoju, Alex niczego nie zauważy... - pocieszyłem się w myślach i wreszcie ruszyłem się z miejsca, cofając się trochę, żeby zrobić im przestrzeń i tak nad nimi nie wisieć. Miałem plan po prostu oprzeć się o ścianę lub kanapę (bo ta cała gra zapewne będzie trwało tylko chwilę), ale kiedy Argus zaczął grać... tak naprawdę grać, to mechanicznie usiadłem na narożniku.
I żeby była jasność: nie byłem fanem takiej muzyki. Gdyby nie Lex, to zapewne niczego podobnego bym nie słuchał tak sam z siebie, ale... to wcale nie oznaczało, że byłem na nią niewrażliwy. Tęskna melodia płynąca z fortepianu przywoływała wspomnienia jak nic innego. Początkowo starałem się im opierać, bo otwieranie tej puszki Pandory przy Argusie, to była ostatnia rzecz, którą bym chciał, ale drań nie przestawał grać, a mnie już zalewały kolejne obrazy.
Szybko zapomniałem, że nadal siedzę na sofie w Kurniku, że przy fortepianie siedział trupi blondas, którego znielubiłem po pierwszych sekundach naszego spotkania... wszystko znikło, była tylko muzyka i nostalgia.
Nocne niebo, na którym wypatrywaliśmy z Julkiem Orionidów... Lex tłumaczący mi już po ewakuacji z Londynu co się wydarzyło... Ben znajdujący mnie w lesie, moi uśmiechnięci przyjaciele z uczelni, śpiewająca w pubie Becky, stryjek pokazujący mi ulicę Pokątną, ośnieżone szczyty Alp, przeprowadzka z tatą do mieszkania w Birmingham, niezbyt szczęśliwie zakończona jazda na motocyklu, Kingsley, którego pchałem na wózku na wzgórze za miasteczkiem, żeby poopowiadał mi o konstelacjach, mama...
Po wybrzmieniu ostatnich dźwięków fortepianu w Kurniku na dobry moment zapadła całkowita cisza i to ona sprowadziła mnie z powrotem do chwili obecnej. Wciąż siedziałem na narożniku lekko zgarbiony i wpatrywałem się tępo w nieokreślony punkt przed sobą zamglonym spojrzeniem. Szybko zresztą się zorientowałem, że to zamglenie wynika z mocniejszego niż zwykle zawilgocenia moich oczu, więc drgnąwszy, szybko spuściłem wzrok i odetchnąłem głęboko, żeby się otrząsnąć ze stanu, w który wprowadziła mnie muzyka.
- Wow - tylko tyle byłem w stanie z siebie początkowo wydusić, kiedy ukradkowo (przynajmniej tak się starałem to zrobić) otarłem nos wierzchem dłoni. Nie chciałem wzbudzać podejrzeń o jakieś wzruszenia twórczością Argusa. Odchrząknąłem też szybko i się podniosłem, żeby tylko jeszcze bardziej udowodnić, że nic mnie to wszystko nie ruszyło, chociaż miałem świadomość, że aktor ze mnie żaden i że widzenie wciąż mam jakieś nienaturalnie zamglone, a ruchy może zbyt nerwowe.
- Naprawdę umiesz grać... - powiedziałem rzeczywiście tym faktem zaskoczony, ale też ze sporą dozą uznania. Przynajmniej miałem pewność, że nie popsuł fortepianu - ewidentnie znał się na rzeczy.
- To co, chcecie zobaczyć resztę domu? - błyskawicznie zmieniłem temat, siląc się na dziarski ton i czym prędzej odwracając się do nich tyłem pod pretekstem poprowadzenia ich na piętro, do kuchni czy gdziekolwiek by chcieli, byle tylko nie patrzeć żadnemu z nich w oczy.
Co się ze mną działo? Może to ten sen mnie tak rozstroił emocjonalnie, że totalnie zmiękłem? Tak, to pewnie to... Tak czy siak - Lou, weź się w garść.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]22.03.23 19:34
Niewiele z poznawanych przez Argusa osób odkrywało jego umiejętności. Nie trzymał ich pod kluczem, nie miał żadnych powodów, by się ich wstydzić i wypierać, lecz mało która okoliczność dawała szansę na zaprezentowanie warsztatu oraz wyczucia. Pianina nie wyskakiwały zza winkla i były nieco mniej przenośne niż gitara - swój mały renesans przeżywał w Londynie, regularnie grywając w miejscach o umiarkowanym prestiżu. Zbyt małym, by zapewnić mu szerszą publikę i rozpoznawalność, a równocześnie wystarczającym do nawiązania paru znajomości - te jednak rozmyły się w wojennym kurzu, niwecząc trudy i starania wielu lat. Ambicje ugięły się pod niefortunnym losem, ustępując miejsca obowiązkom. Nie pierwszy raz został znokautowany w kluczowym momencie, mimo tego pasja pozostała najbardziej żywą częścią jego świata, z czasem tylko ożywiając determinację, dlatego wyciągane na świat nuty prowokowały umysły do przesiąknięcia serwowanymi im emocjami. Uciekały spod palców w zwiewnych subtelnościach, zaakcentowane powściągliwością, by za moment wrócić z mocą w gwałtownej nawałnicy. Nigdzie indziej nie posiadał takiej kontroli - nad sobą i publiką - w tym samym momencie zupełnie ją tracąc. Dobrowolnie oddawał się historiom, każdej rozjątrzonej ranie, wywlekał je wszystkie na światło dzienne, a w ryzach trzymała go zaledwie koncentracja, odpowiedzialna za złudzenie panowania nad życiem. Nie mógłby mieć dość.
Ostatnie nuty musiały kiedyś wybrzmieć. Pozostawiły po sobie znajomy dreszcz i wyciszenie, spływające ulgą po mięśniach. Zapomniał się, gubiąc rachubę czasu i poczucie rzeczywistości, a teraz bardzo nie chciał oddalać się od instrumentu. Rozłąka trwała niespełna dwa tygodnie, lecz siłę tęsknoty prędzej opisałby w miesiącach, mnożąc je przez setki. Grał codziennie od lat - niezależnie od formy, nawet w chorobie, maniacko zagłuszając dotkliwą samotność. Pierwszy dźwięk przerywający refleksyjną ciszę wydała z siebie Penelope, podsumowując kompozycje znajomym westchnieniem, w którym wyczuł okruch tęsknoty. Opuszkiem palca trącił mały nosek, mając nadzieję, że smutek nie rozgościł się w dziecięcym sercu zbyt dosadnie. Większość zapisków poświęcał jej matce, o czym nigdy nie wspomniał dziewczynce, lecz nie dało się wyprzeć celności, z jaką ustrzelał nuty w charaktery i wydarzenia. Nie bez przyczyny wplótł żywszą melodię na koniec. Skupiony na ich małym świecie, ściśle owiniętym nicią tęsknoty za Camillą, zapomniał o istnieniu postronnego słuchacza, którego reakcja wywołała drgnienie ust w prędko stłumionym uśmiechu. Przeniósł spojrzenie na Louisa, z zaciekawieniem studiując jego minę i odbite na twarzy emocje, dla wprawnego obserwatora widoczne gołym okiem, co przyjemnie połechtało muzyczne ego satysfakcją. Nie przyglądał się chłopakowi nachalnie, w lekkim rozbawieniu (i krzcie szczerej sympatii!) przenosząc spojrzenie na Penny, aby Bott miał szansę pozbierać się w swoim czasie. Zgramolił się szybko, może nawet zbyt szybko, serwując Argusowi zaskoczony ton. Nic nowego - przywykł do podobnej reakcji. Inna sprawa, że nigdy nie zrozumiał, skąd się brała.
- No raczej - odpowiedział wywracając oczyma, lecz bez pychy i wyższości, niezbyt głośno i nadal z nietypową łagodnością, jakby skromnie, jakkolwiek nie kłóciło się to z wypowiedzianymi słowami. Co poradzić, był pod wpływem. Muzyki, rzecz jasna; była kluczem, od zawsze - wskazówką, którą nie każdy chciał dostrzec. Jedynym elementem przebudzającym prawdziwe oblicze, zasypane kamieniami, którymi obrywał całe życie - musząc się przed nimi bronić potrzebował twardszej skorupy.
Dopiero na wspomnienie domu dotarło do niego, po co tu przyszedł. Zniechęcenie momentalnie zagrało na nerwach, przypominając o rezygnacji i dziurawych dachach. Krótkim spojrzeniem prześledził odwracającego się Louisa, zanim z rozżaleniem ukrył klawisze pod pokrywą. Penelope znów przyszła mu z odsieczą. Mała bohaterka.
- Chcemy - zdecydowała dziarsko. Argus miał wrażenie, że nie pozostała obojętna na ich dziwne zachowanie, ale kryła to sprawnie - w jej wieku robił to samo. Niechętnie podniósł się z siedziska, ostrożnie przykrył pudło rezonansowe i ruszył za dziewczynką, walcząc z wątpliwościami. Reszta domu z pewnością nie prezentowała się gorzej, szanse na zniechęcenie Penny były marne, do tego wyraźnie polubiła Louisa, choć jeszcze nie zdążyła się rozgadać. Serce pękało mu na myśl, że musi zrezygnować z fortepianu, a dodatkowe rozczarowanie dziecka wprowadzało stan na granicę możliwości. Tyle wystarczyło, by zagonić mimikę do codziennego grymasu, lekko marszcząc brwi. Musiał pogadać z Louisem na osobności, w milczeniu czekał więc na okazję - na szczęście zaciekawienie Penny zawsze brało górę, nowa przestrzeń nie była wyjątkiem.
- Słuchaj... - zaczął, próbując kryć zakłopotanie, ale jakaś zdradliwa nuta i tak wydostała się na powierzchnię. Widocznie jeszcze tkwił w muzycznych snach. Mówił cicho, by rozmowa nie dotarła do dziecięcych uszu - niestety rozczarować musiał ją sam, później. Mimo tego zdobył się na pewność, wracając do nieco oschłego tonu. - Nie spodziewałem się, że tu mieszkasz - to raczej jasne, że nic z tego nie będzie, nie będę ci dłużej zawracał głowy. Wspominałeś coś o Alexie - nie miał pojęcia, że wdeptuje na minę - On jest właścicielem tego domu? Skoro stać go na takie instrumenty, może ma w okolicy więcej nieruchomości? - poszlaka była trafna, fortepiany tej klasy naprawdę kosztowały majątek; kimkolwiek był Alex, musiał być dziany. - Rozglądam się za dwoma pokojami, ale jeden się zda. Dom, który tu mamy wymaga... - tym razem naprawdę się zakłopotał, zalany falą faktów o Łupince. Bott mógł kojarzyć ten dom, Filch nie łudził się - sąsiedztwo uwielbiało plotki, a rozmowa z Letą tylko go w tym utwierdziła. Palcami lewej ręki przetarł nerwowo skroń, ale prędko wrócił do siebie, chowając paskudnie zabliźnioną rękę za plecami. Musiał wziąć się w garść, nie widział innej drogi. - ...paru napraw zanim przekonam się, że Penelope będzie tam bezpieczna.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]06.04.23 13:59
Tak, Penny była bohaterką bez dwóch zdań. Jej dziarski ton i chęć działania sprawiły, że mogłem się skupić na tym co było tu i teraz i choć wspomnienia wcale nie chciały dawać za wygraną, to jednak z pomocą dziewczynki szło mi zdecydowanie lepiej. Kilka głębszych wdechów, kilka mrugnięć oczu i jakoś to będzie... Przynajmniej na to liczyłem.
- W kuchni już byłaś, tu jest wyjście na werandę - wskazałem je, choć raczej oboje go nie przeoczyli, bo znajdowało się tuż obok fortepianu. - Jest fajna, zawsze jest na niej odpowiednio ciepło. Nawet w zimie - rzuciłem w ramach ciekawostki, choć może nie powinienem o tym mówić? Przecież zależało mi, żeby tu nie zamieszkali, prawda? A przynajmniej, żeby Argus tu nie mieszkał (więc na jedno wychodziło). Nie powinienem więc przedstawić domu od najgorszej strony? A zresztą! Czym się przejmowałem? Argus (na moje szczęście) niezależnie od tego co powiem, nie będzie chciał ze mną mieszkać. Prawda...? Więc byłem bezpieczny.
- Przy wejściu do domu mijaliście łazienkę - kontynuowałem idąc w tamtą stronę, bo tam też znajdowały się schody na piętro. - U góry są trzy wolne pokoje. Ten najdalej od schodów jest niedostępny - mówiłem dalej, kiedy Penny zdążyła nas już wyprzedzić ze zwiedzaniem. Nie miałem nic przeciwko. Chciałem wprawdzie dotrzymać jej kroku, ale... Argus miał chyba inne plany i to już kiedy miałem wspiąć się na piętro. Zatrzymałem się jednak i w milczeniu słuchałem jego tłumaczeń. Poczułem tylko, jak mięśnie twarzy na moment mi się spinają, kiedy blondas wymówił imię Lexa, ale liczyłem na to, że nie było to aż tak widoczne. Tym bardziej, że szybko się z tym ogarnąłem.
Dobra, koniec, nie myśl teraz o Alexie, ofuknąłem się w myślach, tylko jak wybrnąć z tej całej sytuacji.
Argus z Penny szukali jakiegoś lokum na czas ogarnięcia swojego domostwa.
Szlag. Doskonale wiedziałem jakie byłoby najlepsze było rozwiązanie tego problemu. Tylko... a może jakieś inne?
Jeszcze na chwilę wstrzymałem powietrze rozmyślając nad innymi opcjami. Nie słyszałem, żeby ktoś jeszcze szukał lokatorów w Dolinie. Była opuszczona Makówka, ale... Niech cię meteor, Lou. Nie będziesz pisać do Julka w sprawie Makówki, kiedy mieszkasz sam w całkiem pustym domu. Ogarnij się!
Rzuciłem krótkie spojrzenie Argusowi, a potem odwróciłem głowę w stronę, skąd dobiegły nas dźwięki bytności Penny. No właśnie, Penny. Do diabła z Argusem i jego futrzaną bestią (dobrze, swoją drogą, że jej tu nie przywlókł), ale, cholera, rozchodziło się przecież o dziecko, które nie było winne bycia pod opieką tego gbura.
Będę tego żałował, będę tego żałował... - szeptał mi głosik w głowie, ale wiedziałem, że no... nie mogłem inaczej, tak? Nie potrafiłbym.
Wypuściłem wreszcie powietrze i pokręciłem głową.
- To jedyny dom Alexa tutaj - odpowiedziałem. - I póki co jest pod moją pieczą - dodałem, żeby też nikt nie miał co do tego wątpliwości. Powolnym krokiem ruszyłem w górę schodów.
- Słuchaj, wiem, że początki mieliśmy dość nieszczęsne, ale no... Nic nie wiem o innych wolnych pokojach w Dolinie, może się coś znajdzie jak popytasz... - kołowałem wokół sedna, ale w końcu musiałem do niego dotrzeć, tak? - Ale w każdym razie są tu trzy wolne pokoje i... no przecież musicie gdzieś spać, tak? - zerknąłem na niego przez ramię i szybko tego pożałowałem. Ale mniejsza z Argusem, chodziło przecież o Penny.
- Mogę pomóc z naprawami, znam się na tym, pójdzie szybciej. I... wrócicie na swoje - kontynuowałem - raczej nie będziemy wchodzić tu sobie w drogę. Jak jestem w domu, to głównie siedzę w swoim pokoju, na strychu. Mieszka tu też wozak - Geniusz - ale lepiej go zostawić w spokoju. No i sowa. A tak to jest tu totalny spokój i cisza, (która doprowadza mnie do szału) więc no... zmierzam do tego, że... - to chyba najgorzej wydukana przeze mnie wypowiedź w życiu. Już o wierszach na odpowiedzi ustnej w szkole umiałem powiedzieć coś składniej (a w interpretacji byłem naprawdę kiepski).
- Że nie miałbym... że nie mam nic przeciwko... jeśli... tymczasowo... się tu zatrzymacie - zakończyłem kulawo, ale szczerze. Ech, no przecież nie będzie gorzej od tego co było, nie? Więc dla rozładowania dziwacznie krępującej atmosfery dorzuciłem czym prędzej:
- Do ciebie jakieś obiekcje pewnie bym miał, ale z Penny wciąż wychodzicie na plus - uśmiechnąłem się pod nosem i przyspieszyłem kroku. Nie namawiałem, tak? Jak znajdą inne miejsce, to też przecież dobrze. Tylko, żeby przez jakieś nasze... niesnaski, żeby Penny nie ucierpiała. Dla jej dobra mogłem spokojnie wsadzić dumę i antypatię do Argusa głęboko w kieszeń.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]10.04.23 22:24
Spojrzenie miał czujne, badawcze - powieki zmrużyły się lekko, gdy dostrzegł reakcję na wypowiedziane imię właściciela. Wyraźnie nie był obojętny Louisowi, lecz Filch nie czuł potrzeby drążenia i rozgrzebywania tematu, był zbyt pochłonięty własnymi sprawami, z Penelope na czele priorytetów. Zresztą, relacje Botta były kwestią o marginalnym znaczeniu w chaotycznym życiu Argusa, dlatego niecierpliwie czekał na odpowiedź, która ostatecznie przyniosła zaledwie rozczarowanie. Nie wróżyła dobrze, a brak dostrzegalnych pisemnych ogłoszeń oznaczał przymus zmiany charakteru poszukiwań - musiałby się z kimś zaznajomić, przekonać do siebie, dowiedzieć się o ewentualnym wolnym lokum pokątnie, zdobywszy sąsiedzką sympatię. Nawiązywanie znajomości nie wpisywało się w poczet jego mocnych stron i był tego całkowicie świadomy, na ogół nie czuł potrzeby przypodobania się ludziom, fałszywa uprzejmość budziła w nim gryzącą irytację, ale teraz, gdy miał pod opieką dziecko, zaczął odczuwać dziwną potrzebę pilnowania się. Dziewczynka nie była niczemu winna, nikt nie powinien oceniać jej przez pryzmat opiekuna - mogłaby mocno stracić na jego wizerunku. Bił się z myślami, nie mając pojęcia, że myśli o sobie podobnie, jak myślał o nim Louis - skrępowany obowiązkiem i pragnieniem zapewnienia Penny jak najlepszego i jak najlżejszego życia tracił nieco swojej niezłomnej pewności, zapadał się i stresował - choć tylko mentalnie, zewnętrznie utrzymując pozory w twardym spojrzeniu. Kiwnął głową ponownie, krótko przyjmując do wiadomości, że u Alexandra nie ma czego szukać i z tego powodu prędko odciął wszelkie rozmyślania, koncentrując się na jak najszybszym opuszczeniu Kurnika. Kontynuowana wypowiedź zupełnie wybiła go z rytmu, sprawiając, że na chwilę zatrzymał się na schodach. Konsternacja wypełniła podejrzliwe spojrzenie, którym w półmroku lustrował rozmówcę, zupełnie nie rozumiejąc toru jego rozumowania. Jaja sobie robił? Milczał chwilę, ostrożnie szukając słów, dopóki nie wspięli się na piętro. Zlokalizował najpierw dziecko, upewniając się, że otoczenie nadal fascynuje ją wystarczająco, by pominąć rozgrywającą się między mężczyznami rozmowę, po czym oparł się o ścianę ramieniem, krzyżując ręce na brzuchu. Obiekcje, ta?
- Świadomość życia na czyjejś łasce to wspaniały początek - i tyle było z wyważonej, dyplomatycznej odpowiedzi. W chrypliwym głosie nie wybrzmiała jednak złośliwość, bliżej mu było do rezygnacji, przy dobrych wiatrach Louis mógł wyłapać też nutę urażonej dumy. Próbował przez chwilę przemówić do własnego rozumu - bez narzekania należy przyjąć ofertę, bo w ten sposób Penelope dostanie bezpieczne schronienie. Sprawa prosta, jak drut. Z drugiej strony - perspektywa nawarstwiania niechęci jednoznacznie kojarzyła mu się z domem rodzinnym i była to ostatnia atmosfera, do jakiej chciałby wracać. Nie znał się może na dzieciach, ale własne traumy wieku młodzieńczego pamiętał na tyle dobrze, by zauważyć, że wyczuwały niuanse i negatywne nastawienie. - Miło, że chcesz jej pomóc, ale naprawa Łupinki to nie kwestia dwóch dni i czterech stuknięć młotkiem. Doceniam gest, poważnie - doceniał. Osobiście nie potrafiłby zachować się podobnie będąc w skórze Louisa, dlatego nie do końca wiedział, co o tym ruchu myśleć, choć odrzucił opcję podstępów i krętactwa - z oczu patrzyło mu, jak szczeniakowi, intencje miał raczej dobre. - Nie szukam litości, jeśli za moją obecnością ma iść twoje męczeństwo, to do chrzanu z takimi układami. Szczerze? Nie znam cię - wzruszył ramionami, nie siląc się nawet na kłamstwa. Miał wstępny pogląd na Botta, przesłonięty czystym zażenowaniem, które osiadło między nimi przez niefortunne okoliczności - gdyby nie to źródło niewygody, majster na ten czas pozostałby mu obojętny, może nawet byłby w stanie się z nim dogadać - oczyma przewracał przecież na trzy czwarte populacji. Argus był szczerym człowiekiem i z tego powodu większość nie przepadała za jego towarzystwem, ale był z tym pogodzony, jeden więcej nie robił różnicy. - tym chętniej posłucham obiekcji, ale skoro istnieje szansa, że wyciągasz je z absurdalnych okoliczności, to może najpierw zweryfikuj swój pogląd zanim zaczniesz mi ubliżać - jak to się stało, że jeszcze nie został dyplomatą?! - Penelope jest kumata, więc jeśli gadasz, że nie masz nic przeciwko, a masz coś przeciwko mnie, to matematyka jej się nie sklei. Albo to wyjaśnimy, albo uznaję propozycję za niebyłą, nie zamierzam być intruzem w twoim domu - tym razem panował nad emocjami, nie unosząc się - mówił zresztą cicho, doskonale wiedząc, że w tle nadstawione zostały ciekawskie uszy. Nawet się nie łudził, na bank podsłuchiwała.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]11.04.23 11:59
Jąkałem, jąkałem, ale w końcu wyjąkałem to, co chciałem przekazać. I co usłyszałem w odpowiedzi?
Z jednej strony mogłem się spodziewać tego typu chłodnej odpowiedzi i tak zresztą było, co innego jednak zwróciło moją uwagę i sprawiło, że mimowolnie uniosłem brwi w zdziwieniu. Naprawdę? To go tak bolało? Moja łaska? Oferta pomocy? No fakt, coś strasznego.
W pierwszej chwili poczułem irytację, w następnej jednak tylko mnie to rozbawiło, więc odwróciłem się do niego z lekkim uśmiechem.
- Wiesz co jest lepszym początkiem? Pobicie i napaść - odparłem zaskakująco pogodnie.
Dobra, może nie powinienem tego przywoływać, ale gość... no... kurka! Gość był niepoważny i zachowywał się jakby miała mu się dziać jakaś nie wiadomo jaka krzywda, przy czym, jeśli w ogóle można było tu mówić o jakichś poszkodowanych, to z pewnością nie był to on. Ale no, niech tam się unosi dumą i nie wiadomo czym jeszcze. Absolutnie nie miałem zamiaru go namawiać. Niech sobie gardzi pomocą i idzie w świat i niech mu Kosmos sprzyja. Byle tylko przez niego nie ucierpiała Penny.
I gdybyśmy na tym zakończyli to może nie byłoby najgorzej, ale Argus najwyraźniej nie miał nawet krzty poczucia humoru. Znaczy tego też mogłem się spodziewać, już go na tyle poznałem, ale no... odruchowo tak mówiłem. I nie pomyślałem, że aż tak go to dotknie, żeby mi walnąć taką tyradą o moim męczeństwie i litości i...
W coraz większym zdziwieniu unosiłem brwi coraz wyżej i wyżej aż zupełnie znikły w odmętach grzywki.
- ...ubliżać? - powtórzyłem za nim. Zaraz... że co? To ja mu ubliżałem do tej pory? Co?
Argus tak mnie zalał jakimś bzdurnym (przynajmniej w pierwszej chwili właśnie tak o nim pomyślałem) monologiem, że nie wiedziałem w ogóle od czego zacząć, żeby to jakoś odkręcić. Naprawdę aż tak go mogły urazić słowa o moich obiekcjach? Może na taki odbiór miało wpływ to moje jąkanie i ta doza niechęci do jego osoby (ale vice versa!)... Tak, to pewnie to. Może powinienem jakoś lepiej to wszystko ubrać w słowa, ale... ech. Wyszło jak wyszło. Teraz trzeba było to jakoś naprostować.
- Słuchaj - odetchnąłem i kontynuowałem na spokojnie:
- Nie zamierzam i nie zamierzałem cię w żaden sposób obrażać, ok? Zażartowałem z naszego początku znajomości, ale tak, masz rację, nie znamy się i ewidentnie nie nadajemy na tych samych falach. I to nazwałem moimi "obiekcjami", ok? Tak dla żartu, bo w praktyce to nie ma żadnego znaczenia. Nie musimy być najlepszymi kumplami, żebyśmy mieszkali pod tym samym dachem, tak? Serio, ja nie mam z tym problemu - zaznaczyłem już bez żartów i szczerze. Jasne, super by było mieszkać z przyjaciółmi, ale... póki co nie stałem przed tego typu wyborem i w ogóle się na to nie zapowiadało, więc nie było o czym mówić. Szukałem współlokatorów.
- Przynajmniej dopóki twój kot nie będzie się na mnie rzucał z zębami i pazurami - dorzuciłem pół żartem, pół serio nie mogąc się przed tym powstrzymać. To było silniejsze ode mnie. Szybko jednak spoważniałem.
- Ja... - zawahałem się, bo jakoś ciężko mi się mówiło o takich rzeczach patrząc w te ślepia przypominające bardziej bryłki lodu niż ludzkie oczy. - Nie szukam współlokatorów z dobroci serca i litości, ok? Szukam, bo będę spokojniejszy ze świadomością, że ktoś oprócz mnie jest w tym domu. I szczerze? Nie obchodzi mnie za bardzo w tej chwili kim ten ktoś będzie, dopóki jakoś się będziemy dogadywać - przerwałem na chwilę wciąż na niego patrząc. - A wierzę w to, że nam też by się to udało, gdybyśmy spróbowali - dodałem.
Kiedyś... bo na razie nie szło zbyt spektakularnie.
- Bez traktowania kogokolwiek jak intruza - przyznałem z pokorą. Argus się tak poczuł? Naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Zaczynałem mieć wyrzuty sumienia, że może moja niechęć do niego wzięła nade mną górę. Nie miałem jednak za dużo czasu, żeby to przeanalizować w tej chwili.
Miałem tylko nadzieję, że wszystkie nieporozumienia między nami zostały już mniej więcej wyjaśnione. Rzuciłem Argusowi jeszcze przeciągłe spojrzenie czekając na jego (z pewnością chłodną jak zawsze odpowiedź) i spróbowałem powoli ruszyć po schodach, żeby wreszcie dotrzeć na piętro.
- Macie dużo czasu do namysłu. Na razie nikt oprócz was się nie zgłosił w sprawie pokoju - powiedziałem głośniej kontynuując oprowadzanie po Kurniku jak gdyby nigdy nic. Może nie powinienem tego mówić, to raczej nie działało na moją korzyść, ale... Nie byłem specem od ekonomii czy marketingu.
- A - odwróciłem się jeszcze na pięcie do Argusa - i serio, wiem na czym polega generalny remont domu - dorzuciłem, bo te "cztery stuknięcia młotkiem" trochę wjechały mi na ambicję. Ale oprócz tego zostawiłem już temat i wreszcie mogłem również Argusowi pokazać dostępne pokoje.


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]12.04.23 22:39
Argus doskonale zdawał sobie sprawę z błędu, do którego (nie pierwszy raz) doprowadziła go impulsywna ocena sytuacji. Nie inaczej niż zwykle radził sobie z zaakceptowaniem niezręczności - czy był lepszy sposób niż udawanie, że nigdy do burdy nie doszło? Skądże! W takim rozwiązaniu wstyd nie zalewał umysłu, a Filch miał pole do wmawiania sobie, że nie ma za co przepraszać i twardo zamierzał się tego trzymać, nawet gdy Bott jednoznacznie przywołał incydent, zmuszając pianistę do złowrogiego zmrużenia oczu, które faktycznie zalśniły przenikliwym chłodem. Mało brakowało, a odpowiedziałby na tę pogodną uwagę, ale nie, o nie, przecież nie da się sprowokować szczeniakowi byle zaczepką, był ponad takie zagrania. Zresztą, pogląd na własny impuls nigdy nie doczekał się w jego głowie miana "pobicia i napaści", bez przesady - ledwo go drasnął, poza tym w słusznej sprawie, więc tymi oskarżeniami mógł sobie co najwyżej rzyć podrapać. Zostawił to spostrzeżenie dla siebie, postanawiając wysłuchać, co Louis miał do powiedzenia i choć sytuacja wydawała się na pozycji bliżej straconej, Argus naprawdę wolał ją naprostować i przejść nad tym feralnym poznaniem. Nawet jeśli nie mieli ze sobą mieszkać, okazji do wpadania na siebie w pracy było aż nadto, zaś każda irytująca mucha każdy konflikt w lecznicy mógł prędko wykurzyć go z posady, do czego nie mógł dopuścić pod żadnym pozorem.
Mieszkanie z kimkolwiek nieznajomym prowokowało dziwny lęk, dzielenie przestrzeni wydawało mu się niewygodne, nawet jeśli tutaj wcale jej nie brakowało. Był przyzwyczajony do swobody i sprawdzonej rutyny, ale przecież od dawna tłukł sobie, że odstępstwa będą konieczne. Musieli się gdzieś ulokować, zaś wykraczanie poza Dolinę Godryka mogło narobić więcej problemów, zwłaszcza logistycznych. Procesował słowa Botta na bieżąco, całą siłą woli próbując nie łapać go za słówka - im dalej zabrną w analizowaniu pobudek i innego syfu, tym trudniej będzie ominąć najbardziej niewygodne kwestie, które mogły mieć niewiele wspólnego z ich relacją. Korzenie nieufności były silne, rozrośnięte głęboko, czerpały szczodrze ze zniewag ojca, który uczulił Argusa na każde nieprzychylne określenie - machinalnie jeżył kolce w obronie, na wszelki wypadek. Teraz musiał je schować świadomą decyzją, daleką od przeczuć, impulsów i instynktów, wyprowadzających w pole i oddalających od prawdziwego powodu, gdyż problemem nie mógł go nazwać. Penny.
- Czysta karta? - powstrzymał wewnętrzny chaos, zadając krótkie pytanie po dłuższej chwili ciszy, gdy wyciągał prawą dłoń w pojednawczym geście. Nie próbował się uśmiechać, nie chciał się do tego zmuszać, równocześnie nie potrafił też przeprosić ani ugiąć pod wyrzutami sumienia - mógłby ciągnąć dyskusję, sam fakt ucięcia jej był w tej chwili wyczynem. Bez spróbowania nie mogli się przekonać, czy rzeczywiście potrafiliby się dogadać. Nie było w nim więcej chłodu, tylko ostrożny dystans, ale i pewność, żadne wahanie nie wpełzło między słowa ani krótki ruch. Naprawdę chciał odnaleźć się wśród mieszkańców Doliny Godryka, w Kurniku, lecznicy i życiu Penelope. Był też przekonany, że czas do namysłu sprowadzi tylko większy mętlik, na co nie miał ani czasu, ani sił, ani ochoty, dlatego na kolejne słowa pokręcił głową ze stanowczością. Jeśli miał się na coś decydować, nie będzie tego roztrząsał godzinami.
- Spróbujmy. Skoro naprawdę nie masz nic przeciwko - nie zaszkodzi się upewnić, miał jeszcze szansę na wycofanie się. - Jeśli się nie dogadamy będę szukał innego miejsca. Od razu mówię, że w takich kwestiach preferuję szczerość - gdyby jeszcze nie zauważył, to już wiedział.
- Dobrze się składa, to nie moja broszka - stwierdził neutralnie, choć wewnętrznie świadomość niemocy paliła go żywcem. - Szybko się uczę, co też wykorzystam - stwierdził, sugerując, że nie zamierza stać i obserwować, jak inni uwijają się przy domu. Może nie powybija sobie palców, nieliczni słuchacze byliby niepocieszeni. Z tą myślą dobrnął wreszcie na piętro, gdzie czekała już Penelope, oparta o ścianę, widocznie znudzona zwiedzaniem korytarza - wbiła w nich spojrzenie, przerzucając je z jednego na drugiego.
- Skończyliście się kłócić? - pytanie rzucone rozbrajającym tonem nie nosiło w sobie pretensji, czym wprowadziła Argusa w czysty podziw - choć z drugiej strony, naprawdę wdała się w matkę i nie powinien być zaskoczony.
- Nie. Pilnuj swojego nosa, młoda damo - odparł z teatralną wyższością, sprytnie chwytając dziecięcą dłoń, by porwać dziewczynkę w krótki piruet. - Pytaj Louisa, o co tylko chcesz, na pewno się jeszcze nie nagadał - jeśli ktokolwiek miał poprawić tu czyjkolwiek humor, zdecydowanie była to bohaterka popołudnia, Penelope.


note by note
bruise by bruise




Argus Filch
Argus Filch
Zawód : strażnik porządku w lecznicy, pianista
Wiek : 29
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler

I crossed a line a life ago

OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8 + 3
Genetyka : Charłak

Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t11606-argus-morpheus-filch https://www.morsmordre.net/t11618-panie-filch#359353 https://www.morsmordre.net/t12161-argus-filch#374483 https://www.morsmordre.net/f223-somerset-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t11619-szuflada-filcha#359354 https://www.morsmordre.net/t11617-argus-filch#359351
Re: Pokój dzienny z jadalnią [odnośnik]10.07.23 17:22
Naprodukowałem się i naprodukowałem, żeby jakoś wyprostować sprawy między nami, ale wciąż nie byłem pewny czy Argus nie dopatrzy się w moich słowach jakiejś... nie wiem, obelgi czy innej zniewagi. Cóż, nawet jeśli, to nie powinienem mieć sobie nic do zarzucenia - próbowałem, tak? Może nawet i za bardzo, ale naprawdę było mi żal Penny i nie chciałem, żeby cierpiała z powodu naszych (czyli moich i Argusa) nieporozumień.
Ostateczna decyzja jednak należała do niego i szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia co zrobi. Docieranie do siebie naprawdę kiepsko nam szło, więc wcale bym się nie zdziwił, gdybym nagle znów dostał po mordzie. Albo... gdybyśmy zakopali wojenny topór?
Dwa słowa zatrzymały mnie w miejscu i spojrzałem najpierw na wyciągniętą w moją stronę dłoń, a później na niewzruszoną (oczywiście) twarz trupiego blondasa.
Mówił serio? Tak wyglądał w każdym razie i nie wahałem się. Jeśli to był tylko głupi żart z jego strony, to trudno, ale jeśli to była szansa, żebyśmy wreszcie doszli do jakiegoś porozumienia... to zamierzałem z niej skorzystać.
- Czysta karta - uścisnąłem mu krótko dłoń, której (o dziwo) nie cofnął w ostatnim momencie.
Okej... pierwsze koty za płoty. I spróbujemy, a jak nam nie podpasuje, to się rozejdziemy.
- Uczciwy układ - przytaknąłem. A szczerość zdecydowanie nam się przyda. Nie widziałem nawet innej opcji tak szczerze mówiąc.
- Pokażę ci co i jak z remontem - dodałem też kiwając głową. Tego typu prace nie były specjalnie trudne, żadnej filozofii w nich nie było i śmiałem twierdzić, że wystarczające były już same chęci, żeby takie rzeczy ogarnąć. Mnie ojciec uczył tego fachu, kiedy wciąż byłem niezbyt rozgarniętym dzieciakiem, więc skoro ja to załapałem, to Argus nie będzie miał z tym najmniejszych problemów, bo mimo parszywego usposobienia... najprawdopodobniej był najrzetelniejszym i najdokładniejszym człowiekiem jakiego poznałem.
Stłumiłem śmiech, kiedy Penny spojrzała na nas i zapytała czy przestaliśmy się kłócić. Oby - przemknęła mi w myślach odpowiedź, ale zamiast niej puściłem do dziewczynki oko tak, żeby produkujący się właśnie Argus nie zauważył. Tak, najwyższy czas powrócić do zwiedzania.
- Hm... Wydaje mi się, że ten pokój może ci się spodobać - zwróciłem się już bezpośrednio do Penny i otworzyłem drzwi do sypialni, którą wcześniej zajmowała Lotta. Nie był to najjaśniejszy pokój (najwięcej słońca wpadało tu z samego rana), ale korony drzew zaglądające przez okna dodawały mu uroku. Przynajmniej ja to tak widziałem. Na ile wpasowywało się to w gust Penny, to się miało dopiero okazać.
- Lubisz obserwować ptaki? - zagadnąłem. - A jak ten nie... to po drugiej stronie korytarza znajduje się inna sypialnia. Strasznie biała... - powiedziałem jakby to był zarzut i największy minus pomieszczenia (w moim odczuciu był, bo kojarzyło mi się ze sterylnymi wnętrzami szpitala) - ...ale w sumie zawsze można go przemalować - dodałem w zamyśleniu. Jakoś ogarnąłbym farbę, albo znalazłbym inny sposób.
- No i na końcu po lewej jest jeszcze jeden, ale to taka klitka... - mówiłem dalej, przeprowadzając ich z spokoju do pokoju, bo, a jakże, nie nagadałem się jak to ujął Argus. I właśnie docierało do mnie, jak bardzo mi tego brakowało. Gadania do kogoś, kto faktycznie słuchał i rozumiał co się do niego mówiło. I w dodatku zadawał pytania! Nie to co miesiące spędzone z sobą samym i zwierzakami...

[zt x2]


Make love music
Not war.
Louis Bott
Louis Bott
Zawód : Drugi Kogut Kurnika, dorywczo może coś naprawić
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Look up at the night sky
We are part of this universe,
we are in this universe,
but more important than both of those facts is that
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
universe is in us
Niemagiczni
Niemagiczni
https://www.morsmordre.net/t1671-louis-bott https://www.morsmordre.net/t1846-niemugolska-poczta-lou#24237 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t5152-louis-bott

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Pokój dzienny z jadalnią
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach